6590

Szczegóły
Tytuł 6590
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

6590 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 6590 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

6590 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Autor: FRANCISZEK KSAWERY DMOCHOWSKI Tytul: SZTUKA RYMOTW�RCZA - POEMA WE CZTERECH PIE�NIACH PODSTAWA TEKSTU: FRANCISZEK KSAWERY DMOCHOWSKI: SZTUKA RYMOTW�RCZA. OPRACOWA� STANIS�AW PIETRSZKO, WROC�AW 1956; ODNO�NIKI DO PRZYPIS�W AUTORA UJ�TO W NAWIASY KWADRATOWE Munus & officium, nil scribens ipse, docebo: Unde pareneut opes, quid alit formetque Poetiam; Quid doceat; quid non; que virtus, quo fetat error. Horatius, De Arte poetica Tak i ja, nic nie pisz�c sam, uczy� w tej mierze Powinno�ci pisz�cych b�d�: sk�d si� bierze Argument, co poet� tworzy, co go �ywi, Co przystoi, a co nie, wytkn� jak naj�ywiej, Na jaki stopie� sztuka rymotw�rskii wsadza I gdzie jej niewiadomo�� poet� wprowadza. HORACY, List do Pizon�w, prze�o�y� Onufry Koryty�ski +TRE�� MATERYI PIE�� PIERWSZA Powszechne prawid�a poezyi Zamiar dzie�a Dar natury trzeba mie� do poezyi. R�no�� dar�w natury Rymowanie. Zdanie o wierszach bezrymowych Chronienie si� przysady Natura jest skarbem poety Jak daleko zmy�lenie, czyli fikcyja, zachodzi� mo�e Utrzymanie rzeczy. Chronienie si� obcych ozd�b Porz�dek Zbytnie wyszczeg�lnienie szkodliwe. Stara� si� trzeba, aby chroni�c si� jednych b��d�w, nie wpada� w drugie Jednoton naganny. Rozmaito�� najmilsza Szlachetno�� stylu Harmonija wiersza. U�ycie stosownych do rzeczy wyraz�w Historyja poezyi ojczystej a� do naszych czas�w Tok rymotw�rski Jasno�� Wzgl�d na czysto�� i zgod� j�zyka. Tworzenie wyraz�w Praca w poprawie i wykszta�ceniu dzie�a Potrzeba krytyki. Charakter pochlebnego i rozs�dnego krytyka PIE�� DRUGA O sielankach Jaki tok przystoi sielance. Znaczniejsi sielanek pisarze. Zaleta dobrze napisanej sielanki O elegii, po naszemu: o trenach Ton elegii. G�os serca powinien o�ywia� �ale poety Zimny ton w elegii niezno�ny. Pisarze elegii �aci�skiej Jak wiele zale�y na mocnym wydaniu czucia. Wzmianka Owidyjusza, Junga, Kochanowskiego, Knia�nina O odach albo pie�niach Wysoko�� ody. Zimne pisma niewarte jej nazwiska R�no�� ody. Najs�awniejsi jej pisarze O epigrammatach Co w sobie mie�ci epigramma. Wzmianka Marcyjalisa. Czego si� chroni� w �artach i fraszkach Duch epigrammatyczny szkodliwy naukom. Co czyni pi�kno�� epigrammatu O satyrach Jaki jest duch satyr Znaczniejsi �aci�scy i narodowi satyr pisarze Czego si� wystrzega� w satyrach. Styl satyry. Zdanie o satyrach Piotrowskiego O bajkach Cel bajek. Autorowie bajek PIE�� TRZECIA O trajedyi Jak si� podoba widok dobrze wydanej natury Jakiej mocy nami�tno�ci wyci�ga trajedyja Wy�o�enie zamiaru dzie�a Oznaczenie miejsca i czasu sceny Podobno�� do prawdy. Uwaga wzgl�dem dzisiejszych teatr�w Nie wszystko na scenie okazywa� mo�na Rozwi�zanie trudno�ci Jak idzie akcyja. Uwaga wzgl�dem aktor�w, scen i przerwy mi�dzy aktami Historyja poezyi dramatycznej. Stan jej w Grecyi, w Rzymie. Upadek. Powstanie. Stawniejsi jej w r�nych wiekach i narodach autorowie Stan ojczystej dramatyki. Autorowie jej Zachowanie charakter�w. Rozmaito�� ich. Uwaga na stan, wiek, obyczaje narod�w. Odmiana charakteru Wydanie ludzkich nami�tno�ci pod�ug natury Jaka jest prawdziwa chwa�a traicznego poety. Kto do �ez naszych ma prawo Sztuka w zadziwieniu umys��w i poruszeniu serc ludzkich. Koniec trajedyi O epopei, czyli wierszu bohatyrskim Epopeja zmy�leniem rzecz swoj� o�ywia Kto by� pierwszym autorem wiersza bohatyrskiego i kt�rych mia� na�ladowc�w Jak u�ycie machiny nadprzyrodzonej uderza i bawi czytelnika Jak� mieli pomoc dawni poetowie z wprowadzania swych bog�w. Czy u nas to uchodzi. Jakim sposobem mo�emy zrobi� godnego chwa�y bohatyra Wprowadzenie duch�w piekielnych Co s�dzi� o mieszaninie religii i bajek poga�skich Zdanie o u�ywaniu bajki. Moc i pi�kno�� przeno�ni Charakteru bohatyra upodla� nie trzeba. Wady same nie powinny by� pospolite. O wielko�ci duszy. Zdanie o bohatyrze Tassa Porz�dek w osnowie dzie�a O powie�ciach i opisach Co czyni pi�kno�� dzie�a Jakie powinno by� zacz�cie. Pochwa�a Wirgilijusza Po��czenie ozd�b wszelkiego gatunku. Pochwa�a Homera Wzmianka o t�umaczach autor�w wiersza bohatyrskiego O komedyi Powstanie w Grecyi komedyi dawnej. Autorowie jej. Menander zosta� tw�rc� komedyi nowej Wydanie wad i s�abo�ci serca ludzkiego. Charakter �akomcy, zabobonnika, ob�udnika, filuta, niestatka, rozrzutnika i poczciwego cz�owieka R�no�� wad pod�ug r�no�ci wieku. Charakter dziecka, m�odego, doj�rza�ego cz�owieka i starca Wzgl�d na wiek, mieszkanie i spos�b �ycia ludzkiego Wzgl�d na genijusz narod�w Chronienie si� pod�ych �art�w Akcyja komedyi. Czy przystoi obraca� si� do spektatora. Co s�dzi� o wprowadzeniu os�b przeciwnych charakter�w Jakie bior�c materyje by�aby najpot�niejsza komedyja Koniec komedyi PIE�� CZWARTA Uwagi wzgl�dem poezyi i poet�w Nie godzi si� by� miernym poet� Po��czenie daru natury z prawid�ami sztuki Co s�dzi� o sztuce z przyk�ad�w wyci�gnionej Kiedy natura najlepsze daje wzory sztuce Po��czenie innych umiej�tno�ci z poezyj� Jak trzeba s�dzi� o zdaniach ludzkich. Co rozumie� o z�o�liwych przyganiaczach Lepiej ma�o, a dobrze pisa� Mi�o�ci� chwa�y trzeba si� zagrzewa� do pracy. Niesprawiedliwo�� ludzka w szacowaniu talent�w Jak na wsi widok natury zapala dowcip Sztuka w s�dzeniu i czynieniu wyboru mi�dzy dawnymi i p�niejszymi autorami O t�umaczeniu O na�ladowaniu Dla wielu pi�kno�ci lekkim wadom przebaczy� nale�y Jakiej niemi�osierni krytycy warci nagrody Wyprowadzenie pocz�tk�w poezyi. Jakie dobra przynios�a rodzajowi ludzkiemu Z�o�� i pismu, i autorowi