305

Szczegóły
Tytuł 305
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

305 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 305 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

305 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

tytu�: "Krzy�acy" (tom I) autor: Henryk Si�kiewicz Spis tre�ci ROZDZIA� I ROZDZIA� II ROZDZIA� III ROZDZIA� IV ROZDZIA� V ROZDZIA� VI ROZDZIA� VII ROZDZIA� VIII ROZDZIA� IX ROZDZIA� X ROZDZIA� XI ROZDZIA� XII ROZDZIA� XIII ROZDZIA� XIV ROZDZIA� XV ROZDZIA� XVI ROZDZIA� XVII ROZDZIA� XVIII ROZDZIA� XIX ROZDZIA� XX ROZDZIA� XXI ROZDZIA� XXII ROZDZIA� XXIII ROZDZIA� XXIV ROZDZIA� XXV ROZDZIA� XXVI ROZDZIA� XXVII ROZDZIA� XXVIII ROZDZIA� XXIX ROZDZIA� XXX ROZDZIA� XXXI ROZDZIA� XXXII * * * ROZDZIA� I W Ty�cu, w gospodzie "Pod Lutym Turem", nale��cej do opactwa, siedzia�o kilku ludzi s�uchaj�c opowiadania wojaka bywalca, kt�ry z dalekich stron przybywszy prawi� im o przygodach, jakich na wojnie i w czasie podr�y dozna�. Cz�ek by� brodaty, w sile wieku, pleczysty, prawie ogromny, ale wychud�y; w�osy nosi� uj�te w p�tlik, czyli w siatk� naszywan� paciorkami; na sobie mia� sk�rzany kubrak z pr�gami wyci�ni�tymi przez pancerz, na nim pas, ca�y z miedzianych klamr; za pasem n� w rogowej pochwie, przy boku za� kr�tki kord podr�ny. Tu� przy nim za sto�em siedzia� m�odzie�czyk o d�ugich w�osach i weso�ym spojrzeniu, widocznie jego towarzysz lub mo�e giermek, bo przybrany tak�e po podr�nemu, w taki sam powyciskany od zbroicy sk�rzany kubrak. Reszt� towarzystwa stanowi�o dw�ch ziemian z okolic Krakowa i trzech mieszczan w czerwonych sk�adanych czapkach, kt�rych cienkie ko�ce zwiesza�y si� im z boku a� na �okcie. Gospodarz Niemiec, w p�owym kapturze z ko�nierzem wycinanym w z�by, la� im z konwi sytne piwo do glinianych st�giewek i nas�uchiwa� ciekawie przyg�d wojennych. Jeszcze ciekawiej jednak s�uchali mieszczanie. W owych czasach nienawi��, jaka dzieli�a za czas�w �okietkowych miasto od rycerskiego ziemia�stwa, znacznie ju� by�a przygas�a, mieszcza�stwo za� nosi�o g�owy g�r niej ni� w wiekach p�niejszych. Jeszcze ceniono ich gotowo�� ad concessionem pecuniarum; dlatego te� nieraz zdarza�o si� widzie� w gospodach kupc�w pij�cych za pan brat ze szlacht�. Widziano ich nawet ch�tnie, bo jako ludzie, u kt�rych o gotowy grosz �atwiej, p�acili zwykle za herbowych. Tak wi�c siedzieli teraz i rozmawiali mrugaj�c od czasu do czasu na gospodarza, aby nape�nia� st�giewki. - To�cie, szlachetny rycerzu, zwiedzili kawa� �wiata? - rzek� jeden z kupc�w. - Niewielu z tych, kt�rzy teraz ze wszystkich stron �ci�gaj� do Krakowa, widzia�o tyle - odpowiedzia� przyby�y rycerz. - A niema�o, ich �ci�gnie - m�wi� dalej miesz�zanin. - Wielkie gody i wielka szcz�liwo�� dla Kr�lestwa! Prawi� te�, i to pewna, �e kr�l kaza� ca�� �o�nic� kr�lowej z�otog�owem szytym per�ami wys�a� i taki� baldachim nad ni� uczyni�. Zabawy b�d� i gonitwy w szrankach, jakich �wiat dot�d nie widzia�. - Kumotrze Gamroth i, nie przerywajcie rycerzowi - rzek� drugi kupiec. - Nie przerywam ja, kumotrze Eyertreter, tylko tak my�l�, �e i on rad b�dzi wiedzia�, co prawi�, bo pewnie sam do Krakowa jedzie. Nie wr�cim i tak dzi� do miasta, gdy� bramy przedtem zamkn�, a w nocy gad, kt�ry si� w wi�rach rodzi, spa� nie daje, wi�c mamy czas na wszystko. - A wy na jedno s�owo odpowiadacie dwadzie�cia. Starzejecie si�, kumotrze Gamroth! - Ale sztuk� wilgotnego sukna pod jedn� pach� jeszcze d�wign�. - O wa! takiego, co si� przez nie �wieci jak przez sito. Lecz dalsz� sprzeczk� przerwa� podr�ny wojak, kt�ry rzek�: - Pewnie, �e w Krakowie ostan�, bom s�ysza� o gonitwach i rad w szrankach si�y mojej popr�buj� - a i ten m�j bratanek tak�e, kt�ry cho� m�ody jest i go�ow�s, niejeden ju� pancerz widzia� na ziemi. Go�cie spojrzeli na m�odzie�ca, kt�ry u�miechn�� si� weso�o i za�o�ywszy r�koma d�ugie w�osy za uszy podni�s� nast�pnie do ust naczynie z piwem. Stary za� rycerz doda�: - Wreszcie, cho�by�my chcieli wraca�, to nie mamy dok�d. - Jak�e to? - zapyta� jeden ze szlachty. - Sk�d jeste�cie i jako was zowi�? - Ja zowi� si� Ma�ko z Bogda�ca, a ten tu wyrostek, syn mego rodzonego, wo�a si� Zbyszko. Herbu jeste�my T�pa Podkowa, a zawo�ania Grady! - Gdzie�e jest wasz Bogdaniec? - Ba! lepiej pytajcie, panie bracie, gdzie by�, bo go ju� nie ma. Hej, jeszcze za czas�w wojny Grzymalitczyk�w z Na��czami spalili nam do cna nasz Bogdaniec, tak �e jeno dom stary osta�, a co by�o, pobrali, s�u�ebni zasie uciekli. Zosta�a go�a ziemia, bo i kmiecie, co byli w s�siedztwie, poszli dalej w puszcz�. Odbudowali�my z bratem, ojcem tego oto wyrostka, ale nast�pnego roku woda nam pobra�a. Potem brat umar�, a jak umar�, osta�em sam z sierot�. My�la�em tedy: nie usiedz�! A prawili pod on czas o wojnie i o tym, �e Ja�ko z Ole�nicy, kt�rego kr�l W�adys�aw po Miko�aju z Moskorzowa do Wilna wys�a�, szuka skrz�tnie w Polsce rycerzy. Znaj�c ja wi�c godnego opata i krewniaka naszego, Janka z Tulczy, zastawi�em mu ziemi�, a za pieni�dze kupi�em zbroiczk�, konie - opatrzy�em si� jako zwykle na wojenn� wypraw�; ch�opca, co mu by�o dwana�cie lat, wsadzi�em na podjezdka i haj! do Ja�ka z Ole�nicy. - Z wyrostkiem? - Nie by� ci on w�wczas na�wet wyrostkiem, ale krzepkie to by�o od ma�ego. Bywa�o, w dwunastym roku oprze kusz� o ziemi�, przyci�nie brzuchem i tak korb� zakr�ci, �e i �aden z Angielczyk�w, kt�ryche�my pod Wilnem widzieli, lepiej nie naci�gnie. - Taki� by� mocny? - He�m za mn� nosi�, a jak mu przesz�o trzyna�cie zim, to i paw�. - Ju� to wojny wam tam nie brak�o. - Za przyczyn� Witoldow�. Siedzia�o ksi��� u Krzy�ak�w i co roku wyprawy na Litw� pod Wilno czynili. Szed� z nimi r�ny nar�d: Niemcy, Francuzy, Angielczykowie do �uk�w najprzedniejsi, Czechy, Szwajcary i Burgundy. Lasy przesiekli, zamki po drodze stawiali i w ko�cu okrutnie Litw� ogniem i mieczem pogn�bili, tak �e ca�y nar�d, kt�ry t� ziemi� zamieszkuje, chcia� ju� j� porzuci� i s�uka� innej, cho�by na kraju �wiata, cho�by mi�dzy dzie�mi Beliala, byle od Niemc�w daleko. - S�ycha� by�o i tu, �e wszyscy Litwini chcieli p�j�� z dzie�mi i �onami precz, ale�my temu nie wierzyli. - A ja na to patrzy�. Hej! Gdyby nie Miko�aj z Moskorzowa, nie Ja�ko z Ole�nicy, a nie