14645

Szczegóły
Tytuł 14645
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14645 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14645 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14645 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

MISJE Z NIEPOKALANĄ LISTY MARIAŃSKICH MISJONARZY 4 Ukazały się: 1. Henryk Tomaszewski MIC, Henryk Kulesza MIC -„Przygody misyjne. Listy z Brazylii", Warszawa 1995. 2. Jan Glica MIC - „Oczarowany misjami. Listy z Brazylii", Warszawa 1996. 3. Stefan Szwajkowski MIC, Marek Szczepaniak MIC i inni „Dziennik misjonarza. Listy z Brazylii", Warszawa 1997. MISJE Z NIEPOKALANĄ Listy z Rwandy Praca zbiorowa pod kierunkiem ks. Stanisława Kurlandzkiego MIC Sekretariat Misyjny Księży Marianów Warszawa 1998 © by Sekretariat Misyjny Księży Marianów, 1998 Redakcja, przypisy, opracowanie słowniczków, korekta, wstęp i rozdział I Lilia Danilecka Zdjęcia Archiwum Sekretariatu Misyjnego Księży Marianów Imprimipotest Ks. Jan M. Rokosz MIC Prowincjał Warszawa, dnia 14 września 1998 r., N 423/98 Za zgodą Kurii Metropolitalnej Warszawskiej z dnia 15 września 1998 r., nr 3788/NK/98 Wikariusz Generalny: bp Marian Duś Notariusz: ks. Stanisław Pyzel Cenzor: ks. dr hab. Bogumił Gacka MIC Zdjęcia na okładce: str. I - Dziewczynka rwandyjska podczas Mszy świętej str. IV - Rodzina rwandyjska na tle wulkanów Sekretariat Misyjny Księży Marianów ul. Św. Bonifacego 9, 02-914 Warszawa Druk i oprawa: Drukarnia J.J. Maciejewscy, Przasnysz Duchu Święty! Na progu Trzeciego Tysiąclecia Chrześcijaństwa, w Roku poświęconym Tobie, dziękujemy Ci za to, że jesteś rzeczywistym Sprawcą rozwoju Kościoła i że uświęcasz go nie tylko na terenach misyjnych. Prosimy Cię, błogosław misjonarzom i misjonarkom podejmującym nową ewangelizację w Rwandzie i w innych krajach świata. Obdarzaj nieustannie ich oraz Przyjaciół Misji Twoimi darami, a wszystkim, którzy przyjmują do swoich serc światło Dobrej Nowiny, daj silną wiarę, wzajemną miłość i ducha pojednania. Słowo przełożonego generalnego „Listy z Rwandy" pisane były przez misjonarzy zaledwie kilkanaście (najstarsze), a nawet kilka lat temu, ale czyta się jak opowieści z dawnej epoki. Wydarzenia, które stają nam przed oczyma natychmiast, gdy słyszymy nazwę „Rwanda" przesłoniły tę niedawną przeszłość i nawet, jeśli sięgamy do refleksji nad przeszłością Rwandy, to raczej nad przeszłością polityczną, społeczną, etniczną tak, jakby przed rokiem 1990 w Rwandzie nie istniało normalne życie zwykłych ludzi. A tymczasem istniało. Odczytując dzisiaj żarliwe opisy pracy i życia naszych misjonarzy w pierwszym odruchu pytamy: jak mogli żyć tak spokojnie? byli ślepi? czyż nie wiedzieli, że siedzą na wulkanie? W listach, nawet tych z okresu bezpośrednio poprzedzającego wojnę, coś tam wprawdzie wspominają o rebeliantach, lecz jednocześnie z przekonaniem zapewniają, że Rwanda wchodzi powoli na drogę stabilizacji i pokoju. Dziś wiemy, jaka to miała być stabilizacja i jaki pokój... Właśnie dlatego ta książka - zbiór ówczesnych listów -jest ciekawa. Gdyby dziś którykolwiek z tych samych misjonarzy miał napisać wspomnienia z tamtych czasów, tak by nie napisał. Pisałby oczywiście w świetle tego, co stało się później. A przecież słuchając o okropnościach tamtej wojny musimy pamiętać, ze dotknęła ona kraj taki, jaki opisują misjonarze. Oczywiście, zło gdzieś tam narastało, by wreszcie z całą siłą wybuchnąć. To było zaskoczenie. O tych dniach powie zbiegły 7 do Francji karmelita: Któż mógł się oprzeć owemu podmuchowi szaleństwa, który jak tajfun zamiótł nasz kraj? to był prawdziwie diabelski wicher. Każdy się bal i zabijał, żeby sam nie być zabity. No i manipulowano ludźmi, podniecano nienawiść. Bowiem istotnie pod powierzchnią „ normalnego życia ", o którym piszą nasi misjonarze, narastały nienawiść i strach. Napisał rwandyjski intelektualista: Wojna, którą przeżywamy była i jest rezultatem różnego rodzaju głębokiego zła, które toczy lud rwandyjski i naród rwandyjski a zarazem okazją jego ujawnienia. Ukazała ona w całej nagości lęki i nienawiść, nietolerancję i odrzucenie, które srożą się w naszym społeczeństwie. Doprowadziła je do paroksyzmu. To zło, zakorzenione w odległej historii naszego kraju, się ujawniało, wybuchło jako najbardziej absurdalna przemoc. Istniało, w sposób oczywisty, już wcześniej, wyrażało się w marginalizacji części ludności, a ostatnio, bardzo spektakularnie, w wygnaniu i wykluczeniu jednej części społeczeństwa i w etnicznej oraz regionalnej dyskryminacji... (Joseph Nsengimana, profesor uniwersytetu państwowego Rwandy w nielegalnie przemycanym do Rwandy piśmie ,f)ia-logue", n. 174, mars 1994/ W takim razie co ze skutecznością ewangelizacji? Wszystkie trudy, o których z przejęciem opowiada książka poszły na marne? Na to - prawdę mówiąc - wyglądało. Jeden z naj żarli wszy eh misjonarzy Rwandy, francuski kapłan, ks. Gabriel Maindron, zapisał w prowadzonym w czasie wojny dzienniku: Wszystkie te tragiczne fakty mają wymiar apokaliptyczny. Mówiąc o końcu i zagładzie świata Jezus przepowiedział: będą się wzajemnie wydawać i jedni drugich będą nienawidzić (Mt 24, 10). Dodajmy do tego AIDS i głód, i zaledwie lekko zawoalowane prześladowanie Kościoła katolickiego! Wielu wśród tych co zabijają, to ludzie ochrzczeni. Co czynią oni ze swoim chrztem? Jeden z zabójców chodził z różańcem na szyi. 8 Jakaś zakonnica pyta go: „Dlaczego nosisz różaniec?" Odpowiedział: „Najświętsza Panna pomaga mi znajdować ukrywających się nieprzyjaciół". Na szczycie jednego ze wzgórz widziano grupę ludzi uzbrojnych w bambusowe piki i maczety stojących w szeregu przed figurą Matki Boskiej Ubogich. Co zrozumieli z chrześcijaństwa? Tak rebelianci z FPR\jak i żołnierze armii rwandyjskiej walczą, słuchając pieśni patriotycznych i religijnych nadawanych przez ich radiostacje. 