4815

Szczegóły
Tytuł 4815
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

4815 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 4815 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

4815 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Erich von D�niken Wspomnienia z przysz�o�ci Nie rozwi�zane zagadki przesz�o�ci Przedmowa do nowego wydania Mniej wi�cej 24 lata temu - pod koniec lutego I968r. - w wydawnictwie Econ Verlag w D�sseldorfie ukaza�a si� moja �pierworodna" ksi��ka Wspomnienia z przysz�o�ci. Napisa�em ja dwa lata wcze�niej, ale na moim biurku regularnie l�dowa�y odmowne odpowiedzi z r�nych dom�w wydawniczych: �Niestety nie mie�ci si� w naszym profilu wydawniczym...", �Bardzo nam przykro...", �Nie chcemy wchodzi� w te zagadnienia...", �Proponujemy Panu jakie� wydawnictwo ezoteryczne..." P�niej cz�sto pytano mnie, jak mo�liwy by� ten �cud", �e tak kontrowersyjn� pozycj� wyda�o jednak renomowane wydawnictwo popularnonaukowe. Dzisiaj mog� to ju� powiedzie�. Sta�o si� tak dzi�ki pomocy z zewn�trz i ma�emu przemilczeniu. W lecie 1967 r. spotka�em dra Thomasa von Randowa, �wczesnego redaktora dzia�u naukowego w tygodniku ,,Die Zeit", kt�ry przejrza� m�j czysty maszynopis, zwr�ci� uwag� na kilka udanych zdj�� i powiedzia�: � To nie jest dla nas. Z tego trzeba zrobi� ksi��k�. � Ale jak dosta� si� do wydawnictwa? Doktor von Randow manipulowa� przy swojej fajce, nast�pnie spogl�daj�c mi prosto w oczy rzek�: � Znam jednego wydawc�. Je�liby pan chcia�, mog� do niego niezobowi�zuj�co zadzwoni�. Natychmiast chwyci� za s�uchawk� telefonu i kaza� si� po��czy� z panem Erwinem Barth von Wehrenalpem, �wczesnym szefem wydawnictwa Econ. Krew uderzy�a mi do g�owy, gdy� wiedzia�em przecie� to, czego nie m�g� wiedzie� dr von Randow: Econ odrzuci� ju� m�j maszynopis. Oczywiste jest, �e pami�� o rozmowie, kt�rej si� wtedy przys�uchiwa�em, nigdy nie zniknie z moich szarych kom�rek: � Siedzi przede mn� m�ody Szwajcar, kt�ry napisa� ca�kowicie zwariowan� ksi��k�. Ale on sam nie jest wariatem. Mo�e powinien go pan wys�ucha�? Rozm�wca po drugiej stronie drutu telefonicznego chcia� wiedzie�, czy nie m�g�bym wpa�� do jego biura nast�pnego dnia. Oczywi�cie, �e mog�em! Pomy�la�em, �e szef wielkiego wydawnictwa przypuszczalnie nie ma poj�cia, jak� decyzje podj�li ju� dawno temu jego podw�adni. Po obiedzie z m�odym lektorem wydawnictwa sprawa by�a dopi�ta na ostatni guzik. Maszynopis mia� zosta� troch� zmieniony i ukaza� si� na wiosn� 1968 roku. Tylko w jednej sprawie dosz�o do sporu: �Wspomnienia z przysz�o�ci s� nie do przyj�cia, jako tytu�! Nie mo�na przecie� wspomina� przysz�o�ci!" Wykaza�em jednak up�r i odrzuci�em wszystkie inne propozycje tytu��w... O tym, jak wyobra�am sobie wspominanie przysz�o�ci, napisa�em w kr�tkiej przedmowie, kt�ra wchodzi te� w sk�ad tego wydania. Ksi��ka poci�gn�a za sob� ca�� lawin�. W dwa lata po pierwszym wydaniu na rynku by� ju� trzydziesty nak�ad i 600 tysi�cy egzemplarzy. W 1969 r. nakr�cono film pod tym samym tytu�em, kt�ry jesieni� 1970 r. wy�wietli�a ameryka�ska telewizja. Pojawi� si� tam nowy wirus nazwany za tygodnikiem,,Time" � �danikenitis". Problem, czy nasi przodkowie do�wiadczyli odwiedzin z Kosmosu, sta� si� tematem rozm�w jak �wiat d�ugi i szeroki. W trzy lata po pierwszym wydaniu ksi��ka zosta�a przet�umaczona na 28 j�zyk�w i ukaza�a si� w 36 krajach. Dzisiaj, po prawie �wier�wieczu, wydawnictwo Bertelsmanna ponownie wydaje ksi��k� w dawnej, nie zmienionej wersji. Fali powodzenia towarzyszy�a krytyka. Profesor Ernst von Khuon zebra� rozprawy 17 uczonych w zbiorze pt. Czy bogowie byli astronautami? (Waren die G�tter Astronauten?). Cz�� artyku��w zdecydowanie odrzuca�a moje tezy, inne by�y przychylne. Od tego czasu dos�ownie na wszystkich kontynentach wyros�y z ziemi � jak po ciep�ym deszczu � �antyd�nikeny". S� w�r�d nich liczne okazy b�otne. Zarzucano mi �plagiat" i �brak naukowo�ci", �wrogo�� wobec religii" oraz �ignorancj� udowodnionych naukowo fakt�w". Co pozosta�o z tego po 24 latach? Czy rzeczywi�cie rozpowszechnia�em tylko g�upstwa? Pisa�em o mapach geograficznych tureckiego admira�a Piri Reista, kt�re jeszcze dzisiaj mo�na podziwia� w pa�acu Topkapi w Stambule: �Wybrze�a Ameryki P�nocnej i Po�udniowej s� precyzyjnie zaznaczone". Zdanie to jest fa�szywe. W rzeczywisto�ci bowiem wybrze�a obu Ameryk mo�na rozpozna� tylko w przybli�eniu. Poprawka ta niczego jednak nie ujmuje sensacyjno�ci mapy Piri Reista, gdy� zdecydowanie i bardzo wyra�nie ukazuje ona lini� brzegow� Antarktydy, kt�ra do dzisiaj le�y pod wiecznym lodem. Napisa�em w�wczas, �e wyspa Elefantyna w G�rnym Egipcie nazywa si� tak dlatego, �e z lotu ptaka jej zarys przypomina s�onia. Informacja ta by�a ca�kowicie b��dna. Spekulowa�em te�, �e wspomniana w eposie o Gilgameszu �Brama S�o�ca" jest by� mo�e identyczna z �Bram� S�o�ca" z Tiahuanaco na wy�ynie boliwijskiej. By� to nonsens, gdy� brama z Tiahuanaco nosi t� nazw� dopiero od minionego wieku, a nikt nie wie, jak si� nazywa�a przed tysi�cami lat. Pisa�em tak�e: �Cudem jakim� pi�ciopasmowy, fantastyczny naszyjnik z zielonego jadeitu znalaz� si� w grobowej piramidzie w Tikal w Gwatemali! Cudem dlatego, �e jadeit pochodzi z Chin". Da�em �wiadectwo fa�szywego �cudu", gdy� jadeit pochodzi z Ameryki �rodkowej. Odnosz�c si� do przysz�o�ci, napisa�em: �Istnieje rozk�ad jazdy na Marsa. Odpowiedni statek jest ju� zaprojektowany i musi zosta� 'tylko' zbudowany". Zdania te by�y w�wczas � napisane w 1966 r.! � prawdziwe. Tyle tylko, �e �rozk�ad jazdy na Marsa" sta� si� nieaktualny ze wzgl�d�w finansowych. Jest prawem ka�dego pocz�tkuj�cego by� bardziej naiwnym, �atwowiernym i nie tak samokrytycznym, jak bardziej do�wiadczeni koledzy. Cz�sto dawa�em si� ponosi� entuzjazmowi albo przyjmowa�em informacje z drugiej r�ki. Innym razem z kolei opiera�em si� na danych jakiego� autorytetu naukowego, by post factum dowiedzie� si�, i� pogl�dy tego uczonego m�a dawno ju� zosta�y obalone. Kiedy prezentowa�em przeciwne pogl�dy, zarzucano mi natychmiast, �e s� to opinie �nieaktualne". Przy czym