1905
Szczegóły |
Tytuł |
1905 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1905 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1905 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1905 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Hanna Krall
HIPNOZA
Wydanie drugie, zmienione
Wydawnictwo a5 Krak�w 2002
Hanna Krall
Hipnoza Reporta�e z lat 1986-1989
Projekt ok�adki i stron tytu�owych Frakcja R
Na ok�adce wykorzystano obraz na szkle
Aliny Towarnickiej-Allerhand
Autoportret z kotem
Foto Marek Gardulski
(c) Copyright by Hanna Krall, 2002
ISBN 83-85568-54-9
Sk�ad i �amanie S�awomir Onyszko
Druk
Drukarnia Narodowa S.A. Krak�w, ul. Marsza�ka J. Pi�sudskiego 19
Powie�� dla Hollywoodu
1.
Pani, kt�rej nie znam, zadzwoni�a z wiadomo�ci�, �e pani, kt�rej nie znamy obie, chcia�aby mie� o sobie ksi��k�. T� ksi��k� mia�abym ja napisa�.
- Czy jej �ycie zas�uguje na opisanie? - spyta�am, ale moja rozm�wczyni nie mia�a poj�cia o �yciu owej pani.
- Czy ona mi zap�aci? - spyta�am. Moja rozm�wczyni nie mia�a r�wnie� poj�cia o stanie jej finans�w, ale podyktowa�a mi adres. Osoba, w imieniu kt�rej dzwoni�a, mieszka w Izraelu. Napisa�am do niej list. By� to kr�tki, rzeczowy list cz�owieka interesu. Podobno chce pani mie� ksi��k� o sobie - pisa�am. - Je�li pani �ycie nadaje si� na ksi��k�, napisz� ja, ale, oczywi�cie, to musi kosztowa�.
Nigdy nie pisa�am podobnych list�w, ale te� nigdy przedtem nie mia�am c�rki-emigrantki. Moja c�rka i m�j wnuk mieszkali od niedawna w Kanadzie, a bilet do Kanady nie jest tani. Za bilety do c�rki - pomy�la�am - mog� wynaj�� si� do opisania ka�dego �ycia.
Us�uga, jak� mia�am wykona�, jest cz�stym zaj�ciem niezamo�nych literat�w na Zachodzie. M�wi si� o takim ghost-writer. Pisarz-duch, pisz�cy anonimowo, za kogo�, za pieni�dze.
W odpowiedzi moja ewentualna bohaterka zaproponowa�a mi przyjazd do Izraela.
W Jerozolimie mia�a si� odby� mi�dzynarodowa konferencja po�wi�cona historii i kulturze polskich �yd�w, wszystko uk�ada�o si� wi�c pomy�lnie. Napisa�am ewentualnej bohaterce, �e przyjad� do niej po konferencji. Ona opowie mi swoje �ycie, ja przedstawi� warunki. Je�li si� nie dogadamy - nic nie szkodzi. Poznamy si�, wypijemy razem herbat� i mi�o si� po�egnamy. Mo�e nawet polubimy si�.
Przez tydzie� mieszka�am w Jerozolimie. Od czasu do czasu rozmawia�y�my z ewentualn� bohaterk� przez telefon. Ju� wiedzia�am, �e mieszka w Izraelu od niedawna, ma tam dwie c�rki, a podczas wojny by�a w O�wi�cimiu.
- Du�o by�o ksi��ek o O�wi�cimiu - powiedzia�am rozczarowana.
- Ja wiem - powiedzia�a ewentualna bohaterka - ale ja by�am inaczej.
- Nic lepszego od Tadeusza Borowskiego i od Primo Levi ju� sienie napisze...
- By�am i w paru innych miejscach - powiedzia�a moja e.b. (ewentualna bohaterka).
Kt�rego� dnia zadzwoni�a z wiadomo�ci�, �e na przyj�ciu towarzyskim spytano j�, jak cz�sto zmieniali im, w tym O�wi�cimiu, bielizn� po�cielow�. - By�a to m�oda osoba - doda�a e.b. -ale mimo wszystko... (Odnios�am wra�enie, �e jest bliska p�aczu).
- Prosz� si� nie przejmowa� - pocieszy�am j�. - Pewna dziennikarka z Tel Awiwu prosi�a wczoraj, �eby jej przeliterowa� nazwisko Mordechaja Anielewicza. M�oda dziennikarka, ale mimo wszystko...
- No w�a�nie - westchn�a e.b. i obie zamilk�y�my.
Konferencja si� sko�czy�a, wieczorem zawieziono mnie do miasta, w kt�rym mieszka ewentualna bohaterka mojej-niemojej ksi��ki.
Jechali�my w ciemno�ciach, wzd�u� ogrod�w i dom�w willowych. Przed domem z numerem 98 wysiad�am z auta i zadzwoni�am do drzwi.
Otworzy�a mi starsza pani.
Sta�a w g��bi, w jasnym �wietle, jak w punktowym reflektorze, kt�ry j� wydobywa� z czarnej scenerii. Mia�a bujne, siwe, wysoko upi�te w�osy, du�e br�zowe oczy, niepewny u�miech i uwa�ne spojrzenie.
- Tak w�a�nie powinna pani wygl�da� - ucieszy�am si� - ale ja musz� teraz i�� spa�.
Poda�a mi herbat� w be�owym salonie, pokaza�a mi r�ow� �azienk�, wielko�ci mojego najwi�kszego warszawskiego pokoju, i zaprowadzi�a do bia�ej sypialni. Rano przeczyta�am jej relacj� z�o�on� w Instytucie Pami�ci, Yad Yashem, w Jerozolimie.
- Dobrze - powiedzia�am. - O tym mo�na pisa�. Ile mi pani zap�aci?
- Ile pani sobie �yczy.
Wymieni�am kwot�, kt�r� by�a r�wnowarto�� dw�ch bilet�w do Kanady w obie strony plus na telefony - te� do Kanady.
- Dobrze - powiedzia�a moja e.b., a ja natychmiast pomy�la�am z �alem, �e powinnam poda� kwot� troch� wy�sz�.
- Zachodniemu autorowi zap�aci�aby pani dziesi�� razy wi�cej - doda�am wielkodusznie (by�a to prawda).
- Wiem - zgodzi�a si� e.b. - ale ja nie mam pieni�dzy na zachodnich autor�w. To jest dom mojej c�rki. �yj� z renty. �eby pani zap�aci�, wezm� posad� opiekunki u starej, �lepej, p�g�u-chej kobiety, kt�ra s�yszy tylko niskie d�wi�ki. M�wi� do niej g�osem brzuchom�wcy...
- To ja mam lepiej - ucieszy�am si�. - A po co pani w�a�ciwie ta ksi��ka?
Ta ksi��ka by�a jej potrzebna na film.
Ksi��ka powinna sta� si� �wiatowym hitem, a film powinien powsta� w Hollywood.
Jej �ycie - m�wi�a - by�o niezwyk�e, chcia�aby opowiedzie� o nim ludziom. Poza tym chcia�aby zarobi� pieni�dze na par� rzeczy. Na swoje przysz�e mieszkanie w pensjonacie dla starc�w. Na pomoc dla starszej c�rki, kt�ra sobie nie radzi. Na operacj� plastyczn�. Na opiek� nad m�em, kiedy zniedo��nieje...
- Prosz� pani - wyzna�am ze skruch�. - �adna moja ksi��ka nie sta�a si� �wiatowym hitem. Mo�e poza jedn�, ale to by�o
o cz�owieku, kt�ry dowodzi� powstaniem w getcie. Jest pewna r�nica mi�dzy wami, mimo wszystko. Zreszt� i na tej ksi��ce nie zarobi�am du�ych pieni�dzy... Czy pani jest pewna, �e to ja powinnam dla pani pisa�?
Nie by�a pewna, ale nie mia�a innej rady. Proponowa�a to wcze�niej znanemu polskiemu pisarzowi, mieszkaj�cemu w Izraelu, ale si� nie zgodzi�. Powiedzia�, �e opisuje tylko w�asne historie, nie cudze, i poradzi�, �eby napisa�a sama.
- To bardzo proste - wyja�ni�. - We�my t� scen�, kiedy wiezie pani do Wiednia tyto� na przemyt w czarnej, lakierowanej walizce. Wchodzi pani do przedzia�u, stawia pani walizk� na p�ce i siada. Po chwili wchodzi wysoki, przystojny esesman z walizk� z ��tej, �wi�skiej sk�ry. Stawia j� obok tamtej i siada naprzeciwko...
- I co dalej? - spyta�a pisarza moja e.b.
- Dalej to ju� musi pani sama wymy�li� - wyja�ni� pisarz. -Ma pani zagadk�, kt�r� trzeba rozwik�a�. Na tym w�a�nie polega literatura.
- Ale niech pan chocia� powie, co on mia� w tej ��tej walizce
- upiera�a si� moja e.b.
- A sk�d ja mog� wiedzie�? - obruszy� si� pisarz. - To pani ma wiedzie�, nie ja.