30 kwietnia (1994) słyszeliśmy w radio Muhabura (FPR) i radio RTML (strona prezydencka) tę samą pieśń maryjną. Czy to możliwe, że wzywając tę samą Matkę ludzkości oni się wzajemnie zabijają? Jakże odlegli jesteśmy od orędzia Ewangelii!2 Na to pytanie, które będą musieli sobie postawić czytelnicy tych stronic odpowiada inny znawca Rwandy: Publiczność europejska, która się interesuje chrześcijaństwem Afryki często pyta, co się stało z religijną gorliwością tego ludu, ostatnio ożywioną maryjnymi objawieniami w Kibeho? Objawienia te miały ogromny społeczny oddźwięk, a widzący mówili o nadejściu straszliwych prób. Odpowiadamy: ta gorliwość stale istnieje, nawet większa niż dawniej. Wciąż jeszcze brak pełniejszych informacji. Napływają jednak bardzo liczne świadectwa o heroicznej wierze Hutu, którzy, ryzykując życie, zrobili wszystko, by ochronić sąsiadów Tutsi. Flores sanctorum / akta męczenników dopiero się spisuje. Na ogół świadectwa utrzymane są w tonacji klęski. Uważało się, że w takich krajach jak Rwanda czy Burundi chrześcijaństwo odniosło wyjątkowy sukces. I oto przyszedł kryzys, chrześcijaństwo przeżyło ciężki szok. Front Patriotiąue Rwandais, Rwandyjski Front Patriotyczny złożony z żołnierzy Tutsi. 2 ,-Pialogue", n. 177, octobre 1994. 9 Zarówno dawny optymizm, jak i obecny pesymizm zdają się nie mieć podstaw. Pozwólmy, by wzburzone fale opadły. Wiary nie mierzy się liczbami ani wyskością wież kościelnych. Wiara mieszka w sercach, a jeszcze nie wiemy, co w nich się wydarzyło71. Dramat Rwandy trwa. Jak może nigdy dotąd Rwanda czeka na Dobrą Nowinę. To prawda, sytuacja misjonarzy jest tam coraz trudniejsza, wielu musiało Rwandę opuścić. Patrząc po ludzku przyszłość Rwandy nie jawi się w jasnych barwach. Jednak jest nadzieja. Raz jeszcze rwandyjski intelektualista: (...) Jak się ma dokonać pojednanie które, zatrzyma Rwandę na drodze do stania się społeczeństwem, w którym rządzą prawa dżungli? (...) Pojednanie to proces długi i trudny, który przebiega na płaszczyźnie „ja ": ja Rwandyjczyk jako istota łudzka, jako obywatel, jako cząstka tworząca ojczyznę, naród. Rwandyjczyk: Hutu, Tutsi, Twa, mieszkaniec północy, południa, bogaty, ubogi Ud, jest wezwany najpierw do pogodzenia się z sobą samym jako istotą ludzką, obywatelem; następnie lud rwandyjski musi się pogodzić z sobą samym w tym, co w różnorodności stanowi jedną ojczyznę, jeden naród, nie zaś amalgamat etni, regionów i kategorii społecznych (...). Ten proces (pojednania), który prowadzi jednostkę do postawienia siebie pod znakiem zapytania, jest mutatis mutandis - identyczny z procesem, który prowadzi społeczność do nawrócenia. Pojednanie wymaga nawrócenia członków społeczeństwa, całego społeczeństwa, uznania kolektywnej odpowiedzialności oraz gotowości nie tylko do przebaczenia, ale do działania w inny aniżeli dotychczas sposób. (...) Paradoks sytuacji krańcowych: ta wojna, pomimo strat, które spowodowała, może się stać nowym początkiem: pojednanie, nadzieja pomyślnej przyszłości dla Rwandy i rwandyjskiego narodu4. 3 Pierre Emy, Rwanda 1994, wyd. UHarmattan, 1994. 4 Joseph Nsengimana, op. cit. 10 Kiedy w 1995 roku opuszczałem Rwandę, kontrolujący bilety na lotnisku młody człowiek spytał mnie o wrażenia. Ostrożnie odpowiedziałem rwandyjskim przysłowiem, że jest to kraj, do którego co wieczór Bóg powraca z całodziennej wędrówki. Młody człowiek odpowiedział mi ze smutkiem: już teraz nie wraca... Pomyślałem: kto wie? Jeżeli flores sanctorum i akta męczenników dopiero się spisuje, a jedyną nadzieją Rwandy jest proces nawrócenia, to może nie całkiem przepadło ziarno rzucone przez misjonarzy. Kto wie, może już przynosi owoce?... ks. Adam Boniecki MIC W Afryce, gdzie powszechne jest zagrożenie przez nienawiść i przemoc, przez konflikty i wojny, głosiciele Ewangelii winni obwieszczać „nadzieją życia zakorzenioną w misterium paschalnym ". Jezus ustanowił Eucharystię, «zadatek życia wiecz-nego» (77), w momencie gdy - po ludzku rzecz biorąc - Jego życie zdawało się skazane na klęskę: uczynił to, aby uwiecznić w czasie i przestrzeni swe zwycięstwo nad śmiercią. Oto dlaczego Specjalne Zgromadzenie poświęcone Afryce, obradujące w okresie, gdy sytuacja kontynentu afrykańskiego jest pod pewnymi względami krytyczna, określiło się mianem „ «Synodu Zmartwychwstania i Synodu Nadziei. (...) Chrystus nasza nadzieja żyje, a więc i my żyć będziemy!» " (78). Przeznaczeniem Afryki nie jest śmierć, ale życie! Posynodalna Adhortacja Apostolska Jana Pawła II, O Kościele w Afryce, 57 List zamiast wstępu Drodzy Przyjaciele Mariańskich Misji! Książka ta zawiera listy pierwszych mariańskich misjonarzy w Rwandzie z lat 1985 - 1990, czyli od początku powstania placówki do wybuchu wojny domowej, która zapisała się w pamięci opinii publicznej całego świata ze względu na rozmiary swojego okrucieństwa. Wojna ta, choć oficjalnie zakończona, trwa nadal, głównie w tragicznych skutkach. Praca misjonarzy stała się niezmiernie trudna, a w niektórych wypadkach wręcz niemożliwa. Na wiosnę 1998 roku Marianie musieli czasowo opuścić swoją placówkę w Rwandzie budowaną przez 13 lat z wielkim zaangażowaniem. Pozostaje nadzieja, że Niepokalana pozwoli polskim misjonarzom powrócić do parafii Mwange, na północy kraju. Jeśli nie, to opisane w tym tomie zdarzenia i przeżycia stanowić będą niezapomnianą kartę w historii Zgromadzenia, które zaniosło kult Matki Bożej Niepokalanej do Rwandy. Spośród bardzo bogatej korespondencji