873
Szczegóły |
Tytuł |
873 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
873 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 873 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
873 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Eligiusz Koz�owski
Genera� J�zef Bem
1794 - 1850
W�tpi� w zwyci�stwo? Przecie� Bem z nami, Szermierz wolno�ci - szafarz naszych los�w, On - Ostro��ki gwiazda krwawa, Idzie na czele p�omie� zemsty nios�c. (A. Pet�fi, Armia Siedmiogrodzka) Wstawa� ponury, mro�ny dzie� 9 lutego 1849 roku. Nad dolin� rzeczki przep�ywaj�cej przez ma�� osad� Piski wznosi�a si� g�sta, zmro�ona mg�a, otulaj�c sob� rozdzielone ow� strug� dwa nieprzyjacielskie wojska. Po jej zachodniej stronie sta�y przem�czone i mocno przerzedzone wielomiesi�cznymi bojami szeregi armii w�gierskiej, wzmocnione dopiero przed kilku dniami �wie�� brygad� pu�kownika Farkasa Kemenyego, z drugiej za� liczne wypocz�te wojska cesarskie, gotuj�ce si� do zadania ostatecznego ciosu i opanowania Siedmiogrodu, by tym samym wyj�� na ty�y g��wnych si� w�gierskich walcz�cych na Wielkiej Nizinie W�gierskiej. Do tego decyduj�cego boju szykowa�y si� dwie armie i dwaj dow�dcy: genera� J�zef Bem i feldmarsza�ek Antoni Puchner. Pierwszy ze swymi honwedami broni� wolno�ci i post�pu, walczy� o sprawiedliwo�� i przyja�� mi�dzy narodami, a tak�e o Polsk�, kt�rej by� wiernym synem do ostatniego tchu. Drugi reprezentowa� to wszystko, co poni�a�o godno�� ludzk�, godno�� narod�w, co narzuca�o im p�ta niewoli, ha�by i zacofania. Opada�y powoli mg�y, zarysowywa�y si� coraz wyra�niej kontury pobliskich g�r, a dolina zape�nia�a si� zwartymi kolumnami zbrojnych pieszych i konnych oraz opas�ymi cielskami armat. Od wschodu 8000 "cesarskich" i 28 dzia�, naprzeciw nich 2000 honwed�w i 15 dzia�; walka wi�c nier�wna, a stawka wielka. Okre�li� j� zreszt� najdobitniej sam naczelny w�dz lapidarnym zdaniem: "Stracimy most - przepadnie Siedmiogr�d". Nie dziw wi�c, �e �o�nierze Kemenyego drogo sprzedawali swoje �ycie, wiedz�c, i� od wyniku tej bitwy zale�� losy Siedmiogrodu, a by� mo�e i ca�ych W�gier. Huk dzia� miesza� si� na przemian z wrzaw� bitewn� nacieraj�cych batalion�w austriackich, d���cych za wszelk� cen� do opanowania mostu. Walka, tocz�ca si� pocz�tkowo ze zmiennym szcz�ciem, pocz�a w ko�cu przybiera� niekorzystny obr�t dla obro�c�w. Naciskani przez t�umy szturmuj�cych, mia�d�eni salwami artyleryjskimi, odst�pili wreszcie od mostu, ogl�daj�c si� z nadziej�, �e z mgie� wynurzy si� gdzie� ich ukochany w�dz w charakterystycznym kepi z du�ym pi�rem, by swoj� obecno�ci� i znanym ju� honwedom okrzykiem bojowym: "El�re fiam", doda� otuchy walcz�cym. W�dz zjawi� si� w por�. Jednym rzutem oka ogarn�� sytuacj� i natychmiast wyda� rozkazy. Batalion "Mariassy", najdzielniejszy w jego armii, stoj�cy dotychczas w odwodzie ruszy� z impetem do przeciwnatarcia; wspomagany przez batalion honwed�w. Nim jednak dosz�o do bezpo�redniego starcia mi�dzy obu walcz�cymi wojskami, zdarzy� si� wypadek, rzadki na polu walki. Ot� tak W�grzy id�cy do ataku, jak i Austriacy s�dzili, �e przeciwnik wymachuj�cy karabinami i chusteczkami wyra�a tym samym ch�� poddania si�. Obie strony wstrzyma�y na chwil� ogie�, nast�pi� moment wahania, ale gdy jedni od drugich pocz�li ��da� z�o�enia broni, powsta�a wrzawa i krzyki przerywane pojedynczymi strza�ami. Nagle przed mostem zjawi� si� Bem; zdziwiony niepomiernie tym, co ujrza�, kaza� podej�� bli�ej swym �wie�ym oddzia�om i aby przeci�� w�ze�, kt�rego nie m�g� rozpl�ta�, plun�� kartaczami z dw�ch dzia� w zmieszane wojska."Zdrada!" odezwa�y si� krzyki z obu stron. "Zdrada!" powt�rzy�y g�ry; teraz ka�dy chwyta� za bro� i r�ba� wko�o siebie; strzelano, uderzano, k�uto, przy czym niejeden cios m�g� chybi� w�a�ciwego przeznaczenia. Wkr�tce z tej potwornej mieszaniny ludzkiej pocz�y odrywa� si� pojedyncze, a wreszcie ca�e grupy "cesarskich", pod��aj�cych biegiem w kierunku mostu. Tu� na ich karkach goni� W�grzy, wpadaj� na most, ogarniaj� bateri�, pr� na przeciwleg�y brzeg i wyrzucaj� ostatecznie przeciwnika na jego pozycje wyj�ciowe. By�a godzina czternasta, gdy feldmarsza�ek Antoni Puchner, doceniaj�c znaczenie owej pozycji, nakazuje ponowi� atak. I zn�w grzmi� dzia�a, pod most podsuwaj� si� �cie�nione kolumny piechoty, i zn�w zaci�ta obrona dopiero co odzyskanego mostu. Przewaga liczebna "cesarskich" bierze jednak g�r� nad m�stwem i po�wi�ceniem. Most zn�w dostaje si� w r�ce nieprzyjaciela, a odwr�t w�gierski zamienia si� nieledwie w ucieczk�. Bem pilnie obserwuje pole walki i ani na chwil� nie traci zimnej krwi. Widzi odwr�t swoich wojsk, chce im da� mo�no�� zreorganizowania si� i zaj�cia nowych pozycji, otwiera wi�c zaporowy ogie� z kartaczy, kt�ry hamuje zap�dy nieprzyjaci�. R�wnocze�nie wyznacza now� lini� obronn� tu� za mostem. Wsp�lnie ze swoim szefem sztabu, pu�kownikiem Janosem Czetzem, zatrzymuje uchodz�ce kolumny i baterie, a jego dono�ny g�os: "Musz� mie� most albo legn�!", powstrzymuje uciekaj�cych. Jakby zawstydzeni chwil� s�abo�ci, b�yskawicznie obsadzaj� nowe stanowiska, artyleria uratowana przez huzar�w zajmuje pozycje na pobliskich wzg�rzach, aby �atwiej pokrywa� ogniem dolin�, kt�r� wkr�tce rusz� do boju zwarte kolumny "cesarskich". Piechota lokuje si� g��wnie po obu stronach szosy, kawaleria ubezpiecza jej skrzyd�a. Tymczasem spodziewany atak nie nast�puje. Bem, pilnie obserwuj�cy pole bitwy, zauwa�a odwr�t nieprzyjacielskich kolumn, nadto przygasa intensywny dotychczas ogie� z dzia�. Ju� wie, co si� dzieje: Austriakom zabrak�o amunicji. Natychmiast wi�c nakazuje przej�� swojej armii do og�lnego natarcia, opanowuje most, a jazda �ciga uchodz�ce w mroku nocy kolumny "cesarskie". Tylko p�on�ce wsie Piski, Dedacs i Szentandras o�wietlaj� horyzont, ukazuj�c nieprzyjaciela w pe�nym odwrocie. Zm�czenie i zapadaj�ce ciemno�ci nie pozwoli�y W�grom dokona� zupe�nego pogromu wroga, ale zadanie postawione przez wodza zosta�o wykonane: most pozosta� w r�kach w�gierskich, a Siedmiogr�d by� uratowany. Rozpocz�� si� teraz zwyci�ski marsz na wsch�d, zako�czony ca�kowitym wyzwoleniem kraju spod panowania austriackiego. Pod urokiem Cesarza... Historia lubi legendy. Otaczaj� one