3297
Szczegóły |
Tytuł |
3297 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3297 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3297 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3297 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Michael Crichton
Trzynasty Wojownik
Przek�ad: Aleksandra Niemircz
Wydanie oryginalne:1976
Wydanie polskie: 1997
Williamowi Howellsowi
Nie chwal dnia, dop�ki nie nadejdzie wiecz�r; kobiety, dop�ki jej nie spal�; miecza, dop�ki go nie wypr�bowano; panny, dop�ki nie wyjdzie za ma�; lodu, dop�ki po nim nie przejdziesz; piwa, dop�ki nie zostanie wypite.
PRZYS�OWIE WIKING�W
Z�o istnieje od dawna.
PRZYS�OWIE ARABSKIE
WST�P
R�kopis ibn-Fadlana stanowi najwcze�niejsz� znan� relacj� naocznego �wiadka o �yciu i spo�eczno�ci wiking�w. Jest to niezwyk�y dokument, opisuj�cy barwnie i szczeg�owo wypadki, kt�re zdarzy�y si� ponad tysi�c lat temu. R�kopis ten, rzecz jasna, nie przetrwa� w stanie nienaruszonym w ci�gu tego ogromnie d�ugiego czasu. Ma on w�asn� osobliw� histori�, nie mniej godn� uwagi ni� sam tekst.
POCHODZENIE R�KOPISU
W czerwcu A.D. 921 kalif Bagdadu wys�a� cz�onka swego dworu, Ahmeda ibn-Fadlana, z misj� poselsk� do kr�la Bu�gar�w. Ibn-Fadlan sp�dzi� w podr�y trzy lata i w�a�ciwie nigdy nie wype�ni� tej misji, poniewa� na swej drodze napotka� wiking�w i prze�y� w�r�d nich wiele przyg�d.
Kiedy w ko�cu powr�ci� do Bagdadu, opisa� swoje prze�ycia w formie urz�dowego sprawozdania dla dworu. Ten oryginalny r�kopis dawno temu zagin��, wi�c aby go odtworzy�, musimy oprze� si� na nielicznych fragmentach zachowanych w p�niejszych �r�d�ach.
Najbardziej znane spo�r�d nich to arabski leksykon geograficzny, napisany przez Yakuta ibn-Abdallaha oko�o XIII wieku. Yakut zamie�ci� w nim niemal tuzin dos�ownych wyj�tk�w z relacji ibn-Fadlana, kt�ra liczy�a w�wczas trzysta lat. Nale�y przypuszcza�, �e Yakut korzysta� z kopii orygina�u. Mimo to p�niejsi uczeni bez ko�ca t�umaczyli i poprawiali kolejne przek�ady tych kilku ust�p�w.
Inny fragment zosta� odkryty w Rosji w roku 1817 i opublikowany w Niemczech przez Akademi� St. Petersbursk� w 1823 roku. Materia� ten zawiera pewne fragmenty uprzednio opublikowane przez J. L. Rasmussena w roku 1814. Rasmussen wykorzysta� r�kopis w�tpliwego pochodzenia, kt�ry znalaz� w Kopenhadze, a kt�ry od tamtej pory dawno ju� zagin��. W owym czasie istnia�y r�wnie� t�umaczenia szwedzkie, francuskie i angielskie, ale s� one ra��co niedok�adne i najwyra�niej nie zawieraj� �adnego nowego materia�u.
W roku 1878 w prywatnej kolekcji staro�ytno�ci sir Johna Emersona, ambasadora brytyjskiego w Konstantynopolu, odkryto dwa nowe r�kopisy. Sir John by� najwidoczniej jednym z tych chciwych kolekcjoner�w, kt�rych ��dza zdobywania przewy�sza zainteresowanie konkretnym zdobytym przedmiotem. R�kopisy owe znaleziono po jego �mierci; nikt nie wie, gdzie je uzyska� i kiedy.
Jeden z nich to geografia napisana po arabsku przez Ahmeda Tusiego, wiarygodnie datowana na A.D. 1047. Czyni to r�kopis Tusiego chronologicznie bli�szym ni� jakikolwiek inny orygina�u ibn-Fadlana, kt�ry przypuszczalnie powsta� oko�o A.D. 924-926. Uczeni uwa�aj� jednak r�kopis Tusiego za najmniej pewny ze wszystkich �r�de�; tekst pe�en jest oczywistych b��d�w i wewn�trznych niekonsekwencji i chocia� autor cytuje obficie pewnego "ibn-Faqiha", kt�ry zwiedzi� krain� P�nocy, wiele autorytet�w waha si�, czy uzna� ten dokument.
Drugi r�kopis to tekst Amina Raziego, datowany w przybli�eniu na lata 1565-1595. Napisany zosta� po �acinie i, wed�ug autora, jest bezpo�rednim t�umaczeniem tekstu ibn-Fadlana z arabskiego. R�kopis Raziego zawiera informacje o Turkach Oguz i kilka ust�p�w dotycz�cych bitew z potworami z mgie�, kt�rych nie znaleziono w innych �r�d�ach.
W roku 1934 w klasztorze w Ksymos ko�o Salonik w p�nocno-wschodniej Grecji odkryto ostatni tekst, pisany �redniowieczn� �acin�. R�kopis z Ksymos zawiera dalsze uwagi o stosunkach ibn-Fadlana z kalifem i o jego zetkni�ciu si� ze stworami z krainy P�nocy. Zar�wno autorstwo, jak i czas powstania r�kopisu s� niepewne.
Por�wnanie tych wielu wersji i t�umacze�, kt�re powstawa�y w ci�gu ponad tysi�ca lat, a pisane by�y po arabsku, �acinie, niemiecku, francusku, du�sku, szwedzku i angielsku, jest przedsi�wzi�ciem ogromnej miary. Mog�aby si� z nim zmierzy� jedynie osoba o wielkiej erudycji, obdarzona du�ymi zasobami energii; w roku 1951 taki cz�owiek si� znalaz�. Per Fraus-Dolus, emerytowany profesor Wydzia�u Literatury Por�wnawczej Uniwersytetu w Oslo, zestawi� wszystkie znane �r�d�a i rozpocz�� wielkie dzie�o t�umaczenia, kt�rym zajmowa� si� a� do swojej �mierci w 1957 roku. Fragmenty jego nowego przek�adu zosta�y opublikowane w "Sprawozdaniach Muzeum Narodowego w Oslo: 1959-1960", ale nie wzbudzi�y wielkiego zainteresowania w�r�d uczonych, prawdopodobnie dlatego, �e czasopismo to ma do�� ograniczony zasi�g.
Przek�ad Frausa-Dolusa by� ca�kowicie dos�owny; we wst�pie zamie�ci� on uwag�, �e "w naturze j�zyk�w le�y to, i� pi�kne t�umaczenie nie jest wierne, t�umaczenie wierne za� odnajdzie sw� w�asn� urod� bez pomocy".
Przygotowuj�c niniejsz� pe�n� i opatrzon� przypisami wersj� przek�adu Frausa-Dolusa, dokona�em kilku zmian. Usun��em pewne powtarzaj�ce si� fragmenty; zosta�y one zaznaczone w tek�cie. Zmieni�em uk�ad akapit�w, rozpoczynaj�c ka�d� cytowan� bezpo�rednio wypowied� od nowego wiersza, zgodnie z konwencj� wsp�czesn�. Opu�ci�em znaki diakrytyczne w nazwach arabskich. Wreszcie, w niekt�rych przypadkach, przekszta�ci�em oryginaln� sk�adni�, g��wnie poprzez przestawienie szyku zda� podrz�dnych tak, aby �atwiej by�o uchwyci� sens.
WIKINGOWIE
Portret wiking�w nakre�lony przez ibn-Fadlana r�ni si� znacznie od tradycyjnego europejskiego wyobra�enia o nich. Pierwsze europejskie opisy wiking�w zosta�y sporz�dzone przez duchownych; byli oni w owym czasie jedynymi obserwatorami, kt�rzy umieli pisa�; postrzegali tych poga�skich ludzi P�nocy z osobliwym przera�eniem. Oto cytowany przez D. M. Wilsona typowo hiperboliczny ust�p, pi�ra dwunastowiecznego irlandzkiego pisarza:
S�owem, cho�by nawet by�o sto g��w z hartowanego �elaza na jednej szyi, i sto ostrych, gotowych, ch�odnych, nigdy nie rdzewiej�cych j�zyk�w w ka�dej g�owie, i sto gadatliwych, dono�nych, nieustaj�cych g�os�w dobiegaj�cych z ka�dego j�zyka, nie mog�yby one opisa� ani opowiedzie�, wyliczy� ani wyrazi� tego, co wszyscy Irlandczycy wsp�lnie wycierpieli, zar�wno m�czy�ni, jak i kobiety, �wieccy i duchowni, starzy i m�odzi, szlachetnie urodzeni plebejusze, z powodu niedoli, ucisku i krzywd wyrz�dzonych w ka�dym domu przez tych odwa�nych, gniewnych, ca�kowicie poga�skich ludzi.
