7488
Szczegóły |
Tytuł |
7488 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
7488 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 7488 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
7488 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
PETER LENGYEL
DRUGA PLANETA S�O�CA OGG
Prze�o�y� TOMASZ KULISIEWICZ
Powr�t
1
Zacz�o si� to dwa i p� tysi�ca lat temu. Igo-Vandar siedzia� samotnie
w bibliotece mikrofilm�w statku. Prawa r�ka niepewnie zawis�a nad
szeregiem przycisk�w pochy�ego pulpitu. Opr�cz ma�ego ekranu pulpit
zawiera� dwa rz�dy przycisk�w oznaczonych r�nymi kolorami. Wresz-
cie nacisn�� �rodkowym palcem zielony przycisk. Lew� r�k� si�gn��
w kierunku drugiej grupy klawiszy rozmieszczonych p�koli�cie. Czter-
na�cie przycisk�w tej grupy oznaczonych by�o symbolami. Nacisn��
w kr�tkich odst�pach cztery z nich. Da�y si� s�ysze� delikatne trzaski,
a potem na prostok�tnym ekranie pojawi� si� ol�niewaj�co jasny srebr-
ny punkt. B�yskawicznie rozszerza� si�, jednocze�nie blad�, a� zamieni�
si� w kul�. W jej �rodku pojawi� si� nast�pny punkt, kt�ry tak�e si�
rozszerza�. Rozszerzaj�ce si� kule zacz�y zmierza� w stron� kraw�dzi
prostok�ta. W chwili gdy pierwsza z kul wyp�yn�a poza granice ekranu,
pojawi�o si� na nim obracaj�ce si� cia�o niebieskie. Obraca�o si� coraz
wolniej a� do chwili, gdy by�o ju� wyra�nie wida�, �e jest to planeta
z niebieskimi oceanami i dwoma ogromnymi, zielonymi kontynentami.
Okolice biegun�w pokrywa�y bia�e czapy lodu. Obr�t planety na ekra-
nie usta�. Igo nacisn�� kolejne klawisze na pulpicie. Kul� pokry�a sie�
schodz�cych si� na biegunach po�udnik�w.
A wi�c to jest Eela.
W niesko�czonej czerni wszech�wiata, niezliczenie wiele lat �wietl-
nych od Eeli i zbli�aj�cego si� do niej statku, na dalekiej planecie sta�
kanciasty, ponury budynek o stromych �cianach, obcy wszelkim ludz-
kim proporcjom. Jego szczyt gin�� w postrz�pionych wiatrem chmurach.
W �cianie budowli nie by�o �adnych okien.
W pewnym sensie w tej samej chwili, kiedy Igo-Vandar ogl�da� na
pok�adzie statku map� Eeli (w -pewnym sensie, gdy� czas jest za bardz
z�o�ony, by mo�na go by�o okre�li� tak prostymi wyra�eniami) z s�sied
niej planety uk�adu b�ysn�a w stron� budowli zwarta wi�zka promieni.
Uk�ad zawiera� trzy planety � promienie bieg�y z planety drugiej
We wn�trzu ogromnej budowli, dok�d nie dociera�a najmniejsza odro
bina �wiat�a, w��czy� si� na ten sygna� jeden z obwod�w bioelektrycz-
nych. Na wydany przez niego rozkaz u podstawy jednej z si�gaj�cych
nieba �cian ods�oni� si� prostok�tny otw�r. W martwej ciszy wysun�a
si� przeze� p�aska p�yta. Po kr�tkiej przerwie z nies�yszalnym dla
ludzkiego ucha d�wi�kiem wypad�a na p�yt� maszyna.
Od tej chwili pami�ta�a, musia�a pami�ta�. W jej pami�ci zapisywa�a
si� ca�kowita ciemno��, metalowa p�yta, na kt�rej spoczywa�a, jej g�ad-
ko��, twardo��, wymiary oraz sk�ad chemiczny. W jej pami�ci pozosta-
wa�y wszystkie wymiary hali budowli. Rozpozna�a typ, zakres fal oraz
nat�enie nast�pnego promienia przes�anego z planety drugiej. Obser-
wowa�a, zapisywa�a, mierzy�a, ocenia�a, niezale�nie od jej maszynowej
woli, gdy� takie by�o jej przeznaczenie.
Jej pancerz by� niezniszczalny, niepokonywalny przez dzia�ania si�
znanych i nieznanych, odporny nawet na eksplozj� nuklearn�. �
Na rozkaz przes�any drug� wi�zk� promieni w kierunku maszyny
ruszy�y w ciemno�ci masywne konstrukcje automat�w. B�ysn�� inny
promie� �wietlny, o kwadratowym przekroju.
Z budowli pop�yn�� w stron� planety drugiej automatyczny raport �
w kodzie obcym wszelkiej ludzkiej my�li � o mniej wi�cej nast�puj�cej
tre�ci: �AFX 4 013 697 gotowy do testu. Test dla maszyny numer 0716.
W sektorze kosmicznym numer 82 wykonuje zadanie maszyna numer
2100 01. Z powodu wzrostu odleg�o�ci utracono ��czno�� z maszyn�
numer 0092".
Planeta druga odpowiedzia�a pojedynczym b�yskiem potwierdzenia.
W czarnym wn�trzu hali zgas� promie� �wiat�a. Kanciaste roboty
sun�y g�adko w ciemno�ci w kierunku maszyny. Ich ramiona podsun�y
si� pod ni�, przyssawki przypad�y do g�adkich powierzchni. Unios�y j�
i przez odsuni�t� p�yt� �ciany wynios�y pod liliowoczarne chmury.
Maszyna wszystko obserwowa�a, mierzy�a, ocenia�a i zapisywa�a �
wszystko, co zauwa�y�a w swoim otoczeniu, gdy� by�a do tego prze-
znaczona. Do tego, ale nie tylko.
W dalekiej cz�ci kosmosu, do kt�rej statek zbli�y� si� ju� na odle-
g�o�� u�amka roku �wietlnego, wok� s�o�ca uk�adu kr��y�a ze swoii
dwoma ksi�ycami Eela.
Jeden z ksi�yc�w by� ma�y, nie mia� atmosfery, z pustynn�, skalist�,
poszarpan� powierzchni� by� w�a�ciwie niewiele wi�cej ni� asteroid�.
Na wi�kszym ksi�ycu pozosta�o jeszcze troch� atmosfery, a wzno-
sz�ce si� w okolicach r�wnika ca�e^ miasto metalowych budowli, ogrom-
nych przezroczystych kopu�, hal i magazyn�w oraz le��cy niedaleko
kosmodrom � wszystko to wskazywa�o, �e na tym ksi�ycu stan�a ju�
noga cz�owieka Eeli.
Budynki, kopu�y, obserwatoria by�y ciemne. W kilometrach sieci prze-
wod�w miasta nie p�yn�� pr�d. Ogromne parasole anten stercza�y bez-
my�lnie, nie �ledz�c przesuwaj�cej si� po niebosk�onie Eeli. Kosmodrom
by� wymar�y. Na ca�ym ksi�ycu nie by�o �ywego ducha.
Po drugiej stronie ksi�yca, na p�kuli przeciwnej miastu, na wulka-
nicznym p�askowy�u widnia� ogromny krater. Jego kszta�t wskazywa�
na to, i� pochodzi od wybuchu bomby j�drowej nad powierzchni� ksi�-
�yca. Kraw�dzi poszarpanych wybuchem ska� nie zd��y� jeszcze ca�-
kiem .wyg�adzi� czas.
Na trzeciej planecie gwiazdy Soi, zwanej Terra, Imperium Rzymskie
�wi�towa�o ostateczne pokonanie Kartaginy.
Igo-Vandar siedzia� d�ugo bez ruchu przy pulpicie czytnika i my�la�
o Eeli. Ta niewielka, nie wyr�niaj�ca si� niczym planeta kr���ca sa-
motnie wok� jednego z kar��w galaktyki b�dzie odt�d jego domem.
Mimo to w�a�nie cywilizacja, powsta�a na tej drobinie, da�a mu wiedz�
o istnieniu galaktyki i troch� wiadomo�ci o tym, co jest poza ni�.
U�miechn�� si� w duchu, bo zda� sobie spraw�, �e kiedy my�li o Eeli,
w�a�ciwie zawsze wyobra�a sobie wygodnie urz�dzony, przestronny
statek kosmiczny. Wiedzia� ju�, �e on nie pozostanie tam w dole. Tylko
jedno dzia�anie jest godne cz�owieka: porusza� si�, poszukiwa�, widzie�
nowe rzeczy. Ca�e �ycie prze�y�em w przestrzeni kosmicznej. Zosta�
tam znaczy dla mnie to samo, co dla nich sp�dzi� ca�e �ycie w jednym
pomieszczeniu.
Potem przemkn�a jeszcze jedna my�l: wszystko, co wie o Eeli, jej
miastach, technice, nauce � wszystko to stanie si� histori�, kiedy tylko
dotkn� ziemi.