chwal�cy si�, gdyby i nie my, nie by�oby ju� Wilna. - Wiemy. Zamku�cie nie dali. - A nie dali�my. Pilno tedy zwa�cie, co wam powiem, bom cz�ek s�u�a�y i wojny �wiadom. Starzy jeszcze mawiali: "zajad�a Litwa" - i prawda! Dobrze si� oni potykaj�, ale z rycerstwem nie im si� w polu mierzy�, Gdy konie Niemcom w bagnach polgn� albo gdy g�sty las - co co innego. -Niemcy dobrzy rycerze! - zawo�ali mieszczanie. - Murem oni ch�op przy ch�opie w �elaznych zbrojach staj� tak okryci, �e ledwie psubratu oczy przez, krat� wida�. I �aw� id�. Uderzy, bywa�o, Litwa i rozsypie si� jako piasek, a nie rozsypie si�, to j� mostem po�o�� i roztratuj�. Nie sami te� mi�dzy nimi Niemcy, bo co jest narod�w na �wiecie, to u Krzy�ak�w s�u�y. A chrobre s�! Nieraz pochyli si� rycerz, kopi� przed si� wyci�gnie i sam jeden, jeszcze przed bitw�, w ca�e wojsko bije jako jastrz�b w stado. - Christ! - zawo�a� Gamroth - kt�rzy te� z nich najlepsi? - Jak do czego. Do kuszy najlepszy Angielczyk, kt�ren pancerz na wylot strza�� przedzieje, a go��bia na sto krok�w utrafi. Czechowie okrutnie toporami siek�. Do dwur�cznego brzeszczota nie masz nad Niemca. Szwajcar rad �elaznym cepem he�my t�ucze, ale najwi�ksi rycerze s� ci, kt�rzy z francuskiej ziemi pochodz�. Taki b�dzie ci si� bi� z konia i piechot�, a przy tym b�dzie ci okrutnie waleczne s�owa gada�, kt�rych wszelako nie wyrozumiesz, bo to jest mowa taka, jakoby� cynowe misy potrz�sa�, chocia� nar�d jest pobo�ny. Przymawiali nam przez Niemc�w, �e pogan i Saracen�w przeciw Krzy�owi bronimy, i obowi�zywali si� dowie�� tego rycerskim pojedynkiem. Ma si� te� takowy s�d bo�y odby� mi�dzy czterema ich i czterema naszymi rycerzami, a zrok naznaczon jest na dworze u Wac�awa, kr�la rzymskiego i czeskiego. Tu wi�ksza jeszcze ciekawo�� ogarn�a ziemian i kupc�w, tak �e a� powyci�gali szyje ponad kuflami w stron� Ma�ka z Bogda�ca, i nu� pyta�: - A z naszych kt�rzy s�? M�wcie �ywo! Ma�ko za� podni�s� naczynie do ust, napi� si� i odrzek�: - Ej, nie b�jci.e si� o nich. Jest Jan z W�oszczowy, kasztelan dobrzy�ski, jest Miko�aj z Waszmuntowa, jest Ja�ko ze Zdakowa i Jarosz z Czechowa: wszystko rycerze na schwa� i ch�opy morowe. P�jd�-li na kopie, na miecze albo na topory - nie nowina im. B�d� mia�y oczy ludzkie na co patrze� i uszy czego s�ucha� - bo, jako rzek�em, Francuzowi gardziel nog� przyci�niesz, a on ci jeszcze rycerskie s�owo prawi. Tak mi te� dopom� B�g i �wi�ty Krzy�, jako tamci przegadaj�, a nasi pobij�. - B�dzie s�awa, byle B�g pob�ogos�awi� - rzek� jeden ze szlachty. - I �w. Stanis�aw! - doda� drugi. Po czym zwr�ciwszy si� do Ma�ka j�� rozpytywa� dalej: - Nu�e, powiadajcie! S�awili�cie Niemc�w i innych rycerzy, �e chrobre s� i �e �atwo Litw� �amali. A z wami nie ci�ej�e im by�o? Zali r�wnie ochotnie na was szli? Jak�e B�g darzy�? S�awcie naszych! Lecz Ma�ko z Bogda�ca nie by� widocznie samochwa�, bo odrzek� skromnie: - Kt�rzy �wie�o z dalekich kraj�w przyszli, ochotnie na nas uderzali, ale popr�bowawszy raz i drugi, ju� nie z takim sercem. - Bo jest nasz nar�d zatwardzia�y, kt�r� to zatwardzia�o�� cz�sto nam wymawiali: "Gardzicie �mierci�, prawi�, ale Saracen�w wspomagacie, przez co pot�pieni b�dziecie!" A w nas zawzi�to�� jeszcze ros�a, gdy� nieprawda jest! Oboje kr�lestwo Litw� ochrzcili i ka�den tam Chrystusa Pana wyznawa, chocia� nie ka�den umie. Wiadomo te�, �e i nasz pan mi�o�ciwy, gdy diab�a w katedrze w P�ocku na ziem zrzucono, kaza� mu ogarek postawi� - i dopiero ksi�a musieli mu gada�, �e tego si� czynie nie godzi. A c� pospolity cz�owiek! Niejeden te� sobie m�wi: "Kaza� si� knia� ochrzci�, tom si� ochrzci�, kaza� Chrystu czo�em bi�, to bij�, ale po co mam starym poga�skim diab�om okruszyny twaroga �a�owa� albo im pieczonej rzepy nie rzuci�, albo piany z piwa nie ula�. Nie uczyni� tego, to mi konie padn� albo krowy sparszej�, albo mleko od nich krwi� zajdzie - albo w �niwach b�dzie przeszkoda." I wielu te� tak czyni, przez co si� w podejrzenie podaj�. Ale oni to robi� z niewiadomo�ci i z boja�ni diab��w. By�o onym diab�om drzewiej dobrze. Mieli swoje gaje, wielkie numy i. konie do jazdy i dziesi�cin� brali. A ninie, gaje wyci�te, je�� nie ma co - dzwony po miastach bij�, wi�c si� to paskudztwo w najg�stsze bory pozaszywa�o i tam z t�skno�ci wyje. P�jdzie Litwin do lasu, to go w chojniakach jeden i drugi za ko�uch poci�gnie - i m�wi: "Daj!" Niekt�rzy te� daj�, ale s� u �mia�e ch�opy, co nie chc� nic da� albo ich jeszcze �api�. Nasypa� jeden pra�onego grochu do wo�owej mechery, to mu trzynastu diab��w zaraz wlaz�o. A on zatkn�� ich jarz�bowym ko�kiem i ksi�om franciszkanom na przeda� do Wilna przyni�s�, kt�rzy dali mu z ch�ci� dwadzie�cia skojc�w, aby nieprzyjaci� imienia Chrystusowego zg�adzi�. sam t� mecher� widzia�em, od kt�rej spro�ny smr�d z daleka w nozdrzach cz�owiekowi wierci� - bo tak to one bezecne duchy strach sw�j przed, �wi�con� wod� okazywa�y... - A kto rachowa�, �e ich by�o trzynastu? - spyta� roztropnie kupiec Gamroth.. - Litwin rachowa�, kt�ry widzia�, jak le�li. Wida� by�o, �e s�, bo to z samego smrodu mo�na by�o wymiarkowa�, a ko�ka wola� nikt nie odtyka� - Dziwy te� to, dziwy! - zawo�a� jeden ze szlachty. - Napatrzy�em ja si� wielkich dziw�w niema�o, gdy� - nie mo�na rzec: nar�d to jest dobry, ale wszystko u nich osobliwe. Kud�aci s� i ledwie kt�ry knia� w�osy trefi; pieczon� rzep� �yj�, nad wszelkie jad�o j� przek�adaj�c, bo m�wi�, �e m�stwo od niej ro�nie. W numach swych razem z dobytkiem i w�ami �yj�; w piciu i jedle nie znaj� pomiarkowania. Za nic zam�ne niewiasty maj�, ale panny bardzo szanuj� i moc wielk� im przyznaj�: �e byle dziewka natar�a cz�eku suszonym jaferem �ywot, to kolki od tego przechodz�. - Nie �al i kolek dosta�, je�li niewiasty cudne! zawo�a� kum Eyertreter. - O to zapytajcie Zbyszka - odrzek� Ma�ko z Bogda�ca. Zbyszko za� roze�mia� si�, a� �awa pod nim pocz�a drga�. - Bywaj� cudne! - rzek� - albo� Rynga��a nie by�a cudna? - C�e to za Rynga��a? pochutnica jakowa� czy co? �ywo? - Jak�e to? Nie s�yszeli�cie o Ryngalle? - pyta� Ma�ko. - Nie s�yszeli�my ni s�owa. - To przecie siostra ksi�cia Witoldowa, a �ona Henryka, ksi�cia mazowieckiego. - Nie powiadajcie! Jakiego ksi�cia Henryka? By�o jedno