2287
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2287 |
Rozszerzenie: |
2287 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2287 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2287 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2287 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Joe Kane
Z nurtem Amazonki
Tom
Ca�o�� w tomach
Zak�ad Nagra� i Wydawnictw
Zwi�zku Niewidomych
Warszawa 2000
Z j�z. angielskiego prze�o�y�a
Maria Cicho�
T�oczono pismem punktowym dla
niewidomych w Drukarni Zak�adu
Nagra� i Wydawnictw ZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
Przedruk: Wydawnictwo
"Pr�szy�ski i S_ka",
Warszawa 1997
Korekty dokona�y
U. Maksimowicz
i I. Stankiewicz
`rp
Dla Elyse
Cz�� pierwsza - G�ry
Cz�� pierwsza
G�ry
Pacyfik
By� koniec sierpnia 1985 roku.
Wysoko w Andach, na po�udniu
Peru, pod rdzawym zimowym niebem
posuwa�a si� wolno stara
ci�ar�wka marki Gmc,
podskakuj�c na wyboistym
pustkowiu, nazywanym tu pun�.
Przypomina ona ksi�ycowy
krajobraz: p�aski, bezdrzewny
teren wyschni�ty jak pieprz,
przez dziewi�� miesi�cy w roku
smagany lodowatymi wiatrami
miotaj�cymi py�. Na horyzoncie
rysuj� si� �yse, brunatne
wzg�rza i ostre, szare
wierzcho�ki g�r. Na wysoko�ci
4600 metr�w zawarto�� tlenu w
powietrzu jest o po�ow� mniejsza
ni� na poziomie morza i odczuwa
si� silne pulsowanie w
skroniach. A kiedy niebo
rozja�ni si� czasem na chwil�,
ostre promienie s�o�ca spadaj�
gwa�townie w d� i bezlito�nie
atakuj� ga�ki oczne.
Bezwiednie rozejrza�em si�
wok� i dozna�em uczucia
niepokoju, �e pakuj� si� w co�,
czego zupe�nie nie rozumiem.
By�o nas pi�ciu przykucni�tych
na platformie ci�ar�wki.
Zamierzali�my dokona� pierwszego
w historii sp�ywu najd�u�sz�
rzek� �wiata - Amazonk� - kt�ra
bierze pocz�tek na po�udniu
Peru, przelewa si� na p�noc
przez Andy, a potem skr�ca na
wsch�d i zmierza do Atlantyku.
Chcieli�my zobaczy� na w�asne
oczy ka�dy metr jej wst�gi o
d�ugo�ci 6760 kilometr�w, od
�r�d�a a� do jej uj�cia do
oceanu. Aby tego dokona�,
musieli�my najpierw znale��
�r�d�o rzeki, ukryte gdzie� tu,
na tym ponurym g�rskim
pustkowiu. Szukaj�c miejsca
narodzin Amazonki, jak dot�d
znajdowali�my jedynie py�. Wiatr
wyj�cy na punie wciska� nam go
do garde�, uszu, oczu i we
wszystkie pory sk�ry. Nie
pomaga�y kaszel, plucie i
zaciskanie powiek. Py� wdziera�
si� do paczek z �ywno�ci�,
butelek z wod�, do naszych dusz.
Na prawo ode mnie siedzia�
trzydziestoletni Polak, Zbigniew
Bzdak. By� kr�pym,
nied�wiedziowatym m�czyzn� o
�agodnych niebieskich oczach,
falistej rudej brodzie i w�osach
blond z zacz�tkami �ysiny. Bez
wzgl�du na warunki potrzeba
m�wienia by�a u niego r�wnie
silna, jak potrzeba oddychania.
- Sze�� lat temu mieszka�em w
Krakowie - wrzeszcza� do mnie. -
Studiowa�em fotografik� i fizyk�
j�drow�. Nic specjalnego, ale
nie narzeka�em: rano kawa, po
po�udniu piwo. Pewnego dnia
przyszed� w odwiedziny m�j
s�siad, Piotr. Powiedzia�, �e
wybiera si� do Ameryki
�aci�skiej, aby sp�yn�� kajakiem
ka�d� du�� rzek�, jak� tam
znajdzie.
M�wi� o Piotrze Chmieli�skim,
kt�ry w�a�nie uzyska� dyplom
magistra in�yniera na wydziale
mechaniki. Wraz z dziewi�cioma
uczestnikami wyprawy
wykombinowali od wojska
polskiego siedmiotonow�
ci�ar�wk�; za�adowali na ni�
dwadzie�cia kajak�w i zapas
�ywno�ci na rok, po czym
wsadzili to wszystko na statek.
- Statek by� gotowy do
wyruszenia w drog�, ale w�a�nie
zapodzia� si� gdzie� fotograf
wyprawy - kontynuowa� Bzdak. -
Piotr chcia� wiedzie�, czy
by�bym tym zainteresowany.
Po dw�ch tygodniach opu�cili
Polsk�, planuj�c powr�t za sze��
miesi�cy. Jak dot�d �aden z nich
nie wr�ci�.
- Pierwsz� rzek�, jak�
sp�yn�li�my, by�a Pescados w
Meksyku. Spu�cili�my na wod�
siedem kajak�w i w ci�gu
pi�tnastu minut stracili�my
sze�� z nich. Rzeka porwa�a je,
ot, tak po prostu. G�upi dowcip.
Byli jednak wytrwali i
pokonali ostatecznie dwadzie�cia
trzy rzeki, a na trzynastu z
nich dokonali pierwszych w
historii sp�yw�w. Terenem ich
eksploracji by�o jedena�cie
kraj�w. Rz�d Meksyku powierzy�
im wykonanie map sze�ciu nie
zbadanych dot�d rzek. National
Geographic Society zleci�o
napisanie reporta�u ze sp�ywu
rzek� Colca w Peru, kt�ra ��obi
najg��bszy kanion na �wiecie.
Jacques Cousteau,�* planuj�c
zrobienie filmu o Amazonce,
zaprosi� ich do uczestniczenia w
pracach zespo�u g�rskiego;
jednak zaproszenia nie przyj�li,
poniewa� mieli inne
zobowi�zania.
Francuski badacz m�rz, pisarz
i producent filmowy (wszystkie
przypisy, je�li nie zaznaczono
inaczej, pochodz� od t�umaczki).
- Mi�dzy wypraw� Cousteau i
nasz� obecn� jest do�� du�a
r�nica - stwierdzi� Bzdak.
- Jaka?
- Cztery miliony dolar�w.
Cousteau nawet na Amazonce pije
dobre wino. A my ju� jeste�my
sp�ukani.
W 1981 roku Polacy dokonali
pierwszego zarejestrowanego
sp�ywu Colc�. Gdy wr�cili tam w
1983 roku na zlecenie National
Geographic, zatrudnili Tima
Biggsa z Afryki Po�udniowej jako
prowadz�cego kajakarza.
Trzydziestotrzyletni Biggs,
maj�cy w �y�ach krew brytyjskich
przodk�w, by� od prawie
dziesi�ciu lat kajakarzem
�wiatowej klasy. Jednak kiedy w
wielu krajach zabroniono
wyst�p�w reprezentantom Rpa,
zrezygnowa� ostatecznie z
kariery sportowej. Polak�w
spotka� w Peru w 1981 roku.
Kierowa� wtedy wypraw� z Afryki
Po�udniowej na niezmiernie
niebezpiecznej rzece Urubamba,
kt�ra przep�ywa pod �cianami
Machu Picchu. Nast�pnie
towarzyszy� Chmieli�skiemu w
pierwszym sp�ywie
najtrudniejszym odcinkiem
pobliskiej rzeki Apurimac,
uwa�anej za najd�u�szy dop�yw
Amazonki. P�niej w mie�cie
Arequipa sp�dzi� z Polakami
wiele d�ugich wieczor�w na piciu
i ta�cach. Bzdak przezwa� go
wtedy Zulu.
Od tamtego czasu Biggs o�eni�
si�, przeszed� na protestantyzm
- religi� swej �ony - i sp�dza�
d�ugie wieczory na czytaniu
Biblii. Chcia� si� ustatkowa�,
zaj�� prac� na farmie i
wychowywaniem dzieci. Niemniej
uwa�a�, �e mo�e sobie pozwoli�
na jeszcze jedn� wypraw�.
Siedzia� teraz na wprost mnie, z
kolanami podci�gni�tymi pod
brod� przyci�t� w stylu Abrahama
Lincolna. By� niskim,
muskularnym, ciemnookim szatynem
o siwiej�cych w�osach. Mia�
opini� odwa�nego cz�owieka
rzeki, o ogromnej energii i
silnej, czasem wr�cz
zdumiewaj�cej woli; pokona�
kiedy� samotnie o�mioosobowy
zesp� wio�larski w
dwunastogodzinnych regatach. By�
wegetarianinem w trzecim
pokoleniu w rodzinie, kt�ra
zajmowa�a si� hodowl� byd�a na
ub�j. Przez ostatnie dwie
godziny na przek�r wiatrowi
wygrywa� na ustnej harmonijce
jedyn� melodi�, jak� zna� -
"Waltzing Matilda"; gra� w ko�o
to samo coraz szybciej i
szybciej.
