2126

Szczegóły
Tytuł 2126
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2126 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2126 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2126 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ANDRZEJ ZBYCH STAWKA WI�KSZA NI� �YCIE I DRUGIE URODZINY 1 Um�wi� si� z Pierre'em, �e zapadn� w kartoflisku podczas drogi powrotnej. To by�a spora szansa. Wachmani o tej porze s� ju� zm�czeni, t�um przymusowych robotnik�w, kt�ry powinien maszerowa� w karnych tr�jkach, po dwunastu godzinach morderczej har�wki ci�gnie osowia�y; ka�dy my�li tylko o tym, aby jak najszybciej znale�� si� w domu, je�li domem mo�na nazwa� otoczony drutem kolczastym czworobok barak�w, w kt�rych zgromadzono kilkuset cudzoziemskich robotnik�w, zatrudnionych w stoczni remontowej Kriegsmarine w Kr�lewcu. Jest wi�c szansa, �e �aden ze wsp�wi�ni�w nie zauwa�y ucieczki, a je�li nawet, to zapewne pomy�li, �e tych dw�ch zwariowa�o zupe�nie, bo przecie� ucieczki ko�cz� si� zwykle jednakowo: po paru dniach, a po tygodniu najp�niej, przyprowadzaj� z powrotem takiego, kt�remu � jak mawia w takich okazjach lagerFuehrer Artzt - znudzi�o si� spokojne �ycie w tym cichym, przyjemnym obozie i kt�ry pragnie zakosztowa� prawdziwego niemieckiego obozu koncentracyjnego... Bo istotnie ten ma�y ob�z, postawiony na ugorze pod Kr�lewcem - ze strychu najwy�szego baraku wida� kra�cowy przystanek linii tramwajowej - nie jest prawdziwym niemieckim obozem. Staszek spodziewa� si�, �e mo�e by� znacznie gorzej, kiedy aresztowano go w rodzinnej Ko�cierzynie. Ju� wtedy dzia�a� Stutthof Konzentrationlager, budz�cy postrach w�r�d pomorskich Polak�w. Ale mia� szcz�cie. Zaplombowany bydl�cy wagon min�� Gda�sk, z kt�rym tyle Staszka ��czy�o dobrych i z�ych wspomnie�, i skierowa� si� na wsch�d. Znalaz� si� w tym niewielkim obozie, gdzie oczywi�cie nie cackaj� si� z nimi, kawki z mleczkiem do ��eczka nie podaj�, ale brukwiowej zupy z p�ywaj�cymi gdzieniegdzie okrawkami t�ustego mi�sa prawie do woli, chleba tak�e sporo, p� kilograma dziennie. Rzecz w tym -Staszek szybko si� po�apa� � �e w obozie umieszczono wy��cznie m�odych, zdrowych ludzi, dobieraj�c ich nawet pod k�tem przygotowania technicznego. By� mo�e wyznanie Staszka w ko�cierzy�skim gestapo, �e przez cztery semestry studiowa� budownictwo okr�towe na Politechnice Gda�skiej, wyznanie, dodajmy, z�o�one p�ynn� niemczyzn�, zdecydowa�o o jego losie. W�r�d wsp�towarzyszy niedoli przewa�ali ludzie obyci z prac� w fabrykach, Staszek zaprzyja�ni� si� z Felkiem, kt�ry by� majstrem u warszawskiego Gerlacha, a cz�owiek, obok kt�rego dosta� prycz�, w�a�nie ten Pierre, z kt�rym teraz omawia� ucieczk�, pracowa� przed wojn� u Panharda jako skrawacz-narz�dziowiec. Wielka machina wojny totalnej, proklamowanej przez wodza tysi�cletniej Rzeszy, potrzebowa�a fachowc�w, bo wiele stanowisk przy obrabiarkach, frezarkach i szlifierkach sta�o pustych - ludzi, kt�rzy przy nich pracowali, pos�ano na fronty. A kto� musia� produkowa� cz�ci zamienne do podziobanych przez angielskie pociski okr�t�w, wi�c stworzono ten ob�z, o kt�rym sami jego szefowie mawiali, �e nale�y do najbardziej luksusowych miejsc Trzeciej Rzeszy. Bicie nie wchodzi�o tu do rytua�u, oczywi�cie nierzadko cz�owiek obrywa� kolb�, kiedy �post" mia� akurat muchy w nosie, ale by�y to raczej szturchni�cia ni� ciosy, widocznie personel strzeg�cy obozu otrzyma� instrukcje, aby pensjonariuszy tych czterech odrutowanych barak�w w miar� mo�liwo�ci oszcz�dza�. Byli potrzebni przynajmniej do ko�ca wojny. Rzesza postanowi�a wycisn�� z nich wszystko, co si� da, zanim zdecyduje si� na ich unicestwienie. W�a�ciwie mo�na by w tym obozie doczeka� ko�ca wojny, bo oszcz�dza�y ich nawet angielskie bomby, spadaj�ce w nieregularnych odst�pach czasu na Kr�lewiec. LagerFuehrer Artzt, grubas bez prawej r�ki, kt�r� zd��y� ju� straci� gdzie� w kampanii francuskiej, usi�owa� by� jowialny, co mu zreszt� przychodzi�o bez trudu. - Widzicie - powiada� - jak was oszcz�dzamy. Anglicy bombarduj� niemieckie miasto, a was umie�cili�my za miastem, �eby wam si�, bro� Bo�e, krzywda nie sta�a... Oczywi�cie nic darmo. Wzgl�dnie ludzkie warunki �ycia okupione s� dwunastogodzinn� har�wk�. Do tego dochodzi blisko godzin� trwaj�ca droga powrotna, bo rano zawo�� ich ci�ar�wkami. Wielu si� z tym pogodzi�o. Niekt�rzy nawet uznali, �e wygrali los na loterii. Na przyk�ad ci z Warthegau lub Pomorza. Ci, kt�rzy stamt�d pochodz�, maj� prawo przekaza� cz�� zarobionych marek pozostawionym rodzinom. Ich obecno�� tutaj chroni w jakim� stopniu, przynajmniej tak sobie wyobra�aj�, najbli�szych przed wysiedleniem. Ci chwal� sobie nawet ob�z, uwa�aj�c go za najmniejsze z�o, jakie mog�o im si� przytrafi�. Ale Staszek od o�miu miesi�cy, to znaczy od momentu, gdy si� tu znalaz�, my�li o ucieczce. Co prawda on tak�e pochodzi z Pomorza, ale nic nie mo�e pom�c swoim bliskim, kt�rych poch�on�a pierwsza fala hitlerowskiego terroru w jesieni trzydziestego dziewi�tego. Uciek� wtedy do Krakowa, potem do Warszawy. D�ugo szuka� kontaktu z jak�� organizacj�, chcia� i�� do lasu, chcia� si� bi�, ale konspiracja dopiero si� rodzi�a, obejmowa�a swym zasi�giem niewielkie grupy, a wie�ci o regularnych le�nych oddzia�ach by�y bardziej pobo�nym �yczeniem ni� rzeczywisto�ci�... Kiedy wreszcie uda�o mu si� nawi�za� kontakt z organizacj�, kiedy go zaprzysi�ono i my�la�, �e nareszcie b�dzie m�g� robi� to, co robi� powinien, po tym, co sta�o si� z jego matk� i ojczymem, z jego dalszymi krewnymi i bliskimi przyjaci�mi, kazano mu wr�ci� do Ko�cierzyny. Mia� tam si� zamelinowa�, w razie potrzeby przyj�� Volkslist� i czeka� na dalsze rozkazy. T�umaczy�, �e chce walczy� z broni� w r�ku, �e chce zabija� ludzi, kt�rzy zburzyli mu dom rodzinny... Na nic si� to nie zda�o. To by� rozkaz. Powinien zrozumie�, �e organizacji potrzebni s� ludzie �wietnie znaj�cy j�zyk swego wroga, obeznani z terenem, inteligentni i odwa�ni, kt�rzy w razie potrzeby potrafi� zorganizowa� grup� konspiracyjn� czy siatk� wywiadowcz�. Ale nie doczeka� si� �adnego rozkazu. W trzy tygodnie po przyje�dzie do Ko�cierzyny przysz�o gestapo i wyl�dowa� w tym w�a�nie ma�ym obozie. Mieli pryska� razem z Felkiem, z tym od Gerlacha. Ch�opak by� cwany, ukrad� kt�remu� z robotnik�w niemieckich jego papiery i czeka� na sposobny moment. Staszek my�la� w�a�nie, �eby uczyni� co� w tym rodzaju, gdy kt�rej� nocy obudzi�a ich wizyta gestapowc�w. Poszli wprost do Felka. W sienniku znale�li te dokumenty. Felek wi�cej nie wr�ci�. Po tym wydarzeniu sko�czy�y si� g�o�ne rozmowy i p�jawne planowanie ucieczek. Kto� by� kapusiem, niestety nie uda�o si� ustali�, kto. W ka�dym razie cel administracji obozu zosta� osi�gni�ty. Ludzie zamkn�li si� w sobie, d�ugo si� obw�chiwali, zanim jeden odezwa� si� do drugiego. Tak jak sobie �yczy� lagerFuehrer Artzt: �Pracowa�, pracowa�, nie my�le� o g�upstwach...