dziesi�tki postaci niczym wieniec laurowy, s� odbiciem ich dzia�alno�ci i my�li. S� legendy bohaterskie pozytywne i negatywne. Pierwsze opiewaj� tych, kt�rzy zapisali si� w pami�ci narod�w jako ich obro�cy i przyjaciele, drugie za� roj� si� od opowie�ci o tyranach-wodzach i kr�lach-�upie�cach. Posta� genera�a J�zefa Bema nale�y w�a�nie do tej pierwszej grupy, o kt�rym pami�� nie zaginie nigdy w�r�d narod�w polskiego i w�gierskiego. On tym bratnim narodom pozostawi� cz�stk� swojego �ycia i kropl� swojej krwi jako symbol zbratania, nieroz��cznej przyja�ni i wsp�lnej drogi dziejowej ku wolno�ci. Na polach Iga�, Ostro��ki, na barykadach rewolucyjnego Wiednia, pod Bystrzyc�, Piskami, Sybinem i Mediaszem w Siedmiogrodzie realizowa� odwieczne marzenia narod�w o samodzielnym bycie, stale aktualne has�o solidarno�ci wszystkich uci�nionych i najszczytniejsze zawo�anie polskiego �o�nierza: "Za nasz� i Wasz� wolno��". "Roku Pa�skiego 1794, miesi�ca marca, dnia 14 urodzi� si� Zachariasz J�zef, religii katolickiej, prawego �o�a, syn J�drzeja i Agnieszki z Go�uchowskich" - oto kr�tka tre�� zapiski metrykalnej, znajduj�cej si� w Tarnowie, miejscu urodzenia przysz�ego bohatera dw�ch narod�w. Ojciec jego, Andrzej, adwokat przy tarnowskim Forum Nobilium, pochodzi� ze zwyczajnej mieszcza�skiej rodziny, kt�ra przed niespe�na stu laty przyby�a ze �l�skiej �widnicy do Lwowa. Otrzymawszy tam prawa miejskie, wkr�tce spolonizowa�a si�, a jeden z jej cz�onk�w, Jakub Bem, wy�szy dygnitarz ko�cielny we Lwowie, w 1803 roku otrzyma� od w�adz austriackich akt nobilitacyjny, kt�ry nie przys�ugiwa� jednak ca�ej rodzinie. Lecz nie brak by�o pr�b fa�szowania genealogii Bem�w, oprawiania jej w fa�szywe klejnoty szlacheckie i koligacje. Czy�by wielcy ludzie mogli pochodzi� tylko z arystokracji? Czy�by zdobyte laury na polach walki, w dzia�alno�ci obywatelskiej i w tw�rczo�ci nie by�y godne pami�ci, je�li wysz�y z r�k i umys��w ludzi ni�szego pochodzenia? O latach dziecinnych Bema wiemy niewiele. Zapewne wkr�tce po jego urodzeniu rodzice przenie�li si� do Krakowa i prawdopodobnie dzier�awili ma�y maj�teczek Gaj pod miastem. Od 1808 roku mieszkali przy Rynku pod numerem 17. Tutaj w Krakowie otrzyma� Bem podstawowe wykszta�cenie i tutaj te� zasta� go rok 1809. Do mur�w prastarej stolicy polskiej zbli�a�y si� zwyci�skie wojska, wiedzione przez ksi�cia J�zefa. Ca�e miasto wyleg�o na powitanie polskich �o�nierzy, a zapa�, jaki ogarn�� m�odzie� na widok narodowych mundur�w i sztandar�w, udzieli� si� r�wnie� m�odemu, gdy� zaledwie 15-letniemu Bemowi, kt�ry uzyskawszy zgod� rodzic�w zaci�gn�� si� do wojska jako prosty kanonier. Poci�ga�a go ta s�u�ba i bro�, z kt�rej Napoleon, sam artylerzysta, uczyni� "boga wojny". Jej m�ody adept ju� wkr�tce mia� zdoby� niezniszczalne laury na polach bitew powstania 1831 roku i rewolucji w�gierskiej 1849 roku. Doceniono wkr�tce w wojsku jego niezwyk�e zdolno�ci matematyczne i techniczne, a poniewa� wojna zako�czy�a si� w�a�nie z chwil� zaj�cia Krakowa, Bem, uzyskawszy ponownie aprobat� rodzic�w, 3 pa�dziernika 1809 roku wst�pi� do Elementarnej Szko�y Artylerii i In�ynier�w w Warszawie. Dysponowa�a ona zaledwie 48 miejscami i przyjmowano tam tylko wyj�tkowo uzdolnionych adept�w sztuki artyleryjskiej i in�ynieryjnej. Po p�rocznej nauce, rywalizuj�c dzielnie z takimi prymusami jak Ignacy Pr�dzy�ski i Klemens Ko�aczkowski, ju� 1 kwietnia 1810 roku otrzyma� szlify podporucznikowskie, a nast�pnie w uznaniu jego uzdolnie� przyj�ty zosta� do Szko�y Aplikacyjnej In�ynier�w. Mia�a ona zaledwie 12 miejsc i przyj�cie do niej by�o zn�w wyj�tkowym wyr�nieniem, nadto otwiera�a ona drog� do znaczniejszej kariery wojskowej. Uko�czywszy chwalebnie jej jednoroczny kurs, Bem zosta� przydzielony do pu�ku artylerii konnej, kt�rego dow�dc� by� m�ody, niedo�wiadczony magnat W�adys�aw Ostrowski. Pocz�tkowo stacjonowa� w twierdzy gda�skiej i dopiero "II wojna polska", proklamowana przez Napoleona w 1812 roku, rzuci�a go na bezkresne przestrzenie Rosji. Jako porucznika I klasy przydzielono Bema najpierw do korpusu marsza�ka Ludwika Davouta, a nast�pnie marsza�ka Jacquesa Macdonalda. Bra� udzia� w pochodzie na Ryg�, gdzie odznaczy� si� chwalebnie, ale z pomini�ciem dyscypliny. Oto odkomenderowany z jednym dzia�em i 20 kanonierami do wysuni�tej plac�wki 5 pu�ku piechoty podpu�kownika Jana Godlewskiego zaskoczy� niespodziewanie posterunek rosyjski, licz�cy 70 �o�nierzy, rozbi� go i wzi�� 50 je�c�w. Nadesz�a wczesna i sroga zima 1812-1813 roku. Wycie�czone i zdziesi�tkowane korpusy Wielkiej Armii cofa�y si� na zach�d; w�r�d nich szcz�tki oddzia��w polskich, kt�re jednak uratowa�y wszystkie sztandary i dzia�a. Kraj zalewa�y powoli wojska rosyjskie, ale na ich zapleczu pozostawa�y silnie obsadzone twierdze: Zamo��, Modlin, Gda�sk... Bateria Bema zosta�a przydzielona do za�ogi Gda�ska. Przysz�y ci�kie dni obl�enia, odpierania zaciek�ych szturm�w, przeprowadzania wypad�w, kt�re dla naszego m�odego oficera sta�y si� �r�d�em wielu do�wiadcze� w zakresie taktyki artylerii. 24 marca 1813 roku wraz ze swym dow�dc�, kapitanem Ostrowskim, bra� udzia� w w wielkiej wycieczce, kt�r� prowadzi� sam genera� Jan Rapp. Celem tej wycieczki by�o zaopatrzenie obl�onych w �ywno��, kt�rej brak pocz�� powoli doskwiera� za�odze, odci�tej od wszelkich dostaw l�dem i morzem. 