7488

Szczegóły
Tytuł 7488
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7488 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7488 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7488 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

PETER LENGYEL DRUGA PLANETA S�O�CA OGG Prze�o�y� TOMASZ KULISIEWICZ Powr�t 1 Zacz�o si� to dwa i p� tysi�ca lat temu. Igo-Vandar siedzia� samotnie w bibliotece mikrofilm�w statku. Prawa r�ka niepewnie zawis�a nad szeregiem przycisk�w pochy�ego pulpitu. Opr�cz ma�ego ekranu pulpit zawiera� dwa rz�dy przycisk�w oznaczonych r�nymi kolorami. Wresz- cie nacisn�� �rodkowym palcem zielony przycisk. Lew� r�k� si�gn�� w kierunku drugiej grupy klawiszy rozmieszczonych p�koli�cie. Czter- na�cie przycisk�w tej grupy oznaczonych by�o symbolami. Nacisn�� w kr�tkich odst�pach cztery z nich. Da�y si� s�ysze� delikatne trzaski, a potem na prostok�tnym ekranie pojawi� si� ol�niewaj�co jasny srebr- ny punkt. B�yskawicznie rozszerza� si�, jednocze�nie blad�, a� zamieni� si� w kul�. W jej �rodku pojawi� si� nast�pny punkt, kt�ry tak�e si� rozszerza�. Rozszerzaj�ce si� kule zacz�y zmierza� w stron� kraw�dzi prostok�ta. W chwili gdy pierwsza z kul wyp�yn�a poza granice ekranu, pojawi�o si� na nim obracaj�ce si� cia�o niebieskie. Obraca�o si� coraz wolniej a� do chwili, gdy by�o ju� wyra�nie wida�, �e jest to planeta z niebieskimi oceanami i dwoma ogromnymi, zielonymi kontynentami. Okolice biegun�w pokrywa�y bia�e czapy lodu. Obr�t planety na ekra- nie usta�. Igo nacisn�� kolejne klawisze na pulpicie. Kul� pokry�a sie� schodz�cych si� na biegunach po�udnik�w. A wi�c to jest Eela. W niesko�czonej czerni wszech�wiata, niezliczenie wiele lat �wietl- nych od Eeli i zbli�aj�cego si� do niej statku, na dalekiej planecie sta� kanciasty, ponury budynek o stromych �cianach, obcy wszelkim ludz- kim proporcjom. Jego szczyt gin�� w postrz�pionych wiatrem chmurach. W �cianie budowli nie by�o �adnych okien. W pewnym sensie w tej samej chwili, kiedy Igo-Vandar ogl�da� na pok�adzie statku map� Eeli (w -pewnym sensie, gdy� czas jest za bardz z�o�ony, by mo�na go by�o okre�li� tak prostymi wyra�eniami) z s�sied niej planety uk�adu b�ysn�a w stron� budowli zwarta wi�zka promieni. Uk�ad zawiera� trzy planety � promienie bieg�y z planety drugiej We wn�trzu ogromnej budowli, dok�d nie dociera�a najmniejsza odro bina �wiat�a, w��czy� si� na ten sygna� jeden z obwod�w bioelektrycz- nych. Na wydany przez niego rozkaz u podstawy jednej z si�gaj�cych nieba �cian ods�oni� si� prostok�tny otw�r. W martwej ciszy wysun�a si� przeze� p�aska p�yta. Po kr�tkiej przerwie z nies�yszalnym dla ludzkiego ucha d�wi�kiem wypad�a na p�yt� maszyna. Od tej chwili pami�ta�a, musia�a pami�ta�. W jej pami�ci zapisywa�a si� ca�kowita ciemno��, metalowa p�yta, na kt�rej spoczywa�a, jej g�ad- ko��, twardo��, wymiary oraz sk�ad chemiczny. W jej pami�ci pozosta- wa�y wszystkie wymiary hali budowli. Rozpozna�a typ, zakres fal oraz nat�enie nast�pnego promienia przes�anego z planety drugiej. Obser- wowa�a, zapisywa�a, mierzy�a, ocenia�a, niezale�nie od jej maszynowej woli, gdy� takie by�o jej przeznaczenie. Jej pancerz by� niezniszczalny, niepokonywalny przez dzia�ania si� znanych i nieznanych, odporny nawet na eksplozj� nuklearn�. � Na rozkaz przes�any drug� wi�zk� promieni w kierunku maszyny ruszy�y w ciemno�ci masywne konstrukcje automat�w. B�ysn�� inny promie� �wietlny, o kwadratowym przekroju. Z budowli pop�yn�� w stron� planety drugiej automatyczny raport � w kodzie obcym wszelkiej ludzkiej my�li � o mniej wi�cej nast�puj�cej tre�ci: �AFX 4 013 697 gotowy do testu. Test dla maszyny numer 0716. W sektorze kosmicznym numer 82 wykonuje zadanie maszyna numer 2100 01. Z powodu wzrostu odleg�o�ci utracono ��czno�� z maszyn� numer 0092". Planeta druga odpowiedzia�a pojedynczym b�yskiem potwierdzenia. W czarnym wn�trzu hali zgas� promie� �wiat�a. Kanciaste roboty sun�y g�adko w ciemno�ci w kierunku maszyny. Ich ramiona podsun�y si� pod ni�, przyssawki przypad�y do g�adkich powierzchni. Unios�y j� i przez odsuni�t� p�yt� �ciany wynios�y pod liliowoczarne chmury. Maszyna wszystko obserwowa�a, mierzy�a, ocenia�a i zapisywa�a � wszystko, co zauwa�y�a w swoim otoczeniu, gdy� by�a do tego prze- znaczona. Do tego, ale nie tylko. W dalekiej cz�ci kosmosu, do kt�rej statek zbli�y� si� ju� na odle- g�o�� u�amka roku �wietlnego, wok� s�o�ca uk�adu kr��y�a ze swoii dwoma ksi�ycami Eela. Jeden z ksi�yc�w by� ma�y, nie mia� atmosfery, z pustynn�, skalist�, poszarpan� powierzchni� by� w�a�ciwie niewiele wi�cej ni� asteroid�. Na wi�kszym ksi�ycu pozosta�o jeszcze troch� atmosfery, a wzno- sz�ce si� w okolicach r�wnika ca�e^ miasto metalowych budowli, ogrom- nych przezroczystych kopu�, hal i magazyn�w oraz le��cy niedaleko kosmodrom � wszystko to wskazywa�o, �e na tym ksi�ycu stan�a ju� noga cz�owieka Eeli. Budynki, kopu�y, obserwatoria by�y ciemne. W kilometrach sieci prze- wod�w miasta nie p�yn�� pr�d. Ogromne parasole anten stercza�y bez- my�lnie, nie �ledz�c przesuwaj�cej si� po niebosk�onie Eeli. Kosmodrom by� wymar�y. Na ca�ym ksi�ycu nie by�o �ywego ducha. Po drugiej stronie ksi�yca, na p�kuli przeciwnej miastu, na wulka- nicznym p�askowy�u widnia� ogromny krater. Jego kszta�t wskazywa� na to, i� pochodzi od wybuchu bomby j�drowej nad powierzchni� ksi�- �yca. Kraw�dzi poszarpanych wybuchem ska� nie zd��y� jeszcze ca�- kiem .wyg�adzi� czas. Na trzeciej planecie gwiazdy Soi, zwanej Terra, Imperium Rzymskie �wi�towa�o ostateczne pokonanie Kartaginy. Igo-Vandar siedzia� d�ugo bez ruchu przy pulpicie czytnika i my�la� o Eeli. Ta niewielka, nie wyr�niaj�ca si� niczym planeta kr���ca sa- motnie wok� jednego z kar��w galaktyki b�dzie odt�d jego domem. Mimo to w�a�nie cywilizacja, powsta�a na tej drobinie, da�a mu wiedz� o istnieniu galaktyki i troch� wiadomo�ci o tym, co jest poza ni�. U�miechn�� si� w duchu, bo zda� sobie spraw�, �e kiedy my�li o Eeli, w�a�ciwie zawsze wyobra�a sobie wygodnie urz�dzony, przestronny statek kosmiczny. Wiedzia� ju�, �e on nie pozostanie tam w dole. Tylko jedno dzia�anie jest godne cz�owieka: porusza� si�, poszukiwa�, widzie� nowe rzeczy. Ca�e �ycie prze�y�em w