3224
Szczegóły |
Tytuł |
3224 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3224 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3224 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3224 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ARTHUR C. CLARKE
SPOTKANIE
Z
RAM�
1. Stra� kosmiczna
Wcze�niej czy p�niej to musia�o si� sta�. 30 czerwca 1908 roku zag�ada omin�a Moskw� tylko o trzy godziny i cztery tysi�ce kilometr�w - odchylenie znikome wed�ug kryteri�w wszech�wiata. I zn�w dnia 12 lutego 1947 roku inne miasto rosyjskie by�o jeszcze bli�sze katastrofy, gdy spad� drugi meteoryt dwudziestego wieku w odleg�o�ci nieca�ych czterystu kilometr�w od W�adywostoku, przy czym tej detonacji nie da�oby si� por�wna� z wybuchem �wie�o wynalezionej bomby atomowej.
W tamtych czasach cz�owiek nic nie potrafi� zrobi�, �eby uchroni� si� przed takimi przypadkowymi pociskami zab��kanymi w bombardowaniu kosmicznym, kt�re niegdy� poznaczy�o lejami powierzchni� Ksi�yca. Meteoryty w roku 1908 i 1947 spad�y na bezludzia; ale w nast�pnym wieku nie by�o na Ziemi ju� ani jednego rejonu, mog�cego s�u�y� artylerii kosmicznej jako cel do nieszkodliwych �wicze�. Ludzko�� rozprzestrzeni�a si� od bieguna do bieguna. Tote� nieuniknienie...
O godzinie 9.46 �redniego czasu zachodnioeuropejskiego rano w dniu 11 wrze�nia, pod koniec wyj�tkowo pi�knego lata roku 2077, wi�kszo�� mieszka�c�w Europy zobaczy�a o�lepiaj�c� kul� ognia, kt�ra ukaza�a si� na niebie od wschodu. W ci�gu paru sekund ja�niejsza ni� S�o�ce sun�a po niebie - zrazu cicho - pozostawiaj�c za sob� rozwirowany s�up dymu i py�u.
Gdzie� nad Austri� zacz�a si� rozpada�. Od grzmot�w tych detonacji ponad milion os�b og�uch�o ca�kowicie. To byli ci szcz�liwcy.
Tysi�c ton kamienia i metalu, sun�c z szybko�ci� pi��dziesi�ciu kilometr�w na sekund�, gruchn�o na r�wniny p�nocnych W�och i w jednej p�omiennej chwili praca stuleci obr�ci�a si� wniwecz. Padwa i Werona zosta�y zmiecione z powierzchni Ziemi, resztki chwa�y Wenecji zgin�y w morzu, gdy wody Adriatyku z hukiem zala�y l�d po tym uderzeniu z kosmosu.
�mier� ponios�o sze��set tysi�cy ludzi, og�lne szkody oceniono na sum� ponad tryliona dolar�w. Ale na polu sztuki. historii i nauki ca�a ludzko�� - po wieki wiek�w ponios�a straty nieobliczalne i niepowetowane, jak gdyby w ci�gu jednego poranka stoczono i przegrano jak�� wielk� wojn�, i ma�o kto m�g� czerpa� przyjemno�� z faktu, �e jeszcze przez d�ugie miesi�ce, podczas gdy py� zag�ady powoli opada�, ca�y �wiat ogl�da� �wity i zachody s�o�ca najwspanialsze od czas�w wybuchu Krakatau.
Po pierwszym wstrz�sie ludzko�� - jak nigdy dot�d, w �adnym stuleciu - zjednoczy�a si�, zdeterminowana. Zdawa�a sobie spraw�, �e taka katastrofa mo�e nie po
wt�rzy� si� przez tysi�c lat, ale te� mo�e powt�rzy� si� ju� jutro. A nast�pnym razem poci�gnie to skutki jeszcze straszliwsze.
Dobrze: nie b�dzie nast�pnego razu.
Sto lat przedtem �wiat, znacznie ubo�szy, dysponuj�cy mniejszymi zasobami, marnowa� swoje bogactwa, usi�uj�c niszczy� bro�, wypuszczon� samob�jczo przez ludzko�� przeciwko ludzko�ci. Tych wysi�k�w nigdy nie uwie�czy� sukces, ale nabyte w�wczas do�wiadczenie nie posz�o w niepami��. Teraz mo�na by�o je wykorzysta� w szlachetniejszym celu i wobec niesko�czenie wi�kszej widowni. �aden meteoryt dostatecznie du�y, �eby spowodowa� nieszcz�cie, nie mia� przedrze� si� przez zapor� obronn� Ziemi.
Tak powsta� projekt Stra�y Kosmicznej. Pi��dziesi�t lat p�niej, w okoliczno�ciach, jakich �aden z projektant�w nie m�g� przewidzie�, uzasadni� swoje istnienie.
2. Intruz
W roku 2130, dzi�ki urz�dzeniom radarowym zainstalowanym na Marsie, wykrywano nowe asteroidy mniej wi�cej po dwana�cie dziennie. Komputery Stra�y Kosmicznej automatycznie oblicza�y ich orbity i w swoich przepastnych pami�ciach magazynowa�y informacje, tak �eby co kilka miesi�cy ka�dy zainteresowany astronom m�g� mie� wgl�d w nagromadzone dane. Dane te by�y ju� imponuj�ce.
Przez sto dwadzie�cia par� lat, od czasu gdy akurat pierwszego dnia dziewi�tnastego wieku odkryto Ceres, najwi�kszy z tych male�kich �wiat�w, wykrywano pierwszy tysi�c asteroid. Setki ich znajdowano i gubiono, i znajdowano znowu - takie roje, �e pewien rozj�trzony astronom nazwa� je "robactwem wszech�wiata". Bardzo by si� przerazi�, gdyby wiedzia�, �e liczba asteroid, �ledzonych teraz przez Stra� Kosmiczn�, wynosi pe�ne p� miliona.
Tylko pi�� olbrzym�w - Ceres, Pallas, Junona, Eunomia i Westa - mia�o ponad dwie�cie kilometr�w �rednicy; przewa�nie asteroidy by�y po prostu monstrualnymi g�azami o rozmiarach niedu�ego parku. Prawie wszystkie kr��y�y po orbitach poza Marsem; zaledwie kilka - te, kt�re posun�y si� w kierunku S�o�ca na tyle, by stanowi� ewentualne niebezpiecze�stwo dla Ziemi - interesowa�o Stra� Kosmiczn�. I ani jedna z ca�ego tysi�ca na przestrzeni dalszej historii Uk�adu S�onecznego nie mia�a zbli�y� si� do Ziemi na odleg�o�� mniejsz� ni� milion kilometr�w.
Obiekt figuruj�cy z pocz�tku w katalogu jako 31/439 (co oznacza�o rok �amany przez kolejny numer odkrycia) wypatrzono, gdy jeszcze znajdowa� si� poza orbit� Jowisza. Nie by�o nic niezwyk�ego w jego po�o�eniu: wiele asteroid przesuwa�o si� poza Saturna, zanim skr�ci�o w stron� swego dalekiego s�o�ca. A Thule II, maj�c najdalszy zasi�g, kr�ci�a si� tak blisko Urana, �e r�wnie dobrze mog�aby by� zab��kanym ksi�ycem tej planety.
Ale pierwszy kontakt radarowy na tak� odleg�o�� by� bez precedensu; najwidoczniej 31/439 musia�a mie� niezwyk�e rozmiary. Z si�y echa komputery wydedukowa�y, �e jej �rednica mierzy co najmniej czterdzie�ci kilometr�w. Takiego olbrzyma wykryto po raz pierwszy od stu lat. To, �e przeoczano go tak d�ugo, wydawa�o si� wprost niewiarygodne.
Obliczono orbit� i rozwi�zano t� zagadk�, po czym wy�oni�a si� zagadka jeszcze wi�ksza. 31/439 nie sun�a normalnym szlakiem asteroid po elipsie, odtwarzanej z dok�adno�ci� mechanizmu zegarowego co kilka lat. Ten samotny w�drowiec w�r�d gwiazd sk�ada� w Uk�adzie S�onecznym swoj� wizyt� pierwsz� i ostatni�; sun�� tak szybko, �e pole grawitacyjne S�o�ca nigdy nie mog�oby go zatrzyma�. P�dzi� w g��b Uk�adu S�onecznego poprzez orbity Jowisza, Marsa, Ziemi, Wenus i Merkurego, przy ka�dym z nich zwi�kszaj�c pr�dko��, a� mia� zatoczy� kr�g wok� S�o�ca i skierowa� si� znowu w nieznane.
