Haining P. - Leksykon duchów

Szczegóły
Tytuł Haining P. - Leksykon duchów
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Haining P. - Leksykon duchów PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Haining P. - Leksykon duchów PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Haining P. - Leksykon duchów - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 LEKSYKON DUCHÓW Strona 3 Peter Haining LEKSYKON DUCHÓW przełożyli Tomasz Wyżyński i Krzysztof Zarzecki W ydaw nictw a A rty sty czn e i Film ow e W arszaw a 1990 Strona 4 Tytuł oryginału A Dictionary of Ghosts Projekt okładki Anna Tworkowska Redaktor Danuta Sykucka Redaktor techniczny Wacława Kołodziejska Wstęp do polskiego wydania Leksykonu i hasła dotyczące duchów pojawiających się w Polsce, mediów i miejsc nawiedzanych napisała Bogna Wernichowska ISBN 83-221-0498-7 © Copyright by Peter Haining, 1982 © Copyright for the Polish edition by Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1990 Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe. 1990 Wydanie I. Nakład 19 700 + 300 egz. Ark. wyd. 17,1. Ark. druk. 22,5 Papier offset kl. III 90 g Skład: Zakłady Graficzne w Pile Druk: Wojskowa Drukarnia w Lodzi Zam. nr 3018 Strona 5 DO POLSKIEGO CZYTELNIKA Autor angielskiego Leksykonu duchów Peter Haining pisze w przedmo­ wie, że na Zachodzie Europy prawie połowa dorosłych mieszkańców wierzy w duchy, a dziesięć procent twierdzi, że zetknęło się z nimi osobiście. Nie wiadomo, jakie byłyby wyniki podobnych ankiet w Polsce. Pytania tego rodzaju zadają u nas tylko etnografowie, mając na myśli zresztą relikty wierzeń ludowych w płanetników, topielców, upiorów i etc., a nie błądzące wśród żywych duchy, przy czym wywiady te przeprowadzane są przede wszystkim z mieszkańcami wsi. Nie znaczy to jednak, że w naszej obyczajowości zainteresowanie istotami z zaświatów, miejscami nawiedzanymi, nawiązywaniem kontaktów ze zmar­ łymi było czy jest znikome. W literaturze wszelkiego rodzaju poczynając od zbiorów baśni i legend, poprzez powieści i poezje, a na pamiętnikach i wspomnieniach kończąc — wiele jest najrozmaitszych historii o duchach. Pisali je znani literaci, interesujący się tamtą stroną życia dziennikarze, przytaczali zasłyszane czy rodzinne historie o duchach rozliczni pamiętnika- rze. Z lat, gdy spirytyzm był dla jednych modną, podniecającą rozrywką, a dla innych życiową pasją i przedmiotem poważnych naukowych badań, pozosta­ ły setki opisów spotkań ze ^jawami na seansach, niewytłumaczalnych zjawisk im towarzyszących, obrazy malowane w transie, poezje dyktowane przez duchy. Czy nasze rodzime zjawy i opowieści z nimi związane różnią się bardzo od angielskich czy niemieckich historii przytaczanych w tym Leksykonie? Jak sami Czytelnicy będą mogli się przekonać, „świat duchów” jest w pewnym sensie kosmopolityczny, nie zna on granic, tak jak nie zna granic ludzka fantazja. Wśród duchów polskich zamków są — podobnie jak w Anglii czy Niemczech — widmowe damy w szatach różnych kolorów, bezgłowe zjawy, rycerze, myśliwi, sokolnicy, okrutni panowie... I po naszych drogach suną bezgłośnie upiorne karety, a na rozstajach i w ruinach pojawiają widmowe psy i konie. Te same wątki — zemsty zza grobu, pokuty za złe czyny, wiarołomnej miłości czy mocniejszych niż śmierć uczuć — występują w rodzi­ mych opowieściach o miejscach nawiedzonych. W Polsce