3768
Szczegóły |
Tytuł |
3768 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3768 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3768 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3768 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ALEKSANDER �WI�TOCHOWSKI
LIBERUM VETO
WYB�R FELIETON�W
PAMI�TNIK
[ 0089.txt ] "NOWINY" NR 3 Z 4 GRUDNIA 1879
[ 0090.txt ] "NOWINY" NR 31 Z 1 LUTEGO 1880
[ 0001.txt ] "NOWINY" NR 59 Z 1 MARCA 1880
[ 0002.txt ] "NOWINY" NR 86 Z 29 MARCA 1880
[ 0003.txt ] "NOWINY" NR 134 Z 17 MARCA 1880
[ 0004.txt ] "NOWINY" NR 217 Z 8 SIERPNIA 1880
[ 0005.txt ] "NOWINY" NR 350 Z 19 GRUDNIA 1880
LIBERUM VETO
FELIETONY PODPISYWANE PSEUDONIMEM: POSE� PRAWDY
[ 0006.txt ] "PRAWDA" NR 1 Z 1 STYCZNIA 1881 [ 0006.txt ]
[ 0007.txt ] "PRAWDA" NR 2 Z 8 STYCZNIA 1881
[ 0008.txt ] "PRAWDA" NR 9 Z 26 LUTEGO 1881 [ 0008.txt ]
[ 0009.txt ] "PRAWDA" NR 15 Z 9 KWIETNIA 1881 [ 0009.txt ]
[ 0010.txt ] "PRAWDA" NR 25 Z 18 CZERWCA 1881
[ 0011.txt ] "PRAWDA" NR 26 Z 25 CZERWCA 1881 [ 0011.txt ]
[ 0012.txt ] "PRAWDA" NR 27 Z 2 LIPCA 1881
[ 0013.txt ] "PRAWDA" NR 29 Z 16 LIPCA 1881
[ 0014.txt ] "PRAWDA" NR 30 Z 23 LIPCA 1881
[ 0015.txt ] "PRAWDA" NR 40 Z 1 PA�DZIERNIKA 1881
[ 0016.txt ] "PRAWDA" NR 1 Z 1 STYCZNIA 1882
[ 0017.txt ] "PRAWDA" NR 5 Z 4 LUTEGO 1882
[ 0018.txt ] "PRAWDA" NR 7 Z 18 LUTEGO 1882
[ 0019.txt ] "PRAWDA" NR 14 Z 8 KWIETNIA 1882
[ 0020.txt ] "PRAWDA" NR 23 Z 10 CZERWCA 1882
[ 0021.txt ] "PRAWDA" NR 29 Z 22 LIPCA 1882
[ 0022.txt ] "PRAWDA" NR 43 Z 28 PA�DZIERNIKA 1882
[ 0023.txt ] "PRAWDA" NR 44 Z 4 LISTOPADA 1882
[ 0024.txt ] "PRAWDA" NR 45 Z 11 LISTOPADA 1882
[ 0025.txt ] "PRAWDA" NR 50 Z 16 GRUDNIA 1882
[ 0026.txt ] "PRAWDA" NR 52 Z 30 GRUDNIA 1882
[ 0027.txt ] "PRAWDA" NR 4 Z 27 STYCZNIA 1883
[ 0028.txt ] "PRAWDA" NR 5 Z 3 LUTEGO 1883
[ 0029.txt ] "PRAWDA" NR 18 Z 5 MAJA 1883
[ 0030.txt ] "PRAWDA" NR 19 Z 12 MAJA 1883
[ 0031.txt ] "PRAWDA" NR 20 Z 19 MAJA 1883
[ 0032.txt ] "PRAWDA" NR 44 Z 3 LISTOPADA 1883
[ 0033.txt ] "PRAWDA" NR 48 Z 1 GRUDNIA 1883
[ 0034.txt ] "PRAWDA" NR 1 Z 5 STYCZNIA 1884
[ 0035.txt ] "PRAWDA" NR 7 Z 16 LUTEGO 1884
[ 0036.txt ] "PRAWDA" NR 8 Z 23 LUTEGO 1884
[ 0037.txt ] "PRAWDA" NR 13 Z 29 MARCA 1884
[ 0038.txt ] "PRAWDA" NR 14 Z 5 KWIETNIA 1884
[ 0039.txt ] "PRAWDA" NR 15 Z 12 KWIETNIA 1884
[ 0040.txt ] "PRAWDA" NR 20 Z 17 MAJA 1884
[ 0041.txt ] "PRAWDA" NR 26 Z 29 CZERWCA 1884
[ 0042.txt ] "PRAWDA" NR 35 Z 30 SIERPNIA 1884
[ 0043.txt ] "PRAWDA" NR 37 Z 13 WRZE�NIA 1884
[ 0044.txt ] "PRAWDA" NR 39 Z 29 WRZE�NIA 1884
[ 0045.txt ] "PRAWDA" NR 31 Z 1 SIERPNIA 1885
[ 0046.txt ] "PRAWDA" NR 37 Z 12 WRZE�NIA 1885
[ 0047.txt ] "PRAWDA" NR 44 Z 31 PA�DZIERNIKA 1885
[ 0048.txt ] "PRAWDA" NR 49 Z 21 LISTOPADA 1885
[ 0049.txt ] "PRAWDA" NR 49 Z 5 GRUDNIA 1885
[ 0050.txt ] "PRAWDA" NR 15 Z 10 KWIETNIA 1886
[ 0051.txt ] "PRAWDA" NR 22 Z 29 MAJA 1886
[ 0052.txt ] "PRAWDA" NR 32 Z 7 SIERPNIA 1886
[ 0053.txt ] "PRAWDA" NR 42 Z 16 PA�DZIERNIKA 1886
[ 0054.txt ] "PRAWDA" NR 4 Z 28 STYCZNIA 1888
[ 0055.txt ] "PRAWDA" NR 9 Z 3 MARCA 1888
[ 0056.txt ] "PRAWDA" NR 30 Z 28 LIPCA 1888
[ 0057.txt ] "PRAWDA" NR 17 Z 27 KWIETNIA 1889
[ 0058.txt ] "PRAWDA" NR 27 Z 6 LIPCA 1889
[ 0059.txt ] "PRAWDA" NR 1 Z 14 MARCA 1891
[ 0060.txt ] "PRAWDA" NR 13 Z 28 MARCA 1891
[ 0061.txt ] "PRAWDA" NR 30 Z 25 LIPCA 1891
[ 0062.txt ] "PRAWDA" NR 31 Z 30 LIPCA 1892
[ 0063.txt ] "PRAWDA" NR 45 Z 5 LISTOPADA 1892
[ 0064.txt ] "PRAWDA" NR 9 Z 4 MARCA 1893
[ 0065.txt ] "PRAWDA" NR 30 Z 29 LIPCA 1893
[ 0066.txt ] "PRAWDA" NR 47 Z 24 LISTOPADA 1893
[ 0067.txt ] "PRAWDA" NR 19 Z 11 MAJA 1895
[ 0068.txt ] "PRAWDA" NR 13 Z 28 MARCA 1896
[ 0069.txt ] "PRAWDA" NR 5 Z 30 STYCZNIA 1897
[ 0070.txt ] "PRAWDA" NR 14 Z 3 KWIETNIA 1897
[ 0071.txt ] "PRAWDA" NR 22 Z 3 CZERWCA 1899
[ 0072.txt ] "PRAWDA" NR 41 Z 13 PA�DZIERNIKA 1900
[ 0073.txt ] "PRAWDA" NR 25 Z 22 CZERWCA 1901
[ 0074.txt ] "PRAWDA" NR 42 Z 19 PA�DZIERNIKA 1901
[ 0075.txt ] "PRAWDA" NR 44 Z 1 LISTOPADA 1902
[ 0076.txt ] "PRAWDA" NR 6 Z 6 LUTEGO 1904
[ 0077.txt ] "PRAWDA" NR 39 Z 24 WRZE�NIA 1904
[ 0078.txt ] "PRAWDA" NR 41 Z 13 PA�DZIERNIKA 1906
[ 0079.txt ] "PRAWDA" NR 45 Z 10 LISTOPADA 1906
[ 0080.txt ] "PRAWDA" NR 11 Z 6 MARCA 1907
[ 0081.txt ] "PRAWDA" NR 13 Z 30 MARCA 1907
[ 0082.txt ] "PRAWDA" NR 3 Z 18 STYCZNIA 1908
[ 0083.txt ] "PRAWDA" NR 11 Z 14 MARCA 1908
[ 0084.txt ] "PRAWDA" NR 51 Z 18 GRUDNIA 1909
[ 0085.txt ] "PRAWDA" NR 12 Z 19 MARCA 1910
"MY�L NARODOWA"
[ 0086.txt ] "MY�L NARODOWA" NR 10 Z 5 GRUDNIA 1925
[ 0087.txt ] "MY�L NARODOWA" NR 25 Z 12 CZERWCA 1926
[ 0088.txt ] "MY�L NARODOWA" NR 24 Z 9 CZERWCA 1929
[ 0100.txt ] "MY�L NARODOWA" NR 39 Z 8 WRZE�NIA 1929
PODSTAWA TEKSTU:
ALEKSANDER �WI�TOCHOWSKI: LIBERUM VETO.