Zerkn�� na zajmuj�c� ca�� boczn� �cian� tablic� chronometru. Na
tablicy widnia� czas pok�adowy: pi��dziesi�t dziewi�� lat, trzyna�cie
miesi�cy, jedna doba i dwana�cie godzin.
Jeszcze godzina i obudz� si�, pomy�la�. Wtedy ju� nie b�dzie sam,
mo�liwe, �e ju� nigdy nie b�dzie sam. Za dwa miesi�ce wyl�duj� na
ksi�ycu Eeli i on opu�ci statek. Z tym w�a�nie by�o mu si� najtrudniej
pogodzi�: z tym, �e mo�e nigdy ju� nie zobaczy� znajomych korytarzy,
sal, laboratori�w, pomieszcze�, w kt�rych sp�dzi� ca�e �ycie, �e nie
b�dzie ju� ogromnego iluminatora na najwy�szym poziomie, sk�d tyle
razy godzinami patrzy� w swojsk�, gwie�dzist� ciemno�� wszech�wiata.
Otocz� go ludzie, p�dz�ce dok�d� setki tysi�cy �ywych, b�d�cych na
jawie ludzi. Zobaczy starc�w i dzieci, takie same, jak on w dawnych
latach.
Spojrza� na widniej�c� na ekranie planet�. Zna� zarysy jej kontynen-
t�w. Zna� geografi� Eeli lepiej, ni� m�g� j� zna� jakikolwiek dwudzie-
stolatek w czasach, kiedy wyrusza�a wyprawa. Zna� widok wszystkich
jej rzek, g�r, nizin, miast � zna� je z ksi��ek. A teraz jeszcze tylkc
dwa miesi�ce i znajdzie si� tam.
Jeszcze godzina do ich przebudzenia.
Palcem prawej d�oni nacisn�� czarny przycisk kasowania. Obraz znik-
n��, potem ekran wype�ni�a bladozielona kula, kt�ra nast�pnie zmala�a,
a� skurczy�a si� do srebrnego punktu. Punkt zatrzyma� si� na ekranie
na chwil� i znikn�� z lekkim trzaskiem, s�ycha� by�o jeszcze prze2
chwil� s�aby szum, z jakim uk�ady czytnik�w roz��cza�y po��czenie
z kryszta�ami pami�ci.
Wsta� z krzes�a. Wiedzia�, �e w tym momencie na d�ugo ko�czy si�
jego spok�j i czas cichej zadumy. Czekaj� go tygodnie wyt�onej pracy
a� do chwili dotkni�cia ziemi.
Wyszed� na zalany zielonkawym, opa�owym �wiat�em korytarz.
W mi�kko wy�cie�anych �cianach po obu stronach otwiera�y si� drzwi
bezludnych jeszcze teraz pomieszcze� jadalnych, sypialnych i dziennych.
Korytarz rozszerza� si�- na ko�cu. W przeciwleg�ej �cianie ma�ego hallu
znajdowa�y si� drzwi sze�ciu szybkich wind. Nad drzwiami windy nu-
mer jeden pali� si� prostok�tny fioletowy sygna�. Przeszed� wzd�u� pi�-
ciu pozosta�ych wind, w��czaj�c je wszystkie po kolei. Teraz zn�w
b�d� wszystkie potrzebne. Potem wsiad� do pierwszej i skierowa� j�
w d�, na.przedostatni poziom.
Tam, naprzeciw rz�du wind, by�y tylko pojedyncze drzwi. Wyszed�
na korytarzyk. Rzuci� machinalne spojrzenie na tablic� kontroln�.
Dziewi��set umieszczonych w trzydziestu rz�dach lampek �wieci�o zie-
lonym �wiat�em, z wyj�tkiem dw�ch. Wszystko by�o w porz�dku. Pod
dwoma bia�ymi lampkami w pierwszym rz�dzie widnia�y nazwiska jego
ojca i matki. Numery trzy i siedemna�cie.
Biel by�a na Eeli kolorem �a�oby.
Usiad� przy ekranie czytnika i zag��bi� si� w studiowaniu raportu
pracy. Pierwszy i tym razem obudzi si� Uri-An, dow�dca statku.
Sala pierwsza, komora pierwsza. Nast�pny b�dzie Nordeng-O', kierow-
nik wyprawy. Sala pierwsza, komora druga. Numer trzy ju� si� nigdy
nie obudzi. Elk-O' mia� pogrzeb astronauty: hermetycznie zamkni�ty
plastykowy pojemnik z jego prochami mknie teraz jako ma�a sztuczna
asteroida gdzie� mi�dzy dwoma obcymi uk�adami s�onecznymi.
Po nich w sze�ciominutowych odst�pach b�d� si� budzi� kolejni cz�on-
kowie wyprawy � najpierw lekarze i biolodzy, by w-razie jakich�
^k�opot�w pom�c innym. Szybko przeliczy�: dziesi�ciu ludzi na go-
dzin�, czyli ��cznie dziewi��dziesi�t godzin. A wi�c up�yn� niemal cztery
doby,- zanim ca�y proces si� zako�czy. Harmonogram by� przygotowany
z uwzgl�dnieniem tych czterech dni. Po�r�d budzonych w pierwszej
kolejno�ci s� ci, kt�rych czeka najwi�cej pracy przy l�dowaniu: atro-
nawigatorzy, radiowcy, historycy, psycholodzy i antropolodzy oraz in-
�ynierowie pok�adowi.
Jeszcze raz sprawdzi� dane ostatniego okresu lotu. Czas: dziesi�� lat
i- dziewi�� miesi�cy. Przebyta droga: troch� ponad trzydzie�ci dwa
lata �wietlne. Tor lotu wed�ug planu, z jedn� drobn� poprawk�, kt�ra
mia�a na celu omini�cie strefy przyci�gania gwiazdy-olbrzyma Odle-
g�o�� od Eeli w chwili zako�czenia budzenia za�ogi: dwie dziesi�te roku
�wietlnego.
W dolnej cz�ci pulpitu kontrolnego zapali�a si� pozioma lampa sy-
gnalizacyjna i po chwili zgas�a. Trzy minuty do rozpocz�cia operacji.
Od tej chwili wydarzenia toczy�y si� z b�yskawiczn� pr�dko�ci� i nie
pozosta�o wiele czasu na rozmy�lania.
Zajrza� do pierwszej sali. Po obu* jej stronach w trzech rz�dach sta�y
zasobniki w kszta�cie trumien z przezroczystymi �cianami � po pi�tna-
�cie w rz�dzie.
W ka�dym zasobniku le�a� na plecach cz�owiek. Z ust oraz z meta-
lowych opasek na przegubach r�k i kostkach n�g bieg�y cienkie prze-
wody do tablicy umieszczonej przy g�owie. Wszyscy �pi�cy � zar�wno
kobiety jak i m�czy�ni � ubrani byli w jednakowe kombinezony, wy-
konane z praktycznie niezniszczalnego tworzywa, noszone r�wnie�
w kr�tkich okresach przebudzenia, w czasie pracy.
Igo nigdy nie widzia� w mikrokryszta�ach pochodz�cych z Eeli takich
twarzy, jak ich � malowa�y si� na nich niezwyk�y spok�j i pogoda,
jakby odzwierciedla�a si� �wiadomo�� p�yni�cia ponad minionymi stu-
leciami, powo�anie, bezprzyk�adne po�wi�cenie i duma z wielkiej przy-
gody ludzko�ci. Dla Iga to by�y prawdziwie ludzkie twarze. Zauwa�y�,
i� by�y one takie przez ca�y czas: podczas miesi�cy pracy, w nierzad-
kich w ci�gu tych lat chwilach niebezpiecze�stw. Tak� zapami�ta�
twarz 'ojca, jedyn� twarz, na kt�rej w samotno�ci minionych lat widzia�
oznaki starzenia si� i zmian.
Na znajduj�cym si� w sali wt�rniku tablicy kontrolnej dwukrotnie
b�ysn�a lampka sygnalizacyjna. Up�yn�y dwie minuty. Da�o si� s�y-
sze� ciche brz�czenie. Widzia�, jak tu� przed nim rozpocz�o prac�
wbudowane w �cian� skomplikowane urz�dzenie, kt�rego zasady dzia-
�ania zna� jak w�asne pi�� palc�w, tak zreszt�, jak wszystko na tym
statku.
W tej samej chwili co� si� zmieni�o w delikatnych przebiegach pr�-
d�w p�yn�cych w przewodach pod��czonych do pierwszego z budz�-
cych si� cia�. Nad �trumn�" Uri-Ana w��czy� si� ma�y zegar odmierza-
j�cy czas od momentu przebudzenia. Pokazywa� teraz minus dwie
minuty. Ch�opiec stan�� przy pojemniku-le�ance. Widzia�, jak przez
twarz dow�dcy przemkn�� niemal niezauwa�alny skurcz. Ruszy�y pro-
cesy �yciowe, a �ci�lej wr�ci�y do normalnej pr�dko�ci. Igo czeka�. Po
dw�ch minutach, kiedy wskaz�wka sekundowa dotar�a do punktu ze-
rowego, Uri otworzy� oczy. Nie mia� jeszcze si�y, by m�wi� lub rusza�
si�. Jego spojrzenie zwr�ci�o si� z' pytaniem w stron� ch�opca.