5 pu�k polskiej piechoty i polska artyleria szturmem zdobywa�y wie� Ma�ki, ale zdobycz by�a mizerna; okoliczne osady by�y ju� doszcz�tnie spl�drowane przez wojska obl�nicze. Podobny wypad mia� miejsce 26 kwietnia, r�wnie� z udzia�em baterii Bema. Dzielnie te� odpiera�y piechota i artyleria polska szturmy nieprzyjaciela z 30 kwietnia, 3 i 8 maja. Post�py, jakie czyni� nieprzyjaciel, by�y niewsp�mierne do jego strat. Jednak o wiele gro�niejszym wrogiem dla obl�onych okaza�y si� g��d i choroby, upadek ducha zwi�zany z niepewn� przysz�o�ci�. Genera� Rapp, chc�c poprawi� morale �o�nierza i zdoby� troch� �ywno�ci, a nawet lekarstw, 9 czerwca decyduje si� na podj�cie wielkiej wycieczki na obozy i magazyny oblegaj�cych. Zn�w grzmi� polskie dzia�a, atakuje piechota genera�a Micha�a Radziwi��a. Sukcesy militarne nie odpowiadaj� jednak zdobyczom �ywno�ci. Wojska obl�nicze te� odczuwaj� jej brak. By�a to ostatnia wycieczka obl�onych; zbli�a�a si� nieuchronna katastrofa. Ich si�y fizyczne i moralne z ka�dym dniem szczupla�y, natomiast sprzymierzeni zaopatrywani byli teraz lepiej w �ywno�� i w nowy sprz�t bojowy, a szczeg�lnie w artyleri�, do kt�rej do��czy�a flota brytyjska, ostrzeliwuj�ca miasto racami kongrewskimi. Czyni�y one znaczne szkody w twierdzy, a si�a ich ognia utkwi�a w pami�ci m�odego porucznika, skoro za kilka lat po�wi�ci si� on ca�kowicie studiowaniu tego rodzaju broni, b�dzie walczy� o wprowadzanie jej do uzbrojenia armii Kr�lestwa Polskiego. Pod uderzeniami rac spali�y si� resztki mizernych magazyn�w, nadw�tli�y si� umocnienia twierdzy. Mimo to obro�cy nie tracili ducha. Dobiega�y ich echa zwyci�stw napoleo�skich pod Budziszynem i Lutzen, wierzyli, �e lada chwila za�opoc� cesarskie or�y, a z nimi nadbiegn� i oddzia�y polskie, aby uwolni� prastary polski Gda�sk z kleszczy wrogich wojsk. Bili si� tak dzielnie jak ci �o�nierze polscy, kt�rzy przed kilku laty szturmowali jego mury, by przywr�ci� Polsce jej odwieczne prawa do tego miasta. Sama twierdza odgrywa�a w planach Napoleona bardzo wa�n� rol�. Wi�za�a ona znaczne si�y wroga na zapleczu i w oparciu o ni� oraz inne twierdze w Polsce Napoleon chcia� utrzyma� front mi�dzy Odr� a Wis�� jako odskoczni� do przysz�ej ofensywy. Plany te zawiod�y, ale obro�cy trwali. Kr�tki rozejm w sierpniu 1813 roku przyni�s� chwilow� ulg� obl�onym, ale nie poprawi� ich po�o�enia. Ju� w wielkim szturmie wojsk koalicyjnych 1 i 2 wrze�nia zaznaczy�a si� ogromna przewaga materialna, kt�rej mo�na by�o przeciwstawi� stale topniej�ce �rodki materia�owe i ludzkie. Przed samym ko�cem obl�enia z inicjatywy artylerzyst�w polskich powsta�a specjalna formacja pod dow�dztwem Ostrowskiego z Bemem i porucznikiem Piotrem Chorzewskim na czele, zwana "piekieln� kompani�", zawsze gotowa do ka�dej akcji bojowej na najbardziej zagro�onych odcinkach frontu. Za t� wspania�� postaw� w czasie ca�ego obl�enia Bem otrzyma� Krzy� Legii Honorowej, b�d�cy ko�cowym akordem jego s�u�by dla cesarza, z kt�rym zar�wno on, jak i ca�y nar�d wi�za� tak ogromne nadzieje dla w�asnej ojczyzny. Przysz�a chwila najtragiczniejsza dla ka�dego �o�nierza - sk�adanie broni, chocia� wspania�omy�lno�� Aleksandra I gwarantowa�a Polakom powr�t do swoich siedzib i w szeregi nowo tworzonej armii polskiej. Cz�� �o�nierzy usi�owa�a przedosta� si� na zach�d do walcz�cych jeszcze tam szcz�tk�w wojsk polskich. Czy pr�bowa� i tego m�ody kawaler Krzy�a Legii Honorowej - nie wiadomo, a w ka�dym razie bez powodzenia. W armii Kr�lestwa Polskiego Dnia 21 stycznia 1815 roku porucznik I klasy J�zef Bem zosta� ponownie wci�gni�ty na list� oficer�w armii Kr�lestwa Polskiego, powsta�ego w wyniku decyzji Kongresu Wiede�skiego. Imi� Polski zosta�o przywr�cone, polskie or�y pojawi�y si� na sztandarach pu�kowych, w Warszawie obradowa� polski Sejm i dzia�a� rz�d opieraj�cy si� na konstytucji. Nast�pi�a kr�tka epoka koegzystencji polsko-rosyjskiej, ale jeszcze za �ycia Aleksandra I pocz�y powstawa� pierwsze nielegalne, wzgl�dnie p�legalne organizacje jak Wolnomularstwo Narodowe, przekszta�cone z biegiem czasu na Towarzystwo Patriotyczne, kt�remu przewodniczy�a najszlachetniejsza posta� tej epoki - major Walerian �ukasi�ski. Stawia�o ono sobie za cel powolne odrodzenie narodu i przygotowanie go do wyst�pienia w obronie niepozbywalnych praw suwerena we w�asnej ojczy�nie. Nawi�zano kontakty z konspiratorami rosyjskimi, ustalono zasady przysz�ego wsp�ycia i wsp�pracy dw�ch wolnych narod�w. Policja jednak czuwa�a, znale�li si� r�wnie� zdrajcy i wkr�tce ca�e Kr�lestwo ogarn�a fala aresztowa�, s�d�w, ka�ni, kt�re ostatecznie pogrzeba�y wiar� w mo�liwo�� u�o�enia wsp�ycia z carem i systemem samow�adztwa. Ka�� �ukasi�skiego, terror w wojsku, zastosowany przez nieobliczalnego wielkiego ksi�cia Konstantego, naczelnego wodza armii, pomiatanie honorem i godno�ci� oficer�w - wszystko to spowodowa�o w�r�d nich fal� samob�jstw i dymisji. Niepos�usznych za� woli ksi�cia i jego kreatur przenoszono na tzw. reform�, czyli czasowe zawieszenie w s�u�bie. Spadkobiercy demokratyzmu Ko�ciuszki i Legion�w nie mogli gi�� si� przed wol� tyrana. Wst�pienie w 1825 roku na tron Miko�aja I przy akompaniamencie strza��w krwawo st�umionego powstania grudniowego ("dekabryst�w") za�ama�o definitywnie idee wsp�ycia polsko-rosyjskiego. Pierwsze opinie, wystawiane Bemowi przez jego zwierzchnik�w, by�y bardzo dobre. Jego "konduita" by�a przyzwoita, a przyk�adanie si� do obowi�zk�w s�u�bowych wzorowe. Mimo to nie omin�y go owe "reformy", na kt�rych znalaz� si� trzykrotnie. Z pierwszej wr�ci� do czynnej s�u�by w 1817 roku i dwukrotnie w tym czasie awansowa� do stopnia kapitana I klasy. By� w�wczas adiutantem polowym genera�a Piotra Bontempsa, kt�ry wielce ceni� zdolno�ci m�odego oficera. Z jego to polecenia i za aprobat� Konstantego Bem rozpocz�� wyk�ady z dziedziny artylerii i sztuki fortyfikacyjnej w Zimowej Szkole Artylerii, dziel�c si� ze swoimi uczniami do�wiadczeniami, kt�re zdoby� w czasie s�awnej obrony Gda�ska. Zaj�cia te nie odpowiada�y jednak w pe�ni jego zainteresowaniom. Bardziej poci�ga�y go sale do�wiadcze� artyleryjskich, tote� z nie ukrywan� rado�ci� przyj�� propozycj� genera�a Bontempsa prowadzenia do�wiadcze� nad u�yteczno�ci� i ulepszaniem rac kongrewskich. W kwietniu 1819 roku w czasie przeprowadzania jednego z eksperyment�w nast�pi�a nieoczekiwana eksplozja kot�a wype�nionego mieszanin� wybuchow�. Bem, jako stoj�cy najbli�ej, ucierpia� najbardziej: by� ranny, twarz zosta�a poparzona i grozi�a mu �lepota. Na szcz�cie wielotygodniowe wysi�ki lekarzy uratowa�y mu wzrok, ale na twarzy pozosta�y trwa�e zeszpecenia. Wybuch ten nie odstraszy� go jednak od dalszych do�wiadcze�, kt�re nieustannie prowadzi�, chc�c udoskonali� owe race i nast�pnie wprowadzi� je do uzbrojenia artylerii polskiej. W 1820 roku og�osi� wyniki swoich do�wiadcze� w raporcie dla naczelnego wodza pt. "Do�wiadczenia z racami kongrewskimi". Jeden egzemplarz tego raportu dotar� do r�k porucznika armii pruskiej M. Schuha, kt�ry postara� si� o wydanie go drukiem (Weimar 1820), wywo�uj�c du�e