9396
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 9396 |
Rozszerzenie: |
9396 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 9396 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 9396 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
9396 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Arkady Fiedler
Bia�y Jaguar
Ilustrowa�
Stanis�aw Rozwadowski
Wydawnictwo Pozna�skie � Pozna� � 1984
Kilka s��w wst�pnych
W Gujanie Brytyjskiej by�em dwa razy, za pierwszym razem w czasie drugiej wojny �wiatowej, w 1942 roku, i wtedy dzi�ki wojennym perypetiom zahaczy�em nie tylko o Georgetown, ale wpad�em tak�e na Trynidad i do wenezuelskiej Cumany. Tu los zetkn�� mnie w jakim� klasztorze z po��k�ymi kronikami z osiemnastego wieku i dosz�a mnie wie�� o niejakim Johnie Boberze Polonusie, kt�ry wed�ug wzmianek sprzed dw�ch wiek�w wyry� w drzewie �odzi swe nazwisko w roku 1726 na wyspie Cocha, le��cej na p�noc od Cumany.
Id�c po zawi�ej nitce do zamglonego k��bka, zdoby�em kruche wiadomo�ci o owym p�legendarnym Janie Boberze i st�d kilka lat p�niej powsta�y moje dwie ksi��ki: �Wyspa Robinsona" (1954) i �Orinoko" (1957).
Bujne dzieje Gujany i owego tajemniczego Jana Bobera nie dawa�y mi spokoju i w latach 1963/4 zap�dzi�em si� ponownie do Gujany Brytyjskiej, by pow��czy� si� w�r�d kilku szczep�w india�skich w interiorze. Szczeg�lnie zaprzyja�ni�em si� z ujmuj�cymi Arawakami (moja ksi��ka: �Spotka�em szcz�liwych Indian"), a gdy przebywa�em u nich nad rzek� Pomerun, zaszed� niezwyk�y i donios�y wypadek. Mianowicie radio w Georgetown poda�o wywiad ze mn�, nagrany na ta�m� magnetofonow� przed kilkunastu dniami, w kt�rym to wywiadzie m�wi�em serdecznie o moim postanowieniu napisania historycznej powie�ci z pierwszej po�owy XVIII wieku, traktuj�cej o �wczesnych wydarzeniach w�r�d Arawak�w i dzielnej tych�e walce o byt.
Gdy �w wywiad nadawano, by�em w�a�nie w Cabacaburi, ludnej wsi Arawak�w nad rzek� Pomerun, a arawaski naczelnik owej wsi, �kapitan" William, s�ysz�c m�j wywiad (mia� dost�p do aparatu radiowego u pastora), wielce moj� spraw� si� zaciekawi�, po prostu zap�on��. Chwalebnym ferworem zarazi� tak�e kilku najstarszych mieszka�c�w Cabacaburi, kt�rzy niemal na wy�cigi zaczynali sobie przypomina� to i owo, co kiedy� zas�yszeli od swych dziadk�w i pradziadk�w.
Arawakowie oczywi�cie nigdy nie mieli pisanych kronik, natomiast �yw� zachowali tradycj� w pami�ci, a podania oraz klechdy w�druj�ce z ust do ust, nie zawsze zmy�lone, a cz�sto bliskie prawdy lub p�prawdy, si�ga�y wielu, wielu pokole� wstecz.
- A o takim bohaterskim Bia�ym Jaguarze czy�cie co� s�yszeli? -zapyta�em si� ich z u�miechem.
Pytaniem byli zaskoczeni, co� tam pod nosem niewyra�nego mrukn�li. Ale zacz�li si� namy�la� i domy�la� i ju� po dw�ch, trzech dniach mogli mi co� powiedzie�. Zrazu niewiele, potem troch� wi�cej, p�niej jeszcze wi�cej.
Urocze Cabacaburi! Ile� mi tam naopowiadano rzeczy!
Wi�c opowie�� o Bia�ym Jaguarze - podobnie jak w �Wyspie Robinsona" i w �Orinoku" - uj��em tak, jak gdyby sam Bia�y Jaguar swe niezwyk�e przej�cia nam ujawnia�.
ARKADY FIEDLER
1. Po kl�sce wroga
Szed� w guja�skiej puszczy rok 1728.
Lubo nasze zwyci�stwo na wyspie Kaiiwie by�o ca�kowite, a kl�ska napastniczych Akawoj�w druzgoc�ca, to przecie straszny wr�g nielicho utoczy� krwi nam tak�e. Naszych zgin�o kilkunastu Arawak�w, a przesz�o dwudziestu pad�o Warrau��w, naszych sojusznik�w, kt�rym przyp�yn�li�my z pomoc�.
Jak Gujana Gujan� nie by�o od pokole� tak za�artego zabijania si� i takiego pogromu. Ca�� zb�jeck� wypraw� wroga, blisko stu wojownik�w Akawoj�w, wybili�my w pie�, do nogi, krom o�miu pojmanych �ywcem. A przecie� owi Akawoje nale�eli dotychczas do niezwyci�onych i byli postrachem wszystkich inszych szczep�w Indian guja�skich. W�dz ocalonych Warrau��w, Oronapi, nie wiedzia�, jak si� wywdzi�czy�, chcia� nam dawa� zdrowe dziewki na �ony i s�u�ebnice, alem za jego dar grzecznie podzi�kowa�.
Natomiast chciwie zagarn�li�my wszelk� od wroga zdobycz, a by�o tam siedem wielkich �odzi itaub i cztery mniejsze jaboty, dalej: si�a or�a, w��czni, oszczep�w, �uk�w i strza�, maczug, tudzie� holenderskich topor�w, a czemu by�em szczeg�lnie rad, dwana�cie strzelb. Ali�ci zaraz ostyg�em, bo rusznice by�y ohydnie zaniedbane, rdz� zapuszczone: Akawoje dostali je od Holendr�w znad rzeki Essequibo.
W drodze powrotnej do naszej sadyby Kumaka mieli�my, nie gnaj�c, a z przyp�ywu morza robi�c u�ytek, trzy dni wios�owania rzek� Orinoko. By�o nas teraz mniej, niespe�na stu dwudziestu Arawak�w i kilka niewiast, a �odzi mieli�my wi�cej, tote� na cz�no przypada�o mniej wio�larzy. Przyjaciele chcieli mi zaoszcz�dzi� wios�owania, jako �em ich w�dz, ale� ja, �artobliwie zaperzony, szpetnie ich spiorunowa�em i pozosta�em przy wio�le jak oni.
Ochoczej wa�ni przys�uchiwa�a si� rozbawiona Lasana, moja india�ska �ona, wios�uj�ca wedle mnie.
- Bia�y Jaguarze, czy ty nie chcesz by� nazbyt dzielny? - za�mia�a si� ze mnie.
- Nie, Czarowna Palmo! - odpar�em k��tliwie. - Chc� by� r�wny wam wszystkim, moim druhom. I tobie r�wny!
- Nie jeste� nam r�wny!
- O, carramba, jak m�wi� Hiszpanusy! To mi niespodzianka!
- Jeste� wy�szy...
- G�upstwo!
- Jeste� wy�szy od nas prawie o ca�� g�ow�...
Wszyscy na naszej itaubie buchn�li �miechem, ja te�. Bo to prawda, by�em wy�szy wzrostem.
Duch odniesionej wiktorii wci�� w nas �ywo siedzia� i panowa� na naszych �odziach. Ju�em dostatecznie pozna� mych Arawak�w, by wiedzie�, jak w�r�d Indian zawsze blisko �ycia czyha�a �mier� i jak im si� widzia�a rzecz� powszedni�. Utrata dwudziestu bez ma�a wsp�braci by�a w ich oczach rzecz� nieodzown�, przeto zwyk��, przeto ju� teraz nie umniejszaj�c� naszej rado�ci ze zwyci�stwa. A przy tym spostrzeg�em z zadziwieniem, �em i ja nie lepszy od nich i ju� jakoby p�-Indianin z usposobienia. Straci�em z mego hufca dw�ch bitnych wojownik�w-przyjaci�, co mi szczeg�ln� �a�o�� sprawi�o, a jednak teraz na itaubie, p�yn�c pot�n� rzek�, brzegiem niezg��bionej puszczy, ju�em podziela� szumne nastroje towarzyszy.
