9464
Szczegóły |
Tytuł |
9464 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9464 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9464 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9464 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Aby rozpocz�� lektur�,
kliknij na taki przycisk ,
kt�ry da ci pe�ny dost�p do spisu tre�ci ksi��ki.
Je�li chcesz po��czy� si� z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poni�ej.
2
Janina Wieczerska
Rega� podr�czny
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
S�owo wyja�nienia
Ksi��ka ta zawiera felietony, publikowane w ci�gu przesz�o dw�ch lat (jesie�
76 � wiosna 79) na �amach gda�skiego �Czasu�, nie wszystkie oczywi�cie,
troch� mniej ni� po�ow�, w mojej intencji � t� lepsz�, ma si� rozumie�.
O wyborze decydowa�a jednak nie �lepszo�� formalna tekstu, �ci�le � nie jedynie
i nie przede wszystkim. Decydowa�a pewna ci�g�o�� w�tk�w my�lowych.
Redakcja od samego pocz�tku da�a mi co si�, zowie woln� r�k� (doceniam
t� wielkoduszno�� i jestem za ni� wdzi�czna), st�d i dowolno�� w tematach.
Czasem pisa�am o ksi��ce nowej, czasem (cz�ciej) o dawnej, czasem tylko o
jednej scenie czy rozdziale, czasem za� tylko o zjawisku lub problemie literackim.
Albo i nie literackim, ale zwi�zanym z ksi��k�, lub odwrotnie � nie
zwi�zanym z ksi��k� (tylko na przyk�ad z filmem, sztuk� teatraln�, serialem),
ale z literatur� w jaki� spos�b jednak.
Wybieraj�c te felietony do druku, stara�am si� owe wy�ej wspomniane
w�tki my�lowe uporz�dkowa�. I tak, pierwsza cz�� dotyczy literatury polskiej,
druga, by tak rzec, sposobu istnienia i funkcjonowania �nieuchwytnej
rzeczypospolitej pisarskiej�, trzecia zawiera teksty zainspirowane dzie�ami
historycznymi, albo i beletrystycznymi, ale do refleksji historycznej nak�aniaj�cymi.
Teksty ukazuj� si� w tej postaci, w jakiej zosta�y napisane, tj. nie skre�lam
zda� w rodzaju: �Par� tygodni temu teatr telewizji przedstawi�...�, bo i po co?
I tak nie da si� ukry�, �e s� to felietony dyktowane przez chwil� bie��c�.
J. W.
5
I
Romantyczny styl Tudor�w
Na jakim� uroczystym przyj�ciu w Warszawie, zwi�zanym z polskofrancusk�
wymian� kulturaln�, obok Marii D�browskiej posadzono Gallimarda.
Szefa wielkiej firmy wydawniczej przecie� kto� przedtem chyba
orientowa�, who is who, tym niemniej pierwsze pytanie, z kt�rym zwr�ci� si�
do pisarki, brzmia�o: Pani te� jest wydawc�, prawda? Par� tygodni temu grupa
uczonych humanist�w (W�och, Belg, Francuz) zwiedza�a Na��cz�w � oczywi�cie
kiwali uprzejmie g�owami, gdy im nadmieniono, �e Prus, �e �eromski
tutaj w�a�nie, ale jasne by�o, �e im te nazwiska nic nie m�wi�. Iwaszkiewicz
r�bn�� przed laty ze z�o�ci�, �e nasza literatura nie jest na Zachodzie bardziej
znana ni� literatura Wybrze�a Ko�ci S�oniowej. Anna Pozner, �yczliwie, ale
g�upio, poucza�a nas kiedy� w wywiadzie dla �Polityki�, �e trudno nam�wi�
wydawc�w na publikacj� t�umaczenia polskiej ksi��ki, bo nasza literatura
jest zbyt specyficzna, zbyt zag��biona w polskie sprawy, zbyt m a � o u n i w
e r s a l n a, a wi�c nieinteresuj�ca b�d� niezrozumia�a dla Europy. Diagnoza
ta jest zreszt� echem naszych rodzimych spekulacji i docieka� przyczyn
faktu, sk�din�d niepodwa�alnego � nieobecno�ci polskich nazwisk �na salonach�
(za kt�re uwa�a si� rynki paryski i anglosaski).
Jest to diagnoza komicznie p�ytka, nie wytrzymuj�ca konfrontacji z faktami,
a tak�e � zw�aszcza gdy j� kto� we�mie na serio, jako dyrektyw� pisarsk�
� przynosz�ca szkod�, bo inspiruj�ca dzie�ka wt�rne i pod �urnal paryski.
�Od czasu wydania u nas Upadku Camusa � pisze Andrzej Wasilewski � ci�gle
w naszych powie�ciach kto� si� topi, a kto� inny nie spieszy na ratunek�.
C� wi�c z tego, �e tematyka �uniwersalna�, jak odpisana z cudzego zeszytu?
Z kolei zreszt� �plagiatowo�� polskich prze�om�w literackich� te� si� sta�a
s�dem obiegowym, bardzo a bardzo potrzebuj�cym rewizji.
Ale wr��my do �specyfiki� jako hamulca popularno�ci. Ca�y �wiat od pokole�
czyta Trzech muszkieter�w, mimo �e intrygi frakcji kardyna�a Richelieu
s� nader �specyficzne�. Ca�y �damski wy�� czyta Ani� z Zielonego Wzg�rza
mimo tak specyficznych reali�w, jak szk�ka niedzielna, metody�ci, prezbiterianie;
libera�owie, konserwaty�ci, stypendia Richmonda itp. Zreszt� po to m.
in. jest w�a�nie literatura, �eby �specyficzno�� wydobywa� i tym samym
6
umo�liwia� narodom wzajemne poznanie si�. Nie ma co si� nad tym rozwodzi�.
Jest rzecz� oczywist� (i a� dziw, �e mimo oczywisto�ci przegapion�), i� popularno��
danej literatury w �wiecie jest pochodn� popularno�ci kraju, kt�ry
j� wyda�. I nie dotyczy to tylko pi�miennictwa. Kiedy po wojnach napoleo�skich
zosta�a na placu zwyci�ska Anglia, romantyczna (i zbuntowana nawet)
Europa zwracaj�c si� do przesz�o�ci widzia�a j� przez angielskie okulary �
Walter Scott sta� si� wzorem dla autor�w powie�ci historycznych, a architekci
mi�uj�cy �dawno�� kopiowali styl Tudor�w, i to gdzie si� da�o � przyk�adem
dworzec wroc�awski i zamek w K�rniku.
Kuriozalna b�d� co b�d� przebudowa zamku w K�rniku jest bardzo charakterystyczna
� Tytus Dzia�y�ski by� cz�owiekiem naprawd� wykszta�conym,
rzetelnym patriot�, i nie w g�owie mu byty dyletanckie i egzaltowane imprezy,
w jakich celowa�a na staro�� Izabela Czartoryska. Wiele zrobi� dla ratowania
�staro�ytno�ci polskich� (jak to si� wtedy m�wi�o), w�asn� rezydencj� przerobi�
jednak w stylu co prawda �staro�ytnym�, ale cudzym.
Ten�e Tytus Dzia�y�ski mia� przy tym program spo�eczno-narodowy zupe�nie
pozytywistyczny. Pisa� w roku 1853 (dno mi�dzypowstaniowe!): �Zach�cajcie
nar�d s�owem i przyk�adem do pracowito�ci, do umiarkowania, do
gospodarstwa i przemys�u, tak a b y p r z y j a z n e c h w i l e m o g � y n
a s z a s t a � o p a t r z o n y c h w d o s t a t k i, c n o t � i m � s t w o,
b o na t y c h s t o i n i e p o d l e g � o � � n a r o d u�.
�W d o s t a t k i�... Dzia�y�ski, cho� hrabia, przecie� poznaniak, wiedzia�,
�e i najprzyja�niejsze chwile nic nie pomog� narodowi biednemu, s�abemu
gospodarczo. Styl Tudor�w nie dlatego sta� si� modny, �e odpowiada� romantycznej
epoce, ale dlatego, �e sta�a za nim podw�jna pot�ga i �wietno��
Anglii � Tudorowskiej i dziewi�tnastowiecznej, przemys�owej.
Wi�c sumuj�c... Ale po co, chyba wszystko jasne.
7
Osobliwy przypadek: Fredro
W�r�d anegdot z cyklu �humor z sal egzaminacyjnych� jest i odpowied�
pewnej kandydatki do szko�y aktorskiej na pytanie, kiedy tworzy� Fredro.