przestrzeni kosmicznej. Zosta� tam znaczy dla mnie to samo, co dla nich sp�dzi� ca�e �ycie w jednym pomieszczeniu. Potem przemkn�a jeszcze jedna my�l: wszystko, co wie o Eeli, jej miastach, technice, nauce � wszystko to stanie si� histori�, kiedy tylko dotkn� ziemi. Zerkn�� na zajmuj�c� ca�� boczn� �cian� tablic� chronometru. Na tablicy widnia� czas pok�adowy: pi��dziesi�t dziewi�� lat, trzyna�cie miesi�cy, jedna doba i dwana�cie godzin. Jeszcze godzina i obudz� si�, pomy�la�. Wtedy ju� nie b�dzie sam, mo�liwe, �e ju� nigdy nie b�dzie sam. Za dwa miesi�ce wyl�duj� na ksi�ycu Eeli i on opu�ci statek. Z tym w�a�nie by�o mu si� najtrudniej pogodzi�: z tym, �e mo�e nigdy ju� nie zobaczy� znajomych korytarzy, sal, laboratori�w, pomieszcze�, w kt�rych sp�dzi� ca�e �ycie, �e nie b�dzie ju� ogromnego iluminatora na najwy�szym poziomie, sk�d tyle razy godzinami patrzy� w swojsk�, gwie�dzist� ciemno�� wszech�wiata. Otocz� go ludzie, p�dz�ce dok�d� setki tysi�cy �ywych, b�d�cych na jawie ludzi. Zobaczy starc�w i dzieci, takie same, jak on w dawnych latach. Spojrza� na widniej�c� na ekranie planet�. Zna� zarysy jej kontynen- t�w. Zna� geografi� Eeli lepiej, ni� m�g� j� zna� jakikolwiek dwudzie- stolatek w czasach, kiedy wyrusza�a wyprawa. Zna� widok wszystkich jej rzek, g�r, nizin, miast � zna� je z ksi��ek. A teraz jeszcze tylkc dwa miesi�ce i znajdzie si� tam. Jeszcze godzina do ich przebudzenia. Palcem prawej d�oni nacisn�� czarny przycisk kasowania. Obraz znik- n��, potem ekran wype�ni�a bladozielona kula, kt�ra nast�pnie zmala�a, a� skurczy�a si� do srebrnego punktu. Punkt zatrzyma� si� na ekranie na chwil� i znikn�� z lekkim trzaskiem, s�ycha� by�o jeszcze prze2 chwil� s�aby szum, z jakim uk�ady czytnik�w roz��cza�y po��czenie z kryszta�ami pami�ci. Wsta� z krzes�a. Wiedzia�, �e w tym momencie na d�ugo ko�czy si� jego spok�j i czas cichej zadumy. Czekaj� go tygodnie wyt�onej pracy a� do chwili dotkni�cia ziemi. Wyszed� na zalany zielonkawym, opa�owym �wiat�em korytarz. W mi�kko wy�cie�anych �cianach po obu stronach otwiera�y si� drzwi bezludnych jeszcze teraz pomieszcze� jadalnych, sypialnych i dziennych. Korytarz rozszerza� si�- na ko�cu. W przeciwleg�ej �cianie ma�ego hallu znajdowa�y si� drzwi sze�ciu szybkich wind. Nad drzwiami windy nu- mer jeden pali� si� prostok�tny fioletowy sygna�. Przeszed� wzd�u� pi�- ciu pozosta�ych wind, w��czaj�c je wszystkie po kolei. Teraz zn�w b�d� wszystkie potrzebne. Potem wsiad� do pierwszej i skierowa� j� w d�, na.przedostatni poziom. Tam, naprzeciw rz�du wind, by�y tylko pojedyncze drzwi. Wyszed� na korytarzyk. Rzuci� machinalne spojrzenie na tablic� kontroln�. Dziewi��set umieszczonych w trzydziestu rz�dach lampek �wieci�o zie- lonym �wiat�em, z wyj�tkiem dw�ch. Wszystko by�o w porz�dku. Pod dwoma bia�ymi lampkami w pierwszym rz�dzie widnia�y nazwiska jego ojca i matki. Numery trzy i siedemna�cie. Biel by�a na Eeli kolorem �a�oby. Usiad� przy ekranie czytnika i zag��bi� si� w studiowaniu raportu pracy. Pierwszy i tym razem obudzi si� Uri-An, dow�dca statku. Sala pierwsza, komora pierwsza. Nast�pny b�dzie Nordeng-O', kierow- nik wyprawy. Sala pierwsza, komora druga. Numer trzy ju� si� nigdy nie obudzi. Elk-O' mia� pogrzeb astronauty: hermetycznie zamkni�ty plastykowy pojemnik z jego prochami mknie teraz jako ma�a sztuczna asteroida gdzie� mi�dzy dwoma obcymi uk�adami s�onecznymi. Po nich w sze�ciominutowych odst�pach b�d� si� budzi� kolejni cz�on- kowie wyprawy � najpierw lekarze i biolodzy, by w-razie jakich� ^k�opot�w pom�c innym. Szybko przeliczy�: dziesi�ciu ludzi na go- dzin�, czyli ��cznie dziewi��dziesi�t godzin. A wi�c up�yn� niemal cztery doby,- zanim ca�y proces si� zako�czy. Harmonogram by� przygotowany z uwzgl�dnieniem tych czterech dni. Po�r�d budzonych w pierwszej kolejno�ci s� ci, kt�rych czeka najwi�cej pracy przy l�dowaniu: atro- nawigatorzy, radiowcy, historycy, psycholodzy i antropolodzy oraz in- �ynierowie pok�adowi. Jeszcze raz sprawdzi� dane ostatniego okresu lotu. Czas: dziesi�� lat i- dziewi�� miesi�cy. Przebyta droga: troch� ponad trzydzie�ci dwa lata �wietlne. Tor lotu wed�ug planu, z jedn� drobn� poprawk�, kt�ra mia�a na celu omini�cie strefy przyci�gania gwiazdy-olbrzyma Odle- g�o�� od Eeli w chwili zako�czenia budzenia za�ogi: dwie dziesi�te roku �wietlnego. W dolnej cz�ci pulpitu kontrolnego zapali�a si� pozioma lampa sy- gnalizacyjna i po chwili zgas�a. Trzy minuty do rozpocz�cia operacji. Od tej chwili wydarzenia toczy�y si� z b�yskawiczn� pr�dko�ci� i nie pozosta�o wiele czasu na rozmy�lania. Zajrza� do pierwszej sali. Po obu* jej stronach w trzech rz�dach sta�y zasobniki w kszta�cie trumien z przezroczystymi �cianami � po pi�tna- �cie w rz�dzie. W ka�dym zasobniku le�a� na plecach cz�owiek. Z ust oraz z meta- lowych opasek na przegubach r�k i kostkach n�g bieg�y cienkie prze- wody do tablicy umieszczonej przy g�owie. Wszyscy �pi�cy � zar�wno kobiety jak i m�czy�ni � ubrani byli w jednakowe kombinezony, wy- konane z praktycznie niezniszczalnego tworzywa, noszone r�wnie� w kr�tkich okresach przebudzenia, w czasie pracy. Igo nigdy nie widzia� w mikrokryszta�ach pochodz�cych z Eeli takich twarzy, jak ich � malowa�y si� na nich niezwyk�y spok�j i pogoda, jakby odzwierciedla�a si� �wiadomo�� p�yni�cia ponad minionymi stu- leciami, powo�anie, bezprzyk�adne po�wi�cenie i duma z wielkiej przy- gody ludzko�ci. Dla Iga to by�y prawdziwie ludzkie twarze. Zauwa�y�, i� by�y one takie przez ca�y czas: podczas miesi�cy pracy, w nierzad- kich w ci�gu tych lat chwilach niebezpiecze�stw. Tak� zapami�ta� twarz 'ojca, jedyn� twarz, na kt�rej w samotno�ci minionych lat widzia� oznaki starzenia si� i zmian. Na znajduj�cym si� w sali wt�rniku tablicy kontrolnej dwukrotnie b�ysn�a lampka sygnalizacyjna. Up�yn�y dwie minuty. Da�o si� s�y- sze� ciche brz�czenie. Widzia�, jak tu� przed nim rozpocz�o prac� wbudowane w �cian� skomplikowane urz�dzenie, kt�rego zasady dzia- �ania zna� jak w�asne pi�� palc�w, tak zreszt�, jak wszystko na tym statku. W tej samej chwili co� si� zmieni�o w delikatnych przebiegach pr�- d�w p�yn�cych w przewodach pod��czonych do pierwszego z budz�- cych si� cia�. Nad �trumn�" Uri-Ana