4038
Szczegóły |
Tytuł |
4038 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4038 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4038 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4038 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Mika Waltari
Egipcjanin Sinuhe
(Przek�ad Zygmunt �anowski)
K S I � G A P I E R W S Z A
��deczka z sitowia
Rozdzia� 1
Ja, Sinuhe, syn Senmuta i jego �ony Kipy, pisz� te s�owa. Nie po to, by wielbi� bog�w w krainie Kem, gdy� ju� do�� mam bog�w. Nie po to, by wielbi� faraon�w, gdy� do�� ju� mam ich wielkich czyn�w. Pisz� to tylko dla siebie samego. Nie, by pochlebia� bogom, nie, by pochlebia� kr�lom, i nie z l�ku ani te� z nadziei na przysz�o��. Gdy� za �ycia dozna�em i postrada�em tak wiele, �e nie dr�czy mnie ju� czczy l�k, a nadziej� na nie�miertelno�� jestem znu�ony, tak jak znu�ony jestem bogami i kr�lami. Tylko dla siebie samego pisz� te s�owa i w tym r�ni� si�, jak s�dz�, od wszystkich innych pisarzy, zar�wno w czasach minionych jak i w przysz�o�ci.
Ja, Sinuhe, syn Senmuta, w dniach staro�ci i rozczarowania mam ju� jednak do�� k�amstwa. Dlatego pisz� tylko dla siebie samego i tylko to, co widzia�em w�asnymi oczyma lub te� zas�yszawszy wiem, �e jest prawd�. I w tym r�ni� si� od wszystkich, kt�rzy �yli przede mn�, i od wszystkich, kt�rzy b�d� �y� po mnie. Gdy� cz�owiek, kt�ry pisze s�owa na papirusie, a jeszcze bardziej taki, kt�ry ka�e ry� swoje imi� i swoje czyny w kamieniu, �yje z nadziej�, �e s�owa jego b�d� czytane, �e potomni b�d� je czyta� i wielbi� jego czyny i jego m�dro��. Lecz w moich s�owach niewiele mo�na znale�� chwalby, ani te� czyny moje nie s� warte uwielbienia, a m�dro�� jest jak cier� w mojej piersi i nie daje mi �adnej rado�ci. S��w moich dzieci nie b�d� ry� na glinianych tabliczkach, by �wiczy� si� w sztuce pisania. Moich s��w ludzie nie b�d� powtarza�, aby dzi�ki mojej m�dro�ci uchodzi� za m�drych. Nie, pisz�c to wyrzekam si� wszelkiej nadziei, �e kiedy� kto� mnie b�dzie czyta� i rozumie�.
Gdy� cz�owiek w swej z�o�ci jest okrutniejszy i bardziej zatwardzia�y ni� krokodyle Rzeki. Jego serce jest twardsze ni� kamie�. Jego pr�no�� jest l�ejsza ni� py�. Zanurz go w wodzie, a gdy odzie� jego wyschnie, b�dzie taki sam jak przedtem. Pogr�� go w trosce i rozczarowaniu, a gdy si� zn�w podniesie, b�dzie taki sam jak przedtem. Wiele zmian widzia�em ja, Sinuhe, za moich dni, ale wszystko jest znowu tak jak dawniej, a cz�owiek si� nie zmieni�. S� wprawdzie tacy, kt�rzy m�wi�, �e to, co si� dzieje, nie dzia�o si� nigdy przedtem, ale to tylko puste s�owa.
Ja, Sinuhe, widzia�em, jak niedorostek uderzeniem zabija� ojca na rogu ulicy. Widzia�em, jak biedacy podnie�li bunt przeciw bogaczom, a bogowie przeciw bogom. Widzia�em m�a, kt�ry przedtem pija� wino ze z�otych puchar�w, jak w n�dzy schyla� si�, by zaczerpn�� r�kami wody z Rzeki. Ci, kt�rzy op�ywali niegdy� w z�oto, �ebrali na rogach ulic, a ich �ony sprzedawa�y si� za miedziaki wymalowanym Murzynom, aby kupi� chleba dla swoich dzieci.
Nic nowego nie wydarzy�o si� zatem za moich dni, a to, co dzia�o si� dawniej, b�dzie si� dzia�o tak�e i w przysz�o�ci. Tak jak cz�owiek nie zmieni� si� do dzi�, tak te� i nie zmieni si� jutro. Ci, kt�rzy przyjd� po mnie, b�d� tacy sami jak ci, kt�rzy �yli przede mn�. Jak�e� wi�c mogliby zrozumie� moj� m�dro��? I jak m�g�bym mie� nadziej�, �e b�d� czyta� moje s�owa?
Ale ja, Sinuhe, pisz� te s�owa dla siebie samego, gdy� wiedza z�era mi serce jak �ug i ca�a rado�� usz�a z mojego �ycia. W trzecim roku wygnania zaczynam t� ksi�g�, nad brzegiem Wschodniego Morza, sk�d statki p�yn� do krainy Punt, w pobli�u pustyni, w pobli�u g�r, z kt�rych kr�lowie kazali dawniej �ama� kamie� na swoje pos�gi. Pisz� to, poniewa� nawet wino gorycz� sp�ywa w me gard�o. Pisz� to, bo nie mam ju� ochoty syci� si� kobietami, a ogrody i sadzawki z rybami nie ciesz� ju� moich oczu. W ch�odne noce zimowe czarna dziewczyna rozgrzewa mi �o�e, ale ja nie mam z niej �adnej rado�ci. Wyp�dzi�em od siebie �piewak�w, a tony smyczk�w i flet�w s� plag� dla moich uszu. Dlatego pisz� to ja, Sinuhe, dla kt�rego niczym jest bogactwo i z�ote puchary, mirra, heban i ko�� s�oniowa.
Gdy� wszystko to posiadam i nic mi nie odebrano. Wci�� jeszcze boj� si� niewolnicy mojej laski, a stra�nicy chyl� przede mn� g�owy i opuszczaj� d�onie do kolan. Ale przestrze� dla moich krok�w jest odmierzona, �aden statek nie mo�e przybi� w przybrze�nej kipieli. Dlatego ja, Sinuhe, ju� nigdy nie poczuj� woni czarnego mu�u w noc wiosenn� i dlatego pisz� te s�owa.
A przecie� imi� moje by�o kiedy� wpisane do z�otej ksi�gi faraona i mieszka�em w Z�oty Domu po prawej stronie kr�la. Moje s�owo znaczy�o wi�cej ni� s�owo mo�nych z krainy Kem, dostojnicy s�ali mi dary, a szyj� moj� zdobi�y liczne z�ote �a�cuchy. Mia�em wszystko, czego cz�owiek mo�e tylko zapragn��, ale jako cz�owiek pragn��em wi�cej, ni� ktokolwiek mo�e osi�gn��. Dlatego te� jestem tu, gdzie jestem. Wygnano mnie z Teb w sz�stym roku panowania faraona Horemheba z ostrze�eniem, �e zostan� zabity jak pies, gdybym wr�ci�, �e zmia�d�� mnie jak �ab� mi�dzy kamieniami, gdybym zrobi� krok poza obszar przeznaczony mi na mieszkanie. Taki jest rozkaz kr�lewski, rozkaz faraona Horemheba, kt�ry kiedy� by� moim przyjacielem.
Czeg� jednak innego mo�na oczekiwa� od nisko urodzonego, kt�ry poleci� wymaza� imiona kr�l�w ze spisu w�adc�w i nakaza� pisarzom wpisa� tam swoich przodk�w jako szlachetnie urodzonych. Widzia�em jego koronacj�, widzia�em, jak mu wk�adano na g�ow� czerwon� i bia�� koron�. Je�li liczy� od tej chwili, wygna� mnie w sz�stym roku swego panowania. Ale wed�ug rachunku pisarzy by�o to w trzydziestym drugim roku jego rz�d�w. Czy� wi�c nie jest k�amstwem wszystko, co napisano, zar�wno dawniej jak dzi�?