Ten sp�ni� si� troch� z kiwni�ciem g�ow�, oznaczaj�cym, �e wszy-
stko w porz�dku. Uri bardzo powoli i z widocznym ogromnym wysi�-
kiem zwr�ci� wzrok na wielk� tablic� kontroln� sali. Jego g�owa by�a
w dalszym ci�gu nieruchoma. Tablica by�a umieszczona tak, by ka�dy
z budz�cych si� m�g� j� od razu obserwowa�. Igo pod��y� wzrokiem za
spojrzeniem dow�dcy, kt�re zatrzyma�o si� na �wiec�cej bia�ym �wia-
te�kiem lampce numer trzy. Uri zn�w spojrza� na ch�opca, kt�rego
ostatnio widzia� jako dziewi�cioletnie dziecko � on sam bowiem nie
starza� si� przez lata sp�dzone w �trumnie" � a potem zm�czony przy-
mkn�� oczy. Ile lat m�g� tak sam �y� na statku? Kiedy umar� jego
ojciec? Dow�dca �egna� si� z nim jeszcze na pocz�tku ostatniego okresu.
Elk-O' mia� wtedy sze��dziesi�t lat, wi�c wcale nie by�o takie oczy-
wiste, �e dziesi�� lat p�niej nie znajdzie go ju� mi�dzy �ywymi. Mia�
nadziej�, �e ojciec ch�opca zmar� �mierci� naturaln�.
Zegar nad pojemnikiem pokazywa� ju� plus trzy minuty, kiedy do-
w�dca poczu�, jak najpierw w lewej, potem w prawej r�ce, w obu
nogach, a wreszcie w ca�ym ciele wraca mu obieg krwi. Ch�opiec sta�
nad nim nieruchomo. Pierwsz� rzecz� i mo�e najwa�niejsz�, jakiej
si� nauczy�, by�o to, �e ka�da ingerencja w pierwszych chwilach
powrotu do �ycia grozi �mierci� budz�cego si�. Czeka�. Urz�dzenia
by�y tak skonstruowane, �e nie mog�y si� same wy��czy�. Dopiero kie-
dy budzony cz�owiek mia� ju� do�� si�y, by wyj�� z ust i poodpina�
sobie z r�k i n�g przewody, dopiero wtedy urz�dzenie pozostawia�o go
dzia�aniu jego w�asnych pr�d�w czynno�ciowych.
Nadesz�a wreszcie i ta chwila. Uri powolnym, niemal sennym ruchem
podni�s� praw� r�k� i wyci�gn�� z ust metalow� ko�c�wk� przewodu.
Up�yn�o jeszcze p� minuty, zanim si� odezwa�.
� Ojciec? � spyta�1; patrz�c na Igo.
Ch�opak tylko wskaza� gestem bia�� lampk�.
� Kiedy? � spytaj Uri, podnosz�c si� przy tym bardzo powoli
Z pozycji le��cej. ^
� Juz ponad rok temu.
� W jaki spos�b?
� Umar�. Umar� cicho. Powiedzia�, �e to ze staro�ci. Nie chorowa�.
Zostawi� dla ciebie,v Uri-An, wiadomo�ci na dw�ch mikrokryszta�ach.
S� w twojej kabinie. Powiedzia�, �e i mnie zostawia tobie.
Uri od��czy� przewody z przegub�w r�k, stan�� na nogach przy
otwartym z jednej strony pojemniku i pog�adzi� czarne jak smo�a w�o-
sy ch�opca. Tym na razie za�atwi� problem. � Nie ma teraz czasu zajmo-
wa� si� niczym pr�cz statku. Wyzwalaj�c si� szybszymi z minuty na
minut� ruchami z ostatnich ta�m i przewod�w patrzy� ju� ca�y czas na
tablic� kontroln�.
Na mapie gwiezdnej krzy�, okre�laj�cy zak�adan� na koniec tego
okresu pozycj� statku, pokrywa� si� dok�adnie z w�druj�cym �wietli-
stym punktem oznaczaj�cym aktualn� rzeczywist� ich pozycj�. To by�o
najwa�niejsze. Wszyscy ludzie � pr�cz dwojga � �yj� i grozi im
jeszcze tylko praktycznie r�wne zeru niebezpiecze�stwo niepowodzenia
tego ostatniego budzenia, ^3y� niemal pewny, �e z tym nie b�dzie �ad-
nych k�opot�w, tak jak nie by�o ich przy poprzednich sze�ciu bu-
dzeniach � je�li nie liczy� kilku przypadk�w przej�ciowych niedyspo-
zycji, wyleczonych w ci�gu paru dni.
My�li Uriego zajmowa�y ju� praktyczne problemy l�dowania. Kiedy
wsta�, ma�y zegar nad jego pojemnikiem wskazywa� plus siedem minut.
Zegar sam si� wy��czy po up�ywie nast�pnych siedmiu. Nad �trumn�'1
numer dwa wskaz�wka dosz�a do zera i kierownik naukowy wyprawy,
Nordeng-O', otworzy� oczy. Proces powrotu do �ycia zaczyna� si� pra-
wid�owo.
2
Dwie zewn�trzne windy dotar�y z g�ry i z do�u na dziewi�ty poziom
niemal r�wnocze�nie. Z otwieraj�cych si� drzwi wind wysypa�y si� na
korytarz ma�e grupki ludzi. Spo�r�d zje�d�aj�cych z g�ry pierwszy
wyszed� Uri. Nagle zatrzyma� si� i krzykn��:
� Yunnar-Den!
W drugiej grupce b�yskawicznie odwr�ci�a si� m�oda szatynka. Chwil�
stali nieruchomo, a potem skoczyli ku sobie z otwartymi ramionami.
Wysiadaj�cy z nadje�d�aj�cych wind z u�miechem odwracali si� dy-
skretnie na widok dow�dcy statku, obejmuj�cego kierowniczk� grupy
psycholog�w. Wszyscy pami�tali, �e ta dw�jka trzeciego dnia wyprawy
og�osi�a, �e zawiera bezterminow� umow� ma��e�sk� i wszyscy z ra-
do�ci� obserwowali teraz, �e umowa ta okaza�a si� trwa�a.
Ca�e zdarzenie nie by�o czym� wyj�tkowym na o�ywaj�cych na no-
wo korytarzach statku. Z g�ry ustalony porz�dek budze� nie m�g� si�
dostosowywa� do zawieranych w trakcie wyj/.awy d�u�szych i kr�tszych
um�w, wiele par mog�o si� wi�c spotka� dopiero teraz, kiedy po raz
pierwszy wszyscy zgromadzili si� w sali na poziomie dziewi�tym.
Kiedy Uri oddali� si� pospiesznie, wysoka blondynka zawo�a�a
Yunnar. Dotkn�y si� na powitanie nosami.
� Wyt�umacz mi � zacz�a kobieta � dlaczego czuj� si� tak, jak-
by�my si� nie widzia�y przez ca�e lata? Jakby�my by�y teraz m�drzejsze
i starsze?...
Kontynuowa�y rozmow� tam, gdzie j� przerwa�y dziesi�� lat (a mo�e
godzin?) temu. Tymczasem z delikatnym brz�kni�ciem nadjecha�y z obu
kierunk�w ostatnie dwie windy.
Obok rozmawiaj�cych kobiet przeszed� w stron� drzwi sali m�ody
ch�opak. Pozdrowi� wy�sz� z nich szerokim u�miechem. Yunnar spojrza-
�a za nim:
� Kto to? � spyta�a.
� Igo-Vandar � odpowiedzia�a blondynka. � Ten ma�y ch�opczyk,
pami�tasz?
� Rzeczywi�cie, g�upia jestem � odpar�a Yunnar zamy�laj�c si�
na chwil�. � Wygl�da na to, �e.masz jednak pow�d, by odczuwa� mi-
jaj�ce lata. Zrobi� si� z niego doros�y m�czyzna. ,
� Zosta� sierot�. Wiesz o tym?
� Elk-O' umar�?
� Rok temu.
� O ile dobrze wiem, to Igo jest jedynym cz�owiekiem, kt�ry uro-
dzi� si� poza uk�adem planetarnym � stwierdzi�a Yunnar.
� Na pewno pierwszym, przynajmniej z punktu widzenia przyj�tej
przez nas rachuby czasu.