Nieszcz�sne dziewcz� paln�o: w osiemnastym wieku, no i obla�o, bo jak�e:
napoleo�ski oficer i osiemnasty wiek? O Trzy po trzy nie s�ysza�a?
Wida� nie s�ysza�a. Wida� poprzesta�a na lekturze Zemsty i �lub�w panie�skich.
A je�li tak, to pomy�ka jej nie by�a znowu tak bardzo skandaliczna.
Bo na zdrowy rozum i wyczucie bior�c: �atwiej by�oby nam umiejscowi�
Fredr� � autora Zemsty, obok autora Sarmatyzmu, Fredr� � autora �lub�w
panie�skich, obok autorki Malwiny (podtytu�: �czyli domy�lno�� serca�; u
Fredry: �czyli magnetyzm serc�!) ni�...
Ni�... Ot� to w�a�nie: niby o tym wiemy, a jednak zestawienie dat wci��
dzia�a szokuj�co. Fredro zacz�� pisa� Zemst� w tym�e samym roku 1832,
kiedy ukaza�a si� Dziad�w cz�� trzecia Mickiewicza. Dziad�w cz�� trzecia
bezlito�nie drwi z salonu warszawskiego, kt�ry Zemst� powita�by oklaskami.
Ale w roku 1832 salonu warszawskiego (na razie, z przyczyn obiektywnych)
ju� nie by�o...
Je�liby patrze� na spraw� wy��cznie z punktu widzenia historii l i t e r a t
u r y, to nawet by si� �adnie rymowa�o: w tym samym dwuleciu powstaje arcydzie�o
dramatu narodowego i arcydzie�o komedii polskiej. Co za p�odna
epoka, co za eksplozja talent�w! Rymowa�oby si�, zgadza�o, mo�na by rzec,
�e zgo�a jak w �wielkim wieku� Ludwika XIV � w tragedii Racine, w komedii
Molier. Ale tre��, tre��! Tu si� nic nie rymuje, nie zgadza. S�ynne, przys�owiowe
pytanie Damy M�odej z salonu warszawskiego: �czemu o tym pisa� nie
chcecie, panowie?� skierowane do Fredry nie by�oby pomy�k� w adresie.
Kierowano je zreszt�. Wyrzut w nim zawarty wyra�ano expressis verbis.
Gdzie tam wyrzut! Zarzut, oskar�enie. S�ynna napa�� Goszczy�skiego, kt�ra
Fredr�, wed�ug jego w�asnej deklaracji, przyprawi�a o d�ugoletnie milczenie,
to jest w�a�nie to.
W lutowym numerze �Tw�rczo�ci� znajduje si� znakomity, b�yskotliwy,
erudycj� mog�cy przyprawi� o atak zawi�ci zawodowych fredrolog�w esej Jaros�awa
Marka Rymkiewicza pt. Ob�oki nad Wysokim Zamkiem, po�wi�cony
kwestii �zamilkni�cia Fredry�. Powtarzam � esej znakomity, nale�y go przeczyta�
nie tylko ze wzgl�du na Fredr� i grzechem by�oby go streszcza�. Jego
8
konkluzja (�ci�lej � jedna z konkluzji) jest mniej wi�cej taka: napa�ci romantycznych
lewak�w na Fredr� by�y pod�e, dyktowane niskimi pobudkami,
ujawnia�y absolutny brak s�uchu artystycznego zacietrzewionych, t�pych
hunwejbin�w. Ale Fredro zamilk� nie dlatego, �e by� pora�ony nikczemno�ci�
ataku. Zamilk� dlatego, �e atak, genetycznie nieczysty, intelektualnie be�kotliwy,
formalnie nieudolny, by� � w szerszym sensie � merytorycznie s�uszny.
Goszczy�ski by� miernym, m�tnym poet� � ale by� belwederczykiem. Fredro
by� ol�niewaj�co utalentowanym komediopisarzem � ale by� galicyjskim hrabi�.
W epoce oko�opowstaniowej by� galicyjskim hrabi� jest niawygodnie i
niezr�cznie. Pisa� komedie salonowe, jak gdyby nigdy nic � wr�cz nieprzyzwoicie.
Rymkiewicz twierdzi (przekonuj�co), �e Fredro to czu� i rozumia�. Opiewa�
zacietrzewionych szlachciur�w, magnetyzmy serc, zapyzia�e Jowia��wki, gdy
�teraz Polska �yje, kwitnie w ziemi cieniach, jej dzieje na Sybirze, w twierdzach
i wi�zieniach�? �Nie uchodzi, nie uchodzi� � powiedzia�by nawet poczciwy
kapelan z Dam i huzar�w.
To �nie uchodzi�, tamto (martyrologia) nie �podchodzi�. Nikt nie odm�wi
napoleo�skiemu oficerowi patriotyzmu, czy musi dowodzi� go jeszcze jako
pisarz? Czy nie mo�e powiedzie�: ja ju� swoje zrobi�em, i zaj�� si� tym, co go
bawi? Tak mo�e my�la� Fredro, do ataku Goszczy�skiego. Potem ju� nie
m�g�. Gdyby by� mniej utalentowany, mo�e by go zostawiono w spokoju. Ale
by� genialnym komediopisarzem, szczeropolskim w dodatku. Mo�e powinien
zaprze� si� powo�ania, pisa� wymuszone tragedie, bo epoka nie by�a komediowa?
Niech r�ka boska broni � krzykn�aby potomno�� (gdyby mog�a), z
Pigoniem i Wyk� na czele. Z Pigoniem i Wyk�, kt�rzy przecie� wielbili Mickiewicza!
Dylemat: czy pisa� zgodnie ze swoim powo�aniem, czy zgodnie z duchem
czasu, czy dochowa� wierno�ci sobie � arty�cie, czy sobie � obywatelowi, historia
� w wypadku Fredry � rozstrzygn�a na korzy�� artysty. Rzec by mo�na,
�e Fredro, pisz�c arcydzie�a komedii polskiej, pisa� je dla przysz�o�ci, dla
tych czas�w
...gdy zemsty lwie przehucz� ryki,
Przebrzmi g�os tr�by, prze�ami� si� szyki,
Gdy wr�g ostatni wyda krzyk bole�ci,
Umilknie, �wiatu swobod� obwie�ci.
To� i Mickiewicz, w wy�ej cytowanym epilogu do Pana Tadeusza pisze:
Chcia�em pomin��, ptak ma�ego lotu,
Pomin�� strefy ulewy i grzmotu.
Mickiewicz m�g� tak pisa� � po Dziadach. Fredro m�g� tak uwa�a� � ale w
jego wypadku to ju� by�o wielkie ryzyko. Eksperyment, kt�rego wyniku nie
spos�b przewidzie�. Nie przymierzaj�c, wedle stawu grobla, ale to troch� jak
z �eksperymentem� Raskolnikowa. �Je�li jestem Napoleonem, mam prawo
zabi� lichwiark�. Po morderstwie okaza�o si�, �e nie jest Napoleonem, �e jest
�pluskw��.
Dlatego z osobliwego przypadku Fredry nic nie wynika. Nie ka�dy Fredro
zostaje FREDR�.
9
�Ranga - u potomno�ci�?
Sprawa w�a�ciwie �enuj�ca: ksi��ka, o kt�rej wiele wiedzieli�my na d�ugo
przedtem, nim si� ukaza�a, kt�r� kupowa�o si� pospiesznie � bo a nu� ucieknie?
� tkwi�a potem na regale podr�cznym przez d�ugie miesi�ce, ci�gle jako�
spychana na bok przez inne, niekiedy do pi�t jej nie si�gaj�ce, tyle �e aktualne.
Bo ona, cho� legend� owiana, by�a dzie�em wyprzedzaj�cym epok�, ale
przecie� epok�, kt�ra dawno min�a. Biedny autor � przez swoich wsp�czesnych
niedostrze�ony, dla nast�pc�w, by tak rzec � niekonieczny, sta� si�
klasykiem dla wtajemniczonych. �O Leonardo, czemu si� tak trudzisz?� �
m�g�by spyta� s�owami uniwersalnego prekursora, da Vinci.
Co� jednak jest nie tak z tym pisaniem dla potomno�ci � my�la�am sobie,
nie bez wyrzut�w sumienia bior�c do r�ki kolejn� nowo�� zamiast owego
s�awnego dzie�a. Dla tej ksi��ki by�oby jednak lepiej, gdyby si� ukaza�a p�
wieku wcze�niej.
