1997
Szczegóły |
Tytuł |
1997 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1997 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1997 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1997 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Aleksander Dumas (ojciec)
Karol Szalony
Powie�� historyczna
Tom
Ca�o�� w tomach
Polski Zwi�zek Niewidomych
Zak�ad Wydawnictw i Nagra�
Warszawa 1991
Przek�ad anonimowy z j�zyka
francuskiego na podstawie edycji
Gebethnera i Wolffa, Warszawa
1910
T�oczono pismem punktowym dla
niewidomych w Drukarni PZN,
Warszawa, ul. Konwiktorska 9
pap. kart. 140 g kl. III_B�1
Pisa� A. Galbarski,
korekty dokona�y:
B. Krajewska
i K. Kruk
Aleksander Dumas (ojciec) by�
autorem ponad 250 tom�w prozy
beletrystycznej, m.in. powie�ci
"Trzej muszkieterowie",
"Wicehrabia de Bragelonne", "W
dwadzie�cia lat p�niej",
"Hrabia Monte Christo" i wielu
innych, popularnych do dzi�.
"Karol Szalony" to znakomita
powie�� historyczna z dziej�w
Francji prze�omu XIV i XV wieku.
G��wnym bohaterem jest Karol Vi
Walezjusz, za kt�rego panowania
Francja, bogata i wolna od
konflikt�w, wpad�a w wojn�
domow�, anarchi�, wreszcie w
zale�no�� od Anglii. Dzieje
szalonego kr�la i skandaliczne
romanse jego wiaro�omnej �ony
Izabelli, wielkie, nami�tne
uczucia, mi�o�� i polityka -
organizuj� wielow�tkow� i
skomplikowan� akcj� tej
powie�ci. Panoramiczny, �ywy
obraz historii Francji i Europy
w wyj�tkowo ciekawym okresie
schy�kowego �redniowiecza - to
t�o barwnych perypetii
bohater�w.
Obecne wydanie powie�ci oparto
na edycji z 1910 r.
Cz�� pierwsza
Do godno�ci historyka, tego
"kr�la przesz�o�ci", przywi�zane
s� przer�ne przywileje.
Najwspanialszym z nich jest ten,
�e przebiegaj�c swoje pa�stwo,
potrzebuje dotkn�� tylko pi�rem
ruin i trup�w, aby odbudowa�
pa�ace i wskrzesi� ludzi. Na
g�os jego, jak na g�os Boga,
rozproszone ko�ci odnajduj� si�
mi�dzy sob�, �ywe cia�o je
pokrywa, �wietne stroje je
ubieraj� i na tej olbrzymiej
dolinie Jozafata, na kt�r� trzy
tysi�ce wiek�w prowadzi�o swoje
dzieci, wybiera� on mo�e, wed�ug
swego kaprysu, wo�a� po imieniu
tych, kt�rym �ycie przywr�ci�
pragnie, a wezwani natychmiast
podnios� g�owami swymi grobowe
kamienie, rozwin� ca�uny i
odpowiedz�, jak �azarz
Chrystusowi: "Oto jestem, panie,
czego chcesz ode mnie?..."
Prawda, �e trzeba odwagi do
zej�cia w te g��bie historii -
potrzeba woli silnej, g�osu
pot�nego do badania mar
przesz�o�ci, r�ki pewnej i
niedr��cej do spisywania wyraz�w
przez nie podyktowanych. Zmarli
kryj� czasem straszne tajemnice,
kt�re grabarz wraz z nimi w
grobie zamyka. W�osy Dantego
zbiela�y od opowiadania Ugolina,
a oczy zachowa�y spojrzenie tak
smutne i lica blado�� tak
�mierteln�, �e gdy Wergiliusz
zn�w go na powierzchni� ziemi
wyprowadzi� - kobiety Florencji,
odgaduj�c sk�d powr�ci� ten
dziwny podr�ny, pokazywa�y go
synom swoim, m�wi�c: "Widzicie
tam oto tego cz�owieka, kt�ry
idzie smutny i powa�ny? - On do
piekie� zst�powa�!..."
Do nas to przede wszystkim -
nie bior�c w rachunek geniusz�w -
stosuje si� to dantejskie i
wergiliuszowe por�wnanie. Brama
do kr�lewskich podziemi w Saint_
Denis, kt�ra przed nami ma si�
otworzy�, ma pewne podobie�stwo
z wrotami piekielnymi. Jeden i
ten sam napis obu im s�u�y� mo�e
i gdyby�my mieli Wergiliusza i
Dantego za przewodnik�w,
nied�ugo potrzebowaliby�my
szuka� po�r�d dynastii
kr�lewskich, kt�re zaludniaj�
grobowce starego opactwa, aby
znale�� kilku zb�jc�w i kilka
ofiar, kt�rych nieszcz�cie
godne jest lito�ci. W olbrzymiej
tej kostnicy jest prosty
grobowiec z czarnego marmuru, na
kt�rym po�o�one s� obok siebie
dwie figury kamienne. Jedna
wyobra�a m�czyzn�, druga
kobiet�. Min�y cztery wieki,
odk�d spoczywaj� tak jedna obok
drugiej, z r�koma z�o�onymi do
modlitwy. M�czyzna prosi o
wyjawienie przyczyny bo�ego
gniewu, kobieta b�aga o
przebaczenie za swoj� zdrad�. To
szaleniec i wiaro�omna. Przez
lat dwadzie�cia sza� jego i jej
mi�ostki krwi� broczy�y Francj�
i nie bez wielkiej racji, r�ka,
kt�ra doko�a ich grobowca wyry�a
napis: "Tu le�y kr�l Karol
"ukochany", VI tego imienia i
kr�lowa Izabella bawarska jego
�ona", doda�a pod spodem:
"M�dlcie si� za nich!"
W Saint_Denis tedy, skoro tu
ju� jeste�my, otworzymy tajemne
archiwa tego dziwnego panowania.
Obok kilku stronic bia�ych,
spotkamy wiele innych krwi�
splamionych i wiele stronic
czarnej �a�oby.
B�g chcia�, aby wszystko tu na
ziemi nosi�o te trzy barwy,
uczyni� bowiem z nich tarcz�
herbow� cz�owieka, daj�c na niej
dewiz�: "Niewinno��, Nami�tno��
i �mier�". A teraz otw�rzmy
ksi�g� - jak B�g otwiera �ycie -
na bia�ych stronach. I tak do��
szybko dojdziemy do stronic krwi
i �a�oby!...
I
W niedziel� dnia 20 sierpnia
1389 r' * od samego brzasku
drog� z Saint_denis do Pary�a
zalega�y t�umy ludu. Izabella,
c�rka ksi�cia Stefana
Bawarskiego, a �ona Karola VI,
mia�a, jako kr�lowa Francji,
odby� pierwszy wjazd do stolicy
swego pa�stwa. Dla
usprawiedliwienia wielkiej
ciekawo�ci t�um�w wyzna� trzeba,
�e cuda o tej ksi�niczce
opowiadano. Wiedziano ju�, �e od
pierwszego z ni� spotkania kr�l
gwa�town� zap�on�� mi�o�ci� i �e
zaledwie do poniedzia�ku
pozostawi� czas na przygotowania
do uroczystych za�lubin.