owe �dementi" odnosz�ce si� do przypadk�w w�tpliwych dotyczy�y wzajemnie przeciwstawnych twierdze�. Najgorsze by�o, gdy ,,obalano" rzekomo moje tezy, kt�rych nigdzie nie wypowiedzia�em ani nie napisa�em. Prawdziwe b��dy we Wspomnieniach z przysz�o�ci, do kt�rych si� przyznaj�, nie obalaj� ani zasadniczej teorii, ani mojego systemu my�lowego. W tym miejscu s�ysz� ju� sprzeciw: �Ten D�niken jest ju� dawno nieaktualny pod wzgl�dem naukowym". W tej sprawie kilka przyk�ad�w, kt�re zosta�y zebrane przez uczonego przyrodnika dra Johannesa Fiebaga i opublikowane w �Ancient Skies", zeszyt 6/1991. Pisze on: �We�my jako przyk�ad niemieckiego profesora Herberta Wilheimy�ego. Wilhelmy studiowa� geografi�, geologi�, ekonomi�, etnografi� i od 1942 r., by� profesorem w Kilonii, Stuttgarcie i Tybindze. Nie bez powodu cieszy si� opini� �uniwersalnego uczonego", a jego praca �wiat i �rodowisko Maj�w (Welt und Umwelt der Maya) nale�y do najwa�niejszych dzie� z tego zakresu. Przyjrzyjmy si� jednak nieco dok�adniej jednemu rozdzia�owi ksi��ki (XIII): �Obce wp�ywy na kultur� Maj�w - spekulacje wok� dawnych �eglarzy i astronaut�w". Wilhelmy pisze, �e D�nikenowscy astronauci - bogowie, przed ponad dziesi�cioma tysi�cami lat przybyli w wielkich statkach kosmicznych z Kosmosu" i Erich von D�niken �dwukrotnie w swoich ksi��kach wi��e ich l�dowanie na Ziemi z p�wyspem Jukatan" (Palenque i La Venta). W�a�nie to zdanie ujawnia znaczne braki w metodzie pracy Wilhelmy'ego. Cytuje on w 1981 r. zaledwie dwie ksi��ki: Wspomnienia z przysz�o�ci oraz Z powrotem do gwiazd, kt�re ukaza�y si� w latach 1968i 1969!Tak�e drugie, zmienione wydanie pracy Wilhelmy'ego z 1989 r. nie wskazuje, aby zmieni� si� stan jego wiedzy. Ca�kowicie bez �ladu przesz�y obok niego kolejne prace D�nikena i innych autor�w, zw�aszcza za� wydana w 1984 r. ksi��ka D�nikena o Majach pt. Dzie�, w kt�rym przybyli bogowie. W ka�dej innej dziedzinie wiedzy by�oby niedopuszczalne cytowanie prac sprzed 20 lat i nieuwzgl�dnienie p�niejszych publikacji... Drugi b��d pope�nia Wilhelmy, gdy zak�ada, �e tylko jego spos�b widzenia jest wy��cznie s�uszny. Krytycznie rozk�ada na czynniki pierwsze D�nikenowski opis pewnego monolitu w La Venta (w Villahermosa w Meksyku). Erich von D�niken pisze o tym nast�puj�co: Stoi tam dobrze obrobiony monolit, przedstawiaj�cy w�a lub raczej smoka. We wn�trzu zwierz�cia siedzi cz�owiek... Jego stopy obs�uguj� peda�y, a lewa r�ka spoczywa na przek�adni... G�ow� obejmuje �ci�le dopasowany he�m... Przed wargami znajduje si� przedmiot, w kt�rym mo�na rozpozna� mikrofon... Wilhelmy komentuje: �Niestety zdj�cie D�nikena ma usterki techniczne, co nie pozwala mu zauwa�y�, �e w rzeczywisto�ci, tak jak wida� to na oryginale z Villahermosa, nie jest to smok, lecz wielki w��, stoj�cy na stra�y sarkofagu lub komory grobowej ze znajduj�cym si� tam zmar�ym�. W rzeczy samej niekt�re cechy � np. grzechotki na ogonie � wskazuj� na ogromnego w�a. Jednak sk�d jednoznaczny wniosek, �e obraz ukazuje zmar�ego? W publikacjach naukowych wyst�puj� chyba tak�e �techniczne usterki", skoro inni archeolodzy sk�onni s� w przedstawionej postaci upatrywa� znanego boga Kukulcana? Dla nich nie jest on w �adnym wypadku ,,zmar�y" ani nie le�y w �komorze grobowej", lecz jest jak najbardziej �ywy, gdy� porusza nawet kadzielnic�. Tak�e prasa skwapliwie zajmuje si� � mimo oczywistych b��d�w w argumentacji � �obalaniem" tez D�nikena. Hans Sch�nfeld pisa� np. w�Berliner Zeitung" z 13.12.1989 r.: �Z autorem science fiction [mowa o Erichu von D�nikenie] jest kiepsko: na podstawie swoich 'dowod�w' wychodzi on z za�o�enia, �e pozaziemscy kosmici sk�adali wizyty na naszej Ziemi przed ponad dziesi�cioma tysi�cami lat. Jednak opisany przez, niego smoczy monolit ma od dw�ch do trzech tysi�cy lat!" Gazeta nie zamie�ci�a sprostowania Ericha von D�nikena (�Gdzie datowa�em monolit z La Venta na dziesi�� tysi�cy lat?"). Autopoprawki s� najwyra�niej obce zar�wno Wilhelmy'emu jak i ,,Berliner Zeitung". W jeszcze wi�kszym stopniu odnosi si� to do kolejnego przypadku, kt�ry Wilhelmy podsuwa czytelnikom. Jest nim Palenque. �Nagrobna p�yta z Palenque" by�a ju� cz�sto cytowana i wielokrotnie interpretowana. Wilhelmy przedstawia jednak w�asn� interpretacj� (chodzi o boga kukurydzy Yurn Kax) jako ,,udowodnion�" tez�. Jego zdaniem Erich von Daniken manipuluje natomiast swoimi czytelnikami, gdy� �ogl�da t� p�yt� od z�ej strony, mianowicie od strony poprzecznej... Po�o�enie p�yty w w�skiej komorze grobowej i og�lna kompozycja p�askorze�by nie pozostawiaj� �adnych w�tpliwo�ci, i� ogl�da� j� nale�y od w�szej strony. Tylko widziana w ten spos�b, p�yta ma jaki� sens". Gdyby nie by�o to tak powa�nie wyg�oszone, trzeba by wybuchn�� homeryckim �miechem, gdy� najp�niej w momencie inauguracji za�ogowych lot�w kosmicznych nawet Wilhelmy powinien zauwa�y�, �e w�a�nie postulowany przez niego ogl�d reliefu doskonale ukazuje podr�uj�cego we Wszech�wiecie astronaut�. Kto zatem kim manipuluje? Chcieliby�my wreszcie wykaza�, jak ciesz�cy si� uznaniem uczony jest krytyczny wobec pogl�d�w innych, ale zupe�nie pozbawiony krytycyzmu wobec samego siebie. Wilhelmy pisze: �Na jego [Ericha von D�nikena] niedostateczn� znajomo�� literatury przedmiotu jest jeden przyk�ad. M�wi on mianowicie o �wi�tej cenocie [czyli wype�nionym woda zag��bieniu terenu, przypominaj�cym studni� � przyp. red.] w Chichen Itza i o drugiej niezbyt od niej oddalonej, z kt�rej mieszka�cy czerpi� wod� pitn�: Podobne s� one do siebie w uderzaj�cym stopniu... nawet pod wzgl�dem wysoko�ci lustra wody... Bez w�tpienia obie studnie maj� ten sam wiek i by� mo�e zawdzi�czaj� swe powstanie uderzeniom meteoryt�w. Zas�ona tajemnicy, rozci�gni�ta tu nad dawno wyja�nionymi sprawami, jest urojeniem D�nikena. Cenoty nie s� skutkiem uderze� meteoryt�w, lecz wynikiem zawalenia si� stropu jaski� krasowych, cz�sto spotykanych na p�nocnym Jukatanie... Geneza cenot znana jest od 1910 r., a wszystkie wa�niejsze og�lne prace o kulturze Maj�w dok�adnie przedstawiaj� to ca�kowicie wyja�nione zjawisko przyrodnicze..." Jasne