15466

Szczegóły
Tytuł 15466
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15466 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15466 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15466 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Norbert Lebert Oficyna Literatów "Rój" Tytuł oryginału: Alte Sunder leben langer Klub stulatkó w Przekład JAN KOPROWSKI Opracowanie graficzne KRZYSZTOF DOBROWOLSKI Największym błędem ludzi młodych są ich wyobrażenia o starości. Hermann Kesten Copyright for the Polish edition by Oficyna Literatów „Rój" Warszawa 1991 Książki Oficyny Literatów „Rój" do nabycia także bezpo- średnio w wydawnictwie, 00-040 Warszawa, ul. Warecka 4/6, tel. 26-70-19 ISBN 83-85049-24-X Stojącą na ruchomych schodach drobną białowłosą kobietę, z siatką na zakupy i z torebką przewieszoną przez ramię, ktoś nagle potrącił. Straciła równowagę. Świadkowie powiedzą później: przewróciła się i dwa lub trzy razy spadała z kolejnych stopni. Przechodnie próbują jej pomóc. Zjawia się policjant. Kobieta wydaje się być nieprzytomna. Zawiadomiono lekarza i pogotowie. Policjant otwiera torebkę poszkodo- wanej i wyjmuje dowód osobisty. Jego wzrok pada na datę urodzenia: 29 grudnia 1869. Przez chwilę wstrzymu- je oddech, potem spogląda na grupkę stojących ludzi i mówi: — Jeśli to się zgadza, ta kobieta liczy sobie sto lat. — Zgadza się — odpowiada poszkodowana. Prze zwyciężyła już szok. Wyciąga energicznie rękę do polic janta: — Proszę podejść, młody człowieku i pomóc mi wstać. Dama nazywała się Emma Scheunemann. Była wdo- wą, matką dwóch córek, mieszkała w Kassel. Datę jej urodzin sprawdziłem w odpowiednim urzędzie. Rzeczy- wiście, urodziła się 29 grudnia 1869 w Zwickershausen w Turyngii. Widziałem ją wkrótce po wypadku na ruchomych scho- dach, w listopadzie 1970. Umówiliśmy się w mieście, jak przystało na rześką, prawie 101-letnią damę. Na Kólni- scher Strasse, w pobliżu Głównego Dworca Kassel, wysiadła z taksówki. Padał deszcz, wiał zimny wiatr, zacząłem się o nią trochę obawiać. — Myślałem, że będzie pani towarzyszyć córka — po wiedziałem. Emma Scheunemann otworzyła parasol. — Wie pan, moja córka nie czuje się dobrze. Poradzi łam jej, żeby przy tej pogodzie pozostała raczej w domu. — A pani? — odważyłem się spytać. — Pani nic nie dolega? Roześmiała się: — Nie narzekam! Przyjrzałem się jej z niedowierzaniem. — Przy upadku na ruchomych schodach nie odniosła pani żadnych obrażeń? — Obrażeń, nie. — odpowiedziała. — Miałam tylko niebieskie plamy na całym ciele. — Podobno koniecznie chciano panią zabrać do szpi tala? Emma Scheunemann westchnęła. — Z powodu moje- go wieku, myśli pan? Nic z tego. Zamówiłam sobie taksówkę i wróciłam do domu. Nauka do dziś spiera się o kryteria, według których należy oceniać starość człowieka. Zgodna jest tylko w jednym punkcie: data urodzenia prowadzi do fałszy- wych wniosków. Człowiek przeszło stuletni jest według powszechnych ocen prastary. Bowiem przekroczył nawet biblijny naj- wyższy wiek ludzki o lat dwadzieścia. Ale dama z Kassel wcale nie zachowywała się jak człowiek prastary. Kpiła sobie z utartych wyobrażeń o starości. Emma Scheunemann widziała dobrze (bez okularów), słyszała (nie trzeba jej było krzyczeć do ucha), chodziła bez laski. Ale opis ten jest jeszcze niepełny. Spotkanie z nią było prawdziwym przeżyciem, dlatego że nie wi- działo się u niej objawów całkowitego zestarzenia. Przekroczyła pełne stulecie, nie kostniejąc. W 1929, w roku mojego urodzenia, miała już lat sześćdziesiąt. A przecież w 1970 patrzyłem w jej wciąż zaokrągloną twarz, słyszałem jej mocny głos, radosny śmiech. Bogac- two wspomnień sięgających w przeszłość sprzed dzie- więćdziesięciu, a nawet dziewięćdziesięciu pięciu lat, świadczyło o fenomenalnej pamięci. Prawie przez całe życie nie ruszała się z Kassel, aby w wieku lat dziewięćdziesięciu odkryć przyjemność po- dróżowania. Była w Szwajcarii, Austrii, Luksemburgu. Zrealizowała swoje dawne marzenia: latanie samolotem. Fotografie ukazują 95-letnią kobietę w samolocie spor- towym. Ale poza tym Emma Scheunemann prowadziła całkiem normalne życie: robiła zakupy, gotowała, sprzątała mie- szkanie, oglądała telewizję (najchętniej kryminały). Jak uczymy się lęku Starcze niedołęstwo, zgrzybiałość są powszechnie znane: w zaawansowanych latach życia następuje spa- dek sił fizycznych i duchowych. Wynika to z obniżenia przemiany materii wskutek ograniczonego, niedostatecz- nego odżywiania tkanek organizmu, które stopniowo zanikają. Zmniejsza się odporność, rośnie skłonność do wielu chorób. Dlatego my młodsi tak się boimy. Okropna starość, grożący upadek zdrowia, choroby, kalectwo, zniedołęż- nienie. Taki obraz tkwi w nas głęboko. Wywołuje lęk i panikę. Mówi się o tym nawet dzieciom. W niemieckich czytankach szkolnych — według badań bońskiego Instytutu Psychologicznego — starość przedstawia się przeważnie w postaci „samotnego, bezradnego człowie- ka". Opisy zdrowia, życiowej zaradności czy zgoła wy- dajności pracy zajmują w czytankach dla czwartej klasy szkolnej nie więcej niż osiem procent. W ten sposób ma się budzić współczucie. Tymczasem jest to jedynie wy- woływanie wilka z lasu. O Emmie Scheunemann lub jej podobnych nie ma słowa w niemieckich czytankach. A przecież ta stuletnia kobieta przedstawia sobą wspaniałą historię. Przekozioł- kowała po ruchomych schodach, jej fotografia znalazła się w gazecie — nieustraszona prababcia obala wszel- kie zastarzałe stereotypy i wyobrażenia. Dzieciom powinno się ponadto opowiedzieć, że Emma Scheunemann w ostatnich czterdziestu latach chorowała tylko raz. Miała zapalenie wyrostka robaczkowego i w wieku 85 lat poddała się operacji. Trzeba więc stwierdzić, że w jej przypadku nie