6497
Szczegóły |
Tytuł |
6497 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
6497 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 6497 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
6497 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Henryk Rzewuski
Pami�tki Soplicy
KAZANIE KONFEDERACKIE
By�o to roku 1769, czwartego listopada, w sam dzie� �wi�tego Karola, a tak
pami�tam, jakby to si� dzia�o onegdaj. S�uchali�my mszy �wi�tej w ko�ciele ojc�w
bernardyn�w w Kalwarii, ko�ci� by� jak nabity szlacht�, kt�rym mn�stwo pan�w
przewodzi�o. Siedzieli w �awach: solenizant, ksi��� Radziwi��, wojewoda
wile�ski, siedzia� i podczaszy Potocki, i wojewoda kijowski, i marsza�ek
konfederacji litewskiej Pac, starosta [zio�owski], i Rzewuski, chor��y litewski
- a kt� wymieni wszystkich tych pan�w? i na sejmach wi�cej nie widzia�em. Oni
siedzieli w �awkach, a my stali, ba, nie tylko my, ale i urz�dnicy stali nawet,
bo do �awek nie�atwo by�o si� docisn��. Po mszy �wi�tej ksi�dz Marek, karmelita,
na kt�rego cuda zacni ludzie patrzali, zaintonowa� Te Deum laudamus, a my,
szlachta, �piewali wt�r i niekt�rzy panowie, jako: JW. chor��y litewski - Panie,
daj mu wieczny odpoczynek, bo to zacne by�o pani�cie i dziwnie basem �piewa�,
cho� jak starzy m�wili, trybem �wiatowym - �piewa� i JO. wojewoda wile�ski, ale
ju� nie tak dobrze; ale wszyscy �piewali�my ochoczo, bo te� by�o za co Panu Bogu
dzi�kowa�. Przed czterma dniami, w sam dzie� Wszystkich �wi�tych, jakby na
wi�zanie JO. i JW. panom, nie zapominaj�c i o nas, szlachcie, pan Ka�mierz
Pu�awski, staro�cie warecki, porz�dnie by� wyt�uk� Moskw� pod Lanckoron�; a� do
My�lenic Suwarowa gnali, a i ja tam swoim nie szkodzi�, co mnie i troch�
zaszczytu, i troszk� nieprzyjemno�ci przynios�o, jak si� o tym powie. Po hymnie
odbytym wst�pi� ksi�dz Marek na ambon�. My wszyscy nat�yli�my uszy: raz, �e i
�akn�� trzeba za s�owem Bo�ym, a po wt�re, byli�my ciekawi, co te� ksi�dz Marek
powie z powodu rocznicy urodzin JO. ksi�cia Karola Radziwi��a, kt�ren by� pan
wielki, pobo�ny, dobrodziej szlachty i filar naszej barskiej konfederacji, a
kt�rego w dniu tym przepomnie� nie zdawa�o si� nam, aby by�o z regu�. Prze�egna�
si� ksi�dz Marek - jeszcze dzi� patrz� na niego - a on tak powiedzia�:
- �wi�ty Jan Ewangelista mawia�: "Dziateczki, kochajcie jedni drugich!" - a i ja
wam to m�wi�, a raczej wym�wi�, �e tak nie robicie. "Kochamy ojczyzn�" -m�wicie,
a mi�dzy sob� w ci�g�ych swarach! Pi�kna to mi�o�� ojczyzny ziemi� kocha�, a z
jej mieszka�cami si� wadzi�. A wy, panowie naczelnicy tej konfederacji, pod
has�em wiary i wolno�ci zawi�zanej, zamiast, coby�cie mieli dobry przyk�ad dawa�
szlachcie, abo sami ogie� tworzycie, abo do gotowego drew przyk�adacie. Czy wy
sadzili�cie si� zn�ka� mi�osierdzie Bo�e, aby drugie narody o�wieci�, wiele
trzeba grzech�w, a�eby a� ojczyzn� zatraci�, i tym sposobem do�ledzi� granic
cierpliwo�ci Bo�ej? Wy si� cieszycie z wygranej pod Lanckoron�, a ja si� smuc�,
bo ta �aska boska stanie si� wam powodem nowej Boga obrazy: bo powi�kszy wasz�
pych�, wasz� swawol�, wasz� rozpust�? A kiedy bieda was nie poprawia, co to
b�dzie z pomy�lno�ci? "L�kamy si� Boga - m�wicie - za wiar�, za biskup�w
wzi�tych walczymy i krew nasz� przelewamy." B�g daj tak! A to, co si� u
waszmo�ci na obiedzie zrobi�o dzie� sz�sty temu, JW. marsza�ku lubelski? Jak
dw�ch rotmistrz�w zwi�zku twojego powadzi�o si� i kiedy zapomniawszy o Bogu, z
cierpkich przym�wek przysz�o do ogra�ania si�, do korda - to ty, marsza�ku,
natomiast coby� mia� mitygowa�, godzi�, gromi� nareszcie, ju� nie jako wierny
katolik, ale przynajmniej jako poczciwy gospodarz, co�e� uczyni� najlepszego?
To� sobie z tego zabawk� robi�, to� drugich pan�w zaprasza�, aby byli �wiadkami,
jak si� Lubelczyki t�go w kordy bij�. A o c� to si� bili? O honor Naj�wi�tszej
Panny, o wyp�dzenie tego intruza, kt�rego syzma na stolicy naszej przemocnie
usadowili? Nie, o g�upstwa, aby wam, panowie, czas przyjemnie zeszed�. Niech si�
�wiat poleruje! Krew szlachecka dla pa�skiej zabawy ma si� przelewa�! Tak to
niegdy� w Rzymie, przed papie�ami, bawili si� poga�scy panowie, patrz�c, jak
gladiatory si� zabijali. A i ci przecie krew szlacheck� szanowali, bo szermierze
byli brance narod�w Rzymowi obrzyd�ych, ale nie szlachta rzymska. Taka to
wolno��, taka to r�wno�� szlachecka, taka to religia wasza! Tacy to wy ojcowie
ojczyzny! Nie masz ratunku dla was! Wkr�tce opuszcz� was; powr�c� do klasztoru
berdyczowskiego, z kt�rego bogdajbym nigdy nie by� wyszed�! A tam b�d� b�aga�
Naj�wi�tsz� Pann� za sob� - tak, za sob�, bo same patrzanie na wasze zdro�no�ci
zmaza�o dusz� moje. To wy J� nazywacie Kr�low� wasz�? Pi�knych Ona ma z was
poddanych! Dziewica czysta i �agodnego serca ma panowa� nad wszetecznikami i
burdami? Z�o�y Ona wkr�tce t� niegodn� koron�, a raczej Lutra i syzm� og�o�cie
kr�lami waszymi. To b�d� godni was panowie: jacy poddani, tacy monarchowie! A
wi�cej wam nic nie powiem, bo nareszcie i duch Bo�y znu�y� si� w piersiach
moich.