Do��czy� do nich kt�ry� z przed chwil� przyby�ych m�czyzn. Kiedy
we tr�jk� ruszyli do sali, z ust jednego z nich musia�o za chwil� pa��
pytanie, jeszcze nie wym�wione, ale kr���ce w powietrzu we wszy-
stkich korytarzach i salach statku.
� Wr�cimy � powiedzia�a zamy�lona Eli-Vend, wysoka blondyn-
ka. � Jeszcze tylko dwa miesi�ce i jeste�my w domu.
To Yunnar spyta�a pierwsza:
� A co nas czeka na Eeli?
Narad� prowadzili Nordeng i Uri. Miejsca *na sali zajmowa�o pi��-
dziesi�ciu ludzi nale��cych do budzonych wed�ug planu w pierwszej
kolejno�ci. Brakowa�o jeszcze kilku in�ynier�w, radiowc�w oraz leka-
rzy, kt�rzy pracowali na dole, na przedostatnim pok�adzie: do budzenia
by�o jeszcze dwadzie�cia osiem sal. Lekarzy reprezentowa� Nagur-Den,
kierownik grupy. Igo siedzia� na miejscu oznaczonym numerem siedem-
nastym, na miejscu swojej matki.
Przed rozpocz�ciem narady Nordeng przycisn�� klawisz wywo�awczy
na pulpicie i spyta� zwracaj�c si� w stron� ekranu:
� Czy Eela jeszcze si� nie zg�osi�a?
Na ma�ym ekranie pojawi�a si� twarz cz�owieka w he�mie:
� Nie � brzmia�a odpowied�.
� Wzywajcie dalej � rzuci� Nordeng. Wy��czy� ekran i zwr�ci� si�
do sali. Odczeka� chwil�, a� wszyscy ucichn�, i zacz��:
� Z uk�ad�w, obok kt�rych przelatywa� nasz statek w ci�gu ostat-
nich lat, nie dotar� �aden sygna� radiowy wskazuj�cy na obecno��
cz�owieka. Wracali�my inn� drog�. � Siedz�cy przy nim Uri przebieg�
palcami po klawiszach pulpitu demonstracyjnego i na centralnym wiel-
kim ekranie sali pojawi�a si� tr�jwymiarowa mapa gwiezdna z zazna-
czon� drog� statku. � Linia przerywana pokazuje nasz� drog� w tamt�
stron�. Linia ci�g�a to zarejestrowana dok�adnie przez automaty tra-
jektoria naszego powrotu. Dane z tej cz�ci drogi b�dziemy mogli opra-
cowa� i oceni� dopiero po pewnym czasie. � Uczony przerwa� na
chwil� i spojrza� po zgromadzonych na sali. � Nasze obecne zadanie �
ci�gn�� � to przygotowanie si� do l�dowania. Nie b�dzie to takie
proste. Nie mam tu na my�li problem�w nawigacyjnych czy technicz-
nych, chodzi o co� innego. Znamy paradoks wielkich pr�dko�ci, oparty
na og�lnej teorii wzgl�dno�ci Nepama-Ha'. Nawet ci, kt�rzy tego dobrze
nie rozumiej�, przyjmuj� za oczywiste, i� podczas gdy tu, na statku,
up�yn�o ledwie sze��dziesi�t lat, to tam, na dole, na Eeli min�o lat
siedemset. Od pierwszej minuty naszego lotu zdawali�my sobie spraw�
z tego, �e po .powrocie spotkamy si� z ludzko�ci� wyprzedzaj�c� nas
o te siedemset lat. W chwili startu po�egnali�my si� na zawsze z naszy-
mi rodzicami i przyjaci�mi. Na ca�ej planecie nie znajdziemy ani
jednej znajomej twarzy, bardzo ma�o b�dzie znajomych przedmiot�w
13
i form. Fizjologicznie postarzeli�my si� od chwili startu o pi�� lat �
lata sp�dzone w �trumnach" nie przysporzy�y nam siwych w�os�w.
Nie jest wykluczone, �e wyniki prac badawczych, jakie wieziemy, s�
wszystkie od pocz�tku do ko�ca nieaktualne. Mimo to jednak naszym
g��wnym zadaniem jest uczyni� ca�� nasz� zdobyt� wiedz� wsp�lnym
skarbem ludzko�ci. Uzyskali�my do�wiadczenia, kt�re nie mog�y by�
niczyim udzia�em. Nasze osobiste problemy mog� si� rozpocz�� dopiero
po idealnym wykonaniu naszej pracy tam, na dole. Prosz� bardzo.
Po parosekundowej pauzie g�os zabra� Uri:
� Od strony technicznej l�dowanie to zabawa. Tym razem dobrze
znamy warunki naturalne planety. Wiemy, �e temperatura .powierzchni
nie wynosi dwie�cie ^topni, �e istnieje atmosfera i �e planeta ma natu-
raln� dla nas si�� ci��enia. Nie czekaj� na nas p�inteligentne nie-
przyjazne stwory, czy te� miotaj�ce jad w�e lub ro�liny d�ungli.
Jeste�my ju� w odleg�o�ci kontaktu radiowego, dokonali�my zg�oszenia
i kiedy nawi��emy ��czno��, poprosimy o wsp�rz�dne, na wszelki wy-
padek podamy im rodzaj naszego nap�du i spos�b l�dowania, jaki
stosujemy. Skierujemy statek na orbit� eliptyczn� wok� ksi�yca Eeli,
Prokrona, lub te� wok� niej samej, potem za� wyl�dujemy � na sta-
�ym l�dzie lub na morzu. W tym momencie ko�czy si� nasza rola, rola
pilot�w statku.
Nagur-Den, lekarz, kiwn�� tylko g�ow� na znak, �e nie ma nic do
powiedzenia.
� My�l�, �e teraz kolej na mnie � zg�osi� si� szef grupy history-
k�w, Nurri-An. � Wydaje nam si�, �e formacja spo�eczna nie zmieni�a
si� bardzo w stosunku do tej, jak� pozostawili�my. Eela ju� w roku
sze�� tysi�cy setnym mia�a za sob� okres, kt�ry historycy nazywaj�
pierwsz� epok� barbarzy�stwa: czas wojen ludzi przeciw ludziom oraz
niezliczonych pa�stewek o charakterze rodowym i koczowniczym. Gdy-
by tak nie by�o, nie dosz�oby do naszej wyprawy. Po trzystu latach
w praktyce sprawdzi�a si� organizacja Rz�du $wiatowego. My�l�, i�
niewiele si� pomylimy, przygotowuj�c si� na to, �e z okazji l�dowania
przyjmie nas sam prezydent. Je�li za� chodzi o drug�, stron� zagadnie-
nia � tu zaczerpn�� g��boko tchu � to oczywi�cie mo�emy tylko snu�
przypuszczenia na temat tego, jaki poziom cywilizacji technicznej czeka,
na nas tam, w dole. Tyle ju� wiemy, �e nie napotkamy wi�kszych
niespodzianek, je�li chodzi o loty kosmiczne. Podb�j gwiazd z .jakich�
powod�w nie przebiega proporcjonalnie do up�ywu czasu. Znajdujemy
si� w pobli�u uk�adu i jeszcze ci�gle nie ma �lad�w cz�owieka. Nieza-
le�nie �d tego, co si� mog�o zdarzy� od czasu naszego startu, na Eeli
wiedz� o naszym locie. Nie trzeba jednaj zapomina� o tym, �e oczeki-
wano nas czterdzie�ci lat temu i wszyscy mog� by� przekonani, �e
wyprawa zagin�a w niesko�czono�ci Drogi Mlecznej. Poza tym nie
mo�na wykluczy�, �e najcenniejsi b�dziemy w�a�nie dla historii, jako
wykopalisko o nieznanej dot�d doskona�o�ci zachowania. Wydaje mi
si�, �e tu w�a�nie g�os powinien zabra� dzia� psychologiczny.
Igo popatrzy� na otaczaj�cych go ludzi. Dotychczasowe og�lnikowe
podsumowania nie m�wi�y mu niczego nowego � jemu, kt�rego przez
ca�e lata ojciec przygotowywa� na chwil� l�dowania, wykorzystuj�c
w tym celu najwspanialsz� bibliotek� mikrofilm�w Eeli. Niezliczon�
do�� razy podkre�la� przy tym: �Jednej rzeczy nie mog� ci� nauczy�:
znajomo�ci ludzi. Kiedy przyjdzie na to kolej, musisz temu po�wi�ci�
wiele uwagi, bardzo wiele". Igo patrzy� teraz na ludzi. Kiedy widzia�
ich ostatnio, by� jeszcze dzieckiem.
