5106
Szczegóły |
Tytuł |
5106 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5106 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5106 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5106 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
J�ZEF IGNACY KRASZEWSKI
CA�E �YCIE BIEDNA
Powie��
1 Ulana i Latarnia czarnoksi�ska.
PRZEDMOWA
Oddana w r�ce polskiego czytelnika powie�� Kraszewskiego o zupe�nie nieznanym
tytule
nale�y do ksi��ek nies�usznie �przysypanych py�em historii�. Nie wznawiana od
kilkudziesi�ciu
lat sta�a si� pozycj� znan� tylko w�skiemu ko�u polonist�w specjalizuj�cych si�
w zagadnieniach
pierwszej po�owy XIX wieku. Tymczasem jest to ksi��ka �ywa, mog�ca w pe�ni
przem�wi� do dzisiejszego czytelnika prawd� pokazanego �wiata i wzruszy�
niezawinion�
krzywd� ludzk�.
Ca�e �ycie biedna jest powie�ci� wsp�czesn�, czyli jak si� to zwyk�o nazywa�
powie�ci�
obyczajow�. Kre�li wypadek autentyczny, kt�ry mia� miejsce oko�o 1840 roku i by�
znany
pisarzowi bezpo�rednio z kroniki s�siedzkich skandali; histori� nieszcz�liwego
ma��e�stwa
panny z szlacheckiego dworku zako�czonego nieudan� ucieczk� i przedwczesn�,
nikomu
niepotrzebn� �mierci�.
Dzisiejszy czytelnik z prawdziw� ciekawo�ci� wejrzy w ten �wiat sprzed wieku, w
sprawy
ludzkie tak zupe�nie inaczej ukszta�towane ni� nasze, a tak ma�o w�wczas
poruszane. Ten
okres �ycia narodu polskiego bardzo bowiem rzadko dochodzi� do g�osu na kartach
powie�ci,
a je�eli si� pojawia�, to najcz�ciej ma�o prawdziwie. Wsp�cze�nie pisano
bowiem o sprawach
dnia codziennego nie tak, jak by�o rzeczywi�cie, ale tak, jak �by� powinno�
(wed�ug
oczywi�cie zdania autor�w); nie ukazywano prawdziwego oblicza dnia, ale �
,,idea�y� oparte
na zupe�nie zmy�lonych i ma�oprawdopodobnych faktach i zupe�nie nieprawdziwych
ludziach
nigdzie i nigdy nie �yj�cych.
A okres, kt�ry na w�asne oczy widzia� jeszcze Kraszewski jako m�ody cz�owiek,
by� wart
uwieczniania. Na zapad�ej prowincji gospodarowano jak za czas�w Jagiellon�w: w
starych
dworach przechowywa�o si� jeszcze feudalne prawo rodzinne sprzed kilku stuleci
oparte na
surowej w�adzy ojca nad dzie�mi i dziedzica nad pa�szczy�nianymi ch�opami.
Ale Kraszewski bynajmniej nie napisa� tej powie�ci dla samego tylko uwiecznienia
cichego
dworku. Mia� wiele do powiedzenia o tocz�cym si� �yciu i ludzkich sprawach. W
ci�gu
czterech lat powsta�o kilka ciekawych powie�ci1 w kt�rych otaczaj�cy go �wiat
zosta� obejrzany
wszechstronnie i oceniony. Pisarz, zacz�� od spraw, kt�re skandal s�siedzki
wyci�gn��
na �wiat�o dzienne: od prawa rodzinnego w�asnego �rodowiska.
Bohaterk� powie�ci jest mi�a, dobra, przystojna dziewczyna. Ale to jeszcze nie
wszystko,
aby by� szcz�liw�. Rodzice Anny zubo�eli i kochanej jedynaczce grozi� los panny
bez posagu.
Jedynie s�uszne by�o to, co robili. Oddali j� dalekiej wprawdzie i ma�o znanej,
ale za to
samotnej krewnej na wychowanie, kt�ra obieca�a dziewczyn� wyposa�y�. I od tej
chwili zacz�y
si� nieszcz�cia, kt�re t�umacz� i uzasadniaj� tytu� powie�ci. Nieszcz�ciem
by�a przede
wszystkim dla Anny zmiana �rodowiska. Ciotka by�a osob� staro�wieck� i zgodnie
ze swoimi
przyzwyczajeniami wychowywa�a Ann�. Dziewczyna zacz�a p�dzi� �ycie �miertelnie
nudne
dziel�c je mi�dzy d�ubanie nie�miertelnej po�czochy, drobne zaj�cia gospodarskie
a wyjazdy
do ko�cio�a. Ciotka by�a nadto osob� bardzo prymitywn�. Nie uznawa�a nawet tego,
co w
zamo�niejszych ko�ach ziemia�skich zyska�o sobie ju� od dawna prawa
obywatelstwa.
,,Fortepian zdawa� si� ciotce niesko�czenie dziwaczny przy pozytywku dla
kanark�w, innej
ksi��ki nad nabo�n� nie pozwoli�aby czyta� uwa�aj�c to za najwi�ksz� z
nieprzyzwoito�ci
dla panny, �piewu nie tolerowa�a wcale, skoku i weso�o�ci wzbrania�a surowo,
wynurze� i �ez
tak�e strzeg�a jak najpilniej. K�ad�a na nos okulary, aby zobaczy�, co panna
Anna rysuje, i
dar�a niemi�osiernie jej pr�bki maj�c t� sztuk� za co� szata�skiego i
nieprzyzwoitego dla kobiety.�
Ale Anna nie buntuje si� i nawet nie pr�buje namawia� bardzo tkliwie kochaj�cych
j� rodzic�w
do zmiany decyzji. Jej bierno�� to w du�ym stopniu uznanie takiej linii �ycia za
lini�
konieczn�. W domu ubogich rodzic�w jako panna bez posagu by�aby zbyt wielkim
ci�arem.
Posag jest jej jedynym w zasadzie atutem �yciowym, tak jak ma��e�stwo � jedynym
celem
�ycia. Dlatego p�niejsze sieroctwo w�a�ciwie nic w jej �yciu nie zmienia.
Ciotka czu�a si� uprawniona do surowej krytyki jej rodzic�w: ,,Bardzo dobrze
p�aka� po
rodzicach, ale w miar�, aspanna masz we mnie wi�ksz� dobrodziejk�, oni aspannie
nic nie
zostawili i, gdyby nie ja, to by� teraz kawa�ka chleba nie mia�a.�
Taki punkt widzenia ciotki wcale nie dowodzi jej prymitywu uczuciowego. W skali
wsp�czesnych
ocen rzeczywi�cie ciotka odgrywa�a w �yciu Anny rol� wprost opatrzno�ciow� i
zas�ugiwa�a na wi�ksz� wdzi�czno�� i przywi�zanie ani�eli ubodzy rodzice. Tutaj
dochodzimy
do centralnego zagadnienia powie�ci: do spo�ecznej i rodzinnej sytuacji
dziewcz�t poprzedzaj�cej
fakt wyj�cia za m��. Zar�wno rodzice, jak i p�niej ciotka, patrz� na dziewczyn�
g��wnie jako na przysz�� �on�, jest dla nich �pann� na wydaniu�. Anna w domu
ciotki nie
�yje, ale do�ywa lat w oczekiwaniu zmiany swojej �yciowej sytuacji. U podstaw
surowej pedagogiki
ciotki le�y co� wi�cej ani�eli dziwactwo. Ciotka wychowuje j� w�a�nie tak jak w
jej
�rodowisku wychowywano ,,pann� na wydaniu�. Zwalczanie jakichkolwiek
zainteresowa�
nawet tak niewinnych i nie absorbuj�cych jak muzyka czy rysunki by�o w jej
oczach r�wnoznaczne
ze skromno�ci�. Surowo�� mia�a wyrobi� w Annie pos�usze�stwo i �agodno��. Ale
zwr��my uwag�, jak zupe�nie nie by�a Anna przygotowana do trudnych obowi�zk�w
przysz�ej
gospodyni. Spo�eczna praktyka z g�ry obci��a�a tym g��wnym zadaniem zam�nej
kobiety
jak�� p�atn� s�u�b�. Anna zabawia cioci�, pilnuje pieski, a czasem zajmuje si�
prac� w
ogr�dku i to tylko kwiatowym. Gdyby Anna by�a w domu rodzic�w, to co le�a�o u
podstaw
post�powania nieco zdziwacza�ej ciotki, zast�pione by�oby oczywi�cie formami
bardziej tkliwymi,
ale cel by�by ten sam. Ca�a pedagogika rodzic�w obraca�aby si� r�wnie� doko�a
sprawy
przysz�ego zam��p�j�cia dziewczyny. Wygl�da�oby to mo�e tak, jak zanotowali nam
to
wsp�cze�ni w literackich recenzjach. Cytuj� uwagi pi�ra bardzo wybitnego
rosyjskiego filozofa
i krytyka literackiego Wissariona Bieli�skisgo:
,,Rosyjska dziewczyna nie jest kobiet� w znaczeniu europejskim, nie jest
cz�owiekiem,
lecz po prostu pann� na wydaniu � pisa� Bieli�ski. � Kiedy jest jeszcze
dzieckiem, to wszystkich
m�czyzn, kt�rych widuje w domu, Uwa�a za kandydat�w na narzeczonych i cz�sto
obiecuje wyj�� za m�� za swojego tatusia lub brata. Jeszcze w ko�ysce i matka, i
ojciec, i siostry,
i bracia, i mamki, i nia�ki t�umacz� jej, �e jest narzeczon� i powinna mie�
narzeczonego.
