16161

Szczegóły
Tytuł 16161
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

16161 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 16161 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

16161 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ks. J�zef Tischner Jak �y�? Nikt nie mo�e by� zapomniany, kto by� wielki na �wiecie; ale ka�dy by� wielki na sw�j spos�b, a ka�dy w zale�no�ci od wielko�ci tego, co umi�owa�. Albowiem ten, kto umi�owa� siebie, by� wielki sam przez siebie, ten, kto kocha� ludzi, sta� si� wielki przez swoje oddanie, ale ten, kto Boga ukocha�, sta� si� najwi�kszy ze wszystkich. Soeren Kierkegaard Ja jestem drog� i prawd�, i �yciem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. Ewangelia wg �w. Jana 14, 6 1. O powinno�ci etycznej Kto czyta� "Zbrodni� i kar�" Fiodora Dostojewskiego, z �atwo�ci� przypomni sobie sytuacj�, jaka wytworzy�a si� w chwili, gdy za pope�nione przez Raskolnikowa morderstwo kto� inny, zupe�nie niewinny, zosta� skazany na katorg�. Raskolnikow odkrywa, �e w jego duszy pojawi�o si� wezwanie: Powinienem oto i�� do s�du i wyzna� ca�� prawd�. Kiedy jednego ze zdobywc�w Mont Everestu zapytano, dlaczego tam szed�, odpowiedzia�, �e powinien i��, bo to jest najwy�szy szczyt �wiata. Emanuel Kant stwierdza�, �e dwie rzeczy na �wiecie wprawiaj� go w zdumienie: niebo usiane gwiazdami nad naszymi g�owami i prawo moralne istniej�ce w nas. Istnieje w nas prze�ycie powinno�ci. Zobowi�zuje nas ono do wykonania czego�, co czasami jest dla nas nieprzyjemne, czasami najzupe�niej niekorzystne. Powinni�my pom�c choremu. Powinni�my ust�pi� miejsca w kolejce inwalidzie. Powinni�my odda� to, co po�yczyli�my, chocia� po�yczaj�cy dawno o tym zapomnia�. Powinni�my zdoby� si� na jaki� wielki, trudny wysi�ek... Prze�ycie powinno�ci zniewala nas do czego�. Wi��e nasze �ycie z jak�� warto�ci�. Co to jest warto��? Sk�d si� wzi�a? Jak j� nazwa�? Przecie� nie jest ni� ani to, co korzystne, ani to, co przyjemne, ani to, co w wolny spos�b wybrane. Gdzie jest zatem ta warto��? Etyka chrze�cija�ska odpowie tutaj wskazaniem na dwie podstawowe sfery warto�ci: Najwy�sz� warto�ci� b�dzie wed�ug niej B�g i cz�owiek. Dochodzimy tutaj do zasadniczego nerwu chrze�cija�skiej nauki o podstawach moralno�ci. Ma si� nam teraz oto ujawni� ostateczne �r�d�o rozstrzygni��, w kt�rym co� nazywamy z�em, a co� nazywamy dobrem. A zatem B�g i cz�owiek. Co to bli�ej znaczy? B�g jest najwy�sz� i absolutn� warto�ci�, kt�ra wzbudza w cz�owieku wszelkie zobowi�zania etyczne i stanowi zobowi�zanie wszelkich zobowi�za�. B�g nie jest �adnym pot�nym m�zgiem elektronicznym, zamkni�tym w sobie i odizolowanym tysi�cami izolator�w od otaczaj�cego Go �wiata, zaabsorbowanym mechanizmem w�asnego �ycia elektronicznego, dobrowolnie �lepym na �wiat stworze�. B�g jest Osob�, a zatem �yj�cym dobrem najwy�szym, najwy�sz� rado�ci�, najwy�szym pi�knem. Wszelkie dobro, pi�kno i rado�� rozsiane w stworzeniu jest jedynie przedsmakiem tego, co si� znajduje w Bogu. St�d to szukanie wielkiego dobra, wielkiego pi�kna i wiecznej rado�ci ko�czy si� znalezieniem Boga. W potocznym �yciu wiemy �wietnie, �e powinni�my chroni� gin�ce pi�kno. Podobnie trzeba nam mi�owa� ludzi. Przez dobro� zas�uguje si� na mi�o��. Powinni�my si� cieszy�, gdy nas kto� obdarzy zaufaniem. Nie pytamy wtedy, czy to przyjemne, czy korzystne, weso�e. Wiemy, �e trzeba, by to, co warte mi�o�ci, by�o mi�owane. I tak jest z Bogiem. B�g jest najwy�sz� warto�ci� etyczn�, bo jest najwy�szym dobrem. St�d p�ynie stare przykazanie: "B�dziesz mi�owa� Pana, Boga twojego, z ca�ego swego serca, z ca�ej duszy swojej, ze wszystkich swych si�" (Pwt 6, 5; por. Mt 22, 37). Te s�owa nie znacz� nic innego, jak tylko to: Dobre jest to, co prowadzi nas rzeczywi�cie do Boga, z�e jest to, co oddala od Boga. Druga zasada etyczna oparta jest na drugiej warto�ci: na cz�owieku. Zastan�wmy si� bli�ej nad t� spraw�. Czym jest nasz bli�ni? Przede wszystkim nie wnikniemy w zakamarki jego duszy tak, by j� mie� w pe�nym �wietle, i nie wyczerpiemy wszystkich pok�ad�w bogactwa, jakie w niej s�. "Dno" naszego bli�niego jest dla naszego rozumu nieosi�galne. Osi�galne jest dla mi�o�ci, ale mniejsza o to w tej chwili. Poza tym, bli�ni to obraz Boga i cena Krwi Jezusa. To dusza i cia�o, to wolno��, �wi�to��, tajemnica powo�ania. Czyli bli�ni to istota podobna do nas. Ten bli�ni stanowi znowu pewn� warto��. Jest godny podziwu w tym, czym jest, i w tym, czym m�g�by by�. Jest godny szacunku. Poniewa� jest dzieckiem Bo�ym, nasza mi�o�� do Boga musi i�� przez mi�o�� ku niemu. I oto na tej rzeczywisto�ci opiera si� drugie twierdzenie chrze�cija�skiej etyki: Mi�uj bli�niego, jak siebie samego. Inaczej: oddaj bli�niemu to, co mu si� nale�y; inaczej: dobre jest to, co jest oddaniem bli�niemu tego, co mu si� nale�y. Czy nie da�oby si� jednak jako� obydwu zasad zamkn�� w jednej? Czy nie mo�na wyszuka� jednej podstawowej zasady, z kt�rej p�yn�aby ca�a etyka chrze�cija�ska? O cz�owieku nie mo�na powiedzie�, �e jest, albowiem cz�owiek jest w stadium ci�g�ego stawania si�. Sens tego stawania si� le�y w tym, by cz�owiek z osoby, jak� jest przez swoj� natur�, przekszta�ci� si� w osobowo��, to znaczy, by doszed� do pe�nego rozkwitu w swych w�adzach duchowych i cielesnych. Im bardziej cz�owiek jest osobowo�ci�, tym bardziej jest cz�owiekiem. Rozw�j cz�owieka od indywiduum do osobowo�ci dokonuje si� dzi�ki temu, �e cz�owiek skieruje swe �ycie ku najwy�szej warto�ci, tj. do Boga, i dzi�ki temu, �e odda drugiemu to, co mu si� nale�y. Dzi�ki uruchomieniu obydwu mechanizm�w �ycia wewn�trznego, mi�o�ci do Boga i mi�o�ci do ludzi, jednostka staje si� osobowo�ci�, to jest pe�nowarto�ciowym cz�owiekiem. I oto mo�emy poda� ostateczn� i podstawow� zasad� moraln�, na kt�rej budowa� si� b�dzie ca�a etyka: Dobre jest to, co sprzyja udoskonaleniu osoby ludzkiej, z�e jest to, co obni�a doskona�o�� osoby. W tej zasadzie kryj� si� inne. Czym jest zatem prze�ycie powinno�ci etycznej? Jest odpowiedzi� na Boga, kt�ry w tajemniczy spos�b poci�ga ku sobie swe stworzenia. To