� Musia�o up�yn�� par� miesi�cy, zanim jego stosunki z Pierre'em, s�siadem z pryczy obok, zacie�ni�y si� do tego stopnia, �e zacz�li przeb�kiwa� o ucieczce. To Pierre w�a�nie, kiedy pierwsze bariery wzajemnej nieufno�ci zosta�y prze�amane, powiedzia� Staszkowi: -Wiesz, dlaczego wszyscy uciekaj�cy wpadali? Bo uciekali w niew�a�ciw� stron�. - I potem wyja�ni�: - Uciekali Polacy to zrozumia�e... Oni maj� najbli�ej. �aden Francuz nie pr�bowa�, ani Czech, ani Jugos�owianin. A mimo to �adna ucieczka si� nie uda�a... By�o szesna�cie ucieczek. Wi�kszo�� w grupach dwu-, trzyosobowych, kilka indywidualnych. Uciekinierzy zawsze wracali. Tylko raz kto� nie wr�ci�, przywieziono jego zw�oki. - To proste - ci�gn�� Pierre. - Pomy�l, wszyscy uciekaj� na po�udnie, w stron� swoich. Od teren�w, gdzie mog� trafi� na pomoc Polak�w, dzieli ich trzysta kilometr�w. - Wi�cej - sprostowa� Staszek. - Granica Rzeszy przebiega teraz nieca�e pi��dziesi�t kilometr�w na p�noc od Warszawy. -Tym bardziej. A trzeba ucieka� nie tu - poci�gn�� gwo�dziem po blasze, kt�ra mia�a sta� si� cz�ci� kad�uba jakiego� pancernika, bo ich rozmowa toczy�a si� przy pracy w stoczni, poniewa� doszli do wniosku, �e tylko tu, w og�uszaj�cym jazgocie pneumatycznych m�ot�w i piskach skrawanej stali, mog� m�wi� spokojni, �e nikt ich nie pods�ucha. - Wi�c trzeba ucieka� nie tu - powt�rzy� - lecz tu - wyrysowa� gwo�dziem strza�k� ustawion� pod k�tem prostym do poprzedniej, wskazuj�cej drog� do Polski. - Na wsch�d? - nie zrozumia� Staszek. - Zwariowa�e�. Przecie� tam s� bolszewicy. - W�a�nie - pokiwa� g�ow� Pierre. - Granica jest st�d siedemdziesi�t - osiemdziesi�t kilometr�w. Pomy�l! - A jak Rosjanie wydadz� nas Niemcom? Albo wsadz� za druty gdzie� na p�nocy? D�ugo nie wracali do tej rozmowy, to znaczy nie wracali do niej wprost, ale Pierre kr��y� wok� sprawy jak �ma ko�o �wiecy. Staszek szybko zorientowa� si�, w czym rzecz. Pierre by� komunist� i ci�gn�o go na wsch�d. Pewnie by wola� wr�ci� do Francji, ale wiedzia�, �e to niemo�liwe, wi�c wybiera� Rosj�. A on, Staszek? Nie wychowano go w mi�o�ci do wschodniego s�siada. W swoim dwudziestodwuletnim �yciu nie zd��y� si� zetkn�� z lud�mi, kt�rzy mieliby na ten wielki, szamocz�cy si� z trudno�ciami kraj inny pogl�d ni� on, to znaczy taki, jaki wyni�s� ze szko�y i lektury prasy. Ciekawi� go ten kraj, s�ysza� o pi�ciolatkach, o Dnieprogessie i Magni-togorsku, fascynowa�o go przeobra�anie rolniczego kraju w pot�g� przemys�ow�. Ale s�ysza� tak�e o procesach i czystkach, o biedzie i kolektywizacji. Staszek nie wiedzia�, ile prawdy by�o w tym, co czyta�, ale powzi�cie decyzji nie by�o spraw� prost�. Ucieczka do Generalnej Guberni jest piekielnie trudna, prawie niemo�liwa, ale ucieka� do Rosji... Dlatego, kiedy Pierre narysowa� mu strza�k�, wyznaczaj�c� marszrut� na wsch�d, zawo�a� w pierwszym odruchu: �Przecie� tam s� bolszewicy!� - Czyta�e�? - zapyta� w par� tygodni p�niej Pierre podczas p�godzinnej przerwy obiadowej. - Czyta�e� �MeinKampf"? Siedzieli w maszynowni remontowanego statku. Obiadow� zup� przywo�ono im do stoczni. To pytanie tak zaskoczy�o Staszka, �e nie doni�s� �y�ki z jakim� krupnikiem do ust. - Zwariowa�e�? Po co mia�em czyta� to �wi�stwo, z kt�rego wynika, �e jestem podcz�owiekiem. - Gdyby� czyta� - Pierre wyskroba� kasz� z dna miski, starannie wyliza� �y�k�. - Gdyby� czyta�, wiedzia�by�, �e do podludzi Adolf Hitler zalicza tak�e Rosjan. I wiedzia�by� jeszcze, �e likwidacja pa�stwa bolszewickiego jest jego g��wnym celem. Bez tego nigdy by nie zdoby� �przestrzeni �yciowej dla wybranego narodu". Potrzebne mu �yzne stepy Ukrainy, wi�c wojna z Rosj� jest nieunikniona. Je�li Rosja walczy�aby z Niemcami, poszed�by� z Rosj�? - Poszed�bym z samym diab�em. - Masz moje s�owo honoru, �e wojna wybuchnie. Staszek chcia� mu powiedzie�, �e nie bardzo w to wierzy, �e przecz� temu ostatnie wydarzenia, ale nie zd��y�, bo zawy�a syrena og�aszaj�ca koniec przerwy obiadowej. Do maszynowni wtoczy� si� majster, kt�ry pop�dzi� ich do roboty. Dopiero po paru tygodniach nadarzy�a si� okazja do rozmowy. Pierre mia� teraz u�atwione zadanie. Koncentracja wojsk niemieckich w rejonie Kr�lewca rzuca�a si� w oczy ka�demu. Triumfowa�. - A nie m�wi�em, bracie? Teraz jest najw�a�ciwsza pora. Czo�gi bez przerwy wal� na wsch�d. Wiedzia�em, �e to taktyka - z dw�ch stron - i Niemcy, i Rosjanie potrzebowali czasu. Stalin nie jest g�upi. Wiedzia�, �e w trzydziestym dziewi�tym nie da rady Hitlerowi. Musia� mie� troch� czasu. Dlatego zawar� ten pakt. Ja wiem, �e ci� to boli. U nas te� wielu ludzi tego nie rozumia�o. Ale znasz takie przys�owie, �e koszula bli�sza cia�u. Wi�c ustalili plan ucieczki. Najlepiej po robocie, kiedy eskortuj�cy ich wachmani te� s� zm�czeni. Zapa�� gdzie� w kartoflisku i przeczeka�, a� minie ich grupa. Zanim dojd� do obozu, up�ynie p� godziny. Potem kolacja, a apel dopiero o dziewi�tej, czyli razem dwie i p� godziny. Ale to jeszcze nie koniec. Pierre za�atwi, �eby kt�ry� z Francuz�w krzykn��, �e ich majster zatrzyma� na nocn� zmian�. Pojad� do stoczni ich szuka� - znowu godzina. Razem trzy i p� - do czterech godzin. Maj� po par� marek, Pierre sprzeda� wachmanowi pi�kny mohairowy szal. Staszek - trzydniow� porcj� chleba. Wystarczy, �eby kupi� bilet w stron� K�ajpedy. Do samej K�ajpedy nie starczy forsy, wi�c dojad� do czwartej czy pi�tej stacji za Kr�lewcem. Tam wysi�d� i rusz� na wsch�d. Dopiero wtedy zaczn� ich szuka�. Ale szuka� ich b�d� na po�udniu. Posz�o nadspodziewanie �atwo. By�a mg�a i �aden z �post�w� nie zauwa�y�, �e z grupy kto� uby�. Zreszt� trudno by�o wini� ich o to, poniewa� tr�jki dawno si� ju� rozpad�y, robotnicy opatuleni, czym kto mia�, szli niemal na o�lep, naprzeciw wiatrowi, kt�ry k�ad� na ich twarzach warstw� zimnej, marcowej m�awki. Sytuacj� u�atwia�o to, �e ubiorem niczym nie r�nili si� od robotnik�w niemieckich, te same niebieskie kombinezony, naci�gni�te na ubrania. Jedynym znakiem rozpoznawczym by�y przyszyte do lewej kieszeni bia�e skrawki materia�u z liter�, kt�ra symbolizowa� mia�a przynale�no�� narodow� wi�nia. Jeszcze w kartoflisku zerwali te szmaty, staj�c si� w tym momencie uciekinierami i przest�pcami w �wietle prawa Rzeszy i wewn�trznego regulaminu obozowego. LagerFuehrer Artzt za lekkie nadprucie bia�ej szmatki z literk� dawa� trzy dni karceru. Tak jak by�o um�wione, wsiedli do tramwaju na kra�cowym przystanku. Znali t� drog�, mo�na by�o do dworca g��wnego dojecha� bez przesiadki. Udawali, �e si� nie znaj�, niemczyzna Pierre'a mog�aby wzbudzi� podejrzenia, cho� tak si� z�o�y�o, �e plan zrobienia ma�ego figla w�adzom Rzeszy uknuli w�a�nie po niemiecku, poniewa� by� to jedyny j�zyk, jakim mogli si� od biedy porozumie�. Na dworcu Staszek straci� Francuza z oczu, ale ba� si�, by rozgl�daniem nie zwr�ci� na siebie uwagi Schupo, kt�ry przechadza� si� po hali dworca z r�kami do ty�u. Kupi� bilet do stacji, jak� poprzednio z Pierre'em ustali�, i min�� oboj�tnie w przej�ciu kolejarza, kt�ry kasuj�c jego bilet nie zaszczyci� go nawet spojrzeniem. Mieli szcz�cie, poci�g by� ju� podstawiony. Na peronie Pierre pu�ci� do Staszka oko i wsiad� w kt�ry� z pierwszych wagon�w. Staszek ulokowa� si� z ty�u i czeka�. By� jedynym pasa�erem w przedziale, potem zjawi� si� jaki� kolejarz wracaj�cy po pracy do domu, milkliwy na szcz�cie. Zapali� papierosa, czym przyprawi� Staszka o zawr�t g�owy, zauwa�y� to i bez s�owa podsun�� mu paczk� papieros�w. Wysiad� na nast�pnej stacji i Staszek m�g�, spojrzawszy na zegarek, stwierdzi�, �e je�li wszystko p�jdzie tak, jak zaplanowali, to zaczn� ich szuka� dopiero za godzin�. Rozwa�a� w�a�nie, co powie Rosjanom na granicy, jak ich przekona, by nie odsy�ali go Niemcom. Ockn�� si�, gdy spostrzeg�, �e poci�g stoi. Spojrza� na zegarek i ogarn�o go przera�enie. Przespa� stacj� Gnei-sau, gdzie mia� spotka� si� z Pierre'em. S�dz�c po godzinie, poci�g musia� doje�d�a� ju� do K�ajpedy. Wyjrza� oknem, powoli podnosi� si� semafor. Kilkaset metr�w dalej widnia�y �wiat�a i zabudowania sporego na oko miasta. Zdecydowa� si� w jednej chwili - skoczy�, gdy poci�g drgn��. By� na terenie jakiej� bocznicy, z prawej mia� niskie zabudowania, prawdopodobnie jakich� magazyn�w. Z lewej zagajnik z usypanymi na jego skraju wielkimi pryzmami w�gla czy koksu. Ruszy� w tamt� stron�. Mia� kompas i map�, ale c� to za mapa? Wyci�ta z gazety�K�nigsberg Zeitung" mapa zwyci�skiego marszu niemieckich wojsk. Ta cz�� Europy, kt�ra go interesowa�a, by�a zaledwie naszkicowana. M�g� si� z tego domy�li� jedynie, �e granica musi by� gdzie� w pobli�u. W �wietle ma�ej kolejowej lampy sygnalizacyjnej po�o�y� na d�oni kompas wyprodukowany w�asnym przemys�em: namagnesowana ig�a na wieczku pude�ka od pasty do but�w. Wiedzia� tylko tyle, �e musi i�� na wsch�d. Schowa� do kieszeni kompas i wszed� w zagajnik. 2 Pu�kownik Jakubowski kaza� szoferowi stan�� przed niskim, szarym budynkiem, gdzie mie�ci� si� sztab okr�gu wojskowego. Spojrza� na zegarek � okaza�o si�, �e przyjecha� za wcze�nie, szef wyznaczy� mu spotkanie dopiero na jedenast�, ma wi�c blisko p� godziny czasu. Postanowi� si� przej��. Rozmowa z szefem nie b�dzie �atwa. Cho� znaj� si� ju� dobrych par� lat, w ostatnich czasach jaki� cie� pad� na ich wzajemne stosunki. Rumian-cew uwa�nie s�ucha� jego raport�w, kre�l�c na kartce esy--floresy, na zako�czenie pyta� nieodmiennie, czy Jakubowski ma to spisane, bra� r�kopis i wk�ada� do teczki. - O nic nie chcesz zapyta�? - powiedzia� Jakubowski niemal ze z�o�ci�, kiedy by� tu ostatni raz, dwa tygodnie temu. - Wszystko jasne - powiedzia� tamten. -My�lisz, �e to dla mnie taka sensacja? Popatrz - pokaza� p�kat� teczk� -to s� meldunki z ostatnich trzech dni. Mo�na by tym porz�dnie napali� w piecu. I wszystkie na jedn� nut�: Niemcy szykuj� to, Niemcy szykuj� tamto. Niemcy przysy�aj� szpieg�w. Jak my�lisz, to taka zabawna lektura? - Wi�c jednak to czytasz, zanim wrzucisz do pieca -powiedzia� Jakubowski i poczu�, �e chyba przekroczy� granic�, kt�rej nie powinien by� przekracza�. Rumian-cew wsta�, odwr�ci� si� do niego ty�em, przez chwil� wpatrywa� si� w nowe domy za oknem. - Nie pal� tym w piecu - powiedzia� sucho, prawie wrogo - posy�am wszystko do Moskwy i dodaj� od siebie raporty sumaryczne, je�li ci� to interesuje. - I co? - chcia� wiedzie� Jakubowski. Za odpowied� powinno mu wystarczy� milczenie Rumiancewa. Czy teraz znowu tak b�dzie? Wojna wisi na w�osku -jest tego pewien. Raporty wywiadu p�ytkiego, jakimi dysponuje, potwierdzaj� to z zadziwiaj�c� jednomy�lno�ci�. Transport brygady pancernej, przegrupowanie dywizji piechoty, nieustannie ci�gn�ce na wsch�d transporty z benzyn�. Ostatnie informacje z K�ajpedy potwierdzi�y wcze�niejsze meldunki, �e w tych okolicach Niemcy zbudowali ogromny zbiornik paliw p�ynnych o pojemno�ci kilkunastu tysi�cy ton. Z ostatniego meldunku wynika, �e ju� 1800 wagon�w-cystern przela�o sw� zawarto�� do zbiornika, ale zmie�ci� si� w nim mo�e z �atwo�ci� drugie tyle. Inne informacje potwierdza�y, �e sprowadzana benzyna nale�y do typu lekkich, s�u��cych do nap�du samolot�w. Sk�d samoloty, je�li w K�ajpedzie jest jedno ma�e lotnisko, na kt�rym zdo�a�oby si� pomie�ci� naraz pi��, no powiedzmy - dziesi�� maszyn. Chyba �eby racj� mia� ten ch�opak, ten uciekinier z niemieckiego obozu, kt�ry twierdzi, �e w lasach nie opodal K�ajpedy natkn�� si� na dobrze zaawansowan� budow� pas�w startowych... Co mo�e zrobi� Jakubowski poza z�o�eniem szczeg�owego raportu swoim prze�o�onym? Nie�atwy kawa�ek chleba wybra�. Od dwu blisko lat jest kierownikiem sekcji radzieckiego kontrwywiadu, obejmuj�cego swym zasi�giem znaczny szmat granicy radziecko-niemieckiej. C� mo�e zrobi� wi�cej poza przes�aniem raportu i odbyciem okresowego spotkania