6745

Szczegóły
Tytuł 6745
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6745 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6745 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6745 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jerzy Ficowski Regiony wielkiej herezji Rzecz o Brunonie Schulzu Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000 Jest godne uwagi, jak w zetkni�ciu z niezwyk�ym tym cz�owiekiem rzeczy wszystkie cofa�y si� niejako do korzenia swego bytu, odbudowywa�y swe zjawisko a� do metafizycznego j�dra, wraca�y niejako do pierwotnej idei, a�eby w tym punkcie sprzeniewierzy� si� jej i przechyli� w te w�tpliwe, ryzykowne i dwuznaczne regiony, kt�re nazwiemy tu kr�tko regionami wielkiej herezji. Bruno Schulz ??Manekiny 5 ZNALAZ�EM AUTENTYK (zamiast wst�pu) U �r�de� szkic�w zebranych w tej ksi��ce by�o ol�nienie. Ze wzgl�du na moj� nazbyt p�n� dat� urodzenia ??te z niczym niepor�wnywalne emocje przy pierwszej lekturze dzie�a Schulza mog�y sta� si� moim udzia�em dopiero w 1942 roku. Tak si� zbieg�o, �e by� to ostatni rok �ycia wielkiego pisarza. Pragn� podzieli� si� z Czytelnikami gar�ci� wyzna� zwi�zanych z genez� tych szkic�w, aby zosta� zrozumianym i usprawiedliwionym, �e ??cho� nie zna�em Schulza osobi�cie i nie param si� ani teori� literatury, ani krytyk� literack� ??uwzi��em si� przy zamiarze pisania Region�w wielkiej herezji. Zamiar to nienowy. Powsta� przed blisko �wier�wieczem ??tu� po pierwszym zachwycie Sklepami cynamonowymi. Pierwszym gwa�townym postanowieniem by�o podzi�kowa� temu nieznanemu mi dotychczas pisarzowi, o kt�rym nie wiedzia�em nic, wyrazi� mu wdzi�czno�� za samo jego istnienie. Zdoby�em przypadkiem adres Schulza ??i napisa�em naiwnie, z egzaltacj� osiemnastolatka, �e mo�e go to nic nie obejdzie, ale niech wie, �e jest kto�, dla kogo Sklepy by�y i s� �r�d�em najwy�szego zachwytu i najwi�kszym objawieniem, �e wstyd mi, jak mog�em dotychczas tak nic nie wiedzie� o �najwi�kszym pisarzu naszych czas�w� ??i �eby nie pogardzi� kultem, jakim nieznany m�ody cz�owiek go otacza. Jeszcze pyta�em o co�, dzi�kowa�em za wszystko, wyra�a�em nie�mia�� nadziej�, �e doczekam si� odpowiedzi. Nie wiedzia�em, �e adres jest ju� nieaktualny, �e Schulz, wyrzucony do ma�ej izdebki w getcie, stoi u kresu �ycia, nie zdawa�em sobie sprawy, jak bardzo nie w por� wybra�em si� z tym listem. Dopiero wiosn� 1943 roku ??kilka miesi�cy po tragicznej �mierci pisarza ??dosz�a mnie wiadomo�� o tej straszliwej stracie. W�wczas, nie mog�c ju� liczy�, �e powiem mu o m o i c h Sklepach, postanowi�em pisa� o tym sobie samemu. By� to tak�e jaki� irracjonalny akt czytelniczej wdzi�czno�ci. Zreszt� sam zachwyt ciekaw by� swych uzasadnie�, ��da� aktywnego przejawu kultu wobec dzie�a Schulza. Lektura podsuwa�a mi obraz jego osobowo�ci jako geniusza z gatunku tych, kt�rzy tworzyli niegdy� wielkie systemy religijne, lub czarownika, mistrza czarnej magii, kt�rego poprzednicy sp�on�li na �redniowiecznych stosach. Tak wi�c w 1943 r. napisa�em ma�� i chaotyczn� rozprawk�; adoracji Schulza towarzyszy�a tu naiwno�� sformu�owa�. Ca�o�� ??na trzydziestu paru p�stroniczkach maszynopisu ? oprawi�em w p��tno i zatytu�owa�em: �Regiony wielkiej herezji�. Przechowuj� ten tomik jako pami�tk�. W gruncie rzeczy przetrwa�y ze�: zachwyt dla Schulza i ??tytu�, zaczerpni�ty z Manekin�w. Tak oto ju� wtedy zrobi�em pierwszy krok w kierunku dzi� dopiero napisanej ksi��ki. Uzyska�em trzy cenne listy pisarza, kt�re szcz�liwie uda�o mi si� przechowa�. Wkr�tce po wojnie, pocz�wszy od 1947 roku, j��em szuka� �lad�w. Przede wszystkim zbiera�em relacje ludzi, kt�rzy Schulza znali osobi�cie w r�nych okresach jego �ycia; s� to koledzy i r�wie�nicy pisarza, a tak�e jego wdzi�czni uczniowie z drohobyckiego gimnazjum. Dzi�ki temu, co przechowali w pami�ci i czym zechcieli podzieli� si� ze mn�, mog�em z okruch�w i fragment�w zrekonstruowa� po trochu ??mniej lub bardziej dok�adnie ??przebieg biografii Brunona Schulza, jego portret duchowy, uchroni� przed zapomnieniem nie znane ani og�owi, ani literaturoznawcom szczeg�y dotycz�ce jego �ycia i dzie�a. Niewiedza dotycz�ca tak niedawno zmar�ego pisarza by�a zdumiewaj�ca. Do�� powiedzie�, �e jeszcze w 1961 roku b��dnie podawano w r�nych publikacjach dat� jego urodzenia, a sk�pe wiadomo�ci o jego �yciu i �mierci pe�ne bywa�y luk i przeinacze�. Wojna, zmiana 6 granic kraju, �mier� wi�kszo�ci najbli�szych przyjaci� Schulza, zag�ada jego obfitej korespondencji, zagini�cie wszystkich jego autograf�w i r�kopis�w ??wszystko to sprawi�o, �e trzeba by�o dzia�a� prawie po omacku, cz�sto metodami nieomal detektywistycznymi, a niekiedy ??archeologicznymi. Tak dok�adnie zaprzepa�ci� si� czas jego biografii i jej bliscy �wiadkowie. Poszukiwania nie ograniczy�y si� do Polski, si�gn��em dalej. Rezultaty ??to nie tylko wspomnienia ludzi, lecz tak�e listy Schulza ??odnajdywane nawet w Stanach Zjednoczonych ??jego rysunki, grafiki, fotografie i dokumenty. S� w�r�d tych znalezisk tak�e rzeczy b�ahsze, ale przecie� ka�dy szczeg� dotycz�cy tak wielkiego tw�rcy zas�uguje na pietyzm i uwag�. Zebra�em wi�c ju� w latach czterdziestych wiele relacji o Schulzu i pewne dokumenty odnosz�ce si� do jego biografii. Pierwszy m�j szkic mia� si� ukaza� w 1946 roku w wydawanym w Poznaniu ��yciu Literackim� pod redakcj� Wojciecha B�ka; do druku nie dosz�o: wkr�tce po otrzymaniu przeze mnie wiadomo�ci o decyzji drukowania mego artyku�u czasopismo przesta�o istnie�. W 1949 roku podj��em zn�w pr�b� opublikowania rozszerzonej wersji mego eseju o �yciu i tw�rczo�ci Schulza ??tym razem w krakowskim �Dzienniku Literackim�. W dniu 17 pa�dziernika owego roku otrzyma�em w tej sprawie list od Wilhelma Macha, kt�ry pisa� m. in.: �W �Dzienniku Lit.