16819

Szczegóły
Tytuł 16819
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16819 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16819 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16819 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Antoni S�onimski Kroniki tygodniowe 1932-1935 1932-1935 s�owo wst�pne i przypisy - Rafa� Habielski LT Warszawa 2001 Antoni S�onimski Kroniki tygodniowe 1932-1935 S�owo wst�pne i przypisy: � Opracowanie redakcyjne: Opracowanie graficzne: Indeks osobowy i sk�ad komputerowy: Rafa� Habielski Tomasz Boczy�ski Jacek Brzozowski Marek Jastrz�bski Wydawca dzi�kuje Alinie Kowalczykowej za pomoc przy wydaniu ksi��ki Wydawca dzi�kuje S.W. �Czytelnik" za udost�pnienie komentarzy Antoniego S�onimskiego � Copyright by Towarzystwo Opieki nad Ociemnia�ymi w Laskach � Copyright for this edition LTW Wydawnictwo LTW Adres do korespondencji 01-887 Warszawa ul. �eromskiego 5 m 64 tel./fax. 751-25-18 e-mail: [email protected] http://www.ltw.com.pl ISBN 83-88736-08-6 Druk: KAPM S�OWO WST�PNE W niniejszym tomie Kronik tygodniowych zebrane zosta�y felietony, kt�re Antoni S�onimski og�osi� w �Wiadomo�ciach Literackich" w latach 1932-1935. Mog�oby si� zdawa�, �e daty te wyodr�bniaj� drugi z trzech przygotowywanych do wydania tom�w Kronik w spos�b mechaniczny, to znaczy nie uzasadniony merytorycznie. Owszem, tak mo�e si� zdawa�, ale tylko na pierwszy rzut oka. Te kilka lat ma przecie� sw�j odr�bny klimat, zawiera w sobie par� wydarze� o donios�o�ci, kt�rej nie spos�b kwestionowa�, jest wreszcie wa�nym czasem w intelektualnej biografii autora Kronik. Dla udowodnienia tej tezy wystarczy cho�by rzut oka na dat� pocz�tkow� i ko�cow� tego czterolecia. W 1932 r. z wolna gas�y emocje wywo�ane procesem brzeskim, kt�rego wyrok uprawomocni� si� w jesieni roku przysz�ego. Zamkni�ta zosta�a tym samym rozprawa s�dowa, kt�ra z punktu widzenia S�onimskiego, i nie tylko jego, by�a czym� wi�cej ni� tylko g�o�nym procesem politycznym. Aresztowania brzeskie by�y wydarzeniem, kt�re wp�yn�o na os�abienie wi�z�w ��cz�cych poet� z obozem politycznym rz�dz�cym Polsk� po przewrocie majowym i nie pozosta�o bez wp�ywu na jego przekonania polityczne. Natomiast rok 1935 to wej�cie w �ycie nowej konstytucji, kt�rej charakter sprawi�, �e Polska sta�a si� innym pa�stwem, ni� by�a w momencie, gdy S�onimski zacz�� pisywa� Kroniki, i ca�kiem r�nym ni� w pocz�tkach Dwudziestolecia. To tak�e rok �mierci Marsza�ka Pi�sudskiego, a tym samym pocz�tek przesuwania si� sanacji ku prawej stronie sceny politycznej i operowania retoryk� zarezerwowan� dotychczas dla obozu narodowego. Jest rzecz� oczywist�, �e to, co dzia�o si� na polskiej scenie politycznej oraz w Europie, pami�tajmy, �e w roku 1933 do w�adzy doszed� Hitler, nie mog�o pozostawa� bez wp�ywu na autora Kronik, kt�rego ambicj� i powo�aniem by�o przecie� dawanie �wiadectwa widzialnemu �wiatu. Zmienia�a si� rzeczywisto�� otaczaj�ca S�onimskiego, a wi�c zmianie ulega� musia�y tak�e jego felietony, co nie znaczy jednak, �e Kroniki z pocz�tku lat 30. w niczym nie przypomina�y tych pisanych wcze�niej. Jest w nich ten sam S�onimski, kt�rego czytelnicy �Wiadomo�ci" znali do tej pory. A wi�c S�onimski przekorny i pewny swoich racji, za kt�rymi sta�a II S�OWO WST�PNE pozycja pisma, w kt�rym publikowa�. Jest S�onimski wierny swoim wcze�niejszym przekonaniom, to jest racjonalizmowi, pacyfizmowi oraz ofiarnej gotowo�ci obrony idei pa�stwa liberalnego, czyli takiego, kt�re gwarantuj�c przestrzeganie prawa i poszanowanie wolno�ci, nie narzuca�o obywatelom wzor�w post�powania, ideologii oraz swojej natarczywej obecno�ci tam, gdzie sobie tego nie �yczyli. Nie ulega jednak w�tpliwo�ci, �e Kroniki tygodniowe lat 1932-1935 s� nieco inne ni� te pisane wcze�niej. Przede wszystkim s� bardziej powa�ne. S�onimski coraz cz�ciej rezygnuje z postawy, kt�r� przyj�� w�wczas, gdy zaczyna� by� kronikarzem polskiej rzeczywisto�ci. Z postawy obserwatora, kt�ry ma prawo traktowa� j� lekko, albowiem w niczym nie zagra�a ona temu, co sk�ada si� na jego przekonania. Zmiana tonu i zainteresowa� wydaje si� czym� oczywistym, bior�c pod uwag� ci�ar materii, z kt�r� mierzy� si� felietonista. W latach 30. sanacja stosunk�w w Polsce, kt�rej S�onimski nie by� pocz�tkowo, to znaczy po maju 1926 r., przeciwny, zacz�a przeistacza� si� w proces budowy systemu politycznego zaledwie toleruj�cego opozycj� i nie maj�cego przekonania do warto�ci i praw demokracji. Towarzyszy�o temu wzmacnianie znaczenia pa�stwa, kt�re zacz�o wkracza� na obszary wolne dotychczas od regulacji administracyjnych. W latach 30., w Polsce i niemal ca�ej Europie, dawa�o zna� o sobie s�abni�cie postaw liberalnych, demokracja coraz cz�ciej postrzegana by�a jako synonim s�abo�ci, do g�osu dochodzi� zacz�o my�lenie kategoriami nacjonalistycznymi. S�onimski, b�d�c to tej pory zdeklarowanym przeciwnikiem i krytykiem obozu narodowego, stawa� si� coraz surowszym recenzentem sanacji. Rezultatem by�y bia�e plamy, kt�rymi Kroniki znaczy� cenzor. Praktyka ta nie mia�a jednak wi�kszego wp�ywu ani na tematyk� felieton�w, ani na pogl�dy ich autora. By�oby jednak nadu�yciem twierdzenie, �e w pierwszej po�owie lat 30. Kroniki s� trybun� wyst�pie� oponenta w�adzy. Tak nie jest. Sympatie S�onimskiego dla obozu pi�sudczykowskiego i niekt�rych jego prominentnych osobisto�ci pozostaj�. Dowodem tego s� teksty opublikowane po �mierci Marsza�ka, zar�wno felietony, jak i wiersze, kt�re wesz�y do numeru mu po�wi�conego. Jednocze�nie autorowi Kronik coraz mniej si� podoba polityka pa�stwa. S�onimski nie potrafi� pogodzi� si� z ociepleniem stosunk�w mi�dzy Polsk� a III Rzesz�, zapocz�tkowanym po doj�ciu Hitlera do w�adzy, coraz bardziej przeszkadza�a mu ewolucja ustroju i kszta�t �ycia politycznego. W tym samym roku, w kt�rym podpisany zosta� uk�ad o nieagresji z Niemcami, rozpocz�� dzia�alno�� Ob�z Narodowo-Radykalny, organizacja b�d�ca najpowa�niejszym przejawem przeszczepu faszyzmu na grunt polski. Panuj�ca od jakiego� czasu w Rzymie i Berlinie moda na kolorowe koszule, kt�r� S�onimski wykpiwa� w Kronikach, dotar�a na ulice Warszawy. Tutaj koszule S�OWO WST�PNE III nie by�y co prawda ani czarne, ani brunatne, tylko piaskowe, niemniej jednak