7617
Szczegóły |
Tytuł |
7617 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7617 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7617 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7617 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Tadeusz R�ewicz
Matka odchodzi
Wydawnictwo Dolno�l�skie Wroc�aw 2001
Teraz
m"e.
ie. Te oczy, uwa�ne i czule
�cz, m,k, wszy*. widz�ce patrz, "a urodziny
morderc� oczy madd pa.rza na "�go
zaczyna i ciep�a.
� t Dzie� Matki. Nie pami�tam czy w moim
Jutro jest Uzien ivi<iu" r moim
noc.
poranek by� dniem matki. I
_ poezji
Wiesz, Mamo, tylko Tobie mog� to ta, mog�'to powiedzie�, bo jestem ju, �mia�em Ci tego powiedzie�, za �ycia si? tego s�owa nigdy go nie powiedzia�em Ojcu �em czy si? godzi co� takkgo mowie
Wchodzi�em w �wiat PO^ do wyj�cia, w ciemno��... przeszed� widl�em J, okiem ryby kreta ptaka ca dlaczego tak trudno wypowiedzi te dwa
poet�", szuka si� zast�pczych s��w �eby zakomunikowa� ten "fakt" �wiatu, Matce. Oczywi�cie, Matka wie. O tym �eby co� takiego powiedzie� ojcu nigdy nie my�la�em... nigdy te� Ojcu nie powiedzia�em "Tato... Ojcze... jestem poet�"... nie wiem czy ojciec zwr�ci�by uwag� na takie s�owa... by�by tak daleki... �e spyta�by mnie (czytaj�c gazet�, jedz�c, ubieraj�c si�, czyszcz�c buty...) "co tam (Tadziu) m�wisz?"... by�o to przecie� jakie� "g�upstwo" "co tam znowu?"... nie mog�em przecie� powt�rzy� jeszcze raz g�o�niej "Tato, Ojcze... jestem poet�"... Ojciec mo�e by podni�s� oczy znad talerza, znad gazety... patrzy zdziwiony a mo�e nie patrzy tylko kiwa g�ow� i m�wi "dobrze... dobrze" albo nic nie m�wi. Napisa�em wiersz Ojciec (w roku 1954) "Idzie przez moje serce/ stary ojciec..." nie wiedzia�em czy Ojciec ten wiersz przeczyta�, nigdy s�owa nie powiedzia�... zreszt� ja te� tego wiersza Ojcu nie przeczyta�em... teraz jest rok 1999... i m�wi� tak cicho, �e Rodzice nie mog� dos�ysze� moich s��w "Mamo, Tato, jestem poet�"... "wiem Synku" m�wi Matka "zawsze to wiedzia�am" "m�w wyra�niej" nic nie s�ysz� m�wi Ojciec...
Przez wiele lat obiecywa�em Mamie trzy rzeczy, �e zaprosz� j� do Krakowa, �e poka�� Zakopane i g�ry, �e pojad� z Mam� nad morze. Mama nie zobaczy�a nigdy w �yciu Krakowa. Nie widzia�a ani Krakowa ani g�r (z Morskim Okiem w �rodku) ani morza. Nie dotrzyma�em obietnic... Min�o od �mierci Mamy prawie p� wieku... (zreszt�, przestaj� si� interesowa� kalendarzem i zegarem). Czemu Jej nie zawioz�em do Krakowa i nie pokaza�em Sukiennic, ko�cio�a Mariackiego, Wawelu... Wis�y.
No tak! Syn mieszka� w Krakowie... m�ody "obiecuj�cy" poeta... i ten poeta kt�ry tyle wierszy napisa� dla matki i tyle wierszy dla wszystkich matek... nie przywi�z� Mamy do Krakowa w roku 1947 ani w 1949... Nigdy mi nie przypomina�a, nie robi�a wyrzut�w.
Mama nie widzia�a Warszawy. Mama nigdy nie lecia�a samolotem, nie p�yn�a statkiem. Nigdy nie by�em z Mam� w cukierni, w restauracji, w kawiarni, w teatrze, operze... Ani na koncercie... by�em poet�... Napisa�em poemat Opoztnada-nie o starych kobietach, napisa�em wiersz Stara ch�opka idzie brzegiem morza... Nie zawioz�em Mamy nad morze... nie usiad�em z ni� nad brzegiem, nie przynios�em muszelki albo bursztynowego kamyczka. Nic... i ona nigdy nie zobaczy morza... i nigdy nie zobacz� jej Twarzy i oczu i u�miechu kiedy patrzy na morze... poeta. Czy poeta to cz�owiek, kt�ry pisze z suchymi oczami treny, bo musi dobrze widzie� ich form�? Musi ca�e serce w�o�y� w to, aby forma by�a "doskona�a"...? Poeta, cz�owiek bez serca? A teraz ten lament przed publiczno�ci� na jarmarku ksi��ki na odpu�cie poezji, na gie�dzie literatury. I nie mam nawet tej pociechy, �e Mama "na tamtym �wiecie" idzie przez Planty, przez Krak�w, na Wawel... Czy w "niebie" jest morze nad kt�rym siedz� nasze Matki w biednych salopkach, p�aszczach, starych pantoflach i kapeluszach?... ale i teraz pisz� - z suchymi oczami - i "poprawiam" te moje �ebracze treny...
W �rodku �ycia
Min�o sze��dziesi�t lat od wybuchu II wojny �wiatowej.
Mam 77, 78 lat. Jestem poet�. Na pocz�tku drogi nie wierzy�em w ten cud... �e kiedy� zostan� poet�, czasem w nocy przebudzony przez senne strachy i upiory ratowa�em si� my�l� pragnieniem "b�d� poet�" przep�dz� upiory ciemno�� �mier�... Wejd� w �wiat�o poezji, muzyk� poezji, Cisz�.
Teraz kiedy pisz� te s�owa spokojne uwa�ne oczy Matki spoczywaj� na mnie. Patrzy na mnie z "tamtego �wiata" z tamtej strony w kt�r� ja nie wierz�. Na �wiecie zn�w si� toczy wojna. Jedna ze stu jakie tocz� si� bez przerwy od ko�ca II wojny �wiatowej a� po dzie� dzisiejszy...
8
ale mama nie odesz�a by�a z nami i b�dzie...
teraz kiedy pisz� te s�owa... badawcze oczy matki patrz� na
mnie
podnosz� g�ow�, otwieram oczy... nie mog� znale�� drogi, upadam, podnosz� si�, s�owa wype�nione nienawi�ci� trupim jadem wybuchaj� rozszarpuj� mi�o�� wiar� i nadziej�... otwieram usta �eby co� powiedzie� "cz�owieka trzeba kocha�" nie Polaka Niemca Serba Alba�czyka Wiocha �yda Greka... trzeba kocha� cz�owieka... bia�ego czarnego czerwonego ��tego
wiem, �e te moje �ebracze treny pozbawione s� "dobrego smaku"...
i wiem, �e z rzeczy �wiata tego zostanie... co zostanie?!
Wielki genialny �mieszny Norwid powiedzia�:
Z rzeczy �wiata tego zostan� tylko dwie, Dwie tylko: poezja i dobro�... i wi�cej nic...
Wielki Don Kichocie! Zosta�o Nic. I je�li my ludzie nie p�jdziemy po rozum do g�owy i nie zagospodarujemy tego rosn�cego Nic to... to co?! powiedz, nie b�j si�! co si� stanie... zgotujemy sobie takie piek�o, na ziemi, �e Lucyfer wyda nam si� anio�em, wprawdzie anio�em upad�ym, ale nie pozbawionym duszy, zdolnym do pychy ale pe�nym t�sknoty za utraconym niebem pe�nym melancholii i smutku... polityka zamieni si� w kicz, mi�o�� w pornografi�, muzyka w ha�as, sport w prostytucj�, religia w nauk�, nauka w wiar�.
Stefania R�ewicz
[Wie� mojego dzieci�stwa]
Szynkielew jest wsi�, kt�ra nale�a�a do gubernii kaliskiej, powiatu wielu�skiego.
Czasy caratu. S� we wsi dwa dwory: szlachecki i generalski. Sama wie� jest du�a. Mimo �e nie jest taka biedna jak okoliczne wioski, jest w niej du�o biedy. Drogi s� tu okropne. W zim� to, jak nie ma mrozu, dos�ownie trepy gin� w b�ocie, bo noga przy wyci�ganiu z b�ota nie utrzyma trepa. Trepy s� o drewnianych podeszwach. Buty posiada ma�o kto, to jest luksus. Kto je ma, to tylko k�adzie na wielk� uroczysto��. Szko�y nie ma, do ko�cio�a ludzie chodz� dziewi�� kilometr�w.