� sprawa przedstawia si� tak: Artyku� Pana, ju� z�o�ony, mia� i��, lecz ze wzgl�d�w taktycznych [...] zosta� wstrzymany. Na razie. (Te �wzgl�dy taktyczne� kiedy� Panu opowiem, by�y one rzeczywi�cie, to nie bujda). Ale w listopadzie na pewno p�jdzie�. Nietrudno si� domy�li�, na czym polega�y owe taktyczne wzgl�dy redakcji: nadchodzi� okres �b��d�w i wypacze� w polityce kulturalnej, o Schulzu mo�na by�o odt�d ??przez kilka bardzo d�ugich lat ??albo pisa� �le, albo milcze�. Wybra�em milczenie, nie przestaj�c zbiera� rozproszonych i zagubionych �schulzjan�w� do pracy, kt�rej nie zamierza�em zaniecha�. Jedynie jeszcze w 1948 roku uda�o mi si� umie�ci� w tygodniku �Odrodzenie� fotografi� portretu Schulza (Stanis�awa Ignacego Witkiewicza) wraz z jednozdaniow� wzmiank�, �e �sze�� lat temu� zgin�� w Drohobyczu zamordowany przez hitlerowc�w. Dopiero po latach, na pocz�tku 1956 roku, mog�em opublikowa� obszerniejsze Przypomnienie Brunona Schulza, m. in. podaj�c po raz pierwszy do wiadomo�ci szczeg�y biografii pisarza. Opr�cz szeregu artyku��w w latach nast�pnych wyda�em w 1964 roku w tomie Prozy Brunona Schulza zebrane przeze mnie listy pisarza, ze wst�pem i komentarzami mego pi�ra, a w 1965 r. poda�em do druku w �Tw�rczo�ci� nowo odnaleziony cykl list�w Schulza do Wa�niewskiego wraz z artyku�em o tej korespondencji, a tak�e ??listy do �Sygna��w� lwowskich oraz do kilku innych adresat�w. Wi�kszo�� odnalezionej epistolografii Schulza wraz z obszernym aneksem bio-bibliograficznym zamie�ci�em w osobnej publikacji ksi��kowej pt. Ksi�ga list�w (1975), za� listy odkryte p�niej ??w dw�ch kolejnych ksi��kach oraz w p�niejszych publikacjach czasopi�mienniczych. Niniejsza praca ma g��wnie na celu naszkicowanie �yciorysu pisarza oraz pewnych zagadnie� tw�rczo�ci autora Sklep�w cynamonowych na tle jego biografii, w powi�zaniu mi�dzy cz�owiekiem a pisarzem, �yciem a dzie�em, realiami a kreacj� artystyczn�. Dla uzupe�nienia moich wieloletnich poszukiwa�, jak r�wnie� by przyjrze� si� z bliska scenerii �ycia Schulza ??wyjecha�em w 1965 r. w jego rodzinne strony. Odwiedzi�em Lw�w, Borys�aw, Sambor i inne miejscowo�ci, a przede wszystkim Drohobycz ??miasto Brunona Schulza. Znaleziska by�y bardzo sk�pe, ale drohobyckie przechadzki okaza�y si� owocne dla pielgrzyma do Mekki ??miejsca narodzin Schulzowskich mit�w. W niewielkim prowincjonalnym mie�cie skromny nauczyciel rysunk�w podj�� si� samotnie stworzenia nowego, w�asnego �wiata, sta� si� tw�rc� niepokoj�cej biblii, w kt�rej przedmiotem kultu jest tajemnicza biologia rzeczy przekraczaj�cych sw� miar�, magia tw�rczo�ci. Mitycznym, zaginionym pierwowzorem tej Schulzowskiej biblii jest �Autentyk�, ksi�ga dzie- 7 ci�stwa, �w znany nam wszystkim ??by�ym dzieciom ??czarodziejski szparga�, nosz�cy w sobie ol�nienia pierwszych dzieci�cych lektur, pierwszych najg��bszych emocji: stare pismo ilustrowane, kalkomanie, album znaczk�w pocztowych... �Nazywam j� po prostu Ksi�g� ??pisze Schulz ??bez �adnych okre�le� i epitet�w, i jest w tej abstynencji i ograniczeniu bezradne westchnienie, cicha kapitulacja przed nieobj�to�ci� transcendentu, gdy� �adne s�owo, �adna aluzja nie potrafi zal�ni�, zapachnie�, sp�yn�� tym dreszczem przestrachu, przeczuciem tej rzeczy bez nazwy, kt�rej sam pierwszy posmak na ko�cu j�zyka przekracza pojemno�� naszego zachwytu�. Tw�rcza rekonstrukcja tej �Ksi�gi� ??to g��wny postulat pisarski Schulza. Daje temu wyraz w ca�ej tw�rczo�ci, deklaruje ten pogl�d w swych wypowiedziach teoretycznych, w prywatnych listach. Kiedy J�zef w Genialnej epoce odnalaz� przypadkiem �w szparga� z dzieci�stwa ??by�y to ostatnie stronice tygodnika ilustrowanego sprzed lat ??zwierzy� si� Szlomie: �...musz� ci wyzna� ??[...] ??znalaz�em Autentyk...� Ot� i ja znalaz�em Autentyk ??w 1942 roku. By�y to Sklepy cynamonowe. Ksi�ga jak�e odmienna od wszystkich innych ksi��ek. By�a dla mnie odkryciem ??sformu�owaniem nieuchwytnej sensualnej zawarto�ci mego dzieci�stwa, artystycznym i psychologicznym objawieniem, pe�nym doskona�o�ci odtworzeniem irracjonalnej �Ksi�gi�. Bywaj� pisarze zwani autorami jednej ksi��ki; ja okaza�em si� �czytelnikiem jednej ksi��ki�, kt�ra do dzi� nie znalaz�a �adnej zagra�aj�cej jej konkurentki. Realizacja Schulzowskiego postulatu artystycznego doprowadza�a mnie do stanu gor�czkowej ekstazy. Nie zna�em jeszcze w�wczas listu Schulza z 1936 r., w kt�rym pisa�: �Nie ma ju� nigdzie tych ksi��ek, kt�re czytali�my w dzieci�stwie, rozwia�y si� ??zosta�y nagie szkielety. Kto mia�by jeszcze w sobie pami�� i mi��sz dzieci�stwa ??powinien by je napisa� na nowo, tak jak by�y wtedy�. Te ksi��ki zosta�y napisane: Sklepy cynamonowe i Sanatorium Pod Klepsydr�. Ksi��ki bogate, niejednoznaczne, wielowarstwowe, jak ka�de genialne dzie�o sztuki. Ani umia�bym, ani bym chcia� dokonywa� wiwisekcji tego � y w e g o dzie�a. To, co zebra�em w ksi��ce, to tylko wiadomo�ci biograficzne i g�osy zafascynowanego czytelnika na marginesie wielkiego dzie�a. S�dz�, �e i w takim zaw�onym zakresie mo�na dokona� rzeczy po�ytecznej. Zapewne specyfika moich sk�onno�ci percepcyjnych sprawi�a, �e dob�r dostrze�onych spraw i ich proporcje mog� si� wyda� subiektywne. By� mo�e; pisa�em o m o i m Schulzu, o tym, c o w nim i j a k odczyta�em. Zreszt� niech�tnie, nawet dysponuj�c odpowiednimi narz�dziami krytycznymi, podejmowa�bym si� szczeg�owej analizy, skrz�tnego rozk�adania dzie�a na czynniki pierwsze. �S�dz�, �e zracjonalizowanie widzenia rzeczy tkwi�cego w dziele sztuki ??pisa� Schulz do Witkiewicza ??r�wna si� zdemaskowaniu aktor�w, jest ko�cem zabawy, jest zubo�eniem problematyki dzie�a. Nie dlatego, �eby sztuka by�a logogryfem z ukrytym kluczem, a filozofia tym samym logogryfem ??rozwi�zanym. R�nica jest g��bsza. W dziele sztuki nie zosta�a jeszcze przerwana p�powina ��cz�ca je z ca�o�ci� naszej problematyki, kr��y tam jeszcze krew tajemnicy, ko�ce naczy� uchodz� w noc otaczaj�c� i wracaj� stamt�d pe�ne ciemnego fluidu. W filozoficznej interpretacji mamy ju� tylko wypruty z ca�o�ci problematyki preparat anatomiczny�. Tak, na pewno w tym sensie analiza dzie�a sztuki wydaje si� niekiedy czynno�ci� destrukcyjn�, ale na szcz�cie dokonuje swoich niewinnych spustosze� ??nawet przy najbardziej uniwersalistycznych ambicjach ??tylko cz�stkowo, nie si�gaj�c istoty dzie�a, zawsze nieuchwytnego, zawsze wymykaj�cego si� szcz�liwie skalpelom i mikroskopom. Winien jestem podzi�kowanie tym wszystkim, kt�rzy dzielili si� ze mn� wiadomo�ciami, dokumentami i wspomnieniami o Brunonie Schulzu. Dzi�ki ich �yczliwej i bezinteresownej pomocy mog�em zebra� obfite materia�y, odtworzy� zarysy biografii wielkiego pisarza, kt�rej u�amki przetrwa�y w pami�ci bliskich mu