również budzili podziw i lęk swoimi zdumiewającymi właściwoś­ ciami ludzie medialni, zyskiwali sławę jasnowidze. Byli też uczeni starający 5 Strona 6 się wytłumaczyć niezwykłe zjawiska na drodze naukowej — jak chociażby prof. Julian Ochorowicz. Zachowały się rzetelne, drobiazgowe zapiski z sean­ sów z udziałem sławnych mediów. Z myślą o Czytelniku polskim książka została wzbogacona niezbędną liczbą haseł dotyczących duchów występujących w naszym kraju. Więcej na ten temat można znaleźć w książce Duchy polskie czyli przewodnik po nawiedzonych dworach, zamkach i pałacach wspólnego z Maciejem Kozłow­ skim autorstwa. Bogna Wernichowska Strona 7 Dla Philippy z w yrazam i miłości Strona 8 Ali houses in w hich m en h ave lived and died A re H au n ted houses: th ro u g h th e open doors The harm less phantom s on th e ir e rra n d s glide W ith F eet th a t m ake no sound u p o n th e floors. Henry Wadśworth Longfellow (1807-1882) N aw iedzane są w szystkie dom y, w któ ry ch żyli I um ierali ludzie: nie m a takiej chwili, Iżby duchy niew inne nie tykając ziemi Nie krążyły po izbach za spraw am i swemi. Henry Wadśworth Longfellow Nawiedzane domy (Haunted Houses, 1858, przełożył Krzysztof Zarzecki) Strona 9 SŁOWO WSTĘPNE W okropności w idzenia nocnego, gdy sen na ludzie zw yk ł przypadać, zjął m ię strach i drżenie, i w szystkie kości m oje przestraszone są. A gdy duch szedł przy bytności mojej, w stały w łosy ciała mego. Księga Hioba IV, 13-15 (przełożył Jakub Wujek) Jak wynika z ankiety przeprowadzonej ostatnio w Wielkiej Brytanii, czterdzieści cztery procent badanych wierzy w istnienie duchów, co siódmy zaś respondent twierdzi, że się z nimi zetknął osobiście. Studium dowodzi ponadto, iż przeszło połowa mieszkańców Wysp Brytyjskich wierzy w różno­ rakie zjawiska parapsychiczne*. Podobne badania prowadzone na szeroką skalę w Stanach Zjednoczonych dowodzą jeszcze powszechniejszej wiary w duchy, gdyż przyznaje się do niej przeszło pięćdziesiąt siedem procent dorosłych Amerykanów**. Nieco wcześniejsza ankieta przeprowadzona w Republice Federalnej Niemiec nie przyniosła wprawdzie tak wysokiego odsetka odpowiedzi pozytywnych, wykazała jednak, że jedenaście procent dorosłych Niemców zetknęło się z duchami. Z pozostałych osiemdziesięciu dziewięciu procent badanych dalsze siedem procent wierzyło w ich istnienie, trzynaście nie miało w tej sprawie zdania, a tylko sześćdziesiąt dziewięć zaprzeczało w ogóle ich realności. Rezultaty owych badań, chociaż oparte rzecz prosta tylko na opiniach reprezentatywnych przedstawicieli różnych warstw społecznych, ujawniają zaskakującą trwałość wiary w zjawiska nadprzyrodzone, które są przedmio­ tem odwiecznych sporów i polemik. Nie sposób zaprzeczyć, iż stanowią one temat równie fascynujący, jak kontrowersyjny. Raz się je uważa za godne najskrupulatniejszych badań, kiedy indziej za majak chorej wyobraźni. Pojęcie ducha — bezcielesnej istoty na obraz i podobieństwo zmarłego człowieka - występuje w kulturze od czasów najdawniejszych. Przedziwna mieszanina wiary i nieufności, jaką odczuwamy na wieść o ukazaniu się widma, niewiele się w istocie różni od doznań naszych przodków. Postęp wiedzy, nauki i oświaty zmienił wprawdzie wiele niegdysiejszych zapatry­ wań, nie wpłynął jednak zasadniczo na nasz sąd o duchach ani nie zbliżył nas do wyjaśnienia ich natury. Zagadka pozostała zagadką