krzywd� czyni. Cnota i prawda najwi�ksz� jest wszelkiego pisma ozdob� Zamkni�cie dzie�a +DO NAJJA�NIEJSZEGO MI�O�CIWEGO PANA STANIS�AWA AUGUSTA... DO NAJJA�NIEJSZEGO MI�O�CIWEGO PANA STANIS�AWA AUGUSTA KR�LA POLSKIEGO WIELKIEGO KSI�CIA LITEWSKIEGO ETC. ETC. Do Twego, Panie, �askawy, tronu, W kt�rym nauki maj� schronienie, Zbli�am si� z snopkiem nowego plonu, Sztuki poet�w nios�c Ci pienie. Ci bajki pisz�, owi satyry, Inni sielanki i pie�ni krasne. Ja chcia�em obraz ich sztuki szczery Wyda� i prawa odla� jej w�asne. Wszystko si� w pewnej mie�ci osnowie, Z�e to by� musi, co �lepo leci. Maj� przepisy filozofowie, Maj� je m�wcy, maj� poeci. Dowcip, co �mia�ym buja polotem, Pu�ciwszy wolne malowni skrzyd�a, �eby opacznym nie poszed� zwrotem, Musi szanowa� sztuki prawid�a. Czy �piewa kr�l�w przewa�ne sprawy Odg�osem tr�by lub d�wi�kiem lutnie, Czyli na dudce nuci murawy Albo na g�li narzeka smutnie - Zawsze si� w pewnych zamyka szrankach, Aby do rzeczy wydal d�wi�k sfornie; Ani tam mo�e grac na multankach, Gdzie trzeba g�o�nej u�y� waltornie. C� gdy powa�ny koturn wystawi I strasznym serca widokiem zmiesza, Mo�e� tak �piewa� jak ten, co bawi I trefn� ludzi scen� roz�miesza? Wiele kosztuje poety imi� Trzeba zna� r�nych rodzaj�w tony. Sam tylko mo�e w tre�ciwym rymie Wstawi� si� dowcip sztuk� �wiczony. M�drzec z Stagiry prawa jej mierzy�, Horacy zwi�z�ym rymem przestroi�, Wida, W�och, g�adkim p�dzlem rozszerzy�, Pop Anglom, Despro Frankom przyswoi�. Tych mistrz�w ja si� trzyma�em toru, Natur� maj�c na oku �ci�le. Je�lim nie doszed� mojego wzoru, Nie wstyd mi� upa�� w dobrym zamy�le. Czci� przenikniony wszystek g��bok�, Tobie oddaj� dzie�o to. Panie! Je�li �askawe rzucisz na� oko, Zyska�em �wiata ca�ego zdanie. Jestem z najg��bszym uszanowaniem WASZEJ KR�LEWSKIEJ MO�CI Pana Mego Mi�o�ciwego wierny poddany, Ks, Franciszek Dmochowski, S. P. +PRZEDMOWA Co j�zyk �aci�ski mi�dzy pierwszymi ozdobami swymi k�adzie, co Francuzi u siebie za cudo literatury poczytuj�, to ja teraz samo polskiemu j�zykowi przyw�aszczam. Zaiste, mo�e si� wielu zbyt �mia�ym poka��; ale mniejsza o to, bylebym szcz�liwie zamiaru mego dope�ni�. Je�eli �mia�o�� jest czasem naganna, tedy gorsza jest boja��. Prawda, �e si� cz�stokro� �mia�emu usterkn�� zdarzy; a te� znowu boja�liwy nigdy nic znacznego nie zrobi. ......... Wszak�e przewaga niech b�dzie Wiadoma, kto nie wa�y, wysoko nie si�dzie. �mia�ego szcz�cie d�wiga, szcz�ciu okr�t daje �agle i rym za szcz�ciem przyjemnym si� staje. * Przypatruj�c si� pismom, kt�rymi pi�kne dowcipy ju� to zr�cznym s�awnych pisarz�w na�ladowaniem, ju� wybornym t�umaczeniem, ju� te� z w�asnego p�odu j�zyk polski za dzisiejszego panowania zbogaci�y, dziwi�em si�, a razem i sam ochoty nabra�em. Szuka�em wi�c materyi, kt�ra by jeszcze pi�rem ojczystym traktowan� nie by�a. Tak� mi si� zda�a sztuka rymotw�rcza. Mi�dzy mn�stwem autor�w, kt�rzy o sztuce rymotw�rczej pisali, ci najwi�ksz� maj� s�aw�: Arystoteles, Horacy, Wida, Boalo Despro i Pop, angielski poeta. Arystoteles, filozof, idzie porz�dnie, stanowi powszechne prawid�a, a wniosk�w i stosunk�w z nich czynienie ka�dego rozumowi zostawia. Horacy, cz�owiek wielkiego dowcipu, umy�lnie zdaje si� nieporz�dek udawa�, a jako poeta m�wi do poet�w. Wida pisze pod�ug prawide� sztuki o sztuce, ale zdaje si� bardziej Wirgilijusza ni� natury trzyma�. Boalo Despro jest nauczycielem, kt�ry chce razem da� i nauk�, i przyk�ad uczniowi swemu. Pop my�li oryginalnie, unosi si� wysoko, ale nieporz�dkiem swych wyobra�e� du�o czytelnika zatrudnia. Nie jest to dzie�o samym t�umaczeniem, ani te� sobie oryginalno�ci nie przyznaje. Zagrzany czytaniem dzie� o sztuce rymotw�rczej, osobliwie Horacego i Despra, chcia�em podobnym j�zyk ojczysty zbogaci�. Z obudw�ch czerpa�em my�li, do drugiego uk�adu szczeg�lniej si� przywi�za�em. �em wiele winien dw�m tym wielkim nauczycielom, ch�tnie wyznaj�; ale si� te� i moich my�li nie zapieram. Bardzo sobie winszowa� b�d�, je�eli u rozs�dnego czytelnika znajd� zalet�. * Szymonowic w Przedmowie do Wolskiego +PIE�� PIERWSZA Co istotn� jest cech� dobrego poety, Jakim mu trzeba torem bie�y� do swej mety, Czego szuka�, a czego chroni� si� nale�y - To ja zamy�lam �piewa� dla �wiat�a m�odzie�y, Gu�cie, s�dzio dzie� ludzkich, darze niebios drogi, Bez kt�rego w ozdoby sam dowcip ubogi! Ty kieruj pi�rem moim, ty b�d� mi ch�tliwym, �ebym wdzi�k z sztuk� s�odkim po��czy� ogniwem. A wy, zacne dowcipy, kt�re�cie szcz�liwie Z chwa�� sw� pracowa�y na nauki niwie, Kt�rych nar�d w chwalebne wie�ce uczci� skronie, Je�li za wami krokiem zbyt odwa�nym goni� I waszymi kwiatami dzie�o moje zdobi� - Przyjmijcie to wyznanie za ho�d winny sobie. Pr�no ten rymotw�rca na parnaskie g�ry Chce si� lekkomy�lnymi �mia�o pu�ci� pi�ry, Kt�remu Niebo dar�w potrzebnych nie da�o Ani si� mu �askaw� twarz� nie roz�mia�o. Kto ma dowcip �cie�niony i genijusz suchy, Tego Pegaz poziomy, temu Febus g�uchy. Wi�c ty, co niebe�piecznym ogniem zapalony W �liskie si� rymotw�rc�w zapuszczasz przegony, Nie chciej pr�no nad wiersz�w sk�adaniem pracowa� I nie s�d�, �e masz dowcip, gdy masz ch�� rymowa�. Lecz by zwodne pochopy ci� nie omyli�y, Mierz si� d�ugo z tw� g�ow� i pr�buj twej si�y. P�odna zawsze natura w wyborne dowcipy, R�ne mi�dzy nie dzieli dary Aganipy. Ten s�odkim rymem ognie mi�osne opiewa, Ten ostrym epigramem wskr� serca przeszywa, �w �mia�ym pi�rem g�osi bohatyrskie dzieje, �w wdzi�cznym tonem nuci lasy, ��ki, knieje, �w pi�kne przypowie�ci i bajeczki prawi, �w trwo�y lud na scenie, �w weso�o bawi. Ale cz�stokro� dowcip, co sobie pochlebia, Nie znaj�c swej warto�ci, zamiaru uchybia; Porwie si� na rzecz wielk� rymy zbyt �mia�emi, A co mia� g�rno