WYBORU DOKONA� I WST�PEM OPATRZY� S. SANDLER, WARSZAWA 1976, T.1-2
PRZYGOTOWANIE TEKSTU: HELENA DRAGANIK;
OPRACOWANIE: MAREK ADAMIEC, WSPӣPRACA H&M
-= Liberum veto =-
�����������������������������������������������������������������������������
Nr 59, z 1 marca 1880
Pami�� zachowa�a mi z niedawnych wspomnie� naszego literackiego �ycia nast�puj�cy wypadek, na kt�rego uwiecznienie wszystkie muzy zbiegn�� si� powinny. Pewnego dnia przy stole �wie�ej, jeszcze nie polakierowanej redakcji zasiad�o grono dziennikarz�w najrozmaitszego znaku, powo�anych do zdecydowania manifestu, jaki w �wiat pu�ci� mia�a nowo narodzona gazeta. A�eby rozprawom da� punkt oparcia, kto� wypracowa� projekt odezwy, kt�r� mia�o odczyta� i rozebra�. Zapanowa�a g��boka cisza. Nasilniejszy w deklamacji uj�� papier i zacz�� odczytywa� s�owa prospektu. Md�e i wodniste frazesy przelewa�y si� przez uszy zgromadzenia, nie wywo�uj�c ani oklasku, ani protestu. Ka�dy widocznie by� zadowolony... cygarem i nie czu�, a�eby si� pod jego oczami zmienia�a posta� �wiata. Nareszcie czytaj�cy, dobieg�szy do kresu, wykrzykn�� z uniesieniem ostatnie wyrazy prospektu: " Zaczynamy wi�c w imi� Bo�e!"
Wyrazy te sprawi�y lekki ruch w zgromadzeniu. Po chwili milczenia odezwa� si� g�os pierwszy:
- By�bym za usuni�ciem tego zdania.
- Czemu? - zapytano z kilku stron.
- Zbyt zu�yte.
- Niew�a�ciwe - doda� kto� drugi.
- Nieefektowne - dorzuci� trzeci.
Powsta� gwar, bo lewic� zaatakowa�a broni�ca owego wyra�enia prawica, w g��bokim przekonaniu, �e prospekt by� jedynym filarem, po kt�rym si� wspiera prze�ladowana dzi� religia. D�ugo ju� trwa�a wrzawa, nareszcie rozleg� si� g�os redaktora:
- Panowie, uciszcie si�! No, na chwil� uciszcie si�. Panowie. Nie jestem przeciwnikiem tego wyra�enia z zasady, ale mam pewne powody przypuszcza�, �e ono nie podoba�oby si�... �ydom, na kt�rych przecie� liczy� musimy. I dlatego wnosz�, �eby je usun��.
W kilka dni wyszed� prospekt bez s��w "w imi� Bo�e", a w rok niespe�na ci sami, kt�rzy wygnali Boga z obawy przed �ydami, stali si� surowymi str�ami... katolickiej religii.
Fakt ten, poczerpni�ty z opowiada� mego znajomego, przytoczy�em dlatego jedynie, a�eby nie zagin��, gdy� nie pozostaje on w �adnym zwi�zku z tym, co ni�ej dotkn�� zamierzam.
Istnieje w Warszawie pewne pismo, kt�rego puls jest wiernym odbiciem drgnie� watyka�skiego serca.1 Pismo to nigdy nie napada, ale od czasu do czasu uczuwa "konieczn� potrzeb�"... porwania swojej pobo�nej motyki na s�o�ce, a w braku s�o�ca na tak drobne �wiate�ko, jakim s� "Nowiny". Przed kilku w�a�nie dniami poczu�o ono znowu "konieczn� potrzeb�"... zdmuchni�cia nas ze �wiata za to, �e�my w artykule Wsteczne pobudki wskazali wichrzycielstwo list�w pasterskich i encyklik, siej�cych w �onie narod�w niszcz�c� walk�.2 Pierwotnie s�dzili�my, �e �w konik watyka�ski pragnie zdobywa� pozycje tylko na naszej szachownicy, ale teraz przekonywamy si�, �e on ma pewne obowi�zki stra�y i w innych krajach. Bo sk�d�e ta gwa�towna ch�� wywo�ania kulturkampfu w Austrii i zabicia ustawy rozwodowej we Francji?3 Sk�d ta obraza na uwagi nasze o wypadkach zagranicznych? Chyba konik watyka�ski chce skaka� po ca�ym �wiecie z jednak� gorliwo�ci� dla zamatowania cywilizacji rzymsk� wie��. Dobrze, nie mamy nic przeciwko takiej roli, chcieliby�my tylko zbada� przymioty szanownego aposto�a. To jest radzi by�my wiedzie�, czy zachowuje wszystkie przykazania bo�e i ko�cielne, czy nie pope�nia grzech�w g��wnych i powszednich, czy we wszystko wierzy, co ko�ci� nakazuje, czy si� modli i spowiada? Bo ju�ci przyznaj, czytelniku: gdyby ci �w literat, kt�ry nie chcia� rozpocz�� pisma "w imi� Bo�e" dla nienara�enia si� �ydom, kt�ry po ca�ych latach nie widuje o�tarza i konfesjona�u, kt�ry weso�o opowiada, jak �w. Posydiusz4 przenosi� g�ow� pod pach�, gdyby ci - m�wi� - taki katolik w pi�tek przy kap�onie u St�pkowskiego radzi� pracowa� nad spe�nieniem kr�lestwa bo�ego, pewnie by� go nie wzi�� za Tertuliana lub Ireneusza5. Ot� i ja jestem niezmiernie ciekawy, czy mam si� ze czci� dotkn�� kraju szaty owego �wi�tobliwego konika, czy u�y� przeciw niemu owych pask�w, kt�rymi Chrystus pewnych krzykliwych jegomo�ci �w z b�nicy wystrasza�. Krzyk niczego nie dowodzi, chyba tego, �e krzycz�cy czuje "konieczn� potrzeb�". Dowodzi przekonanie. S�ysza�em o pewnym rzetelnym konserwaty�cie, kt�ry wyje�d�aj�c co rok za granic�, zbacza� zawsze do Moguncji, a�eby p�j�� na plac przed pomnik Gutenberga i... j�zyk mu pokaza�. Tak� nienawi�� do post�pu trzeba uszanowa�, bo ona p�ynie ze szczerego, g��bokiego przekonania. Ale co warta nienawi�� z "koniecznej potrzeby"? Co wart konserwatyzm za wi�zk� prenumerator�w? Zanim zdecydowa�em si�, jak mam s�dzi� o naszej rocie papieskich �uaw�w, chodzi�em d�ugo po wszystkich warszawskich ko�cio�ach i upatrywa�em, czy kt�rego z nich nie znajd�. Pyta�em dziad�w, bada�em starszych bractw i konfraterni literackiej:
- Nie znacie, moi kochani, tego pana, co to pisuje w... takie pobo�ne artyku�y wst�pne? A mo�e tego, co przepowiada w Warszawie Sodom� i Gomor�? A mo�e tego, co wymy�la na "Nowiny"?
Nie, �adnego nie znali. Co najwy�ej, zby� mnie kt�ry z wiernych domys�em:
- Mo�e ich pan znajdziesz w "Eldorado"6 albo na balu w Dolinie Szwajcarskiej.
Gdzie� wi�c s�, gdzie si� modl�, surowe �ycie p�dz� i religijne ksi��ki czytaj� ci �wi�ci kaznodzieje dziennikarscy, kt�rzy chc� szko�y odda� duchowie�stwu, a ma��e�stw mu wydrze� nie pozwalaj�, kt�rzy nie napadaj�c, czuj� jednak�e "konieczn� potrzeb�" zape�nienia szpalt swego dziennika wymys�ami na "Nowiny"? Czy�by istotnie w "Eldorado" lub w Dolinie Szwajcarskiej?
