7659

Szczegóły
Tytuł 7659
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7659 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7659 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7659 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Cooper Ostatni Mohikanin iskry S 10. LIS. 2000 28. LUT. 2001 1 0. MAJ/2002 0& 1999 i mi 200 & ar 2 7 05. 2003 Pi�cioksi�g przyg�d Sokolego Oka: Pogromca Zwierz�t Ostatni Mohikanin Tropiciel �lad�w Pionierowie Preria ^^ James Fenimore Cooper J* 14 Prze�o�y� Tadeusz Evert Warszawa 1988 iskry Tytu� orygina�u The Last of the Mohicans Wiersze prze�o�y� W�odzimierz Lewik Opracowanie graficzne Janusz Wysocki Redaktor Ma�gorzata �bikowska Redaktor techniczny Anna Kwa�niewska Korektor Agata Bo�dok �l MI�SKA �JIBUtrj^KKA �I8�liiltl4 w 2abrtn *T\. ��N- �4AS. IV c. NR iNW. **""""* < 59 ISBN 83-207-1083-9 For the Polish edition copyright � by Pa�stwowe Wydawnictwo �Iskry", Warszawa 1988 Pa�stwowe Wydawnictwo �Iskry", Warszawa 1988 r. Wydanie X (V skr�cone). Nak�ad 99 700+300 egz. Ark. wyd. 15,5. Ark. druk. 18,5. Papier offset, kl. III, 70 g, 61 cm (rola). Rzeszowskie Zak�ady Graficzne. Rzesz�w, ul. Marchlewskiego 19. Zam. nr 6667/87. W-5-19. Niech ci� nie zra�a kolor mojej sk�ry, Ciemnej odziewy pal�cego s�o�ca. Szekspir Kupiec wenecki OD AUTORA C^zytelnik, kt�ry we�mie do* r�ki t� ksi��k�, by szuka� w niej barwnego opisu fantastycznych wydarze�, od�o�y j� rozczarowany. Jest ona bowiem tylko tym, co 'zapowiada karta tytu�owa: opowie�ci�. Cz�sto jednak m�wi si� w niej o rzeczach na og� ma�o znanych, zw�aszcza kobietom � czytelniczkom o bujniejszej wyobra�ni od m�czyzn. Mo�e si� zdarzy�, �e panie zechc� czyta� t� ksi��k�, b��dnie bior�c j� za romans. Autor musi wi�c, zreszt� we w�asnym interesie, wyt�umaczy� pewne historyczne niejasno�ci. Gorzkie do�wiadczenie sk�ania go do tego obowi�zku. Nieraz bowiem przekona� si�, �e wystarczy odda� dzie�o pod bezwzgl�dny s�d og�u, a wszyscy i ka�dy z osobna, nawet najwi�ksi ignoranci, w jaki� intuicyjny najwidoczniej spos�b, widz� wi�cej od samego autora. Trudno jednak zaprzeczy�, �e �adnemu tw�rcy nie wyjdzie na dobre, gdy czytelnik (lub widz) swobodnie pu�ci wodze swej fantazji. Dlatego nale�y starannie wyja�ni� wszystko, co mo�na. To. sprawi tylko przyjemno�� tym czytelnikom, kt�rzy wol� si� cieszy� z ksi��ek, a nie z ich zakupu. Po tym wst�pnym wyja�nieniu, czemu na samym progu swego dzie�a musia� powiedzie� tyle niezrozumia�ych s��w, autor przyst�puje do rzeczy. Nie powie, bo i nie trzeba m�wi�, nic, o czym nie wiedzia�by kto� jako tako obeznany z przesz�o�ci� Indian. Najwi�ksz� trudno�ci� dla tego, kto chce pozna� histori� Indian, jest zamieszanie w nazwach. Je�li si� jednak pami�ta, �e Holendrzy, Anglicy i Francuzi jako kolonizatorzy Ameryki P�nocnej walnie przyczynili si� do tego zamieszania, �e sami Indianie nie tylko m�wi� r�nymi j�zykami, lecz u�ywaj� r�nych dialekt�w, kt�re ch�tnie wzbogacaj� na sw�j spos�b � mo�na �a�owa�, �e takie trudno�ci powsta�y, lecz nie trzeba si� im dziwi�. Je�li wi�c ksi��ka ta nie jest wolna od innych wad, to jej niejasno�ci nale�y po�o�y� na karb przytoczonych przez nas fakt�w. Europejczycy stwierdzili, �e olbrzymie przestrzenie mi�dzy Penobscot a Potomakiem, Atlantykiem a Missisipi* nale�a�y do plemion wywodz�cych si� z tego samego pnia. Te rozleg�e granice mog�y tu i �wdzie rozszerzy� si� lub skurczy� pod naciskiem s�siednich plemion. W og�lnym jednak zarysie Atlantyk i wspomniane rzeki wyznacza�y obszar zamieszka�y przez nar�d powszechnie zwany Wapanachkami. On jednak wola� nazywa� si� Lenni Lena-pami, co oznacza �nar�d czystej krwi". Autor nie czuje si� na si�ach, by wyliczy� wszystkie wsp�lnoty, plemiona i szczepy tego narodu. Ka�de plemi� mia�o sw� nazw�, wodz�w, tereny �owieckie i cz�sto odr�bny dialekt. Jak feudalne ksi�stwa w Starym �wiecie plemiona walczy�y ze sob� i korzysta�y z szeroko poj�tej niezale�no�ci. Lecz mimo wszystko przyznawa�y si� do wsp�lnego pochodzenia, m�wi�y podobnym j�zykiem, mia�y takie same zwyczaje, wiernie przekazywane z pokolenia na pokolenie. Jedna ga��� tego licznego narodu osiad�a nad pi�kn� rzek� znan� pod nazw� Lena-pewihittuck i tu, za og�ln� zgod�, powsta� �D�ugi Dom" albo �Ognisko Wielkiej Rady". Krajem, na kt�ry sk�ada�a si� po�udniowo-zachodnia cz�� dzisiejszej Nowej Anglii, po�a� stanu New York na wsch�d od Hudsonu* i szmat ziemi nieco dalej na po�udnie, w�ada�o mo�ne plemi� zwane Mahicanni albo po prostu � Mohikanie. Anglicy przekr�cili t� nazw� na Mohegan. Plemi� Mohikan�w, kt�re te� dzieli�o si� na szczepy, uwa�a�o si� za starsze od s�siad�w � posiadaczy �D�ugiego Domu". Cho� ta pretensja by�a sporna, ch�tnie przyznawano im tytu� �najstarszego syna praojc�w". Mohikanie byli pierwszym plemieniem wyzutym przez bia�ych z ojczystej ziemi. Ich resztki wegetuj� jeszcze rozsiane w�r�d innych plemion i nic ju� im nie pozosta�o z dawnej pot�gi i wielko�ci pr�cz sm�tnych wspomnie�. Plemi�, kt�re strzeg�o �wi�tego obr�bu �D�ugiego Domu", przez Penobscot, Potomak, Missisipi � rzeki Ameryki P�nocnej. Hudson � rzeka w stanie New York. wiele lat nosi�o zaszczytn� nazw� Lenap�w. Ale gdy Anglicy zmienili nazw� rzeki na Delawar, nazwa ta stopniowo przesz�a i na plemi�. Jednak�e Indianie mi�dzy, sob� wyczuwaj� subteln� r�nic� tych nazw. Te nieuchwytne dla bia�ych odcienie, kt�rych pe�no w j�zyku Indian, nadaj� mu niezwyk�ego wyrazu, a cz�sto patosu i oratorskiej swady. Na p�noc od Lenap�w, na wiele setek mil wzd�u� ich granicy, �y� inny nar�d, kt�ry pochodzi� z tego samego pnia, m�wi� tym samym j�zykiem i podobnie si� dzieli�. S�siedzi zwali go Mengwe. Ten p�nocny dziki nar�d by� jednak s�abszy i nie tak zwarty jak Lenapowie; chc�c wi�c dor�wna� swym pot�nym s�siadom, pi�� najbardziej wojowniczych i najliczniejszych plemion, zamieszkuj�cych w pobli�u domu narad swych wrog�w, zawar�o sojusz obronny. By�a to wi�c najstarsza Republika Zwi�zkowa, o jakiej wspomina historia Ameryki P�nocnej. Plemiona te nazywa�y si�: Mohawk, Oneida, Seneka, Kajuga i Onondaga. P�niej na pe�nych prawach przyj�to do tego zwi�zku koczownicze, pokrewne plemi�, kt�re odesz�o �bli�ej ku s�o�cu". To