i nie ulega kwestii, iż tu się właśnie kryje źródło nie słabnącego zainteresowania sprawą. Jak łatwo stwierdzić, napisano niezliczone książki o duchach i miejscach nawiedzanych. Różnorodność owych prac jest olbrzymia. Są wśród nich * W edług „The News o f th e W orld” z 4 stycznia 1981 roku. (Przyp. aut.) ** Por.: „The D aily M ail” z 21 października 1979 roku. (Przyp. aut.) 9 Strona 10 relacje naocznych świadków i owoce trudu archiwariuszy, pomniki literackie i jarmarczna tandeta, dzieła trzeźwych obserwatorów i bezkrytycznych łowców sensacji. Gdyby szukać rozwiązania zagadki w literaturze przedmio­ tu, życia by z pewnością nie starczyło. Po cóż tedy spytać można — uzupełniać ową książnicę kolejnym tomem? Powód jest prosty nikt się dotąd nie pokusił o opracowanie leksykonu duchów. Nikt, o ile wiem, nie opisał rozmaitych ich odmian na całym globie, nie stworzył rejestru słynnych zjaw w historii, nie nakreślił sylwetek koryfeuszy demonologii na przestrzeni wieków. W każdym razie nie w jednej książce. Praca niniejsza nie wyczerpuje tematu tak rozległego, że wszystkie szczegóły pomieściłoby dopiero wielotomowe wydawnictwo encyklopedycz­ ne. Jest jednak reprezentatywna, daje dobre pojęcie o zjawiskach nadprzyro­ dzonych i - jak sądzę - okaże się użyteczna nie tylko dla laika, lecz także dla znawcy. Powstała w wyniku ćwierćwiecza studiów prowadzonych zarówno w bibliotekach, jak i w terenie. W wielu hasłach powołuję się na autorytet badaczy wybitniejszych ode mnie, w innych wyrażam opinie własne, formo­ wane na podstawie mnogości źródeł. Przyświecała mi nadzieja stworzenia książki, w której da się znaleźć garść podstawowych informacji o każdym aspekcie wiedzy o duchach. W większości wypadków podałem także wskazó­ wki bibliograficzne pozwalające rozszerzyć lekturę. Spotykam się często z pytaniem, czy wierzę w duchy. Otóż dowody realności owych istot, bytów czy stworów (nazwa nie gra roli) uważam za najzupełniej pewne. Nie mogę im zaprzeczać przeczytawszy tysiące udoku­ mentowanych świadectw i znając osobiście wielu rzetelnych ludzi przekona­ nych, że się naprawdę zetknęli z duchami. Mam przeto nadzieję, iż nawet jeśli Czytelnik otworzy książkę jako przysięgły niedowiarek, wielka liczba auten­ tycznych opisów oraz ilustracji każe mu zmodyfikować swoje poglądy. Niemożliwe przecież, aby tylu Brytyjczyków, Amerykanów i Niemców — nie wspominając o mieszkańcach krajów, z których nie otrzymałem aktualnych wyników badań ankietowych, ale którym poświęciłem w leksykonie dużo miejsca - wierzyło w duchy bez podstaw. PETER HAINING Boxford, Suffolk, luty 1981 Strona 11 A A FR Y T A fryty, zw ane ta k że i f r y t a m i lu b e f r y t a m i , to w ed łu g w ierzeń arab sk ich du ch y ofiar m o rd erstw a, k tó re po w racają n a ziem ię w poszukiw an iu zem sty. W edług d aw n y ch p rz e k a ­ zów afryt pow staje z k rw i zam ordow anego, podnosząc się ja k sm u żk a dy m u z każdej jej kropli, k tó ra p ad n ie n a ziemię. A fryty m ogą być bardzo niebezpieczne, a je d y n y sposób obrony p rzed nim i to w bić w m iejscu zbrodni w ziem ię nie używ any gw óźdź. J a k zauw ażają znaw cy p rzed m io tu , tra d y ­ cja ta, zw ana przygw ażdżaniem ducha, p rzy p o m in a nieco sposób, ja k im się niegdyś posługiw ano w E u ro p ie dla u n ie ­ szkodliw ienia w am pirów . AKTORZY A ktorów uw aża się pow szechnie za g ru