15466
Szczegóły |
Tytuł |
15466 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15466 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15466 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15466 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Norbert Lebert
Oficyna Literatów "Rój"
Tytuł oryginału:
Alte Sunder leben langer
Klub
stulatkó
w
Przekład
JAN KOPROWSKI
Opracowanie graficzne
KRZYSZTOF DOBROWOLSKI
Największym błędem ludzi
młodych są ich wyobrażenia
o starości.
Hermann Kesten
Copyright for the Polish edition by Oficyna Literatów „Rój"
Warszawa 1991
Książki Oficyny Literatów „Rój" do nabycia także bezpo-
średnio w wydawnictwie, 00-040 Warszawa, ul. Warecka
4/6, tel. 26-70-19
ISBN 83-85049-24-X
Stojącą na ruchomych schodach drobną białowłosą
kobietę, z siatką na zakupy i z torebką przewieszoną
przez ramię, ktoś nagle potrącił. Straciła równowagę.
Świadkowie powiedzą później: przewróciła się i dwa lub
trzy razy spadała z kolejnych stopni.
Przechodnie próbują jej pomóc. Zjawia się policjant.
Kobieta wydaje się być nieprzytomna. Zawiadomiono
lekarza i pogotowie. Policjant otwiera torebkę poszkodo-
wanej i wyjmuje dowód osobisty. Jego wzrok pada na
datę urodzenia: 29 grudnia 1869. Przez chwilę wstrzymu-
je oddech, potem spogląda na grupkę stojących ludzi
i mówi:
— Jeśli to się zgadza, ta kobieta liczy sobie sto lat.
— Zgadza się — odpowiada poszkodowana. Prze
zwyciężyła już szok. Wyciąga energicznie rękę do polic
janta: — Proszę podejść, młody człowieku i pomóc mi
wstać.
Dama nazywała się Emma Scheunemann. Była wdo-
wą, matką dwóch córek, mieszkała w Kassel. Datę jej
urodzin sprawdziłem w odpowiednim urzędzie. Rzeczy-
wiście, urodziła się 29 grudnia 1869 w Zwickershausen
w Turyngii.
Widziałem ją wkrótce po wypadku na ruchomych scho-
dach, w listopadzie 1970. Umówiliśmy się w mieście, jak
przystało na rześką, prawie 101-letnią damę. Na Kólni-
scher Strasse, w pobliżu Głównego Dworca Kassel,
wysiadła z taksówki.
Padał deszcz, wiał zimny wiatr, zacząłem się o nią
trochę obawiać.
— Myślałem, że będzie pani towarzyszyć córka — po
wiedziałem. Emma Scheunemann otworzyła parasol.
— Wie pan, moja córka nie czuje się dobrze. Poradzi
łam jej, żeby przy tej pogodzie pozostała raczej w domu.
— A pani? — odważyłem się spytać. — Pani nic nie
dolega?
Roześmiała się: — Nie narzekam!
Przyjrzałem się jej z niedowierzaniem.
— Przy upadku na ruchomych schodach nie odniosła
pani żadnych obrażeń?
— Obrażeń, nie. — odpowiedziała. — Miałam tylko
niebieskie plamy na całym ciele.
— Podobno koniecznie chciano panią zabrać do szpi
tala?
Emma Scheunemann westchnęła. — Z powodu moje-
go wieku, myśli pan? Nic z tego. Zamówiłam sobie
taksówkę i wróciłam do domu.
Nauka do dziś spiera się o kryteria, według których
należy oceniać starość człowieka. Zgodna jest tylko
w jednym punkcie: data urodzenia prowadzi do fałszy-
wych wniosków.
Człowiek przeszło stuletni jest według powszechnych
ocen prastary. Bowiem przekroczył nawet biblijny naj-
wyższy wiek ludzki o lat dwadzieścia. Ale dama z Kassel
wcale nie zachowywała się jak człowiek prastary. Kpiła
sobie z utartych wyobrażeń o starości.
Emma Scheunemann widziała dobrze (bez okularów),
słyszała (nie trzeba jej było krzyczeć do ucha), chodziła
bez laski. Ale opis ten jest jeszcze niepełny. Spotkanie
z nią było prawdziwym przeżyciem, dlatego że nie wi-
działo się u niej objawów całkowitego zestarzenia.
Przekroczyła pełne stulecie, nie kostniejąc. W 1929,
w roku mojego urodzenia, miała już lat sześćdziesiąt.
A przecież w 1970 patrzyłem w jej wciąż zaokrągloną
twarz, słyszałem jej mocny głos, radosny śmiech. Bogac-
two wspomnień sięgających w przeszłość sprzed dzie-
więćdziesięciu, a nawet dziewięćdziesięciu pięciu lat,
świadczyło o fenomenalnej pamięci.
Prawie przez całe życie nie ruszała się z Kassel, aby
w wieku lat dziewięćdziesięciu odkryć przyjemność po-
dróżowania. Była w Szwajcarii, Austrii, Luksemburgu.
Zrealizowała swoje dawne marzenia: latanie samolotem.
Fotografie ukazują 95-letnią kobietę w samolocie spor-
towym.
Ale poza tym Emma Scheunemann prowadziła całkiem
normalne życie: robiła zakupy, gotowała, sprzątała mie-
szkanie, oglądała telewizję (najchętniej kryminały).
Jak uczymy się lęku
Starcze niedołęstwo, zgrzybiałość są powszechnie
znane: w zaawansowanych latach życia następuje spa-
dek sił fizycznych i duchowych. Wynika to z obniżenia
przemiany materii wskutek ograniczonego, niedostatecz-
nego odżywiania tkanek organizmu, które stopniowo
zanikają. Zmniejsza się odporność, rośnie skłonność do
wielu chorób.
Dlatego my młodsi tak się boimy. Okropna starość,
grożący upadek zdrowia, choroby, kalectwo, zniedołęż-
nienie. Taki obraz tkwi w nas głęboko. Wywołuje
lęk i panikę. Mówi się o tym nawet dzieciom. W
niemieckich czytankach szkolnych — według badań
bońskiego Instytutu Psychologicznego — starość
przedstawia się przeważnie w postaci „samotnego,
bezradnego człowie-
ka". Opisy zdrowia, życiowej zaradności czy zgoła wy-
dajności pracy zajmują w czytankach dla czwartej klasy
szkolnej nie więcej niż osiem procent. W ten sposób ma
się budzić współczucie. Tymczasem jest to jedynie wy-
woływanie wilka z lasu.
O Emmie Scheunemann lub jej podobnych nie ma
słowa w niemieckich czytankach. A przecież ta stuletnia
kobieta przedstawia sobą wspaniałą historię. Przekozioł-
kowała po ruchomych schodach, jej fotografia znalazła
się w gazecie — nieustraszona prababcia obala wszel-
kie zastarzałe stereotypy i wyobrażenia.
Dzieciom powinno się ponadto opowiedzieć, że Emma
Scheunemann w ostatnich czterdziestu latach chorowała
tylko raz. Miała zapalenie wyrostka robaczkowego
i w wieku 85 lat poddała się operacji. Trzeba więc
stwierdzić, że w jej przypadku nie mamy do czynienia ze
zjawiskiem starości.