ludzi. Korzysta�em obficie z ustnych relacji i list�w, ze wsp�dzia�ania w poszukiwaniach, z udost�pnianych mi r�kopis�w, list�w, rysunk�w, fo- 8 tografii, z pomocy w zakresie fotokopiowania i mikrofilmowania prac i korespondencji Schulza. Dzi�kuj� redakcjom wielu dziennik�w i tygodnik�w polskich i obcych za �yczliwe publikowanie moich kwerend w latach 1948-1992 oraz osobom, kt�rych nazwiska wymieniam: M. Ambros, R. Auerbach, J. Backenroth, T. Breza, M. Chajes, M. Chazen, A. Chciuk, K. Czajka, S. Dretler-Flin, H. Drohocka, J. Flaszen, L. Fries, J. Garbicz, T. G��bocki, E. G�rski, E. Hoffman, K. Hoffman, M. Holzman, L. Horoszowski, P. Horoszowski, S. Howard, E. Iwanciw, Iwanowski, M. Jachimowicz, Z. Janicki, O. Karliner, H. Kaufman, W. Kiecu�, A. Klinghoffer, A. Kl�gler, J. Kosowski, M. Krawczyszyn, A. Kuszczak, St. J. Lec, K. Leibler, E. Lewandowski, T. Lubowiecki (I. Friedman), J. Lozi�ski, G. R. Marshak (G. Rosenberg), M. Mirski, B. Moro�, Z. Moro�, A. Pawlikowski, J. Pinette, J. Pollak-Jasi�ska, A. Procki, S. Shrayer, J. Susman, J. Szeli�ska, T. Szturm de Sztrem, K. Truchanowski, M. Wa�niewska, E. Wemer, P. Zieli�ski i wielu innych. 9 BRUNO SYN JAKUBA Dwunastego lipca 1892 roku w kupieckiej rodzinie Schulz�w urodzi� si� najm�odszy syn, trzecie z kolei i ostatnie dziecko, najw�tlejsze z rodze�stwa. Dano mu imi� Bruno, o czym zdecydowa� dzie� jego urodzenia: w kalendarzu figuruje pod t� dat� imi� Bruno ??Brunon. Jego rodzinne miasto, Drohobycz, t�o i miejsce nieomal ca�ej biografii pisarza, jego kolebka i gr�b, by�o jednym z prowincjonalnych miast Ma�opolski wschodniej. Ju� w XVIII wieku znalaz�o si� wskutek rozbior�w Polski wraz z jej po�udniowymi ziemiami we w�adaniu Austrii. Dopiero po niespe�na stu latach od upadku Rzeczypospolitej te jej ziemie ??zwane w�wczas Galicj� ??doczeka�y si� praw autonomicznych ??tak�e w zakresie o�wiaty i szkolnictwa. Bruno Schulz urodzi� si� �wier� wieku po wprowadzeniu autonomii, tote� od pocz�tku swej edukacji m�g� pobiera� nauki w szkole wprawdzie nosz�cej imi� cesarza Franciszka J�zefa, ale z polskim j�zykiem nauczania. Na okres jego wczesnego dzieci�stwa przypad�y pocz�tki rozwoju tamtejszego przemys�u, kszta�tuj�cego nowe stosunki ekonomiczne i spo�eczne. Na prze�omie XIX i XX w. rozpocz�a si� rozbudowa i eksploatacja zag��bia naftowego, a pobliski Borys�aw wraz z Drohobyczem, licz�cym ju� wkr�tce kilkana�cie tysi�cy mieszka�c�w, stawa� si� centrum naftowego przemys�u. W cieniu tych wielkich przemian, na uboczu rozleg�ych inwestycji, w swych starych, zasiedzia�ych k�tach, wiod�o sw�j �ywot drobne kupiectwo i podupadaj�ce rzemios�o, cz�sto na kraw�dzi biedy i bankructwa. Z takiego to w�a�nie rodu drobnych kupc�w �ydowskich wywodzi si� wielki herezjarcha, Bruno Schulz. Urodzi� si� noc�, a dowiedziawszy si� z czasem od matki o tym, �e lipcowa ciemno�� powita�a pierwsze chwile jego samodzielnego istnienia, w��czy� Noc Lipcow�, jako wa�ny element, do topografii swej indywidualnej mitologii, kt�r� p�niej ??jako pisarz ??mia� stworzy�, mitologii odrzucaj�cej potoczne pozory zwi�zk�w mi�dzy rzeczami, ale jednocze�nie respektuj�cej autentyczne fakty i miejsca biografii autora. Rodzice Brunona ??Jakub i Henrietta ??mieszkali wraz z rodzin� na pierwszym pi�trze osiemnastowiecznej kamieniczki na drohobyckim rynku, pod numerem dwunastym, na p�nocno- zachodniej pierzei rynkowej, na rogu ulicy Samborskiej (p�niejszej Mickiewicza). Na dole mie�ci� si� sklep b�awatny czyli magazyn towar�w �okciowych, prowadzony przez pana Jakuba pod szyldem �Henriette Schulz�. W chwili narodzin najm�odszego syna Jakub Schulz mia� ju� czterdzie�ci sze�� lat i od lat kilkunastu mieszka� w Drohobyczu. Urodzi� si� w niespokojnym galicyjskim 1846 roku, jako syn Szymona i Hindy. By� buchalterem i przyby� tu ze swojej rodzinnej S�dowej Wiszni w poszukiwaniu zarobk�w i �ony, a znalaz�szy i jedno, i drugie, pozosta� w Drohobyczu ju� do ko�ca �ycia. Panna Hendel-Henrietta Kuhmerker wnios�a posag, dzi�ki kt�remu uda�o si� za�o�y� skromny sklep i stopniowo rozszerza� interes. Bruno nie zna� nigdy ojca m�odego, jakim go mgli�cie m�g� jeszcze pami�ta� o ponad dziesi�� lat starszy od Brunona brat Izydor, zwany Lulu, i najstarsza siostra, pierworodna Hania. Od najwcze�niejszych, zachowanych w pami�ci obraz�w ojciec jawi� mu si� w przygarbionej postaci, ascetycznie wychudzonej, z posiwia�� brod�, bielej�c� w g��bi mrocznego sklepu. Takim b�dzie go p�niej przedstawia� w swoich rysunkach i opowie�ciach, obdarzywszy go atrybutami maga, czyni�c ze� g��wn� posta� swojej mitologii. Z troskliw�, rozpieszczaj�c� go matk� Bruno mia� do czynienia na co dzie�, by�a dla niego mi�o�ci� powszedni�, uosobieniem praktyczno�ci, gwarancj� bezpiecze�stwa. Ojciec, oddany kupieckim obrz�dkom, by� na innych prawach w rodzinie, widywany by� rzadziej, a wizyty ma�ego Brunia (tak go nazywano) w sk�adzie b�awatnym pozwala�y mu odczuwa� wy�szo�� 10 sklepowych rytua��w ojca nad domow� krz�tanin� matki. Dopiero w wiele lat po �mierci ojca mia�a nast�pi� jego mitologiczna konsekracja. Dawno nie by�o ju� sklepu, gdy Brono Schulz uczyni� go sceneri� wielu mitycznych perypetii w obu cyklach swych opowie�ci. J�zyk polski by� jedyn� mow�, kt�rej u�ywano w tym domu. Jego mieszka�cy nale�eli wprawdzie do �ydowskiej gminy wyznaniowej, ale ??dalecy tendencjom zachowawczym ? bli�si byli lekturom �wieckim ni� moj�eszowym, bardziej zwi�zani ze sklepowymi liczyd�ami ni� z synagogaln� menor�, cho� odwiedzali drohobycki dom modlitwy. Nie przekazali nawet Brunonowi j�zyka swych przodk�w, kt�rego nigdy nie mia� pozna�, rozumiej�c jego s�owa jedynie w tej mierze, w jakiej zbli�one s� do niemczyzny. Jednak�e Brunonowi nieoboj�tne by�y �adne mity, �adne sakralne obrz�dki. Obcuj�c z nimi, pogr��a� si� w aurze mitycznych pocz�tk�w, w magii rytua�u, powraca� do �matecznika poezji�, wbrew mijaniu czasu, bra� niejako udzia� w tworzeniu si� kosmogonii. Dlatego te� lubi� biernie uczestniczy� w uroczystych obrz�dach religijnych nawet wtedy, kiedy by� ju� sam dojrza�ym pisarzem-mitologiem. Ku zdziwieniu przyjaci� Schulz, daleki w istocie praktykom religijnym, w uroczystym dniu �ydowskiego �wi�ta Jom Kipur lubi� wmiesza� si� w uroczy�cie ha�a�liwy t�um i ??milcz�c ? prze�ywa� sw�j powr�t w czas mityczny, by nim nasyci� w�asny mitologiczny rodow�d. R�wnie� jako nauczyciel w gimnazjum, asystuj�c uczniom w czasie odmawiania modlitwy przed lekcjami, mia� zwyczaj prze�egna� si�, jak to czynili jedynie profesorowie-katolicy; odprowadza� klas� do ko�cio�a na spowied� wielkanocn�; opowiada�, �e fascynuje go posta� Chrystusa. Niekt�rzy wyci�gali z tych fakt�w pochopny wniosek, �e Schulz przeszed� na katolicyzm, czego w istocie nie uczyni� nigdy. Opr�cz j�zyka polskiego w�ada� biegle j�zykiem niemieckim, powszechnie znanym i obowi�zuj�cym �wcze�nie w Galicji. Jego pierwsze lektury ??nawet te jeszcze niesamodzielne ? pierwsze czytane mu przez matk� fragmenty ksi��ek, kt�re poch�ania�a, rozbrzmiewa�y po polsku i po niemiecku. Bruno, ciesz�cy si� szczeg�ln� czu�o�ci� matki, by� przedmiotem jej g��bokiej troski nie tylko ze wzgl�du na chorowito�� i s�abo�� fizyczn�. Niepokoi�y j� i inne objawy ??nadwra�liwo�� ch�opca, obawiaj�cego si� wyj�� bez niej na balkon, l�kliwo�� wobec r�wie�nik�w, od kt�rych stroni� i ucieka� w samotno��, czy niepoj�ta dla otoczenia czu�o��, jak� potrafi� okazywa� obijaj�cym si� o szyby jesiennym muchom, karmi�c je cukrem. Psychiczne nieprzystosowanie Brunona do wsp�ycia z r�wie�nikami da�o o sobie zna� jeszcze jaskrawiej z chwil� p�j�cia do szko�y w 1902 roku. Nie�atwo przysz�o mu dostosowa� si� do uczniowskiej gromady. By� kole�e�ski, ale nieufny: nie umia� dzieli� z kolegami ich stylu dziesi�ciolatk�w, nie potrafi� im dor�wna� w sprawno�ci fizycznej. Ten zdolny ucze� ? bo uczy� si� bardzo dobrze ??obok celuj�cych ocen przynosi� na �wiadectwach szkolnych s�abszy stopie� z gimnastyki. W�r�d koleg�w zyskiwa� niekiedy pogardliwe miano �niedo��gi�, ale grono nauczycielskie ju� wkr�tce pozna�o si� na jego nieprzeci�tnych zdolno�ciach; przynios�y mu one z czasem tak�e i uznanie koleg�w. J�zyki, historia, matematyka i nauki przyrodnicze ??to przedmioty, z kt�rych mia� zawsze bardzo dobre wyniki. Ale od pierwszej klasy okazywa� szczeg�lne zami�owanie do rysunk�w i j�zyka polskiego. Osi�gni�ciami w tych dziedzinach zadziwia� profesor�w ju� od pocz�tku nauki. Te upodobania i zdolno�ci nie przejawi�y si� dopiero w murach gimnazjum realnego imienia cesarza Franciszka J�zefa, da�y o sobie zna� jeszcze we wcze�niejszym dzieci�stwie Brunona. Po wielu latach tak pisa� do Stanis�awa Ignacego Witkiewicza: �Pocz�tki mego rysowania gubi� si� we mgle mitologicznej. Jeszcze nie umia�em m�wi�, gdy pokrywa�em ju� wszystkie papiery i brzegi gazet gryzmo�ami, kt�re wzbudza�y uwag� otoczenia. [...] Oko�o sz�stego, si�dmego roku �ycia powraca� w moich rysunkach wci�� na nowo obraz doro�ki z nastawion� bud�, p�on�cymi latarniami, wyje�d�aj�cej z nocnego lasu�. Zafascynowanie obrazem konia i doro�ki nie opu�ci�o Schulza nigdy, znajdowa�o wyraz w niezliczonych rysunkach i wielu opowie�ciach ju� z 11 okresu dojrza�ej tw�rczo�ci artystycznej, ujawnionej w p�nym ksi��kowym debiucie. Ale ju� od dziecka podejmowa� Schulz nie�mia�e pr�by wyra�ania tych najwcze�niejszych, a tak trwa�ych fascynacji. Jego pierwszy nauczyciel rysunk�w Adolf Arendt (kt�rego po latach wymieni z nazwiska w swoich Sklepach cynamonowych), a p�niej nast�pca Arendta ? Franciszek Chrz�stowski ??zachwycali si� jego pracami, kt�re cz�sto, gdy temat by� dowolny, powraca�y do szkap doro�karskich i pojazd�w ??motywu, kt�rego genezy i si�y, z jak� na� dzia�a�, sam Schulz nigdy nie umia� sobie w pe�ni wyja�ni�. Mo�na by rzec, �e ko� doro�karski by� pegazem kreowanego przez Schulza �wiata, bezskrzyd�ym pegazem, przemierzaj�cym go�ci�ce Schulzowskiej mitologii. Tylko zwyczajno�� bowiem zawiera�a dla� ukryt� symbolik�, metafizyczn� tre��, kusz�c� do mitologicznych docieka� i odkry�. W jednej z pierwszych klas (drugiej lub trzeciej), gdy zadano prac� domow�, pozostawiaj�c uczniom wyb�r tematu, Schulz wype�ni� ca�y zeszyt jak�� ba�niow� histori� o koniu. Polonista, zdumiony niezwyk�ym wypracowaniem, przekaza� zeszyt Brunona dyrektorowi gimnazjum J�zefowi Staromiejskiemu, a dyrektor, doceniwszy walory tej pracy, zachowa� j� dla siebie, wypo�yczaj�c swym kolegom do poczytania, co by�o szeroko komentowane w szkole i zaskarbi�o autorowi uznanie klasy. Zreszt� zdo�a� by� ju� zjedna� sobie nawet tych, kt�rzy go dawniej sk�onni byli lekcewa�y�, gdy� pomaga� s�abszym w nauce, nieraz wykonuj�c dla nich rysunki i odrabiaj�c za nich zadania szkolne. Niezwyk�a osobowo�� Schulza, jego wyr�niaj�ca si� indywidualno�� duchowa ??jak gdyby nie mog�c pomie�ci� si� w w�t�ym ciele ??emanowa�a wok�, powi�kszaj�c dystans mi�dzy m�odocianym samotnikiem i marzycielem a jego otoczeniem, zarazem nape�nia�a koleg�w jakim� zabobonnym szacunkiem, k�ad�cym tam� kole�e�skim poufa�o�ciom. On sam stroni� od gromady, ale nie kierowa�o nim bynajmniej poczucie w�asnej wy�szo�ci czy pogarda dla otoczenia, przeciwnie: czu� si� gorszym, niepe�nowarto�ciowym kompanem, zazdro�ci� kolegom si� witalnych, wstydzi� si� swoich s�abo�ci i chor�b, na kt�re cz�sto zapada�. G��boki kompleks ni�szo�ci towarzyszy� mu przez ca�e �ycie i dopiero tw�rczo�� mia�a mu by� cz�ciow� odtrutk�, cho� bynajmniej nie wyzwoleniem. Powierzchowno�� Brunona, mimo niepozorno�ci, zgodna z jego tre�ci� duchow�, pot�gowa�a jeszcze zjawiskowo��, nie pozowan� demoniczno��, odczuwan� przez wszystkich, kt�rzy si� z nim zetkn�li. W sposobie m�wienia, zwykle �ciszonym, czasem zbli�onym niemal do szeptu, by�o wiele mi�kko�ci po��czonej z nieodpart�, cho� nie narzucaj�c� si� i jakby sam� sob� zawstydzon� si�� przekonywania. Nie�mia�o�� czy rzadko opuszczaj�ce go uczucie zak�opotania nie usuwa�y tego pe�nego szacunku dystansu, nie upowa�nia�y interlokutor�w do poufa�o�ci. St�d jeszcze silniejsze poczucie wyobcowania, dr�cz�ce Schulza od dziecka, st�d jeszcze bardziej hermetyczna samotno��. Te wszystkie cechy z biegiem lat wyjaskrawia�y si�, cho� niekiedy bywa�y t�umione. Zawsze by� w�t�y fizycznie, nieco przygarbiony i bardzo chudy, z charakterystycznymi, jakby nazbyt d�ugimi r�kami ??ju� w dzieci�stwie bardzo si� r�ni� swym zewn�trznym wygl�dem od wszystkich r�wie�nik�w. Pe�en l�k�w, kompleks�w i uraz�w, nie ukrywa� przed bliskimi sobie lud�mi swojej wiedzy i inteligencji, taj�c