plemi� (Tuskarora) tak powi�kszy�o zwi�zek, �e Anglicy zmienili pierwotn� nazw� �Zwi�zek Pi�ciu Narod�w" na �Zwi�zek Sze�ciu Narod�w". W toku opowie�ci czytelnik przekona si�, �e okre�lenie �nar�d" czasem stosuje si� do plemienia, czasem do narodu w najszerszym poj�ciu tego s�owa. Indianie s�siaduj�cy z plemieniem Mengw�w nazywali je Makaami, a nieraz obel�ywie � Mingami. Francuzi przezwali je Irokezami, przekr�ciwszy zapewni� jedn� z india�skich nazw. Znana jest niew�tpliwie prawdziwa i nies�awna historia, jak Holendrom z jednej strony, a Mengwom z drugiej uda�o si� sk�oni� Lenap�w do od�o�enia broni i powierzenia obrony swych granic s�siadom. Po tym czynie Indianie w swym obrazowym j�zyku przezwali Lenap�w �babami". Od tego czasu zaczyna si� upadek najwi�kszego i najbardziej cywilizowanego plemienia Indian, mieszkaj�cego w granicach dzisiejszych Stan�w Zjednoczonych. Rabowane przez bia�ych, mordowane i prze�ladowane przez dzikich, jaki� czas trwa�o jeszcze przy ognisku narad, by wreszcie rozpa�� si� na ma�e grupki i szuka� schronienia w g�uchych puszczach Zachodu. S�awa tego plemienia, jak p�omie� gasn�cej lampy, rozb�ys�a najja�niej u jego schy�ku. mo�na Jest powiedzie� o tym interesuj�cym naro nle szcz�dzi! czasu i sil �narodu *stara si� p zczero� wra^yn, SwLmm w podesz�y* y ksi��k�, by po- Mi�dlmy oTcwie� ta zgorszy *awa.eror, mO8� z pozy si� czym innYm- e r John Gottlieb Ernest (1743-1823) H e c k w e 1 d Deiawarach i Mohikanach. Napisa� kilka PraC _ misjonarz. D�ugo mieszka! w�r�d Indian. R O Z D Z I A � � PIERWSZY Uszy i serce gotowe na wszystko: Najgorsza strata doczesna, wi�c m�w, Czylim utraci� kr�lestwo? . ;A Szekspir 1 rudy i niebezpiecze�stwa pochodu przez puszcz� � z kt�rymi wojska obu stron musia�y si� upora�, zanim nareszcie stan�y naprzeciw siebie � stanowi�y szczeg�ln� cech� wojen toczonych w koloniach p�nocnoameryka�skich. Rozleg�e i niemal nieprzebyte lasy dzieli�y posiad�o�ci wrogich sobie prowincji Francji i Anglii. M�ny kolonista i najemny �o�nierz europejski walcz�cy u jego boku tracili nieraz ca�e miesi�ce na pokonywanie bystrego nurtu rzeki i dzikich przesmyk�w g�rskich, zanim mogli okaza� swe m�stwo na polu bitwy. Jednak�e to wsp�zawodnictwo w cierpliwo�ci i ofiarno�ci z wytrawnymi, wojownikami india�skimi nauczy�o ich przezwyci�a� wszelkie przeszkody. Wydawa�o si� nawet, �e z czasem nie b�dzie tak mrocznego le�nego zak�tka czy utajonego zacisza, kt�re by nie zazna�o najazdu ludzi, gotowych po�wi�ci� �ycie dla zaspokojenia ch�ci zemsty lub dla dogodzenia bezdusznej i samowolnej polityce monarch�w dalekiej Europy. W szerokim pasie granicznym dziel�cym sk��cone prowincje chyba �aden okr�g nie by� w�wczas widowni� bardziej jaskrawych okrucie�stw i zacieklej szych walk ni� okolice le��ce mi�dzy �r�d�ami Hudsonu i pobliskimi jeziorami. Teren tak tu sprzyja� ruchom wojsk, �e tej dogodno�ci ofiarowanej przez sam� przyrod� walcz�cy nie mogli lekcewa�y�. Wyd�u�ona powierzchnia jeziora Champlain*, si�gaj�cego od granic Champlain l�dowa = 1609 m. � jezioro pomi�dzy Stanem New York i Yermont. Ma 125 mil d�ugo�ci. Mila Kanady w g��b s�siedniego stanu New York, tworzy�a naturalny szlak poprzez po�ow� tej przestrzeni, kt�r� Francuzi musieli przeby�, by uderzy� na nieprzyjaciela. Jezioro to w pobli�u swego po�udniowego kra�ca pobiera wody z innego jeziora, o toni tak przejrzystej, �e jezuici-misjonarze wybrali je do obrz�dku symbolicznego obmywania przy sakramencie chrztu, co zjedna�o mu nazw� Du Saint Sacrement*. Anglicy, pod tym wzgl�dem mniej gorliwi, uznali, �e dostatecznie zaszczyc� przejrzyste wody jeziora nazywaj�c je imieniem swego panuj�cego kr�la, drugiego z dynastii hanowerskiej. W ten spos�b oba narody po��czy�y swe wysi�ki, by obrabowa� niecywilizowanych w�a�cicieli tego lesistego kraju z ich naturalnego prawa nazywania jeziora pierwotnym mianem Horican*. Otoczone g�rami wody �wi�tego Jeziora wij�c si� obmywaj� niezliczone wysepki i ci�gn� si� jeszcze ze trzy tuziny mil na po�udnie. Dalsz� drog� przegrodzi� im p�askowy�, w�drowiec musi wi�c przenie�� cz�no oko�o dwunastu mil, by dosta� si� nad brzeg Hudsonu, sk�d � mimo zwyk�ych przeszk�d w postaci prog�w lub �wyboj�w", jak si� to w�wczas nazywa�o w miejscowym narzeczu � rzeka jest ju� �eglowna a� do uj�cia. �atwo poj��, �e Francuzi, kt�rych niezmordowana przedsi�biorczo�� i �mia�e plany atakowania wroga przywiod�y nawet w odleg�e i niedost�pne g�ry Alleghany, ze sw� przys�owiow� bystro�ci� umys�u musieli oceni� naturalne dogodno�ci opisanego. przez nas terenu, sprzyjaj�cego dzia�aniom wojennym. Tote� sta� si� on krwaw� aren� wielu bitew, jakie stoczono o w�adanie koloniami. W r�nych miejscach panuj�cych nad dogodnymi przej�ciami wznoszono forty, kt�re zdobywano i oddawano, r�wnano z ziemi� i odbudowywano, zale�nie od zmiennych kolei wojny. Spokojni osadnicy uchodzili w�wczas z tych niebezpiecznych szlak�w i chronili si� w dawniej za�o�onych siedzibach, a armie liczniejsze od tych, kt�re w ich ojczystych krajach cz�sto decydowa�y o losach tron�w, zag��bia�y si� w puszczach. Du Saint Sacrement (franc.) � (jezioro) Przenaj�wi�tszego Sakramentu. Ka�de india�skie plemi� m�wi�o w�asnym j�zykiem b�d� narzeczem, tote� tej samej miejscowo�ci nadawano r�ne nazwy, kt�re zazwyczaj okre�la�y jak�� jej w�a�ciwo��. Tak na przyk�ad nazwa tego pi�knego jeziora w j�zyku plemienia mieszkaj�cego nad jego brzegami znaczy dos�ownie: ogon jeziora. Jezioro Jerzego, jak zwyk�o si� o nim m�wi� i jak teraz oficjalnie si� nazywa, tworzy � gdy spojrze� na map� � co� w rodzaju ogona jeziora Champlain. St�d jego nazwa (przyp. autora). 