8323

Szczegóły
Tytuł 8323
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8323 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8323 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8323 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ALFRED BESTER Gwiazdy � moje przeznaczenie (The Stars My Destination) Prze�o�y�: Jacek Manicki Alfred BESTER urodzi� si� w 1913 roku w Nowym Jorku. Uko�czy� studia na wydzia�ach: nauk �cis�ych i sztuk pi�knych na University of Pensylvania. Zawodowo zaj�� si� pisarstwem po zdobyciu pierwszej nagrody za opowiadanie �The Broken Axion� w konkursie og�oszonym przez magazyn �Thirlling Wonder Stories� w roku 1939. Dorobek literacki Alfreda Bestera nie jest wielki, ale co najmniej dwie powie�ci: �The Demolished Man� (1953) oraz publikowana tu �The Stars My Destination� (1957) wesz�y na sta�e do skarbnicy literackich arcydzie� SF. Mi�o�nicy talentu Alfreda Bestera musieli czeka� a� osiemna�cie lat na pojawienie si� nast�pnej po �The Stars�� powie�ci. By�a to �Extro� (1974), kt�ra opowiada o jednym z nielicznych Nie�miertelnych w Uk�adzie S�onecznym, usi�uj�cym przej�� kontrol� nad g��wnym komputerem nadzoruj�cym ziemsk� technologi�. Uderzaj�c� cech� pisarstwa Bestera jest niespotykana maestria warsztatowa, bardzo plastyczny styl, doskona�e wyczucie j�zyka. Wszystko to tworzy niezapomniany, jedyny nastr�j na d�ugo pozostawiaj�cy w pami�ci przeczytane utwory. Opowiadania pisarza zebrane zosta�y w trzech tomach: �Starburst� (1958), �The Dark Side of the Earth� (1964) i �Starlight� (1976). Za powie�� �The Demolished Man� Alfred Bester otrzyma� pierwsz� w historii SF nagrod� HUGO. Cz�� I Prolog By� to Z�oty Wiek � czas wspania�ej przygody, barwnego �ycia i trudnego umierania� ale nikt tak nie my�la�. By�y to lata przysz�o�ci, bogactwa i z�odziejstwa, rabunku i grabie�y, kultury i wyst�pku� ale nikt tego nie przyznawa�. By� to wiek skrajno�ci, fascynuj�ce stulecie niezwyk�ych wydarze� ale nikt za nim nie przepada�. Wszystkie nadaj�ce si� do zasiedlenia �wiaty uk�adu s�onecznego by�y ju� skolonizowane. W stuleciu tym, zaliczanym do najbardziej ekscytuj�cych, na trzech planetach i o�miu satelitach k��bi�o si� jedena�cie miliard�w ludzi, jednak umys�y, jak zawsze, t�skni�y ci�gle za innymi czasami. Uk�ad s�oneczny kipia� aktywno�ci�� toczy�a si� wojna, trwa�a batalia o za�egnanie kryzysu �ywno�ciowego, rodzi�y si� dzieci, opracowywano nowe technologie, kt�re wypiera�y stare, tu� przed doprowadzeniem tych ostatnich do perfekcji, przygotowywano si� do pierwszej galaktycznej wyprawy badawczej ku odleg�ym gwiazdom, ale� �Gdzie� s� nowe granice poznania?� � wo�ali Romantycy, nie wiedz�c, �e oto na prze�omie dwudziestego trzeciego i dwudziestego czwartego wieku w laboratorium na Callisto przed umys�em ludzkim otworzy�y si� nowe horyzonty. Uczony nazwiskiem Jaunte zapr�szywszy (niechc�cy) ogie� na swym stole laboratoryjnym sam stan�� w p�omieniach i wzywaj�c pomocy wyda� okrzyk adresowany g��wnie do ga�nicy przeciwpo�arowej. Jakie� by�o zdziwienie samego Jaunte i jego koleg�w, kiedy znalaz� si� on przy wspomnianej ga�nicy, przeniesiony na odleg�o�� siedemnastu st�p od swego sto�u. Ugaszono czym pr�dzej nieszcz�snego Jaunte i przyst�piono do wyja�niania okoliczno�ci jego momentalnej, siedemnastostopowej podr�y. Zjawisko teleportacji � przenoszenia si� w przestrzeni wysi�kiem samego umys�u � by�o ju� od dawna poj�ciem teoretycznym i istnia�o nawet kilkaset niejasno udokumentowanych relacji, i� zdarza�o si� w przesz�o�ci. Obecnie po raz pierwszy mia�o miejsce na oczach profesjonalnych obserwator�w. Badano Jauntego bezlito�nie. Zjawisko to mia�o zbyt prze�omowy charakter, aby zabiera� si� do niego w r�kawiczkach, a i sam Jaunte zdawa� sobie spraw�, �e mo�e swe nazwisko uczyni� nie�miertelnym. Spisa� ostatni� wole i po�egna� si� z przyjaci�mi. Wiedzia� przecie�, �e idzie na �mier�, gdy� jego koledzy po fachu w razie potrzeby zdecydowani byli go zabi�. Co do tego nie by�o �adnych w�tpliwo�ci. Powo�ano dwunastoosobowy zesp� obserwacyjny, w kt�rego sk�ad wchodzili psycholodzy, parapsycholodzy i neurometry�ci. Eksperymentatorzy zamkn�li Jauntego w szczelnym zbiorniku z niet�uk�cego si� kryszta�u. Odkr�cili kran, przez kt�ry zbiornik nape�niany by� wod� i na oczach Jauntego zmia�d�yli kurek. Otwarcie zbiornika by�o niemo�liwe; niemo�liwe by�o zamkniecie przep�ywu wody. Koncepcja eksperymentu sprowadza�a si� do tego, �e je�li za pierwszym razem do teleportowania si� sprowokowa� Jauntego g��wnie strach przed �mierci�, to znowu trzeba �miertelnie go nastraszy�. Zbiornik nape�nia� si� szybko. Obserwatorzy zbierali dane z napi�t� precyzj� kamerzyst�w rejestruj�cych za�mienie s�o�ca. Jaunte zacz�� si� topi�. W nast�pnej chwili, ociekaj�c wod� i zanosz�c si� kaszlem, by� ju� na zewn�trz zbiornika. Teleportowa� si� ponownie. Eksperci przebadali go i zarzucili pytaniami. Studiowali wykresy i zdj�cia rentgenowskie, stan uk�adu nerwowego i narz�d�w wewn�trznych. Zacz�li si� powoli domy�la�, w jaki spos�b Jaunte si� teleportowa�. Poczt� pantoflow� (spraw� trzeba by�o utrzyma� w tajemnicy) rozes�ano apel do samob�jc�w�ochotnik�w. Ci�gle jeszcze znajdowano si� na prymitywnym etapie bada� nad teleportacj�: jedynym bod�cem do niej, jaki znano, by�a zagl�daj�ca w oczy �mier�. Ochotnik�w dok�adnie przeszkolono. Sam Jaunte prowadzi� z nimi wyk�ady o tym, co zrobi� i jak, wed�ug niego, do tego dosz�o. Nast�pnie przyst�piono do mordowania nieszcz�liwc�w. Topiono ich, wieszano, palono �ywcem, wynaleziono nowe sposoby zadawania powolnej i kontrolowanej �mierci. �aden z poddawanych eksperymentom osobnik�w nie mia� nigdy najmniejszej w�tpliwo�ci, �e stawk� jest tu jego �ycie. Osiemdziesi�t procent ochotnik�w wyzion�o ducha, a m�czarnie, w jakich konali i wyrzuty sumienia dr�cz�ce ich morderc�w z�o�y�yby si� na fascynuj�ce i straszliwe w swej tre�ci studium. Sprawa ta nie mie�ci si� jednak w ramach niniejszej relacji, a fakty przytacza si� jedynie gwoli podkre�lenia potworno�ci tamtych czas�w. Osiemdziesi�t procent ochotnik�w ponios�o �mier�, ale dwadzie�cia procent