Stuletni pionierzy Ameryki
Z całą powagą odrzucam przypuszczenie, że Emma
Scheunemann to przypadek wyjątkowy. Postaram się
o inne przykłady, przede wszystkim z badań amerykań-
skiego Departamentu Zdrowia (Departement of Health).
Zostało przebadanych 500 mężczyzn i kobiet, którzy
przekroczyli sto lat życia.
Pewnego pięknego, wrześniowego dnia na farmę
w Samson (Alabama) przyjechało dwóch pracowników
Urzędu Zdrowia. Tutaj miał spędzić swoje ostatnie dni
105-letni Henry Bean.
— Henry — powiedział administrator farmy — jest na
cmentarzu.
— Kiedy zmarł?
Administrator roześmiał się:
— On nie umarł. Musi tylko ściąć kilka drzew.
— Czy to ma być dowcip?
Administrator wzruszył ramionami.
— Najlepiej, jeśli panowie tam pojadą. To mały cmen
tarz. Pięć mil stąd. Henry pracuje sam — panowie nie
mogą go nie zauważyć. Rzeczywiście urzędnicy znaleźli
go na miejscu: z siekierą w ręku przy ścinaniu drzew.
Przerwał swoją pracę i usiadł w cieniu. Stopą przydeptał
do ziemi pełzającego grzechotnika.
— Wczoraj zabiłem siedem sztuk — powiedział
105-latek. — Roi się tu od tych bydlaków.
W miejscowości De Moines (Iowa) na liście stulatków
znalazł się Isaac C. Burrel. „Była pewna trudność
— zauważył urzędnik w swoim raporcie — mianowicie
nie można Burrela zastać w domu". Ale ostatecznie
udało się. „Zjawił się w mieszkaniu mężczyzna, który
w swoich ruchach przypominał czterdziestolatka. Przyje-
chał autobusem z Highland Park, gdzie miał do za-
płacenia jakieś rachunki". Burrel nie był zadowolony ze
swego zdrowia. „Ostatnio zimno mi i na lewe ucho
gorzej słyszę".
Jamę Williams, 105 lat, z Tampy na Florydzie, przyjął
swoich gości słowami: „Szukam pracy. Ale nikt mi jej nie
daje. Ludzie myślą, że jestem na to za stary". Williams,
były pracownik zakładów fosfatu, dwukrotnie żonaty,
chorował tylko raz w swoim życiu. „Obywa się bez
okularów", czytamy w raporcie, „ma doskonały słuch
i zdumiewająco krzepką kondycję".
Natomiast Joseph Labarge, 102 lata, z Cleveland
(Ohio), rozwiązał problem swojego zatrudnienia. Pracuje
jako dozorca w biurowcu. Labarge jeszcze w wieku
97 lat pojawiał się na ślizgawce. Z łyżwami przy butach.
W dniu swoich 100 urodzin odbył pierwszą podróż he-
likopterem.
Jeden z urzędników spytał Sylwestra Melvina w stanie
Illinois, dlaczego tak się spieszy?
— Za pięć minut zamykają bank — odpowiedział pan
Melvin — a ja potrzebuję pieniędzy.
Sylvester Melvin miał w tym czasie 105 lat. Urzędnik
napisał w swoim raporcie, nie bez zażenowania, że
z trudem mógł dotrzymać kroku temu pra-pradziadkowi.
Dopiero w drodze powrotnej z banku szli spokojniej.
— Jak pan spędza czas?
— Pielęgnuję swój ogród i robię na drutach pulowery.
— Robi pan pulowery?
— Tak, namiętnie. Jeden za drugim.
A oto cytaty z wywiadu przeprowadzonego ze stulet-
nim Ernestem Blackmerem. 2 października 1963 roku
w Andover w stanie Massachusetts.
.....mężczyzna wyglądający o 25 do 30 lat młodziej.
Wczoraj dopiero powrócił z Chicago. Dwa razy w roku
odbywa podróż samolotem przez kontynent. Duchowo
i fizycznie znajduje się u szczytu sił. W czerwcu brał
udział w uroczystościach jubileuszowych swojego stare-
go college'u".
Poniższe zaś zdania pochodzą z wywiadu przeprowa-
dzonego ze stuletnim Danillem M. Powellem w dniu 21
maja 1962 roku w Sorrento w stanie Floryda.
,,...na plantacji pomarańczy wskazał ktoś niskiego
mężczyznę i powiedział: to jest Danill. Był gorący dzień,
ale dla naszego jubilata nie miało to znaczenia. Pogod-
ny, dobrze usposobiony, odpowiadał na nasze pytania.
Wstaje codziennie o czwartej rano. Jeśli nie liczyć trzech
olbrzymich psów, żyje samotnie. Troszczy się o dom,
ogród, gotuje dla siebie i dla psów... i nie myśli o tym,
aby porzucić swoją pracę na plantacji...".
Rozmyślnie wybrałem tak skrajną grupę stulatków.
Gdyby się zgadzało to, co przypisuje się starości, gdyby
upadek sił był nieunikniony, to ci ludzie powinni już być
skamieniałymi pomnikami, z których całkowicie uszło
życie.
Swoje badania obejmujące 450 ponad stuletnich osób i
prowadzone przez dwadzieścia lat dr Grave E. Bird
podsumował w następujących słowach: ,.Większość
przebadanych osób miała zdecydowane plany na przy-
szłość, cechował je entuzjazm, wyraźne zamiłowania,
humor, dobry apetyt i duża odporność na dolegliwości,
choroby i urazy. Jako grupa byli to ludzie duchowo
zdrowi z optymistycznym nastawieniem do życia...".
Szwajcarska praca doktorska
Z badań szwajcarskich (Franz Obrecht ,,Stulatki", dy-
sertacja), które jeszcze nieraz będą w tej książce cyto-
wane, chciałbym tutaj przytoczyć dane dotyczące naj-
starszej mieszkanki Bazylei: Wiek: 102 lata Zawód:
krawcowa Puls: 75 uderzeń na minutę Ciśnienie krwi:
150/70, bez zmian Stan moczu: bez białka, bez cukru
Słuch: dobry
Siła wzroku: bez oznak starości, żywe, jasne niebieskie
oczy. Czyta bez okularów Ruch: drobne, pewne kroki
Twarz: okrągłe pełne policzki, prawie bez zmarszczek
Pamięć: fantastyczna, opowiada o wydarzeniach sprzed
95 lat
Apetyt: wyborny. Je wszystko, co się podaje, bez diety
Trawienie: bez trudności, bez środków przeczyszczają-
cych
Przebyte choroby: żadne
Inne uwagi: niezłomna siła życia, w dniu 102 urodzin
przyjęła 61 wizyt, nie okazując zmęczenia.
Kto puścił w świat pogłoskę, że jest to straszne dożyć
stu lat? Kto przypisał tym poczciwym ludziom trzęsącą
wisko w Uniwersytecie Kijowskim. Mając lat 96 wydał
podręcznik geometrii wyższej. Obecnie na emeryturze.
Konstantin Grygorjewicz Kowalczuk z Werensji. Rol-
nik. Siła wzroku i słuch osłabły dopiero w 110 roku życia.
Oddychanie pogorszyło się. Sen dobry. Funkcjonowanie
dróg oddechowych i układu krążenia zadowalające. Wy-
konuje jeszcze lekkie roboty domowe.
