6710
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 6710 |
Rozszerzenie: |
6710 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 6710 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 6710 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
6710 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
�wiadkowie Jehowy od wewn�trz
-Wst�p
-Wykaz skr�t�w
-W g��wnej siedzibie �wiadk�w
-Zbory
-Zebrania
- Studium nauk towarzystwa Stra�nica
-G�osiciele "Nowej ewangelii"
-Modlitwa
-Obchodzenie pami�tki
-Chrzest
-Wykluczenie z organizacji
-�wiadkowie Jehowy wobec wykluczonych
-Moralno��
-��u�ba g�osicielska
-�ycie ma��e�skie i rodzinne
-�wiadkowie Jehowy jako obywatele
-Zdrowie psychiczne
-Jak rozmawia� ze �wiadkami Jehowy
-Organizacja �wiadk�w Jehowy w ocenie by�ych jej cz�onk�w
-Wypowiedzi autor�w ksi��ki i artyku��w o �wiadkach Jehowy
-Bibliografia
Redaktor
O. Sebastian Ruszczycki OCD
Redakcja techniczna i sk�ad komputerowy
O. Elizeusz Bagi�ski OCD
IMPRIMI POTEST
O. dr Wies�aw Kiwior OCD
Prowincja� Prowincji Krakowskiej Karmelit�w Bosych
Krak�w, dnia 8 marca 1999 r.
Nr 135/99
IMPRIMATUR
Jan Szkodo�, wik. gen.
Krak�w, dnia 17 marca 1999 r. L. 382/99
Wydawnictwo Karmelit�w Bosych
31-222 Krak�w, ul. Z. Glogera 5
tel.: (012) 415-22-45, 415-46-19
fax: (012) 415-29-88
ISBN 83-87527-44-0
WST�P
Po�wi�caj�c t� kolejn� ksi��k� �wiadkom Jehowy, nie pragniemy bynajmniej przez
to lekcewa�y� zagro�enia, jakie niesie ze sob� ka�da inna sekta, niezale�nie od tego
sk�d do nas przybywa i jak� nosi nazw�. Istniej� jednak�e sekty, kt�re stanowi�
wyj�tkowe niebezpiecze�stwo dla wiary wielu katolik�w. Do takich sekt, kt�re niejako
w swym programie dzia�ania maj� wypisany antykatolicyzm, zaliczy� musimy w�a�nie
organizacj� �wiadk�w Jehowy. Przed jej zgubnym wp�ywem przestrzega� ju� �w.
Maksymilian Maria Kolbe. Katolicy w Polsce powinni wi�c lepiej sobie u�wiadomi�, �e
nie istnieje w Polsce jak dot�d �adna inna sekta, kt�ra odnosi�aby tak wielkie
sukcesy, i to ich kosztem. Jest to mo�liwe dzi�ki doskonale zorganizowanej i
konsekwentnie prowadzonej akcji propagandowej: ulica po ulicy i dom po domu.
Do�wiadczenie potwierdza, �e cz�onkowie tej organizacji nigdy si� nie zniech�caj� i
raz wyproszeni z katolickiego domu, powr�c� niebawem, ale dla niepoznaki w
zmienionym sk�adzie, aby dalej sia� k�kol swych b��dnych i przewrotnych w swej
istocie nauk. Nic wi�c dziwnego, �e ka�dego roku organizacja �wiadk�w Jehowy
zbiera tak obfite �niwo: kilkaset tysi�cy nowych cz�onk�w na �wiecie, a wiele tysi�cy
Polsce (rok 1998 okaza� si� dla nich wyj�tkowo niepomy�lny, gdy� zdo�ali ochrzci�
�tylko" 4 516 os�b, zamiast jak zwykle 6-7 000). Dla orientacji podajemy, �e w
Polsce mamy obecnie prawie 124 tys. �wiadk�w Jehowy ( w �wiecie jest ich blisko 5,
9 mln). Je�li uwzgl�dnimy jeszcze osoby, kt�re z nimi ju� �studiuj�" i osoby, kt�re w
jaki� spos�b z nimi sympatyzuj�, og�ln� liczb� os�b uzale�nionych od tej organizacji
nale�y zwielokrotni� (��cznie z nie ochrzczonymi dzie�mi �wiadk�w, liczby te
wynosz�: dla Polski ponad 233 tys., dla ca�ego �wiata prawie 14 mln). �wiadkowie
nie mog� wi�c by� traktowani jako problem marginesowy i lokalny.
Nasza ksi��ka powinna w�a�ciwie nosi� tytu� m�wi�cy o zatrutych owocach nauk
�wiadk�w Jehowy. Istotnie, g��wny cel, kt�ry nam przy�wieca� przy jej pisaniu, by�o
pragnienie zaprezentowania zgubnych owoc�w antychrze�cija�skich nauk
Towarzystwa Stra�nica. Owoce te b�d� �atwe do zauwa�enia na ka�dej prawie
stronie tej ksi��ki. Aby ten cel zrealizowa�, pos�u�ymy si� licznymi �wiadectwami
by�ych �wiadk�w Jehowy, w�r�d kt�rych znale�li si� m.in. R. Franz, R. Solak, W.J.
Schnell ( ich wiarygodno��, naszym zdaniem, nie powinna budzi� wi�kszych
w�tpliwo�ci), oraz wypowiedziami os�b, kt�re dobrze znaj� t� sekt� (zob. rozdzia�.
XVIII).
Ksi��ka sk�ada si� z licznych rozdzia��w, ale ich uk�ad odpowiada pewnej
przyj�tej przez nas koncepcji: �od g�ry do do�u". Najpierw przybli�ymy wi�c miejsce
(z historycznego punktu widzenia b�d� to miejsca), w kt�rym uk�ada si� jehowickie
nauki i z kt�rego rozlewaj� si� one dalej, na ca�y �wiat. Nast�pnie, po ukazaniu �ycia
i dzia�alno�ci �wiadk�w Jehowy w ich g��wnej siedzibie w Brooklynie, zajmiemy si�
�yciem i aktywno�ci� zbor�w, kt�re stanowi� podstawowy element ca�ej organizacji.
Wyjdziemy tak�e poza zb�r, aby przypatrze� nieco �yciu ma��e�skiemu i rodzinnemu
�wiadk�w, w kt�rym zatrute owoce nauk Towarzystwa Stra�nica b�d� szczeg�lnie
widoczne. Za bardzo wa�ny rozdzia� uwa�amy ten, kt�ry po�wi�cili�my zdrowiu
psychicznemu �wiadk�w. W ksi��ce nie zabraknie te� wskaz�wek, w jaki spos�b
nale�a�oby rozmawia� ze �wiadkami. Ksi��k� zamkn� wypowiedzi os�b, kt�re by�y
zwi�zane z organizacj� (byli �wiadkowie Jehowy), jak i tych, kt�rzy szczeg�lnie
interesuj� si� t� sekt� i pisz� na jej temat. To g��wnie dzi�ki tym osobom, a wi�c ich
wypowiedziom i �wiadectwom, ksi��ka ta nabiera warto�ci. 1 to oni w rzeczywisto�ci
s� jej autorami.
Jako autor mam cich� nadziej�, �e t� ksi��k� odpowiem, przynajmniej w cz�ci, na
pro�by tych by�ych �wiadk�w Jehowy, kt�rzy prosili mnie w swych listach, abym w
nast�pnej ksi��ce (je�li tak� zamierzam napisa�) podj�� wiele innych spraw, kt�rych
zabrak�o we wcze�niej wydanych przeze mnie ksi��kach (zob. Bibliografia). Ksi��k�
t� traktuj� wi�c jako konieczne uzupe�nienie i moj� odpowied� na wspomniane wy�ej
pro�by.
W ostatnich latach ukaza�o si� kilka nowych pozycji o �wiadkach Jehowy. O
jednej z nich nale�y koniecznie wspomnie�. Na pocz�tku ub. roku wysz�o nowe i
poszerzone wydanie cennej ksi��ki W�odzimierza Bednarskiego, kt�ra otrzyma�a
nieco poszerzony tytu�: W obronie wiary. Pismo �wi�te a nauka �wiadk�w Jehowy,
innych sekt i wyzna� niekatolickich*. Jest to jak dot�d jedyna u nas ksi��ka, kt�ra tak
kompetentnie i tak wyczerpuj�co przedstawia najwa�niejsze nauki sekty i uzasadnia
ich b��dno�� w oparciu o autorytet Pisma �w. i solidn� znajomo�� doktryny Ko�cio�a
katolickiego. Polecam wi�c bardzo t� ksi��k� tym wszystkim zainteresowanym,
kt�rzy pragn� lepiej pozna� i zrozumie� fenomen �wiadk�w Jehowy.