z Rumiancewem? Przecie� nie podejrzewa, �e Rumiancew zataja jego meldunki? Zna tego cz�owieka i wie, �e mo�na na nim polega�. Kiedy kilka miesi�cy temu zameldowa� Rumiancewowi, �e jego dotychczas spokojny odcinek pracy nagle si� o�ywi�, tamten popatrzy� mu g��boko w oczy. - S�uchaj - powiedzia� - czy ty czasem nie chcesz tej wojny? -Wiem, o czym my�lisz - odpar� spokojnie Jakubowski - i jestem pewien, �e kiedy� zmierzymy si� z Niemcami. Mam obowi�zek zameldowa� ci o wszystkim, co wzbudzi�o moje zaniepokojenie, wi�c melduj�. Aluzja zwierzchnika by�a przejrzysta. Czy nie chcesz tej wojny - to znaczy, czy nie chcesz, �eby�my zwyci�yli Niemc�w i wyp�dzili ich z Polski. Bo Jakubowski by� Polakiem. Nigdy tego nie ukrywa�, przeciwnie - niejednokrotnie podkre�la� sw� polsko��. Jego ojciec dowodzi� szwadronem u Budionnego, zgin�� za w�adz� radzieck�. On zdecydowa� si� zosta� w Rosji. Tam za granic�, za kordonem, jak si� wtedy m�wi�o, nie mia� nikogo bliskiego, matka i siostry mieszka�y w Leningradzie, nikogo z dalszej rodziny nie zna�, ale nie lubi�, kiedy wali�o si� w gruzy to pa�stwo, nie lubi�, kiedy Niemcy wkraczali do Warszawy, kt�rej nie widzia� na oczy, a kt�r� tylko opromienia�y ciep�em wspomnienia matki, poczu� ucisk serca i nieraz musia� si� zetrze� z kt�rym� z koleg�w, kt�rzy upadek �pa�skiej" Polski przyjmowali z nieukrywan� satysfakcj�. Z Rumiancewem zreszt� nigdy nie dosz�o do kontrowersji na ten temat. W dniu kapitulacji Warszawy mocno u�cisn�� mu r�k�. - P�jd�, jak przyszli - powiedzia�. - A mo�e i ty wr�cisz? Wi�c i Rumiancew - pomy�la� Jakubowski teraz - jest przekonany, �e musi doj�� do wojny, �e Niemcy zdecyduj� si� na samob�jczy - a o tym Jakubowski, absolwent Akademii imienia Frunzego, by� najzupe�niej przekonany � atak. Spojrza� na zegarek. Trzeba wraca�. Rumiancew kaza� mu sprawdzi� zeznanie tego ch�opaka, tego Stanis�awa Moczulskiego, kt�ry uciek� z obozu pod Kr�lewcem z zamiarem poinformowania w�adz radzieckich o koncentracji nad ich granic� wojsk niemieckich. Tak jakby Jakubowski, reprezentuj�cy te w�adze, nie wiedzia� o tym od dawna. Ten m�ody, bu�czuczny ch�opak powiedzia� Jakubowskiemu, �e w wypadku wybuchu wojny pragnie wst�pi� do Armii Czerwonej i walczy� przeciwko wsp�lnemu wrogowi. - Kto wie, kto wie � powiedzia� Jakubowski po polsku. Ch�opak si� zdziwi� i ucieszy�, ale bardziej chyba ucieszy�. - Pan jest oficerem ich armii i zna pan polski? - Tak - powiedzia� mu wtedy Jakubowski - jestem Polakiem i oficerem Czerwonej Armii. Uj�� go ten ch�opak swoj� �arliwo�ci�, patriotyzmem, brakiem pozy. Nie ukrywa�, zeznaj�c przed Jakubowskim, �e decyzj� ucieczki do Rosji podj�� nie bez opor�w, �e da� si� przekona� argumentacji francuskiego komunisty, z kt�rym podj�� ucieczk�, a kt�rego zgubi� gdzie� po drodze. Nie usi�owa� przekona� Jakubowskiego, �e jest entuzjast� ustroju, jaki panuje w Rosji, powiedzia�, �e nie interesowa� si� polityk�, �e jedynym jego pragnieniem jest walczy� z Niemcami, pom�ci� �mier� najbli�szych i kl�sk� kraju. Ch�opaka oczywi�cie posadzi�, poleci� jedynie, by karmiono go dobrze, wychud� w czasie tej ucieczki, a mo�e podczas pobytu w obozie. Musia� sprawdzi� dane, jakie ch�opak poda�, i to zaj�o mu blisko dwa tygodnie. W�a�nie dzi� rano otrzyma� potwierdzenie. Oczywi�cie nie uda�o si� sprawdzi� wszystkiego, ale z grubsza si� zgadza�o. Trzeba b�dzie ch�opaka zwolni�, po�l� go zapewne gdzie� w g��b Rosji i tyle b�dzie z jego pragnienia walki z Niemcami. Chocia� jego znajomo�� niemieckiego, je�li jest naprawd� tak bezb��dna, mog�aby si� na co� przyda�. Je�li Rumiancew pozwoli, zatrzymam go u siebie jako t�umacza, postanowi� wchodz�c w bram� budynku sztabu. Okaza�o si�, �e na szefa musi jeszcze zaczeka�. �o�nierz broni�cy dost�pu do gabinetu by� nieub�agany. Zgodzi� si� tylko zadzwoni� i zameldowa�, �e pu�kownik Jakubowski w�a�nie si� zjawi�. Z satysfakcj� powt�rzy� Jakubowskiemu, �e szef przyjmie go dopiero za dziesi�� minut. - Zaj�ty jest - doda� tonem prywatnym - jakiego� szwaba przes�uchuje. Pal�c papierosa, oparty o parapet okna na korytarzu, rozmy�la� o tym jednym prywatnym zdaniu �o�nierza--kancelisty. Nie powiedzia� zwyczajnie, �e przes�uchuje Niemca, tylko szwaba. Tym jednym s�owem zamanifestowa� sw�j stosunek uczuciowy do kraju, kt�ry przynajmniej w oficjalnej nomenklaturze nosi od p�tora roku miano przyjaznego s�siada. Prawdziwe uczucia narodu -pomy�la� nie bez przyjemno�ci i nagle a� wypu�ci� papierosa z wra�enia. Nie, nie mo�e si� myli�, chocia� to zupe�nie nieprawdopodobne. Z gabinetu szefa wychodzi�, konwojowany przez czerwonoarmist�, ten Polak, kt�rego zostawi� przecie� u siebie w garnizonowym areszcie. Ten sam, tylko troch� inaczej ubrany. Co ori tu robi? - zd��y� jeszcze pomy�le�, bo Rumiancew go ju� zauwa�y� i przywo�ywa� ruchem r�ki. Jakubowski spostrzeg�, �e Rumiancew jakby odm�odnia�, straci� oci�a�o�� ruch�w, nawet jego zwykle pomi�ta �gimnastiorka" wydawa�a si� mniej pognieciona ni� zwykle. - Ciesz si�, bracie - powiedzia� - co� si� rusza. By� mo�e wreszcie tam na g�rze - mimowolnie pobieg� wzrokiem ku portretowi zawieszonemu nad biurkiem - zrozumieli, �e to nie �arty. Masz dla mnie co� ciekawego? - Zaraz, zaraz - rzek� Jakubowski, kt�ry jeszcze nie och�on�� ze zdziwienia. - Zanim z�o�� ci raport, powiedz mi, w jaki spos�b go �ci�gn��e�? Przecie� rano, kiedy wyje�d�a�em, siedzia� jeszcze u mnie w piwnicy. - Kto? Kogo? � nie zrozumia� Rumiancew. - Nie udawaj. Ten Polak, Stanis�aw Moczulski. W�a�nie chcia�em ci� prosi� o zgod� na zatrudnienie go u mnie w charakterze t�umacza. Ch�opak zna perfekt niemiecki, oczywi�cie polski i dogada si� po rosyjsku. - Kto? � Rumiancew naprawd� nic nie rozumia�. Wi�c Jakubowski musia� mu wyja�ni� po kolei, jak dwa tygodnie temu �o�nierze ze stra�y granicznej z�apali na bagnach cywila z karabinem, kt�ry przedziera� si� w stron� ich stanowisk. Ten karabin zdecydowa�, �e przys�ano uciekiniera do Jakubowskiego. Ch�opak zezna�, �e uciek� z obozu dla cudzoziemskich robotnik�w pod Kr�lewcem, �e zabi� niemieckiego wartownika, zabra� mu karabin i pragnie zawiadomi� w�adze radzieckie o koncentracji Niemc�w w pobli�u granicy, a tak�e pragnie zg�osi� gotowo�� walki ze