9386
Szczegóły |
Tytuł |
9386 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
9386 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 9386 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
9386 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Artur Schopenhauer
D i a l e k t y k a E r y s t y c z n a
Czyli
Sztuka Prowadzenia Spor�w
Ju� w staro�ytno�ci s��w �logika" i �dialektyka" u�ywano jako synonim�w mimo, i� pierwotnie ,Logika", oznaczaj�ca zastanawianie si�, obliczanie lub przemy�liwanie czego�, zasadniczo r�ni�a si� znaczeniem od �dialektyki", u�ywanej na okre�lenie czynno�ci rozmawiania. �Dialektyk�" (post�powanie dialektyczne, cz�owiek dialektyczny) po raz pierwszy zastosowa� w swych pismach Platon, rozumiej�c pod tym terminem sta�e pos�ugiwanie si� i doskonalenie rozumu (Fajdros, Sofista, Pa�stwo). Podobnie Arystoteles, cho� mia� on zrazu u�ywa� terminu �logika" i m�wi� o �trudno�ciach, manowcach lub przes�ankach logicznych". Wynika st�d, i� �dialektyka" by�aby nazw� starsz� od ,Logiki". U Cycerona i Kwintyliana oba wyrazy wyst�puj� zamiennie (...). R�wnie� w �redniowieczu i czasach nowo�ytnych a� po nam wsp�czesne utrzyma�a si� r�wnoznaczno�� obu termin�w, z tym, i� u Kanta �dialektyka" otrzymuje zabarwienie negatywne jako �sofistyczna sztuka dyskusji" � st�d cz�ciej pos�ugiwano si� s�owem �logika" jako mniej obci��onym. Ci�gle jednak oba wyrazy s� synonimami i w naturalny spos�b oznaczaj� to samo.
Osobi�cie ubolewam, i� ,,dialektyka" i �logika" traktowane s� od tak dawna jako r�wnoznaczniki. Tote�, maj�c ch�� dokonania ich rozr�nienia, nie w pe�ni jestem do tego uprawnionym. Wszelako powiedzia�bym, i� �logika" (od przemy�liwania i obliczania, ale tak�e od poj�� �s�owo" i �rozum") to ,,nauka o zasadach my�lenia, czyli metodach funkcjonowania rozs�dku", podczas gdy �dialektyk�" (od czynno�ci rozmawiania, czyli komunikowania sobie wzajem fakt�w lub pogl�d�w � st�d jej charakter historyczny lub komunikatywny) uj��bym jako �sztuk� dyskutowania" w znaczeniu nowoczesnym. W�wczas logika za sw�j przedmiot b�dzie mia�a prawa my�lenia i dzia�anie rozs�dku, co da si� okre�li� a priori bez odwo�ywania si� do do�wiadczenia. Proces �w zachodzi podczas pozostawania rozs�dku w oderwaniu od przeszk�d istniej�cych poza nim, czyli w trakcie samotnego my�lenia istoty rozs�dnej, kt�ra nie zostaje wprowadzona w b��d. Natomiast dialektyka obejmowa�aby jednoczesne wsp�my�lenie dwu istot rozs�dnych; brak zgody mi�dzy nimi prowokuje dyskusj�, tj. �cieranie si� umys��w. Gdyby rzecz tyczy�a tylko czystego rozumu obie istoty zgadza�yby si� nieuchronnie. Ale r�nice wynikaj� z indywidualizacji ka�dej z istot, zatem opieraj� si� na empirii. Logika, tj. nauka o my�leniu, czyli dzia�aniu czystego rozumu, pozwala na konstrukcj� zupe�nie aprioryczn�. Natomiast dialektyka jest z natury aposterioryczna, uwzgl�dniaj�ca znajomo�� zaburze� czystego rozumu poprzez zr�nicowanie my�lenia dyskutuj�cych ze sob� istot rozs�dnych lub �rodk�w, jakimi pos�uguj� si� dla przedstawienia swego indywidualnego my�lenia jako w pe�ni poprawnego i obiektywnego. 'Taka jest bowiem natura ludzka, �e podczas wsp�lnego my�lenia, rozumianego jako wymiana zda� (przy wykluczeniu aspektu historycznego) A dostrzega, �e my�lenie B r�ni si� od jego w�asnych my�li w danym przedmiocie; w�wczas A nie zmienia swych my�li o owym przedmiocie, ani nie szuka w nich b��du, ale zaczyna szuka� b��du w my�leniu przeciwnika. Oznacza to, i� cz�owiek z natury swojej d��y do posiadania racji, a co z tego wynika zawarte jest w nauce, kt�r� chcia�bym nazwa� �dialektyka". Dla unikni�cia nieporozumie� u�yj� terminu �dialektyka erystyczna" na oznaczenie nauki o przyrodzonym cz�owiekowi pragnieniu, by zawsze mie� racj�.
Dialektyka erystyczna � to sztuka dyskutowania w spos�b, kt�ry pozwala zachowa� pozory racji, czyli wszelkimi dozwolonymi lub niedozwolonymi sposobami (per fas et nefas). Albowiem tak bywa, i� cz�owiek � obiektywnie rzecz ujmuj�c � posiada s�uszno��, lecz w jego otoczeniu i w nim samym rodzi si� wra�enie, i� jej nie ma. Nast�puje to wtedy, gdy przeciwnik podwa�y� dow�d, co odczytano jako obalenie ca�ego twierdzenia, cho� mog� istnie� jeszcze inne dowody na jego prawdziwo��. Oczywi�cie, w tej sytuacji pozycja przeciwnika jest dok�adnie odwrotna; ulega wra�eniu, �e to on ma s�uszno��, podczas gdy obiektywnie rzecz ujmuj�c jej nie posiada. Tote� obiektywna prawda jakiego� twierdzenia a przekonanie o jego s�uszno�ci dyskutant�w i s�uchaczy � s� to bardzo odmienne sprawy. (Dialektyka zajmuje si� w�a�nie t� drug� rzecz�).
Sk�d si� to bierze? � St�d, i� cz�owiek jest z�y z natury. Gdyby by�o inaczej, gdyby�my byli z gruntu uczciwi, w�wczas w ka�dej dyskusji zabiegaliby�my tylko o osi�gni�cie prawdy, bez wzgl�du na jej zgodno�� z naszym wcze�niejszym pogl�dem, czy te� pogl�dem przeciwnika; nie mia�yby one znaczenia lub by�yby ca�kowicie drugoplanowe. Ale tak w�a�nie jest, �e to zawsze kwestia zasadnicza, a wrodzona pr�no��, osobliwie czu�a wzgl�dem w�asnej umys�owej sposobno�ci nie pozwala, by nasze wyj�ciowe twierdzenie mia�o by� fa�szywe, za� przeciwnika � s�uszne. Zdawa� by si� mog�o, i� dlatego ka�dy powinien unika� twierdze� nies�usznych, najpierw my�l�c, a potem m�wi�c. Wi�kszo�� ludzi wszak�e wrodzon� im pr�no�� podkre�la gadatliwo�ci� i nieuczciwo�ci�. Ludzie, nim pomy�l� � ju� plot�; a gdy widz�, �e si� pomylili i nie maj� racji, pragn�, by cho� we wra�eniu mie� odrobin� s�uszno�ci. Osi�ganie prawdy, kt�re motywowa�o wysuwanie cho�by i nies�usznego twierdzenia zostaje zast�pione przez pr�no��; to, co s�uszne winno zdawa� si� fa�szem i na odwr�t.
Wszelako to nadu�ycie, objawiaj�ce si� walk�o twierdzenie, kt�re sami sk�onni jeste�my podejrzewa� o fa�sz, jest ostatecznie do usprawiedliwienia. Bowiem z pocz�tku sporu nasze przekonanie o s�uszno�ci jest szczere, dopiero p�niej odnosimy wra�enie, i� argument prze-ciwnikaje obali�: je�li zatem wycofamy si� w�a�nie teraz, to istnieje prawdopodobie�stwo, �e uczynimy to za wcze�nie; mo�e dowodzili�my b��dnie, ale istnia� inny, s�uszny dow�d, a �w trafny argument nie przyszed� nam na my�l. Dlatego walczymy z s�dem przeciwnym nawet w�wczas, gdy i nam zdaje si� on trafny, w prze�wiadczeniu, �e to stan chwilowy, a dyskusja ostatecznie pozwoli na zastosowanie w�a�ciwszego argumentu, kt�ry zniweczy racj� przeciwnika lub doka�e nasz� w odmienny spos�b. Tote� niemal zmuszeni jeste�my w dyskusji zachowywa� si� nieuczciwie, a na pewno ulegamy tej sk�onno�ci. Tak oto niemoc rozumu i perfidia woli podpieraj� si� wzajem. St�d wniosek, i� dyskutuj�c nie tyle walczymy o prawd�, ile o przewag� naszego s�du, niczym w obronie ojczyzny i domu (pro ara et focis), post�puj�c na wszelki dozwolony i niedozwolony spos�b (per fas et nefas); dowiedli�my zatem, i� odmienne post�powanie jest z natury trudne.
