5108
Szczegóły |
Tytuł |
5108 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5108 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5108 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5108 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J�ZEF IGNACY KRASZEWSKI
CYKL POWIE�CI HISTORYCZNYCH
OBEJMUJ�CYCH DZIEJE POLSKI
J�ZEF IGNACY KRASZEWSKI
INFANTKA1
POWIE�� HISTORYCZNA
ci Zygmunta Augusta.
ANNA JAGIELLONKA
1 Tytu�: I n f a n t k a (z �ac.) � ksi�niczka krwi kr�lewskiej. Pierwszym
krajem, w kt�rym
infantami nazywano syn�w kr�lewskich, a infantkami c�rki, by�a Hiszpania. W
Polsce
przedrozbiorowej po raz pierwszy i jedyny stosowano ten tytu� do Anny
Jagiellonki po �mier-
Kochanemu
TEOFILOWI LENARTOWICZOWI
przyjacielsk� pami�tk� t�
przesy�a
J. I. Kraszewski
Drezno
24 marca 1884
TOM PIERWSZY
KSI�GA PIERWSZA
2 komornik � pokojowiec
NADZIEJE
Na niebiosach i w kalendarzu by�a wiosna, ale na zamku warszawskim smutek tak
ponury i
przygniataj�cy obleka� twarze, zdawa� si� nawet na szarych murach jego odbija�,
jak gdyby
�wiat p�n� jesieni� obumiera�. Ta sprzeczno�� pomi�dzy obrazem natury a
obliczem ludzi
wyrazi�ciej jeszcze dawa�a czu� trosk�, kt�ra ich uciska�a. Na kogo spojrze�
by�o, co si� o
uszy obija�o, tchn�o gorycz� jak�� i zw�tpieniem, wszystko i wszyscy. Wyj�tek
jedyny stanowili
mo�e parobcy i czelad�, kt�ra z rozprz�enia korzysta�a, aby broi� bezkarnie.
By� wiecz�r, dzwony odzywa�y si� leniwo, pos�pnie, opieszale i �a�o�liwie na
pacierz
wo�aj�c, kt�ry dzie� mia� zako�c zy�. Oko�o zamku snu�y si� postacie zadumane,
powolnymi
kroki mierz�ce podw�rze, patrz�ce przed si� os�upia�ymi oczyma. Nikt nie �mia�
ra�niej podnie��
g�osu, szeptano, jakby si� obawiano d�wi�ku w�asnej mowy. Od miasta te�, ju� o
tej
porze zabieraj�cego si� do spoczynku, dochodzi�y tylko szmery g�uche, kt�rych
znaczenia
rozezna� by�o trudno.
W powietrzu powiew wiosenny niekiedy przynosi� wo� od las�w rozwijaj�cych si�,
od
wezbranych w�d Wis�y, od, ��k pierwszymi okrytych kwiatami. Niebo z wolna
zrzuca�o z
siebie jaskrawe blaski wieczora i przywdziewa�o p�ow� szat� nocn�, na kt�rej
gdzieniegdzie
ju� blado starsze gwiazdy, wybieg�e naprz�d jak na zwiady, przy�wieca�y.
W dolnych kru�gankach wewn�trznych zamku ma�o by�o wida� ludzi. Niekiedy
przesuwa�
si� dworzanin w barwie kr�lewskiej, starszy komornik2 lub n�dznie odziany str�
z wiadrem
wody, z wi�zk� drzewa do kuchni.
U s�upa jednego na �awie spoczywa� niem�ody m�czyzna, zm�czony, pot ocieraj�c z
czo�a,
z twarz� pooran� i ciemn�, a jak noc smutn�. Z sukni trudno si� by�o domy�la�,
kim by�,
odzie� bowiem mia� skromn�, szar� i nie wygl�da� na pana, ale obliczem, na kt�re
pada� odblask
wieczora, m�g� sta� cho�by pomi�dzy senatorami, tak by�o powa�ne i
wyszlachetnione.
Twarz jego nosi�a na sobie znamiona stoczonych boj�w ci�kich, po kt�rych
pozostaje znu�enie,
ale nie zgryzota. W smutku wida� by�o pok�j sumienia, kt�ry daje �ywot poczciwy.
Spoczywa�, ale nawet w tej chwili my�l jego pracowa� musia�a. Najmniejszy szmer
oczy
zwraca� i uwag�. Sta� na czatach. Kilka razy poruszy� si�, jakby chcia� powsta�,
i pozosta� na
miejscu. Mimo woli, bezwiednie, w takt my�li, kt�re po g�owie jego przebiega�y,
stary r�ce
podnosi�, ramiona d�wiga�, g�ow� potrz�sa� i siedzia� potem kamiennie
nieruchomy. Wa�y� w
sobie co� i rozwa�a�, a tak by� przej�ty trosk� sw�, i� nie postrzeg� i nie
us�ysza�, gdy wolnym
krokiem id�cy kru�gankiem m�czyzna, prawie tego samego wieku, ale rze�wiejszy i
�ywszy,
zbli�y� si� ku �awie i ku niemu. Dopiero gdy mu �wiat�o z zachodu sob� zas�oni�
przychodz�cy,
podni�s� z wolna g�ow�. Pozdrowili si� milcz�cy ruchem r�k i g�owy, jakby im obu
na
s�owo si� zdoby� by�o trudno.
Przybywaj�cy, na kt�rego pad�o �wiat�o od podw�rza, wygl�da� bardzo rycersko.
Cho� nie
mia� na sobie ani zbroi, ani �adnej oznaki wojaka, mo�na by�o poprzysi�c, i� w
s�u�bie �o�nierskiej
sp�dzi� �ycie. Twarz na podziw by�a, mimo wieku, pi�kna i szlachetnych rys�w,
czysto polskich; siwiej�cy w�s spu�cisty okrywa� mu wargi i niemal na piersi
spada�. Str�j
mia� starodawnego kroju, niewytworny, co w owym czasie nie by�o pospolitym, bo
si� wszyscy
radzi cudacko przebierali.
� A co, obo�ny3 m�j � odezwa� si� st�umionym g�osem przybywaj�cy � a co? Nie
masz
tam jakiej pocieszaj�cej nowiny, kt�r� by� mnie od�ywi�?
Obo�ny kr�la Augusta, Karwicki4, r�ce na kolanach le��ce za�ama�, podni�s� g�ow�
i
westchn�� ci�ko.
� A! Rotmistrzu m�j, panie mi�y � rzek� ponurym g�osem grobowym � pod te czasy
nieszcz�liwe sk�d co dobrego wzi��? Zdaje si�, i� Opatrzno�� w niezg��bionych
swych wyrokach
nad naszymi g�owy i nad tym nieszcz�liwym kr�lestwem skupi�a wszystkie kl�ski,
jakie tylko ludzi trapi� mog�.
Rotmistrz Bieli�ski5 na westchnienie odpowiedzia� westchnieniem.
� Pomnijcie na to � odpar� spokojnie � i� ona Opatrzno�� krzy�e zsy�a tym,
kt�rych
B�g mi�uje, i �e one s� pr�b� cnoty. Narzeka� nadaremna rzecz i niem�ska. Jak na
wojnie,
panie obo�ny, na czatach sta� z r�a�cem i szabl�, to jest z wiar� w Boga i w
si�y w�asne.
Karwicki obo�ny podni�s� oczy niebieskie, zblad�e wiekiem i dzi� szare, usta mu
si�
skrzywi�y i z piersi znowu wydoby�o mimo woli westchnienie.
� Nie dziwuj si�, �e cz�owiek st�knie, rotmistrzu � rzek�. � Brzemi� okrutne,
pod czas
g�ow� straci� mo�na.
Bieli�ski zamilk�, snad� i on czu� to brzemi�.
� C� z kr�lem, panem naszym mi�o�ciwym � zapyta� po chwili � co m�wi� lekarze?
� Pan Stanis�aw Fogelweder6 i Niemiec Ruppert7 jedno pono prawi� odpowiedzia�
obo�ny,
obok kt�rego zaj�� miejsce na �awie rotmistrz Bieli�ski. � Z kr�lem �le jest,
bardzo �le, a
leki i lekarze co pomog�, gdy kto �ycia nie szanuje?
� Zaprawd� � przerwa�, r�k� podnosz�c, Bieli�ski � i ja tak trzymam. Cia�u �aden
lekarz
nie poradzi, gdy dusza choruje i rada by uciec z niego. Wszak ci to m�czennik!
� A tak! � potwierdzi� gor�co Karwicki. � Kt� to lepiej wie nad nas, co�my w
s�u�bie
jego od dawna i smutn� t� histori� znamy. Ci, co z daleka patrz�, mog� obwinia�,
sarka�, zadawa�
mu, �e w�asn� win� w to wpad�, ale my wiemy, i� si� sta� ofiar� losu jakiego�,
kt�ry go
chyba od kolebki �ciga�. Lepszego i szlachetniejszego cz�owieka, wi�kszego serca
monarchy
na �wiecie chyba nie znale��, a oto jak ginie marnie, pami�ci nawet po sobie nie
zostawuj�c,
na jak� zas�u�y�. O Bo�e!