prawda. Jest instynktown� odpowiedzi� na warto�ci, jakie stanowi dla nas nasz bli�ni. To tak�e prawda. Ale ostatecznie nie jest te� niczym innym, jak ujawniaj�c� si� w nas wewn�trzn� potrzeb� przemiany samego siebie, potrzeb� wzrostu, udoskonalenia, potrzeb� stania si� sob�. Dziwne jest to prze�ycie powinno�ci. Wprawia�o ono w zdumienie Emanuela Kanta. Innych wprowadza�o na najwy�szy szczyt �wiata. Raskolnikowa doprowadzi�o do bram s�du. A my? My ust�pujemy inwalidzie miejsca w kolejce. Odwo�ujemy rzucone oszczerstwa. Oddajemy po�yczone pieni�dze. I nie czynimy tego ani z przyjemno�ci, ani z korzy�ci, cz�sto w�a�nie wbrew korzy�ci i na przek�r przyjemno�ci. Czynimy tak, bo powinni�my. I to jest godne zdumienia. Jednego nam tylko trzeba: nie zapomina�, �e w ka�dym cichym "powinienem" brzmi zniewalaj�ce zaproszenie, aby�my uwolnili si� od tego, co nieludzkie, a stali si� pe�nymi lud�mi. Po prostu prawdziwymi lud�mi. 2. Czy cz�owiek jest istot� woln�? Na postawione w tytule pytanie odpowiadano dwojako: jedni zaprzeczali, drudzy potwierdzali. I tak filozofowie podzielili si� na dwa zwalczaj�ce si� nawzajem obozy. Zwolennicy determinizmu wskazywali na fakt, �e bieg wydarze� w przyrodzie jest kierowany niezmiennymi prawami, �e ta sama przyczyna, w tych samych warunkach daje ten sam skutek, a cz�owiek r�wnie�, jako nieoddzielna cz�� przyrody, podlega jej prawom. Jego czyn jest determinowany, jak s�dzono, przez czynniki odziedziczone po przodkach, warunki spo�eczno-gospodarcze, warunki psychologiczne, n,p. pod�wiadomo��, a nawet przez wszechmoc Boga. Zwolennicy indeterminizmu nie przeczyli na og� temu, �e bieg zdarze� w przyrodzie jest zdeterminowany, ale dla cz�owieka robili wyj�tek: cz�owiek jest istot� woln�, cz�owiek sam siebie ostatecznie okre�la do takiego lub innego czynu, on i tylko on jest odpowiedzialny za w�asny czyn, chocia�, by� mo�e, czynniki zewn�trzne i wewn�trzne sk�aniaj� go do niego. Sp�r determinizmu i indeterminizmu trwa do dnia dzisiejszego i nic nie wskazuje na jego rych�e zako�czenie. My, niestety, nie mo�emy tutaj wnika� w jego szczeg�y. Dla naszych cel�w niech nam wystarczy stwierdzenie, �e mamy �wiadomo�� w�asnej wolno�ci, �e w niekt�rych sytuacjach dokonujemy istotnie wolnego wyboru, �e w innych mogliby�my go dokona�. Ograniczymy si� zatem do ujawnienia w nas �wiadomo�ci w�asnej wolno�ci i jej bezpo�rednich konsekwencji. 1. Wyobra�my sobie nast�puj�c� sytuacj�. Oto przyjaciel proponuje nam bilet do kina. Kto� inny w tym samym momencie proponuje nam p�j�cie do teatru. Znale�li�my si� nagle w sytuacji wyboru. I teraz w naszej �wiadomo�ci zaczyna funkcjonowa� swoisty mechanizm, powstaje jakby jaki� ruch, jakie� pulsowanie, a wszystko to dzieje si� w bliskim "otoczeniu" naszego "ja". Teatr czy kino? Gdy tylko u�wiadamiam sobie t� alternatyw�, czuj�, �e oto graj� w mej �wiadomo�ci dwie warto�ci: warto�� filmu i warto�� sztuki teatralnej. Co lepiej wybra�? Film ma interesuj�c� fabu��, graj� s�ynni aktorzy, ciekawy problem. Jednak sztuka teatralna r�wnie� nie jest pozbawiona walor�w. W dodatku w teatrze spotkam z pewno�ci� interesuj�cych ludzi, z kt�rymi b�d� m�g� podyskutowa�. W trakcie tego r�wnowa�enia si� warto�ci pojawia si� jednak jeszcze co� trzeciego: �wiadomo�� jakiego� obowi�zku, kt�ry mam wype�ni�. Powinienem to zrobi� ju� teraz. Musz� przecie� wyko�czy� powierzone mi prace. Lecz oto jawi si� nowa refleksja: mo�esz to zrobi� kiedy indziej, rzecz nie jest a� tak pilna. Dyskusja trwa�aby w niesko�czono��. Trzeba zdecydowa�. W tym szczeg�lnym momencie w dyskusj� mi�dzy warto�ciami wkracza nasze ja. Nast�puje wy�adowanie si� jego mocy. Jaka� wewn�trzna eksplozja czynu. Ja sam, ja jako taki, ujawniam swe istnienie i swe dzia�anie w g��bi �wiadomo�ci. Wybieram film. "Ja" si�gn��em w tamt� stron� i przyw�aszczy�em sobie jego warto��. Wybra�em. Ale wybra�em w spos�b wolny. Oto ca�y czas idzie za mn� �wiadomo��, �e mog�em wybra� inaczej, �e zatem wszystko ode mnie ostatecznie zale�a�o i nadal zale�y. W opisanej tutaj sytuacji mo�na wyodr�bni� trzy etapy wolnego wyboru: etap sytuacji przedwyborczej, gdy ledwo u�wiadamiam sobie to, co ewentualnie m�g�bym wybra�. Dalej: etap "gry warto�ci", gdy usi�uj� rozwa�y� wszystkie za i przeciw. Wreszcie etap w�a�ciwy, w kt�rym dokonuj� samookre�lenia w jednym z mo�liwych 'kierunk�w. W tym te� momencie moja wolno�� jest dla mnie najbardziej wyra�na. 2. Wolno�� cz�owieka stanowi jaki� niezwyk�y element w przyrodzie. To ona decyduje o tym, �e cz�owiek jest jednostk� w pe�ni suwerenn� i autonomiczn�, kt�ra bez reszty panuje nad tym, �e czego� chce. W�r�d morza zdeterminowanej materii pojawia si� dryfuj�ca kra, przestrze� nieczu�a na burze przelatuj�ce po powierzchni, b�d�ca �r�d�em nowego �ycia w �wiecie. Ale wolno�� to tak�e rzeczywisto��, kt�ra mo�e ulega� degradacji. Cz�owiek mo�e w jakim� zakresie zrzec si� dobrowolnie lub niedobrowolnie w�asnej wolno�ci, zamieni� j� w brudn� plam� oliwy, poddan� biernie drganiom morza. Nigdy jednak nie mo�e jej w sobie zabi�: zawsze b�dzie m�g� j� powo�a� do �ycia. W pewnym momencie plama oliwy zacznie zwija� si� w kul�, otrz�sa� wod� i zanurzona w morzu, przeciwstawia� mu si� ca�� moc� swej bezw�adno�ci. Wtedy w obliczu ludzkiego, swobodnego chcenia wszystkie si�y �wiata b�d� bezradne. 