16852
Szczegóły |
Tytuł |
16852 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16852 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16852 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16852 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Corrado Augias
AMEDEO MODIGLIANI
SKRZYDLATY WĘDROWIEC
Tytuł oryginału Il viaggiatore alato La vita breve e ribelle di Amedeo Modigliani
(tłum. Magdalena Gronczewska Jan Jackowicz}
2005
Historię tworzą nie tylko bohaterskie czyny i chwile glorii, ale i zwykłe, codzienne życie, bez którego żadne z tych bohaterskich osiągnięć nie mogłoby zaistnieć ani być właściwie zrozumiane.
LIONELLO VENTURI
ROZDZIAŁ I
MODIGLIANI, MODI, MAUDIT
Tego mroźnego stycznia 1920 roku, kiedy zmarł Amedeo Modigliani, minęły zaledwie dwa lata od końca pierwszej wojny światowej, tej wielkiej wojny-rzezi, która zainaugurowała dwudziesty wiek, a już rozpoczął się całkiem nowy i dosyć szczególny rozdział historii: okres gorączkowych starań o zmianę dotychczasowego stylu życia, swoistego rodzaju „chciwe” opętanie i szał, którym będzie się odznaczać całe następne dziesięciolecie. Dopiero w 1929 roku kryzys giełdy na Wall Street pozornie i chwilowo położy kres temu finansowemu szaleństwu.
Mała garstka ludzi traktowała poważnie i z szacunkiem postać Modiglianiego. Zdecydowana większość zupełnie nie brała go na serio, nawet w ostatnich tygodniach choroby, kiedy dramatycznie nasilająca się apatia i ogólny stan odrętwienia już wyraźnie wskazywały na jego bliską śmierć. A jednak na pogrzebie Modiglianiego zjawili się prawie wszyscy:
Moise Kisling, Andre Salmon, Leopold Zborowski, Picasso, Max Jacob, Blaise Cendrars, Maurice de Vlaminck, Andre Derain, Andre Dunoyer de Segonzac i nieszczęśliwie zakochana Simone Thiroux, jedna z wielu porzuconych przez malarza kochanek, matka jego nieślubnego i nigdy nie uznanego dziecka, o którym zresztą wszelki słuch zaginął. Skąd nagle pojawiło się tylu ludzi, w tym kilka słynnych, znakomitych osobistości? Co ich skłoniło do uczestniczenia w niekończącym się, pieszym kondukcie żałobnym od Hóspital de la Charite na rue Jacob aż na sam cmentarz Pere-Lachaise? Oczywiście ciekawość, z pewnością także znamienny człowieczej naturze element zaskoczenia i zdziwienia, w niektórych przypadkach wyrzuty sumienia, u innych może nawet autentyczny żal i rozpacz, typowe dla każdego zwykłego pogrzebu odczucia i reakcje. Jednak przede wszystkim ten różnorodny tłum zdawał sobie doskonale sprawę, że w tym dniu, mieście i godzinie wraz ze śmiercią tego jakże nerwowego i kapryśnego, opryskliwego, a zarazem fascynującego włoskiego artysty, asystuje narodzinom prawdziwej legendy w dziejach historii sztuki.
To, co za życia Modiglianiego wydawało się chwiejne, pozbawione reguł i zdrowego rozsądku, niepewne i nieobliczalne i jako takie niezasługujące na uwagę czy pomoc z niczyjej strony, wszystkie jego gwałtowne zmiany nastroju, wybuchy niepohamowanej wściekłości i szalonej wesołości zbywane lekceważącym uśmiechem, roztargnionym gestem ręki i często oceniane jako groteskowe, godne politowania występy, niespodziewanie, nieomal natychmiast po śmierci malarza nabrały zupełnie innego znaczenia, wymiaru i barwy.
Kiedy miesiąc po pogrzebie brat Modiglianiego, Emanuele, parlamentarny poseł stronnictwa lewicy, dotarł nareszcie do Paryża, ten już zaawansowany proces swoistej rewaluacji artystycznej osiągnął swój szczyt. Emanuele musiał się sporo nachodzić, poświęcić dużo czasu i fatygi, zanim udało mu się przekonać czy wręcz zmusić drobnych handlarzy, właścicieli galerii i mecenasów do pokazania mu dzieł Amedea. Każdy z nich bowiem starał się uniknąć niewygodnych wyjaśnień dotyczących zaskakująco wielkiej różnicy w wycenie obrazów zakupionych za życia Modiglianiego a ich rzeczywistą, obecną wartością, biorąc pod uwagę, że w ciągu zaledwie kilku tygodni od jego śmierci płótna te szacowano już na wręcz oszałamiająco wysokie sumy.
Nagle, umierając, ten młody malarz, tak naprawdę przez nikogo nierozumiany i niedoceniany na przestrzeni całego swojego tragicznego życia, raz opisywany jako uprzejmy, doskonale wychowany, spokojny człowiek, a raz przeciwnie jako wrzaskliwy, kłótliwy pijaczyna, nieświadomie sprawił, że pamięć o jego osobie na zawsze będzie kojarzona ze zdrobnieniem, a jednocześnie językowym apokopem nazwiska Modigliani - „Modi”. Modigliani, Modi, maudit To zdrobnienie jest zresztą nierozerwalnie związane z jego losem: bowiem Modi, po francusku maudit, oznacza „przeklęty”.
Legenda o Modiglianim rodzi się zatem dopiero tego mroźnego dnia pod koniec stycznia 1920 roku i natychmiast towarzyszy jej gwałtowny wzrost cen obrazów Amedea. Za sprawą bliżej nieokreślonej spirali przyczyn i rezultatów stopniowo rozwija się szczególny rodzaj symbiozy, gdzie te dwa czynniki, legendy i wartości dzieł, wzajemnie na siebie oddziałują i obustronnie wspomagają. Ten proces jest tak zawiły i skomplikowany, że właściwie do dzisiaj trudno ustalić, które elementy tak naprawdę wpłynęły i zadecydowały o definitywnym umiejscowieniu twórczości i postaci Modiglianiego w historii sztuki dwudziestego wieku.
Jak już wcześniej wspomnieliśmy, istnieje bardzo wiele niezwykle sprzecznych opisów postaci Modiglianiego. Trudno stwierdzić, które z nich są najprawdziwsze i najcelniejsze. Prawdopodobnie każda z tych relacji jest na swój sposób właściwa. Stanowi bowiem chociażby tylko chwilowy przebłysk drobnego gestu, ruchu czy wyrazu twarzy artysty.
Anselmo Bucci, zdecydowanie mniej znany od Modiglianiego włoski malarz, spotkał Amedea w rok po jego przyjeździe do Paryża, w 1907 roku: „Właściciel Bouscarrat zawołał go wielkim głosem, nie ruszając się zza kontuaru, a on w absolutnej ciszy odkrzyknął mu ze swojego pokoju”. Nadchodzi Amedeo: „Ze stromych schodów szybko zbiegł ubrany w czerwony sweter rowerzysty młody, niewysokiego wzrostu, wesoły chłopak o szerokim, promiennym uśmiechu obnażającym rzędy wspaniałych, lśniących białych zębów. Włosi? Włoscy malarze? Zwykle głowy młodych Żydów mają typowo klasyczne, a wręcz rzymskie kształty; ta Modiglianiego to po prostu głowa Antinoosa”.
