4825

Szczegóły
Tytuł 4825
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4825 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4825 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4825 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jean Marie Blas de Robles Pami�� ry�u Dowiedzieli�my si� z tajemnej ksi�gi, �e najdawniejsze z dawnego, najbardziej tajemne z tajemnego, najbardziej ukryte z ukrytego nie daje si� okre�li�. Wiadomo tylko, �e jest to najstarsze ze starego, najdawniejsze z dawnego, najbardziej ukryte z ukrytego... 1 Podstawowa ksi�ga kaba�y, napisana w XIII w. w j�zyku aramejskim w formie komentarza do "Pi�cioksi�gu" (przyp. t�umaczki). Przypadek, kt�rego okoliczno�ci nie maj� w sobie nic interesuj�cego, pozwoli� mi niedawno zaznajomi� si� z pewnymi osobistymi zapiskami nieod�a�owanego Landolfo Grimaldiego, kt�ry przez dwadzie�cia lat (1884-1904) by� doskona�ym konserwatorem w tury�skiej bibliotece kr�lewskiej. W�r�d nich znalaz�em par� notatek (prawdopodobnie brudnopis artyku�u, kt�ry nigdy si� nie ukaza�), po�wi�conych r�kopisowi z XIV wieku. Doszed�em do wniosku, �e warto je opublikowa�. Poniewa� wspomniany r�kopis - jedyny i nie wydany drukiem egzemplarz - uleg� zniszczeniu w 1905, podczas g�o�nego po�aru biblioteki, publikacja kr�tkiego urywka, przet�umaczonego przez Landolfo Grimaldiego, wydaje si� celowa. Ale niezwyk�y charakter cytowanego dokumentu zas�uguje na co� wi�cej ni� zach�ann� ciekawo�� samych historyk�w i erudyt�w... Pod sygnatur� SX.01 katalogu og�lnego figuruje jeden z nielicznych posiadanych przez nas r�kopis�w o pierwszych odkryciach cesarstwa chi�skiego. W pocz�tkach XIV wieku Edward I Angielski wys�a� jednego ze swych najlepszych duchownych na Wsch�d, aby nawi�za� kontakt z cesarzem dynastii mongolskiej i w ten spos�b stawi� op�r rosn�cym wp�ywom papiestwa w tym kraju. David d'Ashby, gdy� o niego chodzi, sp�dzi� wi�c wiele lat na dworze w Khanbalik (Pekin), nauczy� si� doskonale j�zyka i pisma chi�skiego, i zapisa� wspomnienia, kt�re s� tematem jego ksi��ki. W por�wnaniu ze sprawozdaniami Marco Polo, Piana del Carpine'a, Jeana de Monte Corvino, Odoryka z Pordenone, Francesco Balducciego czy nawet Giovanniego da Uzzano, r�kopis Davida d'Ashby'ego ("Kronika Tatar�w") nie wnosi wiele nowego do wiedzy o �redniowiecznych Chinach. David d'Ashby grzeszy nadmiarem obiektywizmu intelektualnego, rzecz raczej rzadka w czasach, gdy chwa�� podr�nik�w mierzono relacjami o cudowno�ciach. Trzyma si� �ci�le fakt�w, co wyra�nie obni�y�o przyst�pno�� jego opowie�ci. Jest jednak co� szczeg�lnego, co sprawia, �e manuskrypt staje si� bardziej interesuj�cy od wielu innych: na wewn�trznych wyklejkach ok�adki znajduje si� osobisty dziennik podpisany r�k� samego d'Ashby'ego. Ten tekst, w odr�nieniu od ksi��ki, zosta� zredagowany po angielsku, a sk�adnia i s�ownictwo nie pozostawiaj� �adnych w�tpliwo�ci co do jego autentyczno�ci. Osobowo�� Davida d'Ashby'ego, uwolniona od wymog�w formy i obiektywizmu, kt�rych przestrzega� przy redagowaniu pami�tnik�w z podr�y, obna�a si� tu w ca�ej pe�ni. Pozostawiaj�c innym pytania o wag� czy wiarygodno�� epizod�w