I na koniec pragn� serdecznie podzi�kowa� Dyrektorowi Wydawnictwa Karmelit�w
Bosych w Krakowie, Ojcu Benedyktowi Belgrau OCD oraz Ojcu Sebastianowi
Ruszczyckiemu OCD, redaktorowi tej ksi��ki, bez kt�rych �yczliwo�ci i pomocy nie
mog�aby si� ona ukaza�. Szczeg�lnie za� dzi�kuj� Ojcu Sebastianowi za jego �cis��
wsp�prac� i wiele cennych uwag, dzi�ki kt�rym ksi��ka ta tak wiele zyska�a.
WYKAZ SKROT�W
I . Skr�ty ksi�g Pisma �w. wg Biblii Tysi�clecia (BT), wyd. 3.
2. Skr�ty ksi��ek �wiadk�w Jehowy
B - B�dziesz m�gl �y� wiecznie w raju na ziemi, Brooklyn N.Y. 1982 (wyd. polskie -
1984).
H - �wiadkowie Jehowy - glosiciele Kr�lestwa Bo�ego, Brooklyn N.Y. 1995.
P - Prowadzenie rozm�w na podstawie Pism, Brooklyn N.Y. 1991.
W - Wiedza, kt�ra prowadzi do �ycia wiecznego, Brooklyn N.Y. 1995.
3. Skr�ty ksi��ek cz�ciej cytowanych o �wiadkach Jehowy GP - G. Pape, Bylem
�wiadkiem Jehowy, Warszawa 1991. HT - H.-J. Twisselmann, Od �wiadka Jehowy
do �wiadka Jezusa Chrystusa, Warszawa 1994.
JB - J.R. Bergman, [ �wiadkowie Jehowy a zdrowie psychiczne - oprac. fragment�w
ksi��ki dra Bergmana (1987) przez T. Po�genska w t�um. K. S�upskiego; zob.
Bibliografia ].
KG - K. Guindon, Prawda was wyzwoli, Krak�w I 995.
RF - R. Franz, Kryzys sumienia, Gdynia 1997. RS - R. Solak, Prorocy z Brooklynu,
Toru� 1992.
TK - T. Kunda, Aby� nie wpadl w sidla Zlego!, Gdynia-Warszawa 1991.
skr�t�w
4. Inne skr�ty
Biblia NW - Pismo �wi�te w Przekladzie Nowego �wiata, 1997, (Biblia jehowicka).
CK - Cia�o Kierownicze organizacji �wiadk�w Jehowy
BP - Biblia Pozna�ska, wyd. 2.
Uwaga. * Jako og�ln� zasad� przyj�to, �e nie b�dziemy podawali nazwisk by�ych
�wiadk�w Jehowy w ich pe�nym brzmieniu, je�li nie s� oni autorami osobnych
publikacji, wykorzystanych w tej ksi��ce.
* Wszystkie teksty uj�te w nawiasy kwadratowe [ ] pochodz� od autora.
WS - W. J. Schnell, Trzydzie�ci lat w niewoli �Stra�nicy", (bez m. i r. wyd.).
W G��WNEJ SIEDZIBIE �WIADK�W JEHOWY
Ka�dy �wiadek Jehowy, gdy zostanie zapytany o korzenie jego w�asnej wiary,
odpowie nam bez wahania s�owami, kt�re odnajdziemy w ich instrukta�owym
podr�czniku Prowadzenie rozm�w na podstawie Pism (P): "Wed�ug Biblii rodow�d
�wiadk�w Jehowy ci�gnie si� od wiernego Abla" (s. 348). Nast�pnie otworzy
prawdopodobnie Pismo �w. na Hbr 1 1, 4 ~ 12, 1 z NT i odczytuj�c ten tekst
zaakcentuje zdanie, w kt�rym jest mowa o "wielkim ob�oku �wiadk�w" (wg Biblii NW).
By� mo�e, �e swoj� wypowied� uzupe�ni jeszcze jednym wersetem biblijnym, tym
razem z Apokalipsy, aby podkre�li�, �e Jan Aposto� pisze w nim o Jezusie Chrystusie
jako "�wiadku wiernym i prawdziwym" (3, 14) i doda ju� od siebie, �e Jezus "by�
najwi�kszym �wiadkiem Jehowy" (P 348). Na udzieleniu tych kilku zwi�z�ych
informacji, wi�kszo�� �wiadk�w ( jak s�dzimy ) wola�aby zako�czy� rozmow� na ten
temat staraj�c si� zainteresowa� rozm�wc� "prawd�", kt�r� g�osz�.
A co z tymi, kt�rym nie wystarczy�yby powy�sze informacje i chcieliby dowiedzie�
si� od �wiadk�w czego� wi�cej o przesz�o�ci "organizacji Jehowy"(P 223)? Wobec
takich os�b �wiadkowie b�d� zmuszeni ujawni� nieco wi�cej szczeg��w, co woleliby
od�o�y� na p�niej, jak ju� dana osoba zacznie darzy� ich pewnym zaufaniem. Tak�
osob� b�dzie mo�na w�wczas o wiele �atwiej wtajemniczy� w tzw. "nowo�ytn�
histori� �wiadk�w Jehowy", kt�r� zapocz�tkowa� w ub. wieku w Stanach
Zjednoczonych zamo�ny kupiec �ydowski Karol Russell i jego "badacze" Pisma �w.
(por. P 348~349). Wtedy te� by�oby znacznie �atwiej przekona� j�, �e utworzona w
1931 r. przez J. F. Rutherforda, nast�pc� Russella, Organizacja �wiadk�w Jehowy,
stanowi tylko "przywr�cenie chrystianizmu z I wieku n.e." po "wielkim odst�pstwie"
Ko�cio�a (P 349; por. H 33~40 ).
Ale nie jest celem tej ksi��ki powtarzanie tego, co na temat pocz�tk�w i historii
�wiadk�w Jehowy napisali�my przy innej okazji'. Na tych stronach ograniczymy si�
tylko do podania kilka szczeg��w historycznych, kt�re pozwol� nam zlokalizowa�
miejsce, a raczej miejsca, w kt�rych mie�ci�a si� i mie�ci si� obecnie centrala sekty
na ca�y �wiat. 1 powiedzmy to mo�e od razu, �e tym miejscem od blisko stu lat jest
Brooklyn, dzisiaj jedna z dzielnic Nowego Jorku. To w�a�nie w Brooklynie przebywa
stale kilkunastoosobowa grupa kierownicza sekty, tzw. "Cia�o Kierownicze" (CK),
sk�adaj�ce si� ( w co maj� wierzy� wszyscy �wiadkowie ) wy��cznie z
"namaszczonych duchem �wi�tym" ich wsp�braci, a kt�rych Jehowa przeznaczy� do
kr�lowania w niebie w gronie 144 000 os�b. To pod kierunkiem tych ludzi opracowuje
si� wszystkie "prawdy" biblijne i to oni zatroszczyli si� o opracowanie "biblijnej"
historii �wiadk�w Jehowy dla swoich cz�onk�w, kt�ra si�ga wspomnianego Abla (por.
H lOn). Ale skoro ju� �w. Pawe� udzieli� Tymoteuszowi cennej wskaz�wki, aby nie
pozwala� wiernym "zajmowa� si� ba�niami" (1 Tm 1, 4), przeto i my pragniemy od
razu podj�� zasygnalizowany wcze�niej temat, kt�ry pozwoli nam przyjrze� si� nieco
bli�ej "nowo�ytnym" losom siedziby sekty.
1. Losy g��wnej siedziby Towarzystwa Stra�nica
G��wna siedziba Towarzystwa Stra�nica (cz�sto stosowany skr�t
"Towarzystwa Traktatowego ~ Stra�nica Syjo�ska", za�o�onego w 1881 r. przez
Karola Russella i przekszta�conego przez niego w 1884 r. w sp�k� akcyjn�), kt�r�
nazwano "Biurem G��wnym", mie�ci�a si� pocz�tkowo w Pittsburghu, p�niej w
Allegheny, rodzinnym mie�cie Russella (dzi� przedmie�ciu Pittsburgha). Dosy�
dynamiczny rozw�j sekty zmusi� Russella do ci�g�ej rozbudowy siedziby. Tak powsta�
w 1889 r. wielokondygnacyjny gmach przy Arch Street w Allegheny, kt�ry ochrzczono
nazw� "Dom Bo�y", czyli "Betel". Dom ten s�u�y� "ludziom Stra�nicy"(jak ich czasami
nazywano) przez 19 lat. Jednak�e narastaj�ca niech�� do "badaczy" Pisma �w. w
Allegheny, wywo�ana g��wnie kompromituj�cymi procesami "pastora" Russe11a2,
zmusi�a ich do przeniesienia w�asnej siedziby w nowe miejsce. Na now� siedzib�
wybrano nowojorski Brooklyn. W roku 1908 przedstawiciele Towarzystwa Stra�nica
zakupili wi�c w Brooklynie by�y dom misyjny Ko�cio�a kongregacjonalist�w przy Hicks
Street ("Plymouth Bethel") i inny jeszcze budynek, znajduj�cy si� w pobli�u. Ten
pierwszy, po przebudowaniu, nazwano "Przybytkiem Brookly�skim" i ulokowano w
nim biura Towarzystwa oraz sal� zebra�. Drugi budynek, kt�ry s�u�y� za dom
mieszkalny dla pracownik�w g��wnej siedziby Towarzystwa, otrzyma� wcze�niejsz�
nazw� "Betel", tak jak to by�o w Allegheny.