3. Ale z wolno�ci� cz�owieka wi��e si� jeszcze co� bardziej zasadniczego: dzi�ki wolno�ci mo�emy powiedzie�, �e jeste�my sprawcami jakiego� czynu. Jeste�my za ten czyn odpowiedzialni. Ale odpowiedzialnym mo�na by� zawsze tylko wobec kogo�. Wobec kogo jeste�my ostatecznie odpowiedzialni za nasz czyn? Na przyk�ad za ten czyn, o kt�rym nikt z ludzi nie wie? Za nasze �yciowe powo�anie, kt�re by� mo�e odczuwali�my kiedy�, lecz o kt�rym zupe�nie zapomnieli�my? Wobec kogo jeste�my odpowiedzialni za �ycie? Za rozw�j danych nam przez natur� talent�w? Czy wobec �wiata? Czy wobec historii? Ale� to s� abstrakty! �wiat nic o nas nie chce wiedzie�. Historia o nas prawdopodobnie rych�o zapomni. Wobec kogo zatem jeste�my odpowiedzialni, bo jednak czujemy w sobie t� odpowiedzialno�� za siebie, za innych, czasami za los ma�ego, otaczaj�cego nas �wiata? Jeste�my odpowiedzialni wobec kogo�, kto wie, widzi, kto chce. S�owem: wobec jakiej� Osoby, kt�ra da�a nam �ycie, talent, powo�anie i wolno��. W ten oto spos�b nasza wolno�� poprzez nasze doznanie odpowiedzialno�ci wi��e nas nieustannie z Bogiem. W niej to ostatecznie zosta�a zaczepiona paj�czyna, po kt�rej s�czy� si� b�dzie w nasze wn�trze piek�o lub niebo, �mier� lub �ycie, dobro lub z�o. 3. Wolno�� i temperament W poprzedniej naszej rozmowie stwierdzili�my, �e cz�owiek mo�e sw� wolno�� utraci�. Dzisiaj uzupe�nijmy to stwierdzenie jeszcze jednym: wolno�� cz�owieka mo�e ulec ograniczeniu, ale mo�e si� tak�e powi�ksza�, a jedno i drugie zale�e� b�dzie cz�ciowo od nas samych, cz�ciowo od naszego otoczenia. Za ograniczeniami wolno�ci i za jej wzrostem p�jdzie ograniczenie i wzrost odpowiedzialno�ci. I tak np. umys�owo chory, kt�ry nie widzi, �e oto znalaz� si� w sytuacji wyboru, nie jest tak�e za sw�j wyb�r odpowiedzialny. W cz�owieku jest bowiem tyle wolno�ci, ile jest w nim rozumu. Kto� dzia�aj�cy pod wp�ywem wielkiego strachu, w atmosferze paniki, ogarni�ty burz� uczu�, doznaje ograniczenia wolno�ci od strony emocjonalnej. Najcz�stsze ograniczenia wolno�ci p�yn� od strony naszego temperamentu. S� one ca�kiem swoiste: sta�e, jak sta�y jest temperament cz�owieka, jednokierunkowe, stosownie do dyspozycji p�yn�cych ze struktury temperamentu. Czym jest temperament cz�owieka? Najog�lniej m�wi�c: temperament stanowi pewien zesp� dyspozycji psycho-fizycznych, kt�re sprawiaj�, �e cz�owiek przedstawia okre�lony typ reagowania na bod�ce �wiata zewn�trznego. Typ�w takich jest niezliczona mnogo��. Psychologia usi�uje je klasyfikowa� i opisywa�. My oczywi�cie nie mo�emy tutaj tego robi�. Dlatego te� zajm� si� tylko kr�tkim opisem najpowszechniejszego w�r�d nas temperamentu, kt�ry prof. Brzezicki nazwa� kiedy� temperamentem skirtotymicznym i uzna� za najbardziej charakterystyczny dla Polak�w. Z tego wzgl�du mo�na powiedzie�, �e jest to temperament sarmacki. Nie znaczy to, oczywi�cie, �e wszyscy Polacy posiadaj� taki temperament. Wydaje si� jednak, �e wszyscy w jakim� stopniu �yjemy w atmosferze wytworzonej przez skirtotymik�w. Tak czy inaczej, mamy zatem z nim do czynienia. Ciekawy to nar�d ci Sarmaci... S�awomir Mro�ek powiada, �e naszym umi�owanym zaj�ciem jest walka z przewa�aj�cymi si�ami wroga. W innym miejscu doda, �e jeste�my chorzy na zanik woli: wszystko mamy, i warunki, i ideologi�, i wielkie cele, ale si� nam niczego nie chce. Konstanty I. Ga�czy�ski widzi sw�j w�asny nar�d, jak przez ca�� histori� biegnie z motyk� na s�o�ce, ale za chwil� doda: Bo ja jestem Polak, A Polak to wariat, A wariat to lepszy go��. W "Kr�lu Ubu" parodiowa�o si� wiersz Antoniego S�onimskiego pt. "Og�aszam alarm dla miasta Warszawy". Zako�czenie wiersza brzmi: "Og�aszam alarm... niech trwa". W parodii brzmi ono: "Og�aszam alarm... niech ma". Bo podobno jedynie podczas alarm�w jeste�my na miar� wymaga�. Natomiast wsp�czesne, popularne powiedzonko nie bez kozery ujmuje rzecz kr�cej: z Sarmat� wszystko za�atwisz, bo to wprawdzie "nie marksista, nie katolik, ale za to alkoholik". Powr��my jednak do Brzezickiego. W sferze emocjonalnej cechuje nas bogactwo uczu� - przys�owiowy s�omiany ogie�. W krytycznej sytuacji rzucamy do skarbu pa�stwa �lubne obr�czki, ale na co dzie� wcale nie kwapimy si� z p�aceniem podatk�w, a do pracy sp�niamy si� notorycznie. Szybko i �atwo przechodzimy z jednego nastroju w drugi, od jednego zapa�u po�wi�cenia do zniech�cenia i bezradno�ci. Wype�nia nas istna burza sprzecznych uczu� i kr�tkotrwa�ych zapa��w. Pod wzgl�dem intelektualnym Sarmata jest egzemplarzem bez w�tpienia interesuj�cym. Zdolny, b�yskotliwy, inteligentny. Lubi i potrafi m�wi�, lubi te� by� s�uchany. Musi by� podziwiany. Bo on musi b�yszcze�. Kr�l Sobieski nosi� na swym codziennym ubraniu klejnoty za 200 tysi�cy talar�w. Student �yj�cy ze stypendium wyda je ca�e na oblewanie egzaminu. Czasami popis jest innego gatunku: ot, z�apanie kuli armatniej i wyrwanie jej p�on�cego lontu, szar�a na armaty, wyj�cie na szczyt wroc�awskiej iglicy w mundurze pu�kownika, za�piewanie "O m�j rozmarynie" pod oknem pewnej damy, podczas wojny, gdy nieprzyjaciel jest o par� krok�w za domem. Sarmat� cechuje tak�e lenistwo, notoryczny brak konsekwencji. Jego �ycie jest utkane dobrymi postanowieniami: to takie wiecznie dobrze zapowiadaj�ce si� dziecko, kt�re postanawia i postanawia, np. �e si� b�dzie uczy�o, a zabawia�o tylko dla odpoczynku. Efekt jest taki, �e uczy si� w chwilach wolnych od odpoczynku. Za to lubi sobie pomarzy�: to genialny marzyciel. Marzy o sukcesach w nauce, w pracy, w ma��e�stwie i wsz�dzie. A potem same rozczarowania: kierunkiem obranych studi�w ("tego nie chcia�em"), rodzajem pracy ("za nic mnie maj�"), wysoko�ci� zarobku ("ledwo na trumn� starczy"), ma��e�stwa ("by�em sko�czonym idiot�"): Tak by si� nam serce rwa�o do ogromnych, wielkich rzeczy, a tu pospolito�� skrzeczy (St. Wyspia�ski, Wesele). Sarmata lubi b�yszcze� wobec otoczenia i to nawet poprzez swe b��dy �yciowe. St�d p�ynie u niego swoista "ideologia z�a". Ja rozumiem, �e ka�dy cz�owiek pope�nia jakie� b��dy. Ale my potrafimy sobie swe w�asne b��dy przedstawi� jako pow�d do chluby. Opowiadamy, jak to rodzina daje pieni�dze na studia, a my si� i tak nie uczymy; �e potrafimy i�� na egzamin bez przygotowania, i to jest nasza odwaga; �e poderwa� "babk�" to dla nas jak r�k� machn��. Przy tym gwi�d�emy na wszystko, a zw�aszcza na to, co ludzie powiedz�. Z drugiej jednak strony ci sami ludzie s� nam niezwykle potrzebni, w�a�nie po to, by nas podziwia� i gorszy� si� naszym gwizdaniem. Nasz pozorny indywidualizm niknie zupe�nie w samotno�ci. W samotno�ci Sarmata jest bardzo biedny i bliski p�aczu. Ale z zami�owania do popisu i marzycielstwa p�ynie jeszcze co� innego: alkoholizm. Bo w Sarmacie rodz� si� kompleksy. W�r�d nich najcz�stszy to kompleks ni�szo�ci. I teraz trzeba z tym kompleksem zerwa�, trzeba go prze�ama�. Na normaln� drog� Sarmaty nie sta�, pozostaje do dyspozycji