Przyjecha�am do Szynkielewa maj�c lat pi��. Ogromnie mi si� tu podoba�o. Mia�am dopiero lat pi��, nie zrozumia�am, ile si� kryje przy pi�knie przyrody n�dzy ludzkiej na takiej nawet zamo�nej wsi. Zacz�am mniej wi�cej od dziesi�tego roku �ycia obserwowa� �ycie ludu. Najwi�cej pami�tam z tego okresu rok 1905. Przyje�d�ali ludzie z miast i opowiadali, �e ma ju� nie by� cara, �e w �odzi ubrali kuk�� podobn� do cara. Obwozili j�, aby go upokorzy�. To zn�w s�ysza�am, �e w Rosji ugotowano jakiego� kucharza. To zdarzy�o si� ju� w wojsku, wi�c by�a nadzieja, �e mo�e nie b�dzie ju� cara i nie b�d� ludzi wywozi� na Syberi�.
Wie� by�a strasznie zaniedbana. Pa�stwo zupe�nie si� nie stara�o o to, �eby poprawi� byt ludziom, najlepszy dow�d, �e jaka� ma�a szk�ka musia�a starczy� na kilka okolicznych wiosek. Dzieci dlatego prawie do szko�y nie chodzi�y, bo w zim� le�a�y wielkie �niegi, przez kt�re by nie przebrn�y, a wiosn� czy jesieni� rodzice zn�w nie mogli sobie pozwoli� na pr�nowanie dzieci, jak m�wili, bo trzeba by jedno dziecko bawi�o
13
14
drugie. Sama widzia�am, jak trzyletnie lub czteroletnie dzieci musia�y podczas nieobecno�ci matek roczne lub mniejsze bawi� i karmi�. �miertelno�� w�r�d dzieci by�a wielka. Najsilniejsze �y�y, a w�t�ych nie mia� kto leczy� i nie by�o czym od�ywia�.
Pami�tam, �e kiedy� wesz�am do do�� zamo�nych gospodarzy. Matka by�a w polu. Dziecko, kt�re w domu pozosta�o, le�a�o w ko�ysce w samej s�omie, bo s�oma na pewno by�a przedtem nakryta jak�� szmatk�, ale dziecko ju� t� szmat� skopa�o n�kami. Przykry by� widok, �e to dziecko za�atwi�o si� i zacz�o je�� ka� spod siebie. Higiena by�a okropna. Dzieci wieczorem k�ad�y si� spa� bez mycia. By�y przem�czone, bo przecie� dziecko, kt�re mia�o pi�� lub sze�� lat, pas�o ju� g�si. Nie dosypia�y dzieci. Cz�sto widzia�am, jak takie male�stwa wyci�gane by�y z ��ek do pasania kr�w czy g�si o godzinie czwartej lub pi�tej rano, zasypia�y na jakiej� granicy, a byde�ko wtedy sz�o, gdzie chcia�o. M�j Bo�e, jak bardzo mi by�o �al dzieci, kt�rym krowy lub g�si uciek�y nieraz z pola, a biedny pastuszek ba� si�, aby mu byd�o nie posz�o w szkod�. Lecia�y, goni�y, a nie mog�y podo�a�, to dostawa�y w domu bicie za z�e pilnowanie.
Od�ywia�y si� dzieci �le. Bardzo cz�sto nie by�o chleba. Matka wtedy napr�dce gniot�a placek z pozosta�ych kartofli i troch� m�ki, piek�a na blasze lub w popiele. Wielka by�a uroczysto��, jak dziecko dosta�o kawa�ek bu�ki lub cukierka. Cukierek by� z najgorszego gatunku. By�o w nim troch� farby z krochmalu, zamiast cukru sacharyna.
Mia�am sposobno�� zaobserwowa�, jak okropnie �yj� ma�orolni. Ludzie, kt�rzy tego z bliska nie widzieli, nie s� w stanie uwierzy�. Mia� taki ma�orolny dwie lub trzy morgi ziemi, nieraz same piachy (a by�o du�o takich, co mieli morg� lub dwie), a dzieci du�o. Nieraz jeszcze by�a babka na tak zwanym wycugu. Pami�tam, �e raz by�am w takiej izbie, nie by�o tam pod�ogi, tylko ubita glina - jedno mieszkanie, w kt�rym si� mie�ci�a rodzina i kr�liki, aby mie� na �wi�ta mi�so. Okno
by�o ma�e, zabite gwo�dziami, wcale si� nie otwiera�o. U zamo�nych by�y inne okna, o czterech szybach, dachy wszystkie s�om� kryte.
Ma�orolni nie mogli utrzyma� konia do pracy, wi�c musieli u bogatszych pracowa�, aby oni im za to pomogli czy to naw�z wywie��, czy zbo�a troch� zwie��. Zawsze bogaty sobie zwozi� wpierw zbo�e, a biednemu zmok�o. Na jesieni bogacze sobie orali i siali, a biedak, kt�ry chodzi� na tak zwany odro-bek, mia� jeszcze �yto w polu. Jak ju� by�y przymrozki, nieraz widzia�am, jak w �niwa ma�orolni znosz� do jakiej� na wp� rozwalonej stod�ki na plecach zbo�e. A robi�y to przewa�nie kobiety, bo m�owie wyje�d�ali do Niemiec na roboty, aby m�c z zarobionych pieni�dzy kupi� troch� obuwia czy ubrania. Nawet zamo�ni gospodarze musieli posy�a� na roboty do Niemiec swoje dzieci. Nikt nie by� w stanie si� ubra� z dochod�w z gospodarstwa.
Bardzo biedne by�o w mieszkaniach umeblowanie. Przewa�nie meble sk�ada�y si� ze skrzynki, tak zwanego kufra, gdzie le�a�o ubranie i bielizna. Bielizna by�a bardzo uboga, koszule sk�ada�y si� z trzech cz�ci: u do�u koszula by�a z takiej grubej cz�ci p��tna jak na worek, wy�ej by�a cie�sza, a u samej g�ry ko�nierzyk z cienkiego p��tna kupnego. Pow�oki, czyli po�cielowa bielizna - sp�d poszwy z p��tna swojej roboty, a wierzch w r�ne kraty.
Siennik�w nie by�o. Mo�na powiedzie�, �e ludzie le�eli w go�ej s�omie, bo przewa�nie spa�o po kilka os�b na jednym ��ku. Nawet by�y tam jakie� p�achty rzucone na s�om�, ale we �nie to si� to wszystko po�ci�ga�o. Bogatsi mieli sto�y, ale jedli przewa�nie na �awach. Do �aw by�y przystawiane ma�e sto�eczki. Na tym siadali do jedzenia. Jedli ludzie z misek do�� du�ych, tak �e na rodzin� sk�adaj�c� si� z sze�ciu lub pi�ciu os�b gospodyni stawia�a dwie miski do jedzenia. W gospodarstwie kuchennym prawie �e nie by�o naczy�, jakie� dwa, trzy garnki, tak zwane �ele�niaki. Niekt�re gospodynie mia�y po kilka talerzy, ale talerze sta�y w szafie od "parady". Miednic do
mycia nigdzie nie widzia�am. By� du�y ceber, w kt�rym zmywali naczynia. Z tego samego cebra poili krowy. Sama widzia�am, jak ma�e dzieci wstawa�y rano z ��ek i w te same cebry siusia�y. Niekt�rzy myli si� w ten spos�b, �e brali wod� do ust i wypuszczali j� na r�ce, i tak si� myli. A jeszcze inni myli si� w szkopkach. Szkopek to by�o naczynie, do kt�rego doili krowy. Jedli wszyscy z jednej lub dw�ch misek glinianych.
Jedzenie przewa�nie te� by�o na wsi bardzo biedne. �niadanie sk�ada�o si� najcz�ciej z kartofli i polewki. Polewka by�a r�nie gotowana. U biednych wod� zaprawia�o si� m�k� �ytni�, zsiad�ym mlekiem, a u bogatszych zaprawiano polewk� s�odkim mlekiem, a zamiast wody bra�o si� na polewk� ma�lank�. Kartofle na wsi przewa�nie gotowano w �upach. Obiady sk�ada�y si� przewa�nie z kartofli, kapusty i klusek, kluski bywa�y urozmaicone. Nieraz zacierk� z mlekiem jedli albo kluski, zwane bociany, z ma�lank�. Kapust� kisili w ca�ych g��wkach, a li�cie siekali siekaczami i przesypywali g��wki kapusty. Kapusta u biednych by�a kraszona olejem albo ugotowan� fasol�. Dalsze jedzenie sk�ada�o si� z kaszy jaglanej lub p�czaku. Kasz� przewa�nie gotowano na przedn�wku. Mi�sa bardzo ma�o ludzie jedli. Jak krowa z�ama�a nog� albo si� zdarzy� inny jaki� wypadek, to ch�opi mi�dzy sob� sprzedawali, ale najcz�ciej przyje�d�a� rze�nik i kupowa� za psie pieni�dze. By�y dobre czasy, kiedy �yto si� zrodzi�o, to chleb by� pieczony na ka�d� niedziel� z jasnej m�ki. Ale jak nie by�o urodzaju, to kobiety me��y �yto w �arnach tylko na barszcz i r�ne polewki. Cukru prawie �e ludzie nie jedli, na �wi�ta lub dla chorych kupowali.