S�uchaj�c z g�ow� ku m�wi�cemu zwr�con�, rotmistrz s�owo ka�de chwyta� bacznie.
3 o b o � n y � urz�dnik w dawnej Polsce
4 S t a n i s � a w K a r w i c k i � obo�ny koronny za Zygmunta Augusta po
�mierci brata
swego Jana, r�wnie� obo�nego koronnego
5 B i e l i � s k i � posta� autentyczna
6 S t a n i s � a w F o g e i w e d e r (Fogelfeder) ks. � (1525�1603) ze
spolszczonej rodziny
Niemc�w szwajcarskich; by� lekarzem nadwornym Zygmunta Augusta, pracowa� te� w
kancelarii
kr�lewskiej, a nawet za�atwia� poufne sprawy dyplomatyczne
7 R u p p e r t jak Fogelweder jest postaci� historyczn�
� Nie nam go s�dzi� � rzek� � biedny pan! Biedny pan!
Karwicki z wielk� �ywo�ci� zwr�ci� si� do rotmistrza.
� Wy go lepiej znacie � rzek� � ale drudzy? S�dz� go z tego, co teraz czyni, gdy
ju� sob�
prawie nie w�adnie, a nie patrz� na to, co go do tego stanu przywiod�o.
� Jest�e ju� tak �le ze zdrowiem? H�? � zapyta� Bieli�ski.
� Gorzej nie mo�e by� � odpar� obo�ny � r�ce i nogi chiragra8 i pedogra9 trapi�,
wewn�trz
bole�ci cierpi, a najgorzej z umys�em. Troski go jedz�, sam ju� nie wie, co
czyni.
� A! Bracie mi�y, wiele on ich sobie sam przysporzy� � rzek�, zni�aj�c g�os,
Bieli�ski �
ale, prawda, i ludzie mu ich przynie�li wiele.
Zawahawszy si� nieco, rotmistrz doda�:
� Aleby wam z Warszawy potrzeba ju� precz, p�ki czas. Morowe powietrze doko�a j�
opasuje. W Okuniewie10 ludzie padaj� jak muchy, a pono i tu, po przedmie�ciach i
w samym
mie�cie �mierci przypadk�w by�o wiele, kt�re m�r ju�, ju� wciskaj�cy si�
zwiastuj�. Nie odkurz�
go �adnym dymem.
� Ta� wybieramy si� st�d, acz nie wiem dok�d � rzek� Karwicki obo�ny. � Z chorym
panem jecha� troska te� b�dzie niema�a. Siedzie�, cho�by w najwygodniejszej
kolebce, nie
b�dzie m�g�; nie�� si� nie da, chyba go z �o�em na w�z postawimy, a po naszych
drogach taki
w�z nie wsz�dzie przejdzie bez szwanku.
Oba zamilkli potem, patrz�c przed siebie niemi.
� Zam�czyli go � rzek� Bieli�ski po d�ugim przestanku. � Bona11 go naprz�d pod
fartuchem
trzyma�a za d�ugo. Gdyby na�wczas, jak go na wojn� wyprawiano, nie zawr�ci�a z
drogi,
by�by si� do zdrowego �ycia obozowego na�ama�, m�odym i rze�wym by�by dzi� jak
ja, co
si� starym nie czuj�. Jak kwiatuszek w cieniu r�s� i wyciek� te� blady, biedny i
w�t�y. Dali mu
pierwsz� �on�12, to j� zazdro�� Bony rych�o zabi�a; o�eni� si� z drug�13, kt�ra
go wiele kosztowa�a
zgryzoty, i t� mu matka odebra�a. O�eni� si� z trzeci�14, i z t� �y� nie m�g�
dla okropnej
choroby jej, a rozdzieli� mu si� nie dali. Zszed� wi�c na lada jakie
mi�o�nice... i tak ostatni
z tej wielkiej krwi kr�l�w bez potomka, n�dznie schodzi, nie wiedz�c nawet, komu
kraj pu�ci,
kt�ry tak kocha�. Jedna kr�lewna Anna zosta�a nam doma, a i tej bodaj niedaleko
do pi��dziesi�tki!
� Cicho! � przerwa� obo�ny. � Nam s�ugom kr�lewskim imienia jej nawet wyrzec nie
wolno. �li ludzie tak umieli zasia� niezgod� mi�dzy rodze�stwem, i� kr�l jej na
oczy nie dopuszcza,
�al ma wielki. A ta nieszcz�liwa oczy sobie wyp�akuje.
8 c h i r a g r a (z grec.) � artretyzm r�k
9 p e d o g r a (z grec.) � (prawid�owa forma: podagra) artretyzm n�g
10
11
O k u n i e w � miasteczko w powiecie warszawskim
B o n a � (1494�1557), W�oszka, z rodu ksi���t mediola�skich Sforz�w, by�a �on�
12
Zygmunta I Starego, matk� Zygmunta II Augusta
Pierwsz� �on� kr�la Zygmunta Augusta by�a El�bieta, c�rka cesarza Ferdynanda I.
Urodzi�a
si� w r. 1526, wysz�a za Zygmunta Augusta w r. 1543, zmar�a niebawem w r. 1545.
Za
�ycia jej Bona ustawicznie przeciw niej intrygowa�a.
13 Drug� �on� Zygmunta Augusta by�a Barbara z Radziwi���w (ur. w r. 1520). Po
�mierci
pierwszego m�a, Gaszto�da, wysz�a za m�� za Zygmunta Augusta w r. 1547;
koronacja odby�a
si� dopiero w r. 1550. Zmar�a w r. 1551. Pos�dzano do�� powszechnie (cho�
nies�usznie)
Bon� o otrucie synowej, przeciw kt�rej stale wrogo wyst�powa�a.
14 Trzeci� �on� Zygmunta Augusta by�a Katarzyna, siostra jego pierwszej �ony.
Kr�l po�lubi�
j� w r. 1553, ale wkr�tce poczu� do niej nieprzezwyci�ony wstr�t skutkiem
choroby, na kt�r�
cierpia�a. Starania kr�lewskie o rozw�d udaremni� nuncjusz papieski Commendoni.
Ostatecznie
kr�l odes�a� Katarzyn� do Austrii, gdzie zmar�a w r. 1572 w Linzu.
� Teraz przecie na ni� i kr�lestwo, i Litwa przyjdzie po �mierci kr�la, Bo�e
uchowaj! �
odezwa� si� rotmistrz. � Ostatnia� ona tu doma z tego rodu.
Obo�ny ramionami wstrz�sn��.
� Tak by ono by�o, gdyby korona dziedziczn� si� zwa�a � odpar� � ale tu ju�
zawczasu
podnosz�c i zaraz go zni�aj�c, Bieli�ski.
� Rozs�uchajcie� si� � odpar� spokojnie obo�ny.
przeb�kuj�, �e sobie kr�la wybiera� b�d�, jakiego zechc�.
� A! Nie mo�e by�! Sroga by by�a niesprawiedliwo�� i niewdzi�czno�� � krzykn��,
g�os
I milczeli znowu.
� Na kr�lestwo to � doda� Karwicki po cichu, ogl�daj�c si� doko�a, jakby si�
pods�uchania
obawia� � na kr�lestwo to zawczasu ju� poluje wielu. Jeszcze kr�l nie zamkn��
powiek, a
pos��w potajemnych i szpieg�w po senatorach, po szlachcie, po duchowie�stwie
w��cz� si�
�my. Jeden B�g wie, na czym si� sko�cz� te frymarki.
� Po mojemu, po �o�niersku � odpar� Bieli�ski � rzecz bardzo prosta i jasna.
Kr�lewna
ma pierwsze prawo do tronu; kto wybrany zostanie, o�eni si� z ni�. Nie takli
by�o z kr�low�
Jadwig�15?
Karwicki potrz�s� g�ow�.
� Prostsze to i poczciwsze serca owych czas�w by�y � rzek� � dzisiaj ludzie
bardzo
zm�drzeli, na dobre i na z�e rozumu za�ywaj�c. Kto tu odgadnie, co si� stanie.
I podumawszy troch�, do�o�y�, obracaj�c si� ku rotmistrzowi:
� Powiadaj�, �e kr�la Francji brat16 o koron� si� stara, ofiaruj�c za�lubi�
kr�lewn� Ann�,
a u nas tu i g�o�no, i po cichu zaprzedanych niema�o jest, kt�rzy cesarskiego
brata czy synowca
popieraj�. Litwa cara moskiewskiego17 wzi�� gotowa, aby od niego spok�j mia�a.
S� i tacy,
co za pruskim ksi���tkiem18 g�osuj�.
� Zawczasu! Zawczasu! � z oburzeniem przerwa� rotmistrz. � Czy si� to godzi!
