833
Szczegóły |
Tytuł |
833 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
833 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 833 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
833 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Friedrich August von Hayek DROGA DO ZNIEWOLENIA
Spis tre�ci
PRZEDMOWA DO WYDANIA POLSKIEGO
...................... PRZEDMOWA........................................... WPROWADZENIE........................................ I Porzucona droga II Wielka utopia III Indywidualizm i kolektywizm IV " Nieuchronno��" planowania V Planowanie i demokracja VI Planowanie a rz�dy prawa VII Kontrola gospodarcza a totalitaryzm VIII Kto, komu? IX Bezpieczestwo i wolno�� X Dlaczego najgorsi pn� si� w g�r� XI Koniec prawdy XII Socjalistyczne korzenie nazizmu XIII Totalitary�ci s� w�r�d nas XIV Warunki materialne a idealne cele XV Perspektywy �adu mi�dzynarodowego XVI Zakoczenie INDEKS = Przedmowa do wydania polskiego = Przedmowa do polskiego t�umaczenia Drogi do niewolnictwa napisana w lipcu 1983 roku w Obergorgl. W chwili, gdy ksi� ka ta uka�e si� w polskim t�umaczeniu b�dzie to ju pi�tnasty jej przek�ad w ci�gu czterdziestu lat jakie up�yn�y od pierwszego wydania w 1944 roku. Fakt ten nast�puje wkr�tce po wydaniu wersji rosyjskiej. Rok 1984, dzi�ki znacznie s�awniejszej ksi� ce George'a Orwella, do napisania kt�rej w spos�b widoczny zainspirowa�a go lektura pierwszego wydania mojej ksi� ki, sta� si� symbolem niebezpieczestwa jakie zagra a�o nam ze strony iluzji rz�dz�cych �wiatem przed czterdziestu laty. Jestem przekonany, i Orwell i ja zas�ugujemy na pewien kredyt zaufania poniewa nie wpadli�my w pu�apk�, kt�ra zwiod�a tak wielu ludzi maj�cych wprawdzie dobre zamiary, ale nierozs�dnych. Przed czterdziestu laty, gdy z kocem ostatniej wojny przybra�a na sile dyskusja na temat potrzeby alternatywnych �ad�w spo�ecznych i gospodarczych, zdo�ano unikn�� realizacji pewnej, ca�kowicie przekonywaj�cej decyzji, uznawszy zasadnie, i z prawdziwego twierdzenia naukowego o tym, co jest, nie spos�b wyci�gn�� wniosk�w o tym co, z moralnego punktu widzenia, by� powinno. Jest to absolutna prawda. Lecz chocia nauka nie ma w�a�ciwych uprawnie, aby os�dza� wzgl�dn� warto�� r� nych przekona moralnych, to jest przecie nie tylko uprawniona do udzielenia odpowiedzi na bardzo istotne pytania, ale tych odpowiedzi wr�cz si� od niej oczekuje. Co mianowicie, doprowadzi�o do powstania r� nych przekona moralnych, zw�aszcza na temat w�asno�ci prawatnej i rodziny, jakie ywi si� w r� nych spo�eczestwach? S� to pytania trudne, ale �ci�le naukowe. Je�li odpowied� naukowa stwierdza�aby, i jeden z owych alternatywnych system�w moralnych doprowadzi do �mierci po�owy ludno�ci wsp�czesnego �wiata, nauka nie by�aby w stanie rozstrzygn�� czy jest to dobre, czy z�e, ale najzwyklejsi ludzie nie mieliby specjalnych w�tpliwo�ci, kt�ry z obu system�w bardziej im odpowiada. Friedrich August Hayek PRZEDMOWA Gdy zawodowy badacz zagadnie spo�ecznych pisze ksi� k� polityczn�, jego pierwszym obowi�zkiem jest powiedzie� to wprost. Ta ksi� ka jest ksi� k� polityczn�. Nie mam zamiaru ukrywa� tego nadaj�c jej, jak mo e m�g�bym to zrobi�, bardziej eleganckie i ambitne miano eseju z zakresu filozofii spo�ecznej. Ale, jakkolwiek by�my j� nazwali, zasadnicz� spraw� pozostaje to, e wszystko, co mam do powiedzenia wynika z pewnych podstawowych warto�ci. Mam nadziej�, e w tej ksi� ce wywi�za�em si� w spos�b w�a�ciwy z drugiego i niemniej wa nego obowi�zku: okre�lenia jasno i bez cienia w�tpliwo�ci jakie s� owe warto�ci podstawowe, na kt�rych oparty jest ca�y wyw�d. Chcia�bym do tego doda� jeszcze jedno. Chocia jest to ksi� ka polityczna, jestem absolutnie pewien, e przekonania w niej zawarte nie s� wyznaczone przez m�j osobisty interes. Nie znajduj� powodu, dla kt�rego ten typ spo�eczestwa, kt�ry uwa am za po �dany, powinien oferowa� wi�cej korzy�ci mnie, ni ogromnej wi�kszo�ci ludzi w moim kraju. Prawd� rzek�szy moi koledzy socjali�ci powiadaj�, e jako ekonomista powinienem mie� znacznie wa niejsz� pozycj� w tym typie spo�eczestwa, kt�remu jestem przeciwny; zak�adaj�c oczywi�cie, e by�bym sk�onnny zaakceptowa� ich pogl�dy. Jestem r�wnie pewien, e m�j sprzeciw wobec tych pogl�d�w nie zrodzi� si� z tego powodu, e r� ni� si� one od przekona, kt�re mia�em, staj�c si� doros�ym cz�owiekiem. S� to bowiem te pogl�dy, kt�re podziela�em jako m�odzieniec i one sprawi�y, i zaj��em si� zawodowym uprawianiem ekonomii. Na u ytek za� tych, kt�rzy - zgodnie z obecn� mod� - doszukuj� si� w g�oszeniu opinii politycznych jedynie interesownych motyw�w, niech mi wolno b�dzie doda�, e mam wszelkie powody, aby nie pisa� czy nie publikowa� tej ksi� ki. Zapewne obrazi ona wielu ludzi, z kt�rymi pragn��bym yc w przyja�ni. Pisz�c j� musia�em od�o y� na bok prac�, do kt�rej czuj� si� lepiej przygotowany i na d�u sz� met� przywi�zuj� do niej wi�ksze znaczenie. Ponadto ksi� ka ta uprzedzi wielu do wynik�w moich bardziej akademickich prac, do jakich sk�aniaj� mnie moje upodobania. Je�li mimo to uzna�em napisanie jej za obowi�zek, przed kt�rym nie wolno si� uchyli�, to sprawi� to przede wszystkim szczeg�lny i wa ki moment w obecnej dyskusji o problemach przysz�ej polityki ekonomicznej, kt�rego opinia publiczna nie jest dostatecznie �wiadoma. Jest faktem, e wi�kszo�� ekonomist�w zosta�a wci�gni�ta przez machin� wojenn� i zmuszona do milczenia w zwi�zku z pe�nieniem przez siebie urz�dowych funkcji, i e w rezultacie publiczna opinia na temat tych problem�w jest w zatrwa aj�cym stopniu kszta�towana przez amator�w i dziwak�w, ludzi, pragn�cych przy tej okazji upiec w�asn� piecze, albo sprzeda� cudowny lek na wszystko. W takich okoliczno�ciach, gdy jeszcze dysponuje si� wolnym czasem na pisanie, nie ma si� prawa chowa� dla siebie obaw, jakie ostatnie tendencje musz� wywo�a� w umys�ach wielu spo�r�d tych, kt�rzy nie mog� ich publicznie wypowiedzie�. Jednakowo w innych warunkach ch�tnie pozostawi�bym dyskusj� nad kwesti� polityki pastwowej tym, kt�rzy s� do tego bardziej upowa nieni i posiadaj� w tym zakresie lepsze kwalifikacje. Podstawowa argumentacja tej ksi� ki by�a po raz pierwszy zarysowana w artykule pt. Freedom and the Economic System, kt�ry ukaza� si� w <192>Contemporary Review<170> z kwietnia 1938 roku i by� p�niej