Jarzyn dawniej nie sadzili. Nie widzia�am nigdy marchewki czerwonej, przewa�nie bia�� pastewn�. Dlatego pami�tam dobrze, �e jarzyn na wsi nie by�o, bo zawsze przylatywa�y do nas kobiety po troch� natki od pietruszki na lekarstwa dla noworodk�w. Jak kt�ry nie m�g� sika�, to go poili wywarem z pietruszki (jako �rodek moczop�dny). Z owocami te� by�o �le. Przewa�nie by�y polne gruszki. Ros�y po granicach tak g�sto,
16
77
�e z daleka zdawa�o si�, �e to las. Tych dzikich owoc�w by�o bardzo du�o. Mam wra�enie, �e gruszki te nie dawa�y wiele witamin, bo w nich by�o du�o kamienia. By�y we wsi dwa sady z owocami gatunkowymi. Te nale�a�y do dworu. Dzieci ze wsi z tych owoc�w nie korzysta�y, bo sady w dworze by�y wydzier�awione �ydom. Owszem, pami�tam jeszcze par� ma�ych ogr�dk�w u bogatych gospodarzy.
Wie� by�a du�a i w stosunku do innych wiosek zamo�na, ale dos�ownie nie by�o jednej rodziny, �eby mog�a sobie pozwoli� na wys�anie dziecka, nawet zdolnego, do szko�y do miasta. Zna�am kilku ch�opc�w, nawet mogliby si� uczy�, ale musieli i�� do Niemiec na roboty. Dw�ch z mojego pokolenia si�� rzeczy chcia�o na co� wyj��, jak si� to m�wi�o, wi�c jeden z nich, Andrzej Ka�u�ny, by� kilka razy w Niemczech, aby sobie na nauk� czy ubranie zarobi�. Potem lata� dziewi�� kilometr�w do ksi�dza proboszcza, kt�ry go przygotowa� do kt�rej� klasy, nie pami�tam czy do trzeciej, czy czwartej, w ka�dym razie wyjecha� do jakiego� seminarium, z kt�rego wr�ci� bardzo wyczerpany. Opowiadali mi ludzie, �e kiedy by�a jego prymicja, to musieli go do o�tarza prowadzi�, o w�asnej sile nie m�g� ju� mszy �wi�tej odprawi�. Nied�ugo potem zmar�.
Drugi ch�opiec to by� Antoni Walasik. Musia� by� bardzo zdolny, nawet wszechstronnie zdolny. Widzia�am nie raz, jak z kory sosnowej rze�bi� r�nych �wi�tk�w i to naprawd� �adnie. By� samoukiem. Rodzice nawet mu nie dali na tabliczk� i rysik, a ogromnie chcia� pisa�, wi�c pisa� w�glem, patykami po ziemi, a jak by� starszy, chodzi� do Niemiec i uczy� si� pisa�. Pisywa� z Niemiec listy ludziom, kt�rzy z nim wsp�lnie pracowali. Na wsi ma�o by�o ludzi, co umieli pisa�. Prawie wszyscy analfabeci. Musz� i Walasika ju� opisa�, skoro zacz�� uczy� si� sam i po paru latach przesta� je�dzi� do Niemiec, i sekretarz Swieszczak przyj�� go na pomocnika do s�du, raczej na tak zwan� praktyk�. I cho� samouk, doskonale sobie dawa� rad�. Mia� pi�kny charakter pisma. By� strasznie pracowity. Z praktyki pojecha� ju� do Kalisza na kancelist�.
Dlatego opisuj� dw�ch znajomych, aby ci, co b�d� czytali, mogli si� zorientowa�, w jakich warunkach �yli ludzie, z kt�rych naprawd� m�g� by� po�ytek dla kultury i pa�stwa. Dzi�, jak widz� setki tysi�cy m�odzie�y wiejskiej kszta�c�cej si�, jestem naprawd� szcz�liwa, �e tak jest, a nie czasy tragiczne dla o�wiaty, jak wtedy, kiedy ja by�am m�oda. Ci�gle musz� my�le� o mojej wsi, w kt�rej si� wychowywa�am, jak by�o dawniej, a jak jest dzisiaj. Jak by� na wsi cz�owiek, kt�ry umia� pisa�, nawet �le pisa�, to taki uczony zbiera� w zim� dzieci i uczy� je. Za to dostawa� par� groszy od dziecka lub co� w naturze, ale czego dzieci nauczy�y si� przez zim�, to przez lato zapomnia�y, bo w lecie cz�owiek, kt�ry uczy�, pracowa� w polu, a dzieci pas�y g�si i krowy.
Naprawd� to ludzie tych szk� nie chcieli. Nie by�o �adnej o�wiaty, wi�c nawet jak by�o kilku gospodarzy, co pragn�li �eby dzieci chodzi�y do szko�y i starali si� u w�adz, �eby szko�a we wsi by�a, to 90 procent m�wi�a, �e jego dziad, pradziad nie zna� si� na pi�mie i te� �y�. Nieraz ojciec m�wi�: szko�a bardzo waszym dzieciom potrzebna. Odpowiadali dowcipnie: panie, kto si� zna na pi�mie, ten si� do piek�a ci�nie.
Wie� by�a g��boko religijna. Nawet ksi�dz by� uwa�any za jak�� �wi�to��. Ludzie biedni, kt�rzy sobie odmawiali nie raz kawa�ka chleba, znajdowali ruble na r�ne sk�adki na ko�ci�. Mimo �e ko�ci� by� od mojej wsi a� dziewi�� kilometr�w, chodzili ludzie do niego w ka�d� niedziel�. Nieraz w zim� by�y du�e mrozy, mimo to wstawali o czwartej rano i szli na rora-ty. Postu bardzo przestrzegali. Post by� wielki przed Wielkanoc�, adwent przed Bo�ym Narodzeniem. Nawet jak kto chcia� w wielki post w niedziel� zje�� kawa�ek mi�sa, przychodzi� do ksi�dza po dyspens�. Taka dyspensa kosztowa�a rubla. Ludzie dos�ownie ca�y wielki post jedli kapu�nic� gotowan� na suszonych "betkach" albo kraszon� olejem. Posty jeszcze by�y w krzy�owe dni i przed ka�dym �wi�tem Matki Boskiej. Nale�eli do r�nych zwi�zk�w religijnych, na przyk�ad do bractwa r�a�cowego. Bractwo r�a�cowe dawa�o gwarancje, �e po
18
19
�mierci, cho�by nikt nie zakupi� mszy, to dla tych z bractwa s� zawsze msze i du�o �wiat�a na pogrzebie si� �wieci. By�o du�o tych stowarzysze�, na przyk�ad k�ko �ywego r�a�ca polega�o na tym, �e co niedziela u innej kobiety zbiera�y si� cz�onkinie �ywego r�a�ca i odmawia�y go. M�wi�y, �e on �yje, bo ci�gle go odmawiaj�.
Dzieciak najp�niej by� chrzczony, jak mia� dwa tygodnie. S�usznie si� bali, �eby takie niemowl� nie umar�o bez chrztu, bo by�oby wiecznie pot�pione jak "�yd" lub inny cz�owiek nie ochrzczony. Matka te� musia�a i�� po porodzie do ko�cio�a, aby zosta�a oczyszczona. Nie by�o wolno przedtem takiej kobiecie po wod� i��, bo potem by�y "robaki" w wodzie. Do spowiedzi chodzili do�� cz�sto, a spowied�, kt�r� ka�dy musia� pod kontrol� swego proboszcza odby�, by�a wielkanocna. Przychodzi� wi�c z ka�dego domu kto� do kancelarii parafialnej i kupowa� dla domownik�w kartki, z kt�rymi petenci przychodzili do spowiedzi. Takie kartki po spowiedzi oddawali organi�cie, a on tych, kt�rzy byli u spowiedzi, wykre�la� z ksi��ek, w kt�rych wszyscy byli spisani przed Wielkanoc�. W ten spos�b proboszcz wiedzia�, ile ma niewiernych. Za moich czas�w ma�o by�o takich, co bez �lubu mieszkali, to znaczy na wiar�. Pewnie, �e w parafii si� co� znalaz�o.