ksi��� mazowieckie tego imienia elektem p�ockim, ale zmar�o. - Ten ci sam by�. Mia�y mu przyj�� z Rzymu dyspensy; ale �mier� da�a mu pierwej dyspens�, gdy� widocznie niezbyt post�pkiem swoim Boga ucieszy�. By�em wtedy pos�any z pismem od Ja�ka z Ole�nicy do ksi�cia Witolda, kiedy od kr�la przyjecha� do Ryterswerder ksi��� Henryk, elekt p�ocki. Ju� si� by�a Witoldowi wojna wtedy uprzykrzy�a, dlatego w�a�nie �e Wilna nie m�g� doby�, a kr�lowi naszemu uprzykrzyli si� rodzeni bracia i ich rozpusta. Widz�c tedy kr�l wi�ksz� u Witolda ni� u swych rodzonych obrotno�� i wi�kszy rozum, pos�a� do niego biskupa z namow�, by Krzy�ak�w porzuci� i do pos�usze�stwa si� nak�oni�, za co mu rz�dy Litwy mia�y by� oddane. A Witold, chciwy zawsze odmiany, mile poselstwa wys�ucha�. By�y te� i uczty, i gonitwy. Rad elekt konia dosiada�, cho� inni biskupi tego nie chwal�, i w szrankach si�� sw� rycersk� okazywa�. A mocarni s� z rodu wszyscy ksi���ta mazowieccy - jako jest wiadomo, �e nawet i dzieweczki z tej krwie �acnie podkowy �ami�. Raz przeto zbi� ksi��� z siode� trzech rycerzy, drugi raz pi�ciu a z naszych mnie zwali�, i pod Zbyszkiem ko� przy natarciu na zadzie siad�. Nagrody za� bra� wszystkie z r�k cudnej Rynga��y, prz�d kt�r� w pe�nej zbroi kl�ka�. I rozmi�owali si� tak w sobie, �e na ucztach ci�gn�li go od niej za r�kawy clerici, kt�rzy z nim przyjechali, a j� brat Witold hamowa�. Dopiero� ksi��� m�wi�: "Sam sobie dyspens� dam, a papie� mi j�, je�li nie rzymski, to awinio�ski potwierdzi, a �lub zaraz ma by�, bo zgorzej�!" Wielka by�a obraza boska, ale nie chcia� si� Witold przeciwia�, by pos�a kr�lewskiego nie zlisi� - i �lub by�. Potem dojechali do Sura�a, a potem do Siucka, z wielkim �alem tego oto Zbyszka, kt�ry sobie, niemieckim obyczajem, ksi�n� Rynga��� za pani� serca obra� i dozgonn� wierno�� jej �lubowa�... - Ba! - przerwa� nagle Zbyszko - prawda jest! Ale potem ludzie m�wiIi, �e ksi�na Rynga��a pomiarkowawszy, �e nie przystoi jej by� za elektem (bo �w, cho� si� o�eni�, godno�ci swej duchownej si� wyrzec nie chcia�) i �e nie mo�e by� nad takim stad�em b�ogos�awie�stwa boskiego, otru�a m�a. Co ja us�yszawszy prosi�em jednego �wi�tobliwego pustelnika pod Lublinem, by mnie od tego �lubowania rozwi�za�. - By� ci on pustelnikiem - odpar� �miej�c si� Ma�ko - ale czy by� �wi�tobliwy, nie wiem, bo�my go w pi�tek w boru zajechali, a on ko�ci nied�wiedzie toporem �upa� i �pik wysysa�, a� mu gardziel gra�a. - Ale m�wi�, �e �pik to nie mi�so, a opr�cz tego, �e uprosi� sobie na to pozwole�stwo, gdy� po �piku widzenia cudowne we �nie miewa i nazajutrz prorokowa� mo�e do po�udnia. - No! no! - odrzek� Ma�ko. - A cudna Rynga��a wdowa jest i mo�e ci� na s�u�b� wezwa�. - Po pr�nicy by wzywala, bo ja sobie inn� pani� obior�, kt�rej do �mierci b�d� s�u�y�, a potem i �on� znajd�. - Pierwej znajd� rycerski pas. - O wa! albo to nie b�dzie gonitew po po�ogu kr�lowej? A przedtem albo potem kr�l b�dzie niejednego pasowa�. Stan� ja ka�demu. Ksi��� nie by�by mnie tak�e obali�, �eby mi ko� na zadzie nie siad�. - B�d� tu lepsi od ciebie. Na to ziemianie spod Krakowa pocz�li wo�a�: - Na mi�y B�g! to� tu przed kr�low� wyst�pi� nie tacy jak ty, ale rycerze w �wiecie najs�awniejsi. B�dzie goni� Zawisza z Garbowa i Farurej, i Dobko z Ole�nicy, i taki Powa�a z Taczewa, i taki Paszko Z�odziej z Biskupic, i taki Ja�ko Naszan, i Abdank z G�ry, i Andrzej z Brochocic, i Krystyn z Ostrowa, i Jakub z Kobylan!... Gdzie ci si� z nimi mierzy�, z kt�rymi ni tu, ni na dworze czeskim, ni na w�gierskim nikt mierzy� si� nie mo�e. C� to prawisz; lepszy� od nich? Ile ci rok�w? - O�mnasty - odpowiedzia� Zbyszko. - Tedy ci� ka�dy mi�dzy knykciami zgniecie. - Obaczym. Lecz Ma�ko rzek�: - S�ysza�em, �e kr�l hojnie nagradza rycerzy, kt�rzy z wojny litewskiej wracaj�. M�wcie, kt�rzy st�d jeste�cie: prawda-li to? - Dalib�g, prawda! - odrzek� jeden ze szlachty. Wiadoma po �wiecie hojno�� kr�lewska, jeno si� teraz docisn�� do niego nie b�dzie �atwo, gdy� w Krakowie a� roi si� od go�ci, kt�rzy si� na po��g kr�lowej i na chrzciny zje�d�aj�, chc�c przez to panu naszemu cze�� albo ho�d odda�. Ma by� kr�l w�gierski, b�dzie, jako powiadaj�, i cesarz rzymski, i r�nych ksi���t a komes�w, i rycerzy jako maku, �e to ka�dy si� spodziewa, i� z pr�nymi r�koma nie odejdzie. Prawili nawet, i�e sam papie� Bonifacy zjedzie, kt�ren tak�e �aski i pomocy naszego pana przeciw swemu nieprzyjacielowi z Awinionu potrzebuje. Ow� w takim nat�oku nie�atwo b�dzie o dost�p, ale byle dost�p znale��, a pana pod nogi podj�� to ju� zas�u�onego hojnie opatrzy. - To go i podejm�, bom si� wys�u�y�, a je�eli wojna b�dzie, to jeszcze p�jd�. Wzi�o si� tam co� �upem, a co� od ksi�cia Witolda w nagrod�, i biedy nie ma, tylko �e ju� mi wieczorne lata nadchodz�, a na staro��, gdy si�a z ko�ci wyjdzie, rad by cz�ek mia� k�t spokojny. - Mile kr�l widzia� tych, kt�rzy z Litwy pod Ja�kiem z Ole�nicy wr�cili - i wszyscy oni t�usto teraz jadaj�. - Widzicie! A jam wtedy jeszcze nie wr�ci� - i dalej wojowa�em. Bo trzeba wam wiedzie�, �e si� ta zgoda mi�dzy kr�lem a kniaziem Witoldem na Niemcach skrupi�a. Knia� chytrze zak�adnik�w po�ci�ga�, a potem haj�e na Niemc�w! Zamki poburzy�, popali�, rycerzy pobi�, si�a ludu wy�cina�. Chcieli si� Niemcy m�ci� razem ze �widrygie���, kt�ry do nich uciek�. By�a zn�w wielka wyprawa. Sam mistrz Kondrat na ni� poszed� z mnogim ludem. Wilno oblegli, pr�bowali z wie� okrutnych zamki burzy�, pr�bowali zdrad� ich dosta� - nic nie wsk�rali! A za powrotem tylu ich leg�o, �e i po�owa nie wysz�a. Wychodzili�my jeszcze w pole przeciw Ulrykowi z Jungingen, bratu mistrzowemu, kt�ry jest w�jtem sambijskim. Ale si� w�jt kniazia przel�k� i z p�aczem uciek�, od kt�rej to ucieczki jest spok�j - i miasto na nowo si� buduje. Jeden te� �wi�ty zakonnik, kt�ry po rozpalonym �elezie boso m�g� chodzi�, prorokowa�, �e od tej pory, p�ki �wiat �wiatem, Wilno zbrojnego Niemca pod murami nie obaczy. Ale je�li tak b�dzie, to czyje� to r�ce uczyni�y? To rzek�szy Ma�ko z Bogda�ca wyci�gn�� przed si� d�onie - szerokie i nadmiar pot�ne - inni za� pocz�li kiwa� g�owami i przy�wiadcza�: - Tak! tak! praw w rym, co powiada! Tak! Lecz dalsz� rozmow� przerwa� gwar dochodz�cy przez