lata�, czo�ga si� po ziemi. Jak� rzecz przedsi�bierzesz, trefn� czy wysok�, Zawsze na rymowanie chciej baczne da� oko, By naturalne by�o, bez �adnej przysady. Gdzie rym du�o kosztuje, nie b�dzie bez wady. Komu trudno przychodzi w rym zwi�za� dwa s�owa, Tego - je�li ma dowcip - wolna wzywa mowa; Wiersz go nie chce, bo musu �adnego nie lubi. Lecz i ten niech si� z pr�nej �atwo�ci nie chlubi, Kt�ry jakob�d�kolwiek rad ko�ca dosi�ga, A zawsze kontent z siebie, gdy dwa s�owa sprz�ga. P�asko�� wielk� jest wad� rym�w pospolitych; Jak my�li, tak te� trzeba i s��w rozmaitych [1]. W czym ca�� trudno�� cz�ste u�atwi pisanie, Byle� tylko w pocz�tkach uwag� mia� na nie. Rym najwi�ksza dzisiejszych wiersz�w jest ozdoba. Nie wiem, czy si� wiersz komu bez rym�w podoba [2]; Pe�en satyrycznego Opali�ski ducha Cho� rozum kontentuje, nie g�aszcze nam ucha, �e wierszem bezrymowym swe my�li wyk�ada. D�wi�k miarowy dw�ch rym�w s�odko w uszy wpada. A zatem na ich pi�kno�� uwa�aj naj�ci�lej; Lecz nie my�l kr�� do rymu, ale rym do my�li. Rzecz zawsze jest najpierwsza, na niej ca�a sztuka. A kto rzeczy pilnuje, ten rym�w nie szuka. Wielu id�c za zwodnym blaskiem farb pozornych, Nie tak z my�li prawdziwych, jak raczej wytwornych, Szukaj� swej zalety lub szumnymi s�owy Chc� zast�pi� ub�stwo sk�pej w my�li g�owy. Pozorne to s� skarby. Miej zawsze na pieczy, By� da� r�wny blask z my�li, jak z s��w twojej rzeczy. Insi maj� za ha�b� tak my�li� jak drudzy I nie chc�c by� rozumu, s� przymusu s�udzy. Zatem trzyma� si� trzeba zdrowego rozs�dku, By w�tek by� postawy wart, postawa w�tku. Wiele jest dr�g do b��du, lecz jedna prowadzi Do prawdziwych pi�kno�ci. T� rozum i�� radzi. Natura jest jedynym ozd�b wizerunkiem, Byle� je bra� rozumnie, nie �lepym trafunkiem. W niej si� zieleni� lasy, w niej si� ��ki �miej�, Grzmi� pioruny, wr� morza, dm� wiatry, d�d�e lej�; Pas� si� kotne trzody, m�ode k�zki skacz�; Zamki zwalone, w gruzach wielko�ci swej p�acz�. Wichry wal� odwieczne d�by wraz z md�ym chrostem: Co wspaniale wprz�d sta�o, to le�y pomostem. Ryczy w odleg�ych puszczach g�odem zdj�te zwierz�, Rybak chytre zastawia w jeziorach wi�cierze. Tysi�c z�otych gwiazd zdobi niebieskie sklepienie, W cichej nocy okropne panuje milczenie. Wtem jutrzenka uprzedza bystrolotne go�ce I prowadzi za sob� dawc� �wiat�a - s�o�ce. Ptaki, kt�re siedzia�y cicho pod noc ciemn�, ��dany dzie� witaj�, pie�� nuc�c przyjemn�. Id� w pole rolnicy, ci�gn� w jarzmo wo�y; Ci orz�, tamci zwo�� snopy do stodo�y. Wszystko mo�e w naturze do rob�t twych s�u�y�, Byle� tylko mia� dowcip i umia� jej u�y� [3]. Zmy�lenie jest �ywio�em i dusz� poety, Gdy wytkni�tej rozumem nie przechodzi mety. Czy� mog� w lasach morskie przebywa� delfiny? Czy� mog� p�ywa� dziki w�rz�d morskiej g��biny? Czy�by pi�knie tej obraz wygl�da� osoby, Gdyby� zewsz�d niesforne bra� do niej ozdoby I z r�nych cz�ci skleci� ca�o�� nieforemn�? Przez r�no�� farb dobranych zrobisz rzecz przyjemn�, Ale niechaj j� zawsze zdrowy rozum tworzy. Ten, kt�ry mi rycerza �wawego umorzy, A potem, zapomniawszy, �e wzi�� raz �miertelny, Stawia go na plac, w r�k� k�adzie or� dzielny - Znajdzie-li u mnie wiar�? Poeci! Malarze! Umiejcie �ywo�� my�li w pewnej trzyma� miarze. Je�eli podobno�ci do prawdy nie macie, Je�li co si� podoba na widok stawiacie I �udz�c si� zwodnymi pi�kno�ci pozory Dzikie p�ochym kre�licie p�dzlem dziwotwory - T� korzy�� otrzymacie, ten po�ytek w zysku, �e b�dziecie w powszechnym ludu po�miewisku. Wybra� wi�c rzecz stosownie jest pierwszym przymiotem, A utrzyma� j� - drugim. Co po blasku z�otym, Po sztuce purpurowej, kt�ra pi�knie �wieci, Je�li j� brzydka �ata i pod�y sztych szpeci? Same nawet okrasy, je�eli nie zdobi�, Je�li nie s� potrzebne, gorsze dzie�o zrobi�. Rozum niech b�dzie mistrzem, a nie widzimisi�. I c� w obrazie twoim po pi�knym cyprysie, Gdy w morzu ton�cego malujesz rozbita? Ka�da rzecz z siebie samej niech b�dzie obfita, Obce krasy j� szpec�. A je�eli sucha, W twardy kamie� czu�ego wla� nie mo�na ducha. I kto si� na wyborze dzie�a swego myli, �le zacz��, pr�no dobrze wykona� si� sili. A jako okaza�e i wynios�e mury Nie uczyni� budowy pi�knej, gdy struktury Nie zna� w niej ni bieg�ego architekta r�ki, Tak i dzie�o ma tylko rozsypane wdzi�ki, B�yszcz�ce nie na miejscu, �wiec�ce bez �adu, Je�eli potrzebnego nie masz w nim uk�adu. Ten, kt�ry ma porz�dek w przyzwoitym wzgl�dzie, Wie, co na kt�rym miejscu stosowniejszym b�dzie, Wie, jaka farba dobra, wie, gdzie jej przystoi, On si� w robocie swojej usterku nie boi. Nie braknie mu wymowy, na krasie nie schodzi. On wie, co dzie�o zdobi, on wie, co mu szkodzi, Co w pocz�tku, co w �rzodku, co po�o�y� potem. A tak niechybnym snuj�c my�li ko�owrotem, Idzie do celu swego i g�adko, i snadnie, Nie wzbije si� zbyt g�rno, zbyt nisko nie padnie; Zawsze dzie�a osnow� maj�c przed oczyma, Przyzwoitego toku swej rzeczy si� trzyma. Pisarz, co mu rzecz jego g�ow� zbyt zawr�ci, P�ki jej nie wyczerpa, p�ty nie porzuci. Maluje pa�ac - chce go zewsz�d wyda� oku; Obchodzi go i z przodu, i z ty�u, i z boku. Id� na plac zrobione pi�knym kszta�tem blanki, Id� bindy i rze�by, i okna, i ganki. C�, gdy zacznie prowadzi� od schodu do schodu, Dziesi�� kart czytam, ni�li zajd� do ogrodu. Nu� tam dopiero liczy� ozdobne kwatery, Nu� drzewa, nu� dziczyzny, nu� pyszne szpalery, A dalej i owoce, i zio�a, i kwiaty. Pi�kny widok, lecz nudny, �e nadto bogaty. Chro� si� takich pisarz�w pr�nej obfito�ci, Nie chciej w dziele wylicza� suchych szczeg�lno�ci. Wszystko bowiem, co nadto, nie wypada smacznie, A umys� je odrzuca, gdy go syci� zacznie. Kto nie zna przystojnego �cie�nienia si� sztuki, Ten nie ma o pisaniu najpierwszej nauki. Cz�stokro� wstr�t