wsp�lnym wrogiem, gdy zajdzie tego potrzeba. Sprawdzi� ju� wi�kszo�� danych - wszystko si� zgadza�o, ale nie mia� czasu z ch�opakiem rano pogada� i zdziwi� si� bardzo, kiedy zobaczy� go wychodz�cego przed chwil� z gabinetu Rumiancewa. - Pomyli�e� si� - powiedzia� spokojnie Rumiancew. -To nie �aden Polak, to Niemiec z Litwy, nazywa si� Hans Kloss. Teraz Jakubowski musia� mie� min� co najmniej niem�dr�, bo Rumiancew roze�mia� si�, klepn�� go po ramieniu. - Ile wypi�e� rano? �Stakan" czy dwa? - Cz�owieku - powiedzia� - widzia�em go z odleg�o�ci dw�ch metr�w, w pe�nym o�wietleniu, a tamtego przes�uchiwa�em chyba z dziesi�� razy. Tu nie mo�e by� pomy�ki. Ogl�da�e� w �yciu dw�ch jednakowych facet�w? Chyba, �e s� bli�niakami. - Jednojajowymi - u�ci�li� Rumiancew. - Ale mog� ci przysi�c, �e ten facet nazywa si� Hans Kloss. Mamy pewne podejrzenia, nawet poszlaki, �e pracowa� dla Abwehry. Potwierdza�oby to przypuszczenie, �e Niemcy zwr�cili si� do nas o wymian� tego faceta na dziewczyn�, kt�ra w Siedlcach pracowa�a dla nas. Pewnie przyjdzie nam to zrobi�, bo nie mamy przeciwko niemu niczego konkretnego. A ma�om�wny jest, jak rzadko. -Wymian�, powiadasz? -W g�osie Jakubowskiego zrodzi�a si� my�l na poz�r absurdalna. - Taki podobny? - powiedzia� Rumiancew. - To ciekawe, to bardzo ciekawe. Czy�by i on my�la� o tym samym? - zastanowi� si� Jakubowski. Dalsze s�owa Rumiancewa jakby to potwierdza�y. - Zna perfekt niemiecki? - powiedzia� powoli. - Studiowa� przez dwa lata na Politechnice Gda�skiej, urodzony i wychowany na Pomorzu, zna niemiecki tak samo jak polski. - Zna perfekt niemiecki? - powiedzia� powoli. - Studiowa� przez dwa lata na Politechnice Gda�skiej, urodzony i wychowany na Pomorzu, zna niemiecki tak samo jak polski. - I chcia�by walczy� z Niemcami - roze�mia� si� Rumiancew. - Mo�e daliby�my mu t� szans�? Zadzwo� do garnizonu, niech mi go zaraz tu przy�l�, tego twojego patriot�, jak mu tam? - Stanis�aw Moczulski. Gdyby� ich postawi� obok siebie, mo�e wtedy zobaczy�by� r�nic�. - Wsta�, s�u�bi�cie zwar� obcasy. � Pozw�lcie si� odmeldowa�... Od dawna ju� �adne polecenie Rumiancewa nie sprawi�o mu takiej przyjemno�ci. 3 Smuga ostrego �wiat�a kieszonkowej latarki zatrzyma�a si� na chwil� na kocu, pod kt�rym rysowa�a si� sylwetka m�czyzny z podkulonymi nogami. �pi jak dziecko - pomy�la� Jakubowski i skierowa� �wiat�o wprost na twarz tamtego. Zerwa� si� w jednej chwili, zas�oni� oczy przed k�uj�cym snopem �wiat�a. Stoj�cy obok Jakubowskiego m�czyzna jakby tylko na to czeka�. - Name? - wrzasn��. - Hans Kloss. - Geboren? - zn�w ten wrzask. - 5 pa�dziernika 1919 roku w K�ajpedzie. Ojciec -w�a�ciciel ziemski, Herman, matka - Emilia von Wersecker. Jakubowski podszed� do kontaktu, w pokoju zrobi�o si� jasno. - Starczy - powiedzia� do m�czyzny. -Jak si� masz, Staszku. - Mam nadziej�, �e nie gniewasz si� za t� nag�� wizyt�? - Sk�d�e! - przeci�gn�� si�. - Przyzwyczai�em si�. Nie rozpieszczaj� mnie tutaj. - Musisz zapomnie�, �e kiedykolwiek by�e� Stanis�awem Moczulskim. � To powiedzia� dotychczas milcz�cy m�czyzna, kt�ry wszed� z Jakubowskim. Z zawodu by� psychologiem, a od trzech miesi�cy, to znaczy od chwili wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej, dow�dc�, a w�a�ciwie zast�pc� dow�dcy do spraw szkolenia tej przedziwnej uczelni usytuowanej w pobli�u Krywania. Uczelnia by�a w�a�ciwie ma�ym miasteczkiem i kto�, kto znalaz�by si� tu, na przyk�ad zrzucony ze spadochronem, m�g�by pomy�le�, �e jest w sercu Niemiec. Na bia�ych, krytych czerwon� dach�wk� domach widnia�y niemieckie nazwy ulic (nie brakowa�o, oczywi�cie, Hermann Goe-ringstrasse i Adolf Hitlerplatz), niemieckie szyldy; w kiosku ko�o piwiarni mo�na by�o kupi� codziennie �wie�e niemieckie gazety, sp�nione zaledwie o trzy -cztery dni, kt�re sprowadzano specjalnie via Sztokholm. W piwiarni podawa�y �adne dziewczyny w bawarskich strojach ludowych, a na cynowych blatach d�ugich sto��w pieni�o si� w fajansowych kuflach prawdziwe monachijskie piwo. Wszyscy, kt�rzy tu mieszkali, kt�rzy przez kilka godzin dziennie wys�uchiwali wyk�ad�w, prowadzonych oczywi�cie po niemiecku, studiowali niemieckie regulaminy wojskowe, przepisy celne i ordynacj� pocztow�, nigdy nie wiadomo, co si� komu mo�e przyda� � kt�rych budzono w nocy i ��dano od nich wyja�nie�, �wiec�c w oczy latark�, kt�rych uczono skrada� si� bezszelestnie i zabija� uderzeniem pi�ci - wszyscy ci ludzie nienawidzili wroga, kt�ry chcia�by rzuci� na kolana ich ojczyzn�, i szkoleni byli w tym celu, aby szkodzi� mu najdotkliwiej na ty�ach frontu. Oczywi�cie nie wszyscy na sta�e przybior� posta� Niemca, nie ka�demu dane jest, by m�g� wcieli� si�, jak Staszek, w posta� innego cz�owieka. -Jak on si� czuje? - zapyta� Staszek. - Gada. I pewnie zachodzi w g�ow�, czego od niego chcemy. Poka� szyj�, zabli�ni�o si� ju�? Staszek pochyli� g�ow�, tamten obejrza� prawie niewidoczn� blizn� poni�ej prawego ucha, dotkn�� jej nawet palcem. Z t� blizn� by�a ca�a historia. Trzech najlepszych moskiewskich chirurg�w pracowa�o nad tym, aby stworzy� na szyi Staszka �lad, jaki ma Hans Kloss po nieszcz�liwym upadku z konia w dzieci�stwie. - W porz�dku - skonstatowa� Jakubowski. - Na oko nie r�ni si� nic od tamtej. Jak z twoim strzelaniem? - Chcecie zobaczy�? - wyr�czy� go w odpowiedzi zast�pca komendanta szko�y. - Teraz, w nocy? - zdziwi� si� Jakubowski. - Mamy strzelnic� przygotowan� do �wicze� nocnych. Wyszli na dziedziniec; za strumykiem, nad kt�rym rozpi�to romantyczny mostek westchnie�, by�a strzelnica, otoczona dwoma wysokimi wa�ami ziemi. Dnia�o w�a�nie. - Zapali� ci �wiat�o, Kloss? - zapyta� zast�pca komendanta. - Spr�buj� tak - odpar� Staszek. Bardzo chcia�, �eby pr�ba wypad�a pomy�lnie. Nie spodziewa� si�, �e strzelanie z pistoletu b�dzie mu sprawia�o tyle trudno�ci. Co prawda ostatnio instruktor strzelectwa, w cywilu aktor cyrkowy, popisuj�cy si� na arenie w�a�nie celno�ci� strza��w, by� z niego zadowolony. Nie chodzi�o, oczywi�cie, o zwyk�e strza�y do tarczy, ustawionej nieruchomo na wprost strzelaj�cego. Ten fragment strzelnicy mia� kszta�t p�kola, wok� kt�rego, w odst�pach kilkudziesi�ciocen-tymetrowych, ustawiono tarcze. Pod ka�d� by�o czerwone �wiate�ko, kt�re