6749

Szczegóły
Tytuł 6749
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

6749 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 6749 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6749 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

6749 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

MARIA GRODECKA MI�DZY OBAW� A NADZIEJ� Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 Przed p�kami w bibliotece staj� pe�na l�ku i niepokoju. Ostro�nie si�gam po ksi��ki, jakby w obawie przed niespodziewanym ciosem. Mo�e nieostro�nie zn�w wybior� jaki� tom, kt�rego tre�� splugawi mi obraz �wiata oszczerczym komentarzem. Albo poinformuje o faktach, kt�rym ju� potem nie b�dzie mo�na zaprzeczy� ani o nich zapomnie�, ani ich unicestwi�. By�y, s� � bolesne jak krwawe pr�gi po okrutnych torturach. Boj� si� ksi��ek, ich z�ych s��w, bezlitosnych obraz�w, drapie�nej twarzy �wiata, kt�ra si� spoza nich wy�ania. Brak si�y, aby protestowa� przeciwko fa�szywym interpretacjom i brak odwagi, aby si� pogodzi� z prawdziwymi faktami, nie umiej�c si� im przeciwstawi� ani ich usprawiedliwi�. Niedosyt umiej�tno�ci patrzenia inaczej d�awi jak obr�cz, chocia� narzuca si� natr�tny domys�, �e mo�na by i �e nale�a�oby patrze� inaczej. Bo mo�e dopiero wtedy co� by si� okaza�o, co�, co by skorygowa�o interpretacje i komentarze, i zmieni�o wymow� fakt�w. 5 TA KR�LEWSKA NIEPOWTARZALNO�� Cywilizowan� form� wsp�czesnego duchowego prymitywizmu jest zdominowanie przez konformizm. � Konformista rozumuje i reaguje w spos�b scholastyczny i dogmatyczny. Wobec fakt�w i zjawisk wykraczaj�cych poza uznane szablony obyczajowe jest wrogi lub szyderczy, oburza si� lub drwi. A wobec problem�w i spraw nie mieszcz�cych si� w znanych mu schematach my�lowych jest oboj�tny i bierny. Niczego nie jest ciekawy i niczemu si� nie dziwi. Nie zna prze�ycia w�tpienia i niepewno�ci. Natomiast w zakresie obj�tym konformizmem czuje si� poinformowany dostatecznie i dlatego jest przekonany, �e �wie wszystko�. Obyczaje i pogl�dy �rodowisk totalnie skonformizowanych zyskuj� w ich przekonaniu kwalifikacj� jedynie s�usznych, a co wi�cej � jedynie mo�liwych. Dlatego konformista w konfrontacji z jak�kolwiek odmienno�ci� pogl�dow� lub obyczajow� kwestionuje j� nie jako �wiat�y polemista, lecz jako �arliwy aposto� lub bezwzgl�dny inkwizytor. W �rodowiskach idealnie skonformizowanych uniwersaln� reakcj� na wszelkiego rodzaju nietypowo�� i odchylenia od w�sko rozumianej �normy� � jest oburzenie. Te zjawiska, kt�re w �rodowiskach otwartych i tolerancyjnych inspiruj� swoj� odmienno�ci� ca�� gam� r�norodnych postaw i reakcji, takich jak zdziwienie, zaciekawienie, rozbawienie, podziw, zachwyt lub fascynacj�, dla konformisty s� nieodmiennie przedmiotem ��wi�tego� oburzenia. Wszystko co niepospolite � razi i gniewa, wszystko co odmienne � prowokuje dezaprobat� lub drwin�. Konformizm jest wprawdzie pokrewny postawie dogmatycznej, ale w por�wnaniu z konformist� dogmatyk jest jednak cz�owiekiem wi�kszego formatu, a jego postawa ma wy�sz� rang� moraln�. Bezwzgl�dno�� i nietolerancja dogmatyka wyp�ywa na og� z przekonania o wadze i donios�o�ci jego w�asnych opinii. Jest w tym pewien swoisty altruizm, troska, aby ci wszyscy, kt�rzy wed�ug niego myl� si�, my�l�c inaczej ni� on sam, nie spowodowali swoimi b��dami zgubnych nast�pstw dla innych i dla siebie samych. Konformista natomiast dzia�a wed�ug prostej zasady automatycznej selekcji: mechanicznie akceptuje lub odrzuca korzystaj�c z kryteri�w wy��cznie formalnych. Srogo�� dezaprobaty lub jadowito�� drwiny nie jest tu or�em w obronie rzeczywistych lub rzekomych warto�ci, a tylko mechanicznym odruchem automatu, eliminuj�cego wszystko co zak��ci�oby jego umys�ow� homeostaz�, co niesie niepewno��, zmusza do namys�u i wyboru. Nieograniczony, rozpasany konformizm staje si� narz�dziem intelektualnej i obyczajowej niewoli, przyczyn� �yciowej stagnacji, zmumifikowania osobowo�ci i zd�awienia spo�ecznego dynamizmu. � �rodowiska sterroryzowane konformizmem s� zat�ch�e i martwe. * * * Prze�ywam co� w rodzaju l�ku i zgrozy, maj�c do czynienia z lud�mi znakomicie zorientowanymi we wszystkich prawid�owo�ciach �ycia, trwania, historii powszechnej i ludzkich ostatecznych przeznacze�. Z tymi, kt�rzy posiadaj� zdecydowane i nieugi�te pogl�dy. Chodz�c po �wiecie jak po�r�d obcych, nieznanych stron, boj� si� ich pewnych min i apodyktycznym tonem wyg�aszanych przekona�. � Ciekawe, jakby �wiat wygl�da�, gdyby ludzie byli troch� skromniejsi i zdawali sobie spraw�, �e nie wiedz� tego wszystkiego, co jak im si� teraz wydaje, wiedz� tak na pewno? 6 * * * Uwa�a si� powszechnie, �e cz�owiek normalny i przystosowany to ten, kto spokojnie i z pe�nym poczuciem bezpiecze�stwa kroczy po �znajomej, okr�g�ej� ziemi, bardzo serio traktuje sw�j zaw�d, ma ustalony, niez�omny �wiatopogl�d, a otrzymywane informacje w pe�ni zaspokajaj� jego ciekawo�� i potrzeby poznawcze. Zak�ada si� absurdalnie, �e w �wiecie niepoj�tym, zdumiewaj�cym i niepokoj�cym, cz�owiekiem normalnym i przystosowanym mo�e by� ten, kto czuje si� spokojny, pewny i dostatecznie poinformowany. C� za drastyczny brak korelacji mi�dzy rzeczywist� sytuacj� cz�owieka, a jego sposobem reagowania na ni�! Takie kryteria normy psychicznej i przystosowania same ju� mo�na by uzna� za jaki� diagnostyczny objaw patologicznego stanu umys��w wsp�czesnych spo�ecze�stw. Tego rodzaju kryteria �zdrowia psychicznego� mogliby r�wnie� sformu�owa� i przyj�� na podstawie introspekcji pacjenci szpitala dla ob��kanych. * * * W�r�d zachwyt�w dla post�pu i nowoczesno�ci dokonuje si� na naszych oczach proces humanistycznej dewastacji urody �ycia. � Nie m�wi si� o nadziei tylko o przewidywaniu, nie ma marze� � s� plany. Mi�o�� zosta�a zast�piona �kojarzeniem si� lub �dobieraniem partner�w�. Przy czym partnerzy musz� odpowiada� drobiazgowo przestrzeganym zasadom symetrii: musz� by� tego samego wzrostu, z tego samego �rodowiska, mie� podobne wykszta�cenie, te same pogl�dy, takie same zarobki i by� w tym samym wieku. Ka�de odst�pstwo od zasad symetrii spotyka si� z podejrzliwo�ci�, nagan� lub drwin�. Nie ma te� wyrzut�w sumienia ani grzechu � jest najwy�ej kompleks winy. Poczucie winy jest w og�le kategori� wy��cznie psychopatologiczn� � cz�owiek normalny pope�nia wszystkie nikczemno�ci z niewzruszonym spokojem. Nie ma rozpaczy ani za�amania � jest natomiast nerwica, stres, depresja i ewentualnie mania samob�jcza Nie ma t�sknoty za Bogiem � jest mo�e� kompleks Gagarina. Pozornie to tylko zmiana nazw, ale w istocie co� si� jednak w tej zmianie uroni�o, jakie� barwy poszarza�y, znik� nastr�j, zrobi�o si� smutno i mroczno, jakby wygaszano ostatnie �wiat�a przed zapadni�ciem wielkich ciemno�ci. * * * Theodosius Dobzhansky w ksi��ce R�norodno�� i r�wno�� podaje tak� kr�tk�, zastanawiaj�c� informacj�: �Ca�a ludzko�� sk�ada si� z osobnik�w genetycznie unikalnych.