zainteresowanie w�r�d wojskowych. "Gdy w latach 1818 i 1819 polecono mi - pisa� Bem w raporcie - zaj�� si� pod kierownictwem p�k. art. Bontempsa sporz�dzaniem rakiet zapalaj�cych, stara�em si� zapisywa� wszystkie wyniki naszych prac, a�eby mog�y one pewnego dnia pos�u�y� jako dane i u�atwi� badania w razie ich przeprowadzania w przysz�o�ci". Przedstawi� nadto kr�tk� histori� rakiet, kt�rych u�yli Hindusi przeciw Anglikom w ko�cu XVIII wieku; przyj�te od nich i ulepszone przez pu�kownika Williama Congreve'a, zosta�y u�yte po raz pierwszy, ale bez wi�kszych rezultat�w, w pa�dzierniku 1806 roku przeciw obozowi francuskiemu w Boulogne, a nast�pnie we wrze�niu 1809 roku podczas ataku floty brytyjskiej na Kopenhag�. Zainteresowali si� w�wczas rakietami Francuzi i u�yli nawet w czasie obrony Gda�ska w 1813 roku przeciw flocie angielskiej, ostrzeliwuj�cej miasto w�a�nie tym rodzajem pocisk�w. Kapitan Bem, mimo wypadku, nie zamierza� wcale rezygnowa� z dalszych bada� nad zwi�kszeniem donios�o�ci i skuteczno�ci rakiet. Przerwa�y je jednak wydarzenia, zmuszaj�ce go wkr�tce do porzucenia s�u�by i wyjazdu do Galicji. Porwany przez fal� konspiracji wolnomularskiej, do kt�rej zosta� wci�gni�ty przez Waleriana �ukasi�skiego, przeszed� nast�pnie do Towarzystwa Patriotycznego. Niestety, wkr�tce nast�pi�y aresztowania. "Jednego dnia - pisze Bem - zostali aresztowani �ukasi�ski i wy�si urz�dnicy spisku Towarzystwa, kt�rych do r�nych wi�zie� powtr�cano, a chocia� papiery, kt�re zabrano, nic nie okaza�y, bo�my mieli ostro�no�� nic na pi�mie nie robi�, co by rz�dowi za bro� przeciw Towarzystwu s�u�y� mog�o, trzymano nas jednak d�ugi czas po wi�zieniach i niekt�rych z nas pod s�d wojenny oddano". Po kilkumiesi�cznym wi�zieniu �ledczym Bem doczeka� si� s�du wojennego, w kt�rego wyniku 30 lipca 1822 roku skazano go na rok wi�zienia i degradacj� "za zatajenie okoliczno�ci tycz�cej si� z�o�enia deklaracji nienale�enia do towarzystw tajnych" oraz na utrat� prawa powrotu do czynnej s�u�by wojskowej. Wyst�pi� w�wczas z interwencj� genera� Bontemps i za jego wstawiennictwem uchylono wyrok s�du wojennego, a skazaniec zosta� jedynie przeniesiony "na reform�" i oddany pod nadz�r policyjny. Trwa�o to do maja 1823 roku. Po powrocie do s�u�by Bem nie zajmowa� si� ju� do�wiadczeniami i badaniami nad broni� rakietow�. Poch�on�o go w�wczas, jak wielu innych, "�wiatowe �ycie" - gra w karty, kawiarnie i zabawy. Mno�y�y si� zatargi honorowe, a w ich konsekwencji pojedynki, stwierdzono nadto niedobory "w powierzonych mu funduszach skarbowych". Zaistnia�a wi�c doskona�a okazja ponownego usuni�cia go z wojska, tym bardziej �e odpowiednie czynniki pami�ta�y zwi�zki z Wolnomularstwem Narodowym i Towarzystwem Patriotycznym. Przeniesiony po raz trzeci "na reform�", przebywa� Bem to w Kocku, to w Kozienicach, sk�d mimo surowych zakaz�w czyni� liczne wycieczki do stolicy, staj�c si� bywalcem dw�ch znanych kawiarni warszawskich - "Honoratki i "Dziurki Marysi", w kt�rych zbiera�y si� patriotyczne postacie �wczesnej Warszawy. Szpiedzy Mackrotta, zaufanego wielkiego ksi�cia Konstantego, wyw�chali wkr�tce rewolucyjny klimat owych kawiarenek, a dostrzeg�szy w�r�d ich bywalc�w tak�e kapitana Bema, z�o�yli odpowiednie raporty szefowi tajnej policji, genera�owi Ro�nieckiemu. Nad g�ow� kapitana zawis�y gro�ne chmury i tylko niespodziewana �mier� cesarza Aleksandra I pozwoli�a mu wywin�� si� z niebezpiecze�stwa. Oto korzystaj�c z zamieszania wywo�anego zmian� tronu w Rosji, poda� si� Bem w styczniu 1826 roku do dymisji "dla s�abo�ci zdrowia" i otrzyma� j� bez wielkich trudno�ci. W ten spos�b zamkn�a si� druga karta jego pi�knego, �o�nierskiego �ywota. Budowniczy "Ossolineum" W dniu 11 lutego 1826 roku "Gazeta Lwowska" donios�a: "Przyjecha� do Lwowa J�zef Bem kr�lewsko- polski kapitan". Tyle sucha, prasowa notatka, za kt�r� kry� si� jednak dramat cz�owieka pozbawionego mo�liwo�ci rozwijania swoich niew�tpliwych uzdolnie� wojskowych, jak i �rodk�w do �ycia. Pocz�tkowo mieszka� u swojego stryja, ksi�dza kanonika Jakuba, ale wkr�tce za jego po�rednictwem otrzyma� dzier�aw� wsi Basi�wka, nale��cej do kapitu�y lwowskiej, kt�ra dawa�a jednak tak skromne dochody, i� Bem musia� chwyci� si� innych prac. Zabra� si� wi�c do budowania gorzelni, cukrowni i budynk�w gospodarczych w maj�tkach galicyjskich magnat�w. Przebudowywa� ich pa�ace, remontowa� ko�cio�y, projektowa� mosty. Dzia�alno�� ta dawa�a mu nie tylko dostateczne �rodki utrzymania, ale by�a tak dalece efektywna, �e w 1826 roku zaproponowano mu kierownictwo rob�t nad przebudow� gmachu klasztornego we Lwowie dla potrzeb biblioteczno-muzealnych, przeznaczonego na zbiory ofiarowane narodowi przez Ossoli�skiego. Prace adaptacyjne rozpocz�� Bem w marcu 1827 roku wed�ug w�asnych plan�w, za kt�re sk�adali mu wielokrotnie podzi�kowania i Stany Galicyjskie, i sam kurator, ksi��� Henryk Lubomirski: "Nie mo�emy bez uwielbienia wspomnie� gorliwo�ci, z jak� si� po�wi�caj� przy wykonaniu tego dzie�a w. jegomo�� ks. Siarczy�ski i w. kapitan Bem". Bem nie doko�czy� swojego dzie�a. Op�nia�y go inne zaj�cia, a wreszcie i wybuch powstania listopadowego. Ujrza� ten gmach dopiero w 1848 roku w nieco innej postaci, ni� projektowa�, mieszcz�cy ju� w sobie owe bezcenne zbiory, do kt�rych powi�kszenia sam osobi�cie wielokrotnie si� przyczynia�. Niezale�nie od tych prac praktycznych Bem interesowa� si� nadal do�wiadczeniami w zakresie techniki, kt�rych rezultatem by�a ksi��ka O machinach parowych, wydana we Lwowie w 1829 roku. Zapowiada� kontynuacj� tego dzie�a, ale nie zdo�a� ju� go napisa�. Podniet� do opracowania takiego podr�cznika, kt�ry w znacznej cz�ci powsta� jeszcze w Warszawie, by� gwa�towny rozw�j machin parowych. Bem chcia� da� nie tylko podr�cznik umo�liwiaj�cy szkolenie fachowc�w �ci�ganych dotychczas z zagranicy, ale i budow� maszyn w kraju. "Wiele jednak w tej mierze trudno�ci dozna�em. Nie masz bowiem dot�d dzie�a, kt�re by ca�� nauk� obejmowa�o, trzeba wi�c by�o rozrzucone materia�y zebra�, brakuj�ce miejsca wype�nia�, a gruntuj�c wszystko na prawid�ach naukowych w jedno dopiero u�o�y�" - pisa� autor we wst�pie. W�r�d tych rozlicznych zaj�� dobieg�a Bema wie�� o powsta�czym zrywie