p ę zaw odow ą o d zn a­ czającą się szczególnie silną w iarą w d u ch y i w ielkim re s p e k ­ te m dla zabobonów . Ś w iadczą o ty m ro zm aite dziw ne p rz e są ­ dy, ja k ie się sp o ty k a w śród p rzedstaw icieli tej profesji. W ielu ak to ró w uw aża n a przy k ład , że p rzed w ejściem n a scenę trze b a koniecznie dopełnić jak ieg o ś d robnego ob rzęd u m agi­ cznego, któ reg o zaniedbanie m ogłoby doprow adzić do blam a- żu. P rzesąd y te a tra ln e om aw ia w iele publikacji, m iędzy in n y ­ m i obszerna p raca D ictio n a ry o f O m ens a n d S u p erstitio n s (1978) P h ilip p y W aring. A u to rk a pisze, że w iększość ak to ró w św ięcie w ierzy w duchy, a w iele zn an y ch te a tró w m a opinię naw iedzanych. A kto rzy b ry ty jscy używ ają też zabaw nego pow iedzonka: ,,W p ią tek mój d u ch u d ał się n a p rzec h ad zk ę” , któ reg o nie należy oczyw iście b rać dosłow nie; w żargonie ll Strona 12 W idmo Jo h n a B u c k sto n e’a pojaw iające się w londyńskim T h ea tre Royal na H ay m ark et Strona 13 te a tra ln y m oznacza ono p o b ran ie gaży w kasie te a tru . T eatry b ry ty jsk ie n aw ied zan e są głów nie p rzez d u ch y zn an y ch a k to ­ rów przeszłości. N a p rzy k ła d w lo n d y ń sk im T h e a tre R oyal na D ru ry L ane straszy je d e n z n ajsłynniejszych b ry ty jsk ich ak to ró w kom ediow ych, D an Leno; ko m ik S tan ley Ł upino tw ierdzi, że gdy w y stęp o w ał kiedyś w D ru ry L an e w p an to m i­ m ie, u jrzał d u ch a Leno, k tó ry w dał się z nim w pogaw ędkę. W D ru ry L ane pojaw ia się rów nież w idm o w ielkiego a k to ra d ram atycznego C h arlesa K eana; poza ty m w iduje się ta m m ężczyznę ub ran eg o n a szaro, k tó ry je st ja k o b y d u ch em nieszczęśnika zam u ro w an eg o w iele la t te m u w jed n ej ze ścian te a tru . W A d elphi T h e a tre n a S tran d zie pojaw ia się przystojny William Terriss, ulubieniec publiczności w iktoriańs­ kiej zasztyletow any w 1897 ro k u w pobliżu w ejścia dla a k to ­ rów . (-> TEATRY) Je d n a k ż e najsły n n iejsza opow ieść o d u ch ach te a tra ln y c h pochodzi od sir A leca G uinnessa, k tó ry g rając k ied y ś rolę H am leta n a scenie londyńskiego O ld Vic, z p rzerażen iem u jrzał nagle n a w idow ni przyglądającego m u się W illiam a S zekspira. W arto dodać, że istn ieją liczne p rzesąd y te a tra ln e zw iązane z S zek sp irem (-> SZEK SPIR , WILLIAM). W ierzy się n a przy k ład , że g ran ie w M akbecie przynosi nieszczęście; nigdy też żaden dośw iadczony a k to r nie cytuje frag m en tó w sztuki, a zw łaszcza sław nej sceny, w k tó rej w y stęp u ją czarow ­ nice, poniew aż m oże to w yw ołać złe d u ch y i skazać p rz e d sta ­ w ienie n a klapę. ALCHEMIK Z NOWEGO SĄCZA N ocam i n a ry n k u w N ow ym Sączu sp o tk ać m ożna zjaw ę człow ieka, k tó ry w sied em n asty m stu leciu uchodził za je d n e ­ go z n ajznakom itszy ch alchem ików E uropy. To M ichał S ędzi­ wój naw iedza m iejsca, gdzie spędził sw oje la ta chłopięce i ponoć pobierał pierw sze nau k i. K roczy w un iw ersy teck iej todze z podniesioną głową; jego po stać nie rzu ca cienia n aw et przy pełni księżyca. W idm ow e d u k aty , k tó re ro zrzu ca w okół, p ad ają bezdźw ięcznie i zn ik ają z pian iem pierw szy ch kurów . 