Tego, kt�ry �y� prawd�, mia�em w pogardzie przez ca�e jego �ycie z powodu jego s�abo�ci i przejmowa� mnie zgroz� z powodu zniszczenia, jakie �ci�gn�� na krain� Kem w imi� swojej prawdy. Dzi� spad�a na mnie jego zemsta, bo sam chc� �y� prawd�, cho� nie dla jego bog�w, lecz dla siebie. Prawda jest jak patrosz�cy n�, prawda jest jak nieuleczalna rana w ciele cz�owieka, prawda jest jak �ug �r�cy serce. Dlatego w dniach swej m�odo�ci i si�y m�czyzna ucieka od prawdy do dom�w rozpusty i mami oczy prac� i r�norak� dzia�alno�ci�, podr�ami i rozrywkami, w�adz� i budowaniem. Ale potem przychodzi dzie�, gdy prawda przeszywa go jak oszczep i od tej pory nie ma ju� �adnej rado�ci ze swoich my�li albo z pracy swoich r�k, tylko jest sam. Jest sam po�r�d ludzi i nawet bogowie nie daj� mu lekarstwa na jego samotno��. Pisz� to ja, Sinuhe, dobrze wiedz�c, �e post�pki moje by�y z�e, a �cie�ki, kt�rymi kroczy�em, kr�te, ale wiedz�c tak�e dobrze, �e nikt nie wyci�gnie z tego nauki, nawet gdyby kto� kiedy� czyta� te s�owa. Tote� pisz� to wy��cznie dla siebie samego. Niech inni oczyszczaj� si� z grzech�w w �wi�tej wodzie Amona. Ja, Sinuhe, oczyszczam si� spisuj�c moje post�pki ku w�asnej pami�ci. Niech inni zostawiaj� k�amstwa swego serca do zwa�enia na wadze Ozyrysa. Ja, Sinuhe, wa�� me serce na trzcinie do pisania. Ale nim zaczn� pisa� moj� ksi�g�, pozwol� sercu wyp�aka� �al, gdy� tak �ali si� serce wygna�ca, czarne od troski:
Kto raz pi� wody Nilu, t�skni� b�dzie zawsze do Nilu. Jego pragnienia nie zdo�a ugasi� woda �adnego innego kraju.
Kto urodzi� si� w Tebach, t�skni� b�dzie zawsze do Teb, gdy� nie ma na ziemi innego miasta, podobnego do Teb. Kto urodzi� si� w ubogim zau�ku, t�skni� b�dzie zawsze do tej uliczki, z pa�acu cedrowego t�skni� b�dzie do glinianej lepianki; od zapachu mirry i drogocennych olejk�w t�skni� b�dzie do woni ognisk z bydl�cego nawozu i ryb sma�onych na oleju.
Zamieni�bym m�j z�oty puchar na gliniany dzban biedaka, gdyby stopa moja mog�a kiedy� jeszcze raz st�pn�� na mi�kki mu� krainy Kem. Moje lniane szaty zamieni�bym na niewolnicz� opo�cz� z grubo garbowanej sk�ry, gdybym jeszcze raz m�g� us�ysze�, jak szumi w wiosennym wietrze sitowie nad Nilem.
Nil wylewa, miasta jak drogie kamienie wynurzaj� si� z jego zielonych w�d, jask�ki wracaj�, �urawie brodz� w b�ocie, ale mnie tam nie ma. Czemu� nie jestem jask�k�, czemu� nie jestem �urawiem, bym m�g� na silnych skrzyd�ach ulecie� moim stra�nikom, wr�ci� do krainy Kem?
Swoje gniazdo zbudowa�bym po�r�d r�nobarwnych kolumn Amona, gdzie obeliski p�on� ogniem i z�oceniami, po�r�d zapachu kadzid�a i t�ustych ofiar zwierz�cych. Swoje gniazdo zbudowa�bym na dachu glinianej lepianki w ubogim zau�ku. Wo�y ci�gn� sanie, rzemie�lnicy klej� z sitowia karty papirusu, kupcy g�o�no wychwalaj� towary, �uki ryj� w gnoju na wy�o�onych kamieniem ulicach.
Czysta by�a woda mojej m�odo�ci, s�odka by�a moja nierozwaga. Gorzkie i kwa�ne jest wino staro�ci i nawet najlepsze miodne ciasto nie zast�pi razowego chleba mojego ub�stwa. O lata owe, zawr��cie, potoczcie si� ku mnie, lata minione, pop�y�, Amonie, po niebie od zachodu do wschodu, abym jeszcze raz m�g� prze�y� m�odo��! Ani jednego s�owa bym nie zmieni�, nawet najmniejszego czynu bym nie zmieni� na inny. O krucha trzcino, o g�adki papirusie, dajcie mi z powrotem moje g�upie post�pki, moj� m�odo�� i moj� lekkomy�lno��!
Pisa� to Sinuhe, wygnaniec, ubo�szy od wszystkich biedak�w w krainie Kem.
Rozdzia� 2
Senmut, kt�rego nazywa�em ojcem, by� lekarzem biedak�w w Tebach. Kipa, kt�r� nazywa�em matk�, by�a jego �on�. Dzieci nie mieli. Dopiero w staro�ci przybrali mnie za syna. W swej prostocie nazywali mnie darem bog�w, nie przeczuwaj�c z�a, jakie ten dar mia� im przynie��. Kipa nazwa�a mnie Sinuhe, imieniem z ba�ni, bo lubi�a ba�nie, a nadto, bo jej zdaniem przyszed�em do niej uciekaj�c przed niebezpiecze�stwami, jak �w ba�niowy Sinuhe, kt�ry przypadkiem pods�ucha� straszliw� tajemnic� faraona i kt�ry potem uciek� i �y� przez wiele lat, do�wiadczaj�c rozmaitych przyg�d w obcych krajach.
Ale by�o to tylko naiwne bajanie, p�yn�ce z jej dziecinnego usposobienia. Chcia�a mie� nadziej�, �e tak�e i ja zawsze uciekn� przed niebezpiecze�stwami i unikn� niepowodze�. Dlatego nazwa�a mnie Sinuhe. Lecz kap�ani Amona m�wi�, �e imi� cz�owieka to wr�ebna zapowied�. By� mo�e wi�c, �e to moje imi� wystawi�o mnie na niebezpiecze�stwa i przygody i wygna�o do obcych kraj�w. Moje imi� skaza�o mnie mo�e na udzia� w straszliwych tajemnicach, sekretach kr�l�w i ich ma��onek, tajemnicach, kt�re mog� przyprawi� cz�owieka o �mier�. Moje imi� uczyni�o ze mnie w ko�cu banit� i wygna�ca.
Ale r�wnie dziecinne jak my�l Kipy, gdy mi nadawa�a to imi�, by�oby wyobra�enie, �e imi� mo�e mie� jaki� wp�yw na losy cz�owieka. Wierz�, �e wiod�oby mi si� tak samo, gdyby imi� moje brzmia�o Kepru czy Kafran, czy Mose. Nie da si� jednak zaprzeczy�, �e Sinuhe zosta� wygna�cem, gdy natomiast Heb, syn soko�a, ukoronowany zosta� czerwon� i bia�� koron� jako Horemheb na kr�la G�rnego i Dolnego Kraju. Niech wi�c ka�dy my�li sobie, co chce, o znaczeniu ludzkiego imienia. W swej wierze jednak znale�� mo�e pociech� na niepowodzenia i z�o �ycia.
Urodzi�em si� za panowania wielkiego kr�la, faraona Amenhotepa Trzeciego. W tym samym roku urodzi� si� ten, kt�ry chcia� �y� prawd� i kt�rego imienia nie wolno ju� wymienia�, poniewa� jest to imi� przekl�te � jakkolwiek naturalnie w�wczas nikt jeszcze o tym nic nie wiedzia�. Tote� gdy si� urodzi�, w pa�acu nasta�a wielka rado�� i kr�l z�o�y� liczne ofiary w wielkiej �wi�tyni Amona, kt�r� sam kaza� zbudowa�, a tak�e lud cieszy� si� nie przeczuwaj�c, co przysz�o�� przyniesie. Pierwsza kr�lewska ma��onka, Teje, czeka�a bowiem nadaremnie na dziecko p�ci m�skiej, mimo �e by�a wielk� kr�lewsk� ma��onk� ju� dwadzie�cia dwa lata i mi� jej ryto obok imienia kr�lewskiego w �wi�tyniach i na pos�gach. Dlatego te� ten, kt�rego imienia nie wolno wymienia�, obwo�any zosta� w�r�d wielkich uroczysto�ci spadkobierc� w�adzy kr�lewskiej, gdy tylko kap�ani zd��yli dokona� obrzezania.
Lecz on urodzi� si� dopiero na wiosn�, w okresie siew�w, natomiast ja, Sinuhe, przyszed�em na �wiat ju� poprzedniej jesieni, gdy wezbrane wody Nilu sta�y najwy�ej. Ale dok�adnego dnia swego urodzenia nie znam, gdy� przyp�yn��em z biegiem Nilu w ma�ej ��deczce z sitowia, uszczelnionej smo��, i moja matka, Kipa, znalaz�a mnie w nadbrze�nej trzcinie opodal progu swego domu � tak wysoko podesz�y wtedy wody Nilu. Jask�ki w�a�nie przylecia�y i �wiergota�y nad moj� g�ow�, ale ja le�a�em cicho i Kipa s�dzi�a, �e ju� nie �yj�. Zabra�a mnie do domu, rozgrza�a przy ognisku i chucha�a w moje usta, a� zacz��em cichutko kwili�.