i niew�tpliwe wydaje si� tylko jedno. To mianowicie, �e nawet szacowni uczeni myl� si� tym gorzej, w im bardziej dono�ne i zdecydowane tony uderzaj�. �Dementi" Wilhelmy'ego jest niezwykle spektakularn� ilustracj� tej prawid�owo�ci. O co chodzi? Przed 66 milionami lat, na styku okresu kredowego i trzeciorz�du, wymar�y dinozaury a wraz z nimi trzy czwarte �wczesnej fauny. Koniec ten mia� przebieg dosy� gwa�towny. Wi�kszo�� geolog�w, kt�rzy zajmuj� si� tym problemem, przyjmuje obecnie, �e uderzenie wielkiego meteorytu do tego stopnia na ca�e tysi�clecia zniszczy�o �rodowisko naturalne (cz�stki sadzy w powietrzu, spadek temperatury, paruj�ce ska�y jako czynnik wywo�uj�cy kwa�ne deszcze itp.), �e dosz�o do owej �redukcji" �wiata zwierz�cego. Uczeni d�ugo nie byli w stanie odkry� miejsca ewentualnego uderzenia wielkiego meteorytu. Wydaje si�, �e od pocz�tku 1991 r. jest ono znane. Gdzie? Na Jukatanie! Ju� przedtem geolodzy odkryli w rejonie Karaib�w pot�ne pok�ady gruzu i stopionej ska�y, zalegaj�ce w warstwie granicznej mi�dzy okresem kredowym a trzeciorz�dem. Pozwala�o to wnioskowa�, �e poszukiwany krater mo�e znajdowa� si� stosunkowo blisko. Przypuszczano, �e le�a� na dnie morza lub na po�udnie od Kuby. Zdj�cia satelitarne NASA z 1987 r. okaza�y si� sensacyjne. Na ich podstawie mo�na by�o zrekonstruowa� system zaopatrzenia w wod� Maj�w oraz natrafiono na p�kole o �rednicy oko�o dwustu kilometr�w sk�adaj�ce si� z cenot (dziury krasowe lub lejkowate doliny). Obecnie geolodzy maj� ju� pewno��, �e pier�cie� ten, do kt�rego naliczaj� si� r�wnie� cenoty z Chichen Itza, tworzy kraw�d� gigantycznego zag��bienia terenu. W nisko le��cych, ca�kowicie porozbijanych ska�ach woda �atwo cyrkuluje, co prowadzi do rozk�adu wy�ej le��cej ska�y wapiennej, kt�ra powsta�a dopiero po uderzeniu meteorytu, za� przy okazji tych zjawisk powstaj� cenoty. Krater Chicxulub (nazwany tak od ma�ej miejscowo�ci pod Merid�, le��cej w �rodku owej struktury geomorfologicznej) uwa�any jest obecnie za g��wnego kandydata na sprawc� zag�ady wielkich gad�w. Inaczej zatem ni� sugeruje Wilhelmy � to Erich von D�niken ma racj�. Napisa� on zreszt� jedynie: ...by� mo�e obie (studnie) zawdzi�czaj� swe powstanie uderzeniom meteoryt�w, a nie �e s� one kraterami po meteorytach. Oczywi�cie nawet taki �uniwersalny uczony" jak Wilhelmy nie m�g� przewidzie�, czym oka�� si� pewnego dnia cenoty. Przyk�ad ten pokazuje jednak w spos�b wr�cz klasyczny, jak szybko to, co rzekomo jest pewne, okazuje si� omy�k�, natomiast spekulatywne przypuszczenia � r�wnie� ludzi nie b�d�cych uczonymi � staj� si� najbli�sze prawdzie". Tyle je�li chodzi o cytat z tekstu dra Johannesa Fiebaga. Czy naci�gana i po cz�ci tak�e k�amliwa krytyka ostatnich 24 lat z�ama�a m�j up�r, doprowadzi�a do zgorzknienia? W �adnym wypadku. Bardzo du�o wynios�em z tej krytyki. Cz�sto by�a uzasadniona i kierowa�a uwag� na rozs�dne tory. Poza tym obok gradu krytycznych wypowiedzi ukaza�y si� � tak�e wyra�aj�ce opinie uczonych � ksi��ki bior�ce D�nikena w obron� i niezliczone przychylne artyku�y w wielu j�zykach. Moje archiwum pe�ne jest takich materia��w! Szkoda tylko, �e niekt�rzy przedstawiciele �rodk�w masowego przekazu pozostali wi�niami swych przes�d�w. Po�a�owania godne jest te�, i� tak wielu uczonych, koleg�w-pisarzy czy scenarzyst�w czerpa�o z moich prac, nie podaj�c wbrew dobrym obyczajom �r�d�a inspiracji. Ja sam po wydaniu Wspomnie� z przysz�o�ci napisa�em jeszcze 18 dalszych ksi��ek, mieszcz�cych si� w tym samym zakresie tematycznym. Dowodem nieustaj�cego zainteresowania szerokiego kr�gu czytelnik�w �bogami z Kosmosu" jest fakt, �e ka�da moja nast�pna publikacja znajdowa�a si� na li�cie bestseller�w tygodnika �Der Spie-gel". W 1973 r. w USA za�o�ono �Ancient Astronaut Society" (AAS), og�lno�wiatow� organizacje u�yteczno�ci publicznej, kt�ra zajmuje si� przedstawianymi przeze mnie problemami. W krajach niemieckoj�zycznych AAS ma cztery tysi�ce cz�onk�w. Ameryka�ski profesor filozofii dr Luis Navia z New York Institut of Technology napisa�: �Je�li zbada si� t� hipotez� bez uprzedze� i w spos�b otwarty, wida� wyra�nie, �e nie ma w niej niczego, co sprzeciwia�oby si� najsurowszym nawet zasadom naukowym lub naszemu aktualnemu rozumieniu uniwersum. Wielka zas�uga Ericha von D�nikena polega na tym, �e zwr�ci� uwag� na owe niezliczone fakty archeologiczne, kulturowe, historyczne i religijne, kt�re nabieraj� sensu dopiero, gdy we�mie si� pod uwag� mo�liwo�� pozaziemskich odwiedzin. A w�a�nie tego wymaga si� od rozs�dnej i przekonywaj�cej hipotezy naukowej". W sedno trafi� jednak badacz sanskrytu prof. dr Dileep Kumar Kand�ilal. profesor zwyczajny sanskrytu i indologii w Sanscrit College w Kalkucie: �Na podstawie staroindyjskich tekst�w mo�na jednoznacznie dowie��, �e w zamierzch�ej przesz�o�ci Ziemi� odwiedzi�y istoty pozaziemskie, kt�re wp�yn�y na jej dzieje". Tak w�a�nie by�o. Erich von D�niken Feldbrunnen/Szwajcaria, 15 listopada 1991 r. Przedmowa Wspomnienia z przysz�o�ci � czy co� takiego istnieje? Wspomnienia o czym�, co przyjdzie ponownie? Czy w przyrodzie istnieje wieczny obieg rzeczy, wieczne zlewanie si� czas�w? Czy liszka przeczuwa, �e na wiosn� zbudzi si� motylem? Czy cz�steczka gazu czuje jakim� sposobem prawo, zgodnie z kt�rym pr�dzej czy p�niej ponownie zniknie w S�o�cu? Czy umys� ludzki wie o swoim powi�zaniu z wszystkimi zakamarkami wieczno�ci? Dzisiejszy cz�owiek r�ni si� od cz�owieka dnia wczorajszego lub przedwczorajszego. Cz�owiek staje si� ci�gle na nowo i zmienia si� nieustannie w owym niesko�czonym ci�gu, kt�ry zwiemy CZASEM. Cz�owiek b�dzie musia� zrozumie� i opanowa� czas! Czas jest bowiem nasieniem uniwersum. I nie ma ko�ca czas, w kt�rym ��cz� si� wszystkie czasy. S� wspomnienia z przysz�o�ci. To, czego dzisiaj jeszcze nie wiemy, skrywa przed nami Wszech�wiat. By� mo�e dzisiaj, jutro lub kiedy� w przysz�o�ci niekt�re tajemnice zostan� wyja�nione. Wszech�wiat nie zna czasu ani jego poj�cia. Ksi��ka ta nie powsta�aby bez zach�ty i pomocy wielu ludzi. Mojej �onie, kt�ra w ostatnich latach rzadko