Podczas pobytu Rutherforda w wi�zieniu (1918~1919), na kt�re zas�u�y� sobie
nawo�ywaniem do sprzeciwu wobec pe�nienia s�u�by wojskowej (otrzyma� wyrok 20
lat pozbawienia wolno�ci, ale pr�dko wyszed� po zap�aceniu kaucji w wysok. 10 tys.
dol.) Przybytek Brookly�ski sprzedano, natomiast Dom Betel zamkni�to. To czasowe
opuszczenie Brooklynu w 1918 r. by�o podyktowane nie tylko trudno�ciami ~ jak
pisz� ~ ze zdobyciem w�gla, ale wynik�o ono r�wnie� z "nienawi�ci do Badaczy
Pisma �wi�tego, tak powszechnej w�wczas w Nowym Jorku" (H 577). Gdy w roku
1919 Rutherford opuszcza� wi�zienie, Biuro G��wne Towarzystwa Stra�nica dzia�a�o
na powr�t w Pittsburghu, jednak przeprowadzka do Brooklynu nast�pi�a jeszcze tego
samego roku, w pa�dzierniku. Sprawdzianem s�uszno�ci tej decyzji mia�a by� "pr�ba
z w�glem", jakiej Rutherford podda� Jehow� Boga. Nast�pca Russella chcia� mie�
"pewno��", �e taka jest wola Bo�a i dlatego poleci� zam�wi� u w�adz a� 500 ton
w�gla w sytuacji, gdy jego zdobycie w tamtym czasie nie by�o �atwe. Gdy wi�c w�giel
nadszed�, Badacze uznali to za "nieomyln� wskaz�wk�", �e powr�t do Brooklynu
odpowiada "woli Bo�ej" (H 578).
Min�o kilka kolejnych miesi�cy od ponownego pojawienia si� Badaczy w Brooklynie,
a oto zdarzy� si� kolejny "cud": Badacze, kt�rych by�o w tamtym czasie zaledwie
kilkana�cie tysi�cy (prawie po�owa Badaczy odesz�a nied�ugo po �mierci Russella w
1916 r.), z "przychylno�ci Jehowy" zakupili now� maszyn� rotacyjn� do drukowania
czasopism. Tak nowoczesnych maszyn w USA by�o tylko kilka, gdy� by�y one
niezwykle drogie. Rutherford nabywa kolejne budynki i przystosowuje je do
przysz�ych zada�. W roku 1920 Badacze dysponuj� ju� kompletn� drukarni�, chocia�
jeszcze nie tak wielk�, ale "dobrze wyposa�on�" (H 578). W dwa lata p�niej
Rutherford zakupi� ca�y sprz�t, kt�ry jest niezb�dny do samodzielnego wydawania
ksi��ek, czyli wszystko to, co jest potrzebne "do sk�adania, galwanotypii, drukowania
i oprawiania" (H 580). Ca�y ten drogi sprz�t ulokowano w wynaj�tym
sze�ciokondygnacyjnym budynku. Nie min�y kolejne 4 lata, a Badacze byli ju� w
posiadaniu nowoczesnej maszyny drukarskiej, sprowadzonej z Niemiec. Dzisiaj
chwal� si�, �e "wszystko przemawia za tym, �e by�a to pierwsza w Ameryce
maszyna rotacyjna do produkcji ksi��ek" (H 581). Nie dziwi wi�c, �e jeszcze za
prezydentury Rutherforda w Brooklynie "rocznie produkowano miliony egzemplarzy
czasopism i broszur, a pr�cz tego codziennie a� 10 000 ksi��ek" (H 585).
Rodzi si� wi�c uzasadnione pytanie: sk�d Rutherford bra� na to wszystko pieni�dze?
Ale �wiadkowie Jehowy wol� milcze� na ten temat. Dla nas jest oczywiste, �e
nieliczni i niezbyt zamo�ni Badacze nie mogliby sobie pozwoli� na stworzenie tak
ogromnej i tak nowoczesnej bazy wydawniczej w Brooklynie i �e kto� musia� im w
tym pom�c. Odpowied� na postawione pytanie nadesz�a nieoczekiwanie ju� w 1924
r., gdy si� okaza�o, �e Badacze Pisma �wi�tego s� zale�ni finansowo od masonerii.
W tym to w�a�nie roku, podczas rozprawy s�dowej w St. Gallen w Szwajcarii,
przed�o�ono dow�d: autentyczny list masona wysokiego stopnia datowany na 27
grudnia 1923 r. w kt�rym czytamy m.in.: "My dajemy badaczom Pisma w wiadomej,
bezpo�redniej drodze znaczn� kwot�, zaofiarowan� przez pewn� grup� braci
[mason�w], kt�rzy zarobili na wojnie [I wojnie �wiatowej] kolosalne pieni�dze. Dla ich
grubego portfela suma ta nie gra �adnej roli". Zwr��my jeszcze uwag� na niezwykle
wa�ne zako�czenie tego listu: "Zasad�, kt�ra ma na celu podb�j danego kraju, jest
wykorzysta� jego s�abo�ci, podkopa� jego podwaliny. Katolicy i ich dogmaty stoj� na
przeszkodzie naszym planom, a zatem musimy wszystko uczyni�, aby zmniejszy�
ilo�� zwolennik�w wiary katolickiej oraz j� o�mieszy�".
Za N.H. Knowa (1905~1977), trzeciego prezydenta �wiadk�w, jak i jego
nast�pc�w, "drukarni� i biurowce w Brooklynie pisz� dzisiejsi �wiadkowie trzeba
by�o powi�kszy� jeszcze wiele razy" (H 588~589). Jednak�e dalsza rozbudowa
centrali w Brooklynie nie mog�a posuwa� si� tak szybko, jakby sobie �yczono, a to
g��wnie z powodu ograniczonych mo�liwo�ci nabycia gruntu wok� tej�e centrali z
zamiarem rozwoju drukarni. Postanowiono wi�c rozbudowywa� w�asn�
"og�lnoziemsk� sie� drukarni". Za Russella prace poligraficzne zlecano r�nym
firmom komercyjnym. Ju� w roku 1881 literatur� sekty drukowano w Wielkiej Brytanii,
a nieco p�niej w Niemczech (od 1903), w Grecji (od 1906), w Finlandii (od 1910), a
nawet w Japonii (od 1913). Po t wojnie �wiatowej "mn�stwo publikacji ksi��ek,
broszur, czasopism i traktat�w wydawano w �wieckich drukarniach Wielkiej Brytanii,
krajach skandynawskich, w Niemczech i Polsce, a cz�� r�wnie� w Brazylii oraz w
Indiach" (H 581).
Rozw�j w�asnej sieci poligraficznej sprawi�, �e "do roku 1975 w drukarniach
Towarzystwa Stra�nica pracowa�o na ca�ym �wiecie 70 du�ych maszyn rotacyjnych"
(H 591). Ten olbrzymi i w�asny ju� potencja� produkcyjny pozwoli� �wiadkom Jehowy
na wydanie tylko w 1976 roku ponad 70 mln ksi��ek i Biblii (NW), 513 mln czasopism
i 35 mln broszuro. Dzisiaj ten potencja� wydawniczy jeszcze si� zwielokrotni�. Na
przyk�ad w 1992 r. w miejscowo�ci Wallkill (ok. 150 km od Brooklynu), gdzie znajduje
jedna z drukar� �wiadk�w, uruchomiono 4 maszyny offsetowe firm MAN~Roland
oraz Hantscho, kt�rych "wydajno�� wynosi�a ponad milion czasopism dziennie"! (H
592). Dla uzupe�nienia tych informacji, warto przytoczy� w tym miejscu tekst ze
"Stra�nicy", w kt�rym �wiadkowie przedstawiaj� w�asne, niezwyk�e osi�gni�cia
wydawnicze za rok 1996:
"Prac� tej armii t�umaczy [�wiadkowie t�umacz� swoj� literatur� w `przesz�o 300
j�zykach' ("Stra�nica" 1/1996, s. 17)] wspieraj� drukarnie w 24 oddzia�ach
Towarzystwa Stra�nica, gdzie spod pras wychodzi coraz wi�cej publikacji. W
g��wnych oddzia�ach w dalszym ci�gu montowano nowe szybkobie�ne maszyny
rotacyjne. Z miesi�ca na miesi�c r�s� nak�ad Stra�nicy i Przebud�cie si�! a� do 943
892 S00 egzemplarzy, co oznacza 13,4 procent wzrostu w ci�gu roku. Tylko w USA,
Brazylii, Finlandii, Niemczech, W�oszech, Japonii, Korei i Meksyku wydrukowano 76
760 098 egzemplarzy Biblii i ksi��ek, to jest 40 procent wi�cej ni� w roku 1995.