Wsp�cze�ni uczeni uwa�aj�, �e takie mro��ce krew w �y�ach relacje o najazdach wiking�w s� w znacznym stopniu wyolbrzymione. Mimo to autorzy europejscy wci�� maj� tendencje do pomijania Skandynaw�w, uznaj� ich za krwio�erczych barbarzy�c�w, nieistotnych z punktu widzenia g��wnego nurtu zachodniej kultury i my�li. Cz�sto dzieje si� tak nawet kosztem oczywistej logiki. Na przyk�ad David Talbot Rice pisze:
Od VIII do Xl wieku rola i wp�yw wiking�w by�y mo�e istotnie bardziej znacz�ce ni� rola jakiejkolwiek innej pojedynczej grupy etnicznej w Europie Zachodniej... Wikingowie byli zaiste wielkimi podr�nikami i dokonywali najwi�kszych wyczyn�w �eglarskich; ich miasta by�y wielkimi centrami rzemios�a i handlu; ich sztuka by�a oryginalna, tw�rcza i inspiruj�ca; szczycili si� wspania�� literatur� i rozwini�t� kultur�. Czy naprawd� by�a to pewna cywilizacja? Nale�y, jak s�dz�, uzna�, �e nie. Zabrak�o tej odrobiny humanizmu, kt�ry jest stemplem probierczym cywilizacji.
Tak� sam� postaw� wyra�a w niniejszej opinii lord Clarc:
Kiedy bierze si� pod uwag� sagi islandzkie, stawiane w rz�dzie wielkich ksi�g ludzko�ci, trzeba przyzna�, �e wikingowie wy tworzyli pewn� kultur�. Ale czy by�a to cywilizacja? Cywilizacja oznacza co� wi�cej ni� energi� i wol�, i si�� tw�rcz�. Co�, czego dawni Skandynawowie nie mieli, a co, nawet w ich czasach, zaczyna�o ponownie pojawia� si� w Europie Zachodniej. Jak mog� to zdefiniowa�? C�, bardzo kr�tko: zmys� sta�o�ci. W�drowcy i naje�d�cy �yli w strumieniu ci�g�ych zmian. Nie odczuwali potrzeby wybiegania my�l� poza najbli�szy marzec albo kolejn� podr� czy nast�pn� bitw�. Z tego powodu nie zdarza�o si� im budowanie kamiennych dom�w czy spisywanie ksi�g.
Im uwa�niej czyta si� takie opinie, tym bardziej wydaj� si� nielogiczne. Doprawdy, nale�a�oby si� zastanowi�, dlaczego gruntownie wykszta�ceni i inteligentni uczeni europejscy z tak� �atwo�ci� pomijaj� wiking�w, traktuj�c ich jedynie marginesowo. I sk�d to zaabsorbowanie czysto semantycznym problemem - czy wikingowie posiadali "cywilizacj�"? Sytuacj� t� mo�na wyja�ni� jedynie, je�li dostrzega si� zadawnione europejskie uprzedzenie, wynikaj�ce z tradycyjnych pogl�d�w na prehistori� Europy. Na Zachodzie ka�de dzieci� szkolne jest sumiennie nauczane, �e Bliski Wsch�d to "kolebka cywilizacji" i �e pierwsze cywilizacje wyros�y w Egipcie i Mezopotamii na po�ywce dorzeczy Nilu i Tygrysu-Eufratu. Stamt�d cywilizacja rozprzestrzeni�a si� na Kret� i Grecj�, nast�pnie obj�a Rzym, a� wreszcie dotar�a do barbarzy�c�w z p�nocnej Europy.
Co porabiali owi barbarzy�cy w czasie oczekiwania na nadej�cie cywilizacji - nie wiadomo; pytania tego nie stawiano zreszt� zbyt cz�sto. K�adziono nacisk na sam proces rozprzestrzeniania si�, kt�ry �wi�tej pami�ci Gordon Childe podsumowa� jako "opromienienie europejskiego barbarzy�stwa cywilizacj� Wschodu". Uczeni wsp�cze�ni podzielaj�ten pogl�d, jak czynili to przed nimi my�liciele greccy i rzymscy. Geoffrey Bibby twierdzi: "Historia Europy P�nocnej i Wschodniej jest rozpatrywana z punktu widzenia Zachodu i Po�udnia, ze wszystkimi uprzedzeniami ludzi, kt�rzy uwa�aj�c si� za cywilizowanych, patrz� na tych, kt�rych uznali za barbarzy�c�w".
Przy takim uj�ciu Skandynawowie s�, rzecz jasna, najdalszymi od �r�d�a cywilizacji i, logicznie, ostatnimi, kt�rzy j� przyswoili; tote� s�usznie uwa�a si� ich za najwi�kszych barbarzy�c�w, za dokuczliwy cier� w oku, zaka�� dla pozosta�ych obszar�w europejskich, usi�uj�cych wch�on�� m�dro�� i cywilizacj� Wschodu.
Jest jednak pewien k�opot; ot� ten tradycyjny obraz prehistorii Europy zosta� powa�nie naruszony w ci�gu ostatnich pi�tnastu lat. Rozw�j technik dok�adnego okre�lania wieku na podstawie zawarto�ci w�gla wprowadzi� zam�t w dawnej chronologii, kt�ra zachowywa�a stare pogl�dy o dyfuzji. Obecnie rzecz� niepodwa�aln� jest to, �e Europejczycy wznosili ogromne megalityczne grobowce, zanim Egipcjanie zbudowali piramidy; Stonehenge jest starsze ni� cywilizacja Grecji myke�skiej; metalurgia w Europie mog�a wyprzedza� rozw�j umiej�tno�ci metalurgicznych w Grecji i Troi. Znaczenie tych odkry� nie zosta�o jeszcze w pe�ni ocenione, ale z pewno�ci� nie mo�na ju� uwa�a� prehistorycznych Europejczyk�w za dzikus�w gnu�nie oczekuj�cych na zes�anie dobrodziejstw wschodniej cywilizacji. Przeciwnie, wydaje si�, �e owi Europejczycy mieli dostatecznie du�e zdolno�ci organizacyjne, pozwalaj�ce obrabia� olbrzymie kamienie; wydaje si� r�wnie�, i� posiadali imponuj�c� wiedz� astronomiczn�, kt�ra umo�liwi�a wybudowanie Stonehenge, pierwszego obserwatorium na �wiecie.
Tak wi�c trzeba zweryfikowa� europejsk� stronniczo�� wobec cywilizowanego Wschodu, samo za� poj�cie "europejskiego barbarzy�stwa" wymaga doprawdy �wie�ego spojrzenia. Je�li wzi�� to pod uwag�, owe barbarzy�skie niedobitki, wikingowie, nabieraj� nowego znaczenia, my za� mo�emy ponownie zanalizowa� to, co wiadomo o Skandynawach z X wieku.
Przede wszystkim powinni�my sobie u�wiadomi�, �e "wikingowie" nie byli nigdy wyra�nie jednolit� grup�. To, co widywali Europejczycy, to by�y rozproszone, pojedyncze dru�yny �eglarzy, pochodz�cych z rozleg�ego obszaru geograficznego - Skandynawia jest wi�ksza ni� Portugalia, Hiszpania i Francja razem wzi�te - kt�rzy wyruszali ze swoich pa�stw feudalnych w celu handlowym lub pirackim, czy te� w obu tych celach naraz; wikingowie s�abo je rozr�niali. Ale tendencja taka jest charakterystyczna dla wielu �eglarzy, od Grek�w po Anglik�w z czas�w kr�lowej El�biety.
W gruncie rzeczy, jak na ludzi, kt�rym brakowa�o cywilizacji, kt�rzy "nie odczuwali potrzeby wybiegania... poza nast�pn� bitw�", wikingowie przejawiaj� nadzwyczaj wytrwa�e i celowe zachowania. Dow�d szeroko rozprzestrzenionego handlu, arabskie monety - pojawiaj� si� w Skandynawii ju� A.D. 692. W ci�gu nast�pnych czterystu lat kupcy-piraci wikingowie dotarli na zachodzie a� do Nowej Fundlandii, na po�udniu a� na Sycyli� i do Grecji (gdzie pozostawili naci�cia na lwach z Delos), na wschodzie za� a� po G�ry Uralskie w Rosji, gdzie ich kupcy ��czyli si� z karawanami przybywaj�cymi z jedwabnego szlaku do Chin. Wikingowie nie byli budowniczymi imperium i powszechnie uwa�a si�, �e ich wp�ywy na tym rozleg�ym obszarze nie by�y trwa�e. Jednak�e by�y one do�� trwa�e, by pozostawi� nazwy miejscowo�ci w wielu okolicach w Anglii, co za� do Rosji - wikingowie dali nazw� samemu narodowi, od norma�skiego plemienia Ru�. Je�li chodzi o mniej uchwytny wp�yw ich poga�skiego wigoru, niewyczerpanej energii i systemu warto�ci, r�kopis ibn-Fadlana pokazuje, jak wiele typowych cech i postaw wiking�w zachowa�o si� do dnia dzisiejszego. Doprawdy, jest w sposobie �ycia wiking�w co� uderzaj�co bliskiego wsp�czesnej wra�liwo�ci, co� g��boko poci�gaj�cego.
