7540

Szczegóły
Tytuł 7540
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7540 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7540 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7540 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

G�nter Grass Wr�by kumaka Prze�o�y� S�AWOMIR BU�AT Wydawnictwo Morskie Gda�sk 1992 Tytu� orygina�u Unkenrufe Projekt ok�adki i strony tytu�owej JAN MISIEK Grafika na ok�adce G�nter Grass Copyright � 1992 by Gunter Grass Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Morskie. Gda�sk 1992 ISBN 83-215-5779-1 Helenie Wolff 1 Przypadek postawi� wdowca obok wdowy. A mo�e przypadek nie mia� nic do rzeczy, poniewa� ich historia zacz�a si� w Zaduszki? W ka�dym razie wdowa by�a ju� na miejscu, kiedy wdowiec potkn�� si�, straci� na chwil� r�wnowag�, ale nie upad�. Stan�� obok niej. Numer but�w czterdzie�ci trzy obok numeru but�w trzydzie�ci siedem. Przy straganie ch�opki, kt�ry oferowa� zebrane w koszyku i rozpostarte na gazecie grzyby, do tego ci�te kwiaty w trzech wiadrach, wdowiec i wdowa znale�li si� nawzajem. Ch�opka przysiad�a z boku hali targowej mi�dzy innymi ch�opkami i plonem ich ma�ych ogr�dk�w: selerem, brukwi� wielko�ci dzieci�cej g��wki, szczypiorkiem i burakami. Jego dziennik potwierdza, �e by�o to w Zaduszki, i wyjawia numery but�w. O potkni�cie przyprawi� go brzeg chodnika. Ale s�owo �przypadek� u niego nie wyst�puje. �Tego dnia i o tej godzinie � z wybiciem dziesi�tej � zetkn�o nas chyba zrz�dzenie losu...� Jego starania, �eby ukonkretni� trzeci�, niemo po�rednicz�c� osob�, daj� mglisty efekt, podobnie jak podejmowane kilkakrotnie pr�by okre�lenia koloru jej chustki na g�owie: �Nie by�a to w�a�ciwa umbra, raczej brunatno�� ziemi ni� czer� torfu...� Lepiej wychodz� mu ceg�y klasztornego muru: �Ca�e w strupach...� Reszt� musz� sobie wyobrazi�. Zaledwie par� gatunk�w ci�tych kwiat�w sta�o jeszcze w wiadrach: dalie, astry, chryzantemy. Koszyk wype�nia�y podgrzybki brunatne. Cztery czy pi�� nadgryzionych przez �limaki prawdziwk�w le�a�o rz�dem na tytu�owej stronie starego egzemplarza lokalnej gazety, �G�osu Wybrze�a�, ponadto p�czek pietruszki i papier do zawijania. Kwiaty by�y trzeciej jako�ci. �Nic dziwnego�, pisze wdowiec, ��e stragany pod Hal� Dominika�ski wydawa�y si� tak marnie zaopatrzone, ostatecznie w Zaduszki kwiaty maj� wzi�cie. Ju� poprzedniego dnia, na Wszystkich �wi�tych, popyt jest cz�sto wi�kszy od poda�y...� Chocia� dalie i chryzantemy wygl�da�y okazalej, wdowa zdecydowa�a si� na astry. Wdowiec pozostawa� niepewny: �Nawet je�li do tego w�a�nie straganu zwabi�y mnie zaskakuj�co p�ne prawdziwki i podgrzybki, to przecie� po kr�tkim przestrachu � a mo�e by�o to bicie dzwon�w? � uleg�em szczeg�lnego rodzaju pokusie, nie, sile przyci�gania...� Kiedy wdowa z trzech lub czterech wiader wyci�gn�a pierwszego, potem nast�pnego, niezdecydowanie trzeciego astra, od�o�y�a kwiat, �eby wymieni� go na inny i z kolei wyj�� czwarty, kt�ry tak�e trzeba by�o od�o�y� i zast�pi�, wdowiec zacz�� te� wyci�ga� astry z wiader i wymienia� je wybrednie jak wdowa, przy czym wyci�ga� rdzawoczerwone, jak ona od pocz�tku wyci�ga�a rdzawoczerwone; b�d� co b�d� do wyboru by�y jeszcze bladofioletowe i bia�awe. Ta kolorystyczna zgodno�� otumani�a go: �Jaka� cicha harmonia! Podobnie jak ona szczeg�lnie lubi� rdzawoczerwone astry, kt�re p�on� sobie spokojnie...� W ka�dym razie oboje zawzi�li si� na rdzaw� czerwie� a� do chwili, gdy w wiadrach nie by�o ju� po niej �ladu. Ani wdowie, ani wdowcowi nie starczy�o na bukiet. Ona mia�a ju� wrzuci� swoj� sk�p� wi�zk� do jednego z wiader, kiedy zacz�o si� co�, co zowie si� akcj�: wdowiec odst�pi� wdowie sw� rdzawoczerwon� zdobycz. On poda�, ona wzi�a. Milcz�ce przekazanie. Ju� nie do cofni�cia. Nieugaszenie p�on�ce astry. Tak skojarzy�a si� para. Z wybiciem dziesi�tej: by� to ko�ci� �wi�tej Katarzyny. To, co wiem o miejscu ich spotkania, stanowi mieszanin� mojej po cz�ci zatartej, to znowu nader wyrazistej znajomo�ci topografii i dociekliwej pilno�ci wdowca, kt�rej plonem okrasza� po trochu swoje notatki, cho�by informacj�, �e wzniesiona na planie o�miok�ta siedmiopi�trowa wie�a obronna jako p�nocnozachodnia baszta naro�na wchodzi�a w sk�ad wielkich mur�w miejskich. Nazwano j� zast�pczo �Nosem w Garach�*, kiedy ni�sza wie�a, nosz�ca dawniej to miano, poniewa� przylega�a do klasztoru Dominikan�w i pozwala�a dzie� w dzie� zagl�da� do garnk�w klasztornej kuchni, popada�a w coraz wi�ksz� ruin�, pozbawiona dachu, by�a poro�ni�ta przez drzewa i krzaki, wobec czego zwa�a si� jaki� czas �Doniczk��, i pod koniec dziewi�tnastego wieku wraz z pozosta�o�ciami klasztoru musia�a zosta� zburzona. Na uprz�tni�tym terenie wybudowano po roku 1895 hal� targow� w stylu neogotyckim, zwan� Hal� Dominika�sk�, kt�ra przetrwa�a pierwsz� i drug� wojn� �wiatow� i do dzisiaj pod szeroko sklepion� konstrukcj� dachow� w sze�ciu rz�dach budek wyst�puje z czasem obfit�, cz�sto nader ubog� ofert�: z ni�mi i w�dzon� ryb�, ameryka�skimi papierosami i polskimi og�rkami konserwowymi, makowcami i o wiele za t�ust� wieprzowin�, plastykowymi zabawkami z Hongkongu, zapalniczkami z ca�ego �wiata, kminkiem i makiem w torebkach, serem topionym i perlonami. * Baszta Jacek {przyp. t�um.) Z klasztoru Dominikan�w pozosta� tylko ponury ko�ci� �wi�tego Miko�aja, kt�rego wewn�trzny przepych opiera si� ca�kowicie na czerni i z�ocie; poblask dawnych trw�g. Ale do hali targowej wspomnienie mniszego zakonu przylgn�o tylko w nazwie, podobnie jak do letniego jarmarku, zwanego Dominikiem, kt�ry od p�nego �redniowiecza przetrzyma� wszelkie polityczne zmiany i obecnie tandet� i starzyzn� przyci�ga miejscowych i turyst�w. Tam wi�c, mi�dzy Dominika�sk� Hal� Targow� a �wi�tym Miko�ajem, naprzeciw o�miok�tnego �Nosa w Garach�, znale�li si� wdowiec i wdowa w czasach, kiedy to r�cznie wymalowany szyld z napisem �Kantor� obwieszcza�, �e na parterze wie�y obronnej mie�ci si� punkt wymiany walut. Ci�g�y ruch licznej klienteli i �upkowa tablica przy wej�ciu, na kt�rej dolar ameryka�ski w stosunku do miejscowej waluty co godzina dro�a� i dro�a�, �wiadczy�y o powszechnej bryndzy. � Czy wolno mi? � Tak zacz�a si� rozmowa. Wdowiec chcia� zap�aci� nie tylko za swoje, r�wnie� za jej astry, teraz ju� jeden bukiet, i