w��czy� si� ma�y zegar odmierza- j�cy czas od momentu przebudzenia. Pokazywa� teraz minus dwie minuty. Ch�opiec stan�� przy pojemniku-le�ance. Widzia�, jak przez twarz dow�dcy przemkn�� niemal niezauwa�alny skurcz. Ruszy�y pro- cesy �yciowe, a �ci�lej wr�ci�y do normalnej pr�dko�ci. Igo czeka�. Po dw�ch minutach, kiedy wskaz�wka sekundowa dotar�a do punktu ze- rowego, Uri otworzy� oczy. Nie mia� jeszcze si�y, by m�wi� lub rusza� si�. Jego spojrzenie zwr�ci�o si� z' pytaniem w stron� ch�opca. Ten sp�ni� si� troch� z kiwni�ciem g�ow�, oznaczaj�cym, �e wszy- stko w porz�dku. Uri bardzo powoli i z widocznym ogromnym wysi�- kiem zwr�ci� wzrok na wielk� tablic� kontroln� sali. Jego g�owa by�a w dalszym ci�gu nieruchoma. Tablica by�a umieszczona tak, by ka�dy z budz�cych si� m�g� j� od razu obserwowa�. Igo pod��y� wzrokiem za spojrzeniem dow�dcy, kt�re zatrzyma�o si� na �wiec�cej bia�ym �wia- te�kiem lampce numer trzy. Uri zn�w spojrza� na ch�opca, kt�rego ostatnio widzia� jako dziewi�cioletnie dziecko � on sam bowiem nie starza� si� przez lata sp�dzone w �trumnie" � a potem zm�czony przy- mkn�� oczy. Ile lat m�g� tak sam �y� na statku? Kiedy umar� jego ojciec? Dow�dca �egna� si� z nim jeszcze na pocz�tku ostatniego okresu. Elk-O' mia� wtedy sze��dziesi�t lat, wi�c wcale nie by�o takie oczy- wiste, �e dziesi�� lat p�niej nie znajdzie go ju� mi�dzy �ywymi. Mia� nadziej�, �e ojciec ch�opca zmar� �mierci� naturaln�. Zegar nad pojemnikiem pokazywa� ju� plus trzy minuty, kiedy do- w�dca poczu�, jak najpierw w lewej, potem w prawej r�ce, w obu nogach, a wreszcie w ca�ym ciele wraca mu obieg krwi. Ch�opiec sta� nad nim nieruchomo. Pierwsz� rzecz� i mo�e najwa�niejsz�, jakiej si� nauczy�, by�o to, �e ka�da ingerencja w pierwszych chwilach powrotu do �ycia grozi �mierci� budz�cego si�. Czeka�. Urz�dzenia by�y tak skonstruowane, �e nie mog�y si� same wy��czy�. Dopiero kie- dy budzony cz�owiek mia� ju� do�� si�y, by wyj�� z ust i poodpina� sobie z r�k i n�g przewody, dopiero wtedy urz�dzenie pozostawia�o go dzia�aniu jego w�asnych pr�d�w czynno�ciowych. Nadesz�a wreszcie i ta chwila. Uri powolnym, niemal sennym ruchem podni�s� praw� r�k� i wyci�gn�� z ust metalow� ko�c�wk� przewodu. Up�yn�o jeszcze p� minuty, zanim si� odezwa�. � Ojciec? � spyta�1; patrz�c na Igo. Ch�opak tylko wskaza� gestem bia�� lampk�. � Kiedy? � spytaj Uri, podnosz�c si� przy tym bardzo powoli Z pozycji le��cej. ^ � Juz ponad rok temu. � W jaki spos�b? � Umar�. Umar� cicho. Powiedzia�, �e to ze staro�ci. Nie chorowa�. Zostawi� dla ciebie,v Uri-An, wiadomo�ci na dw�ch mikrokryszta�ach. S� w twojej kabinie. Powiedzia�, �e i mnie zostawia tobie. Uri od��czy� przewody z przegub�w r�k, stan�� na nogach przy otwartym z jednej strony pojemniku i pog�adzi� czarne jak smo�a w�o- sy ch�opca. Tym na razie za�atwi� problem. � Nie ma teraz czasu zajmo- wa� si� niczym pr�cz statku. Wyzwalaj�c si� szybszymi z minuty na minut� ruchami z ostatnich ta�m i przewod�w patrzy� ju� ca�y czas na tablic� kontroln�. Na mapie gwiezdnej krzy�, okre�laj�cy zak�adan� na koniec tego okresu pozycj� statku, pokrywa� si� dok�adnie z w�druj�cym �wietli- stym punktem oznaczaj�cym aktualn� rzeczywist� ich pozycj�. To by�o najwa�niejsze. Wszyscy ludzie � pr�cz dwojga � �yj� i grozi im jeszcze tylko praktycznie r�wne zeru niebezpiecze�stwo niepowodzenia tego ostatniego budzenia, ^3y� niemal pewny, �e z tym nie b�dzie �ad- nych k�opot�w, tak jak nie by�o ich przy poprzednich sze�ciu bu- dzeniach � je�li nie liczy� kilku przypadk�w przej�ciowych niedyspo- zycji, wyleczonych w ci�gu paru dni. My�li Uriego zajmowa�y ju� praktyczne problemy l�dowania. Kiedy wsta�, ma�y zegar nad jego pojemnikiem wskazywa� plus siedem minut. Zegar sam si� wy��czy po up�ywie nast�pnych siedmiu. Nad �trumn�'1 numer dwa wskaz�wka dosz�a do zera i kierownik naukowy wyprawy, Nordeng-O', otworzy� oczy. Proces powrotu do �ycia zaczyna� si� pra- wid�owo. 2 Dwie zewn�trzne windy dotar�y z g�ry i z do�u na dziewi�ty poziom niemal r�wnocze�nie. Z otwieraj�cych si� drzwi wind wysypa�y si� na korytarz ma�e grupki ludzi. Spo�r�d zje�d�aj�cych z g�ry pierwszy wyszed� Uri. Nagle zatrzyma� si� i krzykn��: � Yunnar-Den! W drugiej grupce b�yskawicznie odwr�ci�a si� m�oda szatynka. Chwil� stali nieruchomo, a potem skoczyli ku sobie z otwartymi ramionami. Wysiadaj�cy z nadje�d�aj�cych wind z u�miechem odwracali si� dy- skretnie na widok dow�dcy statku, obejmuj�cego kierowniczk� grupy psycholog�w. Wszyscy pami�tali, �e ta dw�jka trzeciego dnia wyprawy og�osi�a, �e zawiera bezterminow� umow� ma��e�sk� i wszyscy z ra- do�ci� obserwowali teraz, �e umowa ta okaza�a si� trwa�a. Ca�e zdarzenie nie by�o czym� wyj�tkowym na o�ywaj�cych na no- wo korytarzach statku. Z g�ry ustalony porz�dek budze� nie m�g� si� dostosowywa� do zawieranych w trakcie wyj/.awy d�u�szych i kr�tszych um�w, wiele par mog�o si� wi�c spotka� dopiero teraz, kiedy po raz pierwszy wszyscy zgromadzili si� w sali na poziomie dziewi�tym. Kiedy Uri oddali� si� pospiesznie, wysoka blondynka zawo�a�a Yunnar. Dotkn�y si� na powitanie nosami. � Wyt�umacz mi � zacz�a kobieta � dlaczego czuj� si� tak, jak- by�my si� nie widzia�y przez ca�e lata? Jakby�my by�y teraz m�drzejsze i starsze?... Kontynuowa�y rozmow� tam, gdzie j� przerwa�y dziesi�� lat (a mo�e godzin?) temu. Tymczasem z delikatnym brz�kni�ciem nadjecha�y z obu kierunk�w ostatnie dwie windy. Obok rozmawiaj�cych kobiet przeszed� w stron� drzwi sali m�ody ch�opak. Pozdrowi� wy�sz� z nich szerokim u�miechem. Yunnar spojrza- �a za nim: � Kto to? � spyta�a. � Igo-Vandar � odpowiedzia�a blondynka. � Ten ma�y ch�opczyk, pami�tasz? � Rzeczywi�cie, g�upia jestem � odpar�a Yunnar zamy�laj�c si� na chwil�. � Wygl�da na to, �e.masz jednak pow�d, by odczuwa� mi- jaj�ce lata. Zrobi� si� z niego doros�y m�czyzna. , � Zosta� sierot�. Wiesz o tym? � Elk-O' umar�? � Rok temu. � O ile dobrze wiem, to Igo jest jedynym cz�owiekiem, kt�ry uro- dzi� si� poza uk�adem planetarnym � stwierdzi�a Yunnar. � Na pewno pierwszym, przynajmniej z punktu widzenia przyj�tej przez nas rachuby czasu. Do��czy� do nich kt�ry� z przed chwil� przyby�ych m�czyzn. Kiedy we tr�jk� ruszyli do sali, z ust jednego z nich