16282

Szczegóły
Tytuł 16282
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16282 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16282 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16282 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Boris Akunin Lewiatan Lewiatan Z rosyjskiego prze�o�y�a Ma�gorzata Buchalik Kilka kartek z czarnej teczki komisarza Gauch�a PROTOKӣ wizji lokalnej przeprowadzonej wieczorem 15 marca 1878 roku w willi lorda Littleby na rue de Grenelle (7 dzielnica miasta Pary�a) (fragment) �z niewiadomych przyczyn ca�a s�u�ba przebywa�a w pokoju kredensowym, usytuowanym na parterze willi, na lewo od hallu (pomieszczenie 3 na rys. 1). Pozycje denat�w przedstawia rys. 4, gdzie: nr. 1 oznaczono cia�o str�a, Etienne�a Delarue, lat 48; nr. 2 � cia�o gospodyni, Laury Bernard, lat 54; nr. 3 � cia�o osobistego lokaja lorda, Marcela Prou, lat 28; nr. 4 � cia�o syna str�a, Luca Delarue, lat 11; nr. 5 � cia�o pokoj�wki, Arlette Foch, lat 19; nr. 6 � cia�o wnuczki gospodyni, Anne�Marie Bernard, lat 6; nr. 7 � cia�o stra�nika, Jeana Lesage, lat 42, kt�ry 16 marca 1878 roku zmar�, nie odzyskawszy przytomno�ci, w szpitalu Saint�Lazare; nr. 8 � cia�o stra�nika, Patricka Trois�Bras, lat 29; nr. 9 � cia�o od�wiernego, Jeana Carpentier, lat 40. Denaci oznaczeni nr. 1�6 spoczywaj� w pozycji siedz�cej wok� du�ego sto�u kuchennego, przy czym nr. 1�3 maj� g�owy opuszczone na skrzy�owane ramiona, nr 4 z�o�one pod policzkiem d�onie, nr 5 siedzi lekko odchylona do ty�u, nr 6 na kolanach nr. 2. Twarze nr. 1�6 s� spokojne i nie wyra�aj� strachu ani cierpienia. Z kolei nr. 7�9 le�� (patrz rys. 4) w pewnej odleg�o�ci od sto�u, a nr 7 trzyma w d�oni gwizdek, jednak nikt z s�siad�w nie s�ysza� ubieg�ej nocy gwizdu. Twarze nr. 8 i 9 zastyg�y w grymasie przera�enia b�d� te� wielkiego zdumienia (fotografie zostan� za��czone jutro rano). Brak �lad�w walki. Podczas obdukcji nie stwierdzono obra�e� na cia�ach denat�w. Przyczyn� �mierci mo�e wyja�ni� jedynie sekcja zw�ok. Na podstawie stopnia zesztywnienia po�miertnego lekarz, ma�tre Bern?me, ustali�, �e zgon poszczeg�lnych ofiar nast�pi� w r�nym czasie, pomi�dzy godzin� 10 wieczorem (nr 6) a 6 rano, nr 7 za� zmar�, jak ju� wspomniano, p�niej, w szpitalu. Nie czekaj�c na rezultat sekcji zw�ok, o�miel� si� wyrazi� przypuszczenie, �e wszystkim ofiarom podano siln� trucizn�, maj�c� r�wnie� dzia�anie nasenne; moment �mierci zale�a� od dawki trucizny b�d� od kondycji fizycznej poszczeg�lnych ofiar. Drzwi frontowe willi zamkni�te, ale nie na klucz. Okno oran�erii (pkt 8, rys. 1) �wiadczy jednak o tym, �e dokonano w�amania: szyba st�uczona, pod oknem na w�skim pasie spulchnionej ziemi niewyra�ny �lad m�skiego buta nr 41, o ostrym nosku, podzelowanego (fotografie wkr�tce). Prawdopodobnie przest�pca wdar� si� do willi od strony ogrodu, ju� po otruciu i u�pieniu s�u�by � w innym wypadku ta z pewno�ci� us�ysza�aby brz�k t�uczonej szyby. Nie wiadomo jednak, dlaczego przest�pca, unieszkodliwiwszy s�u�b�, w�ama� si� od ogrodu � m�g� bez k�opotu dosta� si� do willi przez pomieszczenia gospodarcze. W ka�dym razie z oran�erii skierowa� si� na pi�tro, do apartament�w lorda Littleby (patrz rys. 2). Jak wida� na rysunku, w lewym skrzydle pi�tra znajduj� si� jedynie sala mieszcz�ca rzadkie zbiory staro�ytno�ci indyjskich i bezpo�rednio z ni� s�siaduj�ca sypialnia lorda. Pozycj� cia�a lorda zaznaczono na rys. 2 nr. 10 (patrz te� kontur). Lord Littleby, ubrany w tu�urek i sukienne spodnie, praw� stop� mia� owini�t� grub� warstw� banda�a. Wst�pny ogl�d pozwala przypuszcza�, �e �mier� nast�pi�a w wyniku niezwykle silnego ciosu zadanego ci�kim pod�u�nym przedmiotem w okolice ciemienia. Ofiara sta�a twarz� do napastnika. Dywan na kilka metr�w woko�o zabryzgany krwi� i m�zgiem. �lady krwi r�wnie� na szklanej gablocie, w kt�rej, s�dz�c z napisu na tabliczce, znajdowa�a si� statuetka hinduskiego boga �iwy (tre�� napisu: �Bangalur, druga po�. XVII w, z�oto�). T�o zrabowanej statuetki stanowi�y malowane indyjskie chusty; jedna z nich r�wnie� znikn�a. Wyj�tki z raportu doktora Bernem o rezultatach sekcji zw�ok dostarczonych z rue de Grenelle �O ile jednak przyczyna �mierci lorda Littleby (cia�o nr 10) jest oczywista i za niezwyk�� uzna� mo�na tu jedynie si�� ciosu, kt�ry roz�upa� czaszk� ofiary na siedem cz�ci, o tyle przypadki nr. 1�9 okaza�y si� bardziej skomplikowane i wymaga�y przeprowadzenia nie tylko sekcji, lecz tak�e specjalistycznej analizy toksykologicznej. Zadanie u�atwi� w pewnym stopniu fakt, i� J. Lesage (nr 7) �y� jeszcze w trakcie pierwszego badania i wykazywa� niekt�re charakterystyczne objawy (zw�one �renice, spowolniony oddech, zimna spocona sk�ra, czerwone wargi i sutki) mog�ce �wiadczy� o zatruciu morfin�. Niestety, podczas wst�pnej obdukcji na miejscu zbrodni przyj�li�my za oczywist� wersj� o doustnym przyj�ciu trucizny; st�d te� skupili�my si� na dok�adnym przebadaniu okolic jamy ustnej i gard�a ofiar. Poniewa� jednak nie stwierdzili�my �adnych nieprawid�owo�ci, ekspertyza utkn�a na martwym punkcie. Dopiero w toku bada� prowadzonych w kostnicy odkryli�my u ka�dego z dziewi�ciu denat�w ledwie dostrzegalny �lad iniekcji w zgi�ciu lewego �okcia. Chocia� wykracza to poza granic� moich kompetencji, pozwol� sobie do�� kategorycznie stwierdzi�, �e wstrzykni�cia nieznanej substancji dokona�a osoba maj�ca du�e do�wiadczenie w tego rodzaju zabiegach. Do powy�szego wniosku doprowadzi�y mnie nast�puj�ce spostrze�enia: 1) iniekcji dokonano nadzwyczaj profesjonalnie, u �adnej z ofiar nie stwierdzono krwawych wylew�w podsk�rnych; 2) zazwyczaj delikwent popada w stan upojenia narkotycznego po up�ywie oko�o trzech minut, a to znaczy, �e w�a�nie w takim czasie dokonano wszystkich dziesi�ciu iniekcji. Albo zatem przest�pc�w byto kilku (co ma�o prawdopodobne), albo jeden, za to nadzwyczaj wprawny � nawet je�eli za�o�ymy, �e zawczasu przygotowa� nape�nion� strzykawk� dla ka�dej z ofiar. Trudno doprawdy przypuszcza�, �e zdrowy na umy�le cz�owiek pozwoli zrobi� sobie zastrzyk, gdy na jego oczach kto� straci� przytomno�� w wyniku podobnego zabiegu. M�j asystent, ma�tre Jolie, uwa�a, �e ofiary