S�awne dzie�o opu�ci�o w ko�cu rega� podr�czny, znalaz�o godne siebie
miejsce obok Manna i Kafki, ale sprawa pozosta�a. Wydaje mi si� coraz bardziej
pewne, �e podziw, zainteresowanie, nawet nabo�e�stwo dla autora odkrytego
dopiero przez �p�nego wnuka� nie rekompensuj� straty wynik�ej z
zapoznania go przez r�wie�nych. Z przyczyn wielorakich.
Tw�rczo�� Norwida. Wydawa�oby si�, �e jego obecno�� w naszej �wiadomo�ci
literackiej, datuj�ca si� od czterech mniej wi�cej pokole�, zr�wnowa�y�a
ju� z nawi�zk� nieobecno�� autora Promethidiona w�r�d dwu najbli�szych
mu generacji. Znalaz� swoich wyznawc�w, cytaty wesz�y do s�ownika,
fascynuje poet�w i aktor�w (Olbrychski!). Ale...
Ale po pierwsze: wystarczy chwil� pomy�le�, �eby sobie zda� spraw�, �e
ca�a poezja polska po Mickiewiczu musia�aby by� zupe�nie inna, gdyby w�r�d
tzw. romantyk�w krajowych by�a czynnie obecna osobowo�� tej miary co
Norwid. M�wi� on o sobie z godno�ci�: �Nie wzi��em od was nic, o wielkoludy�;
Pol, Syrokomla, Lenartowicz, nie m�wi�c ju� o pomniejszych epigonach,
z cienia �wielkolud�w� nie zdo�ali wyj��. No i by�o w poezji ojczystej �laurowo
i ciemno� w�a�ciwie a� do Wyspia�skiego.
Co znaczy wielka osobowo�� w literaturze, znakomicie wyrazi� Czech�w,
pisz�c zatrwo�ony chorob� To�stoja:
10
�Jego praca jest usprawiedliwieniem tych oczekiwa� i nadziei, jakie wi��emy
z literatur� [..]; dop�ki �yje, dop�ty z�y smak w literaturze, wszelka tanizna
wulgarna i �zawa, wszelkie egoistyczne, rozj�trzone ambicje b�d� si�
kry�y w g�stym cieniu. Tylko jego autorytet moralny potrafi utrzyma� na
pewnym poziomie tzw. pr�dy i nastroje literackie�. Wielki pisarz narzuca
wsp�czesnym wielkie wymagania przez sam fakt, �e jest (za mojej pami�ci
jeszcze kim� takim by�a Maria D�browska).
Po drugie. Pisarza, kt�ry znalaz� odd�wi�k i uznanie w swoim pokoleniu,
nast�pna generacja przyjmuje ju� obja�nionego, skomentowanego w tych
warstwach dzie�a, kt�re dotycz� chwili bie��cej. Jest niby ro�lina przesadzona
razem z kawa�kiem rodzimej gleby. O okoliczno�ciach powstania i przyj�cia
Wesela dzisiejszy wykszta�cony widz wie �od zawsze�. Wyobra�my za� sobie,
�e ten arcydramat odkryto przedwczoraj w papierach po wielkim malarzu.
O ile mniej z niego by do nas dotar�o, gdyby�my musieli poprzesta� tylko
na informacji z programu teatralnego! Zasuszony kwiat w zielniku, mimo
najtkliwszych zabieg�w, tej barwy, co ma �ywy, nie odzyska.
Przyk�ad Wesela jest por�czny jeszcze z jednego wzgl�du. Ka�da epoka ma
swoj� mod� i manier�, irytuj�c� lub �mieszn� w innym czasie. �Ach, kresu,
kresu lotom� � to nie dla dzisiejszego ucha. Ale poniewa� r�wnie� to s�yszymy
�od zawsze�, nie odpycha nas zatem od autora.
Sprawa j�zyka, formy ma zreszt� i inny aspekt. Pisarz skazany na pisanie
�sobie a muzom� traci czasem (ba, i cz�sto!) samokontrol�, robi si� coraz
bardziej �samosw�j� a� do niebezpiecznych granic. Nie s�ysz�c g�osu czytelnika
i krytyka, got�w w swej samotno�ci uwierzy�, �e jego j�zyk gi�tki zawsze
bezb��dnie wypowiada, co pomy�la�a g�owa.
R�ne s� przyczyny rozmini�cia si� tw�rcy z jego czasem. Okoliczno�ci historyczne,
warunki spo�eczne, sytuacja literacka, niekiedy tak�e d��enie pisarza
do absolutnej doskona�o�ci. Ktokolwiek jest winien, zawsze �wielka to
strata i nienadgrodzona krzywda, Polaku�. Lipcowe deszcze nie zapobiegaj�
na og� skutkom majowej suszy.
Conrad na przyk�ad by� wrogiem cyzelowania tekstu bez ko�ca: �Co do
noweli Jutro � pisa� � niekt�rzy krytycy twierdz�, �e mog�aby by� zrobiona
lepiej. Wszystko mog�oby by� zrobione lepiej, ale postawa tak skrajnie perfekcjonistyczna
mo�e by� powodem, �e si� nie robi niczego�.
A Mickiewicz, mimo �e bierze w rachunek �rang� u potomno�ci�, to przecie�
w innym �artobliwym wierszu cieszy si�, �e �mimo carskich gr�b, na
z�o�� stra�nikom ce�/Przemyca w Litw� �yd tomiki moich dzie��.
I jeszcze jedno, o czym si� czasem jako� zapomina. Pisarstwo jest przecie�
�wymierzaniem sprawiedliwo�ci widzialnemu �wiatu�, przede wszystkim �
wsp�czesnemu �wiatu. Nie przeceniaj�c wp�ywu literatury na �wiadomo��
spo�ecze�stwa, doceniaj�c z drugiej strony jej warto�ci nieprzemijalne, �a�owa�
jednak nie przestan�, �e dwa pokolenia Polak�w obywa�y si� bez szlachetnych
i rozumnych s��w Norwida o pracy, pi�knie i zmartwychwstaniu.
11
Wiek kl�ski
Ponad sze��setstronicowy tom zamyka dziewi�ciotomow� Kronik� �ycia i
tw�rczo�ci Mickiewicza (zamyka, lecz nie ko�czy, bo cykl ma jeszcze luki dotycz�ce
pobytu poety w Rosji i w Pozna�skiem oraz sze�ciolecia 1834�1840,
w kt�rym mie�ci si� mi�dzy innymi pobyt i wyk�ady w Lozannie). �Kronika
gromadzi � pisze we wst�pie autorka, Ksenia Kostenicz � a) wszystkie fakty z
�ycia i tw�rczo�ci Mickiewicza, dane o autografach, pierwodrukach, wsp�czesnych
przedrukach i t�umaczeniach jego dzie� oraz dane o ich recepcji
(oceny, polemiki itp); b) fakty zachodz�ce w najbli�szym otoczeniu poety; c)
wsp�czesne wydarzenia polityczne, spo�eczne i kulturalne � o ile istniej�
wskaz�wki, �e by�y Mickiewiczowi znane i w jakikolwiek spos�b mog�y zawa�y�
na jego dzia�alno�ci lub my�li�.
Zamierzenie imponuj�ce, wykonanie za� � na skal� zamiaru, budz�ce najwy�szy
szacunek dla autorki, jej rzetelno�ci, rozwagi i � dla laika wr�cz nieprawdopodobnej
� skrz�tno�ci w zbieraniu materia�u. Sze�� lat �ycia Mickiewicza
przedstawione niemal dzie� po dniu, ostatnie za� dni � omal godzina
po godzinie. Zapisy s� z konieczno�ci zwi�z�e, cytaty kr�tkie � tak wi�c tom
jest jak gdyby chronologicznie u�o�on� encyklopedi� wiedzy o �yciu Mickiewicza.
Encyklopedii si� nie czyta, do encyklopedii si� si�ga. Z tym prze�wiadczeniem
wzi�am do r�ki Ostatnie lata Mickiewicza. Przejrze� ksi��k�, zorientowa�
si� w zawarto�ci, postawi� na p�ce, niech sobie stoi, wyjmie si� j�, gdy
zajdzie potrzeba sprawdzenia daty czy faktu. Tym razem jednak wysz�o zupe�nie
inaczej. Po przekartkowaniu od�o�y�am tom na rega� podr�czny � tkwi�
tam d�ugo, w ko�cu sze��set stron to nie broszura, ale zosta� przeczytany od
deski do deski. Wbrew spodziewaniu bowiem jest to ksi��ka tak�e do czytania.