jedynie jej namiastka: alkohol. Teraz wyrasta si� ju� ponad przeci�tno��, zapomina o rzeczywisto�ci, jest si� na miar� marze� i "na z�o�� �wiatu". Alkoholizm jest �wiadectwem kl�ski, kt�rej dozna�o w cz�owieku jego poczucie rzeczywisto�ci, kl�ski poniesionej wobec marzenia. Mamy tutaj przyk�ad alienacji cz�owieka rzeczywistego przez cz�owieka-mar�, cz�owieka -upiora. Alkoholizm jest efektem tego, �e cz�owiek zupe�nie nie rozumie �wiata ani samego siebie. Ale temperament, jakikolwiek by on by�, to tylko propozycja, to jeszcze nie gotowy cz�owiek. Po powierzchni morza przechodz� liczne pr�dy, niekt�re si�gaj� nawet do�� g��boko. Im jednak g��biej, tem jest ciszej. Tam, na samym dnie, spoczywa nasze "ja". To "ja" jest wolne. Ono ma moc ustosunkowania si� do propozycji. Temperament to tylko propozycja. Wolno�� to "ty". To twoja wolno�� w ostatecznej konsekwencji decyduje, czy propozycj� wyzyskasz ku swej n�dzy, czy ku swej wielko�ci. To ty wychowujesz w�asny temperament. 4. O prawie natury Jednym z najbardziej podstawowych poj�� etyki chrze�cija�skiej jest poj�cie prawa natury, tj. prawa, kt�re z natury przys�uguje osobie ludzkiej i nie potrzebuje by� wyznaczane przez specjalne ustawy. Czym jest prawo natury? Jakie jest jego etyczne znaczenie? Przypomnijmy sobie lata, kiedy byli�my jeszcze dzie�mi, lub lepiej - zwr��my uwag� na dzieci, jakie z pewno�ci� znajduj� si� w zasi�gu naszej obserwacji. Co robili�my my sami, co robi ka�de dziecko, gdy odczuje, �e jest traktowane niesprawiedliwie? Za dobr� odpowied� uzyskuje gorsz� not�, za dobre - w jego mniemaniu czyny - nagan�? Protestuje spontanicznie. Jest roz�alone i wszem, i ka�demu z osobna og�asza bezmiar krzywdy, jakiej dozna�o. (To samo zreszt� robi� i starsi.) To bardzo interesuj�ce. Sk�d mo�e dziecko wiedzie�, �e ka�demu trzeba odda� to, co mu si� nale�y? Sk�d wie, �e za dobry czyn nale�y si� mu nagroda, a nie kara? A my sk�d o tym wiemy? Nie na podstawie kodeks�w, bo tych jako dzieci nie czytali�my. Rzecz tym bardziej dziwna, �e wszyscy ludzie s� pod tym wzgl�dem jednomy�lni. Odpowied� prosta: Cz�owiek ma �wiadomo�� w�asnej natury i z niej czerpie nieokre�lone wyczucie swych podstawowych praw i podstawowych obowi�zk�w. Aby to lepiej zrozumie�, odwo�ajmy si� do wyobra�ni. Ka�dy z nas posiada zapewne w domu aparat radiowy. Wiadomo, �e jest to aparat s�u��cy do zmian fal elektromagnetycznych na fale akustyczne, s�yszalne dla naszego ucha. Z tego powodu aparatowi radiowemu przys�uguj�, powiedzmy w cudzys�owie, "pewne prawa", kt�re ka�dy posiadacz aparatu musi respektowa�, je�eli nie chce zniszczy� aparatu. Nie mo�na go np. trzyma� zanurzonego w wodzie, trzeba go odpowiednio w��czy� do sieci elektrycznej, nie mo�na rozpala� w jego wn�trzu ogniska itp. Sama struktura rzeczy jest tutaj podstaw� do pewnych praw reguluj�cych spos�b obchodzenia si� z aparatem. Podobnie do natury samochodu nale�y zdolno�� poruszania si� z miejsca na miejsce, do natury og�rka, �e nie �piewa, jak to powiedzia� Konstanty I. Ga�czy�ski w swym dowcipnym wierszu: Je�eli og�rek nie �piewa, i to o �adnej porze, widocznie z woli nieba prawdopodobnie nie mo�e. Nie nale�y r�wnie� do natury radia, by rzuca�o obraz telewizyjny, do natury samochodu, aby rozmawia� z przechodniami. Ka�dy istniej�cy przedmiot posiada szereg naturalnych "praw" zakotwiczonych bezpo�rednio w jego w�asnej strukturze. Podobnie ma si� rzecz z osob� ludzk�. Cz�owiek posiada r�wnie� sw� w�asn� natur�, wsp�ln� wszystkim ludziom i dlatego zasadniczo niezmienn�. Cz�owiek jest istot� zmys�owo-rozumn�. Jako taki posiada szereg praw i obowi�zk�w zakotwiczonych w swej naturze, praw bardziej podstawowych i pierwotnych ni� wszystkie prawa ustawowe. S� one r�wnie� niezmienne, poniewa� natura ludzka jest zawsze ta sama. Cz�owiek to zawsze i wsz�dzie istota zmys�owo-rozumna. Prawa te s� r�wnie� powszechnie znane, chocia� z r�nym stopniem jasno�ci. Jedyn� ich wad� jest to, �e s� og�lne i cz�sto w konkretnych wypadkach nie wystarczaj�. Przyk�adem praw natury s� stwierdzenia: "Oddaj ka�demu, co mu si� nale�y". "Czy� dobrze". "Unikaj z�ego". "Za zbrodnie nale�y si� kara". Dalej prawo do osobistej wolno�ci, prawo do pracy, prawo do utrzymania �ycia. O prawa te b�dzie cz�owiek walczy� z nara�eniem �ycia, chocia�by �aden pisany kodeks nie zmusza� go do tego. Kiedy przed cz�owiekiem stanie perspektywa naruszenia jego naturalnych uprawnie�, cz�owiek si� broni, jakby samo jego cz�owiecze�stwo zosta�o zagro�one. I istotnie. Prawa natury wyznaczaj� najbardziej elementarne warunki �ycia i rozwoju ludzkiej osobowo�ci. Jako takie stoj� u podstaw wszelkich kodeks�w. Powr��my jeszcze na chwil� do dziecka. Spr�bujmy mu powiedzie�, �e b�dziemy je traktowa� niesprawiedliwie i �e ono powinno si� na to zgodzi�, bo jest ma�e i s�abe, bo mamy w�adz� nad nim itd. Czujemy wszyscy, �e dziecko zaprotestuje. Zaprotestuje za� w imi� niewyra�nie wyczuwanego prawa natury. Uczyni zreszt� zupe�nie s�usznie. Skoro bowiem prawo natury jest podstawowym i najbardziej pierwotnym prawem cz�owieka, wszelkie inne prawo musi i�� z nim w zgodzie. Wszelki kodeks sprzeczny z prawem nie obowi�zuje w sumieniu. "Prawo" hitlerowskie ho�duj�ce utylitaryzmowi pa�stwowemu nie usprawiedliwia pope�nionych w jego imi� zbrodni. Dekrety cezar�w zakazuj�ce praktyk religijnych chrze�cijanom nie obowi�zywa�y w sumieniu. Ustawy bij�ce bezpo�rednio w prawo do �ycia ka�dego cz�owieka, bez wzgl�du na jego wiek, r�wnie�. Og�lna zasada brzmi: aby prawo pozytywne obowi�zywa�o w sumieniu, musi by� zgodne z prawem natury. Poniewa� jednak prawo natury jest og�lne i cz�sto w konkretnych przypadkach nie wystarcza, musi ono by� uzupe�nione przez szereg praw pozytywnych, w�r�d kt�rych znajduj� si� prawa pa�stwowe, ko�cielne, zwyczajowe itp. Dla chrze�cijanina prawo natury posiada jeszcze jeden aspekt. Chrze�cijanin wie, �e B�g na dwa sposoby ujawni� si� �wiatu: przez akt stworzenia �wiata i przez specjalne objawienie Starego i Nowego Testamentu. W rzeczach widzialnych odbija si� B�g zupe�nie podobnie, jak w konstrukcji maszyny elektronicznej