3828
Szczegóły |
Tytuł |
3828 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3828 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3828 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3828 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANTONI S�ONIMSKI
OBECNO��
FELIETONY 1971�1972
PRUS
Po oczarowaniach proz� Conrada, Tomasza Manna, Prousta, po w�dr�wkach w ciemnych labiryntach Kafki wraca�em i wracam do Prusa, jak po egzotycznych podr�ach wraca si� do domu. �Lalka� istotnie by�a nasz� domow�, powie�ci�. Ignacy Bali�ski m�wi w swoich wspomnieniach, �e gdy wysz�a �Lalka�, w postaci doktora Szumana rozpoznano s�ynnego z dowcipu doktora S�onimskiego. Ojciec m�j przyja�ni� si� z Prusem i Prus u nas bywa�. Pami�tam niewysokiego pana w ciemnych okularach, co w owych czasach nie by�o tak jak dzi� powszechne. Kiedy� gdy przyszed� i ojca nie zasta�, da� mi ksi��k� i, powiedzia�: �Niech to kawaler odda panu doktorowi�. By�a to moja pierwsza i jedyna rozmowa z Prusem. Jak widzimy � do�� jednostronna. Prusa ju� wtedy czyta�em. Gdy mia�em lat pi�tna�cie, �wiatopogl�d m�j nie r�ni� si� od postawy ideowej Ignacego Rzeckiego. Jak on wierzy�em w Boga i w Napoleona z lekk� przewag� na korzy�� tego ostatniego. Snu�em marzenia daleko id�cych zmian na mapie Europy i m�g�bym za pami�tnikiem starego subiekta powt�rzy�: �Gdybym to ja by� Panem Bogiem, ale co tam marzy� o tym!� W miar� lat pog��bia� si� m�j stosunek do wielkiego pisarza mojej m�odo�ci. Gdy zacz��em pisa� felietony, nazwa�em je na cze�� Prusa ambitnie �Kronikami Tygodniowymi�.
W dwudziestolecie �mierci Prusa, a wi�c w 1932 roku, �Wiadomo�ci Literackie�, redagowane przez Grydzewskiego, wyda�y bogaty numer specjalny. W numerze tym znale�� mo�na m. in. nazwiska Jana Lechonia, Janusza Korczaka, Jana Parandowskiego, Ireny Krzywickiej, Zofii Na�kowskiej, Juliusza Kleinera, J�zefa Wittlina, Antoniego S�onimskiego.
Oto, co wtedy pisa�em w tym numerze: �Koledzy moi m�wi� tu o jego wielkich dzie�ach, ja pragn� pom�wi� o szarej, cotygodniowej dzia�alno�ci Prusa, o �u�eraniu si� z g�upot� i z�o�ci� ludzk�, o nie/mordowanej s�u�bie spo�ecznej, od kt�rej nie odrywa�y go najwy�sze loty tw�rcze.
Wiem, �e dzia�o si� to wszystko w mrocznych czasach carskiej niewoli, ale Prus pogod� swego serca rozja�nia� noce i dnie warszawskie. By� mo�e, dlatego dzi� czytaj�c Prusa mam uparte przekonanie, �e wtedy by�o zawsze pogodnie, deszcz nie pada�, a serdelki, o kt�rych Prus cz�sto wspomina, lepszy mia�y smak ni� dzisiaj (bo mia�y). Sprawdzam dat� czytanej �Kroniki�, gdy� spotykam dobrze znajome nasze aktualne sprawy Polski niepodleg�ej. Gdy Prus m�wi o konieczno�ci tworzenia bibliotek gminnych i miejskich, o potrzebie szk� rzemie�lniczych, o zwalczaniu gru�licy, o ob�udzie szowinist�w nawo�uj�cych do bicia �yd�w i sprowadzaj�cych do w�asnych fabryk Niemc�w, gdy nawo�uje do tworzenia bibliotek szpitalnych, gdy wyszydza sk�onno�� do blichtru i fa�szywej elegancji � i wszystko to w�a�ciwie mo�na by przedrukowa� prawie bez zmian w dwadzie�cia lat po jego �mierci.
Wiemy, �e bez spo�ecznej dzia�alno�ci pisarzy �wiat trwa�by w martwocie. Dlatego dzi� Prus jest nam bli�szy i dro�szy od pi�knoduch�w m�odopolskich. Wi�kszy by� pisz�c o potrzebie kanalizacji w bia�ych dworkach z kolumienkami od g�osicieli nietykalno�ci tych dwork�w.
By�a w tym pisarzu jaka� �arliwa troska o cz�owieka przysz�o�ci, by� jednym z wielkich wychowawc�w, m�drym i cierpliwym nauczycielem i nie jego to wina, �e mia� gnu�nych i leniwych uczni�w. Czy� mo�emy wiedzie�, kt�re ze s��w jego przerodzi�y si� w ceg�� i budulec, a kt�re rozja�ni�y tylko na chwil� serca czytelnik�w? S�owa rozrastaj� si� albo martwiej�. A czy dzisiaj znamy moc i zasi�g s��w, z kt�rych budujemy nasze ksi��ki i nasze �ycie? Pisarze umieraj� i zmartwychwstaj� nie raz jeden. Wracaj� jak s�owa o zmienionym brzmieniu, mimo to przecie� przekazywanie pokoleniom wie�ci o ludziach, kt�rzy odeszli, a kt�rzy byli nam bliscy, ma swoj� m�dro��.�
Oto jak zako�czy�em m�j felieton pisany w 1932 r.:
�Halo! Czy s�yszycie? Powt�rzcie znowu za lat pi��dziesi�t, �e by� taki pisarz Prus, kt�rego�my czcili i podziwiali. Jeste�my pewni, �e przeczytacie jego ksi��ki z zadowoleniem. Nie by�o w nich k�amstwa. By�o du�o serca i prawdy. Tu m�wi rok 1932. Halo! Rozmowa sko�czona? Sko�czona. Prosz� si� roz��czy�.�
A ja si� nie roz��czy�em. I oto dobry los po latach czterdziestu s�owa mojej m�odzie�czej czci dla Boles�awa Prusa pozwoli� mi przekaza� wam osobi�cie.
CO CHCIA�BYM PRZEKAZA� M�ODYM?
M�ody uczony winien by� o�mielany do atakowania prawd uznanych. Tak okre�la wychowanie naukowc�w Julian Huxley. Pami�tam, jakie wra�enie w m�odo�ci wywar� na mnie �Katechizm rewolucjonisty� G. B. Shawa, z jakim radosnym podnieceniem wychodzi�em z jego obrazoburczych sztuk lub z jak� uwag� pochyla�em g�ow� nad stronicami ma�ych tomik�w �Thinker�s Library�, wczytuj�c si� w eseje Bertranda Russella.
Pierwsze przygody intelektualne, nami�tnej spory i radosne odrywanie wsp�lnych obszar�w my�li, d�ugie nocne spacery po mrocznych ulicach Warszawy, roz�wietlonych obrazami m�odzie�czej imaginacji, to nie by�o wszystko. Cech� m�odych umys��w jest obrona prawd! niepopularnych, ale ten okres buntowniczego sprzeciwu, niezgody na martwe formy tradycji ��czy�em ju� wtedy z podziwem dla patriotycznej poezji romantycznej. Niezapomnianym prze�yciem by�a dla mnie �Dziad�w� cz�� trzecia, �yw� rado�ci� by�y i s� dla mnie ulubione kartki �Pana Tadeusza�.
Nie zawsze te nurty ��czy�y si� harmonijnie Ale wspominam jako warto�ci, kt�re mnie niej zdradzi�y i kt�re s� mi dzi� drogie; ciekawo��| i ch�onno�� intelektualn� oraz przywi�zanie do wszystkiego, co pi�kne i szlachetne w naszej historii i literaturze.
POPULORUM PROGRESSIO
W latach mojej m�odo�ci sp�r mi�dzy Ko�cio�em katolickim a post�pow� inteligencj� polsk� przybiera� nieraz charakter otwartego konfliktu. Ko�ci� uwa�any by� za podpor� kapitalizmu i nieraz, przypomnie� mi to wypada, dawa�em wyraz moim pogl�dom laicystycznym, zw�aszcza w dyskusjach obyczajowych i spo�ecznych.