W tej w�a�nie chwili komputery zacz�y b�yskami nadawa� sw�j sygna�: "Hej, wy tam! Mamy co� ciekawego!" i dlatego 31/439 zainteresowa�a istoty ludzkie. W Kwaterze G��wnej Stra�y Kosmicznej zrobi� si� ha�as i temu mi�dzygwiezdnemu w��cz�dze raz dwa nadano godno��, okre�laj�c go nazw�, a nie, jak dot�d, tylko numerem. Dawno ju� astronomowie wykorzystali wszystkie nazwy z mitologii greckiej i rzymskiej; teraz czerpali z panteonu hinduskiego. Tak wi�c asteroida numer 31/439 zosta�a nazwana Ram�.
Przez kilka dni wszystkie �rodki przekazu wywo�a�y doniesieniami o tym go�ciu wielk� sensacj�, ale spraw� bardzo utrudnia�a znikomo�� danych. Wiedziano tylko, �e Rama porusza si� po niezwyk�ej orbicie, oraz z grubsza znano jej rozmiary. I to by�y tylko domys�y, wysnute na podstawie echa radarowego. Rama ogl�dana przez teleskop nadal wydawa�a si� s�ab� gwiazdk� pi�tnastej wielko�ci - znacznie za ma��, �eby ukazywa� si� jako wyra�ny kr��ek. Ale zmierzaj�c w kierunku serca Uk�adu S�onecznego, mia�a nabiera� mocy, coraz wi�ksza i ja�niejsza z miesi�ca na miesi�c, zanim zniknie na zawsze. Orbituj�ce obserwatoria mia�y przekazywa� bardziej dok�adne informacje o jej kszta�cie i rozmiarach. Czasu by�o mn�stwo i w ci�gu nast�pnych kilku lat mog�o si� zdarzy�, �e jaki� statek kosmiczny na zwyk�ej swojej trasie b�dzie przelatywa� do�� blisko Ramy, �eby zrobi� dobre fotografie. Bezpo�rednie zbli�enie wydawa�o si� nieprawdopodobne: zbyt du�o kosztowa�oby paliwo, potrzebne na zr�wnanie si� z obiektem przecinaj�cym orbity planet z pr�dko�ci� ponad stu tysi�cy kilometr�w na godzin�.
�wiat wkr�tce zapomnia� o Ramie, ale astronomowie nie zapomnieli. Z biegiem miesi�cy ich podniecenie wzrasta�o; nowa asteroida stawa�a si� coraz wi�ksz� zagadk�.
Przede wszystkim zastanawiano si� nad jasno�ci� Ramy. Zmian nat�enia �wiat�a nie by�o.
�wiat�o wszystkich bez wyj�tku znanych asteroid ulega�o powolnym zmianom - przybywa�o go i ubywa�o w przeci�gu kilku godzin. Przed dwustu laty z g�r� uznano, �e to jest nieunikniony skutek ruchu wirowego i nier�wno�ci kszta�t�w. Asteroida sun�c po swej orbicie wci�� si� obraca i wci�� inn� powierzchni� zwr�cona jest do S�o�ca, kt�rego jasno�� tym samym odbija wci�� inaczej.
Ot� Rama nie wykazywa�a takich waha�. Albo nie kr�ci�a si� wcale, albo by�a symetryczna. Oba te t�umaczenia jednak wydawa�y si� r�wnie ma�o prawdopodobne.
Sprawa pozostawa�a w zawieszeniu przez kilka miesi�cy, poniewa� nie mo�na by�o �adnego z du�ych orbituj�cych teleskop�w odrywa� od sta�ej obserwacji dalekich przestworzy wszech�wiata. Astronomia kosmiczna to bardzo drogie hobby: czas korzystania z cennego instrumentu kosztuje, lekko licz�c, tysi�c dolar�w za minut�. Doktor William Stenton nigdy by nie m�g� dysponowa� dwustumetrowym zwierciad�em dalekiego zasi�gu przez pe�ne pi�tna�cie minut, gdyby nie to, �e przeprowadzanie jakiego� wa�niejszego programu uleg�o chwilowej zw�oce, bo zawi�d� kt�ry� z kondensator�w po pi��dziesi�t cent�w sztuka. Pech jednego astronoma okaza� si� szcz�liwym trafem dla innego.
Bill Stenton nie wiedzia�, co zaobserwowa�, dop�ki nie docisn�� si� nazajutrz do komputera. Nawet wtedy, gdy rezultaty w ko�cu b�ysn�y na ekranie, dopiero po d�ugiej chwili zrozumia� ich znaczenie.
Blask S�o�ca, kt�ry odbija�a Rama, nie mia� sta�ego nat�enia. By�o pewne ma�e, regularne wahanie trudne do wykrycia, ale stwierdzone nieomylnie. Jak wszystkie inne asteroidy Rama rzeczywi�cie si� obraca�a. Jednak�e podczas gdy normalny "dzie�" asteroidy trwa� kilka godzin, "dzie�" Ramy ogranicza� si� do czterech zaledwie minut.
Doktor Stenton szybko zrobi� obliczenia i wprost nie m�g� uwierzy� w ich wynik. Ten male�ki �wiatek kr�ci� si� z pr�dko�ci� obwodow� wynosz�c� na r�wniku ponad tysi�c kilometr�w na godzin�, tak �e by�oby raczej nieroztropnie pr�bowa� l�dowania gdziekolwiek poza biegunami. Si�a od�rodkowa r�wnika Ramy na pewno odrzuci�aby ka�dy nie przytwierdzony obiekt z przyspieszeniem prawie r�wnym ziemskiemu. Rama by�a kr�c�cym si� g�azem, do kt�rego nigdy nie przywar�o ani troch� kosmicznego mchu; to zdumiewaj�ce, �e takie cia�o nie rozpad�o si� i nie kr��y�o ju� od dawna w milionach kawa�k�w.
Obiekt o �rednicy czterdziestu kilometr�w, z okresem obrotu wynosz�cym tylko cztery minuty - gdzie� co� takiego umie�ci� w astronomicznym uk�adzie rzeczy? Doktor Stenton by� cz�owiekiem obdarzonym do�� bujn� wyobra�ni� i chyba nazbyt sk�onnym do wyci�gania pochopnych wniosk�w. Teraz pochopnie wyci�gn�� wniosek, kt�ry na kilka minut przyprawi� go doprawdy o dr�enie.
Jedynym takim okazem kosmicznego zoo mo�e by� gwiazda po grawitacyjnym kolapsie. Kto wie, czy Rama nie jest martwym s�o�cem? Oto kr�ci si� szale�czo kula neutron�w, przy czym ka�dy jej centymetr sze�cienny wa�y miliardy ton...
W tym momencie raptem przypomnia�o si� przera�onemu doktorowi Stentorowi pozaczasowe klasyczne dzie�o H.G. Wellsa "Gwiazda". Doktor Stentor przeczyta� t� ksi��k� w dzieci�stwie i przyczyni�a si� ona do rozbudzenia w nim zainteresowa� astronomicznych. W ci�gu ponad dwustu lat nie utraci�a nic ze swojej aktualno�ci i grozy. Na zawsze pozosta�y mu w pami�ci obrazy huragan�w i fal przyp�ywu, i miast osuwaj�cych si� w morze, gdy go�� z kosmosu waln�� w Jowisza, a potem opadaj�c w kierunku S�o�ca mija� Ziemi�. To fakt, gwiazda, kt�r� opisa� stary Wells, nie by�a zimna; by�a roz�arzona i na jej moc niszczycielsk� sk�ada� si� w wielkiej mierze ten �ar. Ale czy to ma znaczenie? Rama, chocia� jest cia�em zimnym i tylko odbija �wiat�o S�o�ca, mo�e zniszczy� sam� si�� ci��enia tak ca�kowicie jak ogniem.
Ka�da masa gwiezdna wdzieraj�c si� w Uk�ad S�oneczny zupe�nie by odkszta�ci�a orbity jego planet. Wystarczy, �eby Ziemia przesun�a si� o par� milion�w kilometr�w bli�ej S�o�ca - albo gwiazd - i od razu przestanie istnie� owa delikatna r�wnowaga klimat�w. Arktyczna pokrywa lodowa stopnieje i woda zaleje wszystkie niziny, albo te� morza zamarzn� i ca�y �wiat skuje na wieki zima. Wystarczy jedno szturchni�cie w t� czy w tamt� stron�...
Wkr�tce jednak doktor Stenton uspokoi� si� i odetchn�� z ulg�. Taka bzdura - rzeczywi�cie powinien si� wstydzi�. Niemo�liwe przecie�, �eby Rama by�a zrobiona ze zg�szczonej materii. �adna masa wielko�ci gwiazdy nie mog�aby przenikn�� tak g��boko w Uk�ad S�oneczny, nie wywo�uj�c zak��ce�, kt�re objawi�yby si� ju� dawno. Na tej w�a�nie zasadzie odkryto Neptuna, Plutom i Persefon�. Nie, to zupe�nie niemo�liwe, �eby obiekt o takiej masie jak martwe s�o�ce wkrad� si� nie zaobserwowany.