,,Dobry stan zdrowia, żadnych skarg" — oto często
powtarzająca się uwaga w tych ukraińskich badaniach.
Na pytanie: ,,Czym wytłumaczy pan swoją długowie-
czność?", 97-letni Iwan Kostiw odpowiedział tak:
,,W moim wieku nie należy się jeszcze do długowie-
cznych". Żartowniś ten Iwanowicz — ale przecież
nie odbiega on od normy. Profesor Spasokukocki z Ki-
jowa mówi summa summarum o „zdrowej, pogodnej
i użytecznej grupie społecznej". Tylko w bardzo nie-
licznych przypadkach stwierdzono objawy starczego
uwiądu.
A więc życie sprawia jeszcze radość, również na
samym wierzchołku piramidy wieku. W Rosji żyje ponad
11000 stulatków, a są regiony, gdzie jest ich szczególnie
dużo. Ukraina nie należy do tych regionów. Badania
odzwierciedlają normalne, przeciętne relacje.
Marsz na Rzym
„Dzisiaj w Pozzuolo del Friuli mieszkańcy świętowali
urodziny nauczycielki, panny Giuseppiny Bierti, która
w najlepszym zdrowiu przekroczyła 106 rok życia. Panna
Bierti czyta codziennie gazety, pisze wiersze, pali dzie-
sięć papierosów dziennie, nie gardzi szklaneczką wina,
a ponadto rozpoczęła spór z urzędem stanu cywilnego.
Panna Bierti jest przekonana, że przyszła na świat 29
września 1861, podczas gdy w księgach urzędu stanu
cywilnego w Udine zapisano datę 28 września 1861.
Według panny Bierti chodzi o błąd w zapisie..." (Cyt.
z włoskiej gazety ,,Corsera" z 29 września 1967).
We wrześniu 1968 redakcja ,,La Stampa" otrzymała od
czytelnika list, który wywołał prawdziwe poruszenie;
103-letni prenumerator pisma Michele Rapetti prosi o to,
by mógł dozorować budowę nowego gmachu redakcji.
Ma on bowiem słabość do nowoczesnej architektury.
Redakcja, pełna rozterki, jak powinna się przygotować
na odwiedziny 103-latka, wysłała najpierw reportera do
Sestri Ponente. Oto relacja, która rozproszyła wszelkie
wątpliwości: „Michele Rapetti przeprowadził się przed
dziesięcioma laty na Riwierę. Mieszka u swojego syna
Giuseppe, lat 65, na via Pian di Forno 5. Teraz przyje-
chał, aby przyjść z pomocą swojej rodzinie. Nie chodzi tu
bynajmniej o symboliczny gest, ponieważ nikomu nie
udało się zmusić go choćby tylko przez chwilę do bez-
czynności. To on robi zakupy, dba o piwnicę, przygoto-
wuje obiad, wyprowadza wnuki na spacer. Opiekun do-
mu, którego można pozazdrościć, tym bardziej, że lubi
swą pracę i przy niej się odradza. Czyta i pisze, nie
używając okularów. Ma w pełni jasną, dobrze funkc-
jonującą pamięć".
W tym samym roku i tego samego miesiąca pojawiła
się w ośrodku zdrowia na via Statuto w Mediolanie
rześka stara dama i zażądała wizyty u okulisty. „Pan
musi mnie zbadać, panie doktorze. Nie mogę nawlec
igły. Coś nie jest w porządku z moimi oczami". Doktor
przeczytał w kartotece: ' Angiolina Bedini, urodzona
2 kwietnia 1866. Po zbadaniu lekarz pocieszył pacjentkę:
„Nie jest tak źle, ale musi pani w przyszłości nosić
okulary. — Okulary? — 102-letnia pacjentka potrząsnęła
głową. — Obawiam się, że jednak zaczynam się sta-
rzeć".
Można robić filuterne miny, można się śmiać. Ale nie
powinno to zmącić naszego krytycznego spojrzenia. Tej
starej damie pozostało nie tylko poczucie humoru. Za-
chowała także swoje zdrowie. Niewielka krótkowzrocz-
ność przy 102 latach życia — kto chce, może to uznać za
objaw starości.
W każdym razie wydaje mi się w tych okolicznościach
wątpliwe, czy tę mediolankę można nazwać staruszką.
Rzecz definicji. Co należy rozumieć pod pojęciem sta-
rości? Jakie są typowe, a jakie nietypowe jej oznaki?
Czy stulatkowie, którzy w 1962 przyjechali z całych
Włoch do Rzymu na zaproszenie Medycznego Instytutu
Badawczego, byli staruszkami? Przybyli oni samolotami,
koleją, autami. Nie tylko poddali się badaniom poli-
klinicznym, ale w programie ich pobytu znalazło się
zwiedzanie miasta, uroczysty bankiet i wizyta u papieża.
Kongres stulatków? W pierwszej chwili może się to
wydawać pomysłem kabaretowym. Czymś, co nie pasuje
do całości obrazu, co jest poza wszelką normą i burzy
nasze wyobrażenie o starzeniu się i starości. Rzeczy-
wiście, cóż to takiego podróż do Rzymu? Przecież ci
weterani — oczywiście, gdyby tylko ktoś pokrył koszty
— pojechaliby nawet do Honolulu.
Nowe życie Ilony Moranović
Pierwszą stulatkę spotkałem przed osiemnastu laty na
niemiecko-austriackim dworcu granicznym. Była to Ilona
Moranović, 101 lat. Przygotowywała się wraz z rodziną
na wyjazd do Ameryki Południowej. Paląc fajkę stała
przy swoich bagażach i mówiła o swoich dalszych pla-
nach: ,,Chcemy wyemigrować do Argentyny i tam zacząć
wszystko od nowa". Rodzina Ilony Moranović pochodziła
z Jugosławii. W 1952 uciekli do Austrii. Babcia prze-
kroczyła nielegalnie granicę bez trudu. Liczyła sobie
przecież dopiero 99 lat. Nie miałem jeszcze wtedy do-
statecznego rozeznania w tych sprawach. Opisałem tę
historię, owszem — ale zrobiłem to tak, jakbym odkrył
figurę z gabinetu osobliwości. Dzisiaj już wiem: starość
to kwestia sporna. Dlatego już spokojnie, z uczuciem, że
nic już nie zdoła mnie zaskoczyć, zapisuję następujący
meldunek w moich aktach: „Angielka Ada Roe, właś-
cicielka sklepu w angielskim mieście Lowestoft obcho-
dziła bez wielkiego rozgłosu 110 urodziny. Jubilatka
stała, jak zwykle, za ladą swego sklepu mleczarskiego,
który prowadzi już od półwiecza, i obsługiwała klientów.
Tym, którzy jej gratulowali, wyjaśniała: — ,,Nie osiąg-
nęłam jeszcze swego wieku emerytalnego". Tymczasem
ja zdążyłem już przejrzeć tę grupę ludzi. Ich potajemnym
przywódcą jest, moim zdaniem, grecki filozof Gorgias,
urodzony w 375 roku przed narodzeniem Chrystusa. Gdy
miał 105 lat, pewien student zapytał go, dlaczego chce
mu się żyć tak długo. Odpowiedź brzmiała: „Ponieważ
nie mogę wytoczyć żadnych oskarżeń przeciw starości".