Nic dziwnego, �e ka�dy usi�uje przeforsowa� sw� racj� nawet w�wczas, gdy sam w�tpi w ni� w danej chwili.
[Machiavelli rekomenduje w�adcy skorzystanie z byle s�abo�ci s�siada dla zaatakowania go, w przeciwnym bowiem przypadku mo�e on wykorzysta� w przysz�o�ci tak� chwil� s�abo�ci u w�adcy. Odmiennie mo�na by post�powa�, gdyby w �yciu panowa�a uczciwo�� i rzetelno��; wszak�e, gdy tak nie jest, to i samemu nie ma co si� na nie ogl�da�, albowiem zap�ata za nie b�dzie kiepska. � Podobnie w dyskusji; nawet gdybym zaakceptowa� argumenty przeciwnika s�dz�c, �e ma w�a�nie racj�, trudno spodziewa� si�, �e on post�pi tak samo w sytuacji odwrotnej. Raczej b�dzie dzia�a� wszelkimi dozwolonymi i niedozwolonymi sposobami (per nefas), dlatego i ja jestem zmuszony dzia�a� podobnie. Klarown� jest konstatacja, �e prawda winna zajmowa� miejsce g��wne i wobec niej nie nale�y faworyzowa� �adnego, w tym i w�asnego twierdzenia. Ale nie spos�b zak�ada�, �e tak samo my�li przeciwnik. Poza tym, skoro ju� obmy�li�em w�asne twierdzenie, to czemu� mia�bym odrzuca� je dla chwilowego wra�enia, wywo�anego argumentacj� przeciwnika, zw�aszcza, �e m�g�bym w�wczas odrzuci� prawd� na rzecz fa�szu?].
Zatem niezb�dnych �rodk�w u�ycza ka�demu po cz�ci jego w�asna przebieg�o�� i z�e sk�onno�ci, co wyra�a si� w codziennej praktyce. Tak wi�c ka�dy z nas dysponuje wrodzon� dialektyk�, podobnie jak wrodzon� logik�, tyle, �e pierwsza wp�ywa na nas mniej pewnie od drugiej. Nie�atwo jest bowiem my�le� i rozumowa� w sprzeczno�ci z prawami logiki: b��dne s�dy s� nader cz�ste, natomiast b��dne wnioski pojawiaj� si� rzadko. Najcz�ciej wyst�puje u nas niedostatek wrodzonej dialektyki, bardziej ni� logiki. To z natury nier�wny podzia�, podobnie jak z w�a�ciwo�ci� wydawania s�d�w w zestawieniu z rozumem, kt�rym wszyscy obdarzeni jeste�my w stopniu mniej wi�cej jednakowym. Nierzadko pozorna argumentacja powoduje nasze ust�pienie w sporze mimo, i� posiadamy s�uszno�� albo odwrotnie; bowiem zwyci�stwo zawdzi�czamy nie duszno�ci rozumowania przy prezentacji twierdzenia, lecz chytro�ci i zr�czno�ci w jego obronie. Najdoskonalej sprawdzaj� si� przy tym cechy wrodzone (�nauka rozwija moc wrodzon�" � Horacy, Pie�ni), wszak�e umiej�tno�� oraz dobra znajomo�� metod, dzi�ki kt�rym my zyskujemy przewag� lub nasz przeciwnik osi�ga j� nad nasz� argumentacj�, wydatnie wzmacniaj� szans�. Zatem nawet je�li logice daleko do praktycznej korzy�ci, to jednak dialektyka pozwala j� osi�gn��. Mo�na s�dzi�, i� w�a�nie Arystoteles sw� analityk�, tj. logik� w�a�ciw� ukaza� jako podstaw� dialektyki, kt�ra te� znaczy�a dla niego najwi�cej. Za przedmiot logiki uznaje si� form� twierdze�, za przedmiot dialektyki ich substancj�, tj. tre��; tote� najpierw nale�y zajmowa� si� form� og�ln�, by nast�pnie przyjrze� si� tre�ci jako czemu� szczeg�lnemu.
Arystoteles pojmuje cel dialektyki nie tak jednoznacznie, jak w moim uj�ciu; i dla niego dyskutowanie stanowi cel najwa�niejszy obok odnajdywanie prawdy. Dalej m�wi: twierdzenia traktowane wedle prawdy posiadaj� wymiar filozoficzny, natomiast wedle wra�enia lub aprobuj�cego os�du � dialektyczny. Oddziela on twierdzenia nios�ce prawd� obiektywn� od tych, kt�rych zadaniem jest osi�gni�cie uznania lub aprobaty, wszak�e czyni to nieostro, co nie pozwala przypisa� tych ostatnich zada� wy��cznie dialektyce. Tote� uwa�am, i� Arystoteles nie w pe�ni rozwi�za� t� kwesti�, bowiem winno si� zawsze precyzyjnie oddziela� przedmiot jednej dyscypliny od drugiej. Arystoteles w spos�b w�a�ciwy swej metodzie naukowej, wielce systematycznie i metodycznie podwa�y� w pracy O wybiegach sofistycmych samo rozumienie dalektyki; wzbudza to wielki podziw, cho� efektu praktycznego autor w pe�ni nie osi�gn��. Po rozbiorze w cz�ci analitycznej (Anali�cis) z punktu widzenia czystej formy poj�� wniosk�w i s�d�w, zajmuje si� on dalej tre�ci�, chocia� rozpatruje ju� wy��cznie poj�cia, zawieraj�ce tre��. Twierdzenia i wnioski ze swej istoty to jedynie forma: natomiast poj�cia tworz� ich tre��. Rozumuje nat�puj�co: w ka�dej dyskusji wyst�puje teza albo problem (odr�niaj�ce si� wy��cznie form�) tudzie� twierdzenia s�u��ce ich rozwi�zywaniu. Rzecz zasadz� si� niezmiennie na wzajemnym stosunku poj�� wzgl�dem siebie. Nade wszystko funkcjonuj� cztery przejawy takich stosunk�w. Aby okre�li� poj�cie szukamy albo l) definicji dla niego lub 2) jego rodzaju, czy te� gatunku (genus) 3) jego szczeg�lnie istotnej w�a�ciwo�ci, cechy (prop�um) oraz 4) jego cechy przypadkowej (accidens), tj. bez zwracania uwagi na swoisto�� i wy��czno��, byle by� to jaki� orzecznik. W ka�dej dyskusji odnajdziemy trzon oparty na wzajemnym usytuowaniu jednego z tych stosunk�w. W Wybiegach... Arystoteles poucza o wzajemnych relacjach mi�dzy poj�ciami, aby jedno wzgl�dem drugiego stanowi�o jego w�a�ciwo��, jego cech� przypadkow�, jego rodzaj lub definicj� dla niego; wskazuje jakie b��dy �atwo pope�nia si� w takich relacjach oraz na co trzeba zwa�a�, ilekro� samemu tworzy si� taki stosunek, a wreszcie jak mo�na go przewalczy�, gdy podaje go przeciwnik. Na okre�lenie ka�dej z tych regu�, czy te� og�lnych zale�no�ci wyst�puj�cych mi�dzy kategoriami poj�� Arystoteles u�ywa nazwy �Topica".
�Topos" (z gr. miejsce, okolica) nie stanowi niczego materialnego, a jedynie okre�la wzajemn� relacj� zespo��w poj��, mo�liw� dla bardzo wielu tych�e zespo��w, gdy analizowa� je z punktu widzenia czterech wy�ej wymienionych przejaw�w, kt�re zdarzaj� si� w ka�dym sporze. Tym czterem przejawom przyporz�dkowane s� dalsze kategorie. Rozwa�ane s� nadal w pewnym sensie formalnie, cho� ju� nie w tym stopniu co
w logice (...). Niemal wszystko, co m�wi o tym Arystoteles wynika w naturalny spos�b z relacji pomi�dzy poj�ciami i jest samo przez si� oczywiste, a zdrowy rozum sam to odkrywa.
