5106

Szczegóły
Tytuł 5106
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

5106 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 5106 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

5106 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

J�ZEF IGNACY KRASZEWSKI CA�E �YCIE BIEDNA Powie�� 1 Ulana i Latarnia czarnoksi�ska. PRZEDMOWA Oddana w r�ce polskiego czytelnika powie�� Kraszewskiego o zupe�nie nieznanym tytule nale�y do ksi��ek nies�usznie �przysypanych py�em historii�. Nie wznawiana od kilkudziesi�ciu lat sta�a si� pozycj� znan� tylko w�skiemu ko�u polonist�w specjalizuj�cych si� w zagadnieniach pierwszej po�owy XIX wieku. Tymczasem jest to ksi��ka �ywa, mog�ca w pe�ni przem�wi� do dzisiejszego czytelnika prawd� pokazanego �wiata i wzruszy� niezawinion� krzywd� ludzk�. Ca�e �ycie biedna jest powie�ci� wsp�czesn�, czyli jak si� to zwyk�o nazywa� powie�ci� obyczajow�. Kre�li wypadek autentyczny, kt�ry mia� miejsce oko�o 1840 roku i by� znany pisarzowi bezpo�rednio z kroniki s�siedzkich skandali; histori� nieszcz�liwego ma��e�stwa panny z szlacheckiego dworku zako�czonego nieudan� ucieczk� i przedwczesn�, nikomu niepotrzebn� �mierci�. Dzisiejszy czytelnik z prawdziw� ciekawo�ci� wejrzy w ten �wiat sprzed wieku, w sprawy ludzkie tak zupe�nie inaczej ukszta�towane ni� nasze, a tak ma�o w�wczas poruszane. Ten okres �ycia narodu polskiego bardzo bowiem rzadko dochodzi� do g�osu na kartach powie�ci, a je�eli si� pojawia�, to najcz�ciej ma�o prawdziwie. Wsp�cze�nie pisano bowiem o sprawach dnia codziennego nie tak, jak by�o rzeczywi�cie, ale tak, jak �by� powinno� (wed�ug oczywi�cie zdania autor�w); nie ukazywano prawdziwego oblicza dnia, ale � ,,idea�y� oparte na zupe�nie zmy�lonych i ma�oprawdopodobnych faktach i zupe�nie nieprawdziwych ludziach nigdzie i nigdy nie �yj�cych. A okres, kt�ry na w�asne oczy widzia� jeszcze Kraszewski jako m�ody cz�owiek, by� wart uwieczniania. Na zapad�ej prowincji gospodarowano jak za czas�w Jagiellon�w: w starych dworach przechowywa�o si� jeszcze feudalne prawo rodzinne sprzed kilku stuleci oparte na surowej w�adzy ojca nad dzie�mi i dziedzica nad pa�szczy�nianymi ch�opami. Ale Kraszewski bynajmniej nie napisa� tej powie�ci dla samego tylko uwiecznienia cichego dworku. Mia� wiele do powiedzenia o tocz�cym si� �yciu i ludzkich sprawach. W ci�gu czterech lat powsta�o kilka ciekawych powie�ci1 w kt�rych otaczaj�cy go �wiat zosta� obejrzany wszechstronnie i oceniony. Pisarz, zacz�� od spraw, kt�re skandal s�siedzki wyci�gn�� na �wiat�o dzienne: od prawa rodzinnego w�asnego �rodowiska. Bohaterk� powie�ci jest mi�a, dobra, przystojna dziewczyna. Ale to jeszcze nie wszystko, aby by� szcz�liw�. Rodzice Anny zubo�eli i kochanej jedynaczce grozi� los panny bez posagu. Jedynie s�uszne by�o to, co robili. Oddali j� dalekiej wprawdzie i ma�o znanej, ale za to samotnej krewnej na wychowanie, kt�ra obieca�a dziewczyn� wyposa�y�. I od tej chwili zacz�y si� nieszcz�cia, kt�re t�umacz� i uzasadniaj� tytu� powie�ci. Nieszcz�ciem by�a przede wszystkim dla Anny zmiana �rodowiska. Ciotka by�a osob� staro�wieck� i zgodnie ze swoimi przyzwyczajeniami wychowywa�a Ann�. Dziewczyna zacz�a p�dzi� �ycie �miertelnie nudne dziel�c je mi�dzy d�ubanie nie�miertelnej po�czochy, drobne zaj�cia gospodarskie a wyjazdy do ko�cio�a. Ciotka by�a nadto osob� bardzo prymitywn�. Nie uznawa�a nawet tego, co w zamo�niejszych ko�ach ziemia�skich zyska�o sobie ju� od dawna prawa obywatelstwa. ,,Fortepian zdawa� si� ciotce niesko�czenie dziwaczny przy pozytywku dla kanark�w, innej ksi��ki nad nabo�n� nie pozwoli�aby czyta� uwa�aj�c to za najwi�ksz� z nieprzyzwoito�ci dla panny, �piewu nie tolerowa�a wcale, skoku i weso�o�ci wzbrania�a surowo, wynurze� i �ez tak�e strzeg�a jak najpilniej. K�ad�a na nos okulary, aby zobaczy�, co panna Anna rysuje, i dar�a niemi�osiernie jej pr�bki maj�c t� sztuk� za co� szata�skiego i nieprzyzwoitego dla kobiety.� Ale Anna nie buntuje si� i nawet nie pr�buje namawia� bardzo tkliwie kochaj�cych j� rodzic�w do zmiany decyzji. Jej bierno�� to w du�ym stopniu uznanie takiej linii �ycia za lini� konieczn�. W domu ubogich rodzic�w jako panna bez posagu by�aby zbyt wielkim ci�arem. Posag jest jej jedynym w zasadzie atutem �yciowym, tak jak ma��e�stwo � jedynym celem �ycia. Dlatego p�niejsze sieroctwo w�a�ciwie nic w jej �yciu nie zmienia. Ciotka czu�a si� uprawniona do surowej krytyki jej rodzic�w: ,,Bardzo dobrze p�aka� po rodzicach, ale w miar�, aspanna masz we mnie wi�ksz� dobrodziejk�, oni aspannie nic nie zostawili i, gdyby nie ja, to by� teraz kawa�ka chleba nie mia�a.� Taki punkt widzenia ciotki wcale nie dowodzi jej prymitywu uczuciowego. W skali wsp�czesnych ocen rzeczywi�cie ciotka odgrywa�a w �yciu Anny rol� wprost opatrzno�ciow� i zas�ugiwa�a na wi�ksz� wdzi�czno�� i przywi�zanie ani�eli ubodzy rodzice. Tutaj dochodzimy do centralnego zagadnienia powie�ci: do spo�ecznej i rodzinnej sytuacji dziewcz�t poprzedzaj�cej fakt wyj�cia za m��. Zar�wno rodzice, jak i p�niej ciotka, patrz� na dziewczyn� g��wnie jako na przysz�� �on�, jest dla nich �pann� na wydaniu�. Anna w domu ciotki nie �yje, ale do�ywa lat w oczekiwaniu zmiany swojej �yciowej sytuacji. U podstaw surowej pedagogiki ciotki le�y co� wi�cej ani�eli dziwactwo. Ciotka wychowuje j� w�a�nie tak jak w jej �rodowisku wychowywano ,,pann� na wydaniu�. Zwalczanie jakichkolwiek zainteresowa� nawet tak niewinnych i nie absorbuj�cych jak muzyka czy rysunki by�o w jej oczach r�wnoznaczne ze skromno�ci�. Surowo�� mia�a wyrobi� w Annie pos�usze�stwo i �agodno��. Ale zwr��my uwag�, jak zupe�nie nie by�a Anna przygotowana do trudnych obowi�zk�w przysz�ej gospodyni. Spo�eczna praktyka z g�ry obci��a�a tym g��wnym zadaniem zam�nej kobiety jak�� p�atn� s�u�b�. Anna zabawia cioci�, pilnuje pieski, a czasem zajmuje si� prac� w ogr�dku i to tylko kwiatowym. Gdyby Anna by�a w domu rodzic�w, to co le�a�o u podstaw post�powania nieco zdziwacza�ej ciotki, zast�pione by�oby oczywi�cie formami bardziej tkliwymi, ale cel