Nale�y powiedzie� par� s��w o autorze manuskryptu ibn-Fadlanie, cz�owieku, kt�ry przemawia do nas tak wyrazistym g�osem, pomimo up�ywu ponad tysi�ca lat i filtru kopist�w i t�umaczy, nale��cych do tuzina tradycji j�zykowych i kulturowych.
Nie wiemy prawie nic o jego sprawach osobistych. Najwidoczniej By� wykszta�cony i, s�dz�c z jego bohaterskich wyczyn�w, z pewno�ci� nie by� zbyt stary. On sam za� wyra�nie stwierdza, �e pozostawa� w bliskich stosunkach z kalifem, kt�rego nie darzy� szczeg�ln� sympati�. (Nie by� w tym odosobniony, gdy� kalifa al-Muqtadira dwukrotnie odsuwano od w�adzy, a w ko�cu zosta� zabity przez jednego ze swych wy�szych urz�dnik�w).
O spo�ecze�stwie, z kt�rego si� wywodzi�, wiemy wi�cej. W X wieku Bagdad, Miasto Pokoju, by� najbardziej ucywilizowanym miastem na ziemi. Wewn�trz jego s�ynnych okr�nych mur�w �y�o ponad milion mieszka�c�w. Bagdad by� centrum intelektualnym i handlowym, miastem o wyj�tkowym wdzi�ku, elegancji i przepychu. By�y tam pachn�ce ogrody, ch�odne cieniste altany i nagromadzone bogactwa ogromnego imperium.
Arabowie z Bagdadu, cho� byli muzu�manami �arliwie wyznaj�cymi swoj� religi�, pozostawali otwarci na wp�ywy lud�w, kt�re wygl�da�y, post�powa�y i wierzy�y inaczej ni� oni. W tych czasach Arabowie byli w istocie najmniej za�ciankowymi lud�mi na �wiecie, co czyni�o ich doskona�ymi obserwatorami obcych kultur.
Sam ibn-Fadlan to cz�owiek bezsprzecznie inteligentny i spostrzegawczy. Interesuje si� zar�wno szczeg�ami �ycia codziennego, jak i wierzeniami ludzi, kt�rych spotyka. Wiele z tego, co ogl�da, uderza go jako prostackie, nieprzyzwoite i barbarzy�skie, ale nie traci on zbyt du�o czasu na oburzanie si�; je�eli niekiedy wyrazi sw� dezaprobat�, szybko powraca do swoich bezpo�rednich obserwacji. A opisuje to, co widzi, z nadzwyczaj ma�� protekcjonalno�ci�.
Jego spos�b relacjonowania mo�e wydawa� si� dziwaczny, ra��cy wobec zachodniej delikatno�ci uczu�; nie opowiada on tak, jak przyzwyczaili�my si� s�ucha�. Mamy sk�onno�� do zapominania, �e nasz w�asny zmys� dramatu wywodzi si� z tradycji ustnej - z przedstawienia na �ywo, wykonywanego przez barda przed publiczno�ci�, kt�ra cz�sto bywa�a niespokojna i niecierpliwa albo te� ospa�a po nazbyt obfitym posi�ku. Nasze najstarsze opowie�ci - Iliada, Beowulf, Pie�� o Rolandzie - przeznaczone by�y do �piewania przez pie�niarzy, kt�rzy przede wszystkim mieli dostarcza� rozrywki.
Ale ibn-Fadlan by� pisarzem, a jego zasadniczym celem nie mia�a by� rozrywka. Nie by�o nim te� s�awienie jakiego� s�uchaj�cego go protektora ani utrwalanie mit�w spo�eczno�ci, w kt�rej �y�. Wr�cz przeciwnie, by� on pos�em sporz�dzaj�cym sprawozdanie; jego ton jest tonem rewidenta podatkowego, nie barda; antropologa, nie dramaturga. Istotnie, ibn-Fadlan cz�sto wycisza najbardziej ekscytuj�ce elementy swej narracji, nie chc�c, by zak��ci�y klarowny i wywa�ony opis.
Czasami owa beznami�tno�� jest tak irytuj�ca, �e nie udaje nam si� dostrzec, jak nadzwyczajnym by� obserwatorem. W ci�gu setek lat po ibn-Fadlanie tradycj� w�r�d podr�nik�w sta�o si� pisanie wyssanych z palca, fantastycznych kronik o cudzoziemskich dziwach - gadaj�cych zwierz�tach, skrzydlatych ludziach, kt�rzy fruwali, o spotkaniach z potworami o wielkich cielskach i z jednoro�cami. Jeszcze nie tak dawno, bo dwie�cie lat temu, trze�wi sk�din�d Europejczycy wype�niali swoje dzienniki opowie�ciami o afryka�skich pawianach tocz�cych walki z rolnikami i podobnymi nonsensami.
Ibn-Fadlan nigdy nie spekuluje. Ka�de jego s�owo brzmi prawdziwie, a ilekro� przytacza fakt, o kt�rym tylko s�ysza�, starannie to zaznacza. W r�wnym stopniu dba o podkre�lenie zdarze�, w kt�rych wyst�puje jako naoczny �wiadek; oto dlaczego cz�sto powtarza zdanie: "Widzia�em to na w�asne oczy".
I w�a�nie owa prawdziwo�� czyni opowie�� ibn-Fadlana tak przera�aj�c�. O spotkaniu z potworami z mgie�, "zjadaczami umar�ych", pisze z tak� sam� dba�o�ci� o szczeg�y, z takim samym ostro�nym sceptycyzmem, jakie cechuj� pozosta�e partie r�kopisu.
W ka�dym razie czytelnik mo�e sam to os�dzi�.
WYJAZD Z MIASTA POKOJU
Chwa�a niech b�dzie Bogu Mi�osiernemu, Wsp�czuj�cemu, Panu Dw�ch �wiat�w, a b�ogos�awie�stwo i pok�j Ksi�ciu Prorok�w, naszemu Panu i Mistrzowi Mahometowi, kt�rego B�g b�ogos�awi i zachowuje w trwa�ym i nieustaj�cym pokoju i szcz�ciu a� do Dnia Wiary!
Oto ksi�ga Ahmada ibn-Fadlana, ibn-al-Abbasa, ibn-Rasida, ibn-Hammada, podopiecznego Muhammada ibn-Sulaymana, pos�a al-Muqtadira do kr�la Saqalib�w, w kt�rej szczeg�owo opowiada on o tym, co widzia� w kraju Turk�w, Chazar�w, Saqalib�w, Baszkir�w, Rus�w i ludzi P�nocy, oraz o dziejach ich kr�l�w i o zwyczajach, jakimi si� oni kieruj� w wielu dziedzinach swego �ycia.
List Yiltawara, kr�la Saqalib�w, dotar� do Przyw�dcy Wiernych, al-Muqtadira. Prosi� on w nim o przys�anie kogo�, kto nauczy�by go religii i zapozna� z prawami islamu; kto wybudowa�by dla niego meczet i wzni�s� dla� kazalnic�, z kt�rej mo�na by by�o prowadzi� misj� nawracania ludu we wszystkich zak�tkach jego kr�lestwa; prosi� tak�e o udzielenie porad w sprawie budowy fortyfikacji i umocnie� obronnych. Usilnie prosi� on kalifa, aby zrobi� wszystkie te rzeczy. Po�rednikiem w tej sprawie by� Dadir al-Hurami.
Przyw�dca Wiernych, al-Muqtadir, jak powszechnie wiadomo, nie by� pot�nym i sprawiedliwym kalifem, lecz oddawa� si� przyjemno�ciom i nadstawia� ucha, by us�ysze� pochlebcze mowy swoich urz�dnik�w, kt�rzy robili z niego g�upca i okrutnie szydzili ze� za jego plecami. Nie nale�a�em do tej kompanii, nie by�em te� szczeg�lnym ulubie�cem kalifa z powodu, kt�ry wyja�ni�.