- Przecie� ja nie potrafi� o w�asnej, czarnej walizce napisa�, to mam jeszcze opisywa� jego zmy�lon� ��t�?
- Na tym polega literatura - powt�rzy� pisarz i roz�o�y� r�ce.
- I tak du�o pani powiedzia�em.
Tak sko�czy�a si� pr�ba pozyskania znanego pisarza dla Hollywoodu. Pozosta�am ju� tylko ja. Poniewa� napisa�am Zd��y� przed Panem Bogiem, w kt�rym wida�, �e rozumiem �yd�w, i poniewa� napisa�am reporta�e Sze�� odcieni bieli, w kt�rych wida�, �e rozumiem mi�o��. A te dwie sprawy musz� rozumie�, by napisa� ksi��k� o niej. Ksi��k�, za kt�r� kupi sobie mieszkanie w domu starc�w i zrobi operacj� plastyczn�, i tak dalej.
Czu�am si�, prawd� m�wi�c, troch� dotkni�ta, �e nie jestem pierwsza, do kt�rej e.b. zwr�ci�a si� ze swoj� propozycj�, ale szybko przemno�y�am honorarium przez czarnorynkowy kurs
dolara i podzieli�am przez cen� biletu do Kanady. Wysz�o mi, �e je�li b�dziemy z m�em rzadziej dzwoni� i w og�le je�li b�dziemy �yli oszcz�dnie, to pojedziemy do naszych dzieci dwa razy.
- Dobrze - powiedzia�am. - Napisz� pani t� ksi��k�. Tylko wie pani co? My mamy r�ne pogl�dy na literatur�. Pisarz i ja. Mnie si� zdaje, �e literatura na czym innym polega... Czy to pani nie przeszkadza?
- Nie - odpar�a e.b. - Byleby z tego wyszed� film dla Hollywoodu.
Poprosi�am o papier i kaw� z mlekiem, rozsiad�am si� w be�owym fotelu i spyta�am, kim byli jej rodzice.
2.
Ksi��ka o Izoldzie R. - jest to prawdziwe, przedwojenne imi� mojej bohaterki, obecnie nazywa si� inaczej - pisana dla mnie, nie dla Hollywoodu, powinna si� zaczyna� nast�puj�co:
"Izolda R., niewysoka brunetka, o do�� d�ugich nogach i udach, kt�re lubi�a okre�la� jako �pe�ne i kr�g�e� (uwa�a�a, �e masyw-no�� i d�ugo�� n�g przydaje jej wzrostu), pozna�a swojego przysz�ego m�a w pierwszym roku drugiej wojny �wiatowej. Wkr�tce po ich �lubie zacz�to wznosi� mur wok� dzielnicy �ydowskiej. Przed pierwsz� rocznic� ich �lubu mur zamkni�to. Izolda R., c�rka chemika, w�a�ciciela sporej kamienicy na rogu Ogrodowej i �elaznej, musia�a nauczy� si� piel�gnowania chorych na tyfus. Sz�o jej dobrze. W dzie� pracowa�a w szpitalu, w nocy - u prywatnych pacjent�w. Prywatni umierali r�wnie cz�sto, ale w czystej po�cieli, z rodzin� dooko�a, z lekarzem, i ona wola�a luksusowe umieranie bogatych ni� �mier� biedak�w w szpitalu. Do domu wraca�a nad ranem. Widywa�a wtedy tych, kt�rych nie sta� by�o nie tylko na prywatn� piel�gniark�, ale nawet na pogrzeb. Krewni wynosili ich z dom�w, uk�adali na chodnikach, przykrywali gazetami, a gazety umacniali dooko�a kamieniami od wiatru. P�niej je�dzi�y po mie�cie
w�zki towarzystw pogrzebowych, kt�re zbiera�y cia�a, ale Izol-da R. wraca�a wcze�niej, nim jeszcze towarzystwa pogrzebowe przyst�powa�y do pracy".
Tak powinna si� zacz�� moja ksi��ka, ale natychmiast sta�o si� jasne, �e tak si� zacz�� nie mo�e - z dw�ch powod�w. Po pierwsze - �aden ameryka�ski czytelnik nie zrozumia�by, o co chodzi: jaki tyfus? jaki mur? co to za zw�oki? Kto wie nawet, czy przy s�owach "drugiej wojny �wiatowej" nie nale�a�oby poda� w nawiasach dat: (1939-1945). Po drugie - przy takim gospodarowaniu materia�em napisa�abym reporta�, niez�y chyba, ale na osiemdziesi�t stron, a powinnam napisa� du�� powie��.
- Taki gruby buch, pani Haniu - t�umaczy�a mi bohaterka. -Przynajmniej jak Ingeborga Kellermanna. Nie czyta�a pani? To najpi�kniejsza rzecz o mi�o�ci. Tak si� w niej wszystko czuje - t� jego rozpacz, t� mi�o��, ten b�l... Ju� mnie pani rozumie?
Rozumia�am.
Rozumia�am te�, �e nie mam �adnego pomys�u na gruby buch, w kt�rym si� czuje rozpacz i mi�o��.
Po powrocie do Polski zadzwoni�am do Krzysztofa Kie�low-skiego. Sta� si� �wiatowym re�yserem i powinien wiedzie�, jak si� dla Hollywoodu pisze.
Opowiedzia�am mu histori� Izoldy R.
- Niez�e - orzek�. - Ameryka�scy �ydzi maj� ju� do�� �y-d�w-ofiar, �yd�w-poni�onych, bezwolnie wleczonych na �mier�. Twoja bohaterka walczy i zwyci�a - i to jest temat en vogue, w sam raz dla ameryka�skiego producenta.
- W takim razie, Krzysiu, b�d� tak dobry i napisz mi pocz�tek. Nic d�ugiego, par� zda�, typowy Hollywood, �ebym tylko zobaczy�a, jak to si� robi.
Krzysztof Kie�lowski jest nie tylko �wiatowy, ale i bardzo kole�e�ski. Poszed� do domu, wykr�ci� z maszyny sw�j scenariusz, wkr�ci� czyst� kartk� i napisa�:
Mia� r�ce dok�adnie takie jak we w�oskim albumie, narysowane przez Leonarda da Vinci. Sk�d Leonardo wiedzia�, �e akurat on b�dzie mia� takie r�ce? I �e ona, kt�ra od dziecka, co jaki� czas, kiedy ojca nie by�o w domu, w�azi�a na krzes�o i �ci�ga�a album z najwy�szej p�ki,
10
by popatrze� na te r�ce - �e ona spotka je i ich dotknie? Szczup�e, wyra�ne d�onie z d�ugimi palcami, do kt�rych idealnie pasowa�aby w�ska, z�ota obr�czka, najw�sza z tych, jakie widzia�a w �yciu, na palcu zmarlej ciotki ubieranej do trumny, tylko taka obr�czka, nic wi�cej. Pasowa�aby i dlatego, �e prawie nie by�oby jej wida� - mia� sk�r� koloru z�ota. Nie opalon�, nie smag�e, a w�a�nie koloru z�ota przez ca�y rok, w zimie tak�e... Te r�ce wygl�da�y jak dekoracja, gdy k�ad� je na oparciu fotela, a teraz - nie zdaj�c sobie z tego sprawy - r�ce uwznio-��a�y jej ramie, jej d�o�...
Tak, to by�o to. Poj�tnie uzupe�ni�am tekst sceneri� pierwszego rozdzia�u: brzozowym zagajnikiem, rozpalonym mchem i gor�cym �wiat�em, dr��cym w�r�d ga��zi. Przesun�� r�k� po jej szyi... - doda�am i dalej ju� nast�powa� opis z�otej sk�ry. Tylko przeciw zmar�ej ciotce, ubieranej do trumny, zbuntowa�am si� i j� wykre�li�am.
Opis okaza� si� proroczy, jak rysunek Leonarda da Vinci. M�� Izoldy R., kt�rego pozna�am p�niej, w Wiedniu, mia� dok�adnie takie r�ce, jakie opisa� Krzysztof Kie�lowski.
3.