A byli to moi najbli�si: ho�a Lasana pracowa�a wios�em tu� wedle mnie, pod bokiem; przed nami, ty�em do nas, wios�owali wsp�lnym rytmem wierny i szlachetny Arnak, m�dry doradca i chyba najbli�szy mi sercem junak dwudziestoletni; tudzie� nieco m�odszy od niego Wagura, trzpiot i m�drala, a chwat nieustraszony i ju� do�wiadczony w dziele wojennym; tudzie� Pedro Martinez, Hiszpan wzi�ty na llanosach Wenezueli do niewoli, a potem nieodst�pny przyjaciel nas wszystkich. Przy tym Pedro by� pilnym moim nauczycielem mowy hiszpa�skiej, tak jak Arnak i Wagura byli mi, lubo mimowolnymi, nauczycielami arawaskiego; tudzie� na �odzi dzier�y� wios�o kulawy Arasybo, kuty
na cztery nogi czarownik szczepu Arawak�w, zezowaty i brzydki jak ostatnie niebo�� z g�by, a z m�zgu najprzemy�lniejszy znawca ja�ni india�skiej i wszelakich tajemnic puszczy; poza tym �arliwy m�j zwolennik i sprzymierzeniec, bom kiedy� na wenezuelskich llanosach nie pozwoli� go porzuci�; tudzie� by� na naszej itaubie jeszcze Murzyn Miguel, olbrzym, si�acz i niechybny oszczepnik, dusz� i cia�em oddany mi z tego samego �r�d�a co czarownik Arasybo, a cz�ek ze wszech miar dobroduszny.
Na s�siedniej itaubie p�yn�� inny towarzysz, szczery przyjaciel ze szczepu Warrau��w, waleczny Manduka na czele swych dziesi�ciu rodak�w. Ich w�dz Oronapi odda� nam ca�� ow� grup� ludzi do rozporz�dzenia, a�eby�my tych chwat�w przekszta�cili w doskona�ych, bitnych wojennik�w. Warrau�owie, szczep na b�otach u uj�cia Orinoka do morza �yj�cy, wojownikami ani zuchami nie byli, rybo�ery bi� si� nie umieli. Tote� wojaki, �e po�al si� Bo�e, dawno by wygin�li od drapie�niejszych szczep�w, gdyby nie ochronne moczary. Ale Manduka by� inszy, i tacy� byli jego towarzysze, kt�rych mia� przy sobie.
Na czele naszych cz�en i na ich zadzie pru�y wod� itauby reszty wojownik�w. P�yn�y tam dru�yny Arnaka i Wagury, a tak�e wojownicy z rod�w wodza Jokiego i wodza Konaury. On�e Konauro, m�� w sile wieku, a osobliwie godny i poczciwy (jak mi si� zdawa�o), poni�s� z nas wszystkich najdotkliwsze straty w boju z Akawojami i jego grupa �a�o�nie zeszczupla�a, on sam za�, przej�ty zgryzot�, nie m�g� wci�� wyzwoli� si� z ponurego oszo�omienia.
Wszyscy oni byli moimi przyjaci�mi, wzajemnie znali�my swe rado�ci i troski, ufali�my sobie nawzajem i cieszyli si� sob�. Ale� tu� wedle nas na ca�ym brzegu rzeki je�y�a si� okrutnymi milami jedna ci�g�a puszcza. Nieustanna, gro�na tajemnica. Tam na wschodzie bowiem, gdzie� w g�szczu nad rzek� Cuyuni, oddalonym o dwadzie�cia dni chybk� �odzi� od nas, szczep Akawoj�w b�dzie op�akiwa� �mier� swych wojownik�w, gdy dowie si� o ich pogromie.
Czy wezwie demona zemsty, kanaim�, by nas ukara�? Czy, przeciwnie, przera�ony skuli si�? Od s�dziwych drzew puszczy wyrasta�y srogie konary nad wod� i si�ga�y ponad nasza itauby, jakby chcia�y nas porwa� swymi pazurami. Albo ochrony udzieli�.
2. Wa�kie postanowienie
Oko�o po�udnia przyp�yw od morza zawaha� si� i os�ab�, wkr�tce usta� do cna, rzeka stan�a, a po godzinie zacz�a p�yn�� w przeciwnym ni�eli dotychczas kierunku, ku morzu.
Spieszno nam nie by�o. Tedy gdy znale�li�my nieco wy�szy brzeg, nie bagnisty, wyl�dowali�my tam wszyscy, ilu nas by�o, a�eby roz�o�y� si� przej�ciowym obozowiskiem; za kilka godzin za�, oko�o p�nocy, ruszy� dalej. Wonczas od nowa pr�d b�dzie nam pomy�lny: obr�ci si� od morza w g�r� rzeki i poniesie w g��b kraju. Manduka i jego Warrau�owie, znaj�cy tu ka�dy skr�t i ka�d� zatok� tudzie� odnog�, mieli nam w nocy wskazywa� drog�.
Jak�e w tym obozie przyda�y nam si� zdobyte na Akawojach holenderskie siekiery! By�y por�czne, snadno wchodzi�y w gar�� i kilkunastu nas migiem och�do�y�o kawa� lasu z krzew�w i podszycia. A tymczasem kobiety, wznieciwszy ogniska, przygotowywa�y straw�: Oronapi, w�dz Warrau��w, przy odjezdnym hojnie nas zaopatrzy� w �ywno��; smakowa�y nam osobliwie owoce i suszone ryby.
Kiedym w�r�d krzak�w spotka� na uboczu Arnaka, zapyta�em go szeptem:
- Arnaku! Czy pomy�la�e� o zabezpieczeniu obozu? M�odzian a� �achn�� si� serdecznie:
- Ale� tak, Janie!
- Czy wystawi�e� czaty?
- Tak, tak! Jedn� nad rzek�, drug� w puszczy!
Najch�tniej u�ciska�bym go: nauka nie sz�a w las. A on by� rzeczywi�cie moj� praw� r�k� i zaufanym przyjacielem.
Gdy wszyscy�my si� najedli i napoili, by� jeszcze pe�ny, jasny dzie�. Wtedy najbli�szym z mego rodu o�wiadczy�em, �e chcia�bym niezw�ocznie zwo�a� wojownik�w na wsp�ln� narad� i powiedzie� kilka wa�kich s��w do nich, a szczeg�lnie do wodz�w i wojennik�w starszych, najdo�wiadcze�szych.
Jaka szkoda, �e nie masz tu swej sk�ry jaguara! - wyskoczy� z pewnym �alem bystry jak zwykle Wagura.
- Prawda! - przyzna� Arnak. - Szkoda!
Nie ma szkody! - wtr�ci�a si� Lasana. - Mamy sk�r� pumy, ubitej przed tygodniem. A ta wystarczy!...
Wi�c serdeczna czelad� jednomy�lnie orzek�a, �e sk�ra pumy to dostateczna tu oznaka wodza, i jak tylko ludzie zacz�li si� schodzi� i siada� na ziemi doko�a, przerzuci�em przez rami� pum�, dodaj�c� mi pono� uroczystej powagi.
- Chc� z wami pogada� o tym, co niedawno by�o, i o tym, co wkr�tce b�dzie! - przem�wi�em po arawasku, bom j�zykiem w�ada� ju� niezgorzej. - A �e to sprawy donios�e, dotycz�ce ca�ego naszego szczepu, wszystkich was prosz� na wsp�ln� rozmow� i ��dam od was rozwa�nej rady...
Z zaciekawieniem �owili Indianie me s�owa i spogl�dali na mnie nader �yczliwie, ale� nie wszyscy: grupa Konaury, siedz�ca najdalej, na szarym ko�cu ci�by ludzkiej, patrza�a na mnie spode �ba, niech�tnie.
- Nie ulega w�tpliwo�ci - m�wi�em dalej - �e ostatnie wydarzenia na wyspie Kaiiwie by�y tak rzetelnym zwyci�stwem, �e musz� napawa� dum� ca�y nasz szczep Arawak�w; wi�cej, wiem, �e jeszcze wasi prawnukowie po stu latach was wszystkich tu obecnych wojownik�w z nale�n� czci� b�d� wspominali. Z chlub� b�d� s�awili wasz czyn...
Lubo z nikim wprz�dy nie umawia�em si� co do przedmiotu naszego spotkania, to przecie Arnak, kt�ry by� jednako rozumny, jak i bojowy, uzna� za wskazane, by mi w tej chwili przerwa�, daj�c do zrozumienia, �e chcia�by te� co� powiedzie�.
Nieco zdumiony, kiwn��em g�ow�.
- Znam niezgorzej - oznajmi� Arnak - dzieje wszystkich szczep�w w Gujanie, bo nie tylko Arawak�w i Warrau��w, ale tak samo dzieje Akawoj�w, Karib�w, Arekun�w, Patemon�w, Makuszi i z ca�ej duszy potwierdzi� mog�, �e wszystko, co przed chwil� powiedzia� Bia�y Jaguar, jest najprawdziwsz�, �wi�t� prawd�: nigdy w Gujanie, mi�dzy Orinokiem a Amazonk�, nie by�o tak diabelnej kl�ski, jak� zadali�my przed kilku dniami napastnikom...