Obok Biggsa siedzia�a doktor
Kate Durrant, szcz�kaj�c z zimna
z�bami pomimo �piwora, w kt�ry
si� otuli�a. By�a to szczup�a
trzydziestoletnia Brytyjka o
poci�g�ej, szlachetnej twarzy,
bystrych oczach i kasztanowatych
w�osach z odcieniem pomara�czu,
przyci�tych kr�tko w stylu punk.
Podnios�a teraz g�ow� i
zmierzy�a wzrokiem ja�ow� pun�.
- Chwilami nie mog� poj��, co
ja tu w�a�ciwie robi� -
wykrzykn�a.
- Cokolwiek robisz, jest to
ciekawsze od twojego nudnego
�ycia w Londynie - odkrzykn��
Bzdak.
- Pewnie masz racj�.
By�a jedyn� kobiet� na tej
wyprawie. Opr�cz nas czterech w
jej sk�ad wchodzi�o jeszcze
pi�ciu m�czyzn. Przed
przyjazdem do Peru Durrant
zd��y�a pozna� tylko dw�ch
cz�onk�w zespo�u. Kiedy
przyjaciele z telewizji
powiedzieli jej o planie
sfilmowania pierwszego sp�ywu
Amazonk�, pracowa�a jako lekarz
og�lny w National Health
Service. Przypuszczaj�c, �e
lekarz_kobieta uczyni ich
opowie�� bardziej romantyczn�,
producenci filmu wybrali Durrant
spo�r�d oko�o sze��dziesi�ciu
ch�tnych. Ostatecznie projekt
filmu upad�, lecz Durrant nie
zrezygnowa�a z udzia�u w
wyprawie. Ubieg�y rok sp�dzi�a
na poszukiwaniu lekarstw
przeciwko chorobom tropikalnym i
wysoko�ciowym. Skompletowa�a te�
zestaw �rodk�w profilaktycznych
i lecz�cych malari�, ��t�
febr�, zapalenie w�troby,
w�cieklizn�, gangren�, paso�yty
jelit, b�le z�b�w, uk�szenia
jadowitych w�y, biegunk�,
z�amania ko�ci i ca�y szereg
innych makabryczno�ci, w��czaj�c
w to fatalnego candiru; jest to
male�ki z�bacz-paso�yt, kt�ry
wczepia si� w �ciank� cewki
moczowej cz�owieka przy pomocy
kolc�w niemo�liwych do
wyci�gni�cia. Gdy si� go raz
z�apie, musi by� usuni�ty
chirurgicznie.
Przytulaj�c si� do mnie w
poszukiwaniu ciep�a, cierpia� w
milczeniu Sergio Leon. Aby m�c
uczestniczy� w wyprawie, wzi��
d�u�szy urlop ze stanowiska
dyrektora Parku Narodowego
Corcovado w Kostaryce. By�
ekspertem w dziedzinie biologii
tropikalnej i jedynym po�r�d
nas, kt�rego j�zykiem ojczystym
by� hiszpa�ski. Jako gorliwy
wyznawca zasad Christian
Science,�* niech�tnie zgodzi�
si� �yka� dwa razy w tygodniu
tabletk� zapobiegaj�c� malarii,
na co nalega�a Durrant. Sergio
by� niski, ciemnosk�ry, z
wystaj�cymi ko��mi policzkowymi,
odziedziczonymi po india�skich
przodkach; pasowa�y do nich
�wietnie obfite czarne w�sy -
spu�cizna po hiszpa�skich
antenatach. Mimo �e by�o mu
zimno i niewygodnie jak nigdy
dot�d, jego b�yszcz�ce oczy
wyra�a�y opanowanie
charakterystyczne dla ludzi
tropiku. Wygl�da� na dwadzie�cia
pi�� lat, a mia� czterdzie�ci
siedem.
Organizacja religijna (w
Polsce pod nazw� Stowarzyszenie
Nauki Chrze�cija�skiej), kt�rej
cz�onkowie m.in. zwalczaj�
choroby jedynie wiar�.
By�em jedynym Amerykaninem na
tej wyprawie i, jak si� mia�em
wkr�tce bole�nie przekona�, jej
najbardziej naiwnym cz�onkiem.
Dowodzi� tego - a w�a�ciwie
powinien dowodzi� - fakt, �e w
marynarskim worku przechowywa�em
egzemplarz kieszonkowego wydania
dzie� Conrada; �wiadczy� te� o
tym m�j str�j. Nosi�em bowiem
nowy, wielki my�liwski kapelusz
oraz koszul� koloru khaki z
epoletami; by� to rodzaj
p�wojskowego ubioru - pokazanie
si� w nim w kraju rz�dzonym
przemoc�, takim jak Peru, mog�o
grozi� zastrzeleniem.
Czu�em si� n�dznie. By�o mi
zimno i mia�em md�o�ci wywo�ane
chorob� wysoko�ciow�, a w g�owie
chaos powodowany bardziej panik�
ni� zrozumieniem stanu, w jakim
si� znajdowa�em. Kiedy
opuszcza�em Stany Zjednoczone,
udaj�c si� do Peru, mia�em
romantyczn� wizj� siebie - jako
cz�owieka wyrywaj�cego si� z
czego�, czego dok�adnie nie
umia�bym okre�li�. Teraz, w
czasie jazdy t� wytrz�saj�c�
ko�ci ci�ar�wk�, zaczyna�em
sobie u�wiadamia� jeszcze nie
ca�kiem jasno, lecz ju� z
przera�eniem, �e zbli�a si� to,
ku czemu zd��am - "czarna
dziura" Amazonki - i to z
dziewi�ciorgiem zupe�nie obcych
ludzi.
To wszystko nie wzi�o si� u
mnie z dzikiej mi�o�ci do
Amazonki, mimo �e p�niej tym
si� zako�czy�o. Pocz�tek by�
zupe�nie banalny, po prostu
telefon od nieznajomego.
Telefon zadzwoni� w jeden z
tych jasnych czerwcowych dni,
kiedy pogoda w San Francisco
jest tak pi�kna, �e - jak m�wi�
- nie istnieje. Do mojego pokoju
wp�ywa�o przez otwarte okno
s�odko_s�one powietrze z zatoki,
gdy siedz�c przy biurku
usi�owa�em uko�czy� artyku� do
gazety - prowadzi�em rodzaj
rubryki dla konsument�w w San
Francisco Chronicle.
G�os w s�uchawce mia�
gard�owe, niemieckie brzmienie.
Jak si� p�niej dowiedzia�em,
by� to akcent j�zyka afrikaans,
kt�rym pos�uguj� si� mieszka�cy
Afryki Po�udniowej wywodz�cy si�
z Holandii. Nieznajomy
przedstawi� si� jako doktor
Fran~cois Odendaal i powiedzia�,
�e zajmuje si� badaniem motyli
na zlecenie jednego z
ameryka�skich uniwersytet�w. Ze
mn� jednak chcia� om�wi�
zupe�nie inn� spraw�, nad kt�r�
pracowa� przez ostatnie sze��
lat. Zamierza� mianowicie jako
pierwszy dokona� sp�ywu Amazonk�
- najpot�niejsz� ze wszystkich
rzek - ca�� jej d�ugo�ci�.
Nie by�em przekonany do tego
projektu. Przecie� cz�owiek gra�
ju� w golfa na Ksi�ycu; czy
mo�liwe wi�c, �e ci�gle jeszcze
nie przep�yn�� od �r�d�a do
uj�cia najs�awniejszej rzeki na
w�asnej planecie? Mimo to
s�ucha�em dalej.
Wyprawa Odendaala mia�a si�
zacz�� od wspinaczki do �r�d�a
Amazonki, znajduj�cego si�
wysoko w Andach, na �nie�nej
po�aci g�rskiego zbocza. Tam
zesp� spu�ci na wod� g�rskie
kajaki i b�dzie p�yn�� oko�o 640
kilometr�w w d� rzek� Apurimac,
kt�ra stanowi pocz�tek Amazonki
i jest najbardziej niebezpieczn�
g�rsk� rzek� na �wiecie.
Dotar�szy do miejsca, gdzie
zaczyna si� d�ungla, kajaki
g�rskie ust�pi� miejsca morskim,
aby rozlewiskiem Amazonki
pokona� pozosta�� tras�, licz�c�
6120 kilometr�w. Odendaal
ocenia�, �e podr� ta trwa�aby
cztery miesi�ce.
Pojawi� si� jednak problem. W
ostatnim momencie brytyjska
sp�ka filmowa, kt�ra mia�a
finansowa� projekt, wycofa�a si�
z tego przedsi�wzi�cia. Wyprawie
- gotowej do udania si� do
Ameryki Po�udniowej za sze��
tygodni - grozi�a katastrofa.