Przyk�ady:
Gdy rozpoznajemy rodzaj (genus) jakiej� rzeczy, to istnieje przyporz�dkowany mu gatunek (species); je�li tak nie jest, twierdzenie okazuje si� b��dne. Oto m�wi�, i� dusza podobno znajduje si� w ruchu; a zatem trzeba m�wi� o jakim� okre�lonym gatunku tego ruchu jak lot, ch�d, wyrastanie, zanikanie itd. Gdy tego brak, w�wczas dusza nie pozostaje w ruchu. Zatem gdy co� nie jest przypisane do konkretnego gatunku, to r�wnie� nie nale�y do konkretnego rodzaju. T� zale�no�� Arystoteles okre�la mianem �topos". �Topos" s�u�y tak do postawienia argumentu jak i do jego przewalczenia. I na odwr�t: gdy co� nie ma rodzaju, nie ma te� gatunku. Powiadaj�, �e kto� tam m�wi� o kim�, �e wyra�a� si� �le o kim� innym, ale wystarczy udowodni�, �e w og�le nic nie m�wi�, a ca�y zarzut upada.
W kwestii swoistej w�a�ciwo�ci (proprium) Arystoteles twierdzi: Dla obalenia argumentu, gdy przeciwnik wysuwa argument oparty na postrzeganiu zmys�owym mo�na go przewalczy�, albowiem co zmys�owe jest niepewne, zw�aszcza, gdy zwracamy si� ku innej p�aszczy�nie poznawania. Na przyk�ad przeciwnik nasz utrzymuje, i� w�a�ciwo�ci� s�o�ca jest to, �e �wieci najja�niej z gwiazd przesuwaj�cych si� nad ziemi�. Ta wypowied� traci warto�� po zachodzie s�o�ca, albowiem wtedy uchodzi ju� ono z granic naszych zmys��w. Dla wysuni�cia argumentu w�a�ciwo�� o tyle jest s�uszna, o ile nie przyswajamy jej zmys�ami lub istnieje niezale�nie od nich, np.: przedstawiaj�c w�a�ciwo�� jakiej� powierzchni stwierdzamy, �e uprzednio j� ufarbowano. W�a�ciwo�� ta, cho� zmys�owa, jest s�uszna, gdy� wiemy, �e istnieje.
To wszystko, gdy chodzi o dialektyk� w uj�ciu Arystotelesa. Poniewa� mniemam, i� nie osi�ga on celu, postara�em si� wykona� rzecz odmiennie. (...)
A zatem bez wzgl�du na prawd� obiektywn� (b�d�c� przedmiotem logiki), dla w�a�ciwego umocnienia dialektyki nale�y rozumie� j� jak sztuk�, w zastosowaniu kt�rej opieramy si� zawsze na posiadaniu racji, co oczywi�cie zda si� �atwiejszym, gdy zawiera ona prawd�. Dialektyka sama w sobie jedynie naucza, w jaki spos�b broni� si� przed napa�ci� wszelkiego rodzaju, zw�aszcza przed nieuczciw�, lecz r�wnie� jak obala� twierdzenia innych bez obalania lub konfliktowania si� z w�asnymi i jak broni� ich przed przeciwnikiem. Wyrazi�cie trzeba oddzieli� odnajdywanie obiektywnej prawdy od sztuki przewalczania swych racji jako s�usznych; ta pierwsza czynno�� zamyka si� w rozeznaniu, przemy�leniu i do�wiadczeniu, i �adna sztuka nie jest w niej pomocna;
czynno�� druga to w�a�nie przedmiot dialektyki. Sformu�owano j� jako gr� pozor�w, co jest nietrafne, gdy� s�u�y�aby w�wczas tylko obronie fa�szywych racji; jednak i ten, kto ma s�uszno�� znajdzie w dialektyce skuteczny �rodek dla obrony; nale�y pozna� nieuczciwe chwyty, aby si� im przeciwstawi�, wr�cz samemu stosowa� je, by zwalczy� przeciwnika jego w�asnym or�em. Z tego wniosek, i� prawda obiektywna w dialektyce zajmuje miejsce mniej istotne lub zgo�a przypadkowe, a ca�a energia skupia si� na obronie swojego i obaleniu twierdzenia przeciwnika. Zasady dialektyki nie uwzgl�dniaj� prawdy obiektywnej, bowiem zazwyczaj nie wiadomo, gdzie ona jest (bywa, �e dyskutanci k��c� si� za�arcie, po czym id� do dom�w przyswoiwszy sobie pogl�dy przeciwnika; naturalnie zamienili si� pogl�dami).
Zazwyczaj nie potrafimy okre�li�, czy nasze twierdzenia s� prawdziwe; bywa, �e tak wierzymy, cho� to nieprawda, czasem wierz� w to obaj uczestnicy sporu. Albowiem �prawda ukryta jest g��boko". Gdy rodzi si� sp�r, na og� ka�dy s�dzi, �e to on wyra�a prawd�; podczas sporu obie strony zaczynaj� w to pow�tpiewa�; lecz dopiero fina� ma okre�li� prawd� i j� umocowa�. Zatem tymi aspektami dialektyka zajmowa� si� nie powinna, tak jak fechmistrza nie interesuje zagadnienie s�uszno�ci, kt�re zapocz�tkowa�o pojedynek, a tylko celne trafienia i obrona. Dialektyka r�wnie� sprowadza si� do umys�owej szermierki i tylko wtedy zyskuje miano nauki. Wy��cznie obiektywna prawda przynale�y logice; je�li natomiast zamierzamy udowodni� b��dno�� s�du, paramy si� sofistyk�. W obu sytuacjach nale�a�oby wiedzie� gdzie jest, a gdzie nie ma prawdy obiektywnej, czego nigdy z g�ry nie wiadomo. Tote� najtrafniejszym rozumieniem dialektyki jest, jak powiedziano wy�ej, szermierka umys�owa, stosowana dla wykazania swojej racji w sporze. Najw�a�ciwsz� wszak�e nazw� by�aby, moim zdaniem �erystyka" (gr. eris � k��tnia, sp�r), a jeszcze lepiej �dialektyka ery-styczna". Po�ytek z niej nie ulega w�tpliwo�ci; tym gorzej, i� zosta�a tak bardzo zarzucona.
W takim rozumieniu dialektyka to ledwie okre�lony system regu�, maj�cych na celu prezentacj� sposob�w, kt�rymi pos�uguj� si� wszyscy spieraj�cy si� ludzie w momencie, gdy chc�c osi�gn�� zwyci�stwo wiedz� ju�, �e nie ma ono nic wsp�lnego z tym, czy prawda jest, czy te� nie jest po ich stronie. Tote� dialektyka w uj�ciu naukowym nie rozstrzyga, ani nie szuka prawdy, albowiem nie o ni� chodzi w pierwotnej i wrodzonej dialektyce, skupionej wy��cznie na posiadaniu przewagi w dyskusji. Cel nadrz�dny dialektyki naukowej polega na ukazywaniu i badaniu nieuczciwych sposob�w, maj�cych umo�liwi� praktyczny cel, aby w rzeczywistych sporach natychmiast je rozpozna� i udaremni�. Tote�, rozumiej�c naukow� dialektyk� tak w�a�nie, przyznajemy, i� nadrz�dnym jej celem jest tylko racja pozorna, nie za� prawda obiektywna.
Nie znam nic, cho� patrzy�em wsz�dzie, co napisano by na tym polu*, mo�e poza zaginion� prac� Teofrasta, wspominaj�c� o naszym problemie. Tote� nale�y przede wszystkim czerpa� z do�wiadczenia i obserwacji, aby stwierdzi�, jaki rodzaj sztuczek stosuj� ludzie w sporach. Powtarzane wybiegi i chwyty wy-mag�j�dalej uog�lnienia, a z nich powstaje znajomo�� �fortel�w w walce" (stratagemata), s�u��cych do przeciwstawienia si� adwersarzowi tak we w�asnej praktyce, jak i w sytuacji, gdy stosuje je przeciwnik.
Podstawy ka�dej dialektyki
Najpierw, przed wszystkim innym, trzeba zrozumie� istot� ka�dej dyskusji, czyli jak ona przebiega i co podczas niej zachodzi.
Przeciwnik stawia okre�lon� tez� (albo jest ona naszego autorstwa, co wszystko jedno). Istniej� dwie metody i dwie drogi, aby ja przewalczy�.
l. Metody:
a) odwo�uj�ca si� do rzeczy (modus ad rem)
b) odwo�uj�ca si� do cz�owieka (modus ad hominem) lub do twierdze�, czy mniema� przeciwnika (ex con-sensis). tzn. albo dowodzimy, i�:
a) twierdzenie jest sprzeczne z natur� rzeczy, z obiektywn� i absolutn� prawd�, lub
b) pozostaje sprzeczne z innymi twierdzeniami przeciwnika lub jego wcze�niejszymi mniemaniami, kt�re zaaprobowa�, czyli z subiektywn�, wzgl�dn� prawd�;
w tym przypadku brak jakichkolwiek zwi�zk�w z prawd� obiektywn� i ca�o�� konstrukcji ma charakter wzgl�dny.