Nie znajduj�c ich tam, gdzie by� powinni, musz� im da� tu zamiast odpowiedzi ma�e ostrze�enie. Chrystus nawr�ci� �wiat do swych zasad nie dlatego, �e je g�osi�, bo g�osi�o je wielu przed nim, ale dlatego �e je �yciem swoim i �mierci� stwierdzi�. Od obowi�zku �mierci watyka�skich konik�w uwalniam, ale od obowi�zku zgody �ycia ze s�owami - nie mog�. A dop�ki dowodu na to nie otrzymam, dop�ty wszelkie rozdzierania szat prorok�w echowych uwa�a� b�d� jedynie za skutek "koniecznej potrzeby", za sztuk� zyskiwania gor�cych katolik�w, protestant�w, �yd�w, mahometan, skopc�w, wszystkich wreszcie, kt�rzy chwal�c Boga, jednocze�nie zdolni s� spe�nia� warunki prenumeraty.
Teraz pozw�l mi, czytelniku, chwilk� odpocz��, bo potrzebuj� zebra� ca�e oburzenie i wybuchn�� gwa�town� zemst�.
Niedawno przypada�y imieniny jednej z naszych ulubionych artystek.7 Solenizantka otrzyma�a liczne podarki i og�oszone p�niej publicznie wiersze. Ot� ta w�a�nie poezja unios�a mnie takim gniewem. Jak mo�na by�o bowiem por�wna� nasz� genialn� artystk� tylko z "gwiazdami sta�ymi", kt�re nigdy nie zachodz� i kt�rymi kieruje si� ob��kany w�drowiec?8 Rozumiem oszcz�dno�� wsz�dzie, ale nie w por�wnaniach, nie w uwielbieniach. Przecie� solenizantka �wieci na niebie naszego teatru jedna, czy� wi�c nie mo�na by�o nazwa� j� przynajmniej s�o�cem? Zgin�a dawna nasza galanteria. R�cz�, �e gdyby zacny Wojciech Dembo��cki9 pisa� dzi� wiersz na imieniny artystki i chcia� w�a�ciwie wyrazi� nasze dla niej uczucia, powiedzia�by niezawodnie jak przed laty dwustu pi��dziesi�ciu:
Przed blaskiem jej s�awy
Pad�a na �l�sk, Czechy, okrutna mania,
Ale w wi�kszym strachu by�a Frankonia,
Nu� pot ogr�jcowy pu�ci�a Hassya,
Pad�a jak w ogr�jcu na znak Alzacja
I Biponcja 5
Co wi�ksza, i� nagle kona�o Falsgrafstwo,
Wi�c i wp� omdla�o wirtemberskie pa�stwo,
Owej, owej!, �piewa durlarskie poga�stwo,
Spir i Wormacja oddaj� podda�stwo itd.
Wiersze te by�yby nie tylko rzetelnym wyrazem wielko�ci geniuszu szanownej artystki, ale nadto ukr�ci�yby dum� "gwiazd niesta�ych", jej towarzyszek, szczyc�cych si� tryumfami zagranicznymi, o co g��wnie chodzi.
�����������������������������������������������������������������������������
[ index.htm#spis ] LIBERUM VETO
-= Liberum veto =-
�����������������������������������������������������������������������������
Nr 86, z 29 marca 1880
Poniewa� dobrzy ludzie powierzyli mi drobn� sumk� pieni�dzy dla rozdania wspar� pomi�dzy biedak�w, wi�c opatruj�c ich ja�mu�n�, zaczepia�em tego i owego kilkoma pytaniami o szczeg�y n�dzy. Odpowiadano, mi rozmaicie.
- Ach, panie drogi - m�wi�a chora praczka z czterema zastrza�ami w palcach - ile cz�owiek biedy nie nad�wiga. �eby przynajmniej m�j by� zdr�w, ale to jak krowa, co j� na Sask� K�p� odprowadza�, �ebro mu podwa�y�a, tak ci�gle si� pok�ada. P� rubla zarobi�, a teraz niezdatny do pracy. Cho� bok s�abuje, g�ba je�� chce. A czy jedna! Starszego syna astma dusi, Karolka m�odsza, byle co, zaraz s�abo�� j� rzuca, mnie palce z mi�sa ob�a��...
Skar�y�a si� druga, kt�rej oczy ju� do ostatka wyp�yn�y:
- Dop�ki widzia�am, mog�am szy� i w nocy dosiedzie�. Teraz tylko na pami�� oczka w po�czosze si� �apie. Pana dobrodzieja ledwo dojrz�, a co dopiero m�wi� o igle. I nie op�aci si�. Ach, te maszyny, te maszyny, wszystko r�kom zabra�y.
I tak dalej ci�gn�y opowiadania o chorych dzieciach, o wilgotnych suterenach, o dro�y�nie chleba. Nareszcie jednego dnia wszed� do mnie wyn�dznia�y, biednie, ale czysto ubrany m�czyzna, prowadz�c za r�k� dziesi�cio- lub dwunastoletni� dziewczynk�. Z powierzchowno�ci jego zna� by�o cz�owieka str�conego losem do sfery, do kt�rej nie nawyk�.
- Przyszed�em prosi� pana - rzek� z rezygnacj� - o wsparcie dla tej malutkiej: kilka z�otych na bu�eczki, na kawa�ek mi�sa...
- My - odpar�em - ledwie na chleb mamy, a zreszt� pan...
- Niech pan nie wierzy - zawo�a� opanowany jakim� bolesnym uczuciem - mnie tylko spotwarzyli, raz jeden si� zdarzy�o, a niegodziwi ludzie rozg�osili, �em pijak i na lito�� nie zas�uguj�!
- Wi�c jak�e to by�o? - spyta�em zaciekawiony tym wybuchem.
- Akurat na Wielkanoc b�dzie trzy lata. Spad�szy z etatu w magistracie, nie mog�em nigdzie dosta� posady. Zacz��em wi�c przepisywa� wyroki, poczciwy p. K. dawa� mi ich du�o, wi�c zarabia�em na siebie i dziecko. Nareszcie jednego dnia budz� si� - prawa r�ka zdr�twia�a; pr�buj� ruszy�, podnosz� - martwa. C�rk� odda�em do siostry, kt�ra wtedy jeszcze �y�a, a sam poszed�em do szpitala. Le�a�em w b�lach dwa miesi�ce, nic nie pomaga�o, r�ka zosta�a sparali�owana. Wr�ci�em do domu - co robi�? Pan K. przysy�a wyroki, tkn�� ich nie mam si�y. Dziecko p�acze z g�odu, ja r�k� sobie z rozpaczy gryz� - daremnie,
Siostra nas poratowa�a, ale i ona wiele da� nie mog�a, bo m�� zabrania�. Zacz��em wi�c pi�knie uczy� pisa� Paulink�. My�la�em sobie: jak si� wykszta�ci w kaligrafii, b�dzie przepisywa�a wyroki i zast�pi moj� praw� r�k�. Jako� po up�ywie kilku miesi�cy Paulinka jednego dnia tak pi�knie i szybko napisa�a ca�y arkusz, �e u�cisn�wszy j�, pobieg�em do p. K., a�eby mi znowu da� wyroki. Opowiedzia�em mu wszystko. Wys�ucha� mnie i odrzek� �yczliwie: "Sp�ni�e� si�, panie Jakubie, bo..." Pojmuje pan dobrodziej, jakie to dla mnie by�o strapienie. �yli�my z tego tylko, co siostra ukradkiem przys�a�a. Nareszcie, biedaczka, zas�ab�a - posy�ki usta�y. Odwiedza�em j� co dzie�, ale szwagier strzeg�, �ebym si� u niego wody nie napi�. Oboje z dzieckiem przez kilkana�cie dni �ywili�my si� tylko gorzk� herbat�, kt�r� nam s�u��ca z drugiego pi�tra dawa�a. W�a�nie dzi� trzy lata, w Wielkim Tygodniu przychodz� do siostry, umar�a. M�� jej, widz�c mnie strapionego, ulitowa� si�: "Masz - rzek� - troch� w�dki, kawa�ek pieczeni i ciasta na �wi�ta." Przez dwa dni zajmowali�my si� pogrzebem, o g�odzie wi�c zapomnia�em. Tylko Paulince ukroi�em kilka kawa�k�w bu�ki i herbaty. Wreszcie przysz�a Wielka Niedziela. Przez czterdzie�ci lat tego dnia co� lepszego w usta si� k�ad�o, wi�c chcia�em zje�� bodaj odrobin� pieczeni, tym bardziej �e od kilkunastu dni kiszki sobie wod� p�uka�em. Najprz�d ukroi�em spor� kromk� bu�ki i mi�sa Paulince, po�kn�a i stoj�c przy mnie, patrzy, jak kawa�ek pieczeni do g�by nios�. Wzruszony odj��em go od swoich i w�o�y�em w jej usta. Znowu po�kn�a, zanim zdo�a�em inny dla siebie ukroi�. Powtarza�o si� to ci�gle. Ile razy zdawa�o mi si�, �e ju� syta, i chcia�em zje�� kawa�ek mi�sa lub bu�ki, ona takim smutnym i �akomym wzrokiem przeprowadza�a moj� r�k�, �e nie mia�em �mia�o�ci dotkn�� wargami ani jednej kruszyny. - Nieg�odna ju� jeste�, Paulinko? - zapyta�em wreszcie. "Nie, tatko" - odpowiedzia�a weso�o. Ale gdy wzi��em ze sto�u ostatek mi�sa, taki na twarzy jej rozla� si� smutek, �e odsuwaj�c jedzenie, rzek�em: - Schowaj to sobie na p�niej. "A co tatko b�dzie jad�?" Spojrza�em po stole, nie by�o na nim nic pr�cz flaszeczki z w�dk�. - Ja si� napij� w�dki - m�wi�em - to dla mnie, dla ciebie wuj da� bu�k� i mi�so. - Nie lubi�em nigdy trunk�w, teraz jednak zg�odnia�y, zrozpaczony, gdy nic innego nie pozosta�o, schwyci�em flaszeczk� i wys�czy�em j� do dna. G�odnego w�dka �atwo opanowa�a. Poczu�em kr�cenie w g�owie, a nie chc�c gorszy� dziecka, wyszed�em na podworze w przekonaniu, �e mnie �wie�e powietrze orze�wi. Ale zaledwie st�pi�em na bruk, zatoczy�em si� kilka razy i bezprzytomny upad�em. Co si� ze mn� sta�o, nie pami�tam, wiem tyle tylko, �e obudzi�em si� pod pomp�, zmoczony i ob�ocony. Na schodkach oficyny siedzia� str� z �on� i dwiema kumoszkami. "Biednego udaje - m�wi� - a spija si� jak nieboskie stworzenie. To� i cz�owiek przecie� kieliszkiem, nie pogardzi, ale bydl�ciem nie jest. Wczoraj jego ma�a ledwie nie umar�a z g�odu, a� da�em jej kilka kartofli. Ojciec za to hula." Zerwa�em si� i pobieg�em na facjatk�. Paulinka siedzia�a przy stole z pi�rem w r�ku. "Czy tak si� pisze, tatku?..." - zapyta�a mnie weso�o. - Tak - odpowiedzia�em - wstydz�c si� oczu podnie��. Od tego czasu �ciga mnie, panie dobry, ha�ba pijaka. Ile razy przyjd� do rz�dcy domu, �eby mi da� �wiadectwo ub�stwa, zawsze m�wi: "Pan jeste� na�ogowy." A ja mam ten chyba tylko jeden na��g, �e to dziecko pragn��bym wy�ywi�. Przepisuje ona, ale ju� nie wyroki, ledwie czasem studenci dadz� par� groszy zarobi�.