R�wnie� inne oddzia�y mia�y znaczny wk�ad w og�lny wzrost produkcji literatury"
("Stra�nica" 1/1997, s. 13).
2. �ycie w "centrum �wiata"
Dla by�ego �wiadka Jehowy, Kena Guindona, centrala w Brooklynie
przedstawia�a sob� "centrum �wiata", "serce ziemskiej organizacji" Jehowy. Praca i
przebywanie w tym miejscu jest marzeniem ka�dego prawie �wiadka. Ale nie
wszyscy mog� dost�pi� tej �aski, by na co dzie� obcowa� z tymi, kt�rych Jehowa
wybra� i "nama�ci�" swoim �wi�tym duchem, i kt�rzy w Jego imieniu rz�dz� Jego
ludem (KG 41, 43).
Opublikowane �wiadectwa by�ych �wiadk�w, z kt�rych niekt�rzy d�ugie lata
przebywali w Brooklynie jako cz�onkowie tzw. "Rodziny Betel", pozwalaj� nieco
dok�adniej przyjrze� si� �yciu temu najwa�niejszemu z Betel, na barkach kt�rego
spoczywa ca�y ci�ar odpowiedzialno�ci za "�wi�t� Bo�� Organizacj�" �wiadk�w
Jehowy. Przypomnijmy, �e konieczno�� powo�ania do �ycia takiej organizacji,
zapowiedzia� Rutherford ju� w 1926 r. podczas kongresu Badaczy w Londynie.
Prezydent argumentowa� ten krok nast�puj�co:
"B�g stworzy� od pocz�tku organizacj�, ale szatan ukrad� t� my�l Bo�� i stworzy�
organizacj� dla siebie. Wszystkie ko�cio�y i �wieckie organizacje s� organizacjami
szatana. Natomiast Towarzystwo Stra�nica i wszyscy jego zwolennicy stanowi�
organizacj� Bo��. Jest ona `ma��onk� Bo��"' (WS 27).
Wi�kszo�� Badaczy by�o oczywi�cie zaskoczonych tym nag�ym zwrotem w kierunku
przekszta�cenia Towarzystwa Stra�nica "w wysoko wydajn� nowoczesn� organizacj�
i stosowaniem na ka�dym kroku metod organizacyjnych". Widzieli oni, �e by�a to
"wyra�na sprzeczno�� komentuje to wydarzenie Schnell pomi�dzy zaciek�ymi
atakami na ca�e chrze�cija�stwo z racji jego zorganizowania, a obecnymi d��eniami"
ich w�asnego kierownictwa (tam�e).
Cytowany wy�ej przez nas Schnell, przebywa� w Brooklynie za prezydenta
Rutherforda. Wcze�nie zdoby� on du�e do�wiadczenie w Betel w Magdeburgu. Jego
magdeburska centrala, dzi�ki niemieckiej solidno�ci, szczyci�a si� wspania�ymi
wynikami pracy na rzecz Towarzystwa. Jak sam zauwa�a, "dzia�o si� tak ze wzgl�du
na odmienny charakter ludzi ameryka�skich". Widzia�, �e Amerykanie odrzucali
"wszelki przymus i komenderowanie, przyzwyczajeni do demokratycznych stosunk�w
spo�ecznych, nie poddawali si� tak �atwo teokratycznym koncepcjom `Stra�nicy"' (WS
39).
W Magdeburgu �elazn� dyscyplin� uzupe�nia�o szpiegostwo. "Personel centrali
wspomina Schnell by� naszpikowany szpiegami, a donosicielstwo by�o cnot� (...).
Wszystkie donosy pod adresem pracownik�w by�y skrz�tnie notowane i ka�dy z nas
mia� swoj� rubryk�. Zapisywane w niej `grzechy' wykorzystywane by�y w chwili, gdy
kto� z nas wychyla� si� z szeregu. W�wczas, wezwany do dyrektora, by� og�uszany
esencj� swoich `przest�pstw' i zazwyczaj przestraszony wraca� czym pr�dzej do
zaprz�gu". Centrala w Brooklynie musia�a chyba dobrze wynagradza�
wspomnianego dyrektora, skoro "w czasach powszechnej biedy zauwa�a Schnell
ubiera� si� kosztownie i �y� wystawnie, przedsi�bior�c kosztowne i niepotrzebne
podr�e najdro�szymi �rodkami lokomocji" (WS 36~37).
W 1937 r. Schnell dost�pi� "zaszczytu osobistej wizyty u `wodza' Judge Rutherforda",
kt�ry dowiedzia� si� o jego propozycji usprawnienia pracy centrali. W taki spos�b
Schnell sta� si� cz�onkiem Rodziny Betel w Brooklynie. "Porz�dek wspomina po
latach panowa� tu podobny, jak w centrali magdeburskiej. W okresie posi�k�w ca�a
`rodzina' zbiera�a si� przy stole. Rano, przy �niadaniu czytano `codzienn� mann�',
zadawano pytania i ��dano odpowiedzi. Poniewa� ca�e �niadanie trwa�o 30 minut,
nale�a�o si� porz�dnie �pieszy�, aby opr�cz tego programu m�wionego jeszcze co�
zje��. Posi�ki obiadowe przeplatane by�y opowiadaniem do�wiadcze�, po kt�rych
zn�w nast�powa�y pytania i odpowiedzi. Tylko wiecz�r by� wolny, gdy� wi�kszo��
`rodziny' rozchodzi�a si� na liczne wieczorne zebrania" (WS 57).
Prezydent Rutherford tylko czasami zjawia� si� przy stole. "W�wczas dr�eli wszyscy
kierownicy wydzia��w, gdy� znany by� jego sarkazm i ironia. By�em �wiadkiem
wspomina dalej Schnell jak pewnego razu wzi�� na tapet� jednego z agent�w
sprzeda�y. Biedny ch�opak czerwieni� si� jak burak, gdy� prezes nie tylko zrobi� z
niego pacho�ka, ale wprost wych�osta� go ze wszystkich stron s�owami" (WS 57~58).
Schnell mia� z�e przeczucie, �e i tu, w Brooklynie, kr�luje donosicielstwo. Wkr�tce te
jego obawy si� potwierdzi�y i zauwa�y�, �e jest "pod sta�� obserwacj�", a wszystkie
jego "grzechy" s� skrupulatnie notowane w "czarnej ksi�dze" (WS 58~59).
Nieco p�niej z central� �wiadk�w Jehowy w Brooklynie zetkn�� si� znany nam ju�
Ken Guindon, kt�ry sp�dzi� w niej kilka lat (1963~1968). Do Brooklynu przyby� maj�c
23 lata i
By�, jak zaznacza, "pe�en gorliwo�ci i zapa�u", aby po�wi�ci� si� jehowie w tym
"zaszczytnym" miejscu. �ycie, wspomina, rozpoczyna�o si� dzwonkiem o 6.30 i
udaniem si� biegiem pod prysznic, szybkim goleniem si�, aby zameldowa� si� "przy
stole dok�adnie o si�dmej i s�ucha� przed �niadaniem komentarza do jakiego�
biblijnego tekstu". I tak "codziennie rano po�piech i nerw�wka, �eby usi��� na swoim
miejscu w refektarzu!". Razem z nim podobnie uwija si� 800 ludzi. W refektarzu
panuje idealny porz�dek, nad kt�rym czuwaj� "starsi" ka�dego sto�u (KG 43~44).
Przez pierwsze sze�� miesi�cy, Ken po przepracowaniu 8 godzin i 40 minut (praca
trwa�a od poniedzia�ku rano do po�udnia w sobot�) s�ucha� jeszcze dodatkowo w
poniedzia�kowe wieczory wyk�ad�w z Biblii. Natomiast w soboty po po�udniu wszyscy
udawali na g�oszenie "po domach", aby po powrocie podj�� jeszcze "inne obowi�zki".
Na g�oszenie przeznaczano tak�e niedzielne przedpo�udnia, gdy� godziny
popo�udniowe zaj�te by�y na "spotkania wsp�lnoty". Wszyscy cz�onkowie Rodziny
Betel mieli zapewnione "ca�odzienne utrzymanie i czterna�cie dolar�w na miesi�c"
(KG 45).