Albo�
to B�g nie wszechmog�cy i nie mo�e panu zdrowia przywr�ci�, �ywota przed�u�y�, a
nawet
syna da� w p�nym wieku, jak Jagielle? Nied�wied� w lesie, a ten na targ sk�r�
niesie. O
ludziska, ludziska!
� Wszystkiemu winni � dorzuci� Karwicki � ci, co mu rozwodu dopu�ci� nie
chcieli.
Kardyna� Commendoni19 najwi�cej, bo si� upiera� dla czci cesarskiego domu nie
roz��cza� ich
gdy Ko�ci� w takich wypadkach choroby ci�kiej i wstr�tliwej, niemo�liwego
po�ycia, niejeden
raz ma��e�stwa rozwi�zywa� i �eni� si� pozwala�.
Bieli�ski, krzywi�c si�, nachyli� do ucha obo�nemu.
� A lepiej by by�o, gdyby wzi�wszy rozw�d, upar� si� �eni� z Zaj�czkowsk�20?
15 k r � l o w a J a d w i g a � (1373�1399) c�rka kr�la Ludwika W�gierskiego
zosta�a
16
17
18
po tego� �mierci kr�low� polsk� w r. 1384;
w r. 1386 wysz�a za m�� za W�adys�awa Jagie���, w. ksi�cia litewskiego
k r � l a F r a n c j i b r a t � wyst�puj�cy p�niej w powie�ci Henryk Walezy
(1551�
1589), brat kr�la francuskiego Karola IX, zosta� obrany kr�lem polskim w r. 1573
c a r m o s k i e w s k i � mowa o Iwanie Gro�nym (1530�1584)
p r u s k i e k s i � � � t k o � mowa o Albercie Fryderyku (1553�1618); by� on
synem i
19
nast�pc� Alberta Starszego (pierwszego ksi�cia pruskiego, ostatniego w. mistrza
krzy�ackiego);
jaki� czas by� ob��kany
J a n F r a n c i s z e k C o m m e n d o n i (Commendone) � (1524�1584)
kardyna� i
nuncjusz papieski w Polsce; istotnie udaremni� rozw�d kr�la (zob. przypis 14);
dzia�alno�ci�
swoj� w Polsce przyczyni� si� znacznie do powstrzymania rozwoju reformacji;
stara� si�
wprowadzi� na tron polski arcyksi�cia austriackiego jako nast�pc� Zygmunta
Augusta
20 Hanna Zaj�czkowska � kochanka Zygmunta Augusta, kt�ry zabra� j� z dworu swej
siostry
Anny
Szepta� po cichu i szuka� oczyma wejrzenia towarzysza, kt�ry wzrok wlepi� w
ziemi� i
g�ow� zwiesi� na piersi smutnie.
� By�a chwila, �e si� koniecznie napiera� tej Hanny � doda� � a kto wie, czy i
teraz
jeszcze o niej nie my�li. M�wi�, �e j� po ksi���cemu wyposa�on� trzyma w
Witowie21. Za
samo �o�e dla niej cztery tysi�ce dukat�w zap�acono22. Panie Bo�e, odpu��! Gdyby
z grob�w
wstali ci, kt�rym Radziwi���wnej dla kr�la by�o za ma�o, c� by powiedzieli na
Hanusi� Zaj�czkowsk�?
Po kr�tkim milczeniu Karwicki si� odezwa�.
� Wszystkiemu temu ba�amuctwu winni �li doradcy, nie on. Chcieli mu �ycie
os�odzi�
babami, a nimi je zatruli. Niech B�g przebaczy krajczemu23 i podczaszemu24, i
innym pomocnikom,
kt�rzy mu mi�o�nice wynajdywali, str�czyli i przywodzili. Zacz�o si� od tej
mieszczanki Basi Gi�anki25, kt�ra dzi� karet� je�dzi o czterech wo�nikach26;
posz�a za tym
Zuzia Or�owska27, a� napatrzyli Hann� Zaj�czkowsk� mi�dzy fraucymerem28
kr�lewnej Anny,
kt�ra teraz pokutuje za ni� i �zy wylewa.
� Zniedo��nia� tak na koniec, �e ju� w�asnej woli nie ma � westchn�� rotmistrz
� lada
pachol�, jak ten Knia�nik29, czyni z nim, co chce.
� Cierpieniem, trosk�, postrachem zgonu bezpotomnego tak si� znu�y�, i� dzi� dla
�wi�tego
spokoju wszystko got�w po�wi�ci� � pocz�� Karwicki. � Niepoczciwi ludzie, gotowi
zawsze ze wszystkiego korzysta�, im gorzej go widz�, tym wi�cej naciskaj�,
uprzykrzaj� si� i
�upi�. Dot�d pono testamentu nie ma, a dla samych si�str uczyni� go powinien,
aby im nie
wydarto, co nale�y.
� Serce si� kraje, my�l�c o tym � doda� obo�ny. � Ja, gdy rozwa�a� zaczn�
wszystko, a
odgadywa� przysz�o��, uciekam si� do modlitwy, taki strach mnie ogarnia.
Bieli�ski r�k� jego uj��.
� S�dzicie, �e ze mn� lepiej? � zawo�a�. � Nie ma pono w tym kr�lestwie naszym
jednego
poczciwego cz�owieka, kt�ry by jak my nie bola�. Jak w ulu, gdy matki zabraknie,
co
pocznie r�j? Tak i z nami. Zabraknie nam kr�la i kr�lewskiej rodziny, cho� dzi�
boli na ni�
patrze�, co si� na�wczas stanie z pa�stwem naszym? Z jednej strony czyha na nie
car moskiewski,
z drugiej cesarz niemiecki, kt�ry ju� W�gr�w i Czech�w wzi��, a na Polsk� z�by
ostrzy. Nie licz� Turka i Tatar�w. Jak my si� obronim bez wodza i g�owy? Co
na�wczas si�
21
22
W i t � w � miejscowo�� ko�o Piotrkowa
Tak twierdzi� Miko�aj Mniszech (zob. przypis 24), gdy stara� si� uniewinni�
przed Deputacj�,
kt�ra po zgonie Zygmunta Augusta bada�a spraw� rozgrabienia maj�tku kr�lewskiego
23 k r a j c z y � mowa o Jerzym Mniszchu (zm. w r. 1613), krajczym koronnym (za
Zygmunta
III zosta� wojewod� sandomierskim), ojcu s�ynnej Maryny, kt�ra jako �ona Dymitra
Samozwa�ca zasiad�a przej�ciowo na tronie car�w moskiewskich; tytu� krajczego
mia� w Polsce
urz�dnik dworski, kt�ry w czasie uczt mia� obowi�zek krajania potraw u sto�u
kr�lewskiego;
z czasem urz�d ten sta� si� tytularnym (zob. przypis 24)
24 p o d c z a s z y � mowa o Miko�aju Mniszchu (zm. w r. 1697), staro�cie
�ukowskim,
lwowskim itd., kt�ry podobnie jak jego brat Jerzy (zob. przypis 23) by� w
wielkich �askach u
kr�la Zygmunta Augusta; Miko�aj Mniszech by� pierwszym komornikiem kr�lewskim,
ale nie
posiada� tytu�u podczaszego
25 B a r b a r a G i � a n k a � kochanka kr�la Zygmunta Augusta; po urodzeniu
mu c�rki
kr�l obdarzy� Gi�ank� szlachectwem; po �mierci Zygmunta Augusta wysz�a za m�� za
kniazia
Micha�a Juriewicza Woronieckiego
26
27
28
29
w o � n i k i � konie zaprz�gowe
Z u z a n n a O r � o w s k a by�a przez 7 lat kochank� kr�lewsk�
f r a u c y m e r (z niem.) � damy dworskie
K n i a � n i k � pokojowiec kr�la Zygmunta Augusta, posta� autentyczna
stanie z naszymi od wiek�w zdobytymi prawami i swobodami? Azali je poszanuj�
obcy? Im
pot�niejszego wybierzemy dla bezpiecze�stwa od nieprzyjaci�, tym dla nas on
gro�niejszy,
bo mu nasze swobody b�d� sol� w oku.
� Tote� wielu ju� dzi� s�dzi, �e francuskiego kr�lewicza, o kt�rym gadki chodz�,
�e i on
o koron� si� stara, wzi�� by�oby najbezpieczniej � odpar� Karwicki. � Tylko
znowu ci, co
�eni� musia�, matk� by mu by� mog�a.
Bieli�ski g�ow� potrz�sa�.
� Statyst�31 nie jestem � odezwa� si� � a na �ask� Bo�� i natchnienie Ducha �w.
wiele
licz�.
� Gdyby�my na nie zas�u�yli � doko�czy� obo�ny.
� Bieda! � przerwa� Bieli�ski.
� Ano, bieda! � powt�rzy� za nim Karwicki.