okna, z kt�rych b�ony by�y powyjmowane, albowiem noc zapad�a ciep�a i pogodna. Z dala s�ycha� by�o brz�kania, ludzkie g�osy, parskania koni i �piewy. Zdziwili si� obecni, albowiem godzina by�a p�na i ksi�yc wysoko ju� wybi� si� na niebo. Gospodarz, Niemiec, wybieg� na podw�rzec gospody, lecz nim go�cie zdo�ali wychyli� do dna ostatnie kufle, wr�ci� jeszcze po�pieszniej, wo�aj�c: - Dw�r jakowy� wali! W chwil� za� p�niej we drzwiach zjawi� si� pacho�ek w b��kitnym kubraku i sk�adanej czerwonej czapce na g�owie. Stan��, spojrza� po obecnych i ujrzawszy gospodarza rzek�: - Wytrze� tam sto�y i �wiat�a nanieci�: ksi�na Anna Danuta na odpoczynek si� tu zatrzyma. To rzek�szy zawr�ci�. W gospodzie uczyni�. si� ruch: gospodarz pocz�� wo�a� na czelad�, a go�cie spogl�dali ze zdumieniem jeden na drugiego. - Ksi�na Anna Danuta - m�wi� jeden z mieszczan - to� to Kiejstut�wna, �ona Janusza Mazowieckiego. Ona ju� od dw�ch niedziel w Krakowie, jeno �e wyje�d�a�a do Zatora, do ksi�cia Wac�awa w odwiedziny, a ninie pewno wraca. - Kmotrze Gamroth - rzek� drugi mieszczanin p�jd�my na siano do stod�ki; za wysoka to dla nas kompania. - �e noc� jad�, to mi niedziwno - ozwa� si� Ma�ko - bo w dzie� upa�, ale czemu, maj�c pod bokiem klasztor, do gospody zaje�d�aj�? Tu zwr�ci� si� do Zbyszka: - Rodzona siostra cudnej Rynga��y, rozumiesz? A Zbyszko odrzek�: - I mazowieckich panien si�a musi z ni� by�, hej! * * * ROZDZIA� II Wtem przez drzwi wesz�a ksi�na - pani �rednich lat, ze �miej�c� si� twarz�, przybrana w czerwony p�aszcz i szat� zielon�, obcis��, z poz�oconym pasem na biodrach, id�cym wzd�u� pachwin i zapi�tym nisko wielk� klamr�. Za pani� sz�y panny dworskie, niekt�re starsze, niekt�re jeszcze niedoros�e, w r�owych i liliowych wianuszkach na g�owach, po wi�kszej cz�ci z lutniami w r�ku. By�y i takie, kt�re nios�y ca�e p�ki kwiat�w �wie�ych, widocznie uzbieranych po drodze. Zaroi�a si� izba, bo za pannami ukaza�o si� kilku dworzan i ma�ych pacholik�w. Weszli wszyscy ra�no, z weso�o�ci� w twarzach, rozmawiaj�c g�o�no lub pod�piewuj�c, jakoby upojeni pogodn� noc� i jasnym blaskiem ksi�yca. Mi�dzy dworzanami by�o dw�ch ryba�t�w, jeden z lutni�, drugi z g�likami u pasa. Jedna z dziewcz�t, mi�dka jeszcze, mo�e dwunastolatka, nios�a te� za ksi�n� ma�� lute�k�, nabijan� miedzianymi �wiekami. - Niech b�dzie pochwalony Jezus Chrystus! ozwa�a si� ksi�na staj�c po�rodku �wietlicy. - Na wieki wiek�w, amen! - odpowiedzieli obecni bij�c zarazem niskie pok�ony. - A gdzie gospodarz? Niemiec us�yszawszy wezwanie wysun�� si� naprz�d i przykl�kn�� obyczajem niemieckim. - Zatrzymamy si� tu dla wypoczynku i posi�ku rzek�a pani. - �ywo si� jeno zakrz�tnij, bo�my g�odni. Mieszczanie ju� byli odeszli, teraz za� dwaj miejscowi szlachcice, a, wraz z nimi Ma�ko z Bogda�ca i m�ody Zbyszko, sk�onili si� powt�rnie i zamierzali opu�ci� �wietlic� nie chc�c dworowi przeszkadza�. Lecz ksi�na zatrzyma�a ich. - Szlacht� jeste�cie: nie przeszkodzicie! Zr�bcie znajomo�� z dworzany. Sk�d�e B�g prowadzi? Oni w�wczas zacz�li wymienia� swoje imiona, herby, zawo�ania i wsie, z kt�rych si� pisali. Dopiero� pani us�yszawszy od Ma�ka, sk�d wraca, klasn�a w d�onie i rzek�a: - Ot� si� przygodzi�o! Prawcie nam o Wilnie, o moim bracie i o siestrze. Zali zjedzie tu si� ksi��� Witold na po��g kr�lowej i na krzciny�? - Chcia�by, ale nie wie, czy b�dzie m�g�; dlatego koleb� srebrn� przez ksi�y i bojarzyn�w naprz�d w darze kr�lowej przys�a�. Przy kt�rej kolebce i my�my z brata�cem przyjechali strzeg�c jej w drodze. - To kolebka tu jest? Chcia�abym obaczy�. Ca�a srebrna? - Ca�a srebrna, ale jej tu nie ma. Powie�li j� do Krakowa. - A c� wy w Ty�cu robicie? - My tu nawr�cili do klasztornego prokuratora, naszego krewnego, by pod opiek� zacnych zakonnik�w odda�, co nam wojna przysporzy�a i co ksi��� podarowa�. - To B�g poszcz�ci�. Godne� �upy? Ale powiadajcie, czemu to brat niepewien, czy przyjedzie? - Bo wypraw� na Tatar�w gotuje. - Wiem ci ja to; jeno mnie trapi, �e kr�lowa nie prorokowa�a szcz�liwego ko�ca tej wyprawie, a co ona prorokuje, to si� zawsze zi�ci. Ma�ko u�miechn�� si�. - Ej, �wi�tobliwa nasza pani, nijak przeczy�, ale z ksi�ciem Witoldem si�a naszego rycerstwa p�jdzie, ch�op�w dobrych, przeciw kt�rym nikomu nie sporo. - A wy to nie p�jdziecie? - Bom z kolebk� przy innych wys�an i przez pi�� rok�w nie zdejmowa�em z siebie blach - odrzek� Ma�ko pokazuj�c na bruzdy powyciskane na �osiowym kubraku od pancerza - ale niech jeno wypoczn� - p�jd� - a cho�bym sam nie szed�, to tego oto bratanka, Zbyszka, panu Spytkowi z Melsztyna oddam, pod kt�rego wodz� wszyscy nasi rycerze p�jd�. Ksi�na Danuta spojrza�a na dorodn� posta� Zbyszka, lecz dalsz� rozmow� przerwa�o przybycie zakonnika z klasztoru, kt�ry powitawszy ksi�n� pocz�� jej pokornie wymawia�, �e nie przys�a�a go�ca z oznajmieniem o swoim przybyciu i �e nie zatrzyma�a si� w klasztorze, ale w zwyczajnej gospodzie, niegodnej jej majestatu. Nie brak przecie w klasztorze dom�w i gmach�w, w kt�rych nawet pospolity cz�owiek znajdzie go�cin�, a c� dopiero majestat, zw�aszcza za� ma��onki ksi�cia, od kt�rego przodk�w i pokrewnych tylu dobrodziejstw opactwo do�wiadczy�o. Lecz ksi�na odpowiedzia�a weso�o: - My jeno tu nogi wst�pili rozprostowa�, a na ranek trzeba nam do Krakowa. Wyspali�my si� w dzie� i jedziemy noc� dla ch�odu, a �e to ju� kury pia�y, nie chcia�am pobo�nych zakonnik�w budzi�, zw�aszcza z tak� kompani�, kt�ra wi�cej o �piewaniu i pl�sach ni�eli o odpocznieniu my�li. Gdy jednak zakonnik nalega� ci�gle, doda�a: - Nie. Tu ju� ostaniem. Dobrze czas na s�uchaniu �wieckich pie�ni zejdzie, ale na jutrzni� do ko�cio�a przyjdziemy, aby dzie� z Bogiem zacz��. - B�dzie msza za pomy�lno�� mi�o�ciwego ksi�cia i mi�o�ciwej ksi�nej - rzek� zakonnik. - Ksi��� m�j ma��onek dopiero za cztery albo pi�� dni zjedzie. - Pan B�g potrafi i z daIeka szcz�cie zdarzy�, a tymczasem niech nam, ubogim, wolno b�dzie cho� wina z klasztoru przynie��. - Radzi odwdzi�czym - rzek�a ksi�na. - Gdy za� zakonnik wyszed�, pocz�a wo�a�: - Hej, Danusia! Danusia! wyle� no na �awk� i uwesel nam serce t� sam� pie�ni�, kt�r� w Zatorze �piewa�a�. Uslyszawszy to dworzanie pr�dko postawili na �rodku izby �awk�. Ryba�ci