zapala�o si� na moment i gas�o. Zapala�y si� kolejno, ale bynajmniej nie wed�ug porz�dku, czasem pierwsza z lewej, niekiedy ta, niemal na skraju widzenia prawego oka, czasem kt�ra� z kilkunastu �rodkowych. Sztuka polega�a na trafieniu w tarcz�, na kt�rej zapali�o si� �wiate�ko, a �wiate�ek w ci�gu minuty b�yska�o dziewi��, tyle, ile naboj�w w pistolecie. Zast�pca komendanta wszed� do budki, gdzie znajdowa�a si� tablica do sterowania �wiat�ami. B�ysn�o �wiat�o z prawej, strzeli� i niemal instynktownie odwr�ci� si� na pi�cie strzelaj�c w �wiec�cy punkcik z lewej, potem, prawie nie celuj�c, w trzy kolejne, bli�ej �rodka. I zn�w dwa z lewej. Kiedy my�la�, �e to koniec, b�ysn�o �rodkowe i w tym samym momencie nacisn�� spust. Podeszli do tarcz. Tylko trzy dziesi�tki, kilka na granicy si�demki i �semki, i jedna, wstyd si� przyzna�, pi�tka. - Nie martwcie si�, Kloss - poczu� na ramieniu dotkni�cie r�ki zast�pcy komendanta. - Zrobi�em ci ma�� niespodziank�, ta pr�ba trwa�a tylko p� minuty, a i tak mia�by� dziewi�� trup�w. Wypijecie u mnie herbat� - zwr�ci� si� do Jakubowskiego - i jed�cie z Bogiem. - Tak - powiedzia� Jakubowski. - Za godzin� musimy by� na lotnisku. Czekaj� tam na nas. Przez par� dni -zwr�ci� si� do Klossa - b�dziesz si� jeszcze przygl�da� swemu sobowt�rowi. Porozmawiamy o rodzinie... Nauczy�e� si� tego, co ci przys�a�em? - Tak - u�miechn�� si� Staszek. - Ciotka Hilda, siostra mojej matki, ma trzy c�rki; naj�adniejsza ma na imi� Edyta i kocha�em si� w niej na zab�j, kiedy mia�em pi�tna�cie lat. Chce pan, �ebym powiedzia� co� o stryju Helmucie? A mo�e wyliczy� wszystkie choroby, na jakie cierpia�a ciocia Hilda? Najwa�niejsz� z nich jest chroniczny reumatyzm... - �eby� wiedzia�, jakie to wa�ne - powiedzia� Jakubowski. - Rola, jak� ci wyznaczyli�my, nie ma chyba precedensu. Ja przynajmniej o niczym takim nie s�ysza�em. -Uwa�nie popatrzy� na Staszka. Ostrzy�ony kr�cej, wygl�da� jak kopia tamtego. Jak orygina�, poprawi� si� w my�li. - A potem? - zapyta� Staszek. Jakubowski nie odpowiedzia�. Ruszy� przodem. My�la� w�a�nie, jak zachowa si� ten ch�opak, kiedy go po�l� tam, gdzie nie b�dzie komendanta, kt�ry udaje nocne przes�uchanie, nie b�dzie imitacji niemieckiej piwiarni ani japo�skiego instruktora d�udo, gdzie nie b�dzie Jakubowskiego ani nikogo, kto m�g�by temu dwudziestoparoletniemu ch�opcu s�u�y� pomoc� albo rad�, gdzie znajdzie si� sam, otoczony zewsz�d wrogami, gdzie sekunda op�nienia reakcji mo�e zdecydowa� o powodzeniu misji lub o zgubie tego ch�opca. Czy nie pomyli� si�, darz�c go takim zaufaniem? Czy nie pope�ni� b��du? Od tej chwili ich los b�dzie z sob� sprz�ony. Gdyby ch�opak zdradzi�... Nie, to niemo�liwe. Jakubowski nie m�g� si� pomyli�. R�cz� za niego g�ow� - powiedzia� wtedy Rumiancewowi, a potem powt�rzy� to w Moskwie, gdzie przedstawiali sw�j wariacki, jak to okre�li� jeden z genera��w sztabu generalnego, plan. Zatrzyma� si�, pozwoli� si� dogoni� Staszkowi. - Hansa Klossa nie zainteresuje pewnie to, co teraz powiem, ale pozwol� ci jeszcze przez chwil�, po raz ostatni przed akcj� by� Stanis�awem Moczulskim i nacieszy� si�: w Londynie zako�czy�y si� rozmowy ambasadora ZSRR Majskiego z premierem Sikorskim. Nawi�zali�my stosunki dyplomatyczne, powstanie u nas polska armia, a Sikorski odwiedzi Stalina. - Pami�ta pan o swojej obietnicy? - Tak - powiedzia� Jakubowski - ale mo�e si� nie rozstaniemy. - Obieca� Staszkowi, �e w momencie powstania polskiej si�y zbrojnej przeka�e Hansa Klossa do dyspozycji polskiego dow�dztwa. - Nie rozumiem - zdziwi� si� Staszek. -Je�li powstanie armia, b�dzie potrzebowa� do�wiadczonych oficer�w. Je�li moje dow�dztwo pozwoli... W trzy dni p�niej �egnali si� w ma�ym miasteczku bia�oruskim. S�ycha� by�o odg�osy artyleryjskiej kanonady. Kurtka tamtego uwiera�a Staszka nieco pod pachami, by� odrobin� szerszy w barach. Wtedy wr�ci� do rozmowy przerwanej pi�tna�cie kilometr�w pod Krywaniem. - Bardzo bym chcia� - powiedzia� Staszek - �eby� wreszcie zobaczy� Warszaw�. - Ja te� bym chcia� - powiedzia� Jakubowski. Uca�owali si� z dubelt�wki, po polsku. - S�uchaj J-23, nie �piesz si�, nie dzia�aj nerwowo. Znasz punkty kontaktowe, w razie potrzeby my ci� znajdziemy. Pami�taj, nic pochopnie. Nawet, gdyby� mia� zacz�� pracowa� kilka tygodni p�niej. Chc�, �eby uda�o ci si�, �eby� wytrzyma� chocia� p� roku. Przez ten czas co� si� zmieni na froncie, musi si� zmieni�! - prawie krzykn��, bo zag�usza�a go narastaj�ca kanonada artyleryjska. - A mo�e d�u�ej? - powiedzia� Staszek. - Chcia�bym chocia� rok. Wiesz, ile przez ten czas m�g�bym im zaszkodzi�... - Od wczorajszej po�egnalnej kolacji m�wili sobie po imieniu. - Nie wolno ci by� marzycielem - powiedzia� Jakubowski. Spojrza� na zegarek. - Czas ju� na mnie. Najp�niej o p�nocy nasi opuszcz� to miasteczko. Od tej chwili jeste� zdany tylko na siebie. - Zatrzasn�� za sob� drzwi samochodu. Odkr�ci� szyb� i krzykn��, gdy samoch�d rusza�: - Chc�, �eby� to ty mi pokaza� Warszaw�! Zosta� sam. I w tym momencie z ca�� jasno�ci� u�wiadomi� sobie to, co Jakubowski powtarza� mu wielokrotnie. Od tej chwili b�dzie ju� zawsze sam. 4 Przypomnia� sobie tamt� rozmow� sprzed blisko dziesi�ciu miesi�cy, kiedy szed� g��wn� ulic� miasteczka w stron� komendantury. Mo�e dlatego, �e to miasteczko tak bardzo by�o podobne do tamtego na Bia�orusi, gdzie po raz ostatni widzia� si� z Jakubowskim. Te same niskie, pobielone cha�upy, spo�r�d kt�rych gdzieniegdzie wyrasta� dwu-, trzypi�trowy dom, kocie �by na jezdni i mydliny leniwie p�yn�ce rynsztokiem. Odsalutowa� niedbale przechodz�cemu �o�nierzowi, kt�ry na widok tego wymuskanego, prosto spod ig�y oficerka porz�dnie obci�gn�� bluz�. - Hans! - zawo�a� kto� za nim. Obejrza� si�, Marta Becher zbiega�a po stopniach najwy�szego w tym miasteczku budynku, w kt�rym mie�ci� si� zapewne tutejszy �sowiet" albo komitet partyjny, a teraz zainstalowano niemiecki szpital przyfrontowy. Z przyjemno�ci� zauwa�y� raz jeszcze, �e Marta ma bardzo zgrabne nogi, kt�rym wcale nie szkodz�, powiedzia�by nawet, �e dodaj� swoistego wdzi�ku, polowe, zbyt na ni� szerokie saperki. Poca�owa� j� w ch�odny policzek. - Dzie� dobry, Marta, ciesz� si�, �e ci� widz�. Zobaczymy