Najpe�niejszy jednak obraz �ycia w centrali sekty ods�oni� w swej ksi��ce Kryzys
sumienia Raymond Franz, bratanek by�ego prezydenta �wiadk�w F.W. Franza i
wieloletni zarazem "namaszczony" cz�onek Cia�a Kierowniczego (1971~1980). "W
1975 roku jak wspomina dwaj starsi Rodziny `Betel'(jednym z nich by� starszy
pracownik wydzia�u S�u�by, drugim zast�pca nadzorcy domu `Betel') napisali list do
Cia�a Kierowniczego, wyra�aj�cy trosk� o pewne sprawy dotycz�ce wszystkich
cz�onk�w personelu centrali. Chodzi�o im mianowici~ o wzbudzon� przez osoby
nadzoruj�ce atmosfer� strachu oraz rosn�ce uczucie zniech�cenia, a co za tym
idzie niezadowolenia" (RF 71).
Franz pisze, �e do pracy w centrali zg�aszali si� z wielk� ochot� najcz�ciej "ludzie
m�odzi, w wieku 19~20 lat", kt�rzy ofiarowywali swoje najcenniejsze lata na "s�u�b�"
w Betel Jehowie. Od ka�dego z nich wymagano zgody na pozostanie w Betel
minimum przez 4 lata. Bardzo szybko ci m�odzi ludzie odczuli na w�asnej sk�rze,
wywieran� na nich siln� presj�, aby dawali z siebie wszystko. Musieli wi�c podo�a�
pracy i nauce i uwa�a�, aby nikomu nie podpa��. Z tymi m�odymi �wiadkami, ci�gle
zreszt� zmieniaj�cymi si�, Franz_ nieustannie spotyka� si� w ci�gu 10 lat swego
pobytu w Betel. Wielokrotnie zadawa� im pytanie o czas pobytu w centrali, ale jak
zaznacza "nikt spo�r�d tych m�odych ludzi nie poda� okr�g�ej liczby, np. `oko�o roku'
lub: `oko�o dw�ch lat'. Odpowiedzi brzmia�y niezmiennie: `rok i siedem miesi�cy',
`dwa lata, pi�� miesi�cy', albo `trzy lata i miesi�c', i tak dalej". I konkluduje: "Zawsze
wi�c podawano rok, lub dwa lata, oraz dok�adn� liczb� miesi�cy. Nie mog�em oprze�
si� my�li, �e podobnie licz� czas skaza�cy odsiaduj�cy wyrok" (RF 71).
Franz zauwa�a te�, �e "trudno by�o sprowokowa� tych m�odych ludzi do wyra�enia
swej opinii na temat ich s�u�by w centrali (...) Niech�tnie m�wili otwarcie o
czymkolwiek, w obawie, �e ka�da niezbyt pozytywna uwaga mog�aby by� powodem,
�e zostan� sklasyfikowani jako stosuj�c popularne okre�lenie `ZN'(tzn. Osoby o
`z�ym nastawieniu'). Wielu z nich pisze dalej Franz czu�o si�, jakby byli `trybami w
maszynie', czuli si� traktowani raczej jako narz�dzia pracy ni� jako ludzie" (RF 71).
Nadal wszyscy otrzymywali 14 dolar�w wynagrodzenia miesi�cznie, kt�re niekiedy
nie wystarcza�y na elementarne potrzeby, np. Dojazdy na zebrania do sali kr�lestwa,
gdy w tym samym czasie urz�dnicy korporacji Towarzystwa Stra�nica je�dzili
"nowymi, zakupionymi przez korporacj� oldsmobilami, obs�ugiwanymi i czyszczonymi
przez pracownik�w tak, jakby stanowi�y ich w�asno��" (RF 72).
3. Cia�o Kierownicze �wiadk�w Jehowy
Instytucj� Cia�a Kierowniczego (CK), licz�cego z regu�y kilkana�cie os�b, powo�ano
do istnienia dopiero za trzeciego prezydenta �wiadk�w, N.H. Knorra (kierowa� sekt�
od 1942 do 1977). Od tamtego czasu �wiadkowie Jehowy usi�uj� wykaza�, �e CK
jest to zapowiedziany przez Jezusa zbiorowy "niewolnik wierny i roztropny" z
przypowie�ci o s�udze wiernym i niewiernym (Mt 24, 45~51). Tego to "niewolnika",
jak ucz�, wyznaczy� Pan, aby dostarcza� duchowego "pokarmu we w�a�ciwym
czasie", tzn. "biblijnej literatury" Towarzystwa Stra�nica. �wiadkowie przyznaj�, �e
"przez jakie� 30 lat" Badacze Pisma �wi�tego podzielali pogl�d, �e tym
"niewolnikiem" by� Karol Russell (H 143). Dopiero w 1927 r. Badacze mieli zmieni�
ten pogl�d i w "niewolniku" dostrzec odr�bn� klas� "s�ug� zbiorowego" (tam�e). Ale
sk�din�d wiadomo, �e Rutherford pewnego razu stwierdzi�, jakoby "duch zmar�ego
Russella wszed� w niego"5. Nast�pca Russella da� to wyra�nie do zrozumienia
Badaczom, gdy po wyj�ciu z wi�zienia wskaza� im teksty biblijne z �k 21, 12 i Mt 24,
45~47, kt�re jego zdaniem odnosz� si� do niego, tzn. przepowiadaj� jego uwi�zienie
i dalsz� jego misj�, jako wybranego przez Boga wiernego s�ug� (niewolnika). I
rzeczywi�cie, t� swoj� misj� "niewolnika" pe�ni� z ca�� konsekwencj�: najpierw
reformuj�c stron� instytucjonaln� sekty w duchu "teokracji" (rz�d�w Bo�ych), a
nast�pnie pisz�c w�a�ciwie od nowa ca�� jehowick� literatur� wed�ug tego, jak mu
mia� podyktowa� "duch, kt�rego B�g wys�a� do niego z jednej z gwiazd nale��cych
do gromady Plejad"6. Chocia� Rutherford pozostawi� po sobie w spadku �wiadkom
blisko 100 ksi��ek i broszur "tera�niejszej prawdy", to jednak po jego �mierci w 1942
r. zacz�to je wycofywa� z biblioteczek zborowych jako ju� "nieaktualne" ("stare
�wiat�o"). Dok�adnie ten sam los spotka� wcze�niej pisma "wiernego niewolnika"
Russella (ok. 50 tysi�cy stron ksi��ek, broszur i artyku��w).
Raymond Franz niejako z urz�du zainteresowa� si� bli�ej okoliczno�ciami utworzenia
Cia�a Kierowniczego, w kt�rym przysz�o mu przez tyle lat uczestniczy�. W
wspomnianej ksi��ce Kryzys sumienia przytoczy� szereg wypowiedzi ze "Stra�nicy",
w kt�rych dostrzeg� nie tylko jawne fa�szowanie wielu fakt�w z historii organizacji, ale
i okoliczno�ci, kt�re z�o�y�y si� na utworzenie tego rz�dz�cego organizacj� gremium.
Jako przyk�ad manipulacji w�asn� histori�, przytacza tak� oto wypowied�: "Na
podstawie dost�pnych fakt�w mo�na powiedzie�, �e Cia�o i Kierownicze istnia�o w
Biblijnym i Traktatowym Towarzystwie Stra�nica w Pensylwanii. W sk�ad tego Cia�a
Kierowniczego w okresie ostatniego dwudziestopi�ciolecia dziewi�tnastego wieku i
wchodzi� oczywi�cie Ch.T. Russell" ("Stra�nica" z 15 grudnia 1971 r., s. 760~761; wg
wyd. ang.). Tymczasem jeszcze w 1923 r. (Russell zmar� w 1916) "Stra�nica" pisa�a
o swoim ojcu za�o�ycielu: "Cz�sto pytany przez innych, kto jest tym wiernym i
roztropnym s�ug�, brat Russell odpowiada�: `Niekt�rzy m�wi�, �e ja jestem, inni, �e
Towarzystwo"'. Artyku� "Stra�nicy" ko�czy si� s�owami: "Oba te stwierdzenia s�
prawd�; brat Russell bowiem faktycznie by� Towarzystwem w naj�ci�lejszym tego
s�owa znaczeniu, jako ten, kt�ry kierowa� jego polityk� i kursem, nie maj�c przy tym
wzgl�du na jak�kolwiek inn� osob� na ziemi. Czasem szuka� rady innych,
zwi�zanych z Towarzystwem oraz s�ucha� ich sugestii; nast�pnie podejmowa� jednak
decyzje zgodnie ze swym w�asnym os�dem, wierz�c, �e Pan kieruje nim w ten
spos�b". Prawda jest wi�c taka, �e Russell do ko�ca swego �ycia uwa�a� si� za
jednoosobowego "rzecznika Boga", kt�ry nigdy nie widzia� "potrzeby istnienia Cia�a
Kierowniczego". W "Stra�nicy" z 1894 roku sam Russell pisa�:
"Maj�c do dnia I grudnia 1893 roku trzy tysi�ce siedmiuset pi�ciu (3705) uprawionych
do g�osowania udzia�owc�w spo�r�d og�lnej liczby sze�ciu tysi�cy trzystu
osiemdziesi�ciu trzech udzia�owc�w siostra Russell i oczywi�cie ja wybieramy
urz�dnik�w. W ten spos�b zapewniamy kontrol� nad Towarzystwem. Zamiar ten
cz�onkowie Zarz�du rozumieli w pe�ni od pocz�tku" (RF 57~58).