mog�y si� znajdowa� w stanie hipnotycznego transu, jednak w mojej wieloletniej praktyce nie spotka�em si� z takim przypadkiem. Zechce pan komisarz zwr�ci� r�wnie� uwag� na fakt, �e ofiary nr 7�9 le�a�y na pod�odze w pozycjach niedwuznacznie wskazuj�cych na to, �e umiera�y ogarni�te panik�. Jak przypuszczam, w�a�nie te trzy ofiary otrzyma�y zastrzyki jako ostatnie (albo okaza�y si� wyj�tkowo odporne) i zanim straci�y przytomno��, zrozumia�y, �e dzieje si� co� podejrzanego. Analiza laboratoryjna wykaza�a, �e ka�da z ofiar przyj�a dawk� morfiny mniej wi�cej trzykrotnie wy�sz� od �miertelnej. Wnioskuj�c ze stanu cia�a dziewczynki (nr 6), kt�ra prawdopodobnie zmar�a pierwsza, iniekcji dokonano mi�dzy 9 a 10 wieczorem w dniu 15 marca. DZIESI�� OFIAR Z�OTEGO BO�KA! Koszmarna zbrodnia w presti�owej dzielnicy Dzisiaj, 16 marca, ca�y Pary� m�wi tylko o jednym: o mro��cej krew w �y�ach zbrodni, kt�ra zburzy�a dostojny spok�j arystokratycznej rue de Grenelle. Korespondent �Revue Parisien� odwiedzi� miejsce tragedii i got�w jest zaspokoi� uzasadnion� ciekawo�� naszych czytelnik�w. Dzisiejszego ranka listonosz Jacques Le�Chien o si�dmej z minutami jak zwykle zadzwoni� do drzwi eleganckiej pi�trowej willi, nale��cej do znanego brytyjskiego kolekcjonera, lorda Littleby. Od�wierny Carpentier, zawsze osobi�cie odbieraj�cy poczt� jego ekscelencji, tym razem jednak nie otworzy�, a kiedy zdumiony pan Le�Chien zauwa�y�, �e drzwi s� niedomkni�te, wszed� do hallu. Minut� p�niej 70�letni weteran us�ug pocztowych z dzikim wyciem wybieg� na ulic�. Niezw�ocznie wezwana policja zasta�a w willi prawdziwe kr�lestwo Plutona � siedmioro s�u��cych i dwoje dzieci (11�letni syn str�a i 6�letnia wnuczka gospodyni) spa�o snem wiecznym. Policjanci weszli na pi�tro i znale�li tam pana domu, lorda Littleby. Ton�� w ka�u�y krwi, zamordowany w skarbcu mieszcz�cym przes�awn� kolekcj� wschodnich staro�ytno�ci. 55�letni Anglik by� doskonale znany w sto�ecznych kr�gach towarzyskich. Mia� opini� ekscentryka i odludka, jednak archeolodzy i uczeni badacze Wschodu uznawali go za prawdziwego znawc� historii Indii. Dyrekcja Luwru niejednokrotnie podejmowa�a pr�by odkupienia od lorda poszczeg�lnych eksponat�w z jego kolekcji, ten jednak zdecydowanie odmawia�. Zmar�y szczeg�lnie ceni� sobie z�ot� statuetk� �iwy, wycenian� przez ekspert�w na co najmniej p� miliona frank�w. B�d�c cz�owiekiem nieufnym i podejrzliwym, lord Littleby bardzo ba� si� z�odziei; w skarbcu dzie� i noc dy�urowali dwaj uzbrojeni stra�nicy. Nie wiadomo, dlaczego stra�nicy opu�cili posterunek i zeszli na parter willi. Nie wiadomo, jakim fortelem uda�o si� przest�pcy, bez u�ycia si�y, podporz�dkowa� swojej woli absolutnie wszystkich domownik�w (policja przypuszcza, �e wykorzysta� jak�� szybko dzia�aj�c� trucizn�). Oczywiste jest natomiast, �e nie spodziewa� si� zasta� w domu gospodarza � szata�ski plan okaza� si� niedopracowany. Mo�e to w�a�nie t�umaczy bestialskie okrucie�stwo, z jakim zamordowano kolekcjonera. Sprawca zbieg� z miejsca przest�pstwa w panice � w ka�dym razie zabra� jedynie statuetk� oraz jedn� z malowanych indyjskich chust, wisz�cych w tej�e co statuetka gablocie. Chust� wykorzysta� prawdopodobnie do zawini�cia z�otego �iwy, �eby blask pos��ka nie zwr�ci� uwagi jakiego� zap�nionego przechodnia. Reszta skarb�w (a by�o ich w kolekcji niema�o) pozosta�a nietkni�ta. Ni�ej podpisany korespondent �Revue Parisien� ustali�, �e wczorajsza obecno�� lorda Littleby w willi by�a czystym a fatalnym przypadkiem. Lord zamierza� wieczorem wyjecha� do w�d, jednak z�o�ony niespodziewanym atakiem podagry zosta� w domu � na swoj� zgub�. Blu�nierczy rozmach i cyniczno�� zbiorowego mordu na rue de Grenelle przechodz� ludzk� wyobra�ni�. Co za pogarda dla �ycia! Jakie potworne okrucie�stwo! I po co? � �eby zdoby� z�oty pos��ek, kt�rego nawet nie spos�b teraz sprzeda�! A przetopiony �iwa zmieni si� w zwyk�� dwukilogramow� sztab� z�ota. Dwie�cie gram ��tego kruszcu � oto cena, jak� wyznaczy� przest�pca za g�ow� ka�dej z nieszcz�snych ofiar. O tempora, o mores! � powt�rzmy za Cyceronem. Mamy jednak podstawy przypuszcza�, �e ta niewyobra�alna zbrodnia nie pozostanie bezkarna. Jeden z najbardziej do�wiadczonych detektyw�w paryskiej prefektury, komisarz Gustaw Gauche, kt�remu powierzono �ledztwo, zdecydowanie o�wiadczy� ni�ej podpisanemu, �e policja dysponuje pewn� istotn� poszlak�. Komisarz jest ca�kowicie pewien, �e karz�ca r�ka sprawiedliwo�ci rych�o dosi�gnie sprawc�. Na pytanie, czy m�g� nim by� kt�ry� ze znanych profesjonalnych w�amywaczy, ma�tre Gauche sarkastycznie u�miechn�� si� pod siwym w�sem i zagadkowo odpowiedzia�: �Nie, synku, ten trop prowadzi w wy�sze sfery�. I Pa�stwa pokornemu ni�ej podpisanemu s�udze nie uda�o si� ju� z niego wycisn�� ani jednego s�owa. J. du Roi OBFITY PO��W! Z�oty �iwa odnaleziony! �Zbrodnia stulecia� na rue de Grenelle dzie�em r�k szale�ca? Wczoraj, 17 marca, mi�dzy pi�t� a sz�st� po po�udniu 13�letni Pierre B. �owi�cy ryby przy Pont des Invalides tak nieszcz�liwie zaczepi� haczykiem o dno, �e musia� wej�� do zimnej wody. (�Co ja, g�upi, �eby zostawia� oryginalny angielski haczyk?� � powiedzia� m�odociany w�dkarz naszemu reporterowi). Ofiarno�� Pierre�a zasta�a nagrodzona: haczyk zaczepi� nie o jak�� banaln� belk�, lecz o ci�ki, na wp� zakopany w mule przedmiot. Po wyci�gni�ciu z wody przedmiot �w nieziemskim blaskiem o�lepi� zdumionego ch�opca. Ojciec Pierre�a, sier�ant rezerwy i weteran spod Sedanu, domy�li� si�, �e to ni mniej, ni wi�cej, tylko os�awiony z�oty �iwa, przez kt�rego dwa dni temu zgin�o dziesi�� os�b, i dostarczy� znalezisko do prokuratury. Co si� zatem sta�o? Przest�pca, kt�ry nie zawaha� si� z zimn� krwi� i wyrachowaniem zabi� tylu ludzi, z niewiadomych powod�w porzuci� �up zdobyty takim nak�adem stara�! �ledztwo zabrn�o w �lep� uliczk�. Opinia publiczna utrzymuje, �e w mordercy poniewczasie obudzi�o si� sumienie, �e przerazi� si� swojego czynu i cisn�� z�otego ba�wana do rzeki. Wielu s�dzi nawet, �e sam zbrodniarz utopi� si� gdzie� w pobli�u. Mniej romantyczna policja dopatruje si� w niekonsekwentnych dzia�aniach przest�pcy znamion choroby umys�owej. Czy