jauntowa�o si� (nazwisko to sta�o si� niemal natychmiast synonimem teleportacji). �Wr��my do czas�w romantyzmu� � b�agali Romantycy � �kiedy to ludzie mogli ryzykowa� swym �yciem w imi� wielkiej przygody�. Baga� wiedzy r�s� gwa�townie. W przeci�gu pierwszej dekady dwudziestego czwartego wieku ustalono zasady jauntingu, a sam Charles Fort Jaunte, wtedy ju� pi��dziesi�ciosiedmioletni, unie�miertelniony i wstydz�cy si� przyzna�, �e nigdy wi�cej nie odwa�y� si� jauntowa�, otworzy� pierwsz� szko�� jauntingu. Prymitywne czasy by�y ju� jednak przesz�o�ci�. Teraz nie trzeba by�o straszy� cz�owieka �mierci�, aby pobudzi� go do teleportacji. Wiedziano ju� jak nauczy� cz�owieka rozpoznawa�, wykszta�ci� w sobie i wykorzysta� inne jeszcze mo�liwo�ci swego nie znaj�cego granic umys�u. Jak w�a�ciwie teleportowa� si� cz�owiek? Jednego z najmniej satysfakcjonuj�cych wyja�nie� udzieli� w wywiadzie prasowym rzecznik Szko�y Jauntego � Spencer Thompson. THOMPSON: Jaunting jest jak zmys� wzroku; to naturalne uzdolnienie ka�dego niemal organizmu ludzkiego, ale mo�na je rozwin�� tylko w drodze treningu i zbierania do�wiadcze�: REPORTER: Chce pan przez to powiedzie�, �e nie widzieliby�my gdyby nie praktyka? THOMPSON: Na pewno jest pan albo kawalerem, albo nie ma pan dzieci� najprawdopodobniej i jedno, i drugie. (�miech) REPORTER: Nie rozumiem. THOMPSON: Zrozumia�by to ka�dy, kto obserwowa� noworodka ucz�cego si� korzysta� ze swych oczu. REPORTER: Ale czym jest teleportacja? THOMPSON: Teleportacja to przeniesienie si� z jednego miejsca do drugiego wysi�kiem samego tylko umys�u. REPORTER: Chce pan przez to powiedzie�, �e mo�emy przemy�le� si� z� powiedzmy� Nowego Jorku do Chicago? THOMPSON: O to w�a�nie chodzi; pod warunkiem, �e b�dziemy sobie zdawali jasno spraw� z jednej rzeczy. Dokonuj�c jauntingu z Nowego Jorku do Chicago, teleportuj�ca si� osoba musi dok�adnie wiedzie� gdzie si� znajduje startuj�c oraz dok�d zamierza si� uda�. REPORTER: Jak to? THOMPSON: Je�li znajdowa�by si� pan w ciemnym pokoju i nie wiedzia� gdzie jest, bezpieczny jaunting do jakiegokolwiek miejsca przeznaczenia nie by�by mo�liwy. Natomiast je�eli zdawa�by pan sobie spraw� ze swego miejsca pobytu, ale zamierza� jauntowa� si� do miejsca, kt�rego nigdy przedtem nie widzia�, nie dotar�by pan tam �ywy. Nie mo�na jauntowa� si� z nieznanego punktu wyj�cia do nieznanego miejsca przeznaczenia. Jedno i drugie musi by� znane, zapami�tane i plastycznie wyobra�one. REPORTER: Je�li jednak wiemy gdzie si� znajdujemy i dok�d zamierzamy si� uda� THOMPSON: Wtedy mo�emy by� pewni, �e zdo�amy si� jauntowa� i przyby� na miejsce przeznaczenia. REPORTER: Czy przyb�dziemy nadzy? THOMPSON: Je�li wystartujecie pa�stwo nago. (�miech) REPORTER: Chodzi�o mi o to, czy nasze ubrania teleportuj� si� razem z nami? THOMPSON: Gdy ludzie teleportuj� si�, teleportuj� si� r�wnie� ubrania, kt�re maj� na sobie i wszystko co zdo�aj� unie��. Nie chcia�bym pana rozczarowa�, ale ubrania pa� przybywaj� na miejsce przeznaczenia razem z nimi. (�miech) REPORTER: Ale jak to robimy? THOMPSON: A jak pan my�li? REPORTER: Za spraw� naszych umys��w. THOMPSON: A jak my�li umys�? Czym jest proces my�lenia? W jaki w�a�ciwie spos�b zapami�tujemy, wyobra�amy sobie, dedukujemy, tworzymy? Jak dzia�aj� kom�rki naszego m�zgu? REPORTER: Nie wiem. Nikt tego nie wie. THOMPSON: I nikt na dobr� spraw� nie wie, w jaki spos�b si� teleportujemy, wiemy natomiast, �e potrafimy to robi� � tak samo jak wiemy, �e potrafimy my�le�. S�ysza� pan kiedy� o Kartezjuszu? Powiedzia� on: Cogito ergo sum � My�l�, wi�c jestem. My m�wimy: Cogito ergo jaunteo � My�l�, wi�c jauntuj�. Je�li kto� uzna wyja�nienia Thompsona za irytuj�ce, niech zapozna si� z raportem dotycz�cym mechanizmu jauntingu, przed�o�onym przed Royal Society przez Sir Johna Kelvina: �Ustalili�my, i� zdolno�� do teleportacji zwi�zana jest z cia�kami Nissla, czyli Substancj� Tigroidaln� wyst�puj�c� w kom�rkach nerwowych. Substancj� Tigroidaln� wydziela si� najpro�ciej za pomoc� metody Nissla, stosuj�c w tym celu 3,75 grama b��kitu metylenowego i 1,75 grama myd�a weneckiego, rozpuszczonych w 1000 cm3 wody. Tam gdzie nie pojawia si� Substancja Tigroidalna, jaunting jest niemo�liwy. Teleportacja jest funkcj� Tigroidaln��. Ka�dy cz�owiek by� zdolny do jauntowania pod warunkiem, �e rozwin�� w sobie dwie cechy: pami�� wzrokow� i zdolno�� do koncentracji. Musia� przecie� precyzyjnie i ze wszystkimi szczeg�ami wyobrazi� sobie miejsce, do kt�rego chcia� si� teleportowa�; a �eby si� tam dosta�, musia� skoncentrowa� ca�� utajon� energi� swego umys�u w pojedynczy udar woli. Przede wszystkim jednak musia� wierzy� wierzy�, �e Charles Fort Jaunte na zawsze zachowa� zdolno�� do jauntingu. Musia� wierzy�, �e jaunting si� powiedzie. Najmniejsza w�tpliwo�� zablokowa�aby niezb�dny przy teleportacji impuls nap�dowy umys�u. Wady, z kt�rymi rodzi si� ka�dy cz�owiek ogranicza�y zdolno�� do jauntowania. Jedni potrafili �wietnie wyobrazi� sobie miejsce, do kt�rego zamierzali si� uda� i precyzyjnie ustala� jego wsp�rz�dne, ale brakowa�o im si�y woli, kt�ra by ich tam przenios�a. Inni posiadali t� si��, ale nie potrafili, jak gdyby, �zobaczy� dok�d si� jauntuj�. Ostatnie natomiast ograniczenie nak�ada�a przestrze�, bowiem �aden cz�owiek nie jauntowa� si� nigdy dalej jak tysi�c mil. M�g� podr�owa� skokami l�dem i wod� z Nome do Meksyku, ale �aden skok nie m�g� przekroczy� tysi�ca mil. W roku 2420 w powszechnym u�yciu znalaz� si� zamieszczony poni�ej wz�r blankietu�podania o zatrudnienie: Miejsce zarezerwowane na znak identyfikacyjny dla czytnika optotronicznego IMI� I NAZWISKO (du�ymi literami): . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . I imi� (II imi�) nazwisko MIEJSCE ZAMIESZKANIA (sta�e): . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Kontynent � Kraj � Okr�g KLASA JAUNTINGU (kategorie oficjalne; zakre�li� jedn�): M (1000 mil): . . . . . . . L (50 mil): . . . . . . . . D (500 mil): . . . . . . . X (10 mil): . . . . . . . . C (100 mil): . . . . . . . V (5 mil): . . . . . . . . Dawny Urz�d Rejestracji Pojazd�w Silnikowych przej�� na siebie nowe obowi�zki i regularnie testowa� i klasyfikowa� adept�w jauntingu, natomiast stary Ameryka�ski Zwi�zek Motorowy zmieni� swe inicja�y na AZJ. Mimo dok�adnych stara�, �aden cz�owiek nie jauntowa� si� nigdy poprzez pr�ni� kosmosu, cho� pr�bowa�o tego wielu, zar�wno ekspert�w, jak i g�upc�w. Pierwszym by� Helmut Grant, kt�ry sp�dzi� miesi�c na zapami�tywaniu wsp�rz�dnych jauntrampy na Ksi�ycu i potrafi� wyobrazi� sobie plastycznie ka�d� mil� z czterdziestu tysi�cy dwustu mil trajektorii z Times Square do Kepler City. Grant jauntowa� si� i znik�. Nigdy go nie odnaleziono. Nigdy nie odnaleziono Enzio Dandridga, cz�onka sekty rewiwalist�w z Los Angeles, kt�ry wybra� si� na poszukiwanie Nieba; Jacoba Marii Freundlicha, parafizyka, kt�ry powinien by� rozs�dniejszy i nie jauntowa� si� w przestrze� galaktyczn� w poszukiwaniu metawymiar�w; Shipwrecka Cogana, profesjonalnego poszukiwacza rozg�osu; i setek innych � fanatyk�w, neurotyk�w, zbieg�w i samob�jc�w. Kosmos by� dla teleportacji zamkni�ty. Jaunting ogranicza� si� tylko do powierzchni planet uk�adu s�onecznego. Ale nim przemin�y trzy generacje, jauntowa� ju� ca�y uk�ad s�oneczny. By�o to o wiele efektowniejsze przej�cie ni� przesiadka, czterysta lat wcze�niej, z zaprz�onej w konia bryczki do nap�dzanego benzyn� automobilu. Na trzech planetach i o�miu satelitach run�y w gruzy dotychczasowe struktury spo�eczne, prawne i ekonomiczne, a w ich miejsce, jak grzyby po deszczu, wyros�y nowe obyczaje i prawa zgodne z duchem uniwersalnego jauntingu. Dochodzi�o do eksces�w na wsiach, kiedy jauntuj�cy n�dzarze opuszczali slumsy, aby osiedli� si� na r�wninach i w lasach, a przy okazji grabili zwierz�ta domowe i trzebili dziczyzn�. Rewolucja wkroczy�a do budynk�w mieszkalnych i biurowych: aby zapobiec bezprawnemu do nich wtargni�ciu jauntuj�cych si� intruz�w, musiano wprowadzi� labirynty i urz�dzenia maskuj�ce. Bankructwa przedjauntowskich ga��zi przemys�u poci�ga�y za sob� krachy gospodarcze, paniki na gie�dach, strajki protestacyjne i g��d. Szerzy�y si� epidemie i pandemie, bowiem jauntuj�cy w��cz�dzy przynosili choroby i robactwo do nieuodpornionych na nie kraj�w. Malaria, ��ta febra i s�oniowacizna dotar�y na p�noc, a� do Grenlandii; po trzechsetletniej nieobecno�ci powr�ci�a do Anglii w�cieklizna; �uk japo�ski, zaraza kasztanowa i wiertacz wi�zowy rozprzestrzeni�y si� po ca�ym �wiecie, a z jednego z zapomnianych i uwa�anych za dawno wygas�e siedlisk zarazy na Borneo wyklu� si� tr�d. Planety i satelity zala�a fala zbrodni, gdy� dzi�ki jauntingowi noc trwa�a dla �wiatka przest�pczego okr�g�� dob�. Zdarza�y si� akty przemocy, poniewa� policja t�pi�a z�oczy�c�w bez lito�ci. Nast�pi� ohydny powr�t do najgorszej pruderii w�a�ciwej epoce wiktoria�skiej, gdy� spo�ecze�stwo walczy�o z zagro�eniami natury seksualnej i moralnej, jakie ni�s� ze sob� jaunting, ustanawiaj�c zasady prowadzenia si�, zachowania tabu. Miedzy Planetami Wewn�trznymi � Wenus, Ziemi� i Marsem, a Satelitami Zewn�trznymi wybuch�a okrutna i zaci�ta wojna� wojna wywo�ana ekonomicznymi i politycznymi presjami teleportacji. Zanim za�wita� wiek Jauntego, trzy Planety Wewn�trzne (oraz Ksi�yc) i siedem zamieszka�ych Satelit�w Zewn�trznych (Io, Europa, Ganimedes i Callisto � ksi�yce Jowisza oraz Rhea i Tytan � ksi�yce Saturna i Lassell � ksi�yc Neptuna) �y�o w delikatnej r�wnowadze ekonomicznej. Zjednoczone Satelity Zewn�trzne dostarcza�y surowc�w zak�adom przemys�owym Planet Wewn�trznych i stanowi�y rynek zbytu dla wyprodukowanych tam wyrob�w finalnych. Jaunting zniszczy� te r�wnowag� w ci�gu jednego dziesi�ciolecia. Satelity Zewn�trzne � m�ode, nierozwini�te jeszcze przemys�owo �wiaty � kupowa�y siedemdziesi�t procent produkcji �rodk�w transportu Planet Wewn�trznych. Jaunting po�o�y� temu kres. Kupowa�y dziewi��dziesi�t procent produkcji przemys�u telekomunikacyjnego. Temu r�wnie� jaunting po�o�y� kres. W konsekwencji zmala� popyt Planet Wewn�trznych na surowce eksportowane przez Satelity Zewn�trzne. Przy zniszczonej wymianie handlowej nieuniknione by�o rych�e przekszta�cenie wojny ekonomicznej w otwarty konflikt zbrojny. Kartele Planet Wewn�trznych odmawia�y wysy�ania �rodk�w produkcji na Satelity Zewn�trzne, usi�uj�c tym posuni�ciem zabezpieczy� si� przed niepo��dan� konkurencj�. Satelity Zewn�trzne skonfiskowa�y dzia�aj�ce ju� u nich urz�dzenia Planet, �ami�c przepisy patentowe, ignoruj�c ustawowe op�aty na rzecz w�a�cicieli� i wybuch�a wojna. By� to wiek niezwyk�ych wydarze�, potworno�ci i groteski. Wszystkie �wiaty zosta�y zdumiewaj�co i z�o�liwie zdeformowane. Klasycy i Romantycy nienawidz�cy tych czas�w nie zdawali sobie sprawy z potencjalnej wielko�ci dwudziestego pi�tego wieku. Byli �lepi na zwyczajny fakt ewolucji� �lepi na to, �e post�p rodzi si� w starciach antagonistycznych skrajno�ci, w maria�u niezwyk�ych wydarze�. Klasycy i Romantycy nie�wiadomi byli r�wnie� tego, �e uk�ad s�oneczny dr�y na kraw�dzi eksplozji rozumu ludzkiego, kt�ra przekszta�ci cz�owieka i uczyni go panem wszech�wiata. Na tym w�a�nie burzliwym tle dwudziestego pi�tego wieku rozpoczyna si� historia zemsty Gullivera Foyle. ROZDZIA� 1 Umiera� ju� sto siedemdziesi�t dni i jeszcze nie umar�. Walczy� o przetrwanie z pasj� schwytanego w potrzask zwierz�cia. Majaczy� i bredzi�, zdarza�y si� jednak chwile, kiedy jego prymitywny umys�, trawiony widmem zag�ady, kt�rej cudem unikn��, otrz�sa� si� koszmaru, przejawiaj�c przeb�yski �wiadomo�ci. Wznosi� wtedy sw� ot�pia�� twarz ku Wieczno�ci i mamrota�: �Co si�, kurcz�, dzieje? Pom�cie, przekl�ci bogowie! No pom�cie, kurcz�. �atwo przychodzi�o mu blu�nierstwo: by� nim w po�owie �argon, kt�rym si� pos�ugiwa�, by�o nim ca�e jego �ycie. Wychowa�a go ulica dwudziestego pi�tego wieku i m�wi� wy��cznie jej rynsztokowym slangiem. Ze wszystkich lump�w �wiata zalicza� si� do tych, kt�rzy byli najmniej warci, by �y� i mieli najwi�ksze szanse na prze�ycie. Walczy� wi�c i modli� si� blu�ni�c, ale czasami jego sk��bione my�li przeskakiwa�y i trzydzie�ci lat wstecz do okresu dzieci�stwa, wygrzebuj�c z zakamark�w pami�ci dzieci�c� rymowank�: �Gully Foyle me nazwisko Z Ziemi moje pochodzenie Czarny kosmos mym mieszkaniem A �mier� moim przeznaczeniem�. By� to Gulliver Foyle, pomocnik mechanika trzeciej klasy, lat trzydzie�ci, prostak i nieokrzesaniec� od stu siedemdziesi�ciu dni dryfuj�cy przez kosmiczn� pustk�. By� to Gulliver Foyle, smarowacz, zamiatacz, tragarz; zbyt beztroski, aby si� czym� przejmowa�, zbyt oci�a�y, aby si� czym� cieszy�, zbyt pusty, aby si� z kim� przyja�ni�, zbyt leniwy, aby kogo� kocha�. Te letargiczne cechy jego charakteru podkre�lono w oficjalnym kwestionariuszu osobowym Marynarki Handlowej: FOYLE, GULLIVER . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . AS�128/127:006 WYKSZTA�CENIE: �ADNE KWALIFIKACJE: �ADNE ZAS�UGI: �ADNE REKOMENDACJE: �ADNE (UWAGI PERSONALNE) Cz�owiek silny fizycznie o potencjale intelektualnym przyhamowanym na skutek ca�kowitego braku ambicji. Wykazuje si� minimaln� inicjatyw�. By� mo�e rozbudzi�by go jaki� nieprzewidziany wstrz�s, ale Psycholodzy nie potrafi� znale�� klucza. Awansowanie nie zalecane. Cz�owiek ten utkn�� w martwym punkcie. Statek kosmiczny �Nomad� dryfowa� w po�owie drogi miedzy Marsem a Jowiszem. Oboj�tne, jaka by�a wojenna katastrofa, kt�ra uczyni�a go wrakiem, poszarpa�a ona l�ni�c�, stalow� rakiet�, pozostawiaj�c odarty z poszycia szkielet ze zwisaj�cymi z niego szcz�tkami kabin, �adowni, pok�ad�w i grodzi. Wielkie dziury w kad�ubie bucha�y o�lepiaj�cym �wiat�em od strony zwr�conej ku s�o�cu i skrzy�y si� lodowatymi krostami gwiazd od strony pogr��onej w mroku kosmicznej nocy. S.S. �Nomad� by� niewa�k� pustk� o�lepiaj�cego s�o�ca i czarnego jak smo�a cienia, cich� i �ci�t� mrozem. Wrak zagraca�y unosz�ce si� w pr�ni zlepki zamarzni�tego rumowiska, kt�re zawis�o we wn�trzu zniszczonego statku niczym migawkowa fotografia eksplozji maj�cej tu kiedy� miejsce. Znikome si�y grawitacji, z kt�rymi oddzia�ywa�y na siebie kawa�ki tego gruzu, zbija�y je powoli w grona regularnie roztr�cane na wszystkie strony przez przechodz�cego miedzy nimi jedynego, pozosta�ego przy �yciu cz�owieka na pok�adzie � Gullivera Foyle, Numer Ewidencyjny AS�128/127:006. Mieszka� w jedynym, hermetycznym, nienaruszonym pomieszczeniu na wraku � w schowku na narz�dzia, nie opodal korytarza pok�adu g��wnego. Schowek mia� cztery stopy szeroko�ci, cztery stopy d�ugo�ci i dziewi�� st�p wysoko�ci. By� wielko�ci trumny wielkoluda. Sze��set lat wcze�niej uwi�zienie cz�owieka na kilka tygodni w klatce tych rozmiar�w uwa�ano za najbardziej wyrafinowan� tortur� Wschodu. Foyle wegetowa� w tej nieo�wietlonej trumnie przez pi�� miesi�cy, dwadzie�cia dni i cztery godziny. * * * � Kim jeste�? � Gully Foyle me nazwisko. � Sk�d jeste�? � Z Ziemi moje pochodzenie. � Gdzie jeste� teraz? � Kosmos czarny mym mieszkaniem. � Dok�d zmierzasz? � �mier� jest moim przeznaczeniem. Foyle odpowiedzia� na te pytania w sto siedemdziesi�tym pierwszym dniu swej walki o przetrwanie i ockn�� si�. Serce wali�o mu jak m�otem, gard�o p�on�o. Namaca� w ciemno�ciach zbiornik powietrza, kt�ry dzieli� z nim jego trumn� i sprawdzi� go. Zbiornik by� pusty. Trzeba by�o natychmiast przynie�� nast�pny. A wi�c ten dzie� rozpocznie si� od dodatkowej utarczki ze �mierci�. Foyle przyj�� to z ch�odn� oboj�tno�ci�. Poszpera� po omacku po p�kach schowka i znalaz� tam stary, rozdarty skafander pr�niowy. By� to jedyny skafander na pok�adzie �Nomada� i Foyle nie pami�ta� ju� sk�d go ma. Za�ata� rozdarcie strug� rozpylanego uszczelniacza awaryjnego, ale nie mia� mo�no�ci nape�nienia, ani wymiany pustych butli tlenowych przytroczonych na plecach. Wci�gn�� na siebie skafander mieszcz�cy tyle tylko powietrza ze schowka, �e Foyle m�g� w nim przebywa� w pr�ni do pi�ciu minut� nie d�u�ej. Otworzy� drzwi i zanurkowa� g�ow� naprz�d w czarny mr�z kosmicznej pustki. W �lad za nim ulecia�o na zewn�trz powietrze, a przesycaj�ca je wilgo� �ci�a si� w malutki ob�oczek, kt�ry odp�yn�� rozerwanym korytarzem pok�adu g��wnego. Foyle d�wign�� w g�r� opr�niony zbiornik powietrza, wypchn�� go przed sob� na korytarz i tam porzuci�. Min�a pierwsza minuta. Odwr�ci� si� i jak m�g� najpr�dzej ruszy� przez unosz�ce si� w pr�ni z�omowisko w kierunku luku przedzia�u balastowego. Nie, nie biega�. Wypracowany przeze� spos�b poruszania si� by� jedynym w swoim rodzaju wykorzystaniem praw swobodnego spadania i niewa�ko�ci. Odpychaj�c si� stop�, �okciem i d�oni� od pok�adu, �cian i za�om�w korytarza, p�dzi� w zwolnionym tempie przez pr�ni�, przypominaj�c lec�cego pod wod� nietoperza. Wpad� przez luk do po�o�onego po zaciemnionej stronie statku przedzia�u balastowego. Up�yn�y dwie minuty. Tak jak wszystkie statki kosmiczne, �Nomad� wybalastowany by� i usztywniony mas� swych zbiornik�w gazu, u�o�onych wzd�u� kilu i oblepionych po bokach labiryntem powyginanych ruroci�g�w. Od��czenie zbiornika powietrza zaj�o Foylowi minut�. Nie wiedzia�, czy zbiornik jest pe�ny, czy te� ju� opr�niony i czy b�dzie taszczy� go z powrotem do swego schowka po to tylko, aby przekona� si�, �e nie ma w nim powietrza i �e jego �ycie dobieg�o kresu. Gra� w te kosmiczn� ruletk� raz na tydzie�. Hucza�o mu w uszach; powietrze w skafandrze psu�o si� w zastraszaj�cym tempie. Szarpn�� masywny cylinder, kieruj�c go w stron� luku prowadz�cego na korytarz. Zrobi� unik, gdy zbiornik przelatywa� mu nad g�ow�, po czym odbi� si� stop� od �ciany i poszybowa� w �lad za nim. Przecisn�� swoj� zdobycz przez luk. Up�yn�y cztery minuty. Wstrz�sa�y nim ju� drgawki i ciemnia�o mu w oczach. Przeprowadzi� zbiornik korytarzem g��wnego pok�adu i wepchn�� go g�ow� do schowka na narz�dzia. Zatrzasn�� za sob� drzwi, zaryglowa� je, znalaz� na p�ce m�otek i waln�� nim trzy razy w zamro�ony zbiornik, aby poluzowa� zaw�r. Kr�ci� zawzi�cie ga�k�, czuj�c, �e s�abnie. Ostatkiem si� rozhermetyzowa� he�m, �eby nie udusi� si� w skafandrze, w czasie, gdy schowek wype�nia� b�dzie �yciodajne powietrze� o ile w zbiorniku jest powietrze. Zemdla�, jak to mu si� ostatnio cz�sto zdarza�o, nie wiedz�c, czy to ju� czasem nie �mier�. * * * Ockn�� si�. Nie trac�c czasu na modlitwy i dzi�kczynienia zaj�� si� dalej spraw� w�asnego