odbija si� umys� konstruktora. I oto stajemy wobec zagadki naszej w�asnej natury. Wobec kapitalnego pytania: Kim jest cz�owiek? Wobec zadania: W jaki spos�b wyznaczy� sobie szeroko�� i d�ugo�� przestrzeni �yciowej potrzebnej do tego, by �y� i by si� rozwija�? Odkrywamy elementarne prawa rozwoju w�asnej osobowo�ci. Odkrywamy to minimum, bez kt�rego nie mo�emy by�. To, co musi by�, co konieczne, to "najmniej". Odkrycie prawa natury jest odkryciem prawa, kt�re wzi�o si� ostatecznie od Boga. Prawo natury to odbite w nas najwy�sze prawo Boga. 5. O kszta�towaniu sumienia Znamy ju� podstawowe twierdzenie etyki chrze�cija�skiej: dobre jest to, co jest zgodne z Bogiem, i wiemy, �e B�g jest najwy�sz� norm� moralno�ci. Po drugie: wiemy, �e dobre jest to, co jest zgodne z natur� cz�owieka, i to jest bli�sza norma moralno�ci. Ale to wszystko jeszcze nie wystarcza. Dop�ki prawa moralne s� poza nami, jak d�ugo nic o nich nie wiemy, tak d�ugo nie mog� one stworzy� w nas �adnego zobowi�zania etycznego. Potrzebna jest jeszcze jaka� bezpo�rednia norma moralno�ci. Ma to by� norma wci�� obecna w �wiadomo�ci cz�owieka i zawsze gotowa do natychmiastowej reakcji. St�d trzecie twierdzenie etyki chrze�cija�skiej: najbli�sz� norm� moralno�ci jest dla cz�owieka jego sumienie - praktyczny os�d o zgodno�ci jego post�powania z obiektywnym dobrem. Musi to by�, oczywi�cie, sumienie pewne i prawe. Istniej� trzy najcz�ciej spotykane typy b��dnego sumienia: sumienie w�skie, sumienie szerokie i sumienie niepewne. Przyjrzyjmy si� nieco poszczeg�lnym przypadkom. Trafiaj� si� ludzie �yj�cy w nieustannym przekonaniu, �e cokolwiek robi�, wszystko to jest niedoskona�e lub wprost grzeszne. Przypomnijmy sobie chwile, w kt�rych nam samym wydawa�o si�, �e nasza wina si�ga wr�cz kosmicznych rozmiar�w, chocia� w gruncie rzeczy nie chodzi�o wcale o grzech, ale o pokus�, na przyk�ad mimowoln� my�l nieczyst�, czy te� zwyk�e zapomnienie, na przyk�ad o pi�tkowym po�cie. A jednak byli�my mylnie przekonani, �e zgrzeszyli�my, i to ci�ko. Odzywa�o si� wtedy w nas sumienie fa�szywe, sumienie skrupulackie. Sumienie tego typu dopatruje si� z�a tam, gdzie z�a nie ma, lub widzi grzech ci�ki tam, gdzie jest tylko niedoskona�o��. Sumienie w�skie mo�e obejmowa� ca�o�� etycznego �ycia cz�owieka albo - co si� cz�sto zdarza - jaki� specjalny wycinek. Niejednokrotnie sumienie w�skie, skrupulatyzm, wi��e si� z zaburzeniami psychiki, na przyk�ad z nerwic�, stanami l�kowymi. Co ma czyni� cz�owiek obci��ony takim sumieniem? Poniewa� nie jest on zdolny do w�a�ciwego, obiektywnego os�dzania swego post�powania, musi zda� si� na zdanie spowiednika. Wyj�cie z impasu sumienia w�skiego le�y w pos�usze�stwie spowiednikowi i wyrobieniu sobie na tej drodze sumienia prawdziwego i pewnego. Innym typem sumienia b��dnego jest sumienie szerokie, liberalistyczne. Orzeka ono, �e nie ma grzechu tam, gdzie grzech obiektywnie jest, lub widzi grzech lekki tam, gdzie obiektywnie mamy do czynienia z ci�kim przewinieniem. Sumienie szerokie, praktycznie bior�c, nie spe�nia swej roli albo spe�nia j� tylko w ograniczonym zakresie. Granice dobra i z�a s� tu ujmowane tak niewyra�nie i tak p�ynnie, �e praktycznie dla wszystkiego. cokolwiek cz�owiek robi, potrafi sobie znale�� usprawiedliwienie. Przyk�ad�w szerokiego sumienia mamy wok� nas bez liku. Kto z nas i jak spowiada si� z zaniedbywania, obowi�zk�w rodzinnych, spo�ecznych, zawodowych? Kto poczuwa si� do naprawienia wyrz�dzonej szkody, odwo�ania rzuconego na bli�niego oszczerstwa? Nasze grzechy szerokiego sumienia powoduj� ogromne szkody spo�eczne, s� w�a�ciw� przyczyn� wielu spo�ecznych plag. I wreszcie trzeci typ b��dnego sumienia: sumienie niepewne. Cz�owiek nie wie, czy dany czyn jest zgodny, czy nie jest zgodny z w�a�ciw� hierarchi� warto�ci. Jego dzia�aniu towarzyszy niepewno��: dobrze czy �le, wina, zas�uga czy rzecz oboj�tna? A jednocze�nie nie podejmuje koniecznego wysi�ku, �eby zdoby� jasny i prawy s�d o rzeczy. Nie chodzi tu o chorobliwy niepok�j i niezdecydowanie charakterystyczne dla skrupulat�w, ale o wygodn� lekkomy�lno��, brak poczucia odpowiedzialno�ci, moralne zoboj�tnienie. Tymczasem istnieje zobowi�zuj�ca zasada, �e cz�owiekowi, kt�ry ma sumienie niepewne, nie wolno dzia�a�, dop�ki sobie sumienia nie upewni, na przyk�ad przez rzeteln� refleksj� lub zasi�gni�cie kompetentnej rady. Istniej� zatem co najmniej trzy typy sumienia b��dnego: sumienie w�skie, szerokie i niepewne. Przeciwie�stwem sumienia b��dnego jest sumienie prawdziwe i pewne. Problem wychowania w cz�owieku prawdziwego sumienia sta� si� dzisiaj tragicznym problemem spo�ecznym - tragicznym, poniewa� zbyt cz�sto nie dostrzeganym. Obserwujemy na wielk� skal� niedorozw�j sumienia. Wpajamy naszym dzieciom mn�stwo wiadomo�ci. Ca�e "wychowanie" jest w�a�ciwie tylko nauczaniem. S� j�zyki, jest matematyka, jest muzyka, p�ywalnia i lekcje ta�c�w. O kszta�towaniu sumienia nie ma mowy. Usi�ujemy wychowa� geniuszy, zapominaj�c o ich sumieniu. A przecie� na w�asnej sk�rze do�wiadczyli�my ju� kiedy�, czym staje si� wiedza i w�adza w r�kach ludzi pozbawionych sumienia lub o fa�szywie ukszta�towanych sumieniach. 6. Czym jest sumienie? Czym�e jednak jest nasze sumienie? Wed�ug niekt�rych teorii ma to by� g�os p�yn�cy z przyzwyczajenia, nawyku, kt�ry odzywa si� w nas tylekro�, ilekro� post�pujemy inaczej, ani�eli post�powali�my dot�d. Ale nie jest to s�uszne stanowisko. Istniej� przecie� sytuacje, kt�re pojawiaj� si� tylko raz w �yciu, a mimo to i w nich g�os sumienia jest jednoznaczny, mocny i zniewalaj�cy. Poza tym sumienie odzywa si� w cz�owieku ju� wtedy, nim zd��y� wypracowa� w sobie jakiekolwiek przyzwyczajenia: dziecko ocenia jako niesprawiedliwo�� krzywdz�c� je nagan�, zanim zd��y przywykn�� do innego sposobu traktowania przez ludzi doros�ych. Wed�ug innych teorii sumienie to g�os ludzkiego instynktu etycznego, podobnego do instynktu samozachowawczego, rodzicielskiego itp. Ale to te� nie jest s�uszne. Instynkt obraca si� z regu�y wok� interes�w cz�owieka: zmierza do tego, aby utrzyma� go przy �yciu lub