mamy do czynienia ze zjawiskiem starości. Stuletni pionierzy Ameryki Z całą powagą odrzucam przypuszczenie, że Emma Scheunemann to przypadek wyjątkowy. Postaram się o inne przykłady, przede wszystkim z badań amerykań- skiego Departamentu Zdrowia (Departement of Health). Zostało przebadanych 500 mężczyzn i kobiet, którzy przekroczyli sto lat życia. Pewnego pięknego, wrześniowego dnia na farmę w Samson (Alabama) przyjechało dwóch pracowników Urzędu Zdrowia. Tutaj miał spędzić swoje ostatnie dni 105-letni Henry Bean. — Henry — powiedział administrator farmy — jest na cmentarzu. — Kiedy zmarł? Administrator roześmiał się: — On nie umarł. Musi tylko ściąć kilka drzew. — Czy to ma być dowcip? Administrator wzruszył ramionami. — Najlepiej, jeśli panowie tam pojadą. To mały cmen tarz. Pięć mil stąd. Henry pracuje sam — panowie nie mogą go nie zauważyć. Rzeczywiście urzędnicy znaleźli go na miejscu: z siekierą w ręku przy ścinaniu drzew. Przerwał swoją pracę i usiadł w cieniu. Stopą przydeptał do ziemi pełzającego grzechotnika. — Wczoraj zabiłem siedem sztuk — powiedział 105-latek. — Roi się tu od tych bydlaków. W miejscowości De Moines (Iowa) na liście stulatków znalazł się Isaac C. Burrel. „Była pewna trudność — zauważył urzędnik w swoim raporcie — mianowicie nie można Burrela zastać w domu". Ale ostatecznie udało się. „Zjawił się w mieszkaniu mężczyzna, który w swoich ruchach przypominał czterdziestolatka. Przyje- chał autobusem z Highland Park, gdzie miał do za- płacenia jakieś rachunki". Burrel nie był zadowolony ze swego zdrowia. „Ostatnio zimno mi i na lewe ucho gorzej słyszę". Jamę Williams, 105 lat, z Tampy na Florydzie, przyjął swoich gości słowami: „Szukam pracy. Ale nikt mi jej nie daje. Ludzie myślą, że jestem na to za stary". Williams, były pracownik zakładów fosfatu, dwukrotnie żonaty, chorował tylko raz w swoim życiu. „Obywa się bez okularów", czytamy w raporcie, „ma doskonały słuch i zdumiewająco krzepką kondycję". Natomiast Joseph Labarge, 102 lata, z Cleveland (Ohio), rozwiązał problem swojego zatrudnienia. Pracuje jako dozorca w biurowcu. Labarge jeszcze w wieku 97 lat pojawiał się na ślizgawce. Z łyżwami przy butach. W dniu swoich 100 urodzin odbył pierwszą podróż he- likopterem. Jeden z urzędników spytał Sylwestra Melvina w stanie Illinois, dlaczego tak się spieszy? — Za pięć minut zamykają bank — odpowiedział pan Melvin — a ja potrzebuję pieniędzy. Sylvester Melvin miał w tym czasie 105 lat. Urzędnik napisał w swoim raporcie, nie bez zażenowania, że z trudem mógł dotrzymać kroku temu pra-pradziadkowi. Dopiero w drodze powrotnej z banku szli spokojniej. — Jak pan spędza czas? — Pielęgnuję swój ogród i robię na drutach pulowery. — Robi pan pulowery? — Tak, namiętnie. Jeden za drugim. A oto cytaty z wywiadu przeprowadzonego ze stulet- nim Ernestem Blackmerem. 2 października 1963 roku w Andover w stanie Massachusetts. .....mężczyzna wyglądający o 25 do 30 lat młodziej. Wczoraj dopiero powrócił z Chicago. Dwa razy w roku odbywa podróż samolotem przez kontynent. Duchowo i fizycznie znajduje się u szczytu sił. W czerwcu brał udział w uroczystościach jubileuszowych swojego stare- go college'u". Poniższe zaś zdania pochodzą z wywiadu przeprowa- dzonego ze stuletnim Danillem M. Powellem w dniu 21 maja 1962 roku w Sorrento w stanie Floryda. ,,...na plantacji pomarańczy wskazał ktoś niskiego mężczyznę i powiedział: to jest Danill. Był gorący dzień, ale dla naszego jubilata nie miało to znaczenia. Pogod- ny, dobrze usposobiony, odpowiadał na nasze pytania. Wstaje codziennie o czwartej rano. Jeśli nie liczyć trzech olbrzymich psów, żyje samotnie. Troszczy się o dom, ogród, gotuje dla siebie i dla psów... i nie myśli o tym, aby porzucić swoją pracę na plantacji...". Rozmyślnie wybrałem tak skrajną grupę stulatków. Gdyby się zgadzało to, co przypisuje się starości, gdyby upadek sił był nieunikniony, to ci ludzie powinni już być skamieniałymi pomnikami, z których całkowicie uszło życie. Swoje badania obejmujące 450 ponad stuletnich osób i prowadzone przez dwadzieścia lat dr Grave E. Bird podsumował w następujących słowach: ,.Większość przebadanych osób miała zdecydowane plany na przy- szłość, cechował je entuzjazm, wyraźne zamiłowania, humor, dobry apetyt i duża odporność na dolegliwości, choroby i urazy. Jako grupa byli to ludzie duchowo zdrowi z optymistycznym nastawieniem do życia...". Szwajcarska praca doktorska Z badań szwajcarskich (Franz Obrecht ,,Stulatki", dy- sertacja), które jeszcze nieraz będą w tej książce cyto- wane, chciałbym tutaj przytoczyć dane dotyczące naj- starszej mieszkanki Bazylei: Wiek: 102 lata Zawód: krawcowa Puls: 75 uderzeń na minutę Ciśnienie krwi: 150/70, bez zmian Stan moczu: bez białka, bez cukru Słuch: dobry Siła wzroku: bez oznak starości, żywe, jasne niebieskie oczy. Czyta bez okularów Ruch: drobne, pewne kroki Twarz: okrągłe pełne policzki, prawie bez zmarszczek Pamięć: fantastyczna, opowiada o wydarzeniach sprzed 95 lat Apetyt: wyborny. Je wszystko, co się podaje, bez diety Trawienie: bez trudności, bez środków przeczyszczają- cych Przebyte choroby: żadne Inne uwagi: niezłomna siła życia, w dniu 102 urodzin przyjęła 61 wizyt, nie okazując zmęczenia. Kto puścił w świat pogłoskę, że jest to straszne dożyć stu lat? Kto przypisał tym poczciwym ludziom trzęsącą wisko w Uniwersytecie Kijowskim. Mając lat 96 wydał podręcznik geometrii wyższej. Obecnie na emeryturze. Konstantin Grygorjewicz Kowalczuk z Werensji. Rol- nik. Siła wzroku i słuch osłabły dopiero w 110 roku życia. Oddychanie pogorszyło się. Sen dobry. Funkcjonowanie dróg oddechowych i układu krążenia zadowalające. Wy- konuje jeszcze lekkie roboty domowe. ,,Dobry stan zdrowia, żadnych