Kiedy w relacji Izoldy R. zamykano getto, kiedy na ulicach pojawi�y si� zw�oki ludzi zmar�ych z g�odu i na tyfus, przykryte gazetami, po raz pierwszy pomy�la�am, �e dam sobie spok�j z Hollywoodem. Bardzo mo�liwe, �e Amerykanie potrafiliby taki film nakr�ci� - zbudowa� makiet� getta, zaludni� j� wychudzonymi lud�mi, u�o�y� wzd�u� ulic manekiny przykryte gazet� - Amerykanie potrafi� wszystko, ale mnie opu�ci�a wena, kt�rej wymaga gruby buch. Zacz�am si� natomiast zastanawia� nad czym� innym: jakie� to gazety le�a�y w getcie na zw�okach? Wszystkie pami�tniki wspominaj� o nich - o gazetach, przyci�ni�tych kamieniami od wiatru, ale nikt nigdy nie sprecyzowa�, o jakie chodzi�o. Ma�o to wa�ne, wiem, ale - jakie gazety? Przedwojenne? Ludzie w getcie po wiele razy zmieniali mieszkania, a nie wlekli chyba w przeprowadzkach starej makulatu-
11
ry. Okupacyjne? Polski "Nowy Kurier Warszawski" sprzedawany by� w �ydowskiej dzielnicy tylko z pocz�tku, p�niej kolporta�u zakazano i przemycano go z aryjskiej strony po wy�szej cenie. Czy kto�, kogo nie sta� na pogrzeb, kupuje gazet� na czarnym rynku? Gazetki okupacyjne odpadaj�: by�y za ma�e. Co mo�na zas�oni� "Biuletynem Informacyjnym" albo "Ojf der Wach" formatu A4, czyli wielko�ci kartki do maszyny? K�ad�c wzd�u�, zas�oni si� r�k� poni�ej �okcia, i to bez palc�w, wszerz - d�o�, najwy�ej.
W dodatku - uprzytomni�am sobie, �e mimo przeczytanych ksi��ek, mimo w�asnej, o Marku Edelmanie - nie potrafi� sobie wyobrazi� codzienno�ci getta, w kt�rej �y�a Izolda R. Spyta�am Rut� Sakowsk� - najlepsz� w Polsce znawczyni� getta warszawskiego - o stosown� lektur�. Powiedzia�a - Mo�e "Gazeta �ydowska"?
Wychodzi�a przez dwa lata po polsku, za zezwoleniem w�adz. Mia�a du�y format i codziennie osiem stron. Kosztowa�a trzydzie�ci groszy, cena by�a przyst�pna. Tylko ta gazeta zamieszcza�a bie��ce informaq'e i komunikaty, wi�c czytano j�. Czy nie ona to pe�ni�a p�niej dodatkow� funkcj�: ca�unu? Osiem stron - dwie du�e p�achty...
"Gazeta" zamieszcza�a wiadomo�ci neutralne. �adnego g�odu, �adnych transport�w, �adnej Treblinki w niej nie by�o. Na odwr�t. "Gazeta" mia�a uspokaja� i zapewnia� o normalno�ci �wiata.
A oto wiadomo�ci, kt�rymi przykrywano zw�oki na ulicach getta.
O przydzia�ach �ywno�ci:
Zak�ad Zaopatrzenia rozda w marcu na kupon 51 kart aprowizacyj-nych koloru ��tego po 50 dkg kapusty kwaszonej i po 10 dkg burak�w konserwowych za ��czna cen� 1.50 gr...,
Przydzia� 4 kg chleba na osob� miesi�cznie - pracownikom zatrudnionym w przedsi�biorstwach aryjskich, przydzia� specjalny 2,6 kg chleba - osobom wykonuj�cym zaj�cie u�yteczne...
Jak wiadomo na miesi�c kwiecie� otrzymywa� b�dziemy chleb tylko na bony od numeru 3 do 8. Dwa numery kwietniowe odebrali�my ju� w okresie przed�wi�tecznym.
12
O definiq'i poj�cia "�yd" wed�ug Dziennika Zarz�dze� Generalnego Gubernatorstwa numer 48, cz�� pierwsza:
�ydem jest ten, kt�rego co najmniej trzej dziadkowie s� pod wzgl�dem rasowym pochodzenia czysto �ydowskiego,
za �yda uwa�a si� tego, kt�rego dwaj dziadkowie s� pod wzgl�dem rasowym pochodzenia czysto �ydowskiego
a) o ile w dniu l wrze�nia 1939 nale�a� do �ydowskiej Gminy Wyznaniowej,
b) o ile w chwili wej�cia w �ycie rozporz�dzenia by� w zwi�zku ma��e�skim z �ydem,
c) o ile pochodzi z pozama��e�skiego obcowania z �ydem i urodzi si� po dniu 31 maja 1941.
Przez pojecie "�ydowski mieszaniec" nale�y rozumie�...
O koszerno�ci sacharyny:
wed�ug orzeczenia rabinatu wolno w nadchodz�ce �wi�ta Wielkanocne u�ywa� sacharyny jedynie w kryszta�kach rozpuszczonych w wodzie i przecedzonych jeszcze przed �wi�tami.
O rocznicy zburzenia �wi�tyni w Jerozolimie:
Lat temu 1870 stracili�my nasz kraj. Stracili�my ziemie... Burza dziejowa gna ��d� naszego bytu... Kto wie, mo�e ku przystani trwa�ej, sta�ej...? Siedzi samotnie w milczeniu - powiada prorok Jeremiasz o postawie narodu w nieszcz�ciu - gdy� godnie wzi�� na siebie sw�j los...
O nieszcz�liwych wypadkach:
przy ulicy Zamenhofa 13 wyskoczy�a z trzeciego pietra 17-letnia dziewczyna nie ustalonego nazwiska, ponosz�c �mier� na miejscu.
Dawid Feldmacher zamieszka�y przy ulicy G�siej 105 skacz�c z IV pietra na asfalt podw�rza...
O pierwszej pomocy lekarskiej:
Powieszenie. Powieszonego nale�y natychmiast odci�� i stosowa� sztuczny oddech...
O zak�adach pogrzebowych:
znany z d�ugoletniej dzia�alno�ci Natan Wittenberg, do czasu wojny sekretarz Zak�adu "Ostatnia Pos�uga", za�o�y� nowe biuro pogrzebowe "Ostatnia Droga" i prowadzi je pod swoim spr�ystym kierownictwem przy Grzybowskiej 23.
13
�ydowskie Biuro Pogrzebowe "Wieczno��" zawiadamia o wprowadzeniu pierwszych w Warszawie karawan�w pogrzebowych na w�zkach rowerowych pomys�u w�a�ciciela Biura. Karawany rowerowe na czterech ko�ach, obs�ugiwane przez dw�ch rowerzyst�w-�a�obnik�w s� estetyczne i praktyczne pod wieloma wzgl�dami. Mog� one pomie�ci� jednocze�nie cztery trumny. Tym sposobem kondukty pogrzebowe nie tamuj� ruchu ulicznego, a przedsi�biorca zyskuje na czasie.
O znalezionych:
na ulicy Zamenhofa znaleziono dziecko p�ci m�skiej w wieku 4 miesi�cy. Przy dziecku znaleziono kartk�: "mi�osierdziu ludzkiemu, w kt�re jeszcze wierzy - nieszcz�liwa matka". Dziecko oddano do domu podrzutk�w.
O rabinie z Sasowa:
powiedzia� kiedy� - "gdy kto� do ciebie przyjdzie i poprosi o pomoc, czy� tak, jakby �adnego Boga nie by�o i jakby na ca�ym �wiecie by�a tylko jedna istota, kt�ra mo�e mu pom�c, mianowicie ty sam". O upominkach:
dla funkcjonariuszy S�u�by Porz�dkowej najmilszy upominek to artystycznie wykonany sygnet pami�tkowy z oznaczeniem szar�y. Gra-wer Jakubowicz, Leszno 65. O modzie:
sygna� z Londynu zwiastuje dla m�czyzn na uroczysto�ci wielkiej wagi powr�t do cylindra. Posiadacze wiec cylindr�w nie noszonych winni odda� je niezw�ocznie do Kellera. Tam poza cylindrami ceruj� dziury w swetrach, obrusach i garderobie.
Ani Arystotelesowi, ani Sokratesowi nie �ni�o si�, by z najbardziej zat�uszczonego kapelusza m�skiego mo�na by�o otrzyma� zupe�nie nowy, a jednak tak jest. Wiadomo�� - Keller... O opaskach z gwiazd�:
unikniesz kary za nieprzepisowe opask� u�ywaj�c przepisowej, z kauczuku, z t�oczone i niezmywaln� gwiazd�, z praktycznymi urz�dzeniami zapinkowymi. O jasnowidzach:
jasnowidz - psychografolog wyja�nia wszelkie sprawy, tak�e zaginionych. Zdumiewaj�co przepowiada przysz�o��. O Alasce:
14
skarby nie wyzyskane i tylko 500 �yd�w. Zamieszczamy przegl�d struktury tego kraju, kt�ry kto wie, czy nie stanie si� now� ojczyzn� dla wielu naszych czytelnik�w. Rzeki i jeziora tundr kryj� w sobie bogactwo �ososi... R�ne:
pluskwy t�pimy radykalnie gazami pod gwarancj�, szczepienia przeciwtyfusowe, dla uchod�c�w i pogorzelc�w ulgi, lekarz-izraelita-kawaler poszukuje �ony z zezwoleniem na wyjazd do USA lub do innego kraju zamorskiego,
"Nowy Azazel" - teatr, Nowolipie 72 - "B�g zemsty", codziennie, 17 lipca 1942, pi�tek, zapalenie �wiec w Warszawie - 20.36...
4.