Zaledwie sko�czy dwana�cie lat, a ju� matka karc�c j� za lenistwo lub
nieodpowiednie zachowanie
si� m�wi: �i nie wstyd panience! Przecie� ju� jeste� pann� na wydaniu!�. Nic
wi�c
dziwnego, �e nie umie ona patrze� na siebie jak na cz�owieka, jak na istot�
rodzaju �e�skiego,
a widzi w sobie tylko n a r z e c z o n �. Czy mo�na si� dziwi� wobec tego, �e
od najwcze�niejszych
lat do p�nej m�odo�ci, a czasem nawet i do staro�ci, wszystkie jej my�li i
marzenia,
wszystkie d��enia skupione s� dooko�a jednej id�e fixe2 tj. ma��e�stwa, �e
jedynym jej
pragnieniem i celem �ycia jest wyj�cie za m��, gdy� poza tym niczego ona wi�cej
nie rozumie
i nie pragnie, o niczym wi�cej nie my�li, a w ka�dym nie�onatym m�czy�nie widzi
wy��cznie
kandydata na m�a�3.
2 Id�e fixe (franc.) � mania, uporczywa my�l
3 Bieli�ski �Wyb�r pism o Puszkinie�, recenzja �Eugeniusza Oniegina� wyd.
Wroc�aw
1953, s. 210211.
W domu ciotki m�wi�o si� wiele o przysz�ym m�u Anny, ale w spos�b zupe�nie
jednostronny.
M�wi�a tylko ciotka i ciotka okre�la�a wymagane jego zalety. Anna milcza�a i
przyjmowa�a
uwagi cioci zupe�nie biernie. By�a bardzo nie�mia�a. Nie mia�a odwagi rozmawia�
z
cioci�, a ju� ten temat w �rodowisku prowincjonalnym by� uwa�any dla panny za
nieprzyzwoity.
M�czyzn nie widywa�a zupe�nie i z przera�eniem my�la�a o zmianie domu ciotki na
sw�j w�asny. Anna pozbawiona by�a nawet tych ma�ych przyjemno�ci i z�udze�, z
kt�rymi
wi�za�y si� zabiegi matrymonialne w �rodowisku zamo�niejszym. Karnawa�owe
zabawy,
liczne spotkania towarzyskie oswaja�y m�od� dziewczyn� z towarzystwem m�czyzn i
dawa�y
z�udzenia uczuciowego podbudowania decyzji �yciowych.
W �rodowisku Anny sprawy wygl�da�y o wiele smutniej. Do dworku na zapad�ej
prowincji
rzadko przyje�d�ali go�cie. Wizyty m�skie mia�y �ci�le okre�lony charakter.
Panna wychodzi�a
do go�ci ,,pokaza� si� i siada�a milcz�co. Jeste�my bowiem w �rodowisku i w
epoce,
gdzie panny �wydawa�o si� jeszcze za ma� i to ,,wydawa�o� w dos�ownym tego
wyrazu znaczeniu;
nie tylko bowiem bez zgody g��wnie zainteresowanej, ale nawet wbrew jej
protestom.
,,M�a malowa�a (ciotka) zawsze siostrzenicy jako rzecz, kt�r� daj� starsi nie
pytaj�c zezwolenia
panny, r�wnie� jak jej sprawiaj� sukni� lub trzewiki�.
Dlatego mimo �ez i omdle� Anna zosta�a �on� �s�siada�, kt�rego wybra�a jej
ciotka.
Despotyzm ciotki p�yn�� z tego samego �r�d�a, co ca�y system wychowawczy: z
pogl�d�w
na stanowisko spo�eczne dziewczyny, z praktyki bezwzgl�dnego pos�usze�stwa
dziecka, a
zw�aszcza kobiety w�adzy rodzicielskiej i opieku�czej. Czytelnik z prawdziwym
zainteresowaniem
przeczyta rozdzia� VI opisuj�cy przebieg decyduj�cej rozmowy ciotki z Ann�.
Powie��
pokazuje nam wyra�nie, �e pogl�d ten. nie by� wcale odosobniony. Epizody weselne
z
kilkakrotnym omdleniem oblubienicy wzbudzi�y w zasadzie wi�cej zwyk�ych
s�siedzkich
plotek ani�eli wsp�czucia, a ucieczka przed m�em � du�o weso�o�ci.
Ten epizod, kiedy Ann� zemdlon� znajduj� w ogr�dku i wnosz� do ma��e�skiej
sypialni,
jest dla dzisiejszego czytelnika najbardziej zastanawiaj�cy i budz�cy refleksje,
Kraszewski w
�wietnym skr�cie pokaza� prze�ycia m�odej dziewczyny i pokaza� je s�usznie jako
prze�ycia,
kt�re w wielu wypadkach mog�y si� sta� �r�d�em niezwalczonych uraz�w
psychicznych.
Feudalny zwyczaj kojarzenia ma��e�stw nabra� pod pi�rem Kraszewskiego cech
zbrodniczej
praktyki. Wymagane od dziewczyny pos�usze�stwo by�o, jak s�usznie pokaza�
pisarz,
brutalnym pogwa�ceniem wrodzonej nie�mia�o�ci kobiecej i jej �ycia uczuciowego.
By�o
r�wnie� polem do wielu zwyk�ych nadu�y�. Cynizm przysz�ego oblubie�ca w bardzo
ostrych
s�owach i zupe�nie bezpo�rednio wyra�a� to, co rzeczywi�cie kry�o si� pod t�
form� ma��e�sk�.
Zupe�nie nie dostrzegano w kobiecie cz�owieka o w�asnych my�lach i marzeniach.
Taki w�a�nie uk�ad stosunk�w rodzinnych, jaki czytelnik ujrzy na kartach
ksi��ki, najwierniej
oddaje wsp�czesne �ycie. Kraszewskiemu uda�o si� wydoby� to, co decyduje o
warto�ci
ksi��ki, filozofi� �yciow� �rodowiska, filozofi� na codzie� i od �wi�ta.
Wsp�cze�ni uwa�ali
j� za odpowiednik ,,istoty narodowo�ci�, a dzisiaj nazywamy j� realistycznym
widzeniem
�wiata. Dlatego w�a�nie nawet po latach ta ma�a ksi��eczka mo�e wzbudzi� nasze
zainteresowanie.
Powie�� Ca�e �ycie biedna jest w tw�rczo�ci Kraszewskiego pozycj� wczesn�.
Niezbyt
wyrobione pi�ro nie mog�o jeszcze w spos�b pe�ny i dojrza�y artystycznie
wypowiedzie� my�li
pisarza. Dzisiejszy czytelnik odczuwa zw�aszcza pewien niedosyt artystyczny w
rysunku
g��wnej bohaterki powie�ci. Obraz cichej m�czennicy pop�akuj�cej po k�tach ze
strachu
przed m�em i wielkiej samotno�ci na pewno nie wyczerpuje do ko�ca problemu
psychiki
kobiecej na przestrzeni kilku lat �ycia.
Ale tu trzeba pami�ta� nie tylko o wczesnym okresie, w kt�rym powie�� powsta�a,
ale o
zupe�nym braku tradycji literackiej w tej mierze. Z ma�ymi tylko wyj�tkami
(Elwira z kome-
dii Fredry M�� i �ona) , kobieta w polskiej literaturze b�dzie jeszcze przez
d�ugi okres terenem
literacko niezdobytym, prawie �e nieznanym, czekaj�cym na pisarza, kt�ry by tak
jak Balzac
we Francji odkry� nie tylko ,,�wiatu�, ale i samym kobietom tajniki ich serca i
�yciowej strategii.
Jak ju� by�o wspomniane, historia Anny opiera si� na fakcie autentycznym.