To wyrzek�szy zszed� z ambony i przed wielkim o�tarzem ukl�kn�wszy zacz��
�piewa�: "Przed oczy Twoje, Panie", a my stali jak wryci; nie mog�em widzie�, co
te� si� natenczas dzia�o z JW. Granowskim, marsza�kiem koronnym lubelskim, ale
jak mi p�niej mawia� pan Miko�aj Morawski, natenczas porucznik pancerny, kt�ren
lubo dworzanin ksi�cia Karola Radziwi��a, mia� do niego dziwn� poufa�o�� i sta�
przy jego �awce, co ludzie pewnej okoliczno�ci przypisywali, kt�ra lubo o niej
przemilcz�, jemu samemu krzywdy nie przynosi�a - ot� pan Miko�aj, wi�cej
trzydziestu lat s�siaduj�c ze mn�, nieraz powtarza�, �e JW. Granowski tak si�
poci�, jak gdyby w �a�ni siedzia�, a przecie to by� czwarty listopad i dobry
przymrozek by� na podw�rzu: taki by� mu wstyd! A nie bez s�uszno�ci, bo�my
wszyscy wiedzieli, o co rzecz chodzi�a. W sam dzie� zaduszny zaprosi� na obiad
obozowy pan�w i urz�dnik�w, i tych, kt�rzy si� dnia poprzedniego popisali pod
Lanckoron�, co i mnie da�o wst�p do jego sto�u, a swoich Lubelczyk�w prawie
wszystkich. Ot� mi�dzy nimi by� pan Snarski, t�gi je�dziec, nie ma co m�wi�, i
�ebski w potyczce, ale - zw�aszcza przy kielichu - wielki k��tnik. Ju� to on i
do mnie u sto�u strzela� przym�wkami, ale ja, szanuj�c i gospodarza, i
dostojnych go�ci, wszystko mimo si� puszcza�em, raczej przys�uchiwa�em si�
dyskursom zacnych, ni�bym si� mia� ogl�da� na jakie� przym�wki. Tak tedy nie
doczekawszy si� ze mn� zwady i innych na pr�no o to tentuj�c, a� na koniec
otrzyma�, czego ��da�, z jednym ze swoich. Pan Bolesta, kt�rego Ma�kutem
nazywali, lubo opodal od Snarskiego siedzia�, us�ysza�, i� ten si� odezwa�:
"Vivat powiat urz�dowski, czo�o wojew�dztwa lubelskiego!", a �e by� ziemianin
�ukowski, przykro mu si� zrobi�o, i to mu wym�wi�. Od przym�wek do wym�wek. Jak
zacz�� ich podjudza� JW. marsza�ek i JO. ksi��� wojewoda wile�ski, przysz�o do
tak grubych mi�dzy nimi wyraz�w, �e a� zgroza by�o s�ucha�; a z tego
gospodarzowi jeszcze wi�kszy �miech. Wyszli z izby, a porwawszy si� do szabel,
przy nas bi� si� zacz�li. Urz�dowczycy swego, �ukowczanie swego, a JW. marsza�ek
obydw�ch zagrzewa�. �licznie si� obadwa sk�adali - Panie Bo�e, przyjm to za
�art, ale a� mi�o by�o patrz�c. Ale na koniec silnie po �bie dosta� Snarski. Jak
d�ugi pad� krwi� oblany. My�lili�my, �e ju� po nim, ale jako� przyszed� do
siebie; a potem cerulik tameczny jak zacz�� mu chleb z sol� do rany przyk�ada�,
a krew puszcza� z r�ki, cierpia�, prawda, jak w czy��cu - alem go jeszcze
kilkana�cie lat potem widzia� Wojskim urz�dowskim na kontraktach dubie�skich, z
g��bok� wprawdzie krys�, ale zdrowego i opami�ta�ego. I jak ludzie m�wili,
bardzo by� szacowanym w swoim powiecie. A co si� zrobi�o z Bolesta, prawdziwie
do dzi� dnia nie wiem; ale dawno musia� umrze�.
Ale wracam do swego. Ksi�dz Marek �piewa�, ale sam jeden, bo my wszyscy tak si�
zadumali, �e much� by mo�na us�ysze�, a przecie nas by�a �ma, a �aden z ko�cio�a
nie wyszed�. Ksi�dz Marek po od�piewaniu pie�ni wznowu na ambon� powr�ci�, co
starych mocno zadziwi�o, bo i nie s�ysza�em, aby kiedykolwiek ksi�dz lub
zakonnik w jednym poranku dwa razy kaza�; ale my wszyscy ciekawi byli s�ucha�,
raz, �e to by� �wi�ty cz�owiek, po wt�re, �e do przekonania m�wi�, a na koniec,
prawd� powiedziawszy, cho� my szczerze do pan�w byli przywi�zani, nie byli�my od
tego, �eby nie s�ucha�, jak te� i im verba veritatis prawi�. Do��, �e gdy ksi�dz
Marek sko�czy� m�wi�, przy �wie�ej pami�ci zapisa�em sobie to, co mnie najwi�cej
obchodzi�o w jego kazaniu. Ot� to by�o tak:
- W piersi uderzy� si� musz�, �e w dzie� urodzin i imienin twoich, JO. ksi���
wojewodo wile�ski, dostojny wodzu naszego �wi�tego zwi�zku, zdawa�em si� na
chwil� zapomnie� o tobie. Twoje i przodk�w twoich zas�ugi, po�wi�cenie si� twoje
dla ojczyzny, mi�o�� szlachty ku tobie i ta �ywa wiara, kt�r� B�g tobie, pomimo
twoich obiad�w, zostawuje, zas�uguj�, a�ebym si� z tego powodu w obliczu was
wszystkich skruszy�. Dam ci wi�c w dniu tak dla ciebie i dla nas uroczystym
wi�zanie, wi�zanie najdro�sze, bo go nigdzie otrzyma� nie mo�esz, tylko w domu
Bo�ym, to jest prawd�. A �e, jako prawy Polak, go�cinne i uczynne twoje serce
�adnej korzy�ci nie zna, kt�rej by� drugim udziela� nie m�g�, wielce mnie
pochwalisz, �e w tej prawdzie, w tym wi�zaniu tobie ofiarowanym inni dostojni
koledzy twoi w przewodnictwie konfederacji naszej sw�j udzia� otrzymaj�. A
je�eli ciebie i koleg�w twoich nie przekonam, �e to, co m�wi�, jest prawd�,
ka�demu z was wolno b�dzie mnie zawstydzi� mieni�c mnie k�amc�. B�g cz�sto dla
korzy�ci drugich niegodnym s�ugom swoim wielkie rzeczy objawia; i w tym
wzgl�dzie do�wiadcza�em jego �aski. Oto raz, rok si�dmy temu, gdy w celi mojej,
gorzko p�acz�c nad ojczyzn� nasz�, modli�em si�, ujrza�em anio�a Polskiej.
Widzia�em jego tak, jak na was wszystkich tu przytomnych patrz�; a B�g najwy�szy
udzieli� si�y, �em m�g� znie�� oblicze tego mocarza niebieskiego. Wiele on
rzeczy mnie powiedzia�, kt�rych objawi� mi nie wolno; ale to, co mi si� godzi,
to wam powiem bez ogr�dki, a anio�a rzecz ani szlachcica, ani pana, ani kr�la
nawet obrazi� nie mo�e, bo ka�den z nich jest kmieciem przed nim. S�uchajcie
wi�c:
"Marku - powiedzia� mnie anio� - �le si� dzieje z ojczyzn� twoj�. Nierz�d j�
zgubi. Wszyscy pragn� rz�du, a �aden z poczciwszych rz�dzi� nie chce. Kr�l Sas,
kt�rego wszyscy kochaj�, a nikt mu nie pomaga, lada dzie� zamieni koron�
doczesn� na wieczn� i b�dzie to, co jest: rz�d le�y na ziemi, a nikt si� schyli�
nie chce, aby go podj��. Pod r�nymi postaciami do wszystkich waszych pan�w
udawa�em si�: zawsze ta sama odpowied�. Przebrzyd�e domatorstwo, na�ogowe
lenistwo! By�em u Radziwi��a, wojewody wile�skiego; b�aga�em, m�wi�em: "Jed� do
Warszawy, zajmij si� rz�dem! Ca�a Litwa twoja! Ratuj ojczyzn�!..." A� p�aka�,
tak si� rozczuli�: "Ja z torb� p�jd�, powiedzia�, a niech ojczyzna b�dzie ca�a!"
"Ale to nie idzie o ofiary z maj�tku lub nara�anie �ycia, ale sied� w Warszawie
i zajmij si� rz�dem." Oto wiesz, com wycisn�� na koniec? - "Panie kochanku, ja
b�d� w Warszawie rz�dzi�, a mnie pan Micha� Rejten w Nalibokach wszystkie moje
nied�wiedzie wybije." Uda�em si� do wojewody kijowskiego. Pan wielki i ch�tnie
wi�ksz� cz�� maj�tku dla ojczyzny by odda�; ale uczciwszy uszy, jak�e to
siedzie� w Warszawie, kiedy to cz�owiek przywyk� wymyka� si� od �ony, a�eby po
kilka dni ci�gle z panem miecznikiem Ciesielskim pi� w Szorstynie, kiedy pani
wojewodzina, siedz�c w Krystynopolu, my�li, �e m�� gospodarstwem si� trudni.
By�em u Sapiehy, kanclerza. Nie mo�na! Kocha ojczyzn�, ale rz�dz�c nie mo�na
mie� proces�w, a jak�e �y� bez konferencj�w prawie codziennych z jurystami? A
pan Mniszech, marsza�ek wielki koronny, kocha ojczyzn�, ale "ba�a, ba�a, jak
zasi�d� si� w Warszawie, dyspozytory zapomn� gospodarstwa, kiedy ja nie b�d� ich
na sesji w Dukli uczy�". A pan krakowski? "Tego to, Panie Bo�e jedyny, niech no
si� obmuruj� w Bia�ymstoku, to o ojczy�nie pomy�l�." A ksi��� Sanguszko,
wojewoda wo�y�ski? - "Mopanie, ja b�d� siedzia� w Warszawie, a stado moje
sparszywieje?"
Ot� to taka wasza mi�o�� ojczyzny! I dlatego tu�acie si�, �eby odzyska� to,
co�cie prawie dobrowolnie utracili. Niech�e to wam za nauk� na dal pos�u�y i
waszym potomkom; p�y�cie� na deszczce, kiedy ju� okr�t wygodny przez niedbalstwo
wasze od l�du odbieg�. A przynajmniej teraz, zaklinam w imi� Chrystusa, nie
ustawajcie w przedsi�wzi�ciach waszych; mo�e wam B�g najwy�szy pob�ogos�awi
pomy�lno�ci�; a i w przeciwnym zdarzeniu nawet �adna wasza usilno�� dla ojczyzny
stracon� nie b�dzie. My�lcie w Bogu o ojczy�nie, ale tak dzia�ajcie, jak gdyby
ona tylko jedynie od was zale�a�a.