Watykan jak bastion zamkni�ty bram� spi�ow� separowa� si� ca�kowicie od zmieniaj�cego si� �wiata. Z tych pozycji napisana niedawno bardzo inteligentna ksi��ka Tadeusza Brezy �Spi�owa brama� ukaza�a si�, jakby dla ironii, niemal w przeddzie� otwarcia si� tej bramy i zaskakuj�cych �mia�o�ci� reform wprowadzonych przez Jana XXIII. Watykan niemal do po�owy dwudziestego wieku broni� si� przed otwarciem swojej bramy spi�owej. Ale za bram� czas toczy� si� wartko. Szybki rozw�j cywilizacji technicznej, a zw�aszcza powstanie �rodk�w masowego zniszczenia, stworzy�y sytuacj� wymagaj�c� przystosowania si� cz�owieka do nowych warunk�w �ycia na ziemi. Na to zagadnienie ekologiczne nieraz zwraca�a uwag� elita uczonych, pisarzy i publicyst�w, w licznych wypowiedziach poprzedzaj�cych koniec drugiej wojny �wiatowej i omawiaj�cych konieczno�� unifikacji i naukowej organizacji �wiata.
Mo�na by zarzuci� encyklice �Populorum progressio� pewn� deklaratywno��, ale te same zarzuty postawi� by trzeba wszystkim �Deklaracjom Praw Cz�owieka� i �Celom wojny�, propagowanym przez ugrupowania post�powe.
Czytaj�c pi�kny tekst �Populorum progress�o� nie mog�em si� oprze� wra�eniu, �e niekt�re sformu�owania s� mi znane i specjalnie bliskie. H. G. Wells w or�dziu wyg�oszonym na zebraniu British Association w 1942 roku m�wi�: �� my, pracownicy umys�owi, musimy zdecydowa� si�, czy mamy sta� si� czym� w rodzaju niewolnik�w greckich wykonuj�cych rozkazy naszych pan�w gangster�w i spekulant�w, czy te� zajmiemy nale�ne nam miejsce w budowie nowego �wiata�. W encyklice, w paragrafie 83 czytamy dope�nienie tego wezwania: �Zwracamy si� do wszystkich ludzi dobrej woli �wiadomych tego, �e przez rozw�j wiedzie droga do pokoju. Delegaci do instytucji mi�dzynarodowych, m�owie stanu, publicy�ci, wychowawcy, wy wszyscy � ka�dy na swoim miejscu � jeste�cie budowniczymi nowego �wiata�.
Na tym samym posiedzeniu British Association m�wi� znakomity biolog Joseph Needham: �Otaczaj� nas dzi� nie tylko zast�py tych �wiadk�w w procesie czasu, ale id� ku nam z tamtego kra�ca �wiata m�owie staro�ytni, m�owie innej barwy sk�ry, bracia z krwi naszej sk�adaj�cy �wiadectwo prawdzie o solidarno�ci ludzi�.
W paragrafie 17 encykliki czytamy: �Jako spadkobiercy przesz�ych pokole� i korzystaj�cy z pracy nam wsp�czesnych, mamy zobowi�zania wobec wszystkich i nie mog� nas nie obchodzi� ci, kt�rzy po nas przyjd� rozszerzy� kr�g rodziny ludzkiej�.
Podobnych, a nawet bli�szych jeszcze sformu�owa� znale�� by mo�na wiele w �Populorum progressio� oraz w pismach dawnych i dzisiejszych agnostyk�w czy heretyk�w. Sk�d to zbli�enie? Nie nale�y bowiem zapomina�, i� jest ono obustronne. Upajanie si� rozkwitem wiedzy przyrodniczej i cywilizacji technicznej oraz pewnego rodzaju arogancja naukowa typowa dla pocz�tk�w naszego wieku mija i nawet powoduje, jak wszelkie samoupojenie, reakcje pesymistyczne. Biologia ukaza�a niepoj�ty uniwersalizm i dynamik� kom�rki, tego budulca �ycia organicznego. Niepok�j wzbudzi�o odkrycie gigantycznych obiekt�w kosmicznych i �wiat mimo, a raczej na skutek pojawienia si� nowych technologii staje si� coraz bardziej gro�nymi tajemniczy. Wydaje mi si� jednak, �e to, co zbli�a dzi� Ko�ci� i post�pow� my�l laick�, nie rodzi si� z koncepcji �wiatopogl�dowych, a raczej ze wzmo�onego poczucia odpowiedzialno�ci za cz�owiecze�stwo zagro�one dzi� w samym swoim istnieniu.
WYSPIA�SKI DZI�
Jako pocz�tkuj�cy m�ody poeta spotyka�em jego przyjaci�, przyja�ni�em si� z jego modelami. Gdy c�rk� Wyspia�skiego, pi�kn� pani� Chmursk�, pozna�em u Kaden�w w Rabce, nie bez wzruszenia u�wiadomi�em sobie, �e zosta�em przedstawiony dziewczynce przy piersi znanej mi z pastelu jej ojca. Mieszkanie Boy�w na Smolnej, a potem na Krakowskim zdobi� malowany przez Wyspia�skiego portret pani domu. Siadywa�em tam na meblach przez Wyspia�skiego projektowanych. Bardzo by�y niewygodne. Opowiada� Boy, �e gdy skar�yli si� na to, �e krzese�ka s� w�skie i zbyt spadziste, Wyspia�ski powiedzia�: �To umy�lnie, �eby go�cie za d�ugo nie siedzieli�. Ale siadywali�my tam i d�ugo, i cz�sto.
Wszystko to wydaje si� tak bliskie, ale jak�e odleg�e. Ale to nie tylko czas oddzieli� Wyspia�skiego od mojego pokolenia. Pochodzi� on z innego romantycznego kraju uniesie� i egzaltacji narodowych, nie przeszed� jak �eromski od walk o niepodleg�o�� do problematyki zwyk�ego dnia codziennego w wolnej Polsce. Autor �Przedwio�nia� by� naszym niemal r�wie�nikiem � Wyspia�ski wywodzi� si� z rodu wieszcz�w. Gra�y tu r�wnie� rol� wzgl�dy i opory natury formalnej, tak egza�erowane w m�odo�ci. Wersyfikacja Wyspia�skiego by�a dla nas zbyt m�odopolska. Oto, co pisa�em w latach trzydziestych: �Poza �Weselem�, gdzie najzwyczajniejsza mowa przetopi�a si� w�a�nie w najwznio�lejsz� poezj� � cz�sto zawodzi g�rnolotno�� s�ownictwa. W �Wyzwoleniu� nie ma s��w szeregowc�w. S�owo zaczyna si� od rangi genera�a. Na jednej stronicy �Wyzwolenia� mo�na naliczy� pi��dziesi�t s��w o najwy�szej pozycji towarzyskiej: �mier�, Wolno��, Czyn, Zemsta, B�g, Mi�o��, Nienawi��.
Podobnie �artobliwie odczytywali�my niekt�re aspekty polityczne. W roku 1930 pisa�em o �Legionie�: �To, co m�wi Rapsod, brzmi dzisiaj po prostu jak Pierwsza Brygada. I on by� w legionach, i on m�wi, �e nie chce uznania i �e rzuci� na stos� Gdy Wyspia�ski pisa� �Legion�, poetyczny by� dla niego sam fakt, �e stary lazzarone by� legionist�. Dzi� wiemy, �e nawet mecenas Breiter by� w legionach i w tych lepszych, kt�rym si� powiod�o� Dzi� za wielu mamy legionist�w, nie jeste�my sk�onni do odgrzebywania tych, kt�rzy si� nam ju� nie nale���.
Teatr Wyspia�skiego podlega� fluktuacjom gust�w poetyckich, a historia ostatnich lat kilkudziesi�ciu coraz nowe stawia�a mu pytania. Dzi� ulegaj�c modzie udziwniania ambitni odtw�rcy stary, w ich mniemaniu, towar w nowym nam podaj� opakowaniu. Re�yser w�asn� indywidualno�ci� przykrywaj�c osobowo�� autora odbiera dzie�om dawnym warto�� dokumentu czasu, �Wesele� wyrwane z epoki i uwsp�cze�nione staje si� po prostu bezsensem. W braku wielkiego wsp�czesnego repertuaru nagina si� dawn� literatur� do wymaga� dora�nych. Warto naszym udziwniaczom przypomnie� skromnie warto�ci znaczeniowe, jakie kryj� si� w s�owach: interpretacja i interpolacja. Pierwsze pochodzi od interpretari � wyja�nia�, t�umaczy�, a drugie od interpolare � przekszta�ca� fa�szywie przy pomocy wstawek. Ulegaj�c pasji uwsp�cze�niania mo�na by nie tylko sztuki, ale i obrazy Wyspia�skiego, w zale�no�ci od mody, przemalowywa� na abstrakcj� lub pop�art. Na szcz�cie dobry pan Lorentz nigdy by na to nie pozwoli�. Wydaje mi si�, �e czytelnik wielkiej literatury powinien j� w przesz�o�ci swego kraju odnajdywa� w kszta�tach nieodmienionych. Gdy obrotowa scena czasu na nowo stawia przed nami obrazy przesz�o�ci, wa�ne jest, aby�my z tego spotkania sami przej�li to, co nas wzrusza, to, co nas ��czy, i to, co nas obowi�zuje.