Poniek�d szkoda. Spotkanie z "czarn�" gwiazd� by�oby bardzo ciekawe i podniecaj�ce.
Dop�ki by si� nie sko�czy�o...
3. Rama i Sita
Zebranie nadzwyczajne Rady do Spraw Kosmosu by�o kr�tkie i burzliwe. Nawet w dwudziestym drugim wieku jeszcze nie znaleziono �adnego sposobu na to, by kluczowych stanowisk w administracji nie zajmowali uczeni podstarzali i konserwatywni. Doprawdy w�tpliwe, czy ten problem kiedykolwiek zostanie rozwi�zany.
Na domiar z�ego przewodnicz�cym RSK by� emerytowany profesor honoris causa Olaf Davidson, wybitny astrofizyk. Profesor Davidson niezbyt interesowa� si� obiektami mniejszymi ni� galaktyki i nigdy nie zawraca� sobie g�owy ukrywaniem swoich upodoba�. Chocia� musia� przyzna�, �e dziewi��dziesi�t procent jego wiedzy opiera si� na obserwacjach przez instrumenty usytuowane w kosmosie, wcale nie by� z tego zadowolony. Co najmniej trzy razy w ci�gu jego znakomitej kariery naukowej satelity wystrzelone, �eby potwierdzi� kt�r�� z jego ukochanych teorii, przynosi�y wyniki wprost odwrotne, ni� oczekiwa�.
Zagadnienie przed�o�one Radzie by�o dosy� proste. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e Rama to obiekt niezwyk�y, ale czy wa�ny? Za kilka miesi�cy zniknie na zawsze, niewiele wi�c pozostaje czasu do dzia�ania. Okazja raz utracona nigdy si� nie powt�rzy.
Koszta by�y zawrotne, ale sond�, kt�r� zamierzano wypu�ci� z Marsa w przestrze� kosmiczn� za orbit� Neptuna, mo�na by�o przeprogramowa� i wys�a� z du�� pr�dko�ci� na spotkanie Ramy. Mo�liwo�� spotkania bezpo�redniego oczywi�cie wykluczano: to mia� by� najszybszy notowany w kronikach przelot dw�ch cia� mijaj�cych si� z pr�dko�ci� dwustu tysi�cy kilometr�w na godzin�. Intensywna obserwacja Ramy mia�a trwa� zaledwie kilka minut, a w zbli�eniu nie d�u�ej ni� sekund�. Ale to wystarcza�o, �eby za pomoc� odpowiednich instrument�w otrzyma� odpowiedzi na wiele pyta�.
Profesor Davidson do tego projektu z sond� wys�an� poza orbit� Neptuna odni�s� si� bardzo sceptycznie, ale ju� przedtem zosta�o to zaakceptowane, zreszt� nie widzia� celu, �eby wyk�ada� jeszcze wi�cej ci�ko zdobytych pieni�dzy na b�ah� spraw�. Bardzo p�ynnie wyg�osi� przem�wienie o szale�stwie, jakim jest polowanie na asteroidy, a tak�e nawo�ywanie, �e koniecznie trzeba zainstalowa� na Ksi�ycu nowy interferometr o wysokiej rozdzielczo�ci, �eby raz na zawsze potwierdzi� niedawno wskrzeszon� teori� powstania wszech�wiata w drodze Wielkiego Wybuchu.
To by� powa�ny b��d taktyczny, poniewa� w Radzie zasiadali trzej najbardziej �arliwi zwolennicy zmodyfikowanej teorii stanu ustalonego. W g��bi duszy zgadzali si� oni z profesorem Davidsonem: polowanie na asteroidy to wyrzucone pieni�dze, jednak�e...
O przegranej profesora Davidsona zadecydowa� jeden g�os.
W trzy miesi�ce p�niej wystrzelono z Fobosa, wewn�trznego ksi�yca Marsa, sond� kosmiczn�, kt�r� nazwano Sita. Czas lotu wynosi� siedem tygodni, a jej aparatura w��czy�a si� na pe�n� moc dopiero na pi�� minut przed przechwyceniem Ramy. Jednocze�nie wypuszczony przez ni� r�j kamer przelatuj�c ko�o Ramy mia� sfotografowa� ten obiekt ze wszystkich stron.
Pierwsze zdj�cia, zrobione z odleg�o�ci dziesi�ciu tysi�cy kilometr�w, sprawi�y, �e ludzko�� przerwa�a wszelkie swoje dzia�ania. Na miliardzie ekran�w telewizyjnych ukaza� si� male�ki nijaki walec, kt�ry powi�ksza� si� z sekundy na sekund�. Gdy podwoi� swoje rozmiary, nikt nie m�g� udawa�, �e uwa�a Ram� za obiekt naturalny.
Rama by�a walcem tak idealnie r�wnym, jakby zosta�a obrobiona na jakiej� ogromnej tokarce z k�ami oddalonymi od siebie o pi��dziesi�t kilometr�w. Oba jej ko�ce o �rednicy dwudziestu kilometr�w by�y zupe�nie p�askie, jedynie na �rodku powierzchni jednego z nich stercza�y jakie� niedu�e konstrukcje. Z odleg�o�ci uniemo�liwiaj�cej wyczucie proporcji Rama wygl�da�a prawie �miesznie jak zwyczajny domowy bojler.
Powi�ksza�a si�, a� zape�ni�a ca�y ekran. Jej matowa ciemna szaro�� przypomina�a bezbarwn� powierzchni� Ksi�yca. Nie by�o na niej �adnych oznacze�, tyle �e w po�owie walca widnia�a plama, a raczej smuga d�ugo�ci jednego kilometra, jak gdyby kiedy� przed wiekami co� uderzy�o i rozbryzn�o si� w tym miejscu.
Nic nie wskazywa�o na to, by owo uderzenie mog�o bodaj troch� uszkodzi� kr�g�� �cian� Ramy; ale w�a�nie ta
smuga powodowa�a pewn� fluktuacj� �wiat�a i tym samym umo�liwi�a Stentorowi dokonanie odkrycia.
Zdj�cia z innych kamer nie przyda�y niczego nowego. Jednak�e trajektorie, kt�rymi kamery przelecia�y poprzez znikome pole grawitacyjne Ramy, pozwoli�y uzyska� bardzo wa�n� informacj� - o masie tego walca.
Rama by�a stanowczo za lekka, �eby by� cia�em litym. Bez zdumienia przyj�to fakt, �e jest pusta w �rodku.
Oto wi�c wreszcie nadchodzi czas spotkania od dawna wzbudzaj�cego l�k, od dawna wyczekiwanego. Ludzko�� ma podejmowa� swego pierwszego go�cia z gwiazd.
4. Spotkanie
Komandor Norton zapami�ta� pierwsze transmisje telewizyjne z ostatnich minut tego spotkania, powtarzane wielokrotnie w zwolnionym tempie. Ale by�o co�, czego z pewno�ci� obraz elektroniczny nie m�g�by przekaza� niesamowito�� rozmiar�w Ramy.
Norton nigdy nie doznawa� podobnego wra�enia, gdy l�dowa� na naturalnych obiektach jak Ksi�yc czy Mars. To by�y �wiaty, wi�c ich wielko�� go nie dziwi�a. I przecie� l�dowa� tak�e na Jowiszu VIII, kt�ry by� tylko troch� wi�kszy od Ramy i wydawa� si� obiektem zupe�nie ma�ym.
�atwo jednak mo�na rozwi�za� t� paradoksaln� zagadk�. Na wra�enie odniesione teraz przez Nortona wp�yn�� fakt, �e Rama to tw�r sztuczny, milion razy ci�szy ni� wszystko, co ludzko�� kiedykolwiek wystrzeli�a w przestrze� kosmiczn�. Masa Ramy wynosi�a co najmniej dziesi�� bilion�w ton: w ka�dym kosmonaucie my�l o tym budzi�a nie tylko l�k i uznanie, ale i groz�. Nic dziwnego, �e Norton u�wiadamia� sobie w�asn� znikomo�� i patrzy� przygn�biony, jak ten walec z jakiego� nie starzej�cego si� metalu coraz bardziej zape�nia niebo.
Do��czy�o si� tu poczucie niebezpiecze�stwa, zupe�nie dla niego nowe, chocia� do�wiadczenie mia� bogate. L�duj�c, zawsze dot�d wiedzia�, czego si� spodziewa�; zawsze istnia�a mo�liwo�� katastrofy, ale nigdy nie by�o mo�liwo�ci zaskoczenia. W przypadku Ramy jedynym pewnikiem mog�o by� w�a�nie zaskoczenie.