Dat� t� podaje Froissart. W
rejestrach parlamentu zapisano
22. Najwi�cej szczeg��w do
opisu tego wjazdu autor
zaczerpn�� z "Mnicha z
Saint_denis" Froissarta i z
Juv~enala de Ursin.
Poza obr�bem Pary�a zebra�o
si� takie narodu mn�stwo, �e a�
patrze� by�o mi�o i zdawa�o si�,
jakby wszyscy stawili si� tam na
rozkaz. Wielki go�ciniec pokryty
by� g�sto ciekawymi obojga p�ci
i wydawa� si� nieprzejrzanym
�anem g��w ludzkich. Por�wnanie
to tym stosowniejsze, i� za
ka�dym drobnym wydarzeniem masy
pochyla�y si� w jedn� lub drug�
stron�, jak k�osy na polu za
powiewem wiatru.
O godzinie jedenastej na czele
t�umu da�y si� s�ysze� g�o�ne
okrzyki; wstrz��nienie, kt�re
przebieg�o wzd�u� drogi,
uwiadomi�o niecierpliwych, �e
co� si� sta�o. To kr�lowa Joanna
i ksi�na Orleanu, jej c�rka,
pojawi�y si� poprzedzone przez
stra� toruj�c� im drog� mi�dzy
ludem. Za nimi post�powali w
dw�ch rz�dach znaczniejsi
mieszczanie Pary�a, w liczbie
tysi�ca dwustu. Wybrani do tej
stra�y honorowej mieli na sobie
d�ugie szaty jedwabne koloru
zielonego ze z�otym, na g�owach
czepeczki ozdobione wst�gami,
kt�rych ko�ce spada�y je�d�com
na ramiona i powiewa�y jak
szarfy przy ka�dym powiewie
wiatru od�wie�aj�cego duszn�
atmosfer�, tym ci�sz�, i�
wsz�dzie, spod st�p ludzi i
kopyt koni, unosi�y si�
dokuczliwe tumany wysuszonego
piasku. Wyparty z go�ci�ca lud
rozsypa� si� po polach, po obu
stronach drogi, kt�r� jak
szerokim korytem p�yn�� poch�d
kr�lewski. Porz�dek zaprowadzono
z wi�ksz� �atwo�ci� ani�eli by
si� to wydawa� mog�o, gdy� w owe
czasy lud tyle mia� mi�o�ci i
tyle szacunku dla swego kr�la,
ile ciekawo�ci, i je�eli
zdarza�o si�, �e majestat
kr�lewski zst�powa� do ludu,
nikomu na my�l nie przychodzi�o
podnosi� si� i przedziera� ku
niemu. Ka�dy, ust�puj�c swego
miejsca pochodowi kr�lewskiemu,
czyni� to ch�tnie i bez oporu; w
naszych czasach nie obesz�oby
si� bez krzyk�w, �andarm�w i
z�orzecze�.
Poniewa� poziom pola ni�szy
by� od poziomu go�ci�ca, ka�dy
stara� si� dobiec jak najpr�dzej
do jakiegokolwiek wzniesienia, z
kt�rego widok na drog� by�
dogodniejszy. Wierzcho�ki drzew
i dachy stoj�cych w blisko�ci
dom�w zosta�y zaj�te przez
ciekawych. Ci, kt�rym brak�o
odwagi do tak niebezpiecznych
gimnastycznych wysi�k�w,
ustawili si� szeregiem na skraju
drogi, tworz�c jakby �ywy p�ot.
Kobiety wspina�y si� na palce,
dzieci wdrapywa�y si� na ramiona
ojc�w, ka�dy szuka� miejsca
mniej lub wi�cej wygodnego;
jedni starali si� ponad g�owami
swych poprzednik�w spojrze� na
drog�, inni szukali
jakiejkolwiek szczeliny w tym
�ywym murze, aby chocia� rzuci�
okiem na dziwy przesuwaj�ce si�
go�ci�cem.
Zaledwie zamieszanie
spowodowane przej�ciem kr�lowej
Joanny i ksi�nej Orleanu,
udaj�cych si� do pa�acu,
uspokoi�o si�, gdy spostrze�ono
tak niecierpliwie oczekiwan�
lektyk� m�odej kr�lowej,
licz�cej zaledwie lat
dziewi�tna�cie, na kt�rej
spoczywa�a po�owa nadziei ca�ej
monarchii. Pierwsze wra�enie,
jakie lud odni�s� spojrzawszy na
swoj� pani�, nie potwierdzi�o
wysokiej opinii, kt�ra j�
poprzedni�a w stolicy; by�a to
bowiem pi�kno��, z kt�r� oswoi�
si� wpierw trzeba by�o. G��wn�
tego przyczyn� stanowi� silny
kontrast jasnych, z�otych w�os�w
i brwi czarnych jak heban. Dwa
charakterystyczne, a przeciwne
sobie typy rasy p�nocnej i
po�udniowej zmieszane w tej
kobiecie, nada�y sercu jej
gor�c� nami�tno�� w�a�ciw�
W�oszkom, a czo�u znami�
pogardliwej wynios�o�ci,
cechuj�ce ksi�niczki
niemieckie. * Za� kszta�t�w
bardziej harmonijnych �aden
rze�biarz nie m�g� nawet
zapragn�� do pos�gu Diany
wychodz�cej z k�pieli. Twarz jej
mia�a doskona�y owal, taki sam,
jak w dwa stulecia p�niej
Rafael swoim imieniem uwieczni�.
Obcis�e suknie i r�kawy nie
pozostawia�y �adnej w�tpliwo�ci
co do zgrabnych kszta�t�w jej
figury i �licznie wymodelowanych
ramion; r�ka za�, kt�r� wi�cej
mo�e przez kokieteri�, ni� przez
niedbalstwo pozostawi�a
opuszczon� przez jedn� z portier
lektyki, rysowa�a si� na materii
obicie jak alabastrowa
p�askorze�ba na z�otym tle.
Cz�� postaci ukryta by�a w
g��bi lektyki, jednak nietrudno
odgadn�� po wdzi�kach i zaletach
widzianych, �e reszta musia�a
by� r�wnie delikatna i powiewna,
i �e podtrzymywa�y j�
czarodziejskie n�ki i stopy
dzieci�ce. Szczeg�lne uczucie,
doznawane na jej widok, znika�o
prawie natychmiast przy
spotkaniu z �agodnym i gor�cym
zarazem spojrzeniem jej oczu,
przypominaj�cym t� pot�g�
wszechw�adn�, z kt�rej Milton, a
za nim i inni poeci, uczynili
charakterystyczn� i fataln�
pi�kno�� swych anio��w upad�ych.
Kr�lowa Izabella by�a, jak
wiadomo, c�rk� bawarskiego
ksi�cia Stefana Ingolstadzkiego
i ksi�niczki Tadei
mediola�skiej.