W OBRONIE MA�EGO PODW�RKA
Daleko id�ca dowolno�� i niefrasobliwo�� w przywo�ywaniu zdarze� okresu przedwojennego wymaga paru s��w uwagi. W numerze 24 �Tygodnika Powszechnego� pan Tadeusz �ychiewicz tak ko�czy swe s�uszne i sympatyczne sk�din�d wywody:
�Wertuj�c kiedy� roczniki przedwojennych czasopism literackich, natrafi�em w jednym z numer�w na opis takiej sytuacji:
Bodaj czy nie w stolicy wystawiono nowy dramat bardzo modnego autora. Recenzj� z premiery pisa� � o ile pami�tam � sam S�onimski. Recenzja by�a kr�tka, lecz mordercza, za� z�o�liwym gwo�dziem do trumny wystawionego dramatu by� passus o brzmieniu nast�puj�cym: �Nowa sztuka naszego Mistrza jest jak rokokowy nocniczek: �liczne to, finezyjne i fiku�ne, ale wysiedzie� na tym niepodobna�. Pono� S�onimski zawsze twierdzi�, �e Mistrz sp�odzi� nies�ychan� cha��; Mistrz za� twierdzi�, �e S�onimski cierpi na ostre ataki sklerotyczne. Jednakowo� � o dziwo! � �yli w zgodzie i bardzo si� lubili. Bo mo�na �y� po ludzku � i bardzo r�ni� si� w opiniach.
Zaduma�em si� nad star� gazet�. M�j Bo�e, dzi� nie tak�
A jak?
Moi ormia�scy po k�dzieli przodkowie mieli i takie m�dre porzekad�o: �Konia temu, kto m�wi prawd�; aby powiedzia� i uciek��.
Ba! Ale kto mi da konia?�
Kto da konia? Ja. Konia z historii teatru i znajomo�ci prasy literackiej dwudziestolecia. Tekst powy�szy jest ca�kowit� fikcj�, okraszon� zniekszta�conym �artem z mojej pisanej w 1934 roku recenzji. Chodzi�o nie o dramat, lecz o sztuk� komediopisarza francuskiego Devala, z kt�rym nie mog�em �y� w zgodzie z tej prostej przyczyny, �e Deval dawno ju� nie �y�. Nie dopuszczam r�wnie� my�li, aby nieboszczyk Deval m�g� pomawia� o skleroz� trzydziestoparoletniego nie znanego mu Polaka. S� to nie�cis�o�ci ba�amutne, ale do�� nieszkodliwe. Zdarzaj� si� deformacje powa�niejsze, aczkolwiek nie pozbawione element�w weso�o�ci. W numerze 1 �Miesi�cznika Literackiego� nasz znakomity poeta, Jaros�aw Iwaszkiewicz, skar�y si�, i� by� w owych czasach przedwojennego dwudziestolecia cierpi�cym �brzydkim kacz�tkiem�. Czy�by? Gdy my�l� wracam do tych dawnych czas�w, widz� obraz nieco odmienny, widz� �brzydkie kacz�tko� jako Kr�la Mody na balu w Hotelu Europejskim. �Kacz�tko� jad�c na plac�wk� dyplomatyczn� do Kopenhagi zabra�o ze sob� w�asn� s�u�b�, szofera i kucharza. By�em tam go�cinnie przez �Kacz�tko� przyjmowany, jak r�wnie� cz�stym go�ciem bywa�em w maj�tku �Kacz�tka� na Stawisku. Pisze Iwaszkiewicz, �e gdy przyjecha� do Warszawy, nie m�g� rozwin�� skrzyde�. �� nie pasowa�em ani do Lechonia, ani do S�onimskiego, ani do Tuwima, byli to ludzie bardzo utalentowani, bardzo inteligentni, jednak zaj�ci swoim ma�ym podw�rkiem�. Nie wiem, czemu to my byli�my winni, �e �Kacz�tku� wtedy ��ab�dzie skrzyd�a nie chcia�y rosn��. Dzi�, gdy mu te skrzyd�a wyros�y, gdy formatem swoim �Kacz�tko� wysz�o z ram ornitologii, z wielu spraw jedn� chc� przypomnie�. Na tym pogardzanym �ma�ym podw�rku� przez lat bez ma�a dwadzie�cia upomina�em si� o wiele spraw nie�atwych i niepopularnych, atakuj�c i b�d�c napadanym. Szerokim horyzontom �rozwini�tych �ab�dzich skrzyde�� pozwol� sobie przeciwstawi� te sprawy drobne, ale mo�e zbyt �atwo dzi� lekcewa�one.
Poruszam te sprawy, gdy� m�j by�y przyjaciel coraz cz�ciej ostatnio popada w �M�yn nad Utrat�� � pami�ci i chowa si� za �Czerwone tarcze�.
W tym samym numerze �Miesi�cznika Literackiego� znalaz�em wspomnienia Jerzego Putramenta. Parokrotnie pr�bowa�em je doczyta� do ko�ca, ale obraz cierpie�, krzywd i prze�ladowa�, jakim podlega� ten wybitny dzia�acz i prozaik, za ka�d� kolejn� pr�b� zaciemnia� moje oczy �zami, tak i� dok�adn� lektur� odk�adam do czas�w mniej emocjonalnych.
O ZAANGA�OWANIU
Co pewien czas budzi si� w naszej publicystyce troska o przywr�cenie s�owom ich prawdziwego znaczenia. Ostatnio w paru tygodnikach rozwa�ano r�ne aspekty s�owa �zaanga�owanie�. S�owo to w czasach mojej m�odo�ci w powszechnym by�o u�yciu, zw�aszcza w sferach teatralnych. W kawiarni Bliklego czy mo�e �mijewskiego na Krakowskim Przedmie�ciu siadywali aktorzy czekaj�c na zaanga�owanie. Przed nowym sezonem trzeba by�o zdoby� nowe engagement lub zatwierdzi� dawne. Czekali wi�c na dyrektor�w czy re�yser�w przy stolikach kawiarnianych w pozach malowniczych i wyra�aj�cych ich emploi, rodzaj aktorstwa. Bohater dramatyczny, zbrojny w czarny fonta�, pali� nerwowo papierosa, komik w kraciastej marynarce u�miecha� si� przymilnie. Amantki s�czy�y przez s�omk� mazagran, kokieteryjnie ods�aniaj�c r�bek jedwabnej halki. Od sezonu nowa przychodzi�a dyrekcja, inny repertuar, ale role raz utrwalone obowi�zywa�y. Amant by� amantem, komik komikiem. Wyj�tek stanowi�y �pierwsze naiwne�, kt�re czasem zmuszano do przesuni�cia si� w kierunku matek czy postaci charakterystycznych. Aktor zaanga�owany dostawa� rol�, uczy� si�, s�ucha� re�ysera i gra�. Gdy nast�powa�y zmiany w dyrekcji, aktor dostawa� nowy tekst, uczy� si� go na pami�� i wyg�asza�. Jednym s�owem, wszystko tak samo jak dzisiaj. S�owo �zaanga�owa� nie mia�o ani znaczenia pejoratywnego, ani pochlebnego. Okre�la�o po prostu umow� obustronn�.
Inaczej w literaturze. Anga�owa� si� znaczy�o zawsze deklarowa� sw� postaw�, dzia�a�, bra� odpowiedzialno��. Dzi� l�kam si�, �e oba te znaczenia zlepiaj� si�, mieszaj� i s�owo to coraz cz�ciej oznacza pewien rodzaj us�ug literacko�publicystycznych.