by�by ten sam. Ca�a pedagogika rodzic�w obraca�aby si� r�wnie� doko�a sprawy przysz�ego zam��p�j�cia dziewczyny. Wygl�da�oby to mo�e tak, jak zanotowali nam to wsp�cze�ni w literackich recenzjach. Cytuj� uwagi pi�ra bardzo wybitnego rosyjskiego filozofa i krytyka literackiego Wissariona Bieli�skisgo: ,,Rosyjska dziewczyna nie jest kobiet� w znaczeniu europejskim, nie jest cz�owiekiem, lecz po prostu pann� na wydaniu � pisa� Bieli�ski. � Kiedy jest jeszcze dzieckiem, to wszystkich m�czyzn, kt�rych widuje w domu, Uwa�a za kandydat�w na narzeczonych i cz�sto obiecuje wyj�� za m�� za swojego tatusia lub brata. Jeszcze w ko�ysce i matka, i ojciec, i siostry, i bracia, i mamki, i nia�ki t�umacz� jej, �e jest narzeczon� i powinna mie� narzeczonego. Zaledwie sko�czy dwana�cie lat, a ju� matka karc�c j� za lenistwo lub nieodpowiednie zachowanie si� m�wi: �i nie wstyd panience! Przecie� ju� jeste� pann� na wydaniu!�. Nic wi�c dziwnego, �e nie umie ona patrze� na siebie jak na cz�owieka, jak na istot� rodzaju �e�skiego, a widzi w sobie tylko n a r z e c z o n �. Czy mo�na si� dziwi� wobec tego, �e od najwcze�niejszych lat do p�nej m�odo�ci, a czasem nawet i do staro�ci, wszystkie jej my�li i marzenia, wszystkie d��enia skupione s� dooko�a jednej id�e fixe2 tj. ma��e�stwa, �e jedynym jej pragnieniem i celem �ycia jest wyj�cie za m��, gdy� poza tym niczego ona wi�cej nie rozumie i nie pragnie, o niczym wi�cej nie my�li, a w ka�dym nie�onatym m�czy�nie widzi wy��cznie kandydata na m�a�3. 2 Id�e fixe (franc.) � mania, uporczywa my�l 3 Bieli�ski �Wyb�r pism o Puszkinie�, recenzja �Eugeniusza Oniegina� wyd. Wroc�aw 1953, s. 210211. W domu ciotki m�wi�o si� wiele o przysz�ym m�u Anny, ale w spos�b zupe�nie jednostronny. M�wi�a tylko ciotka i ciotka okre�la�a wymagane jego zalety. Anna milcza�a i przyjmowa�a uwagi cioci zupe�nie biernie. By�a bardzo nie�mia�a. Nie mia�a odwagi rozmawia� z cioci�, a ju� ten temat w �rodowisku prowincjonalnym by� uwa�any dla panny za nieprzyzwoity. M�czyzn nie widywa�a zupe�nie i z przera�eniem my�la�a o zmianie domu ciotki na sw�j w�asny. Anna pozbawiona by�a nawet tych ma�ych przyjemno�ci i z�udze�, z kt�rymi wi�za�y si� zabiegi matrymonialne w �rodowisku zamo�niejszym. Karnawa�owe zabawy, liczne spotkania towarzyskie oswaja�y m�od� dziewczyn� z towarzystwem m�czyzn i dawa�y z�udzenia uczuciowego podbudowania decyzji �yciowych. W �rodowisku Anny sprawy wygl�da�y o wiele smutniej. Do dworku na zapad�ej prowincji rzadko przyje�d�ali go�cie. Wizyty m�skie mia�y �ci�le okre�lony charakter. Panna wychodzi�a do go�ci ,,pokaza� si� i siada�a milcz�co. Jeste�my bowiem w �rodowisku i w epoce, gdzie panny �wydawa�o si� jeszcze za ma� i to ,,wydawa�o� w dos�ownym tego wyrazu znaczeniu; nie tylko bowiem bez zgody g��wnie zainteresowanej, ale nawet wbrew jej protestom. ,,M�a malowa�a (ciotka) zawsze siostrzenicy jako rzecz, kt�r� daj� starsi nie pytaj�c zezwolenia panny, r�wnie� jak jej sprawiaj� sukni� lub trzewiki�. Dlatego mimo �ez i omdle� Anna zosta�a �on� �s�siada�, kt�rego wybra�a jej ciotka. Despotyzm ciotki p�yn�� z tego samego �r�d�a, co ca�y system wychowawczy: z pogl�d�w na stanowisko spo�eczne dziewczyny, z praktyki bezwzgl�dnego pos�usze�stwa dziecka, a zw�aszcza kobiety w�adzy rodzicielskiej i opieku�czej. Czytelnik z prawdziwym zainteresowaniem przeczyta rozdzia� VI opisuj�cy przebieg decyduj�cej rozmowy ciotki z Ann�. Powie�� pokazuje nam wyra�nie, �e pogl�d ten. nie by� wcale odosobniony. Epizody weselne z kilkakrotnym omdleniem oblubienicy wzbudzi�y w zasadzie wi�cej zwyk�ych s�siedzkich plotek ani�eli wsp�czucia, a ucieczka przed m�em � du�o weso�o�ci. Ten epizod, kiedy Ann� zemdlon� znajduj� w ogr�dku i wnosz� do ma��e�skiej sypialni, jest dla dzisiejszego czytelnika najbardziej zastanawiaj�cy i budz�cy refleksje, Kraszewski w �wietnym skr�cie pokaza� prze�ycia m�odej dziewczyny i pokaza� je s�usznie jako prze�ycia, kt�re w wielu wypadkach mog�y si� sta� �r�d�em niezwalczonych uraz�w psychicznych. Feudalny zwyczaj kojarzenia ma��e�stw nabra� pod pi�rem Kraszewskiego cech zbrodniczej praktyki. Wymagane od dziewczyny pos�usze�stwo by�o, jak s�usznie pokaza� pisarz, brutalnym pogwa�ceniem wrodzonej nie�mia�o�ci kobiecej i jej �ycia uczuciowego. By�o r�wnie� polem do wielu zwyk�ych nadu�y�. Cynizm przysz�ego oblubie�ca w bardzo ostrych s�owach i zupe�nie bezpo�rednio wyra�a� to, co rzeczywi�cie kry�o si� pod t� form� ma��e�sk�. Zupe�nie nie dostrzegano w kobiecie cz�owieka o w�asnych my�lach i marzeniach. Taki w�a�nie uk�ad stosunk�w rodzinnych, jaki czytelnik ujrzy na kartach ksi��ki, najwierniej oddaje wsp�czesne �ycie. Kraszewskiemu uda�o si� wydoby� to, co decyduje o warto�ci ksi��ki, filozofi� �yciow� �rodowiska, filozofi� na codzie� i od �wi�ta. Wsp�cze�ni uwa�ali j� za odpowiednik ,,istoty narodowo�ci�, a dzisiaj nazywamy j� realistycznym widzeniem �wiata. Dlatego w�a�nie nawet po latach ta ma�a ksi��eczka mo�e wzbudzi� nasze zainteresowanie. Powie�� Ca�e �ycie biedna jest w tw�rczo�ci Kraszewskiego pozycj� wczesn�. Niezbyt wyrobione pi�ro nie mog�o jeszcze w spos�b pe�ny i dojrza�y artystycznie wypowiedzie� my�li pisarza. Dzisiejszy czytelnik odczuwa zw�aszcza pewien niedosyt artystyczny w rysunku g��wnej bohaterki powie�ci. Obraz cichej m�czennicy pop�akuj�cej po k�tach ze strachu przed m�em i wielkiej samotno�ci na pewno nie wyczerpuje do ko�ca problemu psychiki kobiecej na przestrzeni kilku lat �ycia. Ale tu trzeba pami�ta� nie tylko o wczesnym okresie, w kt�rym powie�� powsta�a, ale o zupe�nym braku tradycji literackiej w tej mierze. Z ma�ymi tylko wyj�tkami (Elwira z kome- dii Fredry M�� i �ona) , kobieta w polskiej literaturze b�dzie jeszcze przez d�ugi okres terenem literacko niezdobytym, prawie �e nieznanym, czekaj�cym na pisarza, kt�ry by tak jak Balzac we Francji odkry� nie tylko ,,�wiatu�, ale i samym kobietom tajniki ich serca i �yciowej strategii. Jak ju� by�o wspomniane, historia Anny opiera si� na fakcie autentycznym. Si�gni�cie do materia�u bezpo�rednio