Kiedy zacz�� si� Umschlagplatz i transporty do Treblinki, Izolda R. zrozumia�a po co jest. Jest po to, by uratowa� swojego m�a. Siebie i rodzin� r�wnie�, ale by�o to mniej wa�ne. Jedynym cz�owiekiem, kt�ry MUSIA� �y�, by� on. Trudno wyja�ni�, dlaczego. Bo mia� smuk�e d�onie? Bo mia� g�ste, proste w�osy, kt�re przylega�y do g�owy jak z�oty he�m? (Nie tylko sk�r� mia� z�ot�, w�osy r�wnie�). A mo�e bez �adnego powodu? Musia� �y�, to wszystko.
Izolda R. wydosta�a si� z getta pierwsza, �eby przygotowa� kryj�wki. (Ostatni dzie� przed wyj�ciem sp�dzi�a na Umschlag-platzu. Ostatni� noc, ju� po stronie aryjskiej, przesiedzia�a na sedesie og�lnej ubikacji trz�s�c si� ze strachu, �e kto� zechce si� za�atwi� i j� znajdzie). Posz�a do Zofii Romerowej, znajomej z przedwojennego letniska.
Zofia Romerowa nie zdziwi�a si� na jej widok i nie zl�k�a. Pog�aska�a j� po brudnych, potarganych w�osach i powiedzia�a -"Nie p�acz. Nam nie wolno p�aka�." Powiedzia�a NAM. Do Izoldy Jakby osoba, kt�ra pr�buje schowa� si� w beczce stoj�cej na Umschlagplatzu, a potem si� trz�sie na sedesie og�lnej ubi-kaq'i, by�a tyle samo warta co �ona polskiego majora w niewoli, trzymaj�ca w stole bro� i konspiracyjne ulotki. Dla Izoldy R.
15
nie ulega�o w�tpliwo�ci: po aryjskiej stronie �yli jacy� inni ludzie, lepsi ludzie, skoro o tyle by�o im lepiej, skoro nikt nie zagania� ich na plac ani do wagon�w - i Zofia Romerowa kr�tkim s�owem nam j� do tych lepszych w��cza�a.
Tego samego dnia Izolda R. odwiedzi�a swojego przedwojennego, zaufanego fryzjera i przemieni�a si� w blondynk�. Z ciemnymi oczami, co prawda, ale mia�a nadziej�, �e d�ugo�� jej jasnopopielatych w�os�w i masywnych n�g odwr�ci uwag� najwytrawniejszego szmalcownika. Wr�ci�a od fryzjera zadowolona z siebie, wesz�a do kuchni pani Romerowej - siedzia� w niej dozorca domu - i swobodnym gestem du�ej blondyny postawi�a na stole torb�.
- Maryniu - powiedzia�a surowo pani Romerowa. - Zdejmij-�e t� torb�, stawiasz j� jak �yd�wka. Pani Romerowa t�umaczy�a jej p�niej, �e od�ywka mia�a u�pi� podejrzenia dozorcy, �e wszystko wi�c by�o dla jej dobra, ale od tej chwili, kiedykolwiek Izolda R. stawia� b�dzie torb�, pomy�li - czy jak �yd�wka j� stawiam?
Po wyj�ciu dozorcy zacz�a �wiczy� aryjskie stawianie: na pod�odze, na kanapie, na taborecie, na krze�le... Za ka�dym razem przygl�da�a si� sobie i torbie: po �ydowsku stoi? W przysz�o�ci mia�a tak�e �wiczy� inne aryjskie rzeczy: aryjskie chodzenie, aryjski g�os i nawet aryjskie schylenie si� do tablicy (to ju� po wojnie, w szkole piel�gniarskiej, gdy jedna z kole�anek rzuci�a �artobliw� uwag�: "Schylasz si� przy tablicy jak �yd�wka") - ale pierwsza lekqa odby�a si� w�a�nie wtedy - w kuchni pani Romerowej. Wizyta u pani Romerowej mia�a bowiem wp�yn�� na ca�e �ycie Izoldy R. Od tej to wizyty Izolda R. postanowi�a nale�e� do lepszego, polskiego �wiata. I podczas tej wizyty, b�ah� od�ywk� o torbie od razu zosta�a przez ten �wiat odtr�cona. Tak mia�o ju� pozosta�. Pragnienie polsko�ci - i odtr�cenie.
Przemieniwszy si� w du�� blondyn�, Izolda R. wyprowadzi�a z getta swojego m�a; wyszli z polskimi robotnikami, kt�rzy legalnie pracowali w getcie przy rozbi�rce dom�w. Wyprowadzi�a tak�e matk�, p�niej - kana�ami - wyszli jego rodzice i sio-
16
stra. Rodzicom, podobnym do �yd�w i �le m�wi�cym po polsku, znalaz�a mieszkanie, w kt�rym nie podnosili si� z pod�ogi; okna by�y du�e i byliby widoczni z ulicy. Ona z m�em i matk� zamieszkali w Weso�ej, w ma�ym letniskowym domku. S�siedni pok�j zajmowa�a kobieta z c�rk�. Dziewczyna by�a upo�ledzona umys�owo, ale mia�a pi�kny g�os i w poci�gu elektrycznym na trasie Warszawa-Mi�sk Mazowiecki �piewa�a piosenki (najch�tniej ko�ysank� Brahmsa: Jutro zn���w, jak B�g daaa, wstaniesz wes� i zdr���w...), a matka dziewczyny zbiera�a pieni�dze do p��ciennego woreczka.
Kt�rego� dnia Izolda R. wioz�a riksz� na dworzec tob� z po�ciel�. W Alejach Jerozolimskich zatrzyma� ich policjant. Obrzuci� Izold� R. kr�tkim, fachowym spojrzeniem i kaza� riksiarzowi jecha� na Chmieln�. By� tam hotel. W pokoju hotelowym policjant powiedzia�: - Jeste� �yd�wk�, ale ja nie chc� ci zrobi� krzywdy. Rozbieraj si�. Nie by� to gwa�t. Izolda R. rozebra�a si� sama i porz�dnie powiesi�a rzeczy na krze�le. Z ��ka przygl�da�a si�, jak policjant zdejmuje mundur i odk�ada pas z kabur�. Kiedy ju� le�a� na niej, pomy�la�a, �e mog�aby przesun�� r�k� i wyj�� z kabury rewolwer. Pomy�la�a, �e pani Romerowa tak pewnie zrobi�aby, ale ona le�a�a spokojnie. Policjant sko�czy�, ubra� si�, powiedzia�: - Masz szcz�cie, �e trafi�a� na porz�dnego cz�owieka - zasalutowa� i odszed�. Ona pojecha�a z po�ciel� na dworzec i wsiad�a do poci�gu. W po�owie drogi us�ysza�a zbli�aj�cy si� �piew swojej s�siadki: Jutro zn���w, jak B�g daaa. Wrzuci�a do p��ciennego woreczka ca�e pi�� z�otych. Z rado�ci, �e wszystko trwa�o tak kr�tko i �e trafi�a na porz�dnego cz�owieka, kt�ry nie chcia� jej zrobi� krzywdy. Przyjecha�a do domu, uca�owa�a m�a na przywitanie, da�a mu obiad, a kiedy wyszed� - umy�a si� i zmieni�a bielizn�.
Moja bohaterka opowiedzia�a o policjancie bez za�enowania i bez histerii. O wszystkim tak m�wi�a - precyzyjnie, rzeczowo, jakby nie pami�taj�c, �e ma z tego wyj�� wiadomy buch. Czasami pr�bowa�a zrozumie� siebie �wczesn�. Czasami rezygnowa�a z rozumienia, zak�adaj�c, i s�usznie, �e dzi� ju� zrozumie� si� nie da, pozostaje wi�c maksymalna rzeczowo��. To spokojne
17
oddalenie od TAMTEGO sprawia�o wra�enie, jakby mi�dzy przesz�o�ci� i ni� zawis�a teatralna, przezroczysta, niewidzialna kurtyna.
Siedzia�y�my wi�c w be�owym salonie, popijaj�c herbat� i pogryzaj�c czekoladki, a za przezroczyst� kurtyn� Izolda R. �egna�a si� ze swoj� najlepsz� przyjaci�k� Basi� Gajer. Basia uwierzy�a Niemcom, �e �ydzi - posiadacze zagranicznych paszport�w, b�d� mogli wyjecha� z Polski. Dzia�o si� to w Hotelu Polskim, na D�ugiej. Basia mia�a na sobie sweter z r�nokolorowych resztek we�ny, kt�ry zrobi�a sobie na drog�, i pokazywa�a Izoldzie �cieg i sp�d, pe�en sup��w, wyko�czony r�ow� podszewk�. Kiedy Izolda R. znalaz�a si� p�niej w O�wi�cimiu, zaraz pierwszego dnia zobaczy�a sweterek Basi Gajer. Nosi�a go funkcyjna wi�niarka na kwarantannie. Z ca�� pewno�ci� ten sweterek: z r�nokolorowych resztek, starannie wyko�czony r�ow� podszewk�.