skarg" — oto często powtarzająca się uwaga w tych ukraińskich badaniach. Na pytanie: ,,Czym wytłumaczy pan swoją długowie- czność?", 97-letni Iwan Kostiw odpowiedział tak: ,,W moim wieku nie należy się jeszcze do długowie- cznych". Żartowniś ten Iwanowicz — ale przecież nie odbiega on od normy. Profesor Spasokukocki z Ki- jowa mówi summa summarum o „zdrowej, pogodnej i użytecznej grupie społecznej". Tylko w bardzo nie- licznych przypadkach stwierdzono objawy starczego uwiądu. A więc życie sprawia jeszcze radość, również na samym wierzchołku piramidy wieku. W Rosji żyje ponad 11000 stulatków, a są regiony, gdzie jest ich szczególnie dużo. Ukraina nie należy do tych regionów. Badania odzwierciedlają normalne, przeciętne relacje. Marsz na Rzym „Dzisiaj w Pozzuolo del Friuli mieszkańcy świętowali urodziny nauczycielki, panny Giuseppiny Bierti, która w najlepszym zdrowiu przekroczyła 106 rok życia. Panna Bierti czyta codziennie gazety, pisze wiersze, pali dzie- sięć papierosów dziennie, nie gardzi szklaneczką wina, a ponadto rozpoczęła spór z urzędem stanu cywilnego. Panna Bierti jest przekonana, że przyszła na świat 29 września 1861, podczas gdy w księgach urzędu stanu cywilnego w Udine zapisano datę 28 września 1861. Według panny Bierti chodzi o błąd w zapisie..." (Cyt. z włoskiej gazety ,,Corsera" z 29 września 1967). We wrześniu 1968 redakcja ,,La Stampa" otrzymała od czytelnika list, który wywołał prawdziwe poruszenie; 103-letni prenumerator pisma Michele Rapetti prosi o to, by mógł dozorować budowę nowego gmachu redakcji. Ma on bowiem słabość do nowoczesnej architektury. Redakcja, pełna rozterki, jak powinna się przygotować na odwiedziny 103-latka, wysłała najpierw reportera do Sestri Ponente. Oto relacja, która rozproszyła wszelkie wątpliwości: „Michele Rapetti przeprowadził się przed dziesięcioma laty na Riwierę. Mieszka u swojego syna Giuseppe, lat 65, na via Pian di Forno 5. Teraz przyje- chał, aby przyjść z pomocą swojej rodzinie. Nie chodzi tu bynajmniej o symboliczny gest, ponieważ nikomu nie udało się zmusić go choćby tylko przez chwilę do bez- czynności. To on robi zakupy, dba o piwnicę, przygoto- wuje obiad, wyprowadza wnuki na spacer. Opiekun do- mu, którego można pozazdrościć, tym bardziej, że lubi swą pracę i przy niej się odradza. Czyta i pisze, nie używając okularów. Ma w pełni jasną, dobrze funkc- jonującą pamięć". W tym samym roku i tego samego miesiąca pojawiła się w ośrodku zdrowia na via Statuto w Mediolanie rześka stara dama i zażądała wizyty u okulisty. „Pan musi mnie zbadać, panie doktorze. Nie mogę nawlec igły. Coś nie jest w porządku z moimi oczami". Doktor przeczytał w kartotece: ' Angiolina Bedini, urodzona 2 kwietnia 1866. Po zbadaniu lekarz pocieszył pacjentkę: „Nie jest tak źle, ale musi pani w przyszłości nosić okulary. — Okulary? — 102-letnia pacjentka potrząsnęła głową. — Obawiam się, że jednak zaczynam się sta- rzeć". Można robić filuterne miny, można się śmiać. Ale nie powinno to zmącić naszego krytycznego spojrzenia. Tej starej damie pozostało nie tylko poczucie humoru. Za- chowała także swoje zdrowie. Niewielka krótkowzrocz- ność przy 102 latach życia — kto chce, może to uznać za objaw starości. W każdym razie wydaje mi się w tych okolicznościach wątpliwe, czy tę mediolankę można nazwać staruszką. Rzecz definicji. Co należy rozumieć pod pojęciem sta- rości? Jakie są typowe, a jakie nietypowe jej oznaki? Czy stulatkowie, którzy w 1962 przyjechali z całych Włoch do Rzymu na zaproszenie Medycznego Instytutu Badawczego, byli staruszkami? Przybyli oni samolotami, koleją, autami. Nie tylko poddali się badaniom poli- klinicznym, ale w programie ich pobytu znalazło się zwiedzanie miasta, uroczysty bankiet i wizyta u papieża. Kongres stulatków? W pierwszej chwili może się to wydawać pomysłem kabaretowym. Czymś, co nie pasuje do całości obrazu, co jest poza wszelką normą i burzy nasze wyobrażenie o starzeniu się i starości. Rzeczy- wiście, cóż to takiego podróż do Rzymu? Przecież ci weterani — oczywiście, gdyby tylko ktoś pokrył koszty — pojechaliby nawet do Honolulu. Nowe życie Ilony Moranović Pierwszą stulatkę spotkałem przed osiemnastu laty na niemiecko-austriackim dworcu granicznym. Była to Ilona Moranović, 101 lat. Przygotowywała się wraz z rodziną na wyjazd do Ameryki Południowej. Paląc fajkę stała przy swoich bagażach i mówiła o swoich dalszych pla- nach: ,,Chcemy wyemigrować do Argentyny i tam zacząć wszystko od nowa". Rodzina Ilony Moranović pochodziła z Jugosławii. W 1952 uciekli do Austrii. Babcia prze- kroczyła nielegalnie granicę bez trudu. Liczyła sobie przecież dopiero 99 lat. Nie miałem jeszcze wtedy do- statecznego rozeznania w tych sprawach. Opisałem tę historię, owszem — ale zrobiłem to tak, jakbym odkrył figurę z gabinetu osobliwości. Dzisiaj już wiem: starość to kwestia sporna. Dlatego już spokojnie, z uczuciem, że nic już nie zdoła mnie zaskoczyć, zapisuję następujący meldunek w moich aktach: „Angielka Ada Roe, właś- cicielka sklepu w angielskim mieście Lowestoft obcho- dziła bez wielkiego rozgłosu 110 urodziny. Jubilatka stała, jak zwykle, za ladą swego sklepu mleczarskiego, który prowadzi już od półwiecza, i obsługiwała klientów. Tym, którzy jej gratulowali, wyjaśniała: — ,,Nie osiąg- nęłam jeszcze swego wieku emerytalnego". Tymczasem ja zdążyłem już przejrzeć tę grupę ludzi. Ich potajemnym przywódcą jest, moim zdaniem, grecki filozof Gorgias, urodzony w 375 roku przed narodzeniem Chrystusa. Gdy miał 105 lat, pewien student zapytał go, dlaczego chce mu się żyć tak długo. Odpowiedź brzmiała: „Ponieważ nie mogę wytoczyć żadnych oskarżeń przeciw starości". Towarzysz z Augsburga Wyciągam dowolną kartę ze swojej