Szko�y Podchor��ych i akademik�w w Warszawie. Pocz�tkowo chaotyczne i niepewne wie�ci ust�pi�y powszechnej wersji, �e oto ca�y nar�d powsta� do walki z miko�ajowskim samodzier�awiem, przep�dzi� ze stolicy wielkiego ksi�cia Konstantego i jego wojska. Dymisjonowany kapitan I klasy J�zef Bem zrozumia�, �e nie mo�e go zabrakn�� w tej �wi�tej walce. Rozpocz�� wi�c szybko likwidacj� swoich interes�w i r�nych zobowi�za� zaci�gni�tych wobec os�b drugich, by jak najpr�dzej wyjecha� do Kr�lestwa. Z dzier�awionej Basi�wki wys�a� jeszcze list do swego przyjaciela, wiceprezydenta Stan�w Galicyjskich, T. Wasilewskiego, zawiadamiaj�c go o swojej decyzji z��czenia si� w jednym szeregu z bra�mi znad Wis�y. 26 lutego stan�� w Zawicho�cie, sk�d wys�a� list do dawnego towarzysza broni z Gda�ska, marsza�ka Izby Poselskiej, W�adys�awa Ostrowskiego, informuj�c go o decyzji zaci�gni�cia si� pod sztandary wolno�ci. "Bardzo wa�ne interesa maj�tkowe, a nawet powiedzie� mog� honorowe - pisa� Bem - nie pozwoli�y mi w pierwszych chwilach powstania pod chor�gwie wolno�ci po�pieszy�. S�odzi�em sobie niemo�no�� zado��uczynienia ��dzom moim t� otuch�, �e jeszcze do bitwy nie przysz�o, ale kiedy wkroczenie ciemi�ycieli naszych w granice Kr�lestwa Polskiego sta�o si� has�em do boju, - rzucam te strony... i dzisiaj liczb� obro�c�w kraju powi�kszam". Iganie i Ostro��ka Rozkazem dziennym z 13 marca 1831 roku wr�ci� Bem do czynnej s�u�by w stopniu majora, otrzymuj�c tymczasowe dow�dztwo nad 4 bateri� artylerii konnej po rannym pu�kowniku Piotrze Chorzewskim. Obejmuj�c jej dow�dztwo, spotka� si� z ch�odnym na og� przyj�ciem przez korpus oficerski, poniewa� - jak pisze w swoich wspomnieniach oficer tej�e baterii, Stanis�aw Jab�onowski - "przyzwyczajeni byli�my, �e wszyscy oficerowie z szeregu naszego awansowali, przykro wi�c nam by�o, �e Bem, obcy i opr�cz mnie nikomu nie znany, z boku przyszed� nami dowodzi�". Lecz wszelkie uprzedzenia rozwia�y si� szybko; nowy dow�dca okaza� si� prawdziwym ojcem dla �o�nierzy, a serdecznym koleg� dla podw�adnych oficer�w. Zademonstrowana ju� od pierwszej chwili dowodzenia energia i rzutko�� wykaza�y ponad wszelk� w�tpliwo��, �e bateria pod jego kierunkiem stanie si� wzorow� jednostk� bojow� i �e czeka j� trudna, ale chwalebna droga bojowa. Ju� 15 marca cztery armaty jego 12-dzia�owej baterii zosta�y przydzielone do korpusu obserwacyjnego genera�a Ludwika Paca, rozci�gni�tego nad Wis��, a pozosta�ych osiem otrzyma�o wkr�tce rozkaz do��czenia do wojsk, kt�re w nocy z 30 na 31 marca rozpocz�y s�ynn� ofensyw� przeciw VI korpusowi genera�a Rosena. Trzy dywizje piechoty, dwa korpusy kawalerii, ��cznie 37 tysi�cy bagnet�w i szabel, wsparte 81 dzia�ami, ruszy�y noc� przez Prag� ku wschodowi, rozbijaj�c w puch pod Wawrem i D�bem Wielkiem oddzia�y VI korpusu, bior�c je�c�w, dzia�a i sztandary. Pobity nieprzyjaciel uchodzi� pospiesznie na wsch�d i tylko niezdecydowanie genera�a Skrzyneckiego, kt�ry z obawy przed interwencj� g��wnych si� rosyjskich feldmarsza�ka Iwana Dybicza zaprzesta� my�le� o po�cigu za wrogiem na Siedlce, uchroni�o Rosjan od ca�kowitej kl�ski. Na pr�no genera� Pr�dzy�ski, inicjator ofensywy, przedk�ada� wodzowi rozliczne racje za kontynuowaniem po�cigu za Rosenem i ostatecznym jego rozbiciem, daremnie wykazywa� bezzasadno�� obaw spotkania si� z g��wnymi si�ami feldmarsza�ka Dybicza; Skrzynecki by� nieust�pliwy, a na dodatek wysuwa� takie argumenty, �e Pr�dzy�skiemu opada�y r�ce. Rozci�gn�� wreszcie ca�� armi� w tzw. korpus obserwacyjny, aby zmusi� Dybicza do zaniechania przeprawy przez Wis��. Gdy jednak Dybicz z niej nie zrezygnowa�, Skrzynecki 5 kwietnia nawi�za� do koncepcji Pr�dzy�skiego, planuj�cego obej�cie si� genera�a Rosena nad rzekami Kostrzy� i Muchawk�. Jednak i w�wczas do wykonania powy�szej decyzji nie dosz�o. Nowe w�tpliwo�ci i obawy ogarn�y wodza, a cenne dni up�ywa�y... Dybicz zbli�a� si� tymczasem ku Siedlcom i gdy 9 kwietnia Skrzynecki jeszcze raz powr�ci� do planu Pr�dzy�skiego, sytuacja by�a zupe�nie inna. Ca�� operacj� ograniczono do rozbicia tylko pierwszego rzutu wojsk nieprzyjacielskich, skoncentrowanych nad rzek� Kostrzy�, i wyznaczono do tego celu 12 batalion�w piechoty, 6 szwadron�w jazdy i 16 dzia�, a m.in. tak�e 8 dzia� 4 baterii majora Bema. Nad Kostrzyniem sta�o natomiast 6000 Rosjan i 12 dzia� pod dow�dztwem genera�a Karola Faesi. W akcji tej mia� r�wnie� wsp�dzia�a� naczelny w�dz pozosta�� cz�ci� g��wnych si�, a tak�e genera� Kazimierz Skar�y�ski z jazd� mia� odci�gn�� si�y Dybicza od Siedlec. Rankiem 10 kwietnia ma�y korpusik Pr�dzy�skiego natkn�� si� w Domanicach na siln� brygad� jazdy genera�a Sieversa, przeciw kt�rej wyst�pi� 2 pu�k u�an�w pu�kownika Micha�a Mycielskiego, wsparty plutonem dzia� porucznika Aleksandra Ekielskiego z 4 baterii. Szwadrony polskie zwyci�sko przeciwstawi�y si� szar�y rosyjskiej, zahamowa�y jej p�d, a nast�pnie rozgromi�y. W po�cigu wzi�li r�wnie� udzia� artylerzy�ci porucznika Ekielskiego. Straty Rosjan by�y powa�ne: 280 je�c�w i wielu zabitych, przy dw�ch zabitych i tylu� rannych z naszej strony. Sukces ten podni�s� na duchu i wojsko, i jego dow�dc�. Pr�dzy�ski by� got�w uderzy� nawet na Siedlce, aby tam "dokona� Rosena", nie by� jednak pewien rzetelnego wsp�dzia�ania genera�a Skrzyneckiego i innych dow�dc�w. Nie dochodz�c do Iga� Pr�dzy�ski dowiedzia� si� od je�c�w, �e Rosen dokona� przegrupowania wojsk. Chc�c umo�liwi� odwr�t grupie genera�a Faesi, musia� broni� grobli i mostu na Muchawce i w tym celu obsadzi� Iganie brygad� jazdy genera�a Sieversa, wzmocnion� batalionem piechoty z artyleri�, natomiast genera� Geismar zaj�� wschodni brzeg Muchawki z 11000 lud�mi i 30 dzia�ami. Si�y rosyjskie przewy�sza�y wi�c znacznie ma�y korpusik Pr�dzy�skiego, uszczuplony jeszcze przez pozostawienie dw�ch oddzia��w wydzielonych (pod �elkowem i Go��bkiem) dla os�ony swoich skrzyde�. Tak wi�c tu� przed sam� bitw� dysponowa� on zaledwie 7000 bagnet�w i szabel oraz 12 dzia�ami przeciw 17 000 nieprzyjaci� z 40 dzia�ami. Prawie trzykrotna przewaga nieprzyjaciela zas�pi�a polskiego dow�dc�. Czy mia� prawo stawia� wszystko na jedn� kart�? Decyzja by�a o tyle trudna, �e Pr�dzy�ski, jak wiemy, nie