Rano Niemcy otoczyli Hotel. Podzielili wszystkich na dwie grupy, polsk� i �ydowsk�. Izolda R. pokaza�a aryjskie dokumenty i stan�a z innymi Polakami, kt�rzy przyszli si� po�egna�; �yd�w wywieziono do Bergen-Belsen; Polak�w - na Pawiak. Za niewidzialn� kurtyn� wytwornego, be�owego salonu, pe�nego obraz�w, ksi��ek i p�yt, wy�oni�a si� cela Pawiaka, z dwudziestoma czterema wi�niarkami. Ka�dego ranka, po �niadaniu, my�y kolejno pod�og�, a kiedy przysz�a kolej Izoldy R., okaza�o si�, �e ona my� nie potrafi. Dwadzie�cia trzy kobiety przygl�da�y si� ze zdumieniem, jak nieporadnie zanurza �cierk� w wiadrze, jak wy�yma, i pyta�y: - Czy ty nigdy jeszcze nie umy�a� pod�ogi? Zgodnie z prawd� powiedzia�a, �e nie, �e s�u��ca my�a za ni�. W�r�d wi�niarek by�y i inne kobiety zamo�ne, kt�re jednak my�y pod�og� z wpraw� i nikt im si� nie przygl�da�. Nape�ni�o j� to niepokojem, bo znowu by�a inna od wszystkich. Nie mia�a wprawdzie torby do �ydowskiego stawiania, ale okaza�o si�, �e i �cierk� mo�na inaczej zanurza� i �e jej zanurzanie nie by�o z ca�� pewno�ci� zanurzaniem polskim.
Korytarz na Pawiaku by� d�ugi, po obu stronach ci�gn�y si� drzwi do cel. Kiedy je wyprowadzano do ubikacji, mo�na by�o
18
szybko zajrze� przez "judasza" do celi, o kt�rej wiedziano, �e jest cel� �ydowsk�. Izolda R. zagl�da�a tam za ka�dym razem i kt�rego� dnia zobaczy�a matk� swojego m�a, kt�r� niedawno ulokowa�a w mieszkaniu z du�ymi oknami. Matka siedzia�a zwr�cona twarz� do drzwi, jakby patrzy�a przez "judasza" wprost na ni� i porusza�a przecz�co g�ow�. Ten sta�y tik pozosta� jej po dawnym, niewielkim wylewie i nadawa� twarzy wyraz pogodnego niedowierzania. Twarz ogl�dana przez "judasza" m�wi�a teraz: "Jestem na Pawiaku, czy dasz wiar�?".
Izolda R. wr�ci�a do celi. Mia�y tam dwie nowe, m�ode wi�niarki, przywiezione na Pawiak poprzedniego dnia.
- Kogo wie�li z wami? - spyta�a. - Wie�li mo�e m�czyzn�, takiego blondyna, wysokiego i przystojnego?
- Wie�li - powiedzia�y dziewczyny.
- A jak siedzia�? - spyta�a Izolda R. - Siedzia� mo�e z rozstawionymi kolanami, z r�kami spuszczonymi bezw�adnie?
Tak w�a�nie siedzia� przystojny blondyn, a obok starszy siwy m�czyzna. Tylko m�odej, tlenionej blondynki z nimi nie by�o.
Wszystko sta�o si� jasne: z�apali m�a i jego rodzic�w, uda�o si� uciec tylko siostrze.
Izolda R. pomy�la�a, �e chcia�aby umrze�, natychmiast, jeszcze w celi. Rozejrza�a si�. Czy one - my�la�a o s�siadkach - na moim miejscu te� chcia�yby umrze�? Czy kobiety, kt�re potrafi� nale�ycie wykr�ci� �cierk�, umieraj� z mi�o�ci?
Nie rozumia�a, jaki istnieje zwi�zek mi�dzy �cierk� a umieraniem z mi�o�ci, ale by�a go pewna. Kobiety z celi by�y z lepszego �wiata. W lepszym �wiecie stawia si� nale�ycie torb�, pod�og� si� porz�dnie szoruje... W lepszym �wiecie si�ga si� po rewolwer policjanta le��cy obok... W lepszym �wiecie �yje si� po �mierci m�a, poniewa� �yje si� dla sprawy. Czy to jej wina, �e nie mia�a �adnych spraw poza swoim m�em?
Nazajutrz wyprowadzono je na spacer.
W po�owie spaceru z wi�ziennego budynku wysz�o na ganek pi�� kobiet. By�a to cela �ydowska. Wyprowadzono je na rozstrzelanie. Jedn� z kobiet by�a matka jej m�a. �yd�wki sz�y gankiem, potem schodami, potem skierowa�y si� na podw�rze.
19
Izold� R. ogarn�o przera�enie. Kiedy skr�c� w lewo, matka mo�e j� zauwa�y�. Mo�e pozna� j�. Zrobi� jaki� gest. Matka mo�e j� zdradzi�... Izolda R. nosi�a na szyi �a�cuszek z Matk� Bosk�, kt�ry da�a jej pani Romerowa pierwszego dnia ze s�owami: "Jeste� teraz pod Jej opiek� i nic z�ego ci si� nie stanie". Izolda R. dotkn�a tego medalika r�k� i zacz�a si� modli�. - Matko Boska - modli�a si�. - Niech ona nie patrzy tutaj. Matko Boska, niech ona tylko na mnie nie patrzy...
�ydowska cela wci�� sz�a przez podw�rze, matka jej m�a sz�a na �mier�, a ona prosi�a Matk� Bosk�, �eby sz�y na t� �mier� troch� szybciej. Wreszcie zobaczy�a plecy matki, kobiety znikn�y za budynkiem. Poczu�a ulg�. Po chwili us�ysza�a pi�� strza��w. Pomy�la�a: za chwil� wyprowadz� na rozstrzelanie mojego m�a.
Po dw�ch dniach dosta�a od m�a gryps. Okaza�o si�, �e w tamtym samochodzie jecha� na Pawiak inny pi�kny blondyn, z innymi r�kami opuszczonymi bezw�adnie.
Po naszej strome przezroczystej kurtyny moja bohaterka podnios�a si� z fotela i zapali�a lamp�.
- Rano nie chcia�am �y�, a kiedy matka przesz�a, poczu�am ulg�... Czy pani co� z tego rozumie, pani Haniu?
Nie zastanawia�am si�, czy rozumiem, bo zaprz�ta�a mnie inna my�l. Czu�am, jak wype�nia mnie uczucie znane od lat, od kiedy zacz�am pisa� reporta�e. To uczucie pojawia�o si� wtedy, gdy mia�am przed sob� �wietnego bohatera. Gdy mia�am przed sob� - temat. Izolda R. opowiada�a mi, jak na podw�rzu Pawiaka modli�a si� o szybsz� �mier� dla matki, a ja my�la�am, �e to jest wspania�a scena. - Czy pani co� z tego rozumie? - mog�am spyta�, ale wstydzi�am si� i poprosi�am Izold� R., �eby mi naszkicowa�a podw�rze Pawiaka. - Jakby moje opisywanie by�o wa�niejsze ni� ich �mier�... - my�la�am ze skruch�, podczas gdy Izolda R. t�umaczy�a mi topografi� zdarzenia. - Jakby one sz�y po to, bym je mog�a opisa�... A jednak - pr�bowa�am usprawiedliwi� si� - ta rzecz powinna by� zapisana. I matka, id�ca na �mier�, i modlitwa Izoldy... Wi�c je�eli nale�y to zapisa�, powinno by� zapisane dobrze. By kto�, kiedy�, je�li prze-
20
czyta... Hanna Arendt przeczyta�a wszystkie ksi��ki �wiata, a jednak nie zrozumia�a, dlaczego �ydzi szli bezwolnie na �mier�. Czy to w og�le da si� opisa� tak, by zrozumieli?
Przypomnia�a mi si� historia, kt�r� opowiedzia� mi pewien kompozytor, wi�zie� O�wi�cimia. Kiedy zaczyna�a si� ewakuacja obozu, ustawiono kilkuset m�czyzn czw�rkami i poprowadzono do wagon�w. Pierwsze czw�rki zaintonowa�y "Warszawiank�", po chwili �piewa�a ca�a kolumna. Wtedy Niemcy postanowili zrobi� kawa� i w miejscu, gdzie drogi rozwidla�y si�, skierowali wi�ni�w nie do wagon�w, lecz w stron� komory gazowej. Polacy �piewali w�a�nie: Hej kto Polak na bagnety..., ale s��w: �yj swobodo, Polsko �yj pierwsza czw�rka ju� nie za�piewa�a. Pierwsza czw�rka umilk�a i skr�ci�a do komory. Potem umilk�a druga czw�rka. Potem trzecia. Potem ca�a kolumna sz�a - nie maszerowa�a ju�, tylko zwyczajnie sz�a, czy raczej posuwa�a si�, pow��cz�c nogami - w kompletnej ciszy, w odr�twieniu. - Nie my�la�em o niczym - opowiada� kompozytor. -Wiele razy pr�bowa�em sobie p�niej przypomnie�, o czym my�la�em i doszed�em do wniosku, �e o niczym. Ani o �onie, ani o rodzicach. Moje nogi przemieszcza�y si� bezwolnie, moje cia�o przemieszcza�o si� pozbawione ca�kowicie �wiadomo�ci. Par� metr�w przed komorami Niemcy ze �miechem zawr�cili kolumn�. Wi�niowie milczeli nadal. Poprowadzono ich do baraku, w kt�rym mieli czeka� na poci�g. W tym baraku rzucili si� na prycze, zas�aniali twarze ramionami i p�akali. Ca�y barak by� wype�niony t�umionym p�aczem kilkuset m�czyzn ocalonych od komory gazowej. - Od tamtej pory - zako�czy� opowie�� kompozytor - ju� rozumiem, dlaczego �ydzi dali si� poprowadzi� na �mier�.