zarazem wszystko, co by�o p�odem w�asnych powik�a� i komplikacji duchowych. Ju� w latach szkolnych by� w swoich rysunkach szczery, nie maskuj�cy si� w sferze najwstydliwszych nawet tre�ci. Ujawnia�y si� tu najbardziej tajne sprawy bez os�onek, w ca�ej ostro�ci. Ju� w tym wczesnym okresie tematyka jego rysunk�w nabiera niedwuznacznie masochistycznego wyrazu. Pojawiaj� si� w nich postacie w�adczych kobiet, czasem z biczem w d�oni, otoczone przez skarla�ych, czo�gaj�cych si� u ich st�p m�czyzn. Niekiedy, zw�aszcza w pocz�tkowym okresie rysowania, sceny bywa�y jeszcze bardzo konwencjonalne, postacie ??kostiumowe, a rys masochistyczny da� si� dostrzec na og� jedynie w uk�onie pe�nym rewerencji sk�adanym przez m�czyzn� patrz�cej na� z g�ry kobiecie. Wkr�tce ekspresja zaostrzy�a si�, znik�y asekuruj�ce maski. Kobiety uwodzi�y d�ugimi nogami, depta�y, sk�ania�y do masochistycznych 12 upokorze�. Jeden z m�skich kar��w miewa� ju� prawie zawsze fizjonomi� samego Schulza. Niech�tnie wdawa� si� w rozwa�ania na temat tre�ci tych rysunk�w. Nagabywany przez bliskich mu koleg�w, pytany, czemu jest tak jednostronny, odpowiada�, �e to w�a�nie najbardziej mu odpowiada, �e nie on wybiera temat, ale temat go wybra�, �e nawet w tzw. temacie dowolnym jest si� niewolnikiem samego siebie, a na siebie takiego, jakim si� jest, nic poradzi� nie mo�na. By� wi�c Schulz przyczyn� wielkich trosk i debat domowych, pe�nych zaniepokojenia jego stanem fizycznym i psychicznym. Matka, serdecznie oddana synowi, jak si� zdaje nie najlepiej go rozumia�a, odmienna ode� kra�cowo, o usposobieniu pogodnym i zami�owaniach praktyczniejszych. Znacznie bli�szy by� mu uwielbiany przez niego ba�wochwalczo ojciec, znany w miasteczku jako kupiec-marzyciel, jako cz�owiek wyr�niaj�cy si� dowcipem i inteligencj�. Podobnie jak Bruno, by� chorowity i chudy. Ci�gle niedomaga�, chorowa� na gru�lic� i na raka i z czasem coraz cz�ciej dom Schulz�w nape�nia� si� niepokojem o jego kolejny powr�t do zdrowia. Dop�ki mia� do�� si�y, sklep prosperowa� pomy�lnie i w domu panowa� dobrobyt. W miar� post�p�w choroby interesy podupada�y, aby w ko�cu przywie�� do likwidacji sklepu i sprowadzi� niedostatek, kt�ry �yciu Brunona mia� ju� towarzyszy� do ko�ca. Ta wieloletnia choroba ojca, niepok�j z ni� zwi�zany rzuci�y cie� na dzieci�stwo i wczesn� m�odo�� Brunona, a �mier� Jakuba w dniu 23 czerwca 1915 roku by�a najbole�niejszym ciosem w �yciu dwudziestotrzyletniego syna, ciosem zatrzaskuj�cym na zawsze �szcz�liw� epok� jego �ycia. Stary Jakub zmar� wraz ze swoim sklepem, ze swoim domem przy rynku. Sklep zosta� wprawdzie zlikwidowany ju� wcze�niej, ale wkr�tce wojna zatar�a wszelkie po nim �lady. W po�arze sp�on�� dom Schulz�w i lokal ich by�ego sklepu. Stary Jakub zmar� nie tylko jako zdetronizowany w�adca magazynu towar�w �okciowych, ale jako ten, kt�rego dzie�o �ycia obr�ci�o si� w popi�. Zanim ??po latach ??na miejscu starego domu Schulz�w stan�a nowa kamienica, Bruno Schulz rozpocz�� jego odbudow� ??w mitologii. Jedn� z pierwszych pr�b pisarskich, jakie syn z czasem potajemnie podj��, pisz�c tylko dla siebie, by�o mityczne wskrzeszenie ojca, patrona dzieci�stwa pisarza. W wymiarach niemal biblijnych, w skali nowo kreowanej mitologii posta� ojca ze Sklep�w cynamonowych i Sanatorium pod Klepsydr� jest nieustannie rewindykowana �yciu ??poprzez wcielanie si� w �wiat rzeczy otaczaj�cych, jak: wypchany ptak, futro pulsuj�ce jego oddechem, krab ugotowany, ale jeszcze zdolny do udanej ucieczki... Duch ojca zmienia maski, przechodzi przez r�ne inkarnacje, dzi�ki kt�rym istnieje nadal, mimo swej pozornej nieobecno�ci. Formy, kt�re si� z nim z�y�y, przechowuj� go w sobie, staje si� ich esencj�. Przy pomocy wszelkich wybieg�w poetyckiej magii Schulz przywraca istnieniu swego zmar�ego ojca, anuluje w micie to, co zasz�o w rzeczywisto�ci. Po�miertnie niejako czyni go swoim duchowym alter ego, wyrazicielem swych pogl�d�w, g��wnym mitologiem swego dzieci�stwa, z kt�rego najlepszym czasem zros�a si� nierozerwalnie ascetyczna ojcowska posta�, pogr��ona w tajemniczych rytua�ach sklepowych. Ka�e wi�c wstrzymywa�, czy raczej cofn��, czas w sanatorium pod Klepsydr� ??do momentu, w kt�rym ojciec jeszcze �y� ??wraz ze wszystkimi atrybutami tak powr�conego czasu, a wi�c i z mo�liwo�ci� wyzdrowienia. I oto gdzie� w czasie mitycznym, na marginesie czasu jednokierunkowo up�ywaj�cego, zapewnia ojcu t� po�owiczn�, wzgl�dn� egzystencj� ??w sztuce. Matka Henrietta, t�gawa i pulchna, nie tylko tusz� r�ni�a si� od paj�kowatego m�a Jakuba. Ona jedyna w domu �agodzi�a panuj�cy w nim niepok�j i nerwow� nadwra�liwo�� swoj� pogod� psychiczn� i zr�wnowa�eniem. Obecno�� matki by�a dla Brunona por�k� bezpiecze�stwa, gwarancj� stabilno�ci domu rodzinnego, chyl�cego si� do upadku wskutek choroby ojca. Wiele lat po�wi�ci�a piel�gnowaniu chorego m�a i najm�odszego syna, kt�rego w�t�e zdrowie wymaga�o ci�g�ej pieczo�owito�ci i opieki, cierpi�cego ca�e �ycie na serce, w kt�rym tai�a si� wada wrodzona. Nigdy nie skarci�a go ostrzej, znaj�c wra�liwo�� Brunia i nie chc�c go urazi�. Zapami�ta� j� na zawsze jako t�, od kt�rej nie zagra�a�o mu nigdy niebezpiecze�- 13 stwo wym�wek czynionych podniesionym g�osem, jako t�, kt�ra by�a stra�niczk� domowej zaciszno�ci. W tej opieku�czej roli pojawia si� p�niej parokrotnie w utworach literackich Schulza, ale zawsze marginesowo i na dalszym planie. Nie znalaz�a w Schulzowskiej mitologii miejsca r�wnie poczesnego, co ojciec, by�a duchowo dalsza, a jej zapobiegliwa trze�wo�� �yciowa sprawi�a, �e omin�� j� mitologiczny awans. �To by�o bardzo dawno ??pisze Schulz. ? Matki jeszcze w�wczas nie by�o�. A dalej: �Potem przysz�a matka i wczesna ta, jasna idylla sko�czy�a si�. Uwiedziony pieszczotami matki, zapomnia�em o ojcu, �ycie moje potoczy�o si� nowym, odmiennym torem, bez �wi�t i bez cud�w...