W Mie�cie Pokoju �y� podstarza�y kupiec imieniem ibn-Qarin, bogaty we wszystko z wyj�tkiem szczodrego serca i mi�o�ci do ludzi. Skrz�tnie ukrywa� swe z�oto, podobnie jak m�od� �on�, kt�rej nikt nigdy nie widzia�, ale wszyscy opowiadali, �e jest pi�kna ponad wszelkie wyobra�enie. Pewnego dnia kalif pos�a� mnie, bym dor�czy� ibn-Qarinowi wiadomo��. Zg�osi�em si� zatem w domu kupca i za��da�em, aby mnie wpuszczono z listem i piecz�ci�. Do dzi� nie znam tre�ci tego listu, ale to nie ma znaczenia.
Kupca nie by�o, za�atwia� jakie� sprawy poza domem; wyt�umaczy�em od�wiernemu, �e musz� oczekiwa� jego powrotu, skoro kalif poleci�, bym koniecznie osobi�cie przekaza� owo pismo w jego r�ce. Od�wierny wpu�ci� mnie zatem do �rodka; czynno�� ta zaj�a mu troch� czasu, gdy� brama tego domu mia�a wiele rygli, zamk�w, krat i skobli, jak zwykle w mieszkaniach sk�pc�w. Wreszcie zosta�em wpuszczony i czeka�em przez ca�y dzie�, coraz silniej odczuwaj�c g��d i pragnienie, ale s�udzy sk�pego kupca nie zaproponowali mi pokrzepiaj�cego pocz�stunku.
W �arze popo�udnia, kiedy wok� mnie ca�y dom by� cichy, a s�udzy spali, ja tak�e poczu�em si� senny. W�wczas ujrza�em przed sob� zjaw� w bieli, kobiet� m�od� i pi�kn�; poj��em, �e by�a to ta w�a�nie �ona, kt�rej nigdy nie widzia� �aden m�czyzna. Nie odzywa�a si�, ale pos�uguj�c si� gestami zaprowadzi�a mnie do innej komnaty, kt�rej drzwi zamkn�a na klucz. Posiad�em j� natychmiast; nie potrzebowa�a ku temu zach�ty, albowiem m�� jej by� stary i bez w�tpienia opiesza�y. Tak wi�c popo�udnie mija�o szybko, a� wreszcie us�yszeli�my powracaj�cego pana domu. Jego �ona b�yskawicznie wsta�a i wysz�a, nie wym�wiwszy nawet s�owa w mojej obecno�ci, ja za� podnios�em si� w po�piechu, aby uporz�dkowa� swoje szaty.
Z pewno�ci� zosta�bym przy�apany, gdyby nie owe liczne zamki i zasuwy, kt�re utrudni�y sk�pcowi wej�cie do jego w�asnego domu. Mimo to kupiec ibn-Qarin odkry� mnie w przyleg�ej komnacie i przygl�da� mi si� podejrzliwie, pytaj�c, dlaczego przebywa�em tam, a nie na dziedzi�cu, b�d�cym stosownym miejscem oczekiwania dla pos�a�ca. Odpowiedzia�em, �e czuj�c si� g�odny i s�aby, poszukiwa�em �ywno�ci i cienia. By�o to kiepskie k�amstwo, tote� w nie nie uwierzy�; poskar�y� si� kalifowi, ten za�, O czym wiedzia�em, w duchu by� rozbawiony, jednak�e publicznie musia� okaza� surowo��. Tak wi�c, gdy w�adca Saqalib�w poprosi� o misj� od kalifa, ten sam m�ciwy ibn-Qarin nalega�, abym to w�a�nie ja zosta� wys�any; tak te� si� sta�o.
W naszej grupie by� pose� kr�la Saqalib�w, o imieniu Abdallah ibn-Bastu al-Hazari, nudny i napuszony cz�owiek, kt�ry m�wi� zbyt wiele. Byli w niej tak�e Takin al-Turki i Bars al-Saqlabi, obydwaj jako przewodnicy tej wyprawy, jak r�wnie� ja. Wie�li�my dary dla w�adcy, jego �ony, dzieci i jego dow�dc�w. Zabrali�my tak�e pewne leki, kt�re powierzono pieczy Sausana al-Rasiego. To by�a nasza grupa.
Tak oto wyruszyli�my we czwartek 11 Safara roku 309 [21 czerwca 921 roku] z Miasta Pokoju [Bagdad]. Zatrzymali�my si� na dzie� w Nahrawanie, a stamt�d posuwali�my si� szybko, a� dotarli�my do al-Daskary, gdzie stan�li�my na trzy dni. Nast�pnie w�drowali�my prosto przed siebie bez �adnego zbaczania z drogi, a� dojechali�my do Hulwanu. Przebywali�my tam dwa dni. Z Hulwanu przybyli�my do Qirmisin, gdzie pozostali�my przez dwa dni. Potem ruszyli�my i pod��ali�my naprz�d, a� dotarli�my do Hamadanu, gdzie zabawili�my przez trzy dni. Dalej pod��yli�my do Sawy i byli�my tam przez dwa dni. Stamt�d przybyli�my do Ray, gdzie pozostali�my przez jedena�cie dni, oczekuj�c Ahmada ibn-Alego, brata al-Rasiego, poniewa� by� on w Huwar al-Ray. P�niej sami pojechali�my do Huwar al-Ray i przebywali�my tam przez trzy dni.
Fragment niniejszy daje wyobra�enie o ibn-Fadlanowskich opisach podr�y. Prawie w jednej czwartej r�kopis pisany jest w ten spos�b; autor wymienia po prostu nazwy osad i podaje liczb� dni sp�dzonych w ka�dej z nich. Wi�kszo�� tego materia�u zosta�a pomini�ta.
Najwyra�niej cz�onkowie wyprawy ibn-Fadlana w�druj� na p�noc, a� wreszcie zostaj� zmuszeni do zatrzymania si� na czas zimy.
Pobyt nasz w Gurganiyi trwa� d�ugo; sp�dzili�my tam kilka dni miesi�ca Rad�ab [listopad] oraz pe�ne trzy kolejne miesi�ce: Sza'ban, Ramadhan i Szawwal. Nasz d�ugi post�j spowodowany by� ostrym mrozem. Zaprawd�, opowiadano mi, i� dwaj ludzie wzi�li wielb��dy do lasu, aby przywie�� drewno. Zapomnieli jednak�e wzi�� ze sob� hubk� i krzesiwo, tote� zasn�li w nocy, nie rozpalaj�c ogniska. Kiedy obudzili si� nast�pnego ranka, odkryli, �e wielb��dy zamarz�y z zimna na ko��.
Zaiste, widzia�em rynek i ulice Gurganiyi zupe�nie opustosza�e z powodu tego zimna. Mo�na by�o przemierza� je wzd�u� i wszerz, nie spotykaj�c nikogo. Pewnego razu, kiedy wyszed�em z k�pieli, wszed�em do domu i spojrza�em na swoj� brod�; by�a ona jedn� bry�� lodu. Musia�em j� odmra�a� przy ogniu. Mieszka�em dzie� i noc w domu po�o�onym wewn�trz innego domu, w kt�rym rozbity by� turecki woj�okowy namiot, ja sam za� opatula�em si� w wiele ubra� i futrzanych pled�w. Ale, wbrew temu wszystkiemu, w nocy moje policzki cz�sto przywiera�y do poduszki.
Widzia�em w tym najwy�szym nat�eniu zimna, jak ziemia tworzy czasem wielkie szczeliny, a ogromne i stare drzewa rozszczepiaj� si� przez to na dwoje.
Mniej wi�cej w po�owie Szawwala roku 309 [luty 922 roku] pogoda zacz�a si� zmienia�, l�d na rzece stopnia�, my za� zaopatrzyli�my si� w rzeczy niezb�dne w dalszej podr�y. Nabyli�my tureckie wielb��dy i �odzie zrobione z wielb��dziej sk�ry, przygotowuj�c si� do przepraw przez rzeki, kt�re mieli�my przekracza� w ziemi Turk�w.
Za�adowali�my zapasy chleba, prosa i solonego mi�sa na trzy miesi�ce. Nasi znajomi w tym mie�cie udzielali nam wskaz�wek, by�my za�o�yli tyle odzienia, ile potrzeba. Odmalowywali czekaj�ce nas trudy straszliwymi s�owami, my za� s�dzili�my, �e wyolbrzymiaj� je w swoich opowie�ciach, jednak�e, kiedy sami ich do�wiadczyli�my, trudy owe okaza�y si� znacznie wi�ksze, ni� nam m�wiono.
Ka�dy z nas wdzia� koszulk�, na ni� kaftan, na to wszystko tu�up, a na wierzch jeszcze burk� oraz woj�okowy he�m, z kt�rego wygl�da�o tylko dwoje oczu. Mieli�my tak�e pojedyncze kalesony, na nich spodnie oraz kapcie i na wierzch drug� par� but�w. Kiedy jeden z nas dosiad� wielb��da, nie m�g� si� poruszy� z powodu swego odzienia.