zapewni� przysz�o�� nast�pnym pokoleniom. Podstawow� warto�ci�, na kt�rej stra�y stoi instynkt, jest �ycie biologiczne i interes zwi�zany z tym �yciem. Tymczasem sumienie stoi na stra�y warto�ci etycznych, kt�re s� warto�ciami innego typu. Sumienie przypomina, �e ten inny typ warto�ci jest nie tylko inny, ale i wy�szy od warto�ci ekonomicznych, u�ytkowych, przyjemno�ci itp. Potrafi przecie� zmusi� cz�owieka nawet do ofiary z w�asnego �ycia na rzecz warto�ci etycznych. Niejeden wi�zie� w czasach okupacji ponosi� �mier� w�r�d tortur, a jednak nie wyda� koleg�w. W �wietle naszego wewn�trznego do�wiadczenia sumienie jest g�osem ludzkiego rozumu. Niew�tpliwie ciekawy to g�os. Przede wszystkim informuje on cz�owieka, co jest z�e, a co jest dobre, co warto�ciowe, a co etycznie bezwarto�ciowe. Nie ogranicza si� jednak tylko do prostego stwierdzenia: to jest dobre, to z�e, to czarne, to bia�e. G�os sumienia wnosi z sob� moment swoistego zobowi�zania: to jest z�e, a zatem nie wolno ci tego czyni�; to jest dobre, a zatem powiniene� tak czyni�. Ile razy pojawia si� w nas g�os sumienia, zawsze chodzi o to, �e to ja nie mog� pozwoli�, by mi�dzy mn� a �wiatem warto�ci etycznych wyrasta�a przepa�� nie do przebycia. Nie mog� post�powa� tak, aby w harmonii warto�ci m�j czyn zabrzmia� jak dra�ni�cy dysonans. Trudno ten g�os sumienia zag�uszy�, chocia� przemawia czasem bardzo cicho. I na tym ci�g�ym uobecnianiu cz�owiekowi �wiata warto�ci i zobowi�zuj�cym apelu, zwr�conym bardzo konkretnie w�a�nie do nas, polega si�a ludzkiego sumienia. Wiemy ju�, �e sumienie mo�e by� prawdziwe lub b��dne. Wiemy, �e sumienie b��dne to sumienie szerokie, w�skie lub niepewne. Pr�cz tego mo�na jeszcze wyr�ni� sumienie przeduczynkowe i pouczynkowe, kt�re ocenia czyn przed lub po jego dokonaniu. Wedle kt�rego z nich ma cz�owiek post�powa�? Cz�owiek nie mo�e czego� czyni�, je�eli wie, �e jego sumienie jest b��dne. Je�eli kierowca nie potrafi kierowa� samochodem, to nie wolno mu siada� za kierownic�. Sumienie jest sterem ludzkiego �ycia. Z zepsutym sterem do celu nie dojedziemy. Nie wolno cz�owiekowi post�powa� z sumieniem niepewnym, poniewa� nara�a si� wtedy na niebezpiecze�stwo czynienia z�a. Jak d�ugo kto� nie jest pewny, czy to, co przed sob� widzi, jest zaj�cem czy te� futrzan� czapk� na g�owie kolegi, nie wolno mu strzela�. G�os sumienia pouczynkowego nie mo�e decydowa� o warto�ci czynu ju� spe�nionego. Cz�owiek powinien post�powa� wy��cznie z sumieniem pewnym przeduczynkowym. Ono jest najbli�sz�, rozstrzygaj�c� norm� moralno�ci. Ono ostatecznie decyduje o winie i ono decyduje o zas�udze. St�d bierze si� te� podstawowa formu�a etyki chrze�cija�skiej: dobre jest to, co jest zgodne z przeduczynkowym i pewnym sumieniem cz�owieka; z�e jest to, co jest niezgodne z przeduczynkowym i pewnym sumieniem cz�owieka. Zdarza si� nieraz, �e penitent pyta si� spowiednika w konfesjonale: zrobi�em to lub tamto..., czy ja "mam za to grzech"? A spowiednik odpowiada: nie wiem. Bo on istotnie nie wie. Spowiednik wie, jaki czyn, obiektywnie rzecz bior�c, jest zgodny z zasadami etyki, a jaki z ni� zgodny nie jest. Spowiednik zna wi�c tylko obiektywny stan rzeczy. Ale spowiednik nie zna subiektywnego stanu rzeczy. Nie wie, co si� dzia�o w sumieniu penitenta w chwili pope�niania danego czynu. I dlatego nie on rozstrzyga, czy by� grzech, czy go nie by�o. To rozstrzygni�cie ju� pad�o. Spowiednik mo�e sprostowa� sumienie skrzywione. Mo�e je uczyni� bardziej czu�ym. Ale nie mo�e decydowa� o tym, czy ty pope�ni�e� grzech, czy go nie pope�ni�e�. O tym zadecydowa�e� ty sam, id�c lub nie id�c za g�osem twojego prawego, pewnego, przeduczynkowego sumienia. Ucieczka przed sumieniem Sumienie jest w cz�owieku moc� niezwyk��. Na tego rodzaju moc nie natrafiamy nigdzie we wszech�wiecie. Potrafi ono sk�oni� cz�owieka do dzia�ania wbrew najwi�kszym strachom, doprowadzi� go do szczyt�w bohaterstwa i g��bi skruchy. Dzieje ludzko�ci s� pe�ne przyk�ad�w ludzi, kt�rzy zwyci�ali w wojnach najsilniejszych przeciwnik�w, ale uginali si� pod ci�arem w�asnego sumienia. Bywa�o, �e sumienie doprowadza�o ich do �wi�to�ci, bywa�o tak�e, �e uciekaj�c przed nim - wybierali samob�jcz� �mier�. Ewangeliczny Piotr i Judasz - oto dwie postacie, kt�re sta�y si� dwoma urastaj�cymi do symbolu przyk�adami dzia�ania sumienia ludzkiego. Dobra wola cz�owieka, zmys� moralny, sumienie - to wszystko jest �ci�le z sob� powi�zane. Dobra wola oznacza pragnienie dobra. Ale pragnienie dobra by�oby �lepe, gdyby nie zmys� moralny, kt�ry otwiera wol� na to, co dobre, lepsze, najlepsze. Z kolei bez sumienia widzenie dobra i pragnienie dobra ko�czy�oby si� samym podziwem dla dobra, bez pr�by jego realizacji. Sumienie wprawia wszystko w ruch. Jest ono moc�, kt�ra sk�ania do zmiany, do post�pu, do tego, by osoba ludzka budowa�a siebie na fundamencie nadziei, kt�r� odkrywa jako najistotniejsz� dla siebie i w sobie. Dopiero sumienie czyni z istoty ludzkiej osobowo�� w pe�nym tego s�owa znaczeniu moraln�. Dzi�ki sumieniu mo�emy powiedzie�, �e osoba "niesie win�" lub "niesie zas�ug�". To ono decyduje o tym, �e o Piotrze m�wimy - "�wi�ty", a o Judaszu - "zdrajca". Czym jest sumienie? Sumienie poznajemy po jego owocach. Najpierw i przede wszystkim sumienie co� ods�ania. Mo�na je por�wna� do �wiat�a, kt�re wtargn�o do jaskini przez ma�� szpar� i o�wietli�o jej mroki. Mo�na je r�wnie� por�wna� do wyj�tkowej ciszy, w kt�rej daj� si� s�ysze� g�osy zazwyczaj nies�yszalne. Martin Heidegger por�wnuje je do "milczenia", kt�re jest "pe�ne wymowy", chocia� nie wyra�a go �adne "gadanie". Tak czy owak istot� sumienia jest ods�anianie. Kierunek ods�aniania jest jednak inny ni� kierunek preferencji. Preferencja ods�ania sfer� warto�ci obiektywnych; w sumieniu ods�ania si� osoba ludzka (persona) w jej odniesieniach do �wiata warto�ci. Dzi�ki sumieniu cz�owiek "czuje" siebie, czuje sw�j prawdziwy stan, czuje to, kim jest, bowiem jego stosunek do warto�ci wyciska pi�tno na jego byciu, jego egzystencji. Sumienie jest zawsze "egzystencjalne". Nie chodzi o to, co zrobi�e� lub zrobisz; chodzi przede