M�wi� on ksi�dz Marek wiele jeszcze innych rzeczy pi�knych. P�akali�my, a razem
i nadziej� pocieszali�my si�. My�la�em, �e panowie, kt�rych ksi�dz Marek
wymienia�, zasierdz� si� na niego; ale nie, i owszem, ka�den z nich wychodz�cego
ksi�dza uprzejmie powita� i w r�k� poca�owa�, a ksi��� solenizant na obiad
zaprosi�, gdzie jakem si� od pokojowych dowiedzia�, kolejnym kielichem wszyscy
pany jego zdrowie wypili.
Pami�tki Soplicy
PAN DZIER�ANOWSKI
Bitym charakterem na wo�owej sk�rze by nie zapisa�, jak i ile razy konfederaci
barscy popisywali si�. Gdzie tylko harmat nie by�o, nigdy nam placu nie
dotrzymano. A ludzi tak zr�cznych jak na�wczas to teraz i nie wida�. Mi�dzy
zgrabnymi jak�e nie porachowa� pana Franciszka Dzier�anowskiego, pu�kownika
pu�ku gumbi�skiego, u kt�rego mia�em wielk� �ask�, gdy� mi si� uda�o jemu raz
�ycie ocali�, a przynajmniej wolno�� - ale taki �ycie, bo nie by� on z takich,
kt�rych �ywcem �atwo dosta�; a b�d�c z nim za�y�ym, ile �e on by� wielomownym,
m�g�bym jego kronik� napisa�. Jego ojciec by� s�ug� i przyjacielem ordynat�w
Zamojskich i od nich mia� w do�ywociu Su�owiec pod Zamo�ciem. Mia� on kilku
syn�w, kt�rzy dobre wychowanie wzi�wszy po pa�skich dworach, potem na ludzi
wyszli. Ba, brat jego najstarszy by� u nas marsza�kiem i o nim mawiano, �e
gdzie� nawet by� kr�lem. Ale pan Franciszek z gramatyki uciek� i przysta� na
szeregowego do pu�ku Mirowskich. Ledwo czyta� umia� i to, jak Pan B�g da�, a
kiedy co napisa�, to i bies by si� nie doczyta�, czego on chce; ale o
dwadzie�cia krok�w na koniu siedz�c, nigdy z pistoletu tuza czerwiennego nie
chybi�. JW. Mniszech, podczaszy wielki koronny, a szef pu�ku Mirowskich, mia�
sobie za szczeg�ln� zabaw� widzie� go w palcaty olejem [i] krejd� namalowanymi
potykaj�cego si�; sze�ciu na niego nasadzali i wszystkich sze�ciu krejd�
obznacza�, a jemu nigdy nic; co te� mu i na dobre wysz�o, bo JW. szef w tym�e
pu�ku porucze�stwo jemu kupi�. Ale jak tylko konfederacja barska nasta�a, on,
podm�wiwszy prawie ca�y szwadron, kas� pu�kow� zabrawszy, a pu�kownika swego
Larzaka, do kt�rego mia� ans�, dom zrabowawszy, z konfederatami si� z��czy�.
Nadgradzaj�c t� jego ku dobrej sprawie przychylno��, Generalno�� zrobi�a go
pu�kownikiem powiatu gumbi�skiego, upowa�niaj�c go do werbowania pu�ku i
wszystkich oficer�w fortragowania, a wkr�tce pan Franciszek stan�� na czele
pu�ku wcale pi�knego, a kt�ren a� do rozwi�zania konfederacji ci�gle si�
popisywa�. Co to by�y za pi�kne mundury! Czemerki i szarawary b��kitne, a ��te
wy�ogi; a sam pu�kownik, pr�cz olstrowych, nosi� jeszcze za pasem par�
pistolet�w, szabl� i sztuciec na plecach, z kt�rego, bywa�o, jak wystrzeli, to
Dony jak chrz�szcze padaj�. Nadokucza� on tyle Moskwie! Tote� m�wiono, �e
Drewicz w imieniu carowej deklarowa�, �e kto go �ywcem przyprowadzi, zostanie
gubernatorem petersburskim, cho�by by� prostym Kozakiem; ale on tego nie uwa�a�
i tak si� nara�a�, jakby za jego g�ow� nikt tynfa nie da�. Demulier wielce jego
i jego pu�k ceni�, ale co mu by�o przykro, to to, �e bez t�omacza nie m�g� z nim
rozmawia�. Demulier po �acinie m�wi� jak jezuita i z nami tym j�zykiem obcowa�;
ale pan Franciszek Pana Boga po �acinie nie umia�by nazwa�, a c� dopiero w
dyskurs si� wda�. I cho� nadrabia� fantazj�, mocno to go sroma�o, gdy� on prawie
jeden z ludzi stopniowych mi�dzy nami, co po �acinie ani s�owa. Ale temu nie
mo�na by�o zaradzi�. Stali�my obozem pod Ty�cem. Demulier mia� nad nami komend�,
nawet pan Ka�mierz Pu�awski by� jemu pos�usznym. Owo� tedy wyszed� ordynans, aby
nikt pod kar� najsro�sz� nie wa�y� si� po capstrzyku samopas z obozu oddala�; a
to z powodu, �e Moskwa okolice pl�drowa�a, a Dony nam odosobnionych chwytali.
Ale ten ordynans nie by� panu Franciszkowi po my�li, bo o dwie mili mniej wi�cej
od Ty�ca, w Burzymowie, mieszka�a s�dzina Sulejowska, z domu Boner�wna,
pierwszego �awnika krakowskiego c�rka, wdowa w �rednim wieku, urodziwa, dobrego
rodu, bo jak wiadomo, civis Cracoviae nobili par - a bogata: pomimo do�ywocia na
m�owskim Burzymowie mia�a sto tysi�cy w�asnego wniosku i porz�dk�w mn�stwo.
Ot� pan Franciszek, poznawszy j� w Krakowie, do jej przyja�ni wzdycha�.
Stan�wszy tedy pod Ty�cem, a dowiedziawszy si�, jak mi si� widzi od �yd�w, �e
wielmo�na s�dzina tak blisko, niepospolit� uczu� ochot� oferta u n�g jej z�o�y�,
ile �e mia� dobr� nadziej�, to jest z jej strony, bo jej familia by�a mu
przeciwn� ci�gle. W Krakowie, gdy panu �awnikowi przy kielichu o�wiadczy� [si�],
prosz�c o wsparcie, pan Boner spolitykowa� m�wi�c:
- Moja c�rka od siebie zale�y, b�d�c wdow�; a potem, panowie wojskowi �artowa�
lubi�.
I gdy na usilne nalegania konkurenta zawsze jedno powtarza�, tak pana Franciszka
zniecierpliwi�, �e mu powiedzia�:
- Szabli mojej na �okie� nie zamieni�, ile �e ona mi si� zda, aby �eb rozp�ata�
pierwszemu, kt�ry si� do s�dziny posunie - czym sobie jeszcze wi�cej spraw�
popsu�.
Chocia�, gdyby si� nie wiedzie� jak by� w barani� sk�r� podszy�, nic by nie
wsk�ra�, bo familia s�dziny mia�a wielk� nad ni� przewag�, a na takowe
ma��e�stwo nigdy by nie zezwoli�a, bo pana Franciszka miano za na�ogowego
kartownika. Do�ledzono, �e w Krakowie po ca�ych nocach w karty grywa� i tak
�licznie si� ogra�, �e gdyby pan Zar�ba nie by� mu po�yczy� trzystu tynf�w, nie
mia�by o czym na wiosn� wojny rozpocz��. Ot� pan Dzier�anowski tak pi�knie
wysun�� si� nam z obozu do Burzymowa, �e pr�cz jego gumbi�czyk�w nikt si� nie
spostrzeg�. A� tu przede dniem us�yszeli �o�nierze strza�. Jego sztuciec ledwo
nie jak harmata ha�asowa�; a �e ci �o�nierze byli z jego komendy, wiedzieli, o
co rzecz, i obudzili pana regimentarza Zar�by, u kt�rego by�em na ordynansie. A
ten do mnie:
- Ot� ten sza�awi�a i biedy narobi�! Obaczysz, co to b�dzie za k�opot. We��e
wa�pan dwadzie�cia koni z sob� i zmi�uj si�, panie Sewerynie, wyratuj go,
Naj�wi�tszej Pannie ci� poruczam.