zaobserwowanego mia�o w efekcie tyle stron dobrych, ile z�ych. Ka�dy czytelnik zwr�ci uwag�, �e g��wny problem powie�ci � konsekwencje wymuszonego ma��e�stwa, przemawia do nas .nieodpart� prawd� �ycia. Przymus z jednej strony i brak uczu� z drugiej, zupe�ne nieliczenie si� z prze�yciami nie�mia�ej i bardzo m�odej dziewczyny, wchodz�cej w nowe �ycie, i psychologiczne nast�pstwa zawodu m�odego cz�owieka, licz�cego na lepszy posag, a �eni�cego si� w�a�ciwie tylko dla posagu, mog�y rzeczywi�cie sta� si� zarodem sta�ych nieporozumie� ma��e�skich. Nie dopisa� natomiast warsztat pisarski w dalszych partiach powie�ci. Kraszewski nie umia� swobodnie nakre�li� fabu�y sensacyjnej. Zna� wprawdzie przebieg wypadk�w, ale nie zawsze udawa�o mu si� wyprowadzi� ich lini� powie�ciow� z prawdziwych star� charakter�w i interes�w. Nie zawsze rozumiemy post�powanie Ba�absnowicza-plenipotenta a potem m�a pani podkomorzyny. Nie rozumiemy go zw�aszcza w tych miejscach, gdy cwany wyga daje si� z�apa� m�okosowi na oszustwie. Mo�emy mie� pewne zastrze�enia r�wnie� do postaci m�a Anny. Jako typ ,,tyrana domowego�, jest. bardziej znanym z literatury wcze�niejszej ,,czarnym charakterem�, ani�eli prawdziwym cz�owiekiem. Kraszewski ods�dzi� �owc� posagu od najmniejszych nawet drgni�� serca, od cienia przywi�zania i czu�o�ci dla �ony. Ale tu nie tylko sama niedojrza�o�� m�odego pisarza mo�e wchodzi� w gr�. By�a to danina z�o�ona pruderyjnej publiczno�ci, przysz�ym czytelnikom ksi��ki. Skandaliczna zupe�nie dla �wczesnych czytelnik�w i �wczesnej moralno�ci decyzja ucieczki zam�nej kobiety od m�a i to ucieczka z kochankiem musia�a by� na wyrost umotywowana patologicznym wprost charakterem jej m�a. Ale powy�sze zarzuty stawiane z punktu widzenia p�niejszych ani�eli powie�� Kraszewskiego do�wiadcze� literackich naszej powie�ci nie zmniejszaj� w zasadzie walor�w ksi��ki. Prawdziwa jest ,,filozofia �rodowiska�, prawdziwy jest �wiat poj�� bohater�w ksi��ki i to decyduje o pozycji powie�ci w naszej literaturze. Jeszcze z jednego punktu widzenia ta ksi��ka ma du�e znaczenie. Ca�e �ycie biedna odebra�a w rozwoju naszego pi�miennictwa bardzo wa�n� rol�. Mo�na bez przesady powiedzie�, �e w rozwoju powie�ciopisarstwa krajowego Ca�e �ycie biedna sygnalizuje now� epok�. O tej powie�ci mo�na powiedzie� to samo, co kiedy� zauwa�y� Boy w recenzji fredrowskiej komedii M�� i �ona. Jest rzecz� zdumiewaj�c�, �e na g��bokiej prowincji mog�y powsta� w tym czasie utwory o ,,ma�ych niedolach po�ycia ma��e�skiego�, utwory pozbawione zupe�nie obowi�zuj�cych przepis�w o rozwi�zaniu intrygi powie�ci i typie wyst�puj�cych bohater�w, powie�ci pozbawione obowi�zuj�cych konwencji literackich. W polskim powie�ciopisarstwie bowiem istnia�y w�a�ciwie dwa typy wsp�czesnej powie�ci. Jeden typ pokazywa� �ycie ludzkie na ma�ym odcinku czasu, w zakresie samych tylko perypetii mi�osnych i doprowadza� albo do szcz�liwego po��czenia kochank�w, albo jedno z nich sk�ada� w mogile. Ten typ powie�ci nazywanych w historii literatury powie�ci� sentymentaln� reprezentuje np. Malwina Wirtemberskiej. Uczucia mi�o�ci pokazywane w nich by�y wed�ug z g�ry przyj�tych przepis�w. Przede wszystkim w zupe�nym oderwaniu od rzeczywisto�ci warunk�w �ycia, by�y subtelnym a nigdy nie istniej�cym wykwitem duszy ludzkiej. Drugi typ powie�ci spe�nia� rol� cierpliwej guwernantki. Moralizowa�, pokazywa� idealne typy dobrych gospodarzy i ,,dobre �ony�, uczy�, jak nale�y uprawia� ziemi�, chowa� byd�o i dzieci. Zar�wno jedna, jak i druga linia powie�ci wyrasta�a z samych tylko pomys��w ludzkich, z ludzkich �ycze�, a nie z obserwacji �ycia � i dlatego pokolenia p�niejsze wyda�y na nie wyrok zag�ady i pisane im by�o zagin�� wraz z epok�, kt�ra je wyda�a. Nie�miertelny i zawsze interesuj�cy ludzi problem mi�o�ci znalaz� �yzny grunt w poezji tego okresu, poezji romantycznej. Czytelnicy na pewno zetkn�li si� z mi�osnymi lirykami S�owackiego czy Mickiewicza. Mi�o�� by�a w nich traktowana jako osobna ,,sztuka �ycia� i najwy�sze osi�gni�cie ducha, by�a kluczem do poznania wiekuistych tajemnic, obowi�zkiem i bohaterstwem. W literaturze zachodnio-europejskiej taki obraz mi�o�ci przynios�a nam nie tylko poezja, ale i powie�� romantyczna. W Polsce w zasadzie takiej powie�ci nie mamy. W pewnym tylko okresie bardzo jej w�t�e rysy dostrzegamy w powie�ciopisarstwie Kraszewskiego w okresie poprzedzaj�cym Ca�e �ycie biedna � ale nie by�y to powie�ci dojrza�e i te� zosta�y szybko zapomniane. M�wimy o tym historycznym tle dlatego, aby uzasadni� uprzednio postawion� tez�, �e ukazanie si� powie�ci Ca�e �ycie biedna by�o rzeczywi�cie czym� nowym i niezwyk�ym. Interesuj�ca nas powie�� wyros�a przede wszystkim z zupe�nie innych �r�de� ani�eli oba nurty pozosta�e (i nieco wcze�niejsze). Wyros�a z bezpo�redniej obserwacji �ycia. Kraszewski ustrzeg� si� wielu niebezpiecze�stw. Uwolni� si� przede wszystkim od obowi�zuj�cego schematu powie�ci, u kt�rego ko�ca sta� �o�tarz lub marmurowy gr�b�, i w�a�nie zacz�� pisa� powie�ci od tego miejsca, w kt�rym ko�czy�a si� powie�� wcze�niejsza. Kraszewski pierwszy w polskim powie�ciopisarstwie dostrzeg� powa�ne problemy psychologiczne w �yciu ludzi i to po fakcie i dooko�a faktu tak wa�nego, jak zwi�zek ma��e�ski, i problemy te przedstawi� zgodnie ze stanem swoich obserwacji i przemy�le�. Nie tylko nie moralizowa�, ale przeciwnie postawi� przed oczyma spo�ecze�stwa zupe�nie odk�amany obraz wsp�czesnych stosunk�w. Nie tylko go opisa�, ale go bardzo prawdziwie oceni�. S�uszny by� r�wnie� kierunek uderzenia pisarza. Walka o osobist� wolno�� kobiety, postulat wychowywania w kobiecie cz�owieka � by�y przejawem epoki nadchodz�cej, bur�uazyjnych poj�� spo�ecznych. �Je�eli odzwierciedlenie �ycia jest wierne, jest r�wnocze�nie i narodowe�. Powie�� Kraszewskiego by�a wierna. W sumie wi�c m�odzie�czy i ma�o znany utw�r odpowiada� zadaniom, jakie przed pisarzem stawia�a epoka. Ca�e �ycie biedna jako pierwsza �powie�� narodowa� zas�uguje na przypomnienie szerokim ko�om czytelniczym. NOTA WYDAWNICZA