musia�o za chwil� pa�� pytanie, jeszcze nie wym�wione, ale kr���ce w powietrzu we wszy- stkich korytarzach i salach statku. � Wr�cimy � powiedzia�a zamy�lona Eli-Vend, wysoka blondyn- ka. � Jeszcze tylko dwa miesi�ce i jeste�my w domu. To Yunnar spyta�a pierwsza: � A co nas czeka na Eeli? Narad� prowadzili Nordeng i Uri. Miejsca *na sali zajmowa�o pi��- dziesi�ciu ludzi nale��cych do budzonych wed�ug planu w pierwszej kolejno�ci. Brakowa�o jeszcze kilku in�ynier�w, radiowc�w oraz leka- rzy, kt�rzy pracowali na dole, na przedostatnim pok�adzie: do budzenia by�o jeszcze dwadzie�cia osiem sal. Lekarzy reprezentowa� Nagur-Den, kierownik grupy. Igo siedzia� na miejscu oznaczonym numerem siedem- nastym, na miejscu swojej matki. Przed rozpocz�ciem narady Nordeng przycisn�� klawisz wywo�awczy na pulpicie i spyta� zwracaj�c si� w stron� ekranu: � Czy Eela jeszcze si� nie zg�osi�a? Na ma�ym ekranie pojawi�a si� twarz cz�owieka w he�mie: � Nie � brzmia�a odpowied�. � Wzywajcie dalej � rzuci� Nordeng. Wy��czy� ekran i zwr�ci� si� do sali. Odczeka� chwil�, a� wszyscy ucichn�, i zacz��: � Z uk�ad�w, obok kt�rych przelatywa� nasz statek w ci�gu ostat- nich lat, nie dotar� �aden sygna� radiowy wskazuj�cy na obecno�� cz�owieka. Wracali�my inn� drog�. � Siedz�cy przy nim Uri przebieg� palcami po klawiszach pulpitu demonstracyjnego i na centralnym wiel- kim ekranie sali pojawi�a si� tr�jwymiarowa mapa gwiezdna z zazna- czon� drog� statku. � Linia przerywana pokazuje nasz� drog� w tamt� stron�. Linia ci�g�a to zarejestrowana dok�adnie przez automaty tra- jektoria naszego powrotu. Dane z tej cz�ci drogi b�dziemy mogli opra- cowa� i oceni� dopiero po pewnym czasie. � Uczony przerwa� na chwil� i spojrza� po zgromadzonych na sali. � Nasze obecne zadanie � ci�gn�� � to przygotowanie si� do l�dowania. Nie b�dzie to takie proste. Nie mam tu na my�li problem�w nawigacyjnych czy technicz- nych, chodzi o co� innego. Znamy paradoks wielkich pr�dko�ci, oparty na og�lnej teorii wzgl�dno�ci Nepama-Ha'. Nawet ci, kt�rzy tego dobrze nie rozumiej�, przyjmuj� za oczywiste, i� podczas gdy tu, na statku, up�yn�o ledwie sze��dziesi�t lat, to tam, na dole, na Eeli min�o lat siedemset. Od pierwszej minuty naszego lotu zdawali�my sobie spraw� z tego, �e po .powrocie spotkamy si� z ludzko�ci� wyprzedzaj�c� nas o te siedemset lat. W chwili startu po�egnali�my si� na zawsze z naszy- mi rodzicami i przyjaci�mi. Na ca�ej planecie nie znajdziemy ani jednej znajomej twarzy, bardzo ma�o b�dzie znajomych przedmiot�w 13 i form. Fizjologicznie postarzeli�my si� od chwili startu o pi�� lat � lata sp�dzone w �trumnach" nie przysporzy�y nam siwych w�os�w. Nie jest wykluczone, �e wyniki prac badawczych, jakie wieziemy, s� wszystkie od pocz�tku do ko�ca nieaktualne. Mimo to jednak naszym g��wnym zadaniem jest uczyni� ca�� nasz� zdobyt� wiedz� wsp�lnym skarbem ludzko�ci. Uzyskali�my do�wiadczenia, kt�re nie mog�y by� niczyim udzia�em. Nasze osobiste problemy mog� si� rozpocz�� dopiero po idealnym wykonaniu naszej pracy tam, na dole. Prosz� bardzo. Po parosekundowej pauzie g�os zabra� Uri: � Od strony technicznej l�dowanie to zabawa. Tym razem dobrze znamy warunki naturalne planety. Wiemy, �e temperatura .powierzchni nie wynosi dwie�cie ^topni, �e istnieje atmosfera i �e planeta ma natu- raln� dla nas si�� ci��enia. Nie czekaj� na nas p�inteligentne nie- przyjazne stwory, czy te� miotaj�ce jad w�e lub ro�liny d�ungli. Jeste�my ju� w odleg�o�ci kontaktu radiowego, dokonali�my zg�oszenia i kiedy nawi��emy ��czno��, poprosimy o wsp�rz�dne, na wszelki wy- padek podamy im rodzaj naszego nap�du i spos�b l�dowania, jaki stosujemy. Skierujemy statek na orbit� eliptyczn� wok� ksi�yca Eeli, Prokrona, lub te� wok� niej samej, potem za� wyl�dujemy � na sta- �ym l�dzie lub na morzu. W tym momencie ko�czy si� nasza rola, rola pilot�w statku. Nagur-Den, lekarz, kiwn�� tylko g�ow� na znak, �e nie ma nic do powiedzenia. � My�l�, �e teraz kolej na mnie � zg�osi� si� szef grupy history- k�w, Nurri-An. � Wydaje nam si�, �e formacja spo�eczna nie zmieni�a si� bardzo w stosunku do tej, jak� pozostawili�my. Eela ju� w roku sze�� tysi�cy setnym mia�a za sob� okres, kt�ry historycy nazywaj� pierwsz� epok� barbarzy�stwa: czas wojen ludzi przeciw ludziom oraz niezliczonych pa�stewek o charakterze rodowym i koczowniczym. Gdy- by tak nie by�o, nie dosz�oby do naszej wyprawy. Po trzystu latach w praktyce sprawdzi�a si� organizacja Rz�du $wiatowego. My�l�, i� niewiele si� pomylimy, przygotowuj�c si� na to, �e z okazji l�dowania przyjmie nas sam prezydent. Je�li za� chodzi o drug�, stron� zagadnie- nia � tu zaczerpn�� g��boko tchu � to oczywi�cie mo�emy tylko snu� przypuszczenia na temat tego, jaki poziom cywilizacji technicznej czeka, na nas tam, w dole. Tyle ju� wiemy, �e nie napotkamy wi�kszych niespodzianek, je�li chodzi o loty kosmiczne. Podb�j gwiazd z .jakich� powod�w nie przebiega proporcjonalnie do up�ywu czasu. Znajdujemy si� w pobli�u uk�adu i jeszcze ci�gle nie ma �lad�w cz�owieka. Nieza- le�nie �d tego, co si� mog�o zdarzy� od czasu naszego startu, na Eeli wiedz� o naszym locie. Nie trzeba jednaj zapomina� o tym, �e oczeki- wano nas czterdzie�ci lat temu i wszyscy mog� by� przekonani, �e wyprawa zagin�a w niesko�czono�ci Drogi Mlecznej. Poza tym nie mo�na wykluczy�, �e najcenniejsi b�dziemy w�a�nie dla historii, jako wykopalisko o nieznanej dot�d doskona�o�ci zachowania. Wydaje mi si�, �e tu w�a�nie g�os powinien zabra� dzia� psychologiczny. Igo popatrzy� na otaczaj�cych go ludzi. Dotychczasowe og�lnikowe podsumowania nie m�wi�y mu niczego nowego � jemu, kt�rego przez ca�e lata ojciec przygotowywa� na chwil� l�dowania, wykorzystuj�c w tym celu najwspanialsz� bibliotek� mikrofilm�w Eeli. Niezliczon� do�� razy podkre�la� przy tym: �Jednej rzeczy nie mog� ci� nauczy�: znajomo�ci ludzi. Kiedy przyjdzie na to kolej, musisz temu po�wi�ci� wiele uwagi, bardzo wiele". Igo patrzy� teraz na ludzi. Kiedy widzia� ich ostatnio, by� jeszcze dzieckiem. Wiedzia�, �e na statku zgromadzono wyj�tkowy materia� ludzki. Przed startem poddano wszystkich setkom najwymy�lniejszych test�w fi- zycznych i psychicznych. A przy tym tych dziewi�ciuset ludzi