wszystkim o to, kim jeste� robi�c to lub tamto. Przypomnijmy scen� upadku pierwszych rodzic�w. Po upadku rozlega si� g�os Boga. G�os nie pyta, co Adam zrobi�, g�os nie robi wyrzutu, g�os pyta g��biej: "Gdzie jeste�?" (Rdz 3,9). Cz�owiek to istota, kt�ra znajduje si� na jakiej� drodze, jak pielgrzym. W�druj�c sw� drog�, cz�owiek �yje jak�� nadziej�. Nadzieja cz�owieka rozwija si� i obejmuje r�ne p�aszczyzny warto�ci - wy�sz� i ni�sz�. Nast�puje upadek cz�owieka. Cz�owiek rezygnuje z nadziei wy�szej na rzecz ni�szej. Sprzedaje wielkie dziedzictwo za ma�� miseczk� zupy. Wtedy nast�puje "ods�oni�cie" sumienia. Sk�d� z g��bin osoby wyrasta milcz�ce: "Gdzie jeste�, cz�owieku?" Sumienie ods�ania b�d� win�, b�d� dobr� wiar� cz�owieka. Wina towarzyszy upadkowi cz�owieka. Dobra wiara towarzyszy jego post�powi. Najbole�niej do�wiadcza cz�owieka sumienie wtedy, gdy ods�ania ono jego win�. "Milczenie sumienia" staje si� wtedy milczeniem z�owrogim, gro�nym, milczeniem pe�nym wyrzutu. Wtedy to cz�owiek post�puje tak, jakby chcia� zag�uszy� swe sumienie, zagada� je, uciec gdzie� od jego g�osu. Wdaje si� w sp�r z w�asnym sumieniem. Ale na pr�no. Sumienie nie k��ci si� z cz�owiekiem; na wszystkie jego "wyja�nienia" i "wyt�umaczenia", na ka�de "nie mog�em", "by�em zmuszony", "nie zauwa�y�em" - sumienie odpowiada wielkim, przejmuj�cym milczeniem, z kt�rego ro�nie wina cz�owieka. Mimo �e sumienie "milczy", jego milczenie ma sens. Sens ten mo�na r�nie ujmowa�. Szczeg�lnie trafna jest formu�a Martina Heideggera. Sumienie "daje do zrozumienia", by cz�owiek chcia� mie� sumienie". Bo w swym ja�owym sporze z sumieniem cz�owiek chcia�by si� ch�tnie zupe�nie pozby� sumienia, "uratowa� siebie" powrotem w ciemno��, utoni�ciem w zgie�ku �wiata, rozproszeniem uwagi w bezp�odnej gadaninie o tym, co nieistotne. St�d przejmuj�ce "milczenie", kt�re przychodzi "z drugiej strony �wiata", milczenie pe�ne wymowy: "chciej mie� sumienie", "gdzie jeste�?". Dobra wiara towarzyszy wzrostowi, rozwojowi, dojrzewaniu wewn�trznemu. Dojrzewa� znaczy owocowa�. A owocowa� znaczy i�� w g�r�, post�powa� od nadziei ni�szej do wy�szej. Drzewo dojrzewa wtedy, gdy wypuszcza li�cie, rozkwita, wydaje owoc. Przechodz�c od jednego stopnia rozwoju do drugiego, cz�owiek musi co� z siebie po�wi�ci�, musi zrezygnowa� z jednostronnej realizacji nadziei ni�szej, aby da� miejsce nadziei wy�szej, nadziei ogarniaj�cej i porz�dkuj�cej. Drzewo, kt�re by chcia�o jedynie kwitn��, skaza�oby si� na �mier� przedwczesn�. Trzeba umie� w odpowiednim czasie po�wi�ci� kwiaty dla owocu. Ka�demu s�usznemu po�wi�ceniu towarzyszy �wiadectwo sumienia, kt�re okre�lamy s�owem "dobra wiara". M�wimy: "oto cz�owiek dobrej wiary". Nawet gdy jego post�pek nie podoba si� nam, fakt, �e by� on "w dobrej wierze", usprawiedliwia go w naszych oczach. Dobra wiara jest przejawem dobrej moli cz�owieka po�wiadczonej przez sumienie. Mo�emy �mia�o powiedzie�: dobra wiara to sumienie, kt�re "milcz�co" wprowadza jasno�� w g��b cz�owieka. Tak�e tutaj sumienie obywa si� bez gadaniny, bo wszystko jest jawne. Cz�owiek poddaje si� pokojowi, kt�ry p�ynie z sumienia. Wielu wybitnych my�licieli wierzy�o, �e spok�j sumienia to najwy�szy rodzaj szcz�cia, jaki mo�e si� sta� udzia�em cz�owieka. Sumienie jest zasadniczo nieomylne. Jest nieomylne w tym sensie, �e przypisuj�c cz�owiekowi win� lub przyznaj�c mu dobr� wiar�, nie mo�e by� sprawdzone za pomoc� �adnego innego narz�dzia ni� ono samo. Kt� mo�e lepiej od niego wiedzie�, kim jestem? Kt� jest bli�ej osoby ni� ono? Je�li sumienie wskazuje na win�, jestem winny, bo "milczenie" sumienia jest cz�ci� mnie samego. Je�li mam "czyste sumienie", jestem czysty. Rzecz ma si� tak, jak z wod�: je�li w wodzie nie ma �adnych m�t�w, woda jest czysta, je�li s� w niej m�ty, woda jest brudna. Nie znaczy to jednak, by cz�owiek uznawa� to, na co wskazuje sumienie. Sumienie jest co prawda "nieomylne", ale cz�owiek cz�sto woli nie s�ysze�, co m�wi sumienie, na co sumienie wskazuje. Tragedi� cz�owieka jest to, �e ch�tnie ucieka od swego sumienia, �e przekr�ca sens jego "milczenia", �e w�asne �yczenia podsuwa pod jego mow�. Bywa, �e cz�owiek jest inny, a za innego siebie uwa�a. Cz�owiek jest rozszczepiony, jest inny dla �wiata i inny w sobie. I na tym polega jego tragedia. W tym kontek�cie nale�y r�wnie� rozumie� postulat etyczny, kt�ry w ostatnich czasach sta� si� popularny i aktualny. Brzmi on: "B�d� sob�", "Stawaj si� sob�". Co to bli�ej znaczy? Jest to postulat dla tych, kt�rzy znale�li si� w stanie ucieczki od w�asnego sumienia. Ucieczka pozostaje w �cis�ym zwi�zku z uwi�dem ich zmys�u moralnego. Ca�e zatroskanie tych ludzi obraca si� wok� funkcji, jak� przysz�o im pe�ni� w aktualnym systemie technicznej organizacji �ycia. Ich hierarchia warto�ci sprowadza si� do hierarchii mniejszej lub wi�kszej przydatno�ci technicznej w nowym �wiecie. Chc� by� "sprawni" w tym, co robi�, ale to, co robi�, nie stoi w polu promieniowania nadziei podstawowych. �yj� na "sp�aszczonym" aksjologicznie �wiecie, s� lud�mi "jednego poziomu", jednego horyzontu, s� "sp�aszczeni", "sp�yceni", jak sp�aszczony i sp�ycony jest ich �wiat. Wezwanie "B�d� sob�" lub "B�d� tym, kim jeste�", zwane r�wnie� "wezwaniem do autentyczno�ci", ma na celu skierowa� ludzi znajduj�cych si� w ucieczce w stron�, w kt�rej bije �r�d�o cz�owiecze�stwa w cz�owieku - w stron� ich milcz�cego sumienia. 