kiedykolwiek poznamy kulisy tej koszmarnej, niepoj�tej historii? ALBUM PARYSKICH PI�KNO�CI Seria 20 fotografii do nabycia za zaliczeniem pocztowym w cenie 3 F 99 c, z kosztami wysy�ki w��cznie. Wyj�tkowa okazja! Pospieszcie si� � nak�ad ograniczony. Pary�, rue Coype�, drukarnia �Patou i syn�. CZʌ� PIERWSZA PORT SAID � ADEN Komisarz Gauche W Port Saidzie na pok�ad �Lewiatana� wszed� nowy pasa�er; zaj�� kajut� numer osiemna�cie, ostatni� woln� w pierwszej klasie, i komisarzowi Gauche�owi z miejsca poprawi� si� humor. Pasa�er wygl�da� nader obiecuj�co: opanowane, niespieszne ruchy, nieprzenikniony wyraz pi�knej twarzy, na pierwszy rzut oka ca�kiem m�odej; kiedy jednak zdj�� melonik, nieoczekiwanie ukaza�y si� posiwia�e skronie. Interesuj�cy typ, os�dzi� komisarz. Od razu wida�, �e z charakterem i, by tak rzec, z przesz�o�ci�. Kr�tko m�wi�c, w sam raz dla ojczulka Gauche�a. Pasa�er szed� po trapie, wymachuj�c podr�nym pledem, a spoceni tragarze taszczyli imponuj�cy baga�: drogie skrzypi�ce walizy, eleganckie sakwoja�e ze �wi�skiej sk�ry, wielkie paczki ksi��ek i nawet sk�adany welocyped (jedno ko�o du�e, dwa ma�e i p�k b�yszcz�cych metalowych tr�bek). Procesj� zamyka�o dwu nieszcz�nik�w wlok�cych budz�c� respekt sztang� gimnastyczn�. Serce Gauche�a, starego posokowca (komisarz lubi� przedstawia� si� w ten spos�b), �ywiej zabi�o w przeczuciu emocjonuj�cego polowania: nowy nie mia� przy sobie z�otego znaczka � ani na jedwabnej klapie szykownego letniego p�aszcza, ani na marynarce, ani na �a�cuszku zegarka. Ciep�o, coraz cieplej � my�la� Gauche, uwa�nie �ledz�c eleganta spod krzaczastych brwi i pykaj�c ukochan� glinian� fajeczk�. Ano w�a�nie � dlaczego niby by� taki pewien, �e �ajdak wsi�dzie na statek akurat w Southampton? Morderstwa dokonano 15 marca, a dzisiaj jest ju� 1 kwietnia. Czasu na dotarcie do Port Saidu by�o dosy�, kiedy �Lewiatan� op�ywa� zachodni brzeg Europy. No i prosz�: klient jak malowanie, plus bilet pierwszej klasy, plus � co najwa�niejsze � bez z�otego wieloryba. Przekl�ty znaczek z inicja�ami nazwy kompanii morskiej �Jasper�Artaud Partnership� od jakiego� czasu �ni� si� Gauche�owi po nocach, przy czym w wyj�tkowo obrzydliwej scenografii. Na przyk�ad wczoraj. Komisarz p�ywa� z madame Gauche ��dk� w Lasku Bulo� � skim. �wieci�o s�oneczko, �piewa�y ptaszki. Nagle zza wierzcho�k�w drzew wychyn�a wielka z�ocista morda z t�pymi ogromnymi oczami, otworzy�a pysk, w kt�rym zmie�ci�by si� �uk Triumfalny, i zacz�a wsysa� staw. Zlany potem Gauche rzuci� si� do wiose�. Tymczasem okaza�o si�, �e s� nie w �adnym parku, ale po�rodku bezbrze�nego oceanu. Wios�a gi�y si� jak s�omki, madame Gauche bole�nie k�u�a parasolk� w plecy, a wielka �wietlista chmura przes�oni�a ca�y horyzont. Kiedy wyplu�a fontann� na p� nieba, komisarz obudzi� si� i roztrz�sion� r�k� obmaca� stolik nocny: gdzie fajka i zapa�ki? Z�otego wieloryba po raz pierwszy zobaczy� na rue de Grenelle, kiedy bada� doczesne szcz�tki lorda Littleby. Anglik le�a� z ustami otwartymi w niemym krzyku; sztuczna szcz�ka na wp� wysuni�ta, nad czo�em krwawy suflet. Gauche przykucn��: mi�dzy palcami denata b�yszcza�a z�ota iskierka; przyjrza� si� jej bli�ej i rykn�� z rado�ci. Tym razem mia� fart � taki fart, jaki zdarza si� tylko w powie�ciach detektywistycznych. Nieboszczyk � niech mu ziemia lekk� b�dzie � poda� komisarzowi dow�d rzeczowy, i to wcale nie na srebrnej tacy, lecz po prostu na d�oni. Bierz, Gustawie, �mia�o. I spr�buj teraz straci� z oczu typa, kt�ry roztrzaska� mi �eb, a spalisz si� ze wstydu, stary durniu. Z�oty znaczek (pocz�tkowo Gauche nie wiedzia� jeszcze, co to za znaczek, my�la�, �e breloczek albo szpilka do krawata z monogramem w�a�ciciela) m�g� nale�e� tylko do mordercy. Na wszelki wypadek komisarz pokaza�, oczywi�cie, wieloryba m�odszemu lokajowi (w czepku urodzony ch�opak: 15 marca mia� akurat wychodne, co uratowa�o mu �ycie), lecz ten nigdy wcze�niej nie widzia� �wiecide�ka. I chwa�a Bogu. Potem posz�y w ruch ko�a zamachowe i z�bate policyjnej machiny � minister i prefekt rzucili do akcji �Zbrodnia Stulecia� swoich najlepszych ludzi. Ju� pod wiecz�r nast�pnego dnia Gauche wiedzia�, �e trzy litery na z�otym wielorybie to nie monogram jakiego� ton�cego w d�ugach utracjusza, tylko inicja�y �wie�o zawi�zanego francusko�brytyjskiego konsorcjum okr�towego. Wieloryb natomiast okaza� si� emblematem statku �Lewiatan�, zwodowanego niedawno w dokach Bristolu i szykuj�cego si� do wyp�yni�cia w sw�j pierwszy rejs do Indii. O wielkim statku gazety tr�bi�y nie pierwszy ju� miesi�c. Teraz okaza�o si�, �e w przededniu pierwszego rejsu �Lewiatana� Mennica Londy�ska wybi�a z�ote i srebrne znaczki pami�tkowe: z�ote dla pasa�er�w pierwszej klasy i starszych oficer�w, srebrne dla pasa�er�w drugiej klasy i oficer�w technicznych. Trzeciej klasy na luksusowym statku, ��cz�cym najnowsze osi�gni�cia my�li technicznej z niebywa�ym komfortem, nie przewidziano w og�le. Kompania gwarantowa�a podr�nym kompleksow� obs�ug�, nie by�o wi�c konieczno�ci zabierania w rejs s�u�by. �Gotowi na ka�de skinienie lokaje i taktowne pokoj�wki naszej kompanii zadbaj�, �eby�cie czuli si� Pa�stwo na pok�adzie �Lewiatana� jak w domu!� � g�osi�a reklama drukowana w gazetach ca�ej Europy. Szcz�liwcom, kt�rzy zarezerwowali kajut� na pierwszy rejs Southampton�Kalkuta, wr�czano wraz z biletem z�otego lub srebrnego wieloryba, w zale�no�ci od klasy. A rezerwacji mo�na by�o dokona� w ka�dym du�ym europejskim porcie, od Londynu po Konstantynopol. C�, znaczek �Lewiatana� to wprawdzie mniej ni� inicja�y w�a�ciciela tego� znaczka, ale w sumie sprawa nie komplikuje si� zn�w tak bardzo, pomy�la� komisarz. Wybito �ci�le okre�lon� liczb� z�otych znaczk�w. Wystarczy poczeka� do 19 marca � w�a�nie tego dnia statek uroczy�cie odbija� od brzegu � przyjecha� do Southampton, wej�� na pok�ad i popatrze�, kto z pasa�er�w pierwszej klasy nie ma z�otego wieloryba. Albo (co bardziej prawdopodobne) kto z ludzi, kt�rzy za takie pieni�dze kupili bilet, zrezygnuje z rejsu. I stanie si� klientem ojczulka Gauche�a. Proste jak drut. Gauche serdecznie nie znosi� podr�y, ale tym razem nie wytrzyma�. Wykrycie sprawcy �zbrodni stulecia� wymaga�o jego osobistego udzia�u. Mo�e w ko�cu dos�u�y si� awansu. Do emerytury ju� tylko trzy lata. A emerytura emeryturze nier�wna. P�tora tysi�ca frank�w dodatku funkcyjnego nie le�y na ulicy. W ka�dym razie sam si� wkopa�. Wycieczka do Southampton, w najgorszym razie rejs do Hawru, do pierwszego postoju, a tam ju� �andarmi na nabrze�u, reporterzy� Tytu� w �Revue Parisien�: ��ledztwo w sprawie �zbrodni stulecia� zako�czone. Sukces naszej policji�. Albo jeszcze lepiej: �Stary posokowiec Gauche nie zawi�d��. Akurat! Pierwsza nieprzyjemna niespodzianka czeka�a komisarza ju� w biurze kompanii w Southampton. Okaza�o si�, �e na cholernym okr�cie jest r�wno sto kajut pierwszej klasy plus dziesi�ciu starszych oficer�w. Wszystkie bilety zosta�y sprzedane. Sto trzydzie�ci dwie sztuki. I do ka�dego do��czono z�oty znaczek. Czyli stu czterdziestu dw�ch podejrzanych, nie�le, co? Ale przecie� wieloryba nie b�dzie mia� tylko jeden z nich � pociesza� si� Gauche. Rankiem 19 marca sieczony wilgotnym wiatrem, zakutany w ciep�y szal komisarz sta� przy trapie obok kapitana, mister Josiaha Cliffa, i pierwszego oficera, pana Charles�a R�gnier. Witali pasa�er�w. Orkiestra d�ta gra�a marsze na przemian angielskie i francuskie, na brzegu szumia� rozemocjonowany t�um, a Gauche coraz w�cieklej pyka� i gryz� Bogu ducha winn� fajk�. Niestety, z powodu paskudnej pogody wszyscy pasa�erowie byli w p�aszczach, paltotach, trenczach i pelerynach. B�d� tu m�dry i zgadnij, kto z nich ma znaczek, a kto nie. To by�a niespodzianka numer dwa. Wszyscy, kt�rzy powinni byli wej�� na pok�ad w Southampton, weszli, co oznacza�o, �e mimo utraty znaczka morderca zdecydowa� si� jednak na rejs. Wida� uwa�a policjant�w za sko�czonych idiot�w. Albo ma nadziej� zgubi� si� w takim t�umie. Albo nie ma innego wyj�cia. Jedno by�o jasne: przyjdzie p�yn�� do Hawru. Gauche�a umieszczono w kajucie rezerwowej, przeznaczonej dla specjalnych go�ci kompanii. Kiedy tylko okr�t odbi� od brzegu, w salonie pierwszej klasy rozpocz�� si� bankiet, w kt�rym komisarz pok�ada� szczeg�lne nadzieje, jako �e w zaproszeniach napisano: �Wej�cie za okazaniem z�otego znaczka lub biletu pierwszej klasy�. Komu chcia�oby si� nosi� w d�oni bilet? Znacznie pro�ciej przyczepi� �licznego z�otego lewiatanka. Na bankiecie Gauche pofolgowa� sobie � prze�wietli� wzrokiem ka�dego go�cia. Co poniekt�rym damom musia� nawet zapu�ci� �urawia w dekolt. Dynda co� w rowku na z�otym �a�cuszku � mo�e wieloryb, a mo�e byle wisiorek. I jak tu nie sprawdzi�? Wszyscy pili szampana, jedli przek�ski ze srebrnych tac i ta�czyli, a Gauche pracowa�: wykre�la� ze spisu tych, kt�rzy mieli znaczek. Najwi�ksze zawracanie g�owy by�o z m�czyznami. Niekt�rzy, padalce, przyczepili wieloryba do �a�cuszka od zegarka i wsun�li do kieszonki w kamizelce. Komisarzowi przysz�o jedena�cie razy pyta�, kt�r� to mamy godzin�. Niespodzianka numer trzy: wszyscy oficerowie mieli swoje wieloryby, za to w�r�d pasa�er�w znalaz�y si� a� cztery nieoznaczone sztuki, przy czym dwie p�ci pi�knej! Cios, kt�ry roz�upa� czerep lorda Littleby jak skorup� orzecha, zada� m�g� jedynie m�czyzna, i to nie byle jaki m�czyzna, tylko prawdziwy si�acz. Z drugiej strony komisarz jako do�wiadczony kryminolog doskonale wiedzia�, �e w stanie afektu b�d� histerii nawet najdelikatniejsza damulka mo�e dokona� cud�w. Zreszt�, co tu daleko szuka�. W ubieg�ym roku modystka z Neilly istna go��bica, wyrzuci�a przez okno, z trzeciego pi�tra, niewiernego kochanka � dobrze od�ywionego rentiera. Dwa razy od niej ci�szego i p�tora raza wy�szego. Zatem kobiet bez znaczka nie nale�a�o wyklucza� z kr�gu podejrzanych. Chocia� kto to widzia�, �eby kobieta, w dodatku dobrze urodzona, z tak� wpraw� robi�a zastrzyki� W ka�dym razie �ledztwo na pok�adzie �Lewiatana� mog�o troch� potrwa�, wi�c komisarz przedsi�wzi�� odpowiednie kroki. Kapitan Josiah Cliff jako jedyny spo�r�d oficer�w zosta� wtajemniczony w przedmiot �ledztwa i otrzyma� od dyrekcji kompanii polecenie okazania francuskiemu str�owi prawa wszelkiej niezb�dnej pomocy. Gauche skorzysta� z tego przywileju nader bezceremonialnie: za��da�, �eby wszystkie interesuj�ce go osoby zosta�y przydzielone do tego samego salonu. Tutaj nale�y wyja�ni�, �e dla wi�kszego komfortu (reklama okr�tu g�osi�a: �Odnajdziecie u nas atmosfer� starego angielskiego dworu�) pasa�erowie pierwszej klasy sto�owali si� nie w wielkiej wsp�lnej sali razem z szeregowymi posiadaczami demokratycznych srebrnych wieloryb�w, lecz w kilku wygodnych �salonach�, z kt�rych ka�dy mia� swoj� nazw� i wygl�da� jak luksusowa jadalnia: kryszta�owe �yrandole, czarny d�b, maho�, obite aksamitem krzes�a, kosztowne srebra sto�owe, upudrowani kelnerzy i us�u�ni stewardzi. Komisarz Gauche upatrzy� sobie salon �Windsor� na g�rnym pok�adzie, na samym dziobie statku: trzy �ciany ze szk�a, doskona�a widoczno��, nawet w pochmurny dzie� mo�na by�o obej�� si� bez lamp. Aksamit by� tu z�ocistobr�zowy, a na lnianych serwetach widnia� herb Windsoru. Wok� owalnego sto�u z przykr�conymi do pod�ogi nogami (na wypadek silnego ko�ysania) sta�o dziesi�� krzese� z wysokimi oparciami rze�bionymi we wszelakie gotyckie fidryga�ki. Komisarz ucieszy� si�, �e wszyscy zasi�d� przy jednym stole i poleci� stewardowi rozstawi� tabliczki z nazwiskami nie jak popad�o, tylko strategicznie: cztery osoby bez znaczk�w posadzi� dok�adnie naprzeciw siebie, �eby oka z nich, robaczk�w, nie spuszcza�. Nie powi�d� si� natomiast plan ulokowania na honorowym miejscu kapitana. Mister Josiah Cliff nie mia� ochoty � jak si� wyrazi� � �bra� udzia�u w ca�ym tym cyrku� i zakotwiczy� w salonie �York�, gdzie sto�owa� si� nowy wicekr�l Indii z ma��onk� oraz dwaj genera�owie armii indyjskiej. �York� mie�ci� si� w presti�owej cz�ci rufowej, mo�liwie najdalej od zad�umionego �Windsoru�, kt�ry z kolei obj�� w posiadanie pierwszy oficer Charles R�gnier. Ten za� z miejsca nie przypad� komisarzowi do gustu: opalona, zahartowana wiatrem twarz, a gada s�odziutko, czarne w�osy b�yszcz� od brylantyny, w�siki poczernione i zmy�lnie podkr�cone. Pajac, nie marynarz. Przez dwana�cie dni, kt�re min�y od wyj�cia z portu, komisarz