Si�gni�cie do
materia�u bezpo�rednio zaobserwowanego mia�o w efekcie tyle stron dobrych, ile
z�ych. Ka�dy
czytelnik zwr�ci uwag�, �e g��wny problem powie�ci � konsekwencje wymuszonego
ma��e�stwa,
przemawia do nas .nieodpart� prawd� �ycia. Przymus z jednej strony i brak uczu�
z
drugiej, zupe�ne nieliczenie si� z prze�yciami nie�mia�ej i bardzo m�odej
dziewczyny, wchodz�cej
w nowe �ycie, i psychologiczne nast�pstwa zawodu m�odego cz�owieka, licz�cego na
lepszy posag, a �eni�cego si� w�a�ciwie tylko dla posagu, mog�y rzeczywi�cie
sta� si� zarodem
sta�ych nieporozumie� ma��e�skich.
Nie dopisa� natomiast warsztat pisarski w dalszych partiach powie�ci. Kraszewski
nie
umia� swobodnie nakre�li� fabu�y sensacyjnej. Zna� wprawdzie przebieg wypadk�w,
ale nie
zawsze udawa�o mu si� wyprowadzi� ich lini� powie�ciow� z prawdziwych star�
charakter�w
i interes�w. Nie zawsze rozumiemy post�powanie Ba�absnowicza-plenipotenta a
potem m�a
pani podkomorzyny. Nie rozumiemy go zw�aszcza w tych miejscach, gdy cwany wyga
daje
si� z�apa� m�okosowi na oszustwie.
Mo�emy mie� pewne zastrze�enia r�wnie� do postaci m�a Anny. Jako typ ,,tyrana
domowego�,
jest. bardziej znanym z literatury wcze�niejszej ,,czarnym charakterem�, ani�eli
prawdziwym cz�owiekiem. Kraszewski ods�dzi� �owc� posagu od najmniejszych nawet
drgni�� serca, od cienia przywi�zania i czu�o�ci dla �ony. Ale tu nie tylko sama
niedojrza�o��
m�odego pisarza mo�e wchodzi� w gr�. By�a to danina z�o�ona pruderyjnej
publiczno�ci,
przysz�ym czytelnikom ksi��ki. Skandaliczna zupe�nie dla �wczesnych czytelnik�w
i �wczesnej
moralno�ci decyzja ucieczki zam�nej kobiety od m�a i to ucieczka z kochankiem
musia�a
by� na wyrost umotywowana patologicznym wprost charakterem jej m�a.
Ale powy�sze zarzuty stawiane z punktu widzenia p�niejszych ani�eli powie��
Kraszewskiego
do�wiadcze� literackich naszej powie�ci nie zmniejszaj� w zasadzie walor�w
ksi��ki.
Prawdziwa jest ,,filozofia �rodowiska�, prawdziwy jest �wiat poj�� bohater�w
ksi��ki i to
decyduje o pozycji powie�ci w naszej literaturze.
Jeszcze z jednego punktu widzenia ta ksi��ka ma du�e znaczenie. Ca�e �ycie
biedna odebra�a
w rozwoju naszego pi�miennictwa bardzo wa�n� rol�. Mo�na bez przesady
powiedzie�,
�e w rozwoju powie�ciopisarstwa krajowego Ca�e �ycie biedna sygnalizuje now�
epok�. O tej
powie�ci mo�na powiedzie� to samo, co kiedy� zauwa�y� Boy w recenzji
fredrowskiej komedii
M�� i �ona. Jest rzecz� zdumiewaj�c�, �e na g��bokiej prowincji mog�y powsta� w
tym
czasie utwory o ,,ma�ych niedolach po�ycia ma��e�skiego�, utwory pozbawione
zupe�nie
obowi�zuj�cych przepis�w o rozwi�zaniu intrygi powie�ci i typie wyst�puj�cych
bohater�w,
powie�ci pozbawione obowi�zuj�cych konwencji literackich. W polskim
powie�ciopisarstwie
bowiem istnia�y w�a�ciwie dwa typy wsp�czesnej powie�ci. Jeden typ pokazywa�
�ycie ludzkie
na ma�ym odcinku czasu, w zakresie samych tylko perypetii mi�osnych i
doprowadza�
albo do szcz�liwego po��czenia kochank�w, albo jedno z nich sk�ada� w mogile.
Ten typ
powie�ci nazywanych w historii literatury powie�ci� sentymentaln� reprezentuje
np. Malwina
Wirtemberskiej. Uczucia mi�o�ci pokazywane w nich by�y wed�ug z g�ry przyj�tych
przepis�w.
Przede wszystkim w zupe�nym oderwaniu od rzeczywisto�ci warunk�w �ycia, by�y
subtelnym a nigdy nie istniej�cym wykwitem duszy ludzkiej. Drugi typ powie�ci
spe�nia� rol�
cierpliwej guwernantki. Moralizowa�, pokazywa� idealne typy dobrych gospodarzy i
,,dobre
�ony�, uczy�, jak nale�y uprawia� ziemi�, chowa� byd�o i dzieci. Zar�wno jedna,
jak i druga
linia powie�ci wyrasta�a z samych tylko pomys��w ludzkich, z ludzkich �ycze�, a
nie z obserwacji
�ycia � i dlatego pokolenia p�niejsze wyda�y na nie wyrok zag�ady i pisane im
by�o
zagin�� wraz z epok�, kt�ra je wyda�a.
Nie�miertelny i zawsze interesuj�cy ludzi problem mi�o�ci znalaz� �yzny grunt w
poezji
tego okresu, poezji romantycznej. Czytelnicy na pewno zetkn�li si� z mi�osnymi
lirykami
S�owackiego czy Mickiewicza. Mi�o�� by�a w nich traktowana jako osobna ,,sztuka
�ycia� i
najwy�sze osi�gni�cie ducha, by�a kluczem do poznania wiekuistych tajemnic,
obowi�zkiem i
bohaterstwem. W literaturze zachodnio-europejskiej taki obraz mi�o�ci przynios�a
nam nie
tylko poezja, ale i powie�� romantyczna. W Polsce w zasadzie takiej powie�ci nie
mamy. W
pewnym tylko okresie bardzo jej w�t�e rysy dostrzegamy w powie�ciopisarstwie
Kraszewskiego
w okresie poprzedzaj�cym Ca�e �ycie biedna � ale nie by�y to powie�ci dojrza�e i
te�
zosta�y szybko zapomniane.
M�wimy o tym historycznym tle dlatego, aby uzasadni� uprzednio postawion� tez�,
�e
ukazanie si� powie�ci Ca�e �ycie biedna by�o rzeczywi�cie czym� nowym i
niezwyk�ym.
Interesuj�ca nas powie�� wyros�a przede wszystkim z zupe�nie innych �r�de�
ani�eli oba
nurty pozosta�e (i nieco wcze�niejsze). Wyros�a z bezpo�redniej obserwacji
�ycia. Kraszewski
ustrzeg� si� wielu niebezpiecze�stw. Uwolni� si� przede wszystkim od
obowi�zuj�cego schematu
powie�ci, u kt�rego ko�ca sta� �o�tarz lub marmurowy gr�b�, i w�a�nie zacz��
pisa� powie�ci
od tego miejsca, w kt�rym ko�czy�a si� powie�� wcze�niejsza. Kraszewski pierwszy
w
polskim powie�ciopisarstwie dostrzeg� powa�ne problemy psychologiczne w �yciu
ludzi i to
po fakcie i dooko�a faktu tak wa�nego, jak zwi�zek ma��e�ski, i problemy te
przedstawi�
zgodnie ze stanem swoich obserwacji i przemy�le�. Nie tylko nie moralizowa�, ale
przeciwnie
postawi� przed oczyma spo�ecze�stwa zupe�nie odk�amany obraz wsp�czesnych
stosunk�w.
Nie tylko go opisa�, ale go bardzo prawdziwie oceni�. S�uszny by� r�wnie�
kierunek uderzenia
pisarza. Walka o osobist� wolno�� kobiety, postulat wychowywania w kobiecie
cz�owieka �
by�y przejawem epoki nadchodz�cej, bur�uazyjnych poj�� spo�ecznych. �Je�eli
odzwierciedlenie
�ycia jest wierne, jest r�wnocze�nie i narodowe�. Powie�� Kraszewskiego by�a
wierna.
W sumie wi�c m�odzie�czy i ma�o znany utw�r odpowiada� zadaniom, jakie przed
pisarzem
stawia�a epoka. Ca�e �ycie biedna jako pierwsza �powie�� narodowa� zas�uguje na
przypomnienie
szerokim ko�om czytelniczym.
NOTA WYDAWNICZA
Wydanie niniejsze opiera si� na autoryzowanym wydaniu zbiorowym dzie� z 1874
roku.
Modernizacj� tekstu ogranicza si� do wprowadzenia obowi�zuj�cych obecnie zasad
ortografii
i interpunkcji oraz do zamiany dawnej ko�c�wki biernika rzeczownik�w
mi�kkotematowych
rodzaju �e�skiego � � na ko�c�wk� wsp�czesn� � �; np. opini� na opini�.