Zacz�am o spowiedzi wielkanocnej, musz� te� opisa�, jak na wsi takie �wi�ta si� odbywa�y. Ca�y Wielki Tydzie� by� do�� uroczysty i smutny. Rodzice chodzili na gorzkie �ale i opowiadali, jak �ydzi Pana Jezusa m�czyli, jak ziemia p�ka�a i pioruny bi�y. Podczas opowiadania ludzie z wielkim szacunkiem zdejmowali czapki. Tradycyjne porz�dki si� odbywa�y: bielenie mieszka�, wielkie prania. Potem by�o pieczenie chleba, co u bogatszych piek�o si� placki. Trzeba si� by�o wystawi� ze �wi�ceniem. W Wielk� Sobot� ksi�dz przyje�d�a� �wi�ci�. Kobiety i dzieci ubrane od�wi�tnie przynios�y �wi�cenie przed kaplic�. Tam rz�dami siedzia�y na ziemi, kt�ra by�a posypana ��tym piaskiem. �wi�cenie sk�ada�o si� z chleba, sera i z szperki. Szperka to jest mi�so ze s�onin� gotowane, przybi�-
ran� borowinami. Musia� by� koniecznie ocet i chrzan. Ocet, bo �ydzi Pana Jezusa nim poili. Na rezurekcje prawie wszyscy doro�li szli.
Wielka Niedziela by�a bardzo uroczy�cie obchodzona. Drugi dzie� Wielkanocy to by� �mingus - parobcy oblewali dziewczyny wod� z wielkich sikawek, kt�re by�y u�ywane do gaszenia po�aru, a niekt�re dziewuchy by�y w rowie wyk�pane.
Po wsi kawalerowie te� chodzili z gaikiem. By�a to ubrana choinka w r�ne lalki i kogutki, przy tym �piewali: "chodzimy z gaikiem, siedzi kurka z jajkiem", no i gospodynie im wynosi�y tak zwany dyngus, kt�ry sk�ada� si� z jaj, placka czy kawa�ka chleba.
Bo�e Narodzenie by�o bardzo wielkim �wi�tem. Ludzie te� je obchodzili z wielkim kultem. Potraw by�o du�o na kolacji wigilijnej. Konopie ziarno musia�o zawsze by� ucierane, potem zagotowane z mlekiem. To by�a zupa wigilijna. By�y kluski z miodem, suszone ul�ga�ki i wiele innych potraw. Kolacja wigilijna sk�ada�a si� z trzynastu, jedenastu lub siedmiu potraw. Po podzieleniu si� op�atkiem gospodarz bra� r�owy op�atek (takie wypieka� specjalnie organista) i m�g� to da� byde�ku, bo ch�opi m�wili: trzeba i byde�ku da�, bo Pan Jezus przyszed� na �wiat mi�dzy byde�kiem. No i m�wili ludzie na wsi, �e w t� noc, kiedy si� Dzieci�tko narodzi�o, to byde�ko m�wi�o ludzkim j�zykiem i do dzi� dnia w t� noc m�wi.
W k�cie izby sta� snopek s�omy i ca�a izba by�a s�om� wy�cielana na pami�tk�, �e Dzieci�tko si� w stajence narodzi�o. Drugi dzie� �wi�t, w �w. Szczepana, zmieniali gospodarze przewa�nie parobk�w i pastuch�w, st�d przys�owie, �e na �w. Szczepan ka�dy s�uga pan.
Zaczyna� si� karnawa�. Gdzie kto mia� upatrzon� dziewczyn�, bra� starost� i w�dk� i szed� na "zm�winy". Jak si� ugodzili, to znaczy, je�eli rodzice dziewczyny dali tyle, ile ch�opak chcia� m�rg (a je�eli on mia� morgi, to bra� sp�aty pieni�ne, krowy), jakie� tam inne historie, to w�dk� wypijali i dawali na
21
20
zapowiedzi. Je�eli nie doszli do zgody, to w jeden wiecz�r ch�opak ze starost� szed� do innych dziewczyn, a� si� gdzie� zgodzili. Jechali wtedy do ksi�dza proboszcza. Zanie�li na zapowiedzi. Ksi�dz pyta� z pacierza. Bardzo cz�sto taka para pacierza nie umia�a. Wtedy ksi�dz zapowiedzi nie wyg�asza�, dop�ki si� pacierza nie nauczyli. Jeszcze ich ksi�dz zwymy�la�, m�wi�c: co inne to wy umiecie, a tego pacierza nawet nie odmawiacie. Ksi�dz mia� racj�. Wesele odbywa�o si� po za�atwieniu spraw maj�tkowych i ko�cielnych.
Wesele wyprawiali rodzice panny m�odej i pana m�odego. Przewa�nie pan m�ody kupowa� w�dk�, p�aci� muzyk�, p�aci� �lub i kupowa� pannie m�odej trzewiki. Za� panna m�oda kupowa�a na koszul� do �lubu i w�asnor�cznie j� szy�a. Wesele trwa�o kilka dni. Stroje by�y r�nobarwne. Ca�� noc przed rozpocz�ciem wesela chodzili dru�bowie sprasza� go�ci, na weselu byli prawie wszyscy. Dru�by byli postrojeni do�� paradnie. Ka�dy by� przepasany wst�g� przez rami�, do czapek mieli przypi�te kwiaty kupne. Kwiaty by�y przewa�nie czerwone. Robili sobie sami laski, nie wiem z jakiego drzewa. My�l�, �e z wierzby, bo laski by�y z kory obrane. Potem na laskach by�y takie miejsca no�em zeskrobane i farbowane. Tak� lask� musia� mie� ka�dy dru�ba. Druhny mia�y na g�owach wie�ce z kolorowych kwiat�w, a z ty�u g�owy do tych wie�c�w by�y poprzypinane r�ne wst��ki d�ugie a� do ziemi. �adnie to wszystko wygl�da�o. Panna m�oda mia�a inny str�j na g�owie albo jaki� bardzo lichy welon. W welonie z wiankiem z mi�ty mog�y i�� do �lubu tylko dziewice. Jak ksi�dz si� dowiedzia�, �e panna m�oda jest w ci��y, albo �e przedtem mia�a dziecko, zdziera� jej w ko�ciele wianek z g�owy, jako �e nie jest ju� dziewic� i niegodna bra� w wianku �lub. To by� postrach dla innych, �eby wianka strzeg�y, no i wstyd.
Do �lubu u bogatszych jecha�o nieraz z dwadzie�cia furmanek. Konie by�y ubrane w r�ne kwiaty zrobione z pierza. Przed wyjazdem do �lubu para m�oda dzi�kowa�a rodzicom za wychowanie. Znalaz� si� kto�, co umia� czyta�, wi�c czyta�
o stadle ma��e�skim, o grzechu pierworodnym, o Adamie i Ewie, jako o pierwszych rodzicach, kt�rych na pocz�tku �wiata sam B�g po��czy�. Przed wyj�ciem para m�oda kl�ka�a i padaj�c do n�g rodzicom prosi�a o b�ogos�awie�stwo. Do �lubu wyje�d�ali ze �piewem druhen i dru�b�w. Nawet strzelali na wiwat. Muzyka, kt�ra r�wnie� jecha�a do �lubu, gra�a strasznie �a�o�nie. Panna m�oda, �egnaj�c rodzic�w, przewa�nie p�aka�a. �egna�a te� swoje progi, wymawiaj�c przy tym s�owa:
�egnajcie moje �cie�ki, �egnajcie moje progi, chodzi�y tu moje nogi, teraz ju� nie b�d� itd.
Po �lubie cale wesele jecha�o do karczmy. Tam wszyscy pili i ta�czyli. Jak mieli do�� zabawy, wszyscy pijani na wy�cigi jechali do domu weselnego. Taka podr� z jednej strony by�a bardzo weso�a, bo muzyka ci�gle gra�a na weso�o, ale cz�sto wy�cigi ko�czy�y si� wywracaniem woz�w. Po powrocie od �lubu wprowadzali par� m�od� z przy�piewkami do domu weselnego. Potem by� obiad, podczas obiadu by�y oczepowiny Pan m�ody zdejmowa� pannie m�odej wianek, kt�ry przedtem druhny w tak tajemny spos�b upi�y, �e by�o go tak trudno rozpi��, jak rozwi�za� w�ze� gordyjski. Przy oczepowinach wszyscy �piewali i pili w�dk�. Druhny �piewa�y r�ne sm�tne piosenki, �e za chwil� ju� nie b�dzie dziewic�, a staro�cina obchodzi�a z przetakiem i w�dk�. �piewa�a zbieraj�c pieni�dze na czepek: "a dajcie jej na paciorki, �eby mia�a pikn� c�rki". Na to starosta zn�w �piewa�: "a dajcie jej na bursztyny, �eby mia�a pikn� syny, a dajcie jej na sidto, �eby mia�a wszy�ko". Panna m�oda podczas oczepowin siedzia�a na dzie�y. Po zdj�ciu przez pana m�odego wianka staro�cina sk�ada�a jej czepiec na g�ow�. Panna m�oda czepiec zdejmowa�a i k�ad�a go sobie na kolana, bo jeszcze k�ad�y jej czepce r�ne gospodynie, no i matka panny m�odej i m�owska. Jak by�a bogata, to nieraz
22
23 \
24
tych czepc�w zebra�a oko�o dwudziestu i pieni�dzy oko�o stu rubli. Te pieni�dze sz�y na dorobek. Czepce u nas w okolicy by�y bardzo �adne. Du�ego rozmiaru, przybrane r�nobarwnymi wst��kami. Na czepek kobiety k�ad�y pi�kne chustki jedwabne. Na drugi dzie� wesele by�o u rodzic�w pana m�odego, a na trzeci dzie� bawili si� u starost�w. Potem robili go�cie sk�adkowe wesele. M�czy�ni sk�adali si� na w�dk�, a kobiety przynosi�y ser, mas�o, jaja albo i kr�lika zabitego, kie�bas� i zn�w jedli, pili, ta�czyli, �piewali i bawili si� tak a� do niedzieli. Bo �luby przewa�nie by�y we wtorki. W niedziel� panna m�oda jecha�a do ko�cio�a na b�ogos�awie�stwo. Ksi�dz b�ogos�awi� pann� m�od� na matk�.