� A przecie� to kr�tkie stwierdzenie kwestionuje wszystkie dotychczasowe metody bada� humanistycznych! � Przez ostatnich kilkadziesi�t lat nauki humanistyczne stara�y si� usilnie na�ladowa� przyrodoznawstwo i aspirowa�y do tego, aby osi�ga� rezultaty r�wnie �cis�e i precyzyjne jak fizyka czy chemia. Ambitni adepci nauk humanistycznych pr�bowali odkrywa� takie prawa i prawid�owo�ci, kt�re sprawdza�yby si� z r�wn� niezawodno�ci� co na przyk�ad prawo powszechnej grawitacji: �ka�dy kamie� rzucony w g�r� zawsze spadnie z powrotem�. Ich ambicj� by�o znalezienie metody pozwalaj�cej na formu�owanie twierdze� wg schematu: �ka�dy cz�owiek tam i wtedy jest taki� albo jeszcze lepiej �ka�dy nosz�cy cech� x musi mie� r�wnie� cech� y�. Uczestniczy�am kiedy�, przed wielu laty, w spotkaniach naukowych kilkunastu takich ambitnych humanist�w. Byli�my wtedy nieugi�cie przekonani, �e aby nie sprzeniewierzy� si� wymogom naukowo�ci, mamy prawo wypowiada� tylko takie s�dy og�lne, kt�re dotycz� wszystkich desygnat�w poj�cia. Kolejne spotkania odbywa�y si� zawsze w ten sam spos�b. 7 Jeden z uczestnik�w referowa� i uzasadnia� tez�, b�d�c� wynikiem poszukiwania prawid�owo�ci w interesuj�cym go zakresie zjawisk humanistycznych, a potem w czasie dyskusji inny uczestnik zebrania zabiera� g�os i oznajmia� skonfundowanemu referentowi, �e jego teza jest b��dna. Na dow�d tego wymienia� przypadki lub przypadek, kt�re rzeczywi�cie jaskrawo jej przeczy�y. By�o w tej s�usznej z pozoru krytyce zawsze co� b�aze�skiego, zebrani przewa�nie wybuchali �miechem. Komizm sytuacji powodowa�o zapewne nieoczekiwane zachwianie powa�nej, z trudem zbudowanej konstrukcji, ra�onej ciosem repliki niewsp�miernie do niej �atwej i tandetnej. Kl�sk� referenta uznawali�my mimo to za oczywist�, a dowcipny i pomys�owy dyskutant by� bohaterem dnia. Kolejni referenci, opuszczaj�cy zebranie w fa�szywym przekonaniu o w�asnej kl�sce, nie wiedzieli, �e to jednak w�a�nie oni, a nie dyskutant-trefni�, wzbogacali autentycznie nasz� wiedz� o rzeczywisto�ci ludzkiej, �e to oni rozszerzali kr�g naszego rozeznania w takim stopniu, w jakim jest to mo�liwe w zakresie wiedzy humanistycznej. Przypomnia�am sobie to wszystko po przeczytaniu ksi��ki Dobzhansky'ego i zdumia�o mnie, �e wobec tak nierealnych i nietrafnych wymog�w metodologicznych nauki humanistyczne w og�le jeszcze istniej�, a uczeni humani�ci maj� jeszcze odwag� si� wypowiada�. Bo jaki� s�d og�lny mo�na wypowiedzie� o ludziach, z kt�rych ka�dy jest osobnikiem unikalnym? A nawet i mniej ambitnie, o mieszka�cach miasteczka x w roku y? � Najostro�niej jednak sformu�owany s�d uog�lniaj�cy o charakterze humanistycznym zosta�by natychmiast zakwestionowany przyk�adem dw�ch Malinowskich, kt�rzy w�a�nie zupe�nie inaczej i jednego Kowalskiego, kt�ry wcale nie. Mo�na jeszcze pr�bowa� udoskonali� t� metod�, uczyni� j� bardziej precyzyjn�, dziel�c np. m�odzie�, o kt�rej chcemy wypowiedzie� si� og�lnie, na w�sze grupy wieku, te zn�w podzieli� na podgrupy m�odzie�y wiejskiej i miejskiej, ka�d� z nich na m�odzie� biern� i zaanga�owan�, zaanga�owanych z kolei na bezinteresownych i asekurant�w itd. Ale w odniesieniu do najw�szych nawet zakres�w nie spos�b wypowiedzie� takiego uog�lnienia, kt�rego by kto� nie m�g� zakwestionowa�, wymieniaj�c przyk�ady os�b, na kt�rych si� ono absolutnie nie sprawdza. Trzeba by w ko�cu poprzesta� na stwierdzeniu, �e np. pewien Jasio w mie�cie x w roku y jest ca�kiem roztropnym ch�opcem, chocia� w roku ubieg�ym zdecydowanie rozumem nie grzeszy�, a jak b�dzie z nim dalej � nie wiadomo. Ale to ju� nie jest s�d og�lny chocia� prawdziwy. Kiedy bra�am udzia� w tamtych spotkaniach, nie wiedzia�am jeszcze wtedy, �e ka�dy cz�owiek jest istot� unikaln�, o niepowtarzalnym kierunku rozwoju i odmiennym rytmie przemian, i dlatego pr�by sformu�owania praw, kt�rym w jakim� sensie podlega�by ka�dy, musz� pozosta� bezowocne. I tak mi teraz przysz�o do g�owy, czy badania w naukach humanistycznych nie mog�yby si� pos�ugiwa� tak� sam� metod�, jak� stosuje si� w medycynie. Tam nie twierdzi si� nigdy, �e np. �ka�dy �yj�cy w okre�lony spos�b tu i teraz zawsze zapada na okre�lon� chorob�, bo zaraz pad�aby krytyczna replika o dw�ch Malinowskich i trzech Kowalskich, kt�rzy w takich w�a�nie warunkach nie zachorowali. W naukach medycznych wychodzi si� od charakterystyki �przypadk�w� i przypisuje si� je tylko tym osobom, u kt�rych mo�na stwierdzi� wszystkie w�a�ciwe tym przypadkom symptomy. Je�eli np. objawami astmy s� kaszel, ataki duszno�ci i niedotlenienie, to tylko obserwuj�c te w�a�nie objawy, mo�na powiedzie�, �e dana osoba cierpi na astm�. I jedynie na podstawie stwierdzonych objaw�w ma si� prawo postawi� rzeteln� diagnoz�, a nie a priori, wiedz�c tylko, �e nale�y ona do tych, kt�rzy �tam i wtedy, i w takich warunkach�. Na pytanie, kto cierpi na astm�, powa�ny lekarz odpowie tylko jedno: �ka�dy, u kogo wyst�puje zesp� objaw�w takich jak ataki duszno�ci, kaszel i niedotlenienie�. I na tej jedynie podstawie zaliczy si� go do grupy chorych na astm�. Mo�e taka metoda bada� humanistycznych umo�liwi�aby m.in. ustalanie rzetelnych diagnoz spo�ecznych, bo opisuj�c przypadek bezdusznego lekarza, t�pego nauczyciela, politycznego spekulanta, nie obra�a�oby si� jednocze�nie wszystkich lekarzy sumiennych, nauczycieli 8 �wiat�ych i polityk�w uczciwych. Kogo np. mia�oby si� na my�li, m�wi�c o sprzedajnych s�dziach w XVII-wiecznej Polsce? Nie wszystkich polskich s�dzi�w �yj�cych w XVII wieku, a tylko tych, kt�rzy wydawali stronnicze wyroki dla zysku lub innych korzy�ci osobistych. Twierdzenie �polscy s�dziowie w XVII wieku byli sprzedajni� ma jednak niew�tpliw� warto�� informacyjn�, chocia� jego warto�� poznawcza jest ograniczona. Ale podobnie jak dezinformacj� by�oby pomawianie o sprzedajno�� ka�dego polskiego s�dziego, �yj�cego w XVII wieku, tylko dlatego �e �y� �tam i wtedy�, tak samo bezpodstawne by�oby zakwestionowanie s�uszno�ci tej wypowiedzi, gdyby si� okaza�o, �e jedynie dw�ch lub trzech spo�r�d nich odznacza�o si� nienagann� uczciwo�ci�. Podobnie, je�eli w mie�cie x co druga osoba choruje na astm�, to stwierdzenie �ludzie w mie�cie x choruj� na astm� nie by�oby wprawdzie metodologicznie nieskazitelne, ale o tyle przydatne jako informacja, �e sygnalizowa�oby trafnie du�e prawdopodobie�stwo spotkania w�r�d mieszka�c�w tego miasta osoby cierpi�cej na astm�. Natomiast to samo stwierdzenie w przypadku, gdy wiadomo o jednej osobie chorej mieszkaj�cej w tym mie�cie, jest nie tylko b��dem metodologicznym, ale przede wszystkim uog�lnieniem bez �adnej warto�ci informacyjnej. Tak samo przypisywanie wszystkich przywar murzy�skich rzezimieszk�w z Soho jednemu murzynowi, kt�ry jest wykszta�conym i subtelnym humanist�, chocia� podobnie jak tamci mieszka w Soho, by�oby r�wnie dezinformuj�ce jak obdarzanie owych rzezimieszk�w z Soho zaletami ich s�siada, subtelnego humanisty, tylko dlatego, �e i on jest murzynem. Oba te stwierdzenia mia�yby jednakow� zerow� warto�� informacyjn�. Wychodz�c natomiast od charakterystyki �przypadk�w� mo�na unikn�� ra��cych b��d�w metodologicznych i uchroni� si� przed dezinformacj�, kt�re s� nieuniknionym efektem kwalifikowania jednostek na podstawie ich przynale�no�ci do pewnej grupy oraz charakteryzowania ca�ych grup na podstawie znajomo�ci jednej lub kilku os�b spo�r�d jej cz�onk�w. Nast�pnie d��y� do ustalenia przybli�onego stopnia ich wyst�powania, a wreszcie ocenia� to uog�lnienie stopniem jego przydatno�ci informacyjnej. � Bo je�eli ka�dy cz�owiek jest istot� unikaln�, to na doskona�� precyzj� humanistycznych uog�lnie� m�g�by sobie pozwoli� chyba tylko sam Pan B�g, a nam, �miertelnikom, pozostaje zadowalanie si� mo�liwie wysokim stopniem ich informacyjnej przydatno�ci. Stosowanie przez d�u�szy czas takiej metody mog�oby przynie�� jeszcze inne, zupe�nie nieoczekiwane rezultaty. Mog�oby na przyk�ad przy okazji wyj�� niespodziewanie na jaw, �e obecnie stosowane kryteria podzia�u ludzi na r�ne grupy etniczne, narodowe, wyznaniowe, zawodowe, klasowe i wiele innych, s� zupe�nie nieistotne i bez znaczenia wobec odmienno�ci, jakie r�nicuj� osoby zaliczane dotychczas do tych samych kategorii oraz wobec pokrewie�stwa i podobie�stw jakie ��cz� przedstawicieli grup uwa�anych za odr�bne, obce sobie i niepodobne, a niekiedy pomawiane o wrogo�� i antagonizm. Takie �pomieszanie szereg�w� mog�oby wyzwoli� zupe�nie nowy spos�b naszego my�lenia o nas, mo�e prze�ama�oby wiele poj�ciowych stereotyp�w, a w nast�pstwie tego spo�ecznych struktur, kt�re jak w lawie zastyg�y w odruchowej, bezpodstawnej niekiedy nienawi�ci i r�wnie nieuzasadnionej, bezrefleksyjnej lojalno�ci. Mo�e� �Ca�a ludzko�� sk�ada si� z osobnik�w genetycznie unikalnych�. Z tego stwierdzenia, przemy�lanego i prze�ytego do ko�ca, do ostatnich jego konsekwencji, wy�ania si� jak z mg�awicy Nowa Ziemia i Nowe Niebo. Star� Ziemi� d�awi� konformizmy. Ka�da z zamieszkuj�cych j� ludzkich istot, wyj�tkowa, jedyna we wszech�wiecie i wszechczasie, wk�ada bezwolnie dostojn� g�ow� w jarzmo konwencji i rutyny. Na swoj� ol�niewaj�c�, dumn� niepowtarzalno�� narzuca szary pasiak uniformizmu i nosi go z �a�obn� che�pliwo�ci� p�yn�c� z przekonania, �e ten niewolniczy kaftan �wiadczy o jej przystosowaniu i dojrza�o�ci. Akceptuj�c jaki� my�lowy szablon, s�dzi, �e zdoby�a samodzielny, niezale�ny �wiatopogl�d, �ongluj�c banalnym schematem, jest pewna, 9 �e wyg�asza swoje oryginalne, b�yskotliwe credo, a nosz�c na karku tandetny stereotyp, my�li, �e to jest jej w�asna g�owa i powierza mu nieogl�dnie wszystkie funkcje przys�uguj�ce m�zgowi. Stereotypem, jak toporem, ocenia, klasyfikuje, postuluje, i decyduje, ignoruj�c doskona�� precyzj� funkcjonowania swoich kom�rek, kt�re jedynie mog�yby doprowadzi� do zrozumienia sensu i do realizacji tej kr�lewskiej niepowtarzalno�ci. * * * Cytat z ksi��ki Rogera Gary Korzenie nieba: �Trzeba koniecznie wynale�� kiedy� spos�b, kt�ry pozwoli odr�nia� ludzi i nie-ludzi, ustali� kryteria pozwalaj�ce orzec, �e to jest cz�owiek, a to � wbrew pozorom � nie�� Od setek lat ludzko�� ekscytuje si� faktem biologicznej identyczno�ci ludzi i wyci�ga st�d daleko id�ce wnioski i konsekwencje. M�wi si�, �e ostatecznie wszyscy s� z tej samej gliny, �e w zasadzie r�nice, jakie ich dziel�, s� wt�rne i nic nie znacz� wobec to�samo�ci tworzywa, z kt�rego zostali uczynieni. Z tego za�o�enia wyros�y m.in. nowoczesne przemiany prawne, obyczajowe, ustrojowe. I nagle, niespodziewanie okaza�o si�, �e ujednolicenie sytuacji zewn�trznej wszystkich ludzi sta�o si� pewnego rodzaju t�em, na kt�rym z jaskraw� ostro�ci� wyst�pi�y zachodz�ce mi�dzy nimi r�nice wewn�trzne. R�nice niezale�ne od urodzenia, wykszta�cenia, zamo�no�ci. Zr�wnani spo�ecznie i w obliczu prawa, z jednakowym wykszta�ceniem, startem i standardem, pozostaj� mimo to tak od siebie odmienni, �e cz�sto ma si� wr�cz opory, aby obejmowa� wszystkich jedn� nazw� � ludzie. Narzuca si� domys�, �e chyba nie wszyscy s� z tej samej gliny. Mi�dzy cz�owiekiem a cz�owiekiem bywa r�nica taka jak mi�dzy dniem i noc�. Obok tych �z gliny� s� chyba jeszcze jacy� zupe�nie inni, nie wiadomo w�a�ciwie z czego, mo�e czasem ze spi�u albo z kryszta�u, z �elaza lub z mg�y. Niekiedy jednak trudno oprze� si� podejrzeniu, �e podstawowym tworzywem, jakim dysponowa� Stw�rca w momencie powo�ywania do istnienia rodzaju ludzkiego, nie by�a nawet glina, a tylko ma�pie g�wno. * * * Czytam Ivana Illicha Spo�ecze�stwo bez szko�y. � Oto jeszcze jeden program uniwersalny, program �dla wszystkich�! � A w tym w�a�nie ca�a trudno��, �e wci�� nie wiadomo, jak� naprawd� istot� jest cz�owiek. Czy dominuj� w nim zalety i uzdolnienia, kt�re warto rozwija� i kultywowa�, czy te� przewa�aj� cechy, kt�re trzeba koniecznie ogranicza� i ujarzmia�, aby umo�liwia� chocia� przetrwanie gatunku? Czy w sytuacji pozbawionej