- To prawda, to szczera prawda! - krzykn�� kto� za moimi plecami. Znowum si� zadziwi�: krzykn�� Pedro, �w m�ody Hiszpan, wzi�ty
przez nas na wenezuelskich llanosach do niewoli. On nas tak polubi�, a my jego, �e nie chcia� wraca� do swych pobratymc�w. Przysta� do Arawak�w i do mnie. A �e zaprzyja�ni� si� z r�wie�nikiem Wagur�, umia� ju� niezgorzej m�wi� po arawasku.
- To prawda! - jeszcze raz zawo�a� Pedro. - Historii uczono mnie w szkole w mie�cie Cumana. W Ameryce Po�udniowej �miesznie ma�e ilo�ci wojak�w czy �o�nierzy cz�sto rozstrzyga�y los niepomiernie du�ych pa�stw. Stu osiemdziesi�ciu pi�ciu Hiszpan�w skruszy�o olbrzymie pa�stwo Ink�w. Tu w boju na wyspie Kaiiwie walczy�o razem �wier� tysi�ca wojownik�w, a napastnik�w by�o oko�o stu, i wszystkich do ostatniego Akawoja wyt�uczono. Kto wie, czy to zwyci�stwo Arawak�w nie przes�dzi�o na dziesi�tki lat o tym, kto b�dzie w�ada� ca�ym uj�ciem Orinoka...
- A zabici na Kaiiwie! Nasi zabici bracia?! Kto ich nam zwr�ci?! Kto? Przekle�stwo! - przerwa� nagle s�owa Pedra ostrym g�osem kto� z dru�yny Konaury, siedz�cej z daleka od nas.
- I to niepotrzebnie zabici! Niepotrzebnie!! - rykn�� z tej samej grupy Konauro, kt�rego pozna�em po g�osie.
Byli�my wszyscy na brzegu puszczy. Mi�dzy nami sta�y liczne pnie le�nych olbrzym�w, �e nie spos�b by�o widzie� rozdra�nionego Konaury. Zreszt� owe pnie i panuj�cy p�mrok stwarza�y niesamowity nastr�j, mo�e nawet urok, przypominaj�cy mi tragedie greckie, kt�re czytywa�em za m�odu w domu rodzinnym w Wirginii.
S�owa Konaura i jego cz�owieka wywo�a�y pomruk niezadowolenia, nawet niecierpliwe okrzyki, bo wszak�e tego dnia og�lna panowa�a rado�� w naszej wyprawie, i to uzasadniona rado��, jako �e unieszkodliwili�my tak gro�nego wroga. Ju� zabiera�em si� do odpowiedzi Konaurze, gdy wtem uprzedzi� mnie Joki. By� to dow�dca dru�yny m�odszy ni� Konauro, a starszy ode mnie, wojownik pe�en ognia i brawury.
- Konauro! - wybuchn�� Joki pot�nym g�osem. - Czy� ty o�lep�? Czy rozum ci odj�o? Czy nie by�e� w naszej siedzibie nad zatok� Potaro i czy nie widzia�e�, �e Akawoje przygotowywali wtedy napa�� na nas?...
- Ale nie napadli! - odkrzykn�� kto� z grona Konaury. - Poszli na Kaiiw�, na Warrau��w!
- Nie napadli - hucza� Joki - bo byli�my t�go przygotowani do walki i o tym, jak wiesz, przekonali si� Akawoje. 0 tym, �e mieli�my strzelby i msz� bro�, i �e mieli�my i mamy bitnego, przewiduj�cego wodza...
- A czy ten przewiduj�cy w�dz - zajazgota� kt�ry� z poplecznik�w Konaury - ju� przewidzia�, �e Akawoje, po zr�baniu Warrau��w i nabraniu si�a niewolnik�w, wr�ciliby zadowoleni do swej rzeki Cujuni i daliby nam spok�j?
- Hola, wolnego, moi bohaterzy! - parskn��em gniewnie. - Warrauowie s� naszymi sojusznikami i nie�� im pomoc by�o naszym trudnym,
acz koniecznym obowi�zkiem...
- G�upstwo!!...
W�r�d Arawak�w zawrza�o z oburzenia jak w z�ym roju os. Arnak stara� si� doj�� do g�osu; ostatecznie dorwa� si�:
- Konauro, g�owo rodu zuchwa�ych Kajman�w, mylisz si�! - fukn�� Arnak. - Tyle si� nas�ysza�em o Akawojach r�nych rzeczy z najr�niejszych stron, �e wiem, jacy oni dumni i zarozumiali. Uk�uli�my ich but�, bo zmusili�my ich do zaniechania napa�ci. Akawoje po zawojowaniu Kaiiwy, upojeni �atwym zwyci�stwem, z ca�� pewno�ci� rzuciliby si� na nasz� sadyb� Kumak� i na poblisk� Serim�. Wi�c mylisz si�, wodzu Konauro!
- A jednak - odpar� Konauro gdzie� spod odleg�ego drzewa jakim� zmienionym g�osem - jednak obstaj� przy swoim i wiem, �e straci�em tylu bliskich ludzi z mego rodu na pr�no! Przekle�stwo na tych, co temu winni!...
Na to nasz czarownik Arasybo, siedz�cy tu wedle mnie ze wzrokiem dotychczas spuszczonym, gwa�townie podni�s� g�ow� i sili� si� zobaczy� z daleka Konaur�. Widocznie uwa�a�, �e przeklinanie i temu podobne magie to wy��cznie jego, czarownika, dziedzina.
- Konauro chory! - rzek� Arasybo w moj� stron�. - On niepoczytalny szaleniec!
- Zgadzam si�! - mrukn��em z ubolewaj�cym u�miechem. - Markotno mi!
Nie wszyscy wiedzieli, jak dosz�o do morderczej walki ludzi Konaury z Akawojami, i wo�ali, �eby im wyja�ni�. Powsta� Murzyn Miguel, sprawny w j�zyku arawaskim, a oszczepnik niedo�cigniony, i zacz�� t�umaczy�:
- Akawoje l�dowali na Kaiiwie, jak wiecie, w dw�ch miejscach, od strony Orinoka i od strony odnogi Guapo, i w tych dw�ch miejscach zostawili swe itauby przy niewielkiej stra�y. Zadaniem dru�yny Jokiego i Konaury by�o szybkie zaw�adni�cie tymi �odziami, kt�re l�dowa�y od strony Orinoka, ale niestety akawojskie stra�e wcze�nie odkry�y zbli�aj�ce si� itauby i stawi�y czo�a. Trwa�o to chwil�, zanim nasi zacz�li zdusza� ten op�r i wyl�dowali, gdy wtem ca�kiem nieoczekiwanie zjawi�o si� od skupiska chat na wschodzie, z g��bi wyspy, kilkunastu nowych Akawoj�w, kt�rzy do ��dek przyp�dzali grup� oko�o trzydziestu z�apanych Warrau��w. Nale�a�em, jak wiecie, do dru�yny Bia�ego Jaguara i spieszyli�my w�wczas w kierunku wsi. Ale kiedy�my ujrzeli owych kilkunastu Akawoj�w, rzucili�my si� wszyscy w dru�ynie piorunem co si� w nogach w stron�, gdzie Akawoje p�dzili swych je�c�w. Nie by�o daleko, chyba dwie�cie krok�w, i wszystkich tam Akawoj�w, wzi�tych w tym miejscu w kleszcze, chybko�my wyt�ukli. Ale jednak zanim doskoczyli�my, zanim ruszy�y cyngle, a nasze w��cznie i strza�y �wisn�y, maczugi uderzy�y, Akawoje, srogie zabijaki, w tym kr�tkim czasie dali naszym, a osobliwie wojownikom Konaury, twardo
w sk�r�...
- A szybciej nie mogli�cie przylecie� z pomoc�? - warkn�� kto� z dru�yny Konaury.
- Nie mogli�my! Jeno co�my Akawoj�w ujrzeli, ju�e�my w te p�dy co tchu na nich! Szybciej nikt by nie potrafi�...
Na to z upart� zaciek�o�ci� Konauro wrzasn��:
- A jednak ludzie moi daremnie zgin�li! Przekle�stwo na tych, co nas do tego nam�wili, przekle�stwo na tego, kt�ry najwi�cej winien!...
I jak gdyby tego dosy� nie by�o, zacz�� si� miota� w ob��dnym gniewie i wzburzony wykrztusza� koszmarne jakowe� gro�by, niby pod moim adresem.
- Ale� go chwyta kanaima! - szepn�� zaniepokojony Wagura. - Trzeba go u�mierzy�!
- Trzeba! - sarkn�� Arasybo, a by� upiorny i bezlito�ciwy w �lepiach. Czarownik powsta� z ziemi i powoli zacz�� przedziera� si� przez t�ok ludzi ku Konaurze.
- Id� za nim! - szepn��em do Arnaka. - �eby go nie skrzywdzi�! Konauro musi �y�!...