Jedna z przyjaciółek Amedea, Lunia Czechowska, opisuje go zupełnie innymi słowami: „Wciąż jeszcze go widzę, jak spaceruje po bulwarze Montparnasse; przepiękny chłopiec w wielkim, czarnym, filcowym kapeluszu, szarym aksamitnym garniturze i czerwonym szaliku. Z jego kieszeni wystaje kilka ołówków, a pod pachą niesie olbrzymią teczkę z rysunkami: to Modigliani”.
Zuchwały młodzieniec - tak go widzą oczy zakochanych kobiet.
Z kolei całkiem inaczej mówi o nim, już w trakcie pierwszej wojny światowej na jesieni 1917 roku, wielki artysta Osvaldo Licini: „Pewnego wieczoru, oczekując na przyjaciela, usiadłem przy stoliku na zewnątrz kawiarni La Rotonde. Niebo było bardzo zachmurzone i cały Paryż tonął w ciemnościach. Obserwowałem powolnie przesuwające się, ponure kłęby chmur nieustannie rozświetlane wojennymi reflektorami w poszukiwaniu zeppelinów, kiedy nagle na chodniku, pod nagimi platanami, zobaczyłem bladego chłopca w szarym aksamitnym garniturze, bez kapelusza, z chusteczką obwiązaną wokół szyi. Wyglądał na poetę, ale i jednocześnie na łobuza. Było w nim coś tragicznego i strasznego”.
Jak w każdej legendzie, tak i w tej o Modiglianim prawda, wymysł i fabulacja są ze sobą nierozerwalnie związane. Odróżnienie tych poszczególnych składników w biografii Amedea wymaga wiele trudu i cierpliwości, i zresztą nie zawsze jest możliwe, konieczne ani tak naprawdę właściwe. Bowiem w tym wypadku nawet przesada, wyraźnie zmyślone plotki i niewiarygodne anegdoty uzupełniają obraz i życiorys Modiglianiego, wskazują na sposób, w jaki był postrzegany i osądzany, dodają mu, jeśli nie wiarygodności, to przynajmniej prawdopodobieństwa, które jest przecież echem tego wszystkiego, co rzeczywiście się wydarzyło.
Według słów słynnego wiktoriańskiego biografa Lyttona Stracheya, niemal równie skomplikowane jak prawidłowe opowiedzenie czyjejś historii jest jej przeżycie. W przypadku Modiglianiego to wyjątkowo trafne stwierdzenie, zwłaszcza że do dzisiaj zachowało się bardzo niewiele oryginalnych dokumentów, natomiast świadectwa ustne w zdecydowanej większości zostały precyzyjnie spreparowane na rzecz szczególnej sytuacji i okoliczności, jakie zaistniały tuż po jego śmierci. W obliczu nowego mitu mało kto przyznał się wtedy do absolutnego braku szacunku wobec malarza za życia i dopiero po pogrzebie wszyscy znajomi pospiesznie zaczęli dokładać wszelkich starań, aby tę lukę zapełnić.
Modigliani po śmierci stopniowo osiągnął wszystko to, czego mu wcześniej brakowało: sukces, zaszczyty, sławę, zawrotne wyceny obrazów i uznanie ze strony krytyków. Jedynym elementem wszechobecnym zarówno za życia, jak i po śmierci artysty były całe masy raz pochlebnych, a raz bardzo nieżyczliwych plotek. Nieustannie towarzyszyły one jego przygodom miłosnym, pracy, reakcjom na tysiące piętrzących się problemów, tragicznemu dojrzewaniu i cierpieniu.
A zatem, jak się zaczęła ta przygoda wielkiego malarza? Jakie kierowały nią porywy, pragnienia i ambicje? Jaka świadomość?
Spróbujmy ją opowiedzieć, pamiętając jednak, że bez względu na jej początek, miała tak dramatyczny przebieg, że tylko przejmująca i przedwczesna śmierć mogła ją definitywnie zakończyć.
ROZDZIAŁ II
DZIEDZICTWO GARSINOW
Z pewnością w dzieciństwie Modiglianiego najważniejszą rolę odegrała rodzina zbiorowisko nad wyraz szczególnych, zróżnicowanych i niezwykle sprzecznych osobowości dotkniętych wszystkimi możliwymi przypadkami losu i zmienną fortuną finansową. Nie wiadomo, czy mały Amedeo, znając dobrą i złą stronę przywilejów najmłodszego z synów i familijnego beniaminka, zdawał sobie w pełni sprawę z tego, że spośród swoich licznych krewnych musiał wybrać wzorzec do naśladowania.
Dziwna to była rodzina, o kapryśnych, chwiejnych nastrojach, gdzie przesadna, niepohamowana wesołość, gwałtowny smutek i depresja wzajemnie przeplatały się z neurotyczną częstotliwością. Amedeo, o niezwykle wrażliwym usposobieniu, nie znosił i bardzo ostro reagował na tę nerwową, napiętą rodzinną atmosferę.
Wiele czynników złożyło się na jego skomplikowane, niespokojne dzieciństwo: niełatwe studia, choroba, wczesny pociąg do sztuki, trudności w respektowaniu wszystkich reguł i nakazów miejskiej społeczności żydowskiej. Te elementy okażą się dla nas niezbędne w zrozumieniu tego, co się wydarzyło przed i po jego wyjeździe do Paryża.
W Livorno, na ulicy Roma 38, na wysokości numeru domu, upamiętniająca postać Modiglianiego tablica przypomina przechodniom, iż w tym budynku urodził się wielki artysta. Została ona wmurowana przez władze gminne 12 lipca 1959 roku w siedemdziesiątą piątą rocznicę narodzin malarza. A zatem od śmierci Amedea do chwili uroczystości odsłonięcia tablicy minęło prawie czterdzieści lat. Jeśli się głębiej zastanowimy, uświadomimy sobie, że ten przedział czasu między pogrzebem a odsłonięciem płyty jest dłuższy niż trwało życie Modiglianiego. To zestawienie dat w pełni odzwierciedla tragizm jego jakże krótkiej i dramatycznej egzystencji.
Modigliani to typowo żydowskie nazwisko. Wywodzi się z Modigliany, małego miasteczka w regionie Romagnii, niedaleko Forli. Wiele lat temu ród Modiglianich przeniósł się do Rzymu, bogatej siedziby papieża-władcy, w której podówczas kwitł wszelki możliwy handel. Jednak ten kupiecki raj był jednocześnie obwarowany bardzo surowymi papieskimi prawami i restrykcjami. Te rozliczne ograniczenia zrodziły się z absolutnego braku zaufania i ogólnej niechęci, jaką zwierzchnik Kościoła katolickiego żywił w stosunku do całej żydowskiej społeczności.