z konieczności musiałam wybrać tylko niektóre listy. Kierowałam się rozwojem wydarzeń, a także towarzyszącymi im przeżyciami w sercach polskich misjonarzy. Z wielu listów wyczytać można radość tworzenia zrębów nowej parafii. Cieszą nie tylko kamienie, ławki i intronizowane obrazy. Cieszą przede wszystkim ludzie przyjmujący światło Ewangelii. Cieszy ich szlachetna odpowiedź na Dobrą Nowinę, dla głoszenia której misjonarz opuścił „dom, 12 braci lub siostry, ojca lub matkę" po to, aby stokroć więcej otrzymać (por. Mt 19, 29). Życie misjonarza nie jest jednak wolne od trosk i zmartwień, od chorób i lęków, od samotności i niezrozumienia swojej roli. W takich chwilach woła on jak Jezus do Boga: „Czemuś mnie opuścił?" Wtedy też jest sposobność szczególnego zawierzenia Maryi, której życie także było trudne. Misjonarze są często postrzegani przez osoby nie mające z misjami bliskiego kontaktu jako bohaterowie o niezłomnej odwadze, żelaznym zdrowiu i nerwach. A tymczasem oni sami widzą siebie zupełnie inaczej i są wdzięczni za traktowanie ich jako słabe nieraz, a nade wszystko nieużyteczne sługi na niwie Pańskiej. Potrzebują naszej modlitwy, cichej ofiary, a czasem wsparcia materialnego. Potrzebują naszej przyjaźni i zrozumienia. Pragną też, abyśmy wiedzieli, że misjonarzami powinni czuć się wszyscy chrześcijanie, ponieważ cały Kościół jest misyjny ze swojej natury. Często lekceważymy zadanie ujęte przez Chrystusa w słowa „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili" (Mt 25, 40). Nie każdy może jechać na misje w niebezpieczne rejony świata. Każdy może jednak dodawać do swoich codziennych czynów intencję misyjną. Wtedy sytuacja, w której niesiemy ulgę cierpiącemu człowiekowi - zainteresowanie się samotnym sąsiadem, ofiarowanie mądrej przyjaźni zagubionym nastolatkom, czy pomoc zmęczonej matce wielodzietnej rodziny - staje się terenem misyjnym. To wszystko tylko pozornie jest proste. Wymaga, podobnie jak w przypadku misjonarzy w odległych krajach, nieustannej modlitwy i codziennego tak wobec poleceń Ducha Świętego oraz wysiłku podobnego do inkulturacji. Jest to wysiłek zrozumienia odmiennej kultury i mentalności ludzi, którym niesie się Chrystusa. Trzeba nie tylko mówić ich językiem. Trzeba poznać ich serca. Drugi człowiek - czy to w dalekiej Afryce, czy na sąsied- 13 niej ulicy, a nawet w sąsiednim pokoju własnego domu - często pozostaje obcy i budzi w nas lęk. Prawdziwa miłość usuwa lęk, powiedział Chrystus tym, których posyłał do ludzi. Miłość pozostawia natomiast zawsze miejsce na szacunek dla tajemnicy nieśmiertelności, jaką stanowi dla nas drugi człowiek, bez względu na jego wiek, pochodzenie i kolor skóry. W Roku Ducha Świętego, wszystkim czytającym strony tej książki życzę łaski otwarcia serc, oczu i uszu na potrzeby drugiego człowieka, który stoi tuż obok nas oraz daru modlitewnej pamięci o Rwandzie, jej mieszkańcach i jej misjonarzach. Warszawa, 12 czerwca 1998 Lilia Danilecka Nota bibliograficzna Przy opracowywaniu rozdziałów I i II korzystałam z następujących źródeł: 1. Korespondencja mariańskich misjonarzy w Rwandzie z lat 1984-1990; Archiwum Sekretariatu Misyjnego Księży Marianów; 2. Misje z Niepokalaną, Biuletyn Sekretariatu Misyjnego Księży Marianów; 3. Z Kraju Tysiąca Wzgórz, Biuletyn Polskich Misjonarzy i Misjonarek w Rwandzie (nr 1-14); 4. Posyłam Was, Kwartalnik Pallotyńskiego Sekretariatu Misyjnego w Warszawie, nr 29; 5. Misjonarz, Miesięcznik Polskiej Prowincji Księży Werbistów; 6. Misyjne drogi, Dwumiesięcznik Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej; 14 7. Africa South of Sahara, Europa publications limited, Rocznik; 8. Pierre Erny, Rwanda 1994. Cles pour comprendre le cal-vaire d'un peuple, UHarmattan Paris, 1994; 9. Dorothea Forstner OSB, Świat symboliki chrześcijańskiej, Pax, Warszawa 1990; 10. Grzegorz J. Kaczyński, Ambiguity ofthe christianity in the colonial Africa. Histoirical and antropologie al essay, Afri-cana Bulletin, nr 44, Warszawa 1997; 11. Gabriel Maindron, Les Apparitions de Kibeho. Annonce de Marie au coeur de TAfriąue, O.E.I.L., Paris 1988; 12. Dominiąue Nothomb, Humanisme africain, Paris 1965; 13. Ks. Jan Pałyga SAC, W środku Afryki, Pallotinum, Poznań--Warszawa 1984; 14. Ks. Jan Pałyga SAC, Pallotyni w Rwandzie i Zairze, Pallotinum, Warszawa 1991; 15. Ks. Jan Pałyga SAC, Rwanda czas apokalipsy czas nadziei, Apostolicum, Ząbki 1998; 16. Visages du Rwanda perle de VAfrique, Editorial Escudo de Oro, S.A., Barcelona, 1991; 17. Leonidas Rusatira, Jean Paul II au Rwanda, Pallotti-Presse 1991. Wprowadzenie Czy w dobie ekumenizmu potrzebne są misje? Czy misje wśród niechrześcijan są jeszcze aktualne? Czyż nie zastąpił ich dialog międzyreligijny? Czy troska o postęp w różnych dziedzinach życia ludzkiego nie może wyręczyć działalności misyjnej? Czy poszanowanie wolności sumienia nie wyklucza jakiejkolwiek propozycji nawracania? Czy nie można osiągnąć zbawienia w jakiejkolwiek religii? Dlaczego Kościół prowadzi misje? Te i tym podobne pytania nurtują wielu współczesnych ludzi. Stawiamy je sobie przed rozpoczęciem lektury książki o mariańskiej misji w Rwandzie świadomi, że nasza książka nie odpowie na wszystkie te pytania, bo nie taki jest jej cel. Jest ona tylko pewną zachętą do poszukiwania wyczerpujących odpowiedzi na postawione pytania w Piśmie świętym (Nowy Testament) i w dokumentach Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, z których nam najbliższe są trzy: Dekret „Ad Gentes"1 Soboru Watykańskiego II, Adhortacja Pawła VI „Evangelii nuntiandi"2 i Encyklika Jana Pawła II „Redemptoris missio"3. Istotne są dwie odpowiedzi. Pierwszą można tak sformułować: Kościół prowadzi działalność misyjną dlatego, że otrzymał od Chrystusa nakaz 1 Zob. „Dekret o działalności misyjnej" w: Konstytucje, Dekrety, Deklaracje, Sobór Watykański II, Paris 1967, str. 421-482. 