ta barwa, pojmowana politycznie, nie przypad�a felietoni�cie do gustu. S�onimski nie by� zwolennikiem post�puj�cej od pocz�tku lat 30. etatyza-cji kultury, nieuniknionego nast�pstwa wzmacniania roli pa�stwa. Nie kry� krytycyzmu wobec Polskiej Akademii Literatury, na po�y urz�dowego tygodnika �Pion" oraz Towarzystwa Krzewienia Kultury Teatralnej, instytucji b�d�cych dowodem tego, �e sprawuj�cy w�adz� nie zamierzaj� ograniczy� swojej aktywno�ci do czystej polityki. Nawiasem m�wi�c, tryb powo�ania Akademii i TKKT, ich obsada i dzia�alno�� by�y jakby stworzone dla pi�ra S�onimskiego. Prosi�y si� o kpin�, bo jak tu nie drwi�, kiedy hierarchi� literack� tworzy�y administracyjne nominacje, pierwsze skrzypce w zarz�dzaniu teatrami pa�stwowymi gra� wiceminister spraw wewn�trznych, natomiast szef Biura Prasowego w Prezydium Rady Ministr�w, a przy tym nie wyr�niaj�cy si� nadmiernymi talentami dziennikarz kierowa� redakcj� tygodnika maj�cego ambicje formowania �ycia kulturalnego. Dla autora Kronik by�o przy tym oczywiste, �e wszystkie te kosztowne i teatralizuj�ce rzeczywisto�� posuni�cia, je�li nie w �adnym, to w ka�dym razie jedynie w nik�ym stopniu przek�ada�y si� na jako�� literatury i teatru. Mo�na powiedzie�, �e S�onimski pozosta� sob�, daj�c wyraz przekonaniom, kt�re uwa�a� za niepodwa�alne, zarazem jednak i on okaza� si� by� mimowoln� ofiar� zmieniaj�cego si� czasu. By� tak samo jak dawniej har-cownikiem skorym do polemiki, nie przebieraj�cym w s�owach, niekiedy aroganckim, napastliwym i nie zawsze obiektywnym, a co gorsza nie we wszystkich wypadkach trafnie oddzielaj�cym to co trwa�e i warto�ciowe od tego co mierne i bez warto�ci. Walczy� gr� s��w i ich wieloznaczno�ci�, ch�tnie zast�puj�c dyskusj�, do kt�rej nie zawsze by� przygotowany, szyderstwem, ufaj�c nie bez racji, �e taki zabieg zapewni mu poklask czytelnik�w. Mo�na przej�� nad tym do porz�dku i uzna� za niezbywalne, zb�jeckie prawo felietonisty, gdyby nie fakt, �e o werdyktach S�onimskiego coraz cz�ciej, na szcz�cie nie zawsze, decydowa�a polityka, kt�ra - co tu du�o m�wi� -nie sprzyja rzetelno�ci s�d�w. Obowi�zki i prawa felietonisty ust�powa�y przed ci�nieniem rzeczywisto�ci, czyli polityki, kt�ra w latach 30. coraz cz�ciej by�a instrumentem s�u��cym do porz�dkowania wszystkiego i wszystkich. Wp�ywa�a zatem r�wnie� na Kroniki, kt�rych autor zdawa� si� ulega� temu, z czym walczy�. Ofiar� jego pi�ra sta� si� Juliusz Kaden-Bandrowski, nie tyle za spraw� warto�ci krytykowanej przez S�onimskiego powie�ci {Mateusz Bigda), ile udzia�u pisarza w tym, co nazwa� mo�na �wczesn� polityk� kulturaln�, oraz jego identyfikacji z obozem w�adzy. Do�� podobnie mia�a si� sprawa z Janem Emilem Skiwskim, krytykiem tak jak Kaden postrzeganym przez S�onimskiego politycznie. Pr�ba deprecjacji jego dorobku krytycznego, a tak�e rozstawianie po k�tach Karola Irzykowskiego, cho� tu mniej sz�o o polityk�, IV S�OWO WST�PNE marSzem Hitlera do skamander, ... , ,., ,, t, , �. noyem-�ele�skim ostro atakowanym bardziej zas o solidarno�� z Tadeuszem �.^ � trafoa p ijmy przez autora Beniammka, nie okaza�a ^ . T kowski a tak�e krytyczne wydania tw�rczo�ci krytyc** skiwsk/ /kt� %raca pa-og�oszon� ca�kiem niedawno puMicys^* amtemJ k;,aborallta, mi�ci tego krytyka od czas�w II wojny * Nje�)e daje sobie ^ skazuj�c� na niebyt to, co pisa� w DWU ndrowsk. & ^.^ ^.^ z up�ywem czasu tw�rczo�� Kaden^. ma ^ g w jej spostponowany w Kromkach za Mc^ ^ jmniej zda. humanistyce, przy czym w tym ostatnim j. ka r je, ocen nie podpowiada�a S�onimskienou P y .^ Pora na podsumowanie, a wi�c pr�b? � ^zpocz mia� si� autor Kronik w ci�gu tych kilku 1 ^ w�adzy, zamkni�tych zas rokiem smierd nk istnia} Rozchodzi� si dro-pojtnowany jako spoista gnipa poetyckaJ ^^^ . Kazimierzem gi z niekt�rymi przyjaci�mi, cho�by L �sanator�w". S�onimski, Wierzy�skim, kt�rym nie przeszkadzaj P ^.^^ ws tkkh swoich niezmiennie ceniony jako poeta, me J1^ le�� mo�na w Kronikach, Co ambicji dramaturgicznych, czego siad? nis _ ^ litycz �le najwa�niejsze jednak -z punktu w.dze^ > ^ & ^ obchodzi� si� z jego nadziejami, projekta ^ ' . _ �e czywisto�� lat 30. by�a wyrokiem na to,^ wSart0�cil liberalnym pok�j, rozbrojenie tolerancja i pa�stwo ^ co za �usZ0. by�y w�wczas has�ami tyle� przebra�^ ^ yart]h sztanda- nymi stukotem podkutych but�w i done3 j v v jj �> r�w. Okaza�o si� jednak, �e nie ca�kiem- Niezale�nych W 1935 r. S�ommsk, zosta� wybranyj ^ r ^ nej do �ycia przez �Wiadomo�ci Liter�c ust�powa� tylko Ju- Akademi. Literatury. Liczb� oddanych na J ^ browsk ^Andrzeja Stru-lianowi Tuwimowi, wyprzedzi� natomiast^ ^ ^ ^ d^ ^ p._ ga. To m�wi�o samo za siebie. Znaczyjg, bez odzLw & jeg0 sa�. A tym samym pewno��, ze ^��J ^ jak on wierz� w wielo�� Rafa� Habielski y y p, J przekonania podzielaj� ci wszyscy, K^ prawd, upatruj�c w tym szansy na ocalen'e Kroniki tygodniowe 1932 117 Nr 1, 3 stycznia Prus jest moim ulubionym pisarzem. Nie bior� udzia�u we wspania�ym Ho�dzie pruskim1, kt�ry tak pi�knie maluje si� na pierwszych stronicach numeru dzisiejszego, bo tu skromnie we w�asnym k�cie postanowi�em uczci� pami�� wielkiego pisarza, po�wi�caj�c sw� �Kronik� tygodniow�" - �Kronikom tygodniowym" Prusa. Koledzy moi m�wi� o jego wielkich dzie�ach, ja pragn� pom�wi� o szarej, cotygodniowej dzia�alno�ci Prusa, o �u�eraniu si�" z g�upot� i z�o�ci� ludzk�, o niezm�czonej s�u�bie spo�ecznej, od kt�rej nie odrywa�y go najwi�ksze wzloty tw�rcze, a kt�r� ten chory na obaw� przestrzeni cz�owiek w czarnych szk�ach porzuci� dopiero odchodz�c w pe�n� obaw przestrze� �mierci. Kroniki, o kt�rych m�wi�, wysz�y zebrane w ksi��ce w r. 1895 . Jest to data mego urodzenia. C� mog� wiedzie� o tych czasach pozornie tak spokojnych? Zakosztowa�em jeszcze tej atmosfery ogr�dk�w, handelk�w winnych, powolnych rozm�w nie przyspieszonych tempem ulicy ani gwa�towno�ci� t�ocz�cych si� my�li, �y�em na pocz�tku swej m�odo�ci w starej Warszawie Prusa, ale trudno mi dzisiaj wyrozumie�, czy ta pogoda rozlana by�a nad naszym miastem, czy te� skojarzenia m�odo�ci tak beztrosko zabarwi�y mi we wspomnieniu ten czas miniony. By� mo�e, epoka ta by� dla ludzi bior�cych czynny udzia� w �yciu r�wnie niespokojna i trudna, raczej jednak by�y lo czasy powolniejsze w rytmie, czasy uczu� i poj�� bardziej ustabilizowali ych. Sam tok narracyjny, styl pisarski �Kronik" Prusa zdradzaj� nam spokojniejszy i �agodniejszy puls tych dni i nocy warszawskich. Na �wiecie tak podwa�onym i rozko�ysanym, w epoce wzgl�dno�ci i niepewno�ci rozci�ga- 1 Numer �Wiadomo�ci Literackich", w kt�rym ukaza� si� ten felieton, po�wi�cony byl tw�rczo�ci Boles�awa Prusa. 