Towarzysz z Augsburga
Wyciągam dowolną kartę ze swojej kartoteki. Informac-
ja urzędu meldunkowego w Augsburgu: Wilhelm Deffner,
urodzony 12 maja 1871, zamieszkały przy Aggenstein-
strasse. Nieduży dom jednorodzinny w pobliżu Lechbriic-
ke — tam przy furtce ogrodowej znalazłem nazwisko Def-
fner. Gdy zadzwoniłem, było już ciemno. Otworzył mi syn:
— Pan pewnie do mojego ojca. To ma pan pecha.
— Nie ma go?
— Nie. Jest na zebraniu wyborczym. Może długo
potrwać, zanim wróci, do jedenastej lub nawet do dwu
nastej.
— Poszedł na zebranie sam?
— Tak. On jest jeszcze bardzo aktywny. Członek SPD
od 1890 roku, stary związkowiec. Wygłasza przemówie
nia, uczestniczy w każdej dyskusji.
Dwa dni później wchodziłem po schodach do mansar-
dy w domu przy Aggensteinstrasse. Jeżeli stulatek wy-
głasza jeszcze mowy wyborcze, należy być ostrożnym.
Ale przecież: czy mężczyzna, który zaświadcza urzędo-
wo, że urodził się 12 maja 1871 roku, może wyglądać jak
krzepki sześćdziesięciolatek? Może. Wilhelm Deffner,
wąsaty, 1,63 m wzrostu, 70 kilogramów wagi, tryskający
zdrowiem. Jak więc mógłbym go zapytać: „Jest pan
krótkowidzem? Żle pan słyszy? Kiepsko u pana z pamię-
cią? Dokucza panu podagra?"
Wcale nie musiałem zadawać takich pytań. Deffner,
mrugając znacząco oczami, podał mi srebrną plakietkę
z wygrawerowaną datą: 1969. Trasa wynosiła 13 kilomet-
rów — powiedział — przebyłem ją w cztery godziny.
Już się dowiedziałem z jego dalszej opowieści, chce
wziąć udział w marszu również w 1970 roku. Przyjaciół
przyrody, organizatorów marszu, bardzo jego zamiar
przestraszył. „Wilhelmie — zaklinali go — pomyśl o tym,
że masz już 99 lat".
A on tylko wzruszył ramionami i powiedział:
— No dobrze, w takim razie będę biegł sam.
Na zjazdach partii nie ma, na szczęście, ograniczeń
wiekowych. W SPD, do której wstąpił przed osiemdzie-
sięcioma laty, wciąż odgrywa pewną rolę. W maju 1971,
z okazji stulecia urodzin, poleciał samolotem do Bonn.
Towarzysze zgotowali mu burzliwe przyjęcie.
Na jego biurku leżały otwarte książki, gazety, listy,
zapisane notatniki. „Mój duchowy trening — powiedział
z uśmieszkiem — prenumeruję dwa dzienniki, jeden
miejscowy i jeden ponadregionalny. Jeżeli się chce
działać wśród innych, trzeba być w kursie rzeczy". Jest
rozmowny. Czas nie osłabił jego sił umysłowych. Żong-
luje datami, liczbami, nazwiskami. Nie myli teraźniej-
szości z przeszłością. Stulecie, które przeżył, przecho-
wał w pamięci.
— Moja matka — Deffner pogładził wąsy — zarabiała
w fabryce tekstylnej 6,80 marek za 78 godzin pracy
tygodniowo. Ojca nie znałem. Byliśmy biedni. Po chleb
chodziłem pod bramy klasztoru. W końcu poszedłem do
domu sierot...
Co się tyczy jego pamięci, odczułem owego popołud-
nia lekki kompleks niższości. — W 1901 roku — powie-
dział swoim mocnym głosem — zostałem pierwszym
sekretarzem augsburskiego związku włókniarzy, który
liczył wtedy 300 członków. W 1903 było ich 1000, a w 1906
ostatecznie — 6000. Zorganizowałem pierwszy strajk.
Chodziło o skrócenie czasu pracy z jedenastu do dziesię-
ciu godzin dziennie.
I tak ta opowieść toczyła się dalej, szanowny czytel-
niku. Pradziadek wspominał swobodnie, bez żadnego
trudu. Bodaj raz nad czymś się chwilę zastanowił. Ktoś
mógłby postawić zarzut: taka pamięć to szczególny dar
natury. Możliwe. Ale należy stwierdzić: wiek jej nie
zniszczył. Pamięć funkcjonuje dalej.
Wilhelm Deffner, mimo stu lat życia, nie jest złamany
wiekiem zarówno pod względem fizycznym, jak i ducho-
wym. Oszczędziły go rdza, skostnienie, zgrzybiałość.
W „Suddeutsche Zeitung" pisarz Dieter Lattmann napisał
na setne urodziny Wilhelma Deffnera te oto zdania: „Ten
stary bojownik pozostał w swoim żywiole. W jego życiu nie
ma miejsca na starość. Nigdy nie czuł się samotny. Wilhelm
Deffner prowadzi spór z teraźniejszością, tak jak czynił to
przez całe dziesięciolecia. Wydaje mi się żywotniejszy, niż
niektórzy czterdziestoletni staruszkowie".
Obrazowi starego człowieka „bezradnego, złamanego,
samotnego" trzeba przeciwstawić całkiem inną wizję.
Sprawozdanie rządu federalnego o stanie zdrowia społe-
czeństwa zakłada, że w przyszłości średnia wieku wyniesie
85 lat życia. Rosyjscy i amerykańscy uczeni idą w swoich
prognozach dalej: sto, sto dziesięć, sto dwadzieścia lat...
Radość z długiego życia
Według badań demoskopijnych, co drugi Niemiec opo-
wiedział się przeciwko tak długiemu życiu. To jest
— z antropologicznego punktu widzenia — wprost nie-
wiarygodne. Albowiem „długie życie" już od epoki ka-
miennej należało do niespełnionych marzeń ludzkości.
Teraz, kiedy te wytęsknione długie życie staje się realne,
opuszcza nas wielka odwaga. Przyczyny takiej postawy
są jasne. Z pojęciem podeszłego wieku kojarzy się nam
film pełen lęku i grozy, który unicestwia radość starzenia
się: niedołęstwo umysłowe, skleroza, osłabienie wzroku,
cukrzyca, głuchota, nadciśnienie, łamliwość kości, star-
cza gruźlica, depresja, nadmierna otyłość...
To wyliczenie, jak wiemy, jest niekompletne. Brak
jeszcze, na przykład, przypisywanych starości takich
cech, jak upór, tępota, zdziecinnienie, dziwactwo, zmien-
ność.
Jeśli pod kątem tych zastrzeżeń spojrzymy na własną
starość, to mogą się nam nasunąć skojarzenia z bajką
o jednym takim, co poszedł w świat, by nauczyć się
strachu. Rzeczywiście w takim wyobrażeniu starości
kryje się poważne źródło błędu, które zniekształca i wy-
krzywia obraz. Jest to zdjęcie dużego formatu fałszywe.
Wejrzenie w nasze otoczenie wystarczy, aby wykryć
źródło błędu. Moja babka była rezolutną, ważącą blisko
sto kilo damą. Gdy w wieku 84 lat odwiedziła swego
lekarza, musiał on po kartotekę jej choroby pójść do
piwnicy. W ciągu ostatniego ćwierćwiecza nie potrzebo-
wała żadnej pomocy lekarskiej, była więc „odłożona" do
akt. Odręczna notatka na jej karcie chorobowej brzmiała:
„prawdopodobnie nie żyje".