Wydanie niniejsze opiera si� na autoryzowanym wydaniu zbiorowym dzie� z 1874 roku. Modernizacj� tekstu ogranicza si� do wprowadzenia obowi�zuj�cych obecnie zasad ortografii i interpunkcji oraz do zamiany dawnej ko�c�wki biernika rzeczownik�w mi�kkotematowych rodzaju �e�skiego � � na ko�c�wk� wsp�czesn� � �; np. opini� na opini�. Poprawiono r�wnie� jawne omy�ki druku. Zachowano natomiast wszystkie pozosta�e formy gramatyczne staropolskie oraz prowincjonalizmy bardzo charakterystyczne dla j�zyka Kraszewskiego (np. narz�dnik l. mn. z ko�c�wk� y: s�owy dzi� s�owami, z gotowymi zapisy dzi� zapisami itd.). Par� wyda� mia�a ta powie��, kt�rej za wst�p pos�u�y kilka s��w z drugiej edycji 1856 r. � Po�wi�camy j� pami�ci tego zacnego przyjaciela, kt�rego imi� wspomnieli�my jako krytyka. � Pok�j ci, kochany Konstanty Podwysocki. d. 6 stycznia 1874. Drezno S��WKO AUTORA Odczytuj�c dzi� t� powie��, mo�eby�my gotowi zgodzi� si� na zdanie recenzenta (p. K. Podwysockiego), kt�ry sprawozdanie o niej zako�czy� pytaniem: czy warto si� jej by�o rodzi�? A jednak t� pr�b�, kt�ra na dwa wydania w kr�tkim przeci�gu zas�u�y�a, umieszczamy w nowym zbiorze z pokor�, z u�miechem: � jako mi�� pami�tk� m�odszych czas�w. By�a to jedna z pierwszych powie�ci naszych, wydanych w zbiorze szkic�w Zawadzkiego; grzechem jej mo�e zbyt wiernie odtworzona rzeczywisto��, charaktery zarysowane jaskrawo, a jedna Anna aureol� swojego nieszcz�cia nie mo�e pos�pnego obrazu rozja�ni�. Zbudowali�my j� na jakim� opowiadaniu rzeczywistego wypadku, ale postacie s� nasze a� do zbytku ra��co i przykro pospolite. Kto �wiat widzia� z r�nych stron jego, nie zaprzeczy, �e ludzi w nim takich bywa�o dosy�, �e i podkomorzyny, i Ba�abanowicze si� trafiali, i pan Mateusz mutatis mutandis4 chodzi� u nas po �wiecie, i taki s�dzia, nie gorzki, nie s�odki, cz�sto si� nastr�cza�. Mo�e jednak wybrane typy zbyt s� wyraziste, i wad� t� uznaj�c sami, prosimy o pob�a�anie. Mauluczki ten wizerunek wiejski z dobitno�ci kilku charakter�w jak�� warto�� mie� mo�e. Jakkolwiek niewiele up�yn�o czasu od napisania tej powie�ci, potrzegamy sami, �e wielka zasz�a zmiana w obyczajach naszych i zewn�trznym objawie �ycia. Dzi� mniej mamy tych ekscentrycznie nacechowanych fizjonomij: wszystko si� jako� zatar�o, wyg�adzi�o, sta�o przyzwoitszym i nie tak bij�cym w oczy. Dla malarza i powie�ciopisarza trudno�� tym wi�ksza w pochwyceniu jednostajnego na poz�r oblicza spo�eczno�ci. Zarzucaj� powszechnie nowej szkole, �e zuchwale si�ga do g��bi duszy i t�umaczy cz�owieka, ale c� ma pocz��, gdy ta cywilizacja niweluj�ca nic nie zostawia, za co by pochwyci�, z czego by j� odmalowa� mo�na. Wszyscy�my do siebie podobni jak dwie krople wody, a zaprawd� � nieciekawi, trzeba si� troch� wedrze� w cz�owieka, �eby dobada� r�nic i pi�tn ukrytych. Powie�� nasza jest pozosta�o�ci� czas�w, w kt�rych nie tak si� jeszcze poprzebierali ludzie za modne z dziennika paryskiego figurki. �ytomierz, dnia 18 wrze� nia 1856 roku. 4 Mutatis mutandis (przys�, �ac.) � zmieniwszy to, co powinno by� zmienione I DOM PANI PODKOMORZYNY W�r�d rozleg�ej r�wniny, kt�r� gaje brz�z i sosen zamyka�y W oddaleniu, wznosi� si� stary wysoki dom drewniany otoczony obszernym sadem i zabudowaniami gospodarskimi. Do niego wiod�a droga wysadzana starymi lipami, w�r�d kt�rych biela�a kaplica �w. Jana Nepomucena u �r�d�a. Dziedziniec by� obszerny i przer�ni�ty kilkakro� �cie�kami wydeptanymi od kuchni do tak zwanego pa�acu, do oficyn i stajen. Stary dom, kt�ry tak pompatycznie5 pa�acem nazywa�a czelad� i ch�opi, by�a to budowa wysoka, z wynios�ym dachem nastrz�pionym kominami, z oknami wielkimi, z gankiem wspartym na czterech drewnianych kolumnach. Z jednej strony czy�ciejsze szyby w oknach, bielej�ce zza nich firanki i gdzieniegdzie przegl�daj�ce wazony z kwiatami dowodzi�y, �e to by�a strona pa�ska, pokoje bawialne; z drugiej mniejsze i w cz�ci pot�uczone szyby pozas�aniane bielizn� rozwieszon� i pozaklejane papierem t�umaczy�y, �e tu by�y izby kobiet s�u��cych i czeladzi dworskiej. koszem. Stara jedynaczka topola wznosi�a si� jeszcze pod oknami, z jednej strony ju� usch�a i niedaleka losu swoich si�str, kt�rych tylko pnie suche w tej samej linii pod oknami stercza�y. Na ganku stary mops posiwia�y na us�ugach domu siedzia� powa�nie i patrza� w lipow� alej�. Ko�o stajen przy wyci�gni�tej starej karecie pracowa�o kilku ludzi. Przed domem siad�a grz�da kwiat�w po��k�ych otoczona splecionym z ga��zi brzozowych Pod oficyn� prano bielizn�, a pod kuchni� rozmawia�o kilku ludzi dworskich. Cicho by�o i powa�nie woko�o tego domu, kt�rego staro�wiecka fizjonomia i stare otaczaj�ce go drzewa dowodzi�y w mieszka�cach spokojnego gustu i przywi�zania do tej siedziby. Wszystko co si� dzia�o doko�a, mia�o poz�r rzeczy zwyczajnych, koniecznych, odbywaj�cych si� na�ogowie6. Ka�dy z ludzi by� na swoim miejscu, przy swoim zatrudnieniu: mops nawet u�ywa� �wie�ego powietrza z przekonania o potrzebie i z na�ogu, nie z �adnej przypadkowej fantazji; by�a to jego gankowa godzina. Wszed�szy wewn�trz domu dawa�a si� czu� ta sama spokojno��, ten sam odwieczny porz�dek: ka�dy przedmiot godzi� si� z drugim, jakby z niego wynikn�� i z nim razem by� stworzony; nie by�o nic nowego i nic uderzaj�cego, nic dodanego. W sieniach �wiec�ce od wycierania �awy i skrzynie, stary zegar z kukawk� gdakaj�cy bez ustanku, na �cianach zapylone wie�ce kilkuletnich do�ynek. U drzwi wiod�cych do sali na lewo le�a�a s�omianka do otarcia n�g. W oknie �piewa�y w klatce kanarki. W sali znowu ten sam porz�dek odwieczny. Przez ca�� jej d�ugo�� le�a�o p��tno zabezpieczaj�ce star�, niegdy� woskowan�, posadzk� od szwanku. Na niebiesko malowanej �cianie wisia�o zwierciad�o w ramach drewnianych z br�zami i dwa portrety; m�czyzny w peruce i 5 pompatycznie (z �ac.) � wystawnie; tu: g�rnolotnie, przesadnie 6 na�ogowie � na�ogowo kobiety z r� w r�ku, z muszkami7, w rog�wce8. Pod nimi sta�a kanapa obci�gni�ta nawleczk� i widocznie w niekt�rych miejscach wysiedziana; przed ni� uporz�dkowane doko�a