Czy mo�na mie� pretensj� do Hanny Arendt, �e nigdy nie p�aka�a z zas�oni�t� twarz� na pryczy?
Czy mo�na zrozumie� modlitw� Izoldy R., nie id�c nigdy podw�rzem Pawiaka?
Czy zapisawszy t� jej modlitw�, mo�na komukolwiek u�atwi� rozumienie?
21
Tak my�la�am, kiedy Izolda R., sko�czywszy szkicowa� podw�rze, podnios�a si� z fotela z nieodmiennym pytaniem: - Co b�dziemy jad�y na kolaq'�, pani Haniu?
5. ' _���.� �
W�a�ciwa opowie�� o Izoldzie R. - ta kt�ra powinna sta� si�
tematem wiadomego buchu - zaczyna si� od aresztowania jej
m�a. Wpad�, pracuj�c dla niejakiego Lamparta, kt�ry przerzu
ca� ludzi na W�gry. M�� Izoldy R. dostarcza� uciekinier�w do
Krakowa, stamt�d po�rednicy wie�li ich w g�ry. Kt�rego� dnia
w Krakowie by�a wpadka i m�� Izoldy R. dosta� si� do wi�zie
nia na Montelupich. Dowiedziawszy si� o wszystkim, Izolda R.
uda�a si� przede wszystkim do Tereni, siostry pani Zofii Rome-
rowej. Terenia stawia�a karty. Us�yszawszy nowin�, bez s�owa
si�gn�a po tali�, roz�o�y�a karty i zawo�a�a: - No prosz�, kr�l
kierowy ju� na wylocie. (Uzna�a, �e m�� Izoldy jest kr�lem kier,
bo zakochany, �onaty i blondyn).
Ten rych�y wyjazd wychodzi� p�niej cz�sto, bo najpierw wys�ali go z Montelupich do O�wi�cimia, potem z O�wi�cimia do Mauthausen, wreszcie z Mauthausen do Ebensee. Cz�sto wychodzi�y te� dziewi�tki pik i trefl, a nie s� to najlepsze karty -przyznawa�a Terenia - cho� i nie tragedia. Najgorsze by�y trzy piki ko�o siebie: kr�l, walet i dziewi�tka. - Oho, to gro�na posta� - wzdycha�a Terenia - powinna� go przestrzec... (- Cygan - domy�li� si� od razu m��, kiedy w sze�� tygodni po wojnie, w lesie, w Ebensee, Izolda R. powt�rzy�a mu te wr�by. - Nikt inny. Najwredniejszy kapo w ca�ym obozie). Terenia stawia�a jej karty dzie� w dzie�. - No, s� k�opoty, ale jest z drogi radosna nowina... I rzeczywi�cie, by�a nowina, list. Z O�wi�cimia wprawdzie, ale z numerem, na kt�ry mo�na by�o, jako Polakowi, posy�a� paczki.
Pos�a�a mu kilogram cukru, kilogram smalcu, bochenek chleba, boczek, cebul� i s�l. Kosztowa�o to sto dwadzie�cia z�otych. Zezwalano na paczk� raz w miesi�cu i �eby mia�a umrze�, �eby
22
mia�a sprzeda� siebie sam� - musia�a zdoby� sto dwadzie�cia z�otych miesi�c w miesi�c.
Oboje z m�em jadali obiady "Pod bukietem". By�a to restauracja elegancka niegdy�, a od wojny ulubiony lokal szmugler�w i handlarzy. Dla mniej wytwornych go�ci bywa�y dwa dania: kopytka z kapust� i kopytka z buraczkami. Ona zwykle bra�a kapust�, m�� buraczki, a kelner, kt�ry ich lubi�, nak�ada� m�owi podw�jn� porcj� kopytek za te same pieni�dze.
Wesz�a do restauracji o zwyk�ej, obiadowej porze. Kelner postawi� przed ni� kopytka z kapust� i spyta�:
- M�owi ju� poda�, czy zaczekamy?
- M�j m�� jest w O�wi�cimiu - powiedzia�a Izolda R. - I wie pan co? - doda�a. - I ja go stamt�d musz� wyci�gn��. Ja teraz musz� mie� bardzo du�o pieni�dzy. Rozumie mnie pan?
Kelner skin�� g�ow�.
By� to stary kelner, z wyra�nym platfusem, przez co stawia� stopy do �rodka, jak to robi� kelnerzy na ca�ym �wiecie po wielu latach pracy. Szczerze ich lubi� i m�owi te podw�jne kopytka polewa� czasami za darmo g�stym, mi�snym sosem.
- Czy pan mi pomo�e? - spyta�a.
Po kilku dniach, podaj�c jej kopytka, kelner powiedzia�:
- Tam czeka. O, tam.
Zjad�a, wsta�a i podesz�a do drzwi, za kt�rymi mie�ci� si� chambre separee lokalu "Pod bukietem". Za drzwiami, na wytartej kozetce siedzia� m�czyzna. By� �ysy, gruby, nogi mia� szeroko rozstawione, bo podtrzymywa�y opadaj�cy brzuch i nie dopina� mu si� guzik od kamizelki. Poza tym u�miecha� si� bardzo mi�o, bo by� to ca�kiem sympatyczny, jowialny, starszy pan, czekaj�cy na kobiet�. Usiad�a obok. Pan przesun�� r�k� po jej nodze i uni�s� sp�dnic�. W po�czosze, na udzie, by�o opuszczone oczko. Uda�a zdziwienie, cho� wiedzia�a o oczku od tygodnia, na co pan pog�aska� j� po tym oczku i powiedzia�:
- Nie martw si�, kupimy ci nowe po�czoszki.
Izolda R. po�o�y�a r�k� na r�ce starszego pana i zapyta�a:
- Czy ja si� panu podobam? Rozczuli� si�: - O, bardzo.
23
- To prosz� mi nic nie kupowa�... Ja zrobi� wszystko, czego pan sobie �yczy. I tak jak pan sobie �yczy, l ile razy pan sobie �yczy. I jak d�ugo pan sobie �yczy. Ale musz� mie� bardzo du�o pieni�dzy, poniewa� m�j m�� jest w O�wi�cimiu i ja go chc� stamt�d wyci�gn��. Czy pan si� zgadza na tak� transakcj�?
Patrzyli na siebie - ona z ods�oni�tym udem i mi�y, starszy pan z r�ow� �ysin�, w szarym fil afil. Panu ju� nie by�o ani do jej oczek, ani do jej ud. Powt�rzy� ze smutkiem:
- W O�wi�cimiu... Aha!...
Wtedy u�miechn�a si� do niego, wsta�a i mijaj�c kelnera szepn�a:
- Niestety, panie Romanie, to nie jest to, o co mi chodzi�o... Szuka�a gor�czkowo pieni�dzy i protekcji. Ufa�a ludziom, kt�rzy j� potem okradali, skwapliwie czepia�a si� ka�dego, kto budzi� nadziej�. Je�dzi�a, handlowa�a, z�apali j�, by�a na robotach w Niemczech, uciek�a, znowu szuka�a - samotna i na zewn�trz ca�ej reszty �wiata, kt�ry nie by� jej, poniewa� by� lepszy. Wiedzia�a, �e i Polacy cierpi�, ale by�o to cierpienie lepsze i godne zazdro�ci. Jej cierpienie by�o gorsze, bo ona by�a gorsza. Ca�y �wiat uwa�a� j� za gorsz�, a niemo�liwe przecie�, by ca�y �wiat myli� si� w swoim poczuciu dobra i z�a, a w�a�ciwie w poczuciu lepszo�ci i gorszo�ci. �wiat musia� mie� racj�. By�a gorsza i dlatego przebrana. Zmieni�a nazwisko, kolor w�os�w i spos�b stawiania torby i dopiero w tym przebraniu �wiat zaakceptowa� j�. Skoro zatem woli j� przebran� od prawdziwej, znaczy to, �e osoba, za kt�r� si� przebra�a, jest od prawdziwej lepsza.