od z�ego na gorsze wprowadzi I co mia�o by� lepszym, to jeszcze zawadzi. S�aby wiersz chc�c poprawi�, zrobisz nieforemny, Chroni�c si� rozwlek�o�ci, natomiaste� ciemny. �w, nie chc�c si� zbyt stroi�, nadto si� obna�y, �w, �eby si� nie czo�ga�, nadto g�rno wa�y. Je�eli chcesz otrzyma� powszechno�ci wzgl�dy, Staraj si�, by� nie gada� jednym tonem wsz�dy, Ale pi�kn� r�no�ci� kra� twoj� osnow�. Je�li zawsze jednak� zachowujesz mow�, Cho� b�dzie najwspanialsza i w wybornym rymie, Z pocz�tku s�ucha� b�d�, na koniec zadrzemi�. Ma�o ten pisarz znaczy przed �wiatem uczonym, Kt�ry jednakim tylko umie �piewa� tonem. Szcz�liwy ten, co w wierszach rozmaitym tokiem Raz b�dzie delikatnym, drugi raz wysokim! S�odycz ��czy z powag�, �art z ostrzem, gdzie trzeba. Taki pisarz kochany by� musi od Nieba, Chwa�� w wieki mie� b�dzie, czas on� po�wi�ci, Potomno�� go uwielbi w ko�ciele pami�ci; Na jego dzie�ach nigdy Groell kosztu nie straci, Tysi�c mu czytelnik�w ch�tnie je zap�aci. C�kolwiek piszesz, chro� si� pisa� stylem pod�ym: Wszystkich styl�w pi�kno�ci szlachetno�� jest �rzodlem. I �w tok skromny, kt�rym Tyrsys wielbi Nice, Nie z ka�u�y wytryska, lecz z czystej krynice. Chro� si� bra� za szlachetno�� nad�tych wyraz�w, S��w dziko powi�zanych, olbrzymskich obraz�w. Pospolicie si� chudo�� my�li w nich ukrywa, I gdzie same brzmi� s�owa, tam na rzeczy zbywa. Szlachetno�� z delikatnym rozs�dkiem i�� rada, Uwa�a, co i komu do twarzy przypada. Raz odwa�nie ku niebu wymierzy lot chy�y, Drugi raz �rzodkiem bie�y, na koniec si� zni�y. Ona sama smakowne porywa rozumy; Nad�to�� �lepe tylko mo�e uwie�� t�umy, Kt�re nie znaj�c, na czym prawdziwe s� wdzi�ki, Chwal� obraz, �e wielki, cho� niezgrabnej r�ki. My�l jest matk� wielko�ci, a wyraz jak kreda, Kt�ry jej dopomo�e, ale sam jej nie da. Trzeba zna� dobrze wszystkie przyrodzenia skarby, R�ne rodzaje r�nej potrzebuj� farby. Ten, co bierze bez braku, nic dobrze nie zrobi; To w jednym miejscu szkodzi, co w innym ozdobi. Kto przystojnego toku rzeczy da� nie umie, Kto wszystko w b��dnym k�adzie za jedno rozumie I jednakim wyra�a tonem w prostym rymie - Mo�e� zyska� szlachetne rymotw�rcy imi�? Ka�dy rodzaj pisania ma szlachetno�� swoj�, Insz�, gdy lasy �piewa, a insz�, gdy boje. Niechaj�e nigdy pod�o�� pism twoich nie szpeci. Mo�na pisa� szlachetnie i dla samych dzieci. Ten, co czerpa z prawdziwej wod� Hiopokreny, Co wyr�wna� Ezopom, przewy�szy� Fonteny, Wszystkie wdzi�ki dowcipu w dzie�ach swoich mie�ci, Szlachetnie bajki prawi, przystojnie si� pie�ci [4]. Na tym wi�c rymotw�rskiej ca�a tre�� roboty: By� wysokim bez pychy, mi�ym bez prostoty. Staraj si�, �eby ka�dy m�g� ci� czyta� smacznie, Chciej si� nad spadkiem wiersz�w zastanawia� bacznie; Niech, ile mo�na, koniec wiersza sens przerywa, A najlepiej, kiedy si� w�rz�d wiersza spoczywa. Niech z wiersza na wiersz skoki ustawne nie trudz�, Niech jednotonem wiersze parzyste nie nudz�. Niechaj si� coraz innym kszta�tem my�l obraca, Niech kolejno przed�u�a okresy i skraca, Niechaj g�oska przy g�osce przyjemnie odbija, Niechaj wyraz dobrany wyrazowi sprzyja. Niech si� g�os jednobrzmi�cy po sobie nie schodzi, Bo to najwi�cej dobrej harmonii szkodzi - Ta wzgl�dem mi�ej mowy wszystkich zgodna rada [5]. Jest d�wi�k pewny, co s�odko w uszy nasze wpada; Jest d�wi�k, co nieforemnym wyraz�w z��czeniem Chrapliwie nas uderza, przykrym g�uszy brzmieniem. Cho� wiersz pe�ny, nic nie wart, kiedy ucho razi; On i my�l tw� zepsuje, i ca�� rzecz skazi. Umiej malowa� rzeczy strasznie i przyjemnie, Weso�o i okropnie, bo inaczej we mnie Czucia sprawi� nie mo�esz. O, jak ten szcz�liwy. Co raz umie by� mi�y, drugi raz straszliwy! Jemu sama rzecz wsz�dzie zdolnych farb dostarczy. Ra�� b�yski, lataj� �my, powietrze warczy, Niebo si� okropnymi zas�pia ca�uny, Lec� jak grad z spi�owych paszcz zgubne pioruny, �mier� blada si� uwija, a Bellona w�ciek�a Tysi�ce n�dznych ofiar posy�a do piek�a. Inna rzecz, gdy opiewasz mi�ej wiosny wczasy I pola chleborodne, i zielone lasy, I niewinne igraszki, i s�odkie u�miechy, I poczciwych skotarz�w kradzione uciechy, I z�ote w pierwszych wiekach ojc�w naszych �ycie. U�yj na to farb r�nych, ale przyzwoicie. Kto ma zdolno�� przy pracy, wszystko mu si� uda. Zdolno�� z prac� nie dzie�a, lecz robi z dzie� cuda. D�ugo nasze Muz wdzi�ku nie s�ysza�y przodki. Szabl� robi� umia�y, nie pisa� rym s�odki; Zatkana dla nas by�a kastalska krynica. Pierwszy p��d wiersz�w polskich jest Boga Rodzica [6]. T� �piewali ojcowie, gdy szli na potyczki; Tej podobnych krakowskie do�� mieszcz� kantyczki. Nie zna� przyzwoitego porz�dku wiersz stary; By�y sk�ady bez liczby, bez rym�w, bez miary. Tak opiewaj�c, �e si� Chrystus w pod�ym mie�cie Narodzi�, zako�czyli, �e przyszed� w ub�stwie. P�niejsi, zara�eni wiek�w swoich win�, Sam� tylko szczeg�lnie pisali �acin�. D�ugo mowa ojczysta w ma�ej by�a cenie Jako do pism niezdolna. Szcz�liwe natchnienie O�wieci�o nas z czasem. W tym genijusz dzielny, Jan Kochanowski, w rytmach swoich nie�miertelny, Ca�emu narodowi powieki otworzy�, Wydoskonali� rytmy, chocia� je sam stworzy�. On na s�owia�skiej lutni nawi�zawszy strony, Wyda� dok�adnie greckie i �aci�skie tony, Zabrzmia� w arfy Dawida niezr�wnane g�osy, Muzom sarmackim strojne pozaplata� kosy. Bracia, dwa godni bracia, pi�knym t�umaczeniem, Wiekiem p�niej Kochowski s�odkim lutni pieniem, Twardowski �wawym tonem, Chro�ci�ski obfitym, Bardzi�ski, Otwinowski rytmem wy�mienitym S�owiacz�c dawnych, pi�knej szukaj�cy chwa�y, I t�umacz Argenidy, Potocki wspania�y, Bystrymi kroki biegli �ladem tego m�a. Wielu si� do� przybli�a, �aden nie zwyci�a. W sykulskiej Muzy wdzi�ki Szymonowicz p�odny, Zimorowicz, si� ruskich po nim