co do jednego zdecydowa�o si� na zerwanie na zawsze ze wszystkimi, kt�rych kochali, na ruszenie w pewnym sensie na �mier�, nawet je�li wyprawa powr�ci bez najmniejszych k�opot�w. Igo wiele razy my�la� o przygo- towaniach do wyprawy. Wiedzia�, �e gdyby by� ju� wtedy na �wiecie, najwi�kszym marzeniem jego �ycia by�oby wzi�cie w niej udzia�u. By� dumny ze swoich rodzic�w, i� znale�li si� mi�dzy pierwszymi. Swojego czasu okre�lono na podstawie rachunku prawdopodobie�stwa, �e statek ma dziesi�� procent szansy na to, i� w og�le powr�ci. By�a to pierwsza rzecz, jak� zakomunikowano zg�aszaj�cym si�. Teraz ju� wiadomo, �e sama wyprawa nie kosztowa�a �adnego ludzkiego istnienia. To moje urodzenie kosztowa�o �ycie: �ycie dwojga ludzi, pomy�la� Igo. Kierownikiem sekcji psychologicznej by�a Yunnar-Den, kobieta, jak wi�kszo�� naukowc�w. (Trzeba tu wyja�ni�, �e wymowa nazwisk z li- ter� Y w stosowanym na Eeli j�zyku mago-lyn jest zupe�nie swobodna. W�a�ciwie s� tu dwie g�oski: jedna odpowiada naszemu i lub j, druga angielskiemu w przed sp�g�osk�). � Od strony psychologicznej � zacz�a Yunnar � mamy dwa pod- stawowe czynniki wyst�puj�ce po l�dowaniu: oni i my. Spr�bujmy postawi� si� na ich miejscu: wraca wyprawa od wielu ju� lat uwa�ana za zaginion�, z dziewi�ciuset �redniowiecznymi osobnikami na pok�a- dzie. Stanowimy nowy- niespotykany problem: my, najbardziej kiedy� obiecuj�cy m�odzi uczeni dawnego �wiata, b�dziemy si� musieli uczy� w pierwszych naszych chwilach na Eeli ogromnie wiele rzeczy, kt�re dobrze zna ka�de. dziesi�cioletnie dziecko. B�dziemy musieli bardzo uwa�a�, by nie zachowywa� si� tak, jak szympans wpuszczony do laboratorium fizyki j�drowej. Czekaj� nas ci�kie miesi�ce. Mimo to pami�tajmy: jeste�my uczonymi i przystosowanie si� jest mo�liwe. Nie wiem, jakie macie zamiary, ale ja nadal b�d� si� chcia�a zajmowa� psychologi�. Wr�c� nawet do szko�y podstawowej, je�li trzeba, wszy- stkiego zaczn� si� uczy� od nowa, cho�by i chodzenia. A kiedy juz przebrniemy przez to wszystko, b�dziemy mogli pracowa� na takim poziomie i takimi metodami naukowymi, o jakich nie �ni�o si� naszym profesorom. Cho�by tylko to zado��uczyni nam za wszystko, co po- �wi�cili�my. W ko�cu �r Yunnar spojrza�a na swych towarzyszy -- nie ma si� czego obawia�. B�dziemy mie� do czynienia z lud�mi, z ta kimi samymi lud�mi jak my, i nie mo�e by� niepokonanych przeszk�d na drodze naszego porozumienia. W ko�cu i my pr�dzej czy p�niej porozumieliby�my si� z pragn�cym tego cz�owiekiem pierwotnym. Na chwil� zapad�a cisza. � Jeszcze jedno � odezwa�, si� Nordeng � cho� powiem o tym jeszcze raz szerzej, kiedy spotkamy si� wszyscy. Wszyscy, ilu nas jest v b�dziemy si� nadal starali utrzyma� kontakt ze sob�. Nale�ymy do siebie nawzajem, tak bardzo, jak nigdy dot�d i jak1 nikt na dzisiejszej Eeli. ��czy nas ze sob� minione siedemset lat. W nadchodz�cych nie- �atwych czasach, w obcym, mo�e nawet nieprzyjaznym nam �wiecie musimy liczy� na siebie nawzajem tak samo, jak na bagnach dalekich planet. Dzi� mo�emy ju� stwierdzi�: nie zawiedli�my jako ludzie. Nie zapomnijcie, �e je�li w przysz�o�ci ktokolwiek z nas dziewi�ciuset b�dzie mia� jakiekolwiek k�opoty, nie'b�dzie sam. Wystarczy tylk"o skrzykn�i innych i ju� dziewi�ciuset najlepszych uczonych naszej epoki � a nii by�a to taka z�a epoka, bez wzgl�du na to, co si� dzi� dzieje na Eeli ~- stanie za nim. Niewykluczone, �e zaraz po wyl�dowaniu rozejdziemy si� ka�dy w swoj� stron�. Oficjalnie wyprawa dobiega ko�ca. W tym. momencie sko�cz� si� moje prawa wynikaj�ce z mojego zadania. Ale je�li chodzi o moje obowi�zki, to nadal b�d� si� czu� kierownikiem naukowym statku. Siedz�cy obok niego Uri bez s�owa przytakn�� skinieniem g�owy. Statek pod��a� w kierunku uk�adu wytracaj�c stopniowo sw� zbli�o- n� do trzystu tysi�cy kilometr�w na sekund� pr�dko��. Gdyby utrzyma� t� pr�dko�� do ko�ca, dotar�by do Eeli w ci�gu kilku godzin, ale prze mkn��by obok niej jak kometa. Z powodu konieczno�ci stopniowego hamowania mieli jeszcze przed sob� prawie dwa pe�ne miesi�ce drugi do domu. 3 � Siadaj � Uri wskaza� na stoj�ce obok niego krzes�o, gdy Igo wszed� do kabiny. Igo by� jeszcze ma�ym ch�opcem, kiedy ostatnio widzia� dow�dc�. Mia� dziewi�� lat. � Mo�e teraz b�dziemy mogli chwil� porozmawia� � powiedzia� dow�dca. � Ale nie licz na to, �e spokojnie pogaw�dzimy. Nad ich g�owami pokaza� si� na ekranie sygna� wezwania. � S�ucham � odezwa� si� dow�dca. � Jeszcze ci�gle nic � na ekranie pojawi�a si� g�owa radiowca w he�mie. � Jutro przybli�ymy si� ju� na tyle, �e b�dziemy mogli przez nasze urz�dzenia wywo�ywa� ksi�yce. � Dzi�kuj� � odpowiedzia� Uri i wy��czy� aparat. Zwr�ci� si� do Igo: � Nastawiam na pi�ciominutow� przerw�. Przez ten czas system b�dzie gromadzi� meldunki, a przez blokad� mo�e si� przedrze� tylko wezwanie klasy I A. Ono jednak mia�oby miejsce tylko w razie wy- padku lub te� zg�oszenia si� Eeli... No, dobrze. Znasz teori� liczb opty- malnych? � Tak � skin�� g�ow� ch�opak. � Natomiast tego chyba nie wiesz, �e obliczenia liczebno�ci cz�on- k�w takiej wyprawy, jak nasza, daj� w wyniku dwie warto�ci: pi�� tysi�cy oraz � przy wyj�tkowo silnej harmonii uczuciowej � dwie osoby. Nie potrafili�my w tamtych czasach zbudowa� statku na pi�� tysi�cy os�b, ale my�l�, �e i dziewi��set si� sprawdzi�o. Nasza izolacja 1 zamkni�cie nie stanowi�o w�a�ciwie �adnego problemu. Nie rozpocz�- li�my wojny domowej o w�adz� nad statkiem, innymi s�owy: nasze wyrwanie si� ze spo�ecze�stwa nie wp�dzi�o nikogo w ob��d. Nasze zadania wykonywali�my skutecznie. Zawi�zywa�y si� przyja�nie i mi- �o�ci, zawierano nawet w ci�gu tych lat ma��e�stwa. Wszystko sz�o jak z p�atka. Nie przewidzieli�my w planach tylko jednego. � Mnie? � Tak, ciebie. Podczas drogi nie powinno si� urodzi� dziecko. Mo�na zatrzyma� starzenie si� organizmu, ale nie jego rozw�j. A st�d wynika, i� spowolnienie proces�w �yciowych � zwane w praktyce, cho� nie- fachowo, metod� neurobloku � wytrzymuje tylko organizm doros�y. Gora-An mia�a dwadzie�cia osiem lat, kiedy okaza�o si�, �e spodziewa si� dziecka. Lekarze ostrzegali j� wielokrotnie, i� � nie m�wi�c nawet o nie rozwi�zanych jeszcze problemach letargu - samo urodzenie dziecka mo�e