2 Boles�aw Prus, Kroniki 1875-1878, Warszawa 1895. 2______________________________1932____________________________ j�cej si� na wszystkie dziedziny �ycia i my�li, dzisiaj wzi�� do r�ki ksi��k� Prusa - znaczy prawie to samo, co ciep�ym latem po�o�y� si� w krzakach malin, zamy�li� si� o dzieci�stwie albo przegl�da� stare fotografie przy lampie naftowej. Nie wiem czemu, ale lektura Prusa ��czy mi si� zawsze z poj�ciem ciep�a i cichej pogody. Mam uparte przekonanie, �e w tamtych czasach by�o znacznie cieplej, �e inny i lepszy smak mia�y serdelki, o kt�rych Prus cz�sto wspomina, a zapach �porcji pieczeni", kt�r� sobie wraz z kufelkiem piwa zafundowa� stary Rzecki, dystansuje wszystkie obecne, realne i namacalne, majonezy od Hirszfelda. Jak�e wtedy �y�o si� wygodnie. Nic si� w�a�ciwie nie dzia�o, i przyjazd jakiego� Peszcze-Kola (�cz�owieka-ryby") albo wyst�p go�cinny w�oskiego �piewaka stanowi�y temat dla dziennikarza na ca�e miesi�ce. A przecie� czytaj�c �Kroniki" Prusa, chwilami doznawa�em zamroczenia, przeciera�em oczy, powraca�em raz jeszcze do przeczytanej stronicy i sprawdza�em dat�. Co par� kartek spotyka�em dobrze znajome i bardzo mi bliskie sprawy. W �Kronice" z dn. 26 kwietnia 1875 r. pisze Prus o stanie rolnictwa, 0 dziesi�tkach maj�tk�w wystawionych na licytacj�. M�wi po prostu o kryzysie i przytacza takie fakty: �M�wi� niekt�rzy, �e herbata zdro�a�a i �e dzi� p�aci si� kop. 50 za to, co przed miesi�cem kosztowa�o 30. I to nas nie dziwi, s�yszeli�my bowiem, �e zniszczono 1530 funt�w �prawdziwej l�dowej kiachty�skiej herbaty�, wyprodukowanej na plantacjach w San Francisco". C� si� zmieni�o? Za naszych czas�w niszczy si� kaw� i zbo�e. Wtedy niszczono herbat�. Gdy Prus m�wi o konieczno�ci tworzenia bibliotek gminnych 1 miejskich, gdy m�wi o potrzebie szk� rzemie�lniczych i wy�szej szko�y politechnicznej, o zwalczaniu gru�licy, o ob�udzie szowinist�w nawo�uj�cych do bicia �yd�w i sprowadzaj�cych do w�asnych fabryk Niemc�w, gdy nawo�uje do stworzenia domu noclegowego, bibliotek szpitalnych, gdy wyszydza sk�onno�� do blichtru i fa�szywej elegancji, gdy walczy o prawa kobiet -wszystko to w�a�ciwie mo�na by przedrukowa� prawie bez zmian dzisiaj, w kilkadziesi�t lat p�niej. A jednak nie by�y takie ciche i pogodne te noce warszawskie. Czas jak na starych freskach wytworzy� glazur� �agodn� i przejrzyst�, ale wystarcza popatrze� d�u�ej, aby rozpozna� znane nam ciemne i smutne malowid�o. Oto Prus m�wi, �e le�a� gdzie� stos belek czy desek: �idziesz tam, lecz stos znik�, rozebrali go. A deszcz tymczasem pada, wlaz� ci ju� za ko�nierz, zamoczy� plecy, a nawet i po nogach ciec zaczyna... O gdyby� m�g� znale�� jaki dom nowo buduj�cy si� z jego wilgoci�, brakiem drzwi i okien, jak�e by� ch�tnie zakwaterowa� si� cho�by do piwnicy... Ile� to ju� takich nocy przespa�a Warszawa...". A w innym miejscu m�wi o swym kochanym mie�cie: �O ty, miasto �lepe i g�uche, o ty, szczurze, kt�remu kadzid�o pochwa� do reszty zam�ci�o w g�owie". Nazwanie Warszawy �szczurem" mia�o prawdopodobnie jakie� g��bsze usprawiedliwienie. Trudno dzisiaj zrozumie� to por�wnanie, jak r�wnie� nie bardzo wiemy, kto wtedy i dlaczego kadzi� szczurom. _______________________________1932___________________________3_ M�wi si� teraz o wykadzeniu szczur�w przy pomocy gaz�w truj�cych, ale Prus na szcz�cie nie zna� s�owa �iperyt" (a mo�e chodzi tu o szczura z bajki Krasickiego?). Czy wszystko, o co walczy� Prus, zosta�o zrealizowane, czy obraz Warszawy zmieni� si� przez jego prac� na korzy��? Jaki� cz�owiek o ponurym spojrzeniu m�g�by nam powiedzie�, �e od czas�w Prusa na �wiecie si� pogorszy�o i �e nasze starania o popraw� �ycia s� czcz� walk� z mechanicznymi wiatrakami, kt�re przez nas stworzone, g�odz� nas dzisiaj i ch�odz�. Nie, to nieprawda. Bez spo�ecznej pracy pisarzy nie by�oby na �wiecie lepiej, ale gorzej. To, �e wiatr zrywa nam dachy nad g�ow�, nie znaczy wcale, aby nie mia� racji ten, kt�ry chcia�, aby�my nie �yli w brudzie i zaduchu. Prus jest nam bli�szy dzisiaj i dro�szy od pi�knoduch�w bajdurz�cych o t�czowych Polskach. Wi�kszy by� pisz�c o potrzebie kanalizacji w bia�ych dworkach z kolumienkami, ni� ci, kt�rzy z tych dwork�w robili �wi�to�� narodow�. By�a w tym pisarzu jaka� �arliwa troska o cz�owieka przysz�o�ci, by� jednym z wielkich wychowawc�w, m�drym i cierpliwym profesorem, i nie jego to wina, �e mia� gnu�nych i leniwych uczni�w. Czy� mo�emy widzie�, kt�re ze s��w jego przerodzi�y si� w ceg�� i budulec, kt�re zosta�y w �yciu, a kt�re rozja�ni�y tylko na chwil� serca czytelnik�w? S�owa rozrastaj� si� albo martwiej�. Jak zabawnie jest spotka� w tych starych �Kronikach" jaki� wyraz, epitet, nazw� nic prawie nie znacz�c� dla Prusa, a dzi� zamykaj�c� ca�y ogrom zjawisk, kt�re dopiero przyj�� mia�y. Zamy�li�em si� nad jednym takim niewinnym zdaniem o modach damskich: �D�ugi ogon wprawdzie dla znaj�cych teori� komentator�w nieszcz�snego Darwina mo�e by� symbolem post�pu i radykalizmu, dzi� jednak wydaje si� anachronizmem, cho�by dlatego �e cesarsko-niemieckie demokratki i komunistki nie za pomoc� ogon�w, ale za pomoc� czerwonych krawat�w wyr�niaj� si� od niepost�powych kobiet". O tym zdaniu mo�na by nie manier� Prusa, ale Prousta napisa� ca�y tom. Czas jest tu przy�apany na jakim� zakr�cie perspektywicznym. Pisz�c s�owo �komunistki", Prus czu� niewinny i sielankowy smak tych paru liter. Czy� m�g� przewidzie�, �e ten wyraz rozsadzi mu ca�� stron� drobnego pe-lilu? A czy dzisiaj znamy moc i zasi�g s��w, embrion�w, z kt�rych budujemy nasze ksi��ki i �ycie ca�e? Kt� wie, co wyro�nie z tych liter, z tych trzydziestu paru znak�w na klawiaturze maszyny? Pisarze umieraj� i zmartwychpo-wst�j� nie raz jeden. Wracaj� jak s�owa o zmienionym cz�sto brzmieniu, mimo to przecie� przekazywanie pokoleniom wie�ci o ludziach, kt�rzy ode-s/li, a kt�rzy byli nam bliscy, ma swoj� m�dro��. I lalo! Czy s�yszycie? Powt�rzcie znowu za lat pi��dziesi�t, �e by� taki pisarz Prus, kt�rego�my czcili i podziwiali. Jeste�my pewni, �e przeczytacie jego ksii(�ki z zadowoleniem. Nie by�o w tych ksi��kach k�amstwa. By�o du�o serca i prawdy. Tu m�wi rok 1932. Halo?! Rozmowa sko�czona? Sko�czona. Prosz� si� roz��czy�. 