Poprawiono r�wnie�
jawne omy�ki druku.
Zachowano natomiast wszystkie pozosta�e formy gramatyczne staropolskie oraz
prowincjonalizmy
bardzo charakterystyczne dla j�zyka Kraszewskiego (np. narz�dnik l. mn. z
ko�c�wk�
y: s�owy dzi� s�owami, z gotowymi zapisy dzi� zapisami itd.).
Par� wyda� mia�a ta powie��, kt�rej za wst�p pos�u�y kilka s��w z drugiej edycji
1856 r. �
Po�wi�camy j� pami�ci tego zacnego przyjaciela, kt�rego imi� wspomnieli�my jako
krytyka.
� Pok�j ci, kochany Konstanty Podwysocki.
d. 6 stycznia 1874.
Drezno
S��WKO AUTORA
Odczytuj�c dzi� t� powie��, mo�eby�my gotowi zgodzi� si� na zdanie recenzenta
(p. K.
Podwysockiego), kt�ry sprawozdanie o niej zako�czy� pytaniem: czy warto si� jej
by�o rodzi�?
A jednak t� pr�b�, kt�ra na dwa wydania w kr�tkim przeci�gu zas�u�y�a,
umieszczamy
w nowym zbiorze z pokor�, z u�miechem: � jako mi�� pami�tk� m�odszych czas�w.
By�a to jedna z pierwszych powie�ci naszych, wydanych w zbiorze szkic�w
Zawadzkiego;
grzechem jej mo�e zbyt wiernie odtworzona rzeczywisto��, charaktery zarysowane
jaskrawo,
a jedna Anna aureol� swojego nieszcz�cia nie mo�e pos�pnego obrazu rozja�ni�.
Zbudowali�my
j� na jakim� opowiadaniu rzeczywistego wypadku, ale postacie s� nasze a� do
zbytku
ra��co i przykro pospolite.
Kto �wiat widzia� z r�nych stron jego, nie zaprzeczy, �e ludzi w nim takich
bywa�o dosy�,
�e i podkomorzyny, i Ba�abanowicze si� trafiali, i pan Mateusz mutatis mutandis4
chodzi� u
nas po �wiecie, i taki s�dzia, nie gorzki, nie s�odki, cz�sto si� nastr�cza�.
Mo�e jednak wybrane
typy zbyt s� wyraziste, i wad� t� uznaj�c sami, prosimy o pob�a�anie. Mauluczki
ten wizerunek
wiejski z dobitno�ci kilku charakter�w jak�� warto�� mie� mo�e.
Jakkolwiek niewiele up�yn�o czasu od napisania tej powie�ci, potrzegamy sami,
�e wielka
zasz�a zmiana w obyczajach naszych i zewn�trznym objawie �ycia. Dzi� mniej mamy
tych
ekscentrycznie nacechowanych fizjonomij: wszystko si� jako� zatar�o, wyg�adzi�o,
sta�o przyzwoitszym
i nie tak bij�cym w oczy. Dla malarza i powie�ciopisarza trudno�� tym wi�ksza w
pochwyceniu jednostajnego na poz�r oblicza spo�eczno�ci.
Zarzucaj� powszechnie nowej szkole, �e zuchwale si�ga do g��bi duszy i t�umaczy
cz�owieka,
ale c� ma pocz��, gdy ta cywilizacja niweluj�ca nic nie zostawia, za co by
pochwyci�,
z czego by j� odmalowa� mo�na. Wszyscy�my do siebie podobni jak dwie krople
wody, a
zaprawd� � nieciekawi, trzeba si� troch� wedrze� w cz�owieka, �eby dobada�
r�nic i pi�tn
ukrytych. Powie�� nasza jest pozosta�o�ci� czas�w, w kt�rych nie tak si� jeszcze
poprzebierali
ludzie za modne z dziennika paryskiego figurki.
�ytomierz, dnia 18 wrze� nia 1856 roku.
4 Mutatis mutandis (przys�, �ac.) � zmieniwszy to, co powinno by� zmienione
I
DOM PANI PODKOMORZYNY
W�r�d rozleg�ej r�wniny, kt�r� gaje brz�z i sosen zamyka�y W oddaleniu, wznosi�
si� stary
wysoki dom drewniany otoczony obszernym sadem i zabudowaniami gospodarskimi. Do
niego wiod�a droga wysadzana starymi lipami, w�r�d kt�rych biela�a kaplica �w.
Jana Nepomucena
u �r�d�a. Dziedziniec by� obszerny i przer�ni�ty kilkakro� �cie�kami wydeptanymi
od
kuchni do tak zwanego pa�acu, do oficyn i stajen.
Stary dom, kt�ry tak pompatycznie5 pa�acem nazywa�a czelad� i ch�opi, by�a to
budowa
wysoka, z wynios�ym dachem nastrz�pionym kominami, z oknami wielkimi, z gankiem
wspartym na czterech drewnianych kolumnach. Z jednej strony czy�ciejsze szyby w
oknach,
bielej�ce zza nich firanki i gdzieniegdzie przegl�daj�ce wazony z kwiatami
dowodzi�y, �e to
by�a strona pa�ska, pokoje bawialne; z drugiej mniejsze i w cz�ci pot�uczone
szyby pozas�aniane
bielizn� rozwieszon� i pozaklejane papierem t�umaczy�y, �e tu by�y izby kobiet
s�u��cych
i czeladzi dworskiej.
koszem. Stara jedynaczka topola wznosi�a si� jeszcze pod oknami, z jednej strony
ju� usch�a i
niedaleka losu swoich si�str, kt�rych tylko pnie suche w tej samej linii pod
oknami stercza�y.
Na ganku stary mops posiwia�y na us�ugach domu siedzia� powa�nie i patrza� w
lipow� alej�.
Ko�o stajen przy wyci�gni�tej starej karecie pracowa�o kilku ludzi.
Przed domem siad�a grz�da kwiat�w po��k�ych otoczona splecionym z ga��zi
brzozowych
Pod oficyn� prano bielizn�, a pod kuchni� rozmawia�o kilku ludzi dworskich.
Cicho by�o i powa�nie woko�o tego domu, kt�rego staro�wiecka fizjonomia i stare
otaczaj�ce
go drzewa dowodzi�y w mieszka�cach spokojnego gustu i przywi�zania do tej
siedziby.
Wszystko co si� dzia�o doko�a, mia�o poz�r rzeczy zwyczajnych, koniecznych,
odbywaj�cych
si� na�ogowie6. Ka�dy z ludzi by� na swoim miejscu, przy swoim zatrudnieniu:
mops nawet
u�ywa� �wie�ego powietrza z przekonania o potrzebie i z na�ogu, nie z �adnej
przypadkowej
fantazji; by�a to jego gankowa godzina.
Wszed�szy wewn�trz domu dawa�a si� czu� ta sama spokojno��, ten sam odwieczny
porz�dek:
ka�dy przedmiot godzi� si� z drugim, jakby z niego wynikn�� i z nim razem by�
stworzony;
nie by�o nic nowego i nic uderzaj�cego, nic dodanego. W sieniach �wiec�ce od
wycierania
�awy i skrzynie, stary zegar z kukawk� gdakaj�cy bez ustanku, na �cianach
zapylone
wie�ce kilkuletnich do�ynek. U drzwi wiod�cych do sali na lewo le�a�a s�omianka
do otarcia
n�g. W oknie �piewa�y w klatce kanarki.
W sali znowu ten sam porz�dek odwieczny. Przez ca�� jej d�ugo�� le�a�o p��tno
zabezpieczaj�ce
star�, niegdy� woskowan�, posadzk� od szwanku. Na niebiesko malowanej �cianie
wisia�o zwierciad�o w ramach drewnianych z br�zami i dwa portrety; m�czyzny w
peruce i
5 pompatycznie (z �ac.) � wystawnie; tu: g�rnolotnie, przesadnie
6 na�ogowie � na�ogowo
kobiety z r� w r�ku, z muszkami7, w rog�wce8. Pod nimi sta�a kanapa
obci�gni�ta nawleczk�
i widocznie w niekt�rych miejscach wysiedziana; przed ni� uporz�dkowane doko�a
stolika
krzes�a w pokrowcach tak�e, kt�re tylko od �wi�ta zdejmowano.
Na kominie by� osadzisty zegar niegdy� br�zowany, a dzi� do niepoznania
sczernia�y,
ozdobny w kwiaty, zwierz�ta, wisz�ce medaliony itp. Obok niego porcelanowe
figurki pasterek
i pasterzy arkadyjskich sta�y i siedzia�y otoczone skamienia�o�ciami: gruszkami,
kamieniami,
�limakami i konchy9 zamorskimi. Ekran stary i wyp�owia�y zas�ania� kominek,
kt�rego
strzeg�y w zupe�nym komplecie wyprostowane stoj�c: mieszek, �opatka, szczypce i
kruczek10.