widywa�a mnie w domu, dzi�kuj� za wyrozumia�o��. Dzi�kuj� mojemu przyjacielowi Hansowi Neunerowi, kt�ry towarzyszy� mi przez sto tysi�cy kilometr�w w moich podr�ach i s�u�y� zawsze cenn� pomoc�. Dzi�kuj� panu doktorowi Stehlinowi i Louisowi Emrichowi za to, �e tak d�ugo dodawali mi otuchy. Dzi�kuj� wszystkim pracownikom NASA w Houston, na Przyl�dku Kennedy'ego i w Huntsville, kt�rzy oprowadzali mnie po swoich wspania�ych naukowo-technicznych o�rodkach badawczych. Dzi�kuj� prof. dr. Wernherowi von Braunowi, dr. Willy'emu Leyowi i panu Bertowi Slattery'emu. Dzi�kuje wreszcie wszystkim niezliczonym m�czyznom i kobietom na ca�ym �wiecie, kt�rzy przez rozmowy, sugestie i bezpo�redni� pomoc umo�liwili powstanie tej ksi��ki. Erich von D�niken Wprowadzenie Napisanie tej ksi��ki wymaga�o odwagi, jej przeczytanie wymaga odwagi nie mniejszej. Uczeni wezm� j� na indeks dzie�, o kt�rych lepiej nie m�wi�, gdy� jej tezy i dowody nie pasuj� do mozolnie zlepionej mozaiki skostnia�ej ju� miedzy szkolnej. Laicy z kolei, kt�rych nawet we �nie niepokoj� wizje przysz�o�ci, schroni� si� niczym �limaki do bezpiecznej i znanej im skorupy przed mo�liwo�ci�, wi�cej � przed prawdopodobie�stwem, i� odkrywana przesz�o�� b�dzie w por�wnaniu z przysz�o�ci� jeszcze bardziej tajemnicza, zuchwa�a i zagadkowa. Jedno jest bowiem pewne: w naszej przesz�o�ci, tej sprzed tysi�cy milion�w lat, co� si� nie zgadza! Roi si� w niej od nieznanych bog�w, kt�rzy w za�ogowych statkach kosmicznych sk�adali wizyty naszej dobrej, wiekowej Ziemi. Przesz�o�� ta pe�na by�a broni tajemnych, super-broni i trudnej do wyobra�enia wiedzy technicznej, kt�rej po cz�ci do dzisiaj nie jeste�my w stanie odtworzy�, W naszej archeologii co� si� nie zgadza! Oto znajduje si� baterie elektryczne sprzed wielu tysi�cy lat. Wida� dziwne istoty w nienagannych skafandrach kosmicznych, kt�rych pasy zapinane s� na klamerki z platyny. Wyst�puj� pi�tnastocyfrowe liczby, kt�rych nie obliczy� przecie� �aden komputer. W zamierzch�ej przesz�o�ci spotykamy ca�y szereg rzeczy, kt�rych nie spos�b sobie wyobrazi�. Sk�d jednak owi prapraludzie posiadali umiej�tno�� tworzenia niewyobra�alnych rzeczy? Z naszymi religiami te� jest co� nie tak! Wszystkie religie maj� t� wsp�ln� cech�, �e obiecuj� ludziom zbawienie i pomoc. Obietnice takie sk�adali r�wnie� najstarsi bogowie. Dlaczego jednak ich nie dotrzymywali? Dlaczego u�ywali supernowoczesnej broni przeciwko prymitywnym ludziom? l dlaczego planowali ich zag�ad�? Powinni�my przyzwyczai� si� do my�li, �e powsta�y w ci�gu tysi�cy lat �wiat wyobra�e� � za�amie si�. Nawet niewiele lat dok�adnych bada� wystarczy�o, by zburzy� gmach poj��, w kt�rym by�o nam tak przytulnie. Na nowo odkrywana jest wiedza, ukryta przedtem w bibliotekach tajnych stowarzysze�. Era podr�y kosmicznych nie jest ju� czasem skrywanych tajemnic. Loty kosmiczne w kierunku S�o�ca i gwiazd pozwalaj� tak�e na sondowanie otch�ani naszej przesz�o�ci. Z ciemnych grobowc�w podnosz� si� bogowie i kap�ani, kr�lowie i bohaterowie. Musimy wydrze� im ich sekrety, gdy� mamy �rodki do tego, by odkry� nasz� przesz�o�� gruntownie i �je�li tylko tego chcemy � bez �adnych luk. Staro�ytno�� trzeba bada� w nowoczesnym laboratorium.. Archeolog musi na zgliszczach przesz�o�ci pos�ugiwa� si� czu�ymi urz�dzeniami pomiarowymi. Szukaj�cy prawdy wsp�czesny kap�an musi zacz�� od nowa w�tpi� we wszystko, co zosta�o ustalone. Bogowie z zamierzch�ej przesz�o�ci pozostawili widoczne �lady, kt�re umiemy odczyta� i odszyfrowa� dopiero dzisiaj, gdy� przez tysi�ce lat nie istnia� dla ludzi problem podr�y kosmicznej, kt�ry dla nas sta� si� tak bliski. Wysuwam bowiem twierdzenie: dawno w staro�ytno�ci nasi przodkowie do�wiadczyli odwiedzin z Kosmosu! Cho� do dzisiaj nie wiemy, kim by�y te pozaziemskie istoty inteligentne i z jakiej przyby�y planety, to jestem przekonany, �e ,,obcy" zg�adzili cze�� �yj�cej w�wczas populacji i sp�odzili nowego cz�owieka, by� mo�e pierwszego Homo sapiens. Twierdzenie to zbija z n�g, gdy� niszczy podstawy, na kt�rych zbudowano tak doskona�y pozornie gmach dotychczasowych poj��. Celem tej ksi��ki jest pr�ba dostarczenia dowod�w na poparcie owego twierdzenia. Rozdzia� I Czy Kosmos zamieszkuj� istoty podobne do cz�owieka? � Czy rozw�j bez tlenu jest mo�liwy?� Czy �ycie wyst�puje w �mierciono�nym �rodowisku? Czy jest do pomy�lenia, aby�my my, obywatele �wiata w XX w., nie byli jedynymi rozumnymi istotami w Kosmosie? Do tej pory w �adnym jeszcze muzeum antropologicznym nie ma w�r�d eksponat�w spreparowanego homunkulusa z innej planety, zatem odpowied�, �e �tylko nasz� Ziemi� zamieszkuj� istoty ludzkie", wydaje si� przekonywaj�ca i uzasadniona. Jednak las znak�w zapytania zag�szcza si�, skoro tylko po��czymy ze sob� w ci�g przyczynowy wyniki najnowszych znalezisk i bada� naukowych. Astronomowie twierdz�, �e w pogodn� noc cz�owiek mo�e zobaczy� go�ym okiem na niebosk�onie oko�o 4500 gwiazd. Jednak ju� zwyk�a luneta w ma�ym obserwatorium astronomicznym pozwala ujrze� prawie dwa miliony gwiazd, podczas gdy nowoczesny teleskop zwierciad�owy wychwytuje �wiat�o miliard�w gwiazd... punkt�w �wietlnych Drogi Mlecznej. Na tle ogromu Kosmosu nasz system gwiezdny jest zaledwie male�k� cz�stk� niepor�wnanie wi�kszego systemu � kt�ry mo�na by nazwa� wi�zk� (uk�adem) dr�g mlecznych. Obejmuje on oko�o 20 galaktyk w promieniu 1,5 miliona lat �wietlnych (l rok �wietlny = 9,5 bilion�w kilometr�w). Z kolei nawet ta wielka liczba gwiazd wcale nie jest du�a w por�wnaniu z wieloma tysi�cami galaktyk spiralnych, kt�rych istnienie przybli�y�y nam teleskopy elektroniczne. Wszystko to odnosi si� do dzisiejszego stanu wiedzy, a badania dopiero si� rozpocz�y. Astronom Harlow Shapley zak�ada, �e w zasi�gu naszych teleskop�w znajduje si� 1020 gwiazd. Jest on sk�onny uzna�, �e tylko jedna na tysi�c ma sw�j uk�ad planetarny i jest to z pewno�ci� bardzo ostro�na kalkulacja. P�jd�my tropem tych szacunk�w i przypu��my, �e tylko na jednej z tysi�ca gwiazd istniej� warunki dla powstania �ycia. Mieliby�my zatem w wyniku tego rachunku wci�� jeszcze wielk� liczb� 