Ja na ko� i w czwa� z gumbi�czykami! By�o cicho, ale ledwo godzin�my ubiegli,
a� tu wznowu okropne strza�y; i tu� tu� ju� �wita� zacz�o; a� tu widzim chmur�
Don�w. Jak hukn�: "Nacieraj! B�g z nami!", a Kozactwo w nogi, tylko pan
Franciszek na koniu, ko�o niego kilka koni, a on mi�dzy nimi, jak furman na
wozie.
- Panie pu�kowniku, jak si� masz? A on na to:
- Niech ci B�g nadgrodzi i wam, koledzy! Oto� mi brat. Ale mi� diable spis�
poca�owa�. Patrz!
W istocie rami� mia� sk�ute i krew si� s�czy�a, a na ziemi trzech Kozak�w
le�a�o, jeden jeszcze si� rusza�.
- Dobijcie tego psa, niech wi�cej nie k�sa!
Tego gumbi�com dwa razy nie trzeba by�o powiedzie�.
- Winszuj��, pu�kowniku, trzech po�o�y�e�.
- Oho, p�jd� no, bratku, o p� mili dalej, tam czterech le�y, a oto ich konie;
przez t� chudob� ma�o mnie kaduk nie spiska�.
Pokaza�o si� z jego dyskursu, �e gdy wraca� ju� p�n� noc� z Burzymowa do obozu,
Dony to wy�ledzili, czterech ich na� zrobili zasadzk�, ale �e Kozak wi�kszy ni�
tuz czerwienny, wszystkich czterech po�o�y�; a tak m�g�by bez szwanku do obozu
powr�ci�. Ale jemu �al si� zrobi�o opu�ci� kozackie konie; zatem, dostawszy ich,
powi�za� ich cugle do swoich; szcz�cie, �e bro� na nowo ponabija�, a tak ju�
wolnym musia� st�pa� krokiem ku Ty�cowi; a tak inni Dony mieli czas jego
do�cign��, ile �e, popl�tany ko�mi, nie po my�li m�g� si� obraca�; strzela� ci
on wprawdzie, ale uciec nie by�o sposobu. �ebym mu nie przyby� na ratunek, nie
wiem, co by si� z nim sta�o, i dlatego mnie silnie polubi�. Kiedy my ju�
bezpiecznie wracali:
- Sewerynie, bracie - m�wi� mnie - a co te� b�dzie ze mn� w obozie, �em z niego
wylaz� pomimo rozkazu? A ja mu na to:
- Pan regimentarz markotny, ale pu�kownika kocha. A on mnie:
- Mniejsza� o regimentarza, bo� to szlachcic, jak ja i jak waszmo��, porozumie�
si� �atwo, ale ten utrapiony Niemiec (u niego ka�den zagraniczny cz�owiek by�
Niemcem), �eby mnie nie kaza� na koby�� drewnian� wsadzi� dla przyk�adu. A ja
jak na ni� si�d�, niech�e pilnuje, abym z niej nie zlaz�, bo mu w �eb wystrzel�
jak psu.
A ja jemu:
- Panie pu�kowniku, zaniechaj tego, bo i siebie zgubisz, i spraw� oszpecisz.
Ali� sko�czy�o si� na mniejszym, bo genera� Demulier konie zabrane mu odebra�, a
jego na dziesi�� dni do aresztu zapar�, co mu by�o i potrzebnym, bo da�o mu czas
plejzer wygoi�. On mnie chcia� zrobi� rotmistrzem w swoim pu�ku i to mi by�o do
smaku, bo i mundur by� �adny, i gotowe mia�em zas�ugi; ale ludzie od tego mnie
odwiedli, a szczeg�lnie wielmo�ny Korsak, porucznik piatyhorc�w, kt�ren mi z
ma�ego znajomy, opiekowa� si� mn� i mnie �wiadczy�. Zawsze mi mawia�: "�yj z
Dzier�anowskim jak z koleg�, ale do jego pu�ku nie przystawaj, bo dusz� zgubisz;
on Pana Boga si� nie boi, swoich i cudzych rabuje, a nierz�d lubi, �e a�
zgroza." Ju� to r�nie bywa�o, ale �e wierzy� po katolicku, tom �wiadek, bo i
szkaplerz nosi�, i pacierz m�wi�; a �e by� t�py do ksi��ki, a k'temu na miejscu
usta� nie m�g�, nadto kr�tko si� modli�, dlatego miano go za heretyka - ale to
nies�usznie.
Pami�tki Soplicy
PAN BIELECKI
Wszystko dawniej sz�o lepiej ni� teraz. Takie przest�pstwa, co by dzi� ich miano
za �art, to i ludzi gorszy�y, i widoczne kary od Boga �ci�ga�y; a teraz ju� tyle
z�ego si� namno�y�o i takie paskudztwa, o kt�rych dawniej ani s�ychu, �e Panu
Bogu naprzykrzy�o si� kara� i zdaje si�, i� ludziom m�wi: "R�bcie, co chcecie."
A na c� Pan B�g ma cudowne kary zsy�a�, kiedy w Boga albo wcale nic, albo nie
tak, jak potrzeba, wierz�? Jak kto przeczyta kiedy to, co teraz napisz�, nie
b�dzie temu wierzy�, a ja i tysi�ce ludzi na to patrzali; wreszcie, dla wnuk�w
moich pisz�, kt�rym takie stara�em si� da� wychowanie, �e dziada poczciwego
bajarzem trzyma� nie b�d�. - Oto by� u nas ju� niem�ody konfederat, ale jeszcze
czerstwy; nazywa� si� Bielecki, imienia nie pomn�. �e by� dobrym szlachcicem,
dow�d, i� go tytu�owano s�dzi� grodzkim, �e by� mo�nym, �wiadcz� trzydziestu
je�d�c�w zbrojnych, kt�rych a� z M�cis�awskiego z sob� przyprowadzi�; a �e by�
�wiat�y, to powiem, �em na w�asne uszy s�ysza�, jak z genera�em Demulier po
francusku rozmawia�, a do tego pobo�ny jak ksi�dz i dziwnie �agodnego przyst�pu;
a cho� obywatel mo�ny i k'temu urz�dnik, pokorny jak kwestarz; my wszyscy za
niego ubi� by�my si� dali; a patrzcie, jakich ten obywatel szczeg�lnych
do�wiadcza� dziej�w. Oto by� dworzaninem u kr�la Augusta Wt�rego i wielkie mia�
u niego wzgl�dy. Pan ten, acz wielkich cn�t, widno, �e z pierwiastkowego
luterskie-go wychowania przyni�s� (Bo�e mu przebacz!) i w �ono Ko�cio�a �wi�tego
nieco sk�onno�ci do rozwi�z�ego �ycia. Pewnego wojewody �ona wpad�a mu by�a w
oko, a kt�rej nazwisko, lubo mnie wiadome, wymienionym nie b�dzie, gdy� jej
prawnuki teraz �yj�ce, a pany ze wszech miar szanowne, nieradzi by byli, aby
wiedziano, i� pochodz� od przodka, kt�ren si� niedobrze prowadzi�. Powiem tylko,
�e ta pani by�a urodziw�, rozumn� i d�ugo nawet cnotliw�; a kr�l, coraz
silniejsze do niej czuj�c zapa�y, u�ywa� dworzanina swojego Bieleckiego, aby
zabiegami swymi torowa� jemu drog� do cudzej w�asno�ci; a pan Bielecki, jakby
nie wiedzia�, �e co B�g zabrania, z tego kr�l rozgrzeszy� nie mo�e, z wierno�ci�
s�ugi panu pomaga�. To si� wn�ca� do domu wojewody, nigdy przed szlacht� nie
zakrytego, to listy nosi�, to na koniec rozmowami swymi, jak to zwykle wiele od
wystawienia rzeczy zale�y, przyczyni� si�, o ile m�g�, do os�abienia
przekonania, i st�d wielkie z�o wynik�o. Pan wojewoda, zelant o s�aw� swoj�,
jako chrze�cija�skiemu senatorowi przystoi, jakim� sposobem zacz�� �on�
podejrzywa� i mie� si� na ostro�no�ci. Raz wi�c, gdy obaczy� pana Bieleckiego
wychodz�cego z pa�acu, kaza� go schwyci� przez s�ugi swoje i dop�ty kaza� mu
wytrz�sa� odzienia, a� z nich wypad� list wojewodziny do kr�la. Przeczytawszy i
z niego wiele z�ego wy�ledziwszy, nie zwa�aj�c, i� pan Bielecki sk�ada� si�, i�
jest szlachetnie urodzonym i komornikiem kr�lewskim, kaza� go zbi� na kwa�ne
jab�ko i wp� umar�ego z b�lu wyrzuci� na ulic�, za dziedziniec swojego pa�acu;
a sam �on� natychmiast do d�br swoich wywi�z�, a stamt�d osadzi� j� w klasztorze
panien zakonnic, fundacji jego domu, w kt�rym to domu i dnie swoje w wielkiej
pobo�no�ci i skrusze po kilkunastoletnim pobycie sko�czy�a. Pan Bielecki,
odszed�szy z b�l�w i nie maj�c nawet �rodka do poszukiwania swej krzywdy, na
pr�no od kr�la, pierwszej spr�yny jego nieszcz�cia, by� pocieszany i
obdarzany. Tyle do�wiadcza� wzgardy i poni�enia od wszystkich (bo komu� jego
zdarzenie mog�o by� tajnym?), �e nie tylko dw�r, ale �wiat nawet by� mu w
obrzydzeniu i gdyby nie by� natenczas �onaty, do klasztoru by wst�pi�. Dobry
kr�l, lituj�c si� nad jego losem, dawszy mu znaczn� kr�lewszczyzn� w
M�cis�awskiem, a do tego wyjedna� mu od JW. Pocieja, wojewody m�cis�awskiego, i�
go instrumentowa� s�dzi� grodzkim tamecznym; a pan Bielecki z maj�tkiem i
znaczeniem gotowym przeni�s� si� do tego wojew�dztwa oddalonego, gdzie abo nie
wiedzie� kiedy, abo i wcale si� nie dowiedz�, co te� kto tam w Warszawie robi�.