Lektyk� kr�lowej otacza�o
wze�ciu najpierwszych dygnitarzy
Francji. Na czele ich szli:
ksi��� de Touraine i ksi��� de
Bourbon. Pod nazwiskiem ksi�cia
de Touraine, dla unikni�cia
omy�ki, czytelnicy nasi rozumie�
zechc� m�odszego brata kr�la
Karola, m�odego i pi�knego
ksi�cia Ludwika Walezjusza,
kt�ry, nie wi�cej jak cztery
lata p�niej, otrzyma� tytu�
ksi�cia Orleanu i sta� si�
s�ynny z rozumu, mi�ostek i
nieszcz��. Rok przedtem o�eni�
si� by� z c�rk� Galeasa
Visconti, g�o�n� w historii i
poezji pi�kno�ci�, znan� pod
imieniem Walentyny
mediola�skiej, kt�rej wdzi�Ki
nie zdo�a�y jednak zatrzyma� i
usidli� tego kr�lewskiego motyla
o z�otych skrzyd�ach. Przyzna�
jednak nale�y, �e by� to
najpi�kniejszy, najbogatszy i
najwykwintniejszy pan z ca�ego
dworu. Zna� po nim by�o, �e
�wiat ca�y u�miecha si� do� z
rado�ci� i m�odo�ci�, �e �ycie
otrzyma� w darze aby u�ywa�, i
�e te� �y� ochoczo; �e
nieszcz�cia mog�y go spotyka�,
ale �e on kroku na ich spotkanie
nie uczyni�, �e ta prze�liczna
g��wka pazia o blond w�osach i
niebieskich oczach nie by�a
stworzona do przechowywania
g��bokiej tajemnicy lub smutnej
my�li i �e tak jedna, jak druga,
umyka� musia�y przez te usta
r�owe i nierozwa�ne, jak usta
kobiety. Dnia tego ustroi� si� w
przepyszny kostium, kt�ry
umy�lnie zrobi� sobie kaza� i
kt�ry nosi� z gracj� sobie tylko
w�a�ciw�. By�a to suknia z
aksamitu czarnego, podbita
z�otog�owiem. R�kawy haftowane
by�y szeroko, w dese�
przedstawiaj�cy wielk� ga���
r�y. Z�oty pie� otoczony by� z
obu stron li��mi szmaragdowymi,
spo�r�d kt�rych na ka�dym
ramieniu wykwita�o jedena�cie
przepysznych r� z rubin�w i
szafir�w. Dziurki od guzik�w,
przypominaj�cych jeden z dawnych
order�w ustanowionych przez
kr�l�w Francji, pokryte by�y
pysznym i kosztownym haftem w
z�ote str�czki naszywane
per�ami. Jedna z p� sukni, ta
mianowicie, kt�ra spada�a na
kolano od strony przeciwnej
lektyce, bramowana by�a bogato
z�otem i ozdobiona s�o�cem w
wianku promieni, kt�ry to symbol
obra� sobie kr�l Karol za
dewiz�, a kt�r� p�niej wznowi�
LUdwik XIV; druga po�a, na
kt�rej kr�lowa kilkakrotnie
wzrok zatrzymywa�a, pokryta by�a
r�wnie� haftem wyobra�aj�cym
jaki� emblemat tajemniczy,
kt�rego znaczenie Izabella na
pr�no odgadn�� si� stara�a.
Haft ten wyobra�a� lwa
srebrnego, zakutego w �a�cuchy,
z kaga�cem na paszczy. R�ka
ukryta w ob�okach trzyma�a ko�ce
�a�cuch�w. Jako dewiza, otacza�y
t� r�k� wyrazy: "Gdzie zechc�".
Bogaty ten kostium uzupe�niony
by� aksamitn� czapeczk� ze
z�otem, kt�rej fa�dy przeplata�
przepyszny �a�cuch z pere�;
ko�ce �a�cucha spada�y razem ze
wst�gami tworz�c kokard�, kt�r�
si� ksi��� bawi� rozmawiaj�c z
kr�low� i poprawiaj�c od czasu
do czasu w�osy jedn� r�k�, gdy
druga zr�cznie kierowa�a koniem.
Jad�cy obok ksi��� de Berri
dzieli� z ksi�ciem Burgundii
regencj� Francji w czas
szale�stwa kr�la Karola, a przez
swoje sk�pstwo przyczyni� si� do
ruiny kr�lestwa o tyle
przynajmniej, o ile ksi���
Orleanu przez sw� rozrzutno��.
Za kr�low�, na koniu bardzo
bogato przybranym, krokiem
wolnym post�powa�a ksi�na de
Berri, prowadzona przez hrabi�w
de Nevers i de la Marche. Tu
znowu jedno z dwu tych wielkich
nazwisk za�mi drugie; bowiem
hrabia de Nevers, syn Filipa i
przodek Karola, zostanie wkr�tce
ksi�ciem Burgundii. Ojciec jego
zwa� si� �mia�y, wnuk nosi�
b�dzie przydomek Zuchwa�y, a
jemu samemu historia nada imi�
Nieustraszony.
Hrabia de Nevers, o�eniony
dnia 12 kwietnia 1385 roku z
Ma�gorzat� de Hainau, mia� w
owej chwili lat dwadzie�cia, a
najwy�ej dwadzie�cia dwa. Nie
bardzo wysokiego wzrostu, by�
jednak barczysty, silny i
doskonale zbudowany. Oko jego,
jakkolwiek ma�e i
kolorujasnoniebieskiego, jak oko
wilka, mia�o spojrzenie pewne i
gor�ce. W�osy, d�ugie i
przyg�adzone, by�y czarne z
odcieniem prawie fioletowym, o
jakim wyobra�enie da� tylko mo�e
kolor kruczych skrzyde�. Broda
ogolona pozwala�a zarysowa� si�
wszystkim konturom twarzy
�wie�ej i rumianej, nacechowanej
si�� i zdrowiem. Po niedba�ym
sposobie trzymania cugli konia
zna� by�o zr�czno�� je�d�ca.