zd��y� dok�adnie przyjrze� si� bywalcom salonu, lizn�� savoir�vivre�u (nie pali� podczas posi�k�w i nie zbiera� sosu sk�rk� od chleba), pozna� z grubsza geografi� p�ywaj�cego miasta, przywyk� do ko�ysania � ale do celu nie zbli�y� si� ani o krok. Sytuacja przedstawia�a si�, jak nast�puje. Pocz�tkowo najwi�cej podejrze� budzi� sir Reginald Milord�Stokes. Chudy, rudy, z rozczochranymi bokobrodami. Na oko dwadzie�cia osiem, mo�e trzydzie�ci lat. Zachowuje si� dziwnie: to wy�upia zielone oczy gdzie� w dal i nie odpowiada na pytania, to zn�w o�ywia si� nagle i bredzi ni z gruszki, ni z pietruszki o wyspie Tahiti, o rafach koralowych, o lazurowych lagunach i chatach krytych li��mi palmowymi. Ewidentny psychopata. Po co niby baronet, spadkobierca zamo�nego rodu, p�ynie na koniec �wiata, do jakiej� Oceanii? Czego tam niby nie widzia�? Pytanie o znaczek � zadane zreszt� dwukrotnie � przekl�ty arystokrata zignorowa�. Patrzy� na komisarza, jakby go nie widzia�, a je�li ju� zatrzyma� na nim wzrok, to jak na byle musze. Cholerny snob. Jeszcze w Hawrze (cztery godziny postoju) Gauche pobieg� na poczt� i zatelegrafowa� do Scotland Yardu: kto zacz ten Milord�Stokes, czy czasem nie notowany, czy nie uprawia� hobbystycznie medycyny. Odpowied� nadesz�a przed samym podniesieniem trapu. Nic ciekawego, chocia� przynajmniej wiadomo, sk�d dziwne zachowanie. Ale z�otego wieloryba mimo wszystko nie ma; za wcze�nie, �eby wyklucza� rudzielca z kr�gu podejrzanych. Drugi � monsieur Hintaro Aono, �japo�ski szlachcic� (tak zapisano w ksi�dze pasa�er�w). Azjata jak Azjata: niewysoki, szczup�y, wiek nie do okre�lenia, rzadkie w�siki, bystre sko�ne oczka. Przy stole przewa�nie milczy. Zapytany o profesj�, zmiesza� si� i wymamrota�: �Oficer armii cesarskiej�. Zapytany o znaczek, zmiesza� si� jeszcze bardziej, obrzuci� komisarza wzrokiem pe�nym nienawi�ci, przeprosi� i wybieg� z salonu. Nawet zupy nie dojad�. Podejrzane? Pytanie! Reszta, jak na dzikusa, w normie. W salonie nie rozstaje si� z jaskrawym papierowym wachlarzem, niczym pederasta z weso�ych przybytk�w za rue Rivoli. Po pok�adzie spaceruje w drewnianych klapkach, bawe�nianym szlafroku i, co gorsza, bez spodni. Gustaw Gauche da�by si� naturalnie posieka� za wolno��, r�wno�� i braterstwo, ale takiej ma�py nie nale�a�o mimo wszystko wpuszcza� do pierwszej klasy. Teraz kobiety. Madame Renata Cl�b?re. M�odziutka. Nieco ponad dwadzie�cia lat. �ona szwajcarskiego urz�dnika bankowego. P�ynie do Kalkuty, do m�a. Uroda przeci�tna � ostry nosek, ruchliwa, gadatliwa. Z miejsca poinformowa�a wszystkich, �e jest w ci��y. Temu stanowi podporz�dkowane s� wszystkie jej my�li i uczucia. Sympatyczna, bezpo�rednia i zupe�nie niezno�na. Przez dwana�cie dni zd��y�a zadr�czy� komisarza na �mier� niemilkn�cym szczebiotem o swoim drogocennym zdrowiu, wyszywaniu czepk�w i tym podobnych bzdurach. Istny brzuch na n�kach, chocia� w ci��y od niedawna i brzuch jako taki ledwie wida�. Oczywi�cie Gauche w odpowiedniej chwili zapyta�, gdzie znaczek. Szwajcarka zamruga�a jasnymi oczkami i poskar�y�a si�, �e wiecznie wszystko gubi. Ostatecznie � mo�liwe. Do Renaty Cl�b?re komisarz odnosi� si� z mieszanin� irytacji i opieku�czo�ci, nie bra� jej za powa�n� delikwentk�. Natomiast drugiej damie, miss Clarissie Stamp, do�wiadczony detektyw po�wi�ci� wi�cej uwagi. Co� mu w niej nie pasowa�o. Niby typowa Angielka, nic szczeg�lnego: buroblond w�osy, nie pierwszej m�odo�ci, zachowanie skromne, stateczne, ale w wodnistych oczach czasem ni z tego, ni z owego b�yska diabelska iskierka. Aha, widzieli�my ju� niejedn� tak� cich� wod�, co to brzegi rwie. Niby drobiazgi, ale jak�e interesuj�ce! W�a�ciwie g�upstwa, nikt by na nie uwagi nie zwr�ci�, ale stary posokowiec Gauche ma bystre oko. Suknie i kostiumy nosi miss Stamp drogie, nowiutkie, szyte wed�ug ostatniej paryskiej mody; torebka z ��wia (taka sama stoi na wystawie na Polach Elizejskich � trzysta pi��dziesi�t frank�w), a w niej stary tani notesik ze zwyk�ego sklepiku z artyku�ami papierniczymi. Kiedy� na pok�adzie zawin�a si� w ko�nierz (by� wietrzny dzie�) � madame Gauche ma identyczny, z psiej sier�ci. Ciep�y, ale angielskiej lady jako� nie przystoi. I co ciekawe: wszystkie nowe rzeczy Clarissa Stamp ma drogie, a stare byle jakie i wyj�tkowo marnej jako�ci. Ciekawostka. Jako� tu� przed five o�clock Gauche zapyta�: �A czemu� to pani ani razu nie wyst�pi�a ze z�otym wielorybem? Nie podoba si� pani? Jak na m�j gust �liczna b�yskotka�. I co? Zarumieni�a si� jeszcze mocniej ni� �japo�ski szlachcic� i m�wi: �Nosi�am ju�, nosi�am, tylko pan nie zauwa�y��. ��e. On by nie zauwa�y�! Komisarz mia� ju� pewien chytry plan, musia� tylko zaczeka� na odpowiedni moment. Ciekawe, co wtedy powie ta ca�a Clarissa. Skoro ju� miejsc przy stole by�o dziesi��, a podejrzanych bez znaczk�w tylko czworo, Gauche postanowi� uzupe�ni� obraz sytuacji o pozosta�e persony, wprawdzie ze znaczkami, ale te� niczego sobie. �eby rozszerzy� zakres �ledztwa � skoro i tak ma towarzystwo na oku. Na pocz�tek za��da� od kapitana, �eby do �Windsoru� przypisano lekarza okr�towego, monsieur Truffo. Josiah Cliff troch� warcza�, ale ostatecznie ust�pi�. Komisarz nie bez powodu chcia� bli�ej pozna� tego osobnika: jedyny medyk na �Lewiatanie�, mistrz ig�y i strzykawki, kt�remu z racji pe�nionej funkcji przys�uguje z�oty znaczek. Doktor okaza� si� niskim, grubym W�ochem o oliwkowej sk�rze i szerokim czole, nad kt�rym wegetowa�y rzadkie w�osy. Nawet przy du�ej dozie dobrej woli trudno by�o wyobrazi� sobie tego komicznego subiekta w roli bezlitosnego mordercy. Miejsce obok lekarza przypad�o jego �onie. Pobrali si� zaledwie przed dwoma tygodniami i doktor postanowi� po��czy� przyjemne z po�ytecznym, czyli s�u�b� z miesi�cem miodowym. Krzes�o zaj�te przez madame Truffo nale�a�o z g�ry spisa� na straty. Prza�na, ponura Angielka, wybranka okr�towego eskulapa, wygl�da�a na dwa razy starsz�, ni� faktycznie by�a (a mia�a lat dwadzie�cia pi��), i wp�dza�a Gauche�a w ataki �miertelnej nudy, podobnie jak wi�kszo�� jej rodaczek. Natychmiast ochrzci� j� owc� z powodu bia�ych rz�s i becz�cego g�osu. Zreszt� rzadko otwiera�a usta, jako �e nie zna�a