Mo�e istotnie warto przypomnie�, �e prawdziw� si�� spo�eczn� ma anga�owanie si� jako czynno�� niezale�na, jako wynik wra�liwo�ci na sprawy nie swoje, og�lnonarodowe, moralne. Wra�liwo�� ta zanika, maleje wraz ze wzrostem o�mielonego okrucie�stwa. Kt� by si� dzisiaj przejmowa� spraw� Dreyfusa? Oboj�tno�ci i dobrze rozwa�onej ostro�no�ci ucz� nas ulice wielkich miast niebezpieczniejsze od kniei. Dzi� w epoce mass production zbrodni, Macbetha mo�na by nazwa� dramatem cha�upnika. Wielcy morali�ci staj� si� niewygodni, a wi�c niemodni. Niech�� przeciwstawia si� okrucie�stwu, k�amstwu czy niesprawiedliwo�ci, budzi zniecierpliwienie wobec tych nielicznych, kt�rzy kre�l� s�owa ogniste na �cianach domu ucisku i ha�by. Pisarze od literatury zaanga�owanej odchodz� w r�noraki spos�b. Jedni czyni� to zgrabnie, kroczkiem powabnym, inni potykaj�c si�, klucz�c. Cofaj� si� w uk�onach, wracaj� do wcze�niejszych rozdzia��w historii, unikaj�c aluzji czy zbyt dra�liwych analogii. S� i tacy, kt�rzy z zewn�trznej autentycznej potrzeby schodz� w mrok pod�wiadomo�ci, w krain� skojarze� dowolnych, a wi�c rozgrzeszaj�cych.
Nie b�d�my niesprawiedliwi. S� pisarze, kt�rzy do�� maj� odwagi, aby zej�� w piekl� cho�by kr�g pierwszy, ale kt�rych predylekcje pisarskie i rodzaj wyobra�ni kieruj� ku innym przeznaczeniom.
Proust anga�owa� si� osobi�cie, w znaczeniu towarzyskim, broni�c Dreyfusa, ale nie da� nam �adnego obrazu, kt�ry mia�by si�� przetrwania w naszej pami�ci. W�r�d ulubionych kart jego prozy nie znalaz�em ani jednej po�wi�conej sprawie tak wa�nej w jego �yciu. Wyobra�nia pisarska i celno�� s�owa ma bowiem t� irracjonaln� si�� przetrwania, kt�rej nie sprosta zwyk�a deklaratywno��. Z ca�ej tw�rczo�ci Zoli �The Oxford Dictionary of Quotations� podaje tylko jedno s�owo: J�accuse. Rozwiewa si� w naszej pami�ci wiele spraw politycznych i obyczajowych gromadzonych w pisarstwie Dostojewskiego, ale wracaj� si�� niezmo�onej aktualno�ci jego �Wspomnienia z domu umar�ych�. A d�ugi niski drewniany budynek, w kt�rym Rogo�yn zamordowa� Anastazj� Pietrown�, rozrasta si� w nie ko�cz�ce si� amfilady �Zamku� Kafki. Pisarz ma czasem prawo, nawet wbrew conradowskim kodeksom honoru, odej��, odwr�ci� si� od aktualno�ci, ale budz� wstr�t ci, kt�rzy z wygodnych pozycji z wyrachowanym lekcewa�eniem traktuj� pisarzy walcz�cych i prze�ladowanych. Nikt by nie wymaga� od Edgara Allana Poe, aby interesowa� si� powstaniem listopadowym i tragiczn� walk� Polak�w gdzie� w dalekiej Europie. A jednak ku memu zdziwieniu w dwutomowym ameryka�skim wydaniu list�w Edgara Poe znalaz�em list, osobliw� pro�b�: an appointment (if possible) in the Polish Army. List adresowany jest: �To Colonel Sylvamus Thager� a datowany �March 10th 1831�. W tej pr�bie E. A. Poe udzia�u w powstaniu listopadowym zastanawia odr�bno�� i dystans pisarstwa ameryka�skiego z tym wszystkim, co wtedy dzia�o si� w Polsce, a co wyra�a� r�wie�nik Poego Maurycy Mochnacki. Wra�liwo�� sumienia, obowi�zek obrony ciemi�onych spowodowa�, to warte przypomnienia, spotkanie pisarzy dwu odleg�ych �wiat�w � to zaanga�owanie osobliwe i wzruszaj�ce.
O NIETOLERANCJI
Zakaz palenia r�ne ma gradacje. Od surowego �Palenie wzbronione�, �Prosimy zgasi� papierosy i zapi�� pasy� poprzez grzeczne, coraz cz�ciej spotykane w taks�wkach �Prosz� nie pali� a� po eleganck� reklam� angielsk�: No smoking even Abdullah. Tak to niepal�cy pragn� oddzieli� si� od palaczy. Szkodliwo�� palenia stwierdzono ponad wszelk� w�tpliwo��. Co wi�cej, tak zwane �palenie bierne�, czyli wdychanie zadymionego powietrza okazuje si� niemal r�wnie niezdrowe.
Kupi�em sobie tabliczk� z napisem �Prosz� nie pali� i umie�ci�em j� w moim pokoju na widocznym miejscu. Pewna m�oda polonistka, kt�ra przysz�a do mnie po informacje potrzebne jej do magisterskiej pracy o grupie �Skamandra�, nim zada�a mi pierwsze pytanie, ju� zd��y�a zapali� papierosa. Gdy zwr�ci�em jej uwag� na zakaz palenia � powiedzia�a z przek�sem: �Czyta�am niemal wszystko, co pan napisa�, i nie przypuszcza�am, �e si� pan zrobi taki nietolerancyjny�. Zastanowi�a mnie ta uwaga. Bo jak to w�a�ciwie jest z t� tolerancj�? Cho�by na przyk�adzie palenia. Nie jest to sprawa prosta. Morfinista czy kokainista sobie tylko szkodzi. Nie przyjdzie do mnie i nie zastrzyknie mi morfiny. Robienie zastrzyk�w stosuje si� w krajach cywilizowanych tylko wobec prawdziwych chorych. Palacze s� bezkarni i obra�liwi. Zmuszaj� nas do sytuacji, kt�ra im daje zadowolenie, a nam przynosi szkod�. Gdyby ryba protestowa�a przeciw zatruwaniu rzek cyjankiem potasu � powiedziano by jej, �e jest nietolerancyjna. Poniewa� ryby g�osu nie maj�, czuj� si� niejako w obowi�zku wyr�czy� je w tej dyskusji. Tolerancja w danym wypadku polega, wydaje mi si�, na kompromisie. Dawniej tak w�a�nie by�o. Ka�da wi�ksza cukiernia czy kawiarnia mia�a osobn� palarni�. U Loursa w pierwszej sali nie wolno by�o pali�. Przywo�any w pami�ci widok tej sali przynosi mi wspomnienie do�� charakterystyczne dla tych odleg�ych czas�w. Pewnego dnia Wieniawa zawiadomi� nas, �e Komendant b�dzie z c�rkami nazajutrz w po�udnie u Loursa. Czekali�my tam z Lechoniem ju� od rana, bo wielki by� wtedy w naszej grupie snobizm na Pi�sudskiego. Gdy Komendant przyszed�, siad� w pierwszej sali i zapali� papierosa, podszed� do niego kelner i powiedzia� surowo: �Tu si� nie pali�. Wieniawa i S�awek z je�yli si� gniewnie, ale Pi�sudski szybko zgasi� papierosa. Gdy wspominam t� scen�, nie bez melancholii my�l� sobie: �Nie ma ju� dzisiaj takich kelner�w�.
Apel m�odej polonistki do mojej przesz�o�ci jako do weterana walk o powszechn� tolerancj� zmusi� mnie do powa�niejszego rozpatrzenia obecnych moich mo�liwo�ci i obowi�zk�w. Czy jestem wci�� jeszcze obro�c� tolerancji, libera�em w dawnym znaczeniu? Definicja tego s�owa r�na bywa�a w przesz�o�ci. Dzi� w nowym s�owniku wyraz�w obcych (a raczej coraz bardziej obcych) jest nast�puj�ca: �Liberalizm � system pogl�d�w bur�uazyjnych. Z �aciny liberalis � wolno�ciowy�. Nast�pne has�o to �liberia � mundur dla s�u�by�. Oczywi�cie wol� to has�o pierwsze, ale nie bez pewnych zastrze�e�. Wydaje mi si� dzi� liberalizm czym� zbyt bliskim niesprzeciwiania si� z�u. Postaw� nieco zbyt wygodn�, poz� nie pozbawion� �atwej wynios�o�ci. Przypomina mi powiedzenie Stiepana Trofimowicza, bohatera �Bies�w�: �Mais entre nous soit dit, taki cz�owiek, kt�ry ma gra� rol� niemego wyrzutu sumienia, nie ma nic lepszego do roboty, jak tylko wylegiwa� si�. Inn� recept� daje Mere�kowski m�wi�c o pewnym urz�dniku synodu, kt�ry lubi� rozprawia� o stosunku do w�adzy: �A�eby ci� nied�wied� nie dotkn��, musisz po�o�y� si� i udawa� zmar�ego, nie oddycha�, nie rusza� si�. Nied�wied� obw�cha ci� i odejdzie. To samo z w�adz�: powiniene� podda� si�, upokorzy� a� do �mierci, tak a�eby� sam si� poczu� nieboszczykiem w trumnie le��cym. Wtedy w�adza przestanie by� straszna, rozbroi si�. Dobry to mo�e przepis dla urz�dnika synodu z czas�w carskich czy dla bohatera �Bies�w�, ale wylegiwanie si� i rola niemego wyrzutu sumienia nie bardzo odpowiada memu temperamentowi. Nigdy nie by�em r�wnie� zachwycony recept� angielskiego liberalizmu. Zawsze si� przy tej okazji wspomina z dum� s�ynny �Grillion dining club�, w kt�rym przy jednym stole spotykali si� beztrosko przeciwnicy polityczni. Gladstone z Disraelim czy Asquith z Balfourem. L�kam si�, �e nad tym sto�em biesiadnym unosi�y si� ci�kie opary ob�udy. Tolerancja nie mo�e wyczerpywa� si� w biernym uznawaniu establishment lub prowadzi� do frustracji w spo�ecze�stwach bogatych.