Przy �cianach sta�y w najwi�kszym porz�dku krzese�ka, gdzieniegdzie stolik od
roboty okryty
suknem. Okna Otacza�y firanki haftowane do�� z��k�e, ale starannie zawieszone.
Boczne
�ciany okrywa�y sztychy za szk�em i emblematyczne cyfry z wie�cami: pami�tki
imienin,
�lub�w i dni weso�ych. Nikt zwykle w sali nie siedzia�, by� to pok�j dla go�ci i
dopiero za nim
w gabineciku niemniej porz�dnym mog�e� znale�� pani� domu, zacn� wdow�, ja�nie
wielmo�n�
Dorot� z Dyl�gowskich Sumi�sk�.
Niem�oda to ju� by�a osoba i do m�odo�ci ju� nawet wszelkie straci�a pretensje,
nie maj�c
je czym usprawiedliwi�. Na wygodnym krze�le rozparta, umie�ciwszy nogi na
sto�eczku, w
okularach, zacna matrona spogl�daj�c na dwoje piesk�w u n�g jej na poduszkach
spoczywaj�cych
ci�gn�a kaba�� z min� tak powa�n�, tak zaj�t�, jak gdyby pisa�a najwa�niejsze
dzie�o
albo liczy�a odleg�o�� ziemi od s�o�ca. Przy niej le�a� sznureczek od
zwi�zywania kart i futera�
od okular�w; dalej nieco sta� dzwonek staruszek i szklanka wody z cukrem
przykryta
spodkiem od fili�anki.
W oknie siedzia�a druga osoba, jejmo�� panna Anna, siostrzenica pani Doroty
zaj�ta po�czoszk�,
a niekiedy spogl�daj�ca ukradkiem w d�ug� lipow� alej�. Nic nie przerywa�o
milczenia
pr�cz jednostajnego faworyt�w piesk�w chrapania, kt�re jak ch�d regularny zegaru
odzywa�o si�.
Pani Dorota by�a ju� wcale niem�od�, ale przez regularne �ycie potrafi�a si�
zachowa� w
pozorach �redniego wieku. Sucha, wyprostowana, powa�na, z oczyma szarymi, z
w�osem
siwym, ale pokrytym czapeczk� i lokami, ca�e tak swoje �ycie ze wszelk�
przyzwoito�ci� i w
najwi�kszym przep�dzi�a porz�dku. Z nieboszczykiem m�em w zgodzie i
b�ogos�awie�stwie
Bo�ym prze�ywszy lat dwadzie�cia kilka, bezdzietna, ju� lat kilkana�cie nosi�a
czepiec wdowi
i, jak prawej przysta�o niewie�cie, pobo�na, mi�osierna, oszcz�dna, gderliwa,
ko�czy�a
�ycie kaba�� i pieskami. U pani Doroty najznamienitsz� figur� w domu by� ten
zegar w sieniach,
kt�ry rozporz�dza� dniem i wyrokowa�, kiedy trzeba by�o spa�, je��, chodzi�,
wstawa�
itp. Wszystko dzia�o si� wed�ug jego rozkaz�w, s�udzy bali go si� mo�e wi�cej
ni� samej pani;
sama jejmo�� s�ucha�a go z pokor�, daj�c pierwsza dobry przyk�ad
nieograniczonego pos�usze�stwa.
Gdyby kiedy staremu zegarowi przysz�a by�a ochota stan��, ca�y dom by�by stan��
i nie wiedzia� co pocz��; szcz�ciem panuj�cy ten starzec, mimo podesz�ego
wieku, nie
grozi� jeszcze bezkr�lewiem, a co rok zegarmistrz z bliskiego miasteczka
zagl�da� wewn�trz
badaj�c pilnie stan jego zdrowia, kt�ry zwykle przeczyszczeniem si� kontentowa�.
Panna Anna siostrzenica pani domu by�o to m�odziuchne i mi�e stworzenie. Mia�a
ledwie
lat szesna�cie, gdy j� przysposobi�a ciotka i osadzi�a przy sobie. Blondynka,
niebieskooka,
�redniego wzrostu, wysmuk�a i zr�czna, chocia� nie by�a cudem pi�kno�ci tak
jednak harmonijnie
wszystko w niej si� z sob� godzi�o i odpowiada�o sobie, i� na pierwszy rzut oka
ka�dego
musia�a �ci�gn�� uwag�. Na jej twarzy panowa� wyraz nieprzebranej s�odyczy,
�mia�y si�
7 muszla (z franc.) � tu: okr�g�y plasterek przylepiony na twarzy wed�ug mody
staro�wieckiej
10
rog�wka �tr�jk�tna chustka na g�ow�
9 koncha � muszla
kruczek (starop.) � haczyk, pogrzebacz
usta, u�miecha�y oczy, jednak nie tym szyderskim u�miechem zalotnictwa lub
szyderstwa,
kt�re widujem w oczach kobiet zepsutych lub do zepsucia sk�onnych, lecz
�agodno�ci� chrze�cija�sk�.
Zdawa�o si� patrz�c na ni�, �e si� nigdy gniewa� nie mog�a, nigdy
zniecierpliwi�;
wygl�da�a jak anio� przebaczenia i cierpliwo�ci.
Tote� pani Dorota bardzo kocha�a siostrzenic� i g�o�no si� z tym odzywa�a, �e
jej wszystko
zapisze, co mia�a z siebie i z zapis�w nieboszczyka m�a. Niema�o to m�odzie�
okoliczn�
n�ci�o ale na nieszcz�cie panna Anna nie �mia�a za nikim si� odezwa� a ciotka
nikogo jeszcze
godnym jej nie os�dzi�a. Czy spieszno by�o m�odej dziewczynie wyj�� za m��? tego
nie
wiem. To pewna, �e czasem spogl�da�a niespokojnie w okno, zamy�la�a si� nad
robot�, szuka�a
rozrywki piel�gnuj�c kwiatki, nie sypia�a w nocy i modli�a si� gor�co; jednak�e
gdy zalotnicy
przyje�d�ali, przyjmowa�a ich tak zimno, powa�nie, oboj�tnie, �e ka�dy z nich
odje�d�a�
zra�ony.
Ciotka te� ze wszelk� przyzwoito�ci� i wedle wszystkich regu� przyjmowa�a ich i
�adnego
jeszcze nie dopu�ci�a do o�wiadczenia si�. Wi�ksza cz�� m�odych s�siad�w ju�
nawet znudziwszy
si� porzuci�a by�a pann� Ann� uwa�aj�c j� za niezdobyt� fortec�.
Tak si� mia�y rzeczy w chwili, kiedy si� ta historia zaczyna. Wybi�a czwarta na
zegarze w
sieniach, skrzyp�y drzwi od sali, da� si� s�ysze� ch�d powolny � i �ysy, siwy,
wysoki, chudy
Jan. stary s�uga domu w szaraczkowej kurtce, palonych butach, z chustk� od nosa
i tabakierk�
wygl�daj�c� z kieszeni wszed�, jak zwyk� by� wchodzi� od lat dwudziestu: z tac�,
na kt�rej
by�a kawa i sucharki. Postawiwszy j� na stoliku przed pani� cofn�� si� ku
drzwiom i stan��
pod progiem za�ywaj�c tabak�.
W tej chwili pani Dorota zawi�za�a sznurkiem karty, zdj�a z nosa i schowa�a w
futera�
okulary, przysun�a tac� i zacz�a nalewa� kaw�. Pieski przywyk�e zbudzi�y si�
s�ysz�c
d�wi�k garnuszka i fili�anki, a Jan za�o�ywszy w ty� r�ce, sta� w milczeniu.
� Ch�odno na dworze, Janie? � zapyta�a pani, bo zwyk�a go by�a pyta� zawsze o
to� samo
od lat dwudziestu.
� Ch�odno, pani, ale pogodnie.
� A co si� tam dzieje z kanarkami?
� Zdrowe, pani, tylko si� troch� samce poczubi�y.
� Aniela nigdy dobrze nie dopilnuje �mietanki, oto w�gla p�ywaj� po niej.
Jan zamilk�, bo nie �mia� ani wymawia� ukochanej Anieli, ani sprzeciwia� si�
pani.
� Panno Anno, rozlej pieskom �mietank�.
Pos�uszna porzuci�a robot� i posz�a pieskom s�u�y�, w czym Jan pospieszy� jej
dopom�c.