francuskiego, a rozmowy w salonie toczy�y si�, Bogu dzi�ki, w�a�nie w tym szlachetnym j�zyku. Madame Truffo nie mia�a znaczka, co jednak wydawa�o si� w pe�ni zrozumia�e � nie by�a ani oficerem, ani pasa�erem. W spisie pasa�er�w figurowa� natomiast niejaki Anthony F. Sweetchild, archeolog indolog, i komisarz doszed� do wniosku, �e warto po�wi�ci� mu nieco uwagi. W ko�cu nieboszczyk Littleby te� by� kim� w tym rodzaju. Mister Sweetchild, tyczkowaty dryblas w okr�g�ych okularach, z kozi� br�dk�, ju� podczas pierwszej kolacji sam zacz�� m�wi� o Indiach. Po posi�ku Gauche zaci�gn�� profesora na stron� i delikatnie skierowa� rozmow� na kolekcj� lorda Littleby. Indolog prychn�� pogardliwie i nazwa� nieboszczyka dyletantem, a jego kolekcj� gabinetem osobliwo�ci, zbieranych bez �adnego naukowego podej�cia. Jedynym prawdziwym skarbem by� w niej zloty �iwa. Dobrze, �e przypadkiem si� odnalaz�, bo francuska policja, jak powszechnie wiadomo, umie tylko bra� �ap�wki. S�ysz�c tak pod�� uwag�, Gauche rozkaszla� si� z w�ciek�o�ci, a Sweetchild poradzi� mu mniej pali�. Nast�pnie uczony dorzuci� �askawie, �e Littleby dorobi� si� niezgorszej kolekcji malowanych tkanin i chust, po�r�d kt�rych zdarzaj� si� nader interesuj�ce egzemplarze, chocia� to ju� raczej dziedzina tubylczych rzemios� i sztuki u�ytkowej. Ciekawa by�a te� skrzynia z drewna sanda�owego, XVI wiek, Lahaur, p�askorze�by przedstawiaj�ce motywy z Mahabharaty. A potem zacz�� bredzi� tak, �e komisarzowi wkr�tce g�owa opad�a na st�. Ostatniego wsp�biesiadnika Gauche z�owi�, jak to m�wi�, na oko. Dos�ownie. Rzecz w tym, �e nied�ugo przed rejsem komisarzowi wpad�o w r�ce nader ciekawe dzie�ko, przet�umaczone z w�oskiego. Niejaki Cesare Lombroso, profesor medycyny s�dowej z w�oskiego miasta Turyn, opracowa� teori� kryminalistyczn�, wed�ug kt�rej urodzeni zbrodniarze nie ponosz� odpowiedzialno�ci za swoje antyspo�eczne zachowania. Wed�ug teorii ewolucji doktora Darwina ludzko�� przechodzi okre�lone etapy rozwoju i stopniowo zbli�a si� do doskona�o�ci. Natomiast zbrodniarz stanowi b��d ewolucji, przypadkowy powr�t na ni�szy stopie� rozwoju. St�d tak �atwo rozpozna� potencjalnego morderc� czy z�odzieja: przypomina ma�p�, od kt�rej wszyscy pochodzimy. Komisarz d�ugo my�la� nad t� spraw�. Z jednej strony w barwnej czeredzie morderc�w i z�odziei, z kt�rymi mia� do czynienia podczas trzydziestu pi�ciu lat s�u�by w policji, wielu nie wykazywa�o szczeg�lnych podobie�stw do goryla, zdarza�y si� nawet wzruszaj�ce do �ez anio�eczki; z drugiej jednak ma�polud�w te� nie brakowa�o. Zreszt� stary Gauche, zawzi�ty antykleryka�, w Adama i Ew� nie wierzy�. Teoria Darwina wygl�da�a solidniej. A tu po�r�d pasa�er�w pierwszej klasy wpad� mu w oko wyj�tkowy ananas � prosto z ryciny �Charakterystyczny typ mordercy�: niskie czo�o, wystaj�ce �uki brwiowe, ma�e oczka, p�aski nos, cofni�ty podbr�dek. Komisarz poprosi� o ulokowanie pana Etienne�a B?lois, handlarza herbat�, w �Windsorze�. Handlarz okaza� si� przemi�ym cz�owiekiem � �artownisiem, ojcem jedena�ciorga dzieci i zagorza�ym filantropem. Og�lnie wygl�da�o na to, �e w Port Saidzie, nast�pnym porcie po Hawrze, rejs ojczulka Gauche�a si� nie sko�czy. �ledztwo trwa�o. W dodatku wieloletnie do�wiadczenie m�wi�o komisarzowi, �e traci czas na g�upstwa, �e po�r�d sto�ownik�w �Windsoru� nie ma prawdziwego sprawcy morderstwa. Perspektywy wygl�da�y paskudnie: pozostawa�o przep�yn�� ca�� tras� Port Said�Aden�Bombaj�Kalkuta i w Kalkucie powiesi� si� na pierwszej lepszej suchej palmie. Nie wr�ci przecie� jak zbity pies do Pary�a! Koledzy wy�miej�, prze�o�eni zaczn� wypomina� wycieczk� pierwsz� klas� na koszt pa�stwa. Dobrze jeszcze, je�li nie ode�l� na wcze�niejsz� emerytur� W Port Saidzie Gauche zacisn�� z�by i w przeczuciu d�ugiej podr�y zrujnowa� si� na dodatkowe koszule, zrobi� zapasy egipskiego tytoniu i z braku lepszego zaj�cia przejecha� si� za dwa franki doro�k� wzd�u� s�awnego nabrze�a. Nic szczeg�lnego. Pot�na latarnia, dwa d�uga�ne mola. Miasteczko sprawia�o dziwne wra�enie � ani to Azja, ani Europa. Rzucisz okiem na rezydencj� genera�a�gubernatora Kana�u Sueskiego � niby Europa. Na g��wnych ulicach same europejskie twarze, damy spaceruj� pod bia�ymi parasolkami, drepc� forsiaste brzuchate typy w panamach lub s�omianych kanotierach. A skr�cisz do tubylczych kwarta��w � smr�d, muchy, gnij�ce odpadki, umorusani arabscy �ebracy prosz� o drobne. I po co niby wszyscy ci bogaci pr�niacy podr�uj� po �wiecie? Wsz�dzie to samo: jedni obrastaj� sad�em, inni puchn� z g�odu. Znu�ony pesymistycznymi obserwacjami i upa�em, komisarz wr�ci� na statek w ponurym nastroju. A tu mi�a niespodzianka � nowy delikwent. I to bardzo obiecuj�cy. Gauche pofatygowa� si� do kapitana, zebra� dane. Erast P. Fandorin, obywatel rosyjski. Wieku obywatel z jakich� powod�w nie poda�. Profesja � dyplomata. Przyby� z Konstantynopola, zmierza do Kalkuty, stamt�d za� do Japonii, na plac�wk�. Z Konstantynopola? Aha, wida� uczestniczy� w rokowaniach pokojowych, kt�re zako�czy�y niedawn� wojn� rosyjsko�tureck�. Gauche pieczo�owicie spisa� wszystkie dane na kartce i umie�ci� j� w s�awetnej teczce z angielskiego p��tna, zawieraj�cej materia�y sprawy. Z teczk� nigdy si� nie rozstawa� � przerzuca� kartki, studiowa� protoko�y i wycinki z gazet, a w chwilach zadumy rysowa� na marginesach rybki i domki. To serce dochodzi�o do g�osu. Nied�ugo komisarz dostanie awans, przyzwoit� emerytur�, kupi� z madame Gauche �liczny domek gdzie� w Normandii. B�dzie sobie stary paryski fik �owi� ryby i p�dzi� w�asny cydr. A co, �le? �eby tak na dodatek jaki� kapitalik � cho�by ze dwadzie�cia tysi�cy� Przysz�o jeszcze dwa razy wybra� si� do portu � dobrze, �e okr�t czeka� w kolejce na wej�cie do kana�u � i nada� telegram do prefektury: czy w Pary�u nie s�yszano czasem o rosyjskim dyplomacie E.P. Fandorinie, czy nie przekracza� w ostatnim czasie granic Republiki Francji? Odpowied� nadesz�a szybko, po dw�ch i p� godzinie. Okaza�o si�, �e przekracza�, s�oneczko, i to nawet dwukrotnie. Po raz pierwszy latem 1876 roku (czyli ju� dawno), po raz drugi w grudniu 1877, czyli przed trzema miesi�cami. Przyjecha� z