wyci�ga� banknoty z portfela, niepewny wobec tak zasobnych w ze; pieni�dzy. Wdowa odpowiedzia�a z polskim akcentem: � Nic panu n wolno. By� mo�e fakt, �e odezwa�a si� w obcym j�zyku, przyda� owemu zakazowi dodatkowej ostro�ci, i gdyby dorzucone zaraz spostrze�enie: -Wyszed� z tego jednak ca�kiem �adny bukiet � nie otworzy�o w�a�ciwe rozmowy, przypadkowe spotkanie wdowca z wdow� mo�na by�oby por�w na� ze spadkiem kursu z�ot�wki. Pisze on, �e jeszcze podczas gdy wdowa p�aci�a, wywi�za�a si� rozmowa grzybach, zw�aszcza o p�nych, sp�nionych prawdziwkach. Lato, kt�re nie chcia�o si� sko�czy�, i �agodn� jesie� wymieniono jako przyczyny �Ale kiedy powo�a�em si� na globaln� zmian� klimatu, ona po prosi mnie wy�mia�a�. W bezchmurny lub lekko zachmurzony listopadowy dzie� stali ob�j zwr�ceni ku sobie i nic nie mog�o oderwa� ich od straganu z kwiatami i od prawdziwk�w. On zapatrzony w ni�, ona w niego. Wdowa �mia�a cz�sto. Jej z polska akcentowane zdania poprzedza� lub ko�czy� �miech, zdawa�o si�: nieuzasadniony, zwyk�y dodatek przed albo po. Wdowcowi spodoba� si� ten nieomal przera�liwy �miech, bo w jego papierach figuruj� zdania: �Jak dzwonnik*! Nieraz a� strach bierze, pewnie, jednak�e lubi� s�ucha�, jak si� �mieje, nie pytaj�c o przyczyny jej cz�stego rozbawienia. By� mo�e �mieje si� ze mnie, wy�miewa mnie. Ale i to, �e jestem dla niej �mieszny, podoba mi si�. Tak stali i stali. Albo: tak stoj� pozuj�c dla mnie, jedn� i drug� chwilk�, �ebym si� przyzwyczai�. O ile ona by�a ubrana modnie � on uzna�, �e jest �za bardzo wysztafirowana� � o tyle jemu tweedowa marynarka do kordowych spodni nadawa�a wygl�d swobodny, pasuj�cy do torby z kamer�: turysta lepszej kategorii, z ambicjami. � Je�li kwiaty odpadaj�, to czy wolno mi ofiarowa� pani przedmiot naszej dopiero co nawi�zanej rozmowy, wybieraj�c kilka prawdziwk�w, tego tutaj, tego, tego i jeszcze tego! Prawda, �e wygl�daj� apetycznie? * Niem. Glockelwogel. W�a�ciwie: mi�kkodzi�b nagoszyjny (Procnias nudicollis) (przyp. t�um.). Wolno mu by�o. A ona pilnowa�a, �eby nie odliczy� straganiarce zbyt wielu banknot�w. � Tutaj wszystko szalenie drogie! � zawo�a�a. � Ale dla pana z niemieckimi markami wci�� jeszcze tanio. Zadaj� sobie pytanie, czy on rachuj�c w pami�ci por�wnywa� swoj� walut� z liczbami o wielu zerach na z�otowych banknotach i czy powa�nie, nie l�kaj�c si� jej �miechu, zastanawia� si� nad wypowiedzeniem p�nego ostrze�enia przed Czarnobylem i jego skutkami. Pewne jest, �e przed kupnem sfotografowa� grzyby i powiedzia�, i� jego kamera jest japo�skiej produkcji. Poniewa� zrobi� to migawkowe zdj�cie ukosem z g�ry, a w kadrze znalaz�y si� czubki but�w przycupni�tej straganiarki, fotografia �wiadczy o zdumiewaj�cej wielko�ci prawdziwk�w. U obu m�odszych brzuchate �odygi s� szersze od wysoko sklepionych kapeluszy; mi�sist�, skr�con� w sobie kibi� starszych ocieniaj� roz�o�yste, grubo wywini�te do wewn�trz, to zn�w na zewn�trz ronda. Kiedy tak le��c w czw�rk� zwracaj� ku sobie wysokie i szerokie kapelusze, a przy tym tak s� przez fotografa u�o�one, �e bodaj nie nak�adaj� si� na siebie, tworz� martw� natur�. I prawdopodobnie to wdowiec da� odpowiedni komentarz; a mo�e to ona powiedzia�a: � Pi�kne jak martwa natura. � W ka�dym razie wdowa znalaz�a w torebce siatk� na zawini�te w gazet� grzyby, do kt�rych straganiarka do�o�y�a ekstra p�czek pietruszki. On chcia� nie�� siatk�. Ona mocno trzyma�a. On prosi� o to. Ona odmawia�a: � Najpierw zrobi� prezent, a potem jeszcze taszczy�. Drobna sprzeczka, owo droczenie si�, w trakcie kt�rego zawarto�� siatki nie mog�a dozna� uszczerbku, trzyma�a par� pod hal� targow�, jak gdyby oboje nie chcieli, jeszcze nie chcieli porzuci� miejsca spotkania. Raz on jej odbiera� siatk�, to zn�w ona jemu. Nie wolno mu by�o nie�� r�wnie� astr�w. Sprzeczali si� jak dobrze zgrana, znaj�ca si� od dawna para. W ka�dej operze mogliby za�piewa� duet, ju� bym wiedzia�, pod czyj� muzyk�. A widz�w nie brakowa�o. Niemo przygl�da�a si� straganiarka. Woko�o �wiadkiem by�o wszystko: o�miok�tna wie�a obronna, jej najnowszy sublokator zat�oczony kantor walutowy, z boku roz�o�ona szeroko, jakby rozd�ta od wyziew�w hala targowa, pos�pny �wi�ty Miko�aj, ch�opki z s�siednich stragan�w i potencjalna klientela; bo pomi�dzy tym wszystkim k��bi� si� i przewala� biednie ws�uchany tylko w powszednie k�opoty t�um ludzi, kt�rych niedu�e pieni�dze co godzina traci�y na warto�ci, pode gdy wdowa i wdowiec dojrzeli w sobie nawzajem dodatkowy zysk i chcieli od siebie odst�pi�. � Musz� jeszcze p�j�� gdzie� indziej. � Gdyby wolno mi by�o towarzyszy� pani. � No, to spory kawa�ek. � By�aby to dla mnie prawdziwa przyjemno��... � Ale ja musz� na cmentarz... � Je�eli nie b�d� zbytnio przeszkadza�... � No, to chod�my. Ona nios�a bukiet astr�w. On w siatce na zakupy ni�s� grzyby. Oni chudy, pochylony. Ona stawiaj�ca kr�tkie, rozbrzmiewaj�ce twardym stukotem kroki. On ze sk�onno�ci� do potykania si�, lekko pow��cz�cy nogami i o dobr� g�ow� wy�szy od niej. Ona niebieskooka w odcieniu farbki, on dalekowidz. Jej w�osy ufarbowane na tycjanowski blond, jego szpakowaty w�sik. Ona zabra�a ze sob� zapach swych natarczywych perfum, on j przyt�umiony sprzeciw swojej wody po goleniu. Oboje znikn�li w ci�bie pod hal� targow�. Nie by�o ju� te� wida� baskijskiego beretu wdowca. Na kr�tko przed wybiciem jedenastej z wie�y �wi�tej Katarzyny. A ja? Ja musz� pod��y� za par�. Od kiedy nosi� si� z zamiarem przys�ania mi do domu swoich obwi�zanych sznurkiem papierzysk? Nie m�g� mu przyj�� do g�owy adres jakiego� archiwum? Musia�, dure�, we mnie upatrzy� sobie us�u�nego durnia? T� stert� list�w, przedziurkowane rachunki i datowane zdj�cia, jego brulion prowadzony raz jako dziennik, to zn�w jako silos czasoch�onnych spekulacji, bez�ad gazetowych wycink�w, kasety magnetofonowe � wszystko to lepiej by�oby z�o�y� u archiwariusza ni� u mnie. Powinien by� wiedzie�, jak �atwo popadam w opowiadanie. Je�li ju� nie do archiwum, to czemu nie pos�a� tego jakiemu� skwapliwemu dziennikarzowi? I co mnie zmusi�o do gonienia za nim, nie, za nimi obojgiem? Tylko to, �e p� wieku temu siedzieli�my jakoby razem, ty�ek w ty�ek, na szkolnej �awie? On twierdzi: �W rz�dzie pod oknami�. Nie mog� sobie przypomnie�, �ebym go mia� obok siebie. Gimnazjum realne �wi�tego piotra. Mo�e i tak. Ale ja chodzi�em tam ledwie dwa lata. Za cz�sto musia�em zmienia� szko��. Raz tak, raz siak zmieszany pot uczniak�w. Raz tak, raz siak obsadzone drzewami szkolne podw�rza. Naprawd� nie pami�tam, kto gdzie i od kiedy obok mnie gryzmoli� ludzik�w. Kiedy otworzy�em paczk�, na wierzchu le�a� jego list przewodni: �Na pewno potrafisz co� z tym zrobi�, w�a�nie dlatego �e wszystko graniczy z niepodobie�stwem�. Zwraca� si� do mnie per ty, jak gdyby czasy szkolne pozosta�y dla niego czym� nieprzemijaj�cym: �W innych przedmiotach z pewno�ci� nie by�e� tuzem, ale Twoje wypracowania ju� wcze�nie pozwala�y dostrzec...