j� kosztowa� �ycie, bo podr� kosmiczna jest niespoty- kanym dot�d obci��eniem organizmu. Nie s�ucha�a nikogo, chcia�a uro- dzi� to dziecko. A poniewa� tego chcia�a, wi�c nawet w takiej wyprawie nikt nie mia� prawa jej zabroni�. Urodzi�e� si� na m�odej planecie, kt�r� mo�emy nazwa� punktem docelowym wyprawy, planecie kr���- cej wok� podw�jnego s�o�ca nale��cego do gwiazdozbioru Yarnod, od- leg�ego od Eeli jakie� dziesi�� lat �wietlnych. G�ra zmar�a podczas po- rodu, Elk-O' za� uwa�a� za sw�j obowi�zek pozostawa� zawsze przy tobie, p�ki mu starczy �ycia. W tym dwuosobowym sk�adzie dowiedli- �cie poprawno�ci obliczenia na podstawie teorii liczb optymalnych. Wydaje mi si�, �e nie by�o to �atwe. � Na szcz�cie mieli�my co robi� � odpowiedzia� Igo w zamy�le- niu. � Ojciec zawsze mi powtarza�, �e prawdziwa nauka zacznie si� dopiero na Eeli, ale musz� si� do wszystkiego przygotowa�. Uczy� mnie wszystkiego. � Tylko si� uczyli�cie? � Czytali�my, s�uchali�my muzyki, ogl�dali�my sztuki, ka�dego ran- ka i wieczora jechali�my �na g�r�", na dwudziesty pierwszy poziom pop�ywa�. � A ile mia�em k�opot�w � roze�mia� si� Uri � przez ten ma�y basen! � Teraz ju� mi nawet przeszkadza, �e nie mog� tam chodzi�, kiedy tylko chc� � potrz�sn�� g�ow� ch�opak. � Przep�ywa�em co najmniej kilometr dziennie, a potem przesiadywali�my na brzegu basenu, patrzy- li�my na wod� i ojciec opowiada� o Eeli, o morzu, lasach, miastach i o mojej matce. Przejrzeli�my prawie jedn� trzeci� mikrofilm�w biblioteki, uczyli�my si� historii Eeli, poznawali�my jej sztuk�. Ojciec twierdzi�, �e po to, bym m�g� swobodnie wybra� sobie zaw�d, musz� si� zna� na wszystkim. Jeszcze niczego nie wybra�em. Mo�e tam, na dole, b�dzie mi to �atwiej zrobi�. � Nie chcesz by� astronaut�? � spyta� Uri p� �artem, p� serio. � Tak jak ja, dowodzi� statkiem? � Chyba tak. Wydaje mi si�, �e to jest jedyne, czego chc�. Ale nie spotkali�my nikogo. Czy oni tam maj� statki? � Igo powa�nie spojrza� na dow�dc�. Uri zamy�li� si�, a potem podni�s� g�ow�: � B�d� mieli � odpowiedzia� � my ju� im zbudujemy, je�li b�dzie trzeba. Ch�opiec wsta�. � Id�, wiem, �e nie masz teraz czasu na pogaw�dki. � Dobrze, pom�wimy jeszcze o tym przed l�dowaniem. Powiedz jeszcze tylko, czy nie trzeba ci w czym� pom�c? � Przydziel mi jak�� prac� � odrzek� bez wahania Igo. � Na statku wszyscy pracuj�, a z za�ogi uby�o dwoje ludzi. Uri z zadowoleniem pokr�ci� g�ow�. Oczekiwa� tej pro�by. Nacisn�� przycisk na pulpicie nad stolikiem. Na ekranie pojawi�y si� po kolei wstrzymane wezwania z numerami wzywaj�cych. Potem ukaza� si� Nurri, historyk. � Ju� ci� raz wzywa�em, Uri-An. Nie b�dzie tak �atwo, musimy si� liczy� z kontaktem z w�a�ciwie nie znan� nam cy- wilizacj�. Materia�y informacyjne musimy opracowa� w taki spos�b, �eby zrozumia� je ka�dy cz�owiek, nawet je�li �yje w zupe�nie innym kr�gu kulturowym, m�wi zupe�nie innym j�zykiem, liczy innym syste- mem liczbowym, inaczej czuje i my�li. Przygotowujemy zupe�nie nowe mikrokryszta�y � cz�ciowo z naszej wyprawy, cz�ciowo z informacja- mi o Eeli naszych czas�w. � Tak, to niezb�dne � przytakn�� mu Uri. � Pogrupujcie je tak, �eby oddzielnie by�y wszystkie informacje o planecie uk�adu podw�j- nego. Mimo jej dw�ch s�o�c by�o to jedyne miejsce przypominaj�ce we wszystkich istotnych aspektach warunki naturalne Eeli. � W�a�ciwie planeta jest m�odsza tylko o kilka milion�w lat: prze- �ywa teraz �rodek karbonu. Przygotujemy materia�y. � Posy�am wam Igo-Vandara, dlatego ci� wzywa�em. Brakuje wam ludzi, wi�c przydziel go do tej grupy. Niech w niej b�dzie jedyny cz�owiek urodzony na tej w�a�nie planecie. � Chod� do nas, Igo-Vandar � twarz Nurriego na ekranie zwr�ci�a si� w kierunku ch�opta. � Jest tu co robi�, a pr�cz tego nam, starym, przyda si� tu troch� nowych, m�odych si�. Uri wy��czy� ekran. � Dzi�kuj� � odezwa� si� z wielk� powag� ch�opak. Dow�dca patrz�c za nim u�miechn�� si� i pomy�la�, �e tak powa�ny i doros�y mo�e by� tylko bardzo m�ody cz�owiek. Statek pulsowa� �yciem. Sze�� wind kursowa�o bez przerwy. Koryta- rze zape�ni�y si� spiesz�cymi w r�ne strony lud�mi. Teraz, przed l�- dowaniem, wszyscy byli ubrani w jednakowe jasne kombinezony. Na piersi ka�dego cz�onka za�ogi widnia�a kolorowa metalowa plakietka z oznaczeniem grupy naukowej. Opr�cz tego by�o na niej nazwisko i numer � od jednego do dziewi�ciuset. Po pi�ciu sp�dzonych razem latach nikt zreszt� nie potrzebowa� plakietki do rozpoznania kolegi � ka�dy zna� osobi�cie swoich dziewi�ciuset towarzyszy. Doba podzielona by�a na statku na trzy siedmiogodzinne okresy. Teo- retycznie jeden z nich by� czasem pracy, drugi przeznaczony by� na odpoczynek, ostatni na sen. W tych dniach nie by�o jednak na statku nikogo, kto nie przekroczy�by siedmiu godzin roboczych. Jedyn� rze- cz�, kt�rej przestrzegania wymagali lekarze, zar�wno od siebie na- wzajem, jak i od Nordenga i Uriego, by�o siedem godzin snu. Bez pewnego rodzaju wojskowej dyscypliny wyprawa taka sta�aby w ka�- dej chwili wobec niebezpiecze�stwa fizycznej zag�ady. Na Eeli w roku sze�� tysi�cy setnym dyscyplin� wojskow� znano tylko w takiej formie. Dotarli w pobli�e w�asnego uk�adu. Pr�dko�� statku zmniejszy�a si� do u�amka poprzedniej. Czterech radiowc�w ju� od tygodnia utrzymy- wa�o na zmian� sta�e dy�ury. Urz�dzenia telekomunikacyjne znajdowa�y si� na poziomie czternastym, w okolicach �rodka statku. Tego dnia, po bezskutecznym wywo�ywaniu mniejszego z ksi�yc�w Eeli, od samego rana wzywali Prokrona, wi�kszego satelit�. Eela by�a zas�oni�ta przez s�o�ce, dlatego fale elektromagnetyczne mog�y dociera� tylko do jej ksi�yca. Dy�urny technik zm�czony odwr�ci� wzrok od g��wnego ekranu sali telekomunikacyjnej. � Nie rozumiem, dlaczego si� nie zg�aszaj� � powiedzia� do czyta- j�cego w k�cie sali kolegi. Amon-Ti podni�s� wzrok znad ksi��ki i skin�� g�ow�. � Zmie� mnie na chwil� � rzuci� pierwszy radiowiec. � Przespa- ceruj� si� troch�. � Id�. � Amon od�o�y� ksi��k�. Za wychodz�cym zamkn�y si� drzwi, a po chwili w sali zab�ysn�o fioletowe �wiate�ko wezwania z interkomu. � S�ucham. � Jeszcze ci�gle nic? � na ekranie widnia�a twarz Nordenga. Za nim wida� by�o ze dwudziestu ludzi. � Nic. Wzywamy Prokrona za kwadrans. � Dlaczego