10 Na tej arenie krwawych zapas�w, w trzecim roku ostatniej wojny mi�dzy Angli� i Francj� o w�adanie krajem, kt�rego �adnemu z tych pa�stw nie by�o s�dzone utrzyma�, zasz�y wypadki opisane w naszej powie�ci. / Nieudolno�� dow�dc�w wojsk zamorskich i zgubny brak energii sfer rz�dz�cych Angli� os�abi�y jej dumn�, dominuj�c� pozycj� w �wiecie. S�udzy tego pa�stwa, kt�rzy przestali budzi� strach w jego wrogach, niebawem stracili zaufanie do samych siebie. Koloni�ci za�, cho� nie byli winni s�abo�ci Wielkiej Brytanii, stali si� naturalnymi ofiarami tego bolesnego poni�enia. W�a�nie niedawno widzieli, jak wyborowa armia kraju, kt�ry czcili niby matk� i �lepo uwa�ali za niezwyci�ony, prowadzona przez wodza wybranego dla swych wyj�tkowych zdolno�ci militarnych spo�r�d wielu wytrawnych i do�wiadczonych wojskowych, zosta�a sromotnie pobita przez garstk� Francuz�w i Indian. Od zupe�nej zag�ady ocali�a j� tylko zimna krew i przytomno�� umys�u pewnego m�odzie�ca z Wirginii, kt�rego s�awa dojrzewa�a z biegiem lat i dzi�ki jego cnotom rozszerzy�a si� a� po najodleglejsze zak�tki chrze�cija�skiego �wiata*. Po owym niespodziewanym nieszcz�ciu rozleg�a granica le�a�a otworem i zanim nadesz�y dalsze, rzeczywiste kl�ski, poprzedzi�y je fantastyczne pog�oski o tysi�cu urojonych niebezpiecze�stw. Przera�onym kolonistom wydawa�o si�, �e ka�demu gwa�townemu podmuchowi wiatru z bezkresnych las�w na Zachodzie towarzysz� przenikliwe wrzaski Indian. Bezlitosny charakter tego nieub�aganego wroga bia�ych osadnik�w znacznie powi�ksza� naturalne okropno�ci wojny. W pami�ci kolonist�w �y�y jeszcze niedawne liczne rzezie. W ca�ym kraju chciwie s�uchano wstrz�saj�cych opowie�ci o okropnych nocnych morderstwach, w kt�rych dzicy odgrywali g��wn� i najbardziej barbarzy�sk� rol�. Kiedy �atwowierni podr�nicy z przej�ciem opowiadali o naje�onych niebezpiecze�stwa- By� to Jerzy Waszyngton. Po daremnym ostrze�eniu genera�a przyby�ego z Europy o niebezpiecze�stwie, na jakie bezmy�lnie nara�a armi� angielsk�, Waszyngton dzi�ki swym �mia�ym decyzjom i odwadze uratowa� jej resztki. S�awie, jak� zdoby� w owej bitwie, zawdzi�cza�, �e potem powierzono mu dow�dztwo nad armi� ameryka�sk�. Warto zauwa�y�, �e gdy ca�a Ameryka rozbrzmiewa�a dobrze zas�u�on� s�aw� Waszyngtona, w Europie �adne sprawozdanie z bitwy nie wymienia jego nazwiska (przynajmniej autorowi nie uda�o si� znale�� takiej wzmianki). Tak w owym systemie rz�d�w ojczyzna wyrzeka�a si� nawet najbardziej zas�u�onej s�awy swych syn�w (przyp. autora). 11 mi g�szczach le�nych, ludziom l�kliwym krew zastyga�a w �y�ach, a matki spogl�da�y z obaw� na dzieci, spokojnie �pi�ce w bezpiecznym ukryciu najwi�kszych miast. S�owem, strach wyolbrzymiaj�cy niebezpiecze�stwo bra� g�r� nad g�osem rozs�dku. Gdy wi�c do fortu le��cego na po�udniowym kra�cu p�asko-wzg�rza, kt�re rozci�ga si� mi�dzy rzek� Hudson a jeziorami, dotar�a wiadomo��, �e do jeziora Champlain zbli�a si� genera� Montcalm* na czele armii tak licznej jak �li�cie na drzewach", za�oga fortu przyj�a t� wie�� nie z dumn� rado�ci�, jak� winien odczuwa� �o�nierz w obliczu wroga, lecz tch�rzliwie i niech�tnie. W po�owie lata, pod wiecz�,r pewnego dnia, przybieg� z t� wiadomo�ci� goniec Indianin, przynosz�c jednocze�nie nagl�c� pro�b� pu�kownika Munro, komendanta jednego z fort�w nad brzegami �wi�tego Jeziora, o szybkie nades�anie mu znacznych posi�k�w. Jak ju� wspomnieli�my, forty te dzieli�a odleg�o�� oko�o dwunastu mil. Pocz�tkowo ��czy�a je trudna do przebycia �cie�ka, poszerzona p�niej dla przejazdu woz�w, tak �e przestrze�, kt�r� syn puszczy przeby� w dwie godziny, oddzia� wojskowy z ca�ym taborem m�g� �atwo przej�� w lecie w ci�gu jednego dnia. Wierni s�udzy brytyjskiego tronu nazwali jeden z tych le�nych fort�w William Henry, drugi za� Edward, od imion ulubionych ksi���t z panuj�cego domu. Wspomniany ju� weteran, Szkot, komendant pierwszego z tych fort�w, mia� pod sob� pu�k wojsk regularnych i garstk� miejscowych oddzia��w sk�adaj�cych si� z kolonist�w, co by�o stanowczo za ma�o, by stawi� czo�o wielkim si�om, kt�re Montcalm wi�d� ku sza�com usypanym z ziemi. W drugim forcie natomiast, na czele garnizonu licz�cego ponad pi�� tysi�cy ludzi, sta� genera� Webb, dowodz�cy wojskami kr�la w p�nocnych stanach. Gdyby genera� po��czy� podlegaj�ce mu oddzia�y, m�g�by niemal podwoi� swe si�y i przeciwstawi� je �mia�emu Francuzowi. Jednak�e przygn�bieni niepowodzeniami dow�dcy i ich �o�nierze woleli czeka� na gro�nego przeciwnika za wa�ami fort�w, zamiast powstrzyma� poch�d nieprzyjaciela zadaj�c mu cios w czasie marszu. Gdy os�ab�o ju� pierwsze wra�enie wywo�ane wspomnian� wiadomo�ci�, po umocnionym obozie, kt�ry le�a� wzd�u� brzegu Ludwik de Montcalm (1712�1759) - genera� francuski, kt�ry z powodzemen walczy� w owym czasie z Anglikami. Poleg� w obronie miasta Ouebec. 12 Hudsonu i tworzy� zewn�trzny pas obwarowa� w�a�ciwego fortu, rozesz�a si� pog�oska, �e p�toratysi�czny oddzia� wyborowych �o�nierzy ma o �wicie wyruszy� do fortu William Henry, le��cego na p�nocnym kra�cu p�askowzg�rza. Pog�oska wkr�tce przerodzi�a si� w pewno��, gdy� z kwatery dow�dcy wydano paru oddzia�om rozkaz przygotowania si� do szybkiego wymarszu. Teraz plany Webba by�y ju� jasne. Przez nast�pn� godzin� lub dwie w obozie panowa� rozgardiasz i wsz�dzie widzia�o si� zatroskane twarze. Wreszcie s�o�ce w z�ocistej aureoli zasz�o za odleg�e wzg�rza na zachodzie, a w miar� jak zmrok osnuwa� swym welonem samotne obozowisko, cich�y odg�osy przygotowa� do wymarszu. Niebawem zgas�y ostatnie �wiat�a w drewnianych chatkach oficer�w, drzewa rzuci�y g�sty cie� na wa�y i szumi�c� rzek� i w ca�ym obozie zapanowa�a cisza r�wnie g��boka jak w rozleg�ych, otaczaj�cych go lasach. Ledwie na wschodzie na pogodnym, czystym niebie pocz�y wyst�powa� w brzasku wstaj�cego dnia niewyra�ne kszta�ty paru najbli�szych wysokich sosen, ci�ki sen wojska � zgodnie z rozkazami wydanymi poprzedniego dnia � przerwa� dono�ny warkot b�bn�w. W �wie�ym rannym powietrzu jego echo odezwa�o si� w ka�dym zak�tku las�w. W jednej chwili ca�y ob�z zawrza� �yciem. Niebawem wyznaczony oddzia� by� ju� got�w do wymarszu. Wy�wiczeni najemnicy kr�la z oddzia��w regularnych stan�li z dumnymi minami na prawym skrzydle, a skromniejsi od nich koloni�ci, od dawna przywykli do uleg�o�ci, zaj�li po�ledniejsze miejsca po lewej stronie. Pierwsi wyruszyli zwiadowcy. Silny konw�j otoczy� ci�kie wozy taborowe i zanim promienie s�o�ca rozproszy�y szare �wiat�o ranka, g��wne si�y oddzia�u w zwartej kolumnie opu�ci�y ob�z. T�gie miny maszeruj�cych i ich bojowa postawa uspokoi�y nieco obawy drzemi�ce w niejednym nowicjuszu, kt�ry jeszcze nie w�cha� prochu. �o�nierze odchodz�cego oddzia�u zachowywali