I d�ugo mu te� Pan B�g szcz�ci�, bo i znacznie maj�tku przyrobi�, i do niema�ej
wzi�to�ci przyszed� u tamecznych obywatel�w, co m�wi za jego �wiat�em, bo
wiadomo, �e w naszej Litwie, zw�aszcza zapad�ej, nie�acno szlachcie oswoi� si� z
adwen�. Ale po wielu leciech, jak to zawsze cz�eku z�e na bied� dojrzewa, ju�
nie wiem, jak� drog�, a i tam dosz�o o wszystkich okoliczno�ciach, kt�rych to
niegdy� przeby� w Warszawie, i rych�o si� po wszystkich uszach rozesz�o i
rozgnie�dzi�o si� po pami�ciach, i tak od niech�tnych, na jakich i najlepszemu
nie zbywa, do ozi�b�ych, a potem do przyjaci� i najgorliwszych tak si� wszystko
tr�bi�o, �e oczu nie mo�na by�o pokaza�. Ani go na kondescensje zapraszano, ani
u niego bywano; a kiedy na jaki sejmik jako s�dzia grodzki przyje�d�a�, to cho�
nieborak ust nie otworzy�, mia� si� czego nas�ucha� od tych, co sprawy w grodzie
poprzegrywali. To go pytano: "Gdzie rzemie� lepszy, czy w Warszawie, czy tu?",
to mu gadano o rozdziale XIV, artykule 36 Statutu Litewskiego . Na pochy�e
drzewo, jak m�wi�, i kozy skacz�; do��, �e widz�c pan Bielecki, �e poszed�
mi�dzy lud�mi w poniewierk� i �e nawet trudno mu b�dzie dziatki, kt�rych mia�
do��, w dobrych ma��e�stwach osadowi�, a jeszcze trudniej mi�dzy szlacht�
promowa�, wielce si� zasmuci� i s�stwo z�o�y�, tego znie�� nie mog�c, a
nareszcie Panu Bogu szlubowa�, �e jak niegdy� ksi��� Radziwi�� Sierotka, gr�b
Pa�ski nawiedzi, tusz�c, �e za to Zbawiciel zdejmie z niego sromot�. I dobrze
si� nagotowa� na t� podr�: jako� si� i lat kilka gotowa�, i si�a nagromadzi�
pieni�dzy, �e m�g�by za nie ledwo nie drugie tyle d�br naby�, ile ich mia�, cho�
mia� ich niema�o, i ju� zabiera� si� do podr�y - a w�a�nie wtenczas
konfederacja barska nasta�a. Ot� pewien tamecznych stron dominikan, kt�ren by�
i wielki teolog, i �wi�tobliwy zakonnik, a kt�remu mocno pan Bielecki wierzy�,
zamieni� mu szlub w ten spos�b, i� mu rozkaza� wszystkie grosze, kt�rych
nagromadzi�, u�y� na uzbrojenie ludzi dla konfederacji i samemu osob� swoj� do
niej akces zrobi�, a zapewni� go, �e dzia�aj�c w zwi�zku za wiar� i ojczyzn�
walcz�cym zyska takie same odpusta jak na pielgrzymce. W czym, jak mi si� widzi,
ojciec dominikan, �e by� natchnionym, si� pokaza�, raz, �e kilko- a mo�e
kilkunastoletni zamiar w jednej chwili przemieni�, po wt�re, �e skutek go
usprawiedliwi�. Tak wi�c pan Bielecki, trzydziestu ludzi na dzielnych koniach
uzbroiwszy, przyprowadzi� ich do Generalno�ci, w Mohilowie nad Dniestrem
znajduj�cej si�. A cho�, od m�odo�ci b�d�c to dworakiem, to urz�dnikiem,
s�dziwego doczeka� si� wieku bez �adnego do�wiadczenia rycerskich zabaw,
szlubowa� jednak, �e trzy razy osobi�cie w boju znajdowa� si� b�dzie. Jako� w
ci�gu naszej konfederacji trzy razy znajdowa� si�, gdzie ciep�o, a na ka�dy raz
nosi na sobie gotowego �wiadka. Najprz�d z panem Rudnickim -kt�ren p�niej si�
spaskudzi�, ale u nas by� bardzo dobrym - by� z nim przy Jaros�awie dobyciu i
tam dosta� strza� w nog�; a gdy przyszed� do zdrowia, by� z nami pod Lanckoron�,
gdzie nam by�a wielka pociecha, a jemu z b�lem przymieszana, bo kul� dosta� w
sustaw� od r�ki. Gdyby to kt�remu z nas, pewnie by r�ka usch�a, jeno �e on mia�
ku wszystkiemu spos�b: za�atawszy ran� napr�dce, porz�dn� kolas� a� na Bielsk
si� wywi�z�, to tam ledwo Niemcy mu zaradzili, �e odrobin� w�adzy w r�ku
zachowa�. A tak po d�ugiej kuracji gdy do zdrowia przyszed�, cho� jego ludzie
ci�gle z nami chodzili, gdzie potrzeba, on pami�ta� na szlub sw�j, �e mu jeszcze
jedna bitwa do rachunku nie dostaje. A� w Cz�stochowie, pod okiem w�a�nie
Naj�wi�tszej Panny, uzupe�ni�, co Panu Bogu przyobieca� ; bo gdy nas pan
Ka�mierz Pu�awski na wycieczk� wyprawia�, on z nami wyruszy� z w�asnej ochoty, a
wyst�pi� wedle swego zwyczaju jak do kr�la na biesiad�. Mia� taratatk� p�sow� z
z�otymi potrzebami i pas lity.
Pan Pu�awski, co zawsze skromnie si� nosi� i tych przepych�w w wojnie nie lubi�,
a by� �artobliwym, m�wi� mu:
- Panie s�dzio, opami�taj si� wasze�! Coc z tego, �e� obsypano z�otem jak na
wilii szczupaka szafranem? Czy� chcesz, aby ci� miano hetmanem ca�ego
chrze�cija�stwa? Tac to nie tam, gdzie z mak�wek strzelaj�, idziecie. Komu nie
potrza, to� tak b�yszcz�cego zobaczy. Przebierz si�, panie bracie, a nie ucz
cudzych ku�, kogo najpierwej wita� maj�.
A on mu na to:
- Mo�ci starosto dobrodzieju, wszak to� ja nie dzi� si� urodzi�. Cz�owiek
strzela, a Pan B�g kule nosi; jak zechce, trafi on mnie, cho�bym pod ziemi� si�
schowa�; a je�li nie, to wyjd� bez szwanku i od m�drzejszych strzelc�w ni�
Moskale.
A pan Pu�awski:
- Jak ksi��ka m�wisz, m�j s�dzio. Kiedy tak dobr� masz wiar�, niech�e w las
p�jdzie moja przestroga. Kto robi, co potrzeba, niech si� nosi pod�ug woli
swojej.
A pokaza�o si�, �e ka�den z nich by� praw: bo dragan mu g�b� przestrzeli� w
oczach naszych, jako go pan Pu�awski ostrzega�, �e go �atwo na cel wzi��; ale
jak m�wi� s�dzia, bez woli Pana Boga to by si� sta� nie mog�o, czemu ani pan
Pu�awski, ani ja, ani �aden konfederat barski, ani �aden poczciwy a polski
szlachcic w�tpi� nie mo�e. Ot� pan Bielecki, gdy d�ugo w Cz�stochowie wylizywa�
si�, powiada� nam wszystkie swoje zdarzenia, dodaj�c:
- Ju�em teraz sobie rad, bo� wszystko si� dope�ni�o. Zgrzeszy�em nog�, chodz�c,
gdzie nie trzeba, r�k�, bom nosi� listy ku z�emu, a g�b�, bom nie do dobrego
namawia�: a gdziem zgrzeszy�, tam mnie Pan B�g dotkn��, w czym niech Mu chwa�a
b�dzie, a� ju� ja do domu spokojny wr�c�.