stolika krzes�a w pokrowcach tak�e, kt�re tylko od �wi�ta zdejmowano. Na kominie by� osadzisty zegar niegdy� br�zowany, a dzi� do niepoznania sczernia�y, ozdobny w kwiaty, zwierz�ta, wisz�ce medaliony itp. Obok niego porcelanowe figurki pasterek i pasterzy arkadyjskich sta�y i siedzia�y otoczone skamienia�o�ciami: gruszkami, kamieniami, �limakami i konchy9 zamorskimi. Ekran stary i wyp�owia�y zas�ania� kominek, kt�rego strzeg�y w zupe�nym komplecie wyprostowane stoj�c: mieszek, �opatka, szczypce i kruczek10. Przy �cianach sta�y w najwi�kszym porz�dku krzese�ka, gdzieniegdzie stolik od roboty okryty suknem. Okna Otacza�y firanki haftowane do�� z��k�e, ale starannie zawieszone. Boczne �ciany okrywa�y sztychy za szk�em i emblematyczne cyfry z wie�cami: pami�tki imienin, �lub�w i dni weso�ych. Nikt zwykle w sali nie siedzia�, by� to pok�j dla go�ci i dopiero za nim w gabineciku niemniej porz�dnym mog�e� znale�� pani� domu, zacn� wdow�, ja�nie wielmo�n� Dorot� z Dyl�gowskich Sumi�sk�. Niem�oda to ju� by�a osoba i do m�odo�ci ju� nawet wszelkie straci�a pretensje, nie maj�c je czym usprawiedliwi�. Na wygodnym krze�le rozparta, umie�ciwszy nogi na sto�eczku, w okularach, zacna matrona spogl�daj�c na dwoje piesk�w u n�g jej na poduszkach spoczywaj�cych ci�gn�a kaba�� z min� tak powa�n�, tak zaj�t�, jak gdyby pisa�a najwa�niejsze dzie�o albo liczy�a odleg�o�� ziemi od s�o�ca. Przy niej le�a� sznureczek od zwi�zywania kart i futera� od okular�w; dalej nieco sta� dzwonek staruszek i szklanka wody z cukrem przykryta spodkiem od fili�anki. W oknie siedzia�a druga osoba, jejmo�� panna Anna, siostrzenica pani Doroty zaj�ta po�czoszk�, a niekiedy spogl�daj�ca ukradkiem w d�ug� lipow� alej�. Nic nie przerywa�o milczenia pr�cz jednostajnego faworyt�w piesk�w chrapania, kt�re jak ch�d regularny zegaru odzywa�o si�. Pani Dorota by�a ju� wcale niem�od�, ale przez regularne �ycie potrafi�a si� zachowa� w pozorach �redniego wieku. Sucha, wyprostowana, powa�na, z oczyma szarymi, z w�osem siwym, ale pokrytym czapeczk� i lokami, ca�e tak swoje �ycie ze wszelk� przyzwoito�ci� i w najwi�kszym przep�dzi�a porz�dku. Z nieboszczykiem m�em w zgodzie i b�ogos�awie�stwie Bo�ym prze�ywszy lat dwadzie�cia kilka, bezdzietna, ju� lat kilkana�cie nosi�a czepiec wdowi i, jak prawej przysta�o niewie�cie, pobo�na, mi�osierna, oszcz�dna, gderliwa, ko�czy�a �ycie kaba�� i pieskami. U pani Doroty najznamienitsz� figur� w domu by� ten zegar w sieniach, kt�ry rozporz�dza� dniem i wyrokowa�, kiedy trzeba by�o spa�, je��, chodzi�, wstawa� itp. Wszystko dzia�o si� wed�ug jego rozkaz�w, s�udzy bali go si� mo�e wi�cej ni� samej pani; sama jejmo�� s�ucha�a go z pokor�, daj�c pierwsza dobry przyk�ad nieograniczonego pos�usze�stwa. Gdyby kiedy staremu zegarowi przysz�a by�a ochota stan��, ca�y dom by�by stan�� i nie wiedzia� co pocz��; szcz�ciem panuj�cy ten starzec, mimo podesz�ego wieku, nie grozi� jeszcze bezkr�lewiem, a co rok zegarmistrz z bliskiego miasteczka zagl�da� wewn�trz badaj�c pilnie stan jego zdrowia, kt�ry zwykle przeczyszczeniem si� kontentowa�. Panna Anna siostrzenica pani domu by�o to m�odziuchne i mi�e stworzenie. Mia�a ledwie lat szesna�cie, gdy j� przysposobi�a ciotka i osadzi�a przy sobie. Blondynka, niebieskooka, �redniego wzrostu, wysmuk�a i zr�czna, chocia� nie by�a cudem pi�kno�ci tak jednak harmonijnie wszystko w niej si� z sob� godzi�o i odpowiada�o sobie, i� na pierwszy rzut oka ka�dego musia�a �ci�gn�� uwag�. Na jej twarzy panowa� wyraz nieprzebranej s�odyczy, �mia�y si� 7 muszla (z franc.) � tu: okr�g�y plasterek przylepiony na twarzy wed�ug mody staro�wieckiej 10 rog�wka �tr�jk�tna chustka na g�ow� 9 koncha � muszla kruczek (starop.) � haczyk, pogrzebacz usta, u�miecha�y oczy, jednak nie tym szyderskim u�miechem zalotnictwa lub szyderstwa, kt�re widujem w oczach kobiet zepsutych lub do zepsucia sk�onnych, lecz �agodno�ci� chrze�cija�sk�. Zdawa�o si� patrz�c na ni�, �e si� nigdy gniewa� nie mog�a, nigdy zniecierpliwi�; wygl�da�a jak anio� przebaczenia i cierpliwo�ci. Tote� pani Dorota bardzo kocha�a siostrzenic� i g�o�no si� z tym odzywa�a, �e jej wszystko zapisze, co mia�a z siebie i z zapis�w nieboszczyka m�a. Niema�o to m�odzie� okoliczn� n�ci�o ale na nieszcz�cie panna Anna nie �mia�a za nikim si� odezwa� a ciotka nikogo jeszcze godnym jej nie os�dzi�a. Czy spieszno by�o m�odej dziewczynie wyj�� za m��? tego nie wiem. To pewna, �e czasem spogl�da�a niespokojnie w okno, zamy�la�a si� nad robot�, szuka�a rozrywki piel�gnuj�c kwiatki, nie sypia�a w nocy i modli�a si� gor�co; jednak�e gdy zalotnicy przyje�d�ali, przyjmowa�a ich tak zimno, powa�nie, oboj�tnie, �e ka�dy z nich odje�d�a� zra�ony. Ciotka te� ze wszelk� przyzwoito�ci� i wedle wszystkich regu� przyjmowa�a ich i �adnego jeszcze nie dopu�ci�a do o�wiadczenia si�. Wi�ksza cz�� m�odych s�siad�w ju� nawet znudziwszy si� porzuci�a by�a pann� Ann� uwa�aj�c j� za niezdobyt� fortec�. Tak si� mia�y rzeczy w chwili, kiedy si� ta historia zaczyna. Wybi�a czwarta na zegarze w sieniach, skrzyp�y drzwi od sali, da� si� s�ysze� ch�d powolny � i �ysy, siwy, wysoki, chudy Jan. stary s�uga domu w szaraczkowej kurtce, palonych butach, z chustk� od nosa i tabakierk� wygl�daj�c� z kieszeni wszed�, jak zwyk� by� wchodzi� od lat dwudziestu: z tac�, na kt�rej by�a kawa i sucharki. Postawiwszy j� na stoliku przed pani� cofn�� si� ku drzwiom i stan�� pod progiem za�ywaj�c tabak�. W tej chwili pani Dorota zawi�za�a sznurkiem karty, zdj�a z nosa i schowa�a w futera� okulary, przysun�a tac� i zacz�a nalewa� kaw�. Pieski przywyk�e zbudzi�y si� s�ysz�c d�wi�k garnuszka i fili�anki, a Jan za�o�ywszy w ty� r�ce, sta� w milczeniu. � Ch�odno na dworze, Janie? � zapyta�a pani, bo zwyk�a go by�a pyta� zawsze o to� samo od lat dwudziestu. � Ch�odno, pani, ale pogodnie. � A co si� tam dzieje z kanarkami? � Zdrowe, pani, tylko si� troch� samce poczubi�y. � Aniela nigdy dobrze nie dopilnuje �mietanki, oto w�gla p�ywaj� po niej. Jan zamilk�, bo nie �mia� ani wymawia� ukochanej Anieli, ani