przedrukowany w rozszerzonej wersji jako jeden z Public Policy Pamphlets redagowanych przez prof. H. D. Gideonse dla University of Chicago Press (1939). Winienem wyrazi� wdzi�czno�� wydawcom obu tych publikacji za zgod� na przytoczenie z nich pewnych ust�p�w. F. A. Hayek WPROWADZENIE @MOTTO = Niewiele jest odkry� bardziej irytuj�cych ni te, kt�re ujawniaj� rodow�d idei. Lord Acton Wydarzenia wsp�czesne tym si� r� ni� od historycznych, e nie znamy skutk�w jakie mog� wywo�a�. Patrz�c wstecz jeste�my w stanie oszacowa� znaczenie przesz�ych zdarze i ustali� konsekwencje do jakich doprowadzi�y one w swym przebiegu. Lecz, gdy dzieje biegn� swoim torem nie s� dla nas histori�. Wiod� one nas ku nieznanemu l�dowi, my za� tylko z rzadka i niewyra�nie dostrzegamy to, co le y przed nami. By�oby inaczej, gdyby dane nam by�o prze y� po raz drugi te same wydarzenia, dysponuj�c zarazem pe�n� wiedz� o tym, co widzieli�my uprzednio. Jak e w�wczas odmiennie przedstawia�yby si� nam rzeczy, jak wa ne i budz�ce l�k wydawa�yby si� nam zmiany, kt�re teraz ledwie zauwa amy! Chyba szcz�liwie si� sk�ada, e cz�owiek nigdy nie b�dzie m�g� tego do�wiadczy� i nie wie nic o prawach, kt�rym historia musi by� pos�uszna. Mimo, i historia nigdy w pe�ni si� nie powtarza, i w�a�nie dlatego, i aden rozw�j wypadk�w nie jest nieuchronny, mo emy w pewnej mierze nauczy� si� od przesz�o�ci, jak unika� powtarzania tego samego przebiegu wydarze. Nie trzeba by� prorokiem, aby zdawa� sobie spraw� z nadchodz�cych niebezpieczestw. Przypadkowe po��czenie do�wiadczenia i uwagi cz�sto ukazuje komu� zdarzenia od strony, kt�r� do tej pory niewielu dostrzega�o. Ksi� ka ta jest rezultatem do�wiadczenia na sobie powt�rnego prze ycia niemal tego samego okresu historycznego, lub przynajmniej dwukrotnego prze�ledzenia bardzo podobnej ewolucji idei. Cho� nie jest prawdopodobne, aby do�wiadczenie to mo na by�o zdoby� w jednym kraju, w pewnych okoliczno�ciach wszak e mo na zyska� je przez d�ugotrwa�e przebywanie kolejno w r� nych krajach. Wprawdzie wp�ywy jakim podlega og�lny kierunek my�lenia po�r�d najbardziej cywilizowanych narod�w s� w znacznej mierze podobne, niekoniecznie jednak oddzia�uj� one w tym samym czasie i w tym samym tempie. Zatem przenosz�c si� z jednego kraju do drugiego mo na czasami dwukrotnie zaobserwowa� podobne fazy przemian intelektualnych. Zmys�y wyostrzaj� si� wtedy szczeg�lnie. Gdy kto� ponownie s�yszy opinie i powt�rnie dowiaduje si� o zalecanych metodach, z kt�rymi zetkn�� si� po raz pierwszy przed dwudziestu lub dwudziestu pi�ciu laty, nabieraj� one dla niego nowego znaczenia, jako symptomy pewnej okre�lonej tendencji rozwojowej. Sugeruje to, je eli nie nieuchronno��, to przynajmniej prawdopodobiestwo, e rozw�j wypadk�w b�dzie mia� podobny przebieg. Trzeba teraz koniecznie sformu�owa� t� trudn� do zaakceptowania prawd�, i grozi nam w pewnej mierze powt�rzenie losu Niemiec. To prawda, e niebezpieczestwo nie jest bezpo�rednie, a warunki w Anglii i Stanach Zjednoczonych s� nadal tak odleg�e od tych, kt�rych �wiadkami byli�my w ostatnich latach w Niemczech, e trudno uwierzy�, i zmierzamy w tym samym kierunku. Chocia jednak droga ta jest d�uga, to im dalej si� ni� pod� a, tym trudniej z niej zawr�ci�. Wprawdzie w dalszym horyzoncie czasowym jeste�my panami w�asnego losu, to przecie na kr�tsz� met� jeste�my niewolnikami idei, kt�re sami stworzyli�my. Tylko w�wczas, gdy w por� rozpoznamy niebezpieczestwo, mo emy mie� nadziej�, e go unikniemy. Oczywi�cie Anglia i Stany Zjednoczone nie s� jeszcze podobne do Niemiec Hitlera, Niemiec czasu obecnej wojny. Ale badacze pr�d�w umys�owych nie mog� nie dostrzec, i istnieje wi�cej, ni tylko powierzchowne podobiestwo mi�dzy zasadniczym kierunkiem my�lenia w Niemczech podczas ostatniej wojny [I wojny �wiatowej przyp. t�um.] i po jej zakoczeniu, a obecnym nurtem idei w tych demokratycznych krajach. Wyst�puje tam obecnie to samo przekonanie, i organizacja pastwa przyj�ta dla cel�w obronnych powinna by� utrzymana ze wzgl�du na zadania jakie wi� � si� z rozwojem i budowaniem. Obecna jest tam ta sama pogarda dla dziewi�tnastowiecznego liberalizmu, ten sam fa�szywy <192>realizm<170>, a nawet cynizm, ta sama fatalistyczna akceptacja <192>nieuchronnych tendencji<170>. Za� co najmniej dziewi�� dziesi�tych nauk, kt�re jak tego pragn� najbardziej krzykliwi reformatorzy winni�my sobie przyswoi�, to w�a�nie nauki, jakie Niemcy wyci�gn�li z ostatniej wojny, nauki w znacznej mierze b�d�ce przyczyn� powstania systemu nazistowskiego. B�dziemy mieli jeszcze sposobno�� pokazania w tej ksi� ce, e istnieje wiele innych kwestii, w kt�rych, jak si� wydaje, z op�nieniem pi�tnastu, dwudziestu pi�ciu lat, pod� amy �ladem Niemiec. Chocia ma�o kto lubi, aby mu wci� o tym przypomina�, to jednak trzeba powiedzie�, i niewiele lat up�yn�o od czasu, gdy zwolennicy post�pu powszechnie wskazywali na socjalistyczn� polityk� tego kraju jako przyk�ad do na�ladowania. Podobnie, jak w ostatnich czterech latach Szwecja sta�a si� modelowym krajem, na kt�ry zwr�cone by�y ich oczy. Wszyscy za�, kt�rych pami�� si�ga dalej co najmniej jedno pokolenie przed ostatni� wojn� wiedz� jak dalece niemiecka my�l i niemiecka praktyka oddzia�ywa�y na idee i polityk� w Anglii, a i do pewnego stopnia w Stanach Zjednoczonych. Autor sp�dzi� niemal po�ow� swego doros�ego ycia w rodzinnej Austrii, utrzymuj�c �cis�y kontakt z niemieckim yciem intelektualnym, drug� za� po�ow� w Stanach Zjednoczonych i w Anglii. W ci�gu tego ostatniego okresu dochodzi� on stopniowo do przekonania, e przynajmniej niekt�re spo�r�d si�, kt�re zniszczy�y wolno�� w Niemczech, dzia�aj� tak e i tutaj, a charakter i �r�d�o tego niebezpieczestwa s� nawet, je�li to mo liwe, w jeszcze mniejszym stopniu rozumiane, ni mia�o to miejsce w Niemczech. Wci� nie dostrzega si� tej najwi�kszej tragedii jak� jest fakt, i w Niemczech przewa nie ludzie dobrej woli, podziwiani i stawiani za wz�r w krajach demokratycznych, utorowali, je�li zgo�a nie zbudowali, drog� si�om, kt�re s� teraz dla nich synonimem wszystkiego, czego nienawidz�. Lecz szansa unikni�cia podobnego losu zale y od tego, czy zdo�amy stawi� czo�a niebezpieczestwu i od naszej gotowo�ci do zrewidowania nawet najbardziej drogich nam nadziei i ambicji, je�li mia�yby si� okaza� �r�d�em zagro enia. Ma�o jest dot�d