Między innymi synom Izraela nie wolno było kupować żadnych nieruchomości ani posiadłości ziemskich. Zajmowali się oni zatem głównie drobnym handlem suknem, szmatami, rzadko kiedy biżuterią, bardzo często natomiast pieniężnymi pożyczkami na procent. Jeden z przodków Amedea, człowiek niezwykle zamożny, być może bankier albo raczej właściciel lombardu, zrobił świetny interes, pożyczając sporą sumę pieniędzy pewnemu kardynałowi. Obie strony były tak zadowolone z transakcji, że krewny Modiglianiego, biorąc pod uwagę szczególne okoliczności towarzyszące temu porozumieniu, postanowił zignorować papieski dekret i za dochód z inwestycji kupił piękną winnicę na stokach wzgórz Albani. Kiedy cała ta historia wyszła na jaw, urzędnicy rzymskiej kurii natychmiast, pod groźbą strasznej kary, rozkazali bezczelnemu Judejczykowi sprzedaż terenu. Najwyraźniej nawet ocalenie kardynała, a więc i Kościoła, od skandalu i hańby okazało się niewystarczającą przepustką.
Rozgniewany i obrażony ryzykant oczywiście usłuchał nakazu, po czym zaraz potem zwołał całą rodzinę, spakował manatki i wyniósł się z Rzymu do Livorno, gdzie Ferdynand I, wielki książę Toskanii, człowiek o szerokich horyzontach i zainteresowaniach, mecenas sztuki i opiekun naukowców, pragnął jak najszybciej zaludnić tę wspaniałą przystań, którą przekształcił w rodzaj wolnocłowego portu, zapraszając wszystkich, włącznie z wygnańcami politycznymi i religijnymi, do osiedlania się na jego obszarze.
Liworneńskiemu środowisku żydowskiemu bardzo dobrze się powodziło, o czym świadczy bogata barokowa synagoga. Kiedy w 1849 roku ród Modiglianich wyjechał do Livorno, mieszkało w nim już około pięciu tysięcy Żydów, podczas gdy ogół ludności liczył sobie siedemdziesiąt tysięcy dusz.
Właśnie w 1849, roku przeprowadzki, a zarazem niezwykle ważnej daty w historii włoskiego Risorgimento, narodziła się, obok tej o przodku-bankierze i kardynale, całkiem nowa legenda. Według tego drugiego mitu, rodzina Modiglianich wzięła czynny udział czy też tylko służyła hojnym poparciem finansowym krótkotrwałym władzom triumwiratu rzymskiej Republiki. Jednak ta polityczna działalność krewnych Amedea dosyć szybko się skończyła. Zaraz po zabójstwie Pellegrino Rossiego, kiedy tylko wybuchły niebezpieczne zamieszki uliczne, wystraszony przewodniczący rządu, papież Pius IX, eskortowany przez wojska burbońskie, natychmiast schronił się do Gaety. Dziewiątego lutego 1849 roku w Rzymie specjalne zgromadzenie ogłosiło Republikę i nową, jedną z bardziej podówczas liberalnych i postępowych w Europie, konstytucję. Zdecydowana większość rzymskiej wspólnoty żydowskiej z Samuele Alatrim na czele w pełni poparła tę odważną próbę autonomii, niemal wzruszającą w swoim porywie, intencjach, jak i nieuchronnym niepowodzeniu. Przez pięć miesięcy triumwiratu Mazziniego, Armelliniego i Saffiego rzymscy Żydzi nareszcie wyzwolili się z getta i stali pełnoprawnymi obywatelami na równi z mieszkańcami miasta.
Drugiego lipca, po miesięcznym oporze oddziałów Garibaldiego i w wyniku starć z francuską armią generała Oudinota, mała Republika: Hist. okres walk o wyzwolenie i zjednoczenie Włoch w XIX wieku (przyp. ttum.). przestała istnieć. Ludwik Napoleon, przyszły Napoleon III, człowiek, o którym Wiktor Hugo z pogardą wyrażał się „Napoleon le petit”, postawiony przed wyborem między republiką a papieżem, oczywiście opowiedział się po stronie Kościoła. Wielu Żydów podążyło w ślad za Garibaldim i wraz z nim uciekło na północny wschód. Rodzina Modiglianich wyjechała do Livorno.
Kto wie, czy te dwie opowieści są prawdziwe czy też całkiem zmyślone. Przynajmniej jedna z nich powinna zgadzać się z faktami. Jednak z naszego punktu widzenia prawda historyczna zasadniczo niewiele nas obchodzi. W rodzinach, które podtrzymują i przekazują z pokolenia na pokolenie takie familijne mity, liczy się nie tyle ich autentyczność, ile trwałość, tradycja i aura, jaką z siebie emanują. Umożliwiają one nieustanny powrót do mniej lub bardziej wiarygodnych wspomnień i plotek i utrwalają pamięć o przeszłości. Jak się wkrótce okaże, co zresztą dalej dokładnie zbadamy, na bujną wyobraźnię małego Amedea oddziaływały nie dwie, ale trzy takie legendy. Ta ostatnia, równie sensacyjna, dotyczy rodziny matki.
Dziadek ze strony ojca, Emanuele, stąd imię brata Amedea, był człowiekiem niezwykle konserwatywnym i despotycznym. Eugenia Garsin, matka Modiglianiego, o zdecydowanie bardziej liberalnym podejściu do religii i obrzędów żydowskich, uważała go za skrajnego bigota, czego zresztą wcale nie starała się ukryć. Dziadek Emanuele uważał się za patriarchę w pełnym tego słowa znaczeniu: klientów przyjmował w domu, traktując w sposób nad wyraz szorstki, ostentacyjny i zdystansowany, manifestując tym samym swoją bezsprzeczną władzę w rodzinie i interesach, możliwości i wielką łaskawość. Sztucznie ugrzecznieni zainteresowani zwracali się do niego z przesadnym wręcz szacunkiem, całowali w rękę, a on rzadko kiedy ją cofał.
Najprawdopodobniej to właśnie ten autorytet, zasięg znajomości, spryt i zręczność w sprawach finansowych stały się przyczyną problemów jego syna Flaminia (ojca Amedea) w chwili, gdy przyszła jego kolej na przejęcie funkcji głowy rodziny. Okazał się on bowiem zupełnie niezdolny do zarządzania skromnym przedsiębiorstwem handlowym, co dla każdego szanującego się Żyda stanowi podwójną porażkę. Jeśli chodzi natomiast o związek małżeński, to wbrew wszelkim regułom kultury hebrajskiej, Flaminio był całkowicie podporządkowany żonie.
Praktycznie rzecz biorąc, nie miał żadnego wpływu na wychowanie i edukację Amedea.