Teraz �mia�ek kr��y� w odleg�o�ci nieca�ego tysi�ca metr�w ponad p�nocnym biegunem Ramy, nad samym �rodkiem powoli kr�c�cej si� okr�g�ej tarczy. Wybrano ten koniec walca, poniewa� by� w blasku S�o�ca; za ka�dym obrotem cienie zagadkowych niskich konstrukcji niedaleko osi miarowo omiata�y metalow� r�wnin�. P�nocna powierzchnia Ramy by�a olbrzymim zegarem s�onecznym, kt�ry odmierza� b�yskawiczne mijanie jego czterominutowego dnia.
L�dowanie wa��cego pi�� tysi�cy ton statku kosmicznego na �rodku kr�c�cej si� p�yty by�o najmniejsz� z trosk komandora Nortona. Nie r�ni�o si� to od siadania na osi du�ej stacji kosmicznej; boczne dysze ju� wprawi�y statek w synchroniczny ruch obrotowy i Norton m�g� zaufa� porucznikowi Joemu Calvertowi, �e �mia�ek przy pomocy czy te� bez pomocy komputera nawigacyjnego opadnie lekko jak p�atek �niegu.
- Jeszcze trzy minuty - powiedzia� Joe nie odrywaj�c wzroku od monitora - i b�dziemy wiedzieli, czy to rzeczywi�cie jest antymateria.
Norton u�miechn�� si�, przypomnia� sobie niekt�re z bardziej przera�aj�cych teorii o pochodzeniu Ramy. Gdyby ten nieprawdopodobny domys� okaza� si� prawd�, za par� sekund dosz�oby do najwi�kszego zderzenia od czas�w powstania Uk�adu S�onecznego. Kr�tko m�wi�c, anihilacja dziesi�ciu tysi�cy ton da�aby planetom naszego uk�adu na kr�tko drugie s�o�ce.
A przecie� zakres misji �mia�ka obejmowa� nawet takie raczej niemo�liwe ewentualno�ci. �mia�ek wystrzeli� w Ram� z jednej ze swoich dysz strumieniem cieczy z bezpiecznej odleg�o�ci tysi�ca kilometr�w. Nie sta�o si� nic w og�le, gdy rozszerzaj�ca si� chmura pary dotar�a do celu - a reakcja mi�dzy materi� i antymateri�, obejmuj�ca cho�by kilka miligram�w, przecie� by wywo�a�a straszliwy pokaz fajerwerk�w.
Norton, podobnie jak wszyscy dow�dcy statk�w kosmicznych, by� ostro�ny. D�ugo i uwa�nie przygl�da� si� p�nocnej powierzchni Ramy, �eby wybra� punkt l�dowania. Po g��bokim namy�le zadecydowa�, �e najlepiej b�dzie omin�� to oczywiste miejsce - sam �rodek osi. By�a to wyra�nie zaznaczona na biegunie okr�g�a p�yta o stumetrowej �rednicy; podejrzewa�, �e stanowi ona zewn�trzne zamkni�cie jakiej� ogromnej �luzy. Istoty, kt�re zbudowa�y ten wydr��ony �wiat, musia�y mie� jaki� spos�b wprowadzenia tam swoich statk�w kosmicznych. By�o to logiczne miejsce na g��wne wej�cie, wi�c uzna�, �e by�oby nieroztropnie blokowa� drzwi frontowe swoim statkiem.
Ale jego decyzja zrodzi�a inne problemy. Gdyby �mia�ek wyl�dowa� w odleg�o�ci bodaj kilku metr�w od osi, gwa�towny ruch obrotowy Ramy zacz��by odsuwa� statek . od bieguna. Pocz�tkowo si�a od�rodkowa by�aby bardzo s�aba. ale sta�a i nieub�agana. Nortona nie zachwyca�a perspektywa, �e jego statek mo�e zacz�� �lizga� si� po tej biegunowej p�aszczy�nie, z minuty na minut� nabieraj�c szybko�ci, a� wreszcie po dotarciu do kraw�dzi zostanie ci�ni�ty w przestrze� z pr�dko�ci� tysi�ca kilometr�w na godzin�.
Mo�e nie dopu�ci�oby do tego znikome pole grawitacyjne Ramy - oko�o jednej tysi�cznej pola grawitacyjnego Ziemi. Przyci�ganie zatrzyma�oby �mia�ka na tej p�aszczy�nie si�� kilku ton i je�li powierzchnia tam jest dostatecznie szorstka, statek m�g�by dokowa� w pobli�u bieguna. Ale komandor Norton nie mia� zamiaru konfrontowa� nie znanej si�y tarcia z ca�kowicie pewn� si�� od�rodkow�.
Na szcz�cie sami projektanci Ramy dostarczyli rozwi�zania. W r�wnej odleg�o�ci od osi bieguna by�y trzy niskie przypominaj�ce bunkry kapsu�y o dziesi�ciometrowej �rednicy. Je�eli �mia�ek wyl�duje pomi�dzy dwiema z nich, si�a od�rodkowa doci�nie go do nich i zatrzyma w miejscu, podobnie jak statek w porcie przyciskaj� do mola nap�ywaj�ce fale.
- L�dowanie za pi�tna�cie sekund - powiedzia� Joe. I czeka� w napi�ciu nad podw�jnym zespo�em przyrz�d�w do sterowania, maj�c nadziej�, �e przecie� nie b�dzie musia� ich dotyka�. Komandor Norton nagle do g��bi sobie u�wiadomi�, co oznacza ta w�a�nie chwila. Jest to chyba najbardziej donios�e l�dowanie, odk�d cz�owiek sto pi��dziesi�t lat temu po raz pierwszy stan�� na Ksi�ycu.
Szare bunkry przesun�y si� powoli w g�r� za �ukiem obserwacyjnym. Po raz ostatni sykn�a dysza i poczuli ledwo wyczuwalny wstrz�s.
W ci�gu ubieg�ych tygodni komandor Norton cz�sto zastanawia� si�, co powie w tym momencie. Ale teraz s�owa same wyrwa�y mu si� z ust. Historia przem�wi�a za niego. Prawie bezwiednie, nie s�ysz�c w tym echa przesz�o�ci, powiedzia�:
- Tu baza na Ramie. �mia�ek wyl�dowa�.
Jeszcze miesi�c przedtem wcale by nie wierzy�, �e to jest mo�liwe. Gdy odebra� ten rozkaz, �mia�ek odbywa� zwyk�y sw�j lot celem umieszczania i sprawdzania boi sygnalizacyjnych ostrzegaj�cych przed asteroidami. By� w Uk�adzie S�onecznym jedynym statkiem kosmicznym, kt�ry m�g� spotka� si� z Ram�, zanim ten przybysz okr��y S�o�ce i pomknie z powrotem ku gwiazdom. A i tak okaza�o si� konieczne ograbienie z paliwa trzech innych statk�w S�u�by Badawczej, kt�re teraz unosi�y si� bezradnie i czeka�y na tankowce. Norton l�ka� si�, �e niepr�dko kapitanowie Kalipso, Ogara i Zucha odezw� si� do niego znowu.
Nawet z tym dodatkowym zapasem -paliwa po�cig by� d�ugi i trudny: Dopiero za orbit� Wenus �mia�ek dogoni� Ram�. �aden inny statek nie zdo�a�by tego dokona�. Norton zdawa� sobie spraw�, �e to niezwyk�y przywilej i �e ani jednej chwili w nast�pnych tygodniach nie wolno zmarnowa�. Niezliczeni naukowcy na Ziemi ch�tnie by zaprzedali dusze, �eby mie� tak� okazj�; teraz mogli tylko patrze� na ekrany telewizor�w, przygryza� usta i my�le�, o ile lepiej sami by si� spisywali. Mieli prawdopodobnie racj�, ale alternatywy nie by�o. Nieub�agane prawa mechaniki nieba sprawi�y, �e �mia�ek sta� si� tym pierwszym i jedynym ze wszystkich statk�w kosmicznych ludzko�ci, kt�ry m�g� kiedykolwiek nawi�za� ��czno�� z Ram�.
Wskaz�wki, jakie Norton nieustannie otrzymywa� z Ziemi, nie zmniejsza�y brzemienia jego odpowiedzialno�ci. Gdyby nale�a�o podejmowa� b�yskawiczne decyzje, nikt by mu nie pom�g�, bo op�nienie odbioru radiowego z O�rodka Kontroli wynosi�o ju� dziesi�� minut, a wci�� si� zwi�ksza�o. Norton cz�sto zazdro�ci� wielkim nawigatorom z dawnych czas�w, kt�rzy w�wczas, gdy nie by�o jeszcze ��czno�ci elektronicznej, mogli po swojemu t�umaczy� zapiecz�towane rozkazy, wolni od ci�g�ej kontroli ze strony Kwatery G��wnej. I nikt nigdy nie mia� si� dowiedzie�, dlaczego pope�nili jakie� b��dy.