S�owa te wym�wi� z rzewnym �kaniem. Wys�uchawszy go, powiedz, czytelniku, czyby� temu "panu" da� na bu�ki i mi�so dla Paulinki.
�����������������������������������������������������������������������������
[ index.htm#spis ] LIBERUM VETO
-= Liberum veto =-
�����������������������������������������������������������������������������
Nr 134, z 17 maja 1880
S�dz�, �e po wystawie tkackiej nie b�dzie ju� nikogo, kto by w�tpi� o potrzebie nie tylko napisania, ale nawet ponownego wydania broszury �ydzi, Niemcy i My. A to� tam wystawili si� tylko sami Niemcy i �ydzi, a My - ani �ladu. Tak d�u�ej by� nie mo�e. Pozostaj� dwie drogi: albo �ydom i Niemcom nada� indygenaty i przyzwoite do nazwisk ko�c�wki, albo wraz z p. Jele�skim krzykn�� hinaus i weg! Pierwszy �rodek wymaga od nas zbyt wielkiej ofiary i jakkolwiek niekt�rzy �ydzi poprzyczepiali ju� sobie ski, niepodobna nawet w tkackim herbarzu dopu�ci� mieszaniny, z kt�rej na s�dzie ostatecznym nie umieliby�my si� wyt�umaczy�. Pozostaje wi�c �rodek drugi: wygna� berg�w i man�w. Nikt nie zaprzeczy, �e takie "rozwi�zanie kwestii" by�oby najpo��da�szym i dla kraju najkorzystniejszym, trzeba nam tylko zorientowa� si�, co by�my potem zrobili. Dzi�, gdy chcemy okry� jak�kolwiek cz�� grzesznego cia�a, idziemy do pierwszego lepszego sklepu i kupujemy sobie dobrego perkalu po z�otemu �okie�. Tymczasem gdy wyp�dzimy �yd�w i Niemc�w i pozostaniemy tylko my, trzeba b�dzie �w perkal sprowadza� z Wroc�awia lub Tamowa i p�aci� po dwie z�ot�wki �okie�. Podobnie rzecz si� ma z innymi towarami, kt�re nie pozwalaj� "rozwi�za� kwestii" w duchu naszym, lecz niemieckim lub �ydowskim. Albo wi�c �ydzi i Niemcy z wyrobami tkackimi, albo m y bez wyrob�w tkackich - co wolisz, czytelniku? Odgaduj�, �e jako egoista, dbaj�cy tylko o w�asn� korzy��, nie uwzgl�dniaj�cy dobra kraju, wybierzesz pierwsze i pozwolisz istnie� u nas bergom i manom, dzi�ki kt�rym mo�esz si� taniej odzia� i czasem obejrze� wystaw� tkack�. Co do mnie, jestem zupe�nie innego zdania. Gdy widz� tu�aj�cych si� po ulicach obdartych �yd�w, kt�rzy nie zdo�ali niczego "opanowa�", my�l� sobie rado�nie: "Wstr�tne to hultajstwo, ale niezbyt szkodliwe. Nic nie ma, niczego nam jeszcze nie wydar�o, korzeni nie zapu�ci�o, wi�c wyrzuci� �atwo." Ale gdy przyszed�em na wystaw� tkack�, gdy rozejrza�em si� po pysznych wyrobach i wizerunkach olbrzymich fabryk, z kt�rych ka�da nale�y do jakiego� berga lub mana, serce mi si� �cisn�o. Ci bowiem rzeczywi�cie "zagarn�li" i "wydarli" nam przemys�, wro�li w nasze �ycie, z kt�rego ich �adna si�a nie wyrwie. Tak jest. �yd lub Niemiec, pachciarz, kramarz, przekupie�, faktor, ka�dy wreszcie gatunek, lu�nie do kraju przyczepiony, to nasza pociecha lub co najmniej drobny k�opot, ale �yd lub Niemiec fabrykant, kupiec, kt�ry podnosi przemys� krajowy, kt�ry daje prac� tysi�com r�k, a dobry towar og�owi, to dopiero kl�ska, to szkodnik. Gdyby nie takie kl�ski i nie tacy szkodnicy, panowa�by u nas, zw�aszcza dla ni�szych warstw, najdoskonalszy raj: nie mieliby�my kort�w, flaneli, perkal�w, p��cien, ubodzy i skromnie zasobni mieliby wszelk� sposobno�� przechadza� si� jak pierwsi rodzice, a listk�w figowych dostarcza�by im jaki� arystokrata, kt�ry, wyrodziwszy si� od d�ugiego szeregu pokole� zaj�tych sportem, baletem i kartami albo sprzykrzywszy sobie inne rodzaje rozrywek, za�o�y�by w swych dobrach fabryk�. Czy nie warto t�skni� do takiego stanu? T�skni� te� nasi publicy�ci, kt�rzy, wystroiwszy si� w ��dzkie korty, wzywaj� grom�w nieba, kt�re by Niemc�w i �yd�w wyt�pi�y. Jedyny dysonans w tym zgodnym ch�rze skarg i pot�pie� tworzymy m y, ale nie publicy�ci, tylko robotnicy, kt�rzy cynicznie powiadaj�: Niemiec z �ydem za�o�yli fabryki i dali nam rzemios�o, chleb, dobrobyt, podczas kiedy nasi wywozili pieni�dze za granic� i puszczali je na (karty, zak�ady i hecarki. Zar�czam, �e taki zepsuty robotnik, gdyby m�g� interes sw�j rozszerzy� do miary dobra og�lnego, niezawodnie rozumowa�by tak: niech panowie z prasy, zamiast wymy�la� Niemcom i �ydom, zach�caj� lepiej swoich do zak�adania fabryk i sklep�w, niech przeciwko niemiecko-�ydowskiemu przemys�owi postawi� polski przemys�, nie za� broszury, chocia�by w czterech wydaniach.