zawartych na tych paru stronach, zachowam tylko uczucie sympatii, jakie ogarn�o mnie przy ich lekturze, jedno�ci z cz�owiekiem, kt�rego problemy obali�y dziel�c� nas �cian� wiek�w historii. Podaj� wi�c w przek�adzie dziennik, stanowi�cy jakby epilog manuskryptu i w�dr�wek autora. Pragn�c przekaza� raczej sens ni� j�zyk, umy�lnie zrezygnowa�em z archaizm�w. Pozwoli�em sobie r�wnie� dorzuci� par� przypis�w, kt�re, jak s�dz�, uczyni� tekst bardziej zrozumia�ym. Dziennik Davida d'Ashby'ego Florencja, 17 stycznia roku 1347 Dzisiaj, w trzydziestym pi�tym roku �ycia, wiele miesi�cy po powrocie z Kitaju 2 , bior� do r�ki pi�ro, by opisa�, co przydarzy�o mi si� tutaj, w tym mie�cie geniuszu i �wiat�a, gdzie zatrzyma�em si� jedynie w celu podyktowania relacji z podr�y. W tym celu musz� cofn�� si� do czas�w mego pobytu w Indiach i opowiedzie� najpierw, w jaki spos�b wszed�em w posiadanie pewnego woreczka ry�u. ------------------------------------------------------------ 2 Kitaj albo Indie, dawne nazwy Chin (przyp. autora). 3 W tek�cie jest "Tatara" (Mongo�a). Jednak imi� Szang wyra�nie wskazuje na pochodzenie chi�skie (przyp. autora). ------------------------------------------------------------ Przez osiem lat, gdy �y�em w tej krainie, mia�em za profesora starego uczonego, Chi�czyka 3 , mistrza Szang, kt�ry umiej�tnie i bardzo cierpliwie przekazywa� mi niezliczone zawi�o�ci swego j�zyka. Wkr�tce, jak m�wi� w tym kraju, "jego prawa d�o� zadrasn�a me serce" i sta� si� on jednym z najprawdziwszych przyjaci�, jakich przeznaczenie pozwoli�o mi spotka�. Na tydzie� przed mym wyjazdem cz�owiek ten zosta� uwi�ziony pod ha�bi�cym zarzutem zdrady, a potem skazany na trwaj�ce trzy dni krojenie �ywcem w kawa�ki, zako�czone uci�ciem g�owy. (Chirurgiczne mistrzostwo kata warte by�o obejrzenia, jak zapewni� mnie jeden z pa�acowych dostojnik�w, ale �atwo mo�na zrozumie�, �e odm�wi�em przygl�dania si� torturom). Zarzucano mistrzowi Szang, �e g�osi� pogl�dy niezgodne z religi� wielkiego Chana. Moje pro�by, by uzyska� jego u�askawienie, zako�czy�y si� �a�osnym niepowodzeniem. Nie mog�c nic zrobi�, postanowi�em po raz ostatni odwiedzi� starego przyjaciela w celi wi�ziennej. Siedzia� w kucki w ciasnej i niezdrowej celi, w niczym nie ust�puj�cej najgorszym londy�skim lochom kr�la Edwarda, z du�� godno�ci�, pomimo ci�kiego jarzma, opieraj�cego si� na karku i utrzymuj�cego r�ce w bolesnej pozycji na wysoko�ci ramion. Widok tego w�t�ego starca, jego wychudzonego cia�a wydanego na pastw� robactwa i niezdrowych wyziew�w �cisn�� mi serce... Gdy wszed�em, mistrz Szang nie wykona� �adnego gestu, �adne uczucie nie poruszy�o jego rys�w. Otworzy� tylko oczy, potem je zamkn��. W takiej sytuacji trudno jest znale�� w�a�ciwe s�owa, kt�re mia�yby sens wobec nieuchronno�ci �mierci, usiad�em wi�c naprzeciw niego w milczeniu. Po d�u�szym czasie mistrz Szang zn�w otworzy� oczy i zacz�� przygl�da� mi si� badawczo, jakby raz jeszcze usi�owa� zg�bi� prawdziw� natur� mej osoby i moich uczu�. Podczas naszych przyjacielskich dyskusji cz�sto wyjawia�em mu moje najtajniejsze w�tpliwo�ci, te udr�ki duszy, kt�re chcia�em