2. Drogi:
a) bezpo�rednie przewalczenie twierdzenia
b) po�rednie przewalczenie twierdzenia. Na drodze bezpo�redniej podwa�amy tez� u jej przyczyn, a na po�redniej � u jej skutk�w. W bezpo�rednim przewalczeniu dowodzimy, i� teza nie jest s�uszna, natomiast w po�rednim � �e s�uszn� nigdy by� nie mog�a.
l) Na drodze bezpo�redniej dysponujemy par� mo�liwo�ci. Pierwsza to ukazanie przeciwnikowi, �e myli si� podaj�c b��dne przes�anki, czyli przez negacj� przes�anki wi�kszej lub mniejszej (nego majorem; minorem). Druga polega na zaakceptowaniu przes�anek i udowodnieniu, i� dane twierdzenia z nich nie wynika;
podwa�yli�my tu zatem konsekwencj� (nego conse-quentiam), sam� form� wnioskowania.
2) Na drodze po�redniej wykorzystujemy:
a) apagog�, czyli niemo�no�� przeciwstawienia twierdzenia przeciwnego,
b) instancj�, czyli przyk�ad przeciwie�stwa.
a)Apagoga
Gdy uznajemy s�uszno�� twierdzenia przeciwnika wi��emy je z innym, powszechnie traktowanym jako prawdziwe. Zwa�ywszy, �e z obu tych twierdze� � s�u��cych nam za przes�anki w dalszym rozumowaniu � mo�emy uzyska� konkluzj� jawnie b��dn�, sprzeczn� albo z natur� rzeczy a� do absurdalno�ci (ad absurdum), albo z g�oszonymi wcze�niej twierdzeniami przeciwnika, czyli nies�uszn� co do rzeczy (ad rem) i co do cz�owieka (ad hominem), wykazujemy tym samym, i� wyj�ciowe twierdzenie przeciwnika tak�e jest b��dne. Bowiem s�uszne przes�anki le�� u podstaw zawsze s�usznego twierdzenia, wszak�e z b��dnych niekiedy wynika twierdzenie prawdziwe.
b) Instancja
� przyk�adem zastosowania przeciwie�stwa (exemplum in contrarium) jest przewalczenie twierdzenia og�lnego przy pomocy bezpo�redniego udowodnienia pojedynczych przypadk�w obj�tych zakresem tego twierdzenia. Gdy wyka�emy, i� to twierdzenie w tych przypadkach nie jest s�uszne, w�wczas i jego og�lna posta� zostaje zakwestionowana.
Oto szkielet i rusztowanie ka�dej z dyskusji, czyli jej osteologia. Do tego sprowadza si� w zasadzie ka�dy sp�r. Mo�e on jednak mie� rzeczywisty lub pozorny przedmiot, toczy� si� przy u�yciu prawdziwych albo nieprawdziwych argument�w. I dlatego w�a�nie, i� nie�atwym jest ustalenie stanu faktycznego, dyskusje s� tak d�ugotrwale i zawzi�te. Nawet podaj�c regu�y og�lne niemo�liwym jest oddzielenie prawdy od pozor�w, gdy� zrazu sami uczestnicy sporu tego nie wiedz�. W tym celu podaj� wybiegi i chwyty do zastosowania bez wzgl�du na obiektywn� prawd�; zw�aszcza, �e tak� �wiadomo�ci� na ogol nie dysponujemy, a nabywamy j� dopiero w efekcie przeprowadzonej dyskusji.
Ponadto ka�da dyskusja i ka�da argumentacja prowadzi do uzgodnienia cho�by jednej rzeczy, kt�ra s�u�y za podstaw� danej kwestii: Z kim�, kto zaprzecza zasadom nie nale�y prowadzi� sporu.
Spos�b l
� polega na uog�lnieniu. Nale�y rozszerza� argumentacj� przeciwnika poza za�o�one przez niego lub naturalne granice, dokonywa� jej bardzo og�lnej interpretacji, przerysowywa� i wyjaskrawia�, akceptuj�c zarazem w bardzo poszerzonym i rozmytym sensie. Natomiast swoj� wypowied� utrzyma� w precyzyjnych ramach, w w�skim i okre�lonym znaczeniu. Bowiem: im og�lniejsze twierdzenie, tym bardziej podatne jest na zarzuty. Sposobem jest nie budz�ce w�tpliwo�ci okre�lenie tego, o co si� spieramy (status controversiae).
Przyk�ad l:
O�wiadczy�em, i� Anglicy przoduj� w dziedzinie dramatu. Przeciwnik, wykorzystuj�c metod� instancji odpowiada, i� og�lnie wiadomym jest brak sukces�w Anglik�w w muzyce, wi�c i w muzyce operowej. Kontruj� uwag�, �e muzyka nie wchodzi w zakres poj�cia sztuki dramatycznej, gdy� ta odnosi si� tylko to komedii i tragedii. Przeciwnik wiedzia� o tym doskonale, lecz pr�bowa� dokona� takiego uog�lnienia mojej my�li, aby dotyczy�a wszelkich form teatralnych, to jest i oper, a tak�e muzyki � w ten spos�b chcia� mnie pokona�.
Odwrotnie, uratowa� si� mo�na zacie�niaj�c znaczenie swej wypowiedzi, nawet w stosunku do wyj�ciowego zamiaru, o ile tylko wyraz, kt�rego u�yli�my na taki zabieg pozwala.
Przyk�ad 2:
A rzecze: Pok�j z 1814 r. przywr�ci� niezale�no�� wszystkim niemieckim hanzealyckim miastom. B wykorzystuje instancj� przez przeciwie�stwo (instantia in dontrarium) i dowodzi, �e pok�j ten odebra� Gda�skowi
niezale�no�� przyznan� przez Napoelona. W�wczas A kontrargumentuje w spos�b nast�puj�cy: M�wi�em o wszystkich niemieckich hanzeatyckich miastach, natomiast Gda�sk to polskie miasto hanzeatyckie.
Wybieg ten wyst�puje ju� uArystotelesa (O wybiegach sofistycznych).
Przyk�ad 3:
Lamarck (Philosophie wologigue) utrzymuje, i� polipy nie czuj�, gdy� brak im tkanki nerwowej. Wszelako jest dowiedzionym, i� polipy kieruj� si� ku �wiat�u, zatem postrzegaj�, nie maj�c �adnych osobnych narz�d�w zmys�owych. S�dzono, i� zmys�y s� r�wnomiernie roz�o�one we wszystkich cz�ciach ich da�a. To obala tez� Lamarcka, kt�ry kontrargumentuje: Gdyby we wszystkich cz�ciach cia�a polip�w rozmieszczone by�y receptory zmys��w, polipy nie tylko czu�yby, ale mog�yby si� porusza�, wykazywa� odruchy woli, a nawet my�le�. W ten spos�b polip by�by najdoskonalej wyposa�ony w ka�dym punkcie swego cia�a, kto wie, czy nie doskonalej ni� cz�owiek, gdy� ka�da jego cz�stka wykazywa�aby zdolno�ci, kt�re cz�owiek posiada jako ca�o��. Czemu� by zreszt� nie obj�� tym twierdzeniem najprymitywniejszej formy zwierz�cej � monady lub nawet ro�lin, kt�re tak�e �yj�?
Od zdania: ca�e cia�o polip�w jest unerwione, gdy� reaguj� one na �wiat�o, Lamarck przechodzi do zdania:
ca�e ich cia�o my�li. Stosuj�c t� sztuczk� autor zdradza, i� wie o swoim b��dzie.
Spos�b 2
� polega na zastosowaniu dwuznaczno�ci (homonimia), aby spo�ytkowa� poj�cie, kt�re poza tym, i� okre�lane jest tym samym wyrazem, ma niewiele lub nic wsp�lnego z przedmiotem dyskusji; potem nale�y t� wypowied� obali� stwarzaj�c wra�enie, jak gdyby�my obalili tak�e argumentacj� zwi�zan� z samym twierdzeniem. (...) Przyk�ady homonim�w (tj. wyraz�w jednakowo brzmi�cych, cho� znacz�cych co innego): ostry, g��boki, wysoki � w odniesieniu do rzeczy oraz, w drugim przypadku, w odniesieniu do d�wi�k�w.