dumn� postaw� i przepisowy szyk dop�ty, dop�ki maszerowali przed podziwiaj�cymi ich towarzyszami. Wreszcie d�wi�k piszcza�ek zacz�� zamiera� w oddali i puszcza wch�on�a t� �yw� mas� ludzi, powoli wkraczaj�cych w jej g�stwin�. Przed najwi�ksz� i najwygodniejsz� chat�, wok� kt�rej przechadzali si� wartownicy strzeg�cy angielskiego genera�a, wci�� 13 trwa�y przygotowania do odjazdu. Przywieziono tu z p� tuzina koni. Przynajmniej dwa z nich, jak mo�na by�o wnosi� z siode�, przeznaczone by�y dla kobiet z wy�szych sfer, kt�rych przedstawicielki rzadko widywa�o si� w g��bi puszczy. Pod siod�em trzeciego konia wida� by�o ozdobny czaprak z inicja�ami oficera sztabu, pozosta�ych za�, okrytych prostymi derkami i objuczonych sakwami, najwidoczniej mia�a dosi��� s�u�ba, gotowa ju� do odjazdu i czekaj�ca na rozkazy pa�stwa. W nale�ytej odleg�o�ci od miejsca tego niezwyk�ego widowiska sta�o kilka grup gapi�w. Jedni rozkoszowali si� widokiem wojskowego rumaka pe�nej krwi, inni ciekawie, z t�pym, prostackim podziwem przygl�dali si� przygotowaniom do odjazdu. By� jednak mi�dzy nimi cz�owiek, kt�ry swym zachowaniem i wyrazem twarzy r�ni� si� od reszty gapi�w, nie wygl�da� bowiem ani na pr�niaka, ani na nieuka. Chocia� wcale nie u�omny, by� nadzwyczaj niezgrabny. Cia�o i ko�ci mia� takie jak ka�dy normalny cz�owiek, ale brak im by�o w�a�ciwych proporcji. Gdy sta�, przewy�sza� otoczenie, gdy siedzia� � mala� do normalnych rozmiar�w. Ta sama dysproporcja cz�onk�w cechowa�a ca�� jego posta�. G�ow� mia� du��, ramiona w�skie, r�ce d�ugie i obwis�e, a d�onie ma�e, prawie delikatne, nogi i biodra szczup�e, niemal wychud�e, ale za to niezwyk�ej d�ugo�ci. Kolana mo�na by uwa�a� za potwornie wielkie, gdyby nie jeszcze wi�kszy fundament, na kt�rym tak nieumiej�tnie wzniesiono ten wadliwy gmach, powsta�y z pomieszania styl�w budowy ludzkiego cia�a. �le dobrany i bezsensowny str�j jeszcze bardziej uwydatnia� niezgrabno�� tego cz�owieka. Jasnob��kitny surdut z szerokimi, kr�tkimi po�ami i niskim, obszernym ko�nierzem ukazywa� d�ug�, cienk� szyj� oraz znacznie d�u�sze i cie�sze nogi, co ludziom z�o�liwym dawa�o pow�d do k��liwych uwag krytycznych. W�skie, opinaj�ce cia�o spodnie z ��tego nankinu zaci�ni�te by�y pod guz�ami kolan bia�ymi, dobrze wys�u�onymi i brudnymi wst��kami, zawi�zanymi na szerokie kokardy. Ciemne bawe�niane po�czochy oraz trzewiki, z kt�rych tylko jeden zdobi�a posrebrzana ostroga, uzupe�nia�y doln� cz�� ubioru tego cz�owieka, kt�ry, czy to przez naiwno��, czy te� przez pr�no��, nawet najmniejszym szczeg�em nie z�agodzi� kanciastych linii swej postaci lecz raczej je podkre�li�. Spod klapy olbrzymiej kieszeni � przy- 14 brudzonego brokatowego surduta, suto ozdobionego wyblak�ym srebrnym galonem, wystawa� jaki� przedmiot, kt�ry w tak marsowym zestawieniu �acno wzi��by� za niebezpieczny i nieznany or�. Wprawdzie ten niezwyk�y przedmiot by� bardzo ma�y, budzi� jednak ciekawo�� tych �o�nierzy w obozie, kt�rzy przybyli z Europy, natomiast koloni�ci pos�ugiwali si� nim nie tylko bez obawy, ale i z najwi�ksz� wpraw�. Ca�o�� stroju nieznajomego wie�czy� ogromny miejski kapelusz, jakie od trzydziestu lat nosili pastorzy, dodaj�c powagi dobrodusznej i nieco bezmy�lnej twarzy, kt�rej w�a�ciciel widocznie potrzebowa� takiej pomocy, aby nada� sobie wygl�d osoby piastuj�cej wysoki i niezwyk�y urz�d. Ale gdy pro�ci �o�nierze z nale�ytym szacunkiem trzymali si� z dala kwatery Webba, opisany przez nas osobnik �mia�o wkroczy� w sam �rodek s�u�by i bez �enady pocz�� gani� lub chwali� konie, zale�nie od tego, czy mu si� podoba�y, czy te� nie. � To zwierz�, jak wnosz�, m�j przyjacielu, nie jest tutejszego chowu i pochodzi z obcych kraj�w, a by� mo�e z owej ma�ej wyspy za b��kitn� wod� � m�wi� g�osem w tym samym stopniu budz�cym uwag� �agodnym, mi�kkim brzmieniem, co jego posta� niezwyk�ymi proporcjami cz�onk�w. � Mog� m�wi� o tych rzeczach bez przechwa�ek, poniewa� by�em w obu portach: w tym, kt�ry le�y przy uj�ciu Tamizy i nosi nazw� stolicy Starej Anglii, oraz w tym, co zowie si� �Portem" z dodatkiem s�owa �Nowy". Widzia�em tam szniawy i brygantyny*, kt�re uzupe�nia�y swe tabuny � podobnie jak Noe, gdy zbiera� zwierz�ta do arki � i udawa�y si� na wysp� Jamajk�, aby kupczy� czworono�nymi zwierz�tami, lecz nigdy przedtem nie widzia�em stworzenia, kt�re by tak bardzo usprawiedliwia�o biblijny opis bojowego rumaka: �Kopie d�, a weseli si� w mocy swej i bie�y przeciwko zbrojnym. �mieje si� z postrachu, a ani si� l�ka, ani nazad ust�puje przed ostrzem miecza, cho� za nim chrz�ci sajdak i b�yszczy si� oszczep i drzewce. Z grzmotem i gniewem kopie ziemi�, a nie stoi spokojnie na g�os tr�by. Mi�dzy tr�bami poryza*, a z daleka czuje bitw�, krzyki ksi���t i wo�anie". Wydaje si� wi�c, �e rasa izraelskiego konia dochowa�a si� a� do naszych czas�w, czy� nie tak, przyjacielu? Szniawy i brygantyny Poryza� � r�e�. � rodzaje statk�w �aglowych. 15 Nie otrzymawszy odpowiedzi na sw� niezwyk�� przemow�, cz�owiek �piewnie m�wi�cy j�zykiem Pisma �wi�tego odwr�ci� si� do milcz�cej postaci, do kt�rej kierowa� swe s�owa, i gdy spojrza� na ni�, odkry� nowy i jeszcze bardziej niezwyk�y przedmiot podziwu. Jego wzrok bowiem pad� na nieruchom�, wyprostowan� posta� Indianina, go�ca, kt�ry poprzedniego wieczoru przybieg� do obozu z niepokoj�cymi wiadomo�ciami. Mimo i� dziki rozkoszowa� si� wypoczynkiem, z w�a�ciw� Indianom oboj�tno�ci� i pogard� nie zwracaj�c uwagi na og�lne podniecenie i obozow� krz�tanin�, przez jego spok�j przeziera�a ponura zaciek�o��, zdolna przyci�gn�� uwag� oczu bardziej do�wiadczonych od tych, kt�re teraz bacznie i z nie ukrywanym zdziwieniem spogl�da�y na niego. Indianin by� wprawdzie uzbrojony zar�wno w tomahawk, jak i n� swego plemienia, jednakowo� nie bardzo wygl�da� na wojownika; Zna� na nim by�o jakie� zaniedbanie, by� mo�e na skutek niedawnego wielkiego wysi�ku, po kt�rym nie zd��y� jeszcze przyj�� do siebie. Farby wojennego malowid�a zamaza�y si� na jego srogiej twarzy i nada�y smag�ym rysom wyraz bardziej dziki i odpychaj�cy, ni� gdyby sztuka mia�a wyrazi� to, co sprawi� przypadek. Jedynie oko, b�yszcz�ce jak gwiazda w�r�d nisko nawis�ych