2 „Obowiązek głoszenia Ewangelii", Adhortacja wydana 8.12.1975. 3 „Misja Odkupiciela" , Encyklika wydana 7.12.1990. 16 a misyjny4, który ma swoje ostateczne uzasadnienie w woli Ojca niebieskiego, który pragnie, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania prawdy5 (prawda o powszechnej woli zbawczej Boga). Nakaz ten stanowi niezbywalną zasadę obowiązującą cały Kościół aż do końca wieków. Z tego tytułu Kościół nigdy nie może zrezygnować z ewangelizacji świata, bez względu na najtrudniejsze nawet warunki i inne okoliczności. Druga odpowiedź jest logiczną konsekwencją nakazu misyjnego: Chrystus polecił swoim uczniom iść na cały świat, głosić Ewangelię wszystkim narodom, zdobywać nowych wyznawców i w ten sposób konstytuować i rozwijać Kościół rozumiany jako Królestwo Boże, czy - jak chce święty Paweł Apostoł w I Liście do Koryntian6 - jako Ciało Mistyczne Chrystusa. Pawiowe ujęcie Kościoła oznacza, że każdy chrześcijanin przez sam fakt przyjęcia chrztu świętego staje się żywą komórką Jezusowego Ciała, która pracuje dla dobra całego Ciała, wspomaga jego funkcjonowanie i rozwój.W tym znaczeniu każdy chrześcijanin żyje i pracuje dla dobra całego Kościoła, w tym także dla dobra misji, które są integralną częścią posłannictwa Kościoła. Skoro cały Kościół jest misyjny ze swej natury1, więc zobowiązany jest do ewangelizacjii doprowadzenia wszystkich ludzi wszystkich czasów do zbawienia w Chrystusie i przez Chrystusa, mocami Ducha Świętego. Tylko przez Chrystusa człowiek może być zbawiony. Albowiem jeden jest Bóg, jeden też pośrednik między „Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata" (Mt 28, 19-20). 5 Zob. I Tym 2, 4-6. 6 Zob. I Kor 12, 12-30. Zob. Dekret o działalności misyjnej Kościoła „Ad gentes" Soboru Watykańskiego II, p. 2. 17 Bogiem a ludźmi... Chrystus Jezus, który wydał siebie samego na okup za wszystkich* i nie ma w żadnym innym zbawienia9. Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło10, gdyż spodobało się Bogu powołać ludzi przez Syna do uczestnictwa w swoim życiu jako dzieci Boże i zgromadzić ich w jeden Lud Bożyn. I to zadanie jest celem misji. Dzieje Apostolskie pozwalają nam zrozumieć, na czym polegały misje Kościoła u jego początków i czym są one dziś. Po zesłaniu Ducha Świętego na Apostołów, poszli oni z Ewangelią najpierw do Izraela, a potem do innych narodów. Tak zaczęły się misje Kościoła. Apostołowie, pierwsi misjonarze, pod przewodnictwem świętego Piotra, głosili Dobrą Nowinę o zbawieniu w Chrystusie zmartwychwstałym, udzielali chrztu i tworzyli wspólnotę Kościoła, która, jak w Antiochii za sprawą Ducha wysłała Pawła i Barnabę w celu ewangelizacji pogan, a Pan im błogosławił i rosła liczba wierzących w Chrystusa. Wtedy to Sobór Jerozolimski (49 rok) wydał pierwszy w dziejach oficjalny dokument, dotyczący działalności misyjnej pierwotnego Kościoła, który roztrzygnął kontrowersję na temat zasad przyjmowania pogan do Kościoła12. Sobór Watykański II zaś pod koniec XX wieku dał odpowiedź na wszystkie niemal pytania dotyczące problemów związanych z działalnością misyjną Kościoła. Warto zaznaczyć, że na przestrzeni wieków powstała olbrzymia literatura13 na temat misji. 8 Zob. I Tym 2, 4-6. 9 Zob. Dz 4, 12. 10 Zob. Łk 19, 10. " Por. J 11, 52. 12 Zob. Dz 15, 1-35. 13 Zob. Karol Muller SVD, Teologia misji, Verbinum, Warszawa 1989. Autor na 29 stronach podaje obszerny obco i polskojęzyczny zestaw bibliograficzny na temat misji. 18 I W naszych czasach, mimo dwudziestu wieków ewangelizacji otacza nas morze nowoczesnego pogaństwa. Zachodzi więc konieczność ewangelizacji współczesnego świata, który w ogromnej większości nie jest chrześcijański. Półtora miliarda ludzi już ochrzczonych wymaga ciągle nowej ewangelizacji, której istotą jest powrót do Miłości, ponieważ wszyscy ludzie zostali do niej powołani i przeznaczeni. Misje są inspirowane tą Miłością Boga wyrażoną w posłaniu Syna i Ducha Świętego na świat oraz są Jej skutkiem w ustawicznym dawaniu i objawianiu zbawczej miłości Boga w świecie. W tym znaczeniu misje są powinnością wszystkich ochrzczonych, aby każdy człowiek dowiedział się, że Bóg go miłuje w Chrystusie Jezusie, Zbawicielu człowieka, przede wszystkim ód misjonarzy i misjonarek, których Kościół posyła do głoszenia Ewangelii różnym ludom i narodom zamieszkującym wszystkie kontynenty. Taka jest niejako normalna droga przekazu Bożego objawienia, jaką wytyczył Chrystus Pan w nakazie misyjnym: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony14. Kościół nakaz misyjny podjął z całym poczuciem odpowiedzialności, świadom jednak niebezpieczeństw oraz prześladowań i męczeństwa wielu misjonarzy i misjonarek. Kościół wie, że Duch Święty z pomocą ludzi, których oświeca i umacnia swoimi darami, prowadzi dzieło zbawienia i uświęcenia świata. I tak będzie do końca dziejów. W tym wielkim szeregu wysyłanych misjonarzy są także marianie, których Kościół zaprosił do posługi misyjnej w Anglii, na Alasce, w Australii, Brazylii, na Białorusi, w Czechach, Estonii, Kazachstanie, na Litwie, na Łotwie, w Niemczech, w Rwandzie, na Ukrainie i w USA. Zob. Mk 16, 15. 19 W ubiegłych latach staraliśmy się Przyjaciołom naszych i przekazać W trzech tomach piękno i trud pracy misyjnej V*iów w Brazylii. Obecnie prezentujemy misyjną posługę Uj pierwszej ekipy misyjnej na kontynencie afrykańskim 'bandzie w książce, której nadaliśmy tytuł: „Misje z Niepo-aną. Listy z Rwandy" dlatego, ponieważ mariańscy misjona-U.