Przyk�ad 1:
A: Nie zdoby� pan jeszcze wtajemniczenia w nristerie filozofii Kanta.
B: Och, mislerie! Nie �ycz� sobie o tym s�ysze�.(...)
Przyk�ad 2:
A: Ale� temu cz�owiekowi przypad�o odgrywa� bardzo niewdzi�czn� rol�!
B: I czemu si� dziwi�? Tak ko�cz� wszyscy niewdzi�cznicy!]
Spos�b 3
� polega na zinterpretowaniu twierdzenia przeciwnika tak, jak gdyby zamiast w sensie wzgl�dnym przedstawi� je jako prawd� og�ln� i bezwzgl�dn� (absolute); lub po prostu nale�y nada� mu zupe�nie inny sens i z tego punktu widzenia je obala�.
Przyk�ad z Arystotelesa: Murzyn jest czarny, lecz gdy idzie o jego z�by � bia�y. Zatem jest czarny i zarazem nie jest czarny. (...)
Powy�sze trzy sposoby maj� wiele wsp�lnego, a zw�aszcza to, �e przeciwnik nie tyle m�wi o istocie sporu, lecz o czym� innym; zatem do�wiadczamy zgubienia w�tku (ignoratio elenchi) o ile na tak� praktyk� zezwolimy. Gdy� wszystko, co m�wi przeciwnik w tych�e trzech sposobach jest prawd�, a tylko pozornie przeczy tezie; my za� jedynie podwa�amy konsekwencj� wniosku przeciwnika, sprzeciwiamy si� zatem wnioskowaniu, kt�re wiedzie od s�uszno�ci twierdzenia przeciwnika do nies�uszno�ci naszego twierdzenia. Dokonujemy takiego bezpo�redniego przewalczenia poprzez zaprzeczenie tego, co wynika (per negationem consequentiae).
Nie wolno akceptowa� nawet s�usznych przes�anek, gdy prowadz� do niekorzystnych dla nas konsekwencji. Zapobiega temu stosowanie dwu poni�szych sposob�w � 4 i 5.
Spos�b 4
Skoro d��ymy do okre�lonego wniosku nale�y uczyni� wszystko, by przeciwnik zawczasu nie odgad� naszego zamiaru, a przeciwnie, poprzez sk�onienie go do mimowolnego przyj�cia naszych rozproszonych przes�anek pozbawiamy go mo�liwo�ci zastosowania wszelkiego rodzaju utrudnie�. Gdy za� istnieje uzasadniona w�tpliwo��, co do zgody przeciwnika na lansowany przez nas wniosek staramy si� przedstawi� przes�anki tych przes�anek, wykorzystuj�c sylogizmy sk�adowe (cz�ciowe) wchodz�ce w sk�ad �a�cucha sylogizm�w, tworz�cego nasze rozumowanie (tzw. prosylogizmy); i czynimy wszystko, by przeciwnik akceptowa� cho� kilka z nich, przedstawionych bez jakiegokolwiek porz�dku. W ten spos�b maskujemy si�, a� do chwili, gdy zostanie przyj�te wszystko, co niezb�dne dla ko�cowego wniosku. Zmierzamy zatem do celu okr�n� drog�. (Arystoteles O wybiegach sofistycznych)
[Przyk�ad:
A usi�uje zdoby� akceptacj� B dla twierdzenia, i� ludzie s� z natury dobrzy, cho� si� z tym nie zdradza, przedstawiaj�c si� jako nie uprzedzony obserwator. B jest zwolennikiem tezy, i� ludzie s� z natury �li. A rozwa�a natur� ludzk�, podaj�c przyk�ady:
� papie�a i jego nieomylno�ci (gdyby by� z natury z�y
oznacza�oby, i� Ko�ci� przyjmuje jego z�o jako dogmat do zastosowania w �yciu duchownym i �wieckim);
� wielokrotnego mordercy, kt�ry na �awie oskar�onych domaga si� nast�pnych ofiar i szczyci si� swoimi zbrodniami (by� z�y i z�y pozosta�);
� Adama w raju, kt�ry do chwili spo�ycia jab�ka by� niewinny (gdzie le�y pocz�tek natury ludzkiej?; a mo�e przyk�ad i do�wiadczenie sprowadzaj� cz�owieka na manowce);
� co to jest natura cz�owieka?; jak pogodzi� j� z twierdzeniami o �nie zapisanej karcie" (tabula rasa); czy wsp�czesna nauka przes�dza o istnieniu genetycznej pami�ci, mog�cej zapisywa� dobro lub z�o?
� co to jest dobro?; przecie� przyroda rz�dzi si� prawami, kt�re w spo�ecznym �yciu cz�owieka oznacza�yby niesprawiedliwo��, bezwzgl�dno��, oboj�tno��; a mo�e natury nie wolno warto�ciowa�, zw�aszcza negatywnie?;
� czy brak dobra jest z�em?; i na odwr�t � czy nieobecno�� z�a oznacza dobro?;
�przyk�ad wielokrotnego mordercy, kt�ry si� nawr�ci� i zgin�� w obronie �s�abych i uci�nionych";
�czy w takim razie cz�owiek jest bardziej z�y ni� dobry i czy jest to cecha absolutna i powszechna?;
� a mo�e niekt�rzy s� bardziej dobrzy ni� �li?;
� skoro niekt�rzy (A przyjmuje sformu�owanie B) potrafi� zwalczy� w sobie z�o, to czy nie zmienia si� tak�e ich natura?; w przeciwnym razie ludzie post�puj�cy szlachetnie byliby w sensie ontologicznym r�wnie ohydni jak wyrodki;
�co to jest sumienie i jak si� ono ma do dobra lub z�a p�yn�cych z natury ludzkiej?
�je�li natur�, o kt�rej mowa, rozumie� jak absolut na kt�ry cz�owiek nie ma �adnego wp�ywu, to (w przypadku gdy B jest chrze�cijaninem) jak pogodzi� �w stan z poj�ciem wolnej woli cz�owieka? � czy zatem cz�owiek nie powinien by� bardziej dobry ni� z�y, gdy� jest dzie�em istoty najdoskonalszej i najszlachetniejszej � Boga; czy B�g tworz�c cz�owieka na sw�j obraz i podobie�stwo m�g� uczyni� go z natury z�ym?; itd.]
Spos�b 5
Dowodzi� w�asnej tezy mo�na tak�e poprzez b��dne przes�anki, cho�by w�wczas, gdy przeciwnik nie zgadza si� z prawdziwymi, czy te� nie uznaje ich s�uszno�ci lub natychmiast dostrzega wynikaj�c� z nich tez�, kt�r� staramy si� przeforsowa�. Tote� wystarczy pos�u�y� si� w takiej sytuacji twierdzeniami obiektywnie nies�usznymi, za to s�usznymi jako argument odnosz�cy si� do cz�owieka (ad hominem) i dowodzi�, przyjmuj�c punkt widzenia przeciwnika, zgodnie z tym, na co zgadza si� przeciwnik (ex concessis). Albowiem prawd� mo�na wyprowadzi� tak�e z fa�szywych przes�anek, cho� prawdziwe zawsze prowadz� do prawdziwej tezy. Podobnie b��dne twierdzenie przeciwnika mo�na zdezawuowa� przy pomocy b��dnych twierdze�, skoro on uwa�a je za prawdziwe. Na tym polega wykorzystanie sposobu my�lenia przeciwnika w prowadzeniu sporu. Gdyrekrutujesi�onzjakiej�sekty, cho�by nam niemi�ej, w�wczas stosujemy wobec niego tezy tej w�a�nie sekty jako twierdzenia podstawowe (principia). (Arystoteles O wybiegach sofisty cwych).
[Przyk�ad:
A nie jest antysemit�, wie jednak, i� B nim jest. B twierdzi, i� krajowi przyda�yby si� paroletnie rz�dy bankier�w. To by ich (tj. rz�dzonych i dotychczas rz�dz�cych) nauczy�o rozumu � m�wi B. � No tak � ripostuje A � lecz bankierzy to g��wnie �ydzi i tylko oni na tym zyskaj�!]