1014. Shapley zadaje pytanie: ile gwiazd z tej doprawdy astronomicznej liczby ma atmosfer� umo�liwiaj�c� procesy �yciowe? Mo�e jedna na tysi�c? Skoro tak, to pozostawa�aby jeszcze niewyobra�alna liczba l011 gwiazd dysponuj�cych przes�ankami dla powstania �ycia. Nawet gdyby�my za�o�yli, �e z tej liczby tylko co tysi�czna gwiazda istotnie wykszta�ci�a �ycie, to nadal pozosta�oby dla naszych spekulacji jeszcze 100 milion�w planet. Przy czym obliczenie to opiera si� na dost�pnych dzisiaj mo�liwo�ciach technicznych, podczas gdy teleskopy ca�y czas s� rozwijane i ulepszane. Biochemik dr S. Miller wysuwa hipotez�, �e na niekt�rych z tych planet warunki do powstania �ycia i ono samo rozwin�y si� by� mo�e szybciej ni� na Ziemi. Id�c tropem naszych �mia�ych oblicze� trzeba by uzna�, i� na tych stu milionach planet mog�y si� rozwin�� cywilizacje bardziej zaawansowane od naszej. Prof. dr Willy Ley, znany pisarz naukowy i przyjaciel W. von Brauna, powiedzia� mi w Nowym Jorku: �Liczb� gwiazd tylko w naszej Drodze Mlecznej szacuje si� na 30 miliard�w. Wsp�czesna astronomia przyjmuje za�o�enie, i� w Drodze Mlecznej znajduje si� co najmniej 18 miliard�w uk�ad�w planetarnych. Gdyby�my spr�bowali sprowadzi� wchodz�ce w gr� liczby do najmniejszych wielko�ci i przyj�li, �e odleg�o�ci mi�dzy nimi s� tak dobrane, i� tylko jedna planeta na sto obiega swe s�o�ce w ekosferze, to i tak pozostaje jeszcze 180 milion�w planet mog�cych by� �rodowiskiem dla �ycia organicznego. Przyjmijmy dalej, i� tylko jedna planeta na sto spo�r�d nich rzeczywi�cie stanowi siedlisko �ycia, a mieliby�my jeszcze 1,8 miliona planet, na kt�rych �ycie istnieje. Kolejne przypuszczenie zak�ada�oby, �e na 100 �yciodajnych planet przypada jedna zamieszkana przez istoty o inteligencji nie ust�puj�cej Homo sapiens. Jednak nawet to ostatnie za�o�enie pozostawia naszej Drodze Mlecznej pot�ny zast�p 18 tysi�cy zaludnionych planet". Poniewa� najnowsze obliczenia m�wi� o 100 miliardach sta�ych gwiazd w Drodze Mlecznej, to zgodnie z rachunkiem prawdopodobie�stwa liczba zamieszkanych planet by�aby zdecydowanie wy�sza, ni� szacuje to profesor Ley w swym ostro�nym obliczeniu. Nie anga�uj�c w nasze rozwa�ania utopijnych liczb i nie uwzgl�dniaj�c obcych galaktyk, mo�emy przypuszcza�, i� wzgl�dnie blisko Ziemi znajduje si� 18 tysi�cy planet posiadaj�cych warunki �ycia podobne do naszych. Mo�emy p�j�� dalej w spekulacjach: nawet gdyby z tych 18 tysi�cy w rzeczywisto�ci tylko jeden procent by� zaludniony, to nadal mamy jeszcze 180 planet. Nie ulega w�tpliwo�ci istnienie planet podobnych do Ziemi � z analogicznym sk�adem atmosfery, podobn� grawitacj�, �wiatem ro�linnym a nawet zwierz�cym. Powstaje jednak pytanie, czy �yciodajne planety koniecznie musz� charakteryzowa� si� w�a�ciwo�ciami podobnymi do ziemskich? Badania naukowe modyfikuj� opini�, zgodnie z kt�r� �ycie mo�e si� rozwija� tylko w warunkach zbli�onych do tych, jakie panuj� na Ziemi. B��dny jest pogl�d, �e bez wody i tlenu nie ma �ycia. W rzeczywisto�ci nawet na naszej Ziemi s� organizmy nie potrzebuj�ce w og�le tlenu. S� to �yj�ce bez niego bakterie (beztlenowce), a okre�lona ilo�� tego gazu stanowi dla nich trucizn�. Dlaczego zatem nie mia�oby by� wy�ej rozwini�tych organizm�w, kt�re obywa�yby si� bez tlenu? Pod wp�ywem coraz to nowszych wynik�w bada� naukowych b�dziemy musieli zmienia� nasze wyobra�enia i poj�cia o �wiecie. Nasza pasja badawcza ograniczaj�ca si� do niedawnej przesz�o�ci tylko do Ziemi uczyni�a z niej idealn� planet�. Nie jest ona zbyt gor�ca i nie jest zbyt zimna; wody jest tu pod dostatkiem; tlen wyst�puje w du�ych ilo�ciach; procesy organiczne ci�gle na nowo regeneruj� przyrod�. W rzeczywisto�ci za�o�enie, �e tylko na jakiej� podobnej do Ziemi planecie mog�oby si� rozwin�� i trwa� �ycie, jest nie do utrzymania. Na Ziemi �yje � wed�ug szacunkowych danych � dwa miliony r�nych gatunk�w istot �ywych. Z tego � znowu szacunkowo � 1,2 miliona zosta�o �uchwycone" przez nauk�. Okazuje si�, �e w�r�d tych naukowo zbadanych organizm�w jest kilka tysi�cy takich, kt�re zgodnie z utartymi pogl�dami w og�le nie powinny by�y istnie�! Przes�anki niezb�dne dla pojawienia si� �ycia musz� zatem zosta� na nowo przemy�lane i zweryfikowane. Mo�na by na przyk�ad pomy�le�, �e woda o du�ym stopniu napromieniowania radioaktywnego powinna by� ja�owa. Jednak niekt�re rodzaje bakterii radz� sobie jako� ze �mierciono�n� wod�, op�ywaj�c� reaktory atomowe. Do�wiadczenie dra Siegela wydaje si� cokolwiek niepokoj�ce. Uczony ten stworzy� w laboratorium takie warunki �ycia, jakie wyst�puj� w atmosferze Jowisza i w �rodowisku tym, kt�re nie ma niczego wsp�lnego z wymaganiami, jakie do tej pory kojarzymy z �yciem, hodowa� bakterie i roztocza. Okaza�o si�, �e nie zabi� ich ani amoniak, ani metan czy wod�r. Do�wiadczenia entomolog�w Hintona i Bluma z angielskiego uniwersytetu w Bristolu przynios�y nie mniej zadziwiaj�ce wyniki. Obaj uczeni suszyli jeden z gatunk�w komara przez wiele godzin w temperaturze dochodz�cej do 100�C, a nast�pnie natychmiast zanurzyli obiekty do�wiadczalne w ciek�ym helu, kt�ry jak wiadomo ma temperatur� przestrzeni kosmicznej. Po silnym na�wietleniu ponownie zapewnili komarom normalne dla nich warunki �ycia. I w�wczas nast�pi�o co� prawie niemo�liwego: larwy kontynuowa�y swoje procesy �yciowe i wyklu�y si� z nich ca�kowicie �zdrowe" komary. Wiemy te� o bakteriach �yj�cych w wulkanach, o innych : � po�eraj�cych kamie� i takich, kt�re wytwarzaj� �elazo. Las znak�w zapytania zag�szcza si�. W wielu o�rodkach naukowych prowadzone s� do�wiadczenia i przybywa dowod�w, �e zjawisko �ycia w �adnym wypadku nie jest nierozerwalnie zwi�zane z warunkami panuj�cymi na naszej planecie. Z przes�anek dla �ycia i praw przyrodniczych obowi�zuj�cych na Ziemi uczyniono w ci�gu stuleci co� w rodzaju �p�pka �wiata". Prze�wiadczenie takie zniekszta�ci�o i zatar�o perspektywy, na�o�y�o badaczom ko�skie okulary, kt�re kaza�y im stosowa� w badaniach Kosmosu nasze miary i sposoby my�lenia. Teilhard de Chardin, my�liciel na miar� epoki, g�osi�: �W sprawach Kosmosu