Po pewnej chwili Arnak wr�ci� o�wiadczaj�c, �e wszystko w porz�dku.
- Co to znaczy: w porz�dku? - spyta�em.
- Arasybo magicznym tytoniem dmuchn�� kilka razy w twarz Konaury i ten pad� nieprzytomny.
- Do diab�a! Zatruty?
- Nie! Przyjdzie do siebie dzi� albo jutro, nie ma obawy... Zdarzeniem z Konaur� zainteresowali si� tylko niekt�rzy z Arawakow, najbli�si, za to inni domagali si� dalszego ci�gu narady.
- Zapowiedzia�e� nam - kto� z otoczenia mnie zagadn�� - �e chcesz pogada� z nami tak�e o tym, co wkr�tce b�dzie...
Tak, chc�! Jak�e s�usznie w�dz Joki powiedzia�, �e Akawoje zaniechali napa�ci na nasz� Kumak�, bo byli�my przygotowani do walki, tak, byli�my zdolni do walki, i to okaza�o si� najwa�niejsz� nasz� obron�.
- Jak to m�drze by�o - oznajmi� Arnak wskazuj�c na mnie - �e od samego pocz�tku, jeszcze na wyspie, zwanej przez nas Wysp� Robinsona, pilnie uczy�e� nas strzelania z rusznic i doskonalenia si� w r�nych rodzajach broni, jak m�drze to by�o!
- Umiesz, Arnak - odwzajemni�em si� - patrze� sprawom �ycia prosto w oczy, to si� chwali! I przyznasz, �e szczep Arawak�w, Lokon�w, jak wy siebie nazywacie, to szczep rozumny i �agodny, nie zadziorny, lecz pokojowo usposobiony. Ale� zaczepiony, zdolny w obronie zdoby� si� na waleczno��, jakiej nie znajdziesz w�r�d inszych szczep�w, inszych pr�cz chyba dw�ch nieub�aganych burzycieli: Akawoj�w i jeszcze sro�szych od nich Karib�w. Jaka z tego nauka?
Pytanie skierowa�em nie tylko do Arnaka, lecz do wszystkich obecnych wojownik�w. Nasta�o pe�ne napi�cia milczenie.
- I jeszcze co� powiem! - doda�em. - Niewykluczone, �e Akawoje nad rzek� Cuyuni, rozsierdzeni zadan� im kl�sk�, b�d� chcieli zem�ci� si� na nas i w dogodnym czasie, mo�e w nast�pnej suchej porze, zechc� ruszy� na nas z si�� trzykrotnie wi�ksz� ni� ta, kt�ra zgin�a na wyspie Kaiiwie, i z przebieg�o�ci�, jakiej dotychczas u nich nie by�o. Przeto jaka st�d nauka?
- Uprzedzi� ich! - wrzasn�� Warrau� Manduka. - Nam pomkn�� nad Cuyuni i wyt�uc ich, ile si� da...
- Niem�drze! - zawo�a�em. - By�aby to nowa d�ugotrwa�a wojna, szkaradny rozlew krwi i nie wiadomo, jaki by�by wynik. Mam lepsze wyj�cie, jedyne w naszej sytuacji i na pewno skuteczniejsze!
- Jakie? Jakie? M�w nam! - odezwa�y si� g�osy zewsz�d.
- Nauczy� si� walczy� lepiej, lepiej ani�eli walczy ka�den ze spodziewanych wrog�w...
- Czy� to mo�liwe?
- Nie tylko mo�liwe, ale ko-nie-czne!
Arnak, Wagura i Pedro w lot uchwycili donios�o�� takiego wojennego wyszkolenia w niepewnych warunkach, w jakich �yli�my dotychczas nad nasz� rzek� Itamaka, dop�ywem Orinoka. Ogarn�� trzech m�odych przyjaci� zapa�. Stworzenie najbitniejszego hufca india�skich wojownik�w w Gujanie widzia�o im si� nad wyraz urzekaj�cym i okrutnie po�ytecznym zadaniem, a przecie osi�galnym. Ich m�odzie�czy ferwor przeszed� na reszt�, udzieli� si� wszystkim zebranym wojownikom, nawet niekt�rym ludziom z rodu Konaury.
Jeszcze s�o�ce dnia tego nie zapad�o, lubo cienie w�r�d pni puszczy ju� mroczy�y si� mocniej ni� wprz�dy, na pocz�tku naszej obrady, a stan�a uroczysta uchwa�a przez wszystkich przyj�ta. Uchwa�a, by nie zw��cz�c ani tygodnia czy dnia, po powrocie nad Itamak� pracowa� pilnie nad stworzeniem takiej si�y odpornej, jakiej dotychczas nie zazna� szczep Arawak�w. A t� wa�n� prac� powierzono mnie, bom w oczach towarzyszy by� ich wodzem, tudzie� powierzono dzielnym, cho� m�odym druhom Arnakowi, Wagurze, Pedrze, Murzynowi Miguelowi i Warrau�owi Manduce.
W le�nym obozowisku kr��y�o w powietrzu komar�w i r�nego paskudztwa si�a, miliony, alem by� ju� do tej plagi zaprawiony nie gorzej ni� sami Indianie. Natomiast Manduka ostrzeg� nas, �e w nocy czyha�a tu na nas gro�niejsza udr�ka, krwiopijne nietoperze, zwane przez Hiszpan�w wampirami, ale i temu skaraniu boskiemu mo�na by�o op�dzi� si� od biedy: zanim nadszed� czas spania, kaza�em porozwiesza� hamaki jak najbli�ej siebie, w jednym ciasnym kr�gu, a doko�a rozpali� cztery ogniska, podtrzymywane przez ca�� noc. Bo tam, gdzie b�yska�a cho� odrobina �wiat�a, wampiry trzyma�y si� z dala, nie atakuj�c.
Z wampirami mieli�my spok�j, ale mniej wi�cej na godzin� przed opuszczeniem obozu nasz�a nas insza paskudna plaga i wszystkich przedwcze�nie wyrwa�a ze snu. Oto olbrzymia, wielotysi�czna w�dr�wka mi�so�ernych mr�wek przetoczy�a si� przez sam �rodek naszego obozu i okrutny poczyni�a rozgardiasz. Hamaki nasze by�y przywi�zane do pni drzew, pod kt�rymi obozowali�my, wi�c natarczywe mr�wki wlaz�y setkami najpierw na pnie, a stamt�d do naszych hamak�w. Przypu�ci�y w�ciek�y atak na �pi�cych �uchwy mia�y diabelnie k��liwe, gryz�y jak z�e psy. Nie by�o innego sposobu jak z hamak�w wyprysn�� niby z procy, uskoczy� co najmniej kilkana�cie krok�w i gwa�townie strz�sa� ze siebie z�o�liwe diablice, wgryzaj�ce si� w cia�a. Trwa�o sporo czasu, zanim pozbyli�my si� prze�ladowczy� i ca�e mrowisko przedefilowa�o przez nasz ob�z, by dorwa� si� do dalszego rabunku.
Owe drapie�ne mr�wki nios�y pewn� �mier� ka�dej �ywej istocie niezdolnej do natychmiastowej ucieczki, chocia�by to nawet by� cz�owiek, tapir czy jaguar. S�yszeli�my, �e podobno guja�scy plantatorzy, chc�c przyk�adnie ukara� krn�brnego niewolnika, mocno przywi�zywali go na drodze owadzich oprawc�w i snadnie spraw� przes�dzali: po godzinie straszliwych katuszy niewolnik gin�� po�arty na amen. o p�nocy zmieni� si� kierunek pr�du rzeki i pokrzepieni snem jako 0 pomimo mr�wczej przygody, zwin�li�my ob�z i ruszyli dalej, aby szcz�liwie dotrze� na trzeci dzie� do naszej Kumaki nad zatok� Pota-ro. Tam serdecznie, bardzo serdecznie witali nas naczelny w�dz Manauri i wszyscy obecni Arawakowie, nasi pobratymcy.
3. Stworzy� si��
W�r�d mn�stwa zalet, jakie przejawiali Arawakowie, jedn� mieli wad� osobliwie przykr�: do pija�stwa niezmo�ony ci�g. Tedy nie dziw, �e ku uczczeniu zwyci�stwa na Kaiiwie trzy doby trwa�a pijacka orgia, chlali do nieprzytomno�ci wszyscy z wyj�tkien nas kilkorga: Lasany i jej m�odszej siostry, Symary, Arasyba, Arnaka, Wagury i kilku przezorniejszych przyjaci�. Pilnowali�my w osadzie porz�dku. Gdy uroczysto�ci i ta�ce min�y, a ludzie wytrze�wieli, zwo�a�em mieszka�c�w Kumaki na narad�, tym razem wszystkich wraz z wodzem naczelnym Manaurim, g�ow� rodu ��wi: chcia�em dowiedzie� si�, co my�leli o zamiarze wy�wiczenia w Kumace takiej si�y zbrojnej, by ju� nikt nigdy nie o�mieli� si� na nas uderzy�.