�ciemnia�o tymczasem troch� na dworze, a pod kru�gankami noc prawie by�a. Na
zamku
ma�o gdzie ukazywa�y si� �wiate�ka, ruch ustawa�, cisza rozpo�ciera�a si�
g��boka doko�a. Z
dala, jakby g�osy nadziei, znad krzak�w ogrodu nad Wis��, od rzeki da�y si�
s�ysze� s�owicze
�piewy, kt�rym siedz�cy oba, milcz�c, d�ugo si� przys�uchiwali.
Rotmistrz Bieli�ski wsta�.
� Czas na spoczynek � odezwa� si�. � Przyszed�em tylko na zamek dowiedzie� si�,
czy
kr�l mnie nie potrzebowa�, bo mi kaza� by� pogotowiu.
� Ca�y ten dzie� okrutnie cierpia� � odezwa� si� Karwicki. � Doktorowie o
podr�y radzili
i nie uradzili nic.
� Ale z Warszawy musi precz jecha� � przerwa� rotmistrz � bo czasu moru miasto,
to
lepiej s� poinformowani, prawi�, �e m�okos jest i papinek30 , a nasza kr�lewna,
z kt�r� by si�
jak czasu po�aru �pichrz ze smo��. Zagnie�dzi si� �mier� na d�ugo. Musimy kr�la
salwowa�32.
� Pewnie! Ale dok�d�e z nim? � zapyta� obo�ny.
Bieli�ski duma�, odpowiedzie� nie umiej�c.
Stali tak jeszcze w cieniu, gdy od wr�t, kt�re na drugi podworzec zamkowy
mniejszy wiod�y,
szmer si� jaki� da� s�ysze�. Obo�ny spojrza� i nie odzywaj�c si�, palcem tkn��
rotmistrza,
ukazuj�c mu na t� cz�� kru�gank�w, kt�ra kurytarzami wiod�a do mieszkania
chorego kr�la.
Wieczornej zorzy odblask we mrokach rozezna� dozwala� postacie, kt�re furt�
otwart� po
cichu na zamek si� w�lizn�y. Trzy ich by�o.
Przodem szed� wysokiego wzrostu m�czyzna, p�aszczem w�oskim na rami� zarzuconym
os�oni�ty, w kapeluszu z pi�ropuszem. Tu� za nim, ra�tuchem33 z g�ow� okryta
ca�a, posuwa�a
si� niewielka figurka, kt�ra niewiast� by� musia�a, s�dz�c z chodu i ruch�w; za
nimi
post�powa� ch�opak, wysmuk�y wyrostek. Szli cicho, na palcach, ostro�nie,
ogl�daj�c si�,
przesun�li przez podw�rze, dostali si� do kru�gank�w i we drzwiach wiod�cych ku
izbom
kr�la znikli.
Rotmistrz przypatrywa� si� ciekawie, zdaj�c si� obja�nienia oczekiwa� od
obo�nego, kt�ry
milcza� p�ty, a� si� przychodz�cy nie oddalili w g��b kurytarzy.
� Kr�l le�y chory � rzek� � a to mu albo jak�� czarownic�, albo jednego z tych
�soko��w�
34 poprowadzili, o kt�rych on sam teraz powiada po cichu, �e one go zgubi�y.
� Dziwna a najdziwniejsza rzecz � doda� wzdychaj�c Karwicki � on sam jasno
widzi,
�e si� gubi, wie, �e mu te kobiety �ywot skracaj�, a oprze� si� pokusie nie
mo�e. Fogelweder i
Ruppert przypisuj� mu leki apteczne; wieczorem star� bab�, czarownic�, znachork�
sprowa-
30
31
32
33
34
p a p i n e k � niewie�ciuch, pieszczoch
s t a t y s t a (z w�os.) � polityk
s a l w o w a � (z �ac.) � ratowa�
r a � t u c h (z niem.) � d�uga chusta kobieca
�s o k o � y� � tak kr�l Zygmunt August nazywa� swe kochanki
dz�, ta go okurza, omywa, zamawia, m�czy, mo�e truje35!? Ledwie si� zby�
wied�my, biegnie
Basia Gi�anka, o c�reczce powiadaj�c, aby mu, p�ki czas, co� wydar�a, cho� dosy�
ju� ma,
aby sobie m�a kupi�a.
R�ce za�ama� obo�ny rozpaczliwie.
� Koniec �wiata!
� Na Boga � podchwyci� rotmistrz � od czego� s� panowie senatorowie, rada
kr�lewska!
Winni go oni wzi�� w opiek�. C� ksi�dz podkanclerzy36?
Z�ymn�� si�, pos�yszawszy o nim, obo�ny.
� Ksi�dz podkanclerzy! O sobie my�li, nie o panu � zamrucza�. � Umia� on
opanowa�
umys� kr�lewski, ale tylko tym, �e nami�tno�ciom schlebia i przez szpary patrzy
na nie.
� Dreszcze po mnie przechodz� � zawo�a� Bieli�ski � gdy was s�ucham. My�la�em,
id�c tu, �e pociech� jak� wynios�, a wy�cie mi jakby ca�unem �wiat ca�y oblekli.
� Co pomo�e zabawia� si� nadziejami pr�nymi, gdy nad g�ow� wisi miecz � odpar�
Karwicki.
� No, ale na dzi� chyba do�� tego � przerwa�, obejmuj�c przyjaciela, rotmistrz.
� Ufajmy
w Bogu! Mnie si� wierzy� nie chce, aby nas mia� pokara� tak srodze i wyda� na
�up nieprzyjacio�om.
� Nieprzyjacio�om � podchwyci� obo�ny � rotmistrzu mi�y! Nieprzyjacio�om by�my
si�
obronili, ale my sami sobie jeste�my najgorszym wrogiem.
Bieli�ski, uszy zatykaj�c, s�ucha� ju� nie chcia�.
� Do��! Do��! Czo�em, panie obo�ny!
� Czo�em, m�j stary!
U�cisn�li si� milcz�cy.
Karwicki, jakby mu przyjaciela trudno opu�ci� by�o, powoli towarzyszy� a� do
bramy, lecz
milcza� ju�, id�c z g�ow� spuszczon�.
Rotmistrz Bieli�ski, otwar�szy furt�, r�k� jego �cisn�� i poszed� �ywo ku
miastu. Chwil�
postawszy, Karwicki nazad do zamku powr�ci�, lecz nie siadaj�c ju� na �awie, w
g��b
podworca, ku wewn�trznej bramie si� skierowa� i mia� wnij�� na wschody, oko�o
niej zewn�trz
muru przyczepione, gdy furta si� otworzy�a, a w niej ukaza�a si� posta� kobieca,
kt�rej
z dala zbrojny towarzyszy� m�czyzna. Spostrzeg�szy Karwickiego, kobieta chcia�a
si� cofn��
�ywo, ale poznawszy go rych�o, wr�ci�a �piesznie i sykn�wszy z cicha, �mia�o si�
do niego
zbli�y�a. Twarzy kobiety, os�oni�tej od st�p do g��w p�acht� ciemn�, nie mo�na
by�o rozezna�,
ale pod t� os�on� niedbale zarzucon� czu� si� zdawa�a zr�czna i gibka posta�, a
g�os
srebrny, m�ody zad�wi�cza�.
� Obo�ny!
� Dosia! � odezwa� si� Karwicki.
� A kt� by by�, je�li nie ja? � odpar�a �ywo przybywaj�ca. � Gdyby nie
poczciwy, stary
Zegota, nie wa�y�abym si� z jednego podw�rza zamkowego na drugie sama po nocy,
bo i
na kr�lewskim zamku bezpiecze�stwa nie ma, ale Zegota mnie wzi�� w opiek�, a
kr�lewna...
� Z czym�e przychodzisz od kr�lewnej? � zapyta�, zbli�aj�c si�, Karwicki.
35
36
Po �mierci kr�la Zygmunta Augusta kr��y�y pog�oski, �e go otruto.
k s i � d z p o d k a n c le r z y � mowa o Franciszku Krasi�skim (1925�1577),
podkanclerzym
koronnym (od r. 1569) i biskupie krakowskim (od r. 1572). Krasi�ski, kieruj�c
jako podkanclerzy kancelari� kr�lewsk�, wywiera� wielki wp�yw na sprawy
pa�stwowe, w
szczeg�lno�ci rozwin�� �yw� dzia�alno�� przy doj�ciu do skutku unii lubelskiej w
r. 1569. By�
wolnomy�lnym. Jako jedyny z biskup�w polskich podpisa� w r. 1573 akt o wolno�ci
sumienia,
sporz�dzony w czasie konfederacji warszawskiej
� Z czym ja przychodz�? � odpar�a kobieta z odcieniem szyderstwa � zapytaj
raczej po
co, bo od nas nie ma co przynie��, chyba �zy. Kr�lewna niespokojna, biedaczka,
nie wspomnieli�cie
kr�lowi o niej?
� Nie by�o przyst�pu do niego! � odpar� smutnie Karwicki.
Kobieta rozpaczliwie si� poruszy�a.