Wsp�lni znajomi sugerowali, �e
m�g�bym pom�c zdoby� na ni�
fundusze, zamieszczaj�c w prasie
odpowiedni� informacj�.
Odrzek�em, �e nie zajmuj� si�
tego rodzaju dzia�alno�ci�.
Poradzi�em, by spr�bowa� w
biurze po�rednictwa prasowego.
Da�em mu nazw� biura i �yczy�em
szcz�cia. Na tym zako�czyli�my
rozmow�.
Wczesnym popo�udniem
uko�czy�em pisanie artyku�u,
kupi�em sze�� piw i poszed�em na
pla��. Wyk�pa�em si� w zimnym
Pacyfiku i po�o�y�em na piasku,
otwieraj�c piwo. Zapad�em w
b�ogi stan odr�twienia, kt�ry
zwykle poprzedza popo�udniow�
drzemk�. Pod�wiadomo�� podsun�a
mi wizj� tropiku: papugi, palmy,
ma�py hu�taj�ce si� na
ga��ziach.
Nagle oprzytomnia�em i z
niepokojem stwierdzi�em, �e
poch�oni�ty jestem wyliczaniem
powod�w, dla kt�rych taki
cz�owiek jak ja nie powinien
wybiera� si� nad Amazonk�.
W�a�nie niedawno zamieszka�em z
dziewczyn�, kt�ra dopiero co
uko�czy�a prawo. Wygl�da�o na
to, �e wkr�tce si� pobierzemy. W
moim zawodzie by�em dobry i
dawa�o mi to poczucie
bezpiecze�stwa, mimo �e sama
praca nie by�a nadzwyczajna.
Tak naprawd� jednak ten
zwi�zek napawa� mnie strachem, a
praca w gruncie rzeczy by�a
nudna. I to stanowi�o �r�d�o
mojego niepokoju. Po powrocie do
domu zadzwoni�em do Odendaala.
- Nie patrz na psa!
Spojrza�em na niego; patrzy�em
prosto w paciorkowe oczy bestii.
Pies skoczy� mi do gard�a, ale
tylko uderzy� k�ami w szyb�
samochodu, a Fran~cois Odendaal
waln�� go gwa�townie pi�ci�.
- Strasznie mi przykro -
powiedzia�. - Powinienem by� ci�
ostrzec. - Pochyli� si� do
wn�trza samochodu i zagwizda� na
skoml�cego psa. - To dingo.
Znalaz�em go, kiedy studiowa�em
w Australii. Przyb��ka� si� z
buszu, prawie zdychaj�c z g�odu.
Uratowa�em mu �ycie i od tamtego
czasu jest ze mn�. Nie cierpi
ludzi. Wydrapa�by ci oczy.
Przerazi� mnie ten niewielki
pies. By� chudy, brzydki, o
kr�tkiej sier�ci i nawet po tym,
jak oberwa� od Odendaala,
patrzy� na mnie gro�nie, a z
jego gard�a wydobywa� si�
przeci�g�y pomruk. Gdy zerkn��em
na niego ponownie, wyda� z
siebie dziki warkot i kolejny
raz rzuci� si� na szyb�. Nie
spojrza�em ju� wi�cej na niego.
Patrzy�em na Odendaala.
Byli�my prawie w tym samym wieku
- powiedzia�, �e ma trzydziestk�
- lecz wygl�da� inaczej, ni� si�
spodziewa�em. By� wysoki, mia�
przerzedzaj�ce si� rude w�osy,
zacz�tki brzuszka i chodzi�
utykaj�c, jakby mia� nog�
zwichni�t� w kostce. Zupe�nie
nie przypomina� sportowca.
- Nie tak sobie ciebie
wyobra�a�em - powiedzia� do
mnie, a ja pomy�la�em: "No
c�...".
Gapi�em si� bezczelnie na jego
stopy. Nie mog�em si�
powstrzyma�. By�y dziwnie ma�e w
por�wnaniu z jego wzrostem.
- Heine_medina - powiedzia�
bez wyrzutu, jakby moja reakcja
by�a tylko jedn� z wielu, jakich
wcze�niej do�wiadczy�. Bez
dalszych wyja�nie� zapyta�: -
Mog� ci postawi� piwo?
Znajdowali�my si� we wczasowym
miasteczku w G�rach Skalistych w
stanie Kolorado, niedaleko
miejsca, gdzie Odendaal sp�dza�
cz�� lata, nadzoruj�c prace w
stacji bada� motyli. Znale�li�my
bar i usiedli�my przy stoliku.
Odendaal roz�o�y� map� upstrzon�
papuzimi barwami, jakby
przeznaczon� dla uczni�w szko�y
podstawowej. Okaza�o si�, �e
sporz�dzi�o j� peruwia�skie
wojsko. G�ry by�y zaznaczone
jaskrawopomara�czowym kolorem;
lasy spowite wiecznymi chmurami
- r�owym i krzykliwie
z�ocistym; d�ungla - oczywi�cie
- tradycyjnym, zielonym.
Patrzy�em, jak Odendaal
rysowa� niebieski w�yk, kt�ry
mia� oznacza� tras� wyprawy.
By�o to wci�gaj�ce zaj�cie; mapy
s� tak kusz�cym wynalazkiem.
Nazwy rzek zaczarowa�y mnie:
Apacheta, Lloqueta, Hornillos,
Apurimac, Ene, Tambo, Ucayali,
Mara~n~on, �Solim~oes, Amazon.
Przy ich wymawianiu j�zyk gi��
si� zmys�owo. Ich �piewne
brzmienie wabi�o.
Podobnie n�ci�a wyprawa,
kt�rej projekt przedstawi�
�Odendaal. Zamierza� wspina� si�
na wysokie g�ry, p�yn�� dzikimi
rzekami - dokonuj�c przynajmniej
na jednej z nich dziewiczego
sp�ywu - i przeprawia� si� przez
tereny, kt�rych nie by�o na
mapie. W jednym z takich nie
oznaczonych miejsc, zwanym
Czerwon� Stref�, rz�d Peru
prowadzi� wyj�tkowo zaciek��
wojn� z Sendero Luminoso, czyli
�wietlistym Szlakiem.
- To rewolucjoni�ci - wyja�ni�
Odendaal. - Pewnie s�ysza�e� o
nich. Co jaki� czas zabijaj�
ludzi, tak�e dziennikarzy. -
Spojrza� na mnie i roze�mia�
si�. Dost�p do Czerwonej Strefy,
obj�tej stanem wojennym, by�
zamkni�ty. Odendaal zamierza�
jednak przekra�� si� przez ni�.
Potem planowa� sp�dzi� par�
tygodni w samym sercu
peruwia�skiego rejonu produkcji
kokainy. Przewidywa� te�
spotkanie z egzotycznymi
plemionami india�skimi.
Presti�owe brytyjskie Kr�lewskie
Towarzystwo Geograficzne ju� go
zaprosi�o na odczyty po
zako�czeniu wyprawy.
Zapali� papierosa i
wyprostowa� si� na krze�le.
- Co o tym my�lisz? - zapyta�.
Um�wili�my si� tak: gdybym
zdoby� pieni�dze od wydawcy i
przeznaczy� je na cele wyprawy,
Odendaal pozwoli�by mi opisa�
przygod�. Mia�em by� tak blisko
zespo�u, jak tylko by�oby to
mo�liwe. Przez pierwszy miesi�c
podr�owa�bym ci�ar�wk�
stanowi�c� zaplecze ekspedycji.
Jednak po dotarciu w teren,
gdzie nie ma ju� dr�g, musia�bym
pos�u�y� si� tratw�, �odzi�
u�ywan� do transportu banan�w
lub czymkolwiek innym, co by�oby
do zdobycia.
Nie by�em najlepszym
kandydatem do tej podr�y.
Wprawdzie w�ada�em hiszpa�skim i
mia�em przyzwoit� kondycj�
fizyczn� - przebiega�em dziennie
osiem kilometr�w i wykonywa�em
dwie�cie pompek - ale jeszcze
nigdy w �yciu nie uczestniczy�em
w g�rskim sp�ywie i nie p�ywa�em
dobrze. Nie by�em te�
"odkrywc�". Jednak czu�em, �e
�ycie moje jest niepe�ne:
wyblak�e, pasywne, sztampowe.
Po sze�ciu tygodniach od
tamtego pierwszego telefonu
rzuci�em prac� i po�egna�em si�
z moj� dziewczyn�. Z gor�czk�,
poc�c si� z powodu ca�ej serii
szczepionek zaaplikowanych mi
poprzedniego wieczoru,
do��czy�em do Fran~coisa
Odendaala na lotnisku w San
Francisco, gdzie wsiedli�my do
samolotu odlatuj�cego do Limy w
Peru.
Lec�c nad Meksykiem,
rozmawiali�my o wyprawie.
Odendaal niepokoi� si� o
wszystko: o sam� rzek�, o sw�j
stan zdrowia, o fundusze. Jednak
powodem najwi�kszych obaw, od
kt�rych �ciska�o go w do�ku, by�
Piotr Chmieli�ski.