Stosunek Flaminia do despotycznego ojca nie odbiega specjalnie od tego, jaki żywił Franz Kafka do swego ojca Hermanna. W słynnym Liście do ojca pisarz wspomina pewien epizod z dzieciństwa, który będzie go prześladował do końca życia:
Dokładnie przypominam sobie tylko jedno zajście z wczesnego dzieciństwa. Ty też może jeszcze je pamiętasz. Pewnego razu w nocy bez ustanku marudziłem o trochę wody, zapewne nie z pragnienia, ale prawdopodobnie po to, aby Cię nieco poirytować, po części zaś, aby się zabawić. Gdy nie pomogły surowe upomnienia, zabrałeś mnie z łóżka, zaniosłeś na długi drewniany balkon i na chwilę zostawiłeś samego, w koszuli, pod zamkniętymi drzwiami. Nie chcę powiedzieć, że to było niewłaściwe, może wtedy naprawdę nie można było w inny sposób uzyskać spokoju w nocy, chcę jednak przez to scharakteryzować Twoje metody wychowawcze i ich oddziaływanie na mnie. Potem byłem już chyba posłuszny, ale pozostał mi z tego wewnętrzny uraz. Nigdy nie potrafiłem doszukać się właściwego związku pomiędzy tym zrozumiałym dla mnie, bezsensownym proszeniem o wodę a niezwykłą ohydą wyniesienia mnie na balkon. Jeszcze po latach cierpiałem z powodu dręczącego wyobrażenia, że ogromny mężczyzna, mój Ojciec, najwyższa instancja, mógł przyjść i prawie bez powodu wynieść mnie w nocy z łóżka na balkon, i że ja tak zupełnie nic nie znaczyłem dla niego. [Franz Kafka, Listy do ojca, przekł. Janusz Sukiennicki, Polski Instytut Wydawniczy, Warszawa 1979, str. 11-12.]
Całe życie Franza Kafki będzie napiętnowane tym okrutnym wspomnieniem z dzieciństwa i postacią ojca odznaczającą się „energią, zdrowiem, apetytem, siłą głosu, zadowoleniem z siebie, z poczuciem wyższości wobec świata, z opanowaniem, znajomością ludzi, pewną dozą wspaniałomyślności”. Innymi słowy, Hermann Kafka był postrzegany przez syna jako istota doskonała i pełna wszystkich możliwych zalet. To przeświadczenie spowodowało u małego dziecka swoistego rodzaju kompleks niższości, czemu daje wyraz dorosły już Franz w jednym z listów do ojca: „to ogarniające mnie często poczucie marności (...) wywodzi się pod wieloma względami z Twojego wpływu”.
Możemy zatem stwierdzić, że istnieje cały szereg podobieństw w stosunkach obu rodzin, włącznie z poczuciem winy, które w przypadku Modiglianich zakończyło się ucieczką Flaminia z domu. Eugenia niemiło wspomina teścia: „Stary Modigliani, wielki, gruby, skłonny do apopleksji, panował nad wszystkimi za sprawą władczych gestów i napuszonych słów”. Dosyć drastyczny opis despotycznego starca.
Rodzina Eugenii była zupełnie inna.
W osiemnastym wieku przodek rodu Garsinów był znany w Tunezji jako komentator świętych tekstów i założyciel szkoły Talmudu, która zresztą przetrwała do końca dziewiętnastego wieku. To właśnie stamtąd Garsinowie wyjadą, aby osiedlić się na stałe w Livorno, gdzie w lutym 1793 roku, ze związku Salomone’a Garsina z Reginą Spinozą urodzi się pradziadek Amedea, Giuseppe.
Regina będzie bardzo często pojawiać się w fantazjach małego Amedea. Oto jak ją opisuje córka Giovanna: „Kobieta energiczna i niezwykle wymagająca, dzieci brała w objęcia i tuliła tylko wtedy, gdy spały. To właśnie ona wprowadziła w rodzinne życie szczególną surowość i dyscyplinę, która utrzymała się przez prawie sto lat i dobrych kilka pokoleń, i złagodniała jedynie w chwili narodzin Amedea”. Idealna pod każdym jak wyżej jak wyżej względem żydowska matka, ostra, ale i jednocześnie kochająca, przezorna administratorka pieniędzy i uczuć, Regina Spinoza stała się wzorem matriarchatu i zainaugurowała w domu Garsinów tradycję kobiet w roli głowy rodziny. Dokonała cudów po śmierci męża, aby zapewnić wszystkim swoim doskonale wychowanym siedmiorgu dzieciom odpowiednie wykształcenie, co dla samotnej kobiety w tamtych czasach nie było prostą rzeczą.
Niestety, zachorowała na gruźlicę płuc, na którą zresztą później zmarła. Robert Koch odkrył prątki gruźlicy już w 1882 roku, czyli jeszcze na dwa lata przed narodzinami Amedea, jednak pierwsze kuracje pojawią się dopiero w połowie dwudziestego wieku, gdy streptomycyna okaże się jedynym tak naprawdę skutecznym lekarstwem.
Trzecia „rodzinna” legenda wiąże się właśnie z nazwiskiem Spinoza.
Amedeo, chłopiec o nad wyraz bujnej wyobraźni, wymyślił sobie, że jest potomkiem Barucha Spinozy, słynnego filozofa, który na przestrzeni niespecjalnie długiego żywota (1632-1677, czyli żył tylko czterdzieści pięć lat) został skazany jako heretyk i bluźnierca zarówno przez Kościół protestancki, jak i katolicki. Baruch jednak umarł bezdzietny, a więc o żadnym pokrewieństwie w linii prostej nie mogło być mowy, chociaż nie wyklucza to jakichś dalszych, skomplikowanych i raczej mało prawdopodobnych powiązań. Przypuszczenia, fantazje, analizy genealogiczne, zbieżności. Zmuszeni za wszelką cenę do wręcz „naciągniętego na siłę” porównania między Baruchem a Modiglianim, możemy wskazać na ich żydowskie pochodzenie i podobieństwo temperamentu: obaj odznaczali się tą samą potrzebą wolności, pogardą wobec przymusów społecznych i światowych, doktrynalnych i konwenansowych.
Baruch jednak był skrupulatnym, logicznie rozpatrującym każde drobne zagadnienie myślicielem, Amedeo natomiast, chaotycznym, roztargnionym artystą przynależnym do paryskiej cyganerii. W rzeczywistości, z punktu widzenia ich zachowania i rozumowania, nie mają ze sobą absolutnie nic wspólnego z wyjątkiem specyficznego rodzaju laickości ideologii i podobnego podejścia do związków i znajomości.
Filozof i artysta, doskonale świadomi swoich żydowskich korzeni, potrafili jednak oddzielić wiarę od zwyczajnego, codziennego życia.
W rodzinie Garsinow surowe reguły judaizmu uległy z czasem metamorfozie na rzecz wizji religii kosmopolitycznej, zdecydowanie bardziej liberalnej i dostępnej. Tego typu nieformalistyczne podejście do wyznania pod koniec dziewiętnastego wieku będzie charakteryzować inteligenckie kręgi żydowskie i przeciwstawi się skrajnej, hermetycznej i sztywnej religijności shtetl galicyjskiej i całej wschodniej Europy. Garsinowie znakomicie utożsamili się z nowym, „postępowym” modelem współczesnego Żyda.
Giuseppe Garsin, jeden z synów Reginy Spinozy, przyszły pradziadek Amedea, osiedlił się w Marsylii w 1835 roku, na rue Bonaparte 21, w domu, który przez kilka pokoleń pozostanie siedzibą jego rodziny.
Tam też zajął się rozmaitą działalnością handlową.
W tym samym roku, czyli 1849, kiedy rodzina Modiglianich przeprowadza się z Rzymu do Livorno, Isacco, syn Giuseppego, żeni się ze swoją kuzynką Reginą (jak widać jest to imię dosyć popularne u Garsinów).
Z tego związku, sześć lat później, w roku 1855, urodzi się Eugenia, matka Amedea.