A przecie� jednocze�nie by� rad, �e pewne decyzje mo�na pozostawia� Ziemi. Teraz, gdy orbita �mia�ka zosta�a zgrana z orbit� Ramy, posuwali si� w stron� S�o�ca jak jedno cia�o: za czterdzie�ci dni mieli dotrze� do peryhelium i min�� S�o�ce w odleg�o�ci dwudziestu milion�w kilometr�w. Odleg�o�� niepokoj�co ma�a: na d�ugo przedtem �mia�ek b�dzie musia� zu�y� resztki paliwa, aby przej�� na bezpieczniejsz� orbit�. Badania chyba mog� potrwa� ze trzy tygodnie, zanim na zawsze rozstan� si� z Ram�.
Potem stanie si� to ju� problem Ziemi. �mia�ek w�a�ciwie bezradny pop�dzi orbit�, dzi�ki kt�rej m�g�by zosta� pierwszym statkiem kosmicznym, kt�ry dotrze do gwiazd - za jakie� pi��set stuleci. Ale O�rodek Kontroli Misji zapewni�, �e nie ma czym si� martwi�. W taki czy inny spos�b, bez wzgl�du na koszt, �mia�ek otrzyma zaopatrzenie w paliwo nawet gdyby trzeba by�o wys�ane mu na pomoc tankowce porzuci� w Kosmosie po przekazaniu z nich ostatniego grama paliwa. Rama jest zdobycz� wart� ka�dego ryzyka, z wyj�tkiem misji samob�jczej.
Ale oczywi�cie mog�o doj�� do najgorszego. Komandor Norton nie �udzi� si�. Po raz pierwszy od stu lat w poczynania ludzkie wkrad� si� zn�w pierwiastek ca�kowitej niepewno�ci. A w�a�nie niepewno�� by�a czym�, czego ani naukowcy, ani m�owie stanu nie mogli tolerowa�. Gdyby cen� mia� by� �mia�ek i jego za�oga, bez wahania spisano by ich na straty.
5. Pierwsze kroki
Rama wydawa�a si� cicha jak grobowiec - kt�rym mo�e by�a. �adnych sygna��w radiowych na �adnej cz�stotliwo�ci fali, �adnych wstrz�s�w, mo�liwych do uchwycenia dla sejsmograf�w, poza mikrowstrz�sami niew�tpliwie spowodowanymi przez coraz wi�kszy �ar S�o�ca, �adnych pr�d�w elektrycznych, �adnej radioaktywno�ci. To by�a cisza niemal z�owieszcza, przecie� nawet asteroida da�aby si� jako� s�ysze�.
Czego my si� spodziewamy? - zadawa� sobie Norton pytanie. Komitetu powitalnego? Nie wiedzia�, czy ma by� rozczarowany, czy odczuwa� ulg�. Tak czy inaczej przypuszcza�, �e inicjatywa nale�y do niego.
Wyda� rozkaz: czeka� przez dwadzie�cia cztery godziny, a potem wyj�� na rozpoznanie. Nikt nie spa� w ci�gu tej pierwszej doby; nawet ci z za�ogi, kt�rzy nie pe�nili s�u�by, zajmowali si� sprawdzaniem instrument�w badawczych albo po prostu wygl�dali przez otwory obserwacyjne na dziwny, geometryczny krajobraz przed nimi. - Czy to �wiat �ywy? - pytali raz po raz. - Czy martwy? Czy mo�e tylko u�piony?
Na to pierwsze rozpoznanie Norton wzi�� tylko jednego towarzysza - komandora porucznika Karla Mercera, odwa�nego i pomys�owego oficera do spraw bezpiecze�stwa. Nie zamierza� wychodzi� poza zasi�g widoczno�ci ze statku, zreszt� w razie jakichkolwiek k�opot�w wi�ksza grupa na pewno nie by�aby bezpieczna. Na wszelki wypadek wyda� jednak rozkaz, �eby dwaj wybrani spo�r�d za�ogi stali w pogotowiu w �luzie.
Kilka gram�w ci�aru, kt�re wywo�ywa�o przyci�ganie Ramy w po��czeniu z si�� od�rodkow�, ani nie pomaga�o, ani nie przeszkadza�o. Norton i Mercer byli zdani ca�kowicie na swoje silniki odrzutowe. Kiedy tylko b�dzie to mo�liwe - m�wi� sobie Norton - trzeba rozci�gn�� poziome drabinki z lin pomi�dzy statkiem a kapsu�ami Ramy, �eby mo�na by�o porusza� si� nie marnuj�c paliwa.
Najbli�szy bunkier wznosi� si� w odleg�o�ci zaledwie dziesi�ciu metr�w od �luzy i Norton przede wszystkim sprawdzi�, czy ta blisko�� nie spowodowa�a uszkodzenia statku. �mia�ek opiera� si� kad�ubem o kolist� �cian�, ale ten nap�r kilku ton rozk�ada� si� r�wno. Uspokojony zacz�� kr��y� wok� bunkra, usi�uj�c zrozumie�, do czego on s�u�y.
Przeby� zaledwie kilka metr�w, gdy natrafi� na wyrw� w tej g�adkiej, chyba metalowej �cianie. Zrazu my�la�, �e to jest jaka� szczeg�lna ozdoba, bo wydawa�a si� zgo�a niefunkcjonalna. W owym metalu by�o sze�� g��bokich bruzd czy te� szczelin tworz�cych jak gdyby promienie, a w nich sze�� skrzy�owanych pr�t�w jak szprychy ko�a bez obwodu, z ma�� piast� po�rodku. Ale w jaki spos�b obraca� ko�o tak mocno osadzone w �cianie?
Po chwili zauwa�y� ze wzrastaj�cym podnieceniem, �e na ko�cach szprych s� wn�ki o regularnym kszta�cie, jak gdyby dopasowane do chwytaj�cych za te szprychy r�k (czy te� szpon�w? czu�k�w? macek?). Stoj�c tak, jak on stoi wypr�ony pod t� �cian�, i poci�gaj�c za szprych�, mo�na by...
G�adko, wprost jedwabi�cie ko�o odsun�o si� od �ciany. Ku swemu wielkiemu zdumieniu, bo w�a�ciwie by� pewny, �e wszelkie cz�ci ruchome przed laty zosta�y poddane spawaniu w pr�ni - Norton stwierdzi�, �e trzyma za te szprychy. R�wnie dobrze m�g�by jako kapitan starego �aglowca sta� u steru swojego okr�tu:
To dobrze, �e os�ona przeciws�oneczna he�mu nie pozwala�a Mercerowi zobaczy� wyrazu jego twarzy.
By� przera�ony, ale te� i z�y na siebie: mo�e ju� pope�ni� pierwszy b��d? Mo�e alarm rozbrzmiewa teraz w Ramie, mo�e te jego bezmy�lne poczynania uruchomi�y jaki� nieub�agany mechanizm?
Ze �mia�ka jednak nie by�o meldunk�w o �adnej zmianie. Czujniki nadal przekazywa�y tylko s�abe termiczne trzaski samego statku.
- No, kapitanie... obr�cisz to?
Norton zn�w pomy�la� o otrzymanych instrukcjach. "Post�powa� wed�ug w�asnego uznania, ale ostro�nie". Gdyby uzgadnia� ka�de posuni�cie z Kontrol� Misji, nigdy nie doszed�by do niczego.
- Jak uwa�asz, Karl? - zapyta�.
- To jest najwidoczniej r�czne sterowanie jakiej� �luzy... Prawdopodobnie system awaryjny na wypadek, gdyby zawiod�o zasilanie. Nie wyobra�am sobie �adnej technologii, cho�by najbardziej zaawansowanej, kt�ra by nie podejmowa�a takich �rodk�w ostro�no�ci.
I m�g�by to by� w�az asekuracyjny - pomy�la� Norton dzia�aj�cy tylko w warunkach ca�kowitego bezpiecze�stwa...
Chwyci� mocno dwie przeciwleg�e szprychy, zapar� si� nogami i spr�bowa� obr�ci� ko�o. Ani drgn�o.
- Pom� - poprosi� Mercera.
Mercer chwyci� za inn� szprych�. Pomimo wysi�k�w ich obu ko�o nadal si� nie poruszy�o.
Ale oczywi�cie nie by�o �adnych podstaw do przypuszczenia, �e wskaz�wki zegar�w i gwinty Ramy obracaj� si� w tym samym kierunku co na Ziemi...
- Spr�bujmy w drug� stron� - zaproponowa� Mercer. Tym razem nie natrafili na �aden op�r. Ko�o obr�ci�o si� prawie bez ich wysi�ku o trzysta sze��dziesi�t stopni bez ma�a.