chmur, zachowa�o naturaln� dziko��. Na kr�tk� chwil� badawcze, chocia� ostro�ne sp�j r�enie Indianina spotka�o si� ze zdziwionym wzrokiem nieznajomego, potem zmieni�o kierunek i cz�ciowo z przebieg�o�ci, a cz�ciowo z pogardy znieruchomia�o, jakby chcia�o przenikn�� horyzont. Nie mo�na przewidzie�, jak� nieoczekiwan� uwag� bia�ego wy wo�a�oby to kr�tkie i milcz�ce zetkni�cie si� spojrze�, gdyby jego nienasycona ciekawo�� nie zwr�ci�a si� w innym kierunku. Og�lne poruszenie w�r�d s�u�by oraz delikatne kobiece g�osy zapowiedzia�y zbli�anie si� os�b, na kt�re czekano, by ruszy� w drog�. Prostodu�zny wielbiciel bojowego rumaka natychmiast podszed� do niskiej, chuderlawej koby�y z wylenia�ym ogonem, kt�ra o par� krok�w dalej skuba�a zwi�d�� traw� obozowiska. Opar�szy si� �okciem o derk�, kt�ra najwidoczniej pe�ni�a rol� siod�a, przygl�da� si� odjazdowi kawalkady, a tymczasem po drugiej stronie koby�y jej �rebi� spokojnie spo�ywa�o pierwsze �niadanie. M�ody m�czyzna w mundurze oficera prowadzi� ku wierzchowcom dwie niewiasty, kt�re, wnosz�c ze stroju, starannie przygoto- 16 wa�y si� do trud�w podr�y przez puszcz�. Jedna z nich, z postaci m�odsza, aczkolwiek obie by�y m�ode, przelotnie ukaza�a ciekawym spojrzeniom ol�niewaj�c� bia�o�� cery, jasnoz�ote w�osy i b��kitne oczy, albowiem beztrosko pozwoli�a rannemu wietrzykowi odsun�� na bok zielony d�ugi szal, zwisaj�cy z jej filcowego kapelusza. R�owy odblask, wci�� jeszcze widoczny na zachodzie nieba tu� nad wierzcho�kami sosen, nie by� ani ja�niejszy, ani delikatniejszy od rumie�c�w na jej policzkach, a wstaj�cy dzie� nie by� pi�kniejszy od radosnego u�miechu, kt�rym obdarzy�a m�odego m�czyzn�, gdy dopom�g� jej usadowi� si� w siodle. Druga niewiasta, kt�r� m�ody oficer darzy� nie mniejsz� uwag�, ukrywa�a sw� urod� przed spojrzeniami �o�nierzy ze staranno�ci� zrozumia�� u osoby starszej od swej towarzyszki o cztery czy pi�� lat. Jednak�e mo�na by�o zauwa�y�, �e jej kszta�ty, kt�rych wdzi�ku nie przys�oni� podr�ny str�j, by�y pe�niejsze i dojrzalsze, cho� nie mniej pi�kne od kszta�t�w jej towarzyszki. Gdy obie kobiety dosiad�y koni, ich towarzysz lekko wskoczy� w siod�o swego wierzchowca i ca�a tr�jka sk�oni�a si� Webbowi, kt�ry, stoj�c na progu swego domu, uprzejmie czeka� na ich odjazd. Nast�pnie odje�d�aj�cy zawr�cili i lekkim truchtem skierowali si� na czele swego orszaku ku p�nocnej bramie obozu. W czasie tej kr�tkiej drogi nikt nie odezwa� si� s��wkiem, jedynie m�odszej z niewiast wyrwa� si� kr�tki okrzyk, gdy goniec india�ski niespodziewanie prze�lizn�� si� obok niej i stan�� na czele kawalkady, w�a�nie wje�d�aj�cej na drog� wojskow�. Na ten gwa�towny i niepokoj�cy ruch Indianina druga z niewiast wprawdzie nie krzykn�a, ale tak j� to zaskoczy�o, �e pozwoli�a rozchyli� si� fa�dom swego szala, co zdradzi�o trudne do opisania spojrzenie jej ciemnych oczu: wyra�a�y one na przemian lito��, podziw i strach, w miar� jak bieg�y za zwinnymi ruchami dzikiego. Warkocze tej kobiety by�y l�ni�ce i czarne jak pi�ra kruka. Jej cera wprawdzie nie by�a �niada, a jednak wydawa�o si�, �e lada chwila krew try�nie z rumie�c�w na jej policzkach. W tej wyj�tkowo pi�knej twarzy o rysach niezwykle regularnych i szlachetnych nie by�o nic pospolitego ani ra��cego. U�miechn�a si�, jakby �a�uj�c swej chwilowej s�abo�ci, i ukaza�a rz�d z�b�w, kt�re mog�yby rywalizowa� z najpi�kniejsz� ko�ci� s�oniow�, a p�niej, poprawiwszy szal, opu�ci�a g�ow� i jecha�a w milczeniu, jak kto�, kto my�lami b��dzi daleko. 2 � Ostatni Mohikanin 17 ROZDZIA� DRUGI Sola, sol�, ho ho, sol�! Szekspir Cudy jedna z mi�ych istot � tak pobie�nie opisanych naszym czytelnikom � zatopiona by�a w my�lach, druga, ta, kt�ra przed chwil� krzykn�a, szybko och�on�a z wra�enia i �miej�c si� z w�asnych obaw, zapyta�a jad�cego obok niej m�odzie�ca: � Czy tego rodzaju upiory cz�sto spotyka si� w puszczy, Heywardzie? A mo�e to widowisko by�o przygotowane dla nas? Je�li tak, wdzi�czno�� nakazuje nam zamkn�� usta, je�li za� jest to posta� cz�sto spotykana w puszczy, zar�wno Kora, jak i ja musimy si�gn�� po zapas wrodzonej odwagi, kt�r� si� tak szczycimy, zanim spotkamy si� z gro�nym Montcalmem. � Ten Indianin jest go�cem wojskowym i zgodnie ze zwyczajami swego ludu mo�e uchodzi� za bohatera � odpar� oficer. � Sam zg�osi� gotowo�� przeprowadzenia nas do jeziora ma�o znan� �cie�k�, niew�tpliwie szybciej i o wiele przyjemniej, ni� gdyby�my post�powali za wlok�c� si� kolumn�. � On mi si� nie podoba � odrzek�a m�oda kobieta wzdrygaj�c si� nie tyle z udanego, co prawdziwego strachu. � Oczywi�cie zna go pan, Duncanie, inaczej nie powierzy�by� mu tak �atwo pieczy nad sw� osob�. � Prosz� raczej powiedzie�, Alicjo, �e nie powierzy�bym mu pieczy nad pani�. Oczywi�cie, znam go, bo w przeciwnym wypadku nie ufa�bym mu, przynajmniej w tej chwili. M�wi� o nim, �e pochodzi z Kanady, lecz mimo to s�u�y� naszym przyjacio�om, Mohawkom, kt�rzy, jak pani wie, s� jednym z sze�ciu sprzymie- 18 rzonych narod�w*. Jak s�ysza�em, sprowadzi� go do nas jaki� dziwny przypadek, w kt�ry by� zamieszany pani ojciec i w kt�rym bardzo ostro post�piono z tym Indianinem, jednak�e te historyjki ulecia�y mi z pami�ci; do��, �e dzi� jest naszym przyjacielem. � Je�eli by� wrogiem mojego ojca, jeszcze mniej mi si� podoba! � zawo�a�a dziewczyna, tym razem naprawd� zaniepoko-iona. � Majorze Heyward, czy nie zechcia�by pan przem�wi� do niego, bym us�ysza�a jego g�os? Mo�e si� to wydaje g�upie, (ile nieraz m�wi�am panu, �e poznaj� charakter ludzi po ich g�osie. � Daremny trud: prawdopodobnie odpowie jakim� kr�tkim okrzykiem. Bo cho� mo�e i zrozumie pytanie, uda, jak wi�kszo�� I ego rodak�w, �e nie zna angielskiego. Zw�aszcza teraz nie zni�y si� do m�wienia po angielsku, kiedy uwa�a, i� wojna wymaga od niego wykazania najwi�kszej dumy. Ale przystan��, pewnie jeste�my blisko ukrytej �cie�ki, kt�r� mamy jecha�. Domys� majora Heywarda by� s�uszny. Gdy zbli�yli si� do miejsca, jadzie sta� Indianin i wskazywa� na g�szcz le�ny obrze�aj�cy drog� wojskow�, dostrzegli w�sk� i ledwie widoczn� �cie�ynk�, z trudem mog�c� pomie�ci� jedn� osob�. � A wi�c to jest nasza droga � p�g�osem powiedzia� m�ody m�czyzna. � Prosz� nie okaza� najmniejszej nieufno�ci, bo mo�e pani wywo�a� niebezpiecze�stwo, kt�rego si� pani obawia. � Co o tym my�lisz, Koro? � niezdecydowanie zapyta�a pi�kna kobieta. � Gdyby�my jecha�y razem z wojskiem, towarzystwo to mog�oby nas znu�y�, ale chyba czu�yby�my si� bezpieczniej. � Zbyt ma�o zna pani zwyczaje dzikich ludzi, Alicjo, i dlatego me zdajesz sobie sprawy, gdzie grozi prawdziwe niebezpiecze�stwo � rzek� Heyward. � Je�eli nieprzyjaciel wszed� na wy�yn�, Przez d�ugi czas plemiona india�skie zamieszkuj�ce p�nocno-zachodni� cz�� kolonii New York zwi�zane by�y sojuszem, pocz�tkowo znanym pod nazw� �Zwi�zku Pi�ciu Narod�w". 