� Oszcz�dzany przez matk�, kt�ra na� nigdy nie podnios�a r�ki, bywa� Bruno karany przez nia�k� w czasie nieobecno�ci rodzic�w w domu. Nigdy si� na to nie poskar�y� i tylko po wielu latach zwierza� si� bliskiej mu osobie, �e zapewne te zamierzch�e i drobne na poz�r incydenty sta�y si� przyczyn� jego masochistycznych sk�onno�ci, kt�re z czasem mia�y si� rozwin�� i utrwali�. Lata 1902-1910 to okres nauki Schulza w drohobyckim gimnazjum. Od klasy I b a� do VIII b, do matury, by� jednym z najlepszych uczni�w. Uko�czywszy klas� V, uzyska� og�ln� ocen� celuj�c�, w czym dor�wna�o mu jeszcze tylko dw�ch koleg�w. Po uko�czeniu VII klasy znalaz� si� w�r�d czw�rki uczni�w ocenionych jako �chlubnie uzdolnieni�, co powt�rzono pod jego adresem w nast�pnym, ostatnim roku nauki szkolnej. Egzamin maturalny zda� bardzo dobrze, a komisja egzaminacyjna wpisa�a do �wiadectwa dojrza�o�ci not�: �dojrza�y z oznaczeniem do studi�w w Uniwersytecie�. Ju� w tych latach ujawni�y si� jego g��wne zainteresowania, kt�re mia�y si� sta� dziedzinami jego tw�rczej dzia�alno�ci. W ostatnim roku szko�y Schulzowie musieli opu�ci� dom na rynku, w kt�rym up�yn�y wszystkie dotychczasowe lata Brunona. Przeprowadzili si� do domu przy ulicy Bednarskiej, gdzie mieszka�a najstarsza c�rka Jakuba i Henrietty ??Hania ??wraz z m�em Hoffmanem ? przemys�owcem naftowym ??i synkiem Ludwikiem. Wkr�tce, w roku matury Brunona, urodzi� si� drugi syn Hoffman�w, Zygmunt. Wydarzenie to, jak wiele innych moment�w biografii pisarza, odnotowane zosta�o po latach w Nocy lipcowej Schulza: �Noce letnie pozna�em po raz pierwszy w roku mej matury, podczas wakacyj. Dom nasz, przez kt�ry dzie� ca�y przewiewa�y poprzez otwarte okna powiewy, szumy, po�yski gor�cych dni letnich, zamieszka� nowy lokator, male�kie, d�saj�ce si�, kwil�ce stworzonko, synek mojej siostry�. Przygn�bienie chorob� ojca, obezw�adniaj�c� go coraz bardziej, smutek, wynikaj�cy z opuszczenia starego domu, z kt�rym zros�y si� wszystkie wspomnienia Brunona z najwcze�niejszego dzieci�stwa, mia�y by� wkr�tce przes�oni�te nowymi tragicznymi wydarzeniami. Szwagier Brunona, Hoffman, n�kany nieuleczaln� chorob�, pope�ni� samob�jstwo, przecinaj�c sobie gard�o brzytw�. Zaraz po wakacjach 1910 r. Bruno po raz pierwszy w �yciu opu�ci� Drohobycz na d�u�ej (cz�sto zreszt� zagl�daj�c do domu), wyjechawszy na studia architektoniczne do pobliskiego Lwowa. Pozbawiony blisko�ci znajomych miejsc i ludzi, czu� si� �le w obcym mie�cie, a studia nie dawa�y mu pe�nej satysfakcji, jako �e ich wyb�r by� wynikiem kompromisu mi�dzy istotnymi zami�owaniami plastycznymi a praktyczn� rozwag� starszego brata, kt�ry mu doradzi� architektur�, bardziej op�acaln� ni� studia malarskie. Bruno przyje�d�a� do Drohobycza, kiedy tylko m�g�, w przerwach mi�dzysemestralnych i cz�ciej, niespokojny o ci�ko chorego uwielbianego ojca. Sam tak�e choruje. Po zaliczeniu pierwszego roku studi�w powraca latem 1911 r. do Drohobycza, gdzie przez sze�� miesi�cy ob�o�nie choruje na zapalenie p�uc i niedomog� serca, a potem odbywa kuracj� w bliskim Truskawcu. Dopiero z pocz�tkiem roku akademickiego 1913/14, a wi�c po dwuletniej przerwie, powraca do Lwowa, aby kontynuowa� studia politechniczne. Po up�ywie roku ich powakacyjna kontynuacja okaza�a si� ju� niemo�liwa, cho� pomimo z�ego stanu zdrowia, pogorszenia si� sytuacji materialnej, mimo niepokoju o zdrowie ojca i mimo t�sknoty za Drohobyczem, a tak�e n�kaj�cej go ch�ci zmiany kierunku studi�w ??by�by zapewne nie porzuci� nauki na Wydziale Budownictwa L�do- 14 wego, jak zwa�y si� oficjalnie jego architektoniczne studia. Ale nadesz�y wakacje i rozpocz�a si� I wojna �wiatowa. Kiedy wybuch�a, cz�� rodziny w obawie przed zbli�aj�cym si� frontem wyjecha�a do Wiednia. Pogorszenie si� stanu zdrowia ojca zmusi�o do rych�ego powrotu, tym bardziej, �e i Bruno niedomaga�. Niestrudzona matka j�a piel�gnowa� ju� w Drohobyczu dw�ch swoich chorych ??m�a i syna. Dom zamieni� si� w szpital, jak przed paru laty, i by� to chyba najd�u�szy okres nieprzerwanego obcowania Brunona z Jakubem. Wychudzona ojcowska g�owa, spoczywaj�ca bezw�adnie na poduszkach, b�dzie si� p�niej pojawia� w wielu rysunkach Schulza. Ju� jako rekonwalescent pomaga� przy piel�gnowaniu gasn�cego ojca. Kiedy w 1915 roku ojciec zmar�, by�o to dla Brunona tragicznym i ostatecznym ko�cem szcz�liwej epoki �ycia, zaginionej bezpowrotnie po tamtej stronie pierwszej wojny �wiatowej, epoki, kt�rej wskrzeszenia, mitologicznej rekonstrukcji mia� si� podj�� w swej tw�rczo�ci. W swoim pisarstwie b�dzie wraca� do tego, co w rzeczywisto�ci sta�o si� bezpowrotne, w micie b�dzie dokumentowa� nieprzemijalno�� tego, co min�o. Po �mierci ojca, a nast�pnie szwagra nasta�y chude lata w domu przy ulicy Bednarskiej. Matka, zawsze opieku�cza i zawsze odpowiedzialna za los rodziny, wzi�a na swoje barki opiek� nad c�rk�-wdow� i nad jej dwoma synami. Bruno kontemplowa� w rozgoryczeniu swoje sieroctwo: bez ojca, bez domu swego dzieci�stwa, bez rezultat�w swych niedawnych aspiracji, z kt�rymi musia� si� po�egna�, porzucaj�c studia. Pr�bowa� jeszcze podj�� je na nowo, kontynuuj�c nauk� architektury na uczelni wiede�skiej pod koniec wojny, w latach 1917/18, ale zbli�aj�cy si� upadek monarchii, rozruchy rewolucyjne w Wiedniu, zam�t wojenny i widoki na odzyskanie niepodleg�o�ci Polski ??sprawi�y, �e studia porzuci� raz jeszcze ??tym razem ju� definitywnie ??i powr�ci� do domu. Wiede�skie galerie malarstwa, kt�re pozwoli�y mu ogl�da� dzie�a sztuki europejskiej w oryginale, oraz tamtejsza Akademia Sztuk Pi�knych, kt�r� jako nieimmatrykulowany go�� odwiedza�, utwierdzi�y go w przekonaniu, �e malarstwo jest jedyn� dziedzin�, kt�rej pragn��by si� po�wi�ci�. Trzeba by�o jednak poprzesta� na marzeniach i wraca� do Drohobycza. �Nasta�a nowa era, pusta, trze�wa i bez rado�ci ? bia�a jak papier� ??pisa� p�niej o tym trudnym i prze�omowym momencie swej biografii, po kt�rym mia� dopiero nast�pi� okres realizacji tw�rczych, okres powrotu poprzez sztuk� do �raju utraconego�. Po wielu latach, przechadzaj�c si� z przyjaci�mi po odmienionym rynku drohobyckim, pokazywa� im miejsce, gdzie sta� dom jego dzieci�stwa ??pod numerem dwunastym ??i, opowiadaj�c o nim, si�ga� w przesz�o�� dawniejsz� nawet ni� w�asne dzieci�stwo, jakby w owej zamierzch�ej epoce odnajdywa� w�asn� prehistori�, korzenie w�asnego mitycznego rodowodu. Tote� wszystkie perypetie bohater�w jego powie�ci nigdy nie wkroczy�y w czas tera�niejszy, w jego doros�� wsp�czesno��, ale dziej�c si� ??mitologicznie ??wsz�dzie i zawsze czy te� gdziekolwiek i kiedykolwiek ??dziej� si� zarazem w Drohobyczu i w dzieci�stwie narratoraautora. 