nie odpowiadaj�? Na Prokronie w sze�� tysi�cy setnym by�a ju� stacja naukowa i kilkutysi�czna kolonia � zastanawia� si� g�o�no Nordeng. � Nawet je�li nie zasiedlili �adnej innej planety, to st�d powinni si� zg�osi�. , Na ekranie wida� by�o, jak Uri podnosi r�k�, zg�aszaj�c pytanie: � Jaka by�a moc nadajnika zainstalowanego kiedy� na Prokronie? � Najwi�ksza, jak� wtedy dysponowano � odpowiedzia� Amon � taka sama, jak naszego urz�dzenia. Nasza emisja dociera do nich, bo wracaj� towarzysz�ce jej kontrolne fale radarowe. Gdyby wi�c odpo- wiadali, dawno ju� by�my ich odebrali. Dzi� wyjdziemy z cienia s�o�ca i wed�ug harmonogramu przestaniemy wysy�a� wi�zk� ukierunkowan� na Prokrona � ci�gn�� dalej. � W nocy mo�emy zn�w spr�bowa� wywo�ywa� Eel�. � Czy wiesz, dlaczego nie odpowiadaj�? -� spyta� Nordeng. �� Jedyne mo�liwe za�o�enie jest takie, �e na Prokronie z jakich� powod�w nie ma w tej chwili czynnej stacji nadawczej o odpowiedniej mocy. � Wzywajcie ca�y czas Eel�, jutro tak�e. � Tak jest. Ekran �ciemnia�, radiowiec pochyli� si� nad pulpitem i dotkn�� � nie wiadomo ju�, kt�ry raz � przycisku automatycznego wywo�ania. � Statek wzywa Prokrona. Statek wzywa Prokrona. Jeszcze tego samego popo�udnia drzemi�cy na le�ance w sali Amon poczu�, �e zmiennik szarpie go za rami�. � Co takiego?... � poderwa� si� i zobaczy�, �e tamten gapi si� na wy��czony ekran odbioru. Spojrza� i on. Na ekranie p�yn�y ze �rodka w kierunku brzeg�w powi�kszaj�ce si� bia�e kule. Mog�o to oznacza� tylko jedno: odbierali sygna� wizyjny dochodz�cy sk�d� z uk�adu. Stacja nadawcza! Amon sta� bli�ej, si�gn�� wi�c, chc�c w��czy� odbi�r. W tym momencie z wy��czonego jeszcze urz�dzenia dobieg� g�os: � Eela wzywa statek. � R�ka Amona opad�a bezw�adnie. Poszerza- j�ce si� kule poja�nia�y, zblad�y, a nast�pnie, pp kr�tkim b�ysku, poja- wi�a si� na ekranie dziwnie ubrana kobieta.' � Eela wzywa statek � odezwa�a si� spokojnym g�osem. Amon zareagowa� automatycznymi odruchami radiowca: mrucz�c pod nosem � Niemo�liwe, przecie� urz�dzenie by�o wy��czone � machi- nalnie w��czy� odbi�r. Tym samym ruchem prze��czy� odbierany pro- gram na ca�� sie� wewn�trzn� statku i jednocze�nie odpowiedzia�: � Zg�asza si� statek. Zg�asza si� statek. Odebrali�my wasz sygna�. Odbieramy wasz sygna� � poprawi�. Nast�pi�a ci�gn�ca si� w niesko�czono�� przerwa, zanim d�wi�k i obraz nie osi�gn�� stacji tamtych. Amon zerkn�� na widoczny w pra- wym dolnym rogu ekranu zegar po��czony z dalmierzem. Odleg�o�� dok�adnie zgadza�a si� z odleg�o�ci� statku od Eeli. Czeka� patrz�c na kobiet� w dziwnym ubraniu. Wreszcie oczekiwanie zako�czy�o si�, nadesz�a odpowied� z Eeli. � Wszystko w porz�dku? � spyta�a kobieta z ekranu i dopiero wte- dy da� si� w jej g�osie wyczu� jaki� dziwny, mi�kki akcent. � W porz�dku � odpowiedzia� Amon. � Wszystko w porz�dku. Prze��czam na sal� dowodzenia. Dalej ju� tylko przys�uchiwa� si� rozmowie. 4 Kiedy nadesz�o zg�oszenie z Eeli, dow�dca w pierwszej chwili gapi� si� na ekran tak, jakby w g��bi serca nie wierzy�, �e statek dotrze kiedykolwiek do planety zamieszkanej przez ludzi. Siedzia� w tym mo- mencie wraz z Igo w mniejszej sali konferencyjnej. Ch�opiec zareago- wa� odwrotnie � uwa�a� to za ca�kiem naturalne: tak nfta�o by�. Zastanowi�o go przez chwil� tylko jedno: emisja dochodzi�a z Eeli, tymczasem mi�dzy Eel� a statkiem by�o teraz s�o�ce. Dow�dca zawaha� si� tylko na u�amek sekundy. Spojrza� zdecydo- wanie w stron� ekranu i odezwa� si� swym zwyk�ym, rzeczowym, spo- kojnym g�osem: � Tu statek, m�wi Uri-An, dow�dca. � Tu Eela, stacja nadawcza prezydenta � nadesz�a po zwyk�ej przerwie odpowied�. � Jestem .Evola, sto si�dmy prezydent rz�du �wiatowego. Kobieta w dziwnym ubraniu by�a m�oda, mog�a mie� trzydzie�ci lat. W jej g�osie da�o si� wyczu� pewne napi�cie. Uri przypisywa� je emocji tej wielkiej chwili. Igo te� podejrzewa� co� takiego, ale obaj uwa�ali to za z�udzenie wywo�ane w�asnymi emocjami i nie wspomnieli o tym p�niej. � Od momentu nawi�zania ��czno�ci wszystkie odbiorniki Eeli na- stawione s� na cz�stotliwo�� waszego nadajnika � ci�gn�a prezy- dent. � Witam was w imieniu ca�ej planety. Na Eeli mamy teraz rok sze�� tysi�cy siedemset osiemdziesi�ty sz�sty. Statku oczekiwali�my w latach czterdziestych. Prosz� o raport dow�dcy. Jaki stan za�ogi? Prezydent gromadzi�a pytania w pakiety, gdy� niemal p�minutowe op�nienie odbioru nie sprzyja�o rozmowie sk�adaj�cej si� z kr�tkich pyta� i odpowiedzi. Uri wypisa� na tabliczce liczb� osiemset dziewi��dziesi�t dziewi�� i odwr�ci� j� w stron� ekranu. Urz�dzenia telekomunikacyjne przekazy- wa�y obraz niemal bez op�nienia. � Mamy wi�c jednego zmar�ego � stwierdzi�a prezydent. Igo w�a- �nie po tym u�yciu pierwszej osoby liczby mnogiej poczu�, �e wr�ci� do domu, �e od tej chwili nale�y do spo�eczno�ci miliony razy liczniej- szej od za�ogi, ale tak samo spojonej w jedn� ca�o��. .� Dw�ch � odpowiedzia� Uri i ci�gn�� spojrzawszy na Igo: � bo mamy te� nowego cz�onka za�ogi. � Przywo�a� ch�opca przed ekran. � To jest Igo-Vandar. Urodzi� si� na planecie podw�jnego uk�adu MG 10003. Ma dziewi�tna�cie lat, b�dzie astronaut�. � Astronaut�?... � Przy tym urwanym zdaniu Igo zorientowa� si�, �e prezydent nie powiedzia�a wszystkiego. Wydawa�o mu si�, �e przez jej twarz przebieg� cie� niezadowolenia, czy nawet b�lu. Odrzuci� jed- nak od siebie t� my�l, postanowi�, �e odt�d b�dzie ostro�niejszy z wy- ci�ganiem wniosk�w. Spojrza� w twarz kobiety i spyta�: � Czy nadajecie z Eeli? Evola skin�a g�ow�. � Tak, z Eeli. Na ka�dym ekranie Eeli wida� teraz twoj� twarz, a twoje pytanie s�ysza�o prawie p� miliarda ludzi. � P� miliarda? � poderwa� si� dow�dca. � Przecie� w roku sze�� tysi�cy setnym by�o... � ucich�. � Przez siedemset lat w �yciu cywilizacji mo�e si� zdarzy� bardzo wiele � dotar�a do nich ze zwyk�ym op�nieniem spokojna odpo- wied�. � A teraz odpowiem na pytanie, kt�re chcia�e� zada�, Igo. Na- dajemy z Eeli: nasze fale potrafi� si� ugina�. Ale wr��my do wa�niej- szych spraw � uci�a dalsze pytania. � Jest tu przy mnie Yadonnen- -Ha', kt�ry w roku czterdziestym zorganizowa� instytut do spraw wa- szego przyj�cia. � Na ekranie pojawi�a si� teraz twarz m�czyzny, ale w dziwny spos�b