ocalenia. Obmaca� w ciemno�ci p�ki, na kt�rych trzyma� racje �ywno�ciowe. Pozosta�o tam tylko kilka paczuszek. Skoro ma ju� na sobie po�atany skafander, mo�e przecie� przelecie� si� jeszcze raz przez pr�ni� i uzupe�ni� swoje zapasy. Nape�ni� skafander powietrzem ze zbiornika, uszczelni� z powrotem he�m i wyp�yn�� znowu w mr�z i �wiat�o. Skr�caj�c si� i wij�c przeby� korytarz pok�adu g��wnego i po resztkach schod�w zszed� na pok�ad nawigacyjny, kt�ry by� niczym innym jak zawieszonym w pr�ni pomostem zaopatrzonym w sufit. Wi�kszo�� �cian uleg�a zniszczeniu. Maj�c s�o�ce po prawej, a gwiazdy po lewej r�ce, Foyle pomkn�� jak strza�a w kierunku rufy, gdzie znajdowa� si� magazyn �ywno�ciowy. W po�owie korytarza min�� kwadratow� framug�, tkwi�c� jeszcze pomi�dzy sufitem, a pod�og�. Na zawiasach, na wp� uchylone, wisia�o wci�� jedno skrzyd�o drzwi, drzwi donik�d. Za nimi by� tylko kosmos i nieruchome gwiazdy. Mijaj�c drzwi, Foyle zobaczy� swoje odbicie w ich chromowanej l�ni�cej powierzchni� Gully Foyle, olbrzymi, czarny stw�r, brodaty, pokryty skorup� zakrzep�ej krwi, wstr�tny, wymizerowany, o b��dnych, trawionych gor�czk� oczach� i �cigany zawsze przez strumie� niewa�kich grat�w, �mietnisko, kt�rym zak��ci� spok�j swoim przej�ciem i kt�re ci�gn�o si� za nim przez pr�ni� niczym ogon owrzodzonej komety. Foyle skr�ci� do magazynu �ywno�ciowego i zacz�� pl�drowa� z metodyczn� rutyn� pi�ciomiesi�cznego nawyku. Wi�kszo�� �ywno�ci przechowywanej w butelkach zamarz�a na ko�� i eksplodowa�a. Wi�kszo�� towar�w znajduj�cych si� w puszkach straci�a swe opakowania, bowiem w panuj�cej w kosmosie temperaturze zera bezwzgl�dnego, blacha cynkowa rozsypuje si� w py�. Foyle zebra� paczuszki z racjami, troch� koncentrat�w i wy�upa� par� bry�ek lodu z rozerwanego zbiornika na wod�. Wrzuci� to wszystko do wielkiego, miedzianego kot�a, odwr�ci� si� i wyprysn�� z magazynu, unosz�c ze sob� sw�j �up. Przy drzwiach donik�d, Foyle znowu popatrzy� na swoje odbicie w chromowanej tafli obramowanej gwiazdami i nagle zamar�, czuj�c zam�t w g�owie. Wpatrywa� si� w rozsiane za drzwiami gwiazdy, kt�re po pi�ciu miesi�cach sta�y si� ju� jego dobrymi znajomymi. W�r�d nich by� intruz: chyba kometa z niewidoczn� g�ow� i kr�tkim, ognistym warkoczem. I nagle Foyle u�wiadomi� sobie, �e obserwuje statek kosmiczny, kt�ry przyspieszaj�c na kursie ku S�o�cu odpala dysze rufowe. Statek, kt�ry musi przechodzi� tu� obok niego. � Nie � mrukn��. � Nie, kurcz�, nie. Halucynacje dr�czy�y go od dawna. Odwr�ci� si�, aby podj�� na nowo podr� do swojej trumny, ale zerkn�� jeszcze raz. To by� nadal statek kosmiczny, kt�ry przyspieszaj�c na kursie ku S�o�cu odpala dysze rufowe. Statek, kt�ry musi przechodzi� tu� obok niego. Przedyskutowa� iluzj� z Wieczno�ci�. � To ju� sze�� miesi�cy � powiedzia�. � Mam racje? S�uchajcie, zawszeni bogowie. Zawrzyjmy uk�ad. Patrz� jeszcze raz, �wi�toszkowie. Je�li to statek, jestem wasz. Macie mnie. Ale je�li to kant, kurcz� je�li to nie statek� rozhermetyzuj� si� jak tu stoj� i wypruwam sobie flaki. Do��czam do waszej kompanii. No, a teraz dajcie znak. Tak, czy nie. Spojrza� po raz trzeci. Po raz trzeci ujrza� statek, kt�ry przyspieszaj�c na kursie ku S�o�cu odpala dysze rufowe. Statek, kt�ry musi przechodzi� tu� obok niego. To by� znak. Uwierzy�. By� ocalony. Odepchn�� si� nog� od framugi i w szalonych �ama�cach pomkn�� korytarzem pok�adu nawigacyjnego w kierunku mostka. Opami�ta� si� na schodkach prowadz�cych do sterowni. Nie nape�niwszy swojego skafandra powietrzem, straci za kilka chwil przytomno��. Pos�a� w kierunku zbli�aj�cego si� statku jedno b�agalne spojrzenie i pomkn�� jak strza�a do schowka na narz�dzia, gdzie napompowa� do pe�na sw�j skafander. Wspi�� si� na mostek nawigacyjny. Dostrzeg� statek kosmiczny przez iluminator obserwacyjny prawej burty. Dysze rufowe nadal tryska�y ogniem i statek najwyra�niej dokonywa� radykalnej zmiany kursu, przez co zbli�a� si� do Foyla bardzo wolno. Na konsoli oznaczonej napisem FLARY, Foyle nacisn�� klawisz NIEBEZPIECZE�STWO. Nast�pi�a trzysekundowa przerwa, podczas kt�rej cierpia� katusze. Nagle, jasnym �wiat�em, w trzech potr�jnych eksplozjach � dziewi�ciu modlitwach o ratunek, buchn�� sygna� niebezpiecze�stwa. Foyle jeszcze dwa razy nacisn�� klawisz i dwa razy wi�cej flar rozerwa�o si� w przestrzeni, a promieniowanie radioaktywne wytwarzane podczas ich wybuch�w, rozp�ta�o istn� burze zak��ce�, kt�re musia�y zosta� zarejestrowane na ka�dym zakresie fal ka�dego odbiornika. Dysze obcego statku zgas�y. Zauwa�ono go. B�dzie ocalony. Urodzi� si� na nowo. � Chod�, dziecinko � nuci� Foyle. � Po�piesz si�, kurcz�. Chod�, dziecinko. Obcy statek sun�� majestatycznie na granicy �wiat�a i cienia, zbli�aj�c si� powoli niczym widmowa torpeda i obserwuj�c �Nomada�. Przez moment serce Foyla przesta�o bi�. Statek zachowywa� si� tak ostro�nie, �e Foyle pomy�la� z rozpacz�, i� mo�e to by� wroga jednostka z Satelit�w Zewn�trznych. Traci� ju� nadzieje na uzyskanie odpowiedzi, gdy na burcie obcego dostrzeg� s�awne, czerwono�niebieskie god�o, znak firmowy pot�nego klanu przemys�owego Presteigna; Presteign z Ziemi. Pot�ny, hojny, wspania�y. Teraz wiedzia� ju�, �e to statek siostrzany, bo �Nomad� r�wnie� nale�a� do Presteigna. Wiedzia� ju� teraz, �e to szukaj�cy go anio� kosmosu. � Kochanie � nuci� Foyle � anio�ku, zabierz mnie do domu. Siostrzany statek zr�wna� si� z �Nomadem�. Iluminatory ci�gn�ce si� wzd�u� jego burty jarzy�y si� ciep�ym �wiat�em. Wyra�nie wida� by�o nazw� i numer rejestracyjny wypisane pod�wietlonym literami na kad�ubie: �Vorga T:1339�. Statek szed� przez moment burta w burt� z �Nomadem�, po sekundzie min�� go, a po trzech sekundach znik�. Siostra odtr�ci�a go; anio� go porzuci�. Foyle przesta� ta�czy� i nuci�. Gapi� si� przez chwile z niedowierzaniem, a potem rzuci� si� do konsoli sygnalizacyjnej i zacz�� wali� na o�lep w klawisze. Z kad�uba �Nomada�, w szale�stwie bia�ego, czerwonego i zielonego �wiat�a, pulsuj�c, b�agaj�c, tryska�y sygna�y niebezpiecze�stwa, flary l�dowania, startu, kwarantanny�, a �Vorga T:1339� cicho i niewzruszenie