Doktor praw, nauczyciel i giermkowie, kt�rzy podr�owali wraz z nami z Bagdadu, opu�cili nas teraz, obawiaj�c si� wkroczy� do tego nowego kraju, ja za�, pose�, jego szwagier i dwaj giermkowie posuwali�my si� naprz�d1.
Karawana by�a gotowa do wymarszu. Wzi�li�my sobie przewodnika spo�r�d mieszka�c�w tego miasta, na imi� mia� Qlawus. I tak, pok�adaj�c ufno�� we wszechmocnym Bogu na wysoko�ciach, wyruszyli�my w poniedzia�ek trzeciego Dhu Al-Qa'da roku 309 [3 marca 922 roku] z miasta Gurganiya.
Tego samego dnia stan�li�my w miasteczku o nazwie Zamgan, czyli u wr�t kraju Turk�w. Nast�pnego ranka, od wczesnej pory, posuwali�my si� w kierunku Git. Pada� tam tak g�sty �nieg, �e wielb��dy zapada�y si� w nim a� po kolana; przeto zatrzymali�my si� na dwa dni.
Nast�pnie pospieszyli�my prosto do ziemi Turk�w, nie spotykaj�c nikogo na pustym, r�wninnym stepie. Dziesi�� dni jechali�my konno w przejmuj�cym zimnie i nieustannych burzach �nie�nych, w por�wnaniu z kt�rymi ch��d w Chorezm zdawa� si� jak letni dzie�, tak �e zapomniawszy o wszystkich naszych uprzednich niewygodach, byli�my bliscy poddania si�.
Pewnego dnia, kiedy do�wiadczali�my najdzikszego mrozu, giermek Takin jecha� na koniu obok mnie wraz z jednym z Turk�w, kt�ry m�wi� co� do niego po turecku. Takin za�mia� si� i rzek� do mnie:
- Ten Turek powiada: "C� b�dzie z nas mia� nasz Pan? Zabija nas zimnem. Gdyby�my wiedzieli, czego ��da, ofiarowaliby�my mu to".
Odrzek�em na to:
- Powiedz mu, �e chce On jedynie, aby�my powiedzieli: "Nie ma Boga pr�cz Allaha".
Turek roze�mia� si� i odpar�:
- Gdybym to wiedzia�, powiedzia�bym tak.
Nast�pnie dotarli�my do lasu, w kt�rym by�o du�o suchego drewna, i zatrzymali�my si� tam. Karawana rozpali�a ogniska, rozgrzali�my si�, zdj�li�my ubrania i roz�o�yli�my je, by wysch�y.
Najwidoczniej grupa ibn-Fadlana wkracza�a w cieplejszy obszar, poniewa� nie notuje on �adnych dalszych uwag o wyj�tkowym zimnie.
Ruszyli�my znowu i jechali�my tak codziennie od p�nocy a� do pory popo�udniowej modlitwy - przyspieszaj�c nieco od po�udnia - a nast�pnie zatrzymywali�my si�. Kiedy przejechali�my w ten spos�b konno pi�tna�cie nocy, dotarli�my do st�p ogromnej g�ry z licznymi wielkimi ska�ami. S� tam �r�d�a, kt�re wytryskuj� z owych ska�, a woda gromadzi si� w stawach. Z tego miejsca w�drowali�my dalej, a� przybyli�my do tureckiego plemienia, kt�re zwie si� Oguz.
OBYCZAJE TURK�W Z PLEMIENIA OGUZ
Oguzi s� nomadami i maj� domy z woj�oku. Przebywaj� oni przez jaki� czas w jednym miejscu, a nast�pnie w�druj� dalej. Ich mieszkania s� lokowane tu i �wdzie, zgodnie z obyczajem plemion koczowniczych. Mimo �e wiod� ci�ki �ywot, s� jak zb��kane os�y. Nie maj� �adnych religijnych wi�zi z Bogiem. Nigdy si� nie modl�, ale w zamian nazywaj� swoich przyw�dc�w Panami. Kiedy kt�ry� z nich zasi�ga rady u swego przyw�dcy, m�wi: "O Panie, jak mam post�pi� w takiej a takiej sprawie?". We wszelkich przedsi�wzi�ciach opieraj� si� jedynie na radach pochodz�cych od nich samych. S�ysza�em ich m�wi�cych: "Nie ma Boga pr�cz Allaha, a Mahomet jest jego prorokiem", ale mawiaj� tak jedynie po to, aby bardziej zbli�y� si� do muzu�man�w, a nie dlatego, �e w to wierz�.
W�adca Turk�w z plemienia Oguz nazywa si� Yabgu. Takie jest imi� w�adcy i ka�dy, kto rz�dzi tym plemieniem, nosi to imi�. Jego poddany zawsze nazywa si� Kudarkin, tak wi�c ka�dy podleg�y wodzowi zwie si� Kudarkin.
Oguzi nie myj� si� po oddaniu stolca ani moczu, jak te� nie k�pi� si� po wytrysku czy z innych powod�w. W og�le nie miewaj� do czynienia z wod�, a zw�aszcza w zimie.
�adni kupcy ani inni mahometanie nie mog� dokonywa� ablucji w ich obecno�ci, chyba �e w nocy, kiedy Turcy tego nie widz�, gdy� wpadaj� om w gniew i m�wi�: "Ten cz�owiek chce rzuci� na nas urok, albowiem zanurza si� w wodzie", i zmuszaj� go do zap�acenia grzywny.
�aden mahometanin nie mo�e wjecha� do kraju tureckiego, o ile kto� z plemienia Oguz nie zgodzi si� by� jego gospodarzem, u kt�rego b�dzie mieszka� i dla kt�rego przywiezie szary z kraju islamu, a dla jego �ony pieprz, proso, rodzynki i orzechy. Kiedy muzu�manin przyb�dzie do swego gospodarza, ten rozbija dla niego namiot i przyprowadza mu owc�, tak aby muzu�manin m�g� sam zar�n�� t� owc�. Turcy nigdy nie dokonuj� w�a�ciwego uboju; bij� oni owc� po �bie tak d�ugo, a� padnie martwa.
Kobiety z plemienia Oguz nigdy nie zas�aniaj� si� w obecno�ci m�czyzn, w�asnych ani obcych. Kobieta nie ukrywa te� �adnej ze swych cz�ci cia�a w czyjejkolwiek obecno�ci. Pewnego dnia zatrzymali�my si� u Turka; umieszczono nas w jego namiocie. By�a tam �ona owego m�czyzny. Kiedy prowadzili�my rozmow�, kobieta ods�oni�a sw�j wzg�rek �onowy i podrapa�a si� we�, my za� widzieli�my, jak to czyni�a. Zas�onili�my sobie twarze, m�wi�c: "Bo�e, b�agam o wybaczenie". Na to jej m�� roze�mia� si� i rzek� do t�umacza:
- Powiedz im, �e ods�aniamy �ono w waszej obecno�ci, tak �e mo�ecie zobaczy� je i si� speszy�, ale jest ono nie do zdobycia. Tak jest lepiej, ni� gdy si� je ukrywa, a mimo to jest osi�galne.
Cudzo��stwo jest w�r�d nich nieznane. Je�li jednak kogokolwiek przy�api� na cudzo��stwie, rozrywaj� go na dwoje. Odbywa si� to mniej wi�cej tak: przyci�gaj� do siebie ga��zie dw�ch drzew, przywi�zuj� go do tych ga��zi i puszczaj� obydwa drzewa, tak �e cz�owiek, kt�ry by� do nich przywi�zany, zostaje rozdarty na dwoje.
Obyczaj pederastii jest przez Turk�w uwa�any za straszliwy grzech. Zdarzy�o si�, �e przyby� do nich pewien kupiec; mia� przebywa� w klanie Kudarkin. Kupiec ten zamieszka� u swego gospodarza na czas nabywania owiec. Ot� gospodarz �w mia� syna, m�odzie�ca bez zarostu, kt�rego jego go�� nieustannie usi�owa� sprowadzi� na manowce, a� wreszcie ch�opiec zgodzi� si� zaspokoi� jego ��dz�. W tym w�a�nie momencie wszed� turecki gospodarz i przy�apa� ich in flagrante delicto.
Turcy chcieli zabi� kupca, a tak�e tego syna za tak karygodny wyst�pek. Jednak�e, wskutek usilnych b�aga�, kupcowi pozwolono uwolni� si� za okupem. Zap�aci� swemu gospodarzowi czterystoma owcami za to, co uczyni� jego synowi, po czym pospiesznie wyjecha� z ziemi Turk�w.
Wszyscy Turcy wyskubuj� sobie ca�y zarost z wyj�tkiem w�s�w.