Wiedzia�, �e na statku zgromadzono wyj�tkowy materia� ludzki. Przed
startem poddano wszystkich setkom najwymy�lniejszych test�w fi-
zycznych i psychicznych. A przy tym tych dziewi�ciuset ludzi co do
jednego zdecydowa�o si� na zerwanie na zawsze ze wszystkimi, kt�rych
kochali, na ruszenie w pewnym sensie na �mier�, nawet je�li wyprawa
powr�ci bez najmniejszych k�opot�w. Igo wiele razy my�la� o przygo-
towaniach do wyprawy. Wiedzia�, �e gdyby by� ju� wtedy na �wiecie,
najwi�kszym marzeniem jego �ycia by�oby wzi�cie w niej udzia�u. By�
dumny ze swoich rodzic�w, i� znale�li si� mi�dzy pierwszymi. Swojego
czasu okre�lono na podstawie rachunku prawdopodobie�stwa, �e statek
ma dziesi�� procent szansy na to, i� w og�le powr�ci. By�a to pierwsza
rzecz, jak� zakomunikowano zg�aszaj�cym si�. Teraz ju� wiadomo, �e
sama wyprawa nie kosztowa�a �adnego ludzkiego istnienia. To moje
urodzenie kosztowa�o �ycie: �ycie dwojga ludzi, pomy�la� Igo.
Kierownikiem sekcji psychologicznej by�a Yunnar-Den, kobieta, jak
wi�kszo�� naukowc�w. (Trzeba tu wyja�ni�, �e wymowa nazwisk z li-
ter� Y w stosowanym na Eeli j�zyku mago-lyn jest zupe�nie swobodna.
W�a�ciwie s� tu dwie g�oski: jedna odpowiada naszemu i lub j, druga
angielskiemu w przed sp�g�osk�).
� Od strony psychologicznej � zacz�a Yunnar � mamy dwa pod-
stawowe czynniki wyst�puj�ce po l�dowaniu: oni i my. Spr�bujmy
postawi� si� na ich miejscu: wraca wyprawa od wielu ju� lat uwa�ana
za zaginion�, z dziewi�ciuset �redniowiecznymi osobnikami na pok�a-
dzie. Stanowimy nowy- niespotykany problem: my, najbardziej kiedy�
obiecuj�cy m�odzi uczeni dawnego �wiata, b�dziemy si� musieli uczy�
w pierwszych naszych chwilach na Eeli ogromnie wiele rzeczy, kt�re
dobrze zna ka�de. dziesi�cioletnie dziecko. B�dziemy musieli bardzo
uwa�a�, by nie zachowywa� si� tak, jak szympans wpuszczony do
laboratorium fizyki j�drowej. Czekaj� nas ci�kie miesi�ce. Mimo to
pami�tajmy: jeste�my uczonymi i przystosowanie si� jest mo�liwe. Nie
wiem, jakie macie zamiary, ale ja nadal b�d� si� chcia�a zajmowa�
psychologi�. Wr�c� nawet do szko�y podstawowej, je�li trzeba, wszy-
stkiego zaczn� si� uczy� od nowa, cho�by i chodzenia. A kiedy juz
przebrniemy przez to wszystko, b�dziemy mogli pracowa� na takim
poziomie i takimi metodami naukowymi, o jakich nie �ni�o si� naszym
profesorom. Cho�by tylko to zado��uczyni nam za wszystko, co po-
�wi�cili�my. W ko�cu �r Yunnar spojrza�a na swych towarzyszy --
nie ma si� czego obawia�. B�dziemy mie� do czynienia z lud�mi, z ta
kimi samymi lud�mi jak my, i nie mo�e by� niepokonanych przeszk�d
na drodze naszego porozumienia. W ko�cu i my pr�dzej czy p�niej
porozumieliby�my si� z pragn�cym tego cz�owiekiem pierwotnym.
Na chwil� zapad�a cisza.
� Jeszcze jedno � odezwa�, si� Nordeng � cho� powiem o tym
jeszcze raz szerzej, kiedy spotkamy si� wszyscy. Wszyscy, ilu nas jest
v b�dziemy si� nadal starali utrzyma� kontakt ze sob�. Nale�ymy do
siebie nawzajem, tak bardzo, jak nigdy dot�d i jak1 nikt na dzisiejszej
Eeli. ��czy nas ze sob� minione siedemset lat. W nadchodz�cych nie-
�atwych czasach, w obcym, mo�e nawet nieprzyjaznym nam �wiecie
musimy liczy� na siebie nawzajem tak samo, jak na bagnach dalekich
planet. Dzi� mo�emy ju� stwierdzi�: nie zawiedli�my jako ludzie. Nie
zapomnijcie, �e je�li w przysz�o�ci ktokolwiek z nas dziewi�ciuset b�dzie
mia� jakiekolwiek k�opoty, nie'b�dzie sam. Wystarczy tylk"o skrzykn�i
innych i ju� dziewi�ciuset najlepszych uczonych naszej epoki � a nii
by�a to taka z�a epoka, bez wzgl�du na to, co si� dzi� dzieje na Eeli ~-
stanie za nim. Niewykluczone, �e zaraz po wyl�dowaniu rozejdziemy
si� ka�dy w swoj� stron�. Oficjalnie wyprawa dobiega ko�ca. W tym.
momencie sko�cz� si� moje prawa wynikaj�ce z mojego zadania. Ale
je�li chodzi o moje obowi�zki, to nadal b�d� si� czu� kierownikiem
naukowym statku.
Siedz�cy obok niego Uri bez s�owa przytakn�� skinieniem g�owy.
Statek pod��a� w kierunku uk�adu wytracaj�c stopniowo sw� zbli�o-
n� do trzystu tysi�cy kilometr�w na sekund� pr�dko��. Gdyby utrzyma�
t� pr�dko�� do ko�ca, dotar�by do Eeli w ci�gu kilku godzin, ale prze
mkn��by obok niej jak kometa. Z powodu konieczno�ci stopniowego
hamowania mieli jeszcze przed sob� prawie dwa pe�ne miesi�ce drugi
do domu.
3
� Siadaj � Uri wskaza� na stoj�ce obok niego krzes�o, gdy Igo wszed�
do kabiny.
Igo by� jeszcze ma�ym ch�opcem, kiedy ostatnio widzia� dow�dc�.
Mia� dziewi�� lat.
� Mo�e teraz b�dziemy mogli chwil� porozmawia� � powiedzia�
dow�dca. � Ale nie licz na to, �e spokojnie pogaw�dzimy.
Nad ich g�owami pokaza� si� na ekranie sygna� wezwania.
� S�ucham � odezwa� si� dow�dca.
� Jeszcze ci�gle nic � na ekranie pojawi�a si� g�owa radiowca
w he�mie. � Jutro przybli�ymy si� ju� na tyle, �e b�dziemy mogli
przez nasze urz�dzenia wywo�ywa� ksi�yce.
� Dzi�kuj� � odpowiedzia� Uri i wy��czy� aparat. Zwr�ci� si� do
Igo: � Nastawiam na pi�ciominutow� przerw�. Przez ten czas system
b�dzie gromadzi� meldunki, a przez blokad� mo�e si� przedrze� tylko
wezwanie klasy I A. Ono jednak mia�oby miejsce tylko w razie wy-
padku lub te� zg�oszenia si� Eeli... No, dobrze. Znasz teori� liczb opty-
malnych?
� Tak � skin�� g�ow� ch�opak.
� Natomiast tego chyba nie wiesz, �e obliczenia liczebno�ci cz�on-
k�w takiej wyprawy, jak nasza, daj� w wyniku dwie warto�ci: pi��
tysi�cy oraz � przy wyj�tkowo silnej harmonii uczuciowej � dwie
osoby. Nie potrafili�my w tamtych czasach zbudowa� statku na pi��
tysi�cy os�b, ale my�l�, �e i dziewi��set si� sprawdzi�o. Nasza izolacja
1 zamkni�cie nie stanowi�o w�a�ciwie �adnego problemu. Nie rozpocz�-
li�my wojny domowej o w�adz� nad statkiem, innymi s�owy: nasze
wyrwanie si� ze spo�ecze�stwa nie wp�dzi�o nikogo w ob��d. Nasze
zadania wykonywali�my skutecznie. Zawi�zywa�y si� przyja�nie i mi-
�o�ci, zawierano nawet w ci�gu tych lat ma��e�stwa. Wszystko sz�o jak
z p�atka. Nie przewidzieli�my w planach tylko jednego.
� Mnie?
� Tak, ciebie. Podczas drogi nie powinno si� urodzi� dziecko. Mo�na
zatrzyma� starzenie si� organizmu, ale nie jego rozw�j. A st�d wynika,
i� spowolnienie proces�w �yciowych � zwane w praktyce, cho� nie-
fachowo, metod� neurobloku � wytrzymuje tylko organizm doros�y.