Jako�, zostawiwszy swoich ludzi i na nich jaki� grosz panu Pu�awskiemu, z jednym
pacho�kiem pu�ci� si� a� do M�cis�awia, z nami czule po�egnawszy si�.
I w�a�nie trafi� na sejmik, gdzie podkomorzego wybierano. Kilka by�o partii i
nie mog�a si� szlachta godzi�; a� ledwo si� zjawi� pan Bielecki, jednomy�lnie
obrano go podkomorzym, czego on si� spodziewa� nie m�g�. A to� to nie cud
oczewisty? To dopiero by� u nich w takiej poniewierce, �e� a� gr�b Pa�ski z
rozpaczy chcia� nawiedzi�, a tu go ci sami na pierwszy urz�d wojew�dztwa
wynosz�;
dopiero tu�acz, a teraz princeps nobilitatis i ja�nie wielmo�ny, jakim i umar� -
a �e w wielkiej pobo�no�ci, zdaje si�, i� temu nikt w�tpi� nie b�dzie.
Pami�tki Soplicy
PAN AZULEWICZ
Temu lat dwadzie�cia z ok�adem ustawicznie o Wolterze prawiono, a� uszy bola�y
jedno s�ysze�. Gdzie, bywa�o, nawiedz� s�siada, a gospodyni m�oda, na stoliku
le�a�a ksi��ka pi�knie w sk�rk� oprawna, na marginesach poz�acana, a nie
otworzywszy jej, mo�na by�o na pewne zak�ad trzyma�, �e to by� Wolter. Jeszcze
to jako� w czasach konfederacji barskiej to nazwisko obi�o si� o moje uszy.
Pami�tam, w Preszowie, u JO. przewielebnego Krasi�skiego, biskupa
kamienieckiego, kt�ren by� i �wi�tym biskupem, i �wietnym senatorem, bywa� pan
August Siedlnicki, wojewodzie podlaski, kt�ren u kr�la Poniatowskiego
dworakowa�, ale �e w duszy dobrze ojczy�nie �yczy�, wi�c, cho� go grafem
nazywano i po francusku si� nosi�, do nas akces zrobi� i przy �asce boskiej do
ko�ca wytrwa�; a ksi��� wojewoda wile�ski, co jego cierpie� nie m�g�, raz, �e
nie po naszemu si� stroi�, po wt�re, �e przy starszych zbyt lubi� rozprawia�,
mawia� o nim: "Ten Francuz z Mokotowa chce nam wm�wi�, �e wszystkie rozumy
pojad�." Ot� razu jednego, gdy u ksi�dza biskupa w przytomno�ci ksi�cia
wojewody wile�skiego i innych pan�w, i szlachty rozszerza� si� wojewodzie nad
r�nymi swoimi peregrynacjami po zagranicznych dworach, gdy przysz�o do Francji,
zacz�� si� unosi� nad Wolterem, jak on niszczy przes�dy w swoim narodzie i daje
mu �wiat�o widzie�, i �e co to by by�o za szcz�cie, gdyby w naszej ojczy�nie
podobny jemu wielki cz�owiek si� okaza�, i tak dalej. Ksi��� wojewoda przerwa�
mu dyskurs m�wi�c:
- Panie kochanku, widzia�em tego Woltera. At, zwyczajnie Francuz, pochwyta�
koncepta od ksi�dza Bohomolca i tym baki �wieci.
Trzeba wiedzie�, �e ksi�dz Bohomolec napisa� by� ksi��k� bardzo pi�kn� pod
tytu�em Diabe� w swojej postaci, w kt�rej z upior�w szydzi�, o czym ksi���
wiedzia�, a �e wierzy� w upiory i mocno ich si� obawia�, wi�c z tego powodu
zbrzydzi� sobie ksi�dza i ju� do siebie przyst�pu nie dawa�.
Tylem tylko o Wolterze wiedzia� przez d�ugi czas; a cz�owiek, to wojuj�c, to w
palestrze obywatelom s�u��c, to ko�o roli pracuj�c, nie mia� nawet czasu
dowiadywa� si� po szczeg�ach, co te� za g�rami si� dzieje. Ale gdy si�
doczeka�o dobrze osiwi�, a i si�a, i ochota do pracy si� zmniejszy�a, cz�owiek
rozrywki zacz�� potrzebowa� i na staro�� wzi�� si� do czytania. A �e wtenczas
w�a�nie najwi�cej o Wolterze m�wiono, przyznam si�, �e wielk� uczu�em ch�tk�
dowiedzie� si� z w�asnego czytania, co te� ten pan Wolter tak m�drego wymy�li�,
i cz�sto dawa�em si� z tym s�ysze� przed moimi dzie�mi.
A� tu na moje imieniny Sta�, m�j wnuk, dobrze z francuszczyzn� obeznany i kt�ry
dopiero sko�czy� nauki, da� mi na wi�zanie przez niego t�omaczon� Zair�,
tragedi� Woltera, w kt�rej to niby wystawia Turk�w i chrze�cijan w czasie
krucjat�w. W�a�nie na ten dzie� zjecha�o si� do mnie �askawego s�siedztwa i
przyjaci�, a mi�dzy tymi pan Azulewicz, Tatar, ale szlachcic, m�j kolega. On
panu podczaszemu litewskiemu s�u�y� za t�omacza w Stambule, gdzie lat dziesi�tek
przep�dzi�, i wierny by� ojczy�nie w konfederacji barskiej, a potem w moim
s�siedztwie na dziedzicznej wiosce osiad�. Nasza znajomo�� niewczorajsza by�a,
bo jeszcze przy pocz�tku konfederacji JW. Ogi�ski. wojewoda Witebski, m�j pan,
pos�a� mnie z nim do Chocimia, a�eby konia, w bogaty rz�d ubranego, odda� w
podarunku baszy tamecznemu (kt�ren si� nazywa� Emir Jussuf i mocno nam
sprzyja�), a to wywdzi�czaj�c si�, i� jego ludzi zbrojnych, kt�rzy przed Moskw�
uciekaj�c, za Dniestr przeprawili si�, swoim kosztem podejmowa� i przez sw�j
kraj przeprowadzi� a� na Pokucie, gdzie z konfederacj� si� z��czyli. To �w basza
wedle ich obyczaju okaza�, i� nam by� rad, kaw� i sorbetem nas traktowa�.
Obdarzy� pana Azulewicza paciorkami na kszta�t naszych r�a�cowych, do
odprawiania jakich� muzu�ma�skich modlitw; a mnie si� dosta�a szabla, prawdziwy
damaszek, na kt�rym mo�na dukatem pisa� jak krejd� po tablicy, kt�r� to szabl�
na Bilsku po naszemu kaza�em oprawi�. A potem, gdy mi do g�owy nieco szkrupu�u
przylaz�o, �e cho� Emir Jussuf uczciwy m��, przecie, jako czysty Turczyn, m�g�
co� niedobrego do tej szabli przyczepi� - a �e ja chcia�em broni u�ywa� po
szczeremu, a bez �adnych inkluz�w, jako chrze�cija�skiemu rycerzowi przystoi -
ot� u ksi�dza Marka uprosi�em, a�eby na wielkim o�tarzu podczas mszy �wi�tej j�
po�wi�ci�, i tak� do dzi� dnia chowam, kt�r� po �mierci mojej wnuki moje znajd�.
Wi�c gdy Sta� zacz�� czyta� g�o�no, z uwag��my go s�uchali, a szczeg�lnie pan
Azulewicz, co wiedzia� Turk�w na pami��, i ja, kt�ren z nimi nieco obeznany
by�em. Ali� oddaj�c sprawiedliwo�� i pracy t�omacza, kt�r� dziadowi �yczliwo��
okaza�, i niekt�rym czu�ym kawa�kom, ile razy na plac Turk�w wyprowadza�, za
boki trzymali�my si� od �miechu. Su�tan narodu, w kt�rym najwi�ksza usilno�� w
jak najmniej wyrazach zamyka� swoj� my�l, a gdzie wielom�wstwo jest w
obrzydzeniu i pogardzie, tak byle o co rozprawia jak Karski na m�kach. Kt� o
tym nie wie, i� Turczyn tak jest zazdrosny, �e bratu rodzonemu nie pozwoli ani
chwili na swoj� �on� patrz�c, a kutemu tak wstydliwy w mowie, �e nie tylko
kobiety ani rzeczy jej tycz�cej si� nie wspomni, ale s�ucha� co� takowego
poczytuje sobie za najwi�ksze zgorszenie. Ot� u pana Woltera su�tan nie tylko,
�e z swoim powiernikiem, jak on sam Turczynem, tak szeroko plecie o mi�o�ci, �e
i warszawskiego panicza m�g�by nauczy�, jak si� wn�ci� do serduszka panienki
przez madam wychowanej, ale rycerzy chrze�cija�skich, z kt�rymi od male�ka
ci�gle wojowa� i wojuje dot�d, do komnaty swych kobiet przypuszcza, z nimi
rozmawia� pozwala i takie im wolno�ci zostawia, jakie by u nas nawet za moich
ju� czas�w nie uchodzi�y; a na koniec �w su�tan turecki sam si� zabija, jak
Niemiec, kt�ren zbankrutowa�. Ot� to wielki cz�owiek, kt�remu wierzono, jakby
by� prorokiem! Co mnie po dowcipie, kiedy prawdy nie ma.