Wystawy s� wsz�dzie pouczaj�ce, ale podobno najbardziej u nas. Gdyby�my kiedykolwiek urz�dzili jedn� ze wszystkich ga��zi pracy, przejrzeliby�my si� w niej jak w zwierciadle. Zobaczyliby�my wtedy naocznie nasze zdolno�ci, upodobania, si�y i d��enia, przekonaliby�my si�, co w naszym przekonaniu jest prac� szlachetn�, a co upodlaj�c�, do czego posiadamy talent, a do czego nie posiadamy, ujrzeliby�my np. jak teraz, �e �ydzi i Niemcy to nie my, gdy chodzi o przemys� i handel, �e pozostajemy ci�gle spo�ecze�stwem zarystokratyzowanym, �e prawi�c za du�o o idea�ach, za ma�o wiemy o realnych sposobach utrzymania i podnoszenia swego bytu. Sama wystawa tkacka sk�ada wymowne �wiadectwo naszych zdolno�ci i d��e�: ani jednej powa�nej firmy, kt�r� by�my jedynie i od pocz�tku m y reprezentowali. Anglik lub Francuz powiedzia�by, �e taka wystawa jest stanowcz� pora�k� �ywio�u s�owia�sko-polskiego, bo wykazuje zupe�n� jego nieudolno�� w przemy�le, ale my wyt�umaczymy sobie ten rezultat inaczej i zaszczytniej. My wyci�gniemy z niego pociech�, �e�my nie "zmaterializowani", �e tradycja ha�bi�ca �okie� i miark� �yje �r�d nas w pierwotnej czysto�ci, �e ci�kie do�wiadczenia nie zdo�a�y nas skierowa� ku niszcz�cym wszelk� poezj� wysokim kominom, �e pie�cimy w duszy ,,lepsze i wy�sze cele" ni� jaki� tam warsztat tkacki. Na dow�d za�, �e gdyby�my chcieli, mogliby�my wyrabia� bardzo pi�kne rzeczy, kazali�my przys�a� na wystaw� tkaniny naszym... ch�opom, jedynym reprezentantom swojskich si� przemys�owych. Zdaje mi si�, �e s�ysz� pana skiego, m�wi�cego dumnie do mana: "Od tego mam Wojtka, a�eby robi� to, co acan." Tak niech b�dzie zawsze, bodajby jak najd�u�ej.
Dziwi mnie tylko bardzo, dlaczego pisma "nie�ydowskie" i "nieniemieckie" obecn� wystaw� tkack� w Warszawie nazywaj� nasz�. Co tam jest naszego pr�cz kupki wyrob�w ch�opskich? Czy�by �ydzi i Niemcy w artyku�ach i broszurach by U czym� obcym, a na wystawach tym samym co my? Dlaczego r�nica plemion tu nie si�ga? Dlaczego te p��tna, perkale, sukna, dywany, korty maj� by� nasze? Daremnie dot�d czeka�em logicznej konsekwencji pogl�d�w naszej publicystyki, daremnie nads�uchiwa�em, czy sk�d nie odezwie si� g�os: �ydzi i Niemcy urz�dzili w naszym mie�cie wystaw� tkack�, my w niej udzia�u nie przyj�li�my, my...
�����������������������������������������������������������������������������
[ 0002.htm ]
[ index.htm#spis ] LIBERUM VETO
[ 0004.htm ]
-= Liberum veto =-
�����������������������������������������������������������������������������
Nr 217, z 8 sierpnia 1880
Niejeden zapewni� z czytelnik�w zastanawia� si� nad tym, dlaczego publiczno�� nasza, kt�ra Gutenbergowi nie przebaczy�a jeszcze winy i z wynalazku jego niezbyt pochopnie korzysta, tak obficie spo�ywa kalendarze? Ot� po d�ugich badaniach, jak mi si� zdaje, doszed�em do rozwi�zania tej interesuj�cej zagadki. Mieszkaj�c przez lat kilka za granic�, gdzie konsumpcja kalendarz�w jest stosunkowo daleko mniejsz�, zauwa�y�em, �e tego rodzaju podr�cznik nie by� mi nigdy potrzebny. Codziennie bowiem ka�da chwila przypomina�a ci�g�y ruch czasu i u�wiadamia�a jego post�py. Wszystko, od �piewek ulicznych do ksi��ek naukowych, uprzytomnia�o posuwanie si� skaz�wki na zegarze �wiata i nie pozwala�o w�tpi�, �e dzi� nie jest wczoraj. Naturalnie, wracaj�c do kraju, ani my�la�em zaopatrzy� si� nawet w kieszonkowy kalendarzyk, tymczasem zaraz w wagonie zbudzi�o si� we mnie silne podejrzenie co do dnia podr�y. Jeden bowiem z moich towarzyszy, Izraelita, bior�c mnie widocznie za swego wsp�wyznawc�, zapyta�:
- Czy pan nie z Piotrkowa?
-- Nie, ale znam to miasto.
- To mo�e pan wie, gdzie mieszka ten Haskiel, co to no�e czy�ci?
- Kto taki?
- No, ten Haskiel, co czy�ci no�e od r�ni�cia.
- Albo� to po to trzeba jecha� a� do Piotrkowa?
- A gdzie bli�ej ?
Spostrzeg�szy moje zdumienie, siedz�cy z drugiej strony obywatel obja�ni�:
- �ydzi maj� osobne do r�ni�cia byd�a i drobiu no�e, na kt�rych nie wolno dopu�ci� �adnej szczerby ani skazy; ot� on widocznie wiezie do specjalnego szlifierza takie, kt�re mu zardzewia�y lub przyt�pi�y si�.
- To nie mnie - wtr�ci� Izraelita, ratuj�c godno�� swojego kr�tkiego surduta - prosi� mnie nasz szajchet, aby mu to zrobi�.
"Czy podobna - pomy�la�em sobie - aby dzi� by� 20 kwietnia 1876 roku?"
Towarzysz katolik jak gdyby pods�ucha� t� my�l, bo przyciszonym g�osem rzek�:
- I z takim ciemnym byd�em ka�� nam si� brata�! �eby to ode mnie zale�a�o, kaza�bym to byd�o, w cha�atach czy w surdutach, z pejsami czy bez pejs�w, sp�dzi� do obszernego stawu i gwa�tem pola� wod�.
- Umy� - wtr�ci�em naiwnie - a c� by to pomog�o?
- Ochrzci� - odpar� obywatel - a to by pomog�o.
- Jaka dzi� data, prosz� pana? - spyta�em ciekawie.
- 20 kwietnia.
- A rok?
- Pan chyba �artuje, przecie� 1876.
Od tego wypadku bardzo cz�sto zdarza�o mi si� zapomina� daty, tak �e razu jednego po przeczytaniu pewnej g�o�nej ksi��ki, usiad�szy do napisania listu, zaznaczy�em u g�ry: Warszawa, 16 wrze�nia 1279. [...]
�����������������������������������������������������������������������������
[ index.htm#spis ] LIBERUM VETO
-= Liberum veto =-
�����������������������������������������������������������������������������
Nr 350, z 19 grudnia 1880
"I to pachnie, i to n�ci." Jaka szkoda, �e Galicja nie potrzebuje dwu marsza�k�w sejmowych, boby sobie wybra�a i hr. Jana Tarnowskiego, i ks. Eustachego Sanguszk�. Pierwszy - jak powiada krakowski korespondent "Echa" - jest cz�owiekiem "o imieniu tak pi�knie brzmi�cym". Drugi, no, drugi tak�e "imieniem do tej godno�ci zdaje si� by� wskazanym". A co, czy to nie zas�ugi? Czeg� wi�cej potrzeba do marsza�kostwa nad "pi�knie brzmi�ce imi�"? To wystarczy za rozum, uczciwo��, m�dro�� polityczn�, za wszystko. Gambetta! Fuj! Nie przeczymy, �e marsza�ek izby francuskiej posiada wiedz�, zr�czno��, dowcip, wreszcie talenty m�a stanu, ale jak�e brzmi jego imi�! Czy podobna, a�eby porz�dnemu narodowi przewodniczy� na sejmach jaki� tam Gambetta! Pomy�lmy tylko: Gam-bet-ta. Mimo woli usta si� wykrzywiaj�. Albo nawet Disraeli - Izraeli!. Co innego lord Beaconsfield. S�yszycie pa�stwo: lord of, a do tego Beacons-field? W nazwisku s�ycha� nieco i wielkiego filozofa, i wielkiego muzyka. Wyrzu�my jedn� liter�, b�dzie Baco, od�ammy ostatni� zg�osk�, b�dzie Field. Chocia� to jeszcze nie hrabia Tarnowski lub ksi��� San-gusz-ko! Zapobiegam z�o�liwemu pytaniu czytelnika, kt�ry m�g�by mnie zagadn��: dlaczego Tarnowski "brzmi pi�knie", a np. Zieli�ski niepi�knie? Przecie� s� Tarnowscy blacharze, krawcy, szewcy, a jednak ich nazwiska nie brzmi� pi�knie i nikomu by na my�l nie przysz�o zrobi� ich marsza�kami? Zapewni�, ale te� co innego jest Tarnowski, a co innego hrabia Tarnowski. Chocia� zachwycamy si� nazwiskiem, w�a�ciwie blask pada od tytu�u. Wyobra� sobie, czytelniku, latarni�. Dop�ki nie zapalona, jest sobie prostym, �elaznym lub drewnianym s�upkiem z oszklon� na wierzchu kopu�k�, kt�ra nie daje �wiat�a nawet prostej �oj�wki. Dopiero gdy si� w niej gaz wieczorem pali� zacznie, jest ona ja�niejsza ni� wszystko, co j� otacza. Podobnie z nazwiskami. Tarnowski sam w sobie (zw�aszcza od czasu, jak tym nazwiskiem szewcy si� przyozdobili) nie czaruje �adnym szczeg�lnym urokiem, ale hrabia Tarnowski - gazowa latarnia, fiu, fiu! Ot, dlaczego hr. Jan Tarnowski lub ks. Eustachy Sanguszko tak "brzmi� pi�knie" dla pewnych naszych wsp�obywateli i kwalifikuj� si� do laski marsza�kowskiej. Zreszt� gdybym by� pewnym, �e samo brzmienie co� znaczy, postara�bym si� nazwa� Blagaserwilistapapuprtutufigajtys, a wtedy niezawodnie obrano by mnie co najmniej namiestnikiem Galicji. Wprawdzie ch�op tak jak dzi� cierpia�by n�dz�, jezuita gospodarowa�by bez przeszkody, literatura p�odzi�aby straw� dla zakrystii, skarb pa�stwa nie obawia�by si� stracenia dochodu od dziennik�w, dobrobyt kraju i jego o�wiata spad�aby do najg��bszej niziny - ale ja brzmia�bym pi�knie.