Gora-An mia�a dwadzie�cia osiem lat, kiedy okaza�o si�, �e spodziewa
si� dziecka. Lekarze ostrzegali j� wielokrotnie, i� � nie m�wi�c nawet
o nie rozwi�zanych jeszcze problemach letargu - samo urodzenie
dziecka mo�e j� kosztowa� �ycie, bo podr� kosmiczna jest niespoty-
kanym dot�d obci��eniem organizmu. Nie s�ucha�a nikogo, chcia�a uro-
dzi� to dziecko. A poniewa� tego chcia�a, wi�c nawet w takiej wyprawie
nikt nie mia� prawa jej zabroni�. Urodzi�e� si� na m�odej planecie,
kt�r� mo�emy nazwa� punktem docelowym wyprawy, planecie kr���-
cej wok� podw�jnego s�o�ca nale��cego do gwiazdozbioru Yarnod, od-
leg�ego od Eeli jakie� dziesi�� lat �wietlnych. G�ra zmar�a podczas po-
rodu, Elk-O' za� uwa�a� za sw�j obowi�zek pozostawa� zawsze przy
tobie, p�ki mu starczy �ycia. W tym dwuosobowym sk�adzie dowiedli-
�cie poprawno�ci obliczenia na podstawie teorii liczb optymalnych.
Wydaje mi si�, �e nie by�o to �atwe.
� Na szcz�cie mieli�my co robi� � odpowiedzia� Igo w zamy�le-
niu. � Ojciec zawsze mi powtarza�, �e prawdziwa nauka zacznie si�
dopiero na Eeli, ale musz� si� do wszystkiego przygotowa�. Uczy� mnie
wszystkiego.
� Tylko si� uczyli�cie?
� Czytali�my, s�uchali�my muzyki, ogl�dali�my sztuki, ka�dego ran-
ka i wieczora jechali�my �na g�r�", na dwudziesty pierwszy poziom
pop�ywa�.
� A ile mia�em k�opot�w � roze�mia� si� Uri � przez ten ma�y
basen!
� Teraz ju� mi nawet przeszkadza, �e nie mog� tam chodzi�, kiedy
tylko chc� � potrz�sn�� g�ow� ch�opak. � Przep�ywa�em co najmniej
kilometr dziennie, a potem przesiadywali�my na brzegu basenu, patrzy-
li�my na wod� i ojciec opowiada� o Eeli, o morzu, lasach, miastach
i o mojej matce. Przejrzeli�my prawie jedn� trzeci� mikrofilm�w
biblioteki, uczyli�my si� historii Eeli, poznawali�my jej sztuk�. Ojciec
twierdzi�, �e po to, bym m�g� swobodnie wybra� sobie zaw�d, musz� si�
zna� na wszystkim. Jeszcze niczego nie wybra�em. Mo�e tam, na dole,
b�dzie mi to �atwiej zrobi�.
� Nie chcesz by� astronaut�? � spyta� Uri p� �artem, p� serio. �
Tak jak ja, dowodzi� statkiem?
� Chyba tak. Wydaje mi si�, �e to jest jedyne, czego chc�. Ale nie
spotkali�my nikogo. Czy oni tam maj� statki? � Igo powa�nie spojrza�
na dow�dc�.
Uri zamy�li� si�, a potem podni�s� g�ow�:
� B�d� mieli � odpowiedzia� � my ju� im zbudujemy, je�li b�dzie
trzeba.
Ch�opiec wsta�.
� Id�, wiem, �e nie masz teraz czasu na pogaw�dki.
� Dobrze, pom�wimy jeszcze o tym przed l�dowaniem. Powiedz
jeszcze tylko, czy nie trzeba ci w czym� pom�c?
� Przydziel mi jak�� prac� � odrzek� bez wahania Igo. � Na
statku wszyscy pracuj�, a z za�ogi uby�o dwoje ludzi.
Uri z zadowoleniem pokr�ci� g�ow�. Oczekiwa� tej pro�by. Nacisn��
przycisk na pulpicie nad stolikiem. Na ekranie pojawi�y si� po kolei
wstrzymane wezwania z numerami wzywaj�cych. Potem ukaza� si�
Nurri, historyk. � Ju� ci� raz wzywa�em, Uri-An. Nie b�dzie tak
�atwo, musimy si� liczy� z kontaktem z w�a�ciwie nie znan� nam cy-
wilizacj�. Materia�y informacyjne musimy opracowa� w taki spos�b,
�eby zrozumia� je ka�dy cz�owiek, nawet je�li �yje w zupe�nie innym
kr�gu kulturowym, m�wi zupe�nie innym j�zykiem, liczy innym syste-
mem liczbowym, inaczej czuje i my�li. Przygotowujemy zupe�nie nowe
mikrokryszta�y � cz�ciowo z naszej wyprawy, cz�ciowo z informacja-
mi o Eeli naszych czas�w.
� Tak, to niezb�dne � przytakn�� mu Uri. � Pogrupujcie je tak,
�eby oddzielnie by�y wszystkie informacje o planecie uk�adu podw�j-
nego. Mimo jej dw�ch s�o�c by�o to jedyne miejsce przypominaj�ce we
wszystkich istotnych aspektach warunki naturalne Eeli.
� W�a�ciwie planeta jest m�odsza tylko o kilka milion�w lat: prze-
�ywa teraz �rodek karbonu. Przygotujemy materia�y.
� Posy�am wam Igo-Vandara, dlatego ci� wzywa�em. Brakuje wam
ludzi, wi�c przydziel go do tej grupy. Niech w niej b�dzie jedyny
cz�owiek urodzony na tej w�a�nie planecie.
� Chod� do nas, Igo-Vandar � twarz Nurriego na ekranie zwr�ci�a
si� w kierunku ch�opta. � Jest tu co robi�, a pr�cz tego nam, starym,
przyda si� tu troch� nowych, m�odych si�.
Uri wy��czy� ekran.
� Dzi�kuj� � odezwa� si� z wielk� powag� ch�opak.
Dow�dca patrz�c za nim u�miechn�� si� i pomy�la�, �e tak powa�ny
i doros�y mo�e by� tylko bardzo m�ody cz�owiek.
Statek pulsowa� �yciem. Sze�� wind kursowa�o bez przerwy. Koryta-
rze zape�ni�y si� spiesz�cymi w r�ne strony lud�mi. Teraz, przed l�-
dowaniem, wszyscy byli ubrani w jednakowe jasne kombinezony. Na
piersi ka�dego cz�onka za�ogi widnia�a kolorowa metalowa plakietka
z oznaczeniem grupy naukowej. Opr�cz tego by�o na niej nazwisko
i numer � od jednego do dziewi�ciuset. Po pi�ciu sp�dzonych razem
latach nikt zreszt� nie potrzebowa� plakietki do rozpoznania kolegi �
ka�dy zna� osobi�cie swoich dziewi�ciuset towarzyszy.
Doba podzielona by�a na statku na trzy siedmiogodzinne okresy. Teo-
retycznie jeden z nich by� czasem pracy, drugi przeznaczony by� na
odpoczynek, ostatni na sen. W tych dniach nie by�o jednak na statku
nikogo, kto nie przekroczy�by siedmiu godzin roboczych. Jedyn� rze-
cz�, kt�rej przestrzegania wymagali lekarze, zar�wno od siebie na-
wzajem, jak i od Nordenga i Uriego, by�o siedem godzin snu. Bez
pewnego rodzaju wojskowej dyscypliny wyprawa taka sta�aby w ka�-
dej chwili wobec niebezpiecze�stwa fizycznej zag�ady. Na Eeli w roku
sze�� tysi�cy setnym dyscyplin� wojskow� znano tylko w takiej formie.
Dotarli w pobli�e w�asnego uk�adu. Pr�dko�� statku zmniejszy�a si�
do u�amka poprzedniej. Czterech radiowc�w ju� od tygodnia utrzymy-
wa�o na zmian� sta�e dy�ury. Urz�dzenia telekomunikacyjne znajdowa�y
si� na poziomie czternastym, w okolicach �rodka statku. Tego dnia,
po bezskutecznym wywo�ywaniu mniejszego z ksi�yc�w Eeli, od samego
rana wzywali Prokrona, wi�kszego satelit�. Eela by�a zas�oni�ta przez
s�o�ce, dlatego fale elektromagnetyczne mog�y dociera� tylko do jej
ksi�yca.
Dy�urny technik zm�czony odwr�ci� wzrok od g��wnego ekranu sali
telekomunikacyjnej.
� Nie rozumiem, dlaczego si� nie zg�aszaj� � powiedzia� do czyta-
j�cego w k�cie sali kolegi.
Amon-Ti podni�s� wzrok znad ksi��ki i skin�� g�ow�.
� Zmie� mnie na chwil� � rzuci� pierwszy radiowiec. � Przespa-
ceruj� si� troch�.
� Id�. � Amon od�o�y� ksi��k�. Za wychodz�cym zamkn�y si�
drzwi, a po chwili w sali zab�ysn�o fioletowe �wiate�ko wezwania
z interkomu.
� S�ucham.
� Jeszcze ci�gle nic? � na ekranie widnia�a twarz Nordenga. Za
nim wida� by�o ze dwudziestu ludzi.
� Nic. Wzywamy Prokrona za kwadrans.