Londynu, odnotowa�y go s�u�by paszportowo�celne w Calais. Ile czasu sp�dzi� we Francji, nie wiadomo. Ca�kiem mo�liwe, �e 15 marca wci�� jeszcze kr�ci� si� po Pary�u. M�g� zajrze� na rue de Grenelle ze strzykawk� w d�oni � niby dlaczego nie? W ka�dym razie kto� musia� ust�pi� mu miejsca przy stole. Najlepiej, oczywi�cie, by�oby pozby� si� doktorowej, ale trudno rozrywa� �wi�te wi�zy ma��e�skie. Gauche pomy�la� chwil� i postanowi� sp�awi� do innego salonu handlarza herbat�, kt�ry nie spe�ni� pok�adanych w nim teoretycznych nadziei. Niech go steward przesadzi. Mam dla pana dobre miejsce w salonie z lepszym towarzystwem czy tam smakowitszymi pannami. Od tego jest stewardem, �eby wiedzie�, jak si� za�atwia takie rzeczy. Zmiana personalna w �Windsorze� wywo�a�a ma�� sensacj� � podczas podr�y wszyscy zd��yli ju� zanudzi� si� nawzajem, a tu �wie�y towar, w dodatku z wy�szej p�ki. O nieszcz�snym panu B?lois, reprezentancie przej�ciowego etapu ewolucji, nikt nawet s�owa nie pisn��. Komisarz zauwa�y�, �e najbardziej o�ywi�a si� miss Clarissa Stamp, stara panna: bredzi�a co� o artystach, o teatrze, o literaturze. Gauche sam lubi� w wolnych chwilach posiedzie� w fotelu z dobr� ksi��k�, a najwy�ej ceni� Wiktora Hugo � �yciowe to, wznios�e, potrafi �z� z oka wycisn��. No i zdrzemn�� si� mo�na. Ale oczywi�cie rosyjskich pisarzy nie znal nawet z szeleszcz�cych imion, wi�c nie by� w stanie uczestniczy� w rozmowie. Zreszt� angielska szprotka niepotrzebnie stawa�a na uszach, monsieur Fandorin nie mie�ci� si� w jej przedziale wiekowym. Renata Cl�b?re te� nie siedzia�a z za�o�onymi r�kami � podj�a pr�b� w��czenia nowego nabytku do orszaku swoich adorator�w, kt�rych bezlito�nie gania�a to po szal, to po parasolk�, to zn�w po szklank� wody. Pi�� minut po rozpocz�ciu kolacji madame Cl�b?re wtajemniczy�a ju� Rosjanina we wszystkie szczeg�y swego delikatnego stanu, poskar�y�a si� na migren� i poprosi�a o sprowadzenie doktora Truffo, kt�ry jako� si� sp�nia�. Jednak dyplomata najwyra�niej w lot si� zorientowa�, z kim ma do czynienia, i uprzejmie odpowiedzia�, �e nie wie nawet, jak doktor wygl�da. Polecenie rzuci� si� wype�ni� us�u�ny oficer R�gnier, najbardziej oddana z nianiek brzemiennej bankierowej. Na pierwszy rzut oka Erast Fandorin sprawia� wra�enie cz�owieka ma�om�wnego, opanowanego i uprzejmego. Jak na gust Gauche�a co� za g�adki. Nakrochmalony ko�nierzyk sterczy, jakby by� z alabastru, w jedwabnym krawacie szpilka z per��, w butonierce (fuj!) czerwony go�dzik. Przedzia�ek r�wniutki co do w�osa, wypiel�gnowane paznokcie, cienkie czarne w�sy jak w�glem narysowane. Z w�s�w wiele mo�na wywnioskowa� o m�czy�nie. Je�eli s� takie, jakie nosi Gauche � jak u morsa, zwisaj�ce nad k�cikami ust � to mamy do czynienia z solidnym cz�owiekiem, znaj�cym swoj� cen�, nie jakim� tam ��todziobem, kt�rego mo�na wzi�� na byle plewy. Je�eli podkr�cone do g�ry i w dodatku z ostrymi ko�cami � oto babiarz i bon vivant. Zro�ni�te z bokobrodami � karierowicz, marz�cy, �eby zosta� genera�em, senatorem albo bankierem. Takie za� jak u monsieur Fandorina �wiadcz� o romantycznym stosunku do w�asnej osoby. Co jeszcze mo�na powiedzie� o Rosjaninie? Ca�kiem przyzwoicie m�wi po francusku. Cecha szczeg�lna � lekko si� j�ka. Znaczka jak nie mia�, tak nie ma. Najbardziej zainteresowa� si� Japo�czykiem, zadawa� mu r�ne nudne pytania na temat Japonii, ale samuraj odpowiada� nieufnie, jakby obawia� si� jakiego� podst�pu. Rzecz w tym, �e nowy nie wyja�ni� towarzystwu, dok�d i po co jedzie � przedstawi� si� tylko i powiedzia�, �e jest Rosjaninem. Komisarz natomiast rozumia� jego ciekawo��, w ko�cu wybiera si� cz�owiek do Japonii. Gauche wyobrazi� sobie kraj, gdzie wszyscy co do jednego wygl�daj� tak jak monsieur Aono, mieszkaj� w domkach dla lalek z wygi�tymi dachami i patrosz� si� z byle powodu. Taaak, Rosjaninowi nie ma czego zazdro�ci�. Po kolacji, kiedy Fandorin usiad� w k�cie, �eby wypali� cygaro, komisarz zaj�� s�siedni fotel i nabi� fajk�. Wcze�niej Gauche przedstawi� si� nowemu znajomemu jako paryski rentier, kt�ry w ramach poznawania �wiata p�ynie na Wsch�d (tak� wymy�li� sobie historyjk�). Teraz za� skierowa� rozmow� na w�a�ciwy temat, ale ostro�nie, op�otkami. Obr�ci� w palcach przypi�tego do klapy z�otego wieloryba (tak, tego z rue de Grenelle) i mimochodem zagai�: � �adna b�yskotka. Jak si� panu podoba? Rosjanin zerkn�� na znaczek i nic nie odpowiedzia�. � Czyste z�oto. Elegancka rzecz! � pochwali� Gauche. Znowu d�ugie milczenie, lecz ca�kiem zrozumia�e. Czeka, co b�dzie dalej. Niebieskie oczy patrz� uwa�nie. Cer� ma dyplomata �adn� jak brzoskwinia. Plus lekki dziewiczy rumieniec. Ale na maminsynka nie wygl�da, o nie! Komisarz postanowi� zmieni� taktyk�. � Du�o pan podr�uje? Nieokre�lone wzruszenie ramionami. � Pan, zdaje si�, w misji dyplomatycznej? Fandorin uprzejmie sk�oni� g�ow�, wyj�� z kieszeni d�ugie cygaro i odci�� koniuszek srebrnym scyzorykiem. � We Francji te� pan pewnie bywa�? Ponownie twierdz�ce skinienie g�ow�. Rozm�wca z niego raczej �redni � pomy�la� Gauche, ale rejterowa� nie zamierza�. � Najbardziej lubi� Pary� wczesn� wiosn�, w marcu � rozmarzy� si� na g�os. � Najpi�kniejsza pora roku! Czujnie rzuci� okiem na Rosjanina i zamar� w oczekiwaniu � co ten odpowie? Fandorin dwukrotnie skin�� g�ow�. Trudno powiedzie�: albo po prostu przyj�� do wiadomo�ci, albo si� zgadza. Coraz bardziej zirytowany Gauche gro�nie nastroszy� brwi. � Wi�c co, znaczek si� panu nie podoba? Fajka zabulgota�a i zgas�a. Rosjanin kr�tko westchn��, w�o�y� d�o� do kieszeni kamizelki, dwoma palcami wyci�gn�� z�otego wieloryba i w ko�cu raczy� otworzy� usta. � Widz�, monsieur, �e interesuje pana m�j z�znaczek? Prosz� uprzejmie, oto on. Nie nosz� go, poniewa� nie �ycz� sobie robi� za kundla z blaszk�, cho�by i z�z�ot� � to raz. Na rentiera jako� mi pan, panie Gauche, nie wygl�da; za du�o rzeczy pana interesuje. Dlaczego zreszt� paryski rentier mia�by si� nie rozstawa� z urz�dnicz� teczk� � to dwa. Skoro wie pan, czym si� zajmuj�, najwyra�niej ma pan d�dost�p do dokumentacji rejsu. Przypuszczam, �e jest pan detektywem � to trzy. A teraz cztery: je�eli potrzebuje pan ode mnie