siedli po jej brzegach, mi�dzy nimi za� stan�a owa m��dka, kt�ra nios�a za ksi�n� nabijan� miedzianymi �wieczkami lutni�. Na g�owie mia�a wianeczek, w�osy puszczone po ramionach, sukni� niebiesk� i czerwone trzewiczki z d�ugimi ko�cami. Stoj�c na �awce wydawa�a si� ma�ym dzieckiem, ale zarazem przecudnym jakby jakowa� figurka z ko�cio�a albo z jase�eczek. Widocznie te� nie pierwszy raz przychodzi�o jej tak sta� i �piewa� ksi�nie, bo nie zna� by�o po niej najmniejszego pomieszania. - Dalej, Danusia! dalej! - wola�y panny dworskie. Ona za� wzi�a przed si� lutni�, podnios�a do g�ry g�ow� jak ptak, kt�ry chce �piewa�, i przymkn�wszy ocz�ta pocz�a srebrnym g�osikiem: Gdybym ci ja mia�a Skrzyd�eczka jak g�ska, Palecia�aby ja Za Ja�kiem do �l�ska Ryba�ci zawt�rowali jej zaraz, jeden na g�likach, drugi na du�ej lutni; ksi�na, kt�ra mi�owa�a nad wszystko �wieckie pie�ni, pocz�a kiwa� g�ow� na obie strony, a dzieweczka �piewa�a dalej g�osem cieniuchnym, dziecinnym i �wie�ym jak �piewanie ptak�w w lesie na wiosn�: Usiad�aby ci ja Na �l�skowskim p�ocie: "Przypatrz si�, Jasiulku, Ubogiej sierocie." I zn�w wt�rowali ryba�ci. M�ody Zbyszko z Bogda�ca, kt�ry przywyk�szy od dzieci�stwa do wojny i srogich jej widok�w, nigdy nic podobnego w �yciu nie widzia�, tr�ci� w rami� stoj�cego obok Mazura i zapyta�: - Co to za jedna? - To jest dzieweczka z dworu ksi�nej. Nie brak ci u nas ryba�t�w, kt�rzy dw�r rozweselaj�, ale z niej najmilszy ryba�cik i ksi�na niczyich pie�ni tak chciwie nie s�ucha. - Niedziwno mi to. My�la�em, �e zgo�a anio�, i odpatrzy� si� nie mog�. Jak�e j� wo�aj�? - A to nie s�yszeli�cie? - Danusia. A jej ojciec jest Jurand ze Spychowa, komes mo�ny i m�ny, kt�ry do przedchor�giewnych nale�y. - Hej! nie widzia�y takiej ludzkie oczy. - Mi�uj� j� te� wszyscy i za �piewanie, i za urod�. - A kt�ren jej rycerz? - Dy� to jeszcze dziecko. Dalsz� rozmow� zn�w przerwa� �piew Danusi. Zbyszko patrza� z boku na jej jasne w�osy, na podniesion� g�ow�, na zmru�one oczki i na ca�� posta� o�wiecon� zarazem blaskiem �wiec woskowych i blaskiem wpadaj�cych przez otwarte okna promieni miesi�ca - i zdumiewa� si� coraz bardziej. Zdawa�o mu si�, �e ju� j� niegdy� widzia�, ale nie pami�ta�; czy we �nie, czy gdzie� w Krakowie na szybie ko�cielnej. I zn�w tr�ciwszy dworzanina pyta� przyciszonym g�osem: - To ona z waszego dworu? - Matka jej przyjecha�a z Litwy z ksi�n� Ann� Danut�, kt�ra wyda�a j� za grabi� Juranda ze Spychowa. G�adka by�a i mo�nego rodu, nad wszystkie inne panny ksi�nie mi�a i sama ksi�n� mi�uj�ca. Dlatego te� c�rce da�a to samo imi� - Anna Danuta. Ale pi�� lat temu, gdy przy Z�otoryi Niemcy napadli na nasz dw�r, ze strachu zmar�a. Wtedy ksi�na wzi�a dzieweczk� i od tej pory j� hoduje. Ojciec te� cz�sto na dw�r przyje�d�a i rad widzi, �e mu si� dziecko zdrowo, w mi�o�ci ksi���cej chowa. Jeno ilekro� na ni� spojrzy, tylekro� �zami si� zalewa nieboszczk� swoj� wspominaj�c, a potem wraca na Niemcach pomsty szuka� za swoj� krzywd� okrutn�. Mi�owa� ci on tak t� swoj� �on�, jako nikt do tej pory swojej na ca�ym Mazowszu. nie mi�owa� - i si�a ju� Niemc�w za ni� pomorzy�. A Zbyszkowi za�wieci�y oczy w jednej chwili i �y�y nabra�y mu na czole. - To jej matk� Niemcy zabili? - spyta�. - Zabili i nie zabili. Sama umar�a ze strachu. Pi�� rok�w temu pok�j by�, nikt o wojnie nie my�la� i ka�dy bezpieczno chadza�. Pojecha� ksi��� wie�� jedn� w Z�otoryi budowa�, bez wojska, jeno z dworem, jako zwyczajnie czasu pokoju. Tymczasem wpadli zdrajcy Niemcy, bez wypowiedzenia wojny, bez �adnej przyczyny... Samego ksi�cia, nie pomn�c ni na boja�� bosk�, ni na to, �e od jego przodk�w wszystkie dobrodziejstwa na nich spad�y, przywi�zali do konia i porwali, ludzi pobili. D�ugo ksi��� w niewoli u nich siedzia� i dopiero gdy kr�l W�adys�aw wojn� im zagrozi�, ze strachu go pu�cili; ale przy owym napadzie umar�a matka Danusi, bo j� serce udusi�o, kt�re jej pod gard�o podesz�o - A wy, panie, byli�cie przy tym? Jako�e was zowi�, bom zapomnia�? - Ja si� zowi� Miko�aj z D�ugolasu, a przezywaj� mnie Obuch. Przy napadzie by�em. Widzia�em, jako matk� Danusin� jeden Niemiec z pawimi pi�rami na he�mie chcia� do siod�a troczy� - i jako w oczach mu na sznurze zbiela�a. Samego te� mnie halebard� zaci�li, od czego znak nosz�. To rzek�szy ukaza� g��bok� blizn� w czaszce, ci�gn�c� si� spod w�os�w na g�owie a� do brwi. Nasta�a chwila milczenia. Zbyszko pocz�� zn�w patrze� na Danusi�. Po czym spyta�: - I rzekli�cie, panie, �e ona nie ma rycerza? Lecz nie doczeka� odpowiedzi, gdy� w tej chwili �piew usta�. Jeden z ryba�t�w, cz�owiek t�usty i ci�ki, podni�s� si� nagle, przez co �awa przechyli�a si� w jedn� stron�. Danusia zachwia�a si� i roz�o�y�a r�czki, lecz nim zdo�a�a upa�� lub zeskoczy�, rzuci� si� Zbyszko jak �bik i porwa� j� na r�ce. Ksi�na, kt�ra w pierwszej chwili krzykn�a ze strachu, roze�mia�a si� zaraz weso�o i pocz�a wo�a�: - Oto rycerz Danusin! Bywaj�e, rycerzyku, i oddaj nam nasz� mi�� �piewaczk�! - Chwacko ci j� u�api�! - ozwa�y si� g�osy w�r�d dworzan. Zbyszko za� szed� ku ksi�nej trzymaj�c przy piersiach Danusi�, kt�ra obj�wszy go jedn� r�k� za szyj�, drug� podnosi�a w g�r� lute�k� z obawy, by si� nie zgniot�a. Twarz mia�a �miej�c� si� i uradowan�, cho� troch� przestraszon�. Tymczasem m�odzie�czyk doszed�szy do ksi�nej postawi� przed ni� Danusi�, sam za� kl�kn�� i podni�s�szy g�ow� rzek� z dziwn� w jego wieku �mia�o�ci�: - Niech�e b�dzie wedle waszych s��w, mi�o�ciwa pani! Pora tej wdzi�cznej panience mie� swego rycerza,a pora i mnie mie� swoj� pani�, kt�rej urod� i cnoty b�d� wyznawa�, za czym z waszym pozwole�stwem tej oto w�a�nie chc� �lubowa� i do �mierci wiernym jej w ka�dej przygodzie osta�. Na twarzy ksi�nej przemkn�o zdziwienie, ale nie z powodu s��w Zbyszkowych, tylko dlatego, �e wszystko sta�o si� tak nagle. Obyczaj rycerskiego �lubowania nie by� wprawdzie polski, jednak�e Mazowsze, le��c na rubie�y niemieckiej i widuj�c cz�sto rycerzy z dalekich nawet kraj�w, zna�o go lepiej nawet ni� inne dzielnice i na�ladowa�o do�� cz�sto. Ksi�na s�ysza�a te� o nim dawniej, jeszcze na dworze swego wielkiego ojca, gdzie wszystkie obyczaje zachodnie by�y uwa�ane za prawo i wz�r dla szlachetniejszych