13 Strona 14 P rzep o w ied n ia głosi, że te n , k to sp o tk a d u ch a alchem ika, będzie m iał szczęście, szczególnie w zd obyw aniu w iedzy. Sędziw ój praw ie całe życie pośw ięcił n a znalezienie sposo­ b u zm ieniania m etali n ieszlach etn y ch w złoto. Po u zy sk an iu ty tu łu d o k to ra, w y ru szy ł w podróż. O dw iedził p racow nie sław nych alchem ików , w b ib lio tek ach w erto w ał sta re rę k o p i­ sy, przep ro w ad zał dośw iadczenia. W S aksonii uw olnił z w ię­ zienia w łoskiego alch em ik a S eth o n a, w trąco n eg o do w ieży przez chciw ego w ładcę, k tó re m u nie chciał zdradzić tajem n icy zm ieniania ołow iu w złoto. W dzięczny S eth o n obdarow ał Sędziw oja u ncją p ro szk u pozw alającego p rzem ien iać ołów w złoto. Na h rad czań sk im zam k u — gdzie p rzeb y w ał n a w ezw anie cesarza R udolfa II, w ielkiego m iłośnika alchem ii — dał Sendi- vogius publiczny p o k az alchem icznego k u n sztu . Z achw ycony cesarz k azał in sk ry p cję o ty m w y d arzen iu w y ry ć n a sk lep ie­ niu sali i sowicie o b d aro w ał Sędziw oja. W W irtem bergii n a dw orze F ry d e ry k a III księciu alch em ik ó w — ja k zaczęto W E u ropie nazyw ać Sędziw oja — u dało się p rzem ien ić ołów i m iedź w złoto. J e d n a k zazdrosny alch em ik M iihlenfels, dotąd faw oryt, zniszczył jego p raco w n ię i zab rał p raw ie cały cu ­ dow ny specyfik. F ry d e ry k III, chcąc w ynagrodzić Sędziw ojo­ wi p rz y k re przeżycia i stra ty , n ad ał ty tu ł b aro n a S eriib eu i do b ra L einingen. Na zaproszenie Z y g m u n ta III W azy dał p u bliczny pokaz, ale udało m u się zaledw ie pow lec sre b rn e m o n ety cien iu tk ą w arstew k ą złota. To niepow odzenie zniechęciło Sędziw oja do publicznych w ystępów , k u p ił n a Ś ląsk u m a jąte k zw any K ra- w arz i ta m spędził o statn ie la ta życia pisząc dzieła n aukow e, ale ju ż nie o u zy sk iw an iu k am ien ia filozoficznego, lecz o w ielu cennych i do dziś u zn aw an y ch odk ry ciach w dziedzinie chem ii. T am też zakończył życie w 1646 ro k u , a w k ró tce po śm ierci jego zjaw ę zaczęto sp o ty k ać nocam i n a now osądeckim ry n k u . (B.W.) Strona 15 ANGAKOK A n g a k o k albo a n g e k o k to szam an eskim oski. J e s t on rodzajem m edium , k tó re m a zdolność p o rozum iew ania się z zaśw iatam i i w yw oływ ania duchów zm arłych. E skim osi w ierzą, że w szystkie nieszczęśliw e w y p ad k i n a m o rzu są sp raw ą duchów przo d k ó w i d la p rzeb łag an ia ich sk ład ają system atycznie ofiary. ANIOŁY Z MONS S ły n n a legenda o A niołach z M ons ( A n g e l s o f M o n s ) należy do najosobliw szych opow ieści o d uchach, gdyż m im o zapew nień człow ieka, k tó ry ją zapoczątkow ał, że je s t to fikcja literack a, pojaw iło się później w iele relacji żołnierzy p rzek o ­ nanych, że faktycznie w idzieli w idm ow e anioły. L egenda zrodziła się 29 w rześn ia 1914 ro k u , w d n iu św ięte­ go M ichała, kiedy w alijski p isarz i d zien n ik arz A rth u r M achen (1863-1947) opublikow ał n a łam ach londyńskiego d ziennika ”T he E v en in g N ew s” opow iadanie The B o w m en (Ł u czn icy), pośw ięcone straszliw ej bitw ie stoczonej 23 sierp n ia 1914 ro k u w rejonie M ons w zachodniej Belgii, gdzie nieliczne oddziały b ry ty jsk ie p ow strzy m ały n atarcie k ilkudziesięciu dyw izji n ie ­ m ieckich, co um ożliw iło w ojskom fran cu sk im bezpieczny odw rót. M achen, p rzejęty b o h aterstw em B