tylko to, co fantastyczne, ma szans� by� realnym!" Odwr�cenie naszego sposobu my�lenia � r�wnie fantastyczne, jak i realne � polega�oby na zdaniu sobie sprawy, �e istoty inteligentne z jakiej� innej planety r�wnie� przyjmuj� w�asne warunki �ycia za punkt odniesienia. Je�li �yj� one w temperaturach minus 150~200�C, to by�yby sk�onne uzna� takie w�a�nie temperatury, unicestwiaj�ce nasze �ycie, za warunek jego istnienia na innych planetach. Odpowiada�oby to logice, z jak� pr�bujemy rozja�ni� mroki naszej przesz�o�ci. Jeste�my winni naszemu dziedziczonemu z pokolenia na pokolenie poczuciu w�asnej godno�ci, aby by� lud�mi rozumnymi i obiektywnymi; s�owem �zawsze odwa�nie i pewnie stoj�cymi obiema nogami na ziemi. Ka�da �mia�a teza wydaje si� w swoim czasie utopijna, ale jak�e wiele utopii sta�o si� ju� dawno codzienn� rzeczywisto�ci�! Rzecz jasna, przytoczone tu w ksi��ce przyk�ady maj� ca�kiem �wiadomie pos�u�y� do skrajnych interpretacji. Jednak w momencie gdy to, co dzi� jeszcze jest nieprawdopodobne, stanie si� my�lowym standardem � opadn� wszelkie bariery i dzi�ki temu poznamy w spos�b naturalny te niewiarygodne dzisiaj tajemnice, kt�re skrywa przed nami Kosmos. Przysz�e pokolenia spotkaj� zapewne w przestrzeni kosmicznej wiele nie przeczuwanych jeszcze obecnie postaci �ycia. Cho� nam nie b�dzie ju� dane tego do�wiadczy�, to nasi potomkowie b�d� si� musieli pogodzi� z tym, �e nie s� jedynymi i z pewno�ci� nie najstarszymi istotami rozumnymi w Kosmosie. Wiek Wszech�wiata szacuje si� na 8 do 12 miliard�w lat. Meteoryty dostarczaj� �lad�w zwi�zk�w organicznych dla naszych mikroskop�w. Bakterie licz�ce sobie miliony lat budz� si� do nowego �ycia. Zarodniki, unosz�ce si� w przestrzeni pod wp�ywem ci�nienia promieni s�onecznych i przemierzaj�ce Kosmos, s� pr�dzej czy p�niej przechwytywane przez si�� przyci�gania planet. Nowe �ycie od milion�w lat bierze pocz�tek w niesko�czonym obiegu stworzenia. Liczne wnikliwe badania najr�niejszych warstw skalnych we wszystkich cz�ciach �wiata dowodz�, �e skorupa ziemska uformowa�a si� przed oko�o czterema miliardami lat. A dopiero od miliona lat istnieje co� takiego, jak cz�owiek � g�osi nauka. Z tego ogromnego strumienia czasu uda�o si� przy du�ym nak�adzie pracy, po licznych przygodach i dzi�ki pasji badawczej wyodr�bni� stru�k� siedmiu tysi�cy lat historii cz�owieka spo�ecznego. C� jednak znaczy siedem tysi�cy lat dziej�w ludzko�ci w por�wnaniu z miliardami lat przesz�o�ci Wszech�wiata? My � zwie�czenie stworzenia? � potrzebowali�my 400 000 lat, by osi�gn�� nasz obecny status i dzisiejszy wygl�d. Kto musi dostarcza� materia�u dowodowego w kwestii � dlaczego jaka� inna planeta nie mia�aby stworzy� r�wnie korzystnych warunk�w dla rozwoju odmiennych od nas lub podobnych nam istot rozumnych? Dlaczego mieliby�my nie mie� na innych planetach �konkurencji", kt�ra by nam dor�wnywa�a, a mo�e nas przewy�sza�a? Czy wolno nie bra� pod uwag� takiej mo�liwo�ci? Do tej pory tak w�a�nie czynili�my. Jak cz�sto podstawy naszej m�dro�ci id� w gruzy! Setki pokole� wierzy�y, �e Ziemia ma kszta�t tarczy. Wiele tysi�cy lat obowi�zywa�o �elazne prawo: S�o�ce obraca si� wok� Ziemi. Jeszcze dzisiaj jeste�my przekonani, �e nasza planeta jest �rodkiem Wszech�wiata � cho� zosta�o dowiedzione, i� Ziemia jest ca�kiem zwyk�ym, pod wzgl�dem wielko�ci nieznacznym cia�em niebieskim, oddalonym o 30 000 lat �wietlnych od centrum Drogi Mlecznej... Nadszed� ju� czas, aby�my dzi�ki odkryciom w niesko�czonym i niezbadanym Kosmosie uznali nasz� w�asn� znikomo��. Dopiero w�wczas zrozumiemy, �e jeste�my mr�wkami w kosmicznym pa�stwie. Nasza szansa znajduje si� jednak we Wszech�wiecie � czyli tam, gdzie nam j� obiecali bogowie. Dopiero po spojrzeniu w przysz�o�� b�dziemy mieli dosy� si�y i �mia�o�ci, aby uczciwie i bez uprzedze� bada� nasz� przesz�o��. Rozdzia� II Fantastyczna podr� statku kosmicznego we Wszech�wiecie � �Bogowie" przybywaj� w odwiedziny � Nieprzemijaj�ce �lady Juliusz Verne, protoplasta wszystkich autor�w powie�ci fantastycznych, okaza� si� nadzwyczaj zdolnym pisarzem. Jego si�ganie do gwiazd nie jest ju� utopi�, a w naszym dziesi�cioleciu kosmonauci potrzebuj� na okr��enie Ziemi nie 80 dni, lecz zaledwie 86 minut. Fantastyczna podr�, kt�rej okoliczno�ci i etapy opiszemy, b�dzie mo�liwa do zrealizowana szybciej ni� po up�ywie czasu, jaki musia� min��, aby szalona wizja Juliusza Verne'a osiemdziesi�ciodniowej podr�y dooko�a Ziemi przybra�a posta� b�yskawicznej osiemdziesi�ciominutowej wycieczki. Nie zadowalajmy si� jednak tak kr�tkimi odcinkami czasu! Przypu��my zatem, �e nasz statek kosmiczny za 150 lat wyruszy�by z Ziemi w kierunku jakiego� nieznanego, odleg�ego s�o�ca... Statek mia�by wielko�� dzisiejszego parowca oceanicznego � czyli jego masa startowa wynosi�aby 100 000 ton, z czego 99 800 ton przypada�oby na paliwo, a efektywna masa u�yteczna by�aby mniejsza ni� 200 ton. Niemo�liwe? Ju� dzisiaj mogliby�my na orbicie dowolnej planety zmontowa� cze�� po cz�ci statek kosmiczny. Nawet jednak taki monta� oka�e si� za niespe�na 20 lat zbyteczny, gdy� wielki statek kosmiczny b�dzie mo�na przygotowa� na Ksi�ycu. Na pe�nych obrotach tocz� si� prace nad silnikami przysz�o�ci. Przysz�e zespo�y nap�dowe b�d� przede wszystkim silnikami fotonowymi, wykorzystuj�cymi syntez� j�drow� � przemian� wodoru w hel lub te� anihilacj� materii. Ich szybko�� osi�gnie pr�dko�� �wiat�a. Nowa, odwa�na droga prowadzi w �wiecie techniki do rakiet fotonowych, a przeprowadzone ju� do�wiadczenia fizyczne na pojedynczych cz�stkach elementarnych dowodz�, �e z powodzeniem mo�na p�j�� t� drog�. Paliwa rakiet fotonowych umo�liwi� tak du�e przybli�enie szybko�ci lotu do pr�dko�ci �wiat�a, �e efekt wzgl�dno�ci, wynikaj�cy z teorii Einsteina, a zw�aszcza r�nica w up�ywie czasu mi�dzy miejscem startu a statkiem kosmicznym, ujawni si� w pe�ni. Materia� p�dny zamieni si� w promieniowanie elektromagnetyczne, emitowane jako wi�zka promieni nap�dowych o pr�dko�ci �wiat�a. Teoretycznie statek kosmiczny wyposa�ony w silniki fotonowe b�dzie m�g� osi�gn�� szybko�� dochodz�c� do 