ukoi�, przyjmuj�c misj� do obcych ziem. Podr� przynios�a mi wiele obraz�w, wiedzy, nieznanych obyczaj�w, ale co do zasadniczych pyta�, kt�re rozdziera�y mnie wewn�trznie, pozosta�em w punkcie wyj�cia i m�j przyjaciel o tym wiedzia�. Ani adepci Konfucjusza, ani Buddy czy Tao nie trafiali mi do przekonania. Za murami swej pewno�ci b��dzili podobnie jak ja. Wydawa�o mi si�, �e mistrz Szang przygl�daj�c mi si� rozwa�a, jak� warto�� maj� moje poszukiwania, na ile mo�na im zaufa�... Gdy wreszcie przem�wi�, kaza� mi wzi�� sk�rzan� sakiewk�, uwi�zan� u jego pasa. - To "Pami�� ry�u" - powiedzia�. - Powierzam ci j�. Zawiera ona ostateczn� prawd� o wszystkim, odpowied� na ka�de pytanie, jakie stawiali ludzie lub kiedy� postawi�, ale tak�e na pytania, kt�rych nigdy nie stawiali i nie postawi� nigdy. Bez dalszych wyja�nie� starzec wym�g� na mnie przysi�g�, �e nigdy nie przepisz� ani nie przet�umacz� ani jednego s�owa z dziedzictwa, kt�re mi pozostawia. - Pismo mo�e strawi� ogie�, ale nic nie jest w stanie zatrze� ludzkiej pami�ci, przerwa� cho� jednego z niesko�czonych s�oj�w drzewa naszego m�zgu. Nawet cesarz Ts'in Szy Huang-ti, o kt�rym stare przekazy m�wi�, �e kaza� si� pochowa� z trzema tysi�cami �o�nierzy stra�y przybocznej, dumny Ts'in Szy Huang-ti, kt�ry pragn��, by historia cesarstwa zaczyna�a si� i ko�czy�a na nim, nawet sam Ts'in nie osi�gn�� tego. Spali� wszystkie ksi�gi z tradycjami przodk�w, ale uczeni starcy wyuczyli si� ich na pami��; chcia� spali� starc�w, ale lud ukry� ich na strychach; spali� strychy, ale wnukowie uczonych ju� powtarzali sobie niewidoczne ksi�gi patrz�c w ogie�... Mistrz Szang powiedzia� mi r�wnie�, �e pami��, kt�r� mi przekazuje (gdy� nie mia� czasu, by powierzy� j� komu�, kto by�by jej naprawd� godzien), jest prawie tak stara jak �wiat i do mnie b�dzie nale�a�a piecza nad ni�, a potem przekazanie jej komu� innemu. Z�o�y�em uroczyst� obietnic�, zawiesi�em sakiewk� u mego kaftana, a mistrz Szang zamkn�� oczy, daj�c mi do zrozumienia, �e nadszed� czas, bym zostawi� go samego. Po powrocie do mych komnat otworzy�em woreczek. Zawiera� du�� gar�� brunatnego ry�u, poszarza�ego od brudu i staro�ci. My�l�c z gorycz�, �e uwi�zienie troch� pomiesza�o rozum staremu cz�owiekowi, wcisn��em woreczek ry�u mi�dzy baga�e, postanawiaj�c zachowa� go jako pami�tk� naszej przyja�ni. Mistrz Szang zosta� stracony trzy dni p�niej, a ja opu�ci�em Khanbalik w przygn�bieniu i prawdziwym �alu. Nast�pnie przejecha�em Hangczu, Zajtun (Ts'uanczou) i Kanton. Tam wsiad�em na statek do Szampy, zwiedzi�em Jaw�, Cejlon, Meliapur i przez Konstantynopol wr�ci�em do W�och, gdzie pragn��em sp�dzi� pewien czas. Florencja, bardzo bogate miasto, spodoba�a mi si� tak bardzo, �e postanowi�em odpocz�� tam po trudach podr�y. Pani Beppa, czcigodna matrona pozbawiona dochod�w, wynaj�a mi wi�ksz� cz�� swego domu, w kt�rym mieszka�a wraz z c�rk� Giovann� na Ponte Vecchio. Giovanna, nie maj�ca jeszcze osiemnastu lat, by�a najdoskonalszym modelem pi�kna, jaki by�o mi dane podziwia�. Ta okoliczno�� mia�a pewien wp�yw na decyzj�, by wynaj�� w�a�nie ten dom, a nie inny. Ale jakie� by�o me rozczarowanie, gdy