Cz�sto bogaci gospodarze prosili ksi�y, pisarza z gminy na wesele. W�wczas co lepsze jad�o stawia�o si� przed lepszych go�ci. Potrawy na uczt� weseln� sk�ada�y si� z wieprzowiny gotowanej na kwasie, gotowanych klusek, kapusty z grochem, kaszy tatarczanej, chleba, placka ogromnie grubo upieczonego.
Cz�sto po weselu obmawia�y kobiety dom weselny. Opowiada�y sobie, jak to swoich zabrali do komory i co lepsze przed obiadem razem ze�arli. "Sama widzia�am, jak wychodzili, to a� im si� po brodzie la�y t�usto�ci. Ta�cowali potem, a ja to sobie z tego wesela posz�am do domu i byle co zjad�am, dlatego te� ino p� rubla za czepek da�am". Albo: "nie widzieli�cie, jak na o�tarzu podczas �lubu �wieca si� pali�a krzywo, oj b�dzie j� ch�op pra�, a mog�a go nie bra� m�oda, by�by j� ta jeszcze jaki kawaler wzi��, przeca wiedzia�a, �e nieboszczk� t�uk�" itd.
Wszysddch �wi�tych na wsi te� obchodz� z wielkim kultem. Ju� na jakie� dwa tygodnie przed Wszystkimi �wi�tymi daj� na tak zwane wypominki. To s� modlitwy za dusze zmar�ych. Ksi�dz przez kilka tygodni po kazaniu modli si� z lud�mi za dusze. Za ka�d� tak� dusz� ksi�dz bierze pieni�dze. Groby ubierali ludzie r�nymi ga��zkami, posypywali ��tym piaskiem, a niekt�rzy robili z bibu�ki czerwonej i przewa�nie jaskrawych kolor�w wie�ce.
25
Po przyj�ciu z procesji wieczorem nikt nigdzie nie chodzi�. Nawet do bliskich s�siad�w, nawet na w�asne podw�rka nie wychodzili. Zawsze m�wili, �e Dzie� Zaduszny nale�y do zmar�ych, to nie trzeba im przeszkadza�. Kiedy� si� zapyta�am, dlaczego. To mi nasza znajoma zacz�a opowiada�, �e nieraz by�y takie ciekawe, to im si� dusze ukaza�y. Opowiada�a mi, �e ch�op jaki� si� wym�drkowa� i pojecha� do m�yna, a tu, jak nie powstanie jaki� wiatr, kt�ry tak �a�o�nie wy�, �e ch�opa a� ciarki wzi�y ze strachu. Patrzy, wszystko zbo�e pod wozem, worki bez dziur, zawi�zane, a zbo�a w nich nie ma. To jak go wzi�� strach, chce ucieka�, konie stoj� jak kamienie i ani rusz, sam uciek�. Bo to wszystko, widzisz, przestroga, �eby za dusze w t� noc ino si� modli�, a nie przeszkadza�. M�wi� do kobiety, �e mo�e dusze wcale nie strasz�, tylko ludzie pod wra�eniem opowiada� sami si� boj�, a ta sama znajoma mi m�wi: co te� ponienka se my�li, to wszy�ko prawda. Raz te� ch�op gdzie� si� wybra� w tak� noc, a tu jak konie stan�, ani rusz, ci�ko im i nie mog� ujecha�. Ogl�da si�, maca, a tu cosik le�y na wozie, takie wielkie, a kud�ate to. Jak go strach wzi��, to w potach ledwie do domu przyszed�, a� to odchorowa�. Ze dwa dni podobno nic nie gada�, tylko tyle, �e jak go si� pytali, gdzie s� konie, to odpowiada�: nie wiem, mo�e jakie dusze je zabra�y, co chodzi�y za pokut�, a ju� je nogi zabola�y. A niechta, m�wi� ch�op, cho� mi szkoda koni, b�dzie to przestroga dla innych, aby duchom nie przeszkadza�. On sam po tym ino si� ca�e �ycie modli� i nigdzie nie chodzi�, a mnie jeszcze dzi� ciarki przechodz�, jak o tym my�l�. Kiedy� zn�w jaki� ch�op mi m�wi�, �e to wszystko prawda, co o tych duszach m�wi�, bo jeden tak m�dry powiedzia�, �e on dopiero zawierzy, jak zobaczy na w�asne oczy. No i wzi�� drabin�, postawi� pod okno w ko�ciele i chcia� zajrze�. Ksi�dz proboszcz umar�y przyszed� do dusz odprawia� i z wszystkimi duszami z tej parafii mia� przyj�� jak owczarz z owieczkami. No i ten ch�op, co wejdzie na szczebel, to szczebel si� u�amie, ale si� jako� dosta� do tego okna. Ale jak zajrza� i zobaczy�, co si� dzieje (wszyst-
kie dusze kl�cz�, a ksi�dz jak �ywy odprawia) to ze strachu zmartwia�.
W og�le za moich m�odych lat lud ogromnie by� zabobonny. Opowiadali, �e jak matka umrze, a zostawi sieroty, to zawsze po �mierci przychodzi ona w nocy i karmi piersi� to najm�odsze. M�wi�: przecie� umar�y nie ma pokarmu, a kobieta mi t�umaczy �e jej jaka� babka na w�asne oczy widzia�a, jak jej c�rka w nocy przychodzi�a i kl�ka�a ko�o ko�yski i karmi�a swoje dziecko. I ta babka twierdzi�a, �e ino jaki� szum si� zrobi�, jak odesz�a zn�w do nieba, nawet si� drzwi nie otworzy�y. Lu-bia�am bardzo, jak mi na wsi opowiadali o r�nych strachach i czasach. Gdybym by�a wtedy pomy�la�a, �e kiedy� b�d� opowiada�a, w jakiej strasznej ciemnocie ludzie �yli...
Ksi�dz �y� z dworem, a lud by� pozostawiony ca�kiem swemu �yciu. W czary bardzo wierzyli. Opowiadali mi, �e jak owczarz zachce, to ka�demu zada. Zada to znaczy�o, �e zaczaruje. Tak podobno by�o w Radoszewicach. Dziedzic odprawi� owczarza, a on z zemsty zaczarowa� go. Tak mu zada�, �e nigdy si� nie za�atwi�, jak w spodnie. Nie m�g� ten dziedzic nigdy by� razem z lud�mi ani nigdzie jecha�, bo jak tylko si� zabra�, to zaraz zrobi� w spodnie i musia� siedzie� w domu. Nawet podobno lokaje nie chcieli ko�o niego robi�. Tak� to moc mieli owczarze. A nieraz, jak s�siad mia� z�o�� na s�siada, to szed� do owczarza i p�aci� mu za to, aby s�siadowi zada�. M�g� owczarz zada� postrza� albo jak� febr�, kt�ra ci�gle ino cz�owiekiem trz�s�a. Owczarz mia� podobno moc z tego, �e o jakiej� porze, kiedy ksi�yc by� w pe�ni, wykopywa� z kirkuta umar�ego �yda i zakopywa� go w owczarni pod progiem. Owczarz m�g� te� tak zrobi�, �e owce jego zast�pcy nie s�ucha�y. Zbija�y si� w kupce i z miejsca, cho�by je pozabija�, nie chcia�y si� ruszy� albo dostawa�y motolicy i wszystkie wyzdy-cha�y.