Nie u�yj� tutaj zwrotu: �czyta si� jak powie��, nie tylko dlatego, �e to
zwrot oklepany, i nie dlatego, �e od niejakiego czasu, gdyby wejrze� w rzecz
�ci�le, nie przystaje do sytuacji � niejedn� powie�� czyta si� nie �jak powie��,
ale jak ksi��k� telefoniczn�, to jest � ze znudzeniem, nieuwa�nie i nie
wiadomo po co. Ostatnie lata czyta si� jak kronik� w�a�nie, czyli rodzaj literatury
faktu, wobec kt�rej zachowujemy niezale�no�� s�du, swobod� wyci�gania
wniosk�w, kt�ra niczego nam nie narzuca, pr�cz podniety do zastanawiania
si� nad f a k t a m i.
12
�Wiekiem kl�ski� nazwa� Stanis�aw Pigo� ostatnie lata autora Dziad�w w
przejmuj�cym szkicu pod tym tytu�em. Kiedy Mickiewicz pisa� liryki loza�skie,
okre�lenie wieku m�skiego jako wieku kl�ski mog�oby by� raczej przepowiedni�
ni� stwierdzeniem stanu rzeczy; jeszcze, teoretycznie przynajmniej,
los m�g� si� odwr�ci�. Ostatnie sze�ciolecie jakby w klamry ujmuj� dwie
katastrofy �o�nierskich przedsi�wzi�� poety: na pierwszych kartach kroniki
czytamy wie�ci o niedobitkach legionu w�oskiego, kt�rzy w n�dzy i poni�eniu
umieraj� z chor�b i g�odu, t�uk�c gdzie� w Grecji kamienie przy szosie; na
ostatnich � widzimy zbli�aj�c� si� nieuchronnie kl�sk� nadziei, zwi�zanych z
formowaniem jednostek polskich w Turcji.
Powszednie �ycie Mickiewicza toczy si� z dnia na dzie� biedne i szare.
Udr�czaj�cy nie�ad w domu, dotkliwe k�opoty finansowe, uci��liwe przeprowadzki
i �adnych szans na to, �e co� si� odmieni, �e od jutra albo od nowego
roku, albo za dwa lata b�dzie lepiej.
Mo�na by s�dzi�, �e gorycz emigracyjnej poniewierki �agodzi�a u Mickiewicza
�wiadomo�� wielkich dokona� poetyckich i uznanie, cze��, czo�obitno��
zgo�a rodak�w. C�, kiedy owa cze�� wcale taka powszechna nie by�a, jak
jeste�my dzi� sk�onni s�dzi�. Oto co czytamy w raporcie policji francuskiej:
�Powtarzaj�, �e poeta Adam Mickiewicz ma, za wstawieniem si� ksi�nej
Matyldy, by� mianowanym na posad� konserwatora Biblioteki Arsena�u. Pog�oska
ta sprawi�a z�e wra�enie na emigrantach, kt�rzy uwa�aj� Mickiewicza
za agenta rosyjskiego, kt�ry zawsze rozwija� propagand� na rzecz Rosji przeciw
Francji�.
Bzdura wyl�g�a w chorej wyobra�ni jakiego� nieszcz�snego zawistnika?
Oczywi�cie. Ale jak�e� chore, jak�e� nieszcz�sne musia�o by� �rodowisko,
kt�re wiadomo�� o otrzymaniu przez najwi�kszego poet� narodowego n�dznej
posadki podnieca�a do wymy�lania i kolportowania tak pod�ych oszczerstw.
Zreszt� tytu� poety narodowego te� kwestionowano. Nie tylko Goszczy�ski,
kt�ry po maniacku wr�cz ods�dza� od tego tytu�u wi�kszo�� polskich tw�rc�w,
ale i licho wie przez kogo inspirowani Francuzi. �Revue des Deux Mondes�
g�osi, i� Mickiewicz nie rozumie ludu, narodowi pozosta� obcy, a �uformowany
przez wzory germa�skie, �acinnik z wykszta�cenia, [...] wyra�a tendencje
bardziej kosmopolityczne ni� narodowe�. Pisa� to nast�pca Mickiewicza
na katedrze w College de France, Cyprian Robert. Z jego m�dro�ciami
polemizowa� �Przegl�d Pozna�ski�, bardzo �adnie, tylko zwa�my: ilu ludzi
czyta�o w�wczas prowincjonalne czasopismo polskie, a ilu �Revue de Deux
Mondes�?
Nie mo�na si� wi�c dziwi�, �e Mickiewicz do�� cierpko zareagowa� na s�owa
rodaka (skierowane do syna) o nim jako o najwi�kszym poecie: �Wielki poeta,
wielki poeta. Gdybym by� byle szambelanem, k�anialiby�cie si� mi dwa razy
tak nisko�.
Julian Klaczko, wielbiciel Mickiewicza, napisa� (te� w pi�mie pozna�skim,
w �Go�cu Polskim�), �e �Wallenrod doskonalej przeczu� nasz� przysz�o��, a
Dziady i Tadeusz w wi�kszej pe�ni obj�y my�l narodow� ni� wszystkie nasze
mesjanistyczne spekulacje i filozoficzne formu�y; wiersz Do Matki Polki by�
lepsz� pedagogik� od Chowanny Trentowskiego�. Arcys�uszne i nawet �mia�e,
je�li si� we�mie pod uwag� kult Trentowskiego akurat w Poznaniu. Mickiewicz
jednak nie czu� si� zobowi�zany wobec niestrudzonego krytyka. Jego
rozpraw� o Sonetach krymskich skwitowa� zdaniem: �To by�o do�� trudno
13
napisa� tyle stron o Sonetach krymskich, nie wymieniwszy ani jednej z my�li,
kt�re si� na nie z�o�y�y�.
Nie czyta�am tej rozprawy K�aczki, nie wiem zatem, czy s�d Mickiewicza
by� s�uszny. Na pewno jednak dyktowa�o go rozgoryczenie � na krytyk�, ale
chyba nie tylko. Tak jakby i na poezj� w og�le. Mickiewicz wtedy ju� nie wierzy�
w �zbawienie przez sztuk�. O ksi��ce Alfreda Dumesnila La foi nouvelle,
cherch�e dans 1�art de Rembrandt a Beethoven powiedzia� (�wykrzykn���):
�Nowa wiara: w Rembrandta! �eby j� tam wynale��, trzeba by� op�tanym
przez diab�a!�
Rembrandt jest przecie� malarzem g��boko religijnym i cz�owiek wierz�cy
m�g�by u niego znale�� inspiracj� do rozmy�la�. Okrzyk Mickiewicza mo�na
wi�c chyba t�umaczy�: �trzeba by� op�tanym przez diab�a, by wierzy� w
sztuk�. Poeta nie tylko by� przekonany, �e �trudniej jest dzie� dobrze prze�y�,
ni� napisa� ksi�g�. Mo�na przypuszcza�, �e widzia� tak�e daremno��
swojego pisania. Ksi�gi narodu i pielgrzymstwa nie uczyni�y ani narodu, ani
emigracji bodaj o troch� lepszymi. W ka�dym razie s�dz�c wed�ug tego, co
widzia� na w�asne oczy wok� siebie.
Zastanawiaj�cy jest jego s�d o Konradzie Wallenrodzie:
�W swoim czasie by�a to rzeczywi�cie do�� wa�na b r o s z u r a w s p r a
w a c h b i e � � c y c h: dzisiaj nie przywi�zuj� ju� do niej wcale wy�szej
warto�ci�. A przecie� w tej �broszurze politycznej� (jak j� nazwa� kiedy indziej)
s� niezapomniane strofy o arce przymierza mi�dzy dawnymi i nowymi laty,
jest i to przejmuj�ce trafno�ci� zdanie: �szcz�cia w domu nie znalaz�, bo go
nie by�o w ojczy�nie�.
�ledz�c tak dzie� po dniu ostatnie sze�ciolecie �ycia poety, znajdziemy
mn�stwo danych, by sobie odtworzy� szare, przygniataj�ce troski powszednie
i duszn�, beznadziejn� atmosfer� otaczaj�c� autora Dziad�w. Nie znajdziemy
odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie szuka� � wzorem tylu innych poet�w �
ratunku i wyzwolenia w tw�rczo�ci. Chyba �e odwa�ymy si� na hipotez�, kt�r�
zreszt� podsuwa te� jego wiersz: �e s� prawdy, kt�rych m�drzec nie zwierza
nikomu. Wiersze, kt�re by m�g� pisa�, by�yby mo�e lekarstwem dla niego,
ale trucizn� dla potomnych.