Giuseppe Garsin był wolnym duchem. Całą swoją inteligencję koncentrował na usilnej próbie zespojenia niezliczonych fragmentów, z jakich wydaje się czasem skonstruowana rzeczywistość. Innymi słowy, starał się nadać sens różnym rzeczom. To właśnie on zażądał, aby Eugenia uczęszczała do katolickiej szkoły w Marsylii, co nie tylko wpłynęło dodatnio na jej przyszłe życie, ale i cały proces kształtowania osobowości. Czy, biorąc pod uwagę, że chodzi tu o żydowską rodzinę, było to przesadne ustępstwo, czy też może precyzyjnie obmyślana, wyrachowana decyzja?
Wiemy tylko, że zaowocowała znakomitymi wynikami. Eugenia będzie później wspominać: „Od ósmej rano do szóstej wieczorem, z wyjątkiem przerwy między dwunastą a drugą po południu, stawałam się uczennicą powszechnego katolickiego instytutu francuskiego; w domu zaś Włoszką, prawdziwą, poważną Żydówką podporządkowaną ojcu”.
Rodzice Amedea poznali się w Marsylii w 1870 roku. Flaminio podówczas miał już trzydzieści lat, Eugenia zaledwie piętnaście. Zarówno Garsinowie, jak Modigliani byli żydowskiego pochodzenia i zajmowali się handlem. Powodziło im się doskonale, zwłaszcza że zasięg ich interesów nie ograniczał się wyłącznie do Marsylii, ale rozciągał od Tunisu do Londynu. Niewykluczone, iż to właśnie wspólne przedsięwzięcia finansowe wpłynęły i ostatecznie zadecydowały o zaręczynach i małżeństwie Flaminia z Eugenią.
Eugenia odznaczała się tak wielkim oddaniem rodzinie, że niełatwo ją sobie wyobrazić w innej roli, jak żony, a przede wszystkim matki. Ale czy wtedy ta mała, piętnastoletnia dziewczynka z niecierpliwością i biciem serca wyczekiwała na ślub? Czy była zakochana w swoim przyszłym mężu? Czy z drżeniem i obawą myślała o jego pocałunkach i innych, nieco bardziej „zaawansowanych” przejawach małżeńskiego pożycia, które później rzeczywiście przerodzi się w prawdziwą miłość? Trudno powiedzieć. Jedno jest pewne, po weselu Eugenia, kobieta zaskakująco silna na duszy i ciele, stanie się swoistego rodzaju punktem odniesienia dla członków jej rodziny. Amedeo jednak nie odziedziczy po niej siły fizycznej, ale talent, który bardzo szybko się ujawni.
Po ślubie Eugenia zamieszka w domu męża w Livorno. Tam też urodzą się jej dzieci: Emanuele w 1872, Margherita w 1874, Umberto w 1878 i wreszcie, sześć lat później, w 1884, Amedeo. Należy zaznaczyć, że Flaminio Modigliani wobec monarszej rodziny sabaudzkiej, która zresztą przyczyniła się do zjednoczenia Włoch i modernizacji liworneńskiego portu, żywił nieomal fanatyczne uwielbienie i szacunek, i jak przystało na wiernego, a nawet przesadnie gorliwego poddanego, nadał swoim pociechom te a nie inne imiona właśnie na jej cześć. Na przestrzeni dwunastu lat Eugenia wydała na świat czwórkę dzieci, których los potoczy się bardzo różnie, co świadczy bez wątpienia o wielkiej wolności, jaką mogły kierować się w swoich życiowych wyborach.
W tamtym okresie w domu Modiglianich panował wszelki dobrobyt, który graniczył wręcz z luksusem. Eugenia długo będzie pamiętać o „przepełnionej służbą, olbrzymiej kamienicy; pantagruelicznych posiłkach i stole nakrytym dla niezliczonej liczby krewnych i przyjaciół z Rzymu; bankietach w połączonych salonikach na pierwszym piętrze i przyjęciach w salonie na parterze, skąd można było wyjść do wielkiego i dosyć pięknie podówczas utrzymanego ogrodu”.
Jak widać, te uprzywilejowane warunki życia bardzo jej odpowiadały, co nie znaczy, że nie da sobie rady w niezwykle krytycznych i trudnych momentach, które wkrótce nadejdą. W chwilach nędzy do ostatka będzie energicznie walczyć o zachowanie resztek ze swoich rozlicznych mieszczańskich przyzwyczajeń, jednak, co najważniejsze, mimo przeciwności losu i rozmaitych wyrzeczeń, ocali wysoki intelektualnie poziom domu. Eugenia bowiem nienawidziła właściwie trzech rzeczy: melancholijnej, nudnej, codziennej rutyny, pustej gadaniny i bezmyślnie traconego czasu.
Dzieje tych dwóch rodzin rozwijają się na zasadzie kontrastu. Podczas gdy Garsinowie, dzięki bratu Eugenii, Amedee’owi, całkiem nieźle sobie radzą, Modigliani stopniowo coraz bardziej ubożeją i w roku narodzin Amedea ogłaszają bankructwo.
Isacco, ojciec Eugenii, przejawiał zdecydowanie większe zdolności w spekulacjach myślowych niż finansowych. Mówił poprawnie czterema czy pięcioma językami, włącznie z greckim i arabskim, pasjonował się grą w szachy i chociaż codziennie sumiennie udawał się na giełdę, to i tak wszystkim było powszechnie wiadomo, że jego prawdziwe zainteresowania i predyspozycje ograniczały się jedynie do filozofii i dyskusji na humanistyczne tematy. Podobnie jak jego ojciec Giuseppe i wnuk Amedeo, Isacco Garsin uwielbiał książki, bowiem pozwalały mu one na ucieczkę od szarej rzeczywistości w cudowny obszar marzeń. W całej tej panoramie intelektualnych materii i dosyć specyficznej wizji życia i świata czas zarezerwowany na transakcje handlowe był dosyć znikomy, co wiązało się z dużym ryzykiem, zważywszy, że giełda papierów wartościowych nie toleruje najdrobniejszych nawet potknięć i niedociągnięć.
Jeśli poddamy wnikliwej analizie tylko to, co zostało dotąd opisane, to nie ma cienia wątpliwości, że to właśnie „spuścizna” Garsinów, a nie Modiglianich, ostatecznie zadecydowała o charakterze, temperamencie i nie najlepszej kondycji fizycznej Amedea. Po babce Reginie odziedziczył skłonność do gruźlicy płuc, po dziadku Isaccu natomiast dar i zamiłowanie do poezji.
Na jakieś dziesięć lat przed narodzinami Amedea, w 1873 roku, Isacco Garsin do tego stopnia zaniedbał interesy, że nieomal znalazł się na skraju bankructwa. Ta napięta sytuacja i poważny kryzys finansowy przyprawiły go prawie o szaleństwo. Zaczął się zachowywać w sposób niezwykle dziwaczny i nieobliczalny. Zaniepokojona rodzina ubłagała Eugenię, aby wzięła go do siebie, do Livorno, w nadziei, że zmiana klimatu i otoczenia poprawi nieco jego ostro nadszarpnięte nerwy. Eugenia w tamtym okresie już była osaczona przez całą masę problemów i musiała zajmować się chorowitym mężem, nieszczególnie kwitnącymi interesami i kwestiami pieniężnymi, wychowywać małego synka Emanuele’a i znosić wszystkie kobiece dolegliwości związane z drugą ciążą.