nie stracili z oczu i Evoli, tak jakby oboje wida� by�o w tym samym miejscu. � Przez d�u�szy czas tylko on wierzy� w wasz powr�t. Yadonnen i ca�a grupa najwybitniejszych naukowc�w czeka gotowa na wasze pytania, ale zd��ymy jeszcze z pytaniami do was, kiedy ju� wyl�dujecie. Nasza sie� b�dzie transmitowa� tak�e i te rozmowy. Uri jeszcze na pocz�tku rozmowy nacisn�� przycisk gotowo�ci trze- ciego stopnia, zwo�uj�c do sali tych samych sze��dziesi�ciu ludzi, kt�rzy nale�eli do sk�adu pierwszej fazy budzenia. Wszyscy oni �ledzili roz- mow� za po�rednictwem ma�ych dwuwymiarowych ekran�w na koryta- rzach i w windach. W ci�gu p�torej minuty wszyscy byli razem w czytelni mikrokryszta��w. Rozpocz�� si� teraz dialog � z nieuniknionymi przerwami � mi�dzy planet� a za�og� statku. Technicy na Eeli liczyli si� z tym, �e program jest dost�pny dla wszystkich na statku i podczas oczekiwania na od- powied� przekazywali zamiast zatrzymanego kadru uj�cia z ca�ej sali, sk�d prowadzono rozmow�. To samo, przy u�yciu dost�pnych skrom- niejszych �rodk�w robili i operatorzy statku, staraj�c si� w przerwach rozmowy przekazywa� obrazy korytarzy i du�ej sali konferencyjnej, gdzie zbiera�o si� coraz wi�cej cz�onk�w za�ogi, jakby razem chc�cych uczestniczy� w wydarzeniach. Nie brakowa�o pyta�, a astronauci zdawali sobie spraw� z tego, �e uczeni planety ju� za pomoc� analizy stawianych im pyta� mog� si� wiele dowiedzie� o pytaj�cych. Pytania zadawano w pakietach, zgromadzone razem, i tak samo skoncentrowane przychodzi�y po pewnej chwili odpowiedzi. Problemy j�zykowe okaza�y si� mniejsze, ni� oczekiwano. Na za- mieszkanych kontynentach Eeli praktycznie ju� tysi�c lat pos�ugiwano si� mago-lynem, jednolitym j�zykiem, kt�rym � obok swojego, lokal- nego � w�ada� ka�dy wykszta�cony cz�owiek. Przy u�yciu tego j�zyka odbywa�y si� wszystkie oficjalne kontakty mi�dzy cz�ciami �wiata, tego j�zyka u�ywa� rz�d. W ci�gu siedmiuset lat, jakie up�yn�y, j�zyk zmienia� si�, ale zmiany te zachodzi�y na podstawie sta�ych struktur j�zykowych i nie by�y zbyt wielkie. Cz�onkowie za�ogi statku, � przygotowani nawet na to, �e b�d� si� musieli uczy� od nowa m�wi�, spotkali si� w�a�ciwie z j�zykiem, kt�- rego sami u�ywali na statku jako wsp�lnego, gdy� pochodzili z r�nych narod�w �wiata. Mago-lyn wzbogaci� si� oczywi�cie o tysi�ce nowych s��w, nazw, nowych poj�� w ci�gu minionych stuleci, zyska� wiele no- wych, delikatniejszych form wyrazu. Troch� zmieni�a si� i wymowa, na mi�kk�, bardziej jednolit�, a zarazem d�wi�czniejsz�. Gunna-An, j�zy- koznawca wyprawy, kt�ry zosta� wybrany do jej sk�adu przede wszy- stkim z uwagi na czekaj�ce go zadania w chwili powrotu, okre�li� t� zmian� po powt�rnym przes�uchaniu pierwszego d�u�szego tekstu jed- nym poj�ciem: ich mowa sta�a si� bardziej kobieca. Stwierdzenie to da�o wiele do my�lenia ca�ej grupie psycholog�w. Wszyscy cz�onkowie za�ogi przyzwyczaili si� do zmi�kczonej wymo- wy jeszcze w ci�gu pierwszego tygodnia, ale nawet pwypadkiem nie zdarzy�o si�, �eby u�ywali jej mi�dzy sob�. Programy by�y przygotowy- wane na Eeli w ten spos�b, �e nowym s�owom, zmienionym znaczeniom, odbiegaj�cym od zasobu s��w z roku sze�� tysi�cy setnego zawsze to- warzyszy�y pisemne wyja�nienia. J�zykoznawcy planety pocz�wszy od dnia nawi�zania ��czno�ci wysy�ali s�ownik, rejestrowany na statku przez automatyczne urz�dzenie, przygotowuj�ce od razu dziewi��set kopii. Opracowanie s�ownika Wjf�o troch� op�nione przez fakt, i� raz ju� to zrobiono, czterdzie�ci lat wcze�niej, kiedy spodziewano si� po- wrotu wyprawy. Dlatego te� j�zykoznawcy Eeli musieli w trakcie nadawania program�w zmienia� jeszcze w nich wiele rzeczy, dodawa� nowe poj�cia. Po dw�ch tygodniach, kiedy s�ownik by� ju� gotowy, ka�dy cz�onek za�ogi otrzyma� go w formie ma�ej ksi��eczki. Ju� po roku ta niewielka ksi��eczka sta�a si� najcenniejszym bia�ym krukiem Eeli. Ze wszystkiego, co us�yszeli z planety, chyba najwi�ksze wra�enie zrobi�o na nich to, �e lata sze�� tysi�cy setne, kiedy wyruszali, wspo- minano dzi� na Eeli jako bohatersk� epok� nauki. Nauka rozwija�a si� w tamtych czasach w tak szybkim tempie, jak nigdy przedtem ani potem. Ludzko�� zawdzi�cza�a tamtym kilku dziesi�cioleciom najwi�k- sze osi�gni�cia od czasu odkrycia elektryczno�ci. Na Eeli by� rok sze�� tysi�cy siedemset osiemdziesi�ty sz�sty. Obli- czenia prowadzone na statku dawa�y wynik r�ni�cy si� o jeden rok, ale by�o rzecz� oczywist�, i� w obliczenia musia� wkra�� si� b��d. Na Eeli nie posiadano w�a�ciwie �adnych danych na temat okolic podw�jnego uk�adu MG 10003. Tym samym szcz�liwie rozstrzygn�a si� dr�cz�ca przez ca�y czas cz�onk�w wyprawy w�tpliwo��, i� po po- wrocie nie b�d� mogli przekaza� ludzko�ci niczego istotnego, �e ca�a wyprawa oka�e si� niepotrzebna. Tymczasem po nich nie by�o ju� na- st�pnej tak wielkiej wyprawy mi�dzygwiezdnej. W sze�� tysi�cy sto sz�stym by�a jeszcze tylko jedna, mniejsza ekspedycja � czterdziesto- letni skok w czasie. G��wnym jego celem by�o do�wiadczalne zbadanie wp�ywu skoku na uczestnik�w. Wyniki by�y niejednoznaczne. Z punktu widzenia medycyny u �adnego z dwudziestu jeden ochotnik�w nie za- obserwowano �adnych zmian. Hibernacja sprawdzi�a si� jako metoda. Mimo to do�wiadczenie przynios�o tragiczne wyniki. Powracaj�cy za- stali swych najbli�szych i przyjaci� postarza�ych. Mo�na by�o liczy� na to, �e w�r�d cz�onk�w ich wielkiej wyprawy nie b�dzie takich wstrz�- s�w. Wszyscy, kt�rych kochali, dawno ju� obr�cili si� w proch, dawno zmarli, a na to mo�na si� by�o lepiej przygotowa�. Jeden z uczestnik�w czterdziestoletniego skoku pope�ni� po powrocie samob�jstwo, dw�ch innych uda�o si� przywr�ci� spo�ecze�stwu po d�ugoletnim leczeniu psychiatrycznym. Wtedy to komisja lekarska rz�du ustali�a najkr�tszy czas wyprawy na sto lat. Wszelk� dzia�alno�� zwi�zan� z astronautyk� poddano bezpo�redniej kontroli rz�du. Do skoku w czasie potrzeba oso- bistego zezwolenia prezydenta, kt�ry sam nie ma prawa uczestniczy� w takiej ekspedycji. W historiografii wypracowano pewn� metod� polegaj�c� na tym, �e co pi��dziesi�t lat zg�asza� si� na ochotnika m�ody historyk, kt�ry jako specjalista przygotowywa� bogaty materia� dokumentacyjny na temat 1 swoich c