4______________________________1932____________________________ W 1972 roku z okazji sze��dziesi�ciolecia �mierci Prusa m�wi�em o nim w polskiej telewizji. Cytuj�c powy�szy felieton, po s�owach: ,, Prosz� si� roz��czy�", doda�em: �A ja si� nie roz��czy�em! I oto dobry los po latach czterdziestu s�owa mojej m�odzie�czej czci dla Boles�awa Prusa pozwoli� mi przekaza� warn osobi�cie". 1932 118 Nr 2,10 stycznia Min�� ju� na szcz�cie �wi�teczny okres sk�adania podarunk�w. Podarki naszych czas�w nie s� trwa�e. Radio tegoroczne za trzy lata b�dzie antycznym gratem, bo technika idzie szybko naprz�d. Podarki nie zwi�zane z ludzk� wynalazczo�ci� tak�e nie maj� trwa�o�ci w naszych czasach. Jeste�my zbyt ubodzy na sk�adanie dar�w solidnych. A przecie� by�a epoka powa�nej zamo�no�ci i pozostawi�a swe niezniszczalne �lady w ka�dym niemal mieszcza�skim domu. Z ko�cem ubieg�ego stulecia ludzie mieli du�o pieni�dzy i mieli t� fataln� si��, kt�ra pozwala�a okropne gusty secesji utrwala� w br�zach, platerach i marmurach. Par� dni temu by�em w takim ponurym domu, jakich jest zreszt� tysi�ce w ka�dym mie�cie europejskim. Czekaj�c p� godziny w pewnym bur�uazyjnym salonie, zwiedzi�em to ma�e muzeum osobliwo�ci. Na kominku, oczywi�cie fa�szywym, bo w domu jest centralne ogrzewanie, sta�a statuetka z br�zu, przedstawiaj�ca rybaka ci�gn�cego sieci. W sieci te schwytany by� zegar r�wnie� br�zowy, a na zegarze siedzia� amorek z w�dk�. Breto�ski rybak z br�zu wszystko to wy�owi� z morza. Rze�ba ta wprawi�a mnie w g��boka filozoficzn� zadum�. Znacznie prostsza, a nie mniej efektowna by�a platerowana popielniczka i zarazem ka�amarz stoj�cy na biurku. By�a tam tylko dziewoja pochylona nad ka�u��. Na brze�ku tej ka�u�y siedzia�a �aba, w kt�rej g�owie by� oczywi�cie wlot ka�amarza. Na baczniejsz� jednak uwag� zas�ugiwa�o odbicie twarzy dziewoi pochylonej nad wod�. Odbicie to by�o wypuk�� p�askorze�b�. By� mo�e, by�a to po prostu twarz jakiego� topielca i mo�liwe, �e autor tej kompozycji, przyci�ni�ty do muru, tak by si� w�a�nie t�umaczy�. Mam jednak wyra�ne podejrzenie, �e chodzi�o mu o wyrze�bienie odbicia w wodzie. Z innych drobiazg�w, rozrzuconych po stolikach, szafach i eta�erkach zainteresowa� mnie na chwil� niewielki model bazyliki �w. Piotra z termometrem wyrastaj�cym z kopu�y. Nie wiem dok�adnie, kt�ra z sal biblioteki watyka�skiej zapad�a si� par� dni temu, ale pami�tam jedn� tak� sal� z darami ofiarowanymi papie�owi w ostatnim �wier�wieczu. Je�eli ta sala uleg�a zniszczeniu, mo�emy si� zbytnio nie martwi�. Nie wiem na pewno, na czym polega brzydota tych secesyjnych wyro-Imw, ale s�dz�, �e przede wszystkim na braku prostoty. Mo�emy przecie� u \ m;i!',a� od ka�amarza, �eby nie udawa� �aby. Przedmiot, jak cz�owiek, mo-/c mie� swoj� szlachetn� lini� i swoj� rasowo��. S� przecie� pi�kne stare iiK'bk' i s;| nowe graty. To poczucie harmonii bardzo �ci�le zwi�zane jest z brakiem lals/.u. Drzewo nie mo�e udawa� marmuru. Architektura wsp�czesna br/ydzi si� takim udawaniem, i nie przyjdzie dzi� nikomu na my�l namalowa� sztuczne okna na fasadzie domu. Jest taki ponury budyneczek na rogu Wareckiej. Ka�amarze, udaj�ce �aby i odwrotnie, spotyka si� nie tylko w dzie- 1932 dzinie plastyki. Te secesyjne graty za�miecaj� nasze �ycie w najrozmaitszych dziedzinach. S� przecie� � i znamy ich osobi�cie - ludzie-�aby i ludzie-spluwaczki, udrapowani w kokieteryjne ozdoby. Co do mnie, zawsze wol� zwyczajn� fajansow� spluwaczk� od spluwaczki udaj�cej �ab� z lili� w pyszczku". Je�eli ju� mowa o fa�szach i udawaniach, trudno nie wspomnie� protestu mi�dzynarodowej organizacji PEN-Club�w w sprawie zn�cania si� nad wi�niami politycznymi. Protest ten podpisali najwybitniejsi pisarze wszystkich kraj�w, a Polsk� reprezentuj� tam dwa nazwiska: Goetla i Kaden-Bandrowskiego. Nie, to nie omy�ka. Kaden podpisa� protest przeciw zn�caniu si� nad wi�niami, kt�rzy �z powodu tak swych politycznych, jak i religijnych przekona� dostali si� do wi�zienia". Jak to, wi�c Kaden odm�wi� podpisania protestu w sprawie Brze�cia, a teraz protestuje?3 Czy zastanowi� si�, bior�c pi�ro do r�ki i maczaj�c je w ka�amarzu, co wart jest jego podpis, i jakie ma moralne prawo protestowa� przeciw wszystkim narodom, on, kt�ry u siebie i w czasie walki odm�wi� podpisu? Nie, naprawd� wol� zwyczajnego stupajk� od takiego secesyjnego bibelotu. Kaden, k�ad�c sw�j podpis, chce si� drapowa� w tog� bojownika humanitaryzmu, a jednocze�nie wspomaga ludzi, kt�rzy te prze�ladowania nie tylko stosuj�, ale broni� ich z trybuny sejmowej. M�g� si� przecie� zdoby� Kaden na ten gest i nie podpisa� protestu. By�aby to brzydota bez fa�szu i meskinerii, znacznie �atwiejsza do zniesienia. Autor Aciak�w czy Bebeciak�w z ca�� barokowo�ci� swego stylu i charakteru ust�puje secesyjnym ozdobom mieszcza�skich salon�w pod jednym wzgl�dem4. Jest mniej trwa�y. Je�eli nie mamy zaufania do ludzi, kt�rzy si� nie potrafi� u�miecha�, jeszcze mniej ufno�ci budz� we mnie ludzie m�wi�cy nie swoim g�osem. Czasem b�dzie to wr�g faszyzmu, ale obro�ca metod brzeskich, a czasem meandrysta5, kt�ry z umi�owania rasy anglosaskiej kaleczy w druku s�owa angielskie i s�u�y biskupom. S� takie cacka, kt�re mia�oby si� ochot� t�uc, �eby zobaczy�, co jest w �rodku. Czy szanowny pan jest w�a�ciwie popielniczk� czy rybakiem breto�skim? Tak sobie smutnie rozmy�la�em o Kadenie w pewnym salonie bur�uazyjnym, bardzo pretensjonalnie urz�dzonym, ale zimnym i ma�o przewietrzonym. a Dawne wybrzydzanie si� na �secesj�" i obecna na ten okres plastyki moda s� jeszcze jednym przyk�adem rotacji, powrotu kaprys�w nie tylko w strojach damskich, lecz i w sztukach pi�knych. Ale nie wszystko wraca, 3 Na temat protest�w wywo�anych aresztowaniami brzeskimi: por. Antoni S�o-nimski, Kroniki tygodniowe 1927-1931, Warszawa 2001, s. 265 i nast. 4 Aciaki i Bebeciaki, kalambur utworzony z tytu�u opowiadania Juliusza Kaden-Bandrowskiego {Aciacki z 1 a) oraz skr�tu BB, kt�rym okre�lano Bezpartyjny Blok Wsp�pracy z Rz�dem. 5 Aluzja do Adolfa Nowaczy�skiego, kt�ry w 1911 r. opublikowa� tom poezji Meandry. 