skotarz godny, I Gawi�ski w pastusze wdzi�cznie dmi�c multanki Chwalebny sp�r z dawnymi wiedli o sielanki. Z czasem styl si� nam popsu�. Muzy ochrzypialy, Huczne tylko, lecz przykre d�wi�ki wydawa�y I ten pisa� najlepiej, ten najwi�cej umia�, Kto ma�o siebie, jego za� nikt nie rozumia�. Ale dzisiaj, pod m�drym ber�em STANIS�AWA, Znowu pierwsza Muz polskich powr�ci�a s�awa. Ockn�y si� dowcipy, przez nagr�d pon�ty Wspania�ym biegn� krokiem do mety wytkni�tej. Ju� Kochanowski, co sam siedzia� na Parnasie, Dw�ch ma obok przy sobie, wi�cej spodziewa si� [7]. Lecz co grozi upadkiem - to pewnie, niestety: Nadto si� zag�ci�y dzi� w kraju poety. Niejedno narzekanie i z wy�szych ust s�ysz�, �e zdolny i niezdolny bez braku wiersz pisze. Nie wszystko to jest wierszem, co si� nim nazywa, S� tam rymy, s� s�owa, lecz na duchu zbywa. Wezm� one nagrod� z czasem godn� siebie: Dobre dzie�a zostan�, z�e ciemno�� zagrzebie. Tok w pi�mie rymotw�rca ma w�a�ciwy sobie. U niego "kutym rydlem Kloto nie wyskrobie" [8] �ask �wiadczonych pami�ci; kiedy m�wca skromniej T�umacz�c si�, wyra�a: �e ich "nie zapomni". Inak m�wca, poeta inak s�owa wi��e. Tak nowy za dni naszych rymotw�rc�w ksi��� Brzydk� zazdro�� maluje: "Zazdro��, j�dza blada, Co �wiat�o�ci nie lubi�c w czarnych lochach siada, Nigdy prosto nie patrzy, zyzem tylko strzy�e, ��ci� pluje i splut� ��� za pokarm li�e... Ten to srogi dziwor�d, �ez ludzkich niesyty, Patrz�c na twe zas�ugi, s�aw� i kredyty, Rykn��, ruszywszy z�by w paszczy ostrym zgrzytem: B�dziesz�e pierwszym zawsze g�rowa� zaszczytem?... D�ugo� nader szcz�liwy; inaczej by� musi! To m�wi�c, jad piekielny z wn�trzno�ci wykrztusi". Tu jest duch rymotw�rczy. Jak chcesz obr�� s�owa, Mimo tego w nich zawsze ogie� si� zachowa. Trzeba si� wi�c prawego genijuszu radzi�. Lecz o tym pami�tajmy, �e kiedy si� sadzi� B�dziemy na poet�w z musem i przysad�, Nierozumia�o�� brzydk� wiersza b�dzie wad�. Jasno�� jest pierwszy przymiot. Ju� to �le oznacza, Kiedy dla zrozumienia potrzeba t�umacza. Je�li, �ebym ci� dociek�, susz� my�l daremno - Lub ja t�po pojmuj�, lub ty piszesz ciemno. S� takowe dowcipy w my�lach zawik�ane, S� w obrotach przysadne, w wyrazach zatkane, �e im trudno przychodzi, co pragn�, okre�li�. Niech�e, nim zaczn� pisa�, ucz� si� wprz�d my�li�. My�li ciemne w twej g�owie -w pi�rze wcale zgasn�. Gdy dobrze sam obejmiesz, wy�o�ysz si� jasno. Wyraz idzie za my�l�. My�l dobrze, czuj �ywo, A b�dziesz mia� w pisaniu dosadno�� szcz�liw�. A nade wszystko szanuj mow� tw� ojczyst�. Nie zna� j�zyka swego - ha�b� oczywist�. Co mi po tym, �e wiersze swoje pi�knie kszta�cisz, Je�eli �amiesz zgod�, je�li j�zyk gwa�cisz? Ma swe pisarz wolno�ci, lecz niech na to pomni, �eby ich, ile mo�na, u�ywa� najskromniej. Czyta� dawne j�zyki i obce rozumie� Dobrze jest, lecz ojczysty trzeba naprz�d umie�. Chocia� my�lisz wysoko, �atwym piszesz pi�rem, Bez j�zyka nie mo�esz by� dobrym autorem. Trafi si�, �e ci braknie w�a�ciwego s�owa, A �adna jeszcze wszystkich nie obj�a mowa; Masz now� my�l, chcesz nowy kszta�t kre�li� obrazu - Mo�esz stworzy� i u�y� nowego wyrazu. Lecz wzgl�dem tej wolno�ci t� zachowaj miar�: Poty nie tw�rz s��w nowych, p�ki zdatne stare. Cz�stokro� na nasz j�zyk p�ocho narzekamy; Jest to skarb bardzo wielki, ale go nie znamy. Pracuj na osobno�ci, bez zgie�ku, ha�asu. Trzeba, �eby co zrobi�, i miejsca, i czasu. Niechaj ci� pr�nej chwa�y nie zwodz� pozory, Nie szukaj z tego chluby, �e� w pisaniu skory. Rzadki ten, co i dobrze, i pr�dko napisze, Zatem, wy, co piszecie, mili towarzysze, Nadto czasu w pisaniu �o�y� nie mo�ecie, Je�eli prawdziwej chwa�y dost�pi� pragniecie. Ten, co si� wprz�d przy ko�cu znajdzie ni� w pocz�tku, Nie tak wielki ma dowcip, jak ma�o rozs�dku. Wol� ja czysty strumyk, kt�ry wolnym biegiem P�yn�c, srebrnym j�zyczkiem li�e kwiat nad brzegiem, Ni� �w gwa�towny potok, w biegu rozp�dzony, A ca�y szpetnym brudem i b�ockiem zm�cony. Po�pieszaj, ale zwolna. Pisz ostro�nie rymy. Nie le� si� ich dwadzie�cia razy wzi�� do limy. Nie tra� serca w robocie, zniknie trudno�� z prac�, A nic na op�nieniu twe dzie�a nie strac�. Czemu dzi� nie wydo�asz, nazajutrz doka�esz, Z czasem przydasz, co trzeba, a co nadto, zma�esz. C� po tym, �e si� jaka pi�kno�� w dziele �wieci, Je�li j� tysi�c b��d�w i tysi�c wad szpeci? Niech wszystko sobie miejsce w�a�ciwe osi�dzie, Niech �rzodek z wst�pem zgodny, koniec z �rzodkiem b�dzie. Niechaj si� do jednego wszystko �ci�ga celu, Niechaj si� jedna ca�o�� z�o�y z cz�ci wielu. Pilnuj zawsze twej rzeczy jak oka �rzenicy. Do jednej tylko wzdychaj ao�skiej dziewicy. Ka�da rzecz z siebie samej w�asnych ozd�b czeka; Nie przylgnie do niej wzi�ta okrasa z daleka. Boisz-li si� publicznej pism twoich obmowy? Trzeba, by� sam dla siebie by� krytyk surowy. Pospolicie si� sobie niewiadomo�� dziwi. O, jak tych los pomy�lny, jak ci s� szcz�liwi, Kt�rych zdrowa przyjaci� o�wieca krytyka I bez ogr�dki wszystko na oczy wytyka! W tych obliczu zdejm z siebie wynios�o�� pisarza. Lecz �e si� cz�sto znale�� w przyjacio�ach zdarza Pod�ych przyklaskiwacz�w, potrzebna r�nica Mi�dzy tym, co pochlebia, i tym, co o�wieca. Ten ci w oczy przychwala, za oczyma k�sa, Ten ci� w duszy szacuje, cho� zewn�trz si� d�sa. Lecz ci�ej zawsze pochlebstw ni� krytyk przyp�acisz: W tych znajdziesz o�wiecenie, w tamtych je utracisz. Pochlebca pochwa�ami nazbyt obsypywa; Ka�dy go wyraz dziwi, ka�dy wiersz porywa. Wszystko pi�knie! Cudownie! Z weso�o�ci skacze, Dr�y z boja�ni, �mieje si� z �art�w, z smutku p�acze, Wielbi hojnie, �e ka�de s�owo wiele znaczy. Lecz prawda si� nie takim sposobem t�umaczy. M�dry przyjaciel pilnie dope�nia urz�du S�dziego i �adnego nie przepuszcza b��du. Wytknie, co