si� wieczorem, prawda? B�d� w kasynie. - Ch�tnie, Hans - powiedzia�a - ale wola�abym, �eby� po mnie wst�pi�. - Wiesz, �e robi� to zawsze z przyjemno�ci�. Je�li tylko znajd� chwil� czasu... - Znajdziesz na pewno - przerwa�a mu. - Musz� ju� biec. Znowu przywie�li kilku z odmro�onymi twarzami. Zastanowi� si�, gdy bieg�a z powrotem w stron� wysokiego, nie otynkowanego budynku, czy znajdzie czas, by po ni� wst�pi�. Najpierw sztab, potem, je�li co� ciekawego uda mu si� dowiedzie�, wst�pi do krawca Worobina, aby mu przyszy� guzik, kt�ry mu si� w�a�nie oderwie. Przez ten czas, kiedy krawiec b�dzie przyszywa� guzik, w pokoiku za sklepem przeka�e, co trzeba, Jackowi albo Irce, kt�rych zadaniem b�dzie przekazanie jego informacji dalej. W�a�nie, przypomnia� sobie, trzeba si� zorientowa�, czy radiopeleng nie wpad� na �lad radiostacji. W razie czego zmieni� miejsce nadawania. Do tej pory mieli szcz�cie. Od ponad dw�ch miesi�cy radiostacja przekazuje jego meldunki i, jak zdo�a� si� zorientowa�, Niemcy nie mog� wpa�� na jej �lad. W og�le, pomy�la�, urodzi�em si� chyba w czepku, wszystko idzie nadspodziewanie �atwo; my�la�, �e d�ugo b�dzie sprawdzany, zanim powierz� mu robot�. Sta�o si� jednak inaczej. Opowie�� m�odego Niemca z Litwy, Hansa Klossa, kt�ry figurowa� w rejestrach zagranicznych agent�w Abwehry, nie wzbudzi�a niczyich podejrze�. Spos�b, w jaki Hans Kloss wydosta� si� z �ap bolszewik�w, by� tak�e ca�kiem wiarygodny, a konfrontacja z majorem Hubertusem, kt�ry kilkakrotnie widzia� Hansa Klossa w K�ajpedzie, a potem w Wilnie ju� po wkroczeniu Rosjan, tak�e wypad�a pomy�lnie. Nieraz w duchu b�ogos�awi� Jakubowskiego, kt�ry kaza� mu z fotografii rozpoznawa� r�nych ludzi, kt�ry zmusi� go, by nauczy� si� na pami�� twarzy wszystkich ludzi, z kt�rymi styka� si� prawdziwy Hans Kloss, a kt�rych zdj�cia uda�o si� radzieckiemu wywiadowi zdoby�. W�a�ciwie nie mam si� z czego cieszy�, pomy�la�; zacz�� si� na co� przydawa� Jakubowskiemu dopiero dwa miesi�ce temu, przedtem, jako elew oficerskiej szko�y Abwehry, gdzie skierowano go ze wzgl�du na znajomo�� j�zyk�w rosyjskiego i polskiego, i rozeznanie w problematyce radzieckiej, m�g� by� obserwowany. Zreszt� jakie� cenne dla wywiadu informacje m�g� zdoby� uczestnik przyspieszonego kursu szkolenia oficer�w Abwehry. Skierowano go na ten przyspieszony kurs, poniewa� Hans Kloss sko�czy� tajn� niemieck� podchor���wk� w K�ajpedzie jeszcze za czas�w litewskich, a tak�e dlatego, �e rosyjski front potrzebowa� ci�gle nowych oficer�w. Po sze�ciu miesi�cach szkolenia w zwalczaniu nieprzyjacielskich agentur leutnant Kloss skierowany zosta� do tego w�a�nie rosyjskiego miasteczka w charakterze oficera Abwehry przy sztabie dywizji. W pi�� dni p�niej, gdy przechodzi� ko�o spalonej b�nicy, m�oda kobieta w filcowych butach wymieni�a has�o. Odpowiedzia� jej, zaskoczony szybko�ci�, z jak� wywiad go odnalaz�, i otrzyma� polecenie zg�oszenia si� do krawca Worobina. Przyszed� z pierwszym meldunkiem - b�dzie go zawsze pami�ta�. Dotyczy� liczby rannych i zabitych w niedawno stoczonej bitwie. Informacji dostarczy�a mu Marta, kt�r� w�a�nie pozna� i kt�ra nie mog�a si� z nim spotka� z powodu nawa�u pracy w szpitalu. Doktor Marty Becher zazdroszcz� Klossowi wszyscy oficerowie dywizji. Kloss sam by� zaskoczony, jak �atwo dziewczyna przylgn�a do niego. Pierwsz� informacj� w ka�dym razie jej zawdzi�cza� - rozgrzeszy� si� przed sob�. Wszed� do budynku szko�y, gdzie mie�ci� si� sztab dywizji, zameldowa� si� swemu dow�dcy dywizji pancernej, pu�kownikowi Helmuthowi von Zanger. - Jak zwykle punktualny co do sekundy - powiedzia� z uznaniem pu�kownik. - To wielka zaleta u m�odego oficera - zwr�ci� si� do grubego szefa sztabu, kt�ry kre�li� na roz�o�onej przed sob� mapie jakie� strza�ki, u�ywaj�c na przemian raz czerwonego, raz niebieskiego o��wka. Tamten pokiwa� g�ow� bezmy�lnie, a sturmfuehrer Stedtke, kt�rego czarny mundur SD odcina� si� od zgni�ej zieleni innych mundur�w oficerskich, u�miechn�� si� ironicznie. - Poniewa� jeste�my w komplecie - powiedzia� von Zanger - mo�emy zaczyna�. Siadajcie, panowie. - Rozpostar� przed nimi map�, us�u�nie podsuni�t� przez t�ustego szefa sztabu. Dziewi�ciu oficer�w pochyli�o si� nad ni�. - Nasze uderzenie - pu�kownik powi�d� trzcink� po linii skre�lonej przez szefa sztabu - skierujemy tu, rejon wsi Kamieniuszki. Rozpoznanie wykaza�o, �e w tym miejscu mo�emy si� spodziewa� najs�abszej obrony. Zadanie jest nast�puj�ce: uderzy� wszystkimi si�ami dywizji i przerwa� bolszewickie umocnienia na niewielkim odcinku. Zagon pancerny musi si� wedrze� dwadzie�cia, dwadzie�cia pi�� kilometr�w w g��b obrony nieprzyjaciela i oprze� si� o miasteczko Szepielnikowo. Tam dokonuje manewru, zmienia kierunek marszu pod k�tem prostym, skr�caj�c na p�noc. Po dalszych pi�tnastu, dwudziestu kilometrach nast�puje spotkanie z 33 dywizj� pancern�. W ten spos�b w ci�gu o�miu do dziesi�ciu godzin przerywamy front bolszewicki na odcinku mniej wi�cej czterdziestu kilometr�w. Korzystaj�c z dezorganizacji przeciwnika, podci�gamy zaopatrzenie. W tym czasie drugi rzut niszczy si�� �yw� nieprzyjaciela, przeczesuj�c teren workowatego zag��bienia. Oczywi�cie warunkiem powodzenia przedsi�wzi�cia jest ca�kowite zaskoczenie. Pami�tajcie, panowie, �e mamy rok czterdziesty drugi, �e to nie lato zesz�ego roku. Bolszewicy zdo�ali si� ju� nieco otrz�sn�� i usi�uj� zmontowa� obron� na linii rzeki Kamienica. Tylko niespodziewane, zmasowane uderzenie pozwoli nam wype�ni� postawione przez dow�dztwo korpusu zadanie. Czy wszystko jasne? Czy kt�ry� z pan�w oficer�w ma jakie� pytania? - Pu�kownik zdj�� okulary, przeciera� je skrawkiem irchy, b��dz�c po ich twarzach m�tnym wzrokiem kr�tkowidza. Oczywi�cie leutnant Kloss mia�by pytanie do pu�kownika von Zanger, ale w�a�nie on nie mo�e o nic zapyta�. Dobrze by�oby zna� dok�adny termin uderzenia, ale i tak informacja ma du�e znaczenie. Na szcz�cie dow�dca trzeciego pu�ku wyr�cza Klossa, zadaj�c to pytanie. Idzie mu o termin planowanego uderzenia. Rzecz w tym, �e znaczna cz�� dzia� pancernych jego pu�ku poddawana jest okresowemu przegl�dowi, kt�ry b�dzie mo�na zako�czy� najwcze�niej jutro. - Zd��y pan - uspokoi� go szef sztabu. - Termin jest