1'�niej do tego zwi�zku przyj�to jeszcze jedno plemi� i w�wczas nazw� zmieniono na ,,Zwi�zek Sze�ciu Narod�w". Pocz�tkowo zwi�zek ten tworzy�y plemiona Mohawk�w, Oneid�w, Senek�w, Kdjug�w i Onondag�w. Sz�stym cz�onkiem zwi�zku by�o plemi� Tuskaror�w. Resztki tycn wszystkich plemion �yj� jeszcze dzi� (autor pisa� to w roku 1825 � przyp. t�umacza) na terenie od-iliinym im do u�ytku przez Stany Zjednoczone, jednak�e z ka�dym dniem jest ich coraz mniej: i/.�ciowo wymieraj�, cz�ciowo przenosz� si� w inne okolice, bli�sze ich obyczajom. Niebawem w rejonach, od wiek�w zamieszka�ych przez te plemiona, nie pozostanie z nich nic pr�cz nazw. W stanie New York s� okr�gi nosz�ce imiona wszystkich tych plemion z wyj�tkiem Mohawk�w i Tuskaror�w. Druga pod wzgl�dem wielko�ci rzeka tego stanu nazywa si� Mohawk (przyp. .uitora). 19 co moim zdaniem nie jest mo�liwe, albowiem nasi zwiadowcy ju� tam dotarli, z pewno�ci� zjawi si� tam, gdzie b�dzie m�g� okr��y� kolumn�, w kt�rej znajdzie najwi�cej skalp�w. Droga, kt�r� posuwa si� oddzia�, jest znana, natomiast nikt nie wie, �e jedziemy t�dy � �cie�k�, kt�r� wybrali�my zaledwie godzin� temu. � Czy� mamy nie wierzy� cz�owiekowi tylko dlatego, �e jego zwyczaje r�ni� si� od naszych lub �e ma ciemn� sk�r�? � ch�odnym tonem zapyta�a Kora. Alicja ju� si� nie waha�a i mocno zaci�wszy swego narragansetta* pierwsza odchyli�a na bok cienkie ga��zki krzak�w i ruszy�a za Indianinem mroczn� i kr�t� �cie�yn�. M�ody m�czyzna z nie ukrywanym zachwytem spojrza� na Kor� i pocz�� troskliwie torowa� jej drog�, pozwalaj�c jej pi�knej, cho� na pewno nie pi�kniejszej towarzyszce jecha� samej przed nimi. S�u�ba, widocznie pouczona wcze�niej, zamiast przedziera� si� przez g�stwin�, pojecha�a dalej drog� obran� przez wojsko. By�a to ostro�no�� � jak stwierdzi� Heyward �- podj�ta za rad� do�wiadczonego przewodnika. Chodzi�o o to, by nie pozostawi� po sobie zbyt du�o �lad�w, na wypadek gdyby kanadyjscy Indianie wysforowali si� tak daleko przed Francuz�w. Uci��liwa droga, kt�r� teraz jechali, do�� d�ugo nie pozwala�a na prowadzenie rozm�w, ale p�niej je�d�cy wynurzyli si� z szerokiego pasa krzew�w zarastaj�cych skraje go�ci�ca i wjechali pod wysokie, lecz mroczne sklepienie lasu. Tu ich ruchy by�y ju� mniej skr�powane, tote� gdy przewodnik ujrza�, �e kobiety mog� swobodnie kierowa� ko�mi, ruszy� naprz�d krokiem po�rednim mi�dzy k�usem a st�pem, z szybko�ci�, kt�ra utrzymywa�a pewnie st�paj�ce i niezwyk�e wierzchowce obu niewiast w tempie szybkiego, lecz nie m�cz�cego truchtu. M�ody m�czyzna zwr�ci� si� w�a�nie ku czarnookiej Korze chc�c nawi�za� rozmow�, gdy za nimi rozleg� si� stukot podk�w o korzenie kr�tej dr�ki i sk�oni� Narragansett � w stanie Rhode Island (USA) jest zatoka Narragansett. Bierze ona nazw� od pot�nego plemienia Indian, kt�re ongi� zamieszkiwa�o nad jej brzegami. Przypadek czy te� niewyt�umaczony kaprys przyrody w �wiecie zwierz�t sprawi�, i� wyhodowano tam ras� koni niegdy� znan� w Ameryce pod nazw� narragansett. By�y to ma�e koniki, przewa�nie gniadej ma�ci, wyr�nia�y si� za� chodem, kt�ry polega� na tym, i� stawia�y dwie prawe lub dwie lewe nogi jednocze�nie (inoch�d). Konie tej rasy by�y i s� bardzo poszukiwane jako wierzchowce dla ich wytrwa�o�ci i lekkiego chodu, a poniewa� by�y bardzo pewne w nogach, ch�tnie dosiada�y ich kobiety, gdy musia�y podr�owa� po usianym korzeniami i wyboistym terenie ,,Nowego kraju" (przyp. autora). 20 go do wstrzymania konia. W tej samej chwili obie kobiety r�wnie� �ci�gn�y cugle i ca�a kawalkada przystan�a, by dowiedzie� si�, kto ich goni. W par� chwil potem ujrzeli �rebaka mkn�cego niby �ania mi�dzy strzelistymi pniami sosen, a za nim ukaza� si� cz�owiek opisany w poprzednim rozdziale, jad�cy z tak� szybko�ci�, do jakiej m�g� zmusi� sw� szkap� bez obawy, �e wpadnie z ni� w jawny konflikt. A� dot�d jego osoba usz�a uwagi podr�nych. Je�li udawa�o mu si� �ci�gn�� na siebie przelotne spojrzenie, gdy stoj�c ukazywa� ca�� wspania�o�� swego wzrostu, jego wdzi�ki jako je�d�ca budzi�y jeszcze wi�ksze zainteresowanie. Mimo �e bezustannie b�d� pi�t� uzbrojon� w ostrog� bok koby�y, nie m�g� z niej wydoby� nic ponad kanterburski galop, wykonywany tylko tylnymi nogami, w kt�ry wpada�y czasami na kr�tko r�wnie� i przednie ko�czyny, aczkolwiek � og�lnie bior�c � poprzestawa�y one na trz�s�cym k�usie. Ta szybka zmiana kroku mami�a wzrok, a to z�udzenie jakby pot�gowa�o si�y zwierz�cia. Ruchy je�d�ca i jego gorliwo�� by�y tak samo godne podziwu, jak gorliwo�� i ruchy konia. Przy ka�dej nowej ewolucji wierzchowca je�dziec prostowa� sw� wysok� posta� w strzemionach i nienaturalnie wyd�u�aj�c nogi, to gwa�townie r�s�, to zn�w mala� w oczach tak, �e nie mo�na by�o wyrobi� sobie s�du o jego prawdziwym wzro�cie. Na widok nieznajomego zmarszczki, kt�re sfa�dowa�y pi�kne, otwarte i m�skie czo�o Heywarda, zacz�y si� wyg�adza�, a na jego ustach pojawi� si� lekki u�miech. Alicja wcale nie usi�owa�a ukry� rozbawienia i nawet ciemne, zadumane oczy Kory zab�ys�y weso�o�ci�, kt�r� t�umi�a tylko dla zachowania pozor�w. � Czy pan kogo� szuka? � zapyta� Heyward, kiedy je�dziec zbli�y� si� i wstrzyma� konia. � Nie jest pan chyba zwiastunem z�ej nowiny? � Oczywi�cie � kr�tko odpar� obcy, wachluj�c si� w dusznym le�nym powietrzu tr�j graniastym filcowym kapeluszem i nie kwapi�c si� wyja�ni�, na kt�re z pyta� odpowiada. Gdy jednak och�odzi� ju� twarz i odsapn��, doda�: � S�ysza�em, �e pa�stwo udaj� si� do fortu William Henry. Ja te� tam jad�, s�dzi�em przeto, �e podr� w dobranym towarzystwie b�dzie odpowiada�a obu stronom. 