Pierwsze wzmianki o istnieniu Cia�a Kierowniczego zacz�y pojawia� si� dopiero w
latach pi��dziesi�tych. Franz przytacza cytat na ten temat z ksi��ki wydanej przez
Towarzystwo w roku 1955 : "W minionych latach, odk�d Pan wszed� do swej �wi�tyni
[w niebie w 1918] widzialne cia�o kierownicze zacz�o by� �ci�le uto�samiane z Rad�
Dyrektor�w tej korporacji" (RF 65). Jak na ironi� losu, t� siedmioosobow� Rad�
"rozgoni�" Rutherford za wewn�trzny "bunt" czterech jej cz�onk�w. Prezydent
wykorzysta� fakt, �e chocia� to Russell wyznaczy� ich osobi�cie na do�ywotnich
cz�onk�w Zarz�du, jednak�e "cz�onkostwo tych czterech nigdy nie zosta�o
potwierdzone na dorocznym zje�dzie [akcjonariuszy] korporacji" (RF 59). Innymi
s�owy, nie dope�niono tylko zwyk�ej formalno�ci. Rodzi si� wi�c pytanie, czy w �wietle
wyznawanej obecnie doktryny Rutherford pozwoli�by sobie na tak bezkompromisowe
potraktowanie wi�kszo�ci przecie� cz�onk�w cia�a kierowniczego, gdyby wierzy�, �e
to sam Jehowa B�g powo�uje ka�dego z nich i "namaszcza"? (por. B 122~126).
Dorabianie fakt�w jest tu a� nazbyt widoczne!
Do roku 1971 cz�onkowie Zarz�du zbierali si� nieregularnie. Tylko od czasu do czasu
prezydent Nathan H. Knorr zwo�ywa� Zarz�d, kt�ry wkr�tce te� ochrzczono oficjalnym
mianem "Cia�a Kierowniczego"(z du�ej litery), aby rozwa�y� np. "takie sprawy
Towarzystwa, jak nabycie maj�tku (nieruchomo�ci) lub zakupienie nowego
wyposa�enia. By�a zasada wspomina R. Franz �e Zarz�d ani nie ma nic do
powiedzenia w sprawie, jaki materia� biblijny b�dzie publikowany, ani te� w tej kwestii
nie oczekuje si� jego aprobaty (RF 65~66).
Jaka jest wi�c ostateczna prawda o tzw. CK �wiadk�w Jehowy? Oddajmy ponownie
g�os R. Franzowi, by�emu przecie� cz�onkowi tego cia�a, kt�ry dochodzi do
nast�puj�cej konkluzji:
"`Fakty' zaprezentowane wcze�niej [tzn. te, kt�re przedstawi� w rozdz. 3 ,,Cia�o
Kierownicze" swej ksi��ki] zaczerpni�te zar�wno ze stwierdze� samych cz�onk�w
Zarz�du, .jasno pokazuj�, �e faktycznie nie istnia�o �adne cia�o kierownicze ani w
dziewi�tnastym wieku za prezesury Rutherforda, ani nie by�o cia�a kierowniczego
takiego, jakie przedstawiono w tym artykule "Stra�nicy" [z I S grudnia 1971 r., s. 761;
wg wyd. ang.] w czasie, gdy prezesem by� Knorr. Przedstawiony obraz cia�a
kierowniczego robi� dobre wra�enie, lecz by� iluzj�, fikcj�. Pozostaje faktem, �e
monarchiczny ustr�j [tu: jedynow�adczy] dominowa� od momentu powstania
Organizacji (...) To, �e pienwszy prezes [Russell] odznacza� si� �agodno�ci�,
nast�pny by� surowy i autokratyczny [Rutherford], trzeci za� przypomina� cz�owieka
interesu [Knorr], w �aden spos�b nie zmieni faktu, �e ka�dy z nich sprawowa� w�adz�
monarchiczn�" (RF 68).
Ciekawe jest r�wnie� i to, �e po fiasku korSca �wiata w 1975 r. �wiadkowie powr�cili
do idei, wysuni�tej przez wspomnianych czterech dyrektor�w wyrzuconych przez
Rutherforda w 1917 r., tzn. kolektywnego kierowania Towarzystwem Stra�nica.
Jednak�e ich wysi�ki, kt�re mia�y na celu reorganizacj� Towarzystwa, spotka�y si� z
surow� odpraw� w artyku�ach "Stra�nicy". Ich dzia�ania ukazano ni mniej, ni wi�cej
tylko ,jako `spisek ambicjonalny', jako `buntownicza konspiracja', kt�ra z �aski Bo�ej
nie powiod�a si�"! (tam�e).
4. Zwi�zek Cia�a Kierowniczego z zarz�dem sp�ki Towarzystwa Stra�nica
Jak zaznaczyli�my wcze�niej, za�o�yciel Badaczy Pisma �wi�tego Karol Russell
powo�a� do istnienia w 1881 r. korporacj� wydawniczo- propagandow� o nazwie
"Stra�nica Syjo�ska Towarzystwo Traktatowe", kt�r� w 1884 r. przekszta�ci� w sp�k�
akcyjn� i prawnie zarejestrowa� w Pensylwanii. Zaraz te� Towarzystwo Stra�nica
(cz�sto u�ywany skr�t korporacji) wypu�ci�o akcje w cenie 10 dol. za jedn�. Nabywca
jednej takiej akcji dysponowa� ,jednym g�osem" podczas walnych zjazd�w
akcjonariuszy. Russell, aby mie� pe�n� kontrol� nad swoim Towarzystwem, naby�
wi�kszo�� akcji (przeznaczy� na ten cel ca�y maj�tek, odziedziczony po swym ojcu,
zamo�nym hurtowniku i w�a�cicielu sieci sklep�w). W tej sytuacji m�g� by�
dozgonnym prezesem w�asnego Towarzystwa Stra�nica. Jeszcze w 1912 r., a wi�c
na kilka lat przed jego �mierci�, posiada� w swym r�ku 47 tys. akcji na 50 tys., kt�re
wypu�ci�o Towarzystwo'. W taki spos�b Russell by� jednocze�nie prezesem zarz�du
sp�ki akcyjnej i "pastorem" "oko�o 500 zbor�w [Badaczy Pisma �wi�tego] w USA i
Wielkiej Brytanii" (H 54). Jednak dzisiejsze kierownictwo sekty pr�buje wszelkimi
sposobami
ukry� fakt akcyjnego pocz�tku, kierowanego przez nich Towarzystwa Stra�nica i
rozg�asza, i� nie by�y to akcje tylko "datki", sugeruj�c jednocze�nie, �e "by� mo�e
owe datki uznawano za dow�d szczerego zainteresowania dzia�alno�ci� organizacji"!
(H 228~229).