kartoteki. Informac- ja urzędu meldunkowego w Augsburgu: Wilhelm Deffner, urodzony 12 maja 1871, zamieszkały przy Aggenstein- strasse. Nieduży dom jednorodzinny w pobliżu Lechbriic- ke — tam przy furtce ogrodowej znalazłem nazwisko Def- fner. Gdy zadzwoniłem, było już ciemno. Otworzył mi syn: — Pan pewnie do mojego ojca. To ma pan pecha. — Nie ma go? — Nie. Jest na zebraniu wyborczym. Może długo potrwać, zanim wróci, do jedenastej lub nawet do dwu nastej. — Poszedł na zebranie sam? — Tak. On jest jeszcze bardzo aktywny. Członek SPD od 1890 roku, stary związkowiec. Wygłasza przemówie nia, uczestniczy w każdej dyskusji. Dwa dni później wchodziłem po schodach do mansar- dy w domu przy Aggensteinstrasse. Jeżeli stulatek wy- głasza jeszcze mowy wyborcze, należy być ostrożnym. Ale przecież: czy mężczyzna, który zaświadcza urzędo- wo, że urodził się 12 maja 1871 roku, może wyglądać jak krzepki sześćdziesięciolatek? Może. Wilhelm Deffner, wąsaty, 1,63 m wzrostu, 70 kilogramów wagi, tryskający zdrowiem. Jak więc mógłbym go zapytać: „Jest pan krótkowidzem? Żle pan słyszy? Kiepsko u pana z pamię- cią? Dokucza panu podagra?" Wcale nie musiałem zadawać takich pytań. Deffner, mrugając znacząco oczami, podał mi srebrną plakietkę z wygrawerowaną datą: 1969. Trasa wynosiła 13 kilomet- rów — powiedział — przebyłem ją w cztery godziny. Już się dowiedziałem z jego dalszej opowieści, chce wziąć udział w marszu również w 1970 roku. Przyjaciół przyrody, organizatorów marszu, bardzo jego zamiar przestraszył. „Wilhelmie — zaklinali go — pomyśl o tym, że masz już 99 lat". A on tylko wzruszył ramionami i powiedział: — No dobrze, w takim razie będę biegł sam. Na zjazdach partii nie ma, na szczęście, ograniczeń wiekowych. W SPD, do której wstąpił przed osiemdzie- sięcioma laty, wciąż odgrywa pewną rolę. W maju 1971, z okazji stulecia urodzin, poleciał samolotem do Bonn. Towarzysze zgotowali mu burzliwe przyjęcie. Na jego biurku leżały otwarte książki, gazety, listy, zapisane notatniki. „Mój duchowy trening — powiedział z uśmieszkiem — prenumeruję dwa dzienniki, jeden miejscowy i jeden ponadregionalny. Jeżeli się chce działać wśród innych, trzeba być w kursie rzeczy". Jest rozmowny. Czas nie osłabił jego sił umysłowych. Żong- luje datami, liczbami, nazwiskami. Nie myli teraźniej- szości z przeszłością. Stulecie, które przeżył, przecho- wał w pamięci. — Moja matka — Deffner pogładził wąsy — zarabiała w fabryce tekstylnej 6,80 marek za 78 godzin pracy tygodniowo. Ojca nie znałem. Byliśmy biedni. Po chleb chodziłem pod bramy klasztoru. W końcu poszedłem do domu sierot... Co się tyczy jego pamięci, odczułem owego popołud- nia lekki kompleks niższości. — W 1901 roku — powie- dział swoim mocnym głosem — zostałem pierwszym sekretarzem augsburskiego związku włókniarzy, który liczył wtedy 300 członków. W 1903 było ich 1000, a w 1906 ostatecznie — 6000. Zorganizowałem pierwszy strajk. Chodziło o skrócenie czasu pracy z jedenastu do dziesię- ciu godzin dziennie. I tak ta opowieść toczyła się dalej, szanowny czytel- niku. Pradziadek wspominał swobodnie, bez żadnego trudu. Bodaj raz nad czymś się chwilę zastanowił. Ktoś mógłby postawić zarzut: taka pamięć to szczególny dar natury. Możliwe. Ale należy stwierdzić: wiek jej nie zniszczył. Pamięć funkcjonuje dalej. Wilhelm Deffner, mimo stu lat życia, nie jest złamany wiekiem zarówno pod względem fizycznym, jak i ducho- wym. Oszczędziły go rdza, skostnienie, zgrzybiałość. W „Suddeutsche Zeitung" pisarz Dieter Lattmann napisał na setne urodziny Wilhelma Deffnera te oto zdania: „Ten stary bojownik pozostał w swoim żywiole. W jego życiu nie ma miejsca na starość. Nigdy nie czuł się samotny. Wilhelm Deffner prowadzi spór z teraźniejszością, tak jak czynił to przez całe dziesięciolecia. Wydaje mi się żywotniejszy, niż niektórzy czterdziestoletni staruszkowie". Obrazowi starego człowieka „bezradnego, złamanego, samotnego" trzeba przeciwstawić całkiem inną wizję. Sprawozdanie rządu federalnego o stanie zdrowia społe- czeństwa zakłada, że w przyszłości średnia wieku wyniesie 85 lat życia. Rosyjscy i amerykańscy uczeni idą w swoich prognozach dalej: sto, sto dziesięć, sto dwadzieścia lat... Radość z długiego życia Według badań demoskopijnych, co drugi Niemiec opo- wiedział się przeciwko tak długiemu życiu. To jest — z antropologicznego punktu widzenia — wprost nie- wiarygodne. Albowiem „długie życie" już od epoki ka- miennej należało do niespełnionych marzeń ludzkości. Teraz, kiedy te wytęsknione długie życie staje się realne, opuszcza nas wielka odwaga. Przyczyny takiej postawy są jasne. Z pojęciem podeszłego wieku kojarzy się nam film pełen lęku i grozy, który unicestwia radość starzenia się: niedołęstwo umysłowe, skleroza, osłabienie wzroku, cukrzyca, głuchota, nadciśnienie, łamliwość kości, star- cza gruźlica, depresja, nadmierna otyłość... To wyliczenie, jak wiemy, jest niekompletne. Brak jeszcze, na przykład, przypisywanych starości takich cech, jak upór, tępota, zdziecinnienie, dziwactwo, zmien- ność. Jeśli pod kątem tych zastrzeżeń spojrzymy na własną starość, to mogą się nam nasunąć skojarzenia z bajką o jednym takim, co poszedł w świat, by nauczyć się strachu. Rzeczywiście w takim wyobrażeniu starości kryje się poważne źródło błędu, które zniekształca i wy- krzywia obraz. Jest to zdjęcie dużego formatu fałszywe. Wejrzenie w nasze otoczenie wystarczy, aby wykryć źródło błędu. Moja babka była rezolutną, ważącą blisko sto kilo damą. Gdy w wieku 84 lat odwiedziła swego lekarza, musiał on po kartotekę jej choroby pójść do piwnicy. W ciągu ostatniego ćwierćwiecza nie potrzebo- wała żadnej pomocy lekarskiej, była więc „odłożona" do akt. Odręczna notatka na jej karcie chorobowej brzmiała: „prawdopodobnie nie żyje". Nie trzeba brać tego lekarzowi za złe. Nie interesowa- ło go dobre zdrowie mojej babki. W kartotece jego ocen nie grała ona żadnej roli. Jeszcze lepszy przykład stanowi następująca notatka prasowa, która może nawet rozbawić: Brema, 16.10.1962. Lena Meyerdierks z Grasbergu koło Bremy zachoro- wała po raz pierwszy w życiu. Kasa Chorych odmówiła jednakże wystawienia zaświadczenia chorobowego, po- nieważ kobieta ta nie figurowała w żadnym spisie. Dopie- ro po długich poszukiwaniach odkryto jej nazwisko w najstarszych aktach na dnie schowka. Było ono skreś- lone już przed laty w przekonaniu, że ubezpieczona zmarła i jedynie przez zapomnienie najbliżsi nie wymel- dowali jej z rejestru. Tymczasem Lena Meyerdierks cieszy się jak najlepszym zdrowiem i mogła odebrać wiele życzeń z okazji 100 rocznicy urodzin. Jest sprawą mało znaczącą, że Kasa Chorych przez niedopatrzenie za wcześnie wprowadziła swą pod- opieczną do statystyki zmarłych. Nie w tym rzecz. Chodzi o fakt, że zdrowi, starzy ludzie przy wszystkich tych enuncjacjach na temat wieku nie są dopuszczani do głosu. Tu więc, szanowny czytelniku, bije źródło błędu. Sta- rość mierzy się stanem chorych. Zdrowi nie są brani pod uwagę. Ale jak wielka jest ta grupa ludzi? Pumpernikel party W latach trzydziestych Hugo Scharffenberg zajmował się niemieckimi stulatkami. Dokumentację towarzyszącą jego hobby można jeszcze odnaleźć tylko w zakurzonych archiwach. Ale podczas czytania tych akt postacie szyb- ko ożywają. Panna Clara Berner, urodzona w Berlinie, mieszka obecnie w Fiirstenbergu. Niezwykłego zdrowia, zdumie- wającej świeżości fizycznej i duchowej. Raz w miesiącu chodzi do teatru. Hugo Gobel, handlarz wełną w Bremie. Godna uwagi sprawność ciała i umysłu. Gimnastyk, namiętny gracz w bilard, mówi sześcioma językami. Mając 75 lat wybrał się w podróż do Egiptu. W wieku lat 93 odwiedził przyja- ciół w Belgii. Selma Richard, mieszka w Luneburgu. Pełna radości życia, energii. Niewielkie cielesne dolegliwości zniknęły w ostatnich dziesięciu latach. Wciąż czynna, wykonuje ręczne robótki dla swoich wnuków i prawnuków. Dorothea Wilhelmine Friederike Wilke. Obchodziła 101 urodziny 12 maja 1935 roku. Na śniadanie je zupę kartof- laną. Jej ulubiona potrawa: sosy, śledzie marynowane, do tego chleb ze smalcem. W wieku lat 50 ważyła 208 funtów. Mieszka w Lunow, powiat Angermiinde, sześcio- ro dzieci. Samuel Ferdinand Koppe, właściciel farbiarni w Cho- ciebożu. Gimnastyk. Mając lat 91 ćwiczył z ciężarkami. Dopiero gdy przekroczył 80, zaprzestał codziennej kąpie- li w Szprewie. Johann Heisterkamp, rolnik i wykonawca drewniaków. Na swoje 104 urodziny urządził dla 43 przyjaciół (w wieku 80, 90 i 100 lat) przyjęcie w Pannemannhof, składające się z pumpernikla, sera i żytniówki. Odwiedzają go ludzie z bliska i daleka, aby podziwiać jego krzepkość. Na lekarza wydał zaledwie 9 marek. Marie Annę Pech, mieszkanka Waltersdorffu koło Zit- tau. W wieku 101 lat wspięła się latem 1934 roku do groty na wysokość 796 m. Zmarła 8 sierpnia 1935. Miała nie- szczęście, że wskutek złego słuchu wpadła pod pociąg. Sophie Gass z Kolonii, 104 lata. Żywy temperament, zawsze dobrej myśli. Wchodzi na piąte piętro. Nie używa okularów. Friedrich Sadowski, 110 lat życia. W dawnych Prusach Wschodnich, umysłowo i fizycznie zdumiewająco spraw- ny. Codziennie praca w ogrodzie. Odbywa dziesięciokilo- metrowe wędrówki. Mając 104 lata nauczył się jazdy na rowerze. Tante Grimm, Szlezwik-Holszyn. Wskutek inflacji stra- ciła cały swój majątek. Doskonałe zdrowie. Przeżyła złamanie stawu biodrowego. W 101 roku życia wyleczyła się z zapalenia płuc. Na jej 104 urodziny zorganizowano pochód z pochodniami. Nawiasem mówiąc, Hugo Scharffenberg poświęcił swoją pracę naukową ciotce, która zmarła w wieku 98 lat. Była cudowną kobietą, jak zapewniał autor. Czy to, szanowny czytelniku, nie jest przyczynek do tematu starości? Jestem nawet zdania, że specjalista od drewniaków Johann Heisterkamp, który na swoje 104 urodziny z pumperniklem i żytniówką zaprosił 80, 90 i 100-letnich przyjaciół, powinien zająć stałe miejsce w referatach o problemach starości. Tymczasem nie był w nich nigdy wymieniany. Autorzy referatów posługują się raczej aforyzmami Goethego o starości, statystykami zachorowań i zgonów, podają prognozy rentgenowskie i objaśniają dane o starzeniu się. To z pewnością nie wystarcza, aby ,.darowane" nam lata uczynić smakowi- tymi. Badania wieku starczego nie są w Republice Fede- ralnej szczególnie pielęgnowane. Nie mamy nawet jesz- cze katedry gerontologii. Niezależnie od tego, jak skom- plikowane są zjawiska starości i jak różnorodne czynniki grają tu swoją rolę, nas najbardziej interesują zmiany biologiczne. One, koniec końców, decydują o zdrowiu lub chorobie. Szansa pozostania zdrowym zależy od stopnia zużycia się i zniszczenia organizmu. W tej dziedzinie wyciąga się wiele pośpiesznych wniosków. I tym właśnie zajmiemy się dokładniej w następnym rozdziale. Dobre, stare serce Częste i litościwe opowiadanie o chorobie starości nie stoi w żadnym stosunku do tego, co o niej rzeczywiście wiemy. dr Kurt Bruckel Starczą głuchotę (zwaną w języku naukowym pres- byakusiś) opisano w każdym podręczniku medycznym. W praktyce stawia się ją bardzo często jako diagnozę. Jak już sama nazwa wskazuje, mamy tu do czynienia ze zużyciem się organów słuchowych. Rzeczywiście, głuchota występuje częściej w wieku starszym, niż w latach młodości. Ten fakt nie nasuwa wątpliwości i prowadzi do prostego wniosku, że atrybu- tem późnego wieku jest postępujący niepowstrzymanie proces zużycia się organizmu. Wydarzenia te zgadzają się tak bardzo z naszymi obserwacjami i doświadczeniami, że ich