Jakkolwiek m�ody i dot�d jeszcze
nie pasowany na rycerza, umia�
ju� d�wiga� rycersk� zbroj�,
gdy� nie zaniedbywa� �adnej
sposobno�ci zahartowania si� na
trudy i niewygody. Surowy dla
siebie i dla drugich, nieczu�y
na g��d i pragnienie, na ch�ody
i upa�y, mia� opini� cz�owieka
kamiennego, na kt�rego
powszednie troski �ycia nie
wywiera�y wp�ywu. Wynios�y wobec
wy�szych, uprzejmy dla
maluczkich, bezustannie zasiewa�
nienawi�� dla siebie mi�dzy
r�wnymi sobie, a zyskiwa� mi�o��
u podw�adnych. Dost�pny dla
wszelkich gwa�townych
nami�tno�ci, umia� zamyka� je w
g��bi swej piersi, a pier� swoj�
zakuwa� w pancerz. To sklepienie
ze stali i cia�a pokrywa�o
przepa��, w kt�r� �adne ludzkie
oko zajrze� nie mog�o. By� to
wulkan pozornie tylko u�piony:
trawi� swe w�asne wn�trzno�ci a�
do chwili, w kt�rej uwa�a� za
stosowne wybuchn��, a wtedy lawa
wyst�powa�a z granic i biada
temu, kogo spotka� potok jego
gniewu!... W dniu tym,
prawdopodobnie dla kontrastu z
ksi�ciem Ludwikiem de Touraine,
kostium Jana de Nevers by�
przesadnej mo�e skromno�ci. By�a
to suknia kr�tsza, ani�eli
zwykle noszono, z aksamitu
fioletowego, z podw�jnymi
r�kawami, jednymi obcis�ymi,
drugimi szerokimi, bez ozd�b i
haft�w; na biodrach zwiesza� si�
opi�ty pas z siatki stalowej, na
kt�rym wisia� miecz z r�koje�ci�
pi�knie cyzelowan�. Wyci�cie
utworzone na piersiach przez
klapy sukni, ukazywa�o �upan
jasnoniebieskiego koloru, uj�ty
przy szyi w obojczyk z czystego
z�ota, kt�ry zast�powa�
ko�nierzyk. Czapeczk� mia�
czarn�, aksamitn�, a fa�dy jej
spina� jeden tylko brylant, ale
by� to ten sam kamie�, kt�ry pod
nazw� Sancy * przeszed� potem na
w�asno�� korony francuskiej.
Brylant ten, kt�ry od czasu
bitwy pod Granson znajdowa� si�
w skarbcu Karola Zuchwa�ego,
wpad� w r�ce Szwajcar�w,
sprzedany by� w 1492 r. w
Lucernie za cen� 5000 dukat�w i
przeszed� do Portugalii na
w�asno�� don Antonia, opata
Crato�skiego. Ten ostatni
potomek linii Braganckiej, kt�ra
utraci�a tron, przyby� do Pary�a
i tu umar�. Wtedy brylant �w
naby� Miko�aj de Harlay, pan de
Sancy; st�d jego nazwa. Wed�ug
ostatniej oceny inwentarza
klejnot�w koronnych Sancy, je�li
si� nie mylimy, wart jest
1 820 000 frank�w.
Troskliwiej i obszerniej ni�
innych, opisali�my tych dw�ch
m�odych i szlachetnych pan�w,
kt�rych odt�d ci�gle spotyka�
b�dziemy, jednego po prawicy,
drugiego po lewicy kr�la. S� to
bowiem, obok smutnej i
poetycznej postaci Karola i
gor�cej a nami�tnej Izabelli,
osobisto�ci najwybitniejsze z
epoki tego nieszcz�snego
panowania.
Dla nich Francja rozdar�a si�
na dwoje i dla nich dwa w jej
�onie znalaz�y si� serca; jedno
bij�ce na g�os Orlean�w, drugie
na g�os Burgundii; ka�de
stronnictwo, dziel�c nienawi�� i
sympatie swego przewodnika i
pana, zapomina�o o wszystkim i o
wszystkich, nawet o kr�lu, kt�ry
powinien by� by� najwy�szym
wszystkich panem, nawet o
Francji, kt�ra by�a ich matk�!...
Skrajem drogi, nie trzymaj�c
si� szeregu, jecha�a na bia�ym
koniu ksi�na Walentyna, kt�r�
przedstawili�my ju� wy�ej
czytelnikom jako �on� ksi�cia de
Touraine. Pierwszy to raz
opu�ci�a ona pi�kn� swoj�
ojczyzn� - Lombardi�, i po raz
pierwszy przyby�a do Francji,
gdzie wszystko si� jej zdawa�o
nowym i bogatym. Po prawej jej
stronie znajdowa� si� pan Piotr
de Craon, najukocha�szy
ulubieniec ksi�cia de Touraine,
ustrojony w kostium, kt�ry mu w
dow�d przyja�ni i sympatii
ksi��� na podobie�stwo swego
sporz�dzi� kaza�. By� on prawie
w r�wnym wieku z ksi�ciem;
pi�kny jak on, i zar�wno z nim
dziel�cy spok�j bez troski i
redo�� �ywota. Jednak�e kto by
si� bli�ej przypatrzy� chcia�
temu cz�owiekowi, �atwo dojrze�
m�g�, �e wszystkie nami�tno�ci
gwa�townego serca pa�a�y w g��bi
jego ciemnego oka, �e przebija�a
ze� ta �elazna wola, kt�ra
zawsze osi�ga zamierzone cele w
mi�o�ci czy nienawi�ci, �e
wreszcie jego przyja�� niewiele
mog�a by� po�yteczna, ale za to
nieprzyja�� gro�na i
niebezpieczna. Po lewej stronie
ksi�nej jecha� w �elaznej zbroi
z tak� swobod�, jak inni panowie
w swych aksamitach, pan Olivier
de Clisson, wielki hetman
Francji. Podniesiona przy�bica
ods�ania�a twarz otwart� i
praw�, twarz starego �o�nierza,
a blizna, kt�ra przedziela�a mu
czo�o, krwawe wspomnienie bitwy
pod Auray, dowodzi�a, �e liliami
ozdobiony miecz, wisz�cy u jego
boku, nie s�u�y� n igdy
podst�powi lub prywatnym
wzgl�dom, lecz dla dobra
ojczyzny. I rzeczywi�cie,
Clisson, urodzony w Bratanii,
wychowany by� w Anglii, ale w
osiemnastym roku �ycia wr�ci� do
Francji i od tej chwili przy
ka�dej sposobno�ci gor�co i
m�nie walczy� w szeregach
kr�lewskich.
Tyle powiedziawszy o
wa�niejszych, ograniczmy si� do
kr�tkich i pobie�nych wzmianek o
innych osobach, bior�cych udzia�
w tym uroczystym pochodzie.
By�y wi�c tam: ksi�na
Burgundii i hrabina de Nevers,
prowadzone przez Henryka z Baru
i hrabiego de Namur... Dalej
ksi�na Orleanu na rumaku
pi�knie i bogato strojnym,
prowadzonym przez Jacka de
Bourbon i Filipa d'artois;
dalej jeszcze ksi�na Baru z
c�rk�, w towarzystwie Karola
d'albert i Ecguerrarda de
Coucy, kt�rego imi� samo
przywo�uje ju� na pami��
niejeden z wielkich jego czyn�w,
a kt�ry nosi� najskromniejsz�, a
mo�e te� najdumniejsz� dewiz�
swego czasu: "Nie jestem kr�lem
ani ksi�ciem... jestem panem de
Coucy!" (Ne suis prince, in duc
aussy, je suis le seigneur de
Coucy).
O innych panach, damach i
pannach, kt�re tam by�y na
koniach, w wozach strojnych i
lektykach - nie chcemy ju�
wspomina�. Wystarczy doda�, �e
gdy czo�o pochodu, gdzie
znajdowa�a si� kr�lowa, dotyka�o
ju� przedmie�� stolicy - szereg
pazi�w i koniuszych, kt�rzy
poch�d zamykali, nie wyszed�
jeszcze z g��wnej ulicy
Saint_denis. Przez ca�� d�ugo��
drogi wita�y kr�low� okrzyki:
"No~el!", kt�re w owym czasie
wyst�powa�y w miejsce
p�niejszego: "Niech �yje kr�l!"