1932 7 a czasem to, co wraca, jest tylko kaprysem kr�tkotrwa�ym. Trzeba stuleci, aby wrz�ce, p�ynne, wci�� zmienne formy zastyg�y w warto�ci ustalone. Na jak d�ugo? I czy przez te hieratyczne utrwalenie si� w dziejach kultury nie staj� si� nam coraz bardziej oboj�tne? Nie ma dzie� wiecznych. Niestety, postawa dwu pisarzy, o kt�rych w tym samym tek�cie mowa, jest dowodem, �e s� cechy ludzkie trwalsze od dzie� sztuki. Najtrwalsze: cynizm i ob�uda. 1932 119 Nr 3,17 stycznia Zwi�zek Zawodowy Literat�w Polskich rozpocz�� cykl wieczor�w dyskusyjnych. Pierwszym zaproszonym prelegentem by� b. minister skarbu, Ignacy Matuszewski. Poszed�em tia to zebranie dyskusyjne z ciekawo�ci�, bo jak�e, jeden z czo�owych przedstawicieli obozu rz�dz�cego przychodzi do literat�w, aby z nimi dyskutowa�! Pan Matuszewski nie jest literatem, nawet wprost przeciwnie -jest redaktorem �Gazety Polskiej". Wydawa� by si� mog�o, �e rz�d, kt�ry tak ma�o zwraca uwagi na literatur� i �kultur�", nawet t� do��czon� do �Expressu"6, wys�a� swego przedstawiciela, aby usprawiedliwi� si� przed literatami, aby wys�ucha� zarzut�w i odpowiedzie� na nie. Nic podobnego. Pan Matuszewski wyg�osi� zr�cznie napisany szkic literacki, do�� mglisty i bezpodstawny: sam zreszt� tak okre�li� swe wyst�pienie. Tre�ci� referatu nie by�o usprawiedliwienie si� rz�du, lecz oskar�enie wsp�czesnej literatury, kt�ra jakoby nie nad��a za wartko p�yn�cymi zagadnieniami gospodarczymi, kt�ra g�ucha podobno jest na zagadnienia pa�stwowe i nie daje odbicia naszej rzeczywisto�ci. Wywody p. Matuszewskiego sta�y na poziomie kulturalnym, a spos�b wypowiedzenia by� nawet wr�cz ujmuj�cy, bilans jednak my�lowy tego wyst�pienia jest tak ujemny, �e nie mo�na pozostawi� go bez sceptycznego u�miechu i krytycznego o�wietlenia. Pocz�tkowo mia�em zamiar zabra� g�os w dyskusji. Ale ta forma polemiki nie wydaje mi si� do�� precyzyjna. Spraw� pisarza jest przecie� odnajdywanie najtrafniejszych s��w dla okre�lenia swych my�li. Nie by�o dostatecznych powod�w, aby atakowa� wyst�pienie p. Matuszewskiego w spos�b przypadkowy i chaotyczny. Poza tym trudno by by�o usun�� w tej dyskusji sprawy polityczne, a czaruj�cy prezes Zwi�zku Literat�w, p. Zofia Na�kow-ska, by�aby w trudnej sytuacji, gdyby pod adresem zaproszonego go�cia skierowano pytania ostre i k�opotliwe. Pierwsze takie pytanie narzuca�o si� ju� na wst�pie przem�wienia, kiedy to p. Matuszewski m�wi� o szkodliwo�ci tradycji kastowych w Polsce, o tej szlachetczy�nie, kt�ra jest zaprzeczeniem demokracji. S�owa te do�� dziwnie brzmia�y w ustach przedstawiciela kasty rz�dz�cej. Redaktor �Gazety Polskiej" zna chyba dialektyk� swego organu i wie, jak si� tam wydaje patenty na prawo wszelkiej walki o popraw� i co si� tam m�wi o demokracji. Kto nie by� w legionach, ten tego patentu nie dostanie. Osobi�cie ju� par� razy s�ysza�em to bardzo g��bokie uj�cie sprawy: �Pan tu nie ma prawa nic gada�, bo gdzie pan by�, gdy�my krew przelewali?". Monopol na �morale" maj� tylko cz�onkowie kasty wojskowej, a chyba przyzna mi p. Matuszewski, �e to tak�e jest kastowo�� i to do�� ciasna. Czynniki decyduj�ce w wyborze ludzi rz�dz�cych kieruj� si� t� sam� kastowo�ci�. Talent czy zdolno�ci odgrywaj� tu 6 Chodzi o wydawany w Warszawie sensacyjny dziennik �Express Poranny". _____________________________1932________________________9 rol� drugorz�dn�, a czasem s� wr�cz nienawistne dla w�adcy, kt�ry nie znosi ani sprzeciwu, ani obcej indywidualno�ci. To ju� mo�e nie szlachetczyzna, ale ekonomska pa�szczyzna. Pan Matuszewski da� nam do zrozumienia, �e w literaturze panuje martwota, a w pracach pa�stwa i walkach gospodarczych rozgrywa si� napi�ta walka i ci�g�y, niestrudzony wysi�ek intelektualny. Gdzie to tak jest? By� mo�e, w Rosji. Ale u nas, w Europie? Kt� odpowiada za ten chaos gospodarczy, za ten ob��d zbroje� i za to bezmy�lne kr�tactwo polityczne, jakie rz�dzi dzi� �wiatem? Nie literatura, ale w�a�nie panowie politycy, kt�rzy sp�tani w ciasnym kr�gu swych karier i swych odpowiedzialno�ci, niczego si� nie nauczyli od wojny europejskiej, mimo �e w�a�nie literatura uczy ich ci�gle. Polska odgrywa tu rol� niewielk�, i w czasie - gdy bankrutuj� wielkie banki i wielkie zwi�zane z nimi firmy - ma�y klerykalny sklepik spo�ywczy mo�e w n�dzy d�ugo jeszcze prosperowa�. Literatura polska mo�e dlatego dzisiejszej rzeczywisto�ci pa�stwowej nie odzwierciedla, bo ta rzeczywisto�� polska nie ma znaczenia. Wielkie rozgrywki odbywaj� si� poza nami. To my, literaci, mo�emy zarzuci� politykom Europy brak talentu. Tragizm naszej epoki polega przecie� w�a�nie na tym, �e wiemy, co jest z�e, i wiemy, co trzeba robi�, aby by�o lepiej, ale rz�dy pa�stw europejskich robi� wszystko, aby by�o gorzej. Literatura nie tylko w czasach zabor�w i walk o takie czy inne wolno�ci by�a sztandarem polityki. Ten sztandar powiewa i dzisiaj nad �wiatem. S�owa pisarzy, kt�re kiedy�, jak to si� zwykle dzieje, b�d� obowi�zuj�ce w ka�dej mowie parlamentarnej czy bankietowej, dzi� s� tylko niewygodnymi �mrzonkami". Bior�c te rzeczy szerzej, bo tylko tak je bra� mo�na, �atwo mo�emy przedstawi� obraz wr�cz przeciwny do tego, kt�ry nam chcia� odmalowa� p. Matuszewski. W dzie�ach wielkich pisarzy anglosaskich odnajdziemy wi�cej trze�wo�ci, logiki i zdolno�ci samodzielnego my�lenia, ni� w g�owach wszystkich polityk�w znacznie na pewno wybitniejszych od tych, kt�rzy rz�dzili i rz�dz� w Polsce. Mn�stwo zagadnie�, rozwi�zanych przez Russella czy Wellsa, nie dochodzi nawet do wiadomo�ci karierowicz�w lub demagog�w, kt�rzy panuj� w Europie. Mo�e p. Matuszewski odpowie mi na to, �e to jest publicystyka, a nie literatura, ale ja tej granicy nie widz�. Shaw powiedzia� kiedy�, �e nie napisa� ani jednego s�owa, kt�re by nie by�o dziennikarstwem, i �e jest z tego dumny. Kto wie, mo�e my, pisarze, my�limy dzisiaj trze�wiej od pan�w polityk�w? S�uchaj�c bardzo literackich i wykwintnych stylistycznie wywod�w p. ministra skarbu, trudno by�o o tym nie pomy�le�. Gdyby p. Matuszewski przyszed� do nas, aby trze�wo