Spos�b 6
Wykorzystujemy metod� ukrytego przedstawiania tezy, kt�r� chcemy dowie�� jako przes�anki dowodu (petitio principii), czyli: albo l) podmieniamy nazw�, np. zamiast �honor" m�wimy �dobre imi�", zamiast �dziewictwo" � �cnota"; podobnie post�pujemy w odniesieniu do poj�� pokrewnych; zamiast �zwierz�ta czerwonokrwiste" u�ywamy okre�lenia �kr�gowce", albo 2) kontrowersyjny szczeg� przyjmujemy jako generalizacj�, co jest �atwiejsze do zaakceptowania, np. niepewno�� nauk medycznych zast�pujemy niepewno�ci� ca�ej ludzkiej wiedzy. 3) Je�li odwrotnie (vice versa) dwie rzeczy wynikaj� z siebie wzajemnie i drug� mo�na dowie��, postulujemy t� drug�. 4) Maj�c dowie�� co� og�lnego przeprowadzamy przyj�cie ka�dego szczeg�u po kolei (zatem przeciwnie ni� w punkcie 2). (Arystoteles O wybiegach sofistycyiych).
Spos�b 7
Gdy dyskusja ma przebieg nader precyzyjny i for-malistyczny i gdy pragniemy pojmowa� siebie wzajem jak najdok�adniej, w�wczas stawiaj�cy tez� stosuje wobec strony przeciwnej metod� zapyta�; a nast�pnie odpowiedzi s�u�� mu do udowodnienia prawdziwo�ci w�asnego twierdzenia. Popularno�� tej metody, zwanej erotematyczn� (tj. polegaj�c� na zapytaniach) stwierdzamy w czasach antycznych (zwana jest te� metod� sokratejsk�) (Arystoteles O wybiegach sofistycznych). Ten i kilka dalszych sposob�w czerpie z tej metody.
Pyta� obficie, wielokrotnie, ukrywaj�c, co jest dla nas cenne w odpowiedziach przeciwnika, natomiast argumentowa� na podstawie tych�e odpowiedzi bardzo szybko; aby przeciwnik, maj�cy trudno�ci z r�wnie szybk� orientacj� nie spostrzeg� ewentualnych b��d�w i brak�w dowodzenia i opu�ci� cz�� rozumowania.
[Przyk�ad:
Tez� A jest, �e B�g nie istnieje; B twierdzi przeciwnie. A pyta:
� 1\vierdzisz, �e z poj�cia Boga (B�g jako pierwsza przyczyna wszystkiego) mo�na wnosi� o jego istnieniu?
B potwierdza.
� Czy mo�esz opisa� jak wygl�da B�g? B zaprzecza.
� Czy go kiedykolwiek widzia�e�? B zaprzecza.
� Czy m�wi� z tob�? B zaprzecza.
�Nie wiesz jak on wygl�da, nigdy go nie widzia�e�, ani z nim nie rozmawia�e�. To tak, jakby� utrzymywa�, �e Pegaz istnieje tylko dlatego, �e istnieje pojecie Pegaza. Ja nie wiem, czy on istnieje, czy nie, ale z poj�cia wyci�gam tylko wniosek o mo�liwo�ci jego istnienia, nie za� o samym istnieniu. Zatem B�g mo�e r�wnie� nie istnie�, skoro istnieje poj�cie o nim.]
Spos�b 8
Uczyni�, aby przeciwnik wpad� w z�o��, gdy� wtedy nie potrafi my�le� prawid�owo, ani nale�ycie �ledzi� naszego rozumowania. Doprowadzi� do z�o�ci �atwo, dzi�ki jaskrawo niesprawiedliwemu traktowaniu lub te� szykanom oraz poprzez og�ln� bezczelno��.
Spos�b 9
Zadawa� pytania zupe�nie nie po kolei, w niezgodzie
z porz�dkiem wnioskowania i wykorzystywa� wszelkie mo�liwie przesuni�cia. W�wczas przeciwnik traci orientacj� czemu to s�u�y i jaki jest ostateczny cel, a zatem nie znajduje sposob�w przeciwdzia�ania. Ponadto zawsze mo�na zastosowa� jego odpowiedzi do r�nych wniosk�w, nawet przeciwstawnych, korzystaj�c z ich nieuporz�dkowania. Spos�b ten podobny jest do sposobu 4, gdzie ukrywamy swoje zamierzenia.
Spos�b 10
Gdy zauwa�ymy umy�ln� sk�onno�� przeciwnika do negatywnego odpowiadania na nasze pytania w sytuacji, gdy ich potwierdzenie prowadzi�oby do udowodnienia naszej tezy, w�wczas nale�y go pyta� o jej przeciwie�stwo, wywo�uj�c wra�enie, i� tak�e chcemy potwierdzenia; a przynajmniej przedstawi� przeciwnikowi oba przeciwstawne pytania, by nie domy�li� si�, kt�re jest dla nas wa�ne.
Spos�b 11
Gdy stosujemy wnioskowanie od szczeg��w do og�lno�ci (tj. indukcj�) i przeciwnik zgadza si� z jego sk�adnikami, nie nale�y uzyskiwa� od niego zgody dla prawdy og�lnej, kt�ra jest wynikiem tego rozumowania, lecz trzeba poda� j� p�niej w spos�b nie podlegaj�cy dyskusji, jakby by�a w oczywisty spos�b ustalona; bywa, �e przeciwnik wierzy, i� sam j� aprobowa� i tak te� wydaje si� s�uchaczom. Zapami�tali bowiem liczne pytania szczeg�owe, kt�re powinny by�y doprowadzi� do tej og�lnej prawdy.
Spos�b 12
Gdy dyskusja wykorzystuje og�lne pojecie pozbawione w�asnej nazwy, a tylko definiowane przez por�wnanie, w�wczas nale�y wybra� najkorzystniejsze por�wnanie dla naszego twierdzenia. Np. w Hiszpanii dla dwu partii politycznych � s�uwic�w (seryiles) i libera��w (liberales) nazw� ustala�a niew�tpliwie ta druga.
Protestanci bezspornie sami si� nazwali, r�wnie� ewangelicy; ale termin kacerz. jest tworem katolik�w. Podobnie z nazwami zwi�zanymi �ci�lej z okre�lonym poj�ciem: np. zmiana w ustach przeciwnika dla nas b�dzie nowink�, gdy� brzmi to z�o�liwiej. Na odwr�t, je�li sami co� proponujemy. Bezstronny m�wi o kulcie lub powszechnej nauce religii, zwolennik za� o pobo�no�ci lub bogobojno�ci, przeciwnik natomiast o bigotem lub religijnej ciemnocie. To finezyjne u�ycie tezy, kt�r� mamy udowodni�, jako przes�anki dowodu (petitio principii), albowiem cel naszego dowodu definiujemy od razu poprzez termin, z kt�rego powinien wynikn�� drog� analitycznego wnioskowania. To, co dla jednego jest ochron� lub prewencyjnym zatrzymaniem jakiej� osoby, przeciwnik okre�li jako uwi�zienie. Dyskutant cz�sto ods�ania sw�j zamiar poprzez wyb�r takiej a nie innej nazwy dla danego poj�cia. Kto� m�wi klecha, inny za� duchowny. Jest to najcz�ciej stosowany spos�b i najbardziej instynktownie.
Przyk�ady: gor�ca wiara � fanatyzm; flirt � zdrada ma��e�ska; dwuznacznik � obscenizm; kryzys finansowy � bankructwo; poprzez kontakty i wp�ywy �poprzez �ap�wki i nepotyzm; szczere odwdzi�czenie si� � intratna zaplata.
Spos�b 13
Pragn�c osi�gn��, by przeciwnik zgodzi� si� z nami, opr�cz aprobowanej przez nas tezy prezentujemy antytez� umo�liwiaj�c mu wyb�r mi�dzy nimi; lecz antyteza jest tak wyjaskrawiona, �e przeciwnik, chc�c unikn�� paradoksu aprobuje nasz s�d, kt�ry wydaje si� w tym zestawieniu racjonalniejszy. Np. przeciwnik winien zgodzi� si� z tez�, i� ka�dy musi wykona� to, co mu kaza� jego ojciec. Zadajemy w�wczas pytanie: Czy nale�y by� pos�usznym rodzicom we wszystkich sprawach, czy te� nie? Lub, gdy mowa o rzeczy, wyst�puj�cej cz�sto, pytamy, czy wyraz �cz�sto" oznacza ma�o czy du�o przypadk�w. Gdy przeciwnik nasz odpowie, �e �du�o", osi�gamy efekt, jak gdyby szare le�a�o obok czarnego i w�wczas mo�na je nazywa� bia�ym; a gdy le�y obok bia�ego zas�uguje na mimo czarnego.