zakwestionowa- nie wydaje się niemal zuchwałością. Ale jak to się dzieje, że obecnie wielu znakomitych uczonych na podstawie rezultatów nowych badań wyraża opinie, iż zjawisko głuchoty starczej należy poddać rewizji? Powinny nam pomóc trzy wykresy porównawcze. Pierwsza krzywa pokazuje sytuację plemienia murzyń- skiego żyjącego w Afryce centralnej. Badacze amery- kańscy Plester, El-Molfy i Rosen, w wyniku przeprowa- dzonych badań stwierdzili: Zdolność słyszenia u 30- i 60-letnich Murzynów była prawie jednakowo dobra. Wymierna utrata słuchu była tak minimalna, że praktycznie nie miała żadnego znacze- na. Tendencja ta utrzymywała się do późnej starości. Krzywa starości przebiegała bardzo równo. Zużycie or- ganu słuchowego uwarunkowane starością nie miało znaczenia. Druga krzywa wykazywała tendencje spadkowe. Tutaj chodziło o typową ludność miejską w Ameryce. Zdolność słyszenia u 30- i 60-latków wykazywała już znaczące różnice. U 80-latków utrata słuchu stała się wyraźnie dostrzegalna. Mimo to także z wyników tej krzywej można było być zadowolonym. Natomiast trzecia krzywa spadła gwałtownie w dół. 60-latkowie słyszeli znacznie gorzej niż ludzie 30-letni. 80-latkowie byli zupełnie głusi. Ta trzecia grupa żyła w amerykańskich miastach przemysłowych. Starość nie czyni głuchym W przypadku starczej głuchoty, stwierdzili amerykań- scy uczeni po wielu badaniach, myli się przyczynę ze skutkiem. Głuchota jest następstwem chronicznego działania hałasu — a nie starości. W Japonii osiągnięto podobne wyniki. Warstwy ludno- ści nie narażone na działanie hałasu, porównane z ro- botnikami przemysłowymi w suchotniczych, hałaśliwych miastach — wykazują te same zależności. W szwedzkim regionie Skaraborg przebadano 2328 robotników budowlanych. Według dra Lundquista z klini- ki ofiatrycznej „Sahlgrenska Hospitals" (choroby oczu) 44 procent pacjentów cierpiało na lekkie, 22 procent na ciężkie schorzenia. Wśród robotników pracujących przy betoniarkach 76 procent miało uszkodzony słuch. Tymczasem znamy już wyniki wielu takich badań, dotyczących personelu obsługi naziemnej samolotów odrzutowych, robotników stalowni, członków młodzieżo- wych zespołów muzyki beatowej. Plaga, którą zapowie- dział wielki bakteriolog Robert Koch, już nadeszła. „Pewnego dnia — przewidywał ów uczony — człowiek musi tak samo bezlitośnie zwalczać hałas, jak cholerę i dżumę". Słoniom, sprowadzonym do europejskich ogrodów zoologicznych, trzeba zakładać na uszy ochra- niacze. W przeciwnym razie źle słyszą lub głuchną. W podobnej sytuacji znajdujemy się my sami. Im głoś- niejszy jest świat wokół nas, tym mniej słyszymy. Ale cóż to, szanowny czytelniku, ma wspólnego ze starością? Dlaczego ma to być starcza głuchota? Jest rzeczą normalną, że w czasie długiego życia tracimy słuch, ale utrzymuje się to w pocieszająco nis- kich granicach. Rzeczywistą przyczyną głuchoty nie jest więc starość, lecz hałas. Nie postępujący proces fizjo- logiczny, lecz mechanizm niszczenia, którego można uniknąć. Myślę, że nikt nie podważy tej prawdy. Przykład pokazuje, w którym punkcie znajdują się nowoczesne badania nad starością. ,.Częste i litościwe opowiadanie o chorobie starości — stwierdza dr Kurt Bruckel, dyrektor Kliniki Geriatrycznej w Stuttgarcie — nie stoi w żadnym stosunku do tego, co o niej rzeczywiście wiemy. Do pilnych zadań solidnej geriatrii należy zdecydowanie przeciwstawienie się szeroko roz- powszechnionej tezie, że wszelkie możliwe dolegliwości i zmiany w organizmie przypisuje się ślepo starości". Młode oko Dr Jórg Schmidtt-Vogt, ordynator szpitala powiatowe- go w Eppstein (Taunus) napisał po swoim pobycie w Ki- jowskim Centrum Badania Starości: ,,U przebadanych w instytucie kijowskim ludzi w bardzo zaawansowanym wieku nader rzadko stwierdzano zjawisko zwyrodnienia wzroku, jak na przykład starczą kataraktę lub glaukon (zielona katarakta). Na ogół nie zauważono też tak typo- wych objawów, jak plamy na rogówce, czy bielmo na obrzeżach rogówki. Brak takich objawów oznacza, że w wieku starczym oczy mogą zachować niezwykłą mło- dość i żywotność". Opisany stan rzeczy nie jest czymś wyjątkowym. Bar- dzo często zwraca się uwagę na ,,młode oko" u dzie- więćdziesięcio- i stulatków. Wiadomo od dawna, że tzw. obwódka starcza (szare zmętnienie na obwodzie ro- gówki) nie jest w żadnym wypadku objawem starości. Wiadomo także, że „zielona katarakta", której się oba- wiamy, jest chorobą, która rozwija się w średnim wieku, postępuje powoli, w miarę upływu lat, i ujawnia się ostatecznie na starość. Choroba ta dotyka zaledwie dwa do trzech procent ludzi. Nie można więc mówić o tym, jako o typowym zjawisku starości. Organy wzrokowe, podobnie jak słuchowe, podlegają procesowi starzenia. Zmniejsza się przystosowanie wi- dzialności oka, wskutek czego doznaje uszczerbku jego ostrość. Ten normalny proces dotyczy obydwu oczu, zaczyna się już przy urodzeniu i następnie rozwija stopniowo. W pewnym momencie potrzebne są okulary do czyta- nia. Kiedyś będziemy je musieli założyć do lektury gazety. Mamy jednak szansę zachować „młode oko". Starość nie stoi temu na przeszkodzie. Starość, widziana z perspektywy historii medycyny, nie była nigdy dokładnie zbadana, dokładnie opisana, obserwowana bez uprzedzeń. Z bezprzykładną lekko- myślnością przypisywano szczodrze niezliczone cierpie- nia „chorobie starości". Nauka dopiero dziś stara się rozwikłać ten węzeł. Wyciąga pojedyncze nitki i — pro- szę spojrzeć — każda z nich ma fałszywą etykietkę. Arterioskleroza to pojęcie zbiorcze dla różnych chorób tętniczych. Co się przy tym dzieje, wiemy: naczynia twardnieją, tracąc swoją elastyczność. Średnica prze- wodów pokarmowych, mająca normalnie dwa do trzech centymetrów, zmniejsza się