Nie trzeba brać tego lekarzowi za złe. Nie interesowa-
ło go dobre zdrowie mojej babki. W kartotece jego ocen
nie grała ona żadnej roli.
Jeszcze lepszy przykład stanowi następująca notatka
prasowa, która może nawet rozbawić:
Brema, 16.10.1962.
Lena Meyerdierks z Grasbergu koło Bremy zachoro-
wała po raz pierwszy w życiu. Kasa Chorych odmówiła
jednakże wystawienia zaświadczenia chorobowego, po-
nieważ kobieta ta nie figurowała w żadnym spisie. Dopie-
ro po długich poszukiwaniach odkryto jej nazwisko
w najstarszych aktach na dnie schowka. Było ono skreś-
lone już przed laty w przekonaniu, że ubezpieczona
zmarła i jedynie przez zapomnienie najbliżsi nie wymel-
dowali jej z rejestru. Tymczasem Lena Meyerdierks
cieszy się jak najlepszym zdrowiem i mogła odebrać
wiele życzeń z okazji 100 rocznicy urodzin.
Jest sprawą mało znaczącą, że Kasa Chorych przez
niedopatrzenie za wcześnie wprowadziła swą pod-
opieczną do statystyki zmarłych. Nie w tym rzecz. Chodzi
o fakt, że zdrowi, starzy ludzie przy wszystkich tych
enuncjacjach na temat wieku nie są dopuszczani do
głosu.
Tu więc, szanowny czytelniku, bije źródło błędu. Sta-
rość mierzy się stanem chorych. Zdrowi nie są brani pod
uwagę. Ale jak wielka jest ta grupa ludzi?
Pumpernikel party
W latach trzydziestych Hugo Scharffenberg zajmował
się niemieckimi stulatkami. Dokumentację towarzyszącą
jego hobby można jeszcze odnaleźć tylko w zakurzonych
archiwach. Ale podczas czytania tych akt postacie szyb-
ko ożywają.
Panna Clara Berner, urodzona w Berlinie, mieszka
obecnie w Fiirstenbergu. Niezwykłego zdrowia, zdumie-
wającej świeżości fizycznej i duchowej. Raz w miesiącu
chodzi do teatru.
Hugo Gobel, handlarz wełną w Bremie. Godna uwagi
sprawność ciała i umysłu. Gimnastyk, namiętny gracz
w bilard, mówi sześcioma językami. Mając 75 lat wybrał
się w podróż do Egiptu. W wieku lat 93 odwiedził przyja-
ciół w Belgii.
Selma Richard, mieszka w Luneburgu. Pełna radości
życia, energii. Niewielkie cielesne dolegliwości zniknęły
w ostatnich dziesięciu latach. Wciąż czynna, wykonuje
ręczne robótki dla swoich wnuków i prawnuków.
Dorothea Wilhelmine Friederike Wilke. Obchodziła 101
urodziny 12 maja 1935 roku. Na śniadanie je zupę kartof-
laną. Jej ulubiona potrawa: sosy, śledzie marynowane,
do tego chleb ze smalcem. W wieku lat 50 ważyła 208
funtów. Mieszka w Lunow, powiat Angermiinde, sześcio-
ro dzieci.
Samuel Ferdinand Koppe, właściciel farbiarni w Cho-
ciebożu. Gimnastyk. Mając lat 91 ćwiczył z ciężarkami.
Dopiero gdy przekroczył 80, zaprzestał codziennej kąpie-
li w Szprewie.
Johann Heisterkamp, rolnik i wykonawca drewniaków.
Na swoje 104 urodziny urządził dla 43 przyjaciół (w wieku
80, 90 i 100 lat) przyjęcie w Pannemannhof, składające
się z pumpernikla, sera i żytniówki. Odwiedzają go
ludzie z bliska i daleka, aby podziwiać jego krzepkość.
Na lekarza wydał zaledwie 9 marek.
Marie Annę Pech, mieszkanka Waltersdorffu koło Zit-
tau. W wieku 101 lat wspięła się latem 1934 roku do groty
na wysokość 796 m. Zmarła 8 sierpnia 1935. Miała nie-
szczęście, że wskutek złego słuchu wpadła pod pociąg.
Sophie Gass z Kolonii, 104 lata. Żywy temperament,
zawsze dobrej myśli. Wchodzi na piąte piętro. Nie używa
okularów.
Friedrich Sadowski, 110 lat życia. W dawnych Prusach
Wschodnich, umysłowo i fizycznie zdumiewająco spraw-
ny. Codziennie praca w ogrodzie. Odbywa dziesięciokilo-
metrowe wędrówki. Mając 104 lata nauczył się jazdy
na rowerze.
Tante Grimm, Szlezwik-Holszyn. Wskutek inflacji stra-
ciła cały swój majątek. Doskonałe zdrowie. Przeżyła
złamanie stawu biodrowego. W 101 roku życia
wyleczyła się z zapalenia płuc. Na jej 104 urodziny
zorganizowano pochód z pochodniami.
Nawiasem mówiąc, Hugo Scharffenberg poświęcił
swoją pracę naukową ciotce, która zmarła w wieku 98 lat.
Była cudowną kobietą, jak zapewniał autor.
Czy to, szanowny czytelniku, nie jest przyczynek do
tematu starości? Jestem nawet zdania, że specjalista od
drewniaków Johann Heisterkamp, który na swoje 104
urodziny z pumperniklem i żytniówką zaprosił 80, 90
i 100-letnich przyjaciół, powinien zająć stałe miejsce
w referatach o problemach starości. Tymczasem nie był
w nich nigdy wymieniany. Autorzy referatów posługują
się raczej aforyzmami Goethego o starości, statystykami
zachorowań i zgonów, podają prognozy rentgenowskie
i objaśniają dane o starzeniu się. To z pewnością nie
wystarcza, aby ,.darowane" nam lata uczynić smakowi-
tymi. Badania wieku starczego nie są w Republice Fede-
ralnej szczególnie pielęgnowane. Nie mamy nawet jesz-
cze katedry gerontologii. Niezależnie od tego, jak skom-
plikowane są zjawiska starości i jak różnorodne czynniki
grają tu swoją rolę, nas najbardziej interesują zmiany
biologiczne. One, koniec końców, decydują o zdrowiu lub
chorobie. Szansa pozostania zdrowym zależy od stopnia
zużycia się i zniszczenia organizmu. W tej dziedzinie
wyciąga się wiele pośpiesznych wniosków. I tym właśnie
zajmiemy się dokładniej w następnym rozdziale.
Dobre, stare serce
Częste i litościwe opowiadanie
o chorobie starości nie stoi w żadnym
stosunku do tego, co o niej rzeczywiście
wiemy.
dr Kurt Bruckel
Starczą głuchotę (zwaną w języku naukowym pres-
byakusiś) opisano w każdym podręczniku medycznym.
W praktyce stawia się ją bardzo często jako diagnozę.
Jak już sama nazwa wskazuje, mamy tu do czynienia ze
zużyciem się organów słuchowych.