Nar�d w tej epoce wiary nie m�g�
znale�� wyrazu, kt�ry by lepiej
streszcza� rado��, jak �w,
przypominaj�cy narodziny
Chrystusa. NIe potrzebujemy
zapewne dodawa�, �e spojrzenia
wszystkich m�czyzn dzieli�y si�
pomi�dzy Izabell� Bawarsk� i
Walentyn� Mediola�sk�, tak jak
spojrzenia kobiet dostawa�y si�
w r�wnej cz�ci ksi�ciu de
Touraine i hrabiemu de Nevers.
Przybywszy do bramy
Saint_denis, kr�lowa zatrzyma�a
si�; tam bowiem przygotowano dla
niej pierwsz� stacj�. Ustawiono
tu rodzaj o�tarza, okrytego
niebieskim at�asem z baldachimem
w z�ociste gwiazdy. W chmurach,
ponad gwiazdami, dzieci
poprzebierane za anio�ki
�piewa�y melodyjne pie�ni oko�o
pi�knej i m�odej dzieweczki,
wyobra�aj�cej Matk� Bosk�
trzymaj�c� na kolanach ma�e
dzieci�tko, kt�re bawi�o si�
m�ynkiem zrobionym z wielkiego
orzecha. Szczyt baldachimu
zdobi�y splecione herby Francji
i Bawarii, o�wietlone jarz�cym
s�o�cem - znakiem kr�la Karola.
Kr�lowa zachwycona by�a widokiem
i chwali�a wielce sam pomys�, a
gdy ju� dzieci �piewy swe
sko�czy�y i gdy zmiarkowano, �e
kr�lowa dosy� si� ju�
wszystkiemu napatrzy�a,
otworzy�a si� tylna �ciana
o�tarza, ukazuj�c ca�� wielk�
ulic� Saint_denis uformowan� na
kszta�t olbrzymiego namiotu:
wszystkie domy ozdobiono
draperi� z sukna i jedwabiu, jak
gdyby - m�wi Froissart - sukno
rozdawane by�o darmo, lub jak
gdyby rzecz dzia�a si� nie w
Pary�u, lecz w Aleksandrii lub
Damaszku.
Kr�llwa wstrzyma�a si� jeszcze
chwil�. MO�na by s�dzi�, �e
zawaha�a si� wst�puj�c do tej
stolicy, kt�ra oczekiwa�a na ni�
z tak� niecierpliwo�ci� i
wita�a j� z mi�o�ci� i zapa�em.
A mo�e te� przeczucie m�wi�o
tej, kr�lowej m�odej i pi�knej,
wprowadzanej z tak� pomp� i
wystaw�, �e kiedy� zw�oki jej
wyniesione zostan� z tego samego
miasta na ramionach jednego
tylko wyrobnika, kt�remu
od�wierny pa�acu �wi�tego Paw�a
poleci� odda� szcz�tki Izabelli
Bawarskiej zakonnikom w
Saint_denis.
Wkr�tce atoli pu�ci�a si� w
drog�; zauwa�ono jednak, �e
zblad�a, wst�puj�c w t� d�ug�,
wielk� ulic�, rozdielaj�c t�um
na dwa �ywe mury, kt�re
potrzebowa�y tylko zbli�y� si�
do siebie, aby zgnie�� swoj�
kr�low�, jej lektyk� i konie.
Lecz �aden wypadek si� nie
wydarzy�. Mieszczanie tworz�cy
�wit� utrzymywali szeregi w
porz�dku i wkr�tce zbli�ono si�
do przepysznej fontanny pokrytej
b��kitnym suknem bramowanym w
z�ote lilie. Doko�a fontanny
ustawiono malowane i rze�bione
kolumny, na kt�rych pozawieszano
tarcze herbowe najpierwszych
dom�w Francji. Zamiast wody
fontanna wyrzuca�a stromienie
hypokracu * zaprawionego
korzeniami i wonno�ciami
arabskimi. Dooko�a kolumn sta�y
m�ode i pi�kne dziewice,
trzymaj�ce w r�ku srebrne dzbany
i z�ote czasze, cz�stuj�ce
kr�low� oraz pan�w i panie jej
orszaku. Kr�lowa wzi�a jedn� z
podanych czasz, umoczy�a w niej
usta dla formy i chcia�a
natychmiast zwr�ci� j� jednej z
us�u�nych Heb, ale ksi��� de
Touraine pochwyci� czasz� szybko
z r�k dziewicy i przytkn�� j� do
ust w tym samym miejscu, kt�rego
usta kr�lowej dotkn�y, a potem
duszkiem wychyli� nap�j do dna.
Rumie�ce, kt�re na chwil�
ust�pi�y z policzk�w Izabelli,
ukaza�y si� nagle znowu, gdy�
post�pek ksi�cia by� zbyt
wymowny, a chocia� czasu nie
zaj�� wiele, zwr�ci� og�ln�
uwag� tak dalece, �e r�nie
m�wiono o nim wieczorem u dworu,
a ludzie najsprzeczniejszych
opinii zgadzali si�, i� ksi���
okaza� wielk� zuchwa�o��,
pozwalaj�c sobie na tak� swobod�
woberc ma��onki swego pana i
w�adcy, a kr�lowa da�a dow�d
wielkiej pob�a�liwo�ci, nie
karz�c go inaczej, jak tylko
wstydliwym rumie�cem.
Mieszanina wina, cukru i
cynamonu.
Zreszt� nowy widok odwr�ci�
wkr�tce uwag� od tej sceny i na
chwil� poda� j� w niepami��.
Orszak przyby� przed klasztor
trynitarzy. Przed bram�
klasztoru wznosi�o si�
rusztowanie w rodzaju teatrum,
na kt�rym przedstawiony zosta�
poch�d wojenny kr�la
Sallah_Edina. Chrze�cijanie byli
ustawieni z jednej, Saraceni za�
z drugiej strony, a w obu
szeregach rozpoznawano z
�atwo�ci� osoby, kt�re w tym
s�awnym turnieju udzia� wzi�y.
Aktorzy przebrani byli w stroje
z trzynastego wieku i nosili
tarcze herbowe oraz god�a os�b,
kt�rych rol� odgrywali. W g��bi
siedzia� kr�l Francji, Filip
August, a oko�o niego sta�o
dwunastu par�w jego pa�stwa. W
chwili, gdy lektyka kr�lowej
zatrzyma�a si� przed
rusztowaniem, kr�l Ryszard Lwie
Serce wyst�pi� z szereg�w,
zbli�y� si� do kr�la Francji,
przykl�k� na jedno kolano i
prosi� o pozwolenie wyruszenia
na b�j z Saracenami. Gdy Filip
August �askawie pozwolenia
udzieli�, natychmiast Ryszard
podni�s� si� i wr�ciwszy do
swoich towarzyszy, ustawi� ich w
szyku bojowym i natar� na
niewiernych. Rozpocz�a si�
walka, kt�rej rezultatem by�o
wielkie zwyci�stwo nad
Saracenami i ich rozproszenie.