rytyjczyków , p rzed ­ staw ił w sw oim opow iadaniu żołnierza, k tó ry w obliczu k lęsk i w ygłasza po łacinie m odlitw ę sp ro w ad zającą n a pole bitw y oddział w idm ow ych łuczników . Z dum ieni żołnierze bry ty jscy w idzą, ja k łucznicy strzelają sreb rzy sty m i strzałam i, od k tó ­ rych nacierający N iem cy p ad ają pokotem . O glądając później ciała poległych, nie zn ajd u ją n a n ich żadnych śladów ran . O pow iadanie M achena, opu b lik o w an e gdy w A nglii p an o ­ w ała atm osfera ogólnego p rzygnębienia, sp otkało się z e n tu z ­ jasty czn y m przyjęciem niezliczonych rzesz czytelników . I te ­ raz n astąp ił nieoczekiw any dalszy ciąg. Po p ew n y m czasie zaczęły z F ran cji n ap ły w ać relacje żołnierzy b ry ty jsk ich , k tó rzy jak o b y w idzieli w czasie b itw y pod M ons w idm ow e postacie — nie łuczników w praw dzie, lecz anioły. Chociaż 15 Strona 16 A nioły z Mons na obrazie A m edego F o restiera relacje różniły się nieco m iędzy sobą, ich sens sp row adzał się do jednego: dziesiątki żołnierzy było p rzek o n an y ch , że na niebie u k azały się rzeczyw iście duchy, k tó re zadały N iem com decydujące straty . N a w ieść o ty m M achen złożył publiczne 16 Strona 17 ośw iadczenie, w k tó ry m stw ierdzał, że opow iadanie stanow i tw ó r jego w yobraźni i nie m a w nim cienia praw dy. M ało kto je d n a k chciał go słu ch ać i opinia p u b liczna p rag n ąca p o tw ie r­ dzenia, że O patrzność je s t po stro n ie p ań stw E n ten ty , uznała legendę o A niołach z M ons za fakt. D zieje p o w stan ia legendy, ze szczególnym u w zg lęd n ien iem roli, ja k ą odegrał M achen oraz uczestnicy bitw y, om aw ia k siążk a R alp h a S h irley a The A n g el W arriors a t M ons (1918). ( -> ŻOŁNIERZE WIDMA) ANKOU A n k o u, czyli stróż cm en tarza, to d u ch sp raw u jący pieczę n a d m iejscam i, w k tó ry ch się grzebie zm arłych. L egendy D ziew iętnastow ieczny sztych przedstaw iający ank o u , czyli stróża cm entarza 2 — L e k sy k o n d u c h ó w Strona 18 o w idm ach tego ro d zaju zn an e są w całej E u ro p ie, a w zięły się stąd, że w czasach p rzed ch rześcijań sk ich w p ierw szy m grobie now ego cm en tarza grzeb an o żyw cem jak ieg o ś nieszczęśnika, aby odstraszał każdego — żyw ego czy u m arłeg o — k to by chciał zakłócić spokój lężącym tu ta j zm arłym . W W ielkiej B ry tan ii w ierzy się, że to an k o u p rzy p raw ia ludzi o ów m im ow olny dreszcz, k tó ry czasam i przeb ieg a im po plecach i w y ry w a z u st trad y cy jn y okrzyk: „K toś p rzeszedł po m oim g ro b ie” . ATENODOROS B o h aterem jed n ej z n ajstarszy ch u d o k u m e n to w an y ch opo­ w ieści o d u ch ach je s t filozof g reck i A tenodoros. J a k pisze P liniusz M łodszy (62-114 n.e.), A tenodoros zatrzy m ał się p ew ­ nego razu w dom u, w k tó ry m straszy ł d u ch człow ieka z a k u te ­ go w kajdany. G dy d u ch u k azał się k tó reg o ś w ieczoru A teno- dorosow i, te n w yszedł za nipa do ogrodu i zauw ażył, że w idm o zniknęło nagle n a sk ra w k u nie p o rośniętej ziemi. N astępnego ra n k a n a polecenie stareg o G re k a ro zk o p an o owo m iejsce i znaleziono szk ielet lu d zk i zak u ty w łań cu ch y . P lin iu sz pisze, że odk o p an e kości pochow ano zgodnie z obyczajem i d u ch nie pojaw ił się ju ż nigdy w ięcej. ATLANTYCKA MARY A tla n ty ck a M ary ( O c e a n B o r n