Rzeczywiście, głuchota występuje częściej w wieku
starszym, niż w latach młodości. Ten fakt nie nasuwa
wątpliwości i prowadzi do prostego wniosku, że atrybu-
tem późnego wieku jest postępujący niepowstrzymanie
proces zużycia się organizmu.
Wydarzenia te zgadzają się tak bardzo z naszymi
obserwacjami i doświadczeniami, że ich zakwestionowa-
nie wydaje się niemal zuchwałością. Ale jak to się dzieje,
że obecnie wielu znakomitych uczonych na podstawie
rezultatów nowych badań wyraża opinie, iż zjawisko
głuchoty starczej należy poddać rewizji?
Powinny nam pomóc trzy wykresy porównawcze.
Pierwsza krzywa pokazuje sytuację plemienia murzyń-
skiego żyjącego w Afryce centralnej. Badacze amery-
kańscy Plester, El-Molfy i Rosen, w wyniku przeprowa-
dzonych badań stwierdzili:
Zdolność słyszenia u 30- i 60-letnich Murzynów była
prawie jednakowo dobra. Wymierna utrata słuchu była
tak minimalna, że praktycznie nie miała żadnego znacze-
na. Tendencja ta utrzymywała się do późnej starości.
Krzywa starości przebiegała bardzo równo. Zużycie or-
ganu słuchowego uwarunkowane starością nie miało
znaczenia.
Druga krzywa wykazywała tendencje spadkowe. Tutaj
chodziło o typową ludność miejską w Ameryce. Zdolność
słyszenia u 30- i 60-latków wykazywała już znaczące
różnice. U 80-latków utrata słuchu stała się wyraźnie
dostrzegalna. Mimo to także z wyników tej krzywej
można było być zadowolonym.
Natomiast trzecia krzywa spadła gwałtownie w dół.
60-latkowie słyszeli znacznie gorzej niż ludzie 30-letni.
80-latkowie byli zupełnie głusi. Ta trzecia grupa żyła
w amerykańskich miastach przemysłowych.
Starość nie czyni głuchym
W przypadku starczej głuchoty, stwierdzili amerykań-
scy uczeni po wielu badaniach, myli się przyczynę ze
skutkiem. Głuchota jest następstwem chronicznego
działania hałasu — a nie starości.
W Japonii osiągnięto podobne wyniki. Warstwy ludno-
ści nie narażone na działanie hałasu, porównane z ro-
botnikami przemysłowymi w suchotniczych, hałaśliwych
miastach — wykazują te same zależności.
W szwedzkim regionie Skaraborg przebadano 2328
robotników budowlanych. Według dra Lundquista z klini-
ki ofiatrycznej „Sahlgrenska Hospitals" (choroby oczu)
44 procent pacjentów cierpiało na lekkie, 22 procent na
ciężkie schorzenia. Wśród robotników pracujących przy
betoniarkach 76 procent miało uszkodzony słuch.
Tymczasem znamy już wyniki wielu takich badań,
dotyczących personelu obsługi naziemnej samolotów
odrzutowych, robotników stalowni, członków
młodzieżo-
wych zespołów muzyki beatowej. Plaga, którą zapowie-
dział wielki bakteriolog Robert Koch, już nadeszła.
„Pewnego dnia — przewidywał ów uczony — człowiek
musi tak samo bezlitośnie zwalczać hałas, jak cholerę
i dżumę". Słoniom, sprowadzonym do europejskich
ogrodów zoologicznych, trzeba zakładać na uszy ochra-
niacze. W przeciwnym razie źle słyszą lub głuchną.
W podobnej sytuacji znajdujemy się my sami. Im głoś-
niejszy jest świat wokół nas, tym mniej słyszymy. Ale cóż
to, szanowny czytelniku, ma wspólnego ze starością?
Dlaczego ma to być starcza głuchota?
Jest rzeczą normalną, że w czasie długiego życia
tracimy słuch, ale utrzymuje się to w pocieszająco nis-
kich granicach. Rzeczywistą przyczyną głuchoty nie jest
więc starość, lecz hałas. Nie postępujący proces fizjo-
logiczny, lecz mechanizm niszczenia, którego można
uniknąć. Myślę, że nikt nie podważy tej prawdy.
Przykład pokazuje, w którym punkcie znajdują się
nowoczesne badania nad starością. ,.Częste i litościwe
opowiadanie o chorobie starości — stwierdza dr Kurt
Bruckel, dyrektor Kliniki Geriatrycznej w Stuttgarcie
— nie stoi w żadnym stosunku do tego, co o niej
rzeczywiście wiemy. Do pilnych zadań solidnej geriatrii
należy zdecydowanie przeciwstawienie się szeroko roz-
powszechnionej tezie, że wszelkie możliwe dolegliwości
i zmiany w organizmie przypisuje się ślepo starości".
Młode oko
Dr Jórg Schmidtt-Vogt, ordynator szpitala powiatowe-
go w Eppstein (Taunus) napisał po swoim pobycie w Ki-
jowskim Centrum Badania Starości: ,,U przebadanych
w instytucie kijowskim ludzi w bardzo zaawansowanym
wieku nader rzadko stwierdzano zjawisko zwyrodnienia
wzroku, jak na przykład starczą kataraktę lub glaukon
(zielona katarakta). Na ogół nie zauważono też tak typo-
wych objawów, jak plamy na rogówce, czy bielmo na
obrzeżach rogówki. Brak takich objawów oznacza, że
w wieku starczym oczy mogą zachować niezwykłą mło-
dość i żywotność".
Opisany stan rzeczy nie jest czymś wyjątkowym. Bar-
dzo często zwraca się uwagę na ,,młode oko" u dzie-
więćdziesięcio- i stulatków. Wiadomo od dawna, że tzw.
obwódka starcza (szare zmętnienie na obwodzie ro-
gówki) nie jest w żadnym wypadku objawem starości.
Wiadomo także, że „zielona katarakta", której się oba-
wiamy, jest chorobą, która rozwija się w średnim wieku,
postępuje powoli, w miarę upływu lat, i ujawnia się
ostatecznie na starość. Choroba ta dotyka zaledwie dwa
do trzech procent ludzi. Nie można więc mówić o tym,
jako o typowym zjawisku starości.
Organy wzrokowe, podobnie jak słuchowe, podlegają
procesowi starzenia. Zmniejsza się przystosowanie wi-
dzialności oka, wskutek czego doznaje uszczerbku jego
ostrość. Ten normalny proces dotyczy obydwu oczu,
zaczyna się już przy urodzeniu i następnie rozwija
stopniowo.
W pewnym momencie potrzebne są okulary do czyta-
nia. Kiedyś będziemy je musieli założyć do lektury
gazety. Mamy jednak szansę zachować „młode oko".
Starość nie stoi temu na przeszkodzie.
Starość, widziana z perspektywy historii medycyny,
nie była nigdy dokładnie zbadana, dokładnie opisana,
obserwowana bez uprzedzeń. Z bezprzykładną lekko-
myślnością przypisywano szczodrze niezliczone cierpie-
nia „chorobie starości". Nauka dopiero dziś stara się
rozwikłać ten węzeł. Wyciąga pojedyncze nitki i — pro-
szę spojrzeć — każda z nich ma fałszywą etykietkę.