mia� zaufania do zapewnie� Skrzyneckiego o zgodnym wsp�dzia�aniu, ponadto do�wiadczeni oficerowie jego korpusu, jak genera� Klicki, radzili odwr�t. Jedynie major Bem usilnie agitowa� za wszcz�ciem bitwy i werbowa� jej zwolennik�w. Nagle w t�umie oficer�w skupionych wok� Pr�dzy�skiego mign�a mu posta� ministra o�wiaty Stanis�awa Barzykowskiego. Podbieg� tedy do niego i z ogniem w oczach wo�a�: "Niech cz�onek rz�du doda naszemu genera�owi dobrej my�li, nie ma czasu do stracenia, pobijemy nieprzyjaciela, cho� s�absi jeste�my". "Tak, tak, pobijemy - pocz�y odzywa� si� g�osy w t�umie. - Na Siedlce". Zwolennicy bitwy pocz�li wzrasta� w si�y i wkr�tce opanowali sytuacj�. Sam Pr�dzy�ski, napierany teraz ze wszystkich stron, odzyska� r�wnie� wiar� we w�asne si�y i w wojsko, kt�re prowadzi�. Podj�� szybk� decyzj�: nale�y opanowa� przepraw� przez Muchawk�, aby w ten spos�b uniemo�liwi� odwr�t oddzia�owi genera�a Faesi, cofaj�cemu si� znad Kostrzynia, oraz wojskom broni�cym Iga�. Po ich zniszczeniu ruszy� ju� wesp� z naczelnym wodzem na Siedlce, gromi�c resztki VI korpusu. W perspektywie widzia� nawet kl�sk� Dybicza i sztandary polskie nad twierdz� brzesk�. B�yskawicznie posz�y rozkazy dotycz�ce rozstawienia wojsk. Lewe skrzyd�o uformowa� Pr�dzy�ski wy��cznie z artylerii pozycyjnej, aby utrzyma� w szachu brygad� jazdy genera�a Sieversa, zatrzymuj�c w odwodzie ca�y 5 pu�k piechoty. Prawe skrzyd�o tworzy�y 1 i 8 pu�ki piechoty, wsparte bateri� Bema z 2 pu�kiem u�an�w w odwodzie. Atak rozpocz�y pu�ki 1 i 8, prowadzone przez genera�a Kickiego. �mia�o ruszaj� �o�nierze ku niedalekim Iganiom, ale ogie� ci�kich dzia� rosyjskich zza Muchawki zmusza je do odchylenia osi natarcia bardziej na lewo. Zauwa�y� to Pr�dzy�ski; na jego rozkaz pu�kownik W�gierski porywa batalion 8 pu�ku piechoty i wsparty ogniem dzia�owym 4 baterii majora Bema p�dzi ku zabudowaniom Iga�. Tymczasem Bem, aby uzyska� wi�ksz� skuteczno�� ognia, toruj�cego drog� braciom-piechurom, nakazuje nagle zmian� pozycji. P�yn� b�yskawiczne rozkazy, ochrypni�ci ju� od wykrzykiwania komend oficerowie wo�aj�: "Plutonami bateria naprz�d!"; i tak dzia�o za dzia�em, pluton za plutonem wysuwa si� ca�a bateria z ma�ej dolinki ku piaszczystemu wzg�rzu, ani na chwil� nie przerywaj�c ognia. Manewr ten, wykonany szybko i sprawnie, da� b�yskawiczne rezultaty, je�li chodzi o skuteczno�� ognia polskiego na Iganie. Umilk�y dzia�a nieprzyjacielskie tam stoj�ce, po�ary obejmowa�y coraz to nowe zabudowania, a krzyki dobiegaj�ce stamt�d �wiadczy�y o du�ym zamieszaniu i skuteczno�ci polskiej artylerii. Sta�a si� ona jednak przez zmian� pozycji �atwiejszym celem dla ci�kich dzia� rosyjskich zza rzeki. Straty baterii pocz�y szybko rosn��, ponadto z powodu ma�ej dono�no�ci nie mog�a rewan�owa� si� nieprzyjacielowi. Zrozumia� to pu�kownik Tomasz Konarski, przygalopowa� do Bema, oboj�tnie obserwuj�cego przez lunet� pole bitwy, i zawo�a�: - Majorze, trzeba ci zmieni� pozycj�, bo w tej co do jednego cz�owieka bateri� utracisz. - Pan pu�kownik ka�e mi pozycj� odmienia�? S�ucham rozkaz�w. Dono�ny g�os dow�dcy, przebijaj�c si� przez huk armat i karabin�w, przez wrzaw� bitewn�, komenderuje: "W nacieraniu zaprzodkuj. St�po, k�usem, galopem, marsz, marsz". Bateria wykonuje rozkazy b�yskawicznie, rozbuchane konie porywaj� kolejno dzia�a plutonami i nie przerywaj�c ognia zajmuj� nowe, dogodniejsze i bezpieczniejsze pozycje tu� pod sam� wsi�. Wzros�a tym samym skuteczno�� ognia przeciw Iganiom i szosie siedleckiej, kt�r� powoli nadci�ga�y oddzia�y genera�a Faesi. R�wnocze�nie do zachodniej cz�ci Iga� wtargn�y trzy bataliony pod dow�dztwem Kickiego, a oddzia�y Ramoriny coraz bardziej zagra�a�y brygadzie genera�a Sieversa. Zdobycie Iga� przes�dza�o losy obro�c�w oraz grupy genera�a Faesi. Zrozumia� to Rosen i wyda� rozkaz, aby dwa �wie�e i najdzielniejsze jego pu�ki - 13 i 14 jegr�w, od czas�w wojny rosyjsko-tureckiej 1828 roku zwane "lwami warne�skimi", zaatakowa�y zm�czone bataliony 8 pu�ku. Nie wytrzyma�y one naporu "lw�w" i krok za krokiem pocz�y cofa� si� ku pozycjom wyj�ciowym. Pilnie obserwuj�cy pole bitwy genera� Rosen rzuca jegrom nowe posi�ki; w tej samej chwili na szosie pojawiaj� si� pierwsze oddzia�y kolumny znad Kostrzynia. Sytuacja staje si� krytyczna; piechota polska kontynuuj�c odwr�t ods�ania bateri� Bema, kt�ra staje si� teraz �atwym celem dla nieprzyjaciela. Jednak Bem nie trac�c g�owy zarz�dza nag�� zmian� frontu i skierowuje ogie� wszystkich o�miu dzia� na atakuj�c� piechot� wroga. Kartacze pruj� g�ste szeregi przeciwnika, kt�ry poczyna �ama� si� i miesza�. Mo�e Bem dokona�by ca�kowitego pogromu wroga, gdyby nie wiadomo�� od oficer�w amunicyjnych, �e ko�cz� si� ju� pociski. Padaj� nowe rozkazy, bateria b�yskawicznie zwija pozycj� i wycofuje si� w bezpieczne miejsce. By� to prze�omowy moment bitwy, zwyci�stwo zdawa�o si� chyli� na stron� Rosjan. Pr�dzy�ski na pr�no wypatruje pomocy genera�a Skrzyneckiego, nie nadchodzi pu�kownik Ludwik Bogus�awski z pobliskiego Go��bka; na domiar z�ego pu�kownik Tomasz Konarski melduje, �e przed jego pozycjami pojawiaj� si� jakie� oddzia�y nieprzyjacielskie. Wszystko teraz zale�y od postawy i decyzji dow�dcy. Pr�dzy�ski zdaje jednak w pe�ni ten trudny egzamin, "bystrym okiem ogarnia ca�e rzeczy po�o�enie i postanawia wywik�a� si� dzielnym czynem". Ponagla Bogus�awskiego, aby spieszy� z pomoc�, W�gierskiemu za� poleca cofa� si� nadal, natomiast Ramorinie rozkazuje atakowa� grup� genera�a Faesi. Sam za� porywa za sob� ca�y 5 pu�k piechoty i wykorzystawszy b��d nieprzyjaciela, kt�ry spychaj�c bataliony polskie rozci�gn�� si� w kolumnie marszowej, prowadzi ten pu�k prosto przez gorej�ce Iganie ku grobli na Muchawce. "Lwy warne�skie", zauwa�ywszy ten "manewr na odci�cie", rzuci�y si� do odwrotu, ale nasze wiarusy uprzedzi�y ich zamiary. Znaczna cz�� tych wyborowych jegr�w nie dotar�a ju� do zbawczej grobli, padaj�c pod bagnetami polskich �o�nierzy. Bez�adny odwr�t piechoty i brygady jazdy "b�ogos�awi�" resztkami pocisk�w major Bem. Tymczasem bataliony genera�a Ramoriny ko�czy�y zwyci�sko b�j z kolumn� genera�a Faesi. Zwyci�stwo by�o pe�ne. Ponad 3000 poleg�ych, 1550 je�c�w i dwa dzia�a pad�y �upem Polak�w, kt�rzy