Chmieli�ski by�
wsp�organizatorem wyprawy.
Odendaal spotka� si� z nim tylko
raz, lecz to wystarczy�o, aby
oceni� go jako cz�owieka
genialnego, ambitnego i
niestrudzonego. Pierwszy sp�yw
Colc� sprawi�, �e Chmieli�ski
sta� si� znan� osob� w Peru.
Pomog�o mu to w swobodnym
poruszaniu si� po�r�d zawi�o�ci
peruwia�skiej biurokracji.
Wiedzia�, jak nie da� sobie
odebra� sprz�tu na granicy,
nauczy� si� pozyskiwa�
przychylno�� w�adz u�miechem,
rozumia� wie�niak�w �yj�cych na
terenach nadrzecznych.
Odendaal ba� si�, �e
Chmieli�ski b�dzie chcia�
przej�� kontrol� nad wypraw�
przy pierwszej nadarzaj�cej si�
okazji. W istocie Chmieli�ski
ju� raz pr�bowa� to zrobi�.
Kiedy Odendaalowi nie powi�d�
si� plan zrobienia filmu,
Chmieli�ski znalaz� nowe �r�d�o
pieni�dzy; przekona� do wyprawy
milionera ze stanu Wyoming,
kt�ry podbi� ameryka�ski rynek
farb� do malowania pas�w na
jezdni. Chmieli�ski pr�bowa�
zmusi� wtedy Odendaala do
rezygnacji z roli szefa
ekspedycji, lecz ten porozumia�
si� z milionerem i uzyska� jego
poparcie. Odendaal najch�tniej
wykluczy�by Polaka z udzia�u w
wyprawie, gdyby nie to, �e
potrzebowa� go za wszelk� cen�
jako eksperta. Obawia� si� go
jednak, gdy� w Peru Chmieli�ski
czu� si� jak u siebie w domu.
Samolot podskoczy� dwa razy:
Lima.
Colca
Lima jest "najdziwniejszym,
najsmutniejszym miastem, jakie
ogl�da� mo�na [...], w bieli jej
nieszcz�cia tkwi groza
najwy�sza"�* - napisa� Melville
w "Moby Dicku". Tej nocy, kiedy
tam przybyli�my, miasto by�o
pe�ne nieszcz�cia. Niczego
jednak nie mogli�my dostrzec,
gdy� wok� panowa�a ciemno��.
Rewolucjoni�ci wysadzili
elektrowni�, pogr��aj�c Lim� w
mroku, gdzieniegdzie
roz�wietlonym p�omieniem
zapalonych cystern z olejem.
Przek�ad Bronis�awa
Zieli�skiego.
Wkr�tce po nas przylecia�
Sergio Leon, z kt�rym Oden�daal
pracowa� kiedy� w Kostaryce.
Sp�dzili�my trzy dni w Limie,
ale tak naprawd� nie pozna�em
jej dobrze. Mia�em skrzywion�
perspektyw�. Ju� drugiego dnia
rozchorowa�em si�, mia�em ataki
skurcz�w powodowanych, jak
podejrzewa�em, nerwami,
zm�czeniem podr� i lekarstwem
przeciwko chorobie
wysoko�ciowej, kt�rego ubocznym
efektem by�a najwyra�niej
w�a�nie choroba wysoko�ciowa.
Trzeciego dnia obudzi�em si�
wyczerpany, zlany potem, w
gor�czce i z �omotaniem w
skroniach. Mimo to obaj z Leonem
udali�my si� w
osiemnastogodzinn� podr�
autobusem wzd�u� odludnego
peruwia�skiego wybrze�a
Pacyfiku; Odendaal pozosta� w
Limie, czekaj�c na reszt�
uczestnik�w wyprawy. Jechali�my
do Arequipy, sk�d mieli�my
rozpocz�� wspinaczk� do �r�d�a
Amazonki. Tam te� wreszcie
spotkamy s�awnego Chmieli�skiego
oraz jego wsp�lnika - Zbigniewa
Bzdaka.
W nocy autobus skr�ci� na
wsch�d i zacz�li�my zapuszcza�
si� w Andy. O �wicie dotarli�my
do Arequipy, zapomnianej
peruwia�skiej metropolii,
po�o�onej wysoko w g�rach
naprzeciw trzech majestatycznych
wulkan�w pokrytych �niegiem.
Arequipa jest s�onecznym
pustynnym miastem, w kt�rym
mieszka sze��set tysi�cy ludzi
niskiego wzrostu, o spokojnym
usposobieniu; nie ma tu much i
nikt nie uprawia bieg�w po
zdrowie. Nazwa miasta pochodzi z
j�zyka keczua i znaczy: "Jeste�
mile widziany".
Udali�my si� do naszych
kwater. Wieczorem zadzwoni�
telefon.
- Hola - powiedzia�em po
hiszpa�sku, podnosz�c s�uchawk�.
- Halo - odpowiedzia� kto� po
angielsku. - Co s�ycha�?
Piotr Chmieli�ski by�
m�czyzn� �redniego wzrostu, o
szczup�ej, lecz muskularnej
budowie cia�a; mia� k�dzierzawe
kasztanowate w�osy, r�wno
przyci�te w�sy i niebieskie,
zimne oczy wilka. By� uprzejmy,
ale pow�ci�gliwy; nie reagowa�
�miechem na widok Keczuan,
kt�rzy na swoich fletach quena
grali melodie z ameryka�skiego
musicalu "Jesus Christ
Superstar". �agodne tony muzyki,
kiedy przygl�dali�my si�
ulicznej paradzie jedz�c lody na
Plaza de Armas, przynosi�y
ukojenie po wytrz�saj�cej ko�ci
je�dzie autobusem.
Chmieli�ski na kwater� g��wn�
wyprawy wynaj�� ca�y dom.
Wydawa�o mi si� to
ekstrawagancj�, gdy� wiedzia�em,
�e Odendaal b�dzie w Arequipie
za kilka dni i zaraz po jego
przyje�dzie wyruszymy w drog�.
Powiedzia�em o tym
Chmieli�skiemu.
- Sp�dzimy tu co najmniej dwa
tygodnie - odrzek�. Ton jego
g�osu wskazywa�, �e dyskusja
by�a sko�czona.
Kiedy nazajutrz obaj z Leonem
zg�osili�my si� do niego,
wyznaczy� nas do pomocy Bzdakowi
w aprowizacji wyprawy.
- M�w mi Zbyszek - powiedzia�
fotograf, proponuj�c zdrobnia��
form� swojego imienia, kt�ra
brzmi jak "fiszek",
przypominaj�c wymow� angielskich
s��w fish shack.�*
S�owa te oznaczaj� drobn�
rybk�, albo te� magazyn na ryby.
- Tak b�dzie �atwiej - doda�.
Nie mia� racji, ale chyba nie
przeszkadza�o mu, �e przekr�cam
jego imi�. By� przeciwie�stwem
Chmieli�skiego - bezpo�redni i
na luzie. Jego has�o przewodnie
przy doborze �ywno�ci brzmia�o:
"�adnego paskudztwa". Je�li co�
nie nadawa�o si� do gotowania,
rozpuszczenia lub zjedzenia na
zimno, nie byli�my tym
zainteresowani.
Wcze�niej uda�o si� ju�
zgromadzi� troch� zapas�w.
Chmieli�ski przekona� kanadyjsk�
firm� Yurika, aby wyposa�y�a nas
w swoje wyroby, kt�re
przeznaczone by�y dla ofiar
kl�sk �ywio�owych. Gotowe do
spo�ycia jedzenie pakowane jest
w aluminiowe koperty. Wrzuca si�
tak� torebk� na pi�� minut do
wrz�tku, a potem jej zawarto��
zjada z ry�em lub ziemniakami,
kt�re te� s� odpowiednio
spreparowane i przyrz�dza si� je
b�yskawicznie. W najbardziej
odludnych miejscach na ziemi w
naszym jad�ospisie znajdowa�a
si� wo�owina w sosie
burgundzkim, kurczaki po
my�liwsku na spos�b w�oski, a na
dni kompletnego za�amania -
krewetki w sosie s�odko_kwa�nym.
Wci�� jednak mieli�my za ma�o
�ywno�ci. Tote� nast�pny tydzie�
sp�dzili�my przepychaj�c si�
przez zau�ki targowiska w
Arequipie. Jaka� starsza kobieta
sprzeda�a nam cynamon i p�atki
owsiane, inna - sardynki w
puszkach, a trzecia -
czarnorynkow� czekolad�.
Odkryli�my miejscowy ser w
dwukilogramowych kr��kach
oblanych woskiem, nadaj�cy si�
do przechowywania. Kupili�my
wszystko, na co nas by�o sta�,
��cznie z herbat� w torebkach,
rozpuszczaln� kaw�, mlekiem w
proszku i workami cukru.