Jak z tego wida�, od samego pocz�tku daje si� zauwa�y� podw�jny charakter
Towarzystwa Stra�nica i stworzonego wok� niego ruchu badackiego. Nast�pca
Russella, Rutherford, dalej pe�ni� t� podw�jn� rol�: przyw�dcy religijnego Badaczy
Pisma �wi�tego (od 1931 r. �wiadk�w Jehowy) i prezesa sp�ki akcyjnej
Towarzystwa Stra�nica. Jednak�e dzia�ania Rutherforda zmierza�y do lepszego
wykorzystania "wszystkich cz�onk�w sekty do dzia�alno�ci kolporterskiej, a tym
samym zwi�kszenia zysk�w p�yn�cych do kasy Towarzystwa Stra�nica"8. Nowy
prezydent osi�gn�� ten cel reorganizuj�c zbory Badaczy w duchu "teokratycznym",
czyli "rz�d�w Bo�ych" jego samego. Od 1925 r. Badacze mieli si� ju� zaj��
kolporta�em literatury "biblijnej" Towarzystwa bezinteresownie, a uzyskane z jej
sprzeda�y pieni�dze sumiennie odprowadza� do centrali w Brooklynie (za Russella
kolporterzy mogli pobiera� dla siebie pewien procent z tych pieni�dzy). W dzisiejszej
literaturze jehowickiej, relacjonuj�cej czasy Russella i Rutherforda, pragnie si�
pomin�� kwitn�cy w�wczas handel ksi��kami i broszurami, wydawanymi przez
Towarzystwo Stra�nica. Badacze mieli nie tyle "sprzedawa� swe publikacje",
chocia� jak przyznaj� "przez wiele lat [tak] m�wili", co raczej "sugerowali", a wi�c
proponowali "datki okre�lonej wysoko�ci" (H 348). Stopniowe odchodzenie od
"myl�cego" okre�lenia "sprzeda�", rozpocz�o si� "od roku 1929", a ca�� spraw�
definitywnie uregulowano, "w celu unikni�cia nieporozumie� [na przysz�o��]" w roku
1990. W tym w�a�nie roku CK zdecydowa�o, �e wszelkie publikacje �wiadk�w
.jehowy maj� by� udost�pniane ka�demu, "i to bez sugerowania wysoko�ci datku" (H
348~349)~o prawda, �e od 1990 r. �wiadkowie otrzymuj� literatur� Towarzystwa
Stra�nica za darmo, ale Towarzystwo wynalaz�o spos�b, aby zrekompensowa� sobie
t� wspania�omy�lno��. W jaki spos�b to osi�gni�to? W bardzo prosty! W
"Stra�nicach" listopadowych zacz�y regularnie pojawia� si� ca�ostronicowe zach�ty
skierowane do �wiadk�w, aby poczuli si� odpowiedzialni za organizacj� i wspierali jej
"og�lno�wiatow� dzia�alno��". Kierownictwo przypomina wi�c najpierw �wiadkom o
"skrzynce" w zborze, do kt�rej maj� wrzuca� pieni�dze jako "Datki na
og�lno�wiatow� dzia�alno�� Towarzystwa (Mateusza 24: 14)". ,,Zbory co miesi�c jak
czytamy przekazuj� te pieni�dze do Biura G��wnego w Brooklynie albo do biura
oddzia�u w danym kraju''. Dalej czytamy: .,Ponadto dobrowolne datki pieni�ne
(tak�e w postaci czek�w) mo�na przesy�a� bezpo�rednio pod adresem biura oddzia�u
"towarzystwa Stra�nica w kraju, w kt�rym mieszka ofiarodawca. Mo�na te�
przekazywa� bi�uteri� lub inne warto�ciowe przedmioty. Nale�a�oby przy tym
do��czy� kr�tkie o�wiadczenie, i� jest to darowizna''. Ale nie koniec na tym! Pomijaj�c
ju� tzw. "darowizn� uwarunkowan�", przvw�dcy �wiadk�w podaj� jeszcze "inne
sposoby wspierania og�lno�wiatowego dzie�a kr�lestwa". 1 wymieniaj� "niekt�re z
nich": "Ubezpieczenia" ("(ofiarodawca mo�e upowa�ni� Towarzystwo Stra�nica do
odbioru sauny ubezpieczenia na �ycie"), "Rachunki bankowe" (""i Towarzystwo
Stra�nica mo�na uczyni� dysponentem rachunk�w bankowych lub kwit�w
depozytowych... " itd.), "Nieruchomo�ci" ("Nieruchomo��. kt�ra nadaje si� do
sprzeda�y, mo�na przekaza� Towarzystwu od razu albo zastrzec sobie jej
do�ywotnie u�ytkowanie"), "'Testamenty, powiernictwa" ("Nieruchomo�ci lub
pieni�dze mo�na zapisa� Towarzystwu
Stra�nica w testamencie albo powierzy� w ramach umowy powierniczej"). Trudno
sobie wyobrazi�, czego by to nie wypisywali o nas �wiadkowie, gdyby to nie oni, ale
my, katolicy, umieszczali tego typu og�oszenia w swojej prasie! Albo jak to si� ma do
"wymuszanej" przez ksi�y niedzielnej tacy w naszych ko�cio�ach, tak 'krytykowanej
przez �wiadk�w, niech Czytelnik zechce oceni� ju� sam!
Z problemem kolporta�u wydawnictw Towarzystwa Stra�nica zetkn�� si� ju� Russell,
kt�ry od samego pocz�tku d��y� do wci�gni�cia w dzia�alno�� kolportersk� jak
najwi�kszej liczby swych zwolennik�w, jednak to dopiero reformatorskie poczynania
Rutherforda sprawi�y, �e wydawnicza sp�ka akcyjna zacz�a z czasem osi�ga�
znaczne zyski. 1 jak to cz�sto bywa przy wi�kszych pieni�dzach, wybucha�y od
czasu do czasu finansowe skandale. Z kasy Towarzystwa, zasilanej cz�sto ofiarami i
zapisami samych Badaczy, kupowano na cele osobiste np. samochody. Na przyk�ad
w 1925 r. kupiono samoch�d z ofiar s�u�by domowej, a nieco p�niej dwa kolejne,
bardziej luksusowe. Te ostatnie, jak t�umaczy� Rutherford, zakupiono dla prorok�w ze
ST, kt�rzy wkr�tce zmartwychwstan�, o czym donosi� w swej ksi��ce Miliony ludzi z
obecnie �yj�cych nie umyci! (1920). Przy tej okazji z kasy Towarzystwa wyp�yn�y
znaczne pieni�dze na budow� wygodnego domu dla Rutherforda w San Diego w
Kalifornii. Jednak dla odwr�cenia uwagi Badaczy, prezydent rozg�osi�, �e ten dom,
nazwany przez niego "BetSaritn", czyli "Dom Ksi���t", b�dzie za nied�ugo s�u�y�
Dawidowi i innym ksi���tom ze ST, podobnie zreszt� jak wspomniane wy�ej
samochody. Zapewne ci�gle odczuwana przez niego niech�� ze strony wielu
Badaczy i niepewno��, co do dalszego przewodzenia sekt�, sk�oni�a go do szybkiego
przepisania sobienotarialnie ca�ej posiad�o�ci w San Diego na w�asno��. Rutherford
zap�aci� Badaczom za to wszystko a� 10 dolar�w!
Za kolejnego prezydenta, Knorra, zmieniono niekt�re zapisy w statucie korporacji
pensylwa�skiej. "Odt�d cz�onkostwo Towarzystwa Stra�nica pisze Grzegorz Kulik
nie zale�a�o od kupna akcji, ale od wyboru spo�r�d �wiadk�w Jehowy najcz�ciej
tych pe�ni�cych funkcje na wy�szych szczeblach w�adzy sekty. Nic jednak�e nie
zmieni�o si� w dzia�alno�ci zarz�du Towarzystwa Stra�nica, kt�ry nadal uto�samiano
z cia�em kierowniczym organizacji �wiadk�w Jehowy"~�. Dopiero po roku 1975, kt�ry
wywo�a� ostry kryzys w organizacji po nie spe�nieniu si� zapowiadanego ko�ca �wiata
(sekt� opu�ci�o w�wczas ok. 700~800 tys. zawiedzionych �wiadk�w), cz�onkowie CK,
pomimo sprzeciwu Knorra i jego zast�pcy F.W. Franza, zdo�ali, przynajmniej
formalnie, podporz�dkowa� korporacj� temu� CK. Sprzeciw Knorra i jego zast�pcy
wynika� zapewne z obawy, aby w przysz�o�ci jacy� zbyt ideowi w s�u�bie Bo�ej
�wiadkowie z CK (np. w rodzaju Raymonda Franza), nie przeszkadzali w interesach
korporacji. Nasz� opini� zdaje si� potwierdza� wyra�nie sam Raymond Franz, kt�ry
otwarcie przyznaje, �e "nawet w samym Ciele Kierowniczym tylko niekt�rzy znaj�
dok�adniej natur� polityki finansowej Towarzystwa" a "�wiadkowie jako ca�o�� nie
otrzymuj� te� nigdy �adnych szczeg�owych informacji dotycz�cych dochod�w,
wydatk�w, stanu posiadania i inwestycji Towarzystwa" (RF 33).
Pragnieniem wi�c Knowa by�o, aby "korporacja i Cia�o Kierownicze dzia�a�y
r�wnolegle", jako "dwie organizacje". Wiceprezydent F. W. Franz usi�owa� temu
dziwnemu uk�adowi nada� podstawy "biblijne". Uwa�a�, �e odpowiada�oby to
wzajemnym relacjom Jerozolimy i Antioehii w czasach apostolskich! I tak, gdy w
Jerozolimie dzia�a�o "cia�o kierownicze", z�o�one z Aposto��w, z Antiochii wyszli dwaj
"najznamienitsi misjonarze pierwszego wieku Pawe� i Barnaba". To w�a�nie "dzi�
argumentuje wiceprezydent Franz Jehowa B�g u�ywa [jako "Antiochii"] Biblijnego i
Traktatowego Towarzystwa Stra�nica w Pensylwanii, przy wsp�pracy ze Sp�k� w
Nowym Jorku, do wysy�ania misjonarzy" (RF 83~90). Jednak pod naciskiem
pozosta�ych cz�onk�w CK odrzucono w g�osowaniu t� "argumentacj� biblijn�"
wiceprezydenta i podporz�dkowano korporacj� Cia�u Kierowniczemu. Kolegialno��
CK i rotacyjne zmiany stanowiska przewodnicz�cego poszczeg�lnych Komitet�w (ds.