stracili 400 zabitych i rannych. Bateria Bema ponios�a w tej bitwie powa�ne straty w ludziach i oporz�dzeniu oraz w koniach: 12 rannych, 23 konie zabite, rozbite jaszczyki i po�amane ko�a u armat, ale swoj� postaw� wnios�a walny wk�ad do zwyci�stwa or�a polskiego, o czym genera� Pr�dzy�ski raportowa� naczelnemu wodzowi, wymieniaj�c w�r�d najdzielniejszych 2 pu�k u�an�w pu�kownika Mycielskiego i 4 bateri� majora Bema. Genera� Skrzynecki, kt�ry ju� po bitwie przyby� na pole walki, by� w nie najlepszym humorze. Zwyci�stwo to, prawd� powiedziawszy, nie cieszy�o go, gdy� rozentuzjazmowany �o�nierz domaga� si� dalszych dzia�a�, kt�rych w�dz chcia� za wszelk� cen� unikn��. Oboj�tnie wi�c i z ledwo ukrywan� niech�ci� przyjmowa� okrzyki: "Na Siedlce!", oraz sugestie Pr�dzy�skiego kontynuowania po�cigu. Gryz�a go te� zapewne zazdro��, �e to nie on, a jego cichy adwersarz - Pr�dzy�ski - by� autorem tego b�yskotliwego zwyci�stwa. Musia� jednak nagrodzi� m�stwo �o�nierzy korpusu, a m.in. i Bema, kt�rego na polu bitwy mianowa� podpu�kownikiem, a na wniosek dow�dcy nada� kilka krzy�y wojskowych Virtuti Militari oraz awansowa� kilku oficer�w i �o�nierzy. Po walce iga�skiej 4 bateria zosta�a wycofana do Ka�uszyna, gdzie w kr�tkim czasie uzupe�ni�a straty bojowe i sta�a si� zn�w pe�nowarto�ciow� jednostk� bojow�. Jednak od bitwy pod Iganiami a� do s�ynnej wyprawy na gwardie i bitwy ostro��ckiej nie bra�a ona powa�niejszego udzia�u w wojnie. Rozdrobniona na plutony z przydzia�em do rozmaitych wydzielonych korpus�w i samodzielnych oddzia��w (m.in. jeden jej pluton zosta� przydzielony genera�owi Ch�apowskiemu, wychodz�cemu na Litw�), pe�ni�a sw� tward�, �o�niersk� powinno��. Genera� Pr�dzy�ski, niezmordowany w tworzeniu nowych koncepcji operacyjnych, pod koniec kwietnia przedstawi� naczelnemu wodzowi plan rozbicia korpusu gwardii, stacjonuj�cego w rejonie �om�y, Ostro��ki i Augustowa. Zwyci�stwo nad tym korpusem mia�oby nie tylko ogromne znaczenie militarne, ale i moralne, w jego bowiem sk�ad wchodzi�y najbardziej elitarne jednostki armii carskiej, nasycone nadto ogromn� ilo�ci� wysoko urodzonych oficer�w, genera��w... Aczkolwiek niech�tnie, w�dz przysta� w ko�cu na wykonanie tego planu, kt�ry jednak wskutek jego opiesza�o�ci i niezrozumia�ej postawie zako�czy� si� kl�sk� si� polskich pod Ostro��k�. Pocz�tkowo jednak nic nie zapowiada�o tej pora�ki. Korpus genera�a Umi�skiego skutecznie zamaskowa� odej�cie g��wnych si� polskich do batalii z gwardi�. Zasadnicze zadanie w tej walce przypad�o grupie dowodzonej przez Skrzyneckiego, licz�cej 30 000 bagnet�w i szabel oraz 62 dzia�a, w kt�rych sk�ad wesz�a tak�e 8-dzia�owa bateria podpu�kownika Bema. Od p�nocy marsz genera�a Skrzyneckiego mia� os�ania� oddzia� genera�a Dembi�skiego, a od po�udnia (wzd�u� Bugu) korpus genera�a �ubie�skiego winien by� zapobiec ewentualnej interwencji armii g��wnej feldmarsza�ka Dybicza. Ju� pierwsze potyczki z ariergard� rosyjsk� genera�a Poleszki, kt�re mia�y miejsce 16 maja pod Przetycz� i D�ugosiod�em, wykaza�y jaki� niedow�ad w dow�dztwie polskim. S�abe oddzia�y rosyjskie skutecznie hamowa�y nacisk znacznie przewa�aj�cych si� polskich. Ta ni to walka, ni to po�cig za cofaj�cym si� wrogiem winny by�y znale�� sw�j fina� nad rzek� Ru�, gdzie zatrzyma�a si� gwardia dla po��czenia z grup� os�onow� genera�a Karola Bistr�ma. Zdawa�o si�, �e tu zostanie ona rozbita, bior�c pod uwag� znaczn� przewag� si� polskich (5000 �o�nierzy i 18 dzia�), lecz Skrzynecki i tym razem nie podj�� zdecydowanych dzia�a� i gwardie spokojnie wycofa�y si� za rzek�. Dopiero 20 maja, gdy by�y one ju� bezpieczne, Skrzynecki zarz�dzi� energiczny po�cig, kt�ry jednak nie doprowadzi� do walnej bitwy i zako�czy� si� kilku potyczkami z tylnymi stra�ami. We wszystkich tych starciach bateria Bema bra�a czynny udzia� b�d� jako ca�o��, b�d� poszczeg�lnymi plutonami. Pod Z�otori� Bem ca�� bateri� ostrzeliwa� nieprzyjacielskich huzar�w i tu mia� okazj� wykaza� si� nadzwyczajn� odwag� oraz trosk� o bij�cego si� w ci�kich warunkach �o�nierza. Oto walcz�cy w odci�ciu od baterii pluton porucznika Rocha Rupniewskiego pozbawiony by� �ywno�ci, kt�rej niedostatek odczuwano ju� od kilku dni. �o�nierz nie mo�e by� g�odny - rozumowa� Bem, ale dostarczenie produkt�w z najbli�szego punktu, domku stra�y celnej, znajduj�cego si� pod huraganowym ostrza�em artylerii wroga, przechodzi�o mo�liwo�ci ludzkie i "mimo g�odu �aden kanonier nie da� si� nam�wi�, by p�j�� po jad�o, co widz�c pp�k Bem sam idzie w�r�d kul i granat�w, ser, chleb, mi�so i inne wiktua�y wynosi i kanonierom rozdaje". Czynem tym, tak prostym i ludzkim, zdoby� sobie Bem podziw i szacunek ca�ej baterii i wszystkich obserwuj�cych t� wypraw�. Starcie pod Z�otori� ko�czy pierwszy etap wyprawy na gwardie. Zosta�y one wymanewrowane z Kr�lestwa przy minimalnych stratach w ludziach i w materiale wojennym. Pojawi�o si� natomiast gro�ne niebezpiecze�stwo ze strony g��wnych si� rosyjskich feldmarsza�ka Dybicza, kt�ry zorientowawszy si� wreszcie w planach polskich, pospieszy� szybkim marszem na pomoc gwardiom. Przeszed�szy Bug pod Grannem, szed� na Czy�ewo, Zambr�w, szukaj�c polskiego kunktatora. Na wie�� o tym przera�ony Skrzynecki zarz�dzi� natychmiastowy odwr�t w kierunku Warszawy. 26 maja armia polska osi�gn�a Ostro��k� i pocz�a przeprawia� si� na drugi brzeg Narwi, pozostawiaj�c dla obrony przedmie�cia brygad� pu�kownika Bogus�awskiego oraz cztery dzia�a z baterii Bema. Te szczup�e si�y nie by�y w stanie przeciwstawi� si� olbrzymiej przewadze wojsk rosyjskich, kt�re dopad�szy zm�czon� po�cigiem, a wreszcie i odwrotem, obron� przedmo�cia zmusi�y j� do szybkiej rejterady na lewy brzeg rzeki. Niestety, most na Narwi dosta� si� nie uszkodzony w r�ce nieprzyjaciela, co w znacznym stopniu u�atwi�o dalsze dzia�ania przeciw armii polskiej. Cztery dzia�a kapitana Jab�onowskiego z przycz�ka ostro��ckiego do��czy�y dopiero oko�o godziny pi�tnastej do baterii stoj�cej za Omulewem w s�siedztwie jazdy genera�a Skar�y�skiego (3 dywizja), i to dopiero na skutek stanowczej interwencji Bema. "C� znaczy� b�dziesz kapitan w tym ogniu - wo�a� dow�dca. - Jed� natychmiast do baterii". Sam za� pok�usowa� do