przesz�a obok, dysze rufowe znowu bluzn�y ogniem i statek zacz�� przyspiesza�. I tak, w ci�gu pi�ciu minut, Foyle narodzi� si�, �y� i umar�. Po trzydziestu latach egzystencji i sze�ciu miesi�cach tortury nie by�o ju� Gully Foyla � stereotypowego Przeci�tnego Cz�owieka. W zamku jego duszy przekr�ci� si� klucz i drzwi stan�y otworem. To, co si� spoza nich wynurzy�o, wymaza�o na zawsze Przeci�tnego Cz�owieka. � Min�a� mnie � wycedzi� z narastaj�c� powoli furi�. � Zostawi�a� mnie, �ebym tu zdech� jak pies. Zostawi�a� mnie, �ebym tu sczez�, �Vorga�� �Vorga T:1339�. Nie. Wydostan� si� st�d, kurcz�. B�d� ci� tropi�, �Vorga�. Znajd� ci�, �Vorga�. Odp�ac� ci, kurcz�. Zniszcz� ci�. Zabij� ci�, �Vorga�. Zar�n� ci�. P�yn�� przez niego kwas furii, z�eraj�c t�p� cierpliwo�� i ospa�o��, kt�re czyni�y go � Gully Foyla zerem i przyspieszaj�c �a�cuch reakcji, kt�re przekszta�c� Gully Foyla w maszyn� piekieln�. By� nawiedzony. � �Vorga�, zar�n� ci�. * * * Dokona� tego, czego nie potrafi�oby dokona� zero; uratowa� si�. Przez dwa dni przeczesywa� statek w pi�ciominutowych wypadach, a� znalaz� gdzie� uprz��, kt�r� m�g� sobie za�o�y� na ramiona. Do uprz�y przytroczy� zbiornik powietrza i prowizorycznym w�em pod��czy� go do he�mu swojego skafandra pr�niowego. Posuwa� si� wij�c przez pr�ni� jak mr�wka taszcz�ca kloc drewna, ale dzi�ki temu mia� teraz swobod� poruszania si� po �Nomadzie�. My�la�. W sterowni, studiuj�c standardowe instrukcje obs�ugi, porozrzucane po zniszczonej kabinie nawigacyjnej, nauczy� si� korzysta� z kilku przyrz�d�w nawigacyjnych, kt�re nie uleg�y jeszcze uszkodzeniu. Przez dziesi�� lat swojej s�u�by w kosmosie nigdy nawet nie marzy� o zajmowaniu si� czym� takim, chocia� od tego w�a�nie uzale�niony by� awans i podwy�ka wynagrodzenia; ale teraz nagrod� mia�a by� �Vorga�. Przeprowadzi� namiary. �Nomad� dryfowa� przez kosmos po ekliptyce, trzysta milion�w mil od S�o�ca. Przed nim rozsiane by�y konstelacje Parseusza, Andromedy i Ryb. Wisz�ca niemal na pierwszym planie mglista, pomara�czowa plamka to Jowisz. Tarcz� planety rozr�ni� mo�na by�o go�ym okiem. Przy odrobinie szcz�cia m�g� skierowa� statek na Jowisza i uratowa� si�. Jowisz nie nadawa� si� i nigdy nie b�dzie si� nadawa� do zamieszkania. Tak jak wszystkie planety znajduj�ce si� na zewn�trz orbit asteroid�w, stanowi� zmro�on� bry�� metanu i amoniaku, ale cztery jego najwi�ksze ksi�yce roi�y si� od miast i ludzi pozostaj�cych obecnie na stopie wojennej z Planetami Wewn�trznymi. Zosta�by je�cem, ale musia� utrzyma� si� przy �yciu, aby wyr�wna� rachunki z �Vorg� T:1339�. Foyle dokona� przegl�du maszynowni �Nomada�. W zbiornikach pozosta�o jeszcze wysokowydajne paliwo rakietowe, a jeden z czterech rufowych silnik�w odrzutowych by� ci�gle sprawny. Foyle wygrzeba� gdzie� instrukcje obs�ugi maszynowni i przestudiowa� je. Naprawi� po��czenie pomi�dzy zbiornikami paliwa a komor� spalania jedynego nieuszkodzonego silnika. Zbiorniki znajdowa�y si� po nas�onecznionej stronie statku i nagromadzone w nich paliwo, nagrzane do temperatury przekraczaj�cej punkt zamarzania, znajdowa�o si� ci�gle w stanie ciek�ym, ale sp�ywa� do komory nie mog�o. W stanie niewa�ko�ci panuj�cym na pok�adzie �Nomada� nie istnia�a si�a grawitacji, kt�ra �ci�gn�aby je do rur. Foyle przestudiowa� podr�cznik astrofizyki i dowiedzia� si� z niego co nieco o teorii grawitacji. Gdyby zdo�a� nada� �Nomadowi� ruch wirowy, si�a reakcji od�rodkowej wytworzy�aby na statku grawitacj� wystarczaj�c� do �ci�gni�cia paliwa do komory spalania silnika rakietowego. Gdyby uda�o mu si� zainicjowa� w tej komorze zap�on, niesymetryczny ci�g jednego silnika nada�by �Nomadowi� ruch obrotowy. Nie m�g� jednak spowodowa� zap�onu w silniku nie wprowadziwszy uprzednio statku w ruch wirowy, a nie m�g� wprowadzi� statku w ruch wirowy nie wywo�awszy przedtem zap�onu. Zastanawia� si� nad wyj�ciem z impasu. By� natchniony przez �Vorg�. Znalaz� jakie� teksty i czyta�. My�la� i planowa�, chocia� cz�sto popada� w zw�tpienie i bliski by� ca�kowitego za�amania. To �Vorga� natchn�a go wielko�ci�. Foyle przyni�s� z magazyn�w chemicznych srebrzysty kawa�ek drutu � czysty s�d. Wetkn�� drut przez otwarty zaw�r. S�d w zetkni�ciu z wod� zapali� si� p�omieniem o wysokiej temperaturze. Wytworzone ciep�o spowodowa�o wybuch paliwa rakietowego i z zaworu trysn�� cieniutki jak ig�a p�omyczek. Foyle zamkn�� zaw�r kluczem. Zap�on w komorze spalania trwa� nadal i bezg�o�n� wibracj�, kt�ra wstrz�sn�a statkiem, buchn�a p�omieniem jedyna pozosta�a dysza. Niesymetryczny ci�g jedynego silnika rakietowego nada� �Nomadowi� powolny ruch wirowy. Moment obrotowy przywr�ci� niewielk� grawitacj�. Powr�ci�o ci��enie. Unosz�ce si� do tej pory w pr�ni rumowisko wype�niaj�ce kad�ub, spad�o na pok�ady, �ciany i sufity; si�a grawitacji podtrzyma�a podawanie paliwa ze zbiornik�w do komory spalania. Foyle nie traci� czasu na zachwyty. Opu�ci� maszynowni� i w desperackim po�piechu powl�k� si� z trudem przed siebie, aby przeprowadzi� ostatni� i rozstrzygaj�c� obserwacj� z mostka nawigacyjnego. Na jej podstawie dowie si� czy �Nomad� wykonuje dziki skok w otwarty kosmos, czy te� po�o�y� si� na kursie ku Jowiszowi i ocaleniu. ROZDZIA� 2 Miedzy Marsem a Jowiszem rozci�ga si� szeroki pas asteroid�w. Z tysi�cy znanych i nie znanych, unikalnym dla tego Niezwyk�ego Stulecia by� Asteroid Sargasso, male�ka planetka sklecona z naturalnej ska�y i wrak�w �ci�gni�tych tu na przestrzeni dwustu lat przez jej mieszka�c�w. Byli ludem dzikim, jedynymi dzikimi dwudziestego pi�tego stulecia, potomkami zespo�u naukowc�w badaczy, kt�rzy po awarii statku zb��dzili dwa wieki temu w pasie asteroid�w i pozostali ju� tam na zawsze niczym rozbitkowie na bezludnej wyspie. Z czasem, ich potomkowie odkryli na nowo, �e potrafi� zbudowa� sw�j w�asny �wiat oraz kultur� i woleli pozosta� w kosmosie, �owi�c rozbite statki kosmiczne, �upi�c je i praktykuj�c barbarzy�sk� parodi� zapami�tanego u swych przodk�w naukowego podej�cia do �wiata. Nazywali siebie Lud�mi Naukowymi. �wiat natychmiast o nich zapomnia�. S. S. �Nomad� kr��y� w przestrzeni kosmicznej nie