wojownik�w - z tych przeto powod�w nie znalaz�a w ch�ci Zbyszka nic takiego, co by obrazi� mog�o j� lub Danusi�. Owszem, uradowa�a si�, �e mi�a sercu dw�rka poczyna zwraca� ku sobie rycerskie serca i oczy. Wi�c z rozbawion� twarz� zwr�ci�a si� do dziewczyny: - Danu�ka, Danu�ka! chceszli mie� swego rycerza? - A przetow�osa Danusia podskoczy�a naprz�d trzy razy do g�ry w swoich czerwonych trzewiczkach, a nast�pnie chwyciwszy ksi�n� za szyj� pocz�a wo�a� z tak� rado�ci�, jakby jej obiecywano jak�� zabaw�, w kt�r� si� tylko starszym bawi� wolno: - Chc�! chc�! chc�!... Ksi�nie ze �miechu a� �zy nap�yn�y do oczu, a z ni� �mia� si� ca�y dw�r; wreszcie jednak pani uwolniwszy si� z r�k Danusinych rzek�a do Zbyszka: - Aj! �lubuj! �lubuj! c� zasi� jej poprzysi�esz? Lecz Zbyszko, kt�ry w�r�d �miechu zachowa� niezachwian� powag�, ozwa� si� r�wnie powa�nie, nie wstaj�c z kl�czek: - �lubuj� jej, i�e stan�wszy w Krakowie powiesz� paw� na gospodzie, a na niej kart�, kt�r� mi uczony w pi�mie kleryk foremnie napisze: jako panna Danuta Jurand�wna najurodziwsza jest i najcnotliwsza mi�dzy pannami, kt�re we wszystkich kr�estwach bydl�. A kto by temu si� przeciwi�, z rym b�d� si� potyka� p�ty, p�ki sam nie zgin� albo on nie zginie - chybaby w niewol� radziej poszed�. - Dobrze! Wida� rycerski obyczaj znasz. A co wi�cej? - A potem - uznawszy od pana Miko�aja z D�ugolasu, jako wa�panny Jurand�wny za przyczyn� Niemca z pawim grzebieniem na he�mie ostatni dech pu�ci�a, �lubuj� kilka takich pawich czub�w ze �b�w niemieckich zedrze� i pod nogi mojej pani po�o�y�. ' Na to spowa�nia�a ksi�na i spyta�a: - Nie dla �miechu �lubujesz? A Zbyszko odrzek�: - Tak mi dopom� B�g i �wi�ty Krzy�; kt�ren �lub w ko�ciele przed ksi�dzem powt�rz�. - Chwalebna jest z lutym nieprzyjacielem naszego plemienia walczy�, ale mi ci� �al, bo� m�ody i �atwo zgin�� mo�esz. Wtem przysun�� si� Ma�ko z Bogda�ca, kt�ry dotychczas, jako cz�owiek dawniejszych czas�w, ramionami tylko wzrusza� - teraz jednak uzna� za stosowne przem�wi�: - Co do tego - nie frasujcie si�, mi�o�ciwa pani. �mier� w bitwie ka�demu si� mo�e przygodzi�, a szlachcicowi, stary-li czy m�ody, to nawet chwalebna jest. Ale niecudna temu ch�opcu wojna, bo chocia�e mu rok�w nie dostaje, nieraz ju� trafia�o mu si� potyka� z konia i piecht�, kopi� i toporem, d�ugim albo kr�tkim mieczem, z paw꿹 albo bez. Nowotny to jest obyczaj, �e rycerz dziewce, kt�r� rad widzi, �lubuje, ale �e Zbyszko swojej pawie czuby obieca�, tego mu nie przygani�. Wiska� ju� Niemc�w, niech jeszcze powiska, a �e od tego wiskania par� �b�w p�knie - to mu jeno s�awa z tego uro�nie. - To, widz�, nie z byle otrokiem sprawa - rzek�a ksi�na. A potem do Danusi: - Siadaj�e na moim miejscu jako pierwsza dzisiaj osoba; jeno si� nie �miej, bo nie idzie. Danusia siad�a na miejscu pani; chcia�a przy tym uda� powag�, ale modre jej oczka �mia�y si� do kl�cz�cego Zbyszka i nie mog�a si� powstrzyma� od przebierania z rado�ci n�kami. - Daj mu r�kawiczki - rzek�a ksi�na. Danusia wyci�gn�a r�kawiczki i poda�a Zbyszkowi, kt�ry przyj�� je ze czci� wielk� i przycisn�wszy do ust rzek�: - Przypn� je do he�mu, a kto po nie si�gnie - gorze mu! Po czym uca�owa� r�ce Danusi, a po r�kach nogi, i wsta�. Ale w�wczas opu�ci�a go dotychczasowa powaga, a nape�ni�a mu serce wielka rado��, �e odt�d za dojrza�ego m�a wobec ca�ego tego dworu b�dzie uchodzi�, wi�c potrz�saj�c Danusine r�kawiczki, pocz�� wo�a� na wp� weso�o, na wp� zapalczywie: - Bywajcie, psubraty z pawimi czubami! bywajcie! Lecz w tej chwili wszed� do gospody ten sam zakonnik, kt�ry ju� by� poprzednio, a wraz z nim dw�ch innych, starszych. S�udzy klasztorni nie�li za nimi kosze z wikliny, a w nich �agiewki z winem i r�ne zebrane napr�dce przysmaki. Dwaj owi pocz�li wita� ksi�n� i zn�w wymawia� jej, �e nie zajecha�a do opactwa, a ona t�umaczy�a im powt�rnie, �e wyspawszy si� w dzie�, wraz z ca�ym dworem podr�uje noc� dla ch�odu, wi�c wypoczynku jej nie trzeba - i �e nie chc�c budzi� ni znakomitego opata, ni zacnych zakonnik�w wola�a zatrzyma� si� dla wyprostowania n�g w gospodzie. Po wielu grzecznych s�owach stan�o wreszcie na rym, �e po jutrzni i mszy porannej ksi�na z dworem przyjmie �niadanie i wypoczynek w klasztorze. Uprzejmi zakonnicy zaprosili te� wraz z Mazurami ziemian krakowskich i Ma�ka z Bogda�ca, kt�ry i tak mia� zamiar uda� si� do opactwa, aby dostatek zdobyty na wojnie albo darem od hojnego Witolda otrzymany, a przeznaczon na wykupno z zastawu Bogda�ca, w klasztorze z�o�y�. Ale m�ody Zbyszko nie s�ysza� zaprosin, skoczy� bowiem do woz�w swoich i stryjowskich, stoj�cych pod stra�� s�u�by, by si� odzia� i w przystojniejszej odzie�y ksi�nie i Danusi si� przedstawi�. Wzi�wszy wi�c z wozu �uby kaza� je nie�� do izby czeladnej i tam pocz�� si� przebiera�. Utrefiwszy naprz�d po�piesznie w�osy, wsun�� je w p�tlik jedwabny, bursztynowymi paciorkami wi�zany, z przodu za� maj�cy pere�ki prawdziwe. Nast�pnie wdzia� jak� z bia�ego jedwabiu, naszyt� w z�ote gryfy, u do�u za� szlakiem ozdobn�; z wierzchu opasa� si� pasem poz�ocistym, podw�jnym, przy kt�rym wisia� ma�y kord w srebro i ko�� s�oniow� oprawny. Wszystko to by�o nowe, b�yszcz�ce i wcale krwi� nie poplamione, chocia� �upem na m�odym rycerzu fryzyjskim, s�u��cym u Krzy�ak�w, wzi�te. Naci�gn�� nast�pnie Zbyszko prze�liczne spodnie, w kt�rych jedna nogawica by�a w pod�u�ne pasy zielone i czerwone, druga w fioletowe i ��te, obie za� ko�czy�y si� u g�ry pstr� szachownic�. Za czym wdziawszy jeszcze purpurowe z d�ugimi nosami trzewiki pi�kny i wy�wie�ony uda� si� do izby og�lnej. Jako�, gdy stan�� we drzwiach, widok jego mocne na wszystkich sprawi wra�enie. Ksi�na widz�c teraz, jak urodziwy rycerz �lubowa� mi�ej Danusi, uradowa�a si� jeszcze bardziej. Danusia za� skoczy�a w pierwszej chwili ku niemu jak sarna. Lecz czy to pi�kno�� m�odzie�ca, czy g�osy podziwu dworzan wstrzyma�y j�, nim dobieg�a, tak �e zatrzymawszy si� na krok przed nim spu�ci�a nagle oczka i spl�t�szy d�onie pocz�a wykr�ca� paluszki, zap�oniona i zmieszana. Lecz za ni� przybli�yli si� inni: sama pani, dworzanie i dw�rki, i ryba�ci, i zakonnicy, wszyscy bowiem chcieli mu si� lepiej przypatrze�. Panny mazowieckie patrza�y na niego