Spos�b 14
Czym� bezczelnym jest takie post�powanie: powiedzmy, �e kilka odpowiedzi przeciwnika sprzeciwia�o si� zamierzonemu przez nas wnioskowi. Ale dalej utrzymujemy, i� bezspornie go dowiedli�my i zwyci�sko g�osimy. W przypadku g�upoty lub nie�mia�o�ci przeciwnika, a naszego tupetu i ha�a�liwo�ci mo�emy osi�gn�� wy�mienity rezultat. Spos�b ten mie�ci si� w regule potraktowania czego�, co nie jest przyczyn�, jako przyczyny (fallacia non causae ut causae).
Spos�b 15
Gdy sprawia nam trudno�� udowodnienie paradoksalnego twierdzenia, kt�re wyg�osili�my, w�wczas do wyboru prezentujemy przeciwnikowi jakiekolwiek s�uszne, cho� nie oczywiste twierdzenie tak, jak gdyby�my z niego chcieli wyprowadzi� nasz dow�d. Gdy przeciwnik je podejrzliwie oddala, w�wczas doprowadzamy je do absurdu (ad absurdum) i zwyci�amy. A je�li je uznaje, to okazuje si�, �e powiedzieli�my co� rozs�dnego i teraz oczekujemy na dalszy bieg dyskusji. Mo�emy tak�e wykorzysta� chwyt wspomniany uprzednio utrzymuj�c, �e oto w len spos�b dowiedli�my naszego paradoksu. Owo post�powanie wymaga skrajnej bezczelno�ci; lecz do�wiadczenie uczy, �e takie przypadki maj� miejsce i s� ludzie, kt�rzy instynktownie post�puj� w ten spos�b.
[Przyk�ad:
A utrzymuje, �e nie trzeba wiedzy medycznej, aby uleczy� pacjenta. Pyta wi�c B:
� Czy radosna wiadomo�� nie polepsza zdrowia umieraj�cego?
B podejrzliwie odrzuca tak� ewentualno�� twierdz�c, �e mo�na tu m�wi� nie o leczeniu pacjenta, a tylko o kr�tkotrwa�ej poprawie jego samopoczucia.
A: � Czym jest medycyna, je�li nie zbiorem sposob�w na kr�tkotrwa�� popraw� samopoczucia?
B zgadza si� ostatecznie z takim postawieniem sprawy i A wychodzi zwyci�sko ze sporu.]
Spos�b 16
� to spos�b odwo�uj�cy si� do cz�owieka (argumentum ad hominem). Ka�de twierdzenie przeciwnika winno zosta� przestudiowane, aby znale�� w nim sprzeczno�� z czym�, co ju� wcze�niej wypowiedzia� lub mniema� albo te� niezgodno�� ze szko�� lub regu��, kt�r� aprobuje lub te� z post�powaniem cz�onk�w tej�e sekty � nawet je�li fa�szywych i pozornych � lub te� z jego w�asnym sposobem prowadzenia si�. Je�li np. broni samob�jstwa, wo�amy natychmiast: �Wi�c czemu sam si� nie powiesisz?" A gdy utrzymuje, �e przebywanie w Berlinie jest nieprzyjemne, zaraz odparowujemy: �Wi�c czemu nie wyje�d�asz najbli�sz� poczt�?"
Albowiem jak�� szykan� zawsze mo�na wyszuka�. [W sposobie tym zawarta jest metoda wykorzystuj�ca to, co twierdzi przeciwnik (na mocy tego, na co przystaje przeciwnik). Wypada zauwa�y�, i� prawda, z kt�rej czerpane s� wnioski, gdy jest obiektywn� i posiada wa�no�� og�ln�, staje si� podstaw� dla dowodu wedle prawdy (secundum veritatem). Tylko on ma rzeczywist� warto�� i znaczenie. Jednak�e bywa, i� prawda, stanowi�ca podstaw� wnioskowania posiada znaczenie tylko dla tej osoby, kt�rej usi�ujemy co� dowie�� i kt�ra jest naszym przeciwnikiem w dyskusji. Gdy wi�c formu�uje ona twierdzenie zbyt pochopne albo te� b�d�ce wyrazem jej przes�d�w � w�wczas z tego twierdzenia wyprowadzamy nasz dow�d, wybitnie erystyczny i ad hominem. Sk�aniamy przeciwnika do zgody na nasze twierdzenie, lecz nie przedstawiamy �adnej prawdy obiektywnej; nasze dowodzenie skierowane jest wy��cznie dla przekonania tego, a nie innego przeciwnika i nikogo wi�cej. Je�li np. jest on mi�o�nikiem Kanta, a ja wyprowadzam dow�d z jakiej� my�li Kanta, w�wczas �w dow�d jako taki jest ad hominem. Gdy mam do czynienia z muzu�maninem to mog� skorzysta� z wersetu koranicznego, co ju� go dostatecznie przekona w ramach ad hominem. Przyk�adem tego rodzaju dowodzenia jest fragment listu Epikura do Menoikosa w 10 ksi�dze Diogenesa Laertosa. Epikur, polemizuj�c ze s�awnym epigramem Theognisa, o tre�ci:
�Najwi�ksz� korzy�ci� ziemian by�oby na �wiat nie przychodzi� lnie wypatrywa� stolica rozjarzonych blask�w, A pojawiwszy si�, szybko przekroczy� wrota Hadesu I cia�o z�o�y� w u�cisku ziemi olbrzymiej." � odpowiada: �Je�eli powiedzia� to w przekonaniu, to czemu nie zabija si�? By�oby to proste dla kogo�, kto powa�nie chce tego. Ale on tylko �artuje, mami pustymi s�owami w sprawie, kt�ra domaga si� decyzji."]
Spos�b 17
Zaatakowani przez przeciwnika kontrargumentem mo�emy uciec si� do finezyjnego rozr�nienia jako ratunku; zw�aszcza, gdy rzecz posiada znaczenie podw�jne albo te� pozwala na dwojakie uj�cie.
[Przyk�ad:
A wywodzi, �e �mier� jest dla cz�owieka ko�cem wszystkiego.
B atakuje: � Ty, oczywi�cie, nie wierzysz w �ycie wieczne, wi�c uwzgl�dnij chocia� gnicie cia�a. To przecie� twoja ulubiona materia.
A ripostuje: � Istotnie, nie przyjmuj� metafizycznej pociechy, ale tw�j chwyt jest bardzo niesmaczny. Dobrze wiesz, �e dla mnie cz�owiek to najpierw umys� i my�l, zatem w tym sensie �mier� jest prawdziwym i ostatecznym ko�cem wszystkiego.]
Spos�b 18
Gdy zorientowali�my si�, i� przeciwnik stosuje argumentacj�, kt�ra niezawodnie nas pobije nale�y uczyni� wszystko, by nie doprowadzi� jej do ko�ca; tote� nale�y przerwa� dyskusj�, uciec od tematu albo odci�gn�� ode� uwag� i zaj�� si� innymi twierdzeniami, czyli zastosowa� zmian� przedmiotu sporu (mutatio controversiae).
[Przyk�ad:
A przegrywa w sporze o wy�szo�� demokracji nad systemem rz�d�w jednostki. Nieopatrznie zgodzi� si�, �e tyranem mo�e zosta� cz�owiek uczciwy i sprawiedliwy, kt�ry w�ada nie dla osobistej korzy�ci.
� Jaka� to wy�szo�� rz�d�w wi�kszo�ci � tryumfuje B � gdy g�os jednego g�upca zdolny jest przewa�y� zdanie m�drc�w!
� W�a�ciwie o co my si� spieramy? � ratuje si� A. � Spos�b rz�dzenia jest tylko form�, a mnie chodzi o rz�dy sprawiedliwe. Z tego punktu widzenia demokracja zapewnia lepsze szans� na sprawiedliwszy bieg spraw, ni� despotyczna jednostka, kt�r� bywa niekiedy tak�e degenerat!]
Spos�b 19
Gdy nasz przeciwnik domaga si�, aby�my przeciwstawili okre�lonemu szczeg�owi jego twierdzenia wyra�ny kontrargument, a nie sta� nas na przywo�anie niczego konkretnego, w�wczas powinni�my zas�oni� si� og�lnikami, a nast�pnie ostro je zdezawuowa�. Nale�y jasno dowie��, czemu nie wolno zawierza� jakiej� okre�lonej, fizycznej hipotezie; wypada przywo�a� wtedy argument o zawodno�ci ludzkiej wiedzy i podeprze� go wieloma przyk�adami.
[Przyk�ad:
B domaga si� kontrargumentu dla swojego dowodu na bezprawne powo�ywanie si� Ko�cio�a, a zw�aszcza jego hieractiii, na idea�y ewangeliczne, podczas gdy rzezie innowierc�w, prze�ladowania �yd�w, wojny papieskie, to tylko drobna cz�� przyk�ad�w fa�yzeizmu rzekomych nast�pc�w Chrystusa!.