jakich� informacji, prosz� nie owija� w bawe�n�, tylko pyta� wprost. I spr�buj z takim rozmawia�. Przysz�o odkr�ca� ca�� spraw�. Gauche w zaufaniu szepn�� nazbyt bystremu dyplomacie, �e jest detektywem okr�towym, kt�remu powierzono bezpiecze�stwo pasa�er�w, i �e misj� t� w trosce o dobre samopoczucie wytwornego towarzystwa winien wype�nia� po cichu i mo�liwie delikatnie. Trudno powiedzie�, czy Fandorin uwierzy�, w ka�dym razie o nic wi�cej nie pyta�. W sumie dobrze si� sta�o. Teraz komisarz zyska� nawet je�li nie sprzymierze�ca, to przynajmniej wyj�tkowo spostrzegawczego i obytego w kryminologii rozm�wc�. Cz�sto siadali we dw�jk� na pok�adzie, patrzyli na �agodnie opadaj�cy ku wodzie brzeg kana�u, palili (Gauche fajk�, Rosjanin cygaro) i rozmawiali na r�ne ciekawe tematy. Na przyk�ad o najnowocze�niejszych metodach identyfikacji i rejestracji przest�pc�w. � Paryska policja wykorzystuje w pracy naj�wie�sze osi�gni�cia nauki � pochwali� si� kiedy� Gauche. � W prefekturze maj� specjalny wydzia� identyfikacji, kt�rym kieruje m�ody geniusz, Alfons Bertillon. Opracowa� ca�y system rejestracji element�w przest�pczych. � Spotka�em si� z doktorem Bertillonem podczas ostatniej wizyty w Pary�u � nieoczekiwanie o�wiadczy� Fandorin. � Opowiedzia� mi o swojej metodzie antropometrycznej. Bertilionizm to ciekawa teoria, bardzo ciekawa. Zacz�li�cie ju� stosowa� j� w p�praktyce? Z jakim rezultatem? � Na razie z �adnym. � Komisarz wzruszy� ramionami. � Na pocz�tek trzeba zbertilionowa� wszystkich recydywist�w, co zajmie ca�e lata. Wydzia� Alfonsa wygl�da jak dom wariat�w: przyprowadzaj� aresztant�w w kajdanach, mierz� ich wzd�u� i wszerz jak konie na targu, spisuj� dane na fiszkach. Za to ju� nied�ugo policja b�dzie mia�a wakacje, nie prac�. Za��my, �e znajdujemy na miejscu w�amania odcisk lewej r�ki. Mierzymy, idziemy do kartoteki. Aha, d�ugo�� �rodkowego palca osiemdziesi�t dziewi�� milimetr�w, patrz sekcja numer trzy. A tam zarejestrowano siedemnastu w�amywaczy o takiej d�ugo�ci palca. Dalej ju� bu�ka z mas�em: sprawdzamy, gdzie ka�dy z nich by� w chwili dokonania kradzie�y, i �apiemy tego, kt�ry nie ma alibi. � Czyli przest�pc�w podzielono na sekcje wed�ug d�ugo�ci du�ego palca? � zapyta� z wyra�nym zainteresowaniem Rosjanin. Gauche wyrozumiale u�miechn�� si� pod w�sem. � To ca�y system, m�j m�ody przyjacielu. Bertillon podzieli� wszystkich ludzi na trzy grupy � wed�ug d�ugo�ci czaszki. Ka�da z tych grup dzieli si� na trzy podgrupy � wed�ug szeroko�ci czaszki. Razem dziewi�� podgrup. Z kolei ka�da podgrupa dzieli si� na trzy sekcje � wed�ug d�ugo�ci �redniego palca lewej r�ki. Dwadzie�cia siedem sekcji. Ale to jeszcze nie wszystko. W ka�dej sekcji s� trzy klasy � wed�ug rozmiaru prawego ucha. Ile wychodzi tych klas? S�usznie, osiemdziesi�t jeden. Dalsza klasyfikacja uwzgl�dnia wzrost, d�ugo�� r�k, wysoko�� w pozycji siedz�cej, d�ugo�� stopy, odleg�o�� od �okcia do nadgarstka. W sumie dziewi�tna�cie tysi�cy sze��set osiemdziesi�t trzy kategorie! Przest�pca ca�o�ciowo zbertilionowany i zarejestrowany w naszej kartotece nigdy ju� nie zdo�a unikn�� karz�cej r�ki sprawiedliwo�ci. � Wspaniale � powiedzia� zamy�lony dyplomata. � Jednak bertilionowanie niewiele pomo�e w przypadku konkretnego p�przest�pstwa, szczeg�lnie je�li sprawca nigdy wcze�niej nie by� aresztowany. Gauche roz�o�y� r�ce. � Owszem, tego nauka nie jest w stanie rozwi�za�. Dop�ki na �wiecie b�d� przest�pcy, nie obejdzie si� bez nas, profesjonalnych detektyw�w. � Czy s�s�ysza� pan mo�e o odciskach palc�w? � zapyta� Fandorin i pokaza� komisarzowi w�sk�, ale nadzwyczaj siln� d�o� o wypiel�gnowanych paznokciach, ozdobion� pier�cieniem z brylantem. Gauche zawistnie rzuci� okiem na pier�cie� (lekko licz�c, roczne pobory komisarza) i u�miechn�� si�. � Jakie� cyga�skie wr�by z r�ki? � Nic podobnego. Od dawien dawna wiadomo, �e ka�dy cz�owiek ma sw�j niepowtarzalny uk�ad linii papilarnych na opuszkach palc�w. W Chinach kulis piecz�tuje umow� o prac� odciskiem �rodkowego palca umoczonego w tuszu. � Gdyby ka�dy morderca by� �askaw macza� palec w tuszu i zostawia� odcisk na miejscu przest�pstwa� � Komisarz wybuchn�� dobrodusznym �miechem. Ale dyplomacie by�o wyra�nie nie do �art�w. � Trzeba panu wiedzie�, panie detektywie, �e wsp�czesna nauka ustali�a bez �adnych w�tpliwo�ci: palec pozostawia odcisk w zetkni�ciu z dowoln� such� i tward� powierzchni�. Je�eli przest�pca cho�by mimochodem dotkn�� drzwi, narz�dzia zbrodni czy szyby, zostawi� �lad, k�kt�ry pozwoli go odnale��. Gauche chcia� zgry�liwie dorzuci�, �e we Francji jest dwadzie�cia tysi�cy przest�pc�w o dwustu tysi�cach palc�w, wi�c szukaj ig�y w stogu siana, ale zmilcza�. Przypomnia� sobie rozbit� gablot� w willi na rue de Grenelle. Na od�amkach szk�a zosta�o mn�stwo odcisk�w palc�w. Nikomu jednak nie przysz�o do g�owy, �eby je skopiowa� � szk�o posz�o na �mietnik. No, prosz�, co znaczy post�p! Wi�c niby jak? Wszystkich przest�pstw dokonuje si� przecie� r�kami, prawda? A r�ce, jak si� okazuje, potrafi� donosi� nie gorzej od p�atnych szpicli! A gdyby tak odrysowa� paluszki wszystkich bandzior�w i z�odziejaszk�w, nie o�miel� si� wi�cej pcha� brudnych �ap w ciemne sprawki! I koniec z przest�pczo�ci�. Od takich rewelacji mog�o si� zakr�ci� w g�owie. Reginald Milord�Stokes 2 kwietnia 1878 roku, godzina 18 minut 38 i ? Moja najdro�sza Emily! Dzisiaj wp�yn�li�my do Kanaiu Sueskiego. We wczorajszym li�cie szczeg�owo opisa�em Pani histori� i topografi� Port Saidu, teraz za� pragn� przedstawi� nieco ciekawych i pouczaj�cych informacji o najpot�niejszym dziele ludzkich r�k, Wielkim Kanale, kt�ry w przysz�ym roku �wi�towa� b�dzie swoje dziesi�ciolecie. Czy wie Pani, moja ukochana �ono, �e kana�, kt�rym w�a�nie p�yn�, jest ju� czwartym z kolei? Pierwszy wykopano jeszcze w XIV wieku przed narodzeniem Chrystusa, za panowania wielkiego faraona Ramzesa. Po upadku imperium egipskiego wiatry pustyni zasypa�y koryto piaskiem. 500 lat przed Chrystusem, kiedy Persj� w�ada� kr�l Dariusz, niewolnicy wykopali nowy kana�, co kosztowa�o �ycie 120 tysi�cy ludzi. Herodot wspomina, �e przep�yni�cie go trwa�o cztery dni i �e dwie triremy mija�y si� w nim swobodnie,