coraz bardziej. Z powodu złogów wapiennych na ścianach naczyń upowszechniło się złowrogie pojęcie o „zwapnieniu". I to zwapnienie stało się przyczyną zwalania całkowi- tej winy na starość. Więcej jeszcze: uznano je za przy- czynę starości. Fałszywa etykieta Już kilkadziesiąt lat temu podał tę teorię w wątpliwość profesor Max Burger z Lipska, pionier niemieckich ba- dań nad problemami starości. Grupa jego pracowników zaczęła odróżniać chorobowy proces sklerotyczny od normalnych zmian naczyń krwionośnych, uwarunkowa- nych starzeniem się. Max Kuczyński, zatrudniony jako profesor w Omsku, stwierdził u rosyjskich chłopów w bardzo zaawansowa- nym wieku zaskakująco nieznaczne objawy arterioskle- rozy. Byli to mężczyźni o pełnym uwłosieniu, bez śladów siwizny, z zachowaną potencją płciową i o młodzieńczym wyglądzie. Kuczyński przeprowadził sekcję zwłok wieś- niaka, który zmarł w wieku 109 lat. Ściany naczyń krwio- nośnych były mało elastyczne, ale bez jakiegokolwiek odkładania się cholesterolu czy wapna, a więc żyły tętnicze zmienione, lecz nie chore. Badania w tym zakresie potwierdziły się. W górzystej części Zachodniej Gwinei dr K. Goldrick obserwował przez 15 lat pewne plemię tubylcze. Tylko u 777 członków tego plemienia ujawniono oznaki anginy pectoris. W żad- nym wypadku nie stwierdzono choćby tylko ubocznych chorób naczyń krwionośnych. Ciśnienie krwi nie pod- nosiło się z wiekiem, nie było też żadnego przypadku znacznego nadciśnienia. U 70-letnich Indian w środkowym Meksyku podczas sekcji zwłok stwierdzono doskonale zachowane naczy- nia krwionośne. Starość nie pozostawiła tu żadnych śladów. Tamtejsi patolodzy nie odnotowali jako przy- czyny śmierci zapalenia mięśnia sercowego. Tak się dzieje nie tylko u dalekich ludów pierwotnych. „Zdumie- wająco dobrze zachowały się najdokładniej przebadane naczynia wieńcowe. Nawet przy badaniu mikroskopijnym nie wykryto w naczyniach żadnych patologicznych zmian" — to wyniki sekcji 80-letniej kobiety przeprowa- dzone przez Jaffego i Brossa. W literaturze fachowej spotykamy liczne wzmianki tego rodzaju. W latach 1937—38 profesor Bogomolec wyjechał ze sztabem leka- rzy do Abchazji, małej rosyjskiej prowincji kaukaskiej. Zbadano 58 osób w wieku od 95 do 142 lat. Żadna z nich nie zrobiła na profesorze wrażenia starca. Tlabagan Klecba, 142 lata, potrafił jeszcze występować jako wodzi- rej, prowadząc z humorem zabawę. Po powrocie do Moskwy profesor Bogomolec poinformował swoich zdu- mionych kolegów, że nie stwierdził u tych prastarych ludzi żadnych chorobowych zmian w sercu i systemie krwionośnym. Człowiek może się zestarzeć bez objawów starczej sklerozy. Nie musi koniecznie „zwapnieć". Biolog i an- tropolog Paul Overhage w swojej książce „Eksperyment: ludzkość" powiedział wyraźnie: „Arterioskleroza nie jest absolutnie następstwem starzenia się, jak dotychczas twierdzono. Serce i naczynia krwionośne mogą aż do późnej starości pozostać młode". Jak bardzo arterioskleroza nie jest zależna od choroby starości, przekonali się lekarze amerykańscy, badając młodych żołnierzy poległych w wojnie koreańskiej. Za- alarmowali oni medycynę meldunkiem, że u 20- i 30-lat- ków wystąpiły już średnio ciężkie zjawiska arterioskle- rozy. Zapewne nie przyjdzie nikomu na myśl, aby w podob- nych przypadkach mówić o „przedwczesnym starzeniu się". Niemałą niespodziankę sprawił prof. Christian Bar- nard, gdy oświadczył na dorocznym zebraniu Amerykań- skiego Towarzystwa Chirurgicznego w San Francisco, że jego słynny pacjent Filip Blaiberg (pierwsze przeszcze- pienie serca) zmarł nie w wyniku odrzucenia przeszcze- pu przez organizm, lecz na skutek niewydolności serca, spowodowanej ciężką sklerozą wieńcową. Blaiberg żył ze swoim nowym sercem niecałe dwa lata. W tym czasie cholesterol na ścianach naczyń od- kładał się tak szybko, że spowodował rozwój śmiertelnej sklerozy. ,,W przypadku Blaiberga — powiedział profe- sor Barnard — nie wiedzieliśmy jeszcze, że atero- skleroza (zwyrodnienie zewnętrznej osłony żyły) może się rozwijać tak szybko". Zwapnienie żył może rozwinąć się szybko, powoli albo nawet nie rozwinąć się wcale. Przyczyn należy szukać w szkodliwych wpływach mechanicznych, chemicznych, infekcyjnych i nerwowych. Wiele jest tu znaków zapyta- nia. Błędny z pewnością jest utrzymujący się tak długo pogląd, że dokonuje się tutaj automatycznie postępujący proces związany z wiekiem. Elastyczne, zdrowe naczy- nia osiemdziesięciolatka i ciężko uszkodzone naczynia dwudziestopięcioletniego żołnierza mówią same za sie- bie. Już tylko na marginesie należy powiedzieć, że prof. J. P. Henry (School of Medicine w Los Angeles) poczy- nił ciekawe spostrzeżenia wśród zwierząt: zwierzęta w piewszych miesiącach życia chowane w izolacji ujaw- niły potem nie tylko silną agresję, zwalczając krwawo swoich rówieśników, ale stawały się także szczególnie podatne na arteriosklerozę. Stwierdzono, że zawartość cholesterolu we krwi wzra- sta w sytuacjach obciążenia również u ludzi, co dowodzi, jak mocno „czynnik psychiczny" wpływa na powstawanie arteriosklerozy. Profesor monachijskiej kliniki, Dietrich Michel, zapytał podczas 23. Tygodnia Terapii w Karlsruche profesora Johannesa Limbacha z Getyngi: ,,Co nam pozostaje z dotychczasowych wyobrażeń o spowodowanej wiekiem niewydolności serca, przyjmujących za przyczynę spadek jego wagi?" Odpowiedź mogłaby stanowić tytuł artykułu w gazecie: „Muszę powiedzieć, że nie pozostaje nic. Uwiąd starczy był urojeniem, z którym żyliśmy prawie przez sto lat". We wszystkich podręcznikach medycznych wciąż jeszcze opisuje się starczy uwiąd serca. Normalnemu sercu człowieka dorosłego, o wadze około 300 gramów, przeciwstawia się serce gasnące o wadze mniejszej niż 200 