Musz� tu raz wreszcie wyja�ni� zadawnione nieporozumienie. By�em i jestem nietolerancyjny. Jako zawodowy pieniacz, nonkonformista i na�ogowy malkontent sprzeciwiam si� zatruwaniu ryb cyjankiem potasu, a nas tytoniem, fenolem, sloganami.
CHOCHO�Y
Zbyt �atwo, bez sprzeciwu, przyjmujemy zestawy s��w kalekie, nietrafne, a cz�sto wr�cz fa�szywie s�u��ce swemu przeznaczeniu. Od dawna ju� dra�ni�o mnie wyra�enie �socjalizm z ludzk� twarz��. Czemu tylko z twarz�? A co z reszt� cia�a, z torsem, zadem, l�d�wiami, z pazurami? Obraz ten od pocz�tku skojarzy� mi si� ze sfinksem, z pot�nym drapie�c�, kt�ry opar� si� tysi�cleciom, tylko z lekka w�a�nie twarz maj�c uszkodzon�.
Podobnie sprzeciw we mnie budzi rozp�tana, niemal og�lnonarodowa dyskusja na temat �Chocho��w�. I tu nie wchodz� w meritum sprawy, ale nie godz� si� na fa�szywe u�ycie symbolu. �Chocho�� wed�ug Doroszewskiego to: �S�omiane okrycie ro�lin na zim� dla ochrony od mrozu�, a wi�c co� pozytywnego, przyjaznego, co wi�cej, jest to s�owo, kt�re utrwali� Wyspia�ski, kt�re ma prawo obywatelstwa w kr�gu naszej tradycji literackiej. Czemu nagle sta�o si� synonimem �obuza, grandziarza, nieroba, chuligana? Przecie� chocho� chroni to, co ch�tnie niszczy chuligan. Czarem poezji utrwalony stoi chocho� za oknem izby weselnej. Przecie� to Rachel i poeta zapraszaj� chocho�a na Wesele:
Patrz pan r�� na ogrodzie,
owit� w chocho� ze s�omy�
A dalej:
Zapro�cie tu na Wesele
wszystkie dziwy, kwiaty, trawy,
pioruny, brz�czenia, �piewy�
Poeta
I chocho�a!
I oto biednego chocho�a spod tej �chaty roz�piewanej� przeniesiono pod budk� z piwem czyni�c go sprawc� wszystkich nieszcz�� narodowych.
Zaprosili go Rachel i Poeta, wygna�a go kiedy� z izby weselnej ma�a Isia, a obecnie pomstuje ca�a nasza prasa. Gdy wspominam �Wesele�, trudno mi czasem oprze� si� wzruszeniu, �e to wszystko, tak przys�oni�te ju� poetyck� mg�� oddalenia, tak bliskie jest memu pokoleniu. Bardzo niedawno pewna urocza pani, krewna Tetmajer�w, powiedzia�a do mnie nagle w rozmowie: �Mia�am w�a�nie list od cioci Isi z Londynu�. Ciocia Isia od lat kilkudziesi�ciu mieszka ju� w Anglii. Spotyka�em w m�odo�ci paru uczestnik�w �Wesela� i mam, oczywi�cie, niczym nie uzasadnione poczucie osobistej znajomo�ci z bronowickim chocho�em.
Wydaje mi si�, �e warto by to s�owo wr�ci� poezji, bo przecie� nie brak w naszej mowie r�nych s��w brzydkich i dosadnych, okre�laj�cych pot�pionych tak jednog�o�nie kud�atych �kolesi�w�. Z pogardliwym znaczeniem s�owa �kole�� te� jako� trudno si� pogodzi�. Kole� to przecie� tak�e kolega, to przyjaciel, powiernik, towarzysz. Czemu odziera� to s�owo z uroku, jaki ma m�odzie�cza bezinteresowna przyja�� m�ska? G��wny zarzut, jaki si� tym ch�opcom stawia, to cynizm. Podobno bardzo s� cyniczni, i to od rana do wieczora. Mo�e tak jest w istocie, bo m�wi� o tym w prasie ludzie, kt�rzy si� bardzo dobrze, i to z dok�adno�ci� co do minuty, znaj� na cynizmie. Wr��my tym ch�opcom prawo do butelki piwa i poszukajmy innych przyczyn naszych niedomaga�. A chocho�y chro�my, bo ich funkcja jest bardzo istotna. Broni� r�e przed mro�nymi podmuchami p�nocy, aby mog�y kiedy� zn�w zakwitn��. Ja osobi�cie w chocho�ach odnajduj� wiele element�w nadziei.
PRZESADYZM
W numerze �wi�tecznym roku 1970 �Tw�rczo�� pomie�ci�a fragment prozy markiza de Sade. Znalaz�y si� w tym tek�cie, chyba po raz pierwszy, s�owa tak blu�niercze wydrukowane w j�zyku polskim. By� to nietakt czy niedopatrzenie, zas�u�onego sk�din�d, czasopisma. Nie o blu�nierstwach jednak pragn� m�wi�, bo to nie moja domena, ale o innych aspektach recepcji pism Sade�a, gdy� w numerze czerwcowym �Tw�rczo�� powraca do Sade�a relacjonuj�c dyskusj�, kt�ra rozwin�a si� na �amach �Neues Forum�. W tej dyskusji ju� nie o nietakt chodzi, ale o �wiadome zaciemnianie fakt�w. Pisarstwo Sade�a sprowadza si� do warto�ci dokumentu epoki, co jest niew�tpliw�, acz cz�stkow� prawd�. Gorzej, gdy wp�yw Sade�a ogranicza si� wy��cznie do zagadnienia pornografii. Specyfik� Sade�a jest pochwa�a, a nawet wr�cz apologia okrucie�stwa seksualnego. Na �amach �Neues Forum� jaki� dziwny pastor Helmut Gollwitzer, profesor teologii protestanckiej na uniwersytecie zachodnioberli�skim, charakteryzuj�c Sade�a broni prawa publikacji pornograficznych. Sadyzm nie jest pornografi�. Jest zboczeniem, i to przewa�nie zboczeniem zbrodniczym.
Na przyk�adzie stosunku do pism Sade�a da si� zaobserwowa� osobliwych obro�c�w swobody wypowiedzi. Ci, kt�rzy milcz�c przyjmowali Liczne objawy nietolerancji, tu okazuj� wznios�y nonkonformizm. Je�li nie daje si� nam innych warto�ci � zostawcie nam przynajmniej Sade�a. Mo�na by r�wnie dobrze powiedzie�: je�li nie mo�emy podawa� w naszej sto��wce grzyb�w prawdziwych � dajcie nam przynajmniej muchomory. Bo �adne. Powo�ywanie si� na ��czno�� z kultur� europejsk� w�a�nie wobec tej nowalijki zachodniej, kt�r� jest Sade�redivivus, budzi pewne niepokoje. Nie bez znaczenia jest bowiem fakt naruszenia proporcji w kategoriach dopuszczalnych i tych, kt�re s� eliminowane. Redaktor �Tw�rczo�ci� niedawno na �amach �Miesi�cznika Literackiego� lekcewa��co potraktowa� ostatniego laureata Nobla, okre�laj�c jego pisarstwo jako �mani� prze�ladowcz�� (!). �askawszy si� okaza� dla manii prze�ladowczej markiza.