Cz�� uciekaj�cych wbieg�a przez
okna klasztoru, kt�re by�y na
r�wnym poziomie z teatrem i
kt�re umy�lnie w tym celu
pozostawiono otworem. Nie
zmniejszy�o to jednak liczby
je�c�w, kt�rych kr�l Ryszard
przyprowadzi� przed kr�low�.
Izabella prosi�a o wolno�� dla
nich, a w okupie zdj�a z
ramienia bransolet� z�ot� i da�a
j� zwyci�zcy.
- O! - zawo�a� ksi��� de
Touraine, opieraj�c si� o
lektyk� - gdybym wiedzia�, �e
taka nagroda spotka aktora, ja -
i nikt inny - gra�bym
Ryszarda.
Kr�lowa rzuci�a przelotne
spojrzenie na drug� bransolet�
zdobi�c� jej rami�, lecz
wstrzymuj�c ten pierwszy ruch
zdradzaj�cy jej my�li, rzek�a:
- Jeste� ksi��� szalony i
dzia�asz bez zastanowienia.
Podobne zabawy dobre s� dla
skoczk�w lub tancerzy, lecz nie
przystoj� kr�lewskiemu bratu.
Ksi��� de Touraine ju� mia�
odpowiedzie�, gdy Izabella da�a
znak by rusza� i odwr�ciwszy si�
ku ksi�ciu de Bourbon, wszcz�a
z nim rozmow�, nie zwracaj�c ju�
uwagi na swego szwagra, a� do
chwili, gdy przybyli przed drug�
bram� Saint_denis, nazywan�
bram� malarzy, kt�ra zniszczona
zosta�a za czas�w Franciszka I.
Tu znowu ustawiony by�
przepyszny zamek, a nad nim
rozpostarte niebo gwia�dziste,
na kt�rym w c a�ej pot�dze swej
ukazywa� si� B�g Ojciec, Syn i
Duch �wi�ty. Doko�a tej Tr�jcy
ch�r dzieci zawodzi� pie�ni:
Gloria i Veni Creator. W chwili,
gdy kr�lowa przechodzi�a, wrota
raju otwar�y si� i ukaza�y si�
dwa anio�y w aureolach, ubrane w
r�owe i niebieskie suknie
bogato haftowane. Trzyma�y one
bardzo kosztown� koron� ze z�ota
i drogich kamieni, kt�r� w�o�y�y
na g�ow� kr�lowej, a
od�piewawszy odpowiedni
czterowiersz, wr�ci�y za bram�,
kt�ra si� za nimi zamkn�a.
Tymczasem z drugiej strony
bramy nowe osobliwo�ci
oczekiwa�y kr�low�. Pos�owie
sze�ciu korporacji kupc�w
przychodzili domaga� si� dawnego
przywileju towarzyszenia kr�lom
i kr�lowym Francji przy ich
wjazdach do mPary�a od bramy
Saint_denis a� do samego
pa�acu. Za nimi szli
przedstawiciele r�nych
rzemios�, przebrani w stroje
charakterystyczne i
przedstawiaj�ce siedem grzech�w
g��wnych i siedem cn�t
chrze�cija�skich. Obok nich
utworzona by�a grupa
wyobra�aj�ca: �mier�, Czy�ciec,
Piek�o i Raj. Jakkolwiek
uprzedzona, kr�lowa okaza�a
pewn� niech�� do oddania si� w
r�ce tym maszkarom. Ksi��� de
Touraine ze swej strony mocno
by� rozgniewany, widz�c, �e musi
opu�ci� miejsce zajmowane dot�d
przy lektyce kr�lowej, ale
przywilej ludu by�
nienaruszalny. Ksi��� de Borubon
i inni panowie ju� opu�cili
lektyk�, ust�puj�c na bok.
Izabella zwr�ci�a si� do swego
szwagra, kt�ry uparcie trzyma�
si� drzwiczek, i rzek�a:
- Mo�ci ksi���, kiedy�
ust�picie miejsca tym dobrym
ludziom?... A mo�e czekacie mego
zezwolenia na to?
- Tak, pani - odpowiedzia�
ksi��� - czekam rozkazu twego, a
bardziej jeszcze spojrzenia,
kt�re by mi da�o moc us�uchania
twej woli.
- Panie szwagrze - rzek�a
Izabella, pochylaj�c si� ku
niemu - nie wiem, czy podczas
wieczornego festynu zobaczymy
si� jeszcze, ale nie zapominaj,
�e jutro b�d� nie tylko kr�low�
Francji, ale i kr�low� turniei,
a moja bransoleta b�dzie nagrod�
zwyci�zcy.
Ksi��� pochyli� czo�o a� do
drzwiczek lektyki kr�lowej. Ci,
kt�rzy ju� si� oddalili z
miejsca tej sceny, nie widzieli
w tym uk�onie nic innego, jak
tylko oznak� szacunku, kt�ry
ka�dy poddany winien by�
kr�lowej, ale bli�ej stoj�cym i
lepiej patrz�cym wydawa�o si�,
�e usta ksi�cia d�u�ej i gor�cej
zatrzyma�y si� na d�oni
kr�lowej, ani�eli na to przepisy
etykiety pozwala�y.
Jakkolwiek by�o, to tylko
pewne, �e ksi��� podni�s� si� w
strzemionach, ukazuj�c twarz
promieniej�c� rado�ci� i
szcz�ciem. Izabella tymczasem
zas�oni�a si� koronk� spadaj�c�
z wysokiego czepka, a ksi��� da�
koniowi ostrog� i pop�dzi� zaj��
miejsce obok swej �ony.
Tymczasem deputowani sze�ciu
korporacji kupieckich umie�cili
si� przy lektyce kr�lewskiej, po
trzech z ka�dej strony,
podtrzymuj�c baldachim nad g�ow�
kr�lowej. Cnoty chrze�cija�skie
i grzechy g��wne zaj�y miejsce
za nimi, a na ko�cu sz�y z
odpowiedni� powag�: �mier�,
Czy�ciec, Piek�o i Raj. Poch�d
ruszy� dalej, ale dziwny wypadek
niespodziewanie naruszy� jego
porz�dek. Przy zbiegu ulic des
Lombards i Saint_denis, dw�ch
ludzi, siedz�cych na jednym
koniu da�o pow�d do wielkiego
ha�asu. T�um by� tak wielki, �e
cudem chyba si� tu wcisn�li,
lecz zdawali si� nader ma�o
troszczy� o potr�canych i ma�o
zwa�a� na ich z�orzeczenia.