W nagrod� dosta�a panna Anna sucharek, kt�ry, poca�owawszy ciotk� w r�k�,
po�o�y�a na
oknie. Nast�pnie Jan zabra� tac� i mierzonym krokiem wyszed� zamykaj�c pilnie
drzwi za
sob�. Tu zasz�a zmiana dekoracji. Pani Dorota kazawszy sobie poda� ksi��k� do
nabo�e�stwa
wzi�a si� do pacierzy, a panna Anna wysz�a do sali bawi� pieski ciocine.
Jeszcze zegar nie uderzy� by� wp� do pi�tej, gdy w ulicy lipowej ukaza� si�
pow�z prosto
d���cy do dworu. Postrzeg�a go panna Anna i pobieg�a uwiadomi� ciotk�.
Natychmiast pani
Dorota wysz�a do sali i usiad�a za stolikiem, a siostrzenic� wyprawi�a, aby
przygotowano herbat�.
Tymczasem coraz si� zbli�a� pow�z stukn�� o pr�g we wrotach i z turkotem
zajecha� przed
ganek. Pani Dorota podnios�a si� nieco dla zobaczenia, kto przyjecha�, ale
rozpozna� nie mog�a.
W
sieniach da�y si� s�ysze� g�osy, chrz�kania, szeptania, wreszcie zakr�cono
klamk� i
oty�y, rumiany pan s�dzia Buczkowski wszed� ze wszelk� przyzwoito�ci� i
uszanowaniem
cisn�� si� do uca�owania r�ki gospodyni, kt�ra na widok jego powsta�a i niby si�
u�miechn�a.
Za nim wszed� m�ody cz�owiek i (to niema�o zmiesza�o pani� Dorot�) bardzo �wie�o
i
przyzwoicie ubrany, mog�cy mie� lat oko�o trzydziestu, rumiany, weso�ej twarzy,
oczu b�ysz-
cz�cych, ledwie poczynaj�cy odrobin� �ysie�, zbudowany jak B�g przykaza�, przy
tym ciemnoblondyn.
Ubranie jego okazywa�o cz�owieka dobrego towarzystwa i wcale nie wie�niaka;
to� potwierdza� lekki troch� szyderski u�miech ust i jaka� mina, po kt�rej �atwo
pozna� nadpsutego
swobod� kawalerskiego �ycia cz�owieka.
Pan s�dzia, oty�y i dawniej zalotny a mi�y cz�owiek (taka by�a o nim
przynajmniej tradycja
w s�siedztwie), z rewerencj�11 przyst�piwszy do r�ki pani Doroty przedstawi� jej
m�odego
cz�owieka jako swojego krewnego, pana Mateusza Wideckiego, niedawno osiad�ego w
tych
stronach, kt�ry spieszy� ze z�o�eniem swego uszanowania pani podkomorzynie
dobrodziejce.
Naszastawszy mocno, nogami na znak uszanowania przybyli usiedli na wskazanych
krzese�kach
i uroczyste rozpocz�o si� milczenie.
Pani Dorota szuka�a w g�owie od czego zwyk�a by�a rozmow� z przybywaj�cymi
zaczyna�,
pan s�dzia patrza� po �cianach i uderza� palcami po kolanie, pan Mateusz ogl�da�
si� z
min� cz�owieka, kt�ry bada ducha domu. Gdy wszyscy milcz� jeszcze, przez drzwi
od bocznego
pokoju wesz�a z rumie�cem na twarzy panna Anna. Go�cie powstali, uk�ony,
przywitanie
i znowu milczenie. Pan Mateusz tylko pogl�da� ju� nie po �cianach, ale
najpilniej, jak by�
mo�e, wlepi� oczy w pann� Ann�.
Gdy si� to dzieje, pani Dorota odchrz�kn�a i zacz�a rozmow�
� Pan s�dzia ju� zapewne uko�czy� siejb�?
� O! nie jeszcze � odpowiedzia� zapytany � jeszcze mam kilkadziesi�t korcy �yta
do posiania.
� A jak�e tegoroczne wydaje?
� Ledwie po korcu kopa; bardzo �le, b�dzie dro�yzna. �ydzi ju� si� zaczynaj�
dowiadywa�
o �yto. Pani dobrodziejka ma podobno kilkoletnie?
� Tak jest, z trzech lat.
Tu uzna� potrzebnym wtr�ci� si� w rozmow� pan Mateusz.
� Jest to bardzo dobra rachuba � rzek� � nie przedawa� w tanie czasy.
� Oczywi�cie! � dodali pani podkomorzyna i pan s�dzia. Po czym znowu nast�pi�o
milczenie.
Jan przybrany w surdut nowiute�ki, w kt�rym wygl�da� jak w worku, wni�s� talerz
jab�ek;
nast�pnie podano herbat�. Rozmowa zwolna i ze wszelka przyzwoito�ci� toczy�a
si�, jak to
pospolicie na wsi bywa, o cenach zbo�a itp.
Pani Dorota, zawsze w ka�dym m�odym cz�owieku domy�laj�ca si� konkurenta do
panny
Anny, sp�d oka mierzy�a pana Mateusza i w duchu os�dzi�a go bardzo przyzwoitym
cz�owiekiem.
Lecz dziwne wra�enie zrobi� on na Annie. Ona, co przywyk�a by�a z jednak�
oboj�tno�ci�
spogl�da� na wszystkich, kiedy wesz�a do pokoju i spojrza�a na niego, uczu�a
jaki� dreszcz
przechodz�cy po ciele i dr�e� pocz�a sama nie wiedz�c czego. Serce jej bilo
gwa�townie, nie
�mia�a spojrze�, obr�ci� si�, ruszy�, ba�a si� ust otworzy�. Kto inny by�by to
wzi�� za przeczucie,
lecz ona nawet si� nad tym nie zastanowi�a, co to by�o; tak bowiem przej�ta by�a
pos�usze�stwem,
�e nie czu�a w sobie woli, nie przypuszcza�a przeczucia.
W prostocie ducha zdawa�o jej si�, �e ciotka powinna by�a czu� i my�le� za ni�,
�e to do
niej wcale nie nale�a�o. Znaj�c przy tym pani� Dorot� wiedzia�a, �e jej nie
wolno mie� swojej
woli i my�li; bo jak zegar kierowa� ca�ym domem, tak wola pani rz�dzi�a
wszystkim, co j�
otacza�o, a� do najdrobniejszych czynno�ci. Przyt�umi�a wi�c bicie swego serca,
niespokojno��
i, usi�uj�c zapomnie� o go�ciu, kt�ry j� takim strachem nabawi�, wzi�a si� do
robienia
herbaty. Wtem, gdy j� zalewa starannie, s�yszy, �e kto� wstaje, idzie, zbli�a
si� i w ko�cu
ujrza�a m�odego go�cia przy sobie. Zupe�nie ju� wtedy nie wiedzia�a co pocz��, w
uszach jej
zaszumia�o, w g�owie si� przewraca�o, w oczach �mi�o, a ciotka z nies�ychanym
tak�e zdu-
11
rewerencja (z �ac.) � szacunek
mieniem i nieukontentowaniem spojrza�a na kawalera, kt�ry tak nieprzyzwoicie,
przy pierwszej
bytno�ci, o�miela� si� zbli�y� do panny Anny.
Nic tego nie zwa�a� pan Mateusz i �mia�o ofiarowa� swoj� pomoc Annie do robienia
herbaty.
Zaledwie biedna zebra�a si� na niewyra�n� odpowied�:
� Bardzo dzi�kuj�, ja tak jestem przywyk�a... Uparty go�� nic na to nie zwa�aj�c
koniecznie
obstawa� przy zacz�ciu rozmowy z Ann�.
� Pani zapewne lubi kwiaty?
� Tak, tak jest � niewyra�nie odpowiedzia�a.
� Musi to by� pi�kny ogr�d.
� Tak, pi�kny ogr�d.
Znowu si� urwa�o. Biedna Anna rzuca�a okiem na ciotk�, kt�rej szare oko
wytrzeszczone i
usta zaci�ni�te grozi� jej si� zdawa�y i broni� nieprzyzwoitej z kawalerem
rozmowy. Nareszcie
po kilku pr�bach przekonawszy si� pan Mateusz, �e z tego nic nie b�dzie, usiad�
i zamilk�.
Podano herbat�; pan s�dzia g�o�no gada�, panna Anna siad�a z daleka pomi�szana,
pan
Mateusz ju� po �cianach tylko patrza�, ciotka okazywa�a najtrafniejszy humor.
Gdy Jan wyni�s�
tac�, go�cie zacz�li spogl�da� na zegarki, powoli w�o�yli r�kawiczki, po�egnali
si� i
odjechali.