Nie przekonuj� mnie argumenty, �e Schopenhauera mo�na r�wnie oskar�a� o zbrodnie hitleryzmu. Korelacja mi�dzy lektur� Sade�a a licznymi zbrodniami seksualnymi jest bezpo�rednia. Par� lat temu w Anglii Moors murders, �an Brady i Myra Hindley, mordowali dzieci nagrywaj�c na ta�m� ich j�ki �miertelne i b�agania o lito��. Oto, co o tym procesie pisa�a Pamela Hansford�Johnson w ksi��ce �On iniquity� (�O nieprawo�ci�): Ian Brady�s bookshelves contained the work of De Sade and other sadomasochistic literature. There is a direct correlation with sadistic pornography in this case. I am sur� that Brady and Hindley were affected by what they lead*. Emlyn Williams w ksi��ce pt. �Beyond Belief� (�Poza granic� wiary�) powiada: Brady was certainly an admirer of de Sade. He gave him a gospel smoothing to guote*.
Prasa i opinia brytyjska wskazywa�a niejednokrotnie na niebezpiecze�stwo wp�ywu Sade�a. Nie ma to wiele wsp�lnego z mod� na seksualizm, � wr�cz przeciwnie, wi�ksza swoboda erotyczna da� mo�e upust instynktom, kt�re przesadnie hamowane wyradzaj� si� cz�sto w formy niebezpieczne, a nawet zbrodnicze. W �Neues Forum� niejaka pani J. Fuerstaner pisze: ��bez Sade�a nie by�oby Byrona, Wilde�a, d�Annunzia i Baudelaire�a�. D�Annunzia ostatecznie m�g�bym darowa�, ale bez Byrona naprawd� mog�oby nie by� Mickiewicza, a Mickiewicza nie chc� zawdzi�cza� markizowi de Sade. Takie nieodpowiedzialne bajdurzenie mo�na prowadzi� dalej. Stanis�aw Lem w swojej znakomitej ksi��ce �Fantastyka i futurologia� przypomina nowelk� Bradbury�ego, w kt�rej mowa jest o tym, jak przed wiekami �owca tyranozaur�w �zdepta� motyla i par� kwiatk�w, powoduj�c owym mikroskopijnym uczynkiem takie perturbacje kazualnych �a�cuch�w w milionlecia id�cych, �e za powrotem wyjawia si�, i� inna jest ni� poprzednio � ortografia angielskiego j�zyka�� Mo�na tak gdyba� w niesko�czono��. Nie wiemy i wiedzie� nie mo�emy, co dzia�oby si� w literaturze, gdyby markiz de Sade nie istnia�. Natomiast mamy pewne podstawy przypuszcza�, �e nie przesta�oby istnie� troje dzieci zamordowanych przez lana Brady.
Mo�na zastanawia� si�, jak to czyni Lem, czy �metafizyka de Sade�a jest tylko epistemiczna: albowiem on za przeciwnika bierze sobie nie ontyczne, to jest ostatnie i denne jako�ci samego bytu, lecz tylko � jako�ci kultury�� Troch� to dla mnie za skomplikowane. Poniewa� jestem prymitywem z epoki s�owa ciosanego i polowania na tyranozaury, po prostu proponuj�, aby w czasach wzmo�onego okrucie�stwa i powszechnej oboj�tno�ci wobec czyn�w zbrodniczych nie dodawa� autorytetu apologetom gwa�tu.
USYPIACZE
Co rano na miasto wychodz� usypiacze. Sceptyczni, �agodnie u�miechni�ci, zadowoleni z siebie ci niezadowoleni z innych, kt�rzy maj� szkodliwe z�udzenia i niezno�n� konieczno�� dzia�ania � cho� przecie� wiadomo, �e nic si� nie mo�e zmieni�, a niepohamowana potrzeba aktywno�ci im, usypiaczom, mo�e tylko zm�ci� spok�j. � Nies�usznie krytykuje pan cynik�w � powiedzia� mi niedawno pewien okazowy usypiacz. � Wol� cynika ni� fanatyka. Z cynikiem mo�na si� dogada�, a wierz�cy pana wyko�czy bez chwili wahania. Fouche lepszy b�dzie zawsze od Robespierre�a. Fouche by� cynik, konformista i karierowicz, ale sko�czy� okres krwawego terroru. Irytuj� mnie takie pouczenia. Dlaczego ka�� nam wci�� wybiera� mi�dzy z�ym i gorszym? Mi�dzy Fouche a terrorem? Wydaje mi si�, �e bardziej aktualny jest dzisiaj wyb�r mi�dzy fuszerem a fachowcem.
Usypiacze w �rodowisku literackim maj� jeszcze inne, do�� brzydkie, wcielenia. Jest to cmokierstwo wobec wyrafinowania i udziwniania po��czone z u�miechem wzgardy wobec tak zwanych moralist�w. Po markizie de Sade, przysz�a moda na Celine�a. Panowie Sygor i Szary�ski bagatelizuj� �Bagatelles pour un massacre�, sk�onni darowa� utalentowanemu pisarzowi ka�d� zdrad� i pod�o��. S�usznie polemizowa� z tym J�zef Hen, a w �Polityce� ukaza� si� bardzo rozs�dny list Kazimierza Ko�niewskiego. Tez� o niewa�no�ci moralnej postawy �yciowej pisarza w nadziei przysz�ych wyrok�w historii Literatury podchwyci� skwapliwie pewien pisarz bezpo�rednio tym zainteresowany. Wydaje mi si�, �e w tej sprawie dra�liwej ka�dy wypadek nale�a�oby rozwa�a� osobno. Mo�na by zaproponowa� taki kompromis: wybacza�, gdy wielko�� pisarza jest niew�tpliwa, a �wi�stewka w�tpliwe. Trudniej wybaczy�, gdy wielko�� pisarza jest do�� w�tpliwa, a �wi�stwa niew�tpliwe. Zreszt� nie o wybaczenie czy kar� tu chodzi, ale o wag� kryteri�w moralnych obowi�zuj�cych w czasie i miejscu akcji naszego przyd�ugiego dramatu historycznego. Ta wi� moralna, cierpliwo��, up�r i �arliwo�� w odbudowywaniu niszczonej kultury, w przekazywaniu jej pokoleniom, ocali�a Polsk� jako nar�d. Nie wolno zapomina� o dziewi�tnastowiecznych pisarzach, anonimowych dzia�aczach, nauczycielach, bibliotekarzach, o odwadze i zwyk�ej ludzkiej uczciwo�ci, kt�ra przeciwstawia�a si� egoizmowi ugodowc�w rezygnuj�cych z niepodleg�o�ci. Gdy wspominam wisz�cy w gabinecie mego ojca portret Tytusa Cha�ubi�skiego, pami�tam i o tym, �e jak Titus Flavius Vespasianus nie m�g� on zapobiec zniszczeniu Pompei i Herkulanum, ale ludzie formacji Cha�ubi�skiego zdolni byli po stuletniej niewoli odbudowa� niepodleg�e pa�stwo polskie. Dwa nurty, praca organiczna i konspiracja niepodleg�o�ciowa, nie przeczy�y sobie, ale si� moralnie uzupe�nia�y. Gdy ju� wspominam gabinet mego ojca, wolno mi przypomnie�, �e o tym �gabinecie doktora S.� pisa�
S�awek w swoich wspomnieniach, bo tam schodzili si� r�wnie� pepesowcy i bywa� Pi�sudski. Trzeba na przek�r usypiaczom wci�� wraca� do tradycji inteligencji polskiej, bo jest w tym nie tylko gorycz, ale promyk nadziei. Na przek�r z�ym wyrokom losu, zawsze cz�� naszej kultury daje si� ocali�. Czytelnikom zgn�bionym lektur� kolejnego Machejka, upart� trwa�o�ci� dr�twej mowy, chcia�bym ku pokrzepieniu serc przypomnie�, �e w por�wnaniu do pierwszego okresu literatury powojennej, a zw�aszcza do przekazywania jej m�odzie�y, nast�pi�y zmiany niebagatelne. W roku 1953 wydano w nak�adzie ��cznym stu czterdziestu tysi�cy drugie wydanie �Zarysu literatury polskiej� obejmuj�ce lata 1918�1950. Gdyby si� �wczesny m�odzieniec chcia� czego� dowiedzie� o Andrzejewskim, Ga�czy�skim, Iwaszkiewiczu, Newerlym, Le�mianie, Pawlikowskiej, Parandowskjm, Rudnickim czy Zegad�owiczu � toby si� nie dowiedzia�, bo tych pisarzy tam nawet z nazwiska nie wymieniono! Gdyby �wczesny m�odzieniec szukaj�c dalej wzi�� do r�k �Wypisy polskie� z roku 1953, wydanie trzecie � nak�ad sto osiemdziesi�t tysi�cy egzemplarzy � pr�dko by mu z r�k owa ksi�ga wypad�a, bo nie znalaz�by tam Berenta, D�browskiej, Boya��ele�skiego, Wyspia�skiego. M�wi�em wtedy o tych podr�cznikach na zebraniu ZLP. Pisa�em o tym w ��yciu Warszawy�, rozpocz��em niema�� drak� niemal zaraz po powrocie do kraju, zmaglowali mnie za to troch�, ale podr�cznik�w wy�ej wspomnianych nie ma, a ja jestem. Przypominam to naszym zawodowym usypiaczom jako dow�d, �e warto si� u�era�.