Pewnego razu napad�y mnie
jakie� �obuzy, pr�buj�c mi
ukra�� pieni�dze (peruwia�skie
sole), kt�re mia�em przywi�zane
w paczuszkach przy pasie. Bzdak
przep�dzi� ich kuksa�cami i
kontynuowa� swoj� marszrut�
w�skimi brukowanymi uliczkami
Arequipy. Nios�c dwadzie�cia
kilogram�w czekolady,
zatrzymywa� si� na ka�dym prawie
skrzy�owaniu na pogaw�dk� ze
starymi przyjaci�mi lub nowo
poznanymi lud�mi, z kt�rymi
rozmawia� po hiszpa�sku,
angielsku albo po polsku. Obaj z
Leonem posuwali�my si� za nim
chwiejnym krokiem, nie mog�c
z�apa� tchu w tym rozrzedzonym
g�rskim powietrzu i
zastanawiaj�c si�, czy nasza
wyprawa kiedykolwiek si�
zacznie.
Kolejnym uczestnikiem wyprawy,
kt�ry przyby� do Arequipy, by�
Tim Biggs. Towarzyszy� mu wysoki
dwudziestodziewi�cioletni
blondyn z Afryki Po�udniowej,
Jerome Truran. Biggs, wyznaczony
przez Odendaala na przewodnika
na rzece, mia� decydowa� o
sposobie sp�yni�cia ka�dego jej
odcinka. Truran za� mia� go
wspiera� w przeprowadzaniu
zespo�u przez najtrudniejsze
katarakty. Obydwaj nale�eli do
tego samego zwi�zku
kajakarskiego w Afryce
Po�udniowej przez blisko
dziesi�� lat. Zwi�zek przesta�
jednak istnie� po ustanowieniu
mi�dzynarodowych sankcji
przeciwko sportowcom tego kraju.
Biggs wycofa� si� ze sportu, a
Truran wyemigrowa� do Anglii,
gdzie w ko�cu uzyska�
obywatelstwo (jego pradziadek
by� Brytyjczykiem). Wkr�tce
zosta� przyj�ty do brytyjskiej
reprezentacji i sta� si� jednym
z najlepszych kajakarzy na
�wiecie, zdobywaj�c z�oty medal
w europejskich zawodach na
rzekach g�rskich w 1980 roku,
wicemistrzostwo �wiata w 1981
roku i z�oty medal w
mistrzostwach Anglii w 1982
roku.
Pasj� Biggsa sta�o si�
poszukiwanie przyg�d.
Uczestniczy� wraz z Odendaalem w
trzech wyprawach rzecznych (na
Limpopo w Afryce, na rzece
Colville na Alasce, a tak�e na
Urubambie w Peru) i przywi�za�
si� g��boko do Afrykanera. Biggs
zna� piek�o choroby
Heine_medina - jego starszy
brat by� dotkni�ty tym kalectwem
- i odnosi� si� z szacunkiem do
wysi�ku, jaki podejmowa�
Odendaal, aby przezwyci�y�
swoj� u�omno��. Wed�ug Biggsa
Odendaal mia� dusz� poety, by�
wizjonerem, mistykiem. Biggs
martwi� si� o niego. Pod
u�omno�ci� Odendaal skrywa�
ogromn� ambicj�, lecz nie by�
urodzonym kajakarzem i jego
wyprawy nie zawsze przebiega�y
g�adko. Dlatego te� Biggs
przekona� Odendaala, aby do
udzia�u w wyprawie zaprosi�
Chmieli�skiego i Trurana.
Podziwia� zdolno�ci
organizacyjne Polaka i jego
wiedz� o Peru, a Truranowi,
zawierzy�by w�asne �ycie.
Wiedzia�, �e sam sp�dzi
wi�kszo�� czasu na rzece
chroni�c �Odendaala; chcia� wi�c,
aby kto� czuwa� te� nad nim
samym.
Kate Durrant przyjecha�a do
Arequipy autobusem nast�pnego
dnia po Biggsie i Truranie i
natychmiast zabra�a si� do
roboty. Kompletowa�a
indywidualne zestawy lekarstw
dla ka�dego z nas, przegl�da�a
nasze dane, dawa�a nam kolejne
szczepionki i ponownie
sprawdza�a setki rzeczy w du�ym
aluminiowym pojemniku, kt�ry
mia� nam towarzyszy� na
Amazonce.
W tym czasie Chmieli�ski
zdo�a� po�yczy� landrovera - co
by�o w Peru wyczynem - i wraz z
Biggsem i Truranem podj�� si�
przystosowania go do naszych
potrzeb. Samoch�d ten o
wdzi�cznej nazwie El Condorito
(Kondorek), b�d�c nasz� baz�
przez nast�pne cztery do sze�ciu
tygodni podr�y, mia� utrzymywa�
kontakt z kajakarzami
(Odendaalem, Biggsem, Truranem i
Chmieli�skim) mniej wi�cej raz
na tydzie� i transportowa�
cz�onk�w zespo�u pomocniczego,
�ywno��, lekarstwa, zapasowe
kajaki i wios�a, sprz�t
kempingowy i filmy.
Tak� �ywili�my nadziej� do
czasu pr�by za�adunku. Kiedy
Chmieli�ski prowadzi� biednego
Kondorka jedn� z wyboistych
uliczek Arequipy, samoch�d
trz�s� si� niemo�liwie i
przechyla� niebezpiecznie na
lew� stron�. Musieli�my
zredukowa� ci�ar. Niestety
jednak potwierdzi�o si� to, co
wi�kszo�� z nas podejrzewa�a:
Condorito nie by� w stanie
transportowa� ca�ego zespo�u
pomocniczego.
Wieczorem przestudiowa�em mapy
topograficzne, kt�re kupi�em w
Limie. Strumyki daj�ce pocz�tek
rzece, a tak�e g�rny Apurimac,
p�yn�y przez wysokie odludne
p�askowy�e i strome, z rzadka
zamieszka�e kaniony, lecz
wygl�da�o na to, �e istniej� tam
szlaki. Powiedzia�em
Chmieli�skiemu, �e je�li zdo�am
dotrze� wysoko do �r�d�a, to
chcia�bym r�wnie� podj�� pr�b�
zej�cia pierwszym etapem trasy.
Nie umia�em okre�li�, ile
czasu mog�oby mi to zaj��. Trasa
obejmowa�a oko�o 240 kilometr�w,
licz�c wzd�u� biegu rzeki, lecz
bior�c pod uwag� wszystkie
wej�cia i zej�cia �cianami
kanion�w, mog�a wyd�u�y� si� do
480 kilometr�w. (W 1970 roku
Brytyjczyk John Ridgway
przemierzy� pieszo nizinn� cz��
Peru. Zej�cie do miejsca, gdzie
rozpocz�� on swoj� w�dr�wk�,
mog�o mi zabra� wiele tygodni).
Pomimo tak znacznej d�ugo�ci
trasy m�j plan by� w r�wnym
stopniu egoistyczny, co
pragmatyczny. Jako pierwszy
opuszcz� prze�adowany samoch�d,
polec� samolotem do Cuzco i
zagrzebi� si� tam na miesi�c
albo i d�u�ej, czekaj�c, a�
pozostali przeprawi� si� przez
wysokie g�ry.
Ul�y�o mi, gdy Chmieli�ski
zaakceptowa� moj� propozycj�.
Kiedy brytyjscy producenci
filmowi wycofali si� z programu
"Amazonka" (Odendaal twierdzi�,
�e domagali si� zbyt du�ej
kontroli nad ca�ym
przedsi�wzi�ciem), Odendaal
zdecydowa� si� na robienie
w�asnej dokumentacji wyprawy.
Zwerbowa� w tym celu dwuosobowy
zesp� filmowc�w z Afryki
Po�udniowej. W dwa tygodnie po
naszym przybyciu do Arequipy
przylecia� z Limy z Faniem Van
der Merwe'em, kt�ry wyk�ada� w
szkole filmowej w Pretorii, i
Pierre'em Van Heerdenem, by�ym
studentem Van der Merwe'a. Obaj
mieli do�wiadczenie w filmowaniu
g�rskich wypraw wspinaczkowych;
obaj byli ciemnosk�rymi wysokimi
Afrykanerami, kt�rzy du�o pili i
odpalali jednego papierosa od
drugiego.
Po kilku dniach zgromadzili�my
si� wszyscy w naszej kwaterze
g��wnej przy �wietle �wiecy
wok� szerokiego sto�u zbitego z
desek. Odendaal usiad� na jednym
ko�cu sto�u, Chmieli�ski na
drugim, a ca�a reszta ulokowa�a
si� pomi�dzy nimi, podaj�c sobie
butelk� peruwia�skiej brandy,
zwanej pisco. Odendaal wyg�osi�
d�ugie przem�wienie,
podkre�laj�c, �e w��czy�
Chmieli�skiego do wyprawy jako
wsp�organizatora ze wzgl�du na
jego kwalifikacje i wiedz� o
Peru, lecz �e on - Odendaal -
pozostaje jedynym i
niekwestionowanym szefem i je�li
ktokolwiek si� z tym nie zgadza,
proszony jest o zrezygnowanie z
wyprawy.