Zuchwa�o�� ich dochodzi�a nawet
do tego, �e nie s�uchali
miejskich stra�nik�w i z
oboj�tno�ci� znosili razy,
kt�rymi usi�owano sp�dzi� ich z
drogi. Pomimo wszystkich
przeszk�d post�powali naprz�d,
oddaj�c z nawi�zk� modbierane
razy i piersi� konia
rozdzielaj�c t�umy; jak okr�t
dziobem swym pruje fale morza,
tak oni torowali sobie w�r�d
ludzkich fal drog� powoln�, lecz
ci�g��, zwieraj�c� si�
natychmiast znowu po ich
przej�ciu. W chwili, gdy lektyka
kr�lowej Izabelli zbli�y�a si�,
jeden je�dziec da� jaki� znak
czy has�o, po czym drugi,
rozkazowi pos�uszny, uderzy�
kijem przednie konie honorowej
stra�y miejskiej, kt�re im drog�
tamowa�y. Jeden z koni, uderzony
w g�ow�, cofn�� si�, drugi
wyrwa� si� sp�oszony naprz�d, a
w�wczas, korzystaj�c z
zamieszania i powsta�ej luki,
rzucili si� w ni�, pop�dzaj�c
szybciej swojegto konia i
przewracaj�c po drodze Raj na
Piek�o, �mier� na Czy�ciec, a
cnoty chrze�cija�skie na grzechy
g��wne. Niewstrzymani - dotarli
do lektyki w�r�d krzyk�w
posp�lstwa, �cigani przez
ksi�cia de Touraine i ksi�cia de
Bourbon, kt�rzy widz�c gnaj�cych
ku kr�lowej, dobyli swych mieczy
z pochew.
Kr�lowa, przel�kniona ha�asem,
nie wiedzia�a jeszcze, co si�
sta�o, gdy nagle pomi�dzy
deputowanymi kupiectwa
spostrzeg�a obu winowajc�w.
Pierwszym jej zamiarem by�o
wcisn�� si� jak najg��biej w
lektyk�, ale ten z je�d�c�w,
kt�ry rozkazywa� drugiemu,
nachyliwszy si� z konia, szepn��
kr�lowej kilka s��w do ucha,
uchyli� czapeczki, zdj�� z szyi
gruby, z�oty �a�cuch, ozdobiony
liliami z brylant�w i w�o�y� go
na szyj� kr�lowej, kt�ra
�agodnie nachyli�a g�owy i dar
ten przyj�a; po czym je�d�cy,
spi�wszy konia ostrog�, galopem
pop�dzili dalej. W tej�e samej
chwili nadbiegli ksi��� de
Touraine i ksi��� de Bourbon, a
widz�c z dala, jak dwaj obcy
ludzie rzucili si� ku kr�lowej,
wstrz�sali mieczami, wo�aj�c:
- �mier�, �mier� zdrajcom!
T�ok tak by� wielki, �e
nieznajomym �mia�kom nie uda�o
si� przedosta� ku ulicy
Saint_denis. Wszyscy oczekiwali
wi�c katastrofy, gdy kr�lowa,
widz�c na co si� zanosi -
podnios�a si� w lektyce i
wyci�gaj�c r�k� ku swemu
szwagrowi, zawo�a�a:
- Mo�ci ksi���, co czyni�
zamierzacie!?... To kr�l!...
Dwaj ksi���ta stan�li jak
wryci, a dr��c z obawy o swego
pana i w�adc�, podnie�li si� w
strzemionach i wyci�gaj�c miecze
nad g�owy t�umu, wykrzykn�li
g�osem wielkim:
- Cze�� i s�awa kr�lowi!
Kr�l Karol VI siedz�cy na
koniu za panem Karolem de
Savoiry, odpowiedzia� na ten
okrzyk, odrzucaj�c sw�j kaptur,
a lud po d�ugich w�osach
ciemnych, po niebieskich oczach,
po ustach zbyt mo�e du�ych, lecz
os�aniaj�cych prze�liczne z�by,
po elegancji ruch�w, po
�agodno�c i i uprzejmo�ci ca�ej
postawy, z �atwo�ci� pozna�
swego w�adc�, kt�remu mimo
nieszcz�� jakie dotkn�y
Francj� podczas jego panowania,
pozostawi� przydomek Ukochanego,
nadany mu przy wst�pieniu na
tron.
W�wczas ze wszech stron
rozleg�y si� okrzyki: "No~el!"
Koniuszowie i paziowie zacz�li
powiewa� chor�gwiami swoich
pan�w, damy swymi szarfami i
chustkami. Ka�dy chcia� ujrze�
kr�la. Ale Karol VI
przepuszczony z uszanowaniem,
nale�nym majestatowi monarchy,
wymkn�� si� jedn� z bocznych
uliczek.
W p� godziny przywr�cono
porz�dek zm�cony zupe�nie tym
wypadkiem. Piotr de Craon
skorzysta� z�o�liwie z tej
chwili, aby zwr�ci� uwag�
ksi�nej Walentyny na to, �e m��
jej m�g� przy�pieszy� dalszy
poch�d, wracaj�c na swoje
miejsce przy �onie, a przed�u�a�
mitr�g� rozmawiaj�c z kr�low� i
zatrzymuj�c lektyk�. Ksi�na
Walentyna zby�a te s�owa
oboj�tnym u�miechem, ale
t�umione westchnienie zada�o
k�am temu u�miechowi, a w g�osie
jej przebija�o poruszenie:
- Dlaczego nie zrobicie tej
uwagi sami jego ksi���cej mo�ci?
- Uczyni�bym to tylko na wasz
wyra�ny rozkaz, ksi�no; powr�t
jego odj��by mi przywilej, jaki
mi nadaje jego nieobecno��:
przywilej opieki nad wami.
- Jedynym moim i rzeczywistym
opiekunem jest pan m�j, ksi���
de Touraine, ale poniewa� na m�j
rozkaz czekacie, mo�ci panie, to
go wam daj�. Id�cie powiedzie�
ksi�ciu, �e go prosz�, aby
raczy� przyhby� do mnie.
Piotr de Craon sk�oni� si� i z
pokor� oddali� si� zakomunikowa�
ksi�ciu s�owa jego ma��onki.
W chwili gdy wracali, ze
�rodka t�um�w rozleg� si� krzyk
kobiecy. M�oda jaka� dziewczyna
zemdla�a. By� to wypadek nadto
zwyk�y w podobnych
okoliczno�ciach, powr�cili tedy
na swoje miejsce, nie rzuciwszy
nawet okiem w stron�, z kt�rej
�w krzyk da� si� s�ysze� i
stan�li obok ksi�nej de
Touraine, a or�szak ruszy�
natychmiast w drog�, jakby tego
tylko wszyscy oczekiwali.
Nied�ugo jednak nadarzy� si�
nowy pow�d postoju.
U bramy du Chatelet zbudowano
wysokie rusztowanie
przedstawiaj�ce kamienny zamek,
na kt�rego rogach wznosi�y si�
okr�g�e baszty, a w nich sta�y
warty, zbrojne od st�p do g�owy.
Wielka sala parterowa tego zamku
pozbawiona by�a �ciany
zewn�trznej, po�rodku sta�o �o�e
przybrane i ustrojone tak
bogato, jak �o�e kr�lewskie w
pa�acu �wi�tego Paw�a,
wyobra�aj�ce "�o�e
sprawiedliwo�ci", a na nim
spoczywa�a pi�Kna i m�oda
dziewica, przedstawiaj�ca �wi�t�
Ann�.