przymusu rozwinie skrzyd�a, czy wysunie pazury i obna�y k�y? Illich w�a�ciwie zak�ada milcz�co t� pierwsz�, optymistyczn� ewentualno��. Przes�dza, �e ludzie uwolnieni od przymusu instytucjonalnego nauczania sami b�d� ochoczo szuka� odpowiednich dla siebie mistrz�w i nauczycieli, i z w�asnej woli b�d� sobie przyswaja� przekazywane przez nich pouczenia i informacje. A przecie� traktowanie s�owa �cz�owiek� jako nazwy jednoznacznej prowadzi�o zawsze do najtragiczniejszych pomy�ek pope�nianych przez prawodawc�w, ideolog�w, pedagog�w i prorok�w. Z kolei stosowane dotychczas podzia�y ludzi na tych, kt�rych nale�y ogranicza� i tych, kt�rych mo�na obdarzy� swobod�, s� dokonywane wyra�nie nietrafnie, formalistycznie, pod wp�ywem dogmatycznych uog�lnie� i przypadkowych, powierzchownych do�wiadcze�. Kryterium podzia�u bywa narodowo��, p�e�, rasa, wiek, klasa, religia, wykszta�cenie i wiele innych. A wiadomo, �e w ka�dym z tych zakres�w mo�na znale�� ludzi o skrajnie niejednakowej warto�ci moralnej i umys�owej. Traktowanie ich wi�c jednakowo tylko dlatego, �e np. m�wi� tym samym j�zykiem lub s� w 10 tym samym wieku, prowadzi w rezultacie do powstawania takich niewydarzonych elit jakie istniej� we wsp�czesnym, podzielonym �wiecie � elity wyselekcjonowane tylko spo�r�d bogatych albo wy��cznie spo�r�d ubogich. W pierwszym wypadku zak�adaj�c, �e tylko zamo�ni s� godni zaufania i szacunku, a w drugim, �e zacni i uczciwi bywaj� wy��cznie biedni. R�wnie fa�szywe jest jednak przekonanie, �e wszyscy ludzie s� tacy sami, a tylko warunki w jakich �yj�, wyzwalaj� ich dobre lub z�e cechy. Bo nie s� tacy sami! Bywaj� gatunkowo odmienni, niepodobni, wr�cz immanentnie r�ni. � Nie potrafimy wci�� jeszcze ustali�, gdzie przebiega linia podzia�u na ludzi i �nie-ludzi�, na istoty m�dre i ograniczone, na uskrzydlone i drapie�ne. Wci�� nie wiadomo jak je od siebie odr�ni�, po czym rozpozna�, zanim po�amie im si� skrzyd�a lub zaniedba wydarcia w por� k��w? * * * Dlaczego �ycie na Ziemi jest takie zr�nicowane? Dlaczego przejawia si� w tak niezliczonej rozmaito�ci form? Przecie� mo�na by sobie wyobrazi� inn� posta� �ycia, na przyk�ad jako jednorodnej masy plazmy oplataj�cej ca�� kul� ziemsk�. I dlaczego w zakresie ka�dego gatunku s� jeszcze jednostki? W tej jednostkowo�ci istnienia tkwi chyba jaka� tajemnica, kt�r� nale�a�oby odkry� i nazwa�. � �Ja jestem� to mo�e znaczy� co� wi�cej ni� stwierdzenie, �e si� istnieje. To mo�e by� �lad wiod�cy do czego� nieznanego i niewyobra�alnego. Mo�e sens �ycia ka�dego polega na wykonaniu jednego tylko wa�nego zadania: uporania si� z takim pozornie banalnym faktem jak mo�no�� stwierdzenia �ja jestem�. Aby wyrazi� w pe�ni ca�� nieuchwytn�, trudn� istot� tego faktu, trzeba znale�� w�a�ciwe s�owa. Mo�e nawet zosta�y ju� kiedy� znalezione, ale teraz nie jest �atwo wypowiada� je g�o�no. Jednostkowo�� ludzkiego istnienia jest dzi� spraw� zdewaluowan�, niemodn�, niemal wstydliw� i godn� nagany. Ma si� prawo tylko �uczestniczy� albo �reprezentowa�, a nie �by�. Gdyby nagle zjawi� si� w�r�d ludzi prorok, aby zwiastowa� wielk� prawd�, pytano by go zaraz o powi�zania i koneksje, o to czy ma wsp�lnik�w, a cho�by �wiadk�w. Jednostkowo�� si� nie liczy, jest nawet troch� podejrzana. Legalno�� istnienia nabywa si� poprzez uczestnictwo. Istnienie nie poparte uczestnictwem jest jak puste poj�cie, kt�remu nie odpowiada �aden desygnat, pozostaje okre�leniem tylko roboczym, u�ywanym ze �wiadomo�ci� tego, �e m�wi si� o abstrakcji, o fikcji. Konkretem jest grupa, zesp� lub stado. Przymiotniki �spo�eczny�, �narodowy�, �kolektywny� brzmi� jak fanfary, natomiast z obaw� i wahaniem o�mielaj� si� tylko niekt�rzy przyzna� do swojej indywidualno�ci i prywatno�ci. Zbiorowo�� jest fetyszem naszych czas�w, a jednostka przedstawia byt wstydliwy, na p� legalny, troch� k�opotliwy dla otoczenia, a ju� wr�cz uci��liwy dla niej samej. Gdy jest jeszcze na tyle nieogl�dna, aby wyst�powa� we w�asnym imieniu, budzi ju� tylko zgroz�. Biada wam, pragn�cy i d���cy, o ile nie znajdziecie w por� wsp�pragn�cych i wsp�d���cych! Ale i wtedy wam biada, bo w tych wsp�lnych pragnieniach i d��eniach nie uda si� wam ju� rozpozna� w�asnych marze� i cel�w. POD��A� ZA MARZENIEM Tyle dobrych, m�drych i cennych lektur traci si� tylko dlatego, �e czyta si� je zbyt wcze�nie, zanim w�asne zgromadzone do�wiadczenia pozwol� poj�� wynikaj�ce z nich wnioski, wykorzysta� inspiracje i doceni� perspektyw� pog��bionego ogl�du ludzi i spraw. Dobrze jest wi�c wraca� czasem do pewnych, dawno ju� przeczytanych ksi��ek, aby odkrywa� je zupe�nie na nowo. 11 Z opowiadania Conrada Powr�t teraz dopiero zrozumia�am s�owa, kt�rych sensu nie mog�am uchwyci� dwadzie�cia lat wcze�niej. �Nie mo�na �y� bez wiary i mi�o�ci. Bez wiary w serce ludzkie i bez mi�o�ci ludzkiej istoty, tej mi�o�ci, kt�ra jest bezgraniczn� czu�o�ci� dla kogo�.� Ostatnio jestem pod wra�eniem s��w Steina z Lorda Jima: �To jedyna w�a�ciwa droga. I�� za marzeniem i znowu i�� za marzeniem � i tak ewig � usque ad finem�� � Te s�owa wyra�aj� najtrafniej sam� istot� cz�owiecze�stwa. �I�� za marzeniem�� to szansa szcz�cia, warunek zachowania godno�ci, odwa�ne ryzyko kl�ski, pr�ba w�asnych mo�liwo�ci fizycznych i duchowych, pe�nia �ycia umys�owego, si�ganie do granic swoich uzdolnie�, jedyna sposobno�� udowodnienia sobie i �wiatu, kim si� w�a�ciwie jest, wzbogacenia �wiata i siebie. Spo�ecze�stwa wsp�czesne funkcjonuj� w taki spos�b, jak gdyby ta m�dro�� wiedzy o cz�owieku nie zosta�a nigdy wypowiedziana. Koncepcje organizacyjne ignoruj� zupe�nie ten strzelisty postulat humanizmu. W ich za�o�eniach cz�owiek ograniczony zosta� do wymiar�w prawie hodowlanych. �e nie zapomniano jednak o jego bardziej ludzkich potrzebach i w�a�ciwo�ciach, �wiadczy przezorno�� restrykcji. � Wszystko, czegokolwiek by zapragn�� poza przewidzianym dla niego schematem, jest z g�ry zakazane i niemo�liwe. Nawet pierwszy krok, kt�ry zechcia�by zrobi� ku swojemu marzeniu, zosta� ju� wcze�niej przewidziany i udaremniony. Z przeprowadzanych ankiet wynika, �e za�o�enia hodowlane daj� ju� stosowne wyniki. W ogromnej wi�kszo�ci przypadk�w plany m�odych ludzi ograniczaj� si� do za�o�enia rodziny i urz�dzenia mieszkania. Sprawdzi� mog� si� tylko w ten spos�b. Ich serca zosta�y wyja�owione z marze�. I gdy ju� kupi� sobie ostatni zaplanowany sprz�t do domu i osi�d� spokojnie na �swojej kupce b�ota�, wyga�nie w nich reszta tego dumnego cz�owiecze�stwa, o kt�rym pisze Conrad. � �wiat rozpaczliwie ubo�eje o te ich wszystkie nienarodzone i niespe�nione marzenia. * * * Zn�w dobra lektura. Tadeusza Konwickiego Kronika wypadk�w mi�osnych. Opr�cz tego nastroju p�-snu, p�-jawy, kt�ry tak mi odpowiada we wszystkich jego ksi��kach, szczeg�lnie zafascynowa�y mnie dwie wypowiedzi. Ten przysz�y, doros�y Witold m�wi w pewnym momencie do Wicia: �Ludzie twojego pokolenia b�d� umierali pe�ni pop�ochu, konsternacji i niedosytu.