oznak, i mamy intelektualn� odwag�, aby przyzna� wobec samych siebie, i by� mo e, nie mieli�my racji. Niewielu jest gotowych przyzna�, i powstanie faszyzmu i nazizmu nie by�o reakcj� przeciwko socjalistycznym tendencjom wcze�niejszego okresu, lecz nieuchronnym ich skutkiem. Jest to prawda, kt�rej wi�kszo�� ludzi nie chcia�a dostrzega�, nawet w�wczas, gdy podobiestwo wielu odpychaj�cych cech wewn�trznego ustroju Rosji i narodowo-socjalistycznych Niemiec by�o powszechnie zauwa ane. W rezultacie wielu spo�r�d tych, kt�rzy s�dz�, i wznosz� si� nieskoczenie ponad abberacje nazizmu i szczerze nienawidz� wszelkich jego przejaw�w, pracuje jednocze�nie na rzecz idea��w, kt�rych realizacja prowadzi wprost do budz�cej odraz� tyranii. Wszelkie podobiestwa pomi�dzy wydarzeniami w r� nych krajach s� oczywi�cie zwodnicze, ale nie opieram moich wywod�w wy��cznie na takich por�wnaniach, ani te nie dowodz�, e taki rozw�j wypadk�w jest nieunikniony. Gdyby tak by�o, to pisanie na ten temat nie mia�oby sensu. Mo na ich unikn��, je�li ludzie w por� u�wiadomi� sobie dok�d mog� prowadzi� ich starania. Ale do niedawna nie by�o prawie nadziei, e jakakolwiek pr�ba unaocznienia im niebezpieczestwa zakoczy si� sukcesem. Wydaje si� jednak, e obecnie sytuacja dojrza�a do pe�niejszego przedyskutowania ca�o�ci tej kwestii. Nie tylko bowiem problem ten jest obecnie szerzej rozumiany, lecz istniej� tak e szczeg�lne powody, kt�re w tym stanie rzeczy nakazuj� nam wyj�� na przeciw problemom. Powie kto� mo e, e nie jest to czas odpowiedni do stawiania kwestii, kt�ra wywo�uje gwa�towne starcie opinii. Ale socjalizm, o kt�rym m�wimy nie jest spraw� partii, a zagadnienia, kt�re rozwa amy, maj� niewiele wsp�lnego z problemami, wok� kt�rych tocz� si� spory mi�dzy partiami. To, e pewne grupy mog� pragn�� mniej socjalizmu od innych, e jedne chc� socjalizmu jedynie w interesie tej grupy, a pozosta�e w interesie jakiej� innej, nie ma wp�ywu na nasz problem. Je�li wzi�� pod uwag� ludzi, kt�rych pogl�dy maj� wp�yw na wydarzenia, to istotne jest, e wszyscy oni, yj�cy obecnie w krajach demokratycznych, s� socjalistami. Je�li nie jest ju w modzie podkre�lanie, e <192>wszyscy teraz jeste�my socjalistami<170>, to dzieje si� tak dlatego, e fakt ten jest ju zbyt oczywisty. Ma�o kto w�tpi, i musimy zd� a� ku socjalizmowi, a wi�kszo�� ludzi pr�buje jedynie zmieni� kierunek tego ruchu w interesie okre�lonej klasy czy grupy. Dzieje si� tak, poniewa nieomal ka dy chce, aby�my pod� ali w tym kierunku. Nie ma przecie adnych obiektywnych fakt�w, kt�re nadawa�yby mu nieuchronny charakter. B�dziemy musieli p�niej powiedzie� nieco o rzekomej nieuchronno�ci <192>planowania<170>. Zasadnicz� spraw� jest, dok�d, pod� aj�c tak, dotrzemy? Czy nie jest mo liwe, aby ludzie o przekonaniach nadaj�cych teraz temu ruchowi przemo ny impet, skoro zaczn� dostrzega� to, co jedynie niewielu dot�d zrozumia�o, wycofali si� przera eni i porzucili poszukiwania, kt�re przez p� wieku absorbowa�y tak wielu ludzi dobrej woli? Kwestia dok�d nas zaprowadz� owe powszechne w naszym pokoleniu przekonania nie jest problemem dla jednej partii, ale dla ka dego z nas, problemem o najwi�kszej donios�o�ci. Czy mo na sobie wyobrazi� wi�ksz� tragedi�, ni w�wczas, gdy usi�uj�c �wiadomie kszta�towa� nasz� przysz�o�� zgodnie ze szczytnymi idea�ami, w istocie bezwiednie stworzyliby�my dok�adne przeciwiestwo tego, do czego usilnie d� yli�my? Istnieje jeszcze bardziej nagl�cy pow�d, dla kt�rego w�a�nie teraz powinni�my powa nie stara� si� zrozumie� si�y jakie zrodzi�y narodowy socjalizm, bowiem umo liwi to zrozumienie naszego wroga i kwestii, o kt�re nam chodzi. Nie mo na zaprzeczy�, e znajomo�� pozytywnych idea��w, o kt�re walczymy, jest wci� ma�a. Wiemy, e walczymy o wolno�� kszta�towania naszego ycia zgodnie z naszymi przekonaniami. To wiele, ale wci� za ma�o. Za ma�o, aby dostarczy� nam niezachwianych przekona potrzebnych do przeciwstawienia si� przeciwnikowi, kt�ry u ywa propagandy jako jednej z g��wnych broni, zar�wno w najbardziej krzykliwej, jak i najsubtelniejszej formie. Jest to tym bardziej niewystarczaj�ce, je�li mamy przeciwstawi� si� tej propagandzie w�r�d ludzi w krajach pozostaj�cych pod kontrol� przeciwnika i tam, gdzie skutki takiej propagandy nie znikn� wraz z przegran� pastw Osi. To za ma�o, je�li mamy ukaza� innym, e to, o co walczymy warte jest ich wsparcia. To za ma�o, by by� dla nas drogowskazem przy budowie nowego �wiata bezpiecznego od zagro e, jakim podlega� stary �wiat. Jest faktem godnym ubolewania, e przed wojn� kraje demokratyczne w swym post�powaniu z dyktatorami, niemniej ni w swoich wysi�kach propagandowych i w trakcie dyskusji nad w�asnymi celami wojennymi, wykazywa�y wewn�trzn� chwiejno�� i niepewno�� celu, co mo na wyja�ni� jedynie chaosem w�asnych idea��w i natur� r� nic dziel�cych je od przeciwnika. Dali�my zwie�� si� tak bardzo, poniewa nie chcieli�my uwierzy�, e przeciwnik szczerze g�osi� pewne pogl�dy, kt�re podzielali�my tylko dlatego, e uwierzyli�my w szczero�� niekt�rych innych jego deklaracji. Czy zar�wno partie lewicowe i prawicowe nie oszukiwa�y si� wierz�c, e partia narodowo-socjalistyczna by�a na us�ugach kapitalizmu i przeciwko wszelkim formom socjalizmu? Ilu to element�w systemu hitlerowskiego nie zalecano nam do na�ladowania z najbardziej nieoczekiwanych stron, nie�wiadomych, e owe sk�adniki s� integraln� cz�ci� tego systemu i nie daj� si� pogodzi� z wolnym spo�eczestwem, kt�re mamy nadziej� ochroni� i zachowa�? Ilo�� niebezpiecznych pomy�ek, jakie pope�nili�my przed wojn� i od czasu jej wybuchu, z powodu niezrozumienia przeciwnika, kt�remu stawiamy czo�a, jest przera aj�ca. Odnosi si� nieomal wra enie, i nie chcieli�my zrozumie� rozwoju wydarze, z jakiego zrodzi� si� totalitaryzm, poniewa taka wiedza mog�aby zniszczy� niekt�re z najdro szych nam iluzji, kt�rych jeste�my zdecydowani kurczowo si� trzyma�. Nigdy nie odniesiemy sukcesu w naszym post�powaniu z Niemcami, dop�ki nie zrozumiemy specyfiki i drogi rozwojowej idei, kt�re nimi teraz rz�dz�. Ponownie wysuwana teoria, jakoby Niemcy byli w spos�b przyrodzony obci� eni z�em, jest trudna do utrzymania i ma�o zasadna, nawet w oczach, tych kt�rzy j� g�osz�. Uw�acza ona d�ugiemu szeregowi anglosaskich my�licieli, kt�rzy w ci�gu ostatnich stu lat przejmowali ch�tnie wszystko, co by�o i nie by�o najlepsze w my�li niemieckiej. Pomija ona w ten spos�b fakt, e gdy osiemdziesi�t lat temu John Stuart Mill pisa� sw�j wielki esej O wolno�ci, czerpa� inspiracje, bardziej ni od kogokolwiek innego, od dw�ch Niemc�w: Goethego i Wilhelma Humboldta.