Ich obyczaj ma��e�ski jest nast�puj�cy: jeden z nich prosi o r�k� osoby p�ci �e�skiej, nale��cej do rodziny innego, za tak� to a tak� cen�. Op�at� ma��e�sk� zazwyczaj stanowi� wielb��dy, zwierz�ta juczne i inne rzeczy. Nikt nie mo�e wzi�� sobie �ony, dop�ki nie wype�ni zobowi�zania, co do kt�rego um�wi� si� z m�czyznami z jej rodziny. Je�eli je jednak wype�ni�, w�wczas przybywa bez �adnych ceregieli, wkracza do jej siedziby i bierze j� w obecno�ci jej ojca, matki i braci, a oni mu tego nie broni�.
Je�li umiera cz�owiek maj�cy dzieci i �on�, w�wczas po�lubia j� najstarszy z jego syn�w, o ile nie jest ona jego matk�.
Je�eli kt�ry� z Turk�w zachoruje, a ma niewolnik�w, ci opiekuj� si� nim, a nikt z jego rodziny si� do niego nie zbli�a. Rozbijaj� dla niego namiot z dala od domostw, a on nie wychodzi z niego, dop�ki nie umrze lub nie wydobrzeje. Jednak�e, je�li jest on niewolnikiem lub cz�owiekiem biednym, pozostawiaj� go na pustyni i id� w swoj� stron�.
Kiedy umiera jeden z ich najznaczniejszych ludzi, kopi� dla niego ogromny d� w kszta�cie domu, po czym udaj� si� do niego, ubieraj� go w qurtaq z jego pasem i �ukiem i wk�adaj� mu do r�ki drewniany kielich z napojem odurzaj�cym. Zabieraj� ca�y jego dobytek i sk�adaj� w tym domu. Potem spuszczaj� tam r�wnie� jego samego. Nast�pnie buduj� nad nim kolejny dom i lepi� z b�ota co� w rodzaju kopu�y.
P�niej zabijaj� jego konie. Zabijaj� ich sto lub dwie�cie, tyle, ile ma, ko�o miejsca, na kt�rym znajduje si� gr�b. Zjadaj� ich mi�so, pozostawiaj�c g�ow�, kopyta, sk�r� i ogon, wszystko to bowiem zawieszaj� na drewnianych �erdziach i m�wi�: "Oto s� jego rumaki, na kt�rych jedzie on do raju".
Je�li by� to bohater i zabija� wrog�w, rze�bi� drewniane pos�gi w liczbie odpowiadaj�cej liczbie zabitych przez niego wrog�w, i umieszczaj� je na jego grobowcu, m�wi�c: "Oto s� jego giermkowie, kt�rzy us�uguj� mu w raju".
Czasami zwlekaj� z zabiciem koni przez dzie� czy dwa, a w�wczas jeden starzec spo�r�d ich starszyzny ponagla ich, opowiadaj�c: "Widzia�em we �nie zmar�ego, kt�ry rzek� do mnie: �Tutaj oto mnie widzisz. Moi towarzysze wyprzedzili mnie, a moje stopy s� zbyt s�abe, bym za nimi nad��y�. Nie mog� ich dogoni�, przeto pozosta�em sam�". W takim przypadku ludzie ci zarzynaj� jego rumaki i zawieszaj� na jego grobowcu. Za dzie� lub dwa ten sam cz�onek starszyzny przychodzi do nich i m�wi: "Widzia�em we �nie zmar�ego, kt�ry powiedzia�: �Powiadom moj� rodzin�, �e wydosta�em si� z ci�kich tarapat�w�".
W ten spos�b starzec �w chroni obyczaje Oguz�w, inaczej bowiem mog�oby pojawi� si� u �ywych pragnienie zachowania koni zmar�ego2.
D�ugo w�drowali�my po ziemiach tureckiego kr�lestwa. Pewnego ranka wyszed� nam naprzeciw jeden z Turk�w. By� lichej postury, brudny, nieprzyjemny w obej�ciu i mia� pod�y charakter. Zawo�a�:
- Sta�!
Ca�a karawana zatrzyma�a si�, pos�uszna rozkazowi. W�wczas rzek�:
- Ani jeden z was dalej nie przejdzie.
Odpowiedzieli�my:
- Jeste�my przyjaci�mi Kudarkina.
Roze�mia� si� i rzek�:
- Kim�e jest Kudarkin? Oddaj� ka� na jego brod�.
Nikt z nas nie wiedzia�, co czyni� na te s�owa, a w�wczas Turek mrukn��: Bekend, co znaczy "chleb" w j�zyku chorezmijskim. Da�em mu kilka kromek chleba. Wzi�� je i powiedzia�:
- Mo�ecie jecha� dalej. Ulitowa�em si� nad wami.
Wjechali�my w obszar kontrolowany przez dow�dc� armii, kt�ry nazywa� si� Etrek ibn-al-Qatagan. Rozbi� on dla nas tureckie namioty i kaza� nam w nich mieszka�. On sam za� mia� du�e posiad�o�ci, s�u�b� i obszern� siedzib�. Przyprowadzi� nam owce, aby�my mogli je zarzyna�, i odda� do naszej dyspozycji wierzchowce do konnej jazdy. Turcy twierdz�, i� jest on ich najlepszym wojownikiem konnym, i zaprawd�, widzia�em pewnego dnia, gdy �ciga� si� z nami na swym koniu, a nad nami przelatywa�a dzika g�, jak napi�� sw�j �uk i, nie trac�c panowania nad rumakiem, strzeli� do tej g�si i str�ci� j� na ziemi�.
Ofiarowa�em mu ubi�r z Merv, par� but�w z czerwonej sk�ry, p�aszcz brokatowy i pi�� kaftan�w z jedwabiu. Przyj�� to wszystko z gor�cymi s�owami wdzi�czno�ci. Zdj�� sw�j w�asny p�aszcz z brokatu, aby wdzia� paradny str�j, kt�ry mu w�a�nie da�em. W�wczas spostrzeg�em, �e qurtaq, kt�ry mia� pod spodem, by� postrz�piony i brudny, ale oni maj� taki zwyczaj, �e nigdy �aden z nich nie zdejmie odzienia, kt�re nosi najbli�ej cia�a, dop�ki si� ono nie rozpadnie. Zaprawd�, tak�e i on wyskubywa� sobie ca�y zarost, nawet w�sy, tak �e wygl�da� jak eunuch. A mimo to, jak zauwa�y�em, by� ich najlepszym je�d�cem.
Wierzy�em, �e tak wspania�e dary zaskarbi� nam jego przyja��, ale tak si� nie sta�o. By� to cz�owiek zdradziecki.
Pewnego dnia pos�a� po najbli�szych sobie przyw�dc�w, a byli to: Tarhan, Yanal i Glyz. Spo�r�d nich Tarhan by� najbardziej wp�ywowy; by� on u�omny i �lepy, mia� okaleczon� r�k�. Nast�pnie rzek� do nich:
- Oto s� pos�owie kr�la Arab�w do wodza Bu�gar�w i nie mog� pozwoli� im przejecha� bez naradzenia si� z wami.
Na to odezwa� si� Tarhan:
- To jest sprawa, jakiej nigdy jeszcze nie rozpatrywali�my. Nigdy pose� su�tana nie podr�owa� przez nasz� krain�, odk�d jeste�my tu my, odk�d byli tu nasi przodkowie. Czuj�, �e ten su�tan u�y� wobec nas podst�pu. Ludzie ci zostali w rzeczywisto�ci wys�ani do Chazar�w, aby pod�ega� ich przeciwko nam. Najlepiej por�ba� tych pos��w na dwoje, my za� zabierzemy wszystko, co posiadaj�.
Inny doradca powiedzia�:
- Nie, powinni�my raczej zabra� wszystko, co posiadaj�, a ich wypu�ci� nagich, tak aby mogli powr�ci� tam, sk�d przybyli.
A kolejny radzi�:
- Nie, mamy je�c�w u kr�la Chazar�w, tak wi�c winni�my pos�a� tych ludzi jako okup za ich uwolnienie.
Radzili tak pomi�dzy sob� przez siedem dni, podczas gdy my znajdowali�my si� w sytuacji bliskiej �mierci, a� wreszcie zgodzili si� udost�pni� drog� i pozwoli� nam przejecha�. Podarowali�my Tarhanowi jako wyraz szacunku dwa kaftany z Merv, a tak�e pieprz, proso i kilka kromek chleba.
W�drowali�my naprz�d, a� dotarli�my nad rzek� Bagindi. Tam wyci�gn�li�my nasze sk�rzane �odzie, wykonane ze sk�r wielb��dzich, roz�o�yli�my je i za�adowali�my na nie towary, kt�re wie�li�my na tureckich wielb��dach. Kiedy ka�da ��d� by�a wype�niona, wsiada�y do niej grupy pi�ciu, sze�ciu lub czterech ludzi. Brali oni w d�onie ga��zie brzozowe i, u�ywaj�c ich jako wiose�, wios�owali wytrwale, podczas gdy woda znosi�a ��d� w d� rzeki i obraca�a j� w k�ko. W ko�cu przeprawili�my si�. Co do koni i wielb��d�w, te przep�yn�y wp�aw.