M�j ojciec, Senmut, powr�ci� do domu od swoich chorych, przynosz�c dwie kaczki i garniec mleka. Us�ysza� moje kwilenie i s�dz�c, �e Kipa wzi�a sobie kociaka, chcia� jej robi� wyrzuty. Ale moja matka rzek�a: � To nie jest kot, tylko mamy syna. Ciesz si�, m�j ma��onku, urodzi� nam si� syn!
Ojciec rozz�o�ci� si� i zwymy�la� j� od g�upich, ale Kipa pokaza�a mu mnie, a moja bezradno�� wzruszy�a serce mego ojca. Przyj�� mnie wi�c za w�asne dziecko i nawet s�siadom kaza� wierzy�, �e urodzi�a mnie Kipa. By�o to naiwne i nie wiem, kto da� temu wiar�. A ��deczk� z sitowia, w kt�rej przyp�yn��em, Kipa zachowa�a i zawiesi�a pod pu�apem, nad moim ��eczkiem. Ojciec zabra� najlepszy miedziany kocio�ek, zani�s� go do �wi�tyni i kaza� wpisa� mnie do ksi�gi urodzin jako swego syna, zrodzonego z Kipy. Ale obrzezania dokona� na mnie sam, gdy� by� lekarzem i ba� si� no�y kap�an�w, kt�re zostawia�y ropiej�ce rany. Dlatego te� nie pozwoli� nikomu z kap�an�w mnie dotkn��. Cho� mo�e zrobi� to tak�e z oszcz�dno�ci, gdy� jako lekarz biedoty nie by� wcale zamo�nym cz�owiekiem.
Co prawda nie pami�tam sam, �ebym to wszystko widzia� czy prze�y�, ale matka moja i ojciec m�j opowiadali mi t� histori� tyle razy tymi samymi s�owy, �e wierz� w ni� i nie widz� �adnego powodu, dla kt�rego mieliby przede mn� k�ama�. Przez ca�e dzieci�stwo uwa�a�em ich za rodzic�w i �adna troska nie zaciemnia�a moich lat dziecinnych. Prawd� powiedzieli mi dopiero po postrzy�ynach, gdy sta�em si� ch�opcem. A zrobili to dlatego, �e czcili bog�w, �yli w boja�ni przed nimi i ojciec nie chcia�, �ebym przez ca�e �ycie �y� w k�amstwie.
Kim jednak by�em i sk�d pochodzi�em, i kim byli moi rodzice, tego nie dowiedzia�em si� nigdy. Ale zdaje mi si�, �e to wiem z przyczyn, o kt�rych opowiem p�niej, cho� mo�e jest to tylko moje mniemanie.
Lecz jedno wiem z ca�� pewno�ci�, a mianowicie, �e nie by�em jedynym, kt�ry w uszczelnionej smo�� ��deczce z sitowia nadp�yn�� z biegiem Nilu. Teby ze swymi �wi�tyniami i pa�acami by�y bowiem wielkim miastem i lepianki biedoty w ogromnej liczbie t�oczy�y si� wok� �wi�ty� i pa�ac�w. Za czas�w wielkich faraon�w Egipt podbi� wiele lud�w i wraz z pot�g� i bogactwem przysz�a zmiana obyczaj�w, a do Teb nap�yn�li jako kupcy i rzemie�lnicy obcy, kt�rzy budowali tam przybytki dla swoich bog�w. I r�wnie wielka jak zbytek, bogactwo i przepych w �wi�tyniach i pa�acach by�a te� bieda za murami. Niejeden biedak porzuca� swoje dziecko, ale r�wnie� i niejedna �ona bogacza, kt�rej ma��onek znajdowa� si� w podr�y, posy�a�a znak swojej zdrady ma��e�skiej w ��deczce z sitowia z biegiem Rzeki. Mo�e wi�c zosta�em porzucony przez �on� �eglarza, kt�ra zdradzi�a m�a z syryjskim kupcem. A mo�e by�em dzieckiem cudzoziemca, poniewa� nie by�em obrzezany. Gdy obci�to mi w�osy po raz pierwszy i matka schowa�a dziecinne loki do ma�ej drewnianej skrzyneczki wraz z moimi pierwszymi sanda�kami, patrzy�em d�ugo na ��deczk� z sitowia, kt�r� mi pokaza�a. �ody�ki by�y z��k�e, pop�kane i okopcone dymem z naczynia z �arem. ��dka wi�zana by�a w�z�ami ptasznika, lecz nic innego nie umia�a powiedzie� o moich rodzicach. W taki to spos�b serce moje zranione zosta�o po raz pierwszy.
Rozdzia� 3
Gdy zbli�a si� staro��, dusza ucieka jak ptak, znowu w dni m�odo�ci. W dniach staro�ci dzieci�stwo moje �wieci mi w pami�ci jasno i wyrazi�cie, jak gdyby wszystko by�o wtedy lepsze i pi�kniejsze ni� w �wiecie dzisiejszym. I w tym nie ma chyba �adnej r�nicy mi�dzy biednym a bogatym, gdy� z pewno�ci� nie ma takiego biedaka, kt�rego dzieci�stwo nie mia�oby b�ysk�w �wiat�a i rado�ci, gdy je wspomina na stare lata.
M�j ojciec Senmut mieszka� w g�rze Rzeki, licz�c od mur�w �wi�tyni, w ha�a�liwej i biednej dzielnicy miasta. W pobli�u jego domu le�a�y wielkie pomosty kamienne, przy kt�rych wy�adowywano statki z Nilu. W w�skich uliczkach moc by�o piwiarni i winiarni dla marynarzy i kupc�w oraz dom�w rozpusty, do kt�rych przybywali w lektykach nawet zamo�ni z centrum miasta. Naszymi s�siadami byli poborcy podatkowi, podoficerowie, przewo�nicy oraz kilku kap�an�w pi�tego stopnia. Jak i m�j ojciec, nale�eli do najbardziej szanowanych mieszka�c�w dzielnicy ubogich, podobnie jak mur, kt�ry wznosi si� nad poziom otaczaj�cej go wody.
Dom nasz by� wi�c du�y i obszerny w por�wnaniu z glinianymi lepiankami najwi�kszej biedoty, kt�re �a�osnymi rz�dami wznosi�y si� po obu stronach w�skich uliczek. Przed domem by� nawet ogr�dek szeroko�ci paru krok�w, w kt�rym r�s� zasadzony przez ojca sykomor. Ogr�d oddzielony by� od ulicy krzakiem akacji, a sadzawk� zast�powa�o murowane kamienne koryto, w kt�rym woda zbiera�a si� jednak tylko w okresie wylew�w. W samym domu by�y cztery izby. W jednej z nich matka moja przyrz�dza�a jedzenie. Posi�ki spo�ywali�my na werandzie, z kt�rej mo�na by�o tak�e wej�� do izby przyj�� mojego ojca. Dwa razy w tygodniu matce, kt�ra kocha�a czysto��, przychodzi�a pomaga� sprz�taczka. Raz w tygodniu praczka zabiera�a nasz� odzie�, kt�r� pra�a nad brzegiem Rzeki.
W tej ubogiej, niespokojnej, roj�cej si� od cudzoziemc�w dzielnicy, kt�rej zepsucie sta�o si� dla mnie jasne, dopiero gdy wyros�em na m�odzie�ca, ojciec m�j i jego s�siedzi reprezentowali tradycje i dawne czcigodne obyczaje. Gdy w samym mie�cie pomi�dzy bogaczami i mo�nymi obyczaje uleg�y ju� rozlu�nieniu, on i jego warstwa wci�� z kamienn� nieugi�to�ci� reprezentowali dawny Egipt, szacunek dla bog�w, czysto�� serca i brak samolubstwa. Tak jak gdyby na przek�r swojej dzielnicy i ludziom, w�r�d kt�rych musieli �y� i wykonywa� zaw�d, chcieli swoimi obyczajami i zachowaniem podkre�li�, �e do nich nie nale��.
Ale po c� mam opowiada� o tym, co dopiero p�niej zrozumia�em. Dlaczego nie wspomina� raczej chropowatego pnia sykomoru i szumu li�ci, gdy u jego korzeni szuka�em cienia przed pra��cym s�o�cem. Dlaczego nie wspomina� raczej mojej najdro�szej zabawki, drewnianego krokodyla, kt�rego ci�gn��em na sznurku po brukowanej kamieniami uliczce i kt�ry wl�k� si� za mn� klekocz�c drewnian� szcz�k� i otwieraj�c pomalowan� na czerwono paszcz�. Zachwycone dzieci s�siad�w gromadzi�y si�, aby go ogl�da�. Wiele �akoci, wiele b�yszcz�cych kamyczk�w i kawa�eczk�w miedzianego drutu dosta�em za to, �e pozwala�em innym dzieciom ci�gn�� mego krokodyla za sob� i bawi� si� nim. Takie zabawki mia�y tylko dzieci dostojnik�w, ale ojciec m�j dosta� go od kr�lewskiego stolarza za to, �e k�pielami wyleczy� go z wrzodu, kt�ry utrudnia� mu siedzenie.