� A! M�j Bo�e, m�j Bo�e! � pocz�a narzeka�. � Kr�l o niej zapomnia�, a u nas na
wszystkim zbywa, panie obo�ny. Na wieczerz� trzeba by�o wyprosi� u kupc�w bez
pieni�dzy,
bo zap�aci� nie ma czym. Kr�lewna by ochotnie ostatek sreber zastawi�a, ale tu
na nas tyle
ocz�w patrzy, dla czci kr�lewskiego domu nie godzi si�, wi�c woli g�odem
przymrze�. Nikt
nad nami lito�ci nie ma. Co zawini�a ta biedna kr�lewna nasza, i� jej kr�l
bratem a ojcem, i
opiekunem, jak powinien, by� nie chce, �e si� nieprzyjacielem sta�?
� A! Nie m�wcie tego � przerwa� nagle Karwicki. � Nie godzi si�. Serca on dla
siostry
nie straci�, �li tylko ludzie sprawili, i� �al do niej ma.
� Kr�lewna winna �al mie� do niego daleko wi�kszy, bo jej si� krzywda dzia�a i
dzieje �
zawo�a�a pos�anka. � Doko�a g�osz�, �e kr�l dla morowego powietrza wyje�d�a z
Warszawy,
c� natenczas si� stanie z nami? Nas te� niepodobna da� na �up zarazie; a o
czym�e my podr�
odbywa� b�dziemy i dok�d si� schronimy?
� Cierpliwo�ci! Czekajcie�! � zawo�a� Karwicki. �Ani dzi�. ani jutro kr�l nie
wyjedzie.
Nim to nast�pi, kln� si� najuroczy�ciej, my go sk�onimy do widzenia si� i
przejednania z
kr�lewn�.
� I do opatrzenia jej potrzeb � doda�a �ywo kobieta. � Na nas ju� i moru nie
potrzeba,
pozdychamy niebawem z g�odu.
Obo�ny niby si� u�miechn��.
� C�? My�licie, �e ja po kobiecemu z muchy robi� wielb��da? � odpar�a przyby�a.
�
Zapytajcie� drugich, jak u nas jest. Gorzej by nie mog�o by�, gdyby kr�lewna
c�rk� prostego
ziemianina by�a, a to� przecie kr�lewskie dzieci�, siostra kr�la i kr�lowych.
Bo�e m�j!
Zafrasowany, zgn�biony milcza� Karwicki.
� A! Dosiu moja � rzek� � ja to wszystko wiem. Z duszy bym rad dopom�c, nie ja
jeden,
�ali�ski tak�e, Fogelweder, ale do kr�la przyst�pi� trudno i sam na sam si� z
nim rozm�wi�.
Przy trutniach si� z tym odezwa�, znaczy�oby popsu� spraw�.
Kobieta �ama�a r�ce.
� A! Czekamy ju� d�ugo na zmi�owanie! � westchn�a.
Obo�ny tar� czo�o niecierpliwie.
� Gdyby�cie wiedzieli, jak mi do was trudno by�o i��, z jakim ja tu bieg�am
strachem �
m�wi�a dalej �ano, musia�am, bo nikt inny nie m�g�, nie chcia�. Kr�lewna by te�
mo�e nierada
lada komu si� zwierzy� z n�dz� swoj�. Pokrywa j�, jak mo�e, aby si� ludzie z
niej nie
naigrawali. Mnie na odwadze nie zbywa, cho� z rozpaczy, gdy na kr�lewn�, pani�
moj�, dobrodziejk�
patrz�, posz�abym ju� cho� i bez Zegoty!
� No, no! � odpar� Karwicki. � Sama si� tak nie wyrywaj! W mie�cie, ko�o zamku i
na
zamku ludzi r�nych, w��cz�g�w dosy�, pod noc biedy napyta� �atwo.
Obejrza� si� po niebie.
� Wracaj no, wracaj � rzek�.
� Z czym? � zapyta�a kobieta.
� Z tym, �e jutro albo ja, albo �ali�ski powiemy kr�lowi, przypomnimy kr�lewn� i
sk�onimy
go do zgody.
� Do zgody; � powt�rzy�a cicho oczekuj�ca. � Do zgody! Bo�e mi�osierny! M�g��e
kto
przewidzie�, �e mi�dzy bratem a siostr� powsta� mo�e niezgoda i o co?
� No, dobrej nocy i szcz�liwej drogi � zamkn�� jej usta obo�ny.
� Do jutra � zako�czy�a uparta dziewczyna, nie ruszaj�c si� z miejsca � do
jutra, bo ja
przyjd� jutro i dop�ty chodzi� b�d�, a� co� wyko�acz�.
� Do jutra! � powt�rzy� obo�ny, kt�ry do furty si� zbli�y�, otworzy� j� i
wypu�ciwszy
kobiet�, pr�dko za ni� zasun��.
Spojrza� w g�r� po oknach zamkowych. W t� stron� wychodzi�y komnaty kr�lewskie.
W
dw�ch oknach, zas�onami p�przezroczystymi zapuszczonych, czerwonawe �wiat�o
przebija�o
si� przez nie s�abo. Czasami cienie jakie� po nich si� przesuwa�y. W tych izbach
spoczywa�
na �o�u t�sknicy i bole�ci ostatni m�ski rodu Jagiello�skiego potomek � Zygmunt
August. U
wezg�owia jego nie mi�o�� i przywi�zanie, nie wierne serca i ludzie oddani mu
czuwali, ale
chciwe d�onie, wystyg�e piersi, nienasycone ��dze.
Szybkim krokiem od wr�t zamkowych oddali�a si� pos�anka na drugie, ciche
podw�rze,
kt�re budowle starsze i mniej foremne otacza�y, ci�gn�y si� tu mury g��wnej
budowy, po��czone
z ni�, a pomi�dzy nimi przej�cia, wschodki, galeryjki, sklepienia �wiadczy�y, �e
wieki
kleci�y to gniazdo, a ka�de pokolenie u�ciela�o je wedle potrzeby.
Ciemnymi zau�ki sz�a �mia�o pos�anka, a stary Zegota, kord trzymaj�c w r�ku
pogotowiu,
towarzyszy� jej a� do oddzielnego dziedzi�czyka, kt�ry budow� jedn� opasywa�. W
murze
by�y i tu wrota. Zbrojny str� zapuka� do nich, wpu�ci� dziewcz� i nie m�wi�c
s�owa, sam
poszed� dalej. Naprzeciw powracaj�cej Dosi, z kagankiem w r�ku wysz�a niem�oda
kobieta,
przygarbiona nieco, odziana ubogo, z twarz� jak�� wyp�akan� i smutn�.
� Kr�lewna? � zapyta�a Dosia.
� Uk�adli�my j� do snu � szepn�a stara. � Znowu to oko rwa�o i g�owa j� bola�a
strasznie. �ali�ska materacyk po�o�y�a z rumianku, obwi�zali�my chustynk�
szafranow�37.
B�g wie, ul�y jej mo�e! No a kr�l?
Dosia poruszeniem g�owy dwuznacznym odpowiedzia�a, jakby o nim niewiele co m�wi�
by�o.
Zatrzyma�y si� tak obie w podw�rku, kt�rego mur jeden wychodzi� w stron� Wis�y i
ogrodu,
a ponad nim zielone drzew i krzew�w ga��zie wida� by�o. W budynku, przed kt�rym
sta�y,
nie �wieci�o si� nigdzie, sta� czarny ze swymi murami, gdzieniegdzie z tynku
pozdzieranymi.
� W izbach u nas, je�eli nie zimno, to za duszno � odezwa�a si� przybywaj�ca
Dosia �
a tu powietrze wiosenne takie mi�e, nie chcia�oby si� do komory, bo i sen powiek
si� nie ima.
Stara kobieta, kt�ra kaganek os�aniaj�c r�k�, na sw� towarzyszk� patrza�a
ciekawie,
szepn�a cicho:
� Kto go tam wie, gdzie teraz bezpieczniej? Powietrze wiosenne zawsze zimnic�
daje,
ano i m�r idzie, cz�owiek boi si� nawet oddycha�. Lada wiatr przynie�� mo�e
licho.
� A! Wstyd��e si�, Madejowa! � �ywo przerwa�a jej Dosia. � Powietrze, powietrze!
Jakby to czasu moru Pana Boga nie by�o, bez kt�rego woli cz�owiekowi w�os nie
spadnie z
g�owy. Ja si� moru nie boj�, a ka�e B�g �ycie da�, wola Jego!
Stara zaczerwienionymi oczyma ciekawie, z poszanowaniem spojrza�a na dziewczyn�.
� A! Wy bo si� niczego nie boicie, nikogo nie l�kacie � szepn�a. � Ale niemal
wszyscy
m�odzi tak �mia�kuj�, dop�ki ich �ycie trwogi nie nauczy. Nie igraj i ty, aby�
si� nie doigra�a.