99% pr�dko�ci �wiat�a. Szybko�� taka pozwoli�aby pokona� granice Uk�adu S�onecznego! Ju� samo wyobra�enie sobie tego mo�e przyprawi� o zawr�t g�owy. Na progu nowej epoki powinni�my jednak pami�ta�, �e r�wnie osza�amiaj�ce by�y wielkie post�py techniki, jakich w swoim czasie do�wiadczyli nasi dziadkowie: kolej�elektryczno�� � telegraf�pierwsze auto� pierwszy samolot... Nasze pokolenie z kolei jako pierwsze us�ysza�o �music in the air" � ogl�damy kolorow� telewizj� � byli�my �wiadkami pierwszych start�w rakiet kosmicznych i odbieramy informacje oraz zdj�cia z satelit�w kr���cych wok� Ziemi. Nasi wnukowie wezm� z kolei udzia� w podr�ach gwiezdnych i b�d� prowadzili badania kosmiczne na politechnikach. Prze�led�my jednak dalej podr� naszego fantastycznego statku kosmicznego, kt�ry zmierza do odleg�ej gwiazdy sta�ej. Z pewno�ci� by�oby zabawne, gdyby�my mogli wyobrazi� sobie, jak za�oga statku sp�dza czas swej podr�y. Cho�by odleg�o�ci by�y nie wiadomo jak wielkie, a czas dla oczekuj�cych w domu wl�k� si� niemi�osiernie powoli, to teoria Einsteina zachowuje sw� wa�no��! Mo�e si� to wyda� trudne do poj�cia, ale czas w statku kosmicznym poruszaj�cym si� z szybko�ci� zbli�on� do pr�dko�ci �wiat�a � biegnie wolniej ni� na Ziemi. Je�li pr�dko�� statku wynosi�aby 99% pr�dko�ci �wiat�a, to nasza za�oga sp�dzi�aby podczas lotu we Wszech�wiecie 14,1 lat, podczas gdy dla mieszka�c�w Ziemi min�oby cale stulecie. T� r�nic� czasu mi�dzy kosmonautami a Ziemianami mo�na obliczy� wed�ug r�wnania, wywodz�cego si� ze wzoru Lorentza: (t�czas up�ywaj�cy dla kosmonaut�w, T � czas up�ywaj�cy na Ziemi, v � szybko�� lotu, c � pr�dko�� �wiat�a). Szybko�� lotu statku kosmicznego mo�na obliczy� wed�ug wyprowadzonego przez prof. Ackereta r�wnania podstawowego dla rakiet: (v � szybko�� lotu, w � pr�dko�� strumienia wyrzucanego z silnika, c � pr�dko�� �wiat�a, t � udzia� paliwa w ci�arze statku podczas startu). Gdy statek zbli�y si� do gwiazdy docelowej, za�oga z ca�� pewno�ci� wykryje planety, ustali ich po�o�enie, zmierzy temperatur� na postawie analizy widmowej i obliczy orbity. W ko�cu wybierze na miejsce l�dowania t� planet�, kt�rej w�a�ciwo�ci s� najbardziej zbli�one do ziemskich. Gdyby nasz statek po podr�y na odleg�o�� przyk�adowo osiemdziesi�ciu lat �wietlnych sk�ada� si� ju� tylko z masy podstawowej, gdy� ca�a energia nap�dowa zosta�a zu�yta, za�oga musia�aby na miejscu uzupe�ni� zbiorniki pojazdu materia�em rozszczepialnym na drog� powrotn�. Za��my zatem, �e wybrana do l�dowania planeta by�aby podobna do Ziemi. Powiedzieli�my ju�, �e takie za�o�enie w �adnym wypadku nie jest niemo�liwe. Odwa�my si� jeszcze i na takie przypuszczenie, i� cywilizacja na tej planecie znajduje si� mniej wi�cej w takim punkcie rozwoju, w jakim nasza by�a przed o�mioma tysi�cami lat, co aparaty pomiarowe statku ustali�yby ju� na d�ugo przed wyl�dowaniem. Nasi kosmonauci oczywi�cie wybrali l�dowisko w pobli�u z�� materia��w rozszczepialnych: instrumenty wskazuj� przecie� szybko i niezawodnie, w jakim �a�cuchu g�rskim i w jakiej formacji geologicznej mo�na znale�� uran. L�dowanie odby�o si� zgodnie z planem. Kosmonauci widz� istoty, kt�re ostrz� kamienne narz�dzia; widz�, jak poluj� z oszczepami na dzikie zwierz�ta; widz� stada owiec i k�z pas�ce si� na stepie; dostrzegaj� prosty sprz�t gospodarski, wytwarzany przez prymitywne garncarstwo. Zaiste, przedziwny to widok dla naszych kosmonaut�w. Co jednak my�l� sobie prymitywne istoty planety o tym monstrum, kt�re w�a�nie wyl�dowa�o, i o postaciach, kt�re z niego wysiad�y? Przed o�mioma tysi�cami lat my tak�e � nie zapominajmy o tym � byli�my p�dzikusami. By�oby a� nadto zrozumia�e, gdyby p�dzicy �wiadkowie tego wydarzenia padli twarz� na ziemi� i nie odwa�yli si� podnie�� oczu. Jeszcze tego samego dnia modlili si� do S�o�ca i Ksi�yca, a teraz wydarzy�o si� co� niesamowitego: z nieba przybyli bogowie! Pierwotni mieszka�cy planety obserwuj� z bezpiecznej kryj�wki naszych kosmonaut�w, nosz�cych na g�owie dziwaczne kapelusze z dr��kami (he�my wyposa�one w anteny). Dziwi� si�, �e noc jest widna jak dzie� (reflektory), ogarnia ich l�k, gdy obce istoty bez trudu wznosz� si� w powietrze (paski z rakietami), chowaj� g�owy ponownie w trawie, gdy parskaj�c, dudni�c i warcz�c wzbijaj� si� w powietrze nieznane, budz�ce trwog� �zwierz�ta" (helikoptery-poduszkowce, pojazdy wielozadaniowe) i w ko�cu salwuj� si� ucieczk� do swych bezpiecznych jaski�, kiedy z g�r dobiega przejmuj�cy l�kiem huk i grzmot (pr�bna eksplozja). W rzeczy samej tym prymitywnym istotom nasi kosmonauci musz� wydawa� si� wszechpot�nymi bogami! Podczas gdy kosmonauci kontynuuj� sw� ci�k� rutynow� prac�, po pewnym czasie delegacja kap�an�w wzgl�dnie czarownik�w podejdzie zapewne do tego astronauty, w kt�rym instynktownie wyczuje wodza, aby nawi�za� kontakt z bogami. Przynios� ze sob� dary, chc�c w ten spos�b odda� cze�� go�ciom. Jest ca�kiem mo�liwe, �e nasi ludzie szybko nauczyli si� z pomoc� komputera mowy tubylc�w i potrafi� podzi�kowa� im za doznane uprzejmo�ci. Jednak nic nie pomo�e t�umaczenie, nawet w tubylczej mowie, �e to nie bogowie wyl�dowali, nie �adne wy�sze, godne czci istoty sk�adaj� im wizyt�. W to nie uwierz� bowiem nasi prymitywni przyjaciele. Kosmonauci przybyli z innych gwiazd i wida� przecie� go�ym okiem, �e posiadaj� nies�ychan� moc i zdolno�� czynienia cud�w. Musz� by� zatem bogami! Nie ma te� �adnego sensu, by im co� wyja�nia�. Wszystko to przekracza wyobra�ni� straszliwie zaskoczonych niespodziewanym naj�ciem istot. Niezale�nie od tego, co si� wydarzy od dnia l�dowania, wcze�niej opracowany plan m�g�by zawiera� nast�puj�ce punkty: � Cz�� ludno�ci zostanie zjednana i przyuczona do wsp�pracy w poszukiwaniu w rozsadzonym kraterze materia�u rozszczepialnego, niezb�dnego do powrotu na Ziemi�. � Najm�drzejszy spo�r�d tubylc�w wybrany zostanie �kr�lem" i jako widomy znak swej w�adzy dostanie radiostacj�, dzi�ki kt�rej mo�e w ka�dej chwili nawi�za� z �bogami" kontakt i porozumie� si� z nimi. � Kosmonauci pr�buj� przyswoi� tubylcom najprostsze formy