W odleg�o�ci p� metra zaokr�glona �ciana bunkra zacz�a si� stopniowo rozwiera� jak skorupa mi�czaka. Troch� cz�steczek py�u ulecia�o z uchodz�cym powietrzem, tryskaj�c na zewn�trz jak brylanty rozmigotane cudownie, gdy pad� na nie ostry blask s�o�ca.
Droga do Ramy sta�a otworem.
6. Komitet
To by� powa�ny b��d - my�la� nieraz doktor Bose umieszczenie Kwatery G��wnej Planet Zjednoczonych na Ksi�ycu. Nieuniknienie Ziemia przejawia sk�onno�� do dominowania nad wszelkimi poczynaniami, tak jak dominuje nad krajobrazem poza swoim niebosk�onem. Je�eli ju� trzeba budowa� tam, to mo�e lepiej by�oby przej�� na drug� stron� Ksi�yca, gdzie nasze hipnotyzuj�ce S�o�ce nigdy nie �wieci...
Ale oczywi�cie za p�no ju� by�o na zmian�, zreszt� nie nasuwa�a si� �adna realna alternatywa. Tote� jakkolwiek koloniom mog�o si� to bardzo nie podoba�, Ziemia musia�a by� w zakresie gospodarczym i kulturalnym w�adczyni� Uk�adu S�onecznego jeszcze przez stulecia.
Doktor Bose urodzi� si� na Ziemi i wyemigrowa� na Marsa dopiero gdy mia� lat trzydzie�ci, wi�c uwa�a�, �e potrafi patrze� na t� sytuacj� polityczn� dosy� beznami�tnie. Ju� wiedzia�, �e nigdy nie wr�ci na ojczyst� planet�, chocia� jest oddalona tylko o pi�� godzin drogi promem mi�dzyplanetarnym. Teraz mia� lat zaledwie sto pi�tna�cie i cieszy� si� doskona�ym zdrowiem, wola� jednak nie poddawa� si� kuracji regeneracyjnej, koniecznej, �eby znosi� przyci�ganie ziemskie trzykrotnie wi�ksze ni� to, kt�remu podlega� przez wi�kszo�� �ycia. Da� si� wygna� raz na zawsze ze �wiata, w kt�rym si� urodzi�. Poniewa� nie by� sentymentalny, nadmiernie go to nie rozrzewnia�o.
Czasem jednak przygn�bia�a go konieczno�� przebywania rok po roku ci�gle w�r�d tych samych dobrze znanych twarzy. Cuda medycyny, owszem, to bardzo pi�kne i z pewno�ci� on w �adnym razie nie chcia�by cofn�� wskaz�wek zegara, ale s� przy tym stole konferencyjnym ludzie, z kt�rymi pracuje ju� p� stulecia z g�r�. Jaka� to nuda wiedzie�, co b�d� m�wili i na co b�d� g�osowali w ka�dej przed�o�onej sprawie. Pragn��, �eby wreszcie kt�ry� z nich post�pi� jako� zupe�nie nieoczekiwanie - nawet po wariacku.
A oni prawdopodobnie oczekiwali czego� takiego z jego strony...
Sk�ad Komitetu do Spraw Ramy nadal by� rozs�dnie niedu�y, Chocia� bez w�tpienia wkr�tce mia� si� powi�kszy�. Sze�ciu koleg�w doktora Bose - przedstawiciele Merkurego, Ziemi, Luny, Ganimedesa, Tytana i Trytona w Organizacji Planet Zjednoczonych - stawi�o si� osobi�cie. Musieli: na takie dystanse w Uk�adzie S�onecznym dyplomacja elektroniczna nie by�a mo�liwa. Niejeden ze starszych m��w stanu, przyzwyczajonych do b�yskawicznej ��czno�ci na Ziemi, wcale nie pogodzi� si� z faktem, �e na przes�anie fal radiowych poprzez otch�a� mi�dzy planetami trzeba minut, czy nawet godzin. "Czy wy, naukowcy, nic nie mo�ecie na to poradzi�?" - utyskiwali, gdy im si� m�wi�o, �e rozmowa bez op�nie� pomi�dzy Ziemi� i kt�rymkolwiek z jej dalekich dzieci jest niemo�liwa. Tylko w kontaktach z Ksi�ycem by�o niewielkie op�nienie p�torej sekundy - co, rzecz jasna, poci�ga�o za sob� r�ne nast�pstwa natury politycznej i psychologicznej. I dlatego Ksi�yc, jedynie Ksi�yc mia� by� zawsze przedmie�ciem Ziemi.
R�wnie� osobi�cie stawili si� trzej specjali�ci dokooptowani do Komitetu. Profesor astrofizyki Davidson, stary znajomy doktora Bose, wydawa� si� tego dnia mniej krewki ni� zazwyczaj. Doktor Bose nie wiedzia� nic o spi�ciu poprzedzaj�cym wystrzelenie pierwszej sondy do Ramy, ale koledzy specjali�ci nie dawali profesorowi o tym zapomnie�.
Doktor Thelma Price by�a s�awna dzi�ki wielu wyst�pom w telewizji, reputacj� naukow� jednak zdoby�a sobie przed pi��dziesi�ciu laty w okresie eksplozji bada� archeologicznych po osuszeniu ogromnego muzeum morskiego, jakim okaza�o si� Morze �r�dziemne.
Doktor Bose jeszcze pami�ta, jak si� ekscytowano w tamtych czasach, gdy zn�w na �wiat�o dzienne wy�ania�y si� zaginione skarby Grek�w i Rzymian, i tuzina innych cywilizacji. Nawet �a�owa� wtedy, �e mieszka na Marsie, a to niecz�sto mu si� zdarza�o.
Oczywi�cie do Komitetu zosta� te� wybrany egzobiolog Carlisle Perera; tak samo Dennis Solomons, historyk nauk �cis�ych. Nieco mniej doktor Bose by� zadowolony z wybrania Conrada Taylora, s�ynnego antropologa, kt�ry zas�yn�� ��cz�c w oryginalny spos�b erudycj� z erotyzmem w swoim studium obrz�dk�w okresu dojrzewania na Beverley Hills pod koniec dwudziestego wieku.
Nikt jednak�e nie m�g�by kwestionowa� faktu, �e w Komitecie zasiada� sir Lewis Sands. Jego wiedzy r�wna by�a
tylko jego wytworno��. Podobno sir Lewis traci� panowanie nad sob� wy��cznie wtedy, gdy nazywano go wsp�czesnym Arnoldem Toynbee.
Ten wielki historyk nie stawi� si� osobi�cie: stanowczo nie chcia� wyje�d�a� z Ziemi nawet teraz, na konferencj� tak donios��. Jego stereowizyjny obraz, nie daj�cy si� odr�ni� od rzeczywisto�ci, pozornie zajmowa� fotel po prawej r�ce doktora Bose; jak gdyby dla dope�nienia iluzji sta�a przed nim prawdziwa szklanka z wod�. Doktor Bose uwa�a�, �e taki technologiczny tour de jarce jest zb�dn� sztuczk�, ale by�o zdumiewaj�ce, ilu bezsprzecznie wielkich ludzi cieszy si� jak dzieci z mo�no�ci przebywania w dw�ch miejscach naraz. Czasami obraz elektroniczny powodowa� komiczne k�opoty: doktor Bose widzia� na pewnym przyj�ciu dyplomatycznym, jak kto� pr�buje przej�� przez stereogram i stwierdza za p�no, �e to jest osoba rzeczywista. Jeszcze zabawniej wygl�da�y stereowizyjne obrazy usi�uj�ce si� wita� u�ciskiem r�ki...
Jego ekscelencja ambasador Marsa w Organizacji Planet Zjednoczonych zebra� swe b��dz�ce my�li, odchrz�kn�� i powiedzia�:
- Panowie, otwieram zebranie. Chyba mam racj� m�wi�c, �e zgromadzi�y si� tu niezwyk�e talenty po to, by zaj�� si� niezwyk�� sytuacj�. Sekretarz generalny poleci� nam rozwa�y� t� sytuacj� i udzieli� rad komandorowi Nortonowi w razie potrzeby.
By�a to istna pere�ka arcyuproszczenia i wszyscy o tym wiedzieli. Je�eli nie powstanie absolutna konieczno��, mo�e nigdy nie nawi��� bezpo�redniej ��czno�ci z komandorem Nortonem, kt�ry w dodatku chyba nawet nie s�ysza�, �e ich zesp� w og�le istnieje. Komitet zosta� powo�any czasowo przez Wydzia� Nauk �cis�ych przy Organizacji Planet Zjednoczonych, sk�adaj�cy sprawozdania sekretarzowi generalnemu za po�rednictwem swojego dyrektora. W istocie Organizacja Planet Zjednoczonych obejmowa�a nadz�r przestrzeni kosmicznej tylko od strony operacyjnej, nie naukowej. Teoretycznie to nie powinno sprawia� du�ej r�nicy: nie by�o powodu, �eby Komitet do Spraw Ramy - czy ktokolwiek inny, skoro ju� o tym mowa - nie mia� nawi�za� ��czno�ci z komandorem Nortonem i s�u�y� mu wskaz�wkami.