�e warto jest pi�knie brzmie�, przekona� nas Kajzer, ogier angielski, kt�ry w przeje�dzie do stajni p. Grabowskiego, na pro�by swych wielbicieli, raczy� si� zatrzyma� w Warszawie. Gdyby do nas przyjecha� Darwin lub Helmholtz, z pewno�ci� nie powitaliby�my ich z takim entuzjazmem. Folblut! A folblut�w u nas tak ma�o, tak "przerzedzi�y si� ich szeregi", �e a� jedna z gazet radzi "wcze�nie ich wprz�ga�". Tote� bardzo s�usznie pisma, kt�re nie zajmuj� si� wydaniem po�miertnych dzie� Bartoszewicza lub histori� filozofii Langego, uczci�y obszernym wspomnieniem angielskiego ogiera. Nie umiem wam, czytelnicy, wypowiedzie�, jak si� ciesz�, �e u nas nie wygas� jeszcze duch tradycji, duch czci dla arystokracji, zar�wno ludzi, jak zwierz�t. Widocznie jeszcze�my nie zepsuci, nie zara�eni zgni�ym demokratyzmem Europy, pojmujemy moraln� warto�� krwi, nawet ko�skiej. Witam ci� wi�c, szanowny Kajzerze, i �egnam; smutek m�j ukoi po twoim odje�dzie ta tylko pociecha, �e czcigodn� twoj� posta� mo�e odbij� i na wieki zachowaj� te pisma ilustrowane, kt�re nie maj� miejsca dla zas�u�onych ludzi. Helmholtz i Kajzer - czy mo�na si� waha� w wyborze i domy�le, kt�re oblicze ciekawiej pragniemy ogl�da�?
Co do mnie, najbardziej pragn��bym przypatrzy� si� zawstydzanym twarzom krytyk�w, oceniaj�cych komedie, dramata lub odczyty swoich redaktor�w i wsp�pracowniczych koleg�w. Ludzie ci, nie chc�c narazi� si� na zarzut stronno�ci, opisuj� swych dobrodziej�w i towarzysz�w jak w��w. "Wczorajsze przedstawienie - powiada jeden o sztuce w�asnego redaktora - by�o niejako zatwierdzeniem tego wyroku uznania [komisji konkursowej] w ostatniej instancji [!], bo przez publiczno�� najpierwszego z polskich teatr�w. Licznie zgromadzona publiczno�� by�a widocznie w tym ciep�ym [sic], weso�ym usposobieniu, w jakim znajduj� si� np. zasiadaj�cy do sto�u biesiadnicy w przekonaniu, �e obiad b�dzie smaczny, bo go dobry kucharz gotowa�. Zreszt� wi�ksza cz�� obecnych, a mo�e wszyscy kosztowali ju� gdzie indziej potraw, kt�re im poda� miano, �ci�gn�a ich jednak nadzieja, �e b�d� je mieli jeszcze lepiej, wytworniej tym razem podane." S�owa te zdradzaj�, prawda, usi�owania owini�cia gorzkiej pigu�ki pewn� przesad�, gdy� ja np., r�wnie� s�uchacz tej sztuki (dzi�ki og�lnej amnestii sprawozdawcy zaliczony do ,,publiczno�ci wyborowej"), wcale nie "kosztowa�em gdzie indziej potraw" tego "dobrego kucharza"; ale jaka� jednocze�nie surowo��! Co to jest powiedzie� w oczy swojemu redaktorowi, �e wczorajsze przedstawienie twojej sztuki by�o zatwierdzeniem poprzedniego o niej wyroku "w ostatniej instancji", tj. od kt�rej �aden krytyk apelowa� nie mo�e. Takiej niegrzeczno�ci nie odwa�y� si� dot�d nikt napisa� nawet Molierowi i Fredrze.
Nie b�d� przytacza� innych niemi�osiernych sprawozda�, w kt�rych stosunki zmusza�y recenzent�w do nadzwyczajnej surowo�ci, bo nie chc� tym przedrukiem kompromitowa� szanownych jej ofiar. Wol� tylko zawo�a� rozpaczliwie: lito�ci, panowie krytycy, lito�ci nad waszymi redaktorami i kolegami. Patrzcie na pras� post�pow�, tam nie robi� sobie ceremonii. Gdy kt�ry z jej redaktor�w napisze jak�� prac� lub wypowie odczyt, jego wsp�pracownicy ograniczaj� si� wprawdzie na 'suchym, przedmiotowym streszczeniu, ale spoza tego streszczenia wygl�da reklama, kt�r� starannie i uwa�nie wydobywaj� p�niej nie reklamuj�ce swych ludzi gazety konserwatywne.
Wypadki. Kronikarz wiadomo�ci bie��cych w "Nowinach" pozwala sobie codziennie donosi� czytelnikom o przejechanych J�zefach P., powieszonych Maciejach B. lub utopionych Janach R., dlaczeg� bym i ja przy ko�cu tej kroniki nie mia� sobie pozwoli� jednego wypadku. W pewnej rodzinie kszta�cono dzieci bajk� o dziadku, kt�ry przychodzi z du�� torb� i zabiera w ni� niegrzecznych urwis�w. A�eby nauk� t� dopasowa� do zasad metody pogl�dowej i unaoczni� bohatera bajki, przebrano ma�� dziewczynk� w odpowiedni str�j i kazano jej wieczorem wpa�� pomi�dzy braci i siostry. Przedstawienie uda�o si� wybornie, bo ma�y braciszek dosta� ze strachu konwulsji, a siostrzyczki zapad�y w gor�czk�. Za pewno�� tego skutku w ka�dej pr�bie re�yserowie komedii r�cz� i przeze mnie sk�adaj� serdeczne podzi�kowanie metodzie pogl�dowej, kt�r� tak w�a�ciwie poj�li i tak umiej�tnie uscenizowali. Od siebie dodam, �e je�li dzieci posiadaj� bardzo s�abe nerwy, efekt mo�e by� jeszcze �wietniejszy. Trzeba tylko dope�ni�, jak mnie obja�niono, jednego kardynalnego warunku. Mianowicie nie nale�y rozbiera� wobec malc�w owego mniemanego dziadka i przekonywa� ich, �e on jest w�a�ciwie tylko przebran� siostr� lub bratem, lecz powinny one pozosta� w przekonaniu, �e strach by� prawdziwym. Poniewa� nadchodzi pora szopek, polecam wi�c rodzicom t� niewinn� zabawk�.
�����������������������������������������������������������������������������
[ index.htm#spis ] LIBERUM VETO
-= Liberum veto =-
�����������������������������������������������������������������������������
Nr l z l stycznia 1881
Strachy nia�ki i nauczycielki. - Upi�r z Upity. - �lub dziecinny. - Drzewo wiadomo�ci z�ego. - Kto mo�e "nie pozwala�". - Ludzko�� idzie do liberum veto. - Katolicy pruscy, rekrut i obywatel. - Sta�czycy. - Walewski i Lisicki. - Ziarnko piasku i piramida. - 1:9 999 999. - Tysi�cletnia bitwa. - Turniej Ormuzda z Arymanem. - Bia�e daj� mat czarnym. - Prawo jest ziemi�. - Nawet Morze Martwe posiada s�l. - Ch�r i sola, harmonia i kontrapunkt prasy. - Pokazywanie j�zyka ca�emu �wiatu. - Drabina do nieba. - U bram Watykanu.