Co rano matka zabiera�a mnie z sob� na targowisko. Nie mia�a co prawda zbyt wielu zakup�w do zrobienia, ale potrafi�a strawi� czas up�ywu jednej miary wodnej na wybranie wi�zki cebuli, a zu�y� wszystkie poranki ca�ego tygodnia na wyb�r nowego obuwia. Z jej s��w za� mo�na by�o mniema�, �e jest bogata i chce mie� tylko to co najlepsze. I �e je�li nie kupuje wszystkiego, co cieszy oczy, to jedynie dlatego, �e chce mnie nauczy� oszcz�dno�ci. Mawia�a: � Nie ten jest bogaty, kto posiada srebro i z�oto, lecz ten kto poprzestaje na ma�ym. � Zapewnia�a mnie o tym, ale r�wnocze�nie jej biedne stare oczy podziwia�y barwne we�ny z Sydonu i Byblos, cienkie i lekkie jak puch. Jej poczernia�e, stwardnia�e od pracy r�ce dotyka�y pieszczotliwie strusich pi�r i ozd�b z ko�ci s�oniowej. Wszystko to by�o zbytkiem i pr�no�ci�, zapewnia�a mnie, a pewnie tak�e siebie sam�. Ale umys� dziecka buntowa� si� przeciw tym naukom. Bardzo chcia�bym mie� ma�pk�, kt�ra zarzuca�a ramiona na szyj� swemu w�a�cicielowi, lub barwnego ptaszka, wykrzykuj�cego syryjskie i egipskie s�owa. Nie mia�bym te� nic przeciw z�otym �a�cuchom i poz�acanym sanda�om. Dopiero znacznie p�niej zrozumia�em, �e biedna stara Kipa niewypowiedzianie mocno chcia�a by� bogata.
Ale �e by�a tylko �on� ubogiego lekarza, zaspokaja�a swoje pragnienia ba�niami. Wieczorami, przed za�ni�ciem, opowiada�a mi cichym g�osem wszystkie ba�ni, jakie zna�a. O Sinuhe i o rozbitku, kt�ry wr�ci� od kr�la w��w z niezmierzonymi bogactwami. O bogach i o z�ych duchach, o czarownikach i o dawnych faraonach. Ojciec cz�sto burcza� i m�wi�, �e ona krzewi w moim m�zgu bzdury i puste my�li, ale gdy wieczorami zaczyna� chrapa�, matka opowiada�a dalej, z pewno�ci� tyle� dla w�asnej przyjemno�ci, co dla zabawienia mnie. Pami�tam wci�� jeszcze te upalne wieczory letnie, gdy �o�e parzy�o nawet nagie cia�o, a sen nie chcia� przyj��. S�ysz� jej przyt�umiony, usypiaj�cy g�os, jestem znowu bezpieczny w jej ramionach. Rodzona matka nie mog�aby chyba by� dla mnie lepsza i czulsza ni� ta prosta zabobonna Kipa, u kt�rej �lepi i u�omni ba�niarze zawsze mogli liczy� na dobry posi�ek.
Ba�ni bawi�y mnie, ale jako ich przeciwie�stwo istnia�a �ywa ulica, pe�na much i niezliczonych woni ulica. Od strony portu wiatr przynosi� dra�ni�ce zapachy cedru i mirry. Kropla wonnego olejku mog�a spa�� z lektyki, gdy dostojna dama wychyli�a si� z niej, aby po�aja� ulicznik�w. Wieczorami, gdy z�ota ��d� Amona znika�a za g�rami na zachodzie, z wszystkich werand i lepianek na ca�ej ulicy unosi� si� sw�d sma�onej na oleju ryby, pomieszany z zapachem �wie�ego chleba. Te wonie ubogiej dzielnicy Teb nauczy�em si� kocha� jako dziecko i nigdy ich p�niej nie zapomnia�em.
W czasie posi�k�w na werandzie przyjmowa�em pierwsze nauki z ust mojego ojca. Zm�czony, wchodzi� z ulicy do ogr�dka albo wychodzi� ze swej izby przyj��, rozsiewaj�c ostry zapach lek�w i ma�ci. Matka la�a mu wod� na r�ce, po czym siadali�my na sto�kach, by je��, a ona nas obs�ugiwa�a. Bywa�o, �e ulic� przechodzili du��, ha�a�liw� grup� pijani marynarze, krzycz�c i nawo�uj�c, b�bni�c kijami o �ciany dom�w albo te� zatrzymuj�c si� przy naszych akacjach, aby za�atwi� potrzeb�. Ojciec m�j by� ostro�nym cz�owiekiem i nic nie m�wi�, dop�ki si� nie oddalili. Dopiero wtedy poucza� mnie:
� Tylko n�dzny Murzyn albo plugawy Syryjczyk za�atwia si� na ulicy. Egipcjanin robi to w �cianach domu.
Albo m�wi�:
� U�ywane umiarkowanie, jest wino darem bog�w dla ucieszenia serc naszych. Jeden puchar nie szkodzi nikomu, dwa rozwi�zuj� j�zyk, lecz ten, kto wypija ca�y dzban, budzi si� pobity i obrabowany w rynsztoku.
Niekiedy dolatywa�o a� do werandy tchnienie wonnych pomad, gdy ulic� przechodzi�a pieszo jaka� pi�kna kobieta z cia�em owitym w przezroczyste szaty, o policzkach, wargach i brwiach barwnie umalowanych, z b�yskiem w wilgotnych oczach, jakiego nigdy nie widzi si� u kobiet cnotliwych. Gdy oczarowany patrzy�em w �lad za ni�, ojciec m�j m�wi� powa�nie:
� Strze� si� kobiety, kt�ra zwa� ci� b�dzie pi�knym m�odzie�cem i wabi� do siebie, gdy� serce jej jest sieci� i p�tl�, a jej �ono pali� ci� b�dzie gorzej ni� ogie�.
Nic dziwnego, �e po tych naukach zacz��em w swej dziecinnej duszy ba� si� zar�wno dzban�w wina, jak i pi�kno�ci wyr�niaj�cych si� w�r�d innych kobiet. Ale r�wnocze�nie i jedno, i drugie nabra�o dla mnie owego niebezpiecznego powabu, kt�rym tchnie wszystko, co nas przera�a.
M�j ojciec pozwala� mi ju� jako dziecku uczestniczy� w przyjmowaniu chorych, pokazywa� swoje narz�dzia, no�e i naczynia z lekami, opowiada�, jak ich u�ywa�. Gdy bada� pacjent�w, wolno mi by�o sta� obok i podawa� mu czarki z wod�, opatrunki, olejki i wino. Matka, jak to kobieta, nie mog�a znie�� widoku ran i wrzod�w i nigdy nie potrafi�a zrozumie� mego dziecinnego zainteresowania chorobami. Dziecko nie rozumie m�ki i choroby, dop�ki ich samo nie prze�yje. Otwarcie wrzodu by�o dla mnie emocjonuj�cym zabiegiem i z dum� opowiada�em innym ch�opcom o wszystkim, co widzia�em, aby zaskarbi� sobie ich szacunek. Gdy tylko przyszed� nowy pacjent, �ledzi�em uwa�nie spos�b, w jaki ojciec go bada� i zadawa� pytania, a� wreszcie m�wi�: � Choroba da si� uleczy� � albo te� � podejmuj� si� leczenia. � Ale byli te� pacjenci, kt�rych leczenia ojciec nie chcia� si� podj��. Wtedy pisa� na skrawku papirusu kilka wierszy i posy�a� chorych do �wi�tyni, do Domu �ycia. A gdy taki pacjent odszed�, ojciec wzdycha� zazwyczaj, potrz�sa� g�ow� i m�wi�: � Biedny cz�owiek!
Nie wszyscy pacjenci mego ojca byli biedakami. Z dom�w rozpusty przyprowadzano do niego na opatrunki m�czyzn, kt�rych szaty uszyte by�y z najcie�szego p��tna, a syryjscy kapitanowie okr�t�w przychodzili niekiedy da� si� zbada�, gdy zrobi�y im si� wrzody lub gdy cierpieli na b�l z�b�w. Tote� nie by�em wcale zdziwiony, gdy raz przysz�a na badanie �ona pewnego handlarza korzeni, przybrana w klejnoty i ko�nierz iskrz�cy si� od drogich kamieni. Wzdycha�a i j�cza�a, i skar�y�a si� na rozmaite dolegliwo�ci, a ojciec s�ucha� uwa�nie. By�em ogromnie zawiedziony, gdy w ko�cu wzi�� skrawek papirusu, gdy� mia�em nadziej�, �e zdo�a j� uleczy�, co przynios�oby w darze wiele �akoci. Dlatego westchn��em, potrz�sn��em g�ow� i szepn��em do siebie samego: � Biedna kobieta.