� Tak to w�a�nie jest. Przewiduj�c rych�e odej�cie, stwierdza si� z uczuciem pop�ochu, �e nic w�a�ciwie nie zosta�o zako�czone ani wyczerpane, ani zrozumiane. Zostawiamy �ycie za sob� jak upiorn� stacyjk� z koszmarnego snu, na kt�r� przywi�z� nas poci�g-widmo. �Przyjazd� nast�puje w jakim� przypadkowym momencie, kiedy jeszcze nie zd��yli�my otrz�sn�� si� z oszo�omienia, w kt�re wprawi�o nas przybycie, pobyt i u�wiadomienie sobie perspektywy ponownego odjazdu. Rodzi si� poczucie konsternacji, zawodz� wszystkie pr�by bilansu �ycia Ten odcinek drogi, kt�r� si� przesz�o, nie wiadomo sk�d i dok�d prowadzi� i na czym mia�a polega� nasza rola w tej w�dr�wce. Blisko�� �mierci objawia sw�j jeszcze jeden, inny aspekt. Widzia�am umieraj�cych w szpitalach. Na korytarzu, kt�r�dy oboj�tnie przechodz� ludzie z zewn�trz i personel szpitalny, le�� chorzy z otwartymi ustami � straszni w tej odartej z patosu agonii. W�r�d innych warto�ci, kt�re zniweczy�o prostactwo i chamstwo naszych czas�w, jest ta odwieczna warto�� szacunku dla �mierci. Humanistyczny patos �mierci zosta� nam odebrany razem z humanistycznym patosem �ycia przesyconego fascynacj� cel�w i d��e�, tragizmem kl�sk i szcz�ciem osi�gni��. �yjemy biernie jak hodowlane zwierz�ta � i umieramy tak jak one. Wznios�o�� �mierci nie znajduje �adnego odd�wi�ku we wsp�czesnym homo institutionalis, nawet cienia tych uczu�, na kt�re sta� by�o jaskiniowc�w. Wszystko, co mie�ci si� w kategoriach instytucjonalnego my�lenia, to problem w�a�ciwie tylko asenizacyjny. � Ten pozosta�y po cz�owieku 12 �mie�, czyli jego zw�oki, trzeba jako� uprz�tn��. Przy z�ej organizacji nie budzi to �adnych innych uczu� pr�cz obrzydzenia i irytacji. W innym miejscu ksi��ki autor ukazuje postaw� kota Maharad�y, kt�ry �wyra�nie postanowi� przeczeka� t� chwil� bezsensu, kt�r� obdarzy�a go nie wiadomo po co natura�. � Tak, w�a�nie, przeczeka�. Gdy zawiod� wszystkie pr�by znalezienia jakiego� sensu we w�asnej biografii, gdy wydzieraj�c nam z r�k wszelk� inicjatyw�, odebrano nam prawo do marze� i smak osi�gni��, aby ratowa� si� od dalszej bez�adnej, ja�owej szarpaniny � trzeba swoje �ycie po prostu przeczeka�. * * * S� w�r�d nas ludzie, kt�rych �ycie boli. Jest ono dla nich pasmem tak trudnej do zniesienia udr�ki, �e nie potrafi� wyrwa� bez �rodk�w znieczulaj�cych. Ten b�l nie zawsze powoduj� wyj�tkowo niekorzystne uk�ady i sytuacje, ale cz�sto r�wnie� szczeg�lnie g��boki spos�b reagowania � wy�szy stopie� wra�liwo�ci. To wszystko, co osoby o wra�liwo�ci przeci�tnej przyjmuj� jako drobn� przykro�� lub niedogodno��, dla tamtych bywa ciosem i wstrz�sem. A ju� rzeczywiste, wielkie nieszcz�cia powoduj� niezno�ne wprost cierpienie. Ich wyczulona wra�liwo��, odbieranie wszelkich dozna� z wi�ksz� intensywno�ci�, bywa �r�d�em tak wysokich napi�� psychicznych, �e szukaj�c przed nimi ucieczki, staj� si� podatni na narkotyki. Unikanie b�lu jest naturalnym odruchem ka�dej istoty �yj�cej i czuj�cej. U ludzi jednak odruch ten bywa w pewnych sytuacjach ograniczany i korygowany wzgl�dami rozwagi, odwagi i godno�ci. Bywa tak, �e b�l znieczulony przestaje by� sygna�em sk�aniaj�cym do szukania i udaremniania jego przyczyny. Wtedy ka�de z�o, kt�re odbija si� martwo od wygaszonej sztucznie wra�liwo�ci, rozwija si� i pot�nieje bezkarnie, bo nie wyzwala zachowa� koniecznych do jego przezwyci�enia. � Okazuje si�, �e nie mo�na pozbywa� si� cierpienia za wszelk� cen�. T�umi�c je, traci si� co� wi�cej, czego wcale nie pragn�o si� odsuwa�. Poeta niemiecki, Rainer Maria Rilke, tak napisa� w jednym ze swoich list�w: �Je�li opuszcz� mnie moje diab�y, obawiam si�, �e ulec� z nimi moje anio�y.� Ka�de znieczulenie narkotyczne pora�a nie tylko o�rodki b�lu, lecz r�wnie� ca�� pozosta�� sfer� ludzkiej wra�liwo�ci. Przygaszona wra�liwo�� zabezpiecza wprawdzie przed odbieraniem bod�c�w rani�cych, przykrych, ale jednocze�nie pozbawia mo�liwo�ci doznawania wielu innych � tw�rczych, wzbogacaj�cych, radosnych. Gasi ciekawo�� �wiata i umys�ow� dociekliwo��, zuba�a zdolno�� do g��bokich uczu� mi�o�ci i zachwytu, t�umi zapa� i ch�� do ka�dej tw�rczej, samodzielnej dzia�alno�ci. Osoby wra�liwe, obdarzone przez natur� zdolno�ci� doznawania wra�e� nieuchwytnych dla wszystkich mniej wyczulonych, ponosz� wtedy kl�sk� szczeg�lnie dotkliw�, bo oni maj� o wiele wi�cej do stracenia. � Uroda ton�w, barw, zapach�w, �arliwo�� uczu�, dozna�, zamy�le� i podziwu, staj� si� niedost�pne nawet dla najwra�liwszych, ale pora�onych �rodkami odurzaj�cymi. Uciekaj�c przed b�lem �ycia wyrzekaj� si� jednocze�nie ca�ego jego bogactwa i trac� je bezpowrotnie. Wzmo�ona wra�liwo�� takich ludzi ma zreszt� znaczenie nie tylko dla nich samych. Opr�cz tego, �e wzbogaca �ycie indywidualne r�norodno�ci� i intensywno�ci� dozna�, to w ka�dym �rodowisku ci �galernicy wra�liwo�ci� s� jak gdyby czujnikami przejmuj�cymi z otoczenia najsubtelniejsze sygna�y, wa�ne nie tylko dla nich samych ale i dla wszystkich pozosta�ych. To oni pierwsi, wcze�niej i dok�adniej dostrzegaj� zagro�enia, kt�rym trzeba w por� przeciwdzia�a�, a tak�e wnikliwiej doceniaj� te zjawiska, kt�re nale�y szczeg�lnie starannie chroni� przed zniszczeniem. Ich �ywa, nieprzygaszona i nieprzyt�umiona wra�liwo�� stanowi bezcenn� warto�� spo�eczn�. Bez udzia�u ich zdolno�ci do czujnego, wyostrzonego odbierania r�nych bod�c�w, w tym r�wnie� bolesnych i rani�cych, bez ich �ycia pe�nego udr�ki ka�da zbiorowo�� jest jak okr�t z uszkodzonymi urz�dzeniami sygnalizacyjnymi � 13 �egluje bez mo�liwo�ci ostrze�enia o niebezpiecze�stwie gro��cym ca�ej za�odze. Dlatego, kiedy