C�, kiedy �rodki ��czno�ci z Dalek� Przestrzeni� Kosmiczn� s� kosztowne. Ze �mia�kiem mo�na by�o si� kontaktowa� tylko za po�rednictwem Tele-Planet, ogromnej firmy s�ynnej ze swej dok�adnej i sprawnej ksi�gowo�ci. Uzyskanie kredytu w Tele-Planet musia�o potrwa� i kto� ju� gdzie� nad tym pracowa�, ale. na razie bezlitosne komputery nie uznawa�y istnienia Komitetu do Spraw Ramy.
- Ten komandor Norton - powiedzia� sir Robert Mackay, ambasador Ziemi - ponosi straszliw� odpowiedzialno��. Jakiego rodzaju to cz�owiek?
- Ja mog� panom odpowiedzie�. - Profesor Davidson zacz�� przebiera� palcami po klawiaturze swego podr�cznego komputera. Zmarszczy� brwi, patrz�c na ekran zape�niony informacjami, i natychmiast zacz�� je streszcza�.
- William Tsien Norton, urodzony w roku 2077 w Brisbane w stanie Oceana, kszta�ci� si� w Sydney, w Bombaju i w Houston. Potem przez pi�� lat w Astrogradzie specjalizowa� si� w systemach nap�dowych. Stopie� oficerski w roku 2102. Awansowa� normalnie, jako porucznik wzi�� udzia� w trzeciej ekspedycji na Persefon�. Wyr�ni� si� w pi�tnastej pr�bie za�o�enia bazy na Wenus... Hm... wzorowa przesz�o��... Podw�jne obywatelstwo, Ziemia i Mars... �ona i jedno dziecko w Brisbane, druga �ona i drugie dziecko w Port Lowell, pozwolenie na trzeci�... - �on�? - zapyta� Taylor niewinnie.
- Nie, latoro�l, oczywi�cie - warkn�� profesor, zanim dostrzeg� u�mieszek na twarzy Taylora.
Przy stole rozbrzmia� t�umiony �miech, chocia� mieszka�cy zat�oczonej Ziemi wydawali si� nie tyle rozbawieni, co zawistni. Po stu latach wyt�onych stara� wci�� jeszcze nie zdo�ano zmniejszy� liczby ludno�ci do jednego miliarda...
- ...mianowany dow�dc� statku Nadzoru Bada� Systemu S�onecznego �mia�ek. Pierwszy rejs do oddalaj�cych si� satelit�w Jowisza... No, to by�o trudne... Misja w zwi�zku z wykrywaniem asteroid, przerwana rozkazem przygotowania si� do obecnej operacji... Uda�o mu si� dotrzyma� terminu...
Profesor skasowa� informacj� z ekranu i popatrzy� na koleg�w.
- Moim zdaniem mieli�my nies�ychane szcz�cie zwa�ywszy, �e tylko on by� osi�galny w tak kr�tkim terminie. M�g� nam si� trafi� zwyczajny, niczym si� nie wyr�niaj�cy kapitan. - Zabrzmia�o to tak, jakby m�wi� o legendarnym, g�upawym kapitanie kuternodze z pistoletem w jednej r�ce i z no�em my�liwskim w drugiej.
- Jego akta �wiadcz� jedynie, �e dotychczas by� kompetentny - sprzeciwi� si� ambasador Merkurego (liczba ludno�ci: 112 500, wci�� wzrastaj�ca). - Ale jak b�dzie reagowa� w sytuacji przecie� nowej i osobliwej?
Na Ziemi sir Lewis Sands chrz�kn��. W p�torej sekundy p�niej chrz�kni�cie da�o si� s�ysze� na Ksi�ycu.
- Niezupe�nie osobliwej - przypomnia� Merkurianinowi - chocia� min�o ju� trzysta lat, odk�d zdarzy�o si� ostatnio co� podobnego. Je�eli Rama jest martwa, czy te� nie ma na niej �adnych istot... a na razie wszystko za tym przemawia... to Norton znajdzie si� w po�o�eniu archeologa odkrywaj�cego ruiny jakiej� wygas�ej kultury. Uk�oni� si� grzecznie pani doktor Price, kt�ra przytakn�a. - Oczywistymi przyk�adami s� Schliemann w Troi albo Mouhout w Angkor Wat. Niebezpiecze�stwo jest minimalne, chocia� wypadku nigdy nie mo�na wyklucza�.
- Ale co z tymi pu�apkami i mechanizmami, o kt�rych m�wili pandorzy�ci? - zapyta�a doktor Price.
- Pandorzy�ci? - zapyta� ambasador Merkurego szybko. - C� to znowu?
- Wariacki ruch - wyja�ni� sir Robert z tak� doz� zak�opotania, jak� mo�e kiedykolwiek okaza� dyplomata. Pandorzy�ci od imienia tej mitycznej kobiety, Pandory. S� przekonani, �e Rama jest potencjalnie powa�nym niebezpiecze�stwem. Beczka, kt�rej nie nale�y otwiera�, wie pan. W�tpi�, czy Merkurianin rzeczywi�cie wie: do studi�w klasycznych nie zach�cano na Merkurym.
- Pandora... paranoja - warkn�� Conrad Taylor. Och, oczywi�cie takie rzeczy mo�na sobie wyobra�a�, czemu� by jednak inteligentne plemi� mia�o bawi� si� w dzieci�ce p�atanie figl�w?
- No, nawet pomijaj�c tak� niestosowno��-ci�gn�� sir Robert-musimy nadal bra� pod uwag� co� o wiele bardziej z�owieszczego: mo�liwo�� �ycia i aktywno�ci w Ramie. Wtedy to sytuacja b�dzie starciem dw�ch kultur... na bardzo r�nych poziomach technologicznych. Pizarro i Inkowie. Peary i Japo�czycy. Europa i Afryka. Prawie zawsze nast�pstwa by�y katastrofalne... dla jednej b�d� dla obu stron. Ja nic nie zalecam, po prostu przypominam precedensy.
- Dzi�kuj�, sir Robercie - powiedzia� doktor Bose. To, �e w jednym ma�ym komitecie zasiada dw�ch sir�w, ostatecznie mu nie przeszkadza�o. W tych czasach tytu� szlachecki sta� si� ju� zaszczytem, kt�rego unikn�a tylko garstka Anglik�w. - Jestem pewny, �e ka�dy z nas bierze pod uwag� te niepokoj�ce ewentualno�ci. Ale je�li istoty w Ramie s�... hmm... wrogie... czy� nie wszystko jedno w gruncie rzeczy, co zrobimy?
- Mog�yby zignorowa� nas, gdyby�my od nich odleciel i.
- Co? Po przebyciu miliard�w kilometr�w i tysi�cy lat? Ten argument zosta� wysuni�ty na pocz�tku zebrania i teraz sam si� potwierdzi�. Doktor Bose usiad� g��biej w fotelu i prawie nie zabieraj�c g�osu czeka�, a� zapanuje jednomy�lno��.
Tak jak przepowiedzia�, wszyscy si� zgodzili, �e skoro komandor Norton ju� otworzy� pierwsze drzwi, by�oby niedorzeczno�ci� zako�czy� misj� przed otwarciem drugich.
7. Dwie �ony
Gdyby moje �ony zacz�y por�wnywa� wideogramy, kt�re dostaj� ode mnie - my�la� komandor Norton raczej rozbawiony ni� zaniepokojony tak� perspektyw� - mia�bym mn�stwo dodatkowej pracy. Teraz wystarcza�a jedna d�uga wersja z dorzuceniem osobistych kr�tkich wiadomo�ci i czu�ych s��w; kopie do nadawania na Marsa i na Ziemi�.
Oczywi�cie by�o wysoce nieprawdopodobne, �eby jego �ony kiedykolwiek zrobi�y co� takiego: nawet przy zni�kach udzielanych rodzinom kosmonaut�w za drogo by to kosztowa�o. I nie mia�oby celu: jego rodziny utrzymywa�y z sob� stosunki, wymienia�y zwyk�e pozdrowienia w urodziny i rocznice �lubu. A przecie�, og�lnie bior�c mo�e lepiej, �e te dziewczyny nigdy si� nie spotka�y i chyba nigdy si� nie spotkaj�. Myrna urodzi�a si� na Marsie, wi�c nie mog�aby znie�� przyci�gania ziemskiego. A Caroline nie cierpia�a podr�y nawet po Ziemi, gdzie najd�u�sze trwaj� dwadzie�cia pi�� minut.