��AL�
�Trybuna Ludu� z 21 sierpnia 1971 w artykule �Komu s�u�� te fa�szerstwa?� s�usznie wykpiwa g�upstwa niekt�rych podr�cznik�w i encyklopedii kraj�w zachodnich. H. J. Sokalski cytuje dzie�ko wydane w Szwecji, z kt�rego dowiadujemy si�, �e w Polsce �cz�sto jeszcze zobaczy� mo�na dzieci szkolne id�ce do i ze szko�y z krow��. My�l�, �e i u nas, w interesie og�lnym i dla zdrowia moralnego, warto wy�mia� i przep�dzi� niejedn�, do niedawna �wi�t� krow� zalegaj�c� drog� do szko�y. W tym samym artykule �Trybuny Ludu� znajdujemy apel UNESCO, kt�ry zaleca �rz�dom pa�stw cz�onkowskich zrewidowanie oraz ulepszenie historii i geografii zgodnie z zasadami i w duchu konstytucji tej organizacji�. Jako kierownikowi sekcji literatury, a potem jako delegatowi Polski do UNESCO uda�o mi si� sprostowa� par� encyklopedycznych nie�cis�o�ci i wprowadzi� pewne uzupe�nienia do hase� Polsce po�wi�conych.
Wszyscy zm�czeni jeste�my niedom�wieniami i aluzyjno�ci�. S� sprawy, o kt�rych trzeba m�wi� u siebie w domu pe�nym g�osem, zw�aszcza �e na obecnym etapie naszej informacji niekt�re �tabu magiczne� czas�w niedawnych nabra�y ju� na szcz�cie aspektu humorystycznego. Pewien miesi�cznik rozrywkowy przed paru laty poda� w krzy��wce pionowo: �tytu� wiersza�, a poziomo �nazwisko autora�. �atwo odgad�em, �e chodzi�o o wiersz ��al� i o nazwisko �Antoni S�onimski�. Pr�no w nast�pnym numerze miesi�cznika szuka�em rozwi�zania krzy��wki. Rozwi�zania nie by�o. W mi�dzyczasie wpad�em w okres moich kolejnych b��d�w i wypacze� i jaki� gorliwiec wola� nie wymienia� mego nazwiska ani pionowo, ani poziomo. Ale ��al� zosta�. Tyle tylko, �e ci, co krzy��wk� rozwi�zali, nie dostali obiecanego jako nagrod� radia �Szarotka�. Czasem to asekuranctwo przybiera�o powa�niejsze formy chorobowe. W pewnym calendarium rocznicowym nazwisko moje ulotni�o si� tak ca�kowicie, �e okaza�o si�, i� mi�dzy rokiem 1956 a 1959 w og�le nikt nie by� prezesem Zwi�zku Literat�w Polskich. Otrzyma�em wtedy �liczny bilecik od znakomitego naszego filozofa, profesora Tadeusza Kotarbi�skiego. Prosi� mnie, abym si� tym nieistnieniem nie przejmowa�, gdy� �nieistnienie jest atrybutem zaszczytnym, przys�uguje bowiem tak�e Bogu i Sprawiedliwo�ci�. Przepraszam za t� wypowied� heretyck� przes�an� do organu zbli�onego do krakowskiej kurii biskupiej, ale wszyscy nas ostatnio bardzo namawiaj� na �mia�e i szczere wypowiedzi, wi�c licz� na wzgl�dy. Zw�aszcza, �e nie o �arty mi chodzi, ale naprawd� o niebagateln� spraw� informacji, dokumentacji, gromadzenia fakt�w i autentyzm wypowiedzi. Ustalmy stan rzeczy, a potem mo�emy si� spiera� o interpretacj�. �wiat nie jest czarno�bia�y. Ani tak czarny jak obrazy muzealne, ani tak wybielony jak pos�gi antyczne. Marks zachwyca� si� rze�b� greck�, a je�li Hegel pisa� kiedy� o tej rze�bie: �Nic pi�kniejszego nie widziano i nigdy si� nie zobaczy�, to jego dobre prawo, ale my wiemy, �e to, co on uwa�a� za rze�b� greck�, to by�y przewa�nie kopie z czas�w rzymskich. Nie wiedziano wtedy, �e oryginalne rze�by greckie by�y malowane. �Nierzadko pos�gi mia�y nie tylko czerwone wargi, ale i �wiec�ce oczy ze sztucznych kamieni i sztuczne rz�sy�� (C. W. Ceram). Podobniejsze wi�c by�y do figur woskowych Madame Tussaud ni� do przys�owiowej bieli pos�g�w. Eksperci z londy�skiego National Gallery zdj�li z Rubensa od stuleci nak�adane ��tawe werniksy i przywr�cili mu ca�� soczysto�� barw. Po odnowieniu Veronese�a po raz pierwszy naprawd� zobaczyli�my s�ynn� veit veronese. Otaczaj� nas z�udzenia zaciemniaj�ce rzeczywisto��, mechanicznie powtarzane kanony, dora�nie raz u�yte, a potem utrwalone w szko�ach i encyklopediach. Je�li szale�stwem jest zatruwanie powietrza i zanieczyszczanie wody, r�wnym chyba szale�stwem jest za�miecanie �r�de� wiedzy. W interesie wszystkich zainteresowanych nale�y uszanowa� prawo do obiektywnych informacji.
LECHO�
Par� tygodni temu dosta�em zaproszenie na wiecz�r po�wi�cony pami�ci Jana Lechonia, urz�dzony staraniem Towarzystwa Przyjaci� Warszawy w ma�ej salce przy Stowarzyszeniu Muzyk�w. By�a wi�c i przyja�� dla Warszawy, i muzyka, tylko literat�w nie by�o. Ani w�r�d organizator�w, ani w�r�d publiczno�ci. Po prostu dw�ch m�odych aktor�w i jeden muzyk upodobali sobie poezj� Lechonia i w r�nych stowarzyszeniach go�cinnie recytuj� jego wiersze.