- z racji swego powołania mariańskiego - synami Niepo-anej i jako Jej dzieci razem z Nią i z Jej pomocą głoszą Stusa i Jego Ewangelię ludowi w Rwandzie. Jest również iw, że ks. biskup Phocas Nikwigize, ordynariusz diecezji tugeri, zaprosił marianów do swej diecezji w tym głównie I by marianie pomogli mu rozwinąć i pogłębić w duszach Cnych kult Matki Bożej Niepokalanej, dzięki któremu -jak spodziewał - zniknie cześć oddawana bogini Nyabindze. tto również podkreślić, że misjonarze w ciągu mijających II tysięcy lat ewangelizacji świata przekonali się, iż pod iefcą Maryi i za Jej szczególnym wstawiennictwem skutecz-fc Posługi misyjnej wzrasta w najwyższym stopniu. Manań- I Misjonarze, poszli w ich ślady i swoją parafię w Mwange ^ w specjalnym akcie liturgicznym Niepokalanej Matce m oraz dwa kościoły filialne: w Kiboga - Matce Bożej Li- łiej, a w Mutungu - Matce Bożej Częstochowskiej. Także Łisyjny dom zakonny w Mwange poświęcili Niepokalanej I zawierzenia na dowód, że bezgranicznie zawierzyli i po- ¦^i Jej siebie i swoje misyjne posługiwanie. Ta pełna dzie- Kfncyści \iara i miłość do Niepokalanej, która jest odpo- * Zgromadzenia szczególnym znakiem, mocą i radością hk^go &oWOłaniaxs przebija z wszystkich niemal listów, ^^eszczamy w tej książce. :V "Kon: rtucje Księży Marianów, p. 6. 20 Większość drukowanych tu listów jest adresowana do ks. Stanisława Kurlandzkiego, który - pełniąc w tym czasie obowiązki wiceprowincjała i redaktora „Immaculaty" (1971-1987), a następnie prowincjała Polskiej Prowincji Zgromadzenia Księży Marianów (1987-1993) - korespondował z misjonarzami w Afryce, Brazylii i w innych krajach. Z tej korespondencji powstał pokaźny zbiór listów i reportaży, bogaty w cenną i ważną dla historii misji treść. Wiele listów drukujemy w całości, w innych zastosowaliśmy większe lub mniejsze skróty ze względu na ich treść o charakterze bardzo osobistym czy urzędowym. Listy te stanowią główny trzon naszej książki. Jednakże nie ma w nich podstawowych wiadomości o Rwandzie i jej historii. Dlatego redaktor Lilia Danilecka, która w 1996 roku odwiedziła Rwandę, opracowała pierwszy rozdział, z którego możemy poznać w wielkim skrócie historię Rwandy, jej położenie geograficzne, florę i faunę oraz obyczaje i religijność Rwandyjczyków. W świetle pierwszego rozdziału bardziej zrozumiałe stają się fakty opisane przez misjonarzy w rozdziale drugim. Rozdział trzeci zaś zawiera relacje trzech wizytatorów, którzy w krótkim stosunkowo czasie doświadczyli nieco misjonarskiego życia. Ich spostrzeżenia, uwagi i refleksje są próbą ukazania poniekąd samej istoty misji oraz opisu tego czym na co dzień żyją mariańscy misjonarze. Wszystkie trzy relacje - ze względu na konieczność uniknięcia powtórzeń - zostały pozbawione opisów geografii, przyrody, obyczajowości i religijności Rwandyjczyków. Pozostawiliśmy tylko to, co jest w nich uznaliśmy za nowe lub oryginalne. Wszystkie trzy relacje były drukowane w „Im-maculacie", wewnętrznym biuletynie polskiej Prowincji. W tekście umieściliśmy kilkadziesiąt fotografii czarno-białych, wykonanych przez misjonarzy, jako ilustracje treści na danej stronie, na końcu książki zaś daliśmy kolorową wkładkę, która pozwala zobaczyć w niewielkim stopniu piękno kraju 21 Tysiąca Wzgórz. Zamieszczamy również słownik terminów rwandyjskich z ich wymową oraz skorowidz nazw geograficznych występujących w książce. Przypisy pochodzą od redaktorów książki i podajemy je na dole danej strony, by ułatwić Czytelnikowi zrozumienie obcych terminów. Na końcu książki zamieszczamy piękną modlitwę Ojca Świętego Jana Pawła II i Apel o modlitwę w intencji misjonarzy oraz adresy referatów powołań Zgromadzeń żeńskich, z którymi współpracujemy dla zbawienia ludzi. Należą się szczególne wyrazy wdzięczności wszystkim, którzy przyczynili się do wydania tej książki, przede wszystkim zaś ks. Franciszkowi Filipcowi MIC, autorowi wielu listów i darczyńcy na rzecz wydania tej pozycji. Ufam, że „Misje z Niepokalaną" wzbudzą w sercach Przyjaciół naszych misji jeszcze większy zapał w duchowym i modlitewnym wspomaganiu mariańskich misjonarzy oraz zachęcą do szukania nowych Przyjaciół misji, którzy gotowi byliby im pomagać na wszelki sposób, wszak wszyscy mamy być misjonarzami w całym tego słowa znaczeniu. Warszawa, we wspomnienie Niepokalanego Serca Maryi, 20 czerwca 1998 r. Ks. Stanisław Kurlandzki MIC prowincjalny promotor misji Każdy wie, z jakim entuzjazmem w waszym kraju położonym w sercu Afryki została przyjęta Ewangelia od chwiłi utworzenia pierwszej misji w Save w 1900 roku, jak szybko rozrastała się wiara. Każdy wie, że łiczba wiernych katolików stała się jedną z najznaczniejszych na całym kontynencie afrykańskim. (...) Duch Święty po zdobyciu dla Chrystusa serc wielu Rwan-dyjczyków, nadal obdarza ich swoimi darami: współczuciem, duchem otwartości, mądrości oraz zmysłem wiary, umiłowaniem Słowa Bożego... Tak, dzięki temu możecie stać się w sercu Afryki świadkami zbawienia Bożego i ludem chwały. Fragm. przemówienia Ojca św. do biskupów Rwandy wygłoszonego 27 maja 1987 r. 4 Rozdział I KRAJ I LUDZIE Pierwsze spojrzenie „Imana yirirwa ahandi igataha i Rwanda"', mówi rwandyjskie przysłowie. Miejscowi ludzie tłumaczą, że kraj ich jest tak piękny, że sam Bóg obrał go sobie na miejsce nocnego odpoczynku. Rwanda - nazwana Szwajcarią Afryki, ze względu na centralne położenie na kontynencie, malownicze krajobrazy i maleńki obszar - swój łagodny klimat zawdzięcza dosyć wysokiemu położeniu nad poziomem morza (1500-2500 m n.p.m.) i nawet mimo bliskości równika, nie ma tu nieznośnych tropikalnych