Kiedy sko�czy�, spojrza� z
uwag� na ka�dego z nas, a potem
na koniec sto�u. Poprosi�
Chmieli�skiego o zabranie g�osu.
- O co chodzi? - zapyta� Polak
spokojnie. - Jeste� szefem.
Wszyscy o tym wiemy.
Za po�rednictwem
peruwia�skiego przyjaciela,
Mauricia De Roma~na,
zapobiegliwy Chmieli�ski
po�yczy� drugi samoch�d; by� to
stary, lecz mocny platformiak
marki Gmc. Razem z Condoritem
mia� przewie�� ca�y nasz zesp�
w g��b doliny Colki oko�o 80
kilometr�w od Arequipy i 1500
metr�w powy�ej niej. Stamt�d
Oden�daal, Chmieli�ski, Bzdak,
Biggs, Van der Merwe, Van
Heerden i ja spr�bujemy wspi��
si� do �r�d�a Amazonki,
znajduj�cego si� na �nie�nym
polu u szczytu Mismi, na
wysoko�ci 5400 metr�w. Durrant,
Truran i Leon wezm� Condorita i
pojad� okr�n� tras�, aby
spotka� si� r nami 25 kilometr�w
od �r�d�a po atlantyckiej
stronie kontynentalnego dzia�u
w�d. Stamt�d b�dziemy posuwa�
si� pieszo wzd�u� strumyka
biegn�cego od �r�d�a a� do
miejsca, gdzie jego g��boko��
oka�e si� wystarczaj�ca, aby
kajakarze mogli utrzyma� si� na
wodzie.
Taki by� nasz plan. Nast�pnego
dnia o krwawoczerwonym �wicie
za�adowali�my oba samochody i
ruszyli�my w kierunku wysokich
And�w. Jechali�my wyboist� poln�
drog� wok� g�ry Chachani; jest
to jeden z trzech wulkan�w,
kt�re wznosz� si� nad Arequip�,
przypominaj�c swoim wygl�dem
kontempluj�cych mnich�w.
Arequipa zosta�a wkr�tce
poch�oni�ta przez omiatan� py�em
pun�. W ci�gu kilku godzin, w
miar� jak pi�li�my si� w g�r� na
wysoko�� 4500 metr�w (a to wy�ej
ni� gdziekolwiek na
kontynentalnym obszarze Stan�w
Zjednoczonych), koncentrowa�em
ca�y wysi�ek na tym, aby
opanowa� md�o�ci powodowane
przez soroche, czyli chorob�
wysoko�ciow�.
Rdzenni mieszka�cy And�w m�wi�
o sobie Runa, czyli ludzie.
Jednak szerzej znani s� jako
Keczuanie (nazwa od j�zyka
keczua, kt�ry Inkowie narzucili
podbitym przez siebie
plemionom). Wed�ug nich puna
jest "dzika" i "zakazana" nie
tylko w sensie dos�ownym, lecz i
symbolicznym - duchowym. Tylko
tam mo�e si� zdarzy�, �e kto�
dopu�ci si� takiego aktu
seksualnego jak na przyk�ad
kazirodztwo, kt�re jest
zabronione w obr�bie wiosek, i
tam w�a�nie mieszkaj�
najpot�niejsze andyjskie b�stwa
apu i wamani; s� one cz�sto
przedstawiane jako biali brodaci
ludzie nosz�cy europejskie
odzienie i mieszkaj�cy wewn�trz
g�r oraz w g��biach jezior.
Wamani mo�e wyje�� serce
m�czy�nie, spowodowa�
poronienie u jego �ony lub zabi�
niemowl�, je�li si� go nie
zjedna rytualnymi ofiarami. Z
moim samopoczuciem i wobec
ksi�ycowej pustki krajobrazu
nietrudno by�o mi poj��
wyobra�enia Keczuan.
Ci�ar�wka spowita tumanami
kurzu, tocz�ca si� z turkotem
przez odludny rezerwat Aguada
Blanca zaledwie sprawia�a
wra�enie ruchu na mrocznym tle
pupy, gdy nagle g�rskim
grzbietem przegalopowa�o pi��
wigoni, sp�oszonych naszym
wtargni�ciem. Z d�ugimi szyjami
i wytrzeszczonymi oczami
stanowi�y widok zar�wno
odrealniony, jak i przejmuj�co
smutny. Wigonie oraz podobne do
nich prze�uwacze guanako nale��
do najwi�kszych dziko �yj�cych
zwierz�t na punie. W
rzeczywisto�ci jednak nie s�
du�e; rozmiarami przypominaj�
sarn�. Oba gatunki, mimo �e
bezgarbne, spokrewnione s� z
wielb��dami. Pod koniec lat
sze��dziesi�tych tego stulecia
wigonie zosta�y prawie
doszcz�tnie wyt�pione ze wzgl�du
na cenn� we�n�, ich populacja
odrodzi�a si� jednak w
rezerwacie. Chocia� to zwinne i
pe�ne wdzi�ku zwierz�ta i
poruszaj� si� bez trudu z
pr�dko�ci� do pi��dziesi�ciu
kilometr�w na godzin�, na tle
roztaczaj�cego si� wok�
br�zowego p�askowy�u ich bieg
wydawa� si� wolniejszy. P�dzi�y
bez przerwy, lecz sprawia�y
wra�enie, �e nigdy nie osi�gn�
celu.
Taki bezmiar przestrzeni
przyt�acza, je�li jest si� po
raz pierwszy w Andach. Po
Himalajach i Pamirze s� one
trzecimi co do wysoko�ci g�rami
na �wiecie. Biegn� z p�nocy na
po�udnie zachodni� stron�
kontynentu jako rz�d �a�cuch�w
g�rskich - kordylier -
poprzedzielanych
nieprawdopodobnie g��bokimi
kanionami i bezkresnymi
p�askowy�ami puny. Mimo �e Andy
nie s� oddalone od Pacyfiku o
wi�cej ni� 160 kilometr�w, na
ich zmienn� i cz�sto gwa�town�
pogod� ma wp�yw masa gor�cego,
wilgotnego powietrza, kt�re
unosi si� znad dorzecza
Amazonki. W miar� przesuwania
si� na zach�d traci ono
wilgotno�� i w konsekwencji
zbocza opadaj�ce w kierunku
Atlantyku pokrywa bujna
ro�linno��, a te po stronie
Pacyfiku s� wysuszone i prawie
martwe. M�wi si�, �e na pustyni
Atacama, kt�ra znajduje si� na
po�udniowy zach�d od Arequipy,
mo�na przejecha� 250 kilometr�w
i nie dostrzec �ladu �ycia.
Przygl�da�em si� punie z
podskakuj�cej ci�ar�wki.
Postacie wok� mnie zmienia�y
si� ci�gle, przemieszczaj�c si�
z platformy do szoferki i z
powrotem; czu�em si� jednak
n�dznie i szybko porzuci�em
zamiar nawi�zania rozmowy z
kimkolwiek. Milcz�c,
bezskutecznie pr�bowa�em
doszuka� si� jakiego� porz�dku,
jakiej� wsp�lnej my�li w
obcoj�zycznej paplaninie, kt�ra
przes�cza�a si� poprzez wiatr: w
afrikaans, po polsku, hiszpa�sku
i angielsku w dialektach,
kt�rych przed przybyciem do Peru
nigdy nie s�ysza�em. By�o nas
razem dziewi�ciu m�czyzn i
jedna kobieta; po�r�d nas
znajdowa� si� odrodzony
chrze�cijanin, europejski
katolik, wyznawca Christian
Science, agnostyk i poganie
r�nego pokroju; dw�ch Polak�w,
jedna Brytyjka, pi�ciu
mieszka�c�w Po�udniowej Afryki
(trzech Afrykaner�w, dw�ch
pochodzenia brytyjskiego), jeden
Kostarykanin i jeden Amerykanin;
czterech �onatych, dw�ch
dzieciatych; przekonania
polityczne - od skrajnie
lewicowych do skrajnie
prawicowych.
Tylko czworgu mia�o by� dane
osi�gni�cie celu.
P�nym popo�udniem zjechali�my
poni�ej 3600 metr�w na ogromn�
szachownic� finezyjnych taras�w
ziemi uprawnej. Pn� si� one
stromo w g�r� od Colki, kt�ra
p�ynie przez Andy w kierunku
p�nocno_zachodnim, nast�pnie
skr�ca gwa�townie na po�udnie i
uchodzi do Pacyfiku. Uprawiane
r�kami ludzkimi (traktory
spad�yby ze stromych �cian)
tarasy ja�owej z natury ziemi
nadaj� zboczom doliny wygl�d
zielonego amfiteatru.