Doko�a zamku zasadzono
mn�stwo drzew zielonych,
tworz�cych istny las, a w nim
biega�a wielka ilo�� zaj�cy i
kr�lik�w, podczas gdy gromady
ptactwa r�nokolorowego
przelatywa�y z ga��zi na ga���
ku wielkiemu zdziwieniu ludu,
kt�ry poj�� nie m�g�, jakim
sposobem u�askawi� zdo�ano tyle,
zwykle tak dzikich zwierz�t. A
zdziwienie wzros�o jeszcze
bardziej, gdy z lasu wyszed�
pyszny, bia�y jele� wielko�ci
tych, mjakie hodowano w parku
kr�lewskim, tak doskonale
wyrobiony, jak gdyby by� �ywy. W
jeleniu ukryty by� cz�owiek,
kt�ry zr�cznie wykonywa�
wszystkie ruchy: otwiera� i
zamyka� oczy, otwiera� pysk i
porusza� nogami. Mia� �w jele�
z�ocone ga��zie rog�w, na szyi
koron� zupe�nie do kr�lewskiej
podobn�, a na piersiach
zawieszon� tarcz� herbow�, na
kt�rej w polu niebieskim
znajdowa�y si� trzy z�ote lilie
- herb kr�la i Francji. Pi�kne i
dumne zwierz� zbli�y�o si� do
�o�a, a wzi�wszy ze� miecz -
symbol sprawiedliwo�ci, podnis�o
go do g�ry i wstrz�sn�o nim
silnie. Wtedy z lasu wyszed� lew
i orze� - symbole si�y i chcia�y
wydrze� ten miecz �wi�ty, ale
dwana�cie dziewic trztymaj�c
r�a�ce z�ote i dobyte miecze,
otoczy�y jelenia i pocz�y go
broni�. Po kilku daremnych
usi�owaniach pochwycenia i
po�arcia jelenia, lew i orze�,
zwyci�one, powr�ci�y do lasu.
�ywy wa�, kt�ry broni�
sprawiedliwo�ci, rozwar� si�, a
jele� podszed� grzecznie do
lektyki kr�lowej i ukl�k�.
Izabella g�aska�a go i pie�ci�a,
jak to zwyk�a by�a czyni� w
zamku kr�lewskim z jeleniami.
Zabawa ta zda�a si� by� bardzo
rozkoszn� tak dla kr�lowej jak i
dla jej orszaku.
Tymczasem zmierzcha� si�
zacz�o, gdy� od samego
Saint_denis poch�d szed� wolnym
krokiem, a rozmaite widowiska
urz�dzane po drodze wielce go
wstrzymywa�y. Zbli�ano si�
wreszcie do katedry Notre Dame.
Pozostawa� ju� tylko do
przebycia most zwodzony, gdy
wtem spostrze�ono widowisko
niespodziewane i przecudowne.
Cz�owiek przebrany za anio�a, z
p�on�cymi jasno pochodniami w
r�kach, ukaza� si� na szczytach
�wi�tyni i zacz�� i�� po sznurze
tak cienkim, i� go zaledwie
dojrze� by�o mo�na. Szed� ponad
domami i zdawa� si� unosi�
cudownym sposobem, a� doszed� na
dach jednego z dom�w stoj�cych
na mo�cie. Kr�lowa, zbli�aj�c
si� w�a�nie do tego domu, da�a
cz�owiekowi znak, aby si� nie
wa�y� wraca� t� sam� drog�, tak
niebezpieczn�, ale on, nie
domy�laj�c si�, jaki by� sens
tego znaku, nie zwa�a� na� i
cofaj�c si�, aby nie odwraca�
twarzy od swej kr�lowej i pani,
doszed� zn�w do miejsca, z
kt�rego wyszed� i znik� na wie�y
katedry. Kr�lowa zapytywa�a, co
to by� za cz�owiek, tak lekki i
tak zr�czny; odpowiedziano jej,
i� by� to pewien genue�czyk,
mistrz w tego rodzaju sztukach.
Podczas tego widowiska zebra�a
si� znaczna liczba ptasznik�w z
klatkami pe�nymi wr�bli; ludzie
ci stan�wszy na drodze, kt�r�
przechodzi� mia�a kr�lowa,
wypuszczali skrzydlatych
wi�ni�w swych na wolno��. By�
to stary zwyczaj, symbolizuj�cy
nadziej�, jak� �ywi� zawsze lud,
�e nowe panowanie przyniesie mu
wolno�� i nowe swobody. Dzi�
zwyczaj ten zagin��, ale nie
zagin�a nadzieja...
Przybywszy do ko�cio�a Notre
Dame, kr�lowa spotka�a na
stopniach biskupa Pary�a,
przybranego w mitr�, stu��, kask
i kirys Zbawiciela Pana. Doko�a
niego znajdowa�o si� wy�sze
duchowie�stwo i delegaci
Akademii, kt�ra u�ywaj�c tytu�u
starszej c�rki kr�lewskiej,
mia�a przywilej asystowania przy
koronacji. Kr�lowa wysiad�a z
lektyki; damy jej or�szaku
uczyni�y to samo, jak r�wnie�
panowie i rycerze, kt�rzy oddali
konie pieczy swoich pazi�w i
s�u��cych. W towarzystwie
ksi���t de Touraine, de Berri,
de Bourbon i Burgundii, kr�lowa
wesz�a do �wi�tyni, wprowadzona
przez biskupa i duchowie�stwo
�piewaj�ce g�o�no i pi�knie
psalmy na cze�� Pana Najwy�szego
i Dziewicy Maryi.
Doszed�szy do wielkiego
o�tarza, kr�lowa Izabella upad�a
pobo�nie na kolana i odm�wiwszy
modlitwy z�o�y�a ko�cio�owi
Noqre Dame w podarunku cztery
sztuki z�otog�owiu i koron�,
kt�r� anio�owie ozdobili jej
skronie u drugiej bramy w ulicy
Saint_denis. W zamian panowie
Jan de la Livi~ere i Jan
Lemercier przynie�li inn�,
kosztowniejsz� i pi�kniejsz�,
podobn� do tej, jak� na g�owie
nosi� kr�l, gdy zasiada� na
tronie. Biskup, uj�wszy koron�
za wierzcho�ek z lilii
spleciony, przy pomocy czterech
ksi���t w�o�y� j� delikatnie na
g�ow� Izabelli. Okrzyki rado�ci
podnios�y si� ze wszech stron,
gdy� od tej dopiero chwili
Izabella zosta�a rzeczywist�
kr�low� Francji.
Kr�lowa i panowie wszli tedy z
ko�cio�a i zaj�li na powr�t
miejsca w lektykach, na koniach
i w powozach. Po dw�ch stronach
orszaku sz�o sze�ciuset
s�u��cych, nios�cych woskowe
�wiece, od kt�rych blask by� tak
wielki, jak gdyby s�o�ce
�wieci�o na niebie. W ten spos�b
kr�lowa odprowadzona zosta�a do