M a r y ) , je d e n z najnie- zw yklejszych duchów A m eryki, to rudow łose, zielonookie w idm o u k azu jące się w m iejscow ości H en n ik er w stan ie New H am pshire. D ziw ny p rzydo m ek M ary pochodzi stąd, że u rodziła się ona n a sta tk u , k tó ry m jej rodzice, em ig ran ci irlandzcy, p łynęli do A m eryki. M ary p rzyszła n a św iat 28 lipca 1720 ro k u w n a d e r k ry ty czn y ch okolicznościach, ja k o że k ilk a m in u t w cześniej sta te k zdobyli k o rsarze pod w odzą niejakiego k a p i­ ta n a P edro. P iraci byliby w ym ordow ali załogę i pasażerów , ale ich dow ódcę ta k rozczuliło kw ilen ie niem ow lęcia, że obiecał darow ać w szy stk im życie pod w aru n k iem , że now o 18 Strona 19 n arodzone dziecko otrzy m a im ię jego żony, M ary. Rodzice ch ętn ie p rzy stali n a żądanie P ed ra, a k o rsarze d otrzym ali słow a i odpłynęli. M ary w yrosła n a p ię k n ą dziew czynę, k tó rej u ro d a budziła zachw yt m ieszkańców N ew H am p sh ire. N iebaw em w yszła za m ąż i w ydała n a św iat czterech k rzep k ich synów . Jej m ąż u m a rł je d n a k i M ary sądziła ju ż, że spędzi resztę życia w spokojnym w dow ieństw ie, gdy niespodziew anie pojaw ił się n a jej drodze nie k to inny, ja k k a p ita n P ed ro, człow iek, k tó ry d aro w ał jej niegdyś życie, u łask aw io n y p orzucił on daw ny p ro ced er i osiadł n a lądzie. L eg en d a głosi, że M ary poślubiła stareg o w ilka m orskiego i żyli oboje razem szczęśliw ie w New H am p sh ire do dziew ięćdziesięciu p a ru lat. Je d n a k ż e od śm ier­ ci M ary jej duch p o w raca n a ziem ię w postaci pięknej dziew czyny, przypuszczalnie, by szukać sk a rb u zakopanego niegdyś w okolicy p rzez jej drugiego m ęża. L egendę o A tla n ty ­ ckiej M ary m ożna znaleźć w k ilk u k siążkach, m iędzy innym i w Y ankee Ghosts (1966) H an sa H olzera oraz P ro m in en t A m e r i­ can G hosts (1967) S usy S m ith. AUBREY, JOHN Jo h n A u b rey (1626-1697), sły n n y fo lklorysta i zbieracz staro ży ­ tności, był je d n y m z p ierw szy ch b ry ty jsk ich kolek cjo n eró w opow ieści o duchach. Jego olbrzym ie silva re ru m M iscellanies (1696) zaw iera w iele ta k ich opow ieści sp isan y ch z u stn y ch przekazów n a te re n ie całej W ielkiej B rytanii. S am A u b rey w ierzył w zjaw iska n ad p rzy ro d zo n e ty m m ocniej, że pew nego razu z etk n ął się w e w łasn y m d om u z niew y tłu m aczo n y m fenom enem . Pisze o ty m w M iscellanies w n astęp u jący sposób: „T rzy czy cztery dn i p rzed śm iercią ojca m ego, około godziny dziew iątej rano, kied y m całkiem rozbudzony leżał w łóżku, posłyszałem nagle za sobą trzy głośne stu k n ię cia w d rew n ian y zagłów ek, praw dziw ie ja k o b y k to liniałem lubo feru łą u d e ­ rz a ł” . Owo przeżycie, p o p a rte św iadectw am i, ja k ie u dało m u się spisać, spow odow ało, że św ięcie u w ierzy ł w istnienie św iata duchów . 19 Strona 20 Jo h n A ubrey, je d e n z pierw szych angielskich kolekcjonerów opow ieści o duchach A UTOSTO POW ICZK A J a k pisze W illiam 01iver S tev en s w książce U nbidden G uests (1949), najgłośniejszą opow ieścią o d u ch ach b y ła ostatnio w A m eryce histo ria w idm ow ej autostopow iczki. Oto p o k ró tce jej treść. P rzy szosie stoi m łoda k o b ieta i zatrzy m u je p rzejeż­ dżające auta. K tóryś z kierow ców z a b ie ra ją do w ozu. D ziew ­ 20