upałów. W najgorętszej porze roku temperatura rzadko przekracza 35°C. Podczas dwóch pór deszczowych, trwających od marca do maja i od połowy września do połowy grudnia, bujnie rozwijają się bananowe gaje, zasadzone przez pierwszych misjonarzy drzewa eukaliptusowe, a także plantacje kawy i herbaty. Na północy kraju znajduje się łańcuch częściowo jeszcze czynnych wulkanów, z których najwyższy - Karisimbi wznosi się na wysokość 4507 m n.p.m. W bambusowych lasach żyją tam jedyne na świecie skupiska goryli górskich. Malownicze 1 P°r°śnięte bujną tropikalną roślinnością są też brzegi tektonicznego Jeziora Kivu. Stanowi ono naturalną granicę Rwandy z Za- ?z. kinyarwanda: Bóg spędza noc gdzie indziej, lecz na noc powraca do 27 ł Typowy krajobraz rwandyjski irem. Ze względu na zawartość metanu wydobywającego się ze szczelin u podnóża pobliskich wulkanów to ogromne jezioro jest prawie zupełnie pozbawione życia. Wschodnią część kraju zajmuje pełen dzikich zwierząt Park Narodowy Akagera, przed wojną największa atrakcja turystyczna Rwandy. Resztę kraju wypełniają łagodne wzgórza, których prawie każdy skrawek wykorzystany jest pod uprawę lub plantację. Stąd wzięła się druga nazwa Rwandy - Kraj Tysiąca Wzgórz. Rwanda stanowi jeden z najgęściej zaludnionych krajów Afryki. Na maleńkiej powierzchni (26.338 kilometrów kwadratowych) przed rokiem 1990 mieszkało ponad siedem i pół miliona ludzi pochodzących z trzech plemion. Na jeden kilometr kwadratowy przypadało więc ponad dwieście osób. Wiąże się z tym najpoważniejszy problem - brak ziemi pod uprawę w kraju, który ze względu na prawie zupełny brak przemysłu nie jest 28 w stanie zaoferować swoim mieszkańcom innego poza rolnictwem źródła utrzymania. Rwanda należy w związku z tym do najbiedniejszych krajów świata. Pierwszymi mieszkańcami tych terenów byli Twa, czyli żyjący w lasach, z dala od cywilizacji potomkowie Pigmejów. Stanowią oni dziś około 1 % ludności Rwandy. Trudnią się głównie myślistwem i garncarstwem. Do dziś Twa uważani są przez pozostałych mieszkańców Rwandy za ludzi gorszych. W tradycji rwandyjskiej karą, jaka groziła dziewczynie, która zaszła w ciążę przed ślubem była śmierć bądź wypędzenie do lasu i skazanie na życie wśród Twa. Większość populacji (około 85%) stanowią Hutu - rolniczy lud bantu. W rejon Wielkich Jezior2 przybyli prawdopodobnie na początku naszej ery z pokrytych sawanną terenów leżących na południe od Sahary (dzisiejszy Czad). Ludy te przyniosły nieobecną tu dotychczas organizację społeczną oraz monoteistyczny kult Boga - Imany. Prawdopodobnie w XVI wieku na tereny obecnej Rwandy i Burundi przywędrowali z Etiopii pasterze Tutsi wraz z ogromnymi stadami bydła, dla których łagodny klimat i odpowiednia roślinność stanowiły dogodne warunki egzystencji. Tutsi od samego początku przewyższali miejscową ludność bogactwem oraz stopniem cywilizacji i organizacji społecznej. Szybko więc udało im się przejąć władzę i wprowadzić na podbitych terenach królestwo. Królewska rodzina Tutsi żyje do dziś na emigracji w Ameryce Północnej. Znamienny jest jednak fakt, że Tutsi bardzo szybko przejęli od Hutu niemal całą ich kulturę, język, wierzenia, sposób życia i miejscowe zwyczaje. Rejon Wielkich Jezior - nazwa oznaczająca kraje położone w Afryce ntralnej, gdzie znajdują się największe jeziora kontynentu: Wiktoria, Tanganika, Kivu itd. 29 Pierwsi Europejczycy dotarli na tereny dzisiejszej Rwandy i Burundi w połowie XIX wieku. W 1856 roku nad brzegi jezior Wiktoria i Tanganika przybyła angielska wyprawa Londyńskiego Towarzystwa Geograficznego. Jednak pierwszymi badaczami tych terenów byli Niemcy, którzy w 1885 roku przejęli protektorat nad tą częścią Afryki. Przełomową datą w historii królestwa Tutsi-Hutu stanowi rok 1900, kiedy kilku belgijskich misjonarzy ze Zgromadzenia Ojców Białych otrzymało od miejscowego króla zgodę na osiedlenie się w miejscowości Save, na północy kraju i rozpoczęcie ewangelizacji. Oto, jak w styczniu 1900 roku jeden z misjonarzy opisywał swoje wrażenia z pierwszego kontaktu z czarnymi mieszkańcami Rwandy: „Miejscowi pasterze wywodzą się z plemienia królewskiego Batutsi (...). Z reguły są to ludzie wysokiego wzrostu, smukłej 30 sVlwetki, często bardzo szczupli, wątli i nerwowi. Nie są muskularni ani dobrze zbudowani, zdają się być braćmi Galów i Abi-syńczyków. Ich cera jest dość blada, niektórzy nie mają nawet kręconych włosów. Ich sylwetka przypomina mieszkańców wybrzeży Morza Śródziemnego. Rasa ta, dominująca na wielkim płaskowyżu, uważa, że przybyła tu przed kilku wiekami z północy. (—) W Rwandzie nierzadko można spotkać „wielkoluda" mierzącego 2 metry wzrostu i więcej. Pozostawiony kosmyk włosów upięty na czubku wygolonej głowy wydłuża jeszcze ich smukłe sylwetki. Jaki to kontrast z biednym plemieniem Bahutu. Jego członkowie wydają się być najstarszymi mieszkańcami kraju. Stali się jednak niewolnikami Batutsi, którzy, nie będąc wcale inteligentniejszymi, przewyższają odwagą biednych Bahutu i utrzymują ich w poddaństwie. Mówi się, że wysocy Batutsi boją się Batwa, plemienia, które wydaje się być najstarsze na tych terenach. Są to mali, prawie karłowaci ludzie, krępi i muskularni. Jeden z nich może wykonać pracę za dziesięciu Batutsi. Można powiedzieć, że Batutsi to arystokracja, która zagarnęła dla siebie dobra i stanowiska. Bahutu stali się zaś ludem biedaków, niewolników i tułaczy. Batwa czy Pigmeje stanowią grupę zupełnie odseparowaną od innych. Mają swoje wioski, nigdy nie jedzą z innymi i rządzą się sami. Nie są zbyt liczni. Zajmują się garncarstwem i przygotowywaniem trucizn3. Żyją również w wielkich lasach Konga w otoczeniu dzikich zwierząt. Są nieustraszonymi myśliwymi. Polują nawet na słonie przy pomocy swych maleńkich strzał"4. Trucizn tych używają miejscowi szamani do wykonywania wyroków śmierci udziach potępionych przez swoich bliskich, sąsiadów czy wrogów. rragmet listu biskupa Jana Józefa Hirtha do swojego brata Ernesta, cytowany luletynem „Z Kraju Tysiąca Wzgórz", wydawanym w Kigali przez polskich misjonarzy, nr 4, str. 95. 