w�a�nie ci najwra�liwsi przyt�umiaj� ma�odusznie swoj� bezcenn� wra�liwo��, to zubo�aj� nie tylko w�asne �ycie, ale ograniczaj� r�wnie� szans� bezpiecze�stwa wszystkim innym, bezbronnym w swojej t�pej nieczu�o�ci. Zag�uszaj�c w�asne cierpienie popada si� jednocze�nie w coraz wi�ksz� ot�pia�o��, kt�ra odbiera smak i barw� wszystkiemu, co nas poza tym spotyka. G�uchniemy nie tylko na g�os w�asnej niedoli ale i na wszelkie inne subtelniejsze tony �ycia. Bez tej wra�liwo�ci, kt�r� jak bram� wkracza b�l, nie umiemy ju� przyj�� rado�ci, mi�o�ci i zachwytu. � Razem z odegnanymi diab�ami opuszczaj� nas nasze anio�y. 14 TRUD ISTNIENIA Kazimierz D�browski ko�czy swoj� m�dr� ksi��k� Trud istnienia sprecyzowaniem formu�y rozwoju: �Sk�d i dok�d idziemy�. � A w tym w�a�nie ca�a trudno��, �e nie wiadomo ani sk�d, ani dok�d. Gdyby �wiadoma wiedza o tym mia�a by� niezb�dnym warunkiem dalszego rozwoju, to by znaczy�o, �e jestem beznadziejnie skazana na nieodwo�alny, wieczny niedorozw�j. Jednak mimo kompletnego braku wiedzy o tym sk�d wyszli�my i dok�d zmierzamy, co� si� we mnie nieustannie dokonuje i przeobra�a. Jest to jednak proces spontaniczny, nie ma w nim �adnej mojej �wiadomej inspiracji, �adnego zmierzania do celu, do okre�lonego idea�u stawania si�. Bod�ce tego procesu rodz� si� gdzie� poza zasi�giem �wiadomej kontroli. Staj� si�, chocia� nie wiem kim i jaki ma by� kres tego stawania si� i czy w og�le taki kres jest przewidziany. To wszystko dzieje si� jakby poza mn�, chocia� mnie dotyczy. Nie mia�abym odwagi tak dalece zaufa� w�asnemu rozeznaniu, �eby akceptowa� jaki� idea�, wz�r wart na�ladowania lub cel, kt�remu trzeba by podporz�dkowa� wszystko inne. � Tyle ich ju� by�o i wszystkie wyzwala�y jednakow� zawzi�to�� i nietolerancj�, powodowa�y akty niepotrzebnego, �a�osnego bohaterstwa i nieprzejednanego okrucie�stwa. Czyta�am Pok�j w�r�d wojny Miguela de Unamuno. Mo�na si� przerazi� t� niszczycielsk� si��, jaka tkwi w idea�ach, zw�aszcza wtedy, gdy s� niezachwiane i �arliwie wyznawane. Uczestniczymy zapewne w jakim� porz�dku istnienia, ale to, �e podlegamy jego prawid�owo�ciom, jest ju� tylko domys�em. Zaraz poza zasi�giem tego domys�u rozci�ga si� otch�a� niewiedzy, w�tpliwo�ci i niepewno�ci. Czy s� to prawid�owo�ci natury psychicznej, czy spo�eczno-historycznej? Czy mo�e wi��� si� z kategoriami czasu i trwania, s� jego stopniow� aktualizacj�, narzucaj�c� nam wszystko, co si� ma dokona� z nieodwracaln� konieczno�ci�? Niekiedy zn�w pop�och budzi my�l, �e domys�y o istnieniu jakiegokolwiek porz�dku i prawid�owo�ci s� z�udzeniem i �e w�r�d powszechnego, indeterministycznego chaosu tyle tylko mo�e objawi� si� i wynikn��, na ile pomys�owo�ci i inicjatywy sami potrafimy si� zdoby�. �e martw� statyczno�� rzeczywisto�ci mo�e wprawi� w ruch tylko si�a wyobra�ni, trud zmagania si� i d��enia. I �e s�abo�� i poddanie udaremniaj� potencjalne bogactwo mijaj�cych dni i lat. O ile wi�c kontemplacyjny, bierny stosunek do �ycia, spok�j i brak zacietrzewienia s� cnotami, je�eli przyj�� za�o�enie o istnieniu �porz�dku i prawid�owo�ci�, aktualizuj�cych si� z nieuchronn� konieczno�ci�, to domys� bezprzyczynowo�ci odwraca kierunek powinno�ci, zmienia znaki przy nazwach win i zas�ug. Wtedy kontemplacyjno�� i amor fati okazuj� si� najwi�ksz� win�, b��dem, grzechem zaniecha�, odbieraj�cych �yciu jego jedyn� szans� dokonania si�. Pozostaj�c jednak w stanie niewiedzy o tym, w jakim porz�dku si� uczestniczy, trudno zdoby� si� na wyb�r i surowe podporz�dkowanie si� jakimkolwiek zaleceniom czy rygorom. Je�eli s�uszny jest domys� bezprzyczynowo�ci, to p�yn�c bez busoli i steru ryzykuje si� wtedy jedynie pustk� i ja�owo�� w�asnej biografii. Akceptuj�c za� ufnie zalecenia nietrafnie ukierunkowanej aktywno�ci, ryzykuje si� nie tylko w�asn� katastrof�, ale i totaln� kraks�. Ale ignoruj�c zalecenia trafne, mo�na si� �atwo sprzeniewierzy� ludziom. W tym ostatnim bowiem przypadku, najwy�szym obowi�zkiem cz�owieka wsp�czesnego wydaje si� by� kontestacja. Podczas gdy bierno�� to wina tch�rzostwa, lenistwa, braku wyobra�ni i inicjatywy, wina poddania si� panuj�cym z�ym konwencjom my�lenia i post�powania, akceptowania fa�szywych szablon�w �ycia. � Je�eli natomiast �ycie jest nieuchronnym urzeczywistnianiem si� losu, aktualizacj� czasu, kt�ry tylko ludzka wyobra�nia nazywa przysz�o�ci�, to i tak wszelka inicjatywa nietrafna oka�e si� daremn�, a trafna � nieuniknion�. W naszej trudnej nad miar� tera�niejszo�ci nie ma nic na tyle jednoznacznego, co mo�na by wykorzysta� jako uzasadnienie przy wyborze celu dzia�ania lub idea�u stawania si�. Pozo- 15 staje tylko zda� si� na te niejasne odczucia, o kt�rych te� nie bardzo wiadomo, sk�d si� w nas bior�. Czy s� imperatywem moralnym, r�wnie pewnym i donios�ym jak niebo gwia�dziste nad nami, czy te� wyrazem pierwotnym tropizm�w, wsp�lnych z ameb�. Mimo mnogo�ci socjolog�w, historiozof�w i ideolog�w, wsp�cze�ni pielgrzymi zostali pozbawieni nie tylko swojej Mekki ale nawet zaufania do poczucia rzeczywisto�ci, niew�tpliwego rozeznania i zdrowego rozs�dku. Zagubili si� we w�asnej sytuacji tak dalece, �e nie ufaj� normom, idea�om, obowi�zkom, a nawet i w�asne d��enia traktuj� podejrzliwie. Nie wiadomo bowiem nigdy czy to, do czego d���, jest rzeczywi�cie tym, czego naprawd� chc�. Jakimikolwiek s� prawid�owo�ci, kt�rym podlegaj� losy ludzi i los �wiata, to mimo ca�ej naszej uczono�ci pozostaj� w sferze domys��w, kontrowersyjnych opinii, sprzecznych hipotez, a szaremu cz�owiekowi nie pozostaje nic innego jak odkurzy� proste �rodki pionier�w zdobywaj�cych nowe �wiaty i szuka� swojej drogi, wyt�aj�c s�uch i w�ch, wy�awiaj�c z gro�nej d�ungli nowoczesnego �wiata wra�enia autentycznie przekonuj�ce. Nie da� si� zwie�� dezinformacji, fa�szywym komentarzom, nietrafnym interpretacjom! Jak �lepiec kijem szuka drogi, tak cz�owiek wsp�czesny musi zda� si� na swoje pierwotne, najprostsze odczucia. Nie wzbrania� sobie zakazanej pogardy, przyzna� si� do pot�pionej surowo t�sknoty. Mo�e w tej demistyfikacji uznanych schemat�w i powinno�ci ujawni�aby si� jaka� nie przeczuwana prawda o nas samych i o naszym losie. Tak w�a�nie po omacku szuka drogi kontestuj�ca m�odzie�. Chc� odnale�� to, co tak nieprecyzyjnie i troch� sentymentalnie nazywa si� � dobrem. Mo�e przeczuwaj�, �e aby znale�� DOBRO, trzeba przedtem ca�y �wiat odkry� na nowo. Zetrze� obowi�zuj�ce dotychczas nazwy rzeczy i warto�ci jak �le zapisan� tablic�, zacz�� inaczej my�le�, inaczej pragn��, inaczej ocenia�. 