14
O trzeciej nad ranem
Trzecia godzina po p�nocy � najgorsza godzina doby, je�li j� trzeba prze�y�
z otwartymi oczami. O trzeciej nad ranem nigdy nie budzimy si� dobrowolnie,
nigdy te� nie budzi nas radosna niecierpliwo�� oczekiwania na dzie�
nast�pny. Ta chwila � ju� nie nocy, a jeszcze nie dnia � to chwila ci�kich a
chaotycznych rozmy�la�, rozgoryczenia tym, co si� sta�o, i niepokoju przed
tym, co si� stanie. Czasem z takich rozmy�la� rodzi si� i dobra my�l, czasem
wraz z pierwszym przedrannym g�osem ptaka odzywa si� i nadzieja. Nie zawsze
wszak�e.
W takiej godzinie niejasnej, godzinie niepewno�ci, kiedy tylko troska jest
pewna, powsta�a Walka z szatanem �eromskiego. Dwie pierwsze cz�ci tej
trylogii (Nawracanie Judasza i Zamie�) powsta�y tu� przed wybuchem wielkiej
wojny, Zamie� jak najdos�owniej, bo ostatnie jej s�owa stawia� autor w lipcu
1914 roku. Okres poprzedzaj�cy strza�y w Sarajewie wni�s� na porz�dek obrad
gabinet�w mocarstw rozbiorowych ponownie spraw� polsk�, jako kwesti�,
kt�r� trzeba �jako�� rozwi�za�, �jako�� wstawi� do rachunku. Rozliczne
by�y koncepcje, ale ostatecznie �w rachunku� znalaz�a si� niewiadoma. Nie
tylko zreszt� dla rz�d�w zaborczych � dla spo�ecze�stwa polskiego te� nie
by�o ani jasne, ani oczywiste, co nale�y robi� w momencie wybuchu konfliktu
mi�dzy trzema cesarzami.
Walka z szatanem �eromskiego, cykl powie�ciowy w�a�ciwie niedoceniony,
przeoczony niejako w szeregu powie�ci, od Ludzi bezdomnych do Przedwio�nia,
ma�o dzi� czytany, a wznawiany tylko w ramach dzie� zebranych czy
wybranych, jest wszak�e nieocenionym �wiadectwem stanu ducha pokolenia
postpozytywistycznego i niepodleg�o�ciowego zarazem. Jest to katalog pyta�,
niepewnych odpowiedzi, zaprzecze� tym odpowiedziom i nowych pyta�. Rzec
by mo�na � inwentarz i ocena postaw, kt�re �eromski w swojej dotychczasowej
tw�rczo�ci do wierzenia podawa�, kt�rych urod� moraln� i dramatyczno��
losu opiewa�. Ryszard Nienacki, syn zes�a�ca, to kolejno � dzia�acz konspiracji
studenckiej, spo�ecznik typu Bodzanty i Prze��ckiego (przywo�uj� t�
posta�, bo cho� p�niej stworzona, przecie� bardziej znana), filantrop i tw�rca
przemys�u krajowego. Nienacki ginie od strza�u anarcho-rewolucjonisty,
�cz�owieka podziemia�, zanim jego wielkie zamiary zderzy�y si� z rzeczywisto
15
�ci� zmuszaj�c� do kompromis�w istotniejszych ni� kompromis mi�dzy
szcz�ciem osobistym a obowi�zkami spo�ecznymi.
Zamiary Nienackiego... �Oto teraz trzyma� w r�ku ten dziwaczny dokument,
ten naiwny symbol, bu�aw� swojej pot�gi. �mia� si� z oczyma pe�nymi
�ez rado�ci, �e wyjdzie na ja�owe ugory polskie pod O�wi�cimiem, �e je uderzy
nowym kilofem i dr�giem �elaznym, a� dadz� odzew... Patrzy� przez �zy na
tych, co id� z biednego polskiego kraju, kt�rych trzysta tysi�cy n�dza goni na
Saksy, w dal, w �wiat � �eby zamiatali i wynosili pa�ski brud, �eby d�wigali
nieud�wignione, �eby ch�on�li p�ucami najzjadliwsze gazy, miazmaty, dymy i
kurz. Tych wszystkich zwo�a � i nie da! U siebie, na swoim i dla siebie podejm�
prac�!�
U siebie, na swoim... W�asna ojczyzna, cho�by i (na razie) bez pa�stwa, to
pierwszy warunek, by ci, kt�rych n�dza goni po �wiecie, mogli si�gn�� po
swoje prawa. Nienacki rzuca w twarz francuskim syndykalistom: �Ja wiem.
Precz z ojczyzn�! [...] W Polsce nie wolno zak�ada� zwi�zk�w zawodowych,
wi�c c� ma czyni� ta �francuska� metoda przeniesienia �ycia robotniczego i
nadziei �wiata do syndykat�w? Nic to nie obchodzi robotnik�w francuskich,
kt�rzy jakoby nie uznaj� ojczyzny. Syndykali�ci francuscy nie uznaj� pa�stwa,
sprzeczaj� si� ze swoim, ale pod jego os�on�, pod czuwaj�c� broni� jego
�o�nierzy istniej� ich zwi�zki, organizacje i nadzieje zburzenia tego� pa�stwa.
A gdyby zewn�trzny nieprzyjaciel dla st�umienia wolno�ci syndykalistycznej
w chwili przypuszczalnego zniszczenia obecnej w�adzy we Francji nadszed� jej
granice, czy syndykali�ci nie staliby si� obro�cami tego kraju? S� zreszt�
tacy, kt�rzy m�wi� �miele, �e im wszystko jedno, kto rz�dzi Francj�, Francuzi
czy Niemcy. Szcz�liwi! Nie znaj� niewoli!�
Inny �cz�owiek podziemia�, z�owrogi ��owski, zaprzecza szyderczo tym nadziejom,
�e �na swoim� krzywda jest mniejsza. ��owski zaprzecza z�udzeniom
i utopii (przeciwstawiaj�c im zreszt� inne z�udzenia i inn� utopi�), a �eromski
tych szyderstw nie lekcewa�y. To nie nale�y do jego obyczaj�w: pomniejszanie
wagi argument�w przeciwnika, tym bardziej o�mieszanie ich czy zohydzanie.
Wskazywanie na groz�, od s��w ��owskiego wiej�c� � tak. Wskazywanie
na zimne doktrynerstwo i bezwzgl�dno��, r�wnie w ko�cu nie wytrzymuj�ce
pr�by �ycia, jak entuzjazm i szlachetny humanitaryzm � tak. Ale nie
ustawianie ich sobie jak �Turka� w strzelnicy do �atwego obalenia jednym
strza�em.
Walk� z szatanem warto przeczyta� na nowo. Nie tylko dlatego, �eby pozna�,
jakie l�ki i niepewne nadzieje trapi�y pokolenie, kt�re do�y�o ko�ca nocy
rozbiorowej, w ci�kich przedrannych godzinach. Tak�e dlatego, �e cho�
przemin�y lub przemieni�y si� dr�cz�ce ich pytania, to przecie� nie powinna
nigdy przemin�� troska o kszta�t utopii. Jakkolwiek bowiem by�my si� wypierali
�utopijnych mrzonek�, istniej� one zawsze w �yciu ludzi i spo�ecze�stw
i cho� niewa�kie � nie s� bez wagi.
16
Gdzie si� podzia� J�drzej Radek?
Raz tylko, u zarania literatury polskiej, pojawi� si� nieodpowiedzialny wybryk
� Satyra na leniwych ch�op�w. Na szcz�cie ten g��boko nies�uszny
utw�r (cho�, jak na z�o��, znakomicie napisany) jest osamotniony, nie znalaz�
na�ladowc�w, uczniowie szk� wszelkich stopni i typ�w maj� do�� materia�u
literackiego, by pisa� o ci�kiej doli ch�opa w ka�dej kolejnej epoce � od
wieku z�otego do dwudziestego. Gorzki �lament ch�opski na pany� brzmi dono�nie,
im bli�ej czas�w nowo�ytnych � tym cz�ciej odbija si� odwr�conym
echem jako �lament pa�ski nad ch�opami�. I s�uszne to, i sprawiedliwe, jak
m�wi Bu�at Okud�awa. Doprawdy, jeszcze by tego trzeba, by szlachta, zn�caj�c
si� nad ch�opem i wyszydzaj�c go w �yciu, czyni�a to samo w literaturze!
Ale...
Szlachetne, godne szacunku, z poczucia winy wyp�ywaj�ce wsp�czucie i
protest mia�y i swoj� dosy�, jak si� dzi� okazuje, niepo��dan� konsekwencj�:
w pewien spos�b wyko�lawia�y obraz rzeczywisto�ci, czego skutki trwaj�, jak
podejrzewam, do tej pory.