Na widowni przewa�ali starsi panowie o nieco podniszczonej elegancji. Jeszcze kapelusz od Scotta, ale wst��ka nieco ju� przepocona, jeszcze parasol z bambusow� r�czk�, ale ko�nierzyk dobrze skrojonej koszuli z lekka przetarty. Troch� przygodnej i domowej publiczno�ci i kilkana�cie par m�odzie�y p�ci trudnej do okre�lenia. Przyszli�my nieco sp�nieni. Ledwo zaj�li�my miejsca, na ma�� estradk� wszed� do�� korpulentny jegomo�� w szarym garniturze i powiedzia�: �To m�j pech. Tylko mnie si� takie rzeczy zdarzaj�. Przepraszam, �e pa�stwo musieli czeka� przed drzwiami, ale zapomnia�em, �e osoba, kt�ra ma doz�r, jest na chorobie i sam musia�em do niej lata� po klucz. Przepraszam�. Zszed� z estradki, na kt�r� teraz wesz�o trzech m�odych ludzi w strojach m�odzie�owych. W tym wypadku surduty d�ugie, ko�nierze i fryzury z czas�w Ksi�stwa Warszawskiego stroi�y ich odpowiednio i przyja�nie. Stan�li milcz�c, trzymaj�c w d� opuszczone czerwone go�dziki o d�ugich �odygach. Jeden z nich siad� do fortepianu. Ale nie gra�. Mocowa� si� d�u�sz� chwil� z instrumentem. Okaza�o si�, �e fortepian jest zamkni�ty. Na estradk� wszed� zn�w jegomo�� w szarym garniturze i powiedzia�: �No tak. To jest najgorszy dzie� w moim �yciu. Wola�bym nie �y�! Ona fortepian te� zamkn�a i zabra�a kluczyk. Mam tu par�, mo�e kt�ry pasuje�. Wyj�� p�k kluczy i zacz�� pr�bowa�. ,,Czekaj pan � odezwa� si� jaki� pan z publiczno�ci � ja mam jakie� dwa ma�e kluczyki�. Nie pasowa�y. Jeszcze kto� pr�bowa�, wierci�, podwa�a� scyzorykiem. Estradka zaroi�a si� od ludzi. �Mo�e da si� otworzy� ten drugi� � odezwa�a si� jaka� pani. Na estradce istotnie sta�y dwa fortepiany i okaza�o si�, �e ten drugi nie by� zamkni�ty. Rozbawiona sala odkrycie to nagrodzi�a oklaskami. Przez ca�y ten czas dwaj m�odzi aktorzy stali nieporuszeni. Nieobecni. Wreszcie pianista uderzy� w klawiatur�. Zdawa� by si� mog�o, �e ca�e dok�adnie przemy�lane wej�cie, rytua� �a�obnego wieczoru, powaga i skupienie rozbi�o si� o groteskow� trywialno��. Ze wsp�czuciem patrzy�em na dwu recytator�w. Gdy muzyka ucich�a, jeden z nich zacz�� m�wi�. I oto powoli wraca�o, narasta�o naruszone skupienie. M�odzi aktorzy zwyci�yli. M�wili wiersze Lechonia przeplataj�c je jakby rozmow�, cytatami z pami�tnika poety. Pi�kne wiersze i nieprawdziwy pami�tnik pisany w smutnym hotelowym pokoju emigranta. Niesprawiedliwy w ocenie ludzi. Bo c� by m�g� powiedzie� o moralnej postawie Kmicica kto�, kto przeczyta� tylko po�ow� ksi��ki i zostawi� jej bohatera przy boku Radziwi��a. Pami�tnik pe�en snobizmu, ch�ci utrwalenia swojej pozycji towarzyskiej, pragnie�, kt�re by�y obsesj� znakomitego poety, biednego ch�opca z Przyrynku. W ma�ej salce ws�uchanej w poezj� ja jeden, kt�ry te wszystkie wiersze umiem na pami��, kt�ry o Leszku wiem niemal wszystko, czuj� wzruszenie i rado��. Nie mog� si� jednocze�nie op�dzi� od my�li, jak by ten wiecz�r przyj�� Lecho�, adorator ceremonia�u i solennej poprawno�ci. Jak�e to, Leszku, tw�j wiecz�r bez ministra i bez prezes�w, bez przem�wie� i splendoru, nawet bez koleg�w pisarzy? Taki wiecz�r by�by niezno�nym, okrutnym prze�yciem dla jego wstr�tu do pospolito�ci, dla jego dumy i poczucia hierarchii. Dwaj m�odzi ch�opcy, dwa czerwone go�dziki i jeszcze przed chwil� rozchichotana salka przygodnych s�uchaczy. I zwyci�stwo. Pe�ne zwyci�stwo jego poezji. Nie tylko polszczyzny bogatej rytmem bezb��dnym, melodi� frazy poetyckiej, ale zwyci�stwo s�owa poety patrioty obejmuj�cego braterstwem wszystkich z��czonych krzywd� dziej�w, gdy� jak m�wi Camus: �Ci, dla kt�rych ani B�g, ani historia nie s� wytchnieniem, skazuj� si� na �ycie dla tych, kt�rym jak im �y� trudno: dla upokorzonych�. Tak wi�c wbrew emigracji i samob�jstwu wraca Lecho� �ywy do ut�sknionej Warszawy. W ma�ej salce, w�r�d s�uchaczy przygodnych, odnosi sukces pi�kniejszy od bezdusznych akademii, teatralnych celebracji tych paru, kt�rzy u siebie w kraju fa�szyw� gr� pozor�w udaj�, �e �yj� naprawd� i �e naprawd� pisz�.
ETYKIETKI
KTT polemizuj�c ze mn� na �amach dodatku do ��ycia Warszawy� (,,�ycie i Nowoczesno��) wyrazi� ubolewanie z powodu mego odej�cia od zasad liberalnego racjonalizmu. W odpowiedzi przes�a�em kr�tk� odpowied�. Oto pe�ny tekst:
�Nie bez wzruszenia przeczyta�em w czwartkowym dodatku ��ycia Warszawy� pochlebne uwagi na temat mojej dawnej postawy i �ale na temat mego obecnego braku tolerancji. Przyjemnie jest znale�� nagle w�asne nazwisko, wydrukowane w tak poczytnym pi�mie. Oceniam w pe�ni trosk� Sz. Pan�w, ale przez ostatnie lata odszed�em tak daleko od liberalnego racjonalizmu, �e ju� chyba nie da rady zawr�ci�. Dzi�kuj� wi�c KTT za md�e s�owa, ale poprawy nie obiecuj�.�
Poniewa� ostatnio poprzypinano mi tyle etykietek, �e ju� nie mieszcz� si� na piersi i zdobi� r�ne cz�ci mego cia�a, postanowi�em wype�ni� ankiet� personaln� i wyja�ni� par� nieporozumie�. Racjonalizmu wymagam od w�adzy, nie od pisarzy. Pisarz ma prawo by� irracjonalny. Wola�bym, aby w�adza by�a bardziej liberalna od pisarzy. Pisarze maj� prawo do nietolerancji, pieniactwa, nami�tno�ci i pasji oraz osobistych animozji. Znalaz�em gdzie� takie oto zdanie Helvetiusa i zapisa�em sobie w notesiku: �Cz�owiek pozbawiony nami�tno�ci nie jest zdolny do takiego napi�cia uwagi, z kt�rym wi��e si� s�d wy�szej miary�. Je�li za� ciekawy polemista chcia�by wytropi� i okre�li� moje przekonania polityczne, mog� mu tylko podda� par� sugestii. By�em pi�sudczykiem, ale po sprawie Brze�cia wyst�powa�em przeciw sanacji na �amach �Robotnika�, organu Polskiej Partii Socjalistycznej. Na emigracji w pierwszym okresie paryskim drukowa�em w tygodniku �Robotnik� redagowanym przez pos�a Liebermana. Nie nale�a�em nigdy do �adnej partii. Wsp�pracowa�em stale tylko z �Wiadomo�ciami Literackimi�, pismem r�wnie jak �Tygodnik Powszechny� liberalnym, a czasem r�wnie zbyt liberalnym. By�o to oczywi�cie w sytuacjach pozwalaj�cych na swobodny wyb�r. I jeszcze jedno. W paru moich biografiach uparcie powtarza si�, �e w m�odo�ci studiowa�em malarstwo w Monachium. W Monachium by�em dwa dni i nie studiowa�em tam malarstwa. Po sprostowaniu tych paru nie�cis�o�ci, s��w par� po�wi�ci� pragn� powszechnej manii przypinania ludziom etykietek. Zw�aszcza je�li chodzi o ludzi, kt�rym zarzuca si� r�ne rodzaje odchyle�. Je�li ju� mamy nosi� etykietki, to proponuj�, aby by�y z datami wa�no�ci, jak lekarstwo. Na przyk�ad: �Uwaga, wa�ne tylko od marca� albo �tylko w czasie pa�dziernika�. Albo �tylko po grudniu�. Miesi�ce w historii naszej odgrywaj� niema�� rol�. Chyba �aden inny nar�d nie ma tylu miesi�cy na w�asno��. Jest wi�c �polski wrzesie�, �polski pa�dziernik�, �polski grudzie�, �polski sierpie�, �stycze� czy �listopad�.
K�opotliwe s� etykietki z odchyleniami, ale osobi�cie bardziej jeszcze nie lubi� tej �z wrogich pozycji�. Gdy krytyka jest s�uszna, ale niewygodna, gdy trudno znale�� kontrargument, zawsze pozostaje jeszcze droga, nieoceniona, kochana etykietka: �krytykanctwo z wrogich pozycji�. Ale kto decyduje o tym, �e pozycja jest wroga? W dyskusji, jak w ka�dej uczciwej grze, musz� by� jakie� ustalone prawid�a przestrzegane przez obie strony. Nie�atwo gra� w karty z kim�, kto w czasie gry, gdy mu to wygodne, kart� najni�sz� podnosi do rangi najwy�szej, to znaczy dw�jk� mianuje asem. Pr�cz dat, etykietki, kt�re nam przypinaj�, nale�y uzupe�ni� wskazaniami praktycznymi. Na niekt�rych powinno by� ostrze�enie �trucizna�, na innych �trzyma� w miejscu ch�odnym� albo �wstrz�sn�� przed u�yciem�. Na mojej etykietce wola�bym ju� nie mie� �trzyma� w miejscu ch�odnym�, bo ju� by�em.
INFLACJA
Gdy �wiat ca�y debatuje nad losem dolara, nie bez smutku pomy�la�em o spadku naszej waluty pisarskiej, o zni�ce jedynej warto�ci, kt�r� posiada