W tej chwili blask kaganka pad� na twarzyczk� �mia�ej dziewczyny i ca�� j�
czarodziejsko
o�wieci�. Czy �wiat�o to uczyni�o j� tak pi�kn�? Sta�a, s�uchaj�c i patrz�c na
star� z takim
37 s z a f r a n o w a � napojona szafranem; szafranu u�ywa si� te� w
lecznictwie
wyrazem m�stwa i ufno�ci w Bogu i sobie, a tak jej z tym by�o heroicznie38
pi�knie, i� zdawa�a
si� jak�� nadziemsk�, przez malarza wymarzon� istot�, zjawiskiem, kt�re chwil�
b�ysn�wszy,
znikn�� i w mrokach rozp�yn�� si� mia�o. Ta nadzwyczajna pi�kno�� Dosi musia�a
si� nawet starej babusi wyda� zachwycaj�c�, gdy� mimo woli wykrzykn�a:
� A! Jaka ty jeste� pi�kna!
Dos�ysza�a Dosia tych s��w cichych, zwiesi�a g��wk� smutnie, brwi si� jej
�ci�gn�y i rzek�a
t�skno:
� Pan B�g mnie t� pi�kno�ci� pokara�, na co si� ona zda�a?
Stara, przypomniawszy sobie kaganek, kt�ry trzyma�a w r�kach, dmuchn�a na� i
zgasi�a.
Ciemno�� otoczy�a je.
� A �ali�ska? � zapyta�o dziewcz�.
� Siedzi przy kr�lewnie, pilnuj�c, czy si� nie przebudzi, a nie zapotrzebuje
czego.
� Gdzie� reszta dworu?
� Rozeszli si�, gdzie kt�ry chcia� albo musia� � m�wi�a stara. � Niekt�rzy ju� i
chrapa�
musz�.
� Id��e i ty zasn��, moja Maciejowa � doko�czy�a Dosia. � Mnie si� chce si���
jeszcze
troch� tu na �awie, u drzwi i spocz�� na �wie�ym powietrzu, w komorach mi jako�
duszno.
Sen nie bierze.
Pos�uszna Maciejowa, milcz�c, z kagankiem wsun�a si� po cichu we drzwi, a
Dosia, z
g�owy na ramiona opu�ciwszy ra�tuch, zbli�y�a si� ku �cianie, znalaz�a �aw� i
siad�a na niej,
r�ce na kolanach za�amawszy.
Cicha noc majowa, kt�ra nawet o p�nocy nigdy zbyt czarn� nie jest, miasto i
zamek usypia�a.
Z ka�d� chwil� milczenie stawa�o si� uroczystsze, szmery dolatuj�ce z dala
rzadsze i
s�absze.
Dosia z oczyma wlepionymi w niebo doby�a r�aniec i mia�a si� zacz�� modli�, gdy
blisko
niej, zza w�g�a kroki s�ysze� si� da�y. Z niech�ci� i obaw� zwr�ci�a wzrok w t�
stron�, l�ka�a
si�, aby natr�t jaki nie sp�oszy� jej z tego k�tka, w kt�rym spocz�� sobie
obiecywa�a. Ch�d by�
powolny, st�panie dawa�o pozna� m�czyzn�. Wkr�tce te� zza w�g�a wyszed�
s�uszny, silnie i
foremnie zbudowany, zr�cznie si� poruszaj�cy cz�owiek, otulony narzucon� na
ramiona
opo�cz�, z g�ow� nakryt� ma��, od niechcenia w�o�on� magierk�39. Krokiem
powolnym posuwa�
si� naprz�d zadumany. Chocia� twarzy rozpozna� nie by�o mo�na, Dosia zobaczywszy
go, zerwa�a si� ucieka�, gdy nadchodz�cy obejrza� si�, pozna� j� i uchylaj�c
czapeczki, rzek�
cicho:
� Niechaj panienka nie ucieka, ja p�jd� precz.
G�os by� �agodny i sympatyczny, Dosia przysiad�a na �aweczce, mrucz�c:
� B�d� przecie� musia�a i��, bo mi po nocach w rozmowy wdawa� si� nie przysta�o.
� Ale ja dla porz�dku obej�� musz� doko�a, aby si� ludzie nie rozpuszczali �
rzek�, zatrzymuj�c
si� m�czyzna.
Dziewcz� nie odpowiedzia�o i s�ycha� tylko by�o paciorki r�a�ca, uderzaj�ce o
siebie w
jej r�kach.
M�czyzna sta�, odej�� mu si� jako� nie chcia�o.
� Ani we dnie, ani wieczorem, nigdy mi panna Dorota rozm�wi� si� z sob� nie
pozwala!
� westchn��. � A tak bym tego pragn��.
� Przynajmniej nie dzi� i nie tu pora do rozmowy � niecierpliwie i prawie
gniewnie odpar�o
dziewcz�. � Id� pan swoj� drog�, a nie, to ja b�d� musia�a.
� Id� ju�, id� � zawo�a� m�czyzna � ale na rany Chrystusowe, kiedy ja b�d� mia�
to
szcz�cie...
38
39
h e r o i c z n i e (z grec.) � bohatersko
m a g i e r k a (z w�g.) � czapka w�gierska
Nie da�a mu doko�czy� dziewczyna.
A! Szcz�cie! Co za szcz�cie! Nigdy! nigdy! � zawo�a�a nad�sana, zerwa�a si� z
�awki,
wpad�a we drzwi i zatrzasn�a je za sob�.
M�czyzna machinalnie poprawi� czapeczk� na g�owie, uj�� si� za w�s i pokr�ci�
go, przeb�kn��
co� i szed� dalej powoli obejrze� podw�rze i otaczaj�ce go stajnie i szopy. Z
wolna
tak, bacznie przesuwa� si�, nas�uchuj�c, pomi�dzy budowlami, popr�bowa�
gdzieniegdzie
drzwi i wr�t, zagl�dn�� do kom�rek p�otwartych, z kt�rych go dochodzi�o
chrapanie, i okr��ywszy
budynki, drug� stron� od ty�u wszed� do g��wnego korpusu40, przez sie� ciemn�
zd��aj�c
do komory, w kt�rej si� �wieci�o.
Cho� ciep�o ju� by�o na dworze, tu na kominie pali� si� jeszcze ogie�
dogasaj�cy, nie dla
ogrzania izby, ale dla oczyszczenia wilgotnego powietrza i dla �wiat�a
naniecony. Izba by�a
dosy� przestronna, sklepiona, czysta, wybielona �wie�o, z pod�og� posypan�
tatarakiem i jedlink�,
kt�rych wo� czu� si� w niej dawa�a. Dwa tarczany41 sta�y u dw�ch jej �cian
przeciwleg�ych,
a st� prosty pomi�dzy nimi w po�rodku. Po k�tach jakby w gospodzie podr�nej
t�umoki i skrzynki wida� by�o, uprz�e, siod�a i woj�oki na kup� zrzucone. Na
stole le�a� kaganek,
a blask dogorywaj�cego ognia chwilami o�wieca� komor�, podobn� do jakiej� izby
klasztornej. Na jednym z tarczan�w, opo�cz� okryty, zwini�ty w k��bek le�a�
cz�owiek, kt�ry
pos�yszawszy drzwi skrzypni�cie, podni�s� g�ow� na p� �ys�, z w�sami ogromnymi,
z policzkami
obwis�ymi i znu�onymi, zapad�ymi oczyma. Zobaczywszy wchodz�cego ju� si�, na
drugi bok obr�ciwszy, spa� chcia� k�a��, gdy us�ysza� z piersi jego dobywaj�ce
si� westchnienie
ci�kie. Ziewn��, podni�s� si�, wyci�gn��, oczy przetar�, splun�� i usiad� na
��ku.
� Wa��, mo�ci Talwoszu, wzdychasz tylko a wzdychasz, piersi sobie mordujesz, do
czego
si� to zda�o?
� My�lisz, m�j mi�y Bobolo42, �e ja to z dobrej woli czyni�? � odpar�
przychodz�cy, kt�ry
zrzuciwszy opo�cz� i czapeczk� na sw�j tarczan, zbli�y� si� do ognia, aby go
poprawi�, i
pokaza� si� m�odym i przystojnym, m�nego wyrazu twarzy cz�owiekiem.
� Gdzie�e� zn�w, u licha, po nocy w�drowa�? � zapyta� Bobola, ziewaj�c. � Masz
jakiego
j�zyka? Dopyta�e� co?
� Tyle tylko, �em najrza� Dosi�, kt�ra mnie po�ajawszy, uciek�a � rzek� m�ody
Talwosz.
� Obszed�em szopy i stajnie, bo dzi� nikomu wierzy� nie mo�na, wszystko si�
rozprz�ga.
To m�wi�c, gdy raz jeszcze westchn��, Bobola splun�� gniewnie.
� Panna Dorota ci w g�ow� zajecha�a! � odezwa� si�. � Rozumu nie masz! Albo to
pora
o amorach my�le�, gdy taka bieda doko�a i na �mier� si� raczej sposobi�
potrzeba, bo nas tu
dalej, dalej powietrze wszystkich podusi w tych murach.