Chora zadr�a�a z przera�enia, patrz�c niespokojnie na mego ojca. Ale on przepisa� na skrawku ze starej rolki papirusu wiersz z�o�ony ze starodawnych znak�w pisarskich i obrazk�w, nala� do miseczki oliwy i wina, zamoczy� skrawek w tej mieszaninie, poczeka�, a� tusz rozpu�ci si� w winie, wyla� ciecz do glinianego dzbanka i da� to jako lekarstwo �onie handlarza korzeni, polecaj�c jej bra� ten �rodek natychmiast, gdy zaczn� si� b�le g�owy czy �o��dka. Gdy kobieta odesz�a, spojrza�em pytaj�co na ojca. Zmiesza� si�, kilkakrotnie odchrz�kn�� i powiedzia�:
� Jest wiele chor�b, kt�re mo�na uleczy� tuszem, je�li zosta� u�yty do silnych zamawia�. � Wi�cej nic nie powiedzia�, tylko w chwil� p�niej mrukn�� pod nosem: � Taki �rodek przynajmniej nie zaszkodzi pacjentowi.
Gdy sko�czy�em siedem lat, dosta�em ch�opi�cy fartuszek i matka zaprowadzi�a mnie do �wi�tyni, abym uczestniczy� w ofierze. �wi�tynia Amona w Tebach by�a w�wczas najwspanialsz� �wi�tyni� w Egipcie. Od �wi�tyni i sadzawki bogini ksi�yca prowadzi�a do niej poprzez ca�e miasto aleja, wzd�u� kt�rej sta�y po obu stronach wykute w kamieniu sfinksy o baranich g�owach. �wi�tyni� otacza�y pot�ne mury z ceg�y. Wraz z wszystkimi budynkami tworzy�a ona jak gdyby miasto w mie�cie. Na g�owicach wysokich jak g�ry pylon�w powiewa�y kolorowe proporce, a olbrzymie pos�gi kr�l�w strzeg�y miedzianych bram po obu stronach �wi�tynnego obszaru.
Weszli�my tam przez bram� i sprzedawcy Ksi�g �mierci zacz�li natychmiast szarpa� matk� za sukni� i szeptem lub te� krzykiem zaleca� sw�j towar. Matka pokaza�a mi pracowni� stolarzy i wystawione tam drewniane podobizny niewolnik�w i s�ug. Po odm�wieniu nad nimi mod��w przez kap�an�w, figurki te zyskiwa�y moc troszczenia si� na tamtym �wiecie o swoich w�a�cicieli i pracowania dla nich tak, aby nie potrzebowali nawet ruszy� palcem. � Ale dlaczego opowiadam o tym, co wszyscy wiedz�, skoro i tak wszystko wr�ci�o do dawnego, a serce ludzkie si� nie zmienia. � Matka op�aci�a datek, kt�rego ��dano za prawo przygl�dania si� ofierze, i zobaczy�em, jak kap�ani w bia�ych szatach zr�cznymi ruchami zabili i po�wiartowali byka, kt�ry w warkoczu z sitowia oplataj�cym mu rogi nosi� piecz�� stwierdzaj�c�, �e jest to zwierz� bez �adnej wady i bez jednego czarnego w�osa na ciele. Kap�ani byli t�u�ci i pe�ni namaszczenia, a ich ogolone g�owy l�ni�y od oliwy. Kilkuset widz�w wzi�o udzia� w ofierze, a kap�ani nie po�wi�cali im wi�kszej uwagi, tylko bez skr�powania rozmawiali podczas ca�ej ceremonii o w�asnych sprawach. Najwi�kszy podziw wzbudzi�y jednak we mnie wojenne sceny na �cianach �wi�tyni i ogrom olbrzymich kolumn. Wcale nie rozumia�em wzruszenia matki, gdy ze �zami w oczach prowadzi�a mnie z powrotem do domu. Tam zdj�a ze mnie dziecinne trepki i dosta�em nowe sanda�y, kt�re by�y niewygodne i ociera�y mi stopy, dop�ki do nich nie przywyk�em.
Po posi�ku ojciec spowa�nia�, po�o�y� mi na g�owie sw� du�� do�wiadczon� r�k� i z nie�mia�� pieszczotliwo�ci� pog�adzi� mi�kkie ch�opi�ce loki na mojej prawej skroni.
� Masz ju� siedem lat, Sinuhe � powiedzia� � musisz postanowi�, czym b�dziesz.
� �o�nierzem � odpar�em natychmiast i nie mog�em poj�� wyrazu zawodu na jego dobrym obliczu, gdy� najlepsze zabawy ch�opc�w z mojej ulicy to by�y zabawy w wojn�. Widzia�em te�, jak �o�nierze mocuj� si� i �wicz� w u�ywaniu broni przed koszarami, widzia�em wozy bojowe, jak trzepotem pi�r i turkotem k� p�dzi�y na �wiczenia za miasto. Czego� wspanialszego i bardziej zaszczytnego ni� zaw�d �o�nierza nie umia�em sobie wyobrazi�. �o�nierz nie potrzebowa� te� umie� pisa�, a to by�o dla mnie najbardziej wa�kim powodem, gdy� starsi ch�opcy opowiadali przera�liwe historie o tym, jak trudna jest sztuka pisania i jak niemi�osiernie nauczyciele ci�gn� uczni�w za w�osy, gdy ci przypadkiem st�uk� glinian� tabliczk� lub gdy trzcinowe pi�ro z�amie im si� w niewprawnych palcach.
W m�odo�ci ojciec nie by� zapewne zbyt utalentowanym cz�owiekiem, w przeciwnym bowiem razie z pewno�ci� zosta�by czym� wi�cej ni� lekarzem biedoty. Ale by� sumienny w pracy i nie szkodzi� pacjentom, a z biegiem lat zebra� wiele do�wiadczenia. Wiedzia� ju�, jak wra�liwy by�em, i dlatego nie zrobi� �adnej uwagi co do mego postanowienia.
Lecz po chwili poprosi� matk� o naczynie, poszed� do swej izby i nape�ni� je tanim winem z dzbana. � Chod� ze mn�, Sinuhe � powiedzia� i zaprowadzi� mnie na brzeg Rzeki. Zdziwiony szed�em za nim. Na mo�cie zatrzyma� si�, aby popatrze� na prom, z kt�rego spoceni tragarze o zgi�tych grzbietach wy�adowywali zaszyte w maty towary. S�o�ce zachodzi�o mi�dzy g�rami na zachodzie, za miastem umar�ych. Byli�my po posi�ku syci, ale tragarze wci�� jeszcze pracowali, dysz�c i ociekaj�c potem. Nadzorca pogania� ich ka�czugiem, a pod daszkiem siedzia� spokojnie pisarz i trzcinowym pi�rem zapisywa� ka�de brzemi�.
� Czy chcesz by� takim, jak oni? � spyta� ojciec.
Uwa�a�em to pytanie za niem�dre i nic nie odpowiedzia�em. Patrzy�em tylko zdziwiony na ojca, gdy� takim jak tragarze nie chcia� chyba by� nikt.
� Haruj� od wczesnego ranka do p�nego wieczora � m�wi� m�j ojciec, Senmut. � Ich sk�ra sta�a si� szorstka jak sk�ra krokodyla, ich pi�ci zgrubia�y jak �apy krokodyla. Dopiero gdy zmrok zapadnie, wolno im p�j�� do n�dznych lepianek, a po�ywieniem ich jest k�s chleba, kawa�ek cebuli i �yk kwa�nego podpiwka. Takie jest �ycie tragarza. Takie te� jest �ycie oracza. Takie jest �ycie wszystkich, kt�rzy pracuj� r�kami. Czy uwa�asz, �e jest im czego zazdro�ci�?
Potrz�sn��em przecz�co g�ow� i patrzy�em zdumiony na ojca. Chcia�em przecie� zosta� �o�nierzem, a nie jakim� tragarzem czy grzebi�cym si� w b�ocie ch�opem, nawadniaczem p�l czy brudnym pastuchem.