Kobiety wierzy�y w czary. Jakby kobieta przysz�a po zachodzie s�o�ca po troch� mleka, nie dostawa�a albo je�eli dosta�a, to trzeba by�o wsypa� soli, bo jak nie, to mo�na by�o krowie
odebra� mleko. Jakby si� tylko by�y poswarzy�y s�siadki, zaraz jedna na drug�: ty czarownico, a nie przy�azisz, i to po zachodzie s�o�ca, po mleko? A my�lisz suko jedna, �e ludzie nie wiedz�, �e twoja matka ju� by�a czarownic� i nag� j� ludzie widzieli, jak w nocy robi�a mas�o? Albo nie raz by�y takie, co jak si� na co spojrza�y, to zaraz si� wszystko zmyka�o. Zdaje mi si�, �e "zmyka�o", to znaczy�o, �e wszystko si� psu�o.
Wierzyli te� ludzie w wyp�dzenie diab�a. Podobno by� ksi�dz w Brzykowie, kt�ry mia� moc wyp�dzania diab�a. Opowiada�a mi jedna staruszka, �e w�a�nie ona prawie �e by�a w ko�ciele, jak ksi�dz wyp�dza� diab�a. Przywie�li tak� op�tan� do ko�cio�a, ale jak tylko diabe� spostrzeg�, �e go chc� wyp�dzi�, to nie da� kobiecie do ko�cio�a wej��. Rzuca� si� i rycza� w kobiecie, �e a� jej piana z g�by sz�a, ale jak ksi�dz zacz�� �wi�ci� kobiet� i modli� si� nad ni�, to ju� diabe� straszne rzeczy wyprawia�, a ksi�dz ino �wi�ci�. A tu jak kobieta nie zacznie wy�. Wtem si� pokaza� z g�by ogie� i dym, wtedy ju� diabe� wyszed�. Wierzyli te� w to, �e jak pies wy� i patrza� do g�ry, to po�ar pewny, a jak zn�w wy� i trzyma� �eb na d�, �mier� pewna. Jak mia� kto umrze�, zawsze by�y przestrogi. Albo obraz spada, albo cosik waln�o, �e wszyscy struchleli, albo si� co� pokazywa�o.
Leczyli si� ludzie na wsi przewa�nie r�nymi gus�ami. Wierzyli w znachor�w. Taki znachor leczy� przewa�nie kadzeniem. Zapala� na pokrywce r�ne zio�a, obchodzi� chorego par� razy dooko�a, odmawiaj�c jakie� pacierze i kadz�c. To mia� by� najlepszy �rodek na wszystkie choroby. Jak komu� twarz spuch�a albo mia� czyraki, wtedy znachor stosowa� inne leki. Kaza� si� za�atwia� na jak�� brudn� szmat�. To mia�o obrzydza� b�l i choroba odchodzi�a. Zdaje mi si�, �e cz�ciej pacjent odchodzi� do nieba po takim leczeniu. Jak kogo� g�owa bola�a, to uroki odczyniali. By�o bardzo dobrze, jak kto� pojecha� do Osjakowa i przywi�z� felczera. Felczer leczy� wszystkie choroby. Ba�ki to nawet stawia�, jak kogo �o��dek bola�, a z�by wyrywa� obc��kami albo zatruwa� z�by krauzetem czy a�unem.
27
26
Oczywi�cie, taki �rodek na razie pomagai, ale potem z�by si� psu�y.
Pami�tam, �e p�niej si� w Osjakowie poprawi�o co do leczenia. Bo do parafii przyjecha� ksi�dz Michnikowski, kt�ry do�� dobrze leczy�. Do najbli�szego lekarza trzeba by�o wie�� chorego dwadzie�cia kilometr�w do Wielunia, cz�sto ci�ko chorego czy chor�. Umierali w drodze przewa�nie. Ludzie bali si� lekarzy. A m�wili: nie trzeba doktora, �e "kto na �mier� chory, nie pomog� doktory", a lepiej przywie�cie ksi�dza. Po ksi�dzu cz�sto na lepsze idzie. By�am �wiadkiem, jak rodzice przywie�li dziecko do ksi�dza, aby je leczy�. Dziecko by�o chore na krup i zanim przyjechali z drugiej parafii, dziecko umar�o. Taka by�a opieka lekarska.
Kobiety ci�arne ogromnie si� ba�y akuszerek. Na wsi przewa�nie by�y babki, kt�re nie mia�y �adnej praktyki. Taka babka cz�sto z pola lub od innej brudnej roboty przychodzi�a do chorej, r�ce i ubranie by�y okropnie brudne, tote� moc kobiet m�odych po tych zabiegach umiera�o na zaka�enie albo na krwotoki. Babka nie do��, �e by�a brudna, to jeszcze i bez serca, m�wi�c, �e trzeba wi�cej ratowa� dziecko jak matk�. Bo jakby tak dziecko umar�o bez chrztu, to idzie na wieczne pot�pienie, a matka ju� jest ochrzczona.
Opowiada� mi jeden ksi�dz, �e wezwali go do chorej z Panem Jezusem. By� przera�ony tym, co zobaczy�. W cha�upie pe�no bab, chora ju� prawie nie�ywa, a babka przepala pogrzebacz. Ksi�dz pyta: co wy b�dziecie robili tym haczykiem? Baba m�wi, �e dziecko si� nie mo�e urodzi�, bo stan�o w obr�czy. To ja, prosz� ksi�dza proboszcza, chc� tym haczykiem utrafi� w uszko i wyci�gn��, �eby w matce po �mierci nie zosta�, no i mo�na dziecko z wody ochrzci�. Ksi�dz przywo�a� ch�opa i kaza� mu zaraz jecha� do Wielunia po doktora Do-magalskiego, kt�ry jeszcze kobiet� uratowa�.
Drugi por�d, przy kt�rym by�am z moj� znajom�, odby� si� w ten spos�b, �e m�� musia� przywie�� ginekologa. Oczywi�cie, �e baby nas chcia�y zakraka�, �e jak ju� b�dzie doktor
to dziecko musi umrze� i matka. Ale doktor przyjecha�, chora dosta�a narkozy, bo lekarz zrobi� powa�ny zabieg. Dzieciak oczywi�cie po wym�d�eniu wa�y� czterna�cie funt�w, ale matka �y�a. Zapowiedzia� babom lekarz, �eby chora by�a na diecie, bo mog�aby dosta� popologowej gor�czki, gdy� przesz�a ci�k� operacj�. Tyle co lekarz odjecha�, moja znajoma ba�a si�, �e baby b�d� chcia�y co� po swojemu zrobi�. Oczywi�cie w sam raz trafi�a, kiedy chcia�y da� chorej jaja zupe�nie na twardo usma�one. Tak si� zdenerwowa�a, �e im te jaja wszystkie do cebra w pomyje wyrzuci�a i sama si� chor� opiekowa�a do wyzdrowienia. Kobiety by�y organicznie silne. Pami�tam, �e kobieta, kt�ra podczas grabienia owsa urodzi�a w polu dzieciaka (nie wiem, jak sobie da�a rad�, bo dobry kawa� drogi), przysz�a sama do domu i za kilka godzin urodzi�a drugie. Nawet m�wi�a, �e nie ma potrzeby k�a�� si� do ��ka. Noworodki przewa�nie by�y niedbale chowane. Nie tylko, �e o higienie nie by�o mowy, ale dzieci male�kie by�y chowane kompletnie bez opieki. Niemowl�ta k�pane by�y przewa�nie w nieckach, w kt�rych si� gniot�o kluski i wyrabia�o chleb. Bielizny dzieciak mia� bardzo ma�o. Pieluszki by�y z jakich� okropnych szmatek. Dzieciak male�ki by� brany w pole i tam ustawia�o si� trzy dr�gi, przywi�zywa�y matki do dr�g�w p�achty, kt�re wisia�y w rodzaju torby. Tam k�ad�y kobiety poduszki. Dziecka na zewn�trz takiej ko�yski nie by�o wida�. Wiecznie spocone, zm�czone bujaniem, bo drugie m�odsze ci�gle je hu�ta�o.
Dzieci starsze te� by�y bez opieki. Widzia�am, jak matki przewa�nie w niedziel� znajdowa�y troch� czasu, aby dziecko wymy�, z insekt�w oczy�ci�. Kobiety na wsi, nawet bogatsze, by�y bardzo zapracowane. W polu musia�y pracowa�, ko�o drobiu, �wi� i kr�w. Przewa�nie pracowa�y kobiety i w polu, i w obej�ciu, dlatego dzieci i porz�dek w izbach by�y w op�akanym stanie. Nawet zimow� por� trzeba by�o du�o pracowa� - we�n� gr�plowa� r�cznymi gr�plami. Gr�ple to by�y szczotki nabijane drutami. Potem sz�o prz�dzenie we�ny, lnu. Z pie-
29
31
rzem by�o lepiej, bo z kilku cha�up schodzi�y si� dziewczyny na wyskubki i po kolacji wsz�dzie skubano pierze. Oczywi�cie by�o weselej, bo razem mo�na by�o po�piewa�, po�artowa�, obm�wi� kogo�. Gospodyni zawsze jak�� dobr� kolacj� zrobi�a. Pod koniec wyskubek by�a kawa i bia�y chleb, i jaka� ta�-
c�wka.