pom�wi� z nami o naszej rzeczywisto�ci, mogliby�my porozmawia� wtedy powa�nie o sprawach kultury, o bud�ecie wojennym, kt�ry d�awi wszystko, co jest �yciem i rozwojem jednostki, o katastrofalnym stanie szkolnictwa, o tych siedmiuset tysi�cach dzieci nie obj�tych w roku zesz�ym nauczaniem, o tym, �e tych dzieci /.a par� lat b�dzie p�tora miliona, o tym, �e trzeba w najbli�szych latach wy- 10 1932 budowa� pi��dziesi�t tysi�cy izb szkolnych i stworzy� par� tysi�cy nowych etat�w nauczycielskich, o tym, �e s� pieni�dze na budow� parweniuszow-skich gmach�w dla ministerstwa o�wiaty, ale nie ma na rozszerzenie uniwersytetu, o tym obozie wojskowym, kt�ry robi si� z wyn�dznia�ej Polski, a wreszcie o metodach, kt�re d�prawuj� spo�ecze�stwo, a nawet o roli wychowawczej pisma p. redaktora Matuszewskiego. By�oby o czym pom�wi�. C�, kiedy ta dyskusja by�aby podobna do rozmowy Shawa z pewnym przedsi�biorc� filmowym. �Nigdy si� nie dogadamy - powiedzia� Shaw - bo pan ci�gle my�li o sztuce, aja o pieni�dzach". C� zrobi�, p. Matuszewski jest wi�kszym od nas lirykiem, i mia�o si� chwilami wra�enie, �e ma po prostu �al za to, �e poeci nie pisz� sonet�w, a raczej elegii, o dzia�alno�ci gospodarczej rz�du. Dyskusja, kt�ra wywi�za�a si� po przem�wieniu, mia�a ju� cechy u�wi�cone przez tradycj�. Wszystko odby�o si� w nale�ytym porz�dku. Na ka�dym zebraniu musi by� paru takich m�wc�w, kt�rzy nie maj� nic do powiedzenia. To bratnie dusze tych, co wypisuj� swe nazwiska na �cianach w ubikacjach albo wycinaj� no�em na �awkach w �azienkach. Wieczny jest typ Dobczinskiego z Rewizora, kt�ry chce, aby wiedziano o nim przynajmniej to, �e istnieje. Je�li p. Matuszewski tak biada, �e sztuka nie nad��a za �yciem i tworz�cym si� pa�stwem, niech idzie na film U�ani, ulani, �ydzi malowani...'. A mo�e ju� by�, bo przecie� sfery oficjalne i ca�y rz�d, nie wy��czaj�c premiera, zaszczycili t� premier�. W tym obrazie odbija si� nie sfa�szowana rzeczywisto�� polska. Rzecz dzieje si� w koszarach, jest tam sporo picia w�dki i troch� bandytyzmu na weso�o. Wy�wietlaj� teraz jednocze�nie trzy polskie filmy. Jeden jest o koszarach, drugi o policji, a trzeci po prostu nazywa si� Chan�'. W tych trzech filmach jest jaka� ni� wsp�lna, wprawdzie swej do�� pos�pna. Film Goetla i Wieniawy dzieje si� w ma�ym miasteczku: w �Grajdo�ku". I s�usznie. Nie wyobra�am sobie, aby w barbarzy�skich Niemczech jaki� Tomasz Mann do sp�ki z Mackensenem wypu�cili z huczn� reklam� p�ask� fars� koszarow�. Tak jest, �yjemy w Grajdo�ku, i nie mo�na si� dziwi�, �e rzeczywisto�� koszarowa w powa�nej sztuce nie znajduje wyrazu, a je�eli znajduje, to w formie negatywnej. Zainteresowania nasze musz� by� zwi�zane z rzeczywisto�ci� europejsk�, i o t� przynale�no�� do Zachodu, mimo tragizmu jego sytuacji, walczymy w miar� naszych zdolno�ci. Nie chcemy �y� na peryferiach, ale musimy i pragniemy uczestniczy� w ci�kich zmaganiach si� prawdziwego �wiata. Prelegent powiedzia�, �e nie wie, przeciw czemu ja protestuj�. Nie tylko przeciw Brze�ciowi. Walcz� te� o to, aby na afiszu tej tragikomedii, w kt�rej bierzemy udzia�, nie musia�o by� napisane: �Rzecz dzieje si� w Grajdo�ku'"1. 7 Film nosi� tytu� U�ani, u�ani, ch�opcy malowani, re�. Marian Krawicz, wedle scenariusza Ferdynanda Goetla i Boles�awa Wieniawy-D�ugoszowskiego; tytu� filmu, kt�ry podaje S�onimski, m�g� by� aluzj� do pochodzenia Ignacego Matuszewskiego. Cham, re�. Jan Nowina-Przybylski, wg powie�ci Elizy Orzeszkowej (1931). 1932 11 ;l Por�wnaj z �Kronik� tygodniow�" z dnia 10 stycznia 1932 roku, gdzie mowa o rotacji w sztuce i niezmiennych cechach natury ludzkiej, a jak si� okazuje, r�wnie� ustroj�w, co �widzimy na za��czonym obrazku". Przebieg dyskusji te� przypomina do�� �ywo, a raczej do�� martwo dzisiejsze zebrania dyskusyjne w ZLP. 12 1932 120 Nr 5, 31 stycznia Bilans sprawy Brze�cia przedstawia si� do�� ponuro, ale przyzna� trzeba, �e ta ponuro�� cieniem swoim przykrywa nie tylko namioty �o�nierskie obozu rz�dz�cego. Czerwony sztandar socjalizmu straci� czysto�� barwy, �ciemni� si� �a�obnym biskupim fioletem, zszarza� w ci�g�ych politycznych pochodach z najmniej odpowiednimi sprzymierze�cami. Walka polityczna nie wysz�a na zdrowie pracy socjalist�w polskich. Wielki czas przypomnie�, �e poza spraw� Brze�cia jest jeszcze sporo innych spraw mniej rozreklamowanych, mniej efektownych, trudniejszych i wcale nie mniej powa�nych. Jest jaka� rosn�ca niewsp�mierno�� mi�dzy walk� stronnictw opozycyjnych z rz�dem a pozytywn� dzia�alno�ci� partii post�powych. �ywy tego przyk�ad mamy w �burzy nad Krakowem", a raczej - m�wmy szczerze - w �burzy nad Azj�"9, jaka wybuch�a wok� pi�knej i wspania�ej postaci ambasadora Europy w Polsce, Boya-�ele�skiego. Gromadka szaman�w i Szymon�w, kacyk�w i kucyk�w politycznych stan�a murem i do tego murem chi�skim przeciw cz�owiekowi, kt�ry sam wi�cej robi dla zdrowia i moralno�ci narodu ni� ca�a prasa rz�dowa i opozycyjna razem. Szacherki polityczne doprowadzi�y do tego, �e socjalistyczny �Naprz�d" cofa si� wstecz o par�set lat, aby si� spotka� na rogu �redniowiecza ze swoim klerykalnym sprzymierze�cem. Ksi�dz Pana� staje si� �bia�ym panschem" czerwonego rycerza socjalizmu. Pan Haecker o�mieli� si� napisa�, �e �p. Boy-�ele�skiego martwi� wy��cznie ma�e niedole po�ycia ma��e�skiego". Zwracam uwag� na s�owo �wy��cznie" . Oto jak dla pisma socjalistycznego wygl�da walka o kontrol� przyrostu ludno�ci, o now� ustaw� ma��e�sk�, o niekaralno�� przerywania ci��y i wszystkie te has�a, wok� kt�rych grupuj� si� w Europie ludzie post�powi. Jak g��boko zdeprawowa� psychologi� polskiego socjalisty ten sojusz klerykalny i zacietrzewienie walki politycznej, maluje dosadnie taki okrzyk p. Haeckera: �Niechaj�e zrozumie p. Boy, �e do �adnej sprawy nie da si� rozp�omieni� p�-duszy. A jak�e do tej sprawy zapali� ca�� dusz�, skoro zza puklerza or�downika reformy ma��e�skiej wychyla si� ohydne oblicze zmory brzeskiej? Niechaj�e p. Boy zrozumie, co jego spraw� kompromituje w oczach uczciwych ludzi". Co? Zdrowa porcyjka ob��du! Wydawa� by si� mog�o, �e Boy jest p�k. Kostkiem-Biernackim, dawnym wsp�pracownikiem �Naprz�d", kt�remu socjali�ci odmawiaj� teraz prawa g�osu, aby swoj� osob� nie kompromitowa� s�usznej sprawy. Dlaczeg� to zza puklerza Boya wychyla si� ohydne oblicze sprawy brzeskiej? Boy zg�osi� sw�j protest przeciw Brze�ciowi, nic go nigdy nie ��czy�o zar�wno z p. Dziadoszem, jak z p. Ha- Burza nad Azj� to tytu� g�o�nego w swoim czasie radzieckiego filmu w re�yserii Wsiewo�oda Pudowkina (1928). 