31 Tuż po Belgach zjawili się na terenach obecnej Rwandy niemieccy misjonarze protestanccy, którzy dokonali wielkiej pracy cywilizacyjnej, budując szkoły, szpitale, wprowadzając kulturę pisaną. Był to bardzo dynamiczny okres duchowych i materiał-nych przeobrażeń kraju. Obecność Niemców nie wniosła natomiast żadnych zmian w administracyjną strukturę królestwa. Po I wojnie światowej kraj został oddany pod protektorat Belgii. Protektorat trwał do 1961 roku przy jednoczesnym zachowaniu struktury królestwa rządzonego przez plemię Tutsi. W latach 50-tych Hutu zaczęli dążyć do wyzwolenia spod dominacji Tutsi. Doszło do krwawych, bratobójczych walk. Duża część Tutsi została zmuszona do ucieczki, głównie na teren Tanzanii i Ugandy. W zorganizowanym w 1961 roku przez administrację belgijską referendum obalono królestwo, a niedługo później Rwanda i Burundi zostały ogłoszone niepodległymi państwami. W Rwan-dzie władzę objęli Hutu, a w Burundi - Tutsi stanowiący 20% tamtejszej ludności. Wydawało się, że problem etnicznej wrogości został w ten sposób rozwiązany. Pierwszym prezydentem Rwandy został Gregoire Kaibanda. W następstwie wojskowego przewrotu dokonanego w 1973 roku stanowisko głowy państwa objął Juvenal Habyarimana. 6 kwietnia 1994 roku o jego tragicznej śmierci dowiedział się cały świat. Obecnie, po oficjalnie zakończonej krwawej wojnie domowej do władzy powróciło plemię Tutsi. Życie codzienne w Rwandzie Na rycinach przedstawiających obrazki z życia rwandyjskich wieśniaków można zobaczyć charakterystyczne okrągłe, kryte słomą chaty zbudowane z drzewa i gliny. Otacza je niewielkie, ogrodzone szczelnie utkanym z gałęzi płotem podwórko zwane 32 ruzo5, do którego, podobnie jak do domu, wstęp mieli tylko . 0 mieszkańcy. Dziś domy takie spotyka się jeszcze w ubo-aich rejonach kraju, choć coraz częściej zastępuje sieje prostokątnymi domami z cegieł wypalanych z miejscowej gliny. Najważniejsze pomieszczenia w tradycyjnym domu to sypialnia rodziców wyposażona w jedyne w domu łóżko (dzieci śpią na rozłożonych na ziemi plecionych matach lub siennikach) oraz zwykle bardzo mała kuchnia z umieszczonym na środku paleniskiem, wokół którego domownicy gromadzą się, by słuchać opowiadań dziadków i prowadzić długie rozmowy przy bananowym piwie i glinianych fajkach. Wybudowanie własnego domu jest ambicją każdego młodego rwandyjskiego mężczyzny, któremu w odpowiednim wieku nie wypada już mieszkać z rodzicami. Aby mógł się ożenić, musi najpierw mieć dokąd wprowadzić młodą małżonkę. Obecnie wymóg ten stanowi w przeludnionej Rwandzie coraz większy problem. Nie jest łatwo znaleźć wolny teren pod budowę, a sprawę utrudnia dodatkowo fakt, że ludzie ze zwaśnionych plemion niechętnie żyją ze sobą w bliskim sąsiedztwie. Wnętrze rwandyjskiego domu jest do dziś bardzo skromne. Oprócz tradycyjnych sprzętów, wśród których najbardziej charakterystyczne są niskie drewniane stołki z wklęsłym siedziskiem i wyplatane z suszonych bananowych liści maty, coraz częściej pojawia się jednak nowoczesne wyposażenie. Prawie w każdym gospodarstwie, nawet w oddalonych od miast ubogich rejonach, jest też radio - symbol cywilizacji i skuteczny środek propagandy. Tradycyjna rwandyjska codzienność koncentrowała się zamsze wokół rolnictwa - uprawy bananów, manioku, słodkich Wszystkie używane w tekście terminy rwandyjskie wyjaśnione są w słowniku na końcu książki. 33 ziemniaków, fasoli, sorgo, kawy i herbaty. Produkty te (oprócz kawy i herbaty przeznaczonych głównie na eksport) stanowią podstawę wyżywienia ludności. Dość dobrze rozwinięta jest też hodowla bydła. Posiadanie krów stanowi o bogactwie i uznaniu gospodarza. Praca na rwandyjskich polach do dziś jest oparta głównie na sile rąk i to zazwyczaj kobiecych. Codziennie rano, z niemowlętami na plecach i motyką lub maczetą w dłoniach, wychodzą w pole. Charakter upraw, górzyste tereny a także bieda mieszkańców sprawiają, że sposób pracy od wieków pozostaje w zasadzie niezmienny. Nie używa się zwierząt pociągowych (koni nie ma wcale), a tym bardziej sprzętu mechanicznego. Pracującym w polu często pomagają dorastające dzieci, gdyż mimo oficjalnego obowiązku posyłania ich do szkoły, państwo nie stosuje żadnych kar w przypadku, gdy rodzice się od tego uchylają. W dzień targowy kobiety przemierzają nieraz wiele kilometrów z ciężkimi koszami na głowach. Do dziś to najczęściej spotykany i - jak twierdzą Rwandyjki - najwygodniejszy sposób transportu. Trudnej sztuki zachowania równowagi podczas dźwigania ciężarów uczą się już dzieci. Powierza się im obowiązek zaopatrywania rodziny w wodę, po którą chodzić trzeba nieraz do oddalonych źródeł. Dziś wodę nosi się w plastikowych kanistrach, a częstą zabawą dzieci jest napełnianie ich po brzegi i nie Kobieta rwandyjska zbierająca kawę zamykanie korkiem. Cała „zabawa" w tym, by iść tak, aby wody wylało się jak najmniej. Łagodny klimat sprawia, że zbiory płodów rolnych możliwe nawet kilka razy w roku. Z wysuszonych na słońcu i startych na mąkę bulw manioku przyrządza się na przykład rodzaj kleistej papki, którą podaje się z pikantnymi sosami na bazie mięsa lub fasoli z dodatkiem jarzyn. Z bananów wyrabia się piwo -narodowy napój Rwandyjczyków. Posiłki w Rwandzie spożywa się zwykle dwa razy dziennie - w południe i wieczorem. Jedzenie uważane jest w tym kraju za czynność prawie intymną, dlatego gościom podaje się jedynie piwo. Dotyczy to nawet większych uroczystości, takich jak ślub czy chrzciny. Mężczyźni zazwyczaj nie pomagają swoim żonom w pracach domowych, nawet jeśli te pracują zarobkowo, co ma miejsce coraz częściej. Zajmują się oni pracami budowlanymi i polowymi, Rwandyjczycy twierdzą, że to najwygodniejszy sposób transportu... 