A odpiera ten zarzut og�lnikiem:
- ffierachowie to tak�e tylko ludzie, a ludzie s� niedoskonali, b��dz�, grzesz�, przyjmuj� pozorne warto�ci, daj� ponosi� si� za�lepieniu i pysze. Lecz czy wolno ich s�dzi� a� tak surowo? Czy my sami jeste�my du�o od nich lepsi, by ferowa� wyroki? Czy� Ko�ci� nie przechodzi� tej samej drogi, co my wszyscy? Czy� jego historia niczego go nie nauczy�a? Przeciwnie! Je�li jeste�my, jako cywilizacja, bogatsi w gorzkie do�wiadczenia i umiemy (lub nie) odnie�� z tego korzy�ci na drodze post�pu i prawdy, tak samo i Ko�ci�: jest o tyle lepszy o ile my, jego wierni i jego wrogowie, na to pozwalamy.]
Spos�b 20
Gdy ju� poznali�my przes�anki przeciwnika, nie nale�y pozwala� mu na wnioski, lecz uczyni� to samemu nawet, gdy dla pewno�ci brakuje jednej czy dwu przes�anek; wszak�e uznaj�c je za przyj�te przedstawiamy w�asny wniosek. Jest to .zgodne z potraktowaniem czego�, co nie jest przyczyn� jako przyczyny (fallacia non cause ut causae).
[Przyk�ad:
A pozna� ju� argumentyBdotycz�ceni�odo�cii staro�ci, a zw�aszcza:
� m�odo�� nie jest obarczona grzechem zaniechania;
� staro�� gromadzi do�wiadczenie, kt�rego nigdy nie zdo�a w pe�ni przekaza� m�odym (gdy� uczymy si� tylko na w�asnych b��dach);
� dobre rady starc�w wynikaj� g��wnie z tego, i� nie s� oni ju� zdolni do dawania z�ych przyk�ad�w;
� m�odo�� nie odbiera z�udze�, jest przysz�o�ci�, a wi�c biegnie w naturalnym dla istnienia cz�owieka w czasie kierunku;
� m�odo�� pozwala na bezinteresown� odwag� (nawet, gdy jest ona szale�stwem), staro�� preferuje wyrachowanie.
Nie ulega w�tpliwo�ci, i� B chcia�by uzasadni� wy�szo�� m�odo�ci nad staro�ci�. A przerywa mu i konkluduje:
� Skoro m�odo�� i staro�� maj� swoje zalety i wady to bardzo trudno rozstrzygn��, kt�ra z nich jest stanem doskonalszym. Wszak wiedza wymaga czasu, a z kolei czas niszczy fizyczno�� cz�owieka. Wi�c co wa�niejsze?
My�l�, �e nie rozstrzygniemy tego sporu, gdy� zosta� on ju� rozstrzygni�ty przez sam� natur�: m�odzi nieuchronnie starzej� si�. A ponadto, czy� nie znasz starc�w m�odych duchem i m�odzie�c�w o duszy starc�w? Wynika st�d, i� A stawia m�odo�� i staro�� na r�wni.]
Spos�b 21
Gdy przeciwnik pos�uguje si� argumentem, kt�ry ocenili�my jako dwuznaczny lub pozorny, to wypada nam tylko wykaza� ow� dwuznaczno�� i pozomo��;
ale znacznie lepiej jest przeciwstawi� mu inny, r�wnie dwuznaczny i pozorny argument, tyle, �e bardziej przekonuj�cy. Albowiem nie chodzi tu o prawd�, lecz o zwyci�stwo w sporze. Je�li przeciwnik pos�uguje si� argumentum ad hominem, my tak�e odpowiadamy w ten spos�b. Skr�cimy sp�r, gdy zamiast dyskutowa� o istocie sprawy uciekniemy si� do tej erystycznej metody odpowiedniej dla sposobu jaki stosuje przeciwnik.
[Przyk�ad:
B utrzymuje, i� demokracja angielska nie jest pe�na z powodu utrzymania monarchii.
� To tak � m�wi A � jakby� zak�ada�, �e monarcha angielski nie jest obywatelem swojego kraju!
B ripostuje, i� A niejednokrotnie wysuwa� argument, �e podstaw� demokracji jest r�wno�� wobec prawa. A czy� obywatel jest r�wny wobec kr�la, skoro jeszcze nie tak dawno poddanego w trakcie audiencji obowi�zywa� nakaz spuszczania wzroku?
A odpowiada, �e B, jak zwykle, pos�uguje si� drugorz�dnymi argumentami, bowiem z dworskiego ceremonia�u obarczonego martw� tradycj� nie spos�b wyci�gn�� wniosk�w o rzeczywistej r�wno�ci lub nier�wno�ci wobec prawa.]
Spos�b 22
Gdy przeciwnik domaga si� od nas zgody na twierdzenie, z kt�rego bezpo�rednio wynika sp�r, to odmawiamy pod pretekstem, i� mamy do czynienia z b��dem, polegaj�cym na przyjmowaniu tezy, kt�ra ma by� dowiedziona za jedn� z przes�anek dowodu (petitio principii). Zar�wno przeciwnik jak i s�uchacze sk�onni s� uzna� twierdzenie spokrewnione z problemem za identyczne z nim. W taki oto spos�b wytr�camy przeciwnikowi z r�ki najlepszy argument.
[Przyk�ad:
B ��da zaakceptowania twierdzenia, i� tw�rczo�� Byrona prze�ciga wszystko, co dotychczas napisano. A nie zgadza si�, wskazuj�c, i� w ten spos�b B chcia�by uzyska� potwierdzenie, i� Byron jest najwi�kszym tw�rc� w historii literatury, a to nale�y dopiero udowodni�. Albowiem wielko�� nie polega jedynie na wybitno�ci dziel, ale tak�e na nieskazitelno�ci �ycia. Czy zatem Byron, hulaka i rozpustnik bezkrytycznie zas�uguje na tak szczytne miano?]
Spos�b 23
Przesada jest wynikiem sprzeczania si� i oporu. Tote� mo�emy irytowa� przeciwnika swoim oporem po to, by swoje � sk�din�d nawet s�uszne � twierdzenie wyjaskrawi� a� poza granice s�uszno�ci; teraz odpieraj�c jego przesadn� wypowied� wywo�ujemy wra�enie, i� obalamy ca�o�� dowodu. Ale i sami powinni�my si� strzec, by sprzeciw strony drugiej nie sk�oni� nas do przesady lub do poszerzenia przedk�adanego twierdzenia. Albowiem cz�sto nasz przeciwnik uczyni wszystko, by�my lak post�pili; musimy zatem wyra�nie powr�ci� do pierwotnego zakresu naszej wypowiedzi, na przyk�ad stwierdzaj�c: Powiedzia�em tylko tyle i nic wi�cej ponad to.
[Przyk�ad:
Gdy B, dowodz�cy, �e m�czy�ni s� niewierni, dochodzi do takiego punktu zacietrzewienia, i� zgadza si� z podst�pn� lez� A, �e wszyscy m�czy�ni s� niewierni, gdy� inaczej nie byliby m�scy, w�wczas A dezawuuje to twierdzenie, podaj�c niezliczone przyk�ady wierno�ci i oddania. Wtedy B, uzmys�awiaj�c sobie sw� przesad� stwierdza, i� mia� na my�li wy��cznie niewierno�� potencjaln�, p�yn�c� z samej natury, a nie niewierno�� w og�le, kt�r� to sk�onno�� mo�na poprzez wychowanie, poczucie obowi�zku i uczucia wy�sze skutecznie opanowa�, a nawet uczyni� jej przeciwie�stwem. To i tylko to chcia�em powiedzie�" � ko�czy B, pozbawiaj�c A argument�w.]
Spos�b 24
� kt�ry mo�emy nazwa� fabrykowaniem konsekwencji. Z wypowiedzi przeciwnika wydobywa si� sztucznie przez fa�szywe wnioskowanie i przeinaczanie poj�� twierdzenia zupe�nie w niej nieobecne, ani te� nie zamierzone, kt�re s� natomiast absurdalne i niebezpieczne; stworzywszy wra�enie, i� p�yn� one w�a�nie z wypowiedzi przeciwnika i s� sprzeczne mi�dzy sob� oraz z og�lnie przyj�tymi prawdami, osi�gamy po�rednie zakwestionowanie twierdzenia przeciwnika poprzez niemo�no�� twierdzenia przeciwnego (apagoge). Jest to zatemzn�w potraktowanie czego�, co nie jest