Zaledwie zahucza�o, pani Dorota ruszaj�c ramionami powsta�a z kanapy, rozkaza�a
sto�y
po�ciera�, pozwo�ywa�a rozpierzchnione pieski i odezwa�a si�:
� Ale� to jaki� jegomo�� impertynent12! Tak zaraz obcesowo sobie do panienki si�
przysiada.
Bardzo� Wpanna dobrze uczyni�a. �e� mu nie odpowiada�a.
� Ja, ciociu, odpowiada�am � rzek�a Anna.
� A to bardzo �le, nieprzyzwoicie; trzeba by�o udawa�, �e si� nie s�yszy. Kt�
to widzia�
kiedy, z pierwsz� wizyt� i zaraz do panny w konwersacje! Prosz�, �eby� mi wpanna
drugi raz
to pami�ta�a: udawa�, �e si� nie s�yszy. To wcale nie uchodzi, �eby m�oda
panienka gada�a z
kawalerami. Powiedz, aspanna, niech Jan tu po�ciera; podaj mi m�j r�aniec. Id�
precz Amor!
Id� precz! Jaki impertynent! A, bo i ten s�dzia; po co go tu by�o przywozi�? Na
poduszk�
�olka, na poduszk�! W Imi� Ojca i Syna i � id� aspanna do ogrodu, a okryj si�
ciep�o; niechaj
Aniela przyjdzie z po�czoch� do przedpokoju! W Imi� Ojca i � a nie p�jdziesz
precz z krzes�a!
We� aspanna chustk� od nosa i trzewiki ciep�e! A kt�ra tam godzina? po sz�stej,
p�no!
Daj�e aspanna pok�j, ju� nie chod� do ogrodu, bo rosa pada.
II
12
ANNA
Tak� jednak, jako�my j� odmalowali powierzchownie, nic przez si� nie znacz�c�
istot� nie
by�a panna Anna. Pokryte t� sukni� pokory, �agodno�ci, pos�usze�stwa, bi�o w
niej pe�ne czucia
serce, a w g�owie roi�y si� my�li, kt�rych by zacna ciotka nigdy by�a nie
zrozumia�a, gdyby
nieostro�na siostrzenica wyda� si� chcia�a z nimi. By�a to kobieta pe�na czucia,
rozumu,
przygotowana i uzbrojona do �ycia, lecz regu�y przyzwoito�ci i zupe�ne
zdziecinnienie ciotki
nie dozwala�y jej si� z tym okazywa�.
Tote� Anna zdawa�a si� na poz�r nic nie znacz�c� istot�, cho� by�a wcale
niepospolit� kobiet�.
Wszystko w niej t�umi�a ta niewola, w kt�rej karby bra�a otaczaj�cych j� pani
Dorota
impertynent (z franc.) � zuchwalec, grubianin
Zostawiona sama sobie Anna czasem p�aka�a, ale przekonanie o obowi�zkach,
konieczno�ci
takiego po�o�enia pr�dko j� umia�y natchn�� rezygnacj�, z kt�r� nie tylko
znosi�a z�e humory
i ci�g�y despotyzm ciotki, lecz brak zupe�ny �ycia, rozmowy i uczu� niezb�dnych
w m�odym
wieku. Usi�owa�a przywykn�� do tego spokojnego i regularnego �ycia, w kt�re by�a
wprz�ona,
stara�a si� wyt�umaczy� sobie, �e tak jak by�o, by�o dobrze. Lecz na pr�no.
Trudno to
m�odej panience oswoi� si� z takim �yciem zimnym zegaru, jakie prowadzono w
Z�otej Woli
u pani Doroty. M�czy�a si� biedna Anna i, ofiaruj�c Bogu swoje m�czarnie,
usi�owa�a przed
ciotk� nigdy si� nie wyda� z tym, �e jej by�o �le i �e mia�a w duszy wi�kszy
zapas czucia i
my�li, kt�rego nie podobna by�o zu�y� przy kanarkach i pieskach.
Tymczasem pociesza�a si� wspomnieniem swojej m�odo�ci. Inna bowiem ca�kiem by�a
pierwsza jej m�odo��, inne w�wczas �ycie i przygotowanie do innego. Rodzice Anny
byli
bardzo bogaci. Nieszcz�ciem, jak to u nas cz�sto bywa, los ich osadzi� przy
bogatszych jeszcze
w stronie, w kt�rej zbytek by� w powietrzu, konieczno�ci�, potrzeb�. Na zbytki
wi�c stracili
wszystko, co mieli. Po �wietnych balach, zabawach z pa�acu i karet zej��
potrzeba by�o w
ubogie �ycie n�dznego dworku i karmi� si� zgryzotami.
Anna odebra�a by�a wychowanie niepospolicie staranne. Matka, kt�ra j� kocha�a,
jak zwykle
jedynak�w kochaj� rodzice, po�wi�ci�a si� ca�kiem naj�wietniejszej edukacji
ulubionego
dzieci�cia. Trzeba wyzna�, �e koszta, jakie st�d wynikn�y przy do��
nieporz�dnym utrzymywaniu
interes�w, przyczyni�y si� niema�o do zniszczenia na maj�tku rodzic�w Anny. W
ostatnich czasach, gdy z przestrachem pogl�dali, na przysz�o�� coraz
gro�niejsz�, gdy d�u�nicy
po jednej zabierali wioski, cieszy�y ich tylko post�py c�rki, jej wdzi�ki i
charakter s�odki.
Nauczyciele ub�stwiali t� uczennic� skromn� przy najwi�kszych post�pach w nauce,
a
zawsze jak dzieci� �agodn�. Kiedy wreszcie rodzice Anny ujrzeli si� nagle w
ub�stwie, nie
tyle im �al by�o maj�tku dla siebie, ile dla c�rki: to bowiem, co przeznaczyli
na jej uszcz�liwienie,
wychowanie, stawa�o si� przy ub�stwie jedn� wi�cej m�czarni�. Mo�e si� to komu
wyda� �miesznym, lecz kt� nie przyzna, �e wychowanie staranne daje gusta
wytworne, czyni
potrzeb� towarzystwo dobre, ksi��ki itp., a z jakimi� trudno�ciami walczy� musi
ubogi, �eby
te przyjemno�ci �ycia, do kt�rych nawyk�, bez upokorzenia pozyska�?
Anna nagle przeniesiona z pi�knego pa�acu do mizernego dworku, kt�ry z ca�ego
maj�tku
rodzicom jej pozosta�, nie mia�a nauczycieli, fortepianu, ksi��ek, arfy, kwiat�w
swoich,
ogr�dka, pi�knych obraz�w i pi�knych sukienek. Z pocz�tku by�o jej bardzo ci�ko
znie��
tak� odmian�. Lecz gdy ujrza�a pos�pne twarze ojca i matki, gdy uczu�a potrzeb�
pocieszania
ich, uda�a, �e jej dobrze, lepiej nawet jak wprz�dy, w�o�y�a u�miech na usta i
biedni rodzice
uwierzyli dzieci�ciu, kt�re z niepor�wnanym po�wi�ceniem u�miecha�o si� do nich
p�acz�c w
sercu. Anna mia�a ju� tyle si�y i tyle mi�o�ci, �e potrafi�a udawa� i do �mierci
rodzic�w nie
pokaza�a smutku, kt�ry serce jej �ciska�.
Na�wczas pozna�a ona �wiat lepiej i, my�l�c o nim w cicho�ci, powiedzia�a sobie,
�e cierpienie
jest przeznaczeniem cz�owieka na ziemi, �e szcz�cie jest niepodobnym, a je�li
kiedy
za�wieci, to chyba dlatego, �eby po nim czarniej si� jeszcze �wiat wyda�.
Opuszczeni, sami
jedni rodzice Anny nie narzekali na przyjaci�, nie cisn�li si� do pan�w, kt�rzy
p�ty tylko �yli
z nimi, p�ki byli bogaci; cierpieli tak�e i milczeli. Nie przysz�o im nawet na
my�l, �e Anna
mia�a ciotk� bogat�, kt�ra by si� jej losem zaj�� by�a powinna; ca�kiem inaczej
obmy�lali dla
niej przysz�o�� i innych wyznaczyli jej opiekun�w na przypadek swojej �mierci.
Lecz ciotka nudzi�a si� sama jedna. Zas�ysza�a co� o nieszcz�ciu siostry,
dowiedzia�a si� o
jej c�rce i za��da�a j� mie� przy sobie obiecuj�c wszystko, co mia�a, jej
zostawi�. Wielka to
by�a rado�� w ubogim domku, gdy ze wszelk� przyzwoito�ci� napisany list pani
Doroty doszed�
r�k rodzic�w Anny; od�yli w dzieci�ciu i p�acz�c dzi�kowali Bogu. Tylko m�oda
dziewczyna nie dzieli�a ich rado�ci. Przywyk�a ju� cna by�a do nowego �ycia i
nie chcia�a go
odmienia�; nade wszystko nie chcia�a porzuca� rodzic�w. Uko�ysano j� jednak z
�atwo�ci�,
ona by�a tak �agodna! Matka odwioz�a j� do Z�otej Woli.