15 KSI�GA CZYLI POWROTNE DZIECI�STWO Najaktywniejszy duchowo stosunek do otaczaj�cej rzeczywisto�ci daje dzieci�stwo: w ka�dym odbiorze wra�e�, ka�demu doznaniu towarzyszy akt kreatorski wyobra�ni, na ka�dym kroku rodz� si� mity etiologiczne. Jest to powtarzaj�cy si� na wst�pie ka�dej indywidualnej biografii prapocz�tek, stworzenie �wiata. Rzeczywisto��, zaznawana po raz pierwszy, nie usystematyzowana do�wiadczeniem, nie obci��ona �adn� wiedz� o jej prawid�ach i strukturze, podporz�dkowuje si� nowym asocjacjom, przybiera proponowane jej kszta�ty, o�ywa zap�odniona dynamizuj�cym widzeniem. Tam w�a�nie, w owej mitotw�rczej sferze, jest i �r�d�o, i meta dzie�a Brunona Schulza i jego programu artystycznego. Precedens�w, dalekich prymitywnych prototyp�w tej tw�rczo�ci szuka� by nale�a�o nie tyle w�r�d dzie� literatury profesjonalnej, ile w ludowych mitach, w odwiecznych kosmogoniach, w prastarych wierzeniach ludzko�ci. Wzorem dawnych mitologii, czerpi�cych z epok dzieci�stwa ludzko�ci ??Schulz tworzy w�asn�, indywidualn� mitologi� i ??podobnie jak tamte ??odwo�uje si� do w�asnego dzieci�stwa jako do �genialnej epoki� umityczniaj�cej �wiat, epoki, kt�ra nie uznaje granic mi�dzy wn�trzem psychiki a �wiatem dookolnym, mi�dzy snem a jaw�, marzeniem a jego realizacj�, mi�dzy procesem intelektualnym a sensualnym ??do matecznika poezji. T�sknota za pe�ni� dzieci�stwa jest stara jak sztuka. Ale nikt dotychczas nie uczyni� z tego d��enia naczelnego programu swojej sztuki i nie zi�ci� go w literaturze z tak� doskona�o�ci�. Schulz znalaz� klucz do tych zaczarowanych wr�t, u kt�rych cz�sto tw�rcy podgl�dali �w �wiat przez dziurk� od klucza. Tote� stanowisko Schulza w sztuce jest wyj�tkowe i niepowtarzalne, a jego klucz nie do podrobienia, nie do zast�pienia wytrychem pseudofantastyki. Schulz nie odtwarza metod� wspominkow�, ale realizuje t�sknot�, nie pisze nekrolog�w czasowi minionemu, ale go przywraca, nie ogl�da dzieci�stwa z perspektywy lat, z dystansu, ale w nie wkracza. Ten konskwentnie realizowany program, cho� w dziele Schulza znajdowa� wyraz nacechowany tw�rcz� intuicyjno�ci�, wyra�any bywa� przeze� dyskursywnie, z ca�� �wiadomo�ci� artystycznych za�o�e�. W li�cie do Andrzeja Ple�niewicza pisa� w 1936 roku: �To, co Pan m�wi o naszym sztucznie przed�u�onym dzieci�stwie ??o niedojrza�o�ci ??dezorientuje mnie troch�. Gdy� zdaje mi si�, �e ten rodzaj sztuki, jaki mi le�y na sercu, jest w�a�nie regresj�, jest powrotnym dzieci�stwem. Gdyby mo�na by�o uwsteczni� rozw�j, osi�gn�� jak�� okr�n� drog� powt�rnie dzieci�stwo, jeszcze raz mie� jego pe�ni� i bezmiar ??to by�oby to ziszczeniem �genialnej epoki�, �czas�w mesjaszowych�, kt�re nam przez wszystkie mitologie s� przyrzeczone i zaprzysi�one. Moim idea�em jest �dojrze� do dzieci�stwa. To by dopiero by�a prawdziwa dojrza�o��. Dzieci�stwo Schulza min�o wraz z ostatkami epoki patriarchalnego kupiectwa, kt�rego �wiadkiem by�o jeszcze. Rozw�j nowych form, symptomy przemian rzeczywisto�ci, cho� �wiadczy�y o zag�adzie �kraju lat dziecinnych� ??nie oznacza�y dla pisarza katastrofy. Nie tylko dlatego, �e m�g� przywraca� w tw�rczo�ci to, co przemin�o, wraz z dawn� emocjonaln� zawarto�ci� rzeczy i przebieg�w. I nie tylko dlatego, �e jego program artystyczny �powrotnego dzieci�stwa� postulowa� nie odzyskanie czasu, kt�ry min��, lecz towarzysz�cej mu aktywno�ci, dynamiczno�ci dozna�. Ta odzyskana zdolno�� w i d z e n i a , intensyfikacja wra�liwo�ci, mog�aby przecie� ogarnia� nowe dziedziny, atakowa� i przenika� je z r�wn� precyzj�. Istotna przyczyna akceptowania przez sztuk� Schulza nowych form rzeczywisto�ci jest ??jak si� zdaje ??znacznie g��bsza. 16 Dzieje si� to za spraw� mitu, kt�ry nazwa� mo�na mitem upad�ych anio��w, a zarazem ? zst�puj�cego Mesjasza: nast�puje specyficzna �degresja� mit�w. Od ich wznios�ej postaci w odwiecznych systemach mitologicznych poprzez formy wprz�gni�te w s�u�b� powszednio�ci, a� do takich inkarnacji mitu, kt�re zdaj� si� sprzeniewierza� jego pierwotnemu powo�aniu ? przebiega linia zst�puj�ca. Ten upadek mitu jest u Schulza awansem: o�ywieniem przez zst�pienie w proz� codzienno�ci. Kontrast mi�dzy ezoteryczn� genealogi� mitu a jego nieolimpijsk�, przyziemn� dost�pno�ci� jest �r�d�em jego nowej ceny, jego fascynacji. W kreowanej przez Schulza rzeczywisto�ci �zst�puj�cego mitu�, nobilituj�cego rzeczywisto��, harmonie, cytry i harfy reklamowane w gazetach, to �ongi instrumenty ch�r�w anielskich, dzi� dzi�ki post�pom przemys�u udost�pnione po popularnych cenach prostemu cz�owiekowi, bogobojnemu ludowi dla pokrzepienia serc i godziwej rozrywki�; Kasper i Baltazar to domokr��ni kataryniarze; g�upkowaci stra�acy wywodz� si� z �nieszcz�liwego rodu salamander�, s� kast� �biednych wydziedziczonych istot ognistych�, ��wietnego ongi rodu�. I tu, w dziedzinach owego wyradzaj�cego si� mitu, w jego u�omnych realizacjach, wyzwala si� urok tandety, przyziemna krz�tanina staje si� obrz�dkiem, nast�puje proces odwrotny: mitologiczne wniebowst�pienie pospolito�ci. �Pi�kno jest bowiem chorob�, uczy� m�j ojciec ??czytamy w Drugiej jesieni ??jest pewnego rodzaju dreszczem tajemniczej infekcji, ciemn� zapowiedzi� rozk�adu, wstaj�c� z g��bi doskona�o�ci i witan� przez doskona�o�� westchnieniem najg��bszego szcz�cia�. Mit z wysokich sfer schodzi na dno powszednio�ci, ogarnia nawet pokraczno��. I z tej powszechnej mityzacji wynikaj� nowe konsekwencje: mit ucz�owiecza si�, a jednocze�nie umityczniona rzeczywisto�� staje si� bardziej ni� dot�d nieludzka. Domys�y �atwo zamieniaj� si� w pewno��, oczywisto�� ??w z�udzenie, mo�liwo�ci ??w urzeczywistnienia. �ywa, wszechobecna materia formuje si� w niezliczon� ilo�� kszta�t�w, wy�ania z siebie i unicestwia dla swych niewiadomych zachcianek indywidualne byty. W ka�dej rzeczy jest ukryty jej �art czy zamys�. Mit kr��y po Drohobyczu, odmieniaj�c obdartus�w graj�cych w guziki w magicznych wieszczbiarzy, kt�rzy z p�kni�� muru wr� przysz�o��, a kupca przemienia w proroka lub kobolda. �Nie ma materii martwej. Martwota jest jedynie pozorem, za kt�rym ukrywaj� si� nie znane nam formy �ycia� ??m�wi ojciec. To jest punkt widzenia i przekonanie cz�owieka pierwotnego, dziecka i ??poety. By� w