Nia�ka kaza�a mi si� ba� strach�w, nauczycielka czytywa�a nast�pnie rozmaite przera�aj�ce legendy - wi�c si� ba�em umar�ych, duch�w, nietoperz�w, puszcz�w, wilko�ak�w, a mi�dzy innymi tak�e ,,upiora z Upity". Nauczycielka opowiada�a, �e to by� cz�owiek okropny. Zerwawszy sejm i dawszy przyk�ad p�niejszym tego rodzaju zbrodniom, uciek� z Warszawy przed og�ln� wzgard�, ale nie uciek� przed kar� bo��. Wkr�tce bowiem dom jego zapad� si� w ziemi�, ojciec, matka i siostra zmarli ugodzeni piorunem, wreszcie on sam zgin�� od gromu. Cia�o jego siedem razy ziemia wyrzuca�a, a duch w��czy si� dot�d po Polsce. Do dzi� w ko�ci�ku Upity stoi upi�r nagi, ��ty, z r�kami na krzy� z�o�onymi, z pochylon� g�ow�. Naturalnie po takiej lekcji, po kt�rej przez trzy noce oka zmru�y� nie mog�em, przysi�g�em sobie raczej wszystko pope�ni�, ni� zerwa� jakikolwiek sejm, ni� sprzeciwi� si� g�osowi og�lnemu. Pi�kna rzecz zgin�� od pioruna wraz z ca�� rodzin�, by� z ziemi siedem razy wyrzuconym, straszy� ludzi i pokutowa� jako upi�r w ko�ci�ku! Nigdy! Dzieci�cy ten �lub wzmocni�y szkolne wyk�ady historii, z kt�rych dowiedzia�em si�, �e na�ladowcy pos�a upickiego byli zawsze pot�piani, a czasem zar�bywani, i �e oni to w�a�nie zgubili Polsk�. Ale czego drapie�na my�l ludzka z serca nie wydrze!
Wydar�a te� i mnie poma�u moj� przysi�g�. Poznawszy bli�ej dzieje nasze, przekona�em si� ku wielkiemu mojemu zdumieniu, �e Sici�ski, jego siostra, matka i ojciec sko�czyli �ywot bardzo spokojnie, �e nie on pierwszy sejm zerwa� i �e wprawdzie r�bano p�niej "nie pozwalaj�cych", ale tylko takich, kt�rzy nosili przy boku dla obrony jedn� karabel� i nie mieli za sob� ich setki. Kto bodaj raz uk�si� jab�ko z drzewa wiadomo�ci z�ego, ten p�jdzie dalej drog� pierworodnego grzechu i coraz inne zakazane owoce po�ywa� b�dzie. I ja wi�c, przest�piwszy przykazanie legendy co do pos�a z Upity, zacz��em pyta� siebie: czemu piorun nie zabi�, a ziemia nie wyrzuci�a owego magnata, kt�ry na trzydzie�ci lat przed Sici�skim sejm zerwa�? Czemu mo�nych s�uchano pokornie, gdy krzyczeli: "nie pozwalam", a chudym pacho�kom zatykano pi�ci� usta? S�owem, czemu - jak powiada Bobrzy�ski - "ura�ony w swej ambicji magnat lub nawet jawny swego kraju zdrajca, je�li si� umia� zr�cznie p�aszczem str�a wolno�ci os�oni�, je�li liczn� mia� klientel�, znajdowa� zawsze mia�kie umys�y, kt�re za nim stan�y i do zburzenia ka�dej lepszej my�li mu dopomaga�y"3, a czemu szlachcic ze zwyk�ej gliny musia� za to� .samo d�wiga� brzemi� ha�by? Pytania te powiod�y mnie do dwu, wyznaj�, zdro�nych wniosk�w: l) �e pose� upi�ki nie by� gorszym od innych, kt�rych upiory w ko�ci�kach nie pokutuj� i 2) �e "�renica wolno�ci" nie by�a mo�e tak �lep�, jak mniemaj� niezliczeni operatorowie historyczni, kt�rzy zdejmuj� z niej katarakt�. Bo zapomniawszy o rozpasanych lub s�u�alczych przedstawicielach tej "z�otej wolno�ci", kt�ra - wed�ug s��w wspomnianego dziejopisa - "nienawidzi�a ka�dego, kto czy charakterem swoim, czy rozumem, czy now� my�l� ponad t�umy wznie�� si� o�mieli�" i kt�ra "przechodz�c strychulcem ca�e spo�ecze�stwo, wyciska�a na nim rozpaczliwe pi�tno duchowej r�wno�ci", zapomniawszy - m�wi� - o tych rycerzach dobrego sto�u, rozwa�my, o co sz�o w zasadzie? O to, a�eby ka�dy obywatel kraju posiada� prawo nieuznawania woli wi�kszo�ci lub nawet og�u. Je�li tak, to dziwi�c si� wraz z innymi naiwnemu parlamentaryzmowi naszych przodk�w, kt�ry skrzywiwszy ow� zasad�, pozwoli� jednostce uniewa�nia� wol� og�u nie tylko dla niej samej, ale dla wszystkich, s�dz� jednocze�nie, �e po najd�u�szych walkach i podst�pach, pozbywszy si� ciemnoty, fanatyzmu, przedajno�ci, samolubstwa jednostek, ludzko�� dojdzie do liberum veto. Gdyby Sici�ski nie by� starga� obrad sejmowych, tylko si� z nich wy��czy� i opatrzy� je swoim protestem, by�by tw�rc� najwy�szej spo�ecznej zasady i najznakomitszym obywatelem w Polsce, tak jak nim zosta� w sto dwadzie�cia lat p�niej jego wsp�ziomek. Nic lepszego, wy�szego, s�uszniej szego nad t� zasad� r�d ludzki nie zdob�dzie, a zdobywa j� ci�gle. Bo czym�e s� ostatnie mowy katolickich pos��w w parlamencie niemieckim, kt�rzy otwarcie g�osz�, �e nie uznaj� tak zwanych a przeciw nim wymierzonych ustaw majowych6? Wprawdzie o�wiadczenie ich nie zrywa sejmu i nie obowi�zuje og�u, ale czy� ono nie jest wskrzeszonym, szlachetniejszym, bo nie wichrz�cym liberum veto'! Niedawno w Toruniu na placu, w�r�d musztruj�cych si� rekrut�w, zauwa�y�em m�odego ch�opca, kt�rego feldfebel kilkakrotnie szturgn�� pod brod� ku�akiem; ch�opiec, widocznie wzburzony, uleg� karno�ci wojskowej, ale twarz jego wyra�a�a energiczne liberum veto. Innego razu by�em �wiadkiem oburzenia pewnego naczelnika, kt�ry powa�nego obywatela za odm�wienie mu w przeje�dzie powozu nazwa� bydl�ciem. Obywatel zni�s� cierpliwie t� nagan�, ale zaiskrzono jego oczy m�wi�y: liberum veto. Zreszt� czy w�r�d nas samych nie odzywa si� �mia�o ten g�os, ile razy go, jak dawniej, os�ania, no, nie szereg karabel, ale szereg lokaj�w? Sta�czycy krzycz� ci�gle "nie pozwalam", a hr. Lisicki �mielej ni� wszyscy Sici�scy zerwa� jednomy�ln� uchwa�� naszej polityki, chocia� ani go piorun wraz z rodzicami i siostr� nie zabi�, ani mu ziemia pa�acu nie poch�on�a, a je�li kiedy stanie w ko�ci�ku krakowskim, to chyba po to, �eby ks. Golian odprawia� nabo�e�stwo przed jego relikwiami. Za daleko niewinniejszy protest niedawno jeszcze zwyk�emu szlachcicowi, A. Walewskiemu, wybito w Krakowie szyby i zmuszono do czuwania po nocach z nabit� dubelt�wk�, tymczasem hr. Lisicki zupe�nie bezpiecznie robi coraz nowe wydania swej "trze�wej" pracy i nawet �adna dama nie powie mu przy spotkaniu: a fe, hrabio! Czy� wi�c i dzi�, jak kiedy�, co wolno... Jowiszowi, tego nie wolno wo�owi? Czy prawo jest brylantow� spink�, kt�r� tylko pan przy at�asowym �upanie, nie za� ch�op przy kapocie nosi� mo�e? Czy - jak powiada Voltaire - jedni rzeczywi�cie przychodz� na �wiat z ostrogami u n�g, drudzy z siod�ami na grzbietach? Zar�wno ksi�ga rodzaju religii, jak i ksi�ga natury nie m�wi� nic a nic o odmiennych gatunkach materia�u, z kt�rego urobieni zostali r�ni ludzie; zar�wno przyroda, jak i B�g nie stworzyli z prostej gliny jednych, a z pianki drugich. Nadto, poniewa� we wszech�wiecie nic nie ginie, ka�dy wi�c z nas mo�e by� pewnym, �e najs�abszy jego g�os nie przepadnie, chocia�by przed nim wszyscy uszy swoje zatkali. Czy to was nie nape�nia dum�? Mnie - wielk�. Jestem przekonany, �e ka�de moje, jak i wasze, tchnienie staje si� przyczyn� szeregu skutk�w w naturze, a kto wie, czy ono w odleg�ym nast�pstwie swego wp�ywu wsp�lnie z innymi czynnikami nie sp�dza chmur z nieba lub nie topi okr�t�w w morzu. A je�li pot�ne wichry nie odbieraj� prawa wydobywania si� lekkim oddechom, to dlaczego� by pot�ni ludzie mieli pozbawia� ma�ych mo�no�ci objawiania swych my�li? Gdybym by� ziarnkiem piasku le��cym u st�p piramidy i posiada� uczucie swego odr�bnego istnienia, nie zrzek�bym si� go dlatego, �e ona jest wielk�, a ja ma�ym.