Pomys� przyj�to jednomy�lnie z rado�ci�, a Manauri by� mi szczeg�lnie wdzi�czny i zaofiarowa� wszelk� w ka�dej dziedzinie pomoc, tote� nie zw��cz�c wszyscy�my zabrali si� do poczesnego dzie�a. Tako� kobiety. Srodze by�y ochotne, lubo �e osobliwie trudne przypad�o im zadanie, a to z tej przyczyny, �e nie wszystkie, jeno cz�� pozosta�a przy pracach na roli teraz podw�jnie znojnych. Musia�y one wyr�cza� te liczne chwatki, kt�re pragn�y naby� wprawy wojackiej na wz�r legendarnych amazonek tudzie� kobiet Karibek, walcz�cych r�wnie zawzi�cie jak sami Karibowie.
Do rzemios�a wojennego przywyk�em od lat ch�opi�cych, kiedym jeszcze mieszka� w lasach Wirginii u st�p g�r Allegha�skich. W ostatnim roku tamecznego pobytu by�em dow�dc� kompanii ochotnik�w, walcz�cych o swoj� ziemi� przeciw siepaczom lorda Dunbery. Przeto �o�nierka nie by�a mi obca, bom wiedzia�, co to karno��, umia� podchodzi� wroga, gustowa� we wszelkiej broni, osobliwie broni ogniowej, s�owem, z krwi, z usposobienia i umi�owania by�em �o�nierzem, po prostu dusz� i cia�em.
Swe umiej�tno�ci postanowi�em teraz przela� na przyjaci� Arawak�w Czy to mi si� uda? Bez kwestii tak, bo Arawacy nad Orinokiem wiedzieli, �e to dla nich sprawa prze�ycia lub zag�ady.
Nasze osiedle Kumaka nad zatok�-jeziorem Potaro liczy�o przesz�o pi�ciuset m�czyzn, kobiet i dzieci, natomiast o trzy mile oddalona Serima, le��ca tak samo jak my nad rzek� Itamak�, dop�ywem Orinoka, mia�a niespe�na trzystu zn�kanych mieszka�c�w. Serima podupad�a na skutek zab�jczej ospy, niedawno z�o�liwie zawleczonej tam przez Hiszpan�w z miejscowo�ci Angostura, oraz na skutek domowych zamieszek i zgubnych intryg starszyzny.
Do �wicze� wojennych zg�osi�o si� przesz�o stu dwudziestu ochotnik�w i pi��dziesi�t ochotniczek, przewa�nie m�odych �on lub bliskich krewnych onych wojownik�w. Kobiety podlega�y rozkazom Lasany, natomiast ca�o�� szkol�cych si� m�czyzn i kobiet - mnie. M�czyzn by�o osiem dru�yn, na kt�rych czele stali Arnak, Wagura, Mabukuli, Joki, Konauro, Miguel z kilkoma Murzynami, Manduka z dziesi�cioma Warrau�ami i ja z moj� osobist� eskort�; do niej nale�a�o kilkunastu przoduj�cych zwiadowc�w, a tak�e czarownik Arasybo i m�ody Pedro. Nie wymieni�em Manauriego, gdy� on sprawowa� w�adz� naczelnego wodza nad wszystkimi nad Orinokiem �yj�cymi obecnie Arawakami.
�wiczenia nabra�y od samego zarodku ostrego tempa i co mnie i nas wszystkich przyjemnie ukontentowa�o, wr�cz podziwem nape�nia�o -nie okaza�o si� to ogniem s�omianym. Przeciwnie, zapa� z ka�dym tygodniem r�s� i pog��bia� si�, Arawacy uwa�ali to za pon�tn� rozrywk�. Sroga a zdrowa rywalizacja ponosi�a dumne dusze, ka�dy chcia� by� lepszym, najlepszym. Najlepszym strzelcem z muszkietu czy pistoletu, i to do coraz ruchliwszego celu. To� samo zosta� �ucznikiem czo�owym, oszczepnikiem najdalej i najcelniej rzucaj�cym, p�ywakiem najchy�szym, nurkiem w wodzie najwytrwalszym, wio�larzem najpr�dszym, biegaczem sarn� doganiaj�cym, zapa�nikiem o mi�niach niezwyci�onych, czytelnikiem �lad�w nieomylnym, s�uchaczem g�os�w puszczy i ich na�ladowc� wszechstronnym, wyroczni� nieba, wody i ziemi niedo�cignionym, znawc� najgruntowniejszym ro�lin w puszczy i ich mocy leczniczej, posiadaczem wzroku harpii najprzenikliwszym. Ale to nie wszystko. Nale�a�o jeszcze dog��bnie posi��� umiej�tno�� walki z wrogiem: jak wsp�dzia�a� bojownik z bojownikiem w dru�ynie i jak dru�yny dru�ynom nie�� wzajemnie pomoc. I jeszcze nie wszystko: jak wzmacnia� nie tylko hart cia�a i wytrzyma�o��, ale spot�gowa� odwag�. Pog��bia� moc charakteru, a nigdy nie zapomina� o prawo�ci duszy.
Karno�� narzuci�em od pierwszej chwili surow�, wprost sparta�sk� w przekonaniu, �e plewy szybko odpadn�, w�tlejsze jednostki zachwiej� si� i odejd�, a pozostan� jeno j�drni i mocni. Nic podobnego. Nikt si� nie zniech�ci�. A� dziw bra�, jak niez�omne budzi�o si� w�r�d Arawak�w zaci�cie, by stworzy� si�� i nie da� si� zdusi� wrogom. A najwi�cej zas�u�onego uznania doczeka�y si� kobiety: wst�pi� w nie istny duch bitnych amazonek, o kt�rych wiele rozprawia�o si� w puszczach Orinoka i Amazonii. One� to we w�adaniu broni� tudzie� w wytrzyma�o�ci na trudy chyba dor�wnywa�y m�czyznom. Kilkana�cie pistolet�w i kilka guldynek, im dostarczonych, sta�o si� gro�n� w ich r�ku broni�.
Rzecz znamienna, ale� przecie zrozumia�a, �e do mego rodu, rodu Bia�ego Jaguara, najbardziej garn�li si� ci, kt�rzy najwi�cej doznali krzywd w �yciu. Byli to Arawacy i Murzyni, poznani jeszcze na Wyspie Robinsona, a wi�c dawni hiszpa�scy niewolnicy i niewolnice z wyspy Margarity. I oni to we wszystkim najwierniej mi pomagali. Wszak�e nie tylko oni: niedawna napa�� Akawoj�w na szczepy nad Orinokiem by�a wstrz�sem dla nas wszystkich i nauk� nie id�c� na marne.
W trzecim, czwartym miesi�cu owego wojennego przysposabiania ju� widzia�o si� dobre wyniki, wybija�o si� wyra�nie dwudziestu kilku przoduj�cych strzelc�w, �ucznik�w, biegaczy, wio�larzy, oszczepnik�w, ale tak�e i ci insi nie szli w gorszym ogonie. Tak samo podziw budzi�y kobiety, a ju� prawdziwie dumny by�em z post�p�w Lasany i jej m�odszej o dwa lata siostry Symary. Mia�a osiemna�cie lat i szelma cuda wyprawia�a z pistoletu i �uku. P�dz�c jak strza�a (s�owo �symara" znaczy�o po arawasku strza��), dziewczyna z odleg�o�ci czterdziestu krok�w niechybnie trafia�a w biegu z pistoletu czy �uku w ka�dy cel du�y jak posta� ludzka, i to w okolic� domniemanego serca.
T�gi zapa� i karno�� sz�y r�ka w r�k� u Arawak�w nad rzek� Itamaka. A poza tym, czego dotychczas okrutnie ma�o by�o, budzi�o si� w nich poczucie bezpiecze�stwa. Nie byli ju� zdani na kaprysy wrogiej przyrody i na drapie�no�� wrogich ludzi jak wprz�dy, do niedawna.
4. �My wiemy wszystko!"
Bojowe �wiczenia odbywa�y si� w bli�szej lub dalszej okolicy zatoki Potaro, gdy w po�udnie pewnego dnia, na pocz�tku pory deszczowej w tych stronach, spad�o na nasze osiedle Kumak� takie podniecenie, powsta� taki pop�och, kiejby piorun uderzy�. Bobrowa�em w�a�nie ze swoj� dru�yn� w puszczy o p� mili od naszych chat, gdy przybieg� od nich zziajany i przera�ony ch�opczyk z wie�ci�, �e na Kumak� napadli Hiszpanie pot�n�, zbrojn� band�.