sprzeciwia� si� pani. � Panno Anno, rozlej pieskom �mietank�. Pos�uszna porzuci�a robot� i posz�a pieskom s�u�y�, w czym Jan pospieszy� jej dopom�c. W nagrod� dosta�a panna Anna sucharek, kt�ry, poca�owawszy ciotk� w r�k�, po�o�y�a na oknie. Nast�pnie Jan zabra� tac� i mierzonym krokiem wyszed� zamykaj�c pilnie drzwi za sob�. Tu zasz�a zmiana dekoracji. Pani Dorota kazawszy sobie poda� ksi��k� do nabo�e�stwa wzi�a si� do pacierzy, a panna Anna wysz�a do sali bawi� pieski ciocine. Jeszcze zegar nie uderzy� by� wp� do pi�tej, gdy w ulicy lipowej ukaza� si� pow�z prosto d���cy do dworu. Postrzeg�a go panna Anna i pobieg�a uwiadomi� ciotk�. Natychmiast pani Dorota wysz�a do sali i usiad�a za stolikiem, a siostrzenic� wyprawi�a, aby przygotowano herbat�. Tymczasem coraz si� zbli�a� pow�z stukn�� o pr�g we wrotach i z turkotem zajecha� przed ganek. Pani Dorota podnios�a si� nieco dla zobaczenia, kto przyjecha�, ale rozpozna� nie mog�a. W sieniach da�y si� s�ysze� g�osy, chrz�kania, szeptania, wreszcie zakr�cono klamk� i oty�y, rumiany pan s�dzia Buczkowski wszed� ze wszelk� przyzwoito�ci� i uszanowaniem cisn�� si� do uca�owania r�ki gospodyni, kt�ra na widok jego powsta�a i niby si� u�miechn�a. Za nim wszed� m�ody cz�owiek i (to niema�o zmiesza�o pani� Dorot�) bardzo �wie�o i przyzwoicie ubrany, mog�cy mie� lat oko�o trzydziestu, rumiany, weso�ej twarzy, oczu b�ysz- cz�cych, ledwie poczynaj�cy odrobin� �ysie�, zbudowany jak B�g przykaza�, przy tym ciemnoblondyn. Ubranie jego okazywa�o cz�owieka dobrego towarzystwa i wcale nie wie�niaka; to� potwierdza� lekki troch� szyderski u�miech ust i jaka� mina, po kt�rej �atwo pozna� nadpsutego swobod� kawalerskiego �ycia cz�owieka. Pan s�dzia, oty�y i dawniej zalotny a mi�y cz�owiek (taka by�a o nim przynajmniej tradycja w s�siedztwie), z rewerencj�11 przyst�piwszy do r�ki pani Doroty przedstawi� jej m�odego cz�owieka jako swojego krewnego, pana Mateusza Wideckiego, niedawno osiad�ego w tych stronach, kt�ry spieszy� ze z�o�eniem swego uszanowania pani podkomorzynie dobrodziejce. Naszastawszy mocno, nogami na znak uszanowania przybyli usiedli na wskazanych krzese�kach i uroczyste rozpocz�o si� milczenie. Pani Dorota szuka�a w g�owie od czego zwyk�a by�a rozmow� z przybywaj�cymi zaczyna�, pan s�dzia patrza� po �cianach i uderza� palcami po kolanie, pan Mateusz ogl�da� si� z min� cz�owieka, kt�ry bada ducha domu. Gdy wszyscy milcz� jeszcze, przez drzwi od bocznego pokoju wesz�a z rumie�cem na twarzy panna Anna. Go�cie powstali, uk�ony, przywitanie i znowu milczenie. Pan Mateusz tylko pogl�da� ju� nie po �cianach, ale najpilniej, jak by� mo�e, wlepi� oczy w pann� Ann�. Gdy si� to dzieje, pani Dorota odchrz�kn�a i zacz�a rozmow� � Pan s�dzia ju� zapewne uko�czy� siejb�? � O! nie jeszcze � odpowiedzia� zapytany � jeszcze mam kilkadziesi�t korcy �yta do posiania. � A jak�e tegoroczne wydaje? � Ledwie po korcu kopa; bardzo �le, b�dzie dro�yzna. �ydzi ju� si� zaczynaj� dowiadywa� o �yto. Pani dobrodziejka ma podobno kilkoletnie? � Tak jest, z trzech lat. Tu uzna� potrzebnym wtr�ci� si� w rozmow� pan Mateusz. � Jest to bardzo dobra rachuba � rzek� � nie przedawa� w tanie czasy. � Oczywi�cie! � dodali pani podkomorzyna i pan s�dzia. Po czym znowu nast�pi�o milczenie. Jan przybrany w surdut nowiute�ki, w kt�rym wygl�da� jak w worku, wni�s� talerz jab�ek; nast�pnie podano herbat�. Rozmowa zwolna i ze wszelka przyzwoito�ci� toczy�a si�, jak to pospolicie na wsi bywa, o cenach zbo�a itp. Pani Dorota, zawsze w ka�dym m�odym cz�owieku domy�laj�ca si� konkurenta do panny Anny, sp�d oka mierzy�a pana Mateusza i w duchu os�dzi�a go bardzo przyzwoitym cz�owiekiem. Lecz dziwne wra�enie zrobi� on na Annie. Ona, co przywyk�a by�a z jednak� oboj�tno�ci� spogl�da� na wszystkich, kiedy wesz�a do pokoju i spojrza�a na niego, uczu�a jaki� dreszcz przechodz�cy po ciele i dr�e� pocz�a sama nie wiedz�c czego. Serce jej bilo gwa�townie, nie �mia�a spojrze�, obr�ci� si�, ruszy�, ba�a si� ust otworzy�. Kto inny by�by to wzi�� za przeczucie, lecz ona nawet si� nad tym nie zastanowi�a, co to by�o; tak bowiem przej�ta by�a pos�usze�stwem, �e nie czu�a w sobie woli, nie przypuszcza�a przeczucia. W prostocie ducha zdawa�o jej si�, �e ciotka powinna by�a czu� i my�le� za ni�, �e to do niej wcale nie nale�a�o. Znaj�c przy tym pani� Dorot� wiedzia�a, �e jej nie wolno mie� swojej woli i my�li; bo jak zegar kierowa� ca�ym domem, tak wola pani rz�dzi�a wszystkim, co j� otacza�o, a� do najdrobniejszych czynno�ci. Przyt�umi�a wi�c bicie swego serca, niespokojno�� i, usi�uj�c zapomnie� o go�ciu, kt�ry j� takim strachem nabawi�, wzi�a si� do robienia herbaty. Wtem, gdy j� zalewa starannie, s�yszy, �e kto� wstaje, idzie, zbli�a si� i w ko�cu ujrza�a m�odego go�cia przy sobie. Zupe�nie ju� wtedy nie wiedzia�a co pocz��, w uszach jej zaszumia�o, w g�owie si� przewraca�o, w oczach �mi�o, a ciotka z nies�ychanym tak�e zdu- 11 rewerencja (z �ac.) � szacunek mieniem i nieukontentowaniem spojrza�a na kawalera, kt�ry tak nieprzyzwoicie, przy pierwszej bytno�ci, o�miela� si� zbli�y� do panny Anny. Nic tego nie zwa�a� pan Mateusz i �mia�o ofiarowa� swoj� pomoc Annie do robienia herbaty. Zaledwie biedna zebra�a si� na niewyra�n� odpowied�: � Bardzo dzi�kuj�, ja tak jestem przywyk�a... Uparty go�� nic na to nie zwa�aj�c koniecznie obstawa� przy zacz�ciu rozmowy z Ann�. � Pani zapewne lubi kwiaty? � Tak, tak jest � niewyra�nie odpowiedzia�a. � Musi to by� pi�kny ogr�d. � Tak, pi�kny ogr�d. Znowu si� urwa�o. Biedna Anna rzuca�a okiem na ciotk�, kt�rej szare oko wytrzeszczone i usta zaci�ni�te grozi� jej si� zdawa�y i broni� nieprzyzwoitej z kawalerem rozmowy. Nareszcie po kilku pr�bach przekonawszy si� pan Mateusz, �e z tego nic nie b�dzie, usiad� i zamilk�. Podano herbat�; pan s�dzia g�o�no gada�, panna Anna siad�a z daleka pomi�szana, pan Mateusz ju� po �cianach tylko patrza�, ciotka okazywa�a najtrafniejszy humor. Gdy Jan wyni�s� tac�, go�cie zacz�li spogl�da� na zegarki, powoli w�o�yli r�kawiczki, po�egnali si� i odjechali. Zaledwie