dziedzi�ctwie ??to znaczy znajdowa� si� w ojczy�nie ba�ni. Schulzowska ba��, jego mitotw�rstwo rz�dzi si� w�asnymi konsekwentnymi prawami, zasadami m i t o l o g i k i , tworzy sp�jny system ??jak teoria naukowa czy system religijny. Do tych obowi�zuj�cych w ca�ej Schulzowskiej mitologii zasad stosuj� si� wszystkie najosobliwsze nawet perypetie i metamorfozy Sklep�w i Sanatorium, dzie� b�d�cych rekonstrukcj� mitycznej "ksi�gi dzieci�stwa". �w symboliczny prototyp, na kt�rego obraz i podobie�stwo konstruuje Schulz materi� poetyck� swych opowie�ci, nazwany zosta� przeze� Ksi�g� i Autentykiem. Ksi�ga jest rzecz� pierwsz� i elementarn�, jest podwalin� jego wyobra�ni, a wi�c ??jego �wiata. Nie musi by� ??i nie jest ??rzecz� obiektywnie cenn�, bywa rupieciem, szparga�em. Ale w odczuciu jej wyznawcy jest czym�, wobec czego wielki tom Biblii z ilustracjami Dor�go stanowi jedynie �ska�ony apokryf, tysi�czn� kopi�, nieudolny falsyfikat�. Bowiem Ksi�ga jest bibli� w�asnego zagubionego dzieci�stwa. Jej s�owa, jej znaki s� has�ami ewokacyjnymi dla wybiegaj�cej daleko poza jej dos�owny tekst wszechobejmuj�cej mitologii-poezji. Poprzez Ksi�g�, za jej spraw� rozpocz�� si� pierwszy wzlot wyobra�ni dzieci�cej, kt�ra do ka�dego wersetu dobudowuje dalsze ci�gi, nie szcz�dzi �naszych dopowiedze�, kt�rymi kitowali�my [...] luki�. W jednej z opowie�ci Schulza Ksi�ga, czyli Autentyk, ujawnia si�, zostaje odnaleziona w szcz�tkowej, spostponowanej postaci. S� to, traktowane przez domownik�w jako makulatura, 17 ostatnie stronice zniszczonego tygodnika, wype�nione wy��cznie og�oszeniami. I oto okazuje si�, �e ich moc nie wygas�a, �e przechowa�y w sobie �adunek dawnych dozna� i emanuj� nimi na nowo. Nast�puje powr�t mit�w, rekonstrukcja Ksi�gi w jej ca�ej niewymiernej tre�ci. Opowiadanie pt. Ksi�ga, rzec by mo�na ??nie umniejszaj�c jego artystycznej rangi ??programowe, zawiera jak gdyby narodziny Schulzowskiej mitologii dzieci�stwa czy te� raczej ? jej proklamowanie. Ma�y J�zef, odnalaz�szy strz�py mitotw�rczej Ksi�gi, sprzeciwia si� trze�wemu racjonalizmowi doros�ych. Kiedy ojciec t�umaczy mu, �e �w gruncie rzeczy istniej� tylko ksi��ki. Ksi�ga jest mitem, w kt�ry wierzymy w m�odo�ci, ale z biegiem lat przestaje si� j� traktowa� powa�nie�, J�zef nie mo�e si� z nim zgodzi�: �Mia�em ju� w�wczas inne przekonanie, wiedzia�em, �e Ksi�ga jest postulatem, �e jest zadaniem. Czu�em na barkach ci�ar wielkiego pos�annictwa�. Autentykiem okazuje si� resztka starego tygodnika, zawieraj�ca dzia� reklam: zbi�r fetyszy, znak�w magicznych, hase� ewokacyjnych mitu. Zwyk�e anonse reklamowe nabieraj� magicznej mocy, poetyckiej tre�ci, podczas gdy np. �mistrz czarnej magii� Bosco z Mediolanu, zachwalaj�cy swe nadprzyrodzone zdolno�ci cudotw�rcze, pozostawia czytelnika Ksi�gi oboj�tnym. Bowiem cudowno�� tw�rcza, mitorodna substancja zawiera si� dla Schulza tylko w elementach dotykalnych, sprawdzalnych zmys�owo. Jedynie ten cud jest cudem prawdziwym, kt�ry wyrasta ze z�� powszednio�ci, z rzeczy, kt�re nie domy�laj� si� swych mitycznych potencji. Tote� w Ksi�dze o�ywaj� z w y k � e znaki, kt�re nie manifestuj� ezoteryczno�ci. I oto za spraw� o�ywiaj�cego mitu z ka�dej starej notki reklamowej rodzi si� historia daleko wybiegaj�ca poza dos�owny tekst Ksi�gi. Anna Csillag nie poprzestaje ju� na propagowaniu �rodka na porost w�os�w, staje si� p�tniczk� uszcz�liwiaj�c� �ysiej�cy �wiat, obdarzaj�c� zast�py pielgrzym�w monstrualnymi brodami. Na tych dalszych drogach poszczeg�lne postacie z odr�bnych reklam spotykaj� si�, wszystko wkracza na �cie�ki tej samej uniwersalnej mitologii. Brodaci podopieczni Anny Csillag z katarynkami ??rodem z innej reklamy ? ruszaj� w �wiat jako w�drowny lud kataryniarzy. Z ich katarynek, z katarynkowych melodii wyfruwaj� chmary kanark�w harce�skich, wywodz�cych si� zn�w z ca�kiem innego anonsu w dziale og�osze� Ksi�gi. Wszystko spokrewni� si� ze sob�, zanikaj� odr�bno�ci w�tk�w i przedmiot�w. Podobnie w Drugiej jesieni Donkiszot trafia pod Mickiewiczowski dach Pana Tadeusza, a Robinson dociera w drohobyckie strony ??do Bolechowa. W �wiecie Schulza rz�dzi wielka wsp�lnota, dyktowana jedno�ci� doznaj�cego podmiotu. Schulz by� mitologiem nie tylko z uwagi na jego g��wn� zasad� artystycznej kreacji. By� wyznawc� mitu jako sceptyk w dziedzinie poznania. Wyrazem tego stanowiska s� teoretyczne rozwa�ania w eseju pt. Mityzacja rzeczywisto�ci, przy czym przekonanie o ograniczonych mo�liwo�ciach poznania, o bezradno�ci epistemologicznej cz�owieka, daje asumpt do zmniejszenia dystansu mi�dzy zdolno�ci� poznawcz� wiedzy i sztuki, a nawet prowadzi do stwierdzenia, �e poezja i nauka zmierzaj� do jednego celu, jedynie d���c do� odmiennymi, sobie w�a�ciwymi drogami. �Dlatego wszelka poezja jest mitologizowaniem ??pisze Schulz ??d��y do odtworzenia mit�w o �wiecie. Umitycznienie �wiata nie jest zako�czone. Proces ten zosta� tylko zahamowany przez rozw�j wiedzy, zepchni�ty w boczne koryto, gdzie �yje, nie rozumiej�c swego istotnego sensu. Ale i wiedza nie jest niczym innym jak budowaniem mitu o �wiecie, gdy� mit le�y ju� w samych elementach i poza mit nie mo�emy w og�le wyj��. Poezja dochodzi do sensu �wiata anticipando, dedukcyjnie, na podstawie wielkich i �mia�ych skr�t�w i przybli�e�. Wiedza d��y do tego samego indukcyjnie, metodycznie, uwzgl�dniaj�c ca�y materia� do�wiadczenia. W gruncie rzeczy i jedna, i druga zd��aj� do tego samego�. Bergsonowski intuicjonizm nieobcy by� pogl�dom i psychicznej strukturze Schulza. Rezultaty umityczniania �wiata przybieraj� niekiedy �udz�co podobn� posta� do wynik�w docieka� wsp�czesnej wiedzy. Wprowadzane drog� poezji, wsparte na subiektywnych, intuicyjnych odczuciach, samodzielnie prowadz� jak gdyby w pobli�e naukowych teorii o naturze rzeczywisto�ci. Einsteinowskie, zrelatywizowane poj�cie czasu jest sprzeczne ze zdrowym 18 rozs�dkiem, ale nie z subiektywnym doznawaniem emocjonalnym. Te szlachetne parantele sprawiaj�, �e Schulzowska mitologia tym bardziej weryfikuje si� i uprawdopodobnia, wsparta ponadto quasi-naukow� terminologi�. Nie ma powrot�w do dzieci�stwa �w og�le�, Schulz powraca do w�asnego dzieci�stwa, w kt�rym odnajduje elementy w�asnych poetyckich konstrukcji. Tam, w dzi