S�u�by, Redakcyjnego, Wydawniczego, ds. Nauczania, Kadr i Prezydialnego)
powa�nie ograniczy�y w�adz� prezydenta Knorra. Nowa ta struktura zarz�dzania
wesz�a w �ycie w 1976 r. (por. RF 90~92). Pami�ta� jednak nale�y, �e wszystkie te
"demokratyczne" zmiany w sekcie zasz�y w wyniku trwaj�cego kryzysu po roku 1975.
Jednak�e pomimo wszystkich tych reform faktem pozostaje, �e nadal "trzonem Cia�a
Kierowniczego jest siedmioosobowy zarz�d Towarzystwa Stra�nica, kt�ry w ca�o�ci
wchodzi w jego sk�ad" i kt�rego "dzia�alno�� jest obliczona na zysk"".
Grzegorz Kulik s�usznie zauwa�a, �e "wszyscy �wiadkowie Jehowy s� sta�ymi
klientami tej firmy", i �e wiele wydawnictw stanowi niezb�dny materia� do
"studiowania" na zebraniach. Wszystko to prowadzi do tego, �e "ka�dy �wiadek
Jehowy jest nie tylko sta�ym nabywc� jego wydawnictw [tj. Towarzystwa [Stra�nica],
ale r�wnie� bezinteresownie pe�ni funkcj� kolportera i sprzedawcy tej sp�ki" a "ca�a
ta dzia�alno�� jest oczywi�cie ubrana w szaty religijne". Dla Wunderlicha, by�ego
�wiadka, odkrycie tego podw�jnego charakteru organizacji �wiadk�w Jehowy, by�o
prawdziwym wstrz�sem. Po kilkunastu latach pobytu w sekcie (19571973) zrozumia�,
�e przez te lata trudzi� si� dla "firmy handlowej", o czym najlepiej �wiadczy skr�t
"Inc." ("sp�ka handlowa"). Potwierdzenie tego faktu znalaz� w t. 4 "Wyk�ad�w"
Russella z roku 1919, gdzie widnia� dopisek o nast�puj�cej tre�ci: "To jest nazwa
firmy handlowej, kt�ra zajmuje si� wydawaniem wa�nych ksi��ek i czasopism
religijnych".
5. Tajne zebrania Cia�a Kierowniczego
Do chwili opublikowania ksi��ki Raymonda Franza Kryzys sumienia, nikt w�a�ciwie
nie wiedzia�, jak wygl�daj� i jak przebiegaj� zebrania "namaszczonych duchem
�wi�tym" cz�onk�w CK, tego najwy�szego organu, kieruj�cego �wiatow� organizacj�
�wiadk�w Jehowy z Brooklynu. Ksi��ka Franza, cz�onka CK, jest jak dot�d jedynym
znanym �wiadectwem, ukazuj�cym CK niejako od kuchni. Wa�ne jest r�wnie� i to, �e
przedstawione przez niego fakty, nigdy nie zosta�y podwa�one i dzia�ania
kierownictwa sekty ograniczy�y si� do masowego wykupywania tej ksi��ki i jej
niszczenia (w USA ukaza�a si� w 1983, w Polsce dopiero w 1997).
Zebrania CK odbywaj� si� z regu�y za zamkni�tymi drzwiami. Franz w taki oto
spos�b przedstawia tajemniczy klimat obrad CK: "Gdy Cia�o Kierownicze spotyka si�
na swych zamkni�tych posiedzeniach, wszystko to okryte jest tajemnic�. W ci�gu
pe�nych dziewi�ciu lat, w czasie kt�rych by�em cz�ci� Cia�a Kierowniczego,
przypominam sobie jedynie dwa lub trzy przypadki, gdy osobom innym ni�
wyznaczonym cz�onkom, pozwolono wej�� na regularne posiedzenie Zarz�du. A i
przy tych okazjach ich obecno�� by�a bardzo ograniczona. Gdy tylko z�o�yli
wymagany przez Cia�o Kierownicze raport, musieli opu�ci� pok�j spotka�, po czym
obrady prowadzono ju� bez ich udzia�u; doda� nale�y, �e nawet waga raportu
z�o�onego przez te osoby nie kwalifikowa�a ich do wzi�cia udzia�u w dyskusji" (RF
33).
Zanim jednak przyjrzymy si� kilku wybranym sprawom, nad kt�rymi radzili
cz�onkowie CK, pragniemy przytoczy� jeszcze jeden fragment z ksi��ki Franza, kt�ry
obala powszechne przekonanie zwyk�ych �wiadk�w Jehowy o natchnionym
charakterze pracy ich "namaszczonych" braci w Brooklynie, kt�rzy w ich mniemaniu
nie odrywaj� niejako oczu od Biblii b�d�c "kana�em Jehowy", stale odbieraj� "nowe
�wiat�o poznania" od Boga. "Wi�kszo�� �wiadk�w Jehowy pisze Franz wyobra�a
sobie sesje Cia�a Kierowniczego jako spotkania ludzi, kt�rzy wiele swego czasu
sp�dzaj� na intensywnym studiowaniu S�owa Bo�ego. My�l�, �e schodz� si� oni
razem, aby w pokorze rozwa�a�, jak mogliby lepiej pom�c swym braciom zrozumie�
Pismo �wi�te, albo �eby przedyskutowa�, w jaki konstruktywny i pozytywny spos�b
mo�na by zbudowa� ich w wierze i mi�o�ci cechach motywuj�cych szczere,
chrze�cija�skie dzia�anie. My�l�. �e dzieje si� to w trakcie spotka�, na kt�rych
dyskutanci odwo�uj� si� zawsze do Pisma �wi�tego jako do najwa�niejszego,
ostatecznego i najwy�szego autorytetu (...) Na przestrzeni wielu lat by�em obecny na
bardzo wielu sesjach. Mimo, �e dyskutowano tam zagadnienia, kt�re mog�y
powa�nie wp�yn�� na �ycie ludzi, Biblia nie pojawi�a si� praktycznie ani w r�kach, ani
nawet na ustach �adnego z dyskutant�w " (RF 95~96).
W czasie, gdy Raymond Franz by� cz�onkiem CK, grono "namaszczonych" liczy�o
jedena�cie os�b (w 1977 r. po wspomnianej "reformie", by�o ich osiemnastu, a w
ostatnich latach ok. dziesi�ciu) i spotyka�o si� w pe�nym sk�adzie w ka�d� �rod�. O
wszystkich sprawach, jakie miano przedyskutowa�, decydowa� prezydent Knorr,
chocia� po reformie z 1976 r. CK przewodniczy� danego roku np. wiceprezydent
F.W. Franz. W�r�d zbieraj�cych si� cz�onk�w CK w tamtym czasie, by� np.
osiemdziesi�ciokilkuletni Thomas Sullivan, kt�ry "s�abo widzia�, a jego zdrowie nie
przedstawia�o si� najlepiej. W czasie tych spotka� wspomina Franz wci�� popada�
w drzemk�. Wstyd go by�o budzi� do g�osowania nad sprawami, o kt�rych mia�
bardzo mgliste poj�cie" (RF 45). Niekt�re posiedzenia trwa�y "bardzo kr�tko,
dos�ownie kilka minut" pisze Franz (tam�e).
Do roku 1975 przy podejmowaniu ka�dej decyzji oczekiwano jednomy�lno�ci, co
nie mog�o oby� si� bez wywierania presji i gwa�cenia w�asnego sumienia, nawet gdy
"wniosek kompromisowy r�wnie� nie by� wspomina Franz w moim odczuciu w pe�ni
w�a�ciwy" (tam�e).Jakimi wi�c sprawami zajmowano si� na �rodowych zebraniach?
Oto niekt�re z nich, kt�re w oparciu o to, co napisa� Raymond Franz, mog� by�
chyba uznane za reprezentatywne:
~ "czy ojciec kwalifikuje si� na starszego [zboru], je�li pozwala synowi lub c�rce na
ma��e�stwo w wieku osiemnastu lat",
~ "czy mo�e by� starszym, gdy aprobuje decyzj� c�rki lub syna o zdobyciu wy�szego
wykszt