zaniedbane, co niskie - poprawi, Co nie w �adzie, na swoim to miejscu postawi, Bystrym okiem rozezna z�oto od poz�oty, Od m�skich ozd�b zwodne od��czy b�yskoty, Przygani wytworno�ci wyraz�w zbytecznej, Zma�e spos�b m�wienia cudzy, niedorzeczny; Obra�ony j�zyka tok uleje w�a�nie I wyraz tw�j wy�o�y, kiedy nie brzmi ja�nie. Tak poczyna w krytyce przyjaciel prawdziwy. Ale cz�stokro� autor zbytnie obra�liwy, Niekontent z tej przys�ugi, do broni si� bierze I to za z�o�� poczyta, co wytkni�to szczerze. - C� to m�wisz, w tym wierszu ten wyraz jest pod�y? Daruj mi, przyjacielu! Jakie� ci� tu zwiod�y Omylne przywidzenia! - Ten wyraz niezgrabny, Ja bym go nie chcia� u�y�. - I owszem, powabny. - To niedobrze. - Lecz wszyscy wynosz� pod nieba... - To ciemno. - Bo si� dobrze zastanowi� trzeba. - To p�asko wy�o�one. - Przepraszam, wysoko! - To mi si� nie wydaje. - Bo krzywe masz oko! - Tak wi�c, w swym rozumieniu nadto zaufany, To bierze za ozdob�, co warto nagany. Jednak - dasz-li mu wiar�? - jeszcze mu my�l p�ocha Nie zajecha�a g�owy, w krytyce si� kocha, Szuka �wiat�a u ludzi... Wiesz pow�d tej cnoty? Oto, �eby si� szczyci� ze swymi roboty. Zganisz-li, to gdzie indziej dziwiciel�w chwyta I kto tylko da ucho, temu wiersze czyta. Znajdzie ich jeszcze dosy�! Niejeden jest g�upi, Co pochwali autora, ksi��k� jego kupi. Nie tylko to po ziemiach, znajdziesz w�rz�d Warszawy, Co bez braku czytaj� ksi��ki, dla zabawy. Niechaj si� autor poci, nic nie zyska przecie, Dobrze pisze, lecz nudzi - a �w bawnie plecie. Najlichsze dzie�o znajdzie wsz�dy mi�o�nik�w, Znajdzie wsz�dy drukarz�w, znajdzie czytelnik�w. Rzadki, co rzeczy wa�y na przystojnej szali. G�upi znajdzie g�upszego, kt�ry go pochwali. +PRZYPISY DO PIE�NI PIERWSZEJ [1] Rymy zbyt �atwe, jakie s�, na: -sci, -go, -wszy, -la, -j��, osobliwie gdy s� cz�sto u�ywane, czyni� wiersz p�aski; st�d i to niekt�rzy za prawid�o rym�w k�ad�, �eby si� takiego rymowania wystrzega�. [2] "Znajoma jest wszystkim trajedyja Jana Kochanowskiego pod napisem Odprawa pos��w greckich, wiadome satyry �ukasza Opali�skiego, bezrymowymi wierszami napisane. Wszak�e czytaj�c te i tym podobne wiersze, czego� w nich zdaje si� brakn��. Jako� brakuje im jednej miary, kt�ra by na ucho pokaza�a liczb� dw�ch wierszy zako�czon�. Odpoczynek ucha na dwu podobnych d�wi�kach, proporcyjonalnie od siebie odleg�ych, zaspakaja s�uchacza i niejak� mu w uszach sprawuje rozkosz; a przeto rymy za potrzebn� wiersz�w ozdob� poczytane by� maj�. We wszystkich narodach, gdzie zupe�nego nie masz iloczasu, czyli prozodyi, wiersze rymami zdobiono i zdobi�". (Ks. Kopczy�ski w Przyp. do grammat. na klas. III). [3] "Wszystkie poezyi rodzaje s� na�ladowaniem natury... Wrodzona jest ludziom na�ladowa� i ka�dy kocha si� w na�ladowaniu". (Arystoteles w Poetyce). [4] Opr�cz innych wybornych dziel r�ki Ks-cia Biskupa Warmi�skiego, Bajki i przypowie�ci szczeg�lniejszej godne zalety. Owa przyjemno��, owa zwi�z�o�� i jasno�� wyra�enia, owa stosowno�� do obyczaj�w ludzkich - i rozumnego czytelnika kontentuje, i nawet dzieciom uczu� si� daje. [5] Wzgl�dem mi�ej harmonii mowy znajduj� si� z natury j�zyka wyci�gnione uwagi w Grammatyce Ks. Kopczy�skiego. W dziele O wymowie i poezyi Ks. Gola�skiego i w ksi��ce O prozodyi i hamonii j�zyka polskiego, ma�o wprawdzie czytanej, ale dla nowych i dobrych postrze�e� godnej czytania. [6] Pie�� Boga Rodzica najdawniejszym jest zabytkiem poezyi polskiej; u�o�ona, jak jest podanie, od �. Wojciecha. [7] Powszechne zdanie Krasickiego i Naruszewicza na czele wszystkich �yj�cych poet�w k�adzie. Wszak�e i ci nie s� bez chwa�y, kt�rzy w swoim gatunku celuj�c id� za nimi. [8] Wyraz wzi�ty z Argenidy Potockiego. +PIE�� DRUGA Jako m�oda pasterka w pi�kny dzie� wiosnowy Wykwintnymi strojami nie obci��a g�owy Ani pere� na �nie�nych piersiach rozpo�ciera, Lecz na kwiecistym polu ozdoby swe zbiera, W kt�rych, cho� nie bogato, przystojnie wygl�da, Ka�dy jej ch�tny, ka�dy j� ch�tn� mie� ��da - Tak si� pi�kna w swym toku, w okrasie niewinna, Doskona�a sielanka wydawa� powinna. Kazi j� s��w nad�to��, styl g�rny oszpeca, Szlachetna skromno�� zdobi, przyjemno�� zaleca. W s�odkie wdzi�ki przybrana, mile g�aszcze uszy I nigdy nastrz�pionym wyrazem nie g�uszy. Wszystko w niej prosto idzie. Sam g�os przyrodzenia I zdobi�, i o�ywia� ma pasterskie pienia. Czyli to zbiera kwiaty, czy zgania barany, Czy oprz�ta obfit� pasz� hojne �any, Czyli bogi wys�awia w darach dobroczynne, Czyli z Fillid� nuci zabawy niewinne, Czyli stanu swojego szcz�liwo�� opiewa - Zawsze si� pasterz g�osem natury ozywa [1]. Lecz cz�sto pr�nym autor ogniem zapalony Porzuca proste fletnie i wiejskie bardony I tam, gdzie tylko s�u�y d�wi�k Muzy pieskliwy, Zabrzmi, cho� niedorzecznie, w g�os tr�by hukliwy. Pan, nierad takim pie�niom, uchodzi z daleka, A strwo�one nimf grono w g��b lasu ucieka. Drugi znowu, przeciwnie, �e a� ucho boli, Twardym smykiem na hucznej marynie rz�poli; Nie�wiadomy natury, opak jej rzecz wiedzie, Jakoby szerstkie w tany prowadzi� nied�wiedzie. Inny, w wiejskich sielankach zbytecznie uczony, Wie, o czym radzi senat, co my�l� korony, I �eby wiadomo�ci� dzie�o przyozdobi�, Z Damet�w i Menalk�w ministr�w chce zrobi�; Nie mo�e si� to w ustach pasterskich osiedzie�, O czym oni w swym stanie nie powinni wiedzie�. �eby� m�wi� szlachetnie, ale bez przysady, �eby� nie mia� pod�ego grubija�stwa wady I przyjemnym na dudce pasterskiej gra� tonem - Na�laduj Teokryta i p�jd� za Maronem [2]. Godzien nasz Szymonowicz chodzi� z tymi w parze [3], Tak wi�c, jak on, na wiejskiej wygrywaj fujarze. Tych skotopas�w pie�ni, kt�re same wdzi�ki Ula�y, w dzie� i w nocy nie wypuszczaj z r�ki. Ci sami, by�e� z