zorientowa�em si�, �e dziewczyna jest g�uchoniema i �e jej niespotykana pi�kno�� odpowiada niemniej zadziwiaj�cej u�omno�ci umys�u... Pozbawiona inteligencji przez melancholi�, kt�rej przyczyna nie by�a znana, Giovanna b��ka�a si� bez celu po domu, podawa�a do sto�u, pomaga�a matce w kuchni albo po prostu siedzia�a przy oknie i patrzy�a, jak p�ynie Arno. Milcz�ca niczym domowe zwierz�tko, sp�dza�a d�ugie godziny na rozczesywaniu bujnej szopy rudych w�os�w, chrupa�a jab�ko, grono winogron lub inny smako�yk, jakby nigdy nic. Wystarczy�o jednak jedno spojrzenie w jej oczy, bardziej puste, bardziej pozbawione wyrazu ni� oczy pos�gu, by stwierdzi� potworn� nieobecno��, ukryt� pod tyloma wdzi�kami. Ol�niony tym, co niekt�rzy nazywaj� ju� una rinascita, odrodzeniem sztuki i filozofii, dzieli�em czas mi�dzy redagowanie pami�tnik�w - kt�re dyktowa�em w klasycznej �acinie renomowanemu kopi�cie - i zwiedzanie miasta. Aby nie rozwodzi� si� nad cudami architektury, kt�re podziwia�em, nad utalentowanymi lud�mi, kt�rych spotyka�em, powiem tylko, �e im bardziej uwalnia�em si� od wspomnie� z Kitaju, tym mocniej powraca�y przyczyny, kt�re sk�oni�y mnie do wyjazdu z Anglii. Znowu przygniata�y mnie nierozwi�zywalne kwestie. Poszukiwanie absolutnej prawdy bra�o g�r� nad wspania�o�ciami, upajaj�cymi me oczy. Nie�miertelny poemat Alighieriego zachwyci� mnie sw� doskona�o�ci�, ale pozostawi� w g��bi duszy bolesn� zadr�. Nagle przekona�em si�, �e utraci�em �lep� wiar� m�odo�ci i jestem bezbronny wobec narastaj�cego we mnie zw�tpienia. Skryty niepok�j rzuca� mnie w piek�o w�tpliwo�ci i tortur moralnych. Trzeba trafu, �e przypadkowe zdarzenie, odkrycie fresk�w Giotto namalowanych w�a�nie na murach Santa Croce, przypomnia�o mi jeszcze raz Kitaj: na jednym z nich twarz m�czyzny o sko�nych oczach by�a wystarczaj�co podobna do twarzy mistrza Szanga, by o�ywi� pami�� o mym przyjacielu. Po powrocie do domu wyj��em woreczek ry�u, aby przypomnie� sobie dawne dni, i zacz��em przesypywa� ziarna. W jednej chwili od�y�y ostatnie s�owa mistrza Szanga i powr�ci� smutek nad ich bezsensem. Przez par� chwil duma�em nad krucho�ci� ludzkiego rozumu. Ju� mia�em wszystko pochowa�, gdy m� uwag� przyci�gn�� drobny szczeg�: w poziomym �wietle zachodz�cego s�o�ca zauwa�y�em subtelne r�nice odcienia w przesypywanych ziarnach. Gdy zbli�y�em jedno z nich tu� do �renicy oka, rozr�ni�em pl�tanin� miniaturowych znak�w, niezrozumia�y rysunek, podobny do strony r�kopisu ogl�danej z odleg�o�ci paru s��ni. Zaintrygowany, zbada�em ziarnko ry�u za pomoc� silnego szk�a powi�kszaj�cego, niezr�wnanego arcydzie�a sztuki optycznej, kt�re podarowa� mi sam cesarz. W ten spos�b odkry�em najbardziej fantastyczn� rzecz, jak� oko ludzkie kiedykolwiek widzia�o: ci�g chi�skich liter tworz�cy tekst, kt�ry odpowiada� pe�nej stronie naszych najwi�kszych ksi�g. Wiem, �e moja relacja mo�e wyda� si� ma�o prawdopodobna, ale wszystkie ziarenka z sakiewki by�y w podobny spos�b pokryte znakami, czego� takiego �adna ludzka istota nie by�aby w stanie wykona� bez uciekania si� do magii... 