Przy przekraczaniu rzeki jest bezwzgl�dnie konieczne, aby najpierw przep�yn�a grupa uzbrojonych wojownik�w, zanim przeprawi si� ktokolwiek z karawany, tak aby mog�a ona utworzy� stra� przedni�, chroni�c� przed atakiem Baszkir�w w czasie, gdy g��wna grupa b�dzie przekracza�a rzek�.
Tak te� przeprawili�my si� przez rzek� Bagindi, a potem w ten sam spos�b przez rzek� o nazwie Gam. Nast�pnie przez Odil, p�niej przez Adrn, dalej przez Wars, przez Ahti i z kolei przez Wbn�. Wszystkie one to wielkie rzeki.
Nast�pnie przybyli�my do kraju Pieczyng�w. Roz�o�yli oni swoje obozowiska nad spokojnym jeziorem podobnym do morza. S� to ciemnosk�rzy, silni ludzie, a ich m�czy�ni gol� zarost. W przeciwie�stwie do Oguz�w s� oni biedni, widzia�em bowiem ludzi z plemienia Oguz, kt�rzy posiadali dziesi�� tysi�cy koni i sto tysi�cy owiec. Ale Pieczyngowie s� biedni; pozostali�my u nich tylko przez jeden dzie�.
Potem ruszyli�my dalej i dotarli�my nad rzek� Gayih. Jest to najwi�ksza, najszersza, najbardziej bystra z rzek, jakie widzieli�my. Zaprawd�, widzia�em, jak sk�rzana ��d� wywr�ci�a si� w tej rzece do g�ry dnem, a ci, kt�rzy w niej byli, uton�li. Wielu z naszej grupy zgin�o, zaton�a te� pewna liczba wielb��d�w i koni. Z wielkim trudem przeprawili�my si� przez t� rzek�. P�niej w�drowali�my dalej przez kilka dni, a� przekroczyli�my rzek� Gaha, potem rzek� Azhn, nast�pnie Bagag, p�niej Smur, dalej Knal i Suh, wreszcie rzek� Kiglu. W ko�cu przybyli�my do kraju Baszkir�w.
R�kopis Yakuta zawiera kr�tki opis pobytu ibn-Fadlana w�r�d Baszkir�w; wielu uczonych kwestionuje autentyczno�� tych fragment�w. Opisy, o kt�rych mowa, s� niezwykle niejasne i nudne, sk�adaj� si� g��wnie ze spis�w napotkanych przyw�dc�w i najznaczniejszych ludzi Sam za� ibn-Fadlan stwierdza, �e nie warto zawraca� sobie g�owy Baszkirami - jak�e nietypowa uwaga jak na tego niezmordowanego w swojej ciekawo�ci podr�nika.
Wreszcie opu�cili�my ziemie Baszkir�w i przeprawili�my si� przez rzek� Germsan, rzek� Urn, rzek� Urm, potem rzek� Wtig, rzek� Nbasnh, wreszcie przez rzek� Gawsin. Rzeki, o kt�rych wspominamy, s� od siebie oddalone o dwa, trzy lub cztery dni podr�y w ka�dym przypadku.
Nast�pnie przybyli�my do ziemi Bu�gar�w, kt�ra zaczyna si� nad brzegiem rzeki Wo�gi.
PIERWSZE ZETKNI�CIE Z NORMANAMI
Widzia�em na w�asne oczy, jak Normanowie3 przybyli ze swoim dobytkiem i rozbili ob�z wzd�u� brzegu Wo�gi. Nigdy przedtem nie widzia�em ludzi tak olbrzymich: s� oni wysocy jak palmy, a cer� maj� czerstw� i rumian�. Kobiety nie nosz� stanik�w ani kaftan�w, m�czy�ni za� odziani s� w ubi�r z surowego p��tna przerzuconego przez rami� tak, �e jedna r�ka pozostaje wolna.
Ka�dy Norman nosi top�r, sztylet i miecz i nigdy nie widuje si� ich bez tej broni. Miecze ich s� szerokie, z w�ykowatymi liniami, franko�skiego wyrobu. Od czubk�w paznokci a� po szyj� ka�dy m�czyzna ma na ciele wytatuowane rysunki drzew, istot �ywych i innych rzeczy.
Kobiety nosz� przypi�t� do piersi ma�� szkatu�k� z �elaza, miedzi, srebra lub z�ota, stosownie do bogactwa i zasobno�ci swoich m��w. Do tej szkatu�ki przymocowany jest pier�cie�, a nad nim sztylet; wszystko to zawieszone na piersi. Na szyjach nosz� z�ote i srebrne �a�cuchy.
S� oni najbrudniejsz� ze wszystkich ras, jakie B�g kiedykolwiek stworzy�. Nie podcieraj� si� po oddaniu stolca ani te� nie myj� po zmazie nocnej, jak gdyby byli dzikimi os�ami.
Przybywaj� ze swojej macierzystej krainy, kotwicz� swe statki na Wo�dze, kt�ra jest wielk� rzek�, i buduj� obszerne drewniane domy na jej brzegach. W ka�dym z takich dom�w mieszka ich dziesi�cioro lub dwadzie�cioro, wi�cej lub mniej. Ka�dy m�czyzna ma legowisko i przesiaduje w nim z pi�knymi dziewcz�tami, kt�re ma na sprzeda�. Najcz�ciej zabawia si� zjedna z nich, podczas gdy kt�ry� z przyjaci� si� temu przygl�da. Czasami kilku naraz zajmuje si� tym samym, ka�dy na oczach pozosta�ych.
Od czasu do czasu jaki� kupiec przybywa do takiego domu, aby naby� kt�r�� z dziewczyn, i zastaje jej pana trzymaj�cego j� w u�cisku, kt�rego nie zwalnia, dop�ki w pe�ni nie zaspokoi swej chuci; s�dz� oni, i� nie ma w tym nic zdro�nego.
Ka�dego ranka przychodzi m�oda niewolnica, przynosi ceber wody i stawia go przed swoim panem. Ten przyst�puje do mycia swej twarzy i r�k, nast�pnie myje w�osy, czesz�c je nad naczyniem, po czym wydmuchuje nos i odpluwa flegm� do cebrzyka i, nie pozostawiaj�c nieczysto�ci na zewn�trz, sp�ukuje wszystko do tej wody. Kiedy sko�czy, dziewczyna niesie ceber nast�pnemu m�czy�nie, kt�ry robi to samo. I tak wci�� przenosi ten sam ceber od jednego do drugiego, a� ka�dy z tych, kt�rzy s� w domu, wydmucha nos, splunie do cebrzyka i umyje swoj� twarz i w�osy.
Taka jest normalna kolej rzeczy w�r�d Norman�w, co widzia�em na w�asne oczy. Jednak�e w czasie, kiedy przybyli�my do nich, panowa� pewien niepok�j w�r�d tych olbrzymich ludzi, a przyczyna jego by�a taka:
Ich g��wny w�dz, cz�owiek imieniem Wyglif, zapad� na zdrowiu i zosta� umieszczony w namiocie dla chorych w pewnej odleg�o�ci od obozu; dano mu chleb i wod�. Nikt nie zbli�a� si�, nie rozmawia� z nim ani go nie odwiedza� przez ca�y czas. Niewolnicy nie karmili go, Normanowie uwa�aj� bowiem, �e cz�owiek musi si� pod�wign�� z ka�dej choroby stosownie do w�asnej mocy. Wielu spo�r�d nich s�dzi�o, �e Wyglif nigdy nie powr�ci i nie przy��czy si� do nich w obozie, lecz zamiast tego umrze.
Tymczasem jeden spo�r�d nich, m�odzieniec znacznego rodu imieniem Buliwyf, zosta� wybrany na ich nowego przyw�dc�, lecz nie uznawano go, dop�ki chory w�dz jeszcze �y�. To w�a�nie by�o przyczyn� niepokoju w czasie, kiedy�my tam przybyli. Poza tym nie by�o �adnych przejaw�w smutku czy �alu w�r�d tego ludu obozuj�cego nad Wo�g�.
Normanowie przywi�zuj� wielk� wag� do obowi�zk�w gospodarza. Witaj� ka�dego przybysza ciep�o i go�cinnie, daj� mu du�o jedzenia i ubra�, a hrabiowie i szlachta rywalizuj� o miano najbardziej go�cinnego. Uczestnik�w naszej wyprawy przyprowadzono przed oblicze Buliwyfa i wyprawiono dla nas wielk� uczt�. Przewodniczy� jej sam Buliwyf; spostrzeg�em, �e jest to cz�owiek wysoki i silny, o sk�rze, w�osach i brodzie koloru �nie�nobia�ego. Mia� on postaw� i cechy przyw�dcy.