21 I � Przyznaje pan sobie przywilej decyduj�cego g�osu � odpar� Heyward. � Nas jest troje, a pan zasi�gn�� tylko w�asnej opinii. � Oczywi�cie. Przede wszystkim trzeba wyrobi� sobie w�asne zdanie. Gdy si� ju� powzi�o decyzj� � a tam, gdzie w gr� wchodz� kobiety, nie bywa to �atwe � nale�y j� wykona�. Tak si� te� sta�o i oto jestem. � Je�eli pan zmierza w kierunku jeziora, zmyli� pan drog� � wynio�le odpar� Heyward. � Droga, kt�ra tam wiedzie, zosta�a co najmniej p� mili za nami. � Oczywi�cie � odrzek� obcy bynajmniej nie zra�ony tym zimnym przyj�ciem. � Sp�dzi�em ca�y tydzie� w forcie Edwarda i musia�bym by� niemy, �eby si� nie wypyta� o drog�. Gdybym za� by� niemy, oznacza�oby to, rzecz jasna, koniec mego powo�ania. Ludzie mego zawodu nie powinni wchodzi� w zbyt poufa�e stosunki z tymi, kt�rych maj� naucza�, dlatego nie uda�em si� za armi�. Poza tym uwa�am, �e d�entelmen pa�skiego pokroju mo�e zna� sztuk� podr�owania. Oto dlaczego postanowi�em przy��czy� si� do pa�stwa. � Nadzwyczaj arbitralne, je�eli nie pochopne postanowienie � zawo�a� Heyward nie wiedz�c, czy da� upust rosn�cemu oburzeniu, czy te� roze�mia� si� w twarz intruzowi. � Ale pan co� powiedzia� 0 zawodzie i nauczaniu: czy przydzielono pana do wojsk prowincjonalnych jako nauczyciela szlachetnej wiedzy ataku i obrony? Nieznajomy przez chwil� ze zdumieniem przygl�da� si� pytaj�-; cemu. Nagle przybra� wyraz uroczystej pokory i ostatni �lad1 zadowolenia z samego siebie znikn�� z jego oblicza, gdy odpowiedzia�: � Atak, mam nadziej�, nie nast�pi� tu z �adnej strony, a o obronie nie my�l�, albowiem z �aski Boga nie pope�ni�em �adnego ci�kiego grzechu od chwili, gdym ostatni raz b�aga� Go o przebaczenie. Nauczanie za� pozostawiam tym, kt�rych powo�ano 1 wyznaczono do tak �wi�tobliwej s�u�by. Nie mog� si� pochwali� innymi talentami, ale znam nieco chwalebn� sztuk� b�agania i dzi�kczynienia, kt�r� uprawiam �piewaj�c psalmy. � Ten cz�owiek jest najwidoczniej uczniem Apollina � zawo�a�a rozbawiona Alicja. � Bior� go pod moj� opiek�. Prosz� si� rozchmurzy�, Heywardzie, i przez lito�� dla moich st�sknionych uszu pozw�l mu podr�owa�- w naszym gronie. Poza tym � doda�a 22 szybko p�g�osem, rzuciwszy spojrzenie na Kor� pod��aj�c� daleko przed nimi za milcz�cym i ponurym przewodnikiem � mo�e by� nam przyjacielem, kt�ry w razie potrzeby powi�kszy nasze si�y. � Czy s�dzisz, Alicjo, �e poprowadzi�bym kochane osoby t� utajon� dr�k�, gdybym my�la�, �e mo�emy potrzebowa� pomocy? � Nie, nie. Wcale tak nie my�l�, ale ten dziwak mnie bawi. Je�eli istotnie �dusza jego rozbrzmiewa muzyk�", nie b�d�my niegrzeczni, nie odrzucajmy jego towarzystwa. Przekonywaj�cym ruchem pejcza wskaza�a na �cie�k�. Ich spojrzenia spotka�y si� na chwil�, kt�r� m�ody cz�owiek usi�owa� przed�u�y� i nie rusza� si� z miejsca. W ko�cu jednak uleg� swej uroczej towarzyszce, wbi� ostrogi w boki konia i w paru skokach zn�w znalaz� si� przy Korze. � Ciesz� si� z naszego spotkania, m�j przyjacielu � powiedzia�a Alicja i ruchem r�ki zaprosi�a nieznajomego, by jecha� za ni�, a jednocze�nie sk�oni�a swego narragansetta do dalszej drogi. � Moi krewni zawsze twierdzili, zreszt� mo�e stronniczo, �e mam pewien talent do �piewania duet�w. Mo�emy wi�c o�ywi� nasz� podr� oddaj�c si� pa�skiemu ulubionemu zaj�ciu. � �piewanie psalm�w, zw�aszcza w stosown� por�, pokrzepia zar�wno dusz�, jak cia�o � odpar� nauczyciel �piewu, bez namys�u przystaj�c na zaproszenie dziewczyny, by jecha� za ni� � i nic te� tak nie uspokaja umys�u jak koj�ca harmonia ton�w. Jednak�e dla doskona�o�ci melodii potrzeba czterech g�os�w. Pani posiada chyba silny i d�wi�czny sopran. Ja, dzi�ki �asce niebios, mog� swym pe�nym tenorem si�gn�� najwy�szych nut, brak nam jednak altu i basu. Ow oficer kr�lewski, kt�ry nie chcia� przyj�� mnie do towarzystwa, m�g�by �piewa� basem, je�li ze zwyk�ej rozmowy mo�na wnioskowa� o jego g�osie. � Niech pan nie s�dzi zbyt pochopnie � �miej�c si� odpar�a dziewczyna � major Heyward przybiera czasem g��bokie tony, ale normalny jego g�os zbli�a si� raczej do lirycznego tenoru ni� do basu, kt�ry pan s�ysza�. � Czy major ma du�� praktyk� w �piewaniu psalm�w? � zapyta� naiwny towarzysz dziewczyny. Alicja poczu�a, �e ogarnia j� weso�o��, ale st�umi�a �miech i odpowiedzia�a: 23 � Obawiam si�, �e woli �wieckie piosenki. �ycie �o�nierskie nie sprzyja powa�niejszym upodobaniom. � B�g da� cz�owiekowi g�os, jak i inne talenty po to, by ich u�ywa�, lecz nie nadu�ywa�. Nikt nie mo�e powiedzie�, abym zaniedba� dane mi talenty; cho� od m�odo�ci po�wi�ci�em si� muzyce jak kr�l Dawid, dzi�kuj� Bogu, �e �wiecka pie�� nigdy nie skala�a mych warg. � A zatem ograniczy� pan swoj� sztuk� do pie�ni ko�cielnych? � Oczywi�cie. A �e psalmy Dawida przewy�szaj� wszystkie inne dzie�a ludzkiego geniuszu, to i s�owa napisane do nich przez naszych duchownych, m�drc�w i uczonych przewy�szaj� ca�� czcz� poezj� �wieck�. W czasie tej pochwalnej przemowy nieznajomy wydoby� z kieszeni ksi��eczk� i w�o�ywszy na nos okulary w stalowej oprawie otwar� j� z namaszczeniem, godnym jej pobo�nego przeznaczenia. Nast�pnie przy�o�y� do ust tajemniczy instrument i wydoby� z niego wysoki, przenikliwy d�wi�k, po czym o oktaw� ni�ej za�piewa� pe�nym, rzewnym i melodyjnym g�osem, lekcewa��c sobie niezgodno�� rytmu pie�ni z niezgrabnymi ruchami swej �le uje�d�onej szkapy. Oto jako rzecz dobra i jako wdzi�czna, gdy bracia zgodnie mieszkaj�. Jest to jako olejek najwyborniejszy wylany na g�ow�, �ciekaj�cy na brod� Aronow�, �ciekaj�cy a� i na podo�ek szat jego... Ludzie jad�cy o par� krok�w na przedzie musieli zwr�ci� uwag� na to nieoczekiwane zak��cenie ciszy i spokoju lasu. Indianin wymamrota� do Heywarda kilka s��w w �amanej angielszczy�nie, a ten, zwr�ciwszy si� z kolei do nieznajomego, przerwa� mu i na jaki� czas powstrzyma� jego muzyczne zap�dy. � Wprawdzie nie zagra�a nam niebezpiecze�stwo, jednak�e zwyk�a ostro�no�� ka�e jecha� przez puszcz� jak najciszej. Wybaczy mi pani, Alicjo, �e b�d� musia� zepsu� pani zabaw� prosz�c tego d�entelmena, by od�o�y� �piew na bardziej stosown� chwil�. � Istotnie, zepsuje mi pan