Wysoko w g�rze szybowa�y
unoszone silnymi pr�dami
termicznymi dwa andyjskie
kondory, najwi�ksze ptaki
drapie�ne na �wiecie, a ich
skrzyd�a o trzymetrowej
rozpi�to�ci rzuca�y cie�
dziesi�tki metr�w ni�ej. Przez
lornetk� mo�na by�o dojrze�
wok� ich szyi �a�cuszek bia�ych
pi�r, kt�ry nadaje im wygl�d
zakapturzonych kat�w. Z ty�u za
nimi obrze�a doliny strzeg�y
wulkany o bia�ych sto�kach, a
kilka kilometr�w dalej czarna
szczelina wskazywa�a miejsce,
gdzie rzeka wy��obi�a najg��bszy
na ziemi w�w�z, ponad dwa razy
g��bszy ni� Wielki Kanion
Kolorado w USA. W pewnym miejscu
g�rna kraw�d� kanionu znajduje
si� cztery kilometry powy�ej
poziomu rzeki.
Kiedy emisariusze Ink�w po raz
pierwszy, oko�o 1450 roku,
penetrowali dolin� Colki,
napotkali tu Indian Collagua,
kt�rzy czcili wulkany i swoim
g�owom nadawali kszta�t sto�k�w.
(Ten makabryczny efekt
uzyskiwano poprzez przymocowanie
desek do mi�kkiej czaszki
niemowl�cia). Sto lat p�niej,
kiedy przybyli tu Hiszpanie,
rejon Colki by� drugim co do
wydajno�ci obszarem w systemie
rolniczym Ink�w, uznawanym za
najbardziej rozwini�ty w Nowym
�wiecie. W owym czasie panowanie
nad Colc� obj�� Gonzalo
Pizarro�* wraz z towarzysz�cymi
mu franciszka�skimi
misjonarzami. W ci�gu
trzydziestu lat jego rz�d�w
po�owa rdzennej ludno�ci
wygin�a, a reszt� sp�dzono z
g�r do nowo utworzonych
miasteczek i wsi. Dawne
gospodarstwa rolne i systemy
irygacyjne zosta�y prawie
zupe�nie zniszczone.
Brat i wsp�lnik s�ynnego
konkwistadora Francisca.
W szesnastowiecznym Peru
podobne tragedie powtarza�y si�
wielokrotnie. Umieralno�� w�r�d
Keczuan by�a wtedy dwa razy
wi�ksza ni� w okresie Czarnej
�mierci w Europie. Mimo �e
obecnie w Peru �yje oko�o
dziesi�ciu milion�w ludzi
m�wi�cych j�zykiem keczua, nie
odzyskali oni nigdy pozycji
sprzed podboju hiszpa�skiego
(ocenia si�, �e w okresie
przybycia konkwistador�w by�o
oko�o sze�ciu milion�w Keczuan).
Dzisiaj maj� oni najni�szy
status w�r�d zr�nicowanych
warstw spo�ecznych Peru. W�adz�
w kraju sprawuje oligarchia
Kreol�w, czyli ludzi
europejskiego, przewa�nie
hiszpa�skiego pochodzenia.
Opr�cz Kreol�w i Indian istnieje
kilka innych, nieprecyzyjnie
okre�lonych klas mieszanych,
zwanych Metysami. W wyniku
asymilacji kultur i porzucenia
swoich tradycyjnych obyczaj�w
niekt�rzy Keczuanie mieszkaj�cy
w miastach zdo�ali osi�gn��
pozycj� Metys�w. Nie dotyczy to
mieszka�c�w wsi; tote� cz�sto
wyraz ich twarzy - jaki zechc�
pokaza� tym, kt�rzy zadadz�
sobie trud, aby spojrze� na nich
ze swojego szczebla drabiny
spo�ecznej - jest kamienny.
Po czterech wiekach od masakry
dokonanej przez Pizarra dolina
Colki odzyska�a pewn� r�wnowag�,
lecz nawet w przybli�eniu nie
jest tak wydajna, jak by�a
w�wczas. Do tego doszed� nowy
projekt, czyli plan "Majes",
oszacowany na dziewi��set
milion�w dolar�w - je�li jego
realizacja kiedykolwiek zostanie
uko�czona. Przewiduje on
zawr�cenie biegu andyjskich w�d
rzecznych - sp�ywaj�cych na
wsch�d do Amazonki - na pustyni�
wzd�u� wybrze�a Pacyfiku.
Dwa miesi�ce przed naszym
przyjazdem na g�rnym odcinku
rzeki Colca oddana zosta�a do
u�ytku zapora, nale��ca do
programu "Majes". Nie wiadomo
jeszcze, jaki wp�yw b�dzie to
wszystko mia�o na dolin� w
przysz�o�ci. Jak dot�d jednak
jest to dzia�anie niszcz�ce. Tak
twierdzi siostra Antonia,
misjonarka z Maryknollu,�* kt�ra
urodzi�a si� w Brooklynie w
Nowym Jorku, a od czternastu lat
mieszka nad Colc�. Nag�e
wtargni�cie nowoczesnej
technologii, twardego pieni�dza
i nieugi�tego pragmatyzmu
zachwia�o r�wnowag� tubylczej
gospodarki opartej na pracy
zespo�owej, wymianie towarowej i
rolnictwie zapewniaj�cym
wy�ywienie. Cenne tereny
rolnicze zosta�y wykupione i
zniszczone, zwierz�ta hodowlane
wybite na nowych drogach, a
miejscowa kosmologia, kt�ra
uznawa�a rzek� i wiele
okolicznych g�r za �wi�te,
zosta�a bezlito�nie zniewa�ona.
Garstka ludzi wystarczaj�co
rozs�dnych, aby zaoszcz�dzi�
pieni�dze, szybko opu�ci�a
dolin�. Wi�kszo�� tych, kt�rzy
tu zostali, porzuci�a
dotychczasowy tryb �ycia dla
okular�w przeciws�onecznych,
polaroid�w i taniego alkoholu z
trzciny cukrowej, a gdy program
si� za�ama� - bezrobocia.
Katolickie towarzystwo
misyjne, za�o�one w 1911 roku,
kt�rego celem jest werbowanie,
szkolenie i wysy�anie
ameryka�skich misjonarzy poza
granice USA.
Chmieli�ski za�atwi� dla nas
bezp�atne pomieszczenia w
Achomie, kt�ra jest jakby
kawa�kiem wsp�czesnego
przedmie�cia po�o�onym w �rodku
doliny, oddzielonym od reszty
Peru p�otem z siatki i drutu
kolczastego, pilnowanym przez
stra�nik�w, oraz bram� z
elektronicznym zabezpieczeniem.
Po jednej stronie ogrodzenia
znajdowa�y si� rz�dy
identycznych domk�w w stylu
farmerskim, wyprofilowane ulice,
ogr�dki, piece elektryczne.
Mo�na by�o wej�� do kt�rego� z
dom�w, w��czy� telewizor i
obejrze� mecz baseballowy. W
swoim czasie w Achomie mieszka�o
ponad stu czterdziestu
in�ynier�w zatrudnionych przy
realizacji programu "Majes".
Wraz z rodzinami przybyli tu z
Kanady, Wielkiej Brytanii,
Hiszpanii, Szwecji i Afryki
Po�udniowej. Tymczasem po
drugiej stronie ogrodzenia by�o
czu� sw�d palonego suszonego
�ajna i pi�mowy zapach �wie�o
zaoranej ziemi na polach
uprawianych przez te same
rodziny od wielu pokole�.
Nie maj�c co z tym kompleksem
zrobi�, rz�d Peru przekszta�ci�
go w hotel. Dostali�my go teraz
do naszego wy��cznego u�ytku i
sp�dzili�my tam dwa dni,
pr�buj�c zaaklimatyzowa� si� na
wysoko�ci 3300 metr�w. Dokucza�y
nam b�le g�owy i sensacje
�o��dkowe, czyni�ce sen
niespokojnym i nie daj�cym
wypoczynku. Nast�pnie ponownie
za�adowali�my samochody i
mro�nym, jasnob��kitnym rankiem
pojechali�my poln� drog�,
ci�gn�c� si� wzd�u� koryta
Colki. Jaki� stary Keczuanin
bieg� za nami w milczeniu, a�
usta�. Skr�cili�my w miejscu,
gdzie na zewn�trznym �uku drogi
wznosi�y si� dwa krzy�e.
Mniejszy, zrobiony z ga��zek,
upami�tnia� �mier� na drodze.
Wi�kszy, aluminiowy,
podtrzymywa� lini� elektryczn�,
zasilaj�c� osiedle Achoma.
Przekroczyli�my rzek� i
pojechali�my na zach�d drog�
biegn�c� wzd�u� niej do wioski
Lari, odleg�ej o dziesi��
kilometr�w. Stamt�d Odendaal,
Chmieli�ski, Bzdak, Biggs, Van
der Merwe, Van Heerden i ja
chcieli�my rozpocz�� nasz�
wspinaczk� do �r�d�a.