� Ojcze � powiedzia�em, gdy�my poszli dalej � �ycie �o�nierzy jest wygodne. Mieszkaj� w koszarach i dostaj� dobre jedzenie, wieczorami pij� wino w domach uciechy, a kobiety patrz� na nich z lubo�ci�. Najlepsi spo�r�d nich nosz� na szyi z�ote �a�cuchy, cho� nie umiej� pisa�. Z wypraw wojennych przywo�� �upy i niewolnik�w, kt�rzy pracuj� i zarabiaj� na nich. Dlaczego nie mia�bym zosta� �o�nierzem?
Lecz ojciec nic mi nie odpowiedzia�, tylko przy�pieszy� kroku. W pobli�u wielkiego zsypiska odpadk�w, gdzie chmary much brz�cza�y nam ko�o uszu, pochyli� si� i zajrza� do zapadni�tej w ziemi� lepianki.
� Intebie, m�j przyjacielu, czy jeste� tam? � odezwa� si�, a na to wyszed� kulej�c, oparty na kiju, stary, pogryziony przez robactwo m�czyzna, kt�rego prawe rami� kiedy� uci�te zosta�o przy samym obojczyku i kt�rego fartuch sztywny by� od brudu. Twarz jego zesch�a i skurczy�a si� od staro�ci i nie mia� wcale z�b�w.
� Czy... czy to on w�a�nie jest Intebem? � szepn��em ojcu do ucha patrz�c na starca z przera�eniem. Gdy� Inteb by� to bohater, kt�ry walczy� w kampaniach najwi�kszego z faraon�w, Tutmozisa Trzeciego, w Syrii. I wci�� jeszcze kr��y�y ba�ni o nim, o jego bohaterskich czynach i o nagrodach, jakie dosta� od faraona.
Starzec podni�s� r�k� na powitanie na spos�b �o�nierski, a ojciec m�j wr�czy� mu naczynie z winem. Usiedli na ziemi, gdy� staruszek nie mia� nawet �aweczki przed swoj� bud�, i Inteb dr��c� r�k� podni�s� naczynie do ust, uwa�aj�c, by nie rozla� ani kropelki na ziemi�.
� M�j syn, Sinuhe, zamierza zosta� �o�nierzem � powiedzia� �miej�c si� ojciec. � Przyprowadzi�em go do ciebie, Intebie, poniewa� jeste� jedynym �yj�cym z bohater�w wielkich wojen, aby� mu opowiedzia� o dumnym �yciu i czynach �o�nierza.
� Na Seta, Baala i inne demony! � wykrzykn�� starzec, po czym za�mia� si� przera�liwie i skierowa� na mnie spojrzenie kr�tkowzrocznych oczu. � Czy ch�opak oszala�?!
Jego bezz�bne usta, zgaszone oczy, zwisaj�cy bezw�adnie kikut i pomarszczona, pokryta brudem pier� by�y tak okropne, �e schowa�em si� za ojca i chwyci�em go mocno za r�kaw.
� Ch�opcze, ch�opcze! � powiedzia� Inteb i zachichota�. � Gdybym mia� �yk wina za ka�de przekle�stwo, kt�re miota�em na dni mego �ycia i na m�j n�dzny los, co zrobi� mnie �o�nierzem, m�g�bym wype�ni� winem jezioro, kt�re faraon kaza� zrobi� dla rozrywki swojej starej. Co prawda nie widzia�em go, bo nie sta� mnie na to, �eby kaza� zawie�� si� ��dk� na drug� stron� Rzeki, ale nie w�tpi�, �e jezioro wype�ni�oby si� po brzegi i �e zosta�oby mi jeszcze tyle dzban�w wina, i� ca�a armia mog�aby si� nim upi�.
I zn�w poci�gn�� troszeczk� z czarki.
� Ale zaw�d �o�nierza jest przecie� najzaszczytniejszy ze wszystkich � wyj�ka�em, a broda mi si� trz�s�a.
� Zaszczyty i chwa�a to b�oto � przerwa� bohater Tutmozisa, Inteb. � B�oto, z kt�rego tylko l�gn� si� muchy. Przez ca�e �ycie opowiada�em wiele k�amstw o wojnie i bohaterskich czynach, aby sk�oni� rozwieraj�cych g�by z podziwu gapi�w do raczenia mnie winem.. Ale tw�j ojciec to cz�owiek zacny i uczciwy i nie chc� go oszukiwa�. Dlatego m�wi� ci, ch�opcze, �e spo�r�d wszystkich zawod�w rzemios�o �o�nierza jest najgorsze i najn�dzniejsze.
Wino wyg�adzi�o zmarszczki na jego twarzy i wznieci�o �ar w dzikich oczach starca. Wsta� i chwyci� si� sw� jedyn� r�k� za szyj�.
� Patrz, ch�opcze! � zawo�a�. � T� chud� szyj� zdobi�o kiedy� pi�� rz�d�w �a�cuch�w. Faraon zawiesi� mi je w�asnor�cznie na szyi. Kto policzy odr�bane d�onie, kt�rych stos usypa�em przed jego namiotem? Kto pierwszy wdar� si� na mury Kadesz? Kto wtargn�� jak szalej�cy s�o� we wra�e szeregi? To by�em ja, Inteb, bohater! Ale kt� jest mi jeszcze za to wdzi�czny? Moje z�oto rozesz�o si� bez �ladu, niewolnicy, kt�rych dosta�em z �up�w, uciekli albo n�dznie pomarli. Praw� r�k� zostawi�em w kraju Mitanni i ju� od dawna by�bym �ebrakiem �ebrz�cym na rogu ulicy, gdyby dobrzy ludzie nie dali mi od czasu do czasu suszonej ryby i oliwy w zamian za to, �e opowiadam ich dzieciom prawd� o wojnie. Jam jest Inteb, wielki bohater, ale sp�jrz na mnie, ch�opcze! M�odo�� moja zosta�a w pustyni, zabrana mi przez g��d, trudy i wyrzeczenia. Cz�owiek topnia� tam od �aru, sk�ra garbowa�a si� jak rzemie�, a serce stawa�o si� twardsze od kamienia. A co najgorsze, w bezwodnej pustyni wysech� mi tak�e j�zyk i opanowa�o mnie wieczne pragnienie, jak ka�dego �o�nierza, kt�ry zbawiwszy �ycie wraca z wojennych wypraw do dalekich kraj�w. Dlatego �ycie moje sta�o si� jak dolina �mierci od czasu, gdym straci� r�k�. Nie chc� nawet wspomina� o b�lu i o m�kach, jakie zadali mi polowi felczerzy nurzaj�c mi kikut we wrz�cej oliwie, okroiwszy go wpierw do czysta, jak to dobrze wie tw�j ojciec. B�ogos�awione niech b�dzie twe imi�, Senmucie, bo� zacny i poczciwy, ale wino si� sko�czy�o!
Starzec zamilk�, dysza� przez chwil�, po czym usiad� na ziemi i zmartwiony przewr�ci� naczynie dnem do g�ry. W oczach jego p�on�� dziki �ar i znowu by� starym, nieszcz�liwym cz�owiekiem.
� Ale �o�nierz nie musi umie� pisa� � odwa�y�em si� wyszepta� nie�mia�o.
� Hm � chrz�kn�� Inteb i zerkn�� na mego ojca. A ten zdj�� z ramienia miedzian� bransolet� i wr�czy� go starcowi. Inteb zawo�a� g�o�no i zaraz wyskoczy� sk�dsi� umorusany ch�opak, wzi�� bransolet� i naczynie i pobieg� do winiarni, by kupi� wi�cej wina.
� Nie bierz najlepszego! � wo�a� za nim Inteb. � Mo�esz nawet kupi� kwa�ne, dostaniesz go najwi�cej! � I znowu popatrzy� na mnie z namys�em.
� Masz s�uszno�� � powiedzia�. � �o�nierz nie musi umie� pisa�, powinien tylko umie� si� bi�. Gdyby umia� pisa�, by�by dow�dc� i dowodzi�by najdzielniejszymi �o�nierzami, i posy�a�by innych przed sob� w b�j. Gdy� ten, kto umie pisa�, nadaje si� do komenderowania �o�nierzami, ale gdy si� nie umie gryzmoli� na papirusie, nie uzyska si� dow�dztwa nawet nad setk� �o�nierzy. Jak�� rado�� daj� z�ote �a�cuchy i odznaczenia, gdy dowodzi kto� z pi�rem trzcinowym w r�ku? Ale tak ju� jest i tak zawsze b�dzie. Dlatego te�, m�j ch�opcze, skoro chcesz rozkazywa� �o�nierzom i dowodzi� nimi, naucz si� wpierw pisa�. Wtedy bi� ci b�d� pok�ony odznaczeni z�otymi �a�cuchami wojacy, a niewolnicy b�d� ci� nosi� w lektyce na pole bitwy.
Umorusany ch�opak wr�ci� z dzbanem wina, przynosz�c tak�e nape�nion� kwart�. Oblicze starca rozja�ni�o si� rado�ci�.