Z O�wi�cimia m�a Izoldy R. przeniesiono do Mauthausen. Mauthausen znajduje si� w Austrii, Izolda R. postanowi�a wi�c jecha� do Wiednia. Zacz�a rozpytywa� znajomych. Kto� zna� jaki� adres, kto� powiedzia�: - Znam cz�owieka w Organizaq'i Todta. To ju� by� trop w�a�ciwy, bo organizacja prowadzi�a roboty budowlane dla niemieckiego wojska i wydawa�a - cenne i bezpieczne - skierowania do pracy.
Izolda R. odebra�a skierowanie do Dalmacji, w rewan�u proszono j� o przekazanie w Wiedniu paczuszki z tytoniem. Odda-
24
�a tyto� i zrozumia�a, �e do �adnej bezpiecznej Dalmacji nie powinna jecha�. Powinna wr�ci� do Warszawy i przywie�� do Wiednia znacznie wi�cej tytoniu. Za sprzedany tyto� powinna kupi� jedwab w�oski. Za jedwab sprzedany w Warszawie b�dzie mia�a pieni�dze na wyci�gni�cie m�a z Mauthausen i mo�e jeszcze jej wystarczy na mieszkanie matki, te�cia, szwagierki, na sam� siebie... Je�dzi�a tak kilka razy - cztery czy pi��. Przewozi�a po dwadzie�cia pi�� kilo tytoniu w postaci li�ci u�o�onych w walizce; wraca�a z jedwabiem - w tej samej czarnej, lakierowanej walizce, pod nocn� koszul�. (To by�a w�a�nie walizka, o kt�rej opowiada�a pisarzowi i obok kt�rej przystojny esesman powinien postawi� swoj� ��t�). Kt�rego� dnia um�wi�a si� z cz�owiekiem z Organizacji Todta w Wiedniu, w "Priickel-Cafe", ale zamiast znajomego przyszli dwaj obcy m�czy�ni, uj�li j� pod r�ce z obu stron i zaprowadzili na gestapo.
Izold� R. oskar�ono, �e pracuje dla AK i �e jej przyjazdy do Wiednia maj� zwi�zek z genera�em Andersem we W�oszech.
By�o to oskar�enie absurdalne, poniewa� praca dla podziemia by�a ostatni� rzecz�, jaka mog�a Izoldzie R. przyj�� do g�owy. Polskie podziemie nie by�o jej spraw�. Jej spraw� by� m��, a konspiracja mog�a w staraniach o m�a tylko zaszkodzi�. Gdyby AK chcia�a pom�c jej m�owi, mo�e by i co� zrobi�a dla nich, ale skoro on nie obchodzi� ich, to co j� mog�y obchodzi� jakie� ��czniczki, jaki� genera� Anders, jakie� AK.
Najpierw bili j�, zwyczajnie, po twarzy, i pytali o Andersa i AK. Potem bili tak, �e po ka�dym ciosie uderza�a w �cian� ty�em g�owy. Potem wieszali j� na haku - by�a zaczepiona o hak wykr�conymi do ty�u r�kami, na kt�re uprzednio nak�adali kajdanki...
Z wiede�skiego gestapo wywieziono j� do O�wi�cimia. By�a na kwarantannie. Po trzech miesi�cach - d�u�ej nie mog�a by�, bo w Mauthausen czeka� m�� - podesz�a na rampie do doktora Mengele. Powiedzia�a, �e jest piel�gniark� i poprosi�a o w��czenie do odje�d�aj�cego transportu. (By� to okres likwidowania obozu, o kt�rym opowiada� kompozytor, �piewaj�cy "Warszawiank�"; ludzi wysy�ano prze�adowanymi wagonami, ale
25
w ka�dym poci�gu jecha�a piel�gniarka, porz�dek musia� by�). Doktor Mengele - przystojny, uprzejmy - przeprowadza� na rampie kr�tki egzamin.
- Jak odr�ni pani krwotok �ylny od t�tniczego? - zapyta�. To wiedzia�a, uczy�a si� przecie� piel�gniarstwa w getcie, na oddziale tyfusu.
- Ile razy na minut� oddycha cz�owiek? - pyta� dalej doktor Mengele. Tego nie wiedzia�a i przestraszy�a si�.
- Ile razy na minut� uderza serce? - pyta�, jak wyrozumia�y profesor, kt�ry nie lubi oblewa� na egzaminie.
- To zale�y - powiedzia�a - czy cz�owiek boi si� i jak bardzo.
Doktor Mengele roze�mia� si�, zauwa�y�a wtedy, �e ma szpar� mi�dzy przednimi z�bami. Diastema - przypomnia�a jej si� informacja z kurs�w piel�gniarskich. Taka szparka nazywa si� diastema...
Skierowano j� do transportu i wyjecha�a z O�wi�cimia do Guben. Uciek�a (w Mauthausen czeka� przecie� m��). Dosta�a si� do innego obozu. Wyczytano j� na wyjazd do O�wi�cimia, ale nie dojecha�a: tego akurat dnia O�wi�cim zosta� wyzwolony. Pognano ich na zach�d. Po drodze uciek�a (w Mauthausen... i tak dalej). Dosta�a si� do Wiednia i pracowa�a w niemieckim szpitalu wojskowym jako piel�gniarka. W kwietniu przyszli do : szpitala Rosjanie.
- Nu, siestra, katoryj SS? - spyta� j� oficer. Wiedzia�a katoryj SS, bo zmienia�a codziennie opatrunki, ale powiedzia�a - Nie znaju.
- Mo�esz si� teraz zem�ci� - t�umaczy� oficer, kiedy wyja�ni�a, �e jest Polk� i pokaza�a r�k� z o�wi�cimskim numerem. -Kto w SS?
- Nie wiem - powt�rzy�a z uporem, kt�ry j� sam� zaskoczy�. - Ja ci powiem, kto nie ma oczu, kto nie ma r�k, ale kto w SS, nie mam poj�cia.
�o�nierze wyszli, ona zdj�ta czepek, opu�ci�a r�kaw i wybieg�a ze szpitala. Druga wojna �wiatowa sko�czy�a si�.
26
M�a znalaz�a w barakach Ebensee - w g�rach, powy�ej Mauthausen.
- Sze�� tygodni po wojnie, a ciebie nie ma... - powiedzia� z wyrzutem, cho� by�a pierwsz� �on�, kt�ra przyjecha�a do obozu. Potem nachyli� si� do jej ucha:
- Nikt tutaj nie wie, �e jestem... �e jeste�my...
Skin�a g�ow�: - O mnie te�. I tak ju� zostanie. Ju� zawsze b�dziemy Polakami...
Wyszli z baraku.
Opowiedzia�a jak gin�li. - Nikogo nie ma - powiedzia�a i zacz�a wylicza�: jej rodzice, jego rodzice, jego cztery siostry, jego siostrzeniec, szwagier... Wymieniaj�c zagina�a pa�ce najpierw u jednej, potem u drugiej r�ki, potem palce si� sko�czy�y, wtedy wyprostowa�a dwa palce, wskazuj�cy i �rodkowy: - My jeste�my, ty i ja. Wiedzia�am, �e prze�yjesz. Ratowa�am ci�... (Po raz pierwszy powiedzia�a wtedy "Ratowa�am ci�". Powtarza�a to coraz cz�ciej: je�li prze�y� dwadzie�cia dwa miesi�ce obozu, takiego jak Mauthausen, je�li z pi�ciuset m�czyzn buduj�cych ob�z w Ebensee prze�y�o szesnastu i je�li on w�r�d tych szesnastu si� znalaz�, to dzi�ki niej, to si�a jej mi�o�ci utrzyma�a go przy �yciu. - Nosi�am go w sobie jak ci�arna kobieta nosi w brzuchu dziecko - m�wi�a pani Romerowej, a pani Romero-wa powiedzia�a: - Nie m�w mu tego. Nigdy wi�cej mu nie m�w, �e prze�y� dzi�ki tobie...).
Wr�cili do Polski. Zachowali aryjskie papiery. M�� za�o�y� prywatn� tkalni�, ona posz�a do szko�y piel�gniarek. Ochrzcili obie c�rki i przyk�adnie chodzili z nimi do ko�cio�a. Pewnego dnia m�� otrzyma� wezwanie na policj�. Na stole oficera le�a�o kilka po��k�ych kartek. Nie by�y to dokumenty zwi�zane z tkaniem. Jedna kartka okaza�a si� oryginalnym, przedwojennym �wiadectwem �lubu jego rodzic�w, inna - zeznaniem podatkowym jej ojca. M�� dotyka� kartek ostro�nie, jakby si� ba�, �e mu si� rozsypi� w r�kach, ale oficer go uspokoi�:
- To stary, dobry papier, niejedno wytrzyma... No i co - doda� z westchnieniem - kiedy wracamy do prawdziwych nazwisk? Czas najwy�szy, panie Pawlicki...
Wkr�tce po tej rozmowie wype�nili stosowne formularze i z�o�yli w biurze paszportowym. Urz�dnik spyta� o narodowo��.