Peruwia�ski kierowca mia� wr�ci�
ci�ar�wk� do Arequipy,
natomiast Condorito chwilowo
zostawa� z nami w Lari. Kiedy po
wynaj�ciu os��w wyruszymy w
drog�, Leon, Durrant i Truran
pojad� landroverem z powrotem
wzd�u� Colki. Okr��� g�r� i
udadz� si� do ma�ej stacji
meteorologicznej. Jak wynika�o z
mapy, znajdowa�a si� ona wysoko
na punie, oko�o dwudziestu
pi�ciu kilometr�w na p�noc od
�r�d�a. Zamierzali�my spotka�
si� tam z nimi za trzy do pi�ciu
dni.
Kiedy dotarli�my do Lari,
s�o�ce tkwi�o nieruchomo na
bezlitosnym andyjskim niebie.
Jego o�lepiaj�cy blask pora�a�
oczy, a suche jak pieprz
powietrze zdawa�o si� wyci�ga� z
nich ca�� wilgo�. Na go�ym
skrawku spieczonej ziemi sta�o
kilkana�cie rozwalaj�cych si�
lepianek i solidny ko�ci�
katolicki, najwi�kszy w tej
dolinie. Ca�o�� wisia�a na
kraw�dzi stromego kanionu jak
�limak przyczepiony do �ciany.
Keczuanie stali w drzwiach
cha�up lub drzemali na s�o�cu.
Kr�pe kobiety o zar�owionych
twarzach nosi�y melonikowe
kapelusze i ogromne sp�dnice, a
wychudzeni m�czy�ni mieli na
sobie d�insy i dziurawe swetry.
Nikt si� nawet nie poruszy� na
nasz widok.
Odendaal i Chmieli�ski nie
mieli �atwego zadania z
wynaj�ciem os��w.
- Wygl�da to co najmniej tak,
jakby� zaszed� do East Selsby w
Teksasie i pr�bowa� po�yczy� od
kogo� cadillaca - powiedzia�
zirytowany Odendaal.
Sta�em na skraju wioski i
spogl�da�em w d�. Tu� za Lari
zaczyna� si� gwa�towny spadek
kanionu. Nagle dozna�em
obezw�adniaj�cego zawrotu g�owy
i mia�em wra�enie, �e jaki� ma�y
cz�owieczek wali mi m�otkiem po
ga�kach ocznych od �rodka, jakby
chcia� je wybi� na zewn�trz.
Skoro tu, na wysoko�ci 3300
metr�w, ulega�em chorobie
wysoko�ciowej, to jak pokonam
nast�pnych 1800 metr�w do
�r�d�a?
Nagle cz�owieczek rykn��:
"MGFLARHA!".
Ale to by� Bzdak, kt�ry sta�
obok mnie i stara� si�
przekrzycze� wiatr, wiej�cy
teraz w g�r� kanionu. Otworzy�
usta, pokazuj�c zielon� prymk�,
kt�r� nast�pnie wyplu�.
- Li�� koki - powiedzia�. -
Chcesz?
- Czy ja wiem?
- A czujesz si� jak wypluty?
- My�l�, �e tak.
- To chcesz.
Zar�wno uprawianie, jak i
�ucie tych li�ci jest w Andach
legalne i, jak nam powiedzia�a
Durrant, s� one skutecznym
antidotum na nast�pstwa choroby
wysoko�ciowej. Lecz lekarska
opinia w istocie nie mia�a dla
mnie w owej chwili znaczenia.
Cierpia�em i by�em sk�onny
spr�bowa� czegokolwiek.
Z zawini�tka okr�conego w
gazet� Bzdak wydoby� kilka li�ci
wielko�ci palca i z�o�y� je
wp�. Wetkn��em ten zwitek pod
prawy policzek. Poczu�em smak
li�ci herbacianych. Nast�pnie
da� mi ma�y na p� paznokcia
kawa�ek w�gla drzewnego, zwanego
llipta, kt�ry wcisn��em pomi�dzy
li�cie. Popi� z andyjskiej
komosy jest niezwykle gorzki,
lecz katalizuje zwi�zki zawarte
w li�ciach. Bez tego same li�cie
nie dawa�yby efektu.
Z nim r�wnie� nie dzia�a�y -
na pocz�tku. Kiedy rozmokni�ty
zwitek zacz�� si� rozpada�,
wymieni�em go na nowy z wi�kszym
kawa�kiem w�gla. Dzi�s�a zacz�y
mnie pali� jak od oparzenia. Po
kilku minutach zdr�twia�a mi
prawa strona ust i tylna cz��
prze�yku. Nie czu�em �adnego
ko�skiego kopa od kokainy, lecz
wal�cy m�otem cz�owieczek
od�o�y� swoje narz�dzie i...
Lari nie wydawa�o mi si� ju� tak
ponure, ani nasza wyprawa - tak
nieprawdopodobna.
Poszli�my z Bzdakiem na plac i
do��czyli�my do reszty zespo�u
zgromadzonego wok� Condorita.
Odendaal i Chmieli�ski
pertraktowali z dwoma Keczuanami
- Pastorem i Josem - kt�rzy do
sp�ki byli w�a�cicielami
czterech os��w; pojawi�y si�
jednak jakie� trudno�ci.
Wok� zebra� si� t�um. Jaka�
stara kobieta, z zielon� od koki
�lin� ciekn�c� jej z ust,
wrzasn�a: "Plugawi gringos!" a
potem chodzi�a mi�dzy nami,
obrzucaj�c nas stekiem wyzwisk.
By�a bezz�bna i bosa, mia�a na
sobie wymi�t�, podart� i
ub�ocon� bawe�nian� sukni�.
Uderzeniem r�ki w klatk�
piersiow� popchn�a mnie do ty�u
na jeden z kajak�w. Z podeptan�
godno�ci� opu�ci�em plac.
Natkn��em si� na sklep, w
kt�rym by�o ciemno - jako �e nie
mia� okien - i ch�odno.
Spomi�dzy work�w z bia�ym ry�em,
konserw rybnych i puszek ze
skondensowanym mlekiem wydoby�em
butelk� letniej wody sodowej.
Ca�y w dreszczach zap�aci�em
srogiej Keczuance i poszed�em w
kierunku �wiat�a s�onecznego,
wype�niaj�cego sklepowe drzwi.
W o�lepiaj�cym blasku
zobaczy�em nagle tuman kurzu,
wzbijany kopytami i podeszwami
wibram�w, oraz plastikowe ��dki
p�dz�ce w d� poln� drog�.
Powietrze wype�ni�y ponaglaj�ce
okrzyki: "Chorro! Chorro!". Z
brudnego ob�oku wy�onili si�
Chmieli�ski i Biggs, ok�adaj�cy
witkami cztery og�upia�e os�y o
rozd�tych nozdrzach.
- Bierz jednego i w nogi! -
wrzasn�� Biggs.
Zrobi�em, co kaza�, udaj�c si�
za ostatnim dzikookim bydl�ciem
i pohukuj�c "Chorro!" w spos�b,
kt�ry nie przekonywa� �adnego z
nas.
Van Heerden i Van der Merwe
biegli obok Biggsa.
- Chcieli podpali� nasz
samoch�d! - krzykn�� Van der
Merwe. - D�ugo za nim gonili. A
my uprowadzili�my zwierz�ta!
Z ty�u, w miejscu gdzie
zaczyna�a si� droga, Odendaal z
Bzdakiem powstrzymywali Indian.
- Kiedy oddalimy si� poza
wiosk�, dobijemy targu -
wykrzykn�� Chmieli�ski.
Bieg�em w d�, pokrzykuj�c na
kopyta wzbijaj�ce przede mn�
grudki ziemi, i my�la�em:
"Przecie� to nie powinno tak
by�. Jestem zaledwie trzy
tygodnie w Ameryce Po�udniowej,
a ju� zni�y�em si� do poziomu
z�odzieja os��w". Wyobrazi�em
sobie, �e wisz� na ga��zi w
ponurym Lari, jak n�dzni
zbrodniarze z tanich film�w
kowbojskich.
Lecz Chmieli�ski prawid�owo
oceni� sytuacj�. Min�li�my
ostatni� cha�up� przy drodze i
zatrzymali�my si�. Odendaal z
Bzdakiem do��czyli do nas, a za
nimi, zamiast gniewnego
mot�ochu, przyszli tylko
w�a�ciciele os��w - Pastor i
Jos~e.
- To przez kobiety - oznajmi�
Pastor. - One wam nie wierzy�y.
- Tak - potwierdzi� Jos~e. -
Przez kobiety. Moja �ona nie
chcia�a, �ebym poszed� z wami.
- Co one wiedz�? - Pastor
lekcewa��co machn�� r�k�.
Szlak skr�ci� ostro na p�noc
i zacz�� si� wznosi� do g�ry.
Maj�c obu Keczuan za
przewodnik�w, rozpocz�li�my
wspinaczk�.
�r�d�o
Id�c na ko�cu naszej czeredy,
wreszcie z dala od warkotu
silnik�w i dudnienia k�,
do�wiadcza�em rozkoszy
bezpo�redniego kontaktu z
ziemi�. Graham �Greene napisa� w
"Podr�y bez map": "Cz�owiek
mo�e dozna� radosnego uczucia
wolno�ci. Musi