Doceniaj�c zaszczyt, jakim by�a ta uczta, grupa nasza da�a pokaz jedzenia, chocia� potrawy by�y ohydne, a obyczaj biesiadny obejmowa� zrzucanie potraw i napoj�w, czemu towarzyszy� gromki �miech i wszelakie przejawy weso�o�ci. W czasie tego prostackiego bankietu cz�sto zdarza�o si�, �e jaki� hrabia pofolgowa� sobie z niewolnic� na oczach swoich kompan�w.
Widz�c to, odwraca�em si� i m�wi�em: "Bo�e, b�agam o wybaczenie", a Normanowie za�miewali si� z mojego zmieszania. Jeden z nich t�umaczy� mi, �e wierz� oni, i� B�g patrzy przychylnie na takie nieskrywane przyjemno�ci. Powiedzia� mi:
- Wy, Arabowie, jeste�cie jak stare baby, dr�ycie na widok �ycia.
Odpowiadaj�c mu, rzek�em:
- Jestem go�ciem w�r�d was, a Allah poprowadzi mnie ku cnocie.
Da�em tym pow�d do dalszego �miechu, ale nie wiem, z jakiej przyczyny doszukiwali si� tutaj �artu.
Obyczaj Norman�w otacza czci� �ycie wojenne. Zaprawd�, ci ogromni ludzie walcz� nieustannie; nigdy nie zaznaj� pokoju ani pomi�dzy sob�, ani pomi�dzy r�nymi plemionami ze swego rodzaju. �piewaj� oni pie�ni o swych czynach bitewnych i m�stwie i wierz�, �e �mier� wojownika jest najwy�szym zaszczytem.
Na przyj�ciu u Buliwyfa jeden z biesiadnik�w, nale��cy do ich grona, �piewa� pie�� o bitwie i o m�stwie, kt�ra wielce si� podoba�a, chocia� nie s�uchano jej prawie wcale. Mocny trunek Norman�w pr�dko upodabnia ich do zwierz�t i sprowadza z drogi cnoty; podczas pie�ni wznoszono okrzyki, odby�a si� te� �miertelna walka dw�ch wojownik�w po jakiej� pijackiej k��tni. Bard nie przerywa� swej pie�ni w czasie tych wszystkich wypadk�w; zaprawd�, widzia�em, jak chlustaj�ca krew obryzga�a mu twarz, a on obtar� j� tylko, nie przerywaj�c �piewu.
Wywar�o to na mnie wielkie wra�enie.
Zdarzy�o si� te�, �e �w Buliwyf, kt�ry by� pijany tak jak reszta, zarz�dzi�, i� mam za�piewa� dla nich pie��. Natarczywie si� tego domaga�. Nie chc�c go rozgniewa�, wyrecytowa�em fragment Koranu, a t�umacz powtarza� moje s�owa w ich nordyckim j�zyku. Przyj�li mnie nie lepiej ni� swego w�asnego minstrela, p�niej wi�c prosi�em Allaha o wybaczenie za takie potraktowanie Jego �wi�tych s��w, a tak�e za to t�umaczenie4, kt�re odczuwa�em jako bezmy�lne, gdy�, prawd� powiedziawszy, t�umacz by� ca�kiem pijany.
Przebywali�my po�r�d Norman�w od dw�ch dni. Tego ranka, kiedy zamierzali�my wyjecha�, powiedziano nam przez t�umacza, �e umar� w�dz Wyglif. Pragn��em by� naocznym �wiadkiem tego, co b�dzie si� dzia�o dalej.
Najpierw z�o�ono go do grobu, nad kt�rym wzniesiono dach, na okres dziesi�ciu dni5, dop�ki nie zostanie zako�czone krojenie i szycie jego ubioru. Zgromadzono tak�e wszystkie jego rzeczy i podzielono je na trzy cz�ci. Pierwsz� z nich przeznaczono dla jego rodziny; druga stanowi�a zap�at� za str�j, jaki sporz�dzano; za trzeci� za� cz�� kupiono mocny trunek na dzie�, w kt�rym jaka� dziewczyna zgodzi si� na �mier� i zostanie spalona wraz ze swoim panem.
U�ywaniu wina oddaj� si� oni bez opami�tania, pij�c je dzie� i noc, jak ju� powiedzia�em. Nierzadko jeden z nich umiera z kielichem w d�oni.
Rodzina Wyglifa zapyta�a wszystkie jego dziewczyny i giermk�w:
- Kto z was umrze wraz z nim?
Na to jedna dziewczyna odpowiedzia�a:
- Ja.
Od chwili, w kt�rej wym�wi�a to s�owo, nie by�a ju� wolna; gdyby pragn�a si� wycofa�, nie pozwolono by jej na to.
Dziewczyna, kt�ra to rzek�a, zosta�a nast�pnie powierzona dw�m innym dziewczynom, kt�re mia�y jej strzec, towarzyszy� jej wsz�dzie, dok�d si� udawa�a, a nawet, od czasu do czasu, my� jej stopy. Ludno�� zajmowa�a si� zmar�ym - krojono dla niego ubranie i przygotowywano wszystko, co by�o jeszcze potrzebne. Przez ca�y ten okres owa dziewczyna oddawa�a si� piciu i �piewom, by�a pogodna i weso�a.
W tym czasie Buliwyf, szlachcic, kt�ry mia� by� kolejnym kr�lem czy wodzem, znalaz� rywala imieniem Thorkel. Nie zna�em go, ale by� to brzydki i plugawy, ciemny m�czyzna, r�ni�cy si� od tej rumianej, jasnej rasy. Spiskowa�, aby samemu zosta� wodzem. O tym wszystkim dowiedzia�em si� od t�umacza, poniewa� podczas przygotowa� pogrzebowych nie by�o �adnych zewn�trznych oznak tego, �e dzia�o si� co� niezgodnego z obyczajem.
Buliwyf nie kierowa� sam przygotowaniami, nie nale�a� on bowiem do rodziny Wyglifa, a regu�� jest, �e to rodzina urz�dza pogrzeb. Buliwyf bra� udzia� w powszechnym o�ywieniu i w uroczysto�ciach, nie przejawiaj�c �adnych cech kr�lewskiego zachowania, wyj�wszy czas nocnych biesiad, kiedy zasiada� na najwy�szym miejscu, kt�re by�o przeznaczone dla kr�la.
Zasiada� za� w spos�b nast�puj�cy: kiedy Norman jest prawomocnym kr�lem, siada u szczytu sto�u na ogromnym kamiennym krze�le o kamiennych oparciach. Taki by� tron Wyglifa, lecz Buliwyf nie siada� na nim tak, jak siedzia�by normalny cz�owiek. Zamiast tego sadowi� si� na jednej por�czy; w pozycji tej traci� r�wnowag� i spada�, kiedy wypi� za du�o lub �mia� si� bez umiaru. Zgodnie z obyczajem nie m�g� on siedzie� na tym krze�le, dop�ki Wyglif nie zostanie pochowany.
Przez ca�y ten czas Thorkel spiskowa� i naradza� si� z innymi hrabiami. Dowiedzia�em si�, �e by�em podejrzany jako jaki� czarownik czy mag, co bardzo mnie strapi�o. T�umacz, kt�ry nie wierzy� w te opowie�ci, powiedzia� mi, �e Thorkel rozpowiada, i� to ja sprawi�em, �e Wyglif umar�, i przyczyni�em si� do tego, �e Buliwyf ma by� jego nast�pc�; ali�ci, zaiste, nie mia�em z tym nic wsp�lnego.
Po kilku dniach usi�owa�em wyjecha� ze swoj� grup� z�o�on� z ibn-Bastu, Takina i Barsa, jednak�e Normanowie nie pozwolili nam na to, m�wi�c, �e mamy zosta� na pogrzebie, i gro��c nam swymi sztyletami, kt�re zawsze nosili przy sobie. Tak wi�c pozostali�my.
Tego dnia, kiedy Wyglif i dziewczyna mieli by� oddani p�omieniom, wyci�gni�to jego statek na brzeg rzeki. Ustawiono wok� niego cztery naro�ne kloce z brzozy i innego drewna, a tak�e du�e drewniane figury przypominaj�ce ludzkie istoty.
Tymczasem ludzie zacz�li chodzi� tu i tam, wymawiaj�c s�owa, kt�rych nie rozumia�em. J�zyk Norman�w jest nieprzyjemny dla ucha i trudny do zrozumienia.
Tymczasem zmar�y w�dz le�a� w pewnej odleg�o�ci w swoim grobie, z kt�rego nie przeniesiono go jeszcze. Nast�pnie przynie�li �o�e, umie�cili je na statku i przykryli greck� narzut� ze z�otog�owia oraz poduszkami z tego samego materia