Tote� gdyby nawet 9 999 999 ludzi powzi�o jak�� jednomy�ln� uchwa��, kt�ra by si� sprzeciwia�a tylko jednemu mojemu przekonaniu, nie 'narzucaj�c go nikomu, nie waha�bym si� jednocze�nie we w�asnym imieniu przeciwko niej zaprotestowa�. Ale nie l�kajcie si�, czytelnicy, nie b�dziecie �wiadkami walki Hercules contra plures. Walk� tak� w ca�ej historii uda�o si� podj�� i wygra� zaledwie kilku najwi�kszym geniuszom, kt�rym ja my�l� jedynie... rozwi�zywa� u n�g rzemyki. Co najwy�ej wi�c patrze� b�dziecie na starcia odmiennych zasad, odmiennych �ywio��w, odmiennych szereg�w, w kt�rych s�u�� jako prosty �o�nierz. G��wni widzowie tej wielkiej tysi�cletniej bitwy, tocz�cej si� na ca�ym obszarze cywilizowanego �wiata, w kt�rej i nasze pu�ki literackie udzia� przyj�y, stoj� na wy�ynach, ogarniaj� wzrokiem ruchy obu zapa�niczych stron, wydaj� rozkazy i has�a. Gdy z omdla�ych r�k wypu�ci bu�aw� Kopernik, podejmie j� i dalej hetmani post�powym rotom Kepler, Newton, Voltaire, Mili lub Darwin. Cho� kieruj� z daleka, i do nas si�ga ich komenda. Inaczej m�wi�c, dzieje my�li ludzkiej s� odmienn� parti� szach�w, rozgrywan� przez Ormuzda i Arymana, ducha bia�ego i czarnego, my za� w niej, stosownie do uzdolnie�, rozmaitymi figurami. Zwyci�stwo przechyla si� kolejno na jedn� lub drug� stron�, gin� pojedyncze figury, okupuj�c sw� ofiar� powodzenie innych, rezultat jeszcze daleki, ale zdaje si�, jak gdyby nad t� niesko�czon� parti� b�yszcza� radosny napis: bia�e zaczynaj� i daj� mat czarnym. W ilu posuni�ciach? Nikt nie obliczy, to tylko pewna, �e obecnie czarne dosta�y na wielu polach jednocze�nie bardzo niebezpieczny szach.
Na tych racjach, na tej podstawie, wbrew radom piastunek i nauczycielek, opieram �mia�o moje liberum veto!
Przeciw czemu?
Przeciw bezprawiu, przeciw nieprawdzie oraz ca�emu ich niezliczonemu potomstwu.
Komu los nie pozwoli� by� prawodawc�, temu nie pozostaje nic innego, jak by� prawobierc�. Mo�e to dziwne, ja jednak na wszelkie ustawy zapatruj� si� tak jak gospodarz na ziemi�. Uprawia j� i obsiewa; nie rodzi zbo�a, to sadzi na niej wierzby; mokra, to prze�yna j� rowami; sucha, to j� nawadnia; zachwaszczona, to piele - s�owem, wyci�ga z niej niemi�osiernie wszystko, co tylko mu wyda� mo�e. Gdyby wiedzia�, �e zorana, zm�czona, rodzi� b�dzie dukaty, sia�by dukaty. Wytrwa�a praca ja�owe piaski zamienia na warzywne ogrody, czemu� by ona nie mia�a najlichszego prawa przerobi� na dobre? Nie ma na ziemi rzeczy bezu�ytecznej. I w Morzu Martwym, gdzie �adna ryba, �aden p�az utrzyma� si� nie zdo�a, jest - s�l. Na zgni�ym torfowisku ro�nie brzoza, kar�owata, cienka, ale ro�nie. Idzie wi�c tylko o to, a�eby mojego pola nikt nie niszczy� i moich drzew nie wycina�. A je�li niszczy, wycina, wtedy ja my�l� czy s�owem zak�adam... liberum veto. Gdyby kto zacz�� w moim stawie �owi� ryby, a w moim lesie strzela� samy, to ja, korzystaj�c z prawa swobody od dziesi�cin na czyj�� korzy��, powiadam wyra�nie: "Nie pozwalam." Gdy pan nauczyciel zechce mi uderzy� dziecko w szkole, to ja r�wnie� "nie pozwalam". Ka�de prawo jest moj� ,,�renic� wolno�ci", kt�rej wy�upi� sobie nie dam.
Podobny u�ytek robi� z mojego liberum veto w sprawach domowych. �r�d wi�kszo�ci naszych czasopism panuje g��boki a przekonanie, �e w nich nie powinny si� odzywa� g�osy solowe, lecz ch�ry, i to ch�ry �piewaj�ce unisono. R�ni� si� mamy tylko brzmieniem naszych garde�; mo�na z nich wydobywa� basy, barytony, tenory, alty, soprany, ale, bro� Bo�e, odmienne melodie. Prasa nasza rozumie jedynie harmoni�, ale nie wznios�a si� jeszcze do pojmowania kontrapunktu, kt�ry jej si� wydaje rozd�wi�kiem. Jak to mo�na - pyta ona - a�eby Piotr �piewa� co innego, a Pawe� co innego, i a�eby z tych sprzeczno�ci splot�a si� ca�o�� zgodna? Poniewa� wierz�, i� to jest zupe�nie mo�liwym, poniewa� jestem wyznawc� kontrapunktu w dziennikarstwie, wi�c, niezale�nie od prawide� prawomy�lnej harmonii, zanuc� sobie czasem odr�bne solo.
Jednym z jej warunk�w jest ba�wochwalstwo dla siebie i pokazywanie j�zyka ca�emu ucywilizowanemu �wiatu. Najprzyjemniej dla naszego ucha brzmi pie�� wys�awiaj�ca nasz� wielko�� i poni�aj�ca ma�o�� Niemc�w, Anglik�w, Amerykan�w, Francuz�w, W�och�w itd. Pierwsi nie maj� dostatecznej wiary, drudzy uczucia, inni wy�szych upodoba�, inni na koniec moralno�ci. Wcieleniem wszystkich cn�t jeste�my, wed�ug tej teorii, tylko my. Je�eli jaki Weinstok z Dusseldorfu, wspominaj�c o naszej Bochotnicy, pomie�ci j� w powiecie olkuskim, natychmiast wybuchamy gwa�townym �miechem i drwimy z niemieckiego "nieuctwa", ale gdy kt�ry z naszych profesoruj�cych badacz�w nie wie, co Niemcy przez ostatnie p� wieku w jego nauce zrobili, gdy kt�ry z naszych zas�u�onych nie wie, �e Lifiandia jest tym samym, co Inflanty, to nic a nic nie szkodzi. My bowiem, jako lud wybrany, odbieramy nasz� wiedz� za po�rednictwem natchnie� prosto z nieba. Niebo to wyobra�amy sobie jako wielki strych, kt�ry wprawdzie wznosi si� nad ca�ym �wiatem, ale otw�r do niego przebity nad nasz� jedynie ziemi� i my te� g��wnie mamy na tej g�rze prawo suszy� swoj� bielizn�. Posiadaj�c za� taki przywilej, oparli�my na nim swoj� polityczn�, spo�eczn� i umys�ow� karier�. Nie zginiemy, bo... �pimy i �ni nam si�, �e. od nas do nieba wznosi si� Jakubowa drabina, po kt�rej anio�owie znios� nam szcz�cie; nie zginiemy, bo gdy zadzwonimy u bra