<$FPoniewa wielu mog�oby uzna� to twierdzenie za przesadne, warto mo e przytoczy� �wiadectwo Lorda Morleya, kt�ry w swych Wspomnieniach pisze o <192>sprawie, co do kt�rej si� zgadzano<170>, e g��wna teza rozprawy O wolno�ci <192>nie by�a oryginalna, ale wywodzi�a si� z Niemiec<170>.> Zapomina si� za� o tym, e spo�r�d najbardziej wp�ywowych intelektualnych prekursor�w narodowego socjalizmu, Thomas Carlyle by� Szkotem, za� Houston Stewart Chamberlain Anglikiem. W swej prymitywnej postaci pogl�d ten jest hab� dla tych, kt�rzy podtrzymuj�c go, przejmuj� najgorsze elementy niemieckich teorii rasowych. Problem nie polega na tym, dlaczego Niemcy jako tacy s� �li, bo prawdopodobnie z�o jest im wrodzone w r�wnym stopniu, co innym narodom, lecz na tym, by ustali� okoliczno�ci, kt�re w ci�gu ostatnich siedemdziesi�ciu lat umo liwi�y stopniowy wzrost i ostateczne zwyci�stwo pewnego okre�lonego zespo�u idei oraz, by rozstrzygn�� dlaczego w kocu to zwyci�stwo wynios�o na szczyty najgorsze elementy spo�r�d nich. Sama nienawi�� do wszystkiego co niemieckie, zamiast do konkretnych idei, kt�re opanowa�y dzi� Niemc�w, jest bardzo niebezpieczna, poniewa ci, kt�rzy si� jej poddaj� staj� si� �lepi na rzeczywiste zagro enia. Nale y si� obawia�, e taka postawa jest po prostu pewn� odmian� eskapizmu, wywo�anego brakiem gotowo�ci do dostrzegania tendencji, wyst�puj�cych nie tylko w Niemczech oraz niech�ci� do ponownego zbadania, a w razie potrzeby do odrzucenia, przekona przej�tych od Niemc�w, kt�rych zwodniczej naturze podlegamy w takiej samej mierze jak niegdy� Niemcy. Jest to podw�jnie niebezpieczne, poniewa argument, jakoby szczeg�lna nikczemno�� Niemc�w stworzy�a system nazistowski, mo e z �atwo�ci� usprawiedliwi� narzucenie nam instytucji, kt�re t� nikczemno�� zrodzi�y. Interpretacja wydarze w Niemczech i we W�oszech, kt�ra ma by� przedstawiona w tej ksi� ce jest zdecydowanie odmienna od tych, jakich najcz�ciej dostarczaj� zagraniczni obserwatorzy i wi�kszo�� uciekinier�w z tych kraj�w. Je�li jednak interpretacja ta jest trafna, to wyja�nia ona zarazem dlaczego jest rzecz� prawie niemo liw�, aby kto�, kto, jak wi�kszo�� uciekinier�w i zagranicznych korespondent�w gazet angielskich i amerykaskich, podziela powszechne obecnie pogl�dy socjalistyczne, zdo�a� ujrze� te wydarzenia we w�a�ciwej perspektywie. Powierzchowny i mylny pogl�d upatruj�cy w narodowym socjalizmie jedynie reakcj� tych, kt�rych przywileje i interesy zosta�y zagro one przez post�py socjalizmu, by� w spos�b naturalny podtrzymywany przez wszystkich, kt�rzy, cho� niegdy� aktywnie uczestnicz�cy w ruchu idei, jaki doprowadzi� do narodowego socjalizmu, zatrzymali si� w pewnym punkcie jego rozwoju i z powodu konfliktu w jaki w zwi�zku z tym popadli z nazistami, byli zmuszeni opu�ci� sw�j kraj. Jednak e fakt, e byli pod wzgl�dem ilo�ciowym jedyn� licz�c� si� opozycj� wobec nazist�w, oznacza jedynie, i w praktyce wszyscy Niemcy stali si� w szerokim sensie socjalistami, i e liberalizm, w tradycyjnym rozumieniu, zosta� wyparty przez socjalizm. Jak mamy nadziej� to wykaza�, konflikt, istniej�cy pomi�dzy<192>lewic�<170> a <192>prawic�<170> narodowego socjalizmu w Niemczech, jest tego rodzaju konfliktem, jaki zawsze b�dzie si� pojawia� mi�dzy dwiema frakcjami socjalistycznymi. Je�li ta interpretacja jest trafna, to jednakowo oznacza to, e wielu spo�r�d socjalistycznych uchod�c�w, kurczowo trzymaj�cych si� swoich przekona, pomaga, zreszt� w najlepszej wierze, prowadzi� sw� przybran� ojczyzn� drog�, kt�r� przeby�y Niemcy. Wiem, e wielu spo�r�d moich anglosaskich przyjaci� by�o zaszokowanych na wp� faszystowskimi pogl�dami jakie zdarza�o im si� s�ysze� od uchod�c�w niemieckich, kt�rych autentycznie socjalistyczne przekonania nie ulega�y w�tpliwo�ci. Ale, podczas, gdy owi obserwatorzy sk�adali to na karb ich niemieckiego pochodzenia, prawdziwe wyja�nienie sprowadza si� do tego, e byli oni socjalistami, kt�rych do�wiadczenie wyprzedzi�o o kilka etap�w do�wiadczenia socjalist�w w Anglii i Ameryce. Jest oczywi�cie prawd�, e niemieccy socjali�ci znale�li w swym kraju istotne oparcie w pewnych elementach pruskiej tradycji, a to pokrewiestwo mi�dzy pruskim duchem i socjalizmem, kt�re dla obu stron by�o w Niemczech powodem do dumy, dostarcza dodatkowego wsparcia naszej podstawowej argumentacji.<$FJest rzecz� niezaprzeczaln�, kt�r� z �atwo�ci� rozpoznali ju wcze�ni socjali�ci francuscy, e istnia�o pewne powinowactwo pomi�dzy socjalizmem a organizacj� pastwa pruskiego, jak w adnym innym kraju, zorganizowanego �wiadomie od g�ry. Na d�ugo przed tym, nim idea� kierowania ca�ym pastwem na tych samych zasadach, co pojedyncz� fabryk�, mia� zainspirowa� socjalizm dziewi�tnastowieczny, pruski poeta Novalis stwierdzi� ju ze smutkiem, i <192> adne inne pastwo nie by�o urz�dzone na podobiestwo fabryki w takiej mierze jak Prusy po �mierci Fryderyka Wielkiego<170> [por. Novalis (Friedrich von Hardenberg), Glauben und Liebe, oder der K�nig und die K�nigin, 1798.> Ale by�oby b��dem s�dzi�, e to raczej specyficzny element niemiecki, a nie socjalistyczny, zrodzi� totalitaryzm. Powszechne wyst�powanie pogl�d�w socjalistycznych, a nie duch pruski by�y tym, co wsp�lne dla Niemiec, W�och i Rosji; i to w�a�nie z mas, a nie z klas przenikni�tych prusk� tradycj� i przez ni� wspieranych, wyr�s� narodowy socjalizm. = I. PORZUCONA DROGA @MOTTO = Taki program, kt�rego podstawow� tez� jest nie to, e system wolnej przedsi�biorczo�ci opartej na zysku zawi�d� w tym pokoleniu, ale i nie zosta� jeszcze wypr�bowany. @TLUMACZ = F. D. Roosevelt @TLUMACZ = Gdy bieg cywilizacji dokonuje jakiego� nieoczekiwanego zwrotu, gdy zamiast nieprzerwanego post�pu, jakiego zwykli�my oczekiwa�, stwierdzamy, i zagra a nam z�o, kt�re wi�zali�my z minionymi wiekami barbarzystwa, win� zwykli�my sk�ada� na cokolwiek, tylko nie na siebie samych. Czy wszyscy nie dok�adamy stara, zgodnie z naszymi najlepszymi zdolno�ciami i czy wiele spo�r�d naszych najwspanialszych umys��w nie pracuje wci� nad tym, aby ten �wiat uczyni� lepszym? Czy