zabaw� � z szelmowsk� min� odpar�a dziewczyna � albowiem nigdy jeszcze nie s�ysza�am �piewu, w kt�rym wykonanie tak by si� k��ci�o z tekstem. I w�a�nie 24 stara�am si� dociec przyczyny tej rozbie�no�ci mi�dzy d�wi�kiem i sensem, gdy pan, Duncanie, swym basem przerwa� mi nagle urocze rozmy�lania. � Nie wiem, co pani nazywa moim basem � rzek� Heyward dotkni�ty t� uwag� � ale wiem, �e bezpiecze�stwo pani i Kory jest mi dro�sze nawet od muzyki Haendla*. Zamilk� na chwil� i szybko odwr�ci� g�ow� ku g�stwinie le�nej, a p�niej podejrzliwie spojrza� na przewodnika, z niezm�con� powag� krocz�cego na przedzie. Major u�miechn�� si� pogardliwie do samego siebie, my�l�c, �e mu si� przywidzia�o i �e wzi�� jak�� po�yskuj�c� le�n� jagod� za b�yszcz�ce oko skradaj�cego si� Indianina. Jecha� wi�c dalej i podj�� rozmow�, kt�r� przerwa�o mu przelotne podejrzenie. Jednak�e pomy�ka jego polega�a tylko na tym, �e pod wp�ywem m�odzie�czej dumy zaniedba� czujno�ci. Kawalkada nie zd��y�a daleko odjecha�, gdy rozchyli�y si� ga��zie krzak�w i twarz ludzka o tak okrutnym wyrazie, jaki tylko sztuka dzikich i niepohamowane nami�tno�ci mog�y jej nada�, wyjrza�a z g�stwiny i odprowadzi�a wzrokiem je�d�c�w. B�ysk triumfu przelecia� przez pokiyt� ciemnymi farbami twarz Indianina, gdy ujrza�, dok�d zd��aj� jego przysz�e ofiary, kt�re niczego nie podejrzewaj�c jecha�y dalej. Fryderyk Haendel {1685�1759) � s�ynny niemiecki kompozytor i muzyk. D�ugi czas mieszka� w Anglii. V, ROZDZIA� TRZECI Dzi� p�ug zaora� pola, kt�re przedtem Ku brzegom rzeki falowa�y �anem, Melodia wody wype�nia�a szeptem Szumi�ce bory, puszcze nieprzejrzane; I strumyk pluska�, i strumie� si� pieni�, I �r�d�a bi�y w cienistej zieleni. * Bryant Jrozw�lmy nic nie podejrzewaj�cemu Heywardowi i jego ufnym towarzyszom dalej zag��bia� si� w puszcz� skrywaj�c� tak zdradliwych mieszka�c�w i skorzystajmy z przywileju autora, by przenie�� scen� naszego opowiadania o par� mil na zach�d od miejsca, gdzie po raz ostatni widzieli�my naszych podr�nych. Tego samego dnia dw�ch m�czyzn zatrzyma�o si� nad brzegami w�skiej i rw�cej rzeki, nie dalej ni� o jeden dzie� drogi od obozu Webba. Sprawiali wra�enie ludzi, kt�rzy na kogo� lub na co� czekaj�. Przestronny strop lasu ci�gn�� si� a� po brzeg rzeki i zwisaj�c nad wod�, k�ad� g��boki cie� na mroczny nurt. Promienie s�o�ca nie pali�y ju� tak mocno i niezno�ny upa� �agodnia�, w miar� jak nios�ce och�od� opary �r�de� wstawa�y nad ich pokrytymi listowiem �o�yskami i orze�wia�y powietrze. Czerwony kolor sk�ry i le�ny ubi�r jednego z tych ludzi zdradza�y w nim Indianina, drugi za� mimo prymitywnego i niemal india�skiego stroju mia� cer� ja�niejsz�, cho� spalon� s�o�cem i od dawna pociemnia��, jak przysta�o cz�owiekowi, kt�ry m�g� si� powo�a� na swe europejskie pochodzenie. Pierwszy z nich siedzia� na brzegu omsza�ej k�ody, w postawie pozwalaj�cej mu podkre�la� powag� s��w spokojnymi, lecz wymownymi gestami, do jakich uciekaj� si� Indianie poch�oni�ci sporem. Jego cia�o, prawie nagie, pokryte by�o przera�aj�cym malowid�em � emblematem �mierci � wykonanym czarnymi i bia�ymi farbami. G�adko wygolon� g�ow�, na kt�rej pozosta� tylko dobrze znany czub wo- 26 jownika*, zdobi�o jedynie pojedyncze orle pi�ro, kt�re przepinaj�c w�osy zwisa�o na lewe rami�. Za pasem mia� tomahawk i angielskiego wyrobu n� do zdzierania skalp�w, a kr�tka wojskowa strzelba z gatunku tych, w jakie pol:i;, ka bia�ych pozwala im uzbraja� swych dzikich sprzymierze�c�w, beztrosko spoczywa�a* w poprzek jego obna�onych i mocnych kolan. Szeroka pier�, muskularne cia�o i powaga maluj�ce! si� na twarzy tego wojownika wskazywa�y, �e doszed� on ju� do wieku dojrza�ego, cho� jeszcze �adne oznaki niedo��stwa nie zdawa�y si� os�abia� jego �ywotno�ci. Bia�y, s�dz�c z kszta�t�w nie zakrytych ubraniem, wygl�da� na kogo�, kto od najm�odszych lat pozna� znoje i trudy �ycia. By� muskularny i raczej chudy, jednak�e ka�dy nerw i mi�sie� jego cia�a wydawa� si� mocny i zahartowany w niezliczonych trudach. Mia� na sobie my�liwsk� koszul�* koloru le�nej zieleni, obszyt� sp�owia�� ��t� lam�wk�, a na g�owie letni� czapk� z wyprawionych sk�r. I on mia� n� za pasem z muszelek, podobnym do tego, kt�ry zaciska� sk�py ubi�r Indianina, ale nie mia� tomahawka. Jaskrawe ozdoby, jak u Indian, upi�ksza�y jego mokasyny, a jedyn� cz�ci� dolnego ubrania, wygl�daj�c� spod my�liwskiej koszuli, by�a para kamaszy* ze sk�ry, sznurowanych po bokach i przewi�zanych powy�ej kolan, jelenimi �ci�gnami. Torba i r�g z prochem uzupe�nia�y jego osobliwy ekwipunek. Obok, oparty o bliskie drzewo, sta� sztucer, wyj�tkowo d�uga strzelba, taka, jaka � wed�ug naukowych pogl�d�w bia�ych, pod tym wzgl�dem bardziej pomys�owych od Indian � uchodzi�a w�wczas za najniebezpieczniejsz� ze wszystkich broni palnych. Ma�e i bystre oczy my�liwego czy te� zwiadowcy � nie wierny, kim by� � nie zna�y spoczynku, gdy m�wi�, i b��dzi�y na wszystkie strony, jakby poszukuj�c zwierzyny lub oczekuj�c nag�ego pojawienia si� przycza- P�nocnoameryka�scy Indianie wy sku bywali sobie w�osy, pozostawiaj�c jedynie ma�y kosmyk na ciemieniu, by w razie doznania poia�ki u�atwi� nieprzyjacielowi zdj�cie skalpu. Skalp by� jedynym dopuszczalnym trofeum. Dlatego zdobycie skalpu uwa�ano za wi�ksze zwyci�stwo ni� �mier� wroga. Niekt�re plemiona poczytywa�y sobie za zaszczyt skalpowanie poleg�ych. Te zwyczaje prawie ca�kowicie zanik�y w�r�d Indian stan�w nadatlantyckich (przyp. autora). Kosz ul a my�liwska jest lu�n� i malownicz� bluz� ozdobion� ta�mami i fr�dzlami. Jest koloru ochronnego, kt�ry �udz�co przypomina barw� g�szczu le�nego. Wiele oddzia��w ameryka�skiej piechoty nosi podobne mundury. Koszula my�liwska bywa te� bia�a (przyp. autora). Kamasze � w tym wypadku wysokie cholewki bez przy szwy. '27 jonego wroga. Mimo tych oznak zwyk�ej podejrzliwo�ci w jego twarzy nie by�o nic chytrego, a w chwili, gdy zawieramy z nim znajomo��, mia�a wyraz szczery i zacny. � Tymczasem nawet wasze podania przemawiaj� na moj� korzy��, Chingachgook � powiedzia� w j�zyku znanym wszystkim Indianom, kt�rzy dawniej zamieszkiwali ziemie le��ce pomi�dzy Hudsonem i Potomakiem. Wasi ojcowie przyszli z zac