Arterioskleroza to pojęcie zbiorcze dla różnych
chorób tętniczych. Co się przy tym dzieje, wiemy:
naczynia
twardnieją, tracąc swoją elastyczność. Średnica prze-
wodów pokarmowych, mająca normalnie dwa do trzech
centymetrów, zmniejsza się coraz bardziej. Z powodu
złogów wapiennych na ścianach naczyń upowszechniło
się złowrogie pojęcie o „zwapnieniu".
I to zwapnienie stało się przyczyną zwalania całkowi-
tej winy na starość. Więcej jeszcze: uznano je za przy-
czynę starości.
Fałszywa etykieta
Już kilkadziesiąt lat temu podał tę teorię w wątpliwość
profesor Max Burger z Lipska, pionier niemieckich ba-
dań nad problemami starości. Grupa jego pracowników
zaczęła odróżniać chorobowy proces sklerotyczny od
normalnych zmian naczyń krwionośnych, uwarunkowa-
nych starzeniem się.
Max Kuczyński, zatrudniony jako profesor w Omsku,
stwierdził u rosyjskich chłopów w bardzo zaawansowa-
nym wieku zaskakująco nieznaczne objawy arterioskle-
rozy. Byli to mężczyźni o pełnym uwłosieniu, bez śladów
siwizny, z zachowaną potencją płciową i o młodzieńczym
wyglądzie. Kuczyński przeprowadził sekcję zwłok wieś-
niaka, który zmarł w wieku 109 lat. Ściany naczyń krwio-
nośnych były mało elastyczne, ale bez jakiegokolwiek
odkładania się cholesterolu czy wapna, a więc żyły
tętnicze zmienione, lecz nie chore.
Badania w tym zakresie potwierdziły się. W górzystej
części Zachodniej Gwinei dr K. Goldrick obserwował
przez 15 lat pewne plemię tubylcze. Tylko u 777 członków
tego plemienia ujawniono oznaki anginy pectoris. W żad-
nym wypadku nie stwierdzono choćby tylko ubocznych
chorób naczyń krwionośnych. Ciśnienie krwi nie pod-
nosiło się z wiekiem, nie było też żadnego przypadku
znacznego nadciśnienia.
U 70-letnich Indian w środkowym Meksyku podczas
sekcji zwłok stwierdzono doskonale zachowane naczy-
nia krwionośne. Starość nie pozostawiła tu żadnych
śladów. Tamtejsi patolodzy nie odnotowali jako przy-
czyny śmierci zapalenia mięśnia sercowego. Tak się
dzieje nie tylko u dalekich ludów pierwotnych. „Zdumie-
wająco dobrze zachowały się najdokładniej przebadane
naczynia wieńcowe. Nawet przy badaniu mikroskopijnym
nie wykryto w naczyniach żadnych patologicznych
zmian" — to wyniki sekcji 80-letniej kobiety przeprowa-
dzone przez Jaffego i Brossa. W literaturze fachowej
spotykamy liczne wzmianki tego rodzaju. W latach
1937—38 profesor Bogomolec wyjechał ze sztabem leka-
rzy do Abchazji, małej rosyjskiej prowincji kaukaskiej.
Zbadano 58 osób w wieku od 95 do 142 lat. Żadna z nich
nie zrobiła na profesorze wrażenia starca. Tlabagan
Klecba, 142 lata, potrafił jeszcze występować jako wodzi-
rej, prowadząc z humorem zabawę. Po powrocie do
Moskwy profesor Bogomolec poinformował swoich zdu-
mionych kolegów, że nie stwierdził u tych prastarych
ludzi żadnych chorobowych zmian w sercu i systemie
krwionośnym.
Człowiek może się zestarzeć bez objawów starczej
sklerozy. Nie musi koniecznie „zwapnieć". Biolog i an-
tropolog Paul Overhage w swojej książce „Eksperyment:
ludzkość" powiedział wyraźnie: „Arterioskleroza nie jest
absolutnie następstwem starzenia się, jak dotychczas
twierdzono. Serce i naczynia krwionośne mogą aż do
późnej starości pozostać młode".
Jak bardzo arterioskleroza nie jest zależna od choroby
starości, przekonali się lekarze amerykańscy, badając
młodych żołnierzy poległych w wojnie koreańskiej. Za-
alarmowali oni medycynę meldunkiem, że u 20- i 30-lat-
ków wystąpiły już średnio ciężkie zjawiska arterioskle-
rozy.
Zapewne nie przyjdzie nikomu na myśl, aby w podob-
nych przypadkach mówić o „przedwczesnym starzeniu
się". Niemałą niespodziankę sprawił prof. Christian Bar-
nard, gdy oświadczył na dorocznym zebraniu Amerykań-
skiego Towarzystwa Chirurgicznego w San Francisco, że
jego słynny pacjent Filip Blaiberg (pierwsze przeszcze-
pienie serca) zmarł nie w wyniku odrzucenia przeszcze-
pu przez organizm, lecz na skutek niewydolności serca,
spowodowanej ciężką sklerozą wieńcową.
Blaiberg żył ze swoim nowym sercem niecałe dwa
lata. W tym czasie cholesterol na ścianach naczyń od-
kładał się tak szybko, że spowodował rozwój śmiertelnej
sklerozy. ,,W przypadku Blaiberga — powiedział profe-
sor Barnard — nie wiedzieliśmy jeszcze, że atero-
skleroza (zwyrodnienie zewnętrznej osłony żyły) może
się rozwijać tak szybko".
Zwapnienie żył może rozwinąć się szybko, powoli albo
nawet nie rozwinąć się wcale. Przyczyn należy szukać
w szkodliwych wpływach mechanicznych, chemicznych,
infekcyjnych i nerwowych. Wiele jest tu znaków zapyta-
nia. Błędny z pewnością jest utrzymujący się tak długo
pogląd, że dokonuje się tutaj automatycznie postępujący
proces związany z wiekiem. Elastyczne, zdrowe naczy-
nia osiemdziesięciolatka i ciężko uszkodzone naczynia
dwudziestopięcioletniego żołnierza mówią same za sie-
bie.
Już tylko na marginesie należy powiedzieć, że prof.
J. P. Henry (School of Medicine w Los Angeles) poczy-
nił ciekawe spostrzeżenia wśród zwierząt: zwierzęta
w piewszych miesiącach życia chowane w izolacji ujaw-
niły potem nie tylko silną agresję, zwalczając krwawo
swoich rówieśników, ale stawały się także szczególnie
podatne na arteriosklerozę.
Stwierdzono, że zawartość cholesterolu we krwi wzra-
sta w sytuacjach obciążenia również u ludzi, co dowodzi,
jak mocno „czynnik psychiczny" wpływa na
powstawanie arteriosklerozy.
Profesor monachijskiej kliniki, Dietrich Michel,
zapytał podczas 23. Tygodnia Terapii w Karlsruche
profesora Johannesa Limbacha z Getyngi: ,,Co
nam pozostaje z dotychczasowych wyobrażeń o
spowodowanej wiekiem niewydolności serca,
przyjmujących za przyczynę spadek jego wagi?"
Odpowiedź mogłaby stanowić tytuł artykułu w gazecie:
„Muszę powiedzieć, że nie pozostaje nic. Uwiąd
starczy był urojeniem, z którym żyliśmy prawie przez
sto lat".