4 ------------------------------------------------------------ 4 David d'Ashby, pisz�c to pod wp�ywem zrozumia�ego zdumienia, bardzo si� myli. Wiemy o tym, �e kaligrafia, a nawet rytowanie na ry�u, by�y do�� cz�sto praktykowane przez Chi�czyk�w. Tak�e Rumun Soler, kt�ry sam sobie nada� tytu� "kr�la mikrograf�w" wykaza� niedawno (w 1895), �e jest w stanie, obok innych r�wnie nieu�ytecznych arcydzie�, przepisa� parabol� Siewcy na ziarnie pszenicy albo pe�ny tekst ministerialnego przem�wienia na �cinku wizyt�wki, i to za pomoc� zwyk�ego g�siego pi�ra, odpowiednio przyci�tego (przyp. autora). ------------------------------------------------------------ Natychmiast wzi��em si� za lektur� i z pobie�nego przejrzenia ziaren zorientowa�em si�, �e mam przed sob� ksi�g� "Pami�� ry�u", w�a�nie t�, nad kt�r� piecz� powierzy� mi ustnie mistrz Szang. Poganiany niecierpliwym pragnieniem sprawdzenia do ko�ca twierdze� tego ostatniego, zacz��em lektur� pi�ciu tysi�cy ziaren zawartych w woreczku. Ziarna ry�u nie by�y ponumerowane, zacz��em czyta� na los szcz�cia i z wielkim podziwem stwierdzi�em, �e tekst ci�gnie si� w sp�jny spos�b, jakby moja d�o� za ka�dym razem wybiera�a kolejn� stron�. Zadziwiony t� anomali�, zacz��em lektur� od nowa, rozpoczynaj�c od ostatniego ziarna (dwunastego) i wybieraj�c nast�pne w�r�d ju� rozszyfrowanych. Zauwa�y�em w�wczas, �e je�li zada�em sobie trud u�o�enia ich tak, by �adne nie styka�o si� z tym, co przy pierwszym czytaniu, pocz�tkowy proces powtarza� si�. Tyle tylko, �e by� to nowy tekst, inny ni� przy pierwszym porz�dku! By�o nie do pomy�lenia, bym mia� rozpowiada� o tej niezwyk�ej operacji (niekt�rzy powiedzieliby "diabolicznej") w epoce, gdy najmniejsze odchylenia od religijnego dogmatu prowadzi�o prosto na stos dla heretyk�w. Jednak�e ani przez chwil� nie pomy�la�em, by rozsta� si� z mym skarbem: zda�em sobie z tego spraw� dopiero po licznych pr�bach, ale "Pami�� ry�u", w zale�no�ci od kombinacji ziaren, stawa�a si� kolejno to zaginionym dzie�em Konfucjusza, to Huei-Szy, Kong Suena, Tsou Jena 5 i wielu innych (niekt�rzy nie maj� nawet imion o wschodnim rodowodzie), o kt�rych istnieniu ju� dawno zapomniano. Ale przede wszystkim, i od tego powinienem by� zacz��, mistrz Szang nie sk�ama� co do mocy pozostawionych mi tekst�w... ------------------------------------------------------------ 5 Wszyscy autorzy wymieniani przez d'Ashby'ego s� znani, ale ich oryginalne dzie�a ju� nie istniej�. Prawdopodobnie zosta�y spalone w roku 213 przed n.e. przez Ts'in Sze Huang- ti. P�niej uczeni konfucja�scy napisali od nowa te teksty, bezwstydnie je fa�szuj�c. Jednak�e bardzo stary katalog wymienia dzie�o Kong Suena, gdzie mowa by�a o "bia�ym koniu, kt�ry nie jest koniem", jak r�wnie� o "podobnym i niepodobnym" (przyp. autora). ------------------------------------------------------------ M�wi si� w przeno�ni, �e prawda pora�a tych, kt�rym si� objawia, i co� musi by� w tym powiedzeniu, gdy� przy lekturze ziaren ry�u czu�em jakby ogarnia� mnie p�omie�. Wszystkie me pytania znalaz�y wreszcie ostateczn� odpowied�, wszystkie zagadki znika�y wobec �wietlistej oczywisto�ci, nie dopuszczaj�cej w�tpliwo�ci. W por�wnaniu z "Pami�ci� ry�u" najbardziej