� Tw�j ojciec, Senmut, dobrym jest cz�owiekiem � powiedzia� �yczliwie. � Umie pisa� i kurowa� mnie gdy zacz��em widzie� krokodyle i hipopotamy za dni mego powodzenia, kiedy nie brak mi by�o wina. To m�� zacny, mimo, �e jest tylko lekarzem i nie umie napi�� �uku. Niech mu b�d� dzi�ki!
Patrzy�em ze zgroz� na dzban wina, z kt�rym Inteb wyra�nie zamierza� si� rozprawi�, i zacz��em niecierpliwie szarpa� ojca za szeroki, poplamiony lekarstwami r�kaw, gdy� m�czy� mnie strach, �e upiwszy si� winem ockniemy si� niebawem pobici na jakim� rogu ulicy. Tak�e Senmut popatrzy� na ten dzban wina, lekko westchn�� i zabra� mnie stamt�d. Inteb zacz�� przenikliwym g�osem �piewa� jak�� syryjsk� piosenk�, a nagi, spalony s�o�cem ch�opiec �mia� si� g�o�no.
Ja za�, Sinuhe, pogrzeba�em moje �o�nierskie marzenia i nie opiera�em si� d�u�ej, gdy nazajutrz rodzice zaprowadzili mnie do szko�y.
Rozdzia� 4
Ojca nie by�o naturalnie sta� na to, aby pos�a� mnie do kt�rej� z wielkich szk� w �wi�tyni, gdzie uczyli si� ch�opcy � a niekiedy i dziewcz�ta � z rodzin dostojnik�w, bogaczy i wy�szego kap�a�stwa. Nauczycielem moim zosta� stary kap�an Oneh, kt�ry mieszka� o par� ulic od nas i prowadzi� szko�� na rozlatuj�cej si� werandzie swego domku. Jego uczniami by�y dzieci rzemie�lnik�w, kupc�w, nadzorc�w portowych i podoficer�w, kt�rzy w swej ambicji �ywili nadziej� kariery pisarzy dla swych syn�w. Oneh prowadzi� ongi� ksi�gi magazynowe w �wi�tyni u niebia�skiej Mut i nadawa� si� skutkiem tego bardzo do dawania pierwszych nauk w sztuce pisania dzieciom, kt�re p�niej mia�y zapisywa� wag� towar�w, ilo�� zbo�a, liczb� byd�a czy te� rachunki zaprowiantowania �o�nierzy. W wielkich Tebach, �wiatowej metropolii, by�y dziesi�tki i setki tego rodzaju ma�ych szk�ek. Nauka kosztowa�a tanio, gdy� uczniowie musieli tylko utrzymywa� starego Oneha. Syn handlarza w�gla przynosi� mu w zimowe wieczory w�giel do kocio�ka z �arem, syn tkacza zaopatrywa� go w odzie�, syn kupca zbo�owego stara� si� dla niego o m�k�, m�j ojciec za� dogl�da� go w wielu starczych dolegliwo�ciach i dawa� mu u�mierzaj�ce b�le wywary z zi� do za�ywania w winie.
Ta zale�no�� czyni�a z Oneha nauczyciela �agodnego. Ch�opiec, kt�ry zdrzemn�� si� nad tabliczk� do pisania, nie by� targany za w�osy, musia� tylko nast�pnego dnia �wisn�� dla staruszka jaki� smako�yk. Czasem syn kupca zbo�em przynosi� z domu dzbanek piwa i w owe dni s�uchali�my lekcji uwa�nie, gdy� stary Oneh wpada� wtedy w natchnienie i opowiada� przedziwne przygody z tamtego �wiata i ba�ni o niebia�skiej Mut, o budowniczym wszystkiego Ptahu i innych bogach z nim blisko spokrewnionych. Chichotali�my i zdawa�o nam si�, �e�my go nabrali, by zapomnia� na ca�y dzie� o trudnych lekcjach i nudnych znakach pisarskich. Dopiero znacznie p�niej zrozumia�em, �e stary Oneh by� sprytniejszym i bardziej wyrozumia�ym nauczycielem, ni� s�dzi�em. Poprzez ba�ni, w kt�re jego dziecinnie pobo�na fantazja wlewa�a �ycie, zmierza� do okre�lonego celu. Uczy� nas prawa i obyczaj�w dawnego Egiptu. �aden z�y post�pek nie pozostawa� bez kary. Serce ka�dego cz�owieka nieuchronnie kiedy� zostanie zwa�one przed wysokim tronem Ozyrysa. Cz�owiek, kt�rego z�e czyny wysz�y na jaw na wadze boga o g�owie szakala, rzucany by� na po�arcie Po�ercy, b�d�cemu zarazem krokodylem i hipopotamem, lecz jeszcze bardziej przera�aj�cemu ni� te oba potwory.
Opowiada� te� o mrukliwym Wstecz Patrz�cym, straszliwym przewo�niku na wodach �mierci, bez kt�rego pomocy nikt nie osi�gn�� p�l b�ogos�awionych. Wios�uj�c spogl�da� on stale za siebie, a nie przed siebie, w kierunku ruchu �odzi, jak ziemscy przewo�nicy na Nilu. Oneh nauczy� nas klepa� na pami�� formu�ki, kt�rymi mo�na by�o zjedna� i przekupi� Wstecz Patrz�cego. Nauczy� nas tak�e kopiowa� je znakami pisarskimi i kre�li� z pami�ci. Nasze b��dy poprawia� �agodnymi upomnieniami wskazuj�c, i� musimy rozumie�, �e nawet najmniejszy b��d mo�e unicestwi� szcz�liwe �ycie na tamtym �wiecie. Gdyby�my wr�czyli Wstecz Patrz�cemu list zawieraj�cy jaki� b��d, zmuszeni byliby�my nieuchronnie w�drowa� jako cienie przez wieczno�� nad brzegiem mrocznej, czarnej wody lub � co jeszcze gorsze � dostaliby�my si� do strasznych otch�ani pa�stwa umar�ych.
Przez wiele lat chodzi�em do szko�y Oneha. Moim najlepszym koleg� by� Totmes, o par� lat starszy ode mnie syn dow�dcy oddzia�u woz�w bojowych. Od wczesnego dzieci�stwa umia� on obchodzi� si� z ko�mi i mocowa�. Jego ojciec, w kt�rego bicz dow�dcy wplecione by�y miedziane druciki, spodziewa� si�, �e syn zostanie wy�szym dow�dc�, i dlatego chcia�, aby nauczy� si� on sztuki pisania. Lecz imi� ch�opca, s�awne imi� Totmes, nie spe�ni�o proroctwa, w kt�rym pok�ada� nadziej� jego ojciec. Albowiem gdy Totmes zacz�� nauk� w szkole, nie dba� ju� o rzucanie oszczepem czy �wiczenia z wozami bojowymi. Znak�w pisarskich uczy� si� �atwo i podczas gdy inni srodze si� nad nimi biedzili, on rysowa� na tabliczce obrazki woz�w bojowych, koni staj�cych d�ba i mocuj�cych si� �o�nierzy. Przynosi� z sob� do szko�y glin� i gdy dzban piwa opowiada� nam ba�nie przez usta Oneha, Totmes lepi� prze�mieszn� figurk� Po�ercy, jak niezgrabnie szczerz�c szcz�ki porywa ma�ego �ysego staruszka, w kt�rym po zgi�tym grzbiecie i ma�ym kr�g�ym brzuszku z �atwo�ci� mo�na by�o rozpozna� Oneha. Ale Oneh nie gniewa� si�. Nikt nie potrafi� si� gniewa� na Totmesa. Mia� on szerok� twarz cz�owieka z ludu i kr�tkie, grube nogi, a z oczu jego bi�y zawsze b�yski zara�liwej weso�o�ci, za� jego zr�czne palce lepi�y z gliny zwierz�ta i ptaszki, kt�re ogromnie nas bawi�y. Zabiega�em zrazu o jego przyja��, bo wydawa� si� taki wojowniczy, lecz przyja�� nasza przetrwa�a, mimo �e p�niej nie okazywa� ju� najmniejszych wojskowych ambicji.