si�dmego, to znaczy pojutrze, godzina 4.30 rano. Oczywi�cie dow�dcy poszczeg�lnych odcink�w otrzymaj� zalakowane koperty, kt�re b�d� mogli otworzy� dopiero po p�nocy. Przegrupowanie musi nast�pi� w ci�gu trzech - czterech godzin przed �witem, aby zaskoczenie by�o kompletne. - Nie ma �adnych pyta�? - w��czy� si� pu�kownik. -Wi�c to wszystko, je�li idzie o sprawy operacyjne. A teraz sturmfuehrer Stedtke poinformuje pan�w o krokach podj�tych w celu zapewnienia bezpiecze�stwa na ty�ach. - Dzi� wyda�em - Stedtke powoli wstaje z krzes�a -rozporz�dzenie dotycz�ce obowi�zku zg�aszania si� m�odzie�y w celu wyjazdu na roboty do Niemiec. Termin natychmiastowy. Oczywi�cie nie licz�, �e zjawi si� zbyt wielu ch�tnych, wi�c od jutra spr�bujemy ochotnik�w poszuka�. Znajdziemy ich, cho�by poukrywali si� w mysich dziurach... Pu�kownik von Zanger ziewn��, dyskretnie zas�aniaj�c sobie usta d�oni�. Przez chwil� Kloss spotka� si� z nim wzrokiem. Pu�kownik by� znudzony, najwyra�niej znudzony gadanin� Stedtkego. 5 Kloss le�a� wygodnie rozci�gni�ty na kanapie pod makatk� z fr�dzlami i my�la�, jak niewiele trzeba, by ten zwyk�y, biurowy pok�j uczyni� drobnomieszcza�skim gniazdkiem w najlepszym bawarskim stylu. Ta koszmarna makatka, nie wiadomo sk�d wyci�gni�ta eta�erka na cienkich n�kach z jedn� jedyn� ksi��k� �Mein Kampf ", bo drug� ksi��k�, �Vademecum lekarza frontowego", przed chwil� przegl�da�, a teraz pod�o�y� j� pod g�ow�. Na najwy�szej p�eczce eta�erki siedem porcelanowych s�oni, najmniejszy by� wielko�ci palca, a najwi�kszego Kloss nie m�g�by zmie�ci� w d�oni. Czy Marta wozi to wszystko ze sob�? Przerzucaj� j� przecie� nieustannie, dzieli los oficer�w frontowych, a d�wiganie tego szkaradzie�stwa jest przecie� nonsensem. Spojrza� na staromodny aparat telefoniczny z korbk�, zawieszony na �cianie, zdziwi� si�, dlaczego jeszcze nie dzwoni�, zostawi� przecie� numer Marty Becher dy�urnemu podoficerowi sztabu. Przyszed� tutaj, chocia� domy�la� si�, �e Marty nie zastanie. Po ostatniej nocy Marta jeszcze nie wr�ci�a do domu. Przechodz�c obok nie otynkowanego gmachu, zamienionego na szpital przyfrontowy, widzia� stale nadje�d�aj�ce ci�ar�wki, z kt�rych wy�adowywano sztywnych i nieruchomych jak bele materia�u �o�nierzy Wehrmachtu. Wiedzia� wi�c, �e Marta niepr�dko si� zjawi, on sam przecie� meldunkiem o planowanym uderzeniu dostarczy� jej roboty. Ale postanowi� skorzysta� z klucza, kt�rego zazdro�cili mu wszyscy oficerowie stacjonuj�cy w tym miasteczku. Chcia� by� chwil� sam, wyci�gn�� si� na jej brzydkiej, acz wygodnej kanapie i przemy�le� ostatnie wydarzenia. Mog�o by� na przyk�ad tak - Kloss u�miechn�� si� do obrazu, kt�ry wyr�s� mu przed oczyma. - T�usty szef sztabu siedzi w bunkrze na przednim skraju niemieckich pozycji. Nie mo�na mu odm�wi� odwagi, nie nale�y do sztabowc�w staraj�cych si� z dala obserwowa� przebieg zaplanowanych przez siebie operacji. Wtacza swe du�e cielsko w miejsca najgor�tsze, a mimo to zawsze ma piekielne szcz�cie. Od pocz�tku wojny nawet go nie drasn�o. Wi�c siedzi w tym wysuni�tym do przodu bunkrze, mi�tosi w z�bach zgas�e cygaro, nads�uchuje chrz�stu g�sienic czo�g�w zajmuj�cych pozycje wyj�ciowe, sun�cych powoli, bez �wiate�, kierowanych jedynie kolorowymi b�yskami latarek elektrycznych. Szef sztabu wpatruje si� w polowy telefon; za chwile powinien otrzyma� meldunki o uko�czonej koncentracji. Prawdopodobnie o 3.55 (Kloss usn�� tej nocy dopiero o �wicie i podobnie jak szef sztabu wpatrywa� si� w wolno biegn�c� wskaz�wk� sekundnika), wi�c prawdopodobnie o 3.55 zadzwoni� wreszcie ten telefon i szef sztabu dowiedzia� si� o pe�nej gotowo�ci i o tym, �e nie zauwa�ono �adnego ruchu po stronie nieprzyjaciela. By� mo�e nie zako�czy� nawet tej rozmowy, zag�uszy�a j� kanonada, na pewno zapieni� si�, zacz�� krzycze� w s�uchawk�, �e ka�e rozstrzela� tego idiot�, kt�ry rozpocz�� ogie� za wcze�nie, ale przerwa�, bo poinformowano go, �e to w�a�nie Iwan rozpocz�� natarcie, �e to salwy radzieckich czo�g�w i dzia� rozbijaj� w puch skoncentrowane oddzia�y pancerne, zaskoczone i przera�one. Czy tak w�a�nie by�o? Tego si� nigdy Kloss nie dowie. Gruby szef sztabu ju� nigdy nie p�jdzie na przedni skraj obrony. O jego �mierci Kloss dowiedzia� si� rano. Jedno jest pewne: niespodziewane radzieckie uderzenie ca�kowicie zdezorientowa�o Niemc�w, kilkana�cie kilometr�w terenu przesz�o we w�adanie Rosjan, a najwa�niejsze, �e plan opracowany gdzie� wy�ej, w sztabie korpusu lub armii, nakazuj�cy dywizji pancernej von Zangera przerwanie frontu, wzi�� w �eb, �e 33 dywizja, kt�ra kilkadziesi�t kilometr�w na p�noc ruszy�a do natarcia, by po��czywszy si� z dywizj� von Zangera stworzy� kocio�, sama znalaz�a si� w okr��eniu. Sprawa rozejdzie si� szeroko, �o�nierze d�ugo pami�taj� takie niespodzianki, trzeba sporo czasu, aby uzupe�ni� straty, poprawi� morale wojska. Oczywi�cie b�dzie �ledztwo, szukanie winnych, ale kt� mo�e podejrzewa� Hansa Klossa o to, �e to w�a�nie on przekaza� dat� i miejsce uderzenia, tym bardziej �e w�a�nie Hans Kloss b�dzie jednym z tych, do kt�rych nale�y prowadzenie �ledztwa w tej sprawie. Dlatego zostawi� numer telefonu, bo wie, �e nie minie go rozmowa z von Zangerem, �e b�dzie si� musia� g�sto t�umaczy�, zwala� win� na sztab korpusu albo armii, gdzie m�g� nast�pi� przeciek informacji, bo przecie� pan pu�kownik nie przypuszcza, �e kt�ry� z jego oficer�w m�g� okaza� si� zdrajc�... - Nie zdrajc�, zdrad� wykluczam - powiedzia� von Zanger w dwie godziny p�niej. Stali przed nim wypr�eni, obaj ze Stedtkem. Kloss zaskoczony by� opanowaniem i spokojem von Zangera. Spodziewa� si� wybuchu furii, bicia pi�ci� w st�, ale von Zanger by� jak zwykle ch�odny, spokojny, nieco znudzony. - Zdrad� wykluczam � powt�rzy� � ale nie wykluczam gadulstwa. - Wybaczy pan, pu�kowniku - Stedtke skorzysta� z chwili ciszy - ja nie mog� wykluczy� zdrady. Pu�kownik zdj�� okulary, przetar� szk�a skrawkiem irchy, zamruga� powiekami. - Zostawiam panu woln� r�k�, sturmfuehrer, w poszukiwaniu zdrajcy. Pozwoli pan jednak, �e pozostan� przy swoim zdaniu, dop�ki nie otrzymam dowod�w, �e w�r�d moich oficer�w znalaz� si� cz�owiek, kt�ry sprzeda� nieprzyjacielowi tak wa�n� informacj�. W ka�dym razie ta spr