� Powinienem by� odes�a� mu jego rupiecie, ale dok�d? �W gruncie rzeczy wszystko to mog�oby by� wymy�lone przez Ciebie, ale my�my tym �yli, my�my prze�yli to, co sta�o si� ju� przed dziesi�tkiem lat...� Jego list jest postdatowany: napisa� go jakoby 19 czerwca 1999. A pod koniec, przy sk�din�d klarownym toku wywod�w, pisze o powszechnych przygotowaniach do uczczenia prze�omu tysi�cleci: �Jaki niepotrzebny wydatek! Ko�czy si� przecie� stulecie, kt�re zwi�za�o si� ca�kowicie z niszczycielskimi wojnami, masowymi wyp�dzeniami, nieprzeliczon� �mierci�. Ale teraz, z pocz�tkiem nowej epoki, �ycie b�dzie zn�w...� I tak dalej. Dajmy temu spok�j. Tylko tyle si� zgadza: spotkali si� 2 listopada przy s�onecznej pogodzie, na kilka dni przed runi�ciem berli�skiego muru. Kiedy mog�aby si� by�a zacz�� historia, jakich wiele, �wiat albo cz�� tego niezmiennego �wiata zacz�a si� faktycznie zmienia�, i to nie robi�c ceregieli, �wi�skim truchtem. Wsz�dzie obalano pomniki. M�j dawny kolega szkolny w swym brulionie przyjmowa� do wiadomo�ci te cz�sto zwalaj�ce si� r�wnocze�nie fakty, ale traktowa� je jak zwyczajne twierdzenia o faktach. Wr�cz niech�tnie w nawiasowych zdaniach u�ycza� miejsca wydarzeniom, kt�re wszystkie razem chcia�y, by nazywa� je historycznymi, a jego zbija�y z tropu, poniewa�, jak pisze, �odwracaj� uwag� od tego, co istotne, od idei, od naszej wielkiej, jednaj�cej narody idei...� I ju� jestem w �rodku jego, jej historii. Ju� gadam, jak bym przy tym by�, o jego tweedowej marynarce, o jej siatce na zakupy, i wciskam mu beret na g�ow�, poniewa� ten beret istnieje, jak kordowe spodnie i jej pantofle na wysokich obcasach, mianowicie na czarno-bia�ych i kolorowych zdj�ciach, jakie mam przed sob�. Podobnie jak numery ich but�w godne przekazania by�y te� dla niego jej perfumy i w�asna woda po goleniu. Siatka na zakupy to nie wymys�. P�niej z upodobaniem, ba, maniacko opisuje ka�de oczko tego przedmiotu codziennego u�ytku, jak gdyby chcia� podnie�� go do rangi przedmiotu kultu; ale wczesne, ju� przy okazji kupna prawdziwk�w, wprowadzenie szyde�kowej pami�tki rodzinnej � wdowa znalaz�a siatk� w spu�ci�nie po matce � jest moim dodatkiem, tak samo jak antycypowane wprowadzenie baskijskiego beretu. Jako historyk sztuki i w dodatku profesor nie m�g� zachowa� si� inaczej: jak posadzkowe p�yty grobowe i kamienie nagrobne, sarkofagi i epitafia, szkieleciarnie, krypty i z�arte przez mole chor�gwie pogrzebowe, nale��ce wok� Morza Ba�tyckiego do tradycyjnego wyposa�enia gotyckich ko�cio��w z wypalanej ceg�y, kt�re oczyszcza� i uczytelnia�, oznacza� heraldycznie i emblematycznie, wreszcie czyni� wymownymi przez zwi�z�e historie rodzinne s�awnych ongi� patrycjuszowskich rod�w, tak teraz wdowie siatki na zakupy � odziedziczy�a ona nie tylko t� jedn�, lecz p� tuzina siatek � by�y dla niego �wiadectwami minionej kultury, wypartymi przez brzydkie torby ceratowe i skasowanymi radykalnie przez plastykowy worek. Pisze on: �Cztery z siatek na zakupy s� szyde�kowej natury, dwie s� wi�zane, jak kiedy� wi�za�o si� r�cznie sieci rybackie. Z szyde�kowych tylko jedna jest jednobarwna, mszystozielona, trzy pozosta�e i siatki wi�zane maj� wielobarwne wzory...� I jak w swej pracy doktorskiej obja�nia trzy osty i pi�� r� w herbie teologa Aegidiusa Straucha z p�askorze�by nagrobka u �wi�tej Tr�jcy, gdzie Strauch pod koniec siedemnastego wieku by� proboszczem, i wi��e ze zmiennymi kolejami wojowniczego �ycia � Strauch sp�dzi� lata na odsiadywaniu twierdzy � tak te� pr�bowa� obja�nia� odziedziczone przez wdow� siatki na zakupy. Poniewa� w przewieszonej przez rami� torebce z ciel�cej sk�ry nosi�a stale dwie z sze�ciu siatek, t�umaczy� t� przezorno�� panuj�c� we wszystkich krajach bloku wschodniego gospodark� niedobor�w: �Nagle pokazuj� si� gdzie� �wie�e kalafiory, og�rki na mizeri� albo jak ostatnio lataj�cy handlarz z baga�nika polskiego fiata sprzedaje banany i ju� ma si� pod r�k� praktyczne siatki, bo torby plastykowe na Wschodzie wci�� jeszcze nale�� do rzadko�ci�. A potem przez dwie strony ubolewa nad upadkiem wyrob�w r�kodzielniczych i zwyci�stwem zachodniego worka ze sztucznego tworzywa jako nad kolejnym symptomem ludzkiej samozag�ady. Dopiero pod koniec jego ubolewa� wdowie siatki na zakupy staj� mu si� na powr�t mi�e, po brzegi wype�nione znaczeniami. I tak� siatk�, mianowicie jednobarwna, szyde�kow�, przypisa�em im z wyprzedzeniem przy zakupie grzyb�w. Pozwalam wdowcowi nie�� pami�tk� rodzinn� i musz� przyzna�, �e kiedy lekko pochylony cz�apie u boku stukaj�cej obcasami wdowy, nie tylko beret baskijski, ale i siatka na zakupy pasuje do niego jak ula�, jak gdyby nie ona, lecz on j� odziedziczy�, jak gdyby japo�ska kamera by�a tylko wypo�yczona, jak gdyby odt�d u siebie, w drodze na uniwersytet Ruhry, nosi� literatur� fachow�, grube tomiska traktuj�ce o barokowej emblematyce, w szyde�kowej b�d� wi�zanej siatce na zakupy. Nawet je�li nie mog� sobie przypomnie� kolegi szkolnego o jego nazwisku, to ze swymi zakorzenionymi dziwactwami i pocz�tkami starczych dolegliwo�ci jest mi ju� dobrze znany; a r�wnie� wdowa, stawiaj�ca obok niego krok za krokiem w kierunku cmentarza, dzi�ki samej tylko sile woli rysuje si� wyrazi�ciej: ju� ona odzwyczai go od cz�apania. D�uga, jednak�e przyjemna piesza w�dr�wka, bo wdowa dzieli�a j� na kr�tsze odcinki, obja�niaj�c go zwi�z�ymi, wszystko uzwi�laj�cymi zdaniami i od czasu do czasu zanosz�c si� swym �miechem dzwonnika. Mi�dzy ko�cio�em �wi�tej Katarzyny a Wielkim M�ynem, w pobli�u kt�rych w Kanale Raduni prawie nie ma wody, powiedzia�a: � Ju� cuchnie! Ale co tutaj nie cuchnie! � a ko�o hotelowego wie�owca �Heveliusa� domy�li�a si�: � No, szanowny pan to pewnie b�dzie mia� pok�j z widokiem na miasto z samiusie�kiej g�ry. Dopiero pod boczn� �cian� biblioteki, a potem przed portalem dawnego gimnazjum realnego �wi�tego Piotra � obie te prusko-neogotyckie budowle zosta�y przez wojn� oszcz�dzone � do g�osu doszed� wdowiec. Wyzna�, �e we wczesnej m�odo�ci by� przesiaduj�cym w bibliotece molem ksi��kowym, nazwa� s�u��cy nadal za szko�� gmach �moj� dawn� bud�� i zawile t�umaczy� jej genez� tego uczniowskiego wyra�enia. Dopiero kiedy mieli za sob� ko�ci� �wi�tego Jakuba, poniecha� opowiadania o tym, co go w m�odzie�czych latach kszta�towa�o: jakie to lektury w czytelni biblioteki miejskiej zara�a�y go i jednocze�nie uodparnia�y. � Nie wyobra�a pani sobie, jaki by�em �ar�oczny. Na przyk�ad w stosunku do wszystkich monografii artystycznych Knackfussa. Po�yka�em ka�dy tom... A potem przed bram� stoczni Lenina � wkr�tce p�niej zmieniono jej nazw� rozci�ga� si� plac z trzema stercz�cymi wysoko krzy�ami, na kt�rych wisz� trzy ukrzy�owane kotwice. Wdowa powiedzia�a: � Dawno temu by�a sobie Solidarno�� � a potem dorzuci�a jednak jeszcze jedno zdanie, kt�re mia�o troch� z�agodzi� szorstko�� jej po�miertnego wspomnienia: � Ale pomniki to my, Polacy, wci�� umiemy budowa�. Wsz�dzie m�czennicy i pomniki m�czennik�w! � Tych s��w nie poprzedza� i nie ko�czy� �miech. Wdowiec dos�ucha� si� w wypowiedzi wdowy �goryczy granicz�cej z rozpacz��. Pozosta�y jej tylko milcz�ce gesty. Potem wyci�gn�a z bukietu jednego astra, do�o�y�a go do kwiat�w le��cych u st�p muru pami�ci i na pro�b� wdowca przet�umaczy�a mu, linijka po linijce, wyryty na pomniku wiersz poety Czes�awa Mi�osza: s�owa sk�adaj�ce ho�d daremno�ci. Nast�pnie znienacka powi�za�a sam� siebie i swoj� rodzin� z poet� i jego rodzin� jako �uciekinier�w wyp�dzonych ze Wschodu na ziemie zachodnie� i natychmiast zatoczy�a kolejny �uk: � My wszyscy musieli�my wynosi� si� z Wilna, jak wy wszyscy musieli�cie wynie�� si� st�d. Jeszcze na placu, ale ju� na odchodnym, si�gn�a po papierosa. �eby skr�ci� dalsz� drog� obojga na cmentarz: pal�c wdowa poprowadzi�a wdowca ze �r�dmie�cia przez wiadukt, kt�ry od czasu zburzenia obwarowa� i zbudowania Dworca G��wnego ma pod sob� wszystkie tory kolejowe prowadz�ce z Danzigu lub Gda�ska na zach�d b�d� biegn�ce z zachodu do Gda�ska lub Danzigu. Jako �e w notatkach wdowca przeplataj� si� dowolnie nazwy polskie i niemieckie, trzymam si� jego niezdecydowanego nazewnictwa, nie m�wi�: Brama Oliwska, tylko: wdowa poprowadzi�a go ze �r�dmie�cia do przystanku tramwajowego Olivaer Tor, potem ze skr�caj�cej w lewo szosy do Kartuz w g�r� �agodnie wznosz�cym si� stokiem Hagelsbergu* do stacji benzynowej dla je�d��cych na benzynie bezo�owiowej turyst�w, naprzeciw kt�rej le�y stary, ocieniony przez buki i lipy cmentarz s�u��cy dawniej parafianom Bo�ego Cia�a, wy�ej �wi�tego J�zefa i �wi�tej Brygidy, a na zachodnim skraju kilku pozako�cielnym wsp�lnotom. B�d�c ju� od lat przepe�niony, zdawa� si� nieczynny. �adna otwarta brama nie dawa�a przyst�pu. Szli wzd�u� obros�ego krzakami p�otu. Naprzeciwko s�siedniego cmentarza wojskowego na wznosz�cej si� ��ce z pomnikiem ku czci Armii Czerwonej, na kt�rego przedpolu gra� w pi�k� tuzin wyrostk�w, znajdowa�a si� znana wdowie dziura w p�ocie. *Pol. Grodzisko (przyp. t�um.). I wtedy � ledwie stan�li pod drzewami i po�r�d pojedynczych i podw�jnych grob�w � wdowiec formalnie przedstawi� si� wdowie: � Pozwoli pani, �e si� pani przedstawi�, naturalnie o wiele za p�no: nazywam si� Aleksander Reschke. Jej �miech potrzebowa� czasu i musia�, zw�aszcza mi�dzy rz�dami grob�w, wyda� mu si� niestosowny, wyja�ni� si� jednak, kiedy ona, wci�� jeszcze si� �miej�c, odwzajemni�a si�: � Aleksandra Pi�tkowska. W brulionie Reschkego ten zapis przypiecz�towuje zrz�dzenie losu. C� z tego, �e jego relacjonuj�cemu tylko koledze szkolnemu � musieli nas wcisn�� na jedn� �aw� w przedostatniej klasie � ta r�wnobrzmienno�� wydaje si� zbyt harmonijna, odpowiednia co najwy�ej dla �piewogry wed�ug znanego pierwowzoru, stosowna dla ba�niowych postaci, ale nie dla tej skojarzonej przez przypadek pary; trzeba jednak pozosta� przy Aleksandrze i Aleksandrze, ostatecznie jest to ich historia. Ale r�wnie� wdowca i wdow�, jak ich dotychczas nazywa�em, nawet je�li nie mogli by� �wiadomi tego, �e spotkali si� jako ludzie owdowiali, blisko�� imion zapewne wystraszy�a. Chc�c zaznaczy� sw� niezale�no��, Aleksandra Pi�tkowska ruszy�a w drog� mi�dzy kwaterami. Znikn�a za nagrobkami, wy�oni�a si� ponownie, zn�w zgin�a z oczu, oddala�a si�; a Aleksander Reschke r�wnie� zachowywa� odst�p. Cz�apa� po omsza�ych �cie�kach, gdzie szele�ci�y jesienne li�cie. Jego baskijski beret zas�oni�ty, zn�w widoczny. Jakby bez celu zatrzymywa� si� przy tym, przy owym nagrobku: du�o diabazu i wypolerowanego na wysoki po�ysk granitu, ma�o piaskowca, marmuru i muszlowca. Wszystkie nagrobki pod polskimi nazwiskami podawa�y daty �mierci od ko�ca lat pi��dziesi�tych, z wyj�tkiem owych licznych, ci�gn�cych si� rz�dami w po�o�onej na uboczu kwaterze grob�w dzieci�cych z roku 1946, roku zarazy: drewniane krzy�e i kamienie nagrobne w kszta�cie poduszek. Ciszy pod cmentarnymi drzewami nie m�ci�y dalekie wrzaski graj�cych w pi�k� wyrostk�w, nie dociera�y nawet odg�osy ze stacji benzynowej. Czytam: �Tutaj na nowo u�wiadomi�em sobie sens wyra�enia �cmentarny spok�j�. Jednak�e Aleksander Reschke prowadzi� poszukiwania. Znalaz� na skraju cmentarza dwa przekrzywione nagrobki, p�niej dwa dalsze, ca�kowicie zaro�ni�te, i mia� k�opoty z odczytaniem na nich czegokolwiek. Odleg�ymi w czasie datami �mierci � od pocz�tku �at dwudziestych do po�owy czterdziestych � i inskrypcjami nad nazwiskami � �Tutaj spoczywa w Bogu�, ��mier� jest bram� �ycia� albo �Tu le�y nasza kochana Mama i Babcia� � przypomina�y o czasie zaprzesz�ym tego miejsca wiecznego spoczynku. Reschke odnotowuje: �Tak�e te nagrobki ze zwyk�ego tu materia�u: diabaz i czarny granit szwedzki�. Na chwilk� zostawiam go przy ocala�ych nagrobkach. Pani Pi�tkowska pewnie tymczasem wstawi�a bukiet astr�w do wazonu na grobie swych rodzic�w. Twierdz�, �e ta podw�jna mogi�a, okolona bukszpanem, jest mniej zaro�ni�ta ni� mogi�y s�siednie. Ojciec zmar� w pi��dziesi�tym �smym, matka w sze��dziesi�tym