� Dlaczego nie odpowiadaj�? Na Prokronie w sze�� tysi�cy setnym
by�a ju� stacja naukowa i kilkutysi�czna kolonia � zastanawia� si�
g�o�no Nordeng. � Nawet je�li nie zasiedlili �adnej innej planety, to
st�d powinni si� zg�osi�. ,
Na ekranie wida� by�o, jak Uri podnosi r�k�, zg�aszaj�c pytanie:
� Jaka by�a moc nadajnika zainstalowanego kiedy� na Prokronie?
� Najwi�ksza, jak� wtedy dysponowano � odpowiedzia� Amon �
taka sama, jak naszego urz�dzenia. Nasza emisja dociera do nich, bo
wracaj� towarzysz�ce jej kontrolne fale radarowe. Gdyby wi�c odpo-
wiadali, dawno ju� by�my ich odebrali. Dzi� wyjdziemy z cienia s�o�ca
i wed�ug harmonogramu przestaniemy wysy�a� wi�zk� ukierunkowan�
na Prokrona � ci�gn�� dalej. � W nocy mo�emy zn�w spr�bowa�
wywo�ywa� Eel�.
� Czy wiesz, dlaczego nie odpowiadaj�? -� spyta� Nordeng.
�� Jedyne mo�liwe za�o�enie jest takie, �e na Prokronie z jakich�
powod�w nie ma w tej chwili czynnej stacji nadawczej o odpowiedniej
mocy.
� Wzywajcie ca�y czas Eel�, jutro tak�e.
� Tak jest.
Ekran �ciemnia�, radiowiec pochyli� si� nad pulpitem i dotkn�� �
nie wiadomo ju�, kt�ry raz � przycisku automatycznego wywo�ania.
� Statek wzywa Prokrona. Statek wzywa Prokrona.
Jeszcze tego samego popo�udnia drzemi�cy na le�ance w sali Amon
poczu�, �e zmiennik szarpie go za rami�.
� Co takiego?... � poderwa� si� i zobaczy�, �e tamten gapi si� na
wy��czony ekran odbioru. Spojrza� i on.
Na ekranie p�yn�y ze �rodka w kierunku brzeg�w powi�kszaj�ce si�
bia�e kule. Mog�o to oznacza� tylko jedno: odbierali sygna� wizyjny
dochodz�cy sk�d� z uk�adu. Stacja nadawcza! Amon sta� bli�ej, si�gn��
wi�c, chc�c w��czy� odbi�r. W tym momencie z wy��czonego jeszcze
urz�dzenia dobieg� g�os:
� Eela wzywa statek. � R�ka Amona opad�a bezw�adnie. Poszerza-
j�ce si� kule poja�nia�y, zblad�y, a nast�pnie, pp kr�tkim b�ysku, poja-
wi�a si� na ekranie dziwnie ubrana kobieta.'
� Eela wzywa statek � odezwa�a si� spokojnym g�osem.
Amon zareagowa� automatycznymi odruchami radiowca: mrucz�c pod
nosem � Niemo�liwe, przecie� urz�dzenie by�o wy��czone � machi-
nalnie w��czy� odbi�r. Tym samym ruchem prze��czy� odbierany pro-
gram na ca�� sie� wewn�trzn� statku i jednocze�nie odpowiedzia�:
� Zg�asza si� statek. Zg�asza si� statek. Odebrali�my wasz sygna�.
Odbieramy wasz sygna� � poprawi�.
Nast�pi�a ci�gn�ca si� w niesko�czono�� przerwa, zanim d�wi�k
i obraz nie osi�gn�� stacji tamtych. Amon zerkn�� na widoczny w pra-
wym dolnym rogu ekranu zegar po��czony z dalmierzem. Odleg�o��
dok�adnie zgadza�a si� z odleg�o�ci� statku od Eeli.
Czeka� patrz�c na kobiet� w dziwnym ubraniu. Wreszcie oczekiwanie
zako�czy�o si�, nadesz�a odpowied� z Eeli.
� Wszystko w porz�dku? � spyta�a kobieta z ekranu i dopiero wte-
dy da� si� w jej g�osie wyczu� jaki� dziwny, mi�kki akcent.
� W porz�dku � odpowiedzia� Amon. � Wszystko w porz�dku.
Prze��czam na sal� dowodzenia.
Dalej ju� tylko przys�uchiwa� si� rozmowie.
4
Kiedy nadesz�o zg�oszenie z Eeli, dow�dca w pierwszej chwili gapi�
si� na ekran tak, jakby w g��bi serca nie wierzy�, �e statek dotrze
kiedykolwiek do planety zamieszkanej przez ludzi. Siedzia� w tym mo-
mencie wraz z Igo w mniejszej sali konferencyjnej. Ch�opiec zareago-
wa� odwrotnie � uwa�a� to za ca�kiem naturalne: tak nfta�o by�.
Zastanowi�o go przez chwil� tylko jedno: emisja dochodzi�a z Eeli,
tymczasem mi�dzy Eel� a statkiem by�o teraz s�o�ce.
Dow�dca zawaha� si� tylko na u�amek sekundy. Spojrza� zdecydo-
wanie w stron� ekranu i odezwa� si� swym zwyk�ym, rzeczowym, spo-
kojnym g�osem:
� Tu statek, m�wi Uri-An, dow�dca.
� Tu Eela, stacja nadawcza prezydenta � nadesz�a po zwyk�ej
przerwie odpowied�. � Jestem .Evola, sto si�dmy prezydent rz�du
�wiatowego.
Kobieta w dziwnym ubraniu by�a m�oda, mog�a mie� trzydzie�ci lat.
W jej g�osie da�o si� wyczu� pewne napi�cie. Uri przypisywa� je emocji
tej wielkiej chwili. Igo te� podejrzewa� co� takiego, ale obaj uwa�ali
to za z�udzenie wywo�ane w�asnymi emocjami i nie wspomnieli o tym
p�niej.
� Od momentu nawi�zania ��czno�ci wszystkie odbiorniki Eeli na-
stawione s� na cz�stotliwo�� waszego nadajnika � ci�gn�a prezy-
dent. � Witam was w imieniu ca�ej planety. Na Eeli mamy teraz rok
sze�� tysi�cy siedemset osiemdziesi�ty sz�sty. Statku oczekiwali�my
w latach czterdziestych. Prosz� o raport dow�dcy. Jaki stan za�ogi?
Prezydent gromadzi�a pytania w pakiety, gdy� niemal p�minutowe
op�nienie odbioru nie sprzyja�o rozmowie sk�adaj�cej si� z kr�tkich
pyta� i odpowiedzi.
Uri wypisa� na tabliczce liczb� osiemset dziewi��dziesi�t dziewi��
i odwr�ci� j� w stron� ekranu. Urz�dzenia telekomunikacyjne przekazy-
wa�y obraz niemal bez op�nienia.
� Mamy wi�c jednego zmar�ego � stwierdzi�a prezydent. Igo w�a-
�nie po tym u�yciu pierwszej osoby liczby mnogiej poczu�, �e wr�ci�
do domu, �e od tej chwili nale�y do spo�eczno�ci miliony razy liczniej-
szej od za�ogi, ale tak samo spojonej w jedn� ca�o��.
.� Dw�ch � odpowiedzia� Uri i ci�gn�� spojrzawszy na Igo: � bo
mamy te� nowego cz�onka za�ogi. � Przywo�a� ch�opca przed ekran. �
To jest Igo-Vandar. Urodzi� si� na planecie podw�jnego uk�adu MG
10003. Ma dziewi�tna�cie lat, b�dzie astronaut�.
� Astronaut�?... � Przy tym urwanym zdaniu Igo zorientowa� si�,
�e prezydent nie powiedzia�a wszystkiego. Wydawa�o mu si�, �e przez
jej twarz przebieg� cie� niezadowolenia, czy nawet b�lu. Odrzuci� jed-
nak od siebie t� my�l, postanowi�, �e odt�d b�dzie ostro�niejszy z wy-
ci�ganiem wniosk�w. Spojrza� w twarz kobiety i spyta�:
� Czy nadajecie z Eeli?
Evola skin�a g�ow�.
� Tak, z Eeli. Na ka�dym ekranie Eeli wida� teraz twoj� twarz,
a twoje pytanie s�ysza�o prawie p� miliarda ludzi.
� P� miliarda? � poderwa� si� dow�dca. � Przecie� w roku sze��
tysi�cy setnym by�o... � ucich�.
� Przez siedemset lat w �yciu cywilizacji mo�e si� zdarzy� bardzo
wiele � dotar�a do nich ze zwyk�ym op�nieniem spokojna odpo-
wied�. � A teraz odpowiem na pytanie, kt�re chcia�e� zada�, Igo. Na-
dajemy z Eeli: nasze fale potrafi� si� ugina�. Ale wr��my do wa�niej-
szych spraw � uci�a dalsze pytania. � Jest tu przy mnie Yadonnen-
-Ha', kt�ry w roku czterdziestym zorganizowa� instytut do spraw wa-
szego przyj�cia. � Na ekranie pojawi�a si� teraz twarz m�czyzny, ale
w dziwny spos�b nie stracili z oczu i Evoli, tak jakby oboje wida�
by�o w tym samym miejscu. � Przez d�u�szy czas tylko on wierzy�
w wasz powr�t. Yadonnen i ca�a grupa najwybitniejszych naukowc�w
czeka gotowa na wasze pytania, ale zd��ymy jeszcze z pytaniami do
was, kiedy ju� wyl�dujecie. Nasza sie� b�dzie transmitowa� tak�e i te
rozmowy.