nasze wszystkie wysi�ki i nadzieje nie mia�y na celu wi�kszej wolno�ci, sprawiedliwo�ci i pomy�lno�ci? Skoro rezultat jest tak r� ny od naszych zamiar�w, skoro zamiast wolno�ci i pomy�lno�ci, zniewolenie i n�dza zagl�daj� nam w oczy, to czy nie jest oczywistym, e to ciemne si�y musz� niweczy� nasze zamiary, i e jeste�my ofiarami jakiej� z�ej mocy, kt�ra musi zosta� pokonana, nim b�dziemy w stanie podj�� na nowo drog� ku temu, co lepsze? Jakkolwiek mo emy si� r� ni� wskazuj�c sprawc� z�a, czy to nikczemnego kapitalist�, wyst�pnego ducha jakiego� narodu, g�upot� starszego pokolenia, czy system spo�eczny, kt�ry nie zosta� jeszcze ca�kowicie obalony, cho� walczymy z nim od p�wiecza, wszyscy jeste�my, a przynajmniej byli�my do niedawna, pewni jednego, e nasze idee przewodnie, kt�re za ycia ostatniego pokolenia sta�y si� wsp�lne wszystkim ludziom dobrej woli i wywo�a�y powa ne zmiany w naszym yciu spo�ecznym, nie mog� by� fa�szywe. Mo emy zaakceptowa� nieomal ka de wyja�nienie obecnego kryzysu naszej cywilizacji z wyj�tkiem jednego: e obecny stan w jakim znajduje si� �wiat mo e by� rezultatem rzeczywistego b��du z naszej strony, i e d� enie do niekt�rych spo�r�d najbardziej nam drogich idea��w w spos�b oczywisty doprowadzi�o do skutk�w ca�kowicie odmiennych od oczekiwanych. W czasie, gdy wszystkie si�y koncentruj� si� na doprowadzeniu tej wojny do zwyci�skiego koca, czasem z trudem przychodzi nam pami�ta�, e nawet przed wojn�, warto�ci, o kt�re teraz walczymy, by�y w jednym miejscu zagro one, a gdzieindziej niszczone. Chocia obecnie wrogie narody walcz�ce o swe istnienie, reprezentuj� r� ne idea�y, nie wolno nam zapomina�, e konflikt pomi�dzy nimi wynik� z walki idei w obr�bie tego, co nie tak dawno stanowi�o wsp�ln� cywilizacj� europejsk� i, e tendencje, kt�re osi�gn�y pe�ni� w procesie powstawania system�w totalitarnych, nie ograniczy�y si� do kraj�w, kt�re im uleg�y. Wprawdzie pierwszym zadaniem musi by� obecnie wygranie wojny, jednak zwyci�stwo to da nam jedynie dodatkow� sposobno�� do konfrontacji z podstawowymi problemami i pomo e znale�� spos�b na unikni�cie losu, jaki spotka� pokrewne cywilizacje. Obecnie z niejakim trudem przychodzi my�le� o Niemczech, W�oszech i<F2M> Rosji <F255D>nie jak o innym �wiecie, ale jak o wytworach rozwoju my�li, w kt�rym sami mieli�my udzia�. Przynajmniej, gdy idzie o naszych wrog�w, �atwiej i wygodniej jest uwa a�, e s� oni ca�kowicie r� ni od nas, i e to, co si� tam zdarzy�o, nie mo e wydarzy� si� tutaj. Ale zarazem historia tych kraj�w, w latach poprzedzaj�cych powstanie systemu totalitarnego, wykazywa�a niewiele cech, kt�re nie by�yby nam znane. Konflikt zewn�trzny jest rezultatem przekszta�cania si� my�li europejskiej, w czym inni posuwali si� tak szybko, e wprawdzie doprowadzi�o ich to do nierozstrzygalnego konfliktu z naszymi idea�ami, ale nie pozosta�o te bez wp�ywu na nas samych. Narodom anglosaskim szczeg�lnie trudno dostrzec, e to pewne przemiany idei i si�a ludzkiej woli uczyni�y �wiat takim jakim jest obecnie, chocia ludzie nie przewidywali tych rezultat�w, i e, adna samorzutna zmiana fakt�w nie sk�ania�a nas do dostosowania w taki spos�b naszego my�lenia. By� mo e dzieje si� tak dlatego, e w procesie tym narody owe, szcz�liwie dla nich, pozosta�y w tyle za wi�kszo�ci� narod�w europejskich. My za� wci� uwa amy, i idea�y, kt�rymi si� kierujemy i kt�re by�y dla nas drogowskazem za ycia poprzedniego pokolenia, zostan� zrealizowane dopiero w przysz�o�ci, nie u�wiadamiaj�c sobie jak dalece w ci�gu ostatnich dwudziestu pi�ciu lat zmieni�y one nie tylko �wiat, ale i nasze kraje. Wci� wierzymy, e do niedawna rz�dzi�y nami, jak si� je niejasno okre�la, idee dziewi�tnastowieczne lub zasady laissez faire. W por�wnaniu z niekt�rymi innymi krajami oraz z punktu widzenia niecierpliwych, pragn�cych przespieszenia zmiany, pogl�d taki jest w pewnej mierze usprawiedliwiony. Lecz chocia do 1931 roku Anglia i Ameryka posuwa�y si� jedynie zwolna drog�, na kt�rej przewodzili inni, to nawet w owym czasie oba te kraje dotar�y tak daleko, e jedynie ci, kt�rych pami�� si�ga lat przed ostatni� [I - przyp. t�um.] wojn�, wiedz� jak wygl�da� �wiat liberalny.<$FNawet w owym roku Raport Macmillana m�g� ju m�wi� o <192>zmianie punktu widzenia rz�du tego kraju w ostatnim okresie, jego wzrastaj�cym zainteresowaniu, niezale nie od partii, kontrol� i kierowaniem potrzebami narodu<170> i dodawa�, e <_><192>Parlament anga uje si� coraz bardziej w prawodawstwo, kt�rego �wiadomym celem jest regulowanie spraw codziennych spo�eczestwa, a i obecnie ingeruje w sprawy uwa ane do niedawna za le �ce ca�kowicie poza jego kompetencjami<170>. Mo na by�o to ju powiedzie� zanim Anglia podj�a w tym samym roku nieprzemy�lane i pospieszne kroki, i w ci�gu kr�tkiego okresu nies�awnych lat 1931-1939 przekszta�ci�a sw�j system ekonomiczny nie do poznania. > Spraw� o decyduj�cym znaczeniu, kt�rej ludzie u nas s� wci� zbyt ma�o �wiadomi, jest nie tylko wielko�� przemian, jakie zasz�y za ycia ostatniego pokolenia, ale fakt, e oznaczaj� one ca�kowit� zmian� kierunku rozwoju naszych idei i porz�dku spo�ecznego. Od podstawowych idea��w, na kt�rych zbudowana jest cywilizacja zachodnia, odeszli�my ju co najmniej dwadzie�cia pi�� lat wcze�niej, zanim widmo totalitaryzmu sta�o si� realn� gro�b�. Dla tego pokolenia fakt, e ruch, w kt�ry w��czyli�my si� z tak wielkimi nadziejami i ambicjami, postawi� nas w obliczu okropno�ci totalitaryzmu, by� tak g��bokim szokiem, e wci� nie jest ono w stanie powi�za� ze sob� tych dw�ch zjawisk. Jak dot�d rozw�j wypadk�w potwierdza jedynie ostrze enia ojc�w liberalnej filozofii, kt�r� wci� g�osimy. Stopniowo porzucili�my wolno�� w sprawach gospodarczych, bez kt�rych wolno�� osobista i polityczna nigdy w przesz�o�ci nie istnia�a. Mimo, i zostali�my ostrze eni przez niekt�rych najwi�kszych my�licieli politycznych dziewi�tnastego stulecia, takich jak de Tocqueville i Lord Acton, e socjalizm oznacza zniewolenie, to zdecydowanie zmierzali�my w stron� socjalizmu. Obecnie zapomnieli�my o tych ostrze eniach tak dok�adnie, e gdy widzimy jak nowa forma zniewolenia powstaje na naszych oczach, z trudem dostrzegamy, e te dwie sprawy mog� by� ze sob� powi�zane.