gramów. I oto nagle występuje ceniony naukowiec i stwierdza: „Nic się tu nie zgadza". I na poparcie swej opinii przedstawia przekonywający materiał dowodowy. Profesor Linzbach zgromadził wyniki badań 8000 serc u ludzi w różnym wieku. Ponad 600 serc w tych badaniach należało do osób w wieku od 90 do 100 lat. „Stwierdziliśmy — powiedział profesor — w grupie trzydziesto- i czterdziestolatków od pięciu do dziesięciu procent «niedowagi» serc, ale ani jednej niedowagi w grupie ludzi ponad osiemdziesięcioletnich". Fachowe czasopismo „Euromed" fakt ten komentuje: „Po tym, co Linzbach stwierdził na badanych sercach, wyrażenie «fizjologiczne procesy starości» mógłby on podawać jedynie w cudzysłowie". Organy, które się nie starzeją W rezultacie nowych badań staje się coraz bardziej oczywiste, że popularna teoria o spadku sił nie od- powiada przebiegowi procesu starości. (,,Obraz aparatu, maszyny, które niszczeją po dłuższym użyciu nie jest tutaj przykładem władczym" — prof. Max Biirger z Lip- ska). Są organy, które w ocenie fizjologicznym w ogóle się nie starzeją. Należą do nich wątroba, nerki, jelita. Ich komórki dzielą się, a więc rodzą się wciąż na nowo, dzięki czemu pozostają młode. Dwie amerykań- skie grupy robocze (Borrowsa w Baltimore i Dietricha w Miami) nie stwierdziły, badając enzymy w wątrobie, żadnych zmian. Goldman (Los Angeles) zauważył przy transplantacji nerek, że ich praca jest wciąż dobra, niezależnie od tego, czy wszczepiona nerka pochodzi od młodego czy starszego człowieka. Winston (w Salem) usunął szczurom po jednej nerce: u młodych, jak i u sta- rych zwierząt powiększyła się pozostała nerka, wyrów- nując powstałe ubytki. Odkąd medycyna uznała znaczenie gruczołów do- krewnych dla funkcjonowania organizmu, zaczęto rów- nież podejrzewać ich uzależnienie od starości. Gruczoły wydzielają hormony, wciąż tryskające źródło życia. Czyż więc nie nasuwało się przypuszczenie, że z wiekiem źródło to wysycha? Amerykański badacz Mc Gavarck tak podsumował swoje gruntowne badania: różne gruczoły wydzielają co najmniej dwadzieścia cztery różnego rodzaju hormony. W kilku przypadkach produkcja wzrasta wraz z wiekiem, w innych — słabnie, a jeszcze w innych pozostaje przez całe życie na tym samym poziomie. ,,Dotychczasowy stan wiedzy wykazał, że produkcja ważnych dla życia hormonów nadnercza — Cirtisolu i Aldosteronu nie ujawnia ich zależności od wieku czło- wieka. Również działanie gruczołu tarczycowego nie podlega w starszym wieku ograniczeniu, raczej przeciw- nie: wzrasta". (Prof. dr Henryk Nowakowski z Hambur- ga). A więc źródło nie wysycha. Nie licząc możliwych chorób, jak np. choroba Simondsa, czyli gruczołów przy- sadki mózgowej, która niszczy przysadkę, nie należy lękać się o funkcjonowanie gruczołów w starości. Ważne dla życia hormony nie przestają działać. W książkach na temat starości nie brak wskazań dotyczących wzmożonego niebezpieczeństwa infekcji i zmniejszających się sił obronnych organizmu. Del Campo z Werony zbadał białe ciałka krwi, pierwszą reakcję obronną na powstające czynniki chorobotwór- cze. I nie znalazł żadnej różnicy pomiędzy ludźmi młody- mi i starymi. Białe komórki krwi niszczą bakterie, nieza- leżnie od tego dla kogo pracują. W jakiejś mierze krew stanowi substancję, dzięki której człowiek mógłby żyć wiecznie. Odradzające się wciąż komórki krwi zachowują swoją jakość również w zaawansowanym wieku. Nie pomniejszają one swe- go działania. Wymierne wartości (na przykład hemo- globina) pozostają przez całe życie w normie. Również szybkość opadania krwi wykazuje na starość swoją nor- malną wartość. Choroby krwi nie są nigdy chorobami starości. Jakkolwiek podobne badania znajdują się dopiero w fazie początkowej (gerontologia, wiedza o starości jest, rzecz kuriozalna, tak młoda jak podróże w kosmos), to jednak okazuje się już obecnie, że nie ma powodu, aby utożsamiać starość z katastrofą biologiczną. Starość, oceniana z fizjologicznego punktu widzenia, przedstawia się znacznie korzystniej, niż krążące o niej opinie. I nikt nie mylił się bardziej, niż rzymski komediopisarz Publius Tarentius Afer, który pierwszy wypowiedział to złośliwe zdanie: Senestus ipsamorbus. (Sama starość jest choro- bą). Że nie wspomnimy już Seneki, który określił starość jako nieuleczalną chorobę. Śmierć, której nie ma Istotnie, starość nie jest w ogóle chorobą. I również nie umiera się na starość. Jak ujawniają rozległe badania, nie ma śmierci ze starości. Przyczyna śmierci, określona jako ,,uwiąd starczy" nigdy nie została udowodniona. Uwiąd starczy jako przyczyna śmierci był, jak dowodzi następująca historia niemieckiego klinicysty Ludwiga Aschoffa, fałszywą diagnozą: „Gdy odwiedziłem 97-let- niego lekarza na dwa dni przed jego śmiercią, wykazy- wał on tak mało symtomów ciężkiej choroby, że od- bierając wiadomość o jego zgonie byłem przekonany, iż mam oto do czynienia z naturalną przyczyną zejścia ze świata. Bardzo byłem zaskoczony, gdy po dokonanej na życzenie umierającego sekcji stwierdziłem zapalenie płuc, trwające od czterech lub pięciu dni i liczne prze- rzuty złośliwego raka gruczołu tarczycowego". Ktoś mógłby w tym miejscu powiedzieć: ten człowiek zmarł. A czy było to zapalenie płuc czy też starość — czy na to jakiekolwiek znaczenie? Owszem, ma duże znaczenie. Nie teoretyzujemy za- tem na temat nieśmiertelności, lecz próbujemy dociec, co to znaczy: być starym. I chociaż wiele rodzi się tutaj pytań, jedno jest zasadnicze: jak nasze ciało, nasz or- ganizm rozwiązuje ten problem? ,.Starczy zanik serca był urojeniem, z którym żyliśmy prawie sto lat". Przypominam raz jeszcze to zdanie patologa Linzbacha. W co wierzono sto lat, nie musi być prawdą. Zwłaszcza opinie o starości: wydają