Orzeszkowa, Sienkiewicz, Prus, �eromski � zw�aszcza �eromski! � pisali,
jak m�wi�, z poczuciem winy, nie swojej osobistej oczywi�cie. Mieli wyrzuty
sumienia za klas�, z kt�rej wyszli, j� oskar�ali, jej chcieli otworzy� oczy, j�
chcieli wychowa�. Dlatego te� ch�op przedstawiany jest z regu�y jako bierna
ofiara stosunk�w spo�ecznych, jako przedmiot, nie podmiot dziej�w. Ch�opu
nale�y si� sprawiedliwo��, o�wiata, ludzkie warunki bytowania � g�osili, i
s�usznie. Kto ma to ch�opu d a �? Oczywi�cie dw�r, oczywi�cie warstwy
o�wiecone, bo one s� wszystkiemu winne. Dw�r odpowiada za wyczyny Zo�zikiewicza,
za zbrodni� Dziurdzi�w, za g�upot� �limaka, za krwawy pot Walka
Giba�y. Takie totalne, z pasj� wykrzyczane oskar�enie by�o jak najbardziej
s�usznym (i cz�ciowo nawet skutecznym) zabiegiem pedagogicznym wobec
�dworu�. W odniesieniu do ch�op�w � zupe�nie ja�owym, a kto wie, czy nie
fatalnym.
Ch�op bowiem m�g� si� z tych przelicznych powie�ci, nowel i obrazk�w
dowiedzie� o swojej ci�kiej doli, o kt�rej i tak dobrze wiedzia�, o winie dworu,
kt�rego i tak nienawidzi� � i tyle. Bo jak z w�asnej r�ki bra� nadania i z
w�asnej woli si� zbawi�, to ju� nie. Ch�opi na szlaku swojej uporczywej, przez
17
manowce tak�e prowadz�cej drogi do sprawiedliwo�ci pozostali bez wzor�w,
bez wychowawc�w l i t e r a c k i c h.
W tej chwili wida� to wyra�nie. Dworu ju� dawno nie ma, a Zo�zikiewicze
wci�� si� rodz�, szlachta dawno szczez�a, a �limak dalej nie zm�drza�, drugie
ju� powojenne pokolenie ch�op�w ko�czy studia, a ci�gle ma�e Tadeusze topi�
si� w stawach...
Tu wyja�nienie, cho� wydaje mi si�, �e zbyteczne: to jest oczywiste i jasne,
�e dzisiejsza wie� ma si� do przedwojennej (nie m�wi�c o dawniejszej) jak
dzie� do nocy. �e dokona� si� ogromny, skokowy awans ca�ej klasy. �e dzisiejszy
farmer z Wielkopolski g�ruje wiedz� nie tylko nad �limakiem, ale i
nad Benedyktem Korczy�skim, a od niejednego dyrektora pegeeru i Bogumi�
Niechcic m�g�by si� uczy�.
Ale prawd� te� jest, �e daleko nam do wsi czeskiej czy du�skiej, �e od garbu
przesz�o�ci i skutk�w op�nionego startu do nowoczesno�ci musi si� wie�
sama wyzwoli�. I prawd� jest, �e miliony (tak, miliony!) ludzi usi�uje si� w tej
nowoczesno�ci zadomowi� po omacku, metod� najkosztowniejsz� � pr�b i
b��d�w, i �e od strony literatury nie mo�e oczekiwa� rady i wzoru, ani tak�e �
co gorsze � nie potrzebuje ba� si� nagany i pot�pienia nieprawo�ci.
Bo sta�a si� rzecz w�a�ciwie zdumiewaj�ca, kt�rej by si� nie spodziewa� �eromski
i D�browska ani J�drzej Radek i Przybylak ze �rody: literatura tzw.
nurtu ch�opskiego czy wiejskiego zdominowana zosta�a przez problematyk�
arywizmu. Na miejsce �lamentu na pany� wszed� �lament na pa�sko��, a
tak�e na �wsiowo��.
Lament to nieraz �urokliwy� (jak u Nowaka), nieraz przekonuj�cy (jak u
My�liwskiego), coraz cz�ciej za� irytuj�cy (u ich epigon�w, bo ju� s� tacy), a�
ma si�; ochot� zapyta� trze�wymi s�owami Maryny z Wesela: ��e to pan
wszystko tak pami�ta, �e te� pan si� tym wszystkim tak czuli?�
Maryna, panna z miasta, mo�e sobie wydziwia�. Ale zastan�wmy si�, co by
powiedzia� po lekturze, o, cho�by i Nowakowego Proroka, Czepiec, dzi� ani
chybi wszechw�adny prezes geesu (o ile by przeczyta�). Obawiam si�, �e nie
zmieni�by nic w kwestii:
Pon ino widzis pch�y,
pch�y, �wiecid�a, ros�, mg�y,
a nie chces zna�, co som my...
Pon se ino serce zi�bi,
tym my�leniem, sumowaniem
boby si� pon
itd.
Czepiec � prezes jest, pojawia si� w Weselu raz jeszcze. I Jasiek jest � jego
program (z�ota w�r wysypie ludziskom przed �lepia) realizuje J�dru�-prorok.
Ale gdzie si� podzia� J�drzej Radek? Gdzie ci, co jego �ladem szli �z Komborni
w �wiat� i s� dzi� chlub� polskiego Panteonu? Czy tacy si� ju� nie rodz�? Czy
uton�li w masie pr�cej �do blok�w�? Czy naprawd� wyrodzili si� w lirycznoballadowego
�wiatka, co to �ni to ni owy jest jak katechumen� i umie tylko
zawodzi� nad swym zagubieniem?
18
Lito�ci, znowu dworki i salony!
Ziemia�stwo i szlachta zesz�y ze sceny dziejowej w roku 1945. Nowi aktorzy,
w nowych dekoracjach, pomstowali na odchodz�cych, wygra�ali pi�ciami
w stron� kulis, za kt�rymi znikn�li �byli� dziedzice, obszarnicy, herbowi.
Potem na �wier� wieku bez ma�a zapad�a kurtyna nad tym wszystkim i
�byli� wraz ze swymi wadami i zaletami, win� i zas�ugami stali si� �nieby�ymi�.
No, mo�e niezupe�nie: straszyli w wypracowaniach szkolnych pt. Krytyka
szlachty u... (Reja, Kochanowskiego, Krasickiego itd. przez ca�� histori�
literatury), ale straszyli jak strachy na wr�ble, kt�rych nawet wr�ble nie bior�
serio. Aha, straszyli jeszcze w publicystyce, jako praojcowie wszelkich wad
narodowych. Budowlani, dzielnie zaprawiaj�cy si� do czynu piwem wzmocnionym,
g�upia, nad�ta urz�dniczka, dzia�acze pozoruj�cy dzia�alno�� � to
rzekomo dziedzice fatalnej spu�cizny szlacheckiej. A� si� mia�o czasami
ochot� zawo�a�: ludzie, dajcie ju� spok�j tej biednej szlachcie, od��cie lornetki
skierowane w zamierzch�� przesz�o�� i zastan�wcie si� nad tym, co wida�
go�ym okiem. Wtedy by� mo�e oka�e si�, �e przyczyny naszych codziennych
plag nie s� tak metahistoryczne i dziedziczne, jakby z pamfletu Cha�asi�skiego
na inteligencj� polsk� wynika�o.
Ostatnio wszak�e obserwujemy triumfalny �come-back� szlachty dworkowej
� i to gdzie? W telewizji, w publikatorze najskuteczniej mebluj�cym masow�
wyobra�ni�. Powr�t, m�wi�, triumfalny, poniewa� z odpowiednich sekwencji
Nocy i dni, Ziemi obiecanej, Lalki �aden, najpilniejszy nawet ucze�
nie wydoby�by grama materia�u do wypracowania na temat wy�ej wymieniony.
�eby unikn�� nieporozumie�: nie chodzi mi, bro�, Bo�e, o to, �eby realizatorzy
seriali telewizyjnych �ch�ostali biczem satyry� jak m�odzie�cy w latach
pi��dziesi�tych. Nie chodzi mi te� o to, �eby z dzie� literackich przesz�o�ci
wybiera� do ekranizacji li tylko Powracaj�c� fal�, Szkice w�glem i
Zmierzch (notabene jako� ich nie wybrano). Ani tym bardziej o to, by omija�
w tych ekranizacjach jak miejsce zarazy dw�r i salon.
Chodzi mi o to, �e ukszta�towa� si� � w telewizji w�a�nie! � taki obraz
dworku szlacheckiego, kt�ry by uradowa� serca najbardziej g�upkowatych
bohater�w Szczeni�cych lat Wa�kowicza (ta apologia zapyzia�ego dworku
kresowego jest dla mnie r�wnie odra�aj�ca jak zawarta w Grzesiukowym Bo
19
so, ale w ostrogach apologia mentalno�ci �naszego ch�opaka z Czerniakowa�).