� Niechaj by ju�, niechaj! � machaj�c r�k� rozpaczliwie, odpar� Talwosz � mnie,
dalipan,
�ycie zbrzyd�o.
� Dla jednej podwiki43! � zawo�a� z oburzeniem stary Bobola. � Ale, wstydzi�by�
si�.
Przecie� panu Talwoszowi, nie lada szlachcicowi, dobrego rodu, o innej
przysz�o�ci i krescy-
40
41
42
k o r p u s (z �ac.) � tu w znaczeniu: �rodkowa cz�� gmachu
. t a r c z a n y � tapczany
B o b o l a � o tym nazwisku by� na dworze Zygmunta Augusta ulubiony tego�
dworzanin,
imieniem Andrzej (1645�1617). By� on nast�pnie sekretarzem kr�la Stefana
Batorego, do
wielkiego znaczenia doszed� za Zygmunta III. Kraszewski nie wymieni� w powie�ci
imienia
wprowadzonego przez siebie Boboli, zaznaczy� tylko, �e by� on koniuszym (kt�rym
nie by�
rzeczywisty Andrzej Bobola). Ponadto u Kraszewskiego Bobola jest w roku 1572
starym ju�
cz�owiekiem
43 p o d w i k a � kobieta
tywie44 my�le� by si� godzi�o, a nie �wiat sobie zawi�zywa� jedn� tak�
dzierlatk�, u kt�rej
tylko tyle, �e liczko kra�ne.
� Jak B�g mi�y ci, Bobolo � przerwa� m�ody � zaklinam, nic�e mi przeciw niej nie
m�w! Kln� si� gard�em, drugiej takiej chyba nie ma na �wiecie!
Siedz�cy na ��ku, przygarbiony, rozespany Bobola, kt�ry obie r�ce trzyma�
oparte o kraw�d�
tarczana, podni�s� z wolna, oczy na towarzysza. Patrzy�, patrzy� i min� zrobi�
wyra�aj�c�
politowanie, jakby chcia� m�wi�: ��al mi ci�, biedaku! Do tego to ju� przysz�o?�
� S�uchaj, Talwosz � odezwa� si� g�o�no. � Dot�d s�dzi�em, �e� ty si� tak
mimochodem
zadurzy� w niej, jak to si� co dzie� m�odym zdarza, a jutro, gdy ci� kr�lewna na
Litw�
odprawi, wywietrzeje to z g�owy, ale ty naprawd� szalejesz.
� A, naprawd�, naprawd�! � potwierdzi� Talwosz, kt�ry siad� u ognia na niskiej
�aweczce.
� M�w sobie, co chcesz, m�j koniuszy, �aj mnie, kiedy wola, Dosi drugiej, r�wnej
jej nie
by�o i nie b�dzie.
� Urod�, rozumem, dowcipem, nie ma co m�wi� � zawo�a� Bobola � przechodzi inne,
co prawda, prawda. Ale ja w dziewczynie tej �mia�o�ci, tego zuchwalstwa, tego
rwania si�
naprz�d nie lubi�. Na Kozaka patrzy.
Talwosz g�ow� potrz�sa�.
� Rycerskiego ducha niewiasta! � zawo�a� z uniesieniem.
� Dziewczynie m�odej ten duch nie przysta� � odpar� Bobola surowo.
� Tera�niejszego czasu i kobietom serce urasta, tak nas bieda przygniot�a, a my
zniedo��nieli
� pocz�� Talwosz. � Ale pos�uchaj, Bobolo, dobrze, �e si� o tym zgada�o. Ty� si�
ju� przespa�, a mnie si� wcale spa� nie chce. Obiecywa�e� mi tyle razy o tej
Dosi relacj�. Ja
nie od tak dawna na dw�r przybywszy, tyle tylko wiem, �e j� kr�lewna wychowa�a,
�e j� lubi,
a ona za sw� pani� �ycie da� gotowa. Ale sk�d�e ona!? Co ona?
Bobola, nie ruszaj�c si� z ��ka, poprawi� si� tylko i usiad� wygodniej.
� Prawd� a Bogiem � pocz�� � ja przeciw niej nie mam nic, ale mi �al ciebie, bo
ty naprawd�
my�lisz o niej, a ona, cho�by jak pi�kn� i poczciw� by�a, za �onk� nikomu si�
nie zda.
U nas �ona, prawda, m�stwo musi mie� i rozum, gospodarn� by�, ale my si� ci�gle
po �wiatu
w��czymy, ona za nas i za siebie gniazda powinna strzec i spokojnego ducha w
sobie piastowa�.
Na naszych �onach wszystko, ale w domu. Tej domu b�dzie ma�o. Szlachcic u siebie
na
wsi go�ciem. Jak nie na pospolite ruszenie, to na komisje, na deputacje, na
zjazdy, na urz�dy
i�� musi. P�ki korda doby� ma si��, z konia nie zsiada. Wi�c jejmo�� ko�o domu,
ko�o roli,
ko�o interes�w i do sadu, i do robotnika musi i��, i za m�a, i za siebie, i do
ta�ca, i do r�a�ca.
Talwosz nie przeczy� i nie odpowiada�.
� My�lisz, �e taka twoja Dosia na wsi we dworze wytrzyma? � doda� Bobola.
� Ona? � wyrwa�o si� Talwoszowi. � Ona z siebie uczyni, co zechce! Ale daj
pok�j,
nie o tym mowa. Obiecali�cie mi o niej co� wi�cej powiedzie�, ni� ja wiem,
b�d�cie� �askawi.
Bobola g�ow� pociera�.
� Gdyby ci� to mog�o wyleczy� z tej niedorzecznej mi�o�ci � westchn��. � Co ja
wiem,
czemu� bym ci powiedzie� nie mia�? Nikt mnie o tajemnic� nie prosi�. Znacie
nasz� kr�lewn�
Ann�? Serce ma z�ote, a szcz�cia do ludzi ani za grosz. Pi�kna by�a i jest
jeszcze nieszpetn�,
a oto jej ju� pi��dziesi�ty podobno roczek dochodzi, nikt si� prawie o ni� nie
stara�. Inne,
m�odsze przed ni� powychodzi�y45. O t� si� nikt ani dowiedzia�. Kr�l nasz August
losem si�
jej nie zaj��, ona o siebie nie troszczy�a si�.
44
45
k r e s c y t y w a (z �ac.) � kariera, poprawa bytu
C�rka kr�la Zygmunta I Starego i Barbary Zapolskiej: Jadwiga (1513�1573) wysz�a
za
m�� w r. 1535 za Joachima, elektora brandenburskiego. Z drugiego ma��e�stwa
Zygmunta I z
Bon� by�y nast�puj�ce c�rki: Izabela (1519�1599), Zofia (data urodzenia nie
znana, naj-
� Katarzyny, kr�lowej szwedzkiej, losu nie ma pono co zazdro�ci� � przerwa�
Talwosz
� ta si� ma�o nie na �mier� zam�czy�a, nim dosz�a przez wi�zienie ci�kie do
kr�lestwa. A
ma�o co, �e j� carowi moskiewskiemu nie wyda� ten szalony Eryk.
� Ale wszelako dzi� kr�luje � odpar� Bobola. � Zofia wysz�a te� niezgorzej za
Brun�wickiego,
o innych nie m�wi�, ta zosta�a na koszu. Co by j� brat, sierot�, mia� kocha�
wi�cej,
dzi� przysz�o do tego, �e o t� Zaj�czkowsk� si� pogniewawszy, gada� do niej nie
chce.
� Ale c� to wszystko ma do Dosi? � zapyta� Talwosz.
� No, poczekaj, to jest exordium46 � m�wi� spokojnie Bobola. � U naszej
kr�lewnej niby
to dla us�ugi, a w rzeczy przez lito�� pobranych, zawsze sierot i wychowanic
bywa�o dosy�,
co je utrzymywa�a, uczy� kaza�a i wyposa�a�a. Wszak i ta Zaj�czkowska... ale da�
jej
pok�j. Ot� byli�my, pomn�, w Krakowie, lat temu, nie pami�tam ile, b�dzie oko�o
dziewi�ciu
mo�e, gdy raz, przyszed�szy z miasta, stara Zakrzewska, kt�ra na�wczas
ochmistrzyni�
by�a przy fraucymerze, powiada kr�lewnie: �Tom ci na mie�cie cudne dziecko,
dziewczynin�
widzia�a, cho� malowa�. Gdyby anio�ek pi�kna, ale odarta, w �achmanach, �al si�
Bo�e, jak
zbiedzona. Szlachcic j� tu przywi�z�, przez mi�osierdzie wzi�wszy z odbitych
Tatarom je�c�w.
Nikt si� do niej nie chcia� przyzna�. Rad by j�, s�ysz�, komu odda�, ale nikt
si� nie zg�asza�.
Spojrza�a na kr�lewn�, kt�ra natychmiast odpowiedzia�a:
�Ka�cie tego szlachcica z dzieckiem za zamek przywo�a�.