czwartym. Oboje nie do�yli siedemdziesi�tki. We wszystkich kwaterach mog� zaobserwowa� zaduszkowy ruch: tu i �wdzie zapalone znicze na grobach �wiadczy�y o tym, �e odwiedzi� je kto�, kto ju� sobie poszed�. Ale wdowa i wdowiec nie rozgl�dali si� woko�o. � By�am u mamy i taty. M�j zmar�y m�� le�y na le�nym cmentarzu w Sopocie. � Powiedzia�a to Aleksandra Pi�tkowska staj�c obok Aleksandra Reschkego, kt�rego ocala�e nagrobki oderwa�y od tera�niejszo�ci; g�os rozbrzmiewaj�cy z boku i zza plec�w pewnie go przestraszy�, w ka�dym razie przywo�a� do rzeczywisto�ci. Znowu para. Poniewa� ona wyjawi�a mu swoje wdowie�stwo, powinien by� i on powiedzie� o �mierci �ony, a r�wnie� o wczesnej, zbyt wczesnej �mierci rodzic�w, ale zacz�� m�wi� o swoim zawodzie, poinformowa�, �e jest doktorem historii sztuki i profesorem wyk�adaj�cym w Zag��biu Ruhry, w imi� dok�adno�ci nie pomin�� tematu napisanej dziesi�tki lat temu pracy doktorskiej, �P�yty nagrobne i epitafia w gda�skich ko�cio�ach�, i dopiero teraz, znienacka, wspomnia� o �mierci �ony: � Edith zmar�a pi�� lat temu. Wdowa milcza�a. Potem podesz�a bli�ej, jeszcze o krok bli�ej do przekrzywionych nagrobk�w, kt�re by�y dla wdowca godne uwagi. Nagle i jak na to miejsce zbyt g�o�no wybuch�a: � To wstyd dla Polak�w! Usun�li wszystko, gdzie by�o co� napisane po niemiecku. Tutaj i wsz�dzie. Tak�e na le�nym cmentarzu. Nie chcieli zmar�ych zostawi� w spokoju. Wszystko po prostu zr�wnali z ziemi�. Ju� wkr�tce po wojnie i p�niej. Gorsi jeszcze ni� Rosjanie. I to, zbrodniarze, nazywaj� polityk�! �ledz�c zapiski Reschkego widz�, �e pr�bowa� on uspokoi� wzburzon� wdow� podaj�c jako przyczyny, w tej mniej wi�cej kolejno�ci, najazd na Polsk�, konsekwencje wojny i ze wszystkich stron przesadnie akcentowany nacjonalizm: Naturalnie niszczenie cmentarzy graniczy z barbarzy�stwem. R�wnie� jemu, musi to przyzna�, na widok takich zapomnianych nagrobk�w robi si� smutno. Z pewno�ci� nale�y sobie �yczy� bardziej ludzkiego obchodzenia si� ze zmar�ymi. W ko�cu gr�b to ostateczny wyraz cz�owieka. Ale b�d� co b�d� w du�ej mierze uchroniono przed wandalizmem p�yty na grobach patrycjuszowskich rod�w niemieckiego pochodzenia we wszystkich wa�niejszych ko�cio�ach, tak�e w ko�ciele szpitalnym pod wezwaniem Bo�ego Cia�a. Nie, nie, on rozumie jej trudny do u�mierzenia gniew. Bliskie mu jest pragnienie pewno�ci, �e groby najbli�szych znajduj� si� w dobrym stanie. Za pierwsz� po wojnie bytno�ci� w Gda�sku � �To by�o wiosn� pi��dziesi�tego �smego, kiedy siedzia�em nad moj� prac� doktorsk�� � chcia� odwiedzi� gr�b dziadk�w ze strony ojca na ongi� Zjednoczonych Cmentarzach. O tak, to by�o straszne: zobaczy� to spustoszone, nawiedzone jakby przez nieokie�znan� z�o�liwo�� miejsce. � Ten widok! Niech mi pani wierzy, pani Pi�tkowska, �e rozumiem pani oburzenie. Mnie sta� by�o tylko na smutek, kt�ry zosta� zrelatywizowany przez fakty z czasem ju� historyczne. W ko�cu to my pierwsi dopu�cili�my si� tego barbarzy�stwa. Nie m�wi�c o wszystkich innych ogromnych zbrodniach... Para zdawa�a si� stworzona do takich rozm�w. On opanowa� wysoki ton podnios�ej mowy; ona potrafi�a wiarygodnie wpada� we w�ciek�o��. Pod stercz�cymi wysoko, wyros�ymi na przek�r wszelkim politycznym perturbacjom bukami i lipami, kt�re pozbywa�y si� li�ci, i w obliczu obu przekrzywionych nagrobk�w wdowa i wdowiec zgodzili si�, �e gdzie�, a ju� z ca�� pewno�ci� na cmentarzach, musi ko�czy� si� przekl�ta polityka. M�wi si� przecie� � zawo�a�a ona � �e ze �mierci� wr�g przestaje by� wrogiem. Nazywali si� wzajem panem Reschke i pani� Pi�tkowsk�. Odpr�eni po obustronnych wyznaniach spostrzegli nagle, �e w pobli�u i w oddali inni jeszcze ludzie sk�adaj�c kwiaty i zapalaj�c znicze czcili pami�� swoich zmar�ych. I dopiero teraz wdowa powiedzia�a to, co brulion wdowca i utrwali� dos�ownie: � Oczywi�cie mama i tata o wiele bardziej woleliby le�e� na cmentarzu w Wilnie, nie tutaj, gdzie wszystko by�o obce i obce pozosta�o. Czy by�o to ju� owo elektryzuj�ce zdanie? Czy te� nad ich cmentarn� rozmow� nadal d��y�y usuni�te kamienie nagrobne? M�j dawny kolega szkolny, kt�ry zrobi� doktorat i dochrapa� si� profesury, Reschke, ten mistrz wznios�ych tyrad, przekaza� mi co prawda zbi�r uszeregowanych! nastrojowych obraz�w � �Jesienne drzewa stanowi� niemy komentarz? do tego siedliska przemijalno�ci...� albo: �Tak to wybuja�y bluszcz przetrzyma� przymusow� likwidacj� cmentarza i w stosowny dla siebie spos�b! pozosta� zwyci�ski, je�li nie nie�miertelny...� � ale dopiero po krytycznej uwadze: �Czy koniecznie musia�a pali� na cmentarzu!�, wyznaje: �Czemu oci�ga�em si� z opowiedzeniem Aleksandrze o z pewno�ci� wielkich nadziejach moich rodzic�w, kt�re � rzadko wypowiadane � mia�y tylko ten cel: dost�pi� pogrzebania w rodzinnych stronach, m�c kiedy� jedna spocz�� w ojczystej ziemi; aczkolwiek oboje nie spodziewali si� powrotu za �ycia? Jak rodzice Aleksandry musieli oswoi� si� z obczyzn��. Para pozosta�a. Jej cmentarna rozmowa nie mia�a ko�ca. Wreszcie znale�li �awk� z lanego �elaza, kt�rej uda�o si� przetrwa� wraz z bluszczem. Siedzieli os�oni�ci cisowym g�szczem. Wed�ug zapisk�w Reschkego jedynie pobliska wielka stacja benzynowa by�a z tego �wiata, wyrostkom gra w pi�k� na przedpolu cmentarza �o�nierzy sowieckich nie sprawia�a ju� przyjemno�ci. I pal�c, ci�gle pal�c, jak gdyby kurzenie papieros�w sprzyja�o wspominaniu, Aleksandra tak teraz nazywa si� oni w jego papierach opowiada�a o swym dzieci�stwie i latach m�odzie�czych w Wilnie, jak zwie si� po polsku Vilnius czy Wilna. � To wszystko, odebrane przez Pi�sudskiego Litwie, zn�w nale�a�o do Polski. By�o bia�e od baroku. A wok� pi�knego miasta r�s� las, nie ko�cz�cy si� las� Potem, po zabawnych historyjkach szkolnych, w kt�rych by�a mowa o przyjaci�kach, w tym dw�ch �yd�wkach, o wakacjach na wsi i o zbieraniu stonki ziemniaczanej, raptownie urwa� si� jej w�tek: � Tylko w czasie wojny by�o w Wilnie strasznie. Widz� jeszcze zabitych le��cych na ulicy. Zn�w zgie�k wielkiej stacji benzynowej. Cmentarne drzewa bez ptak�w. Palaczka, niepal�cy. Para na �awce z lanego �elaza. A potem nagle, poniewa� nag�o�� le�a�a w jej naturze i poniewa� do r�wnobrzmienno�ci imion i wsp�lnego obojgu stanu owdowienia chcia�a dorzuci� jeszcze parzysto��, zaskoczy�a