Mimo to zgodziła się na przyjazd ojca wyniszczonego handlową katastrofą i ciągłymi kłótniami z krewnymi. Na dodatek biednego Isacca opętała mania prześladowcza; na każdym kroku widział wierzycieli, wrogów i rozmaite urojone niebezpieczeństwa.
Także Amedeo Modigliani w ciągu swojego krótkiego życia będzie kilkakrotnie cierpiał na podobne manie prześladowcze, okazując, jak wspomina jego córka Giovanna, „rozgoryczenie wobec świata tak agresywne i gwałtowne, że nie tłumaczy go nawet nadużycie alkoholu i narkotyków”. Tę nerwowość, napady wściekłości, skłonność do pozornie niczym nieusprawiedliwionej emocjonalnej huśtawki Amedeo miał we krwi od urodzenia. Trudno się temu dziwić, zważywszy, że na manie prześladowcze chorowała także i jego ciotka Laura Garsin, podczas gdy inna, Gabriella, w 1915 roku w Rzymie popełniła samobójstwo, rzucając się z klatki schodowej. Nigdy, z kolei, nie zostały wyjaśnione do końca okoliczności śmierci brata Eugenii, Amedee’a. Niektórzy twierdzą, iż zmarł on w wieku zaledwie czterdziestu lat na gruźlicę, inni zaś są przekonani, że sam odebrał sobie życie.
A zatem, na dobre i na złe, genetyczny „spadek Garsinów” definitywnie zaważy na losie Modiglianiego. Z jednej strony wzbogaci go jako artystę, z drugiej jednak pogrąży w okresowej, gorączkowej neurastenii, w której nie będzie mógł odróżnić przelotnych, krótkotrwałych zauroczeń od prawdziwych uczuć i miłości, a przebłysków ekscentrycznego geniuszu od zmory szaleństwa.
Po pobycie w domu córki stan zdrowia Isacca poprawia się do tego stopnia, że decyduje się on na powrót do Marsylii, skąd wkrótce wyjedzie do Trypolisu, gdzie w jednym z banków zostało mu przyznane stanowisko dyrektora. Od tej chwili los zacznie mu sprzyjać i sytuacja finansowa zdecydowanie się polepszy. W podróży do Libii towarzyszy mu córka Clementina. To właśnie ona po śmierci matki musiała przejąć wszystkie jej obowiązki i odpowiedzialność za rodzinę. Miła obecność tej szesnastolatki wpłynie niezwykle dodatnio na psychiczną kondycję Isacca. Na zdjęciach możemy ją zobaczyć jako smukłą, delikatną dziewczynę o dosyć banalnej urodzie. Jednak kto poznał osobiście Clementinę, opowiada o jej „uśmiechu przepełnionym dobrocią i inteligencji cudownych czarnych oczu”. Niestety, nad bystrością umysłu i łagodnością charakteru przeważyła jej chorowitość; zmarła w Trypolisie, na dwa miesiące przed narodzinami małego Amedea, któremu, w celu uczczenia pamięci nieboszczki, nadano na drugie imię Clemente, po hebrajsku Rahman.
Isacco, załamany śmiercią córki, nad której ciałem straszliwie rozpaczał, w 1886 roku postanawia powrócić do Livorno, gdzie, tym razem definitywnie, zamieszka w domu Modiglianich. Eugenia, mimo rozmaitych trudności, nada sens jego egzystencji i doprowadzi do ładu dotychczasowe prowizoryczne życie ojca-marzyciela, którego on sam nigdy nie potrafił uporządkować.
W chwili przeprowadzki dziadka Amedeo ma już dwa lata. Między dzieckiem a starcem wytworzy się związek o wzruszającej wręcz intensywności uczucia. W maju tego samego roku Eugenia zacznie prowadzić dziennik, w którym napisze, że jej dwuletni synek Dedo jest „trochę rozpuszczonym, odrobinę kapryśnym, ale za to joli comme un coeur” malcem.
Jeśli wierzymy, że w życiu realnym, podobnie jak w bajkach, narodzinom każdego z nas towarzyszy jakaś przepowiednia, bez wątpienia możemy stwierdzić, iż Amedeo Modigliani urodził się pod zdecydowanie złą gwiazdą. W 1884 roku interesy handlowe Flaminia, jeden za drugim, okazują się straszliwym fiaskiem. W lipcu sytuacja finansowa stanowczo się pogarsza i wymyka spod jego kontroli. Dwunastego lipca, gdy Eugenia zaczyna czuć pierwsze bóle porodowe, do drzwi kamienicy na ulicy Roma puka komornik i zabiera pod zastaw większość mebli jako gwarancję na pokrycie pozaciąganych przez Flaminia bankowych długów. To dramatyczne wydarzenie stanie się treścią nowej rodzinnej legendy. Eugenia z uśmiechem będzie później opowiadać o początku porodu w chwili, gdy wydelegowany przez sąd urzędnik wspina się po schodach na piętro i sekwestruje domowe sprzęty. Przerażenie, pośpiech, nieuchronnie zbliżające się rozwiązanie, aż nagle genialny przebłysk: Eugenia uświadamia sobie, że podług starego zwyczaju, podczas procedury rekwirowania komornikowi nie wolno ruszać ani przesuwać łóżka rodzącej kobiety. Niesłychanie szybko gromadzi na materacu i wsuwa pod łóżko rozmaite niewielkich rozmiarów przedmioty, tym samym chroniąc je przed sekwestrem. Ten pomysł świadczy o wielkim sprycie i inteligencji Eugenii.
Kiedy do Livorno przyjedzie jej ojciec, będzie musiała sama zająć się wszystkimi domownikami w liczbie dziesięciu osób. W domu, sporadycznie, w przerwach w swoich mało owocnych podróżach związanych: Franc: prześliczny, śliczny jak słońce. z handlem drzewem, węglem i minerałami z sardyńskich kopalni, kilkakrotnie pojawi się coraz bardziej marginalna w życiu rodziny postać męża Flaminia. Praktycznie, Eugenia samotnie wychowuje czwórkę dzieci; najstarszy ma dwanaście lat, najmłodszy zaś to jeszcze prawie niemowlę. Z Marsylii sprowadzi się do kamienicy Modiglianich także babcia Eugenii (nadano jej włosko-francuskie przezwisko Signora Nonnine) i dwie siostry: Gabriella i Laura. Podsumowując, z wyjątkiem starego Isacca i nieodpowiedzialnego Flaminia, rodzina składała się wyłącznie z kobiet i dzieci.