<$FNawet o wiele p�niejsze ostrze enia, kt�re okaza�y si� przera aj�co prawdziwe, zosta�y niemal ca�kowicie zapomniane. Nie min�o jeszcze trzydzie�ci lat od czasu, gdy Hilaire Belloc w ksi� ce, kt�ra wyja�nia wi�cej z tego, co wydarzy�o si� potem w Niemczech, ni wi�kszo�� prac napisanych po owych wydarzeniach, t�umaczy�, e <192>rezultatem oddzia�ywania doktryny socjalistycznej na spo�eczestwo kapitalistyczne jest powstanie czego� trzeciego, r� nego od owych dw�ch, kt�re je zrodzi�y mianowicie Pastwa Niewolniczego<170> [The Servile State, 1913; 3 wyd. 1927, s. XIV]. > Jak gwa�towne zerwanie, nie tylko z niedawn� przesz�o�ci�, ale z ca�ym dotychczasowym rozwojem cywilizacji zachodniej, oznacza wsp�czesny trend ku socjalizmowi, staje si� jasne, je eli rozwa ymy je nie tylko na tle dziewi�tnastego wieku, ale w d�u szej perspektywie historycznej. Raptownie wyzbywamy si� pogl�d�w nie tylko Cobdena i Brighta, Adama Smitha i Hume'a, czy nawet Locke'a i Miltona, ale tak e jednej z wyr� niaj�cych si� w�a�ciwo�ci zachodniej cywilizacji, wyros�ej na fundamentach zbudowanych przez chrze�cijastwo oraz Grek�w i Rzymian. Rezygnuje si� w coraz wi�kszym stopniu nie tylko z dziewi�tnastowiecznego i osiemnastowiecznego liberalizmu, ale z fundamentalnego indywidualizmu odziedziczonego po Erazmie i Montaigne'u, Cyceronie i Tacycie, Peryklesie i Tukidydesie. Przyw�dca nazistowski, kt�ry okre�li� rewolucj� narodowo-socjalistyczn� jako antyrenesans, powiedzia� wi�cej prawdy, ni sam prawdopodobnie wiedzia�. By� to decyduj�cy krok na drodze do zniszczenia cywilizacji, budowanej przez wsp�czesnego cz�owieka od czas�w renesansu, kt�ra by�a przede wszystkim cywilizacj� indywidualistyczn�. Indywidualizm nie cieszy si� dzi� dobr� s�aw�, sam za� termin zacz�� by� ��czony z egotyzmem i samolubstwem. Jednak e indywidualizm, o kt�rym m�wimy jako o przeciwiestwie socjalizmu i wszystkich innych form kolektywizmu, niekoniecznie wi� e si� z nimi. Stopniowo b�dziemy mogli w tej ksi� ce wyja�ni� kontrast pomi�dzy tymi dwiema opozycyjnymi zasadami. Ale istotnymi cechami owego indywidualizmu, kt�ry z element�w wniesionych przez chrze�cijastwo i filozofi� klasycznego antyku w pe�ni rozwin�� si� dopiero w dobie renesansu i odt�d wzrasta� i rozprzestrzenia� si� tworz�c to, co znamy jako cywilizacj� Zachodu, s�: szacunek dla poszczeg�lnego cz�owieka jako cz�owieka, to jest uznanie jego pogl�d�w i gust�w za najwa niejsze w sferze osobistej, jakkolwiek ciasne by�yby jej granice, oraz przekonanie, e jest godnym po �dania rozwijanie przez cz�owieka swych indywidualnych zdolno�ci i upodoba. <192>Wolno��<170> (freedom and liberty) jest dzi� s�owem tak zu ytym i nadu ywanym, e nale y si� waha�, nim si� go u yje do wyra enia idea��w, kt�re oznacza�o ono w tamtym okresie. By� mo e <192>tolerancja<170> jest jedynym s�owem, w kt�rym wci� zachowany jest pe�ny sens zasady, jakiej znaczenie wzrasta�o podczas ca�ego tego okresu, a dopiero w ostatnich czasach ponownie uleg�o os�abieniu, by zanikn�� zupe�nie wraz z powstaniem pastwa totalitarnego. Stopniowe przekszta�canie sztywno zorganizowanego systemu hierarchicznego w system, w kt�rym cz�owiek mo e przynajmniej pr�bowa� kszta�towa� swoje ycie i w kt�rym uzyska� mo liwo�� poznawania r� nych form ycia i wyboru pomi�dzy nimi, jest �ci�le zwi�zane z rozwojem handlu. Z handlowych miast p�nocnych W�och nowy pogl�d na ycie rozszerzy� si� na zach�d i p�noc poprzez Francj� i po�udniowo-zachodnie Niemcy do Niderland�w i na Wyspy Brytyjskie, zapuszczaj�c mocno korzenie wsz�dzie tam, gdzie nie by�o despotycznej w�adzy politycznej zdolnej go zdusi�. W Niderlandach i Wielkiej Brytanii by� on przez d�ugi czas w najpe�niejszym rozkwicie i po raz pierwszy znalaz� sposobno�� swobodnego rozwoju i przekszta�cenia si� w podstaw� politycznego i spo�ecznego ycia tych kraj�w. Stamt�d te , pod koniec wieku siedemnastego i w osiemnastym stuleciu zacz�� si� ponownie rozprzestrzenia�, w bardziej rozwini�tej formie, na Zach�d i na Wsch�d, do Nowego �wiata i ku centrum kontynentu europejskiego, gdzie wyniszczaj�ce wojny i ucisk polityczny w znacznej mierze zdusi�y wcze�niejsze zal� ki podobnego rozwoju.<$FNajwa niejszym z tych proces�w, brzemiennych w konsekwencje do dzi� wyst�puj�ce, by�o podporz�dkowanie i cz�ciowe zniszczenie mieszczastwa niemieckiego przez ksi� �t terytorialnych w pi�tnastym i szesnastym stuleciu.> W ca�ym tym okresie nowo ytnych dziej�w Europy rozw�j spo�eczny zmierza� generalnie w kierunku uwolnienia jednostki z wi�z�w, kt�re poddawa�y j� zwyczajowym czy nakazanym sposobom wykonywania zwyk�ych zaj��. �wiadomo��, e niekontrolowane i samorzutne dza�ania jednostek by�y w stanie stworzy� z�o ony �ad dzia�alno�ci gospodarczej mog�a pojawi� si� dopiero w�wczas, gdy �w proces rozwoju poczyni� ju pewne post�py. P�niejsze rozwini�cie sp�jnej argumentacji na rzecz wolno�ci gospodarczej by�o wynikiem swobodnego wzrostu dzia�alno�ci ekonomicznej, b�d�cej niezamierzonym i nieprzewidzianym produktem ubocznym wolno�ci politycznej. By� mo e najwa niejszym skutkiem uwolnienia energii jednostek by� zadziwiaj�cy rozw�j nauki, poprzedzony marszem indywidualnej wolno�ci z W�och do Anglii i dalej. Skonstruowanie wielu, wysoce pomys�owych zabawek automatycznych i innych przyrz�d�w mechanicznych dowodzi, e zdolno�ci wynalazcze cz�owieka nie by�y mniejsze we wcze�niejszych epokach, a r�wnocze�nie w technice przemys�owej panowa� zast�j. Wskazuje na to tak e rozw�j tych dziedzin przemys�u, kt�re jak g�rnictwo czy zegarmistrzowstwo nie podlega�y ograniczaj�cej kontroli. Ale owe nieliczne pr�by przemys�owego wykorzystania wynalazk�w technicznych na szersz� skal�, niekt�re nadzwyczaj zaawansowane, by�y rych�o t�umione, a pragnienie wiedzy d�awione, dop�ki uwa ano, e dominuj�ce pogl�dy obowi�zuj� wszystkich. Opinie znacznej wi�kszo�ci o tym, co jest s�uszne i prawdziwe by�y w�wczas w stanie zagrodzi� drog� jednostkowemu innowatorowi. Nauka dopiero wtedy poczyni�a post�py, zmieniaj�ce w ci�gu ostatnich stu lat oblicze �wiata, gdy wolno�� produkowania (industrial freedom) otwar�a drog� swobodnemu spo ytkowaniu nowej wiedzy i gdy mo na by�o odt�d pr�bowa� wszystkiego, je�li tylko znalaz� si� kto�, got�w zaryzykowa� takie przedsi�wzi�cie. Trzeba te doda�, e post�py te dokonywa�y si� bardzo cz�sto poza instytucjami (authorities), kt�rym oficjalnie powierzano kultywowanie wiedzy. Jak to si� cz�sto sprawdza, istota