go jej deklaracja zawodowa: � Jestem z tej bran�y co pan. Ale histori� sztuki studiowa�am tylko sze�� semestr�w i gdzie mi tam do profesury. Za to mam praktyk�, du�� praktyk�! Reschke dowiedzia� si�, �e Pi�tkowsk� od dobrych trzydziestu lat pracuje jako konserwatorka wyspecjalizowana w poz�otnictwie. � No, robi� wszystko. Poz�acanie matowe i b�yszcz�ce foli� z dukatowego z�ota. Nie tylko barokowe anio�y, tak�e polimentacyjna poz�ota na marmurowych stiukach. I dobrze sobie radz� z rze�bionymi w drzewie rokokowymi o�tarzami. W og�le z o�tarzami. Mam ich za sob� ju� ze trzydzie�ci w ko�ciele Dominikan�w i wsz�dzie. Materia� dostajemy z Drezna, z VEB Blattgold, gdzie jest upa�stwowiona wytw�rnia z�otej folii... Pod cmentarnymi drzewami, kt�re ogo�aca�y si� w oczach, musia�o doj�� do fachowej wymiany zda� mi�dzy emblematykiem a poz�otniczk� przyozdobionych zawijasami emblemat�w! Kiedy on opowiedzia� o trzydziestu o�miu wymienionych przez Curickego epitafiach u Marii Panny, ona zda�a spraw� ze swej pracy nad poz�acaniem dawno zatartego epitafium z roku 1588. On m�wi� o niderlandzkim manieryzmie, ona jako godne poz�ocenia wymienia�a p� konia na czerwonym polu i trzy lilie na niebieskim tle w herbie Jakobusa Schadiusa. On chwali� anatomi� szkielet�w, kt�re na reliefie powsta�y z grob�w, ona przypomina�a mu z�ote na czarnym tle w dolnym pod�u�nym owalu. On zwabia� j� po schodach w d� do krypty, ona prowadzi�a go u �wi�tego Miko�aja od o�tarza do o�tarza. Nigdy mi�dzy nagrobkami nie m�wi�o si� tyle o z�otych t�ach, z�ocie polerskim, r�cznym poz�acaniu i rzemie�lniczych przyborach, poduszce z�otniczej, no�u z�otniczym. Zdaniem Reschkego, kt�ry si�gn�� a� do grob�w faraon�w, nale�a�oby obwo�a� z�oto w�a�ciw� barw� zmar�ych: z�oto na czarnym. To mieni�ce si� pomi�dzy czerwonym a zielonym z�otem rozpromienienie. � Z�oty odblask �mierci! � zawo�a� i wci�� by�o mu ma�o. Dopiero gdy Pi�tkowska opowiedzia�a o pracy sprzed lat, dzi�ki kt�rej szczeg�owo zaznajomi�a si� z prospektem organ�w z ko�cio�a �wi�tego Jana, wywiezionym w czasie wojny i w ten spos�b ocala�ym, zn�w rozbrzmia� jej �miech: � Takich rzeczy powinno by� wi�cej. Wy kupujecie za marki niemieckie nowiutkie organy do ko�cio�a Marii Panny. My upi�kszamy stary prospekt z�ot� foli�, co nie kosztuje du�o. Potem milczeli. A raczej: to ja przypuszczam, �e mi�dzy obojgiem zapad�o milczenie. Ale powo�anie si� na niemiecko-polsk� wsp�prac� w sprawie organ�w i organowego prospektu mia�o zn�w elektryzuj�cy walor. W brulionie Reschkego jest napisane: �Tak powinno by�! Dlaczego nie jednako sensownie w innej dziedzinie?� Mo�liwe, �e palaczka i niepal�cy jeszcze przez dwa, trzy papierosy ch�on�li cmentarny nastr�j. Mo�e ich idea przybra�a pierwszy kszta�t, aby ulotni� si� z papierosowym dymem. W ka�dym razie wisia�a w powietrzu, chcia�a, �eby j� pochwyci�. Reschke informuje, �e Aleksandra potem jeszcze zaprowadzi�a go, nie, zaprosi�a na gr�b swoich rodzic�w: � B�d� rada, je�li zechce pan p�j�� na gr�b mamy i taty. Wobec dw�ch zniczy po obu stronach wazonu z rdzawoczerwonymi astrami przed szerok� granitow� tablic� � nawiasem m�wi�c ze �wie�o poz�oconym napisem � to znowu wdowa znienacka da�a impuls akcji. Jak gdyby otrzymawszy przy grobie rodzic�w matczyn� rad�, Pi�tkowska wskaza�a na szyde�kow� pami�tk� rodzinn�, w dalszym ci�gu niesion� przez profesora, za�mia�a si� kr�tko i powiedzia�a: � Teraz przyrz�dz� nam grzyby z siekan� pietruszk�. Przez dziur� w cmentarnym p�ocie przenie�li si� do tera�niejszo�ci wczesnego popo�udnia. Tym razem wdowa nios�a siatk� z zakupami. Wdowiec musia� si� podporz�dkowa� i ponownie nie odwa�y� si� wspomnie� o Czarnobylu i jego nast�pstwach. Wsiedli do tramwaju i pojechali mijaj�c Dworzec G��wny do Hohes Tor, kt�ra nosi nazw� Bramy Wy�ynnej. Aleksandra Pi�tkowska mieszka�a przy ulicy Ogarnej, kt�ra biegn�c z prawej strony r�wnolegle do D�ugiej pod��a �ladem dawnej Hundegasse. Ta ulica, podobnie jak ca�e �r�dmie�cie wypalona pod koniec wojny do resztek fasad, zosta�a w latach pi��dziesi�tych �udz�co wiernie odbudowana i jak wszystkie g��wne i boczne ulice zmartwychwsta�ego miasta domaga si� gruntownego odnowienia: z gzyms�w sypie si� skrusza�y stiuk. Reschke widzia�, jak �uszcz� si� p�cherzowate tynki. Nawiewane z portu opary siarki zeszpeci�y wszystkie wykute w kamieniu figury ze szczyt�w. Przedwcze�nie postarzy�y. Przy kilku szczeg�lnie zniszczonych fasadach sta�y ju� znowu rusztowania. Czytam: �Temu wielce podziwianemu, kosztownie podtrzymywanemu z�udzeniu nie ma ko�ca�. Jako �e mieszkania w historycznym obr�bie Starego i G��wnego Miasta z uwagi na sw� atrakcyjno�� by�y przydzielane nie bez stronniczo�ci, Pi�tkowskiej na pewno przyda�o si� utrzymane do pocz�tku lat osiemdziesi�tych cz�onkostwo Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a jeszcze bardziej jej praca jako wyr�nianej odznaczeniami konserwatorki. Mieszka�a tam od po�owy lat siedemdziesi�tych. Przedtem z synem i m�em, a� do jego przedwczesnego przej�cia na emerytur� � Jacek by� w marynarce handlowej � zajmowa�a dwa pokoje w nowym osiedlu mi�dzy Sopotem a Or�owem, w zwi�zku z czym mia�a daleko do pracy w �r�dmiejskich warsztatach; zrozumia�e, �e skar�y�a si� w partii. Jako d�ugoletnia cz�onkini � nale�a�a ju� w pi��dziesi�tym trzecim, podczas �wiatowego festiwalu m�odzie�y w Bukareszcie � uwa�a�a, �e mo�e ��da� mieszkania w pobli�u. W�wczas pracownie konserwator�w i poz�otnik�w znajdowa�y si� w Bramie Zielonej, renesansowej budowli, kt�ra zamyka ulic� D�ug� i D�ugi Targ od wschodu, wychodz�c na rzek�, na Mot�aw�. W par� lat po przeprowadzce na Ogarn� jej m�� umar� na bia�aczk�. A kiedy Witold, p�no urodzony jedyny syn, zaraz na pocz�tku lat osiemdziesi�tych � ledwie genera� og�osi� stan wojenny � uciek� na Zach�d, aby studiowa� w Bremie, w ciasnym dawniej, obecnie przestronnym trzypokojowym mieszkaniu wdowa by�a sama, ale nie nieszcz�liwa. Podw�jnej kamienicy przy Ogarnej 78/79, jak poza tym �adnej przy tej ulicy, dzieje zabudowy przyzna�y taras w postaci przedpro�a. W stanie wojennym na samym dole, maj�c osobne wej�cie, zainstalowa�a si� rz�dowa agencja �Interpress�, kt�ra szuka�a teraz prywatnego statusu. Obszerne przedpro�e oddziela�y od ulicy kute w piaskowcu reliefy: amorki bawi�ce si� z