zahucza�o, pani Dorota ruszaj�c ramionami powsta�a z kanapy, rozkaza�a sto�y po�ciera�, pozwo�ywa�a rozpierzchnione pieski i odezwa�a si�: � Ale� to jaki� jegomo�� impertynent12! Tak zaraz obcesowo sobie do panienki si� przysiada. Bardzo� Wpanna dobrze uczyni�a. �e� mu nie odpowiada�a. � Ja, ciociu, odpowiada�am � rzek�a Anna. � A to bardzo �le, nieprzyzwoicie; trzeba by�o udawa�, �e si� nie s�yszy. Kt� to widzia� kiedy, z pierwsz� wizyt� i zaraz do panny w konwersacje! Prosz�, �eby� mi wpanna drugi raz to pami�ta�a: udawa�, �e si� nie s�yszy. To wcale nie uchodzi, �eby m�oda panienka gada�a z kawalerami. Powiedz, aspanna, niech Jan tu po�ciera; podaj mi m�j r�aniec. Id� precz Amor! Id� precz! Jaki impertynent! A, bo i ten s�dzia; po co go tu by�o przywozi�? Na poduszk� �olka, na poduszk�! W Imi� Ojca i Syna i � id� aspanna do ogrodu, a okryj si� ciep�o; niechaj Aniela przyjdzie z po�czoch� do przedpokoju! W Imi� Ojca i � a nie p�jdziesz precz z krzes�a! We� aspanna chustk� od nosa i trzewiki ciep�e! A kt�ra tam godzina? po sz�stej, p�no! Daj�e aspanna pok�j, ju� nie chod� do ogrodu, bo rosa pada. II 12 ANNA Tak� jednak, jako�my j� odmalowali powierzchownie, nic przez si� nie znacz�c� istot� nie by�a panna Anna. Pokryte t� sukni� pokory, �agodno�ci, pos�usze�stwa, bi�o w niej pe�ne czucia serce, a w g�owie roi�y si� my�li, kt�rych by zacna ciotka nigdy by�a nie zrozumia�a, gdyby nieostro�na siostrzenica wyda� si� chcia�a z nimi. By�a to kobieta pe�na czucia, rozumu, przygotowana i uzbrojona do �ycia, lecz regu�y przyzwoito�ci i zupe�ne zdziecinnienie ciotki nie dozwala�y jej si� z tym okazywa�. Tote� Anna zdawa�a si� na poz�r nic nie znacz�c� istot�, cho� by�a wcale niepospolit� kobiet�. Wszystko w niej t�umi�a ta niewola, w kt�rej karby bra�a otaczaj�cych j� pani Dorota impertynent (z franc.) � zuchwalec, grubianin Zostawiona sama sobie Anna czasem p�aka�a, ale przekonanie o obowi�zkach, konieczno�ci takiego po�o�enia pr�dko j� umia�y natchn�� rezygnacj�, z kt�r� nie tylko znosi�a z�e humory i ci�g�y despotyzm ciotki, lecz brak zupe�ny �ycia, rozmowy i uczu� niezb�dnych w m�odym wieku. Usi�owa�a przywykn�� do tego spokojnego i regularnego �ycia, w kt�re by�a wprz�ona, stara�a si� wyt�umaczy� sobie, �e tak jak by�o, by�o dobrze. Lecz na pr�no. Trudno to m�odej panience oswoi� si� z takim �yciem zimnym zegaru, jakie prowadzono w Z�otej Woli u pani Doroty. M�czy�a si� biedna Anna i, ofiaruj�c Bogu swoje m�czarnie, usi�owa�a przed ciotk� nigdy si� nie wyda� z tym, �e jej by�o �le i �e mia�a w duszy wi�kszy zapas czucia i my�li, kt�rego nie podobna by�o zu�y� przy kanarkach i pieskach. Tymczasem pociesza�a si� wspomnieniem swojej m�odo�ci. Inna bowiem ca�kiem by�a pierwsza jej m�odo��, inne w�wczas �ycie i przygotowanie do innego. Rodzice Anny byli bardzo bogaci. Nieszcz�ciem, jak to u nas cz�sto bywa, los ich osadzi� przy bogatszych jeszcze w stronie, w kt�rej zbytek by� w powietrzu, konieczno�ci�, potrzeb�. Na zbytki wi�c stracili wszystko, co mieli. Po �wietnych balach, zabawach z pa�acu i karet zej�� potrzeba by�o w ubogie �ycie n�dznego dworku i karmi� si� zgryzotami. Anna odebra�a by�a wychowanie niepospolicie staranne. Matka, kt�ra j� kocha�a, jak zwykle jedynak�w kochaj� rodzice, po�wi�ci�a si� ca�kiem naj�wietniejszej edukacji ulubionego dzieci�cia. Trzeba wyzna�, �e koszta, jakie st�d wynikn�y przy do�� nieporz�dnym utrzymywaniu interes�w, przyczyni�y si� niema�o do zniszczenia na maj�tku rodzic�w Anny. W ostatnich czasach, gdy z przestrachem pogl�dali, na przysz�o�� coraz gro�niejsz�, gdy d�u�nicy po jednej zabierali wioski, cieszy�y ich tylko post�py c�rki, jej wdzi�ki i charakter s�odki. Nauczyciele ub�stwiali t� uczennic� skromn� przy najwi�kszych post�pach w nauce, a zawsze jak dzieci� �agodn�. Kiedy wreszcie rodzice Anny ujrzeli si� nagle w ub�stwie, nie tyle im �al by�o maj�tku dla siebie, ile dla c�rki: to bowiem, co przeznaczyli na jej uszcz�liwienie, wychowanie, stawa�o si� przy ub�stwie jedn� wi�cej m�czarni�. Mo�e si� to komu wyda� �miesznym, lecz kt� nie przyzna, �e wychowanie staranne daje gusta wytworne, czyni potrzeb� towarzystwo dobre, ksi��ki itp., a z jakimi� trudno�ciami walczy� musi ubogi, �eby te przyjemno�ci �ycia, do kt�rych nawyk�, bez upokorzenia pozyska�? Anna nagle przeniesiona z pi�knego pa�acu do mizernego dworku, kt�ry z ca�ego maj�tku rodzicom jej pozosta�, nie mia�a nauczycieli, fortepianu, ksi��ek, arfy, kwiat�w swoich, ogr�dka, pi�knych obraz�w i pi�knych sukienek. Z pocz�tku by�o jej bardzo ci�ko znie�� tak� odmian�. Lecz gdy ujrza�a pos�pne twarze ojca i matki, gdy uczu�a potrzeb� pocieszania ich, uda�a, �e jej dobrze, lepiej nawet jak wprz�dy, w�o�y�a u�miech na usta i biedni rodzice uwierzyli dzieci�ciu, kt�re z niepor�wnanym po�wi�ceniem u�miecha�o si� do nich p�acz�c w sercu. Anna mia�a ju� tyle si�y i tyle mi�o�ci, �e potrafi�a udawa� i do �mierci rodzic�w nie pokaza�a smutku, kt�ry serce jej �ciska�. Na�wczas pozna�a ona �wiat lepiej i, my�l�c o nim w cicho�ci, powiedzia�a sobie, �e cierpienie jest przeznaczeniem cz�owieka na ziemi, �e szcz�cie jest niepodobnym, a je�li kiedy za�wieci, to chyba dlatego, �eby po nim czarniej si� jeszcze �wiat wyda�. Opuszczeni, sami jedni rodzice Anny nie narzekali na przyjaci�, nie cisn�li si� do pan�w, kt�rzy p�ty tylko �yli z nimi, p�ki byli bogaci; cierpieli tak�e i milczeli. Nie przysz�o im nawet na my�l, �e Anna mia�a ciotk� bogat�, kt�ra by si� jej losem zaj�� by�a powinna; ca�kiem inaczej obmy�lali dla niej przysz�o�� i innych wyznaczyli jej opiekun�w na przypadek swojej �mierci. Lecz ciotka nudzi�a si� sama jedna. Zas�ysza�a co� o nieszcz�ciu siostry, dowiedzia�a si� o jej c�rce i za��da�a j� mie� przy sobie obiecuj�c wszystko, co mia�a, jej zostawi�. Wielka to by�a rado�� w ubogim domku, gdy ze wszelk� przyzwoito�ci� napisany list pani Doroty doszed� r�k rodzic�w Anny; od�yli w dzieci�ciu i p�acz�c dzi�kowali Bogu. Tylko m�oda dziewczyna nie dzieli�a ich rado�ci. Przywyk�a ju� cna by�a do