naszej cywilizacji bywa wyra�niej dostrzegana przez jej wrog�w, ani eli przez wi�kszo�� jej przyjaci�. <192>Przewlek�a choroba Zachodu bunt jednostki przeciwko gatunkowi<170>, jak j� okre�li� August Comte, �w dziewi�tnastowieczny totalitarysta, by�a rzeczywi�cie si��, kt�ra zbudowa�a nasz� cywilizacj�. Wiek dziewi�tnasty doda� do indywidualizmu poprzedniego okresu jedynie to, e u�wiadomi� wszystkim klasom spo�ecznym ich wolno��, rozwija� nieprzerwanie i systematycznie to, co wzros�o w spos�b nieregularny i przypadkowy i przenosi� z Anglii i Holandii na ca�y nieomal kontynent europejski. Rezultat tego wzrostu przeszed� wszelkie oczekiwania. Wsz�dzie tam, gdzie bariery dla swobodnego wykorzystania ludzkiej pomys�owo�ci zosta�y usuni�te, cz�owiek sta� si� w kr�tkim czasie zdolny do zaspokajania wci� poszerzaj�cego si� zakresu potrzeb. I chocia rosn�cy standard ycia doprowadzi� wkr�tce do ujawnienia bardzo ciemnych stron spo�eczestwa, kt�rych ludzie nie chcieli d�u ej tolerowa�, to prawdopodobnie nie by�o klasy, kt�ra nie odnosi�aby istotnych korzy�ci dzi�ki og�lnemu post�powi. Nie spos�b odda� sprawiedliwo�ci temu zaskakuj�cemu wzrostowi, je�liby go mierzy� za pomoc� naszych wsp�czesnych standard�w, kt�re same s� jego rezultatem, i w �wietle kt�rych wiele b��d�w i brak�w staje si� obecnie oczywistych. Aby w�a�ciwie oceni�, co oznacza� on dla bior�cych w nim udzia�, musimy go oszacowa� odnosz�c do nadziei i pragnie, jakie ludzie ywili, gdy wzrost �w si� zaczyna�. Nie mo e by� w�wczas adnej w�tpliwo�ci, e jego rezultaty przewy szy�y najbardziej fantastyczne marzenia cz�owieka, i e z pocz�tkiem dwudziestego wieku w �wiecie zachodnim robotnik uzyska� taki stopie materialnego komfortu, bezpieczestwa i niezale no�ci osobistej, kt�ry sto lat wcze�niej wydawa� si� nieomal nieprawdopodobny. W przysz�o�ci przypuszczalnie oka e si�, e najwa niejszym i dalekosi� nym skutkiem tych osi�gni�� jest nowe poczucie panowania nad w�asnym losem oraz wiara w nieskr�powane mo liwo�ci polepszania w�asnej doli, jakie wytworzy�y po�r�d ludzi ju uzyskane osi�gni�cia. Wraz z osi�gni�ciami wzrasta�y ambicje - a cz�owiek mia� wszelkie podstawy, aby by� ambitnym. To, co by�o inspiruj�c� obietnic� ju d�u ej nie wystarcza�o, szybko�� post�pu wydawa�a si� zbyt wolna. Zasady, kt�re w przesz�o�ci ten post�p umo liwia�y, zacz�to uwa a� bardziej za przeszkody dla szybszego rozwoju, kt�re winno si� bezzw�ocznie usun��, ni za warunki zabezpieczenia i rozwini�cia tego, co zosta�o ju osi�gni�te. W podstawowych zasadach liberalizmu nie ma nic takiego, co by ze czyni�o sztywn� doktryn�; nie ma trwa�ych regu� ustalonych raz na zawsze. Fundamentalna zasada g�osz�ca, e, kieruj�c naszymi sprawami, powinni�my czyni� jak najwi�kszy u ytek z samorzutnych si� spo�ecznych i jak najrzadziej odwo�ywa� si� do przymusu, mo e mie� nieskoczenie wiele zastosowa. W szczeg�lno�ci istnieje ogromna r� nica pomi�dzy �wiadomym tworzeniem systemu, w kt�rym konkurencja b�dzie dzia�a� z mo liwie jak najlepszym skutkiem, a biernym akceptowaniem instytucji w ich aktualnej postaci. Zapewne nic nie uczyni�o wi�kszej szkody sprawie liberalizmu, jak t�pe obstawanie niekt�rych libera��w przy pewnych prymitywnych regu�ach praktycznych; przede wszystkim za� przy zasadzie laissez faire. W pewnym jednak sensie by�o to konieczne i nieuniknione. Nic, opr�cz jakiej� niezmiennej og�lnej zasady, nie by�oby skuteczne wobec niezliczonych interes�w, [kt�rych reprezentanci] byli zdolni dowie��, e konkretne dzia�ania przynios�yby, w niekt�rych przypadkach, bezpo�rednie i oczywiste korzy�ci, podczas, gdy [w rzeczywisto�ci] szkody przez nie wyrz�dzone mia�yby daleko bardziej po�redni i trudny do zauwa enia charakter. A poniewa bez w�tpienia ugruntowa�o si� silne nastawienie sprzyjaj�ce wolno�ci produkowania (industrial liberty), pokusa przedstawienia jej jako zasady bezwyj�tkowej by�a wci� zbyt silna, aby si� jej oprze�. Jednak przy takiej postawie, przyj�tej przez wielu popularyzator�w doktryny liberalizmu, w przypadku podwa enia pewnych element�w ich stanowiska, jego rych�e i ca�kowite za�amanie si� by�o prawie nieuchronne. Stanowisko to poza tym os�abia�y, z konieczno�ci powolne, post�py polityki zmierzaj�ce do stopniowego ulepszania instytucjonalnej struktury wolnego spo�eczestwa. Post�py te by�y uzale nione od rosn�cego pojmowania przez nas si� spo�ecznych i warunk�w najbardziej sprzyjaj�cych ich po �danemu sposobowi dzia�ania. Poniewa celem by�o wspomaganie i w razie potrzeby uzupe�nianie dzia�ania tych si�, rzecz� niezb�dn� sta�o si� ich rozumienie. Postawa libera�a wobec spo�eczestwa jest taka jak postawa ogrodnika, kt�ry opiekuje si� ro�lin� i musi wiedzie� mo liwie jak najwi�cej o jej budowie i sposobie funkcjonowania, aby stworzy� najkorzystniejsze warunki dla jej rozwoju. Nikt rozs�dny nie powinien by� w�tpi�, e prymitywne regu�y, w kt�rych wyra a�y si� zasady polityki gospodarczej, dziewi�tnastego wieku, stanowi�y jedynie pocz�tek i e wiele jeszcze musieli�my si� nauczy�. Nie nale a�o tak e w�tpi� w istnienie ogromnych mo liwo�ci post�pu na drodze, po kt�rej posuwali�my si� dotychczas. Post�p ten m�g� si� dokonywa� w miar� jak zdobywali�my coraz wi�ksze panowanie intelektualne nad si�ami, z kt�rych mieli�my uczyni� u ytek. Wiele by�o zada oczywistych, takich jak kierowanie systemem monetarnym czy zapobieganie powstawaniu monopoli lub ich kontrola. A nawet wi�cej zada mniej oczywistych, lecz r�wnie wa nych wymaga�o realizacji w innych dziedzinach, w kt�rych rz�dy bez w�tpienia dysponowa�y ogromnymi mo liwo�ciami dzia�ania na rzecz dobra i z�a. Istnia�y poza tym wszelkie powody, aby oczekiwa�, e kt�rego� dnia, rozumiej�c lepiej te problemy, b�dziemy w stanie z powodzeniem wykorzysta� owe mo liwo�ci. Jednak e wtedy, gdy post�p w stron� tego, co okre�la si� jako <192>pozytywne<170><_>dzia�anie by� z konieczno�ci powolny, a dla uzyskania rych�ej poprawy liberalizm musia� liczy� g��wnie na stopniowy wzrost bogactw, kt�ry przynios�a wolno��, zmuszony by� on zarazem walczy� wci� z propozycjami, kt�re temu post�powi zagra a�y. Liberalizm zacz�� by� uwa any za doktryn� <192>negatywn�<170>, poniewa m�g� zaproponowa� poszczeg�lnym jednostkom niewiele wi�cej ponad udzia� w og�lnym post�pie, kt�ry coraz bardziej uwa ano za co� naturalnego, a przestano