wszed�szy ani na kurs ku Jowiszowi, ani ku odleg�ym gwiazdom, lecz dryfuj�c przez pas asteroid�w powoln� spiral� jak zdychaj�ce �yj�tko. Przeszed� o mil� od Asteroidu Sargasso i natychmiast przechwycili go Ludzie Naukowi, by w��czy� go do ich ma�ej planetki. Znale�li Foyla. Ockn�� si� dopiero, gdy niesiono go triumfalnie na noszach przez naturalne i sztuczne korytarze �mieciarskiego asteroidu. Zbudowano je z metalu pozyskanego z meteoryt�w, z kamieni i z p�yt poszycia kad�ub�w statk�w kosmicznych. T�um zebrany wok� noszy wy� triumfalnie. �W Stos Prop� �wrzeszczano. �e�ski ch�r zacz�� zawodzi� w ekstazie: �Bromek amonowy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 1? gr. Bromek potasowy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3 gr. Bromek sodowy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 2 gr. Kwasek cytrynowy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . w stos. prop.� � W Stos Prop! � wrzasn�li Ludzie Naukowi. � W Stos Prop! Foyle zemdla�. * * * Ockn�� si� znowu. Wydobyto go ju� ze skafandra pr�niowego. Znajdowa� si� teraz w cieplarni asteroidu, w kt�rej uprawiano ro�liny produkuj�ce �wie�y tlen. Sal� tworzy� d�ugi na sto jard�w kad�ub starego rudow�glowca, a jedn� ze �cian skonstruowano z wymontowanych z wrak�w okien: okr�g�ych bulaj�w, iluminator�w kwadratowych, pi�ciok�tnych, sze�ciok�tnych� Stosowano do jej budowy iluminatory wszelkiego kszta�tu i wieku, a� ogromna �ciana sta�a si� szalonym zlepkiem szk�a i �wiat�a. Wpada�y przez ni� promienie odleg�ego S�o�ca: powietrze by�o gor�ce i przesycone wilgoci�. Foyle rozejrza� si� wok� nic nie rozumiej�c. Patrzy�a na niego diabelska twarz. Policzki, broda, nos i powieki pokryte by�y szkaradnym tatua�em, upodabniaj�c j� do staro�ytnej maski Maorysa. Przez brew bieg�o wytatuowane s�owo JOSEPH. Z boku litery �O� stercza�a w g�r� i nieco w prawo malutka strza�ka, przekszta�caj�c j� w symbol Marsa, stosowany przez naukowc�w do oznaczania p�ci m�skiej. � Jeste�my Ras� Naukow� � oznajmi� Joseph. � Ja jestem Joseph; to s� moi ludzie. Zatoczy� r�k� po sali. Foyle spojrza� p�przytomnie na u�miechni�ty t�um otaczaj�cy jego nosze. Wszystkie twarze wytatuowane by�y w diabelskie maski. Nad ka�d� brwi� by�o imi�. � Jak d�ugo dryfowa�e�? � spyta� Joseph. � Vorga � wymamrota� Foyle. � Jeste� pierwszym od pi��dziesi�ciu lat, kt�ry przyby� do nas �ywy. Jeste� cz�owiekiem pot�nym. Bardzo pot�nym. Przybycie najodpowiedniejszego jest doktryn� �wi�tego Darwina. Najnaukowsz� doktryn�. �W Stos Prop! � zarycza� t�um. Joseph uj�� Foyla za �okie� w spos�b, w jaki czyni to lekarz mierz�cy puls. Jego diabelskie usta liczy�y uroczy�cie do dziewi��dziesi�ciu o�miu. � Tw�j puls dziewi��dziesi�t osiem przecinek sze�� � oznajmi� wreszcie, wyci�gaj�c termometr i wstrz�saj�c go z namaszczeniem. � Najnaukowiej. Wypuszczaj�c k��b dymu da� znak r�k�. Przed Foylem pojawi�y si� trzy dziewczyny. Ich wytatuowane twarze by�y szkaradne. Przez brew ka�dej bieg�o imi�: JOAN, MOIRA i POLLY. Litera �O� w ka�dym imieniu mia�a u do�u malutki krzy�yk. � Wybieraj � powiedzia� Joseph. � Ludzie Naukowi praktykuj� Naturaln� Selekcj�. B�d� w swym wyborze naukowy. B�d� genetyczny. Foyle zemdla� znowu i jego r�ka zsun�wszy si� z noszy dotkn�a Moiry. �W Stos Prop! * * * Znajdowa� si� w okr�g�ej sali przykrytej kopu��. Sal� wype�nia�a pordzewia�a, antyczna aparatura: centryfuga, st� operacyjny, zdezelowany fluoroskop, autoklawy, futera�y ze skorodowanymi narz�dziami chirurgicznymi. Majacz�cego i m�wi�cego co� bez �adu i sk�adu Foyla przypasano do sto�u operacyjnego. Nakarmiono go. Ogolono i umyto. Dw�ch m�czyzn zacz�o r�cznie obraca� staro�ytn� centryfug�. Pobrz�kiwa�a rytmicznie, co przypomina�o walenie w b�ben wojenny. Zebrani zacz�li przest�powa� z nogi na nog� i nuci�. � Nadaj� ci imi� Nomad! � zaintonowa� Joseph. Wrzawa sta�a si� og�uszaj�ca. Joseph przechyli� nad cia�em Foyla zardzewia�� puszk�. Zalecia�o eterem. Foyle straci� resztk� �wiadomo�ci i spowi�a go ciemno��. Raz po raz wynurza�a si� z niej �Vorga T:1339� przyspieszaj�c na wiod�cym przez krew i umys� Foyla kursie ku S�o�cu. Nie m�g� powstrzyma� niemego krzyku o pomst�. By� ledwo �wiadom mycia, karmienia, tupania i �piewnego zawodzenia. Kiedy si� w ko�cu ockn��, le�a� w ��ku. U jego boku spoczywa�a dziewczyna imieniem Moira. � Co� ty za jedna? � wycharcza� Foyle. � To ja, twoja �ona, Nomadzie. � �e kto? � Twoja �ona. Wybra�e� mnie, Nomadzie. Jeste�my ma��e�stwem. � �e co? � Jeste�my naukowo skojarzeni � odpar�a dumnie Moira. Podci�gn�a r�kaw nocnej koszuli i pokaza�a mu swoje ramie. By�o zeszpecone czterema paskudnymi szramami. � Zosta�am zaszczepiona czym� starym, czym� nowym, czym� po�yczonym i czym� roztrwonionym. Foyle zwl�k� si� z ��ka. � Gdzie jeste�my? � W naszym domu. � W jakim domu? � W twoim. Jeste� jednym z nas, Nomadzie. Musisz �eni� si� co miesi�c i p�odzi� du�o dzieci. To b�dzie naukowo. Ale ja jestem pierwsza. Foyle pomin�� to milczeniem i bada� pomieszczenia. Znajdowa� si� w g��wnej kabinie szalupy rakietowej z pocz�tku dwudziestego czwartego wieku� kiedy� chyba prywatnego jachtu. Kabin� g��wn� przerobiono na sypialni�. S�aniaj�c si� na nogach podszed� do iluminatora i wyjrza� na zewn�trz. Szalupa by�a wtopiona w asteroid i po��czona z nim korytarzami. Przeszed� na ruf�. Dwie mniejsze kabiny wype�nione by�y ro�linno�ci� dostarczaj�c� tlenu. Maszynowni� zamieniono na kuchni�. W zbiornikach znajdowa�o si� jeszcze wysokowydajne paliwo rakietowe, ale teraz zasila�o ono palniki ma�ego piecyka ustawionego na komorach spalania silnik�w odrzutowych. Foyle poszed� na dzi�b. Sterownia by�a teraz salonem, ale urz�dzenia sterownicze by�y nadal sprawne. My�la�. Wr�ci� na ruf� do kuchni i rozmontowa� piecyk. Pod��czy� zbiorniki paliwa na powr�t do kom�r spalania silnik�w odrzutowych. Moira drepta�a za nim, przygl�daj�c si� ciekawie jego krz�taninie. � Co robisz, Nomadzie? � Musze st�d pryska�, ma�a � mrukn�� Foyle. � Mam porachunki ze statkiem o nazwie �Vorga�, kapujesz ma�a? Zamierzam wyrwa� st�d na tej �odzi, kurcz�. Moira cofn�a si� przestraszona. Foyle