Hiszpanie? Napadli? Zbrojn� band�? Ilu ich? - spyta�em zdziwiony, bom �adnych strza��w z broni palnej nie s�ysza�, a przecie daleko nie by�o.
Si�a ich! Mn�stwo! Kilkudziesi�ciu! Stu! - odpowiada� m�odzik, ledwo �api�cy oddech.
- Samych Hiszpan�w?
- Nie... Hiszpan�w by�o kilku, ale Indian ca�e mrowie...
- Czy rzucili si� na naszych?
- Nie. Wcze�nie zobaczyli�my ich, jak zbli�ali si� na swych itaubach, i wszyscy�my zd��yli uciec z chat do puszczy...
- Czy Hiszpanie strzelali?
- Nie wiem. Nie s�ysza�em...
- Czy gonili kogo?
- Nie wiem. Chyba nie...
W samym osiedlu owego dnia by�o niewielu naszych, bo przewa�na wi�kszo�� mieszka�c�w rozproszy�a si� po pobliskiej puszczy, odbywaj�c �wiczenia wojenne albo pracuj�c na p�lkach rolnych, licznie rozsianych w le�nym g�szczu.
W pobli�u mego boiska zaprawiali swe dru�yny Arnak i Wagura, tote� kaza�em im wszystkim w te p�dy przybiec do mnie. Spo�em skoczyli�my nad brzeg zatoki, sk�d widzieli�my jak na d�oni wie� Kumak� na przeciwnym brzegu wody.
Ukryci w g�stwinie przed cudzym okiem, widzieli�my, �e chaty nasze nie tkni�te sta�y jak dotychczas, nic si� nie pali�o, nie by�o te� gwa�tu, a �em mia� tego dnia akurat perspektyw� przy sobie, snadnie odkry�em Hiszpan�w i obcych Indian, tudzie� koriale przybite do brzegu. Widzia�o mi si�, jak gdyby Hiszpanie nie przybyli w zamiarach rozboju, ale� wiadoma rzecz, ufa� im by�oby wywo�ywaniem wilka z lasu.
Przecie� w pami�ci jeszczem mia� haniebny najazd Hiszpan�w na nasze okolice. W�wczas, przed blisko rokiem, w podobnej jak obecnie sile przybyli z Angostury, hiszpa�skiej mie�ciny warownej nad �rodkowym biegiem Orinoka, by tu, u uj�cia rzeki, na�apa� Indian niewolnik�w do swych plantacji i kopalni srebra. Uda�o im si� porwa� kilkudziesi�ciu Warrau��w, ale�my je�c�w w nocy po kryjomu uwolnili (w tym tak�e Manduk� i jego dziesi�ciu chwat�w). A gdy Hiszpanie chcieli z Arawakami w Serimie to samo zrobi�, tam r�wnie� nie wysz�o: maj�c strzelby i odwa�nych przyjaci� i ochot� do b�jki, pokrzy�owa�em ich machinacje. Don Esteban, ich dow�dca, w�ciek�y, �e�my im nosa utarli, chcia� nas potem wygubi� odr�, podst�pnie podrzucon� nam w zaka�onych kocach, ale zab�jcza choroba dosi�g�a tylko cz�� Arawak�w. Reszta us�ucha�a moich przestr�g i usz�a zdrowo. Wtedy to Manduka ze sw� grup� pu�ci� si� w pogo� za Hiszpanami i zanim ci dotarli do Angostury, podst�pnym zdrajcom utoczy� w nocy krztyn� krwi, jak si� patrzy.
Tacy to Hiszpanie prawdopodobnie zjawili si� obecnie w naszej Ku-mace, wywo�uj�c s�uszne poruszenie. Z niepokojem �ledzi�em ich przez perspektyw�, alem �otra don Estebana nie odkry�. Nie spostrzeg�em go w�r�d przyby�ych. Hiszpanie, stoj�c na brzegu zatoki, zdawali si� czeka� na kogo�, przypuszczalnie na mnie.
Zarz�dzenia by�y proste: biciem b�bn�w wed�ug ustalonego w�r�d Arawak�w sposobu kaza�em ostrzec wszystkich w puszczy rozproszonych wojownik�w, daj�c jednocze�nie rozkazy, by szybkim marszem wr�cili do Kumaki. Nie zauwa�eni przez Hiszpan�w mieli ich otoczy� p�kolem w g�szczu p�wyspu, na kt�rym le�a�a nasza wie�, a bro� mie� gotow� do dzia�ania. Sam na czele kilkunastu z mego orszaku podkrad�em si� pod osad� i nie wychodz�c z chaszczy, �wawo pchn��em dw�ch szybkonogich do mej chaty, by mi przynie�li galowy mundur kapita�ski, zdobyty swego czasu na ton�cym statku u wybrze�a Wyspy Robinsona. Nie wypada�o pokaza� si� Hiszpanom na p� nago, po india�sku, jedynie z nadbiodrnikiem na ciele.
W p� godziny p�niej, ubrany i pewny, �e przybysze zostali ju� otoczeni przez nasze dru�yny, wyszed�em z g�stwiny i miarowym chodem pod��a�em w stron� Hiszpan�w. Kilkana�cie krok�w za mn� post�powa�a moja asysta szerokim wachlarzem, nie ukrywaj�c swej broni. W ostatniej chwili doskoczy� do niej filuternie u�miechni�ty trzpiot, m�odziutka Symara, siostra Lasany. W r�ku mia�a sw�j �uk i strza�y i zabawnie pokazywa�a, �e b�dzie mnie broni�a. Niemal�e zakl��em. Niestety przep�dzi� jej ju� nie by�o okazji: nasz poch�d sta�by si� mniej ceremonialny.
Hiszpanie na nasz widok ruszyli z niejak� pomp� w moim kierunku. By�o ich trzech jeno, za to wygalowanych jak gdyby na parad�. Czeg� oni, do licha, ode mnie chcieli? Nowego guza oberwa�? Oko�o pi�dzie -
si�ciu Indian, ich wio�larzy, ale wszystkich uzbrojonych w �uki i maczugi, nie wygl�da�o na niebezpiecznych przeciwnik�w. Strzelb nie mieli �adnych, co najwy�ej Hiszpanie ukrywali pod mundurem pistolety. Wszako� twarze im ja�nia�y uprzejmym u�miechem.
Gdy�my zbli�yli si� do siebie na odleg�o�� dziesi�ciu krok�w, przystan�li�my, a oni trzej, kawalerowie niezmiernie uprzejmi, powitali mnie zamaszystym gestem, nieomal zamiataj�c ziemi� upierzonymi kapeluszami. Prawie jednocze�nie i jam uczyni� to samo, k�aniaj�c si� nisko kapeluszem. �rodkowy z nich, m�czyzna oko�o trzydziestopi�cioletni, s�usznej postawy, szlachetnej twarzy i bogatego stroju, nisko trzymaj�c kapelusz z grzecznym nad wyraz u�miechem na obliczu, przedstawi� si� dono�nym g�osem:
- Jestem don Manuel Parras Gallegos Godoy y Torres Vasgues, wys�annik jego mo�ci corregidora w Angosturze, a przedstawiciel jego ekscelencji, gubernatora w Caracas...
Nie mog�em wyj�� ze zdziwienia na tyle okazanej mi kurtuazji i o ma�om nie os�upia�. Czeg� ci wytworni lawiranci g�adysze ode mnie chcie� mogli?
A ten �rodkowy, don Manuel Parras i tak dalej, nie przerywa� swej grzecznej tyrady i m�wi� jednym ci�giem:
- ...Jestem do us�ug waszej mo�ci, kapitanie, don Juanie Bober, s�awny zaszczytnym przydomkiem Bia�ego Jaguara!...
Widz�c, �e zanosi si� na prawienie mi�ych duser�w i napuszone celebrowanie, i �e to nie z�o�liwe drwiny z ich strony, poczu�em ulg�. �artobliwie wyrazi�em im sw�j podziw, �e tak dok�adnie znali moje nazwisko. Ju�em nie�le w�ada� j�zykiem hiszpa�skim dzi�ki lekcjom licznie pobranym u naszego Pedra.
Gdy trzej Hiszpanie us�yszeli moje s�owa, spowa�nieli, twarze ich przybra�y wyraz dostojno�ci, a don Manuel zamilk� na d�ug� chwil�, zanim wypowiedzia� z du�� emfaz� trzy s�owa:
- My wiemy wszystko!
A �e owa wiadomo�� wyda�a mu si� tak bardzo wa�na, jeszcze raz wyrzek� to samo:
- My wiemy wszystko!!
Powtarzam: sp�yn�a na mnie ulga, napi�cie min�o. Widz�c ich okrutnie powa�ne a uprzejme twarze, a s�ysz�c tak dziwne s�owa, odezwa� si� we mnie chochlik figlarno�ci. Mi�y przybra�em u�miech i westchn��em z weso�ym zdumieniem:
- To wy jeste�cie samym Panem Bogiem?!