uznawa� w nim rezultat polityki opartej na wolno�ci. Mo na by nawet powiedzie�, e w�a�nie sukces liberalizmu sta� si� przyczyn� jego zmierzchu. Z powodu ju uzyskanych osi�gni�� ludzie coraz niech�tniej tolerowali nadal nie opuszczaj�ce ich z�o, kt�re teraz wydawa�o si� zarazem nie do zniesienia, ale i pozbawione nieuchronno�ci. Wzrastaj�ce zniecierpliwienie z powodu powolnego post�pu polityki liberalnej, s�uszne oburzenie na tych, kt�rzy pos�ugiwali si� liberaln� frazeologi� dla obrony antyspo�ecznych przywilej�w oraz bezgraniczna ambicja, jawnie uzasadniona ju osi�gni�tym post�pem materialnym, spowodowa�y, e pod koniec ubieg�ego stulecia coraz bardziej wyzbywano si� wiary w podstawowe zasady liberalizmu. To, co zosta�o osi�gni�te, zacz�to uwa a� za pewne i niezniszczalne, uzyskane raz na zawsze. Uwaga ludzi skupi�a si� na nowych potrzebach, kt�rych szybkie zaspokojenie wydawa�o si� ograniczone przywi�zaniem do starych zasad. Coraz powszechniej zacz�to uwa a�, e dalszego post�pu nie mo na oczekiwa� przy zastosowaniu starych schemat�w w obr�bie og�lnej struktury, kt�ra umo liwia�a wcze�niejszy post�p, ale jedynie w wyniku ca�kowitego przekszta�cenia spo�eczestwa. Nie by�a to ju kwestia dodania lub poprawienia czego� w jego istniej�cej organizacji, ale ca�kowitego pozbycia si� jej i zast�pienia inn�. A gdy nadzieja nowego pokolenia zacz�a si� skupia� na czym� ca�kowicie nowym, gwa�townie zmala�o zainteresowanie i rozumienie sposobu funkcjonowania istniej�cego spo�eczestwa. Wraz za� z zanikiem rozumienia sposobu dzia�ania systemu wolnego spo�eczestwa (free system) zmala�a te �wiadomo�� tego, co by�o uzale nione od jego istnienia. Nie miejsce tu na dyskusj� jak tej zmianie pogl�d�w sprzyja�o bezkrytyczne przenoszenie na zagadnienia spo�eczne, powsta�ych przy rozwi�zywaniu problem�w technologicznych nawyk�w my�lowych przyrodnik�w i in ynier�w. Nie spos�b tu r�wnie docieka�, jak r�wnocze�nie zmierzali oni do zdyskredytowania dawniejszych bada nad spo�eczestwem, kt�re nie zgadza�y si� z ich przes�dami i do narzucania idea��w organizacyjnych dziedzinie, dla kt�rej nie s� odpowiednie.<$FAutor podj�� pr�b� ustalenia pocz�tk�w tego procesu w dw�ch seriach artyku��w Scientism, and the Study of Society i The Counter-Revolution of Science, kt�re ukaza�y si� w <192>Economica<170>, 1941-44. [Artyku�y te zosta�y nast�pnie opublikowane w postaci ksi� ki pod wsp�lnym tytu�em The Counter-Revolution of Science. Studies of the Abuse of Reason, Glencoe, Ill., 1952 przyp. t�um.].> Pragniemy jedynie pokaza� jak diametralnie, cho� w spos�b stopniowy i prawie niezauwa alnie, krok po kroku, zmieni�o si� nasze podej�cie do spo�eczestwa. To, co na poszczeg�lnych etapach tego procesu zmiany wydawa�o si� jedynie r� nic� stopnia, doprowadzi�o ju , w postaci skumulowanego rezultatu, do zasadniczego zr� nicowania mi�dzy star� liberaln� postaw� wobec spo�eczestwa a obecnym podej�ciem do problem�w spo�ecznych. Zmiana ta oznacza ca�kowite odwr�cenie tendencji, kt�r� zarysowali�my i zupe�ne odej�cie od tradycji indywidualistycznej, kt�ra stworzy�a zachodni� cywilizacj�. Wed�ug obecnie dominuj�cych pogl�d�w kwestia jak najlepszego spo ytkowania samorzutnych si� tkwi�cych w wolnym spo�eczestwie jest ju bezprzedmiotowa. W rezultacie zdecydowali�my si� oby� bez si�, kt�re wywo�ywa�y nie daj�ce si� przewidzie� skutki i zast�pi� anonimowy i bezosobowy mechanizm rynku, zbiorowym i <192>�wiadomym<170> kierowaniem wszystkich si� spo�ecznych ku, obranym w przemy�lany spos�b, celom. Nic nie ilustruje lepiej tej r� nicy, ni skrajne stanowisko przedstawione w ciesz�cej si� szerokim uznaniem ksi� ce, do kt�rej programu tak zwanego <192>planowania dla wolno�ci<170> b�dziemy musieli jeszcze raz si� ustosunkowa�. <192>Nigdy wszak e nie byli�my zmuszeni do kierowania ca�ym uk�adem przyrody pisze dr Karl Mannheim do tego stopnia jak czyni� to musimy dzisiaj w przypadku spo�eczestwa. [...] Ludzko�� coraz bli sza jest kierowaniu ca�okszta�tem ycia spo�eczestwa, mimo, e nigdy przecie nie usi�owa�a kreowa� innego �wiata przyrody z pierwotnych si� przyrody istniej�cej.<$FKarl Mannheim Cz�owiek i spo�eczestwo w dobie przebudowy, t�um. Andrzej Ra�niewski, PWN, Warszawa 1974, s. 253.> Jest rzecz� znamienn�, e owa zmiana tendencji rozwojowej idei zbieg�a si� z odwr�ceniem kierunku ich w�dr�wki w przestrzeni. Od ponad dwustu lat angielskie idee rozchodzi�y si� na wsch�d. Zdawa�o si�, e przeznaczeniem powsta�ej w Anglii zasady wolno�ci jest jej rozprzestrzenianie si� po ca�ym �wiecie. Oko�o 1870 r. panowanie tej idei obj�o obszary prawdopodobnie najbardziej wysuni�te na wsch�d. Odt�d zacz�o si� ono kurczy�; r� ne systemy idei, w istocie nie nowych, ale bardzo starych, zacz�o si� ono kurczy�; r� ne systemy idei, w istocie nie nowych, ale bardzo starych, zacz�y nap�ywa� ze wschodu. Anglia utraci�a intelektualne przyw�dztwo w dziedzinie politycznej i spo�ecznej, i sta�a si� importerem idei. Z kolei przez nast�pne sze��dziesi�t lat Niemcy by�y centrum, z kt�rego idee maj�ce opanowa� �wiat rozchodzi�y si� na wsch�d i zach�d. Czy by� to Hegel czy Marks, List czy Schmoller, Sombart czy Mannheim, czy by� to socjalizm w swej radykalniejszej formie, czy tylko <192>organizacja<170> lub <192>planowanie<170> mniej radykalnego typu, idee niemieckie by�y wsz�dzie skwapliwie przejmowane, a niemieckie instytucje stawa�y si� obiektem na�ladownictwa. Chocia wi�kszo�� nowych idei, w szczeg�lno�ci za� socjalizm, nie powsta�a w Niemczech, to w�a�nie tam zosta�y one dopracowane i w ci�gu ostatniego �wier�wiecza dziewi�tnastego wieku i pierwszego �wier�wiecza wieku dwudziestego osi�gn�y sw�j pe�ny rozw�j. Cz�sto zapomina si� jak wa kie by�o w tym czasie przyw�dztwo Niemiec w zakresie rozwoju teorii i praktyki socjalizmu. Zapomina si� tak e, i pokolenie wcze�niej, zanim socjalizm sta� si� rzeczywistym zagadnieniem w tym kraju (Wielkiej Brytanii - przyp.t�um.), Niemcy mia�y w swym parlamencie du � parti� socjalistyczn�, a do niedawna rozw�j doktryny socjalistycznej dokonywa� si� niemal wy��cznie w Niemczech i Austrii; tak, e nawet dzisiejsze dyskusje w Rosji s� przewa nie kontynuacj� tego na czym zatrzymali si� Niemcy. Wi�kszo�� angielskich i amerykaskich socjalist�w nadal nie u�wiadamia sobie, e znaczna cz�� problem�w, kt�re zaczynaj� odkrywa�, by