Uri jeszcze na pocz�tku rozmowy nacisn�� przycisk gotowo�ci trze-
ciego stopnia, zwo�uj�c do sali tych samych sze��dziesi�ciu ludzi, kt�rzy
nale�eli do sk�adu pierwszej fazy budzenia. Wszyscy oni �ledzili roz-
mow� za po�rednictwem ma�ych dwuwymiarowych ekran�w na koryta-
rzach i w windach. W ci�gu p�torej minuty wszyscy byli razem
w czytelni mikrokryszta��w.
Rozpocz�� si� teraz dialog � z nieuniknionymi przerwami � mi�dzy
planet� a za�og� statku. Technicy na Eeli liczyli si� z tym, �e program
jest dost�pny dla wszystkich na statku i podczas oczekiwania na od-
powied� przekazywali zamiast zatrzymanego kadru uj�cia z ca�ej sali,
sk�d prowadzono rozmow�. To samo, przy u�yciu dost�pnych skrom-
niejszych �rodk�w robili i operatorzy statku, staraj�c si� w przerwach
rozmowy przekazywa� obrazy korytarzy i du�ej sali konferencyjnej,
gdzie zbiera�o si� coraz wi�cej cz�onk�w za�ogi, jakby razem chc�cych
uczestniczy� w wydarzeniach.
Nie brakowa�o pyta�, a astronauci zdawali sobie spraw� z tego, �e
uczeni planety ju� za pomoc� analizy stawianych im pyta� mog� si�
wiele dowiedzie� o pytaj�cych.
Pytania zadawano w pakietach, zgromadzone razem, i tak samo
skoncentrowane przychodzi�y po pewnej chwili odpowiedzi.
Problemy j�zykowe okaza�y si� mniejsze, ni� oczekiwano. Na za-
mieszkanych kontynentach Eeli praktycznie ju� tysi�c lat pos�ugiwano
si� mago-lynem, jednolitym j�zykiem, kt�rym � obok swojego, lokal-
nego � w�ada� ka�dy wykszta�cony cz�owiek. Przy u�yciu tego j�zyka
odbywa�y si� wszystkie oficjalne kontakty mi�dzy cz�ciami �wiata,
tego j�zyka u�ywa� rz�d. W ci�gu siedmiuset lat, jakie up�yn�y, j�zyk
zmienia� si�, ale zmiany te zachodzi�y na podstawie sta�ych struktur
j�zykowych i nie by�y zbyt wielkie.
Cz�onkowie za�ogi statku, � przygotowani nawet na to, �e b�d� si�
musieli uczy� od nowa m�wi�, spotkali si� w�a�ciwie z j�zykiem, kt�-
rego sami u�ywali na statku jako wsp�lnego, gdy� pochodzili z r�nych
narod�w �wiata. Mago-lyn wzbogaci� si� oczywi�cie o tysi�ce nowych
s��w, nazw, nowych poj�� w ci�gu minionych stuleci, zyska� wiele no-
wych, delikatniejszych form wyrazu. Troch� zmieni�a si� i wymowa, na
mi�kk�, bardziej jednolit�, a zarazem d�wi�czniejsz�. Gunna-An, j�zy-
koznawca wyprawy, kt�ry zosta� wybrany do jej sk�adu przede wszy-
stkim z uwagi na czekaj�ce go zadania w chwili powrotu, okre�li� t�
zmian� po powt�rnym przes�uchaniu pierwszego d�u�szego tekstu jed-
nym poj�ciem: ich mowa sta�a si� bardziej kobieca. Stwierdzenie to
da�o wiele do my�lenia ca�ej grupie psycholog�w.
Wszyscy cz�onkowie za�ogi przyzwyczaili si� do zmi�kczonej wymo-
wy jeszcze w ci�gu pierwszego tygodnia, ale nawet pwypadkiem nie
zdarzy�o si�, �eby u�ywali jej mi�dzy sob�. Programy by�y przygotowy-
wane na Eeli w ten spos�b, �e nowym s�owom, zmienionym znaczeniom,
odbiegaj�cym od zasobu s��w z roku sze�� tysi�cy setnego zawsze to-
warzyszy�y pisemne wyja�nienia. J�zykoznawcy planety pocz�wszy od
dnia nawi�zania ��czno�ci wysy�ali s�ownik, rejestrowany na statku
przez automatyczne urz�dzenie, przygotowuj�ce od razu dziewi��set
kopii. Opracowanie s�ownika Wjf�o troch� op�nione przez fakt, i� raz
ju� to zrobiono, czterdzie�ci lat wcze�niej, kiedy spodziewano si� po-
wrotu wyprawy. Dlatego te� j�zykoznawcy Eeli musieli w trakcie
nadawania program�w zmienia� jeszcze w nich wiele rzeczy, dodawa�
nowe poj�cia. Po dw�ch tygodniach, kiedy s�ownik by� ju� gotowy,
ka�dy cz�onek za�ogi otrzyma� go w formie ma�ej ksi��eczki. Ju� po
roku ta niewielka ksi��eczka sta�a si� najcenniejszym bia�ym krukiem
Eeli.
Ze wszystkiego, co us�yszeli z planety, chyba najwi�ksze wra�enie
zrobi�o na nich to, �e lata sze�� tysi�cy setne, kiedy wyruszali, wspo-
minano dzi� na Eeli jako bohatersk� epok� nauki. Nauka rozwija�a si�
w tamtych czasach w tak szybkim tempie, jak nigdy przedtem ani
potem. Ludzko�� zawdzi�cza�a tamtym kilku dziesi�cioleciom najwi�k-
sze osi�gni�cia od czasu odkrycia elektryczno�ci.
Na Eeli by� rok sze�� tysi�cy siedemset osiemdziesi�ty sz�sty. Obli-
czenia prowadzone na statku dawa�y wynik r�ni�cy si� o jeden rok,
ale by�o rzecz� oczywist�, i� w obliczenia musia� wkra�� si� b��d.
Na Eeli nie posiadano w�a�ciwie �adnych danych na temat okolic
podw�jnego uk�adu MG 10003. Tym samym szcz�liwie rozstrzygn�a
si� dr�cz�ca przez ca�y czas cz�onk�w wyprawy w�tpliwo��, i� po po-
wrocie nie b�d� mogli przekaza� ludzko�ci niczego istotnego, �e ca�a
wyprawa oka�e si� niepotrzebna. Tymczasem po nich nie by�o ju� na-
st�pnej tak wielkiej wyprawy mi�dzygwiezdnej. W sze�� tysi�cy sto
sz�stym by�a jeszcze tylko jedna, mniejsza ekspedycja � czterdziesto-
letni skok w czasie. G��wnym jego celem by�o do�wiadczalne zbadanie
wp�ywu skoku na uczestnik�w. Wyniki by�y niejednoznaczne. Z punktu
widzenia medycyny u �adnego z dwudziestu jeden ochotnik�w nie za-
obserwowano �adnych zmian. Hibernacja sprawdzi�a si� jako metoda.
Mimo to do�wiadczenie przynios�o tragiczne wyniki. Powracaj�cy za-
stali swych najbli�szych i przyjaci� postarza�ych. Mo�na by�o liczy� na
to, �e w�r�d cz�onk�w ich wielkiej wyprawy nie b�dzie takich wstrz�-
s�w. Wszyscy, kt�rych kochali, dawno ju� obr�cili si� w proch, dawno
zmarli, a na to mo�na si� by�o lepiej przygotowa�. Jeden z uczestnik�w
czterdziestoletniego skoku pope�ni� po powrocie samob�jstwo, dw�ch
innych uda�o si� przywr�ci� spo�ecze�stwu po d�ugoletnim leczeniu
psychiatrycznym. Wtedy to komisja lekarska rz�du ustali�a najkr�tszy
czas wyprawy na sto lat. Wszelk� dzia�alno�� zwi�zan� z astronautyk�
poddano bezpo�redniej kontroli rz�du. Do skoku w czasie potrzeba oso-
bistego zezwolenia prezydenta, kt�ry sam nie ma prawa uczestniczy�
w takiej ekspedycji.
W historiografii wypracowano pewn� metod� polegaj�c� na tym, �e
co pi��dziesi�t lat zg�asza� si� na ochotnika m�ody historyk, kt�ry jako
specjalista przygotowywa� bogaty materia� dokumentacyjny na temat
1 swoich c