szanowane ze �wi�tych ksi�g (Stary Testament, Ewangelie, Koran i nawet nauka Buddy, z kt�r� zapozna�em si� w Indiach) ukaza�y nagle sw� prawdziw� twarz: nie ma w nich �adnego Boga, �adnego jasno�ci, kt�ra zmusza�aby do zamkni�cia oczu. Nagle rozpoznawa�em w nich pospolite pi�tno ludzkiego niepokoju, oszustwa, wymys�y. M�wi si� w nich o raju i moralno�ci, o nagrodzie, o karze, o ascezie, po�wi�ceniu... Smutne obietnice, pr�ne nawo�ywania, kt�rych bezsens wykazuje jedynie formu�a "Pami�ci ry�u". Przy tej lekturze ogarn�a mnie absolutna pewno��, poczucie wolno�ci, mocy, ol�nienie istoty, kt�ra wszystko, ��cznie z bosko�ci�, ustawia na w�a�ciwym miejscu w teatrze Kosmosu. To trwa�e objawienie, ta wiedza, o kt�rej tylko w wielce u�omny spos�b mog� powiedzie�, �e nie ma nic wsp�lnego z tym, co zazwyczaj okre�la si� mianem wiedzy, wzrasta�a w miar� czytania, ros�a w kierunku, kt�rego nie mog�em sobie wyobrazi�. "Pami�� ry�u", nie zadowalaj�c si� objawieniem pochodzenia i ostatecznego przeznaczenia wszech�wiata, d��y�a do niewyobra�alnego szczytu, a ka�dy ci�g ziaren dorzuca� nast�pny kr�g do cudownej spirali wiedzy. Tyle om�wie�, tyle g�rnolotnych i pustych analogii (rzek�by�, zapo�yczonych z tekst�w mistyk�w), kt�re niestety tylko zniekszta�caj� prawd�. Czytelnik mia�by prawo oskar�y� mnie, �e nie udowadniam �adnego z mych twierdze� albo poda� w w�tpliwo�� tak trudn� do wyra�enia rzeczywisto��. Mam �wiadomo��, �e moje pr�by s� po�a�owania godne, ale ten brak precyzji, jak zobaczymy, nie jest zale�ny od mojej woli i ja pierwszy nad nim ubolewam... W rzeczy samej zaledwie sko�czy�em lektur�, zda�em sobie spraw� z zadziwiaj�cego faktu: gdy tylko podnosi�em oczy znad tekstu, nie by�em w stanie niczego sobie przypomnie�. Oczywi�cie, wystarczy�o, bym powr�ci� do lupy i zn�w spojrza� na ziarnko ry�u, a przypomina�o mi si� wszystko, co uprzednio przeczyta�em, ale zwyk�e spojrzenie na Giovann�, chwila rozkojarzenia czy tym bardziej par� godzin snu, a zapomina�em przeczytane wersy. Pozostawa�o mi jedynie niezno�nie bolesne uczucie utraconego raju jak po cudownym �nie, kt�rego nie pami�ta si� po przebudzeniu. Nie czekaj�c na koniec lektury, na kt�r� z trudno�ci� starczy�oby ca�ego �ycia ("Pami�� ry�u" zawiera�a pi�� tysi�cy ziaren, odpowiada�a wi�c bibliotece zawieraj�cej cztery tysi�ce dziewi��set dziewi��dziesi�t dziewi�� tom�w, ka�dy po pi�� tysi�cy stron), postanowi�em z�ama� s�owo dane mistrzowi Szang i stopniowo t�umaczy� tekst. To r�wnie� okaza�o si� niemo�liwe: z powod�w wymienionych powy�ej, a tak�e dlatego, �e pr�no by usi�owa� odda� w j�zyku angielskim to, co wykracza�o poza j�zyk, i jeszcze odnale�� ten cud pisma i znaczenia, kt�ry pozwala� na tyle odmiennych odczyta�. Szybko jednak poj��em, gdy� by�o to wyra�nie zaznaczone w tek�cie, �e b�d� m�g� zapami�ta� go dopiero, gdy przenikn� wszystkie lekcje, postanowi�em wi�c po�wi�ci� temu celowi ka�d� chwil�. W ten spos�b min�y dwa lata najdoskonalszego szcz�cia, jakie mo�na sobie wyobrazi�. Wstaj� wcze�nie rano i pracuj� do wieczora, przerywaj�c tylko, by co� zje�� lub przespa� si�. Giovanna nabra�a zwyczaju przebywania