1 znale�� jak�� now�, lepsz� nazw� dla Ziemi. A nas samych zakwalifikowa� trafniej � na miar� naszych rzeczywistych mo�liwo�ci, a nie na miar� naszej pychy. * * * �mier� wydaje si� by� jak�� niekonsekwencj�, czym� paradoksalnie niezgodnym z zasad� �ycia jako trwania. Tkwi w niej sprzeczno��, kt�rej sens trudno jednak uchwyci� rozumowo i poj��, wiedz�c tak niewiele o �yciu, kt�remu si� ona przeciwstawia. Ta sprzeczno�� nie jest wynikiem rozumowania, to raczej bardzo nieokre�lone, nieuchwytne wra�enie. To wszystko, co ujmujemy w bezpo�rednim do�wiadczeniu, nie obejmuje przecie� sensu �mierci i nie wyczerpuje ca�ego jej znaczenia. Traktuj�c umieranie w spos�b potoczny, jako co� pozytywnego, jako zjawisko zako�czenia �ycia, ulegamy sugestii rzeczownikowego brzmienia nazwy ��mier�, trac�c od razu mo�no�� uchwycenia jej istotnej tre�ci. Tak jak nie ma szansy udzielenia dobrej odpowiedzi na �le postawione pytanie. Ta rzeczownikowa sugestia narzuca wyobra�enie, �e �mier� to �co��, co jest rozpocz�ciem niczego, aktem inicjuj�cym zaprzestanie, wydarzeniem otwieraj�cym przerw� w trwaniu, momentem b�d�cym zako�czeniem wszelkiego czasu. Przy takim pojmowaniu �mierci co� istotnego zostaje pomini�te, jakie� jeszcze inne jej znaczenie umyka rozumieniu, ca�y problem zostaje uchylony w tej konwencji my�lenia nie zostanie nigdy rozwi�zany. � I zn�w wra�enie: �mier� jako funkcja albo element, jedno z ogniw �a�cucha nieznanych zdarze�. Jego wyja�nienie jest do odnalezienia w ramach struktury szerszej ni� �ycie takie, jakim si� je widzi w powszechnym do�wiadczeniu. Potem narzuca si� inne wra�enie, wra�enie udzia�u � zn�w niejasne, niekonkretne, bo nie spos�b i�� cho�by o krok dalej i nawet najbardziej hipotetycznie i nieobowi�zuj�co doda�: �udzia�u � czego? i w czym?� Wi�c zn�w powr�t do potocznego wyobra�enia �mierci jako prostego zaprzestania. I ponownie nieodparte wra�enie sprzeczno�ci w stosunku do narzucaj�cego si� trwania. � My�l, p�yn�c utartym nurtem, co� pomija, co� si� wymyka rozumieniu, wyobra�ni� fascynuje domys�, docieraj�cy spoza kr�gu wyobra�ni. 16 * * * Po kilku miesi�cach przeczyta�am ponownie ksi��k� K.G. Junga Psychologia i religia, a dla uzupe�nienia informacji, krytyczne opracowanie Jolande Jacobi. Przy pierwszym czytaniu ca�a koncepcja Junga wyda�a mi si� fascynuj�ca. Potwierdzi�a wiele osobistych do�wiadcze�, dawa�a podstaw� do ich uporz�dkowania i stwarza�a szans� uzyskania odpowiedzi na liczne pytania i w�tpliwo�ci. Zdawa�o mi si� , �e id�c �ladem prze�ywania w�asnego �ja�, docieram do ostatecznych, osza�amiaj�cych rozwi�za�. A teraz, po powt�rnym jej przeczytaniu i po przeczytaniu relacji Jolande Jacobi, czuj� si� t� jungowsk� wizj� przyt�oczona i zgn�biona. Zawieszona nad otch�ani� zbiorowej nie�wiadomo�ci �yj� pod wra�eniem jakiego� koszmaru, zdaje mi si�, �e zosta�am pozbawiona czego� bardzo wa�nego i cennego. � Straci�am moj� indywidualn� odr�bno�� i niepowtarzalno��. Ta koncepcja rzeczywisto�ci odbiera mi poczucie autonomii w�asnego istnienia, pozbawia prawa do autentycznej samotno�ci. Nie mo�e by� mowy ani o samotno�ci, ani o autonomii jednostki, je�eli jeste�my czym� w rodzaju b�belk�w na powierzchni wielkiej wody. Samotno�� i izolacja okazuj� si� tylko pozorem, iluzj�, a faktem jest nieuniknione uczestniczenie, zale�no�� i podporz�dkowanie. Trwa nieuchronne, nie ko�cz�ce si� sprz�gni�cie z czym� niepoj�tym, z nieznanym porz�dkiem, spe�niaj�cym si� niezale�nie ode mnie i poza mn�. Czy mo�na to uzna� za jaki� nie przeczuwany, ol�niewaj�cy przywilej, czy za tragiczne zniewolenie? Teoria zbiorowej nie�wiadomo�ci i archetyp�w pozbawia mnie siebie. Moje my�li nie s� moimi w�asnymi my�lami, to co prze�ywam, to tylko powielone archetypy. Kszta�t mojej osobowo�ci ma w sobie tyle autentyzmu co kszta�t wody, wype�niaj�cej p�yn�ce na rzece gliniane naczynie. Gdy naczynie p�knie i rozpadnie si�, osi�gn� jedno�� z ca�� wod� w rzece. I to b�dzie moje �zbawienie�. Jacobi pisze ponadto, �e iluminacja, jako warunek wst�pny zbawienia, bywa udzia�em jedynie bardzo nielicznych. � A co wobec tego z tymi pozosta�ymi? Czy maj� oni by� tylko �odpadami� duchowych proces�w? Czy procesy te, zmierzaj�ce do nie znanych, mistycznych cel�w, toleruj� i akceptuj� ich bezcelow� szarpanin�, ich cierpienia i kl�ski � zupe�nie ja�owe, do niczego nieprzydatne, nie do�� doskona�e, aby w��czone w misterium stawania si� Boga mog�y wreszcie uzyska� usprawiedliwienie i ukojenie? A zwierz�ta? Jakie mia�oby by� dla nich miejsce w tym jungowskim, mistycznym porz�dku? Jakie zado��uczynienie za te wszystkie �ywoty wype�nione b�lem, g�odem, strachem i ko�cz�ce si� bezradnym umieraniem? Jak mo�liwe jest osi�ganie szcz�cia zbawienia, gdy wiadomo, �e nie mo�na ocali� wszystkich? Je�eli zbawieni byliby sk�onni pogodzi� si� z pot�pie�czym losem tych innych, to czy� mo�na traktowa� zaszczyt, kt�ry ich spotyka, jako wyr�nienie najgodniejszych? Jak�e przyj�� te jungowskie zalecenia o spokoju i zoboj�tnieniu? � Pe�ne rozpaczy i udr�ki pami�tanie o tym wszystkim, co z�ego dzieje si� na �wiecie, to jedyna dost�pna mi forma protestu. Gdybym si� wyciszy�a i zoboj�tnia�a, to mia�abym wra�enie, �e wyra�am biern� zgod� na ka�de cudze z�o i cierpienie. Popadaj�c w stan uspokojenia i zoboj�tnienia, pozwoli�abym sobie zapomnie� o wszystkich krzywdach i niedolach, kt�re w tej w�a�nie chwili spotykaj� innych. Taki spok�j to jakby pogodzenie si� z rozpacz� nieuleczalnie chorych ludzi i ze smutkiem niekochanych dzieci, ze strachem i b�lem do�wiadczalnych zwierz�t i wleczonych do rze�ni kr�w, z niedol� bezdomnych kot�w i przera�eniem zgubionych ps�w, z bezradno�ci� ludzi dobrych i bezkarno�ci� nikczemnych, z perfidi� okrutnik�w i niedo��stwem spiesz�cych z pomoc�. � Napi�cie i niepok�j to jakby moja prywatna manifestacja protestacyjna przeciwko Bogu, kt�rego ostatnio podejrzewam o wszystko co najgorsze. 