Ale Stasiowi zrobi�o si� markotno, �em krybrowa� Francuza, i tak si� odezwa�:
- Ale, m�j dziaduniu, wszak�e to nie histori� tureck� Wolter wystawi�, jeno
og�lne uczucie. Gdyby my�li by�y tureckie w istocie, czy�by przytomni Francuzi
mogli ich rozumie�?
A ja na to:
- M�j Stasiu, je�eli koncept francuski, c� on zyskuje, �e wychodzi z ust
cz�owieka ubranego w zaw�j i szarawary? Niech i str�j, i posta� b�d� stosowne do
my�li. Na co pisz�cy wprost swojej my�li nie objawia? Na co ta ob�uda? Niech
sobie Francuz oszukuje drugich, swoje my�li mieszcz�c w usta takich, kt�rzy
inaczej my�li� musieli. �artuj� sobie z niego, �e pr�cz siebie nikogo zna� nie
chce, ale jak jest bole�nie, �e Polacy nawet siebie poznawa� nie umiej� i swoich
wielkich m��w wa�� wedle nowinek, kt�re za granic� pochwycili. Je�eli pisz� lub
m�wi� o swoich przodkach, czy� poprzednio zadali sobie najmniejsz� prac�, a�eby
si� cokolwiek z nimi obezna�? Czy z wyst�pn� lekko�ci� ich pot�piaj�c,
zastanowili si� nad ich wielkimi dzie�ami, kt�rych skutki ich�e samych prze�y�y
i kt�rych �adna usilno�� zniweczy� nie mo�e? Serce si� kraje, ile razy czytam
lub s�ysz� o Zygmuncie III, o tym wielkim i prawdziwie polskim kr�lu, kt�ren
lubo na obcej urodzony ziemi, od matki swojej, cnotliwej Jagiellonki, z krwi�
polsk� wzi�� dusz� polsk�, kt�ren wola� utraci� dziedziczne ber�a ni�eli
narodowo�� polsk� skazi�. By� to, m�wi�, fanatyk, przez jezuit�w rz�dzony,
dlatego ani w Szwecji, ani w Moskwie mu si� nie wiod�o. I c� to znaczy? Trzeba
by�o. a�eby by� katolikiem w Polsce, lutrem w Szwecji, syzmatykiem w Moskwie?
Czy� si� godzi twierdzi�, �e jak kto w sobie samym zniszczy podstaw� wszelkich
obowi�zk�w, ten b�dzie zdolniejszym wsz�dzie je wype�nia�, �e jak w sobie
zniszczy narodowo�� w�asn�, to wsz�dzie b�dzie narodowym? Po co Zygmunt i syn
jego Ka�mierz tyle usilno�ci �o�yli, aby wiar� polsk� zaszczepi� w Rusi? Tym
krokiem Kozactwo od nas si� oderwa�o: to by�a pierwsza przyczyna upadku
ojczyzny! Tak to dobrowolnie zamru�acie oczy, a�eby spotwarza� to, co jest
godnym waszego uszanowania i wdzi�czno�ci. Czy zapominacie, �e pa�stwa na
ruskich kniaziach zdobyte w ogromie swoim o dwa razy przynajmniej przewy�sza�y
Polsk�? �e w nich nic polskiego nie by�o? Religia, j�zyk, obyczaje,
prawodawstwo, wszystko by�o obce i nieprzyjazne. Zygmunt III pozna�, �e skoro
nar�d podbity my�l� si� nie skojarzy z narodem podb�jczym, ani chwili nie
przestanie by� z nim w wojnie. On pozna�, �e w stosunku z Moskw� nasza
narodowo�� jedynie na religii katolickiej si� opiera. Nie m�dro�ci� �wiatow�,
nie filozofami on spolszczy� ruskie dzier�awy, ale religi�, ale �wi�tobliwymi
m�ami; a jak religia nasza te kraje ogarn�a wszystkie, inne warunki polskiego
�ywota same z siebie tam si� wkorzeni�y. Ledwo obywatelstwo tameczne przyj�o
nasz� wiar�, trzeba ju� by�o ich statut na polski j�zyk wyt�omaczy�; imi� nawet
Rusina zosta�o im w obrzydzeniu, bo im wystawia�o ju� nie uczucie szlachetne
niepodleg�o�ci narodowej, ale ohydne przypomnienie b��d�w i w�tpliwo�ci
zbawienia. So�omereccy, Zbarascy, Dorohostajscy, Ogi�scy, potomkowie mocarz�w,
kt�rych or� polski na prostych zni�y� obywatel�w, ledwo religi� katolick�
uznali za prawdziw�, z wi�kszym biegli zapa�em broni� og�lnej r�wno�ci polskiej
ni�eli ich przodkowie szczeg�lnych swoich jedynow�adztw ruskich. Kuncewicze,
Tyrawski, Zgierski, �wi�tobliwe dzieci wielkiego naszego Odrow��a, wy, prawi
obywatele, kt�rzy wi�cej imieniowi polskiemu zrobili podboj�w ni� najwi�ksi nasi
bohaterowie - dawno ju� og�osi� Ko�ci� stopie� dostojny, kt�ry macie w krainach
wieczno�ci, gdzie wasze obywatelskie dusze nie przestaj� b�aga� naszego Ojca,
a�eby nasze za�lepienie na zawsze nas nie przegrodzi�o od Niego. Niewdzi�czni
wasi rodacy zatracili pami�� nie tylko waszych zas�ug, ale nawet waszych imion;
niep�odn� zaj�ci ciekawo�ci� nad rzeczami obcymi - dzieci swoje zmuszaj�
niedojrza�� jeszcze mow� cudze wymawia� nazwiska. Ciemny, pomimo twego �wiat�a,
Polaku, id� w wojew�dztwo kijowskie, sta� nad brzegami Dniepru i znaj, dlaczego
tu si� ko�czy narodowo�� nasza, dlaczego po jednej stronie mi�o�� wolno�ci i
orszak uczuci�w jej towarzysz�cy, z drugiej przywi�zanie do niewoli i szereg
na�og�w, kt�ren si� nigdy nie opuszcza - a tam ocenisz tych wielkich m��w,
kt�rych Zygmunt i syn jego pos�ali jako misjonarzy naszej narodowo�ci; poznasz,
jak� nam zrobili przys�ug� ci spotwarzani biskupi, kt�rzy w senacie nie chcieli
zasiada� z w�adykami ruskimi. Oni to sprawili, �e dot�d bij� po polsku serca
potomk�w ruskich bojar�w na prawym brzegu Dniepru. Cho� Polska zgin�a, Polacy
�yj� i �y� b�d�, p�ki sami si� nie zabij�; a nie zabij� si� nigdy, je�eli zechc�
zrozumie�, co jest duchem narodu i jaka by�a my�l ich przodk�w. Zygmunt i syn
jego utworzy� Polsk� w Rusi. Wr�ci�a Ru� do oderwanych od siebie dzier�aw. a
krocie jej �o�nierzy i ca�a m�dro�� tego wieku nie mo�e wykorzeni� tego p�odu,
kt�rego nasienie kilku zakonnik�w rzuci�o.
Pami�tki Soplicy
PAN REWIE�SKI
By� u mnie dnia wczorajszego pan Wolski, wnuk naszego niegdy�, a teraz
nieboszczyka, s�dziego ziemskiego, a osobliwego mego �askawcy. Wnuk ten, kawaler
bardzo pi�kny i przyzwoity, wychowanie swoje zako�czy� w niemieckich szko�ach,
ale pi�knie my�li i miewa bardzo dobre zdanie; kocha szczerze ojczyzn� po
swojemu i cho� go cz�sto nie rozumiem, bo jako� si� t�omaczy zbyt m�drze, ale go
szczerze powa�am i wdzi�czny mu jestem, �e cho� roku nie ma, jak osiad� na wsi,
przecie kilka razy ju� nawiedzi� dobrego przyjaciela jego ojca i dziada, a �e
to, czy z ciekawo�ci, czy mo�e tylko z grzeczno�ci, lubi s�ucha� to, co ja tam
rad bzdurzy� o starych rzeczach, wypad�o mi m�wi� o �p. Ignacym Rewie�skim,
kt�ry po dziadzie jego, a swoim te�ciu otrzyma� s�stwo za jednomy�ln� wol� ca�ej
szlachty i kt�ren by� wzorem dobrych urz�dnik�w, a przy pewnej oszcz�dno�ci �y�
jednak ledwie nie po pa�sku. Wystarcza�o mu i d�ug�w nie zostawi�, cho� dom jego
przed nikim nie by� zakryty i cz�ste tam bywa�y zjazdy, a ka�den by� nakarmiony,
napojony i ugoszczony, jak si� nale�y.