jak w t�cz�, �a�uj�c teraz ka�da, �e nie j� wybra� - starsze podziwia�y kosztowno�� ubioru, tak �e naok� utworzy�o si� ko�o ciekawych; Zbyszko za� sta� w �rodku z che�pliwym u�miechem na swej m�odzie�czej twarzy i okr�ca� si� nieco na miejscu, aby lepiej mogli mu si� przyjrze�. - Kt� to jest? - zapyta� jeden z zakonnik�w. - To jest rycerzyk, bratanek tego oto �lachcica odrzek�a ksi�na ukazuj�c na Ma�ka - jen dopiero co Danusi �lubowa�. A zakonnicy nie okazali te� zdziwienia, albowiem takie �lubowanie nie obowi�zywa�o do niczego. �lubowano cz�stokro� niewiastom zam�nym, a w rodach znamienitych, w�r�d kt�rych zachodni obyczaj by� znany, ka�da prawie mia�a swego rycerza. Je�li za� rycerz �lubowa� pannie, to nie stawa� si� przez to jej narzeczonym: owszem, najcz�ciej ona bra�a innego m�a, a on, o ile posiada� cnot� sta�o�ci, nie przestawa� jej by� wprawdzie wiernym, ale �eni� si� z inn�. Troch� wi�cej dziwi� zakonnik�w m�ody wiek Danusi, wszelako i to nie bardzo, gdy� w owym czasie szesnastoletni wyrostkowie bywali kasztelanami. Sama wielka kr�lowa Jadwiga w chwili przybycia z W�gier liczy�a lat pi�tna�cie, a trzynastoletnie dziewcz�ta sz�y za m��. Zreszt� patrzano w tej chwili wi�cej na Zbyszka ni� na Danusi� i s�uchano s��w Ma�ka, kt�ry, dumny z bratanka, opowiada�, w jaki spos�b m�odzik przyszed� do szat tak zacnych. - Rok i dziewi�� niedziel temu - m�wi� - byli�my proszeni w go�cin� przez rycerzy sakso�skich. A by� te� u nich tak�e w go�cinie pewien rycerz z dalekiego narodu Fryz�w, kt�rzy hen a� nad morzem mieszkaj�, a mia� z sob� syna trzy roki od Zbyszka starszego. Raz na uczcie �w syn pocz�� Zbyszkowi nieprzystojnie przymawia�, i�e ni w�s�w, ni brody nie ma. Zbyszko, jako jest wartki, nie s�ucha� tego mile, ale zaraz chwyciwszy go za g�b� wszystkie w�osy mu z niej wydar� - o co p�niej potykali�my si� na �mier� lub na niewol�. - Jak to - potykali�cie si�? - spyta� pan z D�ugolasu. - Bo si� ojciec za synem uj��, a ja za Zbyszkiem: wi�c potykali�my si� samoczwart wobec go�ci na udeptanej ziemi. Taka za� stan�a umowa, �e kto zwyci�y, ten i wozy, i konie, i s�ugi zwyci�onego zabierze. I B�g zdarzy�. Porzn�li�my owych Fryz�w, cho� z niema�ym trudem, bo im ni m�stwa, ni mocy nie brak�o, a �up wzi�li�my znamienity: by�o woz�w cztery, w ka�dym po parze podjezdk�w - i cztery ogiery ogromne, i s�ug dziewi�ciu - i zbroic dwie wybornych, jakich ma�o by� u nas znalaz�. He�my�my po prawdzie w boju po�upali, ale Pan Jezus w czym innym nas pocieszy�, bo szat kosztownych by�a ca�a skrzynia przednio kowana i te, w kt�re si� Zbyszko teraz przybra�, tak�e w niej by�y. Na to dwaj ziemianie z Krakowskiego i wszyscy Mazurowie pocz�li spogl�da� z wi�kszym szacunkiem na stryja i na synowca, za� pan z D�ugolasu, zwany Obuchem, rzek�: - To�cie, widz�, ch�opy nieoci�gliwe i srogie. - Wierzym teraz, �e �w m�odzik czuby pawie dostanie! A Ma�ko �mia� si�, przy.czym w surowej jego twarzy by�o istotnie co� drapie�nego. Lecz tymczasem s�u�ba klasztorna powydobywa�a z wiklinowych kosz�w wino i przysmaki, a z czeladnej dziewki s�u�ebne pocz�y wynosi� misy pe�ne dymi�cej jajecznicy, a okolone kie�basami, od kt�rych rozszed� si� po ca�ej izbie mocny a smakowity zapach wieprzowego t�uszczu. Na ten widok wezbra�a we wszystkich ochota do jedzenia - i ruszono ku sto�om. Nikt jednak nie zajmowa� miejsca przed ksi�n�, ona za� siad�szy w po�rodku, kaza�a Zbyszkowi i Danusi usi��� naprzeciw przy sobie, a potem rzek�a do Zbyszka: - S�uszna, aby�cie jedli z jednej misy z Danusi�, ale nie przyst�puj jej n�g pod �aw� ani te� tr�caj j� kolany, jak czyni� inni rycerze, bo zbyt m�oda. Na to on odrzek�: - Nie uczyni� ja tego, mi�o�ciwa pani, chyba za dwa albo za trzy roki, gdy mi Pan Jezus pozwoli �lub spe�ni� i gdy ta jag�dka do�rzeje; a co do n�g przyst�powania, cho�bym i chcia� - nie mog�, bo� one w powietrzu wisz�. - Prawda - odpowiedzia�a ksi�na - ale mi�o wiedzie�, �e przystojne masz obyczaje. Po czym zapad�o milczenie, gdy� wszyscy je�� pocz�li. Zbyszko odkrawa� co najt�ustsze kawa�ki kie�basy i podawa� je Danusi albo jej wprost do ust je wk�ada�, ona za� rada, �e jej tak strojny rycerz s�u�y, jad�a z wypchanymi policzkami mrugaj�c oczkami i u�miechaj�c si� to do niego, to do ksi�nej. Po wyprz�tni�ciu mis s�udzy klasztorni pocz�li nalewa� wino s�odkie i pachn�ce - m�om obficie, paniom po trochu, lecz rycersko�� Zbyszkowa okaza�a si� szczeg�lnie w�wczas, gdy wniesiono pe�ne garnc�wki przys�anych z klasztoru orzech�w. By�y tam laskowe i rzadkie pod�wczas, bo z daleka sprowadzane, w�oskie, na kt�re te� rzucili si� biesiadnicy z wielk� ochot�, tak �e po chwili w ca�ej izbie s�ycha� by�o tylko trzask skorup kruszonych w szcz�kach. Lecz na pr�no by kto mniema�, �e Zbyszko my�la� tylko o sobie, albowiem wola� on pokazywa� i ksi�nie, i Danusi swoj� rycersk� si�� i wstrzemi�liwo�� ni� �apczywo�ci� na rzadkie przysmaki poni�y� si� w ich oczach. Jako� nabieraj�c co chwila pe�n� gar�� orzech�w, czy to laskowych, czy w�oskich, nie wk�ada� ich mi�dzy z�by, jak czynili inni, ale zaciska� swe �elazne palce, kruszy� je, a potem podawa� Danusi wybrane spo�r�d skorup ziarna. Wymy�li� nawet dla niej i zabaw�, albowiem po wybraniu ziarn zbli�a� do ust pi�� i wydmuchiwa� nagle swym pot�nym tchem skorupy a� pod pu�ap. Danusia �mia�a si� tak, �e ksi�na z obawy, �e si� dziewczyna ud�awi, musia�a mu nakaza�, by tej zabawy zaniecha�, widz�c jednak uradowanie dziewczyny, spyta�a: - A co, Danu�ka? dobrze mie� swego rycerza? - Oj! dobrze! - odpowiedzia�a dziewczyna. A potem wyci�gn�wszy sw�j r�owy paluszek dotkn�a nim bia�ej jedwabnej jaki Zbyszkowej i cofaj�c go natychmiast zapyta�a: - A jutro te� b�dzie m�j? - I jutro, i w niedziel�, i a� do �mierci - odpar� Zbyszko. Wieczerza przeci�gn�a si�, gdy� po orzechach podano s�odkie placki pe�ne rodzynk�w. Niekt�rym z dworzan chcia�o si� ta�cowa�; inni chcieli s�ucha� �piewania ryba�t�w lub Danusi; ale Danusi pod koniec pocz�y si� oczka klei�, a g��wka chwia� w obie strony; raz i drugi spojrza�a jeszcze na ksi�n�, potem na Zbyszka, raz jeszcze przetar�a pi�stkami powieki - i zaraz potem opar�szy si� z wielk� ufno�ci� o rami� rycerzyka - usn�a. - �pi? - zapyta�a ksi�na. - Ot, masz