wsp�ycia i par� poj�� moralnych, aby umo�liwi� przez to rozw�j �adu spo�ecznego. � Nasz� grup� tubylcz� zaatakuje inny �lud". Z uwagi na to, �e nie zebrano jeszcze dostatecznej ilo�ci materia�u rozszczepialnego, napastnikom po wielu ostrze�eniach zostanie udzielona zbrojna odprawa przy pomocy nowoczesnych �rodk�w bojowych. � Kosmonauci zap�adniaj� niekt�re miejscowe kobiety. W ten spos�b mo�e powsta� nowa rasa, kt�ra przeskoczy pewien szczebel ewolucji. Z w�asnego do�wiadczenia wiemy, jak d�ugo trwa, zanim nowa rasa b�dzie zdolna do badania Wszech�wiata. Dlatego te� przed powrotem na Ziemi� kosmonauci pozostawi� widoczne i wyra�ne �lady, kt�re jednak dopiero du�o p�niej b�d� mog�y zosta� zrozumiane przez spo�ecze�stwo dzi�ki rozwojowi techniki i matematyki. Pr�ba ostrze�enia naszych podopiecznych przed nadchodz�cymi niebezpiecze�stwami oka�e si� daremna. Nawet gdy poka�emy im najokrutniejsze filmy o ziemskich wojnach i eksplozjach atomowych, przyk�ady te tak samo nie przeszkodz� istotom z owej planety pope�nia� podobnych g�upstw, jak nie odstraszaj� one (prawie) ca�ej my�l�cej ludzko�ci, by ci�gle na nowo nie igra�a z ogniem wojny. Kiedy statek ponownie zniknie w kosmicznej mgle, nasi przyjaciele b�d� rozpami�tywa� cud: �bogowie byli u nas". Utrwal� go w swej prostej mowie, stworz� z niego legend� przekazywan� dzieciom, za� z prezent�w, narz�dzi i wszystkich rzeczy pozostawionych przez kosmonaut�w uczyni� �wi�te relikwie. Gdy nasi przyjaciele opanuj� sztuk� pisania, b�d� mogli zapisa� to, co si� im niegdy� przydarzy�o, a co by�o pe�ne dziw�w, niesamowite i cudowne. B�dzie mo�na zatem przeczyta� � a malowid�a przedstawi� to plastycznie � �e bogowie w z�otych szatach przybyli w lataj�cej barce, kt�ra opad�a z niesamowitym ha�asem. B�d� pisa� o pojazdach, kt�rymi bogowie je�dzili nad morzem i l�dem, i o straszliwej broni, podobnej do pioruna. B�dzie si� te� m�wi�, i� bogowie obiecali powr�ci�. Mieszka�cy wykuj� i wyskrobi� w kamieniu obrazy tego, co niegdy� tu widziano: � nieforemnych olbrzym�w, nosz�cych na g�owach he�my i dr��ki, a na piersi skrzynki, � kule, na kt�rych siedz� bli�ej nieokre�lone istoty przemierzaj�c przestworza, � laski wyrzucaj�ce promienie, niczym s�o�ce, � podobne do olbrzymich insekt�w twory, b�d�ce czym� w rodzaju pojazd�w. Mo�na pu�ci� wodze nieograniczonej fantazji, jakie to obrazowe przedstawienia stan� si� pok�osiem odwiedzin kosmonaut�w. W dalszej cz�ci ksi��ki zobaczymy, jakie �lady wyryli na tablicach dziej�w bogowie", kt�rzy w epoce prehistorycznej nawiedzili Ziemie. Rozw�j cywilizacji na planecie, kt�r� odwiedzi� statek kosmiczny, mo�na sobie dosy� �atwo wyobrazi�. Tubylcy wiele podpatrzyli i nauczyli si�. Miejsce, na kt�rym stan�� statek, zostanie og�oszone �wi�t� stref� i stanie si� celem pielgrzymek, gdzie s�awione b�d� w pie�niach bohaterskie czyny bog�w. Wzniesione tu zostan� piramidy i �wi�tynie, rzecz jasna na podstawie zdobytej wiedzy astronomicznej. Liczba ludno�ci wzrasta, dochodzi do wojen niszcz�cych �wi�te miejsca, ale p�niejsze pokolenia ponownie je odkrywaj�, prowadz� prace wykopaliskowe i pr�buj� zinterpretowa� odkryte znaki. O tym, co b�dzie dalej, mo�na przeczyta� w naszych ksi��kach historycznych... Aby zbli�y� si� do �prawdy" historycznej, trzeba w g�szczu znak�w zapytania przebi� dukt, wiod�cy do naszej przesz�o�ci. Rozdzia� III Mapy sprzed 11 tysi�cy lat? � Prehistoryczne lotniska? � Pasy startowe dla �bog�w"?� Najstarsze miasto �wiata � Kiedy topi si� kamie�? � Gdy nast�powa� potop � Mitologia Sumer�w � Ko�ci, kt�re nie pochodz� od ma�py � Wszyscy dawni malarze mieli t� sam� manier�? Czy naszych przodk�w odwiedzili przybysze z Wszech�wiata? Czy archeologia opiera si� po cz�ci na b��dnych za�o�eniach? Czy mamy urojone wyobra�enie o przesz�o�ci? Czy r�wnie� inteligencja rozwija si� w ramach wiecznego obiegu rzeczy? Zanim udzieli si� �wypr�bowanych" odpowiedzi na tego typu pytania, trzeba mie� jasno��, na jakiej podstawie opiera si� nasza wiedza o przesz�o�ci. Ot� sk�ada si� ona z poszlak i hipotez. Wykopaliska, starodawne przekazy pisane, malowid�a jaskiniowe, legendy i inne �r�d�a pos�u�y�y do zbudowania pewnego modelu my�lowego, a wiec hipotezy roboczej. Owa mieszanka fakt�w u�o�y�a si� w interesuj�c� i budz�c� uznanie mozaik�. Powsta�a ona jednak wed�ug z g�ry przyj�tej teorii, do kt�rej uda�o si� dopasowa� poszczeg�lne cz�ci sk�adowe � niekiedy z nazbyt widocznym spoiwem wi���cym. W rezultacie otrzymujemy koncepcje, wed�ug kt�rej musia�o by� tak a nie inaczej, dok�adnie tak w�a�nie, jak si� przedstawia. Co wi�cej, fakty mo�na przykrawa� do zak�adanych hipotez. W�tpliwo�ci odno�nie do ka�dej teorii s� zasadne, a nawet konieczne, gdy� niekwestionowanie aktualnie obowi�zuj�cej wiedzy prowadzi do zaniku bada� naukowych. A zatem nasza wiedza o przesz�o�ci jest tylko wzgl�dn� prawd�. Kiedy ujawniaj� si� nowe okoliczno�ci, dawna teoria � cho�by by�a nie wiem jak zadomowiona � musi zosta� zast�piona przez now�. Wydaje si�, �e nadszed� czas, aby do naszych bada� nad przesz�o�ci� zastosowa� nowe metody. Postulat ten uzasadniony jest pojawieniem si� nowych okoliczno�ci. Nie wolno nam ju� d�u�ej postrzega� przesz�o�ci na star� mod��. Pocz�tki naszej cywilizacji i geneza wielu religii mog�y przecie� wygl�da� zupe�nie inaczej, ni� do tej pory przyjmowali�my.Poznanie Uk�adu S�onecznego i Wszech�wiata, zgromadzona wiedza o makro- i mikrokosmosie, niebywa�e post�py w technice i medycynie, biologii i geologii, zapocz�tkowanie podr�y w przestrzeni kosmicznej � to wszystko w po��czeniu z wieloma innymi jeszcze czynnikami ca�kowicie zmieni�o nasz obraz �wiata w ostatnim niespe�na p�wieczu. Dzisiaj wiemy, �e mo�na produkowa� ubiory dla kosmonaut�w, kt�re s� odporne na skrajnie niskie i wysokie temperatury. Wiemy, �e podr�e kosmiczne nie s� ju� utopi�. Do�wiadczamy spe�nionego cudu kolorowej telewizji, podobnie jak umiemy zmierzy� pr�dko�� �wiat�a i obliczy� konsekwencje teorii wzgl�dno�ci. Wiemy czy przeczuwamy, i� w �adnym wypadku nie musimy by� jedynymi istotami rozumnymi w Kosmosie? Wiemy czy prze