Zakrzewska, lito�ciwego te� serca kobieta, pchn�a zaraz pacholika na miasto. W
godzin�
mo�e przyszli kr�lewnie oznajmi�, �e szlachcic z dzieckiem w antykamerze47 stoi.
Wybiegli�my
wszyscy patrze�, bo nas opowiadanie zaciekawi�o.
Dziecko wychudzone, si�cami okryte n�dzne by�o bardzo, mog�a mie� oko�o lat
dziesi�tka.
Ale mimo n�dzy i brudu twarzyczk� mia�a tak pi�kn�, �e si� p�aka� chcia�o nad
tym, co to
stworzenie �liczne wycierpie� musia�o. Szlachcic, kt�ry j� porzucon�, na p�
nag� wzi��, nie
mia� nawet czym okry�, wi�c zgrzebnymi �achmanami by�a odziana i w star�,
obci�t� opo�cz�
otulona, kt�rej po pas starczy�o jej za pi�ty.
Zapyta�a kr�lewna, sk�d j� wzi��.
Pocz�� opowiada�, �e niedawno Tatarom je�c�w nad Tykiczem48 odbito, a mi�dzy
nimi i
ta sierotka si� znajdowa�a. Domy�lano si� z tego, co dziecko samo o sobie
opowiada�o, i z
innych poszlak�w, �e by�o c�rk� niejakiego Sochy�Zag�oby, kt�rych tam dwu braci,
z Mazowsza
wyw�drowawszy, na kresach si� osiedli�o. Temu Sosze�Zag�obie jednemu Tatarowie
dw�r spalili, �on� zabili, jego zam�czyli w niewoli, a o dziecku s�dzono, �e je
ten sam los
spotka�. Gdy dobrze p�niej je�c�w odbito w stepie, znalaz�a si� w r�kach
tatarskich dziewczynina.
Pami�ta�a o sobie, �e j� Dosi� zwano, �e we wsi Mchowie49 rodzice mieszkali, i
mia�a drewniany krzy�yk jaki� na sznureczku u szyi.
Obok Mchowa, w drugiej osadzie, brat tego Sochy�Zag�oby ocala� by�, w czas
zbieg�szy,
ale gdy mu synowic� przyprowadzono, wcale si� do niej przyzna� nie chcia� ani j�
zna�, chocia�
po bracie Mch�w zagarn��. Krzy�yk drewniany, kt�ry mia�a na szyi, s�u�y� mu
w�a�nie
46
47
48
m�odsza z c�rek, zm. w r. 1575), Anna (ur. w r. 1523) � bohaterka powie�ci
Kraszewskiego,
Katarzyna (1526�1583). Izabela wysz�a za m�� w r. 1538 za Jana Zapo�y�, ksi�cia
siedmiogrodzkiego.
Zofia po�lubi�a w r. 1556 ksi�cia Henryka brunswickiego. Katarzyna wysz�a za
m�� w r. 1562 za Jana Waz�, brata kr�la szwedzkiego Eryka. Eryk, podejrzewaj�c
Jana Waz�,
ksi�cia finlandzkiego, oraz jego �on� Katarzyn� o zdrad�, uwi�zi� oboje.
Uwolnienie ich nast�pi�o
w r. 1567, gdy jawny ob��d Eryka da� pow�d do usuni�cia go z tronu. Kr�lem
szwedzkim zosta� po nim Jan Waza. Katarzyna zosta�a ukoronowana w r. 1569 w
Upsali.
e x o r d i u m (�ac.) � pocz�tek
a n t y k a m e r a (nowo�ac.) � przedpok�j
T y k i c z � rzeka w okr�gu kijowskim; Tatarzy mieli przeprawy przez brody na
tej rzece
49 M c h � w � miejscowo�ci takiej na kresach nie podaje S�ownik geograficzny
do dowodzenia, �e musia�a by� ch�opk�, kiedy kijowskiej roboty krucyfiks na
piersiach nosi�a.
Szlachcic, kt�ry si� od stryja tego nagrody spodziewa�, oberwa� �ajanie i nie
wiedz�c, co
pocz�� z sierot�, przywi�z� j� naprz�d do Lwowa, potem do Krakowa, rad si� zby�,
bo nie�onaty
by�, nie mia� domu ani �omu i sam s�u�by szuka�.
Kr�lewna ani si� namy�la�a, kaza�a mu kilka czerwonych z�otych da�, a
Zakrzewskiej
dziecko wzi��. Obmyto je, uczesano, nakarmiono, a Anna kr�lewna bardzo pokocha�a
wychowanic�.
Gdy biedactwo od�y�o, wypytywano je o przesz�o��, o niewol�, ale by�o tak
przem�czone, schorowane, przybite obchodzeniem si� okrutnym, �e ma�o co
zachowa�o.
M�wi�a tylko, �e imi� swe Dosi pami�ta�a i �e rodzice jej na wsi jakiej�, kt�r�
po swojemu
opisywa�a, mieszkali. Z ba�amutnych tych dziecka wspomnie� ma�o co by�o mo�na
wyci�gn��,
nawet to rzecz bardzo niepewna, czy w istocie tego Sochy�Zag�oby c�rk� by�a, ale
j�
tu przyj�to i nazwano Dorot� Zag�obiank�.
Gdy to biedactwo potem od�y�o, dopiero� niemal cudownie rosn��, pi�knie� i
rozwija� si�
j�o tak, �e kr�lewna si� ni� nacieszy� nie mog�a. Posz�y st�d pieszczoty
wielkie i niepotrzebne
dogadzanie. Zachcia�o si� dziewczynie uczy�, kr�lewna sama nauczy�a j� po
w�osku,
Francuz, kt�ry pod czas by� przy ogrodzie, po francusku, a �artem i na podziw
ks. Nied�wiecki
zacz�� po �acinie. Na co si� to wszystko zda�o? Chyba, �eby si� jej w g�owie
przewr�ci�o.
Umiej�c j�zyk�w tyle, za��da�a niemieckiego; kr�lewna jej si� o Niemk�
postara�a. Szcz�cie
jeszcze, �e po turecku i po tatarsku nie zechcia�a si� uczy�, boby jej i tego
nie odm�wiono. A
z tatarskiego j�zyka dot�d, s�ysz�, pami�ta co� nieco�. Pisze tak pi�knie, �e
mog�aby w kancelarii
s�u�y�. Jak�e potem nie mia�a zdumnie� i nabra� pychy, gdy si� jej wszyscy
dziwi�
zacz�li, a rozum jej wychwala� i pi�kno�� przy tym? Tatarowie te�, kumysem50
poj�c, wlali w
ni� krew tak� dzik�, �e jej pohamowa� trudno.
Ot� j� macie, jak� dzisiaj jest. Zag�obianka, szlachcianka! Ale stryj jej zna�
nie chcia�,
pewno nie bez powodu. Kto wie, co za jedna? Tyle tylko pewne, �e Dosia...
� No i to � doda� Talwosz � �e drugiej takiej Zag�obianki czy Dosi nie ma na
�wiecie.
Wyrzucacie jej, �e si� g�r� nosi, co za dziw! Niech�e druga temu co ona sprosta?
Z�ego przecie
nic jej zada� nie mo�ecie?
� Dla siebie najgorsza � m�wi� dalej spokojnie Bobola. � O swoj� przysz�o�� cale
nie
dba. Za kr�lewn� �ycie gotowa da�, ale si� rwie nie do swoich rzeczy, nawet pani
nasza pohamowa�
jej nie mo�e.
� Za to jej nagani� nie mo�na � odpar� Talwosz � i� si� przywi�za�a i chce
wdzi�czno��
okaza�. Tu wszyscy g�owy potracili, kr�lewna p�acze tylko i narzeka, ta jedna
ani odwagi
nie traci, ni na chwil� nie odpoczywa.
� A do czego si� to zda�o? � spyta� Bobola. � Lata, biega, wciska si�, ale c�
zrobi�
mo�e? Nastr�cza si� na pos�a, gotowa w najwi�kszy ogie�, a nie zrobi nic, tylko
si� jej ludzie
dziwuj� i pod czas wy�miewaj�.
� M�j Bobolo mi�y � pocz�� Talwosz po chwilce namys�u. � Co� mi mia� serce odj��
dla niej, to� chyba przysporzy�. Doka�e ona co czy nic, nie w tym rzecz;
podziwia� trzeba i
m�stwo, i rozum, i wdzi�czno�� dla kr�lewnej.
� I szale�stwo � dorzuci� Bobola. � Zwa��e sam. Dziewczyna pi�kna jak anio�,
oczy
rwie, wie o tym i pi�kno�ci� si� t� pos�uguje, nara�a. Wyjdzieli ca�o? A ludzie
zawsze papla�
b�d�.
� Znajdzie si� za ni� uj�� komu � zamrucza� Talwosz.
� Tak jak i dzi� wiecz�r � m�wi� dalej Bobola � sama jedna do obo�nego na zamek,
do
kr�la, gdzie lud rozpuszczony. Gdzie to kto s�ysza�? Al