nimi stara� si� oswoi�, Naucz�, jak g�os wynie��, jak skrzypce nastroi�, Jak do natury ozd�b najlepiej si� zbli�y�, Jak si� podnie�� bez pychy, bez pod�o�ci zni�y�, Zwierza� si� swych tajemnic, m�wi� poufale, W rado�ci gra� weso�o, w smutku nuci� �ale, Flory wdzi�ki, owoce Pomony opiewa�, Na przesad� skotarz�w w piszcza�ki zagrzewa�, Narcyssa w kwiat przemieni�, Dafne odzia� kor�, G�osi� ognie mi�o�ci, p�aka� nad Lindor� [4], Uwielbia� dobrodziej�w hojno�� wdzi�cznym pieniem, Dziwi� si� darom Niebios ze wszystkim stworzeniem, A jeszcze - rzadk� sztuk� - i lasy, i pola Zrobi� konsul�w godne i mi�e dla kr�la; Wyda�, jak Amaryllis bola�a strapiona Nad smutnym kochanego ciosem Palemona, Jak uderzy� Dameta w �a�obliwe g�osy, J�cza� Hippolit, Mirtyl rwa� na g�owie w�osy [5]. Tak wielkie pasterskiego wiersza s� zaszczyty, �e i wdzi�ku przydaje rzeczy pospolitej, I najwy�sza w nim z mocy swojej nic nie straci, Kiedy j� w przyzwoitej wystawisz postaci [6]. Wy�ej troch�, atoli niezbyt okazale Smutne rozwodzi swoje elegija �ale: Wzi�wszy na siebie d�ugi str�j czarnej �a�oby, Czule serca przenika, martwe wzrusza groby. Raz pochlebia, drugi raz gniewa si� i gniewa, Narzeka na odmienno��, do statku zagrzewa, To wesele maluje, to �ale i smutki. Lecz �eby, jak powinna, sprawi�a swe skutki, Ma�o, �e rymotw�rstwa masz talent szcz�liwy: Trzeba mie� dusz� czu�� i serca g�os tkliwy. Nie lubi� ja tych wierszy, gardz� tym autorem, Co o swoich mi prawi ogniach zimnym piorem. Udaje zewn�trz smutek, cho� go w sercu nie ma, I zmy�lone na wszelki raz w oczach �zy trzyma; Cierpi, a jednak zawsze z swojej kontent doli, J�czy w wi�zach, a przecie kocha si� w niewoli; B�ogos�awi przykro�ciom, cho� srodze mu ci꿹, I ca�uje kajdany, kt�re go ciemi꿹. Gdy mu dziwaczna mi�o�� w g�owie m�zg przewr�ci, Ustawnie si� z rozumem i zmys�ami k��ci. St�d szuka swej zalety, st�d czeka pochwa�y [7]. Czy� takim Tybull tonem swe �piewa� zapa�y? Czy� w tkliwych jego pieniach nie czu� serca g�osu? A Nazo, kt�ry dozna� tak przykrego losu, Kt�ry sztuk� kochania tak bawn� zostawi�, Czy� tym tonem swe imi� na nieszcz�cie ws�awi�? I ty, Propercy, i ty, Gallu, co w staro�ci Nie znalaz�e� w kochaniu s�odkiej wzajemno�ci, Czy tak zimno �piewa�e� na g�li ponurej? Ka�dy w pieniach postrzega waszych g�os natury. W tym was tylko winiemy, �e pi�rem swawolnym Cz�stokro� wykraczacie i p�dzlem zbyt wolnym Maluj�c swe rozkoszy, mi�kko�ci uczycie [8]. Je�eli opiewasz n�dze, kt�rym ludzkie �ycie Ustawicznie podpada, i smutnej Kameny Czu�ym g�osem p�aczliwe chcesz wywodzi� treny - Serce m�wi� powinno, z niego wyraz �ywy, Nim si� dzielnie t�umaczy cz�owiek nieszcz�liwy. Ten, co go na wygnanie August obra�ony Wyrzuci�, w jak �a�osne opisuje tony Swoje nieszcz�liwo�ci! Nie znajdziesz cz�owieka, Co z nim �al�w nie dzieli, co z nim nie narzeka. Jest pisarz, albijo�skiej mieszkaniec krainy, Co nosi �zami zlane na g�owie wawrzyny, Co p�aka� zabranego od �mierci haraczu W mi�ych dzieciach; od niego nauczmy si� p�aczu [9]. Czuj sam dobrze tw� n�dz� - i my b�dziem czuli. Jak ten, najukocha�szej co p�aka� Urszuli [10], I co niedawno wyda� �ale Orfeusza [11]. Sama tylko do p�aczu wzbudzi czu�a dusza. Pie�� r�wnie moc wyraz�w i my�li wspania�o��, I najwy�sz� przyjmuje wiersza okaza�o��. �mia�o sw�j zap�d wznosi niczym nie wstrzymany, Rada z nie�miertelnymi obcuje niebiany. Jej tonem wielko�� tw�rczej prawicy si� wyda, Gdy g�osi cuda Bo�e na arfie Dawida [12]. Bogata w my�li, pe�na ognistego ducha, Leci jak bystra rzeka, jak p�omie� wybucha. Ona szermierzom w Pizach zapory otwiera, �piewa chwa�y zwyci�zcy, co wieniec odbiera.. G�osi, czego Achilles dokazywa� krwawy, Lub jak na swe morderce by� August �askawy [13]. Raz jak pszcz�ka obiega wonne w polu kwiaty I z nich na sw� ozdob� znosi plon bogaty, Maluje �arty, �miechy, wesela i skoki [14], To znowu niespodzianie bierze ton wysoki, Trwo�y w wielkich obrazach, w �wietnych my�lach b�yska. W niej staje w ca�ym �wietle sztuka rymopiska. Niedu�o s�ucha� lubi prawide� nauki I nie�ad w niej szcz�liwy wyskokiem jest sztuki. Precz st�d niech owe dr��ce rymopisy id�, Co z ha�b� Apollina, z Parnasu ohyd� Prawie nie znaj� w pieniach ogniem si� zapali�! Czyli� mo�na te pisma nikczemne pochwali�, Gdzie nic pr�cz s��w nie widz� i nazwiska ody: Owe suchych rozum�w jeszcze suchsze p�ody; Co w wierszach swoich zwyk�y g�osi� imieniny, Szlubne zwi�zki wychwala�, �piewa� urodziny? Najwi�ksze ich ozdoby, najpi�kniejsze kwiaty, �e z ojczystych herbarz�w licz� antenaty [15] I z m�nego Jakuba, z nadobnej Krystyny Wielkie na wsparcie kraju obiecuj� syny [16]. Wsz�dzie oda w�a�ciw� sobie cech� nosi, Czy wielbi dobrodziejstwa, czy zwyci�stwa g�osi, �e wspania�o�� z zap�dem my�li mie� powinna. W niej si� mie�ci i mi�o��, i rozkosz niewinna; Ale niechaj nas mi�o�� tak bardzo nie pali, Bo�my si� ju� w tym wieku nadto rozkochali. Moralno�� dobra w pie�niach, gdy serce przenika. Lecz jakim prawem wesz�a w pie�ni polityka? Umiejmy wszystkie rzeczy bra� w przystojnym wzgl�dzie, Niech nie pr�nym s��w d�wi�kiem pie��, lecz pie�ni� b�dzie. Niech j� gra, kt�rej dzielnych Feb ton�w u�ycza, Lutnia Pindara, Flakka i Naruszewicza. Epigramma my�l kr�tk� rymami wyk�ada, Raz je mniej, a drugi raz wi�cej wierszy sk�ada. Albo proste zamyka rzeczy opisanie, Albo jeszcze dowcipne mie�ci o niej zdanie. Epigrammat�w wiele Marcyjalis pisa�, Naganny, �e pochlebstwem tyrana ko�ysa�; Sam autor takie zdanie daje o swym dziele, �e s� dobre, �e miernych jest dosy�, z�ych wiele. Z my�li epigrammatu najwi�ksza ozdoba: Gdy zwi�le wy�o�one, lepiej si� podoba. Przy nim si� obok k�ad� i �arty, i fraszki. Strze� si� razi� przystojno�� dla pr�nej