nowego �ycia i nie chcia�a go odmienia�; nade wszystko nie chcia�a porzuca� rodzic�w. Uko�ysano j� jednak z �atwo�ci�, ona by�a tak �agodna! Matka odwioz�a j� do Z�otej Woli. Nie potrafi� opisa� uczu� Anny na widok ciotki zimnej, regularnej, traktuj�cej j� ze wszelk� przyzwoito�ci� (tak r�nej od matki), tak surowej i niewyrozumia�ej, na widok tego domu, w kt�rym zegar panowa�, gdzie nie wolno si� by�o roz�mia� g�o�no, pobiega�, zagada�, poswawoli� i gdzie wszyscy chodzili wysznurowani jak lalki, zdaj�c si� albo nie mie� czucia i duszy, albo najpracowiciej je w sobie ukrywa�. Przesz�o po niej zimno, �cisn�o si� serce, p�aka�a, gdy wyje�d�a�a matka, ale milcze� musia�a i przyj�� to szcz�cie dlatego, �e ono si� szcz�ciem rodzicom jej wydawa�o. Tu do ostatka straci� musia�a Anna, a przynajmniej skry� przed ciotk� wszystkie swoje dobrze wychowanej dziewczyny zatrudnienia i upodobania. Fortepian zdawa� si� ciotce niesko�czenie dziwacznym przy pozytywku dla kanark�w; innej ksi��ki nad nabo�n� nie pozwoli�aby czyta� uwa�aj�c to za najwi�ksz� z nieprzyzwoito�ci dla panny; �piewu nie tolerowa�a wcale, skoku i weso�o�ci zabrania�a surowo, wynurze� i �ez tak�e strzeg�a najpilniej. K�ad�a na nos okulary, aby zobaczy�, co panna Anna rysuje i dar�a niemi�osiernie jej pr�bki maj�c t� sztuk� za co� szata�skiego i nieprzyzwoitego dla kobiety. Potem zasadziwszy Ann� do po�czochy zacna pani Dorota chodzi�a po pokoju mrucz�c: � Oni j�, Bo�e odpu��, edukowali na aktork� czy co? Po co jej ten klawikord! po co jej te malowid�a! Do czego to te ksi��ki, co oni jej nauczyli? Albo ta francuzczyzna, Bo�e odpu��! to tylko wszystkiego z�ego pocz�tek! Ot� i pan B�g nie pob�ogos�awi� i przez t� bezbo�no�� swoj� maj�tek stracili! A taki pi�kny maj�tek! Ta to klucz by� jako rzadko: pi�� wsi ogromnych! Jak to im by�o straci�? Ale kiedy to i jegomo�� podobno by� farmazon13, jejmo�� lubia�a kornety14 i dziecko psuli, i pogin�li. �olka, a po co na kanapie, a nie p�jdziesz! Trzeba zacz�� koronk� � aspanna pobiegaj z pieskami po sali i zabaw si�! Zmuszona biega� z pieskami za ca�� zabaw� Anna o jak�e wi�d�a, jak sch�a, jak nieraz po k�tach p�aka�a. Lecz kiedy jej to okropne �ycie bez my�li i czucia dogryz�o, uciek�a si� do modlitwy, bo by�a nabo�na, jak wszyscy nieszcz�liwi i powiada�a sobie po cichu: � B�g cierpie� przykaza�; B�g nagrodzi cierpienie! A potem znowu p�aka�a. I tak bieg�y jej smutnie m�ode lata w Z�otej Woli przy ciotce. Gdy si� cokolwiek osiedzia�a Anna, a s�siedzi o jej przybyciu dowiedzieli i o zamiarach pani Doroty, mn�stwo poczyniono projekt�w swatowstwa, gdy� zapis ca�ego maj�tku czyni� j� mo�e najlepsz� parti� w s�siedztwie. Przez niejaki czas nie by�o dnia bez odwiedzin, zje�d�ano si� jak do cudownego obrazu, �eby widzie� przyby��, a m�odzi na wy�cigi starali si� jej podoba�! Ile� to pi�knych marze� uczyniono buduj�c je na posagu panny Anny, ile to dom�w krzywo na siebie patrze� zacz�o ju� w sobie wsp�zawodnik�w upatruj�c, ile to si� rozesz�o plotek, ile by�o k��tni! Ale wszystkie te projekta rozbi�y si� z kolei o zimn� powierzchowno�� Anny, a zimniejsz� jeszcze krygowno��15 i regularno��16 ciotki, kt�ra tyle doskona�o�ci ��da�a od narzeczonego siostrzenicy, ile ich mog�a skomponowa� na rachunek m�a po jego �mierci. Liczba tych przymiot�w by�a tym wi�ksza, im dalej pani� Dorot� lata odsuwa�y od nieboszczyka podkomorzego, kt�rego po �mierci w sercu swoim ukanonizowa�a17. Co dzie� niemal dodawa�a mu jak�� cnot�, kt�rej nie mia� i k�ad�a j� za warunek przysz�emu m�owi Anny. Po swojemu my�l�c o jej szcz�ciu g��boko si� nad nim zastanawia�a mi�dzy pi�t� a sz�st� wieczorn� codziennie, je�li go�ci nie by�o i chcia�a koniecznie m�odego pana podkomorzego jakiego� dla Anny, kt�ry by kubek w kubek podobny by� do obrazu nieboszczyka, jaki w sercu swoim nosi�a, maj�c go za najprawdziwszy. Tym sposobem zam�cie Anny sta�o si� prawie niepodobie�stwem. 13 14 15 16 17 farmazon (z franc.) � tu: cz�owiek wolnomy�lny, niedowiarek kornet � tu: czepek, kornet str�j kosztowny krygowno�� � tu: ceremonialno�� regularno�� � tu: systematyczno�� ukanonizowa� � podnie�� do godno�ci �wi�tego Nap�ywali w dom coraz nowi konkurenci, lecz ka�dy z nich ledwie by� za bram�, ju� mu pani Dorota wyrok napisa�a. � A fi! Bo�e odpu��! � m�wi�a. Gdybym te� mia�a wyda� Anusi� za tego ogromnego draba podobniejszego do hajduka ni� do obywatela przyzwoitego! Najmniejszego podobie�stwa z panem podkomorzym! A jaki �mia�kowaty, ju� si� do r�czki cisn�� ca�owa� za pierwsz� wizyt�. Abo do czego to takie w�osy kr�cone? Nie taki by� podkomorzy! Jej koniecznie trzeba takiego ma��onka jak podkomorzy. To to by� z�oty m��! Ach, biedna� ja wdowa! Bo�e odpu��! �olka, precz z kanapy! Wyje�d�a� drugi, to znowu inne nast�powa�y zarzuty. � A to� jeszcze tego, Bo�e odpu��, brakowa�o! Jaki� m�okos; co nie ma w�s�w jeszcze, s�abowite to, chuderlawe jakie�! Pewnie w suchotach! I c� on ma? mizernych kilkana�cie cha�up! Albo i to! albo i to! �ebym ja za niego moj� Anusi� wyda�a! �olka, p�jd��e ty precz, a nie zagl�daj tam!! Poczciwa ciotka ka�dego tak b�ogos�awi�a na drog� i ka�dy, raz drugi pokazawszy si�, zra�ony bywa� przestawa�. Annie by�o to prawie jedno, nie spodziewa�a si� ona szcz�cia i nie wzdycha�a za niczym, bo mia�a przeczucie, �e los jej si� nie poprawi odmian�. W�r�d tych stara� o Ann�, odebra�a ona smutn� wiadomo�� o �mierci rodzic�w, po kt�rych ciotka prawie jej nawet p�aka� zabroni�a. Zosta�a wi�c sama jedna w �wiecie skazana, aby jej nikt nigdy nie pocieszy�. W milczeniu zalewa�a si� gorzkimi �zami i kry� si� z nimi musia�a, bo niemi�osierna pani Dorota gdera�a nieustannie. � A do��e tego, mo�cia panno, kiedy powiadam pannie aspannie, �eby� mi zaraz tych �z�w przesta�a. Bardzo dobrze p�aka� po rodzicach, ale w miar�, aspanna masz we mnie wi�ksz� dobrodziejk�, oni aspannie nic nie zostawili i, gdyby nie ja, to by� teraz kawa�ka chleba nie mia�a. Id�, aspanna, pobiegaj z pieskami! Ilekro� j� zobaczy�a we �zach, tyle razy niemi�osiernie gdera�a pani Dorota lub pocies