A w�a�nie wtedy przy mnie by�y suscepta; ot� s�dzia przy ko�cu kadencji
trzechkr�lskiej m�wi mnie na sesji:
- Panie Sewerynie, prosz� wa�ci na zapusty do Omniewicz, ale z �on�.
Sk�oni�em si� s�dziemu dzi�kuj�c mu uni�enie, �e raczy o nas pami�ta�; a bo to
tacy byli s�dziowie jak teraz! I tak z moj� Magdusi� bryczk� kryt� (kt�r� mnie
W. wojski Jab�o�ski darowa� jako deservita merces [zas�u�one wynagrodzenie] za
odbyt� u niego kondescensj� na gruncie z ojcami bazylianami nowogr�dzkimi)
pu�ci�em si� do Omniewicz; a trzeba wiedzie�, �e natenczas bryka kryta by�a
rzecz bardzo niepowszechna i palestra nasza, cho� z obywatelskich dzieci
z�o�ona, �licznie w�zkami rusza�a; ale �e mnie bryk� dano, czemu� mia�em sobie i
�onie jej �a�owa�?
Dom s�dziego nie by� to pa�ac, ale ile tam mie�ci�o si� go�ci! Jaka uprzejmo��,
jaka szczero��, jaka weso�o��! Dzi� by tego umie�ci� nikt by nie potrafi�. - Ja
z �on� sta�em na folwarku u dyspozytora, kt�ren jak to wtenczas bywa�o, nie
s�ug�, ale przyjacielem by� uwa�any przez pana, z kt�rym nawet mia� jakie�
powinowactwo; a pr�cz nas jeszcze trzy ma��e�stwa mie�ci�o si� w pokoju, a dwa w
alkierzu z ekonomstwem. A co te� tego by�o we dworze! W sali jadalnej pi��
ma��e�stw, a i po kwaterach u ch�op�w m�odzie� si� roztaszowa�a. To co dzie� z
rana W. s�dzia wszystkich obieg� i ka�demu dzie� dobry powiedzia�, przepraszaj�c
ka�dego za niewygody, cho� nie by�o o co przeprasza�. Pewnie nikt nie obudzi�
si� przed s�dzi�, bo to u nas by� wielki wstyd, a�eby go�� by� na nogach wprz�d
ni� gospodarz. A wielmo�na s�dzina wszystkie obywatelki obchodzi�a wraz z
s�dziankami i niejedn� czasem w ��ku zasta�a, cho� ju� i pacierze odby�a, i
kaw� i �mietank� wszystkim go�ciom sama porozsy�a�a. A tak wszyscy zbierali�my
si� oko�o dziesi�tej z rana na pokojach, gdzie ju� i s�dzina, i s�dzianki
poubierane siedzia�y, a�eby go�ci bawi�, a gospodarz w sieniach go�ci przyjmowa�
i wprowadza� ich do �ony, a wszystkich, nie wchodz�c w ich godno�ci. Bo cho� my,
ni�si, umieli czu� powag� urz�du i wieku, znali�my, �e jako szlachta, wszyscy my
r�wni byli mi�dzy sob�. Ot� ja, co tylko susceptantem by�em natenczas, to kiedy
mnie wielmo�ny s�dzia, tak maj�tny i dostojny obywatel, w sieniach wita� i nisko
si� k�ania�, i przed sob� do pokoju wprowadza�, umia�em przyj�� jego grzeczno��
i w kolanom go poca�owa�; a przecie, gdyby mnie inaczej przyj��, czu�bym siebie
by� ukrzywdzonym. Zebrawszy si� tedy w pokoju bawialnym i poca�owawszy w r�k�
wszystkie bia�og�owy, pocz�wszy od samej gospodyni i jej c�rek, s�udzy weszli z
gorza�k� i zak�skami. Natenczas W. s�dzia odezwa� si�:
- Panowie dobrodzieje, raczcie si� rozgo�ci� - i odpasa� szabl�, to, co my
wszyscy za jego przyk�adem zrobili i w k�ty�my je postawili, ale tak, �eby
ka�den o swojej szabli wiedzia�; bo jak tylko jaki senator lub wysoki urz�dnik
przyje�d�a�, trzeba by�o nam wszystkim opasa� szable i biec do sieni za
gospodarzem do przyj�cia go�cia, i wprowadza� go do pokoju, i dopiero odpasa�
si�, gdy on sam si� odpasa�. Ale ta grzeczno�� nie obowi�zywa�a, tylko wzgl�dem
ministr�w, senator�w, dygnitarz�w i podkomorzego, a od nas, palestry, ta�
etykieta nale�a�a si� i urz�dnikom s�dowym, jako nad nami zwierzchno�� maj�cym.
W. s�dzia, gdy widzia� wszystkich rozgoszczonych, nalewa� kieliszek gorza�ki,
wypi� i ten sam kieliszek, powt�rnie nape�niwszy, oddawa� go go�ciowi, kt�rego
uwa�a� by� najznaczniejszym (i flasz� z kieliszkiem), a ten to samo -tak �e
ka�den z nas z jednego kieliszka pi�, i dopiero ostatni, wypiwszy, s�u��cemu
nala�, a ten, wypiwszy, odnosi� szk�o do kredensu, a wszyscy do w�dlin si�
rzucali. A i to trzeba wiedzie�, �e je�eli by� ksi�dz, co zawsze bywa�o, od
niego zaczynano w�dk�, cho�by prostym by� ksi�dzem; chyba �e senator si�
znajdywa�, a i ten zawsze jakie� ceremonie z nim robi�, co si� chwali. Bo ksi�dz
i do �wiata nas wprowadzi�, i daj Bo�e, a�eby z �wiata nas wyprowadzi�; a potem,
panowie nie rozumiecie, co to by� ksi�dz za naszych czas�w. To ksi��� Karol
Radziwi��, wojewoda wile�ski, na kt�rego cz�sto patrza�em, a nigdy bez jakiego�
strachu, chocia� go z serca kocha�em - i wszyscy; on mia� dziesi�� tysi�cy luda
w swojej milicji, a dw�r jaki! nie tak to �atwo by�o mu w oczy spojrzy�. A �e
nikt nie jest bez ale, by� pr�dkim, to, jak si� rozd�sa na kogo, czy to z
plotki, jak po dworach bywa, czy z jakiego� widzimusi�, wie B�g, jaki rozkaz na
niego wyda; to i pod ziemi� szlachcic od niego nie by�by bezpiecznym. A jak
takiemu rady da�? Perswadowa� - to zamiast jednemu, dwom by�aby bieda. Ot� do
ksi�dza Kantembrynga, proboszcza nie�wieskiego, udawano si�:
- Oto ksi��� mnie ukrzywdzi� chce, za�alony na mnie przez z�ych ludzi. Ratuj
mnie! A on natychmiast do ksi�cia:
- Mo�ci ksi���, czy to si� godzi takimi dziwactwami dusz� maza�? Wszak wasza
ksi���ca mo�� nie pierwszy ordynat nie�wieski, a gdzie si� podzieli antenaci
jego, tam i ksi��� p�jdziesz; a jak si� Panu Bogu pokaza�, kiedy kto p�acze na
wasz� ksi���c� mo��? Zaniechaj, ksi���, tych impet�w, a w imi� Zbawiciela prosz�
go, aby� owszem, r�k� poda� struchla�emu nieborakowi, kt�rego gniew waszej
ksi���cej mo�ci tak przestrasza, �e nie wie, gdzie si� podzia�.
To ksi���, rad nierad, a ust�pi� musia� i jeszcze chudego pacho�ka obdarzy�,
nagradzaj�c mu strach; a tak najcz�ciej wszystko si� przyzwoicie ko�czy�o.
Po gorza�ce i zak�skach zaczyna�y si� zabawy przedobiednie. JW. Jele�ski,
kasztelan nowogr�dzki, kt�ren zaszczyca� nasze towarzystwo swoj� bytno�ci�,
siad� do mariasza w pul� z gospodarzem i z JW. Rdu�towskim, chor��ym
nowogr�dzkim, kt�rego �ona by�a rodzona siostrzenica