W zimie zawsze by�y lepsze porz�dki, bo z Niemiec c�rki poprzyje�d�a�y, przewa�nie panny. Z Niemiec c�rki matkom przywozi�y r�ne ubrania, garnki, miski. W�a�nie jak ludzie zacz�li je�dzi� do Niemiec, to zacz�li zwozi� naczynia emaliowane, porz�dniejszy przyodziewek. Bo wie� przewa�nie chodzi�a w samodzia�ach - m�czy�ni w d�ugich sukmanach koloru czarnego albo ciemnogranatowego. Sukmana by�a przybrana �wiec�cymi guzikami, spodnie by�y wpuszczane do but�w. Kobiety ubiera�y si� w we�niaki jaskrawe i zapaski we�niane. Nawet kaftany nosi�y z samodzia�u. Pod szyj� nosi�y fryzki i du�o korali. Zamiast chustek nosi�y tak�e zapaski. Dzieci by�y biednie ubierane. Ch�opcy nawet do dwunastu i pi�tnastu lat nosili spodnie wszywane w stanik z r�kawami. To bardzo
nie�adnie wygl�da�o.
W mieszkaniach by�o bardzo du�o obraz�w. Pod du�ymi obrazami wisia�y ma�e obrazeczki, mi�dzy du�ymi obrazami wisia�y te� jakie� obrazeczki. �ciany by�y dos�ownie pozawieszane �wi�to�ciami i wycinkami z r�nokolorowych papier�w. St� te� by� ubrany w r�ne figurki �wi�te i krzy�. Na stole zawsze sta�y bukiety z bibu�ki zrobione. Krzese� za moich czas�w przewa�nie ludzie nie mieli, by�y �awki. Do wody by�y drewniane konwie. ��ka by�y strasznie wysoko �cielone. Nieraz poduszki si�ga�y po sufit. Z jednej strony ��ka poduszki
by�y zak�adane.
Pod��g przewa�nie nie by�o. Po zamiataniu kobiety posypywa�y pod�ogi ��tym piaskiem. Jak zamiata�y, wytwarza� si� ogromny kurz. Much w izbach by�o bardzo du�o. Najwi�cej mnie gniewa�o, jak widzia�am, jak nieczysto kobiety chleb wypieka�y. Bochenki zrobione z ciasta pod pierzyn� wk�ada�y, aby
w cieple wyrasta�y. Kt�ra z kobiet lubi�a porz�dek, to k�ad�a pod chleb �wie�� p�acht�, ale wi�cej by�o takich, co prosto po wyp�dzeniu rano dzieci z ��ka k�ad�y chleb. Cha�upy by�y bielone wapnem. Sufit przez kilka lat po wybudowaniu by� nie bielony, a miot�� przed bieleniem myty. Cha�upa na zewn�trz cz�sto by�a bielona. W oknach by�o du�o kwiat�w, przewa�nie pelargonie, ale nie�adnie wygl�da�y kwiaty w oknach, bo ros�y w r�nych dziurawych garnkach. Jak dziewczyny przyje�d�a�y z Niemiec, to by� w izbach lepszy porz�dek. Nauczy�y si� te� w Niemczech robi� na drutach i robi�y dla rodziny po�czochy,
r�kawice o jednym palcu.
�y�am na wsi w bardzo m�odym wieku, wi�c mi jest trudno opisa� nastawienie ch�opa do dworu czy w og�le jego psychik�. Ch�op by� nieufny, bo dw�r nigdy nic nie zrobi�, �eby do siebie zbli�y� cz�owieka ze wsi. Ch�op nie lubi� dworu, bo musia� i�� na pa�skie robi�, dzie� za 15 kopiejek, a jeszcze ekonom dobrze pogania�. Jak m�wili, �e Krasowski Adam je�dzi� na bale, to se ty�ek trzydziestopi�ciorubl�wkami wyciera�. A ju� go lokaje znali, no i cieszyli si�.
Wie� nie mia�a przestrzeni na pobudowanie dom�w od siebie daleko. Budowali ledwie o granic� lub par� metr�w od siebie. A mi�dzy budynki k�adli drewno opa�owe, ga��zie, pie�ki i inne. Kiedy� powsta� po�ar. By�o to przed samymi �niwami, ludzie byli w ko�ciele. Po�ar powsta� w jakiej� cha�upie i ca�a wie�, jak m�wili, posz�a z dymem. Na wsi nie by�o stra�y po�arnej. Mieli r�czne sikawki, ale te nic nie mog�y zrobi�, bo po�ar szybko przybra� wielkie rozmiary. W przeci�gu dw�ch godzin spali�o si� dziewi��dziesi�t przesz�o dom�w. Moc byd�a si� spali�o: �wi�, koni najwi�cej, bo krowy by�y na pastwisku. Okropny by� widok. Nawet to, co ludzie zd��yli wyrzuci� z mieszka�, pali�o si� na polu. Spali�o si� w tym po�arze kilkoro dzieci, kilka kobiet. Aby po�ar zlikwidowa� nie by�o sikawek, bo ch�opom kazali trzyma� w pogotowiu jakie� dr�gi, do kt�rych by�y przymocowane szmaty i dusili tym ogie�. Cz�� ludzi podczas takiego po�aru lata�a z obrazkami �w. Agaty wo-
30
ko�o ognia i sypa�a s�l �w. Agaty w ogie�, aby si� od cha�up odwr�ci�o.
Po ugodzeniu si� dworu z ch�opem na tak zwany serwitut m�g� pan maj�tek rozparcelowa�. Ch�opi zn�w m�wili: my b�dziemy bankowi p�aci�, a pan nam zabierze grunt, kiedy b�dzie chcia�, pan zawsze znajdzie swoje prawo. I tak m�drkowali. Jednak znalaz�o si� paru m�drych ch�op�w, a szczeg�lnie Dobras. Pojecha� on i drugi biedny gospodarz, Rabokowski, z moim ojcem do genera�owej, kt�ra mieszka�a w Odessie i kupili od niej za bankow� sp�at� kilkaset m�rg ziemi. Inni gospodarze, widz�c, �e ludzie, kt�rzy niby zaryzykowali, maj� si� lepiej, drapali si� po g�owach i m�wili: nie wytrzymaj�, albo im pan dzier�awca zn�w odbierze, albo rz�d. Taka to by�a straszna nieufno��. Ale Dobras Wojciech, ch�op �wiatlejszy, chocia� nie umia� pisa�, podkr�ca� w�sa i u�miecha� si� swoim m�drym u�miechem, troch� kpiarskim, m�wi�c: wy s�siady si� mortwta jedz�c suchy chlib i cekajta, ze mi odbiera, a jo byde ceko�, smaruj�c chlib mas�em z miodem, zobaczymy kto lepiej wyjdzie. No oczywi�cie, �e nikt nigdy im tej ziemi nie odebra�. Dzi� na niej ju� drugie pokolenie gospodaruje.
Dobras Wojciech by� �wiat�y, cho� nie umia� pisa�. Zawsze pragn��, aby by�a szko�a. W braku szko�y prosi� mojego ojca, aby mu uczy� dzieci czyta� i pisa�. Oczywi�cie, �e dzieci by�y zdolne i cho� tylko ojciec m�j im godzin� po�wi�ca� na uczenie dziennie, szybko uczy�y si� czyta� i pisa�, a Dobras ino w�sa podkr�ca� i cieszy� si�, �e jego dzieci m�drzejsze b�d� od innych s�siedzkich. W og�le by� m�dry swoim ch�opskim rozumem. Mieszkali u niego �ydzi. Ksi�dz Chrzanowski chodzi� po kol�dzie i nie chcia� do Dobras�w wej�� na wizyt� pastersk�, �e to Dobras trzyma we wsi parszyw� owc�. �ona Dobra-sa pochlipa�a, dzieciom by�o przykro, �e nie dosta�y obrazk�w, ale sam Dobras m�wi�: niech ino mu zanios� rubla na ofiar�, to si� nawet nie zapyta, czy rubel jest za komorne od �yda, ino we�mie. A dziecko, jak mi si� urodzi, to do samego gubernatora pojad�, a musi je ochrzci�. Mawia� te�: nie b�d� niko-
go s�ucha�, jakby Jezus nie chcia�, to by i �yd�w na �wiecie nie by�o. Ogromnie lubial Dobras konie. To by�a jego wielka przyjemno��. Naprawd� nikt w Szynkielewie takich pi�knych koni nie posiada�. Koniokrady wykrad�y mu raz tak� par� koni, to z ch�opsk� zawzi�to�ci� chodzi� p� roku po jarmarkach. W ko�cu gdzie� ko�o Krakowa je pozna� i po paru rozprawach odebra�. Nawet pies u Dobras�w jako� lepiej wygl�da� jak u innych. Patriot� nie by�, nie znal historii Polski. Cz�sto mi opowiada�, jak to jego dziadek bi� si� z panem w powstaniu w Parzymiechach i �e panowie dostali w ko��, a po tym �piewali: niesc�liwe Parzymiechy, wi�cej smutku jak uciechy. Ogromnie si� to s�uchaczom podoba�o.