W czasie gdym chodzi� do szko�y, wydarzy� mi si� cud. Sta�o si� to ca�kiem nagle i wci�� jeszcze pami�tam t� chwil� jak jakie objawienie. By� ch�odny i pi�kny dzie� wiosenny, ptaszki �wiergota�y w powietrzu, a bociany naprawia�y stare gniazda na dachach glinianych lepianek. Woda ju� opad�a i ziemia pokry�a si� �wie�� zieleni�. W ogrodach obsiewano grz�dki i sadzono sadzonki. By� to dzie� jakby stworzony na szalone przygody i nie mogli�my w �aden spos�b usiedzie� spokojnie na wal�cej si� werandzie Oneha, gdzie gliniane cegie�ki, z kt�rych sk�ada�y si� �ciany, p�ka�y na drobne kawa�eczki, gdy si� w nie uderzy�o. Siedzia�em roztargniony i kre�li�em nigdy nie ko�cz�ce si� znaki pisarskie, litery do rycia w kamieniu, a obok nich skr�cone do pisma na papirusie. A� nagle, na jakie� ju� dzi� zapomniane s�owo Oneha, co� przedziwnego dosz�o we mnie do g�osu i uczyni�o dla mnie te litery �ywymi. Obrazek sta� si� s�owem, s�owo zg�osk�, zg�oska liter�. Gdy po��czy�em obrazek z obrazkiem, powstawa�y nowe s�owa, �ywe, dziwne s�owa, kt�re nie mia�y ju� nic wsp�lnego z obrazkami. Jeden obrazek pojmie nawet najprostszy nawadniacz p�l, ale dwa obrazki obok siebie zrozumie tylko kto� bieg�y w pisaniu. S�dz�, �e ka�dy, kto studiowa� sztuk� pisania i uczy� si� czyta�, wie, jak wielkim prze�yciem jest to, o czym m�wi�. Prze�ycie to by�o dla mnie przygod� o wiele wi�ksz� i bardziej kusz�c� ni� porwanie ukradkiem z kosza sprzedawcy jab�ka granatu, s�odszego ni� suszony daktyl, pysznego jak woda dla spragnionego.
Od tej chwili nie trzeba by�o mnie napomina�. Od tej chwili ch�on��em nauki Oneha jak wyschni�ta ziemia pije wod� Nilu. Szybko nauczy�em si� pisa�. Z czasem nauczy�em si� tak�e czyta�, co inni napisali. W trzecim roku nauki umia�em ju� przesylabizowa� zniszczone rolki papirusu i dyktowa� innym pouczaj�ce ba�ni.
W ci�gu tego czasu zauwa�y�em te�, �e nie jestem taki jak inni. Twarz moja by�a w�sza, sk�ra ja�niejsza, a cz�onki bardziej smuk�e ni� grube ko�czyny innych ch�opc�w. Przypomina�em bardziej dzieci mo�nych ni� lud, po�r�d kt�rego �y�em, i gdybym mia� tak� sam� odzie�, chyba nikt nie zdo�a�by odr�ni� mnie od ch�opc�w, kt�rych noszono w lektykach lub kt�rym towarzyszyli na ulicach niewolnicy. Wywo�ywa�o to nawet kpiny. Syn kupca zbo�owego chcia� mnie obejmowa� za szyj� i nazywa� mnie dziewczynk�, tak �e zmuszony by�em k�u� go rylcem. Z bliska by� dla mnie odpychaj�cy, bo cuchn��. Ch�tnie natomiast szuka�em towarzystwa Totmesa, ale on nigdy mnie nawet nie dotkn��.
Razu pewnego Totmes odezwa� si� nie�mia�o:
� Je�liby� zechcia� mi pozowa�, zrobi�bym ci figurk�.
Wzi��em go z sob� do domu i na podw�rku pod sykomorem zrobi� mi z gliny pos��ek zupe�nie do mnie podobny i rylcem wyry� na nim moje imi� literami. Matka moja, Kipa, kt�ra przynios�a nam ciastek, zobaczywszy ten pos��ek bardzo si� zl�k�a i m�wi�a, �e to czary. Ale ojciec powiedzia�, �e Totmes m�g�by zosta� kr�lewskim artyst�, gdyby dosta� si� do szko�y w �wi�tyni. Na �arty sk�oni�em si� nisko przed Totmesem i opu�ci�em d�onie do kolan, tak jak si� wita mo�nych. Oczy jego zal�ni�y, ale tylko westchn�� i powiedzia�, �e nic z tego nie b�dzie, gdy� ojciec jego uwa�a, i� najwy�szy czas, by wr�ci� do koszar i stara� si� dosta� do szko�y podoficerskiej w korpusie woz�w bojowych. Umia� ju� tyle pisa�, ile powinien by� umie� przysz�y dow�dca. Ojciec wyszed� z domu i d�ugo jeszcze s�yszeli�my, jak Kipa burczy co� pod nosem w kuchni. A my obaj z Totmesem zajadali�my ciastka, smaczne i t�uste, i by�o nam dobrze, �e �yjemy.
Wtedy by�em szcz�liwy.
Rozdzia� 5
A� nadszed� dzie�, gdy ojciec w�o�y� najlepsze, �wie�o wyprane szaty, a na szyj� szeroki ko�nierz, haftowany przez Kip�. Poszed� do wielkiej �wi�tyni Amona, mimo �e w skryto�ci nie lubi kap�an�w. Lecz bez pomocy kap�an�w i ich uczestnictwa nie dzia�o si� ju� teraz nic w Tebach, a nawet w ca�ym Egipcie. Kap�ani wymierzali sprawiedliwo�� i wydawali wyroki, tak �e zuchwa�y m�g� nawet od kr�lewskiego trybuna�u odwo�ywa� si� do �wi�tyni, aby zosta� uniewinnionym. W r�kach kap�an�w spoczywa�o kszta�cenie , przygotowanie do wy�szych urz�d�w. Kap�ani przepowiadali przyb�r w�d i wielko�� przysz�ych zbior�w i w ten spos�b okre�lali podatki w ca�ym kraju. Lecz po c� mam opowiada� o tym, gdy wszystko i tak wr�ci�o do dawnego i nic si� nie zmieni�o.
Nie s�dz�, by ojcu memu lekko by�o i�� k�ania� si� kap�anom. Przez ca�e �ycie �y� jako lekarz biedoty w ubogiej dzielnicy miasta i bardzo odsun�� si� od �wi�tyni i Domu �ycia. Teraz musia�, podobnie jak to robili inni niezamo�ni rodzice, sta� w kolejce przed wydzia�em administracyjnym �wi�tyni wyczekuj�c, a� jakiemu� dostojnemu kap�anowi spodoba si� go przyj��. Do dzi� jeszcze jakbym ich widzia�, wszystkich tych ubogich ojc�w, siedz�cych w najlepszych szatach na podw�rzu �wi�tyni, pogr��onych w ambitnych marzeniach, �e ich synowie mie� b�d� �ycie lepsze, ni� oni sami mieli. Przybywaj� do Teb, cz�sto po d�ugich podr�ach statkiem, Rzek�, z workiem jedzenia, i wydaj� wszystko, co maj�, na �ap�wki dla od�wiernych i pisarzy, aby dosta� si� przed oblicze przybranego w z�otem haftowane szaty kap�ana, namaszczonego drogocennymi olejkami. Ten marszczy z niech�ci� nos, bo mu petent nie pachnie i przemawia do� szorstko. Ale Amon potrzebuje wci�� nowych s�ug. Im bardziej ro�nie jego bogactwo i pot�ga, tym wi�cej bieg�ych w sztuce pisania zatrudnia. Lecz mimo to ka�dy ojciec uwa�a za �ask� bog�w, gdy uda mu si� umie�ci� syna w �wi�tyni, cho� w rzeczy samej to on w�a�nie przynosi w swoim synu do �wi�tyni dar cenniejszy od z�ota.
W�dr�wka mojego ojca uwie�czona zosta�a powodzeniem. Czeka� zaledwie do popo�udnia, gdy nadszed� przypadkiem jego dawny kolega ze studi�w, Ptahor. Ptahor zosta� p�niej kr�lewskim trepanatorem. Ojciec m�j o�mieli� si� do niego przem�wi� i Ptahor obieca�, �e we w�asnej wysokiej osobie odwiedzi nas, aby mnie zobaczy�.
Na wyznaczony dzie� ojciec kupi� g� i najlepszego wina. Kipa piek�a i k��ci�a si� z wszystkimi. Smakowity zapach g�siego smalcu rozchodzi� si� z naszej kuchni, tak �e na ulicy przed domem zebra�o si� wielu �ebrak�w i �lepc�w, pod�piewuj�cych i brzd�kaj�cych na instrumentach, aby wprosi� si� na uczt�, a� Kipa sycz�c ze z�o�ci rozdzieli�a mi�dzy nich kawa�ki chleba umoczone w t�uszczu i sk�oni�a ich do rozej�cia si�. Totmes i ja zamietli�my spory kawa�ek ulicy przed domem w kierunku miasta, ojciec m�j bowiem prosi� Totmesa, aby by� pod r�k� w czasie wizyty naszego go�cia, na wypadek gdyby ten chcia� tak�e z nim porozmawia�. Byli�my jeszcze ch�opcami, ale gdy ojciec zapali� kadzieln