dostrzeg� wyraz paniki w jej oczach i doskoczy� do niej. Po tym wszystkim, przez co ostatnio przeszed� by� tak niezdarny, �e �atwo mu si� wymkn�a. Otworzy�a usta i wyda�a przeszywaj�cy wrzask. W tym samym momencie szalup� wype�ni� og�uszaj�cy ha�as; to Joseph i jego diablolicy Ludzie Naukowi b�bnili w metalowy kad�ub, odprawiaj�c u�wi�cony tradycj� rytua� naukowej kociej muzyki na cze�� m�odej pary. Moira wrzeszcza�a i wymyka�a si� �cigaj�cemu j� cierpliwie Foylowi. Dopad� j� wreszcie w k�cie, zdar� z niej nocn� koszule i za jej pomoc� zwi�za� i zakneblowa� dziewczyn�. Moira robi�a wystarczaj�co du�o ha�asu, aby rozwali� na kawa�ki asteroid, ale naukowa kocia muzyka by�a g�o�niejsza. Foyle sko�czy� prowizoryczne �atanie maszynowni: by� teraz niemal ekspertem. Podni�s� wyrywaj�c� si� Moir� z pod�ogi i zaci�gn�� j� do luku g��wnego. � Odje�d�am � wrzasn�� jej do ucha. � Startuj�. Wyrywam z asteroidu. Cholerna katastrofa. Mo�e wszyscy zgin�, kurcz�. Wszystko w drobny mak. Nie b�dzie ju� powietrza. Nie b�dzie ju� asteroidu. Id� im powiedz. Ostrze� ich. No id�, ma�a. Otworzy� luk, wypchn�� Moir�, zatrzasn�� za ni� klap� i zaryglowa� j�. Kocia muzyka urwa�a si� jak no�em uci��. Foyle by� ju� w maszynowni i naciska� klawisz zap�onu. Zacz�a wy� pr�nuj�ca od dziesi�cioleci automatyczna syrena startowa. Z g�uchym wstrz�sem zaskoczy�y komory spalania silnik�w odrzutowych. Foyle czeka� a� temperatura naro�nie do warto�ci umo�liwiaj�cej odpalenie. Czekaj�c � cierpia�. Szalupa by�a wcementowana w asteroid. Otacza�y j� kamie� i �elazo. Jej silniki rufowe wpuszczone byty w kad�ub innego, wt�oczonego w te bry�� statku. Nie wiedzia�, co si� stanie, kiedy silniki zaczn� pracowa� z pe�nym ci�giem, ale do ryzyka pcha�a go �Vorga�. Odpali� silnik. P�omieniom bluzgaj�cym z dysz rufowych statku towarzyszy�a g�ucha eksplozja. Szalupa trz�s�a si�, trzeszcza�a i nagrzewa�a. Rozleg� si� skowyt metalu. Po chwili statek drgn�� i ze �widruj�cym w uszach zgrzytem ruszy� naprz�d; z pocz�tku wolno, rozrywaj�c na kawa�ki przytrzymuj�c� go konstrukcj� z metalu, kamienia i szk�a, a� wreszcie wyrwa� si� z asteroidu w kosmos. * * * Marynarka Wojenna Planet Wewn�trznych natkn�a si� na niego dziewi��dziesi�t tysi�cy mil za orbit� Marsa. Po siedmiu miesi�cach walk, patrole Planet Wewn�trznych by�y czujne, ale zarazem zuchwa�e. Kiedy szalupa nie reagowa�a na wezwania i nie podawa�a swoich znak�w rozpoznawczych, nale�a�o j� zniszczy�, a pytania zadawa� potem, gdy stanie si� ju� wrakiem. Ale szalupa by�a ma�a, a za�oga kr��ownika ��dna �upu. Zbli�yli si� i wzi�li stateczek aborda�em. Wewn�trz znale�li Foyla czo�gaj�cego si� jak bezg�owy robak przez rozwalony statek kosmiczny w�r�d po�amanych sprz�t�w gospodarstwa domowego. Znowu krwawi�. Mia� zaawansowan�, cuchn�c� gangren� i jedn� stron� g�owy rozbit� na miazg�. Umieszczono go w pok�adowym lazarecie i pieczo�owicie zas�oni�to. Foyle nie by� przyjemnym widokiem nawet dla wytrzyma�ych �o��dk�w marynarzy z dolnego pok�adu. Kontynuuj�c sw�j rejs patrolowy posztukowali jego tu��w w zbiorniku z p�ynem owodniowym. Gdy dysze kr��ownika znowu trysn�y ogniem skierowuj�c statek ku Ziemi, Foyle odzyska� przytomno�� i wybe�kota� jakie� s�owo zaczynaj�ce si� na V. Wiedzia�, �e jest ocalony. Wiedzia�, �e tylko czas stoi miedzy nim a zemst�. Dy�urny lazaretu us�ysza� dobiegaj�cy ze zbiornika jego triumfuj�cy g�os i uchyli� zas�on�. Spojrza�y na niego zamglone oczy Foyla. Dy�urny nie m�g� powstrzyma� ciekawo�ci. � Ty, s�yszysz mnie? � wyszepta�. Foyle chrz�kn��. Dy�urny pochyli� si� ni�ej. � Co ci si� przytrafi�o? Kto ci� tak, u diab�a, urz�dzi�? � Jak? � wycharcza� Foyle. � Nie wiesz? � Czego? O co chodzi, kurcz�? � Poczekaj chwileczk�. Dy�urny znik� jauntuj�c si� do magazynu i w pi�� minut p�niej pojawi� si� znowu przy zbiorniku. Foyle d�wign�� si� z wysi�kiem z cieczy. Oczy mu b�yszcza�y. � Wraca, kurcz�. Co� jakby wraca�o. Jauntowanie. Nie umia�em jauntowa� na �Nomadzie�, kurcz�. � Co? � Straci�em g�ow�. � Cz�owieku, ty� nie mia� �adnej g�owy, kt�r� m�g�by� straci�. � Nie potrafi�em jauntowa�. Zapomnia�em jak. Wszystko zapomnia�em, kurcz�. I teraz ma�o co pami�tam. Ja� Cofn�� si� przera�ony na widok szkaradnie wytatuowanej twarzy, kt�rej fotografi� podsun�� mu pod nos dy�urny. To by�a maska Maorysa. Policzki, broda, nos i powieki udekorowane by�y pasmami i spiralami. Przez brew bieg�o s�owo NOMAD. Foyle patrzy� przez chwil� z przera�eniem, a potem krzykn�� z rozpacz�. Fotografia by�a lusterkiem. Twarz by�a jego w�asn�. ROZDZIA� 3 � Brawo panie Harris! Bardzo dobrze! P�O�P, panowie. Nigdy nie zapominajcie. Po�o�enie. Otoczenie. Podwy�szenie. To jedyny spos�b gwarantuj�cy wam zapami�tanie swoich wsp�rz�dnych jauntowskich. �Etre entre le marteau et l�enclume. Francuski�. Prosz� jeszcze nie jauntowa�, panie Peters. Niech pan czeka na swoj� kolej. B�d�cie cierpliwi, wkr�tce wszyscy znajdziecie si� w klasie C. Czy kto� widzia� pana Foyla? Brakuje go. �Och, sp�jrzcie na tego bajecznie br�zowego ptaszka. Pos�uchajcie go�. Ojej, my�l� na wszystkie strony� a mo�e m�wi�am g�o�no, panowie? � P� na p�, pszepani. � To troch� nie fair. P�telepatia to utrapienie. Przepraszam za bombardowanie was moimi my�lami. � Lubimy to, pszepani. �adnie pani my�li. � �Och, jak to mi�o z pa�skiej strony, panie Gorgas�. Uwaga, klasa: wszyscy z powrotem do szko�y i zaczynamy od pocz�tku. Czy pan Foyle ju� dojauntowa�? Nigdy nie mog� go upilnowa�. Robin Wednesbury prowadzi�a swoj� reedukacyjn� klas� jauntingu, w�druj�c z ni� po New York City, a by�o to dla przypadk�w m�zgowych r�wnie emocjonuj�ce zaj�cie, co i dla dzieci z pierwszej klasy, w kt�rej Robin te� by�a nauczycielk�. Traktowa�a doros�ych jak dzieci, a im sprawia�o to chyba przyjemno��. Przez ostatnie miesi�ce zapami�tywali koordynaty jauntramp na skrzy�owaniach ulic, skanduj�c: � P�O�P, pszepani. Po�o�enie. Otoczenie. Podwy�szenie. Robin by�a wysok�, powabn� Murzynk�, inteligentn� i wypiel�gnowan�, w pewnym jednak sensie upo�ledzon�. By�a mianowicie telenadawczyni� � p�telepatk�. Mog�a swoje my�li wysy�a� w �wiat, ale nie mog�a nic od