10 Emil Haecker, Wspomnienia Boya, �Naprz�d", 1932, nr 20. 1932 13 eckcrem, i wymaga� od niego, aby zawiesi� na czerwonym ko�ku ca�� sw� m�dr� i owocn� dzia�alno�� tylko dlatego, �e irytuje ona klerykalnych sprzymierze�c�w �Naprzodu", to nic innego jak pomieszanie zmys��w. Pr�cz walk politycznych i szacherek partyjnych, pr�cz tych wstr�tnych i g�upich metod, przeciw kt�rym z okazji Brze�cia zak�adali�my gor�cy protest, jest jeszcze �ycie trzydziestu milion�w ludzi. Poza sejmem i redakcjami pism jest jeszcze czarne jezioro niedoli ludzkiej, w kt�re Boy nie l�ka si� zej�� uzbrojony nie tylko czuj�cym sercem, ale i rozumem. Socjalizm polski by� kiedy� parti� elity. Dzi� jest to stronnictwo obejmuj�ce szersze sfery. Coraz mniej tam element�w inteligenckich, mieszcza�stwo �ydowskie odesz�o do swoich szowinistycznych �Naszych Przegl�d�w", m�odzie� sk�ania si� do komunizmu. Pozosta�y przecie� setki tysi�cy g�os�w robotniczych. Ale ten g�os robotnika nie ogranicza si� do kartki wyborczej: wystarczy si� nieco nachyli�, aby us�ysze� te g�osy, a szum, jaki dojdzie do naszych uszu, niewiele ma wsp�lnego z szelestem kartek wyborczych rzucanych do urn. W tych g�osach jest i piskliwy p�acz nie dokarmionych dzieci, j�k kobiet rodz�cych na bar�ogach, ochryp�y wrzask pijacki i gro�ny pomruk gniewu. Jaka jest dzia�alno�� spo�eczna partii socjalistycznej? Co ludziom tym partia przynosi w zamian za mandaty poselskie? Rola wychowawcza nie da si� zamkn�� w ja�owej demagogii �Robotnika". Par� lysi�cy egzemplarzy �le redagowanego pisma to niewiele. Nie chc� by� niesprawiedliwy, jest jeszcze Towarzystwo Uniwersytet�w Robotniczych , s� nazwiska, kt�re wymawiamy z szacunkiem. Ale jak�e to wszystko s�abo i ubogo wygl�da. C� robi partia, aby pozyska� dla swych cel�w inteligenta polskiego, aby wzmocni� sw�j front przeciw ciemnocie klerykalnej? Gdzie s� te czasy, kiedy Ignacy Daszy�ski odczytywa� w parlamencie austriackim Nie-mojewskiego? Dzi� mia�by w t� spraw� �Whlond"12 arcybiskup Teodoro-wicz. Dosz�o do tego, �e ca�a prasa polska jest ultraklerykalna. W Krakowie wychodz� teraz cztery pisma klerykalne, nie licz�c �Naprzodu". W ka�dej redakcji siedz� za�arte antykleryka�y i paru �ydk�w, ale nie ma pisma, kt�re by si� odwa�y�o na zdecydowane stanowisko wobec zagadnie� obyczajowych i seksualnych, maj�cych tak donios�y wp�yw na �ycie id�cych pokole�. Jeste�my zduszeni mi�dzy tymi dwoma murami chi�skimi. Z jednej strony ministerstwo o�wiecenia z ksi�dzem �ongo��owiczem, z drugiej strony departament ciemnoty z ksi�dzem Panasiem. Ten kurs klerykalny zaczyna dawa� si� we znaki nawet w literaturze i teatrze. Jak�e smutn� ilustracj� tego stanu rzeczy jest egzemplarz sztuki p. Ewy Szelburg-Zarembiny, ca�y pokre�lony czerwonym o��wkiem cenzora. Sztuka " Towarzystwo Uniwersytetu Robotniczego (TUR), organizacja kulturalno-o�wiatowa za�o�ona w 1921 r. z inicjatywy PPS, prowadz�ca akcj� edukacyjn� w �rodowiskach robotniczych. 12 Whlond, czyli kardyna� August Hlond, prymas Polski. 14 1932 ta mia�a by� wystawiona w �Ateneum". Mam ten egzemplarz przed sob�, przerzucam kartki tego szlachetnego w tendencji i bardzo zreszt� chrze�cija�skiego dramatu, i wiele razy zaczerwieni si� na stronicy o��wek cenzora, ja sam si� r�wnie� czerwieni�, nie wiedz�c ju� - z gniewu czy ze wstydu. Obraz pierwszy dzieje si� przy grobie �o�nierza nieznanego. Cenzor podkre�li� s�owa: �nieznanego, �o�nierza". Rozwol� sobie par� takich podkre�le� zacytowa�: �zst�puj� ludzie kalecy i inwalidzi", �gwiazda order�w b�yszcz�ca na zaszczytnej kolorowej wst�dze", �kr��� blade dziewczyny" (widocznie nie wolno m�wi� u nas o tym, �e s� blade dziewczyny, bo przepisowy wygl�d obywatela jest rumiany i u�miechni�ty). Takich koszmarnych interwencji cenzora jest w tym egzemplarzu po par� na ka�dej stronie. Gdyby tyczy�y si� one tylko tzw. kolorytu spo�ecznego, nie by�oby to dla nas wielk� niespodziank�. Panu cenzorowi nie wydaje si� do�� praworz�dne, aby ze sceny m�wiono, �e Chrystus �kaza� mi�owa� nieprzyjaci�". To nie wymaga komentarzy. Ale jest jeszcze co� zupe�nie nowego. Cenzor podkre�li� prawie wszystkie akcenty religijne, ba, czerwonym o��wkiem zasmarowa� nawet cytaty z Pisma �wi�tego i s�owa modlitw. Czy�by to by� jaki� komsomolec z brygady bezbo�nik�w sowieckich? Nie. Prawdopodobniej jest to zwyk�a ostro�no��. A nu� co� si� tu ksi�om w tej wsp�czesnej interpretacji Chrystusa nie spodoba? A nu� za to wylej� z posady? Kto obroni, przecie� nie PPS. Nie ma w Polsce partii, kt�ra by si� o�mieli�a narazi� klerowi. Nie ��damy od cenzora, aby by� wojuj�cym antykleryka�em. Wcale nie byliby�my tym zachwyceni. Jeste�my w obecnym stanie rzeczy zwolennikami swobody s�owa i przekona�, praworz�dno�ci i demokracji, tolerancji i post�pu, i wielu jeszcze rzeczy r�wnie �miesznych i wzgardzonych w Polsce. Pragn�liby�my odrobi� wreszcie ten ci�gle u nas odk�adany wiek dziewi�tnasty i chocia� kawa�ek epoki o�wiecenia. Mo�e to by� bardzo potrzebne przy egzaminie, kt�ry lada dzie� historia ka�e nam zdawa�. S�jeszcze ludzie w Polsce, dla kt�rych nie jest bez znaczenia, czy zdamy egzamin dojrza�o�ci, czy te� dalej siedzie� b�dziemy na o�lej �awce Europy. [�wi�te s�owa. A raczej �wieckie s�owa. Wtedy bardzo istotne, potrzebne i do�� odwa�ne.] 1932 15 121 Nr 6, 7 lutego Nieraz ju� m�wili�my o niskim poziomie naszej prasy codziennej. Ilo�� g�upstw, kt�re przynosz� tygodniki, jest znacznie wi�ksza. Stosunek ten mo�na by okre�li� najzupe�niej �ci�le jako jeden do siedmiu. Rachunek jest prosty, bo na siedem numer�w pisma codziennego wychodzi jeden numer ,,My�li Narodowej". Czytanie pism jest w �yciu przeci�tnego cz�owieka momentem wypoczynku. Po pracy zasiada sobie taki pan ze swoj� gazetk� na kozetce i z pogodnym wyrazem twarzy odczytuje codzienn� porcj� ponuro�ci. U�miecha si� b�ogo, dowiaduj�c si�, �e Liga Narod�w znowu si� kompromituje, �e bezrobocie wzrasta, �e kogo� zamordowali, �e