27
Polska - powiedzia�a. A rodzic�w? Polska.
�e para wron
n
"narodowo�� �ydowska" \ P � ?'edm'u d"�h. Napisali
wielko�ci �wiadLw" szkohS,
*y". Pod napisem "i
go dok p nfe je
Zamieszkali w Wiedniu
opuszcza�a �adne
wet wody, pojecha�a na
domi�a, �e oboje z
s- pojecha�a do
wiec w Wieciniu: bez c
^ by� ich. z o
to��. By�a po dawnemu trosfwa ^ V''
skwapliwych po�wi�cen A naw?t � ' ' ^^ ' Sotowa ^
^� jej jeden obiekt uczu� m� ^^ tr�skliwsza- bo pozo-
zawiadamia�, �e odchodzi oTnTej na zlszl
�
- za-
****
Powr�cie zawia-d� Iz�ela. Star-
' Mieszkali
�d ^> mezmienna ~ Jej mi-
zi�a' Ze to wielka
/g m�� p
dzwoni rzadko. Przesta a
^ czy inni j� za Polk�
nie zastanawia� si�
szcz�liwa- nie
28
M�� ma niewydolno�� nerki. Miewa depresje. Mia� ju� zawa� i musi mie� operowan� prostat�. Przyjdzie czas, �e b�dzie mia� dializowane nerki, choroba wie�cowa zaostrzy si�, depresje b�d� si� powtarza�y... Wtedy wr�ci do niej, a ona na szcz�cie jest piel�gniark�. I na nerkach si� zna, i na sercu, i w�a�nie zacz�a si� uczy� dializy... Jej m�� b�dzie mia� opiek� na najwy�szym fachowym poziomie.
6.
Napisa�am ksi��k�. Dok�adnie tak�, jaka powinna by�.
Wys�a�am maszynopis.
Zapanowa�a cisza.
Telefon zadzwoni� wreszcie i us�ysza�am niepewny g�os:
- Dziwna rzecz, pani Haniu. Czytam i czytam, przeczyta�am ju� cztery razy... No nie wiem, pani Haniu. No, porozmawiamy.
Porozmawia�y�my w Wiedniu. Najpierw w "Priickel-Cafe", p�niej w mieszkaniu jej m�a.
"Priickel-Cafe" to by�a ta kawiarnia, z kt�rej zabra�o j� gestapo. Pokaza�a mi stolik, przy kt�rym czeka�a na cz�owieka z Organizacji Todta: pod lustrem, na wprost drzwi, ko�o donicy z palm�. Lustro wisia�o nadal, stolik sta�, ros�a palma... Powiedzia�a:
- Siedzia�am twarz� do wej�cia i to by� b��d. Nale�a�o usi��� ty�em.
- Zobaczyliby pani� w lustrze. Zyska�aby pani par� minut, najwy�ej.
- To prawda.
Siedzia�y�my niedaleko owego sto�u, przy oknie i jad�y�my strudel z jab�kami i bit� �mietan�. Ciasto by�o gor�ce, �mietana zimna, jad�y�my rewelacyjny strudel, a moja bohaterka t�umaczy�a, kt�r�dy prowadzi�o j� gestapo.
- Skr�cili�my w lewo, o, t�dy - pokaza�a przez okno. - Szli�my w stron� kana�u i znowu w lewo, p�niej pani poka��.
29
(P�niej pokaza�a mi pomnik i tablic�: tutaj mie�ci�o si� gestapo, tutaj byli m�czeni i gin�li...).
- Strasznie ma�a ta powie��, pani Haniu - powiedzia�a nagle.
- Mia� by� gruby buch, a wysz�a ksi��eczka.
- Taka powinna by� - wyja�ni�am. - Ksi��ka o Marku Edel-manie by�a jeszcze kr�tsza. O sze��dziesi�t stron, o jedn� trzeci�. A by�a to ksi��ka o powsta�cach getta...
- To by�o wszystko takie okropne - podj�a, jakby nie s�ysz�c, co m�wi� - ta moja rozpacz, moje serce, moje �zy, a u pani? Par� zda� - i to ju� wszystko?
- Im wi�ksza rozpacz, tym mniej trzeba zda�, pani Izoldo.
(Me powiedzia�am "pani Izoldo", bo w rzeczywisto�ci nazywa si� inaczej... Nie, w rzeczywisto�ci nazywa si� Izolda, ale u�ywa "aryjskiego", banalnego imienia. Jak mo�na, b�d�c Izol-d�, zrezygnowa� z niej na rzecz czego� tak zwyczajnego?).
- Ja pani tyle opowiada�am... My�la�am, �e to pani wykorzysta - m�wi�a coraz pewniej, z coraz wyra�niejsz� nut� pretensji.
Ogarnia�a mnie z�o��. Moja bohaterka zaczyna�a si� zachowywa� jak klientka, kt�ra da�a krawcowej materia�, spodziewa�a si� kreacji z zak�adkami, szczypankami, bufami i falban�, a otrzymuje sukni� prost� i skromn�.
- Im wspanialszy materia�, tym fason powinien by� prostszy
- powt�rzy�am poprzedni� my�l innymi s�owami. - Pani jest bardzo kochana, pani Izoldo - doda�am - ale ma pani z�y smak. Mo�e nie z�y... - poprawi�am si� - tylko anachroniczny. Czy tradycyjny raczej...
Nazajutrz przysz�am do mieszkania jej m�a, w kt�rym zatrzyma�a si� na par� dni.
M�� by� w pracy.
Rozejrza�am si�. Na wszystkich �cianach wisia�y powi�kszone fotografie. Jedne by�y czarno-bia�e, inne kolorowe, ale przerobione z czarno-bia�ych zdj��. Na fotografiach by�y kobiety -niekt�re ciemne, niekt�re jasne, wszystkie pogodne, u�miechni�te i m�ode.
- Siostry m�a - wyja�ni�a Izolda R. - To jest Tusia, to Hela... Naprawd� nazywa�y si� - Estera, Chaja, Nechama i Sara, ale
30
w domu nazywano je polskimi imionami: Tusia, Hela, Halina i Zosia...
Zna�am je wszystkie z opowie�ci Izoldy R. i z mojej-niemojej ksi��ki.
Zosia. Najm�odsza z si�str, wysz�a za m�� we Lwowie, zgin�a pierwsza.
Tusia i Hela. (Heli pomalowano na r�owo letni� sukienk� i toczek na w�osach; w�osy mia�a z�ote, opalony dekolt i wci�t� tali�, ale na fotografii tego nie wida�). Obie pope�ni�y samob�jstwo po �mierci m�a Heli. Najpierw otru�y dziecko, potem otru�y si� same. Izolda widzia�a je ostami raz, kiedy zabiera�a z Che�mna swoj� matk�. Hela powtarza�a: - Ratuj ich. Ratuj moj� mam�, mojego ojca, moj� siostr�... O brata nie prosi�a, wiedzia�a, �e Izolda b�dzie go i tak ratowa�a. Izolda R. mia�a �al do niej. Taka by�a jasna, taka �adna, tak niepodobna do �yd�wki i nawet nie pr�bowa�a si� ratowa�, a ona, z farbowanymi w�osami, z oczami, kt�re policjant nawet w jad�cej rikszy rozpoznawa� bez trudu - ona mia�a obowi�zek �y� i ratowa� wszystkich.
Szymu�, synek Tusi. Mia� sze�� lat. Poda�y mu trucizn�. Powiedzia�y - - - Co si� m�wi w takich wypadkach? "B�d� grzeczny, po�knij"? W�a�ciciele kryj�wki znale�li ca�� tr�jk� po paru dniach. Mieli k�opot z pogrzebem.
Halina. By�a ciemna i brzydsza od si�str, mia�a nie�adne nogi, ale na zdj�ciu trzyma je z wdzi�kiem (my�l�, �e Izolda R. troch� z tymi nogami przesadzi�a; wcale nie by�y takie niezgrabne). Tleni�a w�osy na fatalny, ��ty kolor. Pozna�a jakiego� pana. M�wi�a o nim: "Rozumiemy si� bez s��w...". Izold� R. bardzo to niepokoi�o. Kto m�g� zainteresowa� si� Halin�? Z jej nogami? Z jej w�osami na ��to? - Uwa�aj na siebie - m�wi�a. Kiedy wr�ci�a z Wiednia za drugim razem powiedziano jej, �e jaki� pan przyszed� po Halin� i ojca, zabra� ich i zgin�li bez �ladu.
Ojciec. Za pierwszym razem uda�o mu si� uciec: kiedy w�a�cicielka mieszkania wyrzuci�a ich na ulic�. Wyrzuci�a w bia�y dzie� - dwoje starych ludzi, kt�rzy przez ostatni rok nie podnosili si� z pod�ogi, a do ubikacji chodzili pod parapetem na
31
czworakach, i Halin� - z jej czarnymi, smutnymi oczami, z jej