igraszki; Kochanowski z Kochowskim co� sobie pozwol�, Potockiego gdy czytasz, uszy ci� zabol�. Dawniej epigrammat�w duch si� zbyt rozszerzy�, Ledwie nie ka�dy nimi rozum cz�eka mierzy�. Lecz wedle nich najwi�cej gryz�y pi�ra szko�y. Jakie� to dla czczych by�y ucink�w mozo�y: Czemu na bia�ym koniu je�dzi� Jerzy �wi�ty? Jak g�ow� sw� ca�owa� Dyjonizy �ci�ty? Wymowa w epigrammach szuka�a okrasy I kaznodziejskie nimi pstrzy�y si� ha�asy. St�d wszystko si� popsu�o, gust dobry zagin�� I nim do nas powr�ci� - wiek ca�y up�yn��. Lubi� rymy dowcipno��, lecz niezbyt wytworn�; W igraszkach s��w masz tylko ozdob� pozorn�. �ci�gnij w jedno my�l dobr� wraz z rymem obierze, A wtenczas epigramma sw�j poklask odbierze. "Satyra w szczeg�lno�ci nikomu nie �aje, Czo�em bije osobom, gani obyczaje". "Satyra prawd� m�wi, wzgl�d�w si� wyrzeka, Wielbi urz�d, czci kr�la, lecz s�dzi cz�owieka". Satyra w �cis�ej z cnot� zostaj�c przyja�ni, B��dy ludzkie wytyka, lecz ludzi nie dra�ni. Ten prawdziwy duch satyr, ta pierwszej tre�� proby: Szydzi� z wad, karci� b��dy, oszcz�dza� osoby. Pierwszy powsta� na rzymskie przywary Lucyli; Jak w zwierciedle si� w rymach jego zobaczyli. M�ci� si� za wyrz�dzon� prawej cnocie wzgard�, Broni� uczciwych ludzi, gromi� dusze harde. Horacy do ostro�ci przyda� trefne drwiny, Nigdy w satyrze p�azem nie przepu�ci� winy, Nieszcz�liwa osoba, nieszcz�liwe imi�, Kt�re tylko m�g� g�adko umie�ci� w swym rymie. Ni �akomca, kt�rego bo�yszczem szkatu�a, Ni bicz nielito�ciwy na uszy, gadu�a, Ni ten, co si� wad jednych chroni�c, w drugie wpada, Ni ten, co o siekaczach swoich przodk�w gada, Nie uszed� jego pi�ra. A tak umie szydzi�, �e gniewa� si� nie mo�na, a trzeba si� wstydzi�. Persyjusz wi�cej my�li w wiersz ni�li s��w �ci�ga, Szale�stwu bezecnego Nerona ur�ga; Stoickim napojony duchem od Kornuty, G�upich k�adzie za pod�e natury wyrzuty, Wsz�dzie si� z�ych ukorzy�, dobrych podnie�� sili; Niech �li schn�, widz�c cnot�, �e jej odst�pili. W zgie�ku szko�y wychowa� Juwenalis �mia�y A� do zbytku zaostrzy� uszczypliwe strza�y, Smutne prawdy wytyka, wiersz gor�cy leje, A cz�sto wysokimi ozdoby ja�nieje. Czy to srogiego zwala pos�gi Sejana, Czy pisze, jak chytrego na radzie tyrana Pod�e brzydkim pochlebstwem senatory kadz�, Czy jak bezecne �ycie Rzymiany prowadz� I jak si� Messalina rozpustna przedaje - Wsz�dzie si� r�wny ogie� i dowcip wydaje. Tych mistrz�w Kochanowscy godni s� uczniowie, Opali�scy, Krasiccy, Naruszewiczowie, Lecz o nich i dawniejszych to przydam nawiasem: Ci odwodz� od z�ego, tamci ucz� czasem. Kochanowski do kr�la Augusta w Satyrze Cho� niemi�� Polakom prawd� m�wi szczerze: Jako maj�c obfite nauki krynice W kraju, pr�nym �l� kosztem dzieci za granic�, Jak broni zaniedbuj�, jak biegn� za zbytkiem. Jak osobistym wszystko miarkuj� po�ytkiem, Jako lasy pustosz�, �e po malej chwili Nie znajd� drew, by sobie izby upalili... W Zgodzie karci duchownych, co by o�wieceniem Powinni by� narodu, staj� si� zgorszeniem; Mi�dzy obywatelmi wr� brzydkie niezgody, A kraju coraz wi�cej szwankuj� swobody. Tak zacny m�� ten nasze upomina� dziady, By baczne mieli oko na gro�ne s�siady, P�ytkie zawsze u boku nosili pa�asze. Przejrza� zna� kl�ski, kt�re widzia�y dni nasze. Opali�ski w bezrymnym wierszu uczy matek, Aby nigdy w pieszczotach nie chowa�y dziatek, Tych wytyka, co �wi�te czytaj� �ywoty, M�wi� o Panu Bogu, a nie maj� cnoty, Jakie w domach swawole, wykr�ty w dworszczy�nie - Lecz mu si� t�usty wyraz cz�stokro� wy�li�nie. Krasicki - czyli na wiek zepsuty narzeka, Czyli na �wiat m�odego sposobi cz�owieka, Czyli gracz�w szulerskie rzemios�o ohydza, Czy ha�bi�ce r�d ludzki pija�stwo obrzydza, Czyli chytre wystawia filut�w zamiary, Czy modnej �ony k�adzie na oczy przywary - Wysokim doskona�ej satyry jest wzorem. Naruszewicz ostrzejszym nast�puje piorem I na tych, co si� z przodk�w swoich dumnie chwal�, I na tych, co kadzid�a pochlebnicze pal�, I na tych, w powierzonym co grzesz� sekrecie, Co lada dudkowi wierz� lub kobiecie, I jako �wiat g�upstwami ca�y nape�niony, I jak teraz poczciwej trudno dosta� �ony, I jak fircyk z Pary�a po Warszawie lata, I jak bieda chudego gn�bi literata, Kiedy rzadki z kieszeni wywlecze pieni��ek, By zamiast kalendarza dobrych naby� ksi��ek. Dzielnym pi�rem skutecznie wszystko zrobi� umie, �eby g�upstwa poprzesta�, kocha� si� w rozumie. Tych wi�c torem post�puj. Umiej si� utrzyma�, Je�li ci� ��� lub zemsta zaczyna poddyma�. Szanuj zawsze przystojno��, szanuj obyczaje. Nauczy� ten dobrego, co wyst�pkom �aje W brzydkiej ��ci zmaczawszy pi�ro uszczypliwe Lub uszy szpetnym razi wyrazem uczciwe? Dawni byli wolniejsi; teraz nie uchodzi. My, cho� od nich nie lepsi i starzy, i m�odzi, A mo�e wi�cej jeszcze ska�eni na duszy, Jednak delikatniejsze mamy od nich uszy. Niechaj satyra b�dzie w wyrazach ostro�na, Nie maluje tak os�b, �e je pozna� mo�na, Lub, co gorsza, wymienia. Cho� wiersz piszesz g�adki. Za takow� swawol� musisz p�j�� do klatki. Styl jej do niewi�zanej przyst�puje mowy, Ale niech si� samymi nie nape�nia s�owy. Ten, co dobrze wecowa� ka�d� umia� win�, A najlepiej bezecn� prawnik�w �acin�, Wiele by by� Piotrowski przyda� sobie chwa�y, Gdyby w swym rymopistwie nie tak by� niedba�y. W r�nych rzeczy postaci i r�nego zwierza Bajka prosto do celu moralnego zmierza. Co zwierz�ta gadaj�, w czym si� mylnie rz�dz�, Niech si� st�d ucz� ludzie, niech r�wnie nie b��dz�. Tok jej prosty, zaleta z rzeczy i stosunku. Lecz i w tym ma�o dobrze pisa�o gatunku. Nie z du�ym smakiem czytam Sto bajek i oko, Rzecz dobra, ale wiersze niezgrabnie si� wlok�. Trzeba sztuk� z wdzi�kami natury pomie�ci� - I przypowie�� zaostrzy�, i w bajce si� pie�ci�, Wszystko do swego kszta�tnie