swoj� "dam�". - Milsza mi ona we �nie ni�eli inna w ta�cu odrzek� Zbyszko siedz�c prosto i nieruchomie, by dziewczyny nie zbudzi�. Ale jej nie zbudzi�o nawet granie i �piewy ryba�t�w. Inni te� przytupywali muzyce, inni brz�kali do wt�ru misami, lecz im gwar by� wi�kszy, tym ona spa�a lepiej, z otwartymi jak rybka ustami. Zbudzi�a si� dopiero, gdy na odg�os piania kur�w i dzwon�w ko�cielnych wszyscy ruszyli si� z �aw wo�aj�c: - Na jutrzni�! na jutrzni�! - P�jdziem piechot�, na chwa�� Bogu - rzek�a ksi�na. I wzi�wszy za r�k� rozbudzon� Danusi� wysz�a pierwsza z gospody, a za ni� wysypa� si� ca�y dw�r. Noc ju� zbiela�a. Na wschodzie nieba wida� by�o leciuchn� jasno��, zielon� u g�ry, r�ow� od spodu, a pod ni� jakby w�sk�, z�ot� wst��eczk�, kt�ra rozszerza�a si� w oczach. Od zachodniej strony ksi�yc zdawa� si� cofa� przed t� jasno�ci�. Czyni� si� brzask coraz r�owszy, ja�niejszy. �wiat budzi� si� mokry od obfitej rosy, radosny i wypocz�ty. - B�g da� pogod�, ale upa� b�dzie okrutny - m�wili dworzanie ksi���cy. - Nie szkodzi - uspokaja� ich pan z D�ugolasu wy�pimy si� w opactwie, a do Krakowa przyjedziem pod, wiecz�r. - Pewnikiem zn�w na uczt�. - Co dzie� tam teraz uczty, a po po�ogu i po gonitwach nast�pi� jeszcze wi�ksze. - Obaczym, jako si� poka�e rycerz Danusin. - Ej, d�bowe to jakie� ch�opy!... S�yszeli�cie, co prawili o onej bitwie samoczwart? - Mo�e do naszego dworu przystan�, bo si� jako� mi�dzy sob� naradzaj�. A oni rzeczywi�cie si� naradzali, gdy� starszy, Ma�ko, nie by� zbyt rad z tego, co zasz�o, id�c wi�c na ko�cu orszaku i przystaj�c umy�lnie, by swobodniej pogada�, m�wi�: - Po prawdzie, nic ci po tym. Ja si� tam jako� do kr�la docisn�, cho�by z tym oto dworem - i mo�e co� dostaniem. Okrutnie by mnie si� chcia�o jakowego� zameczku alibo gr�dka... No, obaczym. Bogdaniec swoj� drog� z zastawu wykupim, bo co ojce dzier�yli, to i nam dzier�y�. Ale sk�d ch�op�w? Co opat osadzi�, to i na powr�t we�mie - a ziemia bez ch�op�w tyle, co nic. Tedy miarkuj, co ci rzek�: ty sobie �lubuj, nie �lubuj, komu chcesz, a z panem z Melsztyna id� do ksi�cia Wi- tolda na Tatary. Je�li wypraw� przed po�ogiem kr�lowej otr�bi�, tedy na zlegni�cie ani na gonitwy rycerskie nie czekaj, jeno id�, bo tam mo�e by� korzy��.. Knia� Witold wiesz, jako jest hojny - a ciebie ju� zna. Sprawisz si�, to obficie nagrodzi. A nade wszystko, zdarzyli B�g niewolnika mo�esz nabra� bez miary. Tatar�w jak mrowia na �wiecie. W razie zwyci�stwa przypadnie i kopa na jednego. Tu Ma�ka, kt�ry by� chciwy na ziemi� i robocizn�, pocz�� marzy�: - Boga mi! Przygna� tak z pi��dziesi�t ch�opa i osadzi� na Bogda�cu! Przetrzebi�oby si� puszczy szmat. Uro�liby�my oba. A ty wiedz, �e nigdzie tylu nie nabierzesz, ilu tam mo�na nabra�! Lecz Zbyszko pocz�� g�ow� kr�ci�. - O wa! koniuch�w natrocz�, ko�skim pad�em �yj�cych, roli niezwyczajnych! Co po nich w Bogda�cu?... A przy rym ja trzy niemieckie grzebienie �lubowa�em. Gdzie�e je znajd� mi�dzy Tatary? - �lubowa�e�, bo� g�upi, ale takie to tam i �luby. - A moja rycerska cze��? jak�e? - A jak by�o z Rynga���? - Rynga��a ksi�cia otru�a - i pustelnik mnie rozwi�za�. - To ci� w Ty�cu opat rozwi��e. Lepszy opat od pustelnika, jen to wi�cej zb�jem ni�li,zakonnikiem patrzv�. - A nie chc�. Ma�ko zatrzyma� si� i zapyta� z widocznym gniewem: - No, to jako�e b�dzie? - Jed�cie sobie sami do Witolda, bo ja nie pojad�. - Ty knechcie! A kto si� kr�lowi pok�oni?... i nie �al ci to moich ko�ci? - Na wasze ko�ci drzewo si� zwali, jeszcze ich nie po�amie. A cho�by mi te� by�o was �al - nie chc� do Witolda. - C�e b�dziesz robi�? Sokolnikiem czyli te� ryba�tem przy dworze mazowieckim zostaniesz? - Albo to sokolnik co z�ego? Skoro wolicie mrucze� ni� mnie s�ucha�, to mruczcie. - Gdzie pojedziesz? Za nic ci Bogdaniec? Pazurami b�dziesz w nim ora�? bez ch�op�w? - Nieprawda! Chwacko�cie wym�drowali z Tatarami. Zabaczyli�cie, co prawili Rusini, �e Tatar�w tyle najdziesz, ile ich pobitych na polu le�y, a niewolnika nikt nie u�api, bo Tatara we stepie nie zgoni. Na czym�e go b�d� goni�? Na onych ci�kich ogierach, kt�re�my na Niemcach wzi�li? Widzicie no! A co za �up wezm�? Parszywe ko�uchy i nic wi�cej. O, to dopiero bogaczem do Bogda�ca zjad�! to dopiero mnie komesem nazowi�! Ma�ko umilk�, albowiem w s�owach Zbyszkowych wiele by�o s�uszno�ci, i dopiero po chwili rzek�: - Aleby ci� knia� Witold nagrodzi�. - Ba, wiecie: jednemu da on za du�o, drugiemu nic. - To gadaj, gdzie pojedziesz. - Do Juranda ze Spychowa. Ma�ko przekr�ci� ze z�o�ci pas na sk�rzanym kaftanie i rzek�: - Bodaj�e� olsn��! - Pos�uchajcie - odpowiedzia� spokojnie Zbyszko.- Gada�em z Miko�ajem z D�ugolasu i ten prawi, �e Jurand pomsty na Niemcach za �on� szuka. P�jd�, pomog� mu. Po pierwsze, sami�cie rzekli, �e niecudnie mi ju� z Niemcami si� potyka�, bo i ich, i sposoby na nich znamy. Po drugie, pr�dzej ja tam nad granic� one pawie czuby dostan�, a po trzecie, to wiecie, �e pawi grzebie� nie lada knecht na �bie nosi, wi�c je�li Pan Jezus przysporzy grzebieni, to przysporzy i �upu. W ko�cu: niewolnik tamtejszy to nie Tatar. Takiego w boru osadzi� nie �al si� Bo�e. - C�e� ty, ch�opie, rozum straci�? przecie nie. ma teraz wojny i B�g wie, kiedy b�dzie! - O moi�cie wy! Zawar�y nied�wiedzie pok�j z bartnikami i barci nie psowaj� ni miodu nie jedz�! Ha, ha! A czy to nowina wam, �e cho� wielkie wojska nie wojuj� i cho� kr�l z mistrzem pod pergaminem piecz�cie po�o��, na granicy zawsze m�t okrutny? Zajm�-li sobie byd�o, trzody, to si� za jeden krowi �eb po kilka wsi�w pali i zamki oblegaj�. A porywanie ch�op�w i dziewek? a kupc�w na go�ci�cach? Wspomnijcie czasy dawniejsze, o kt�rych sami�cie mi rozpowiadali. �le to by�o onemu Na��czowi, kt�ry czterdziestu rycerzy do Krzy�ak�w jad�cych chwyci�, w podziemiu osadzi� i p�ty nie pu�ci�, p�ki mu pe�nego woza grzywien mistrz nie przys�a�? Jurand ze Spychowa te� nic innego nie czyni i nad granic� zawsze gotowa robota. Przez chwil� szli w milczeniu, tymczasem rozwidni�o si� zupe�nie i jasne promienie s�o�ca roz�wieci�y ska�y, na kt�rych pobudowane by�o opactwo. - B�g wsz�dzie mo�e poszcz�ci� - rzek� wreszcie udobruchanym g�osem Ma�ko - pro�, �eby ci b�ogos�awi�. - Pewno, �e wszystko Jego �