We wszystkich podręcznikach medycznych wciąż
jeszcze opisuje się starczy uwiąd serca. Normalnemu
sercu człowieka dorosłego, o wadze około 300
gramów, przeciwstawia się serce gasnące o wadze
mniejszej niż 200 gramów.
I oto nagle występuje ceniony naukowiec i
stwierdza: „Nic się tu nie zgadza". I na poparcie swej
opinii przedstawia przekonywający materiał
dowodowy.
Profesor Linzbach zgromadził wyniki badań 8000
serc u ludzi w różnym wieku. Ponad 600 serc w tych
badaniach należało do osób w wieku od 90 do 100 lat.
„Stwierdziliśmy — powiedział profesor — w grupie
trzydziesto- i czterdziestolatków od pięciu do
dziesięciu procent «niedowagi» serc, ale ani jednej
niedowagi w grupie ludzi ponad
osiemdziesięcioletnich".
Fachowe czasopismo „Euromed" fakt ten
komentuje: „Po tym, co Linzbach stwierdził na
badanych sercach, wyrażenie «fizjologiczne procesy
starości» mógłby on podawać jedynie w
cudzysłowie".
Organy, które się nie starzeją
W rezultacie nowych badań staje się coraz bardziej
oczywiste, że popularna teoria o spadku sił nie
od-
powiada przebiegowi procesu starości. (,,Obraz aparatu,
maszyny, które niszczeją po dłuższym użyciu nie jest
tutaj przykładem władczym" — prof. Max Biirger z Lip-
ska). Są organy, które w ocenie fizjologicznym w ogóle
się nie starzeją. Należą do nich wątroba, nerki, jelita.
Ich komórki dzielą się, a więc rodzą się wciąż na
nowo, dzięki czemu pozostają młode. Dwie amerykań-
skie grupy robocze (Borrowsa w Baltimore i Dietricha
w Miami) nie stwierdziły, badając enzymy w wątrobie,
żadnych zmian. Goldman (Los Angeles) zauważył przy
transplantacji nerek, że ich praca jest wciąż dobra,
niezależnie od tego, czy wszczepiona nerka pochodzi
od młodego czy starszego człowieka. Winston (w Salem)
usunął szczurom po jednej nerce: u młodych, jak i u sta-
rych zwierząt powiększyła się pozostała nerka, wyrów-
nując powstałe ubytki.
Odkąd medycyna uznała znaczenie gruczołów do-
krewnych dla funkcjonowania organizmu, zaczęto rów-
nież podejrzewać ich uzależnienie od starości. Gruczoły
wydzielają hormony, wciąż tryskające źródło życia. Czyż
więc nie nasuwało się przypuszczenie, że z wiekiem
źródło to wysycha?
Amerykański badacz Mc Gavarck tak podsumował
swoje gruntowne badania: różne gruczoły wydzielają co
najmniej dwadzieścia cztery różnego rodzaju hormony.
W kilku przypadkach produkcja wzrasta wraz z wiekiem,
w innych — słabnie, a jeszcze w innych pozostaje przez
całe życie na tym samym poziomie.
,,Dotychczasowy stan wiedzy wykazał, że produkcja
ważnych dla życia hormonów nadnercza — Cirtisolu
i Aldosteronu nie ujawnia ich zależności od wieku czło-
wieka. Również działanie gruczołu tarczycowego nie
podlega w starszym wieku ograniczeniu, raczej przeciw-
nie: wzrasta". (Prof. dr Henryk Nowakowski z Hambur-
ga).
A więc źródło nie wysycha. Nie licząc możliwych
chorób, jak np. choroba Simondsa, czyli gruczołów przy-
sadki mózgowej, która niszczy przysadkę, nie należy
lękać się o funkcjonowanie gruczołów w starości. Ważne
dla życia hormony nie przestają działać.
W książkach na temat starości nie brak wskazań
dotyczących wzmożonego niebezpieczeństwa infekcji
i zmniejszających się sił obronnych organizmu. Del
Campo z Werony zbadał białe ciałka krwi, pierwszą
reakcję obronną na powstające czynniki chorobotwór-
cze. I nie znalazł żadnej różnicy pomiędzy ludźmi młody-
mi i starymi. Białe komórki krwi niszczą bakterie, nieza-
leżnie od tego dla kogo pracują.
W jakiejś mierze krew stanowi substancję, dzięki
której człowiek mógłby żyć wiecznie. Odradzające się
wciąż komórki krwi zachowują swoją jakość również
w zaawansowanym wieku. Nie pomniejszają one swe-
go działania. Wymierne wartości (na przykład hemo-
globina) pozostają przez całe życie w normie. Również
szybkość opadania krwi wykazuje na starość swoją nor-
malną wartość. Choroby krwi nie są nigdy chorobami
starości.
Jakkolwiek podobne badania znajdują się dopiero
w fazie początkowej (gerontologia, wiedza o starości
jest, rzecz kuriozalna, tak młoda jak podróże w kosmos),
to jednak okazuje się już obecnie, że nie ma powodu, aby
utożsamiać starość z katastrofą biologiczną. Starość,
oceniana z fizjologicznego punktu widzenia, przedstawia
się znacznie korzystniej, niż krążące o niej opinie. I nikt
nie mylił się bardziej, niż rzymski komediopisarz Publius
Tarentius Afer, który pierwszy wypowiedział to złośliwe
zdanie: Senestus ipsamorbus. (Sama starość jest choro-
bą). Że nie wspomnimy już Seneki, który określił starość
jako nieuleczalną chorobę.
Śmierć, której nie ma
Istotnie, starość nie jest w ogóle chorobą. I również nie
umiera się na starość. Jak ujawniają rozległe badania,
nie ma śmierci ze starości. Przyczyna śmierci, określona
jako ,,uwiąd starczy" nigdy nie została udowodniona.
Uwiąd starczy jako przyczyna śmierci był, jak dowodzi
następująca historia niemieckiego klinicysty Ludwiga
Aschoffa, fałszywą diagnozą: „Gdy odwiedziłem 97-let-
niego lekarza na dwa dni przed jego śmiercią, wykazy-
wał on tak mało symtomów ciężkiej choroby, że od-
bierając wiadomość o jego zgonie byłem przekonany, iż
mam oto do czynienia z naturalną przyczyną zejścia ze
świata. Bardzo byłem zaskoczony, gdy po dokonanej na
życzenie umierającego sekcji stwierdziłem zapalenie
płuc, trwające od czterech lub pięciu dni i liczne prze-
rzuty złośliwego raka gruczołu tarczycowego".
Ktoś mógłby w tym miejscu powiedzieć: ten człowiek
zmarł. A czy było to zapalenie płuc czy też starość — czy
na to jakiekolwiek znaczenie?
Owszem, ma duże znaczenie. Nie teoretyzujemy za-
tem na temat nieśmiertelności, lecz próbujemy dociec,
co to znaczy: być starym. I chociaż wiele rodzi się tutaj
pytań, jedno jest zasadnicze: jak nasze ciało, nasz or-
ganizm rozwiązuje ten problem?
,.Starczy zanik serca był urojeniem, z którym żyliśmy
prawie sto lat". Przypominam raz jeszcze to zdanie
patologa Linzbacha. W co wierzono sto lat, nie musi być
prawdą. Zwłaszcza opinie o starości: wydają