Amorem. Reschke ubolewa� nad ich stanem: �Nale�a�oby sobie �yczy�, �eby te weso�e �wiadectwa kultury mieszcza�skiej by�y chronione przed grzybem i omszeniem�. Mieszkanie na trzecim pi�trze le�a�o u ko�ca ulicy, kt�ra jak wszystkie biegn�ce na wsch�d ulice G��wnego Miasta ko�czy si� bram�, Bram� Krowi�, wychodz�c� na Mot�aw�. Patrz�c z bawialni widzia�o si� smuk�� wie�� ratusza i p�ask� wie�� ko�cio�a Marii Panny, obie w g�rnej jednej trzeciej jakby uci�te przez szczyty przeciwleg�ego ci�gu kamienic. Z pokoju syna, obecnie pracowni Pi�tkowskiej, roztacza� si� widok na po�udnie ponad tras� szybkiego ruchu. Tam w zwanej niegdy� �abim Krukiem cz�ci przedmie�cia pozosta� tylko ko�ci� �wi�tego Piotra. Wdowa pokaza�a tak�e wdowcowi wychodz�c� r�wnie� na po�udnie sypialni� z przylegaj�c� �azienk�. A w kuchni obok bawialni Aleksandra Pi�tkowska powiedzia�a: � No i widzi pan, �e �yj� sobie w luksusie, je�li to por�wna� z og�ln� sytuacj�. Dlaczego, do diab�a, poszed�em razem? Co mnie zmusza do gonienia za nimi? I co mia�em do roboty na cmentarzach albo przy Ogarnej? Dlaczego w og�le daj� si� nabiera� na jego spekulacje? Mo�e dlatego, �e wdowa... W swoich notatkach Reschke, zaraz po opisaniu trzypokojowego mieszkania, spogl�daj�c wstecz raz jeszcze podda� si� dzia�aniu jej oczu: �Pod cmentarnymi drzewami farbkowata niebiesko�� jej spojrzenia zamieni�a si� w jasnoniebiesko��, przy czym promieniej�c� jasno�� pot�gowa�y czarne, jak s�dz�, zbyt czarno powleczone tuszem rz�sy. Niczym bez�adnie stercz�ce w��cznie ogradza�y one g�rne i dolne powieki. Do tego po wielekro� rozga��zione zmarszczki od �miechu...� I potem dopiero zacytowa� swoje dane co do sytuacji mieszkaniowej na Zachodzie: � Ja te� po �mierci �ony � to by� rak � i odk�d c�rki s� poza domem, zamieszkuj� rzeczywi�cie obszerne trzypokojowe mieszkanie, co� w rodzaju apartamentu, jednak�e w niepozornym nowym bloku z niezbyt imponuj�cym widokiem. Przemys�owy krajobraz, urozmaicony stosunkowo licznymi terenami zielonymi... Tu docieraj�ce do kuchni, d�ugotrwa�e i tragicznie brzmi�ce kuranty z wie�y ratusza przerwa�y ich por�wnywanie mieszka� na Wschodzie i na Zachodzie; cz�sto jeszcze b�dzie im przerywa�a ta wpadaj�ca w ucho melodia. Po ostatnim d�wi�ku wdowa skomentowa�a: � Troch� g�o�no. Ale mo�na si� przyzwyczai� do tego dzwonienia. Z jego brulionu wiem, �e do siekania pietruszki przypasa�a mu fartuch. Oczy�ci�a cztery grubobrzuche, os�oni�te wypuk�ym kapeluszem z szerokim rondem prawdziwki, kt�rych n�ki nie by�y ani zdrewnia�e, ani robaczywe. Ma�o odpadk�w: poza mszystym spodem grzybich kapeluszy drobne �lady �limaczej �ar�oczno�ci. Potem on nalega�, �e pomo�e jej obiera� ziemniaki. Idzie mu to jak z p�atka, poniewa� od �mierci �ony nabra� wprawy. Wype�niaj�ca kuchni� wo� grzyb�w zmusi�a oboje do poszukiwania najtrafniejszych okre�le�. Nie mog� doczyta� si� u Reschkego, kto z nich, on czy ona, zaryzykowa� wyra�enie �podniecaj�cy zapach�. Jemu prawdziwki przypomina�y dzieci�stwo, kiedy to z babci� ze strony matki w lasach mieszanych wok� Zaskoczyna zbiera� kurki. � Takie wspomnienia zapadaj� g��biej ni� wszystkie potrawy z grzyb�w, jakie trafiaj� na st� we w�oskich gospodach, ostatnim razem w Bolonii, kiedy z �on�... Ona ubolewa�a nad tym, �e jeszcze nigdy nie by�a we W�oszech, ale d�u�sze pobyty w Niemczech Zachodnich i w Belgii stanowi�y jak�� rekompensat�: � Polscy konserwatorzy przynosz� dewizy. No, jak polskie tuczone g�si, s� dobrzy na eksport. Pracowa�am ju� w Trewirze, Kolonii i Antwerpii... �Ona niekiedy wykorzystuje kuchni� jako warsztat�, pisze Reschke i wskazuje na rega� pe�en butelek, puszek i narz�dzi. Grzyby przyt�umi�y dominuj�cy pocz�tkowo zapach pokostu �i ponadto perfumy Aleksandry�. Wstawiwszy ziemniaki wdowa rozpu�ci�a mas�o na patelni i pokroi�a grzyby na plasterki grubo�ci ma�ego palca, kt�re sma�y�a na �rednim ogniu. Wdowiec uczy� si� wymawia� po polsku �mas�o�. Ona znowu teraz pali�a, nad kuchenk�, co jemu przeszkadza�o. Godne odnotowania by�o dla niego, �e nie tylko on przy obieraniu ziemniak�w, ale i ona przy czyszczeniu grzyb�w musia�a si�gn�� po okulary: �W domu nosi swoje na plecionym jedwabnym sznurku na szyi�. Widz� go, jak otwiera futera�, wyjmuje okulary, otwiera uszka, chucha na szk�a, przeciera, wk�ada, zdejmuje, sk�ada, chowa i zamyka w solidnie staromodnym futerale. Jej oprawka � �Zrobi�am sobie pi�kny prezent w Antwerpii� � rzuca si� podobno w oczy dzi�ki obramowaniu ze strasu. Jego okr�g�ookie okulary w orzechowej rogowej oprawce pozwalaj� patrze� uczenie. Teraz oboje zdejmuj� okulary. P�niej, po datowanej antycypacji prze�omu tysi�cleci, napisze on: �Chodz� o lasce, prawie o�lep�y...� Najpierw wdowa chcia�a nakry� powleczony cerat� st� kuchenny: � Zjemy ju� tutaj. W kuchni zawsze jest przyjemnie. � Potem jednak mieli przej�� do bawialni. Meble z lat sze��dziesi�tych, par� rzeczy w stylu rustykalnym. Kanapa z dwoma fotelami. Prze�adowany, lekko przechylony rega� z ksi��kami. Na �cianach oprawione w ramki reprodukcje staroflamandzkich mistrz�w, ale te� upiorny Ensor: Wjazd Chrystusa do Brukseli. Na desce do przypinania fotografie: Porta Nigra, ratusz w Antwerpii, kamienice cechowe. Mi�dzy krymina�ami i powie�ciami z polskiej literatury powojennej wielgachne tomy o tematyce morskiej. St� przykrywa kaszubskie p��tno z wyszytym tulipanowym wzorem. Zdj�cia na oszklonym kredensie ukazuj� m�a wdowy w marynarskim mundurze, j� z m�em na sopockim molo oraz matk� i syna przed portalem oliwskiej katedry: matka �miej�ca si�, jak pisze Reschke, �oczami jak gwiazdki�, syn ponuro zamkni�ty w sobie, oficer w s�u�bie administracyjnej marynarki handlowej spokojnie spogl�da przed siebie. � No, widzi pan � powiedzia�a Pi�tkowska wnosz�c paruj�ce p�miski � m�j m�� by� jeszcze wy�szy. Prawie o dwie g�owy wi�kszy ode mnie. Wdowiec troch� za d�ugo mitr�y� z ogl�daniem zdj�� z mola. � Niech ju� pan przyjdzie, bo b�dzie zimne. Siedzieli naprzeciwko siebie. Posz�a im butelka bu�garskiego czerwonego wina. Wdowa na koniec wymiesza�a grzyby ze �mietan�, ca�o�� lekko popieprzy�a i posypa�a m�czasto rozpad�e ziemniaki siekan� pietruszk�. Dolewaj�c Reschke zabrudzi� obrus. Skwitowana �miechem plama z czerwonego wina. Posypana sol�. Znowu elektroniczne kuranty z ratusza: tragiczne, heroiczne. � To melodia do s�awnego tekstu Marii Konopnickiej � powiedzia�a wdowa. � Nie rzucim ziemi, sk�d nasz r�d... Z grzyb�w nie mia�o prawa nic zosta�. I dopiero przy kawie w ma�ych fili�aneczkach, z fusami, jak lubi� Polacy, niepal�cego i palaczk� dop�dzi�a cmentarna rozmowa. Z pocz�tku tylko szkolne historyjki. Wilno ci��y�o: � Nie wolno nam by�o uczy� si� w liceum. Zabrali obie moje przyjaci�ki. A tata straci� cukrowni�... Potem dopiero wtr�ci� si� Reschke, z banalnego raczej przypadku czyni�c wyznanie: Z rodzicami i bra�mi mieszka� kiedy� po drugiej stronie Ogarnej w domu o prostym szczycie, bez przedpro�a, �ci�lej m�wi�c: w jego oryginale. Ojciec by� urz�dnikiem pocztowym, ju� za czas�w Wolnego Miasta. Pracowa� na Poczcie G��wnej, tylko dwie przecznice st�d. � Nawiasem m�wi�c gr�b rodzinny moich dziadk�w ze strony ojca, po�o�ony w �rodkowej cz�ci Zjednoczonych Cmentarzy, by� ju� wtedy zastrze�ony dla moich rodzic�w... � Jak u mamy i taty! � zawo�a�a wdowa. � Oni zawsze wiedzieli, gdzie na cmentarzu w Wilnie b�dzie miejsce ich ostatniego spoczynku... I teraz dopiero za�wita�o, rozja�ni�o si� w g�owach, narodzi�a si�, bez b�lu, my�l, wdowcowi i wdowie uda�o si� dostroi� ide�, kt�rej prosta melodia mia�a si� okaza� samograjem, gdy� do tak og�lnoludzkich odczu� odwo�uje si� po polsku i po niemiecku. To d�uga rozmowa przy coraz to na nowo zaparzanej kawie po kilkakrotnym wys�uchaniu pobliskich kurant�w �kr�tko przed wybiciem dziewi�tej� musia�a roznieci� t� ide�, uzna� j� za swoj� i wreszcie podnie�� do rangi idei s�u��cej pojednaniu narod�w. Ona by�a zdolna do entuzjazmu, on wykorzysta� sw�j temat, �Stulecie wyp�dze�, i wylicza� wyp�dzonych lub przymusowo przesiedlonych. Wszystkich, kt�rzy musieli ucieka�, Ormian i Tatar�w krymskich, �yd�w i Palesty�czyk�w, Bengalczyk�w czy Pakista�czyk�w, Esto�czyk�w czy �otyszy, Polak�w i wreszcie Niemc�w z ca�ym dobytkiem pod��aj�cych na Zach�d. � Widu zosta�o na szlaku, nieprzeliczone trupy. Tyfus, g��d, zimno. Miliony. Nikt nie wie, gdzie le��. Pogrzebani na skraju drogi. Pojedyncze i masowe groby. Albo pozosta� tylko popi�. Fabryki �mierci, ludob�jstwo, zbrodni� wci�� jeszcze niepoj�ta. Dlatego powinni�my dzisiaj, w Zaduszki... Potem Reschke m�wi� o w�a�ciwej cz�owiekowi potrzebie spocz�cia na wieki tam, gdzie przed ucieczk� albo wymuszonym przesiedleniem mia� swoje miejsce, przypuszcza�, �e ma, szuka� i znalaz�, odnalaz� na nowo, mia� je zawsze, od urodzenia. Powiedzia�: � To, co nazywamy ziemi� rodzinn�, jest przez nas do�wiadczane mocniej ani�eli same poj�cia ojczyzny czy narodu, dlatego tak liczni, z pewno�ci� nie wszyscy, ale w miar� starzenia si� coraz liczniejsi ludzie �ywi� pragnienie, �eby by� pogrzebanym niejako u siebie, pragnienie zreszt�, kt�re przewa�nie pozostaje gorzko niespe�nione, bo cz�sto okoliczno�ci stoj� mu na przeszkodzie. My jednak powinni by�my m�wi� o prawie naturalnym. W katalogu praw cz�owieka nale�a�oby wreszcie zagwarantowa� r�wnie� i t� zasad�. Nie, nie mam na my�li postulowanego przez dzia�aczy naszych uciekinierskich zwi�zk�w prawa do ziemi rodzinnej � w�a�ciw� nam ziemi� rodzinn� utracili�my w spos�b zawiniony i ostateczny � ale o prawo zmar�ych do powrotu w swoje strony mo�na by by�o, powinno by si�, nale�a�oby si� upomina�! Przypuszczam, �e profesor doktor Reschke wyg�asza� ten wyk�ad jak i dalsze my�li o �mierci i cz�owieczym miejscu ostatniego spoczynku przechadzaj�c si� tam i z powrotem i jakby zwracaj�c si� do wi�kszego audytorium. Mia� sk�onno�� do przechodzenia do rzeczy dopiero po d�u�szej mowie, przy czym ledwie wypowiedziane zuchwa�o�ci natychmiast stawia� na powr�t pod znakiem zapytania. Ona przeciwnie. Aleksandra Pi�tkowska chcia�a jednoznaczno�ci. � Co to ma znaczy�: mog�oby, powinno by, nale�a�oby! To �adny koniunktyw. Uczy�am si� go. Ale lepiej jest: mo�e, powinno, nale�y! My to zrobimy natychmiast. I powiemy g�o�no, gdzie si� ko�czy polityka i zaczyna cz�owiek, mianowicie kiedy jest martwy i nic ju� nie ma w kieszeni, tylko jeszcze ostatnie �yczenie, jak m�wili mama i tata, do samego ko�ca, bo pozostali obcy, nawet je�li mama na wycieczce w kaszubskie g�rki wo�a�a nieraz: Pi�knie tu jak w domu! Tylko b�d�c wzburzona � a w toku wieczornej rozmowy przy zbyt du�ej ilo�ci kawy pewnie j� raz za razem, zw�aszcza po d�u�szych koniunktywnych zdaniach profesora, ogarnia�o wzburzenie � wdowa cz�ciej ni� zwykle pomija�a rodzajniki i potyka�a si� w niemieckiej sk�adni. Dos�ownego cytowania jej tutaj wymaga relacja, kt�r� obarczy� mnie Reschke. Teraz, kiedy idea si� wyklu�a, nie mog� ju� si� wycofa�. Poza tym w jego li�cie, kt�ry przyszed� z papierzyskami, roi si� od kompromituj�cych mnie przytyk�w. Na przyk�ad mia�em jakoby, budz�c podziw jego i innych uczni�w, po�kn�� �yw� ropuch�. Wi�c po�ykam powt�rnie, zgodnie z �yczeniem. Reschke pewnie ju� na targu, a najp�niej na cmentarzu zapyta� Pi�tkowska, sk�d zna niemiecki, nie szcz�dz�c oczywi�cie komplement�w. Dok�adne informacje przynosi jego brulion dopiero p�niej: �Matka nie, ale ojciec m�wi� po niemiecku. W Poznaniu mog�a ona obok historii sztuki jako drugi kierunek studiowa� germanistyk�. A jej m��, kt�ry ponadto podobno p�ynnie m�wi� po angielsku, musia� by� jak belfer: �Poprawia� ka�dy b��d, taki by�!� Skorzysta� na tym Witold, jej syn. Tylko m�wi on, jak twierdzi Aleksandra, o wiele za skomplikowanie. O niej tego nie mo�na powiedzie�. To prawda. Ostatecznie nie spos�b nie zauwa�y�, �e mojej eksportowanej za dewizy poz�otniczce pomog�o kilka pobyt�w za granic�. M�wi ona: �Trzy miesi�ce w Kolonii, cztery w Trewirze, za ka�dym razem co� cz�owiekowi zostanie w pami�ci�. Niedawno �piewa�a nawet kolo�skie karnawa�owe przeboje, kiedy pojechali�my nagrywa� na �u�awy�. To by�o p�niej, kiedy ich idea szerzy�a si� ju� niejako samoczynnie. Ale gdy za pierwszym podej�ciem chodzi�o o prawo zmar�ych, Pi�tkowskiej brakowa�o s��w. Mi�dzy polskie okrzyki wdziera�y si� jej uwolnione od rodzajnik�w niemieckie zdania g��wne i poboczne: � Miejsce ostatniego spoczynku musi by� �wi�te... Przyjdzie wreszcie pojednanie... Nauczy�am si� niemieckiego s�owa: Friedhofsordnung... Niemiecki porz�dek! No, zr�bmy niemiecko-polski porz�dek cmentarny,,. Skoro musimy si� ju� uczy�, �e nie mo�e by� polskiej gospodarki