Panem Bogiem?! - z lekka �achn�� si� don Manuel. - Jak�e mam
to rozumie�?
Po prostu! - wybuch�em teraz ju� g�o�nym �miechem. - Przecie� tylko Pan B�g jest wszechwiedz�cym, a wy, mo�ci dzieje, sami twierdzicie, �e wiecie wszystko!
Bo te� wiemy wszystko o waszmo�ci, szanowny don Juanie. I dlatego tu przybyli�my...
5. Dziwny pomys� Hiszpan�w
Widz�c, �e nie grozi nam bezpo�rednie niebezpiecze�stwo ze strony Hiszpan�w, cz�ciowo odwo�a�em alarm, tylko cz�ciowo, bo w pobli�u, w samej Kumace, pozosta�o jednak pi��dziesi�ciu obcych Indian z �ukami i maczugami. Nad niepewn� zgraj� trzeba by�o czuwa�, tak samo zreszt� jak nad samymi Hiszpanami. Ci robili wielkie oczy na widok wy�aniaj�cych si� z przyleg�ej kniei naszych dru�yn, wcale nie ubogo w godn� bro� zaopatrzonych.
Hiszpanie, zachowuj�c si� ci�gle z wyszukan� grzeczno�ci�, o�wiadczyli, �e przybyli do mnie, aby odby� wa�n� rozmow�. Na te s�owa zaprosi�em ich do mego cienistego benabu, przewiewnej chaty o rozleg�ym dachu, a bez bocznych �cian. Zaprosi�em tak�e Manauriego, jako wodza naczelnego, tudzie� Pedra, Arnaka, Wagur� i Murzyna Miguela. Wszystkim go�cinnie kaza�em si��� na tobo�ach przyniesionych przez kobiety. Lasana podrzuci�a pode mnie sk�r� jaguara, po czym skromnie przykucn�a za moimi plecami.
Chcia�em obecnych pocz�stowa� paiwarim, trunkiem okazuj�cym go�cinno��, ale don Manuel zapyta�, czy m�g�by nas uhonorowa� butelk� rumu przywiezion� z Angostury.
Bardzo prosz�! - odrzek�em jowialnie. - Byleby nam przy tym nie zabrano g�owy, ani nas... nie zatruto...
Przysi�gam! - uderzy� don Manuel w ten sam ton. - G�owy nikt nie straci!...
Rum by� �wietny, ka�dy upi� kapink�, a gdy si� to odby�o, don Manuel przechodz�c do g��wnej rzeczy, zn�w nawi�za�, prawie ju� maniacko do starej piosenki, �e oni, Hiszpanie, wszystko o mnie wiedz�.
- Cieszy mnie to, cieszy bardzo! Pe�nym ja szcz�cia! - odrzek�em z p�g�bnym uradowaniem, przyjmuj�c jego zapewnienia melancholijnym u�miechem: albowiem by�em przekonany, �e don Manuel b�dzie teraz rozwodzi� si� w jakich� niepomiernych pochwa�kach nad naszym zwyci�stwem na wyspie Kaiiwie, kt�re by�o poniek�d tak�e zwyci�stwem Hiszpan�w. Przecie tu, na ziemi uwa�anej przez Hiszpan�w za ich bezsporn� posesj�, rozgromili�my do szcz�tu watah� napastuj�cych Akawoj�w nas�anych przez Holendr�w, zajad�ych adwersarzy Hiszpan�w w Gujanie.
Alem nie mia� racji, grubom si� pomyli�: don Manuel si�gn�� z ca�kiem innej beczki. Nie pomniejszaj�c swego ukontentowania z naszego zwyci�stwa nad Akawojami, przywo�a� na pami�� co innego: wizyt� u mnie w Kumace Anglika Jamesa Powella, kapitana angielskiego brygu �Capricorn". Mianowicie Hiszpanie dowiedzieli si� o rozmowie, jak� wtedy, w czasie owej wizyty przed kilkoma miesi�cami, mia�em z Powellem, a w kt�rej to rozmowie kategorycznie odm�wi�em jakiegokolwiek wsp�udzia�u w zaborczych planach Anglik�w: oni� to chcieli zagarn�� dla siebie ca�y kraj doko�a uj�cia Orinoka, czemu ja ostro si� przeciwstawi�em w obronie Indian. O mej �wczesnej postawie i replice Hiszpanie nad Orinokiem zas�yszeli jakimi� im znanymi drogami i oddali mi za to wielkie pochwa�y.
- Waszmo�ci, panie kapitanie - rzek� do mnie don Manuel - uwa�amy za naszego sojusznika i gotowi�my p�j�� jemu jak najbardziej na r�k�...
- O los Indian mi chodzi! - oznajmi�em.
- Nam tak�e! - odpar� Hiszpan. - Jeste�my absolutnie tego samego zdania. Waszmo�� b�dziesz ich protektorem i przyjacielem jak dotychczas!...
Po ma�ej chwili zaczerpn�� g��boko powietrza i odezwa� si�:
- A w zwi�zku z tym mo�esz waszmo�� wiele zdzia�a� dla dobra swych podopiecznych, skoro przyjmiesz zaszczytn� propozycj�, jak� postanowi� uczyni� waszmo�ci nasz gubernator w Caracas...
- Zaszczytn� propozycj�?...
- Tak jest, zaszczytn�, lubo nie�atw� i nawet niebezpieczn�. Ale wiemy, kim jest Bia�y Jaguar i �e odwagi ani rozumu mu nie brak!�
Brzmia�o to nad wyraz pon�tnie i ciekawym by�, c� to za propozycja. Don Manuel nie zwleka� z wyja�nieniem. Chodzi�o Hiszpanom ni mniej ni wi�cej tylko o to, �ebym ja, Bia�y Jaguar, �zwyci�ski w�dz, s�awetny
w ca�ej Gujanie, s�awetny i doznaj�cy og�lnego respektu", uda� si� do Holendr�w nad rzek� Essequibo i tam w imieniu swych szczep�w
india�skich, a tak�e w imieniu Hiszpan�w Wenezueli, za��da� poszanowania granicy tudzie� dobros�siedzkich stosunk�w. Gubernator w Caracas by� got�w zaopatrzy� mnie oraz moich towarzyszy w glejt, a ten list �elazny, wystawiony w trzech j�zykach, hiszpa�skim, holenderskim i angielskim, niew�tpliwie zapewni wyprawie bezpiecze�stwo u Holendr�w...
Don Manuel zamilk� i spojrza� nam wszystkim w twarze zadowolony, i� s�owa jego wywar�y silne wra�enie.
Manauri, w�dz naczelny, przerwa� cisz�. Lata niewoli, sp�dzone u Hiszpan�w na wyspie Margaricie, rozszerzy�y jego umys� i do�wiadczenie, przeto teraz warkn�� cierpko, a gniewnie:
- U Holendr�w mo�e tak, papier zapewni mo�e bezpiecze�stwo, ale Kanaima, demon zemsty u Akawoj�w, nie umie czyta�...
- To prawda! - przyzna� don Manuel. - Ale my w Angosturze gotowi�my wyposa�y� Bia�ego Jaguara i jego �wit� we wszystko, co mu b�dzie potrzebne do obrony, a wi�c w strzelby, amunicj�, sprz�t, pieni�dze, a nawet w ludzi, Indian...
- Indian? - wmiesza� si� przekornie nasz �mieszek, Wagura, i wskaza� r�k� na india�skich mizerak�w, kt�rzy przywios�owali do nas trzech Hiszpan�w. - Mo�e tych wyg�odnia�ych wojak�w z maczugami chcecie nam da�? �adnie by obronili Bia�ego Jaguara przed Akawojami!.,.
- Dlategom proponowa� Indian, bo hiszpa�skich �o�nierzy nie mo�emy tam wys�a�! Ich widok niepotrzebnie rozj�trzy�by Holendr�w nad Essequibo! - odpar� don Manuel.
Przyzna�em mu s�uszno��, a nie chc�c dopu�ci� do zaostrzenia nastroj�w w mej chacie ani do rozdra�nienia Hiszpan�w, o�wiadczy�em, �e ja osobi�cie nie mia�bym nic przeciw wyprawie do Holendr�w nad Essequibo, nade wszystko mam na sercu dobro Indian; ale ca�y szczep Arawak�w w Kumace musia�by wyrazi� na to zgod�. Wi�c poprosi�em, �eby don Manuel zechcia� przedstawi� nam bli�sze szczeg�y tej wyprawy tudzie� sytuacji nad rzek� Essequibo.
Mog� to natychmiast zrobi�! - odrzek� Hiszpan i jednemu ze swych
towarzyszy kaza� wyj�� z torby map� Gujany i roz�o�y� j� przed nami.