naczelnego wodza, aby wym�c na nim obietnic� u�ycia baterii w bitwie. Wr�ci� z wiadomo�ci�, �e ju� wkr�tce wejdzie ona do akcji. Genera� Skar�y�ski niech�tnie jednak ustosunkowa� si� do decyzji wodza, widzia� trudno�ci w forsowaniu bagnistej rzeki Omulew, nadto twierdzi�, �e nie mo�e da� baterii odpowiedniej asekuracji, przez co mo�e si� ona narazi� na bardzo ci�kie straty. Lecz Bem nie da� si� zby�. W�a�nie przecie� Jab�onowski przeszed� niedawno bez trudu rzek� - t�umaczy� genera�owi, kt�ry wreszcie pod naciskiem argument�w dow�dcy baterii zgodzi� si� na odmarsz, a genera� W�sowicz da� os�on� w sile dw�ch szwadron�w karabinier�w. Bem poprowadzi� sw� bateri� wprost na stanowisko wodza, czekaj�c tam jego dalszych rozkaz�w. Po�o�enie naszych wojsk by�o ju� w�wczas bardzo krytyczne, a mo�e nawet beznadziejne. Bitwy ju� w �adnym wypadku nie mo�na by�o wygra�. Wojska rosyjskie, przeprawiaj�ce si� na drugi brzeg rzeki, wzrasta�y na sile, przy czym nie napotyka�y zdecydowanego przeciwdzia�ania polskiego. Prowadzone z naszej strony kontrataki cz�ciami poszczeg�lnych dywizji nie przynosi�y rezultat�w; nieprzyjaciel nadal pozostawa� na lewym brzegu rzeki. Za�ama�o si� natarcie 3 dywizji piechoty, kt�ra atakuj�c pod silnym ogniem artylerii rosyjskiej, bez wsparcia w�asnej, ponios�a bardzo du�e straty. O godzinie trzynastej ruszy�a do nowego przeciwnatarcia 1 dywizja piechoty, wsparta oddzia�ami 3 dywizji i ogniem artylerii. R�wnie� i to przeciwdzia�anie polskie za�ama�o si� w coraz silniejszym ogniu artylerii Dybicza. Skrzynecki nie rezygnowa� jednak z pr�by wyparcia wroga za rzek�. Rzuci� wi�c w b�j 25 szwadron�w jazdy, ale trudny, bagnisty teren i przewaga ogniowa wroga zniweczy�y i t� pr�b�. W szar�y tej poleg� bohaterski genera� Kicki. Skrwawione pu�ki i szwadrony odp�ywa�y na ty�y armii, gdzie poczyna�y narasta� chaos i panika. Oko�o godziny siedemnastej feldmarsza�ek Dybicz podj�� generalne natarcie, lecz dzia�aj�c zbyt ostro�nie nie osi�gn�� sukcesu dzi�ki przeciwnatarciu dw�ch brygad z 5 i 1 dywizji piechoty, wspartych ogniem kilkudziesi�ciu dzia� polskich. By� to ju� jednak ostatni wysi�ek ze strony polskiej; jeszcze jedna pr�ba natarcia Rosjan zako�czy�aby si� niechybnie ca�kowitym pogromem naszej armii. B�j pocz�� stopniowo wygasa�, a pobojowisko zas�ane tysi�cami trup�w i rannych osnuwa�a mg�a znad rzeki i moczar�w. By�a godzina osiemnasta. Rosjanie, wstrz��ni�ci stratami, zatrzymali natarcie, mimo i� mieli do dyspozycji jeszcze nie zu�yte oddzia�y piechoty i bardzo du�o kawalerii, kt�rej szar�a mog�a b�yskawicznie rozstrzygn�� batali�. Wiedzia� o tym dobrze Skrzynecki, tote� zauwa�ywszy podejrzany ruch wojsk rosyjskich na mo�cie zwr�ci� si� do Bema z rozkazem: - Pu�kowniku, ka� pan dzia�a odprzodkowa� i daj do nich ognia, a dobrze ich przep�d�. Na to tylko czeka� Bem; kapitan Jab�onowski otrzymuje rozkaz przygotowa� bateri� do akcji, sam za� dow�dca rusza przodem dla zbadania terenu i wybrania odpowiedniej pozycji ogniowej. Je�dziec i ko�, jak zro�ni�ci z sob�, mijaj� spokojnie lini� tyraliery rosyjskiej, tam Bem "wydobywa perspektyw� i zaczyna przypatrywa� si� kolumnom moskiewskim, kt�re w masie od mostu z wolna naprz�d post�powa�y. Jakim nadzwyczajnym trafem nie zosta� raniony lub zabity, nie pojmuj� do dzi� dnia - zanotowa� w swoim pami�tniku Jab�onowski. - Widz�c, gdzie stan�� podpu�kownik, zakomenderowa�em: K�usem, galopem, a potem marsz, marsz, marsz". Wiedziona przez Jab�onowskiego bateria wpad�a mi�dzy zdziwionych tyralier�w rosyjskich i zbli�a�a si� do pasma bagien oddzielaj�cych j� od pozycji, na kt�rej sta� dow�dca. Bagno zarzucono uprzednio przygotowanymi faszynami, tote� dzia�a przesz�y przez niebezpieczny teren bez szkody i stan�y przy swoim dow�dcy. Gor�czkowe rozkazy krzy�uj� si� z pokrzykiwaniem ludzi, dzia�a zajmuj� kolejno wskazane pozycje i wkr�tce s� gotowe do otwarcia ognia. Nieprzyjaciel jest wyra�nie zaskoczony, ruch jego wojsk jakby si� nieco zwolni�, tym bardziej �e wraz z zuchwa�ym manewrem Bema genera� Dembi�ski rozpocz�� ruch ku przodowi swoj� kawaleri�, a 3 dywizja genera�a Skar�y�skiego ruszy�a od Omulewa w kierunku pola bitwy. Nadto pojawi�a si� brygada piechoty pu�kownika Zawadzkiego. Ruchy wojsk polskich wywo�uj� wra�enie na przeciwniku, kt�ry, zdezorientowany, dzia�a ostro�nie i z wahaniem. I w�a�nie w tym momencie pad�y pierwsze salwy artyleryjskie 4 baterii. Jedno jej skrzyd�o, z�o�one z trzech pluton�w, ostrzeliwa�o kulami i granatami most, dokonuj�c tam powa�nych spustosze�, a pozosta�e dwa plutony zwr�ci�y silny ogie� kartaczowy przeciw zmasowanej piechocie stoj�cej na przedpolu mostu. Pierwsze salwy by�y bardzo skuteczne. Wida� by�o wyra�nie zam�t w szeregach nieprzyjacielskich, dochodzi�y krzyki oficer�w i wrzawa �o�nierzy. Zaskoczenie jednak szybko min�o, nieprzyjaciel zorientowa� si�, jak s�abego ma przed sob� przeciwnika, i otworzy� przeciw niemu silny ogie� z 60 dzia�. Bateria Bema znalaz�a si� teraz w krytycznym po�o�eniu. "Ogromny by� ogie� armatni pod Sewastopolem - napisze w kilkadziesi�t lat p�niej Jab�onowski - w por�wnaniu z nim nasz tylko krotochwil� nazwa� mo�na, lecz niezawodnie nigdzie i tam na tak ma�ej przestrzeni, tudzie� w jednym punkcie wi�kszej liczby dzia� i pocisk�w nie skoncentrowano. Raz, jake�my si� rozstrzelali, to tak wielki dym powsta�, tyle naraz kul nieprzyjacielskich grunt ry�o, �e kurz st�d pochodz�cy zupe�n� noc ponad naszym frontem zaci�gn��... O dwa kroki od siebie nic rozpozna� nie by�o mo�na. Walka ta trwa�a p� godziny... Naraz huk dzia� usta� zupe�nie, dym opad�, a �liczne s�o�ce pokaza�o si� nam nareszcie... Jaki� widok przedstawi� si� moim oczom? Dzia� naszych strzelaj�cych na placu nie by�o. Sam podpu�kownik J�zef Bem z dobyt� szabl� je�dzi� po pobojowisku wraz ze swym tr�baczem Ha�cz�, lustruj�c w�asne straty i energicznie komenderuj�c odwrotem baterii spod morderczego ognia wroga". Straty baterii by�y powa�ne. Poleg�o 1.4 oficer�w i �o�nierzy, wielu odnios�o rany i kontuzje, cz�� koni wybita lub ranna uniemo�liwia�a szybkie wycofanie baterii, do czego do��cza�y si� po�amane ko�a i rozbite wozy amunicyjne. Dwa dzia�a odci�gn�li osobi�cie w bezpieczne miejsce Bem i jego o