Nie potrafi� opisa� uczu� Anny na widok ciotki zimnej, regularnej, traktuj�cej
j� ze wszelk�
przyzwoito�ci� (tak r�nej od matki), tak surowej i niewyrozumia�ej, na widok
tego domu,
w kt�rym zegar panowa�, gdzie nie wolno si� by�o roz�mia� g�o�no, pobiega�,
zagada�, poswawoli�
i gdzie wszyscy chodzili wysznurowani jak lalki, zdaj�c si� albo nie mie� czucia
i
duszy, albo najpracowiciej je w sobie ukrywa�. Przesz�o po niej zimno, �cisn�o
si� serce,
p�aka�a, gdy wyje�d�a�a matka, ale milcze� musia�a i przyj�� to szcz�cie
dlatego, �e ono si�
szcz�ciem rodzicom jej wydawa�o. Tu do ostatka straci� musia�a Anna, a
przynajmniej skry�
przed ciotk� wszystkie swoje dobrze wychowanej dziewczyny zatrudnienia i
upodobania.
Fortepian zdawa� si� ciotce niesko�czenie dziwacznym przy pozytywku dla
kanark�w; innej
ksi��ki nad nabo�n� nie pozwoli�aby czyta� uwa�aj�c to za najwi�ksz� z
nieprzyzwoito�ci
dla panny; �piewu nie tolerowa�a wcale, skoku i weso�o�ci zabrania�a surowo,
wynurze� i �ez
tak�e strzeg�a najpilniej. K�ad�a na nos okulary, aby zobaczy�, co panna Anna
rysuje i dar�a
niemi�osiernie jej pr�bki maj�c t� sztuk� za co� szata�skiego i nieprzyzwoitego
dla kobiety.
Potem zasadziwszy Ann� do po�czochy zacna pani Dorota chodzi�a po pokoju
mrucz�c:
� Oni j�, Bo�e odpu��, edukowali na aktork� czy co? Po co jej ten klawikord! po
co jej te
malowid�a! Do czego to te ksi��ki, co oni jej nauczyli? Albo ta francuzczyzna,
Bo�e odpu��!
to tylko wszystkiego z�ego pocz�tek! Ot� i pan B�g nie pob�ogos�awi� i przez t�
bezbo�no��
swoj� maj�tek stracili! A taki pi�kny maj�tek! Ta to klucz by� jako rzadko: pi��
wsi ogromnych!
Jak to im by�o straci�? Ale kiedy to i jegomo�� podobno by� farmazon13, jejmo��
lubia�a
kornety14 i dziecko psuli, i pogin�li. �olka, a po co na kanapie, a nie
p�jdziesz! Trzeba
zacz�� koronk� � aspanna pobiegaj z pieskami po sali i zabaw si�!
Zmuszona biega� z pieskami za ca�� zabaw� Anna o jak�e wi�d�a, jak sch�a, jak
nieraz po
k�tach p�aka�a. Lecz kiedy jej to okropne �ycie bez my�li i czucia dogryz�o,
uciek�a si� do
modlitwy, bo by�a nabo�na, jak wszyscy nieszcz�liwi i powiada�a sobie po cichu:
� B�g cierpie� przykaza�; B�g nagrodzi cierpienie! A potem znowu p�aka�a. I tak
bieg�y jej
smutnie m�ode lata w Z�otej Woli przy ciotce.
Gdy si� cokolwiek osiedzia�a Anna, a s�siedzi o jej przybyciu dowiedzieli i o
zamiarach
pani Doroty, mn�stwo poczyniono projekt�w swatowstwa, gdy� zapis ca�ego maj�tku
czyni�
j� mo�e najlepsz� parti� w s�siedztwie. Przez niejaki czas nie by�o dnia bez
odwiedzin, zje�d�ano
si� jak do cudownego obrazu, �eby widzie� przyby��, a m�odzi na wy�cigi starali
si� jej
podoba�! Ile� to pi�knych marze� uczyniono buduj�c je na posagu panny Anny, ile
to dom�w
krzywo na siebie patrze� zacz�o ju� w sobie wsp�zawodnik�w upatruj�c, ile to
si� rozesz�o
plotek, ile by�o k��tni! Ale wszystkie te projekta rozbi�y si� z kolei o zimn�
powierzchowno��
Anny, a zimniejsz� jeszcze krygowno��15 i regularno��16 ciotki, kt�ra tyle
doskona�o�ci ��da�a
od narzeczonego siostrzenicy, ile ich mog�a skomponowa� na rachunek m�a po jego
�mierci.
Liczba tych przymiot�w by�a tym wi�ksza, im dalej pani� Dorot� lata odsuwa�y od
nieboszczyka
podkomorzego, kt�rego po �mierci w sercu swoim ukanonizowa�a17. Co dzie�
niemal dodawa�a mu jak�� cnot�, kt�rej nie mia� i k�ad�a j� za warunek
przysz�emu m�owi
Anny. Po swojemu my�l�c o jej szcz�ciu g��boko si� nad nim zastanawia�a mi�dzy
pi�t� a
sz�st� wieczorn� codziennie, je�li go�ci nie by�o i chcia�a koniecznie m�odego
pana podkomorzego
jakiego� dla Anny, kt�ry by kubek w kubek podobny by� do obrazu nieboszczyka,
jaki w sercu swoim nosi�a, maj�c go za najprawdziwszy. Tym sposobem zam�cie
Anny sta�o
si� prawie niepodobie�stwem.
13
14
15
16
17
farmazon (z franc.) � tu: cz�owiek wolnomy�lny, niedowiarek
kornet � tu: czepek, kornet str�j kosztowny
krygowno�� � tu: ceremonialno��
regularno�� � tu: systematyczno��
ukanonizowa� � podnie�� do godno�ci �wi�tego
Nap�ywali w dom coraz nowi konkurenci, lecz ka�dy z nich ledwie by� za bram�,
ju� mu
pani Dorota wyrok napisa�a.
� A fi! Bo�e odpu��! � m�wi�a. Gdybym te� mia�a wyda� Anusi� za tego ogromnego
draba
podobniejszego do hajduka ni� do obywatela przyzwoitego! Najmniejszego
podobie�stwa z
panem podkomorzym! A jaki �mia�kowaty, ju� si� do r�czki cisn�� ca�owa� za
pierwsz� wizyt�.
Abo do czego to takie w�osy kr�cone? Nie taki by� podkomorzy! Jej koniecznie
trzeba
takiego ma��onka jak podkomorzy. To to by� z�oty m��! Ach, biedna� ja wdowa!
Bo�e odpu��!
�olka, precz z kanapy!
Wyje�d�a� drugi, to znowu inne nast�powa�y zarzuty.
� A to� jeszcze tego, Bo�e odpu��, brakowa�o! Jaki� m�okos; co nie ma w�s�w
jeszcze,
s�abowite to, chuderlawe jakie�! Pewnie w suchotach! I c� on ma? mizernych
kilkana�cie
cha�up! Albo i to! albo i to! �ebym ja za niego moj� Anusi� wyda�a! �olka,
p�jd��e ty precz,
a nie zagl�daj tam!!
Poczciwa ciotka ka�dego tak b�ogos�awi�a na drog� i ka�dy, raz drugi pokazawszy
si�, zra�ony
bywa� przestawa�. Annie by�o to prawie jedno, nie spodziewa�a si� ona szcz�cia
i nie
wzdycha�a za niczym, bo mia�a przeczucie, �e los jej si� nie poprawi odmian�.
W�r�d tych stara� o Ann�, odebra�a ona smutn� wiadomo�� o �mierci rodzic�w, po
kt�rych
ciotka prawie jej nawet p�aka� zabroni�a. Zosta�a wi�c sama jedna w �wiecie
skazana,
aby jej nikt nigdy nie pocieszy�. W milczeniu zalewa�a si� gorzkimi �zami i kry�
si� z nimi
musia�a, bo niemi�osierna pani Dorota gdera�a nieustannie.
� A do��e tego, mo�cia panno, kiedy powiadam pannie aspannie, �eby� mi zaraz
tych
�z�w przesta�a. Bardzo dobrze p�aka� po rodzicach, ale w miar�, aspanna masz we
mnie wi�ksz�
dobrodziejk�, oni aspannie nic nie zostawili i, gdyby nie ja, to by� teraz
kawa�ka chleba
nie mia�a. Id�, aspanna, pobiegaj z pieskami!
Ilekro� j� zobaczy�a we �zach, tyle razy niemi�osiernie gdera�a pani Dorota lub
pocies