By�a znacznie dok�adniejsza ani�eli mapa, pokazana przez kapitana Powella przed kilku miesi�cami. Rzeki, o ile mog�em stwierdzi�, p�yn�y do�� precyzyjnie wrysowane. Nie by�o swawolnej fantazji w dolnym biegu Orinoka i w jego prawych dop�ywach Caroni i Itamaka; ani w �o�yskach Pomerunu oraz Essequibo z jego dop�ywami Cuyuni, Mazaruni i Rupununi; ani w korytach rzek Demerara, Berbice oraz Courantyne. We w�a�ciwych legowiskach zdawa�y si� majaczy� pasma g�r Imataka, Emeria, Otomung, Pakaraima oraz pozycja s�awnej g�ry Roraima, a co najbardziej mnie ucieszy�o, to wcale akuratne umiejscowienie w terenie Gujany poszczeg�lnych szczep�w india�skich: Warrau��w, Arawak�w, Akawoj�w, Arekun�w, Karib�w, Patamon�w, Makuszi, Wapiszan�w. Cudo mapa!
- Bezsprzecznie - t�umaczy� nam don Manuel - do korony hiszpa�skiej nale�� �r�d�a wszystkich prawych dop�yw�w rzeki Orinoko, jak na przyk�ad Caroni i Itamaka. Co za� do osiedli holenderskich, to wi�kszo�� ich plantacji le�y nad dolnym biegiem Essequiba, Demerary oraz rzek Berbice i Courantyne. Siedzib� gubernatora holenderskiego czyli dyrektora generalnego, jak go nazywaj�, zdaje si� by� obecnie Nieuw Kijkoveral nad rzek� Essequibo. Zwracam uwag� na forty holenderskie, g��wnie zbudowane nad Essequibo, na przyk�ad u uj�cia tej rzeki do morza, ale szczeg�lnie wa�ny jest stary fort Kijkoveral. Le�y
o osiemdziesi�t mil angielskich od morza, tam gdzie do Essequiba dop�ywaj� wielkie rzeki Mazaruni i Cuyuni. Kijkoveral, wzniesiony ongi� na wyspie na rzece Mazaruni, uchodzi za fort nie do zdobycia. Do niedawna by� stolic� ca�ej kolonii holenderskiej, a tym samym siedzib� dyrektora generalnego. Dzi� w okolicy tego dawnego Kijkoveral i poni�ej, wzd�u� Essequiba, znajduje si� szereg bogatych plantacji trzciny cukrowej, gdzie pracuj� setki niewolnik�w murzy�skich. Z tymi niewolnikami, wyj�tkowo okrutnie traktowanymi przez wielu plantator�w, Holendrzy maj� nieustanne k�opoty, ci�g�e tam wrzenia i bunty...
- M�wisz waszmo��, �e Kijkoveral by� stolic� kolonii holenderskiej do niedawna, a zatem dzisiaj ju� nie jest...
- Podobno nie jest. Holendrzy za�o�yli przed kilku laty now� siedzib� administracji kolonialnej, tak samo nad Essequibo, ale bli�ej morza,
i nazwali j� Nieuw Kijkoveral. Tam pono� rezyduje teraz ich dyrektor generalny...
- Czy to prawda - zapyta� Murzyn Miguel - �e wielu Murzyn�w ucieka z holenderskich plantacji do bezludnej puszczy i tam �yje na swobodzie?
- To prawda! - powiedzia� don Manuel. - Uciekaj�, ale ta puszcza nie jest bezludna. �yj� w niej Indianie szczepu Karib�w, Indianie najbardziej wojowniczy w Gujanie. Karibowie s� gorliwymi sojusznikami Holendr�w i nieustannie zawzi�cie poluj� na czarnych zbieg�w, a plantatorzy grubo im za to p�ac�: za z�apanego �ywego Murzyna-zbiega Karibowie dostaj� pi��dziesi�t floryn�w, to tyle co dwie strzelby z amunicj�, a za rami� zabitego Murzyna dostaj� dwadzie�cia pi�� floren�w. R�wnolegle do wybrze�a morskiego, na zapleczu holenderskich plantacji, na przestrzeni przesz�o dwustu mil angielskich, wsz�dzie w lasach czyhaj� Karibowie i dla Holendr�w �owi� zbieg�w. I wsz�dzie tam wrze zawierucha, po�oga si� sro�y. Mimo to nad rzek� Berbice wielu Murzyn�w w puszczy op�dzi�o si� prze�ladowcom bia�ym i czerwonym i stworzy�o niezale�ne skupiska murzy�skie. To tak zwani D�uka, gro�na plaga dla plantator�w. S�owem, Holendrzy s� stale w opa�ach, maj� wsz�dzie bez liku tarapat�w i w naszych rokowaniach b�dziemy mieli ogromn� nad nimi przewag�...
- A gdybym si� zgodzi� na propozycj� wyprawy do Holendr�w, to ilu ludzi, wed�ug waszmo�ci, musia�bym zabra� ze sob�?
- Im wi�cej, tym lepiej.1 Orszak Bia�ego Jaguara winien by� imponuj�cy, sprawia� wra�enie...
- Wi�c ilu, pi��dziesi�ciu?
- Mo�e pi��dziesi�ciu, mo�e nawet wi�cej.
- Teraz zaczyna si� pora deszczowa i potrwa trzy lub cztery miesi�ce. Dopiero z nastaniem pory suchej mo�na by wyruszy�...
- Tak i ja my�l�! Wyruszy� za trzy, cztery miesi�ce!
- Jak� drog� by obra�? - zapyta�em. - Chyba nie przez puszcz�, przemykaj�c rzekami na itaubach; lecz na pok�adzie naszego szkunera, trzymaj�c si� wybrze�a Atlantyku, dop�yn�� do uj�cia rzeki Essequibo: sze��, siedem dni �aglowcem...
- Tylko szkunerem! - uzna� don Manuel.
Popo�udniowe s�o�ce sta�o jeszcze wysoko na niebie. Po dwugodzinnych obradach wszystkich prawie Arawak�w nad Orinokiem, a wi�c tych w Kumace i wielu z tych w s�siedniej Serimie, zapad�o postanowienie, by zgodzi� si� na plan gubernatora w Caracas. Dow�dc� wyprawy, p�yn�cej na szkunerze, mianowano mnie, a udzia� w niej mia�o wzi�� sze��dziesi�ciu Arawak�w, w tym mniej wi�cej dziesi�� kobiet, zgadzam si� na t� wypraw� - o�wiadczy�em na ko�cu - poniewa� mog� w ten spos�b przys�u�y� si� sprawie bezpiecze�stwa Indian nad dolnym Orinokiem. Chyba uda nam si� przekona� Holendr�w...
Lubo wyprawa wyznaczy�a sobie cel wy��cznie pokojowy i przyjazny, wielka niewiadoma b�dzie wisia�a nad ni� w kraju ludzi niezbyt nam przychylnych; przeto owych sze��dziesi�ciu nale�a�o wybra� spo�r�d najbitniejszych i najdzielniejszych wojownik�w, a wyposa�y� ich w bro� najlepsz� i wszechstronn�.
Nast�pnego dnia zawiadomili�my don Manuela o powy�szym postanowieniu, ��daj�c, opr�cz przyrzeczonych trzech pism wprowadzaj�cych, trzydziestu nowych strzelb (10 muszkiet�w, 10 guldynek, dw�ch gar�aczy i 8 pistolet�w) z amunicj� na 1500 strza��w, dalej ��daj�c 60 koc�w, funduszu w z�otej monecie holenderskiej na trzy miesi�ce, prowiantu na ten czas dla sze��dziesi�ciu ludzi oraz podark�w dla Indian na wypadek zetkni�cia si� z nimi w kolonii holenderskiej.
Don Manuel przyj�� to wszystko szczerze do wiadomo�ci, przyrzek� wiernie powt�rzy� w�adzom hiszpa�skim ka�de s�owo i wkr�tce powr�ci� do nas, po czym pe�en dobrej my�li, �egnany przez nas jak przyjaciel, opu�ci� z towarzyszami Kumak�.
Gdy wsiada� na sw� itaub�, jeszczem go zagadn�� pogodnie, acz uszczypliwie:
- A co do tych sze��dziesi�ciu koc�w, to czy m�g�by� waszmo�� mi powiedzie�, co si� teraz dzieje z don Estebanem? �w �ajdaczny caballero kilka miesi�cy temu chcia� nas wszystkich zdradliwie wyt�pi�, podrzucaj�c Arawakom zatrute koce!...
- Nie ma go w Angosturze! Wys�ano go karnie daleko na zach�d, w Kordyliery... R�cz�, �e koce teraz b�d� czyste!
6. Symara zast�pczyni�
Po wyje�dzie Hiszp