8. Pole odpowiedzialno�ci Dobra wola cz�owieka, jego zmys� moralny oraz sumienie stanowi� wprawdzie niezb�dne warunki do tego, by w cz�owieku powsta�o poczucie odpowiedzialno�ci, ale nie s� to jeszcze warunki dostateczne owego prze�ycia. Do tego, by poczucie odpowiedzialno�ci rozwin�o si�, cz�owiek musi mie� �wiadomo�� (przekonanie), �e w konkretnej sytuacji, w jakiej si� znalaz�, nie tylko wiedzia�, co robi� nale�y, lecz rzeczywi�cie m�g� co� zrobi�. Je�li kto� nie zna si� na chorobach, nie mo�na od niego wymaga�, �eby leczy� ludzi. Je�li kto� nie potrafi p�ywa�, nie mo�na ��da�, by ratowa� ton�cego. Nie mo�na go te� obwinia� za to, �e go nie ratuje. Czym innym jest "chcie�", a czym innym "m�c". Dobra wola, zmys� moralny, preferencja i sumienie znajduj� si� po stronie "chcie�". Poczucie odpowiedzialno�ci wyrasta nie tylko na fundamencie mo�liwo�ci dzia�ania. Odpowiedzialno�� cz�owieka nie si�ga poza granice mo�liwo�ci skutecznego dzia�ania, aczkolwiek wyrasta na pod�o�u skierowanego na dobro lub z�o pragnienia. Zanim powiemy kilka s��w o granicach ludzkiej odpowiedzialno�ci, zapytajmy: Czym jest odpowiedzialno��? Odpowiedzialno�� to nic innego jak przekonanie, �e si� jest rzeczywistym sprawc� aktu moralnego i jego skutk�w. Aby powsta�o w cz�owieku poczucie odpowiedzialno�ci, musz� by� spe�nione pewne warunki. Oto niekt�re z nich: cz�owiek musi odkry� co dobre, co lepsze, co najlepsze, musi zobaczy� siebie w relacji do odkrytego dobra i z�a, musi nadto mie� �wiadomo�� w�asnej si�y, w�asnej zdatno�ci do podj�cia owego aktu, musi wreszcie domy�li� si�, co zrobi�, kiedy zrobi�, jakich �rodk�w u�y� do obranego celu: Odpowiedzialno�� to nader z�o�one prze�ycie. Obejmuje ono nie tylko to, co dotyczy "wn�trza" cz�owieka, lecz r�wnie� to, co si� wi��e z jego cia�em. S�usznie m�wimy o "polu odpowiedzialno�ci" poszczeg�lnego cz�owieka. Pole odpowiedzialno�ci rozpo�ciera si� wok� ka�dego cz�owieka i obejmuje t� przestrze� jego �ycia, w kt�rej cz�owiek w pojedynk� lub wesp� z innymi mo�e skutecznie chcie� dobra. Dobro jest tu nie tylko tre�ci� jego �yczenia, lecz spoczywa w zasi�gu jego dzia�ania. Odpowiedzialno�� jest odpowiedzialno�ci� w sytuacji, kt�ra jest konkretna, zmienna, cz�sto niepowtarzalna, podobnie jak zmienne s� si�y zaanga�owanego cz�owieka. Nic wi�c dziwnego, �e nie ma dla cz�owieka sta�ego pola odpowiedzialno�ci, �e pole to jest raz szersze, raz w�sze. Podstawowe problemy zwi�zane z zagadnieniem pola odpowiedzialno�ci uk�adaj� si� mniej wi�cej nast�puj�co: najpierw problemy ograniczenia odpowiedzialno�ci, potem problemy odpowiedzialno�ci pozbawionej wszelkich ogranicze�, odpowiedzialno�ci, kt�ra - jak wzburzona rzeka - "wyst�pi�a z brzeg�w". Pytanie o �r�d�a ograniczonej odpowiedzialno�ci doprowadza nas b�d� do ujawnienia brak�w w sposobie widzenia warto�ci, b�d� brak�w w sposobie widzenia rzeczywisto�ci, w kt�rej warto�ci maj� by� zrealizowane. Jest tak�e problem si�y i konsekwencji w realizowaniu odpowiedzialno�ci. Gdzie jest odpowiedzialno��, ale brakuje si�, tam odpowiedzialno�� rodzi szczeg�lny rodzaj cierpienia zwanego "moraln� bezsilno�ci�". �wiadomo�� bezsilno�ci moralnej �wiadczy o wielko�ci cz�owieka i zarazem jego krucho�ci, owej pe�nej tajemnic istoty, kt�ra "przy ca�ej swej trosce nie mo�e ani jednej chwili do�o�y� do wieku swego �ycia" (por. Mt 6, 27; por. �k 12, 25), kt�rej jednak marzy si� �wiat bez p�aczu, b�l�w i bez umierania. �r�d�em odpowiedzialno�ci ograniczonej jest przede wszystkim nadwra�liwo�� moralna. Cz�sto zdarza si�, �e jaki� cz�owiek jest szczeg�lnie uczulony na jeden rodzaj warto�ci, �e ten rodzaj warto�ci odbiera �ywo, mocno, �e reaguje na� ca�� si�� swej osobowo�ci. Ca�a reszta hierarchii warto�ci tak�e jest mu jako� dana, ale ju� nie tak �ywo i nie tak przejmuj�co. Kto� mo�e na przyk�ad szczeg�lnie mocno odczuwa� warto�ci witalne, co przejawi si� w jego �yciu przesadn� trosk� o zdrowie. Cz�owiek taki stale b�dzie nagina� odczuwanie innych warto�ci do swej troski o zachowanie dobrego stanu zdrowia. Kto� inny zostanie poch�oni�ty przez ciekawo�� mikrokosmosu i cho� ciekawo�� ta nie przekre�li w nim odczucia innych warto�ci, to jednak w praktyce nigdy nie znajdzie on czasu na to, by da� wyraz owym odczuciom. Bywaj� przypadki jeszcze bardziej osobiste. Oto kto� prze�y� tragedi� zdrady przyjaciela. Raz zdradzony cz�owiek b�dzie czu� uraz przed powierzeniem swego zaufania po raz wt�ry. Nadwra�liwo�� moralna idzie zawsze w parze z jak�� form� niewra�liwo�ci. Cz�owiek nadwra�liwy w jednej dziedzinie staje si� niewra�liwy w innej. Stara si� on do tego stopnia o zrealizowanie warto�ci upragnionej, �e usuwa w cie� wszystko to, co ni� nie jest, lub co przeszkadza w jej realizacji. Nadwra�liwo�� nie oznacza jednak �lepoty. Cz�owiek "teoretycznie wie" o innych warto�ciach i innych nadziejach, wydaje mu si� jednak, �e s� one poza planem jego odpowiedzialno�ci. Inny rodzaj ogranicze� pola odpowiedzialno�ci wi��e si� z przeszkodami w dzia�aniu. Najcz�ciej cz�owiek po prostu nie wie, co w danej sytuacji zrobi� mo�e. Im bardziej nietypowa sytuacja, tym trudniej znale�� w�a�ciwy spos�b post�powania. Cz�owiek pope�nia gafy b�d�c w najlepszej intencji: to daje rady, kt�re irytuj�, to stawia pytania, kt�re wprawiaj� drugiego w os�upienie, to zn�w decyduje si� na gesty, kt�rych rezultat jest przeciwny do zamierzonego. Znalezienie w�a�ciwej odpowiedzi na potrzeby cz�owieka wymaga rozumu, cierpliwo�ci, roztropno�ci, kt�rych ludziom najcz�ciej brak. Umiej�tno�ci te wymagaj� nie tylko nauki trwaj�cej latami, lecz r�wnie� inteligencji oraz czysto odkrywczych zdolno�ci, kt�rych nauczy� si� trudno. Gdyby� to drugi cz�owiek zawsze wiedzia�, o co mu naprawd� chodzi! Bywa niekiedy tak, �e chodzi mu w�a�nie o to, by mu u�wiadomi�, o co chodzi. Wtedy trzeba z cierpliwo�ci� szuka� p�aszczyzny porozumienia i powoli wynajdywa� t� szczeg�ln� warto��, kt�ra mog�aby podbudowa� w drugim jego nadziej� istotn�. Ale w naszym �yciu codziennym mamy do czynienia nie tylko z przypadkami ograniczonej odpowiedzialno�ci, lecz r�wnie� z odpowiedzialno�ci� przesadn�, kt�ra "wyst�pi�a z brzeg�w". Wydaje si� cz�owiekowi, �e jego pole odpowiedzialno�ci nie ma granic. Cierpi za miliony i milionom udziela dobrych rad. Stara si� ratowa� ludzi nawet wbrew ich woli i od nieszcz��, kt�re s� tylko jego nieszcz�ciami. Reformuje ca�y �wiat, zapoznaj�c jednocze�nie to, co jest jego codziennym obowi�zkiem. I nie wiadomo, co w tej sytuacji bardziej rzuca si� w oczy: czy �ywo��, z jak� czuje, �e jest odpowiedzialny, czy s�abo��, z jak� odczuwa rzeczywisto�� otaczaj�cego go �wiata. Jedno w ka�dym razie jest znamienne: tam, gdzie poczucie odpowiedzialno�ci "wyst�pi�o z brzeg�w", zawsze przecenia si� w�asny rozum, w�asne serce, siebie, a nie docenia rozumu