ze mn� w pokoju, gdzie studiuj�. Siedzi przy oknie, oboj�tna na wszystko, co nie jest jej grzebieniem lub pokarmem, kt�ry w�a�nie niesie do ust, i cho� nieraz odczuwam g��boki smutek Pigmaliona, kt�rego �yczenia spe�ni�y si� tylko po�owicznie, widok jej boskiej pi�kno�ci sprawia mi przyjemno��. Gdy nadchodzi noc, chowam do szafy ziarna ry�u i pude�ko z przegr�dkami, w kt�rym je segreguj�, potem k�ad� si�, marz�c tylko o chwili, gdy wraz z lektur� odnajd� sens drogi. Jednak�e z ka�dym dniem silniej zdaj� sobie spraw� z pilno�ci mej pracy i z odpowiedzialno�ci, jaka na mnie ci��y. Dr�czy mnie jedno pytanie, kt�rego nie mog� odp�dzi�: co si� ze mn� stanie, gdy uda mi si� ju� przeczyta� wszystkie mo�liwe wersje "Pami�ci"? Tego wieczoru powierzam pergaminowi straszliwie niebezpieczne szale�stwo, ale czy� to nie samego Boga przesiewam mi�dzy niezgrabnymi palcami?... 9 czerwca roku 1348 Szesna�cie miesi�cy min�o, odk�d napisa�em powy�szy tekst, szesna�cie miesi�cy szcz�liwo�ci, niewypowiedzianych obietnic, kt�re dzi� zamkn�y si� niepowetowan� strat�. Ju� od wielu tygodni szaleje d�uma wraz z n�dz� i g�odem, kt�re niesie ze sob�, a ja nic nie wiedzia�em, nic nie przeczuwa�em, tak bardzo lektura odgrodzi�a mnie od wszystkiego, co dzieje si� wok�! Dzi� rano, po wstaniu, si�gn��em do szafy po moj� "ksi��k�". Na p�ce le�a� sk�rzany woreczek i pude�ko z przegr�dkami, ale by�y puste... Potworne przeczucie kaza�o mi pobiec do pokoju, gdzie zazwyczaj pracowa�em. Giovanna siedzia�a na swym miejscu, przy oknie. Na jej kolanach spoczywa�a czarka z bia�ej porcelany, gdzie le�a�o, zapomniane, ostatnie ziarno "Pami�ci ry�u". Nie spojrzawszy nawet na dziewczyn�, rzuci�em si�, by ocali� ostatni� pozosta�o�� mych nadziei. Katastrofa dope�ni�a si�. Na powierzchni ziarna, wymytego, nap�cznia�ego w gotowaniu, z ca�ej m�dro�ci �wiata pozosta� tylko jeden znak, od kt�rego okrutnej ironii �zy nap�yn�y mi do oczu: "mo", to znaczy "nic"... Stracony tekst. Zatarty cudowny �lad, kt�ry mnie prowadzi�, zamurowane na wieczno�� wyj�cie z labiryntu! Podnios�em si� gwa�townie, got�w w rozpaczy obrzuci� gradem cios�w niewinne stworzenie, odpowiedzialne za to nieszcz�cie... Gdy zbli�a�em si�, Giovanna odwr�ci�a si� do mnie. Pierwsze promienie wschodu s�o�ca p�on�y w jej w�osach. Jej oczy napotka�y moje, zatrzyma�y si� na nich po raz pierwszy od trzech lat. R�wnie� po raz pierwszy us�ysza�em turkot w�zka i g�os obwo�ywacza, nakazuj�cy mieszka�com, by wynosili swych zmar�ych. Wed�ug profesora Anacarsio di Battista, kt�ry jak zwykle nie przypomina sobie, gdzie napotka� t� wzmiank�, jeden z poemat�w toska�skich w XIV wieku m�wi o m�czy�nie, kt�ry ostatnie lata �ycia sp�dzi� w towarzystwie dziewczyny pozbawionej pe�ni w�adz umys�owych, ale pi�knej niczym Madonna. Mo�na by�o ich spostrzec w oknie domku na Ponte Vecchio: ona powoli i starannie rozczesywa�a w�osy, podczas gdy on mamrota� nies�yszalne s�owa patrz�c jej w oczy. "I by�a to" - profesor zapewnia, �e dos�ownie cytuje ostatni wers - "wielka �a�o�� widzie� tak cudn� dam� i tak uczonego m�odziana spalaj�cych si� w tak s�odkim nierozs�dku..." L. Grimaldi, 1903