35 hodowlą bydła albo idą szukać dodatkowego zarobku w mie. ście. Popołudnia najchętniej spędzają w gronie sąsiadów przy pitym przez słomkę ze wspólnego naczynia piwie z sorgo lub z bananów. Rwandyjczycy są narodem bardzo towarzyskim i okazującym wielki szacunek ludziom starszym. Rwandyj. czyk, podobnie jak każdy Afrykańczyk, odnajduje swoją tożsamość w grupie społecznej, do której należy (rodzina, klan, plemię). Nie istnieje więc dla niego praktycznie pojęcie indy-widualności, gdyż stale jest w relacjach z ludźmi, wśród których upływa jego życie. Przyjście na świat dziecka jest dumą i powodem do radości dla całej rodziny. Ósmego dnia ojciec nadaje mu imię, które często zawiera w sobie odniesienie do Boga Imany. Od kiedy Rwandyjczycy zaczęli przyjmować chrześcijaństwo, zaczęto uznawać imię pogańskie za nazwisko. Przez pierwsze dwa lata życia dziecko stale pozostaje z matką. Nosi je na plecach w tzw. ingobyi, wykonywanym dawniej z owczej skóry. Kiedy maluch potrafi już samodzielnie chodzić, opiekę nad nim powierza się dziadkom bądź starszym córkom. Jedna z pięknych rwandyjskich legend głosi, że kiedyś sam Imana lubił przychodzić na ziemię i kołysać niemowlęta, lecz wracający z polowania ojciec rodziny uznał go za intruza i chciał zabić strzałem z łuku. Ludzka broń nie mogła uczynić Imanie nic złego. Nigdy więcej jednak nie pojawił się on w domu człowieka. Jeśli spokojny rytm życia rwandyjskiej rodziny zostanie zakłócony przez chorobę lub inne nieszczęście, ludzie do dziś najchętniej szukają pomocy u czarowników i uzdrowicieli. Czyni? to, choć mają już dostęp do ośrodków zdrowia i szpitali zakładanych i prowadzonych głównie przez misjonarzy. Choroba bywa utożsamiana z karą Imany za złe postępowanie lub jest zemstą jednego z duchów przodków, który w ten sposób daje znać, że był za życia źle przez rodzinę traktowany. Czarownicy 36 drowiciele oprócz stosowania sobie tylko znanych miesza-k ziół i silnie działających roślin, przypalania chorych miejsc zgrzanym żelazem czy nacinania skóry nożem, stosują niezli-zone zaklęcia i rytuały. Mają one rzekomo uspokoić złe duchy ¦ 0(jwrócić nieszczęście. Mogą oni jednak również pomóc w wykonaniu wyroku śmierci na osobie, którą rodzina lub wrogowie uznali za niepożądaną. Wielką plagą społeczną w Rwandzie jest spotykane na porządku dziennym trucicielstwo objęte ścisłym tabu6 i praktycznie zupełnie bezkarne. Dlatego czarowników boją się wszyscy, a strach jest uczuciem, które towarzyszy Rwandyjczykom codziennie. Ludzie boją się nie tylko bezpośredniego zagrożenia, ale przede wszystkim utraty przychylności Imany i duchów przodków, boją się czarów i uroków rzucanych przez wrogie im osoby. Stąd najczęstszą treścią tradycyjnej rwandyjskiej kultury jest szukanie sposobów takiego postępowania na co dzień, aby zapewnić sobie pomyślność w doczesnym życiu. Rola kobiety i miejsce rodziny w kulturze rwandyjskiej Człowiek realizuje się w swoich dzieciach - mówi rwandyjska tradycja. Im jest ich więcej, tym pełniejsza jest u rodziców świadomość własnej wartości. Stąd macierzyństwo i ojcostwo otoczone są w tym kraju szczególnym szacunkiem. Kobieta godna jest swego miana tylko jako matka. Jeśli jest bezpłodna, spo-Kało ją w życiu największe z możliwych nieszczęść. Tylko śmiertelnemu wrogowi życzy się, aby umarł bezpotomnie. ¦ U ~ Wec^8 wierzeń ludów pierwotnych: zakaz stykania się z pewnymi 0 ami, osobami, zwierzętami lub dokonywania pewnych czynności pod ^wymierzonąprzez siły nadnaturalne. 37 Anonimowy, współczesny poeta rwandyjski w prostych i gł« boki eh słowach wyraził swoją miłość do matki: 0 ty, która dałaś mi życie 1 nosiłaś mnie na swoich plecach Mamo... 0 ty, któraś dla mnie się trudziła; Byłem przecież twoim utrudzeniem. Któż może być ważniejszy od Ciebie? (...) Jesteś miłością 1 gościnnie otwartym domem, Masz serce, które potrafi kochać I w czas wszystko zauważyć... Tak dobra jesteś, Pełna pokoju I wypełniona odwagą. W ten wyjątkowy dzień twego święta, W najpiękniejszy i pełen radości dzień, W dzień, który przypomina mi cuda Twojej miłości, W dzień Macierzyństwa - twój dzień, Bądź szczęśliwa, mamo. Podnieś dumnie głowę, przechadzaj się w otoczeniu Tych, których zrodziłaś. (...)7 Dawniej rwandyjskie kobiety rodziły średnio ponad dziesięcioro dzieci, z których przeżywała mniej więcej połowa. Rwafl-dyjczyk łatwiej godzi się z faktem utraty dziecka niż z niemoż- 7 Biuletyn „Z Kraju Tysiąca Wzgórz", nr 2, str. 86. 38 l*^Ł ^ V 3k. v Rwandzie wielkim > * szacunkiem Macierzyństwo otoczone jest v nościąjego poczęcia. Bezpłodny mężczyzna uważa się za niegodnego przebywania w społeczności dorosłych, a bezpłodna kobieta była dawniej skazywana na śmierć, a w najlepszym wypadku oddalana od męża. Wychowanie dziewcząt w rodzinie zawsze skoncentrowane jest na przygotowaniu ich do pełnienia roli żony i matki. Przyszłego męża, zgodnie z tradycją, powinna wybrać dla niej starszyzna klanów. Odtąd, po zaślubinach, mąż będzie miał prawo rozporządzać płodnością swojej żony, a narodzone z ich związku dzieci będą stanowić własność jego klanu i rodziny. Małżeń-Wo w tradycji rwandyjskiej miało bowiem zazwyczaj wymiar łder praktyczny