- Przepraszam, �e si� sp�ni�em o ca�y dzie� z t� transmisj� - powiedzia� Norton, gdy ju� wyg�osi� og�lnikowe wst�pne pozdrowienia - ale wierzysz mi czy nie wierzysz, ju� od trzydziestu godzin jestem poza statkiem.
Nie denerwuj si�, wszystko idzie doskonale. To zabra�o nam dwa dni, ale ju� prawie przedostali�my si� przez kompleks �luz. Mogliby�my to zrobi� w dwie godziny, gdyby�my wiedzieli tyle, ile wiemy teraz. Ale woleli�my nie ryzykowa�. Wys�ali�my naprz�d zdalnie sterowane kamery i kr��yli�my wok� tych �luz z dziesi�� razy, �eby si� upewni�, �e nie zamkn� si� za nami, kiedy ju� przejdziemy...
Ka�da �luza to zwyczajny obracaj�cy si� walec z pod�u�nym otworem z jednej strony. Wchodzi si� przez ten otw�r, przekr�ca si� walec o sto osiemdziesi�t stopni i wtedy otw�r natrafia na inne drzwi, przez kt�re mo�na przej��. A raczej przelecie�.
Ci Ramianie rzeczywi�cie byli zapobiegliwi. S� trzy takie cylindryczne �luzy, jedna za drug�, pod zr�bem kad�uba Ramy poni�ej w�azu wej�ciowego. Nie mog� sobie wyobrazi�, �eby jedna bodaj z nich zawiod�a, je�eli kto� nie wysadzi jej materia�em wybuchowym, ale gdyby nawet, pozostaje na wszelki wypadek druga, a po niej trzecia...
A to jest dopiero pocz�tek. Ostatnia �luza otwiera si� na korytarz, kt�ry ci�gnie si� prosto jak strzeli� i ma prawie p� kilometra d�ugo�ci. Czysty i schludny jak te komory: co kilka metr�w s� ma�e wn�ki i w nich prawdopodobnie jakie� �wiat�a, ale teraz wsz�dzie jest zupe�nie czarno i, mog� ci powiedzie�, strasznie. Przez ca�� d�ugo�� tego tunelu biegn� wy��obione w �cianach dwie r�wnoleg�e szczeliny, szerokie mniej wi�cej na centymetr. Podejrzewamy, �e przesuwa si� w nich co� w rodzaju cz�enka, �eby holowa� sprz�t - czy te� ludzi - tam i z powrotem. Gdyby uda�o si� je uruchomi�, oszcz�dzi�oby to nam sporo k�opotu.
M�wi�em ci, �e d�ugo�� tego tunelu wynosi p� kilometra. Ot�, jak wynika z naszych sejsmicznych bada�, wiemy, �e tyle mniej wi�cej wynosi grubo�� pow�oki Ramy, wi�c najwidoczniej prawie ju� przez ni� przeszli�my. Nie zdziwili�my si�, kiedy�my stwierdzili, �e na ko�cu tunelu jest jeszcze jedna �luza.
W�a�nie. I jeszcze jedna. I jeszcze jedna. Ci ludzie chyba lubi� mie� wszystkiego po trzy. Jeste�my teraz w ostatniej �luzie i czekamy na zgod� Ziemi, zanim ruszymy dalej. Wn�trze Ramy jest w odleg�o�ci zaledwie kilku metr�w od nas. B�d� czu� si� o wiele lepiej, kiedy ta niepewno�� si� sko�czy.
Znasz Jerry'ego Kirchoffa, mojego oficera, kt�ry ma tak� bibliotek� prawdziwych ksi��ek, �e nie sta� go na wyemigrowanie z Ziemi? No wi�c Jerry mi opowiada�, �e ju� by�a sytuacja podobna do naszej. Dawno temu, na pocz�tku dwudziestego pierwszego... nie, dwudziestego wieku. Pewien archeolog natrafi� na grobowiec jakiego� egipskiego kr�la, pierwszy nie spl�drowany przez z�odziei. Jego robotnicy ca�ymi miesi�cami wykopywali przej�cie komora po komorze, a� doszli do ostatniej �ciany. Przebili si� przez ten mur, archeolog wyci�gn�� r�k� z latarni�, wsun�� g�ow� w wyrw� i zajrza�. Ujrza� przed sob� komnat� pe�n� skarb�w - niewiarygodnych rzeczy, z�ota i klejnot�w...
Mo�e tak�e Rama jest grobowcem? Wydaje si� to coraz bardziej prawdopodobne. Nawet teraz nie s�ycha� �adnych odg�os�w, nic nie wskazuje na jak�kolwiek dzia�alno��. No, ale jutro ju� powinni�my wiedzie�.
Komandor Norton prze��czy� d�wigni� wideomagnetofonu na STOP. Co jeszcze - zastanowi� si� - powiedzie� o tej pracy przed dorzuceniem serdeczno�ci oddzielnie dla obu rodzin? Normalnie nie wdawa� si� w tyle szczeg��w, okoliczno�ci jednak nie by�y normalne. Mo�e to ostatnia "wiadomo��", jak� on w �yciu wysy�a do najbli�szych: winien im jest wyja�nienie, czego dokonuje.
Gdy �ony zobacz� te obrazy i us�ysz� te s�owa, b�dzie ju� znajdowa� si� we wn�trzu Ramy - na dobre czy na z�e.
8. Wewn�trz Piasty
Nigdy dot�d Norton nie odczuwa� tak bliskich powi�za� z owym dawno zmar�ym egiptologiem. Odk�d Howard Carter po raz pierwszy zajrza� do grobowca Tutenchamona, nikt chyba nie m�g� mie� podobnego prze�ycia a przecie� to por�wnanie by�o prawie niedorzeczne.
Tutenchamon zosta� pochowany zaledwie wczoraj nieca�e cztery tysi�ce lat temu. Rama mo�e jest starsza ni� ludzko��. Tamten ma�y grobowiec w Dolinie Kr�l�w m�g�by zagubi� si� w korytarzach, kt�rymi chodzi�y istoty w Ramie, i przestrze� za tym ostatnim zamkni�ciem rozci�ga si� co najmniej milion razy wi�ksza. Co do skarb�w, jakie Rama mo�e zawiera - to przekracza wszelk� wyobra�ni�.
W eterze panowa�a cisza od pi�ciu chyba minut: dobrze wyszkolony zesp� nawet nie zameldowa�, �e wszystko skontrolowane. Mercer bez s�owa po prostu da� sygna� O.K. i ruchem r�ki wskaza� otwarty tunel. Zupe�nie tak, jakby wszyscy zdawali sobie spraw�, �e nadesz�a chwila historyczna, kt�rej nie wolno zepsu� zbyteczn�, b�ah� rozmow�. To odpowiada�o komandorowi Nortonowi, bo na razie on te� nie mia� nic do powiedzenia. Zapali� reflektor na swoim he�mie, w��czy� dysze i powoli, ci�gn�c za sob� lin� ratunkow�, podryfowa� przez kr�tki korytarzyk. W kilka sekund p�niej by� wewn�trz.
Wewn�trz czego? Patrzy� w g��b ciemno�ci, w kt�rej nic nie odbija�o smugi jego �wiat�a. Spodziewa� si�, �e tak b�dzie, ale w�a�ciwie w to nie wierzy�. Obliczenia wykaza�y, �e przeciwleg�a �ciana Ramy jest oddalona o dziesi�tki kilometr�w: teraz widzia� na w�asne oczy, �e to musi by� prawda. Dryfuj�c powoli, rad by� z uspokojenia, jakie mu dawa�a lina ratunkowa, rad bardziej ni� kiedykolwiek przedtem, nawet w�wczas, gdy po raz pierwszy w �yciu wyruszy� na rozpoznanie. �mieszne - on, kt�ry si�ga� ju� wzrokiem poprzez lata �wietlne bez zawrotu g�owy... Dlaczego teraz przejmuje go l�kiem kilka kilometr�w sze�ciennych pustki?
Nadal niesw�j, zastanawia� si� nad tym zagadnieniem, kiedy poczu�, �e amortyzator rozp�du na ko�cu liny hamuje go delikatnie. Zatrzyma� si� w miejscu z prawie niewyczuwalnym szarpni�ciem. Daremnie przesun�� smug� �wiat�a po nico�ci pod sob�: nie zobaczy� powierzchni, z kt�rej si� wynurzy�.
R�wnie dobrze m�g�by wisie� nad �rodkiem ma�ego krateru, b�d�cego jak do�ek w dnie jakiego� krateru znacznie wi�kszego. Z obu jego stron w zasi�gu �wiat�a wzn