17 * * * Kto wymy�li� nasz �wiat? Kto wymy�li� t� upiorn� amfiteatraln� struktur� �ycia, w kt�rej ka�dy organizm �ywi si� innymi organizmami, sam b�d�c nieuchronnie skazany na podobny los co jego ofiary? Kim jest ten kosmiczny projektant, kt�ry tak pomys�owo i oszcz�dnie zaplanowa� biosfer� naszej planety jako gigantyczne, �ywe perpetuum mobile? Kto z ch�odn� bezwzgl�dno�ci� wliczy� w koszty swojego dzie�a powtarzaj�cy si� bez ko�ca b�l i strach �ciganych i po�eranych i przysta� na trwaj�c� nieustannie ha�b� zab�jc�w? Kto arbitralnym narzuceniem programu genetycznego tak ograniczy� ich zdolno�� rozeznania w tym co dobre, a co z�e, �e potrafi� nawet che�pi� si� du�� ilo�ci� do�cigni�tych ofiar, zdartych z nich sk�r i po�artych cia�? Kto zagl�da przez otwory �czarnych dziur�, aby sprawdza�, jak mu si� rozwija ta eksperymentalna hodowla i snuje uczone domys�y, co z tego do�wiadczenia mo�e w ko�cu wynikn��? Kimkolwiek jest, to ciekawe czy m�g� przewidzie�, �e najbardziej dociekliwe i przedsi�biorcze, a jednocze�nie naj�ar�oczniejsze w tej hodowli istoty dwuno�ne, nie tylko akceptuj� narzucony im koszmarny bio-uk�ad, ale �e usytuuj� si� w tej totalnej jatce z zadziwiaj�c� jak na homo sapiens i homo moralis � skwapliwo�ci�, a perspektyw� swojej dumnej, ludzkiej przysz�o�ci uto�sami� z coraz obfitszym uczestniczeniem w krwawym �yciu? A mo�e nawet kosmicznego projektanta zaskoczy� fakt, �e ludzie nie podj�li radykalnej pr�by wykorzystania pot�nych mo�liwo�ci �p�torakilowego cudu� zamkni�tego w swoich czaszkach, aby znale�� spos�b uwolnienia si� i wymanewrowania z tego planetarnego ko�owrotu? �e w�a�nie odwrotnie, geniuszu swoich szarych kom�rek u�ywaj� dla wymy�lenia coraz skuteczniejszych metod polowania. Czy spodziewa� si�, �e na pewnym etapie swego rozwoju nawet zaczn� odtwarza� wyrafinowane mechanizmy ziemskiego bio-uk�adu i dla cel�w spo�ywczych i do�wiadczalnych b�d� organizowa� kameralne konstrukcje udr�ki na obraz i podobie�stwo tej, w kt�rej uczestnicz�? �e dla istot czworono�nych zaprojektuj� w�asnego ju� pomys�u struktury gehenny. A mo�e ten eksperyment kosmiczny to mia� by� test na ludzko��? Mo�e celem jego by�o sprawdzenie jak zareaguje istota obdarzona moraln� wra�liwo�ci� i wyobra�ni�, gdy zostanie postawiona w sytuacji zdolnej wstrz�sn�� wyobra�ni� i porazi� wra�liwo��? Czy przystosuje si� do niej mimo wszystko, zadaj�c gwa�t swym uczuciom, czy te�, wbrew uznanym za nieodwracalne realiom w�asnej egzystencji, wbrew rozs�dkowi a nawet wbrew nadziei na zmian� i popraw� � zakwestionuje j� i odrzuci? Mo�e ludzka akceptacja planetarnego bio-uk�adu, a potem jego hodowlane i do�wiadczalne powielanie poinformowa�y eksperymentatora o tym, jak my�li i co czuje cz�owiek, i na co go sta�, a na co nie sta�? Kim za� mo�e by� sam eksperymentator? Czy takiej w�a�nie reakcji sobie �yczy� i takiej oczekiwa�? Czy w�a�nie chodzi�o mu o to, aby wyhodowa� istoty inteligentne ale bezwzgl�dne i krwio�ercze, potrzebne mu do jakich� dalszych, nie znanych cel�w? Czy mo�e, odwrotnie, zawiedziony i strwo�ony wynikiem swego do�wiadczenia, zastanawia si� teraz jak odwr�ci� skutki sprowokowanego przez siebie koszmaru? Albo rozwa�a trudn� decyzj�, aby ca�� t� przera�aj�c� hodowl� zlikwidowa� i zniszczy�, i zacz�� wszystko jeszcze raz od pocz�tku � zupe�nie inaczej? * * * Gdy w poszukiwaniu �r�de� z�a i cierpienia dokonuje si� obserwacji i zachowa� niekt�rych organizm�w i struktur biologicznych naszej planety, nasuwaj� si� pewne ponure domys�y per analogiam. Na przyk�ad ten s�ynny przypadek modliszki, kt�ra nie wiadomo dlaczego po zap�odnieniu odgryza g�ow� samcowi, w zestawieniu z faktem, �e w pewnym brytyjskim 18 o�rodku naukowym zajmuj�cym si� eksperymentami w zakresie transplantacji, niekt�rzy spo�r�d pracownik�w robili w wolnych chwilach takie r�ne przeszczepy ��artobliwe�, bez �adnego celu poznawczego, a tylko dla dowcipu, dla zabawy, aby rozproszy� nud� i roz�mieszy� koleg�w. Na przyk�ad przeszczepiali owcom narz�dy rodne na g�ow�. I wtedy przychodzi na my�l koszmarne podejrzenie czy mo�e i modliszk� te� wymy�li� i skonstruowa� jaki� domoros�y, kosmiczny eksperymentator w chwili dobrego humoru, aby zabawi� koleg�w i zaskoczy� ich niesamowitym pomys�em? � A mo�e i ludzi wymy�lono i utworzono w podobnych okoliczno�ciach, i z takich samych przyczyn? Niekt�re okrutne reakcje i zachowania ludzkie wydaj� si� jakby sztucznie wrasta�y w naturaln� substancj� cz�owiecze�stwa, jak rakowate tkanki transplantowane do�wiadczalnym szczurom. Z niepoj�tych przyczyn ludzie uwa�aj� masowe mordowanie si� nawzajem jako kulminacyjne momenty swojej historii, jako wydarzenia pe�ne patosu, eksplozje bohaterstwa i pow�d do chwa�y. � Mo�e sk�onno�ci do takich zachowa� i takiego ich oceniania te� s� skutkiem uciesznego figla jakiego� swawolnego demiurga? Ostatnio s�yszy si� o nowych naukowych pr�bach zmierzaj�cych do wykorzystywania �ywej plazmy w udoskonalonych procesach technologicznych. I zn�w przychodzi do g�owy dramatyczny domys�, �e mo�e kto� wymy�li� to ju� wcze�niej, znacznie wcze�niej ni� si�ga ludzka pami�� i wyobra�nia. Budzi si� podejrzenie, czy na przyk�ad ca�a ziemska flora i fauna nie spe�nia w szerszym kontek�cie kosmicznym roli gigantycznego biogeneratora. Mo�e w jego funkcjonowaniu plazma wszystkich ziemskich organizm�w jest odradzaj�cym si� nieprzerwanie �r�d�em bioenergii zasilaj�cej jakie� urz�dzenie techniczne spoza zasi�gu ludzkiej cywilizacji? I mo�e najwi�cej tej bioenergii emituje ka�dy organizm w momencie �mierci? Obracaj�c si� w konwencji tego domys�u mo�na s�dzi�, �e kosmiczni technolodzy zaprogramowali ca�� struktur� biosfery naszej planety jako gigantyczny amfiteatr wzajemnego zjadania. Pot�nymi mechanizmami zabezpieczaj�cymi trwa�o�� egzystencji biologicznej uczynili g��d i pop�d p�ciowy, wspieraj�c je nieodpart� potrzeb� ich zaspokajania oraz przyjemnymi doznaniami towarzysz�cymi temu zaspokajaniu. Natomiast brak pokarmu lub mo�liwo�ci kontaktu seksualnego zosta� zrepresjonowany niezno�n� udr�k�. W sfer� najg��bszej us�u�no�ci dla mechanizmu biogeneratora wci�ga wi�c uleganie urokom rozkoszy kulinarnych i atrakcyjno�ci seksu, podczas gdy stosowanie takich technik ascetycznych jak post i wstrzemi�liwo�� p�ciowa ujawnia cz�stokro� pewne pozawegetatywne w�a�ciwo�

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!