kogo� obili. Odpoczywa. Nieco inaczej jest z czytelnikami tygodnik�w. To ju� s� odbiorcy towaru bardziej luksusowego. Taki chce mie� i fotografi� Balcerkiewicz�w-ny, i troch� ideologii, i par� krzy��wek. Moda krzy��wek na szcz�cie ju� mija. Jeszcze rok temu by�o to prawdziwe przekle�stwo. Dzwoni�a kiedy� do mnie w nocy pewna dama z zapytaniem, jaka mo�e by� cz�� cia�a z czterech liter i liter� �a" na ko�cu. Musia�em �wi�stwa gada� w telefon, a potem si� okaza�o, �e to by�a r�ka. Czytelnik tygodnik�w jest czytelnikiem uwa�niejszym. Wi�cej ma czasu i dlatego bywa zara�any idiotyzmem gruntowniej i niebezpieczniej. W �Tygodniku Ilustrowanym" zjawi�a si� nowa rubryka �Idee i zdarzenia". Wymown� pr�b� inteligencji autor�w tej rubryki jest polemika zjedna z moich ,,Kronik"13. Nie podpisany autor powiada: �w owych kronikach z niema�ym talentem i dowcipem poniewiera si� wszystkimi, kt�rzy wdanej chwili nie le�� na linii Wells - Russell - S�onimski. Fanatyczna wiara S�onimskiego i pragnienie zbawienia ludzko�ci wedle tej w�a�nie wiary wymaga ofiar (?). Ludzie s� za g�upi, �eby zrozumieli swoj� drog� i sw�j cel. Trzeba ich zbawi� wbrew ich woli. Trzeba wi�c ich bi� i kara� (?)". Bardzo zaszczytne jest dla mnie towarzystwo Wellsa i Russella, ale ostatnie zdanie wypowiedziano troszk� za lekkomy�lnie. Czemu� to mam by� zwolennikiem karania i bicia? Nie pochwalam tej metody nawet w stosunku do ludzi najg�upszych. Je�li mnie anonimowy autor sprz�ga z Russellem, to niech�e sobie przeczyta jego ksi��k� On Education, kt�ra w�a�nie teraz wysz�a po polsku14. Niech prze-� /yta i inne dzie�a obu moich �patron�w", a wtedy nie b�dzie tak swobodnie l.|iv.yl d��e� do naukowej organizacji �wiata z fanatyzmem i potrzeb� bicia. Artykulik ten jednak jest szczytem rozs�dku i solidno�ci w por�wnaniu ilu wyglupie� si� Nowaczy�skiego w �My�li Narodowej", skierowanych \\ la�nie przeciw �Tygodnikowi". Nowaczy�ski uwa�a ten tygodnik za ekspozytur� �Wiadomo�ci Literackich": �Jest on jednak oty�e mniej interesuj�- " Por. Tragiczny optymizm, �Tygodnik Ilustrowany", nr 1932, nr 4. 14 Bertrand Russell, O wychowaniu, Warszawa 1932. 16 1932 cy, �e nie dysponuj�cy �wietnym pi�rem genera�a S�onimskiego" (nikt mnie wobec tej kurtuazji nie pos�dzi, �e napadam na Nowaczy�skiego z powod�w osobistych). Dwa artykuliki rudego w ostatnim numerze �My�li Narodowej" to ju� prawdziwe �kurwiozum" bezczelno�ci i za�gania. Pean ku czci Hitlera i poemat o swastyce" w pi�mie Narodowej Demokracji wyrywa z naszych piersi westchnienie szczerej ulgi- �e jeszcze jest dzi�ki katolickiemu Bogu sanacja i �e szumowiny neohitlerowskie niepr�dko dojd� do w�adzy15. Dzia�alno�� tego pisemka jest niezmiernie po�yteczna dla obecnego re�imu. Zieje z tego tygodnika tak� czarn� reakcj� i takim zaduchem kucht katolickich, �e mamy ochot� zaraz pobiec na �lizgawk�, aby pok�oni� si� w pas marsza�kowi �witalskiemu16, albo i�� do �Adrii" z Tuwimem. Nie, na pewno �My�l Narodowa" to nie jest dobre towarzystwo dla naszych socjalist�w, cho�by ich na chwil� po��czy�a s�uszna sprawa. Dziwne przy tym, �e w tym sojuszu ust�pstwa i kompromisy robi tylko jedna, i to w�a�nie ta czerwona, strona. Endecy ma�o przyj�li od swych sojusznik�w, przeciwnie, has�a ich i metody pozosta�y zielone, nawet zieleniej� z dnia na dzie�. Pisze rudy o zje�dzie pisarzy katolickich i o tym, �e tam �lubowano nie-drukowanie w �Wiadomo�ciach Literackich". �liczny to musia� by� obrazek. Widz� ju�, jak obecni na tym zje�dzie dwaj grafomani-neofici, kl�cz�c przed kardyna�em Kakowskim, przysi�gaj�, �e nie b�d� drukowali w �ydowskich �Wiadomo�ciach Literackich". Gdyby nawet przysi�gali, �e b�d� drukowali, i to by im niewiele pomog�o, bo �eby nie tylko na kolanach, ale na g�owie stan�li, nie uda si� im wydrukowa� ani s�owa w pi�mie, kt�re ma b�d� co b�d� dosy� przyzwoity poziom. Wiemy o tym, �e rudy pisze, co mu �lina na j�zyk przyniesie, ale niestety, �lina ta jest coraz mniej jadowita, aj�zyk coraz bardziej mu si� pl�cze. Pisze, �e �Krzywicka-Soko�owowa" negatywnie os�dzi�a powie�� D�browskiej. Czy� trzeba dodawa�, �e Krzywicka nie nazywa si� ani nawet przez chwil� nie nazywa�a si� Soko�owowa i �e wcale o D�browskiej nie pisa�a? Wiadomo, rudy napisa�, nie ma co szuka� prawdy. Najzabawniejszy jest rudy, gdy dobiera sobie niefortunnie sprzymierze�c�w w walce o od�ydzenie literatury. Powiada: �Alarmowa� tedy trzeba i alarmowa� b�dziemy. Alarmuj� dzi� wsz�dzie w Europie (Otto Forst-Battaglia: Kampf mit dem Drachen 1932)". Niech si� rudy tak nie cieszy z tej �wi�tej wojny i katolickiej Battaglii, bo bardzo mi przykro zmartwi� rudego, ale p. Forst jest troszk� niezupe�nie taki, jakim go rudy sobie wyobrazi�. Nie powiem, �e jest on �ydem, ale i nie powiem, �e nie jest. Niech si� rudy domy�li. W og�le szkoda, �e rudy wlaz� w te wszystkie bigoterie, bo to i temperamencik nie do tego i w og�le szkoda pi�knej swady i odwagi. Szkoda, �e na zje�dzie katolickim nie obudzi� si� w nim dawny Adolf Nowaczy�ski i nie rypn�� 15 Mowa o artyku�ach Adolfa Nowaczy�skiego: Ofensywa. Tygodnik zsemityzo-wany oraz Swastyka, �My�l Narodowa", 1932, nr 5. 16 Kazimierz �witalski by� w�wczas marsza�kiem Sejmu. 1932 17 swego zgrabnego meandra, o ksi�ach. Ale nie tra�my cierpliwo�ci, jeszcze i to b�dzie. M�wi�c o naszych tygodnikach, wypada rewi� t� zako�czy� cho�by paroma s�owami o ostatnim numerze ��wiata"17. Prawdziwe to cacko smaku, umiaru i rozwagi. Numerek ten jest po�wi�cony wi�ziennictwu w Polsce. Uk�ad przypomina prospekty turystyczne. Pon�tne widoczki, fotografie i tytuliki w rodzaju Wi�nicz i Drohobycz. To prawie jak Krynica i Iwonicz. Jest tam artykulik pt. W Polskiej Syberii. Czyi to nie brzmi prawie jak Polska Riwiera'? Mowa jest o wi�zieniu na �wi�tym Krzy�u, o tym najokrutniej-szym z wi�zie� w Polsce, w kt�rym paroletni pobyt r�wna si� wyrokowi �mierci lub ci�kiej chorobie. Czytamy �liczny i bardzo liryczny opis tej polskiej Cayenne... �Stukaj� weso�o m�otki, sypi� si� skry z palenisk... Praca wre jak na ca�ym Bo�ym �wiecie... Zapomnia�oby si�, �e to wi�zienie, gdyby nie... spojrzenia, jakich si� na ulicy nie spotka. Pozorna determinacja pokrywaj�ca ustawiczn� my�l o ucieczce". Je�li taki raj, to sk�d ta my�l o ucieczce? Dalej au