Ch�opi byli ogromnie przywi�zani do czas�w, w jakich �yli. Nigdy nie s�ysza�am, �eby narzekali na to, �e Polska w niewoli. O carze zawsze m�wili, �e nasz pon cysorz lepsy od Wi-lusia. Zdarza�o si�, �e portret carskiej rodziny wisia� mi�dzy obrazami. Tak samo ci, co do Niemiec wyje�d�ali, przywozili zn�w portrety Wilusia z rodzin� i tak samo je wieszali.
Rozmawia�am cz�sto w niedziele z lud�mi, jak przychodzili, �eby im pisa� lub czyta� listy, kt�re przychodzi�y z Niemiec. Naprowadza�am ich na tematy, �e gdyby�my nie byli w niewoli, to na pewno by�oby lepiej, bo tak to c�. Kogo Polacy obchodz�? Musz� cierpie� bied�. Widzia�am, �e to im nie trafia�o do przekonania i zaraz zacz�li o czym innym m�wi�. Tematy rozm�w cz�sto mi�dzy ch�opami by�y takie: a jak to d�ugo tej ziemi od dworu nom cysorz nie daje, a mo�e by si� z dziedzicem ugodzi�, bo przecie� te, co wziny od jenera�owej, maj� si� dobrze. Jedni tak komentowali, drudzy inaczej: nie za-zdro�ta im, bo jak si� za nich wezm�, to im kosuli nie starczy. Tak im na gadaniu i na paleniu siekanki schodzi�o. Siekank� nazywali najta�szy tyto�. W takie wieczory mo�na si� by�o nas�ucha�, jak opowiadaj� o s�u�bie dwudziestopi�cioletniej w wojsku za Ruska. Widzia�am u niekt�rych starych �o�nierzy szynele, w kt�rych przyszli z tej s�u�by. Starych �o�nierzy wszyscy s�uchali. Oni to ju� widzieli dalszy �wiat i inne oby-
32
33
czaj�. Szli tam m�odzi, przychodzili starzy. Bardzo cz�sto zapominali mowy ojczystej, albo �enili si� z Rosjankami.
Cz�sto w letnie noce wypasali dziedzica pasze, koniczyn�. Przewa�nie pa�li konie. Ko� cz�sto p�k� z tej ob�erki. Nocnymi pastuchami byli sami gospodarze. Opowiadali sobie o strachach, o pomorach i wojnach. Wszystko, co m�wili, by�y to przewa�nie rzeczy zas�yszane, bo przecie� czyta� nie umieli. Wszystko sz�o zawsze z ust do ust.
Pami�tam te� koszary... Koszary m�wili na mieszkania folwarczne. W dachach same dziury, pod�ogi gliniane, po deszczu zawsze by�o mo�na si� �lizga� po tych pod�ogach. Woko�o takich koszar pe�no gnoj�wek, dzieci g�odne i brudne, bo matki na pa�skie musia�y i�� robi�. Sz�am nieraz z mam� przez wie�, to mi m�wi�a: pa�stwo powozami je�d�� i bale wyprawiaj�, lepiej by dla dzieci zrobili ochronk�. A ja my�l�: mo�e nie jest tak �le, jak mama m�wi. Widz�, jak dziedziczka albo dziedzic przechodzi przez wie�, to ludzie starzy i nawet dzieci ich po r�kach ca�uj�. Pytam si� mamy: dlaczego ich ca�uj�, jak s� z�e? Mama mi m�wi: musz�, bo s� biedni.
Stefania R�ewicz
Rok 1921, 9 pa�dziernika
Czu�am si� ca�y dzie� do�� �le. Posz�am wieczorem na r�aniec, id�c z ko�cio�a uczu�am b�le, kt�re nie da�y mi i�� do domu. I wtedy poczu�am jaki� l�k, �e mog� na ulicy urodzi� moje dziecko. Sta�am oparta o �cian�, kiedy mnie spotka�a znajoma pani i zaprowadzi�a do domu. Za dwie godziny, o godzinie dziewi�tej, urodzi� mi si� syn.
Troszk� by�am rozczarowana, bo bardzo pragn�am c�rki. Dzieciak urodzi� si� zdrowy, t�u�cioch. Mia� d�ugie czarne loczki, kt�re si�ga�y prawie do po�owy szyi. Dziecko by�o nadzwyczaj spokojne. Ojciec by� dumny, �e ma drugiego syna. Starszy braciszek, Januszek, ci�gle mnie pyta�, kt�r�dy bocian mu przyni�s� braciszka. Musia� mu ojciec otworzy� oberluft i pokaza�, jak to bocian skorzysta� z tego, �e okno by�o nie zamkni�te i podrzuci� braciszka.
Syn nowo narodzony taki by� spokojny, spa� �wietnie; nieraz wstawa�am w nocy i zagl�da�am do ko�yski, czy aby si� nie udusi�, �e nic go nie s�ycha�. Synowi dali�my na imi� na chrzcie Tadeusz, bo starszy braciszek mia� na to imi� wielk� ochot�. Pyta�am si�: Nusek, jakie da� imi� braciszkowi, odpowiedzia� mi - Tadeusz Ko�ciuszko. A posz�o st�d upodobanie, bo u nas wisia� du�y portret Ko�ciuszki.
Chrzest odby� si� w kilka tygodni po narodzeniu syna. Na chrzestnych rodzic�w poprosili�my znajomych: na chrzestnego ojca by� zaproszony kolega z bran�y s�dowej, a na chrzestn� matk� s�siadka. Chrzestni rodzice byli ubrani wizytowo na uroczysto��. M�j ma�y synek by� ubrany do chrztu na bia�o, tak jak wtedy by�o modnie: jedwabie i koronki. Go�ci na chrzcinach by�o sporo. Wszyscy si� dzieckiem zachwycali. Do
35 \
^
�<
chrztu jechali�my doro�k�. Jecha�a z nami nasza s�u��ca i nasz starszy synek, kt�ry siedzia� u mnie na kolanach i pyta�, czyjego te� tak wie�li, jak by� ma�y, do chrztu.
Chrzestni rodzice oddali mi dziecko w domu po chrzcie, �ycz�c wiele dobrego mnie i dziecku. Na pami�tk� od chrzestnych rodzic�w chrze�niak dosta� jakie� pieni�dze do poduszki. No, a potem przy uczcie, to znaczy na chrzcinach, pito, jedzono i m�wi�o si� najwi�cej o bohaterze dnia: a to, �e przy chrzcie nie p�aka� jak inne dzieci, to, �e si� nawet nie skrzywi�, jak mu ksi�dz s�l do buzi k�ad�. Inni m�wili: takie to grubiutkie i r�owe, mo�e ksi�dzem b�dzie, szkoda �e nie ma na imi� Franek. Go�cie jedli, pili, toasty wznosili, bo wypi� by�o co zawsze. O to si� ojciec stara�. Ojciec m�wi�: go�� w domu, B�g w domu, a �e to syn, trzeba podw�jnie, godnie popi�. C�rka, m�wi� ojciec, te� dziecko, ale to ju� nie to, co ch�opak. No i jedli, i pili, za�piewali kilka piosenek sentymentalnych, kilka ojczy�nianych, w ko�cu sto lat i kochajmy si� i wszyscy si� po-rozchodzili. Moja dziewczyna te� bardzo by�a zadowolona, bo go�cie byli do�� weseli i dobrze usposobieni dla domu, wi�c jej, jak si� to m�wi�o, na piwo nie �a�owali.
W 1921 r., kiedy nam si� urodzi� syn Tadeusz, mieszkali�my na ulicy Reymonta. Zajmowali�my dwa ma�e pokoiki z kuchni� i przedpokojem. To by�o zaraz po wojnie, o mieszkanie by�o bardzo ci�ko. Ludzie bez policji nie mogli si� nigdzie wprowadzi�. I my�my musieli przyj�� koleg� ojca z �on� i c�reczk�. Tak �e�my si� m�czyli oko�o dw�ch lat. Ja z dzie�mi wyje�d�a�am na wie�.
�y�o si� wi�cej ni� skromnie, o �ywno�� by�o bardzo tr