Pieniędzy było bardzo niewiele, a koszty utrzymania synów i córki wciąż rosły. Nie brakowało natomiast ciągłych kłótni i napiętej atmosfery - klasycznych konsekwencji współżycia pod jednym dachem wielu ludzi o różnej przeszłości, przyzwyczajeniach i potrzebach. Ponadto małżeński konflikt Eugenii i Flaminia narósł do takich rozmiarów, że za obopólną zgodą postanawiają się rozstać i chociaż nie legalizują tej decyzji formalnym aktem separacji, to i tak Flaminio coraz rzadziej bierze udział w życiu rodziny i swojego potomstwa, aż w końcu zupełnie z niego zrezygnuje i zniknie bez śladu. Amedeo, jako dorosły już człowiek, nie lubi wspominać ojca, a gdy już to czyni, to wyraża się o nim jak o osobie pod każdym względem bardzo odległej. W wysłanej z Paryża w 1915 roku pocztówce do matki lakonicznie poprosi: „Kiedy będziesz pisała list do taty, powiedz mu, że go kocham”. Wszyscy członkowie tej rodziny wykazują szczególną predyspozycję do wnikliwych, głębokich refleksji, prowadzenia dzienników i ożywionej działalności epistolarnej; jedynie Flaminio nie pozostawi żadnego bezpośredniego świadectwa pisemnego, w którym opisywałby swoje stosunki z żoną, dziećmi i całą resztą krewnych. A zatem postać i charakter Flaminia możemy odtworzyć jedynie za sprawą najprawdopodobniej bardzo wiarygodnych relacji jego najbliższych. Są one także dowodem na sposób, w jaki tajemniczy ojciec Amedea był przez wszystkich postrzegany i osądzany. Niestety, nie znamy jego wersji faktów i tak naprawdę nigdy się do końca nie dowiemy, dlaczego w pewnym konkretnym punkcie swojego życia ten rozczarowany człowiek nagle przestaje recytować niepasującą do siebie rolę kochającego męża i autorytarnego rodzica.
Giovanna Modigliani tak wspomina pradziadka: „za młodu Isacco był niezwykle przystojnym i eleganckim mężczyzną średniego wzrostu.
Masami czytał bardzo różne książki, chociaż w rzeczywistości jego ulubionym gatunkiem były lektury historyczne i filozoficzne. Doskonale mówił po włosku, francusku, hiszpańsku i grecku, a także trochę po arabsku i angielsku. Pasjonował się grą w szachy, przepadał za intelektualnymi rozmowami i dyskusjami, a większość swojego czasu, z wyjątkiem porannych dwóch, maksimum trzech godzin na giełdzie, spędzał w klubie Phoceen, zwalając wszystkie biurowe obowiązki na ojca i zatrudnionych w firmie urzędników”.
Prawie codziennie Isacco i mały Amedeo spacerują razem po miejskich ulicach, nad kanałami i dochodzą zwykle aż do portu. Dziadek opowiada różne rzeczy, wnuczek zada czasem jakieś pytanie, chociaż na ogół woli raczej uważnie przysłuchiwać się dziadkowym opowieściom.
Isacco stara się przekazać synowi córki całe swoje życiowe doświadczenie z punktu widzenia człowieka szlachetnego, wielokrotnie zranionego, ale i pogodzonego z wydarzeniami z przeszłości, człowieka, który dokonał wszelkich, usilnych starań, aby spełnić oczekiwania najbliższych i sprostać przewidzianemu dla niego od urodzenia obowiązkowi kierowania pokoleniową działalnością handlową rodziny. Od interesów jednak uciekał, kiedy tylko mógł, chroniąc się w rzeczywistość literatury klasycznej, w obszar tekstów o judaizmie czy filozofii. Rozdarty przez te skrajnie różne zainteresowania i administracyjne zobowiązania, Isacco w swoisty sposób „zagubił się” gdzieś w połowie drogi, co całkowicie uniemożliwiło mu późniejsze sprecyzowanie i zrozumienie jakichkolwiek swoich wrażeń i uczuć. W jego wnętrzu pozostało bardzo wiele nietkniętych zasobów i talentów, które jednak z powodu praktycznej, namacalnej klęski w dziedzinie finansów nigdy nie zostaną przez niego wykorzystane. Teraz, postarzały, może już tylko bawić się i do woli fantazjować niczym mały chłopiec. To właśnie zachwyca Amedea. Wszyscy krewni na długo zapamiętają ten ścisły związek. Nie będą natomiast potrafili stwierdzić, czy to nauki i wyimaginowany, równoległy świat wyobraźni dziadka ostatecznie wpłynęły na temperament Modiglianiego, czy też może Isacco ograniczył się tylko do rzucenia kilku ziaren na już wtedy płodny artystycznie teren.
W każdym razie, dzieciństwo Deda z pewnością diametralnie różni się od dzieciństwa jego rówieśników. Ma bardzo niewiele zabawek, zdecydowanie mniej jeszcze od swoich starszych braci. Nie brakuje mu za to codziennych cudownych spacerów z dziadkiem, podczas których „zachowywał się z tak wielką, nietypową dla jego młodego wieku powagą, że w końcu zarobił sobie na przydomek „filozofa”„. Ze słów córki wyłania się inny ważny aspekt osobowości Amedea-chłopca: a więc jego refleksyjność, zamiłowanie do intelektualnych dyskusji i dygresji, tendencja do analizowania tekstów, poprzez wyuczone na pamięć i recytowane na głos cytaty podług „tradycyjnej techniki i drobiazgowego sposobu rozważania fragmentów z Talmudu [które] jeszcze w trakcie mojego dzieciństwa były w domu Modiglianich powszechnie praktykowane”.
Dorosły Amedeo będzie posługiwał się tymi ledwie wypróbowanymi w okresie zielonej młodości humanistycznymi zdolnościami z obsesyjną wręcz częstotliwością i przesadną, ostentacyjną uporczywością, co nierzadko wywoła zakłopotanie i niemiłą atmosferę wśród jego gości.
Niewykluczone, że to Isacco zachęcił wnuczka do fantazjowania na temat legendy o bajecznym pokrewieństwie z Baruchem Spinozą i wprowadził w arkana nauki niemieckiego filozofa Mosesa Mendelssohna, wielkiego oświeceniowca i żarliwego zwolennika asymilacji. Jedno jest pewne, podczas tych długich przechadzek pod słonecznym, błękitnym liworneńskim niebem, nad brzegiem morza, Amedeo, trzymając starego Isacca za rękę, powoli, stopniowo zastąpił figurę ojca postacią dziadka i przyswoił sobie jego wizję świata, która zresztą nie opuści go aż do samego końca. Ta wielka przyjaźń potrwa tylko osiem lat. Ukochany wnuk ciężko przeżyje w 1894 roku śmierć Isacca Garsina. Dla dziesięcioletniego Amedea ta strata będzie pierwszym, tak naprawdę bolesnym przeżyciem.
Drugą osobą, która odegrała ważną rolę w dzieciństwie i całej nieszczęśliwej egzystencji Amedea, była jego matka Eugenia, kobieta o zaskakująco silnym charakterze i temperamencie. To właśnie ona uchroniła rodzinę od całkowitego rozpadu i wydźwignęła z finansowej ruiny. W okresie handlowej klęski, kiedy Flaminio stopniowo coraz rzadziej pojawia się w domu i uczestniczy w życiu swoich dzieci, Eugenia liczy sobie zaledwie trzydzieści lat, a więc nawet jak na dziewiętnastowieczne kanony jest jeszcze w kwiecie wieku. Jednak te same, ogólnie przyjęte, dziewiętnastowieczne normy nie dopuszczają nawet myśli, aby samotna kobieta, wywodząca się z mieszczańskiego stanu, mogła zarabiać na swoje utrzymanie i żyć w poniżeniu, publicznie przyznając się do porażki męża-nieudacznika. Tego rodzaju postępowanie wywoływało podówczas powszechne zgorszenie i stanowiło obrazę moralności każdej szanującej się społeczności. Eugenia będzie musiała stawić czoło tym staroświeckim przekonaniom. W tym niełatwym przedsięwzięciu pomoże jej solidne wykształcenie, wpojony przez rodzinę Garsinów liberalny kosmopolityzm, pewien duch przygody, wcześniejsze, zdobyte jeszcze w domu panieńskim doświadczenie krachów finansowych i w końcu pełne sprzeczności, niekonsekwentne podejście jej ojca do pieniędzy.
Pewnego dnia zanotuje w swoim dzienniku: „Wydaje mi się, że cała moja rodzina charakteryzuje się swoistego rodzaju wstydliwością w rozmowach o pieniądzach i kiedy tylko może, starannie ich unika... Gdy jako mała dziewczynka prosiłam o nową sukienkę czy kapelusz, nigdy nie spotkałam się z kategoryczną odmową typu: to za drogie. Tłumaczono mija na rozmaite sposoby: dziecko w twoim wieku... ojciec nie życzy sobie przyzwyczajać cię do takiego luksusu... zbyt rzuca się w oczy... za jaskrawe...”
Temu dystansowi do pieniędzy jako narzędzia natychmiastowego użytku towarzyszyła abstrakcyjna fascynacja umysłowa finansowymi operacjami. Eugenia, myśląc najprawdopodobniej o ojcu, napisze: „Giełda papierów wartościowych była niczym innym jak intelektualną grą, podobnie jak szachy czy filozoficzne dyskusje”.
Fatalna sytuacja materialna zmusza Eugenię do znalezienia środków na utrzymanie siebie i dzieci. Tym razem nie chodzi już tutaj o intelektualną rozrywkę, ale o przeżycie. W trudnych warunkach dodadzą jej otuchy liworneńscy przyjaciele: Rodolfo Mondolfi, Marco Alatri i poznany w trakcie wakacji katolicki ksiądz Bettini. W 1886 roku, z pomocą siostry Laury, Eugenia otworzy niewielką szkołę przy ulicy delle Ville, dokąd zresztą cała rodzina wkrótce się przeprowadzi. Na początku działalność szkolna będzie ograniczać się prawie wyłącznie do kilku lekcji angielskiego i francuskiego. Należy zaznaczyć, iż w domu Garsinów od zawsze perfekcyjnie posługiwano się tymi dwoma językami. (Kiedy Amedeo wyjedzie do Paryża, ta znakomita znajomość francuskiego okaże się jedną z nielicznych pewnych rzeczy, na które będzie mógł stuprocentowo liczyć, mimo że do ostatniego dnia nie pozbędzie się swojego zabawnego, toskańskiego akcentu. Jego znajomi ochrzcili go mianem: un dróle d’accent. Z czasem szkoła Eugenii zacznie cieszyć się sporym sukcesem i popularnością; zwiększy się także liczba jej uczniów.
Na fotografii z 1897 roku uwieczniona została szesnastoosobowa grupka dzieci w wieku od pięciu do piętnastu lat. Pozują do zdjęcia poprzebierane w rozmaite kostiumy, jakby miały zaraz potem wziąć udział w jakimś przedstawieniu albo karnawałowej zabawie. Wśród nich, w ostatnim szeregu, między dwiema ponurymi, chudymi dziewczynkami znajduje się również uśmiechnięty, trzynastoletni Amedeo w czarnym meloniku.
Kim był Rodolfo Mondolfi, człowiek nad wyraz obecny w życiu Eugenii profesor liceum Guerrazziego, do którego będzie uczęszczał także Amedeo? To właśnie ona pierwsza odpowie nam na to pytanie w swoim dzienniku: „Rodolfo Mondolfi to marzyciel, osoba żyjąca prawie wyłącznie w obszarze książek, gdyby nie szara codzienność, która zmusza go do systematycznej, odpowiedzialnej pracy. Każdego dnia wykłada przez dwanaście albo trzynaście godzin, i mimo to jest zupełnie oderwany od jakiejkolwiek ziemskiej rzeczywistości”. Marzyciel skazany na pełną obowiązków pracę... zupełnie jak Isacco Garsin. To utożsamienie Rodolfa z Isackiem jest czymś więcej jak tylko przypuszczeniem.
Eugenia, nauczycielka o skrytych ambicjach literackich, widzi bowiem w Rodolfie te wszystkie zalety swojego ojca, których na próżno szukała w mężu Flaminiu. Ich przyjaźń o wyraźnie miłosnym tle (nie wiadomo, czy sfinalizowana miłosnym aktem, czy też całkiem platoniczna) jest jedyną chwilą w jej życiu, kiedy na krótko przestaje być zgnębioną troskami matką rodziny i staje się uwodzicielską, lękliwą młodą kobietą. Rodolfo na bardzo długo pozostanie jej najlepszym przyjacielem, intymnym powiernikiem i substytutem męża; prawie każdego wieczoru zagląda do domu na ulicy delle Ville, żeby porozmawiać, przedyskutować szkolne wydarzenia dnia, pobawić się z małym Dedo. Kiedy Amedeo podrośnie, to właśnie on będzie mu pomagał w ćwiczeniach z łaciny. Umberto, starszy o siedem lat od Modiglianiego syn Rodolfa, do tego stopnia zaprzyjaźni się z chłopcem, że Eugenia wkrótce zacznie go nazywać swoim „dodatkowym dzieckiem”. (W trudnym okresie powojennym, poprzedzającym nadejście faszyzmu, Umberto w wieku czterdziestu kilku lat zostanie socjalistycznym burmistrzem miasta Livorno.)
Rodolfo i Umberto byli niezwykle oczytanymi ludźmi. Giovanna, która bardzo dobrze znała Umberta, twierdzi, że „zachowywał się jak literat, a nie polityk”. I wręcz: „Jeśli w Paryżu Modigliani sprawił wrażenie osoby o wszechstronnej kulturze, to zawdzięcza to w dużej mierze niedokształceniu swoich kolegów w dziedzinie literatury klasycznej i przede wszystkim znajomości z Rodolfem i Umbertem Mondolfi”.
W chwili inauguracji szkoła „Garsin” jest skromnym przedsięwzięciem, mającym na celu jedynie podreperowanie mocno kulejących finansów rodziny. Jednak kiedy pierworodny syn Emanuele rozpoczyna z ramienia stronnictwa lewicy znakomitą karierę polityczną, która w niedalekiej przyszłości umożliwi mu poselski mandat, a siostra Laura, od czasu do czasu pisze filozoficzno-społeczne artykuły do gazet, u Eugenii możemy zaobserwować nagły, zdecydowany wzrost ambicji.
Laura Garsin to kobieta nerwowa, afektowana, niezrównoważona psychicznie i skłonna do rozmaicie manifestowanego, łatwego entuzjazmu. Żyje w stanie ciągłego, skrajnego n