Patrz�c na �liczne konie mkn�ce w�r�d �licznych p�l i gaj�w, na wdzi�czne
panienki na ganku, na sam� poczciwo�� pan�w popijaj�cych pyszne nalewki,
niejeden z widz�w mo�e westchn��, jak starszy jegomo�� wspominaj�cy
beczki kawioru na Arbacie: �I niech mi pan powie, co to komu przeszkadza�o?�
Ten stereotyp (�any, konie, psy, ganek, pi�kne dziewcz�) wykszta�ci� si�
mimo woli, jako produkt uboczny seriali �o czym innym�; w ko�cu nie mo�na
przecie� pokaza� polskiego XIX wieku bez dworku. Tylko �e to, co widzimy na
ma�ym ekranie, to dworek z jednej strony� upi�kszony, z drugiej � zdegradowany.
Zdegradowany do pi�knego obrazka, do �bryku� dla naszych nowobogackich,
kt�rzy wielk� odczuwaj� ch�� do �pa�skiego �ycia�, a nie bardzo
wiedz�, na czym to �pa�skie �ycie� ma polega�. Dla nich prawdziw� gratk�
b�dzie Rodzina Po�anieckich, najbardziej p�aska z powie�ci Sienkiewicza,
jeszcze g�upsza ni� Wiry, jeszcze bardziej m�tna moralnie i politycznie. Jest
dla mnie rzecz� nie do poj�cia, dlaczego zrobiono z niej serial � chyba w�a�nie
z jakiego� ob��kanego snobizmu lub jeszcze gorszego ba�wochwalstwa
wobec snobizmu nielicznej przecie� grupy nuworysz�w, szukaj�cej wzorc�w i
dorabiaj�cej sobie fikcyjne rodowody.
Najm�drzejsz�, najbardziej wywa�on� i sprawiedliw� monografi� polskiego
ziemia�stwa w czasie zabor�w jest Apokryf rodzinny Hanny Malewskiej. T�
powie�� powinien przeczyta� i przemy�le� ka�dy, kto bierze na warsztat temat
dworku i szlachty.
�Luksus spokoju, przestrzeni, pi�kna, go�cinno�ci w oczach jego posiadaczy
stawa� si� jako� ich osobist� cech�, i tym cenniejsz�, �e nie nabyt�, a
wi�c i nie do stracenia. Przejawia�o si� to przecie� tak�e w ich obyczaju, tak
swobodnym, w instynktownych prawie kanonach, czego robi� nie mo�na,
je�li si� chce by� nadal obywatelem tego �wiata.
Naprawd� ci ludzie byli bardzo zdeterminowani sw� sytuacj�. A fakt, �e
nie przypisywali tego, czym byli, ani ilo�ci w��k, ani przywilejom w przesz�o�ci,
tym bardziej odejmowa� im mo�no�� spojrzenia na siebie w innej perspektywie
ni� aleja od bramy przed ganek. Jak�e urocze by�y te wszystkie
aleje�.
To pisze Malewska z melancholijn� nagan�. Par� wierszy wy�ej czytamy
bowiem: �Takie i podobne w � t p l i w e cnoty miewaj� cz�sto niezaprzeczon�
urod�. Maj� nawet n i e b e z p i e c z n y i u w o d z � c y powab � w
zestawieniu z wszelkim mozolnym dorabianiem si� czego� m o r a l n i e i c
y w i l i z a c y j n i e w s k a l i z b i o r o w e j� [podkr. J. W.].
Naprawd�, gdy si� zastanowi�, jest rzecz� �a�osn� i ubolewania godn�, �e
temu w�a�nie niebezpiecznemu i uwodz�cemu powabowi w�tpliwych cn�t
kwitn�cych w uroczych alejach od bramy po ganek dworku tak bezrefleksyjnie
ulegaj� konstruktorzy masowych wyobra�e�. Taka wizja dworku
� sielskiego, statycznego, bezproblemowego raju utraconego � doprawdy w
niczym nie pomna�a moralnego i cywilizacyjnego dorobku, nie jest te� �adn�
zach�t� do jego pomna�ania. To jest dworek, w kt�rym nigdy by si� nie urodzi�
Konarski, Ma�achowski, Dembowski, Sk�odowska, Orzeszkowa, �eromski.
Dworek bez Cedry i Olbromskiego, dworek zadowolonych z siebie. I � dla
zadowolonych z siebie.
20
Hanna Malewska pisze te� w cytowanej powie�ci o �skomplikowanej dialektyce
spo�ecznych zapomnie� i pami�ci�. Istotnie, trzeba by t�giego socjologa,
�eby wykry� skomplikowane przyczyny, dla kt�rych z tradycji dworkowej
ekshumuje si� to, co tylko urocze, a nie to, co przydatne dla codziennego
trudu. Na przyk�ad: poczucie odpowiedzialno�ci za losy spo�ecze�stwa, poczucie
godno�ci w�asnej i honoru, gotowo�� do po�wi�cenia, imperatyw
przedk�adania obowi�zku obywatelskiego nad interes osobisty. Bo to te� ros�o
w cieniu lip otaczaj�cych �cichy dworek modrzewiowy�. U licha, je�li ju�
koniecznie musimy snobowa� si� na szlacht�, to snobujmy si� na Prze��ckiego,
a nie na Po�anieckiego! Na to szlachectwo, kt�re zobowi�zuje.
21
Sieroca legenda
Nie tworzyli swojej legendy. �Nie graj� nam surmy bojowe, ni werble do
szturmu nie warcz�� � �piewali w sierpniowe noce. Wi�cej nawet: nie wierzyli,
�e powstanie kiedy� legenda nocy sierpniowych, �e stanie przy legendzie
nocy listopadowej. �Nie pokochany, nie zabity, niewype�niony, niedorzeczny�
� pisa� o sobie Baczy�ski. Tadeusz Borowski domniemany wyrok
historii uj�� najdobitniej w s�ynnym:
zostanie po nas z�om �elazny
i g�uchy, drwi�cy �miech pokole�.
Dwunastoletni czy�ciec pot�pienia, wzgardy, w najlepszym wypadku
przemilczenia zdawa� si� ten wyrok potwierdza�. �Wi�cej Osma�czyka, mniej
Grottgera, a wszystko b�dzie cacy� � nawo�ywa� Ga�czy�ski, poeta �wietny
ale nieszczeg�lnie przenikliwy. Kiedy ich Grottgerowskie cienie pojawi�y si�
znowu w sztuce, to � wydawa�oby si� � tylko po to, by odprawione zosta�y
nad nimi ostatnie egzorcyzmy. Wajda � on bowiem przede wszystkim wprowadzi�
ich na powr�t do wyobra�ni masowej � kaza� im umiera� na �mietniku
i ton�� w kana�ach. Wajda podpisa� si� pod werdyktem Borowskiego, tyle
�e drwi�cy �miech zmieni� na gorzki.
Dwana�cie lat to nie jest za ma�o. Tacyt pisze, �e w ci�gu tylu mniej wi�cej
lat dziecko staje si� m�odzie�cem, m�odzieniec m�czyzn�, m�czyzna starcem.
Dwana�cie lat to okres wystarczaj�cy, by w dziecku si� ukszta�towa�
obraz �wiata, w m�odzie�cu � filozofia �yciowa, w m�czy�nie � przekonanie o
s�uszno�ci b�d� daremno�ci wysi�k�w, kt�re poch�ania�y go przez lata
chmurne i g�rne.
Pop�yniemy nieostro�nie w zapomnienie,
tylko p�aka� b�d� na ziemi
zostawione przez nas nasze cienie.
��lepe dzieci epoki� (to tak�e Baczy�ski) i ich cienie nie zosta�y zapomniane,
chocia� jedni im to wieszczyli, a drudzy tego �yczyli. Zosta�a po nich legenda
ol�niewaj�ca, zdumiewaj�ca � bo bez stworzycieli i str��w. Legenda
zaiste sieroca.
Bo ona istnieje. Ju� w trzecim pokoleniu. Ci najm�odsi, dzieci m�odszych
si�str i braci, dzieci wczesnych potomk�w. Wystarczy spojrze� na ich twarze
pierwszego sierpnia na Pow�zkach. Albo gdy s�uchaj� Ewy Demarczyk: �jeno
22
odmie� czas kaleki, okryj groby p�aszczem rzeki, zetrzyj z w�os�w py� bitewny...�
Najznakomitszy portrecista �straconej generacji�, Jan J�zef Szczepa�ski,
zatytu�owa� jedno ze swoich (mniej znanych) opowiada� � Koniec legendy. I
pope�ni� tym tytu�em zasadnicz� pomy�k�. Ich legenda �yje, stworzy�a si� w
gruncie rzeczy sama.
Jak to si� sta�o? Jakim cudem? Na to nie odpowie ani historyk, ani socjolog.
Na to odpowie poeta: �O, wie�ci gminna, ty arko przymierza... W tobie
lud sk�ada bro� swego rycerza�. Cytujmy dalej, skoro�my zacz�li:
A je�li pod�e dusze nie umiej�
Karmi� j� �alem i poi� nadziej�...
� to co? To nic. To ich pod�a sprawa. Inny poeta, sprzed dw�ch tysi�cy lat,
pisa�: �Vitrix causa diis placuit, sed victa Catoni�. Sprawa zwyci�ska podoba�a
si� bogom, lecz zwyci�ona � Katonowi. Mo�e i dlatego zwano nas, Polak�w,
Rzymianami P�nocy, �e�my si� pod t� sentencj� podpisywali?
23
�Noce i dnie� ogl�dane
Do filmowych i telewizyjnych wersji dzie� wielkich i znanych odnosz� si� a
priori ze stoickim sceptycyzmem, zatem bez emocji, ale i bez irytacji. Wiadomo
przecie�, �e im wi�ksze dzie�o (i obj�to�ci�, i rang�), tym wi�ksze skr�ty i
uproszczenia � tego z natury rzeczy nie da si� unikn��. Szkody st�d wynik�e
r�wnowa�y poniek�d stwierdzony wielokro� fakt, �e film czy serial zawsze
powoduje wzmo�one zainteresowanie ksi��k�, widzowie zmieniaj� si� w czytelnik�w,
kt�rzy chc� si� dowiedzie� czego� wi�cej i �jak by�o naprawd� (taki
zwrot zdarzy�o mi si� kilkakrotnie ju� us�ysze�: �Bo naprawd� to ta b�jka z
oddzia�kiem Wo�odyjowskiego by�a w karczmie, nie przy drodze� itp.). Je�li
zatem w serialu Antczaka wed�ug Nocy z dni pewne w�tki i motywy zosta�y
potraktowane ju� nazbyt szkicowo, je�li widz nie znaj�cy powie�ci nie zawsze
si� orientuje, kto jest kto, to jest to rzecz do odrobienia � epos D�browskiej
jest osi�galny w ka�dej bibliotece. Trudniej pogodzi� mi si� z pewnymi niewierno�ciami
w warstwie �ci�le przedstawieniowej, wizualnej; bo one silniej
przyklejaj� si� do nieskalanej lektur� wyobra�ni, i p�niejsza lektura te� ich
tak �atwo nie usunie. Chodzi mi g��wnie o to, �e tw�rcy serialu zanadto
wzbogacili wn�trza, a za to zubo�yli plener. �ci�le: pokoje serbinowskiego
dworku, mieszkanie Daniela Ostrze�skiego, rejenta Holsza�skiego itp. s� z
regu�y �ponad stan�. Razi to zw�aszcza w pierwszych odcinkach, kt�rych akcja
toczy si� przecie� w wyniszczonym kl�sk� kraju, w�r�d ludzi ledwo wi���cych
koniec z ko�cem. Je�li za� dworek Niechcic�w pi�knieje z odcinka na
odcinek, to niestety nie mo�na tego powiedzie� o Serbinowie. Serbinowskie
pola (Antczak ulubi� sobie pokazywa� je w porze roztop�w) nijak nie chc� za�wiadcza�
o ogromie pracy i mi�o�ci, jaki Bogumi� w nie w�o�y�, a folwark,
tak�e w ostatnich odcinkach, bardziej przypomina pegeer z lat pi��dziesi�tych
ni� maj�tki czeskie czy bodaj wielkopolskie, kt�re by�y idea�em Bogumi�a
i do kt�rych poziomu Serbin�w podci�ga�.
Nie jedyna to zreszt� krzywda, jaka si� Bogumi�owi w serialu dzieje. U
Antczaka jest on przede wszystkim m�em Barbary, promieniuj�cym poczciwo�ci�
i tylko poczciwo�ci�, gdy tymczasem u D�browskiej jest postaci� najwa�niejsz�,
jest postaci� wielk�, nie maj�c� wielu r�wnych w literaturze powszechnej,
a ju� w ka�dym razie � bardzo niewiele podobnych. Dawno ju�
bowiem zauwa�ono, �e w dzie�ach literackich czer� jest niejako barwniejsza
24
od bieli, wielcy grzesznicy bardziej przekonuj�cy od �wi�tych, piek�o �ywsze
od nieba. �Cz�owiek Bo�y�, cz�owiek �yj�cy w zgodzie i mi�o�ci ze �wiatem,
losem i lud�mi, jest na og� tylko postaci� epizodyczn�, jak P�aton Karatajew
w Wojnie i pokoju, b�d� anemiczn� i rezonersk�, jak profesor D�bicki w
Emancypantkach.
W Nocach i dniach, szczeg�lnie w ostatnim tomie (Wiatr w oczy), du�o si�
rezonuje, du�o si� m�wi o sensie �ycia. Ceglarski, a ju� zw�aszcza Agnieszka,
co rusz wyg�aszaj� sentencje w rodzaju: �Jedno tylko jest wa�ne: wype�ni�
ka�de, jakiekolwiek zadanie �ycia tak, �eby by� w zgodzie z my�l�, z ide�
wszechbytu�. Ot� te sentencje by�yby czczym gadaniem, dosy� nawet niezno�nym,
gdyby ich nie uwierzytelnia�, nie wciela� w �ycie Bogumi� Niechcic,
cz�owiek, kt�ry nie rezonowa�, ale czu�, my�la� i pracowa�. Czym by�yby Noce
i dnie bez Bogumi�a � o tym mo�emy mie� poj�cie po obejrzeniu serialu.
Usuni�cie Niechcica w cie� Pani Barbary ujawnia bowiem rzecz w�a�ciwie
zdumiewaj�c�. Ot� D�browska, tak � wydawa�oby si� � z zasady szanuj�ca,
aprobuj�ca C z � o w i e k a, w gruncie rzeczy, po bli�szym w spraw� wejrzeniu,
nie lubi�a l u d z i.
Agnieszka Niechcic�wna wobec kalinieckich krewnych i znajomych g�osi z
zapa�em: �Warto�� cz�owieka nie w tym, co ma, tylko w tym, czy potrafi dozna�
rado�ci czyni�c, tworz�c...� Ale r�wnocze�nie, s�ysz�c o tw�rczych
dzia�aniach rejentowej i ciotki Michaliny, �nie pojmowa�a, dlaczego mimo
wszystko ten rodzaj tw�rczo�ci nie wzbudza w niej zaufania. I nie rozumia�a,
dlaczego, wbrew g�oszonej tylko co zasadzie przywi�zania do wszystkich, ros�a
w niej niech�� ku ca�emu zebranemu przy kawie towarzystwu�.
Mamy w tej scenie jakby w koncentracie, w miniaturze, stosunek samej
D�browskiej do ludzi. �Ros�a w niej niech��...� Ale� tak, to w�a�nie serial pokazuje,
wyostrza: tam przecie� (poza Bogumi�em, ale on, jak m�wi�am, w cie�
usuni�ty) nie ma postaci sympatycznych. Wulgarna Michasia, wstr�tny Anzelm,
komiczna Celina, niemrawy Janusz, karykaturalny Daniel, nie wspominaj�c
ju� o odra�aj�cym Dalenieckim... Ksi�dz Komodzi�ski, Ceglarski,
Tytus Niechcic, Owrucki � ci, kt�rych mogliby�my polubi�, ukazuj� si� w
epizodach, zbyt kr�tkich, aby�my mogli ich pozna� lepiej. Zreszt� i w powie�ci
dzieje si� z nimi osobliwie � ksi�dz Komodzi�ski umiera na zapalenie
p�uc, Owrucki zostaje zamordowany, Ceglarskiego widziano po raz ostatni w
chwili, gdy doskoczyli do niego �o�nierze z bagnetami.
Pani Barbara op�akuj�c ksi�dza Komodzi�skiego m�wi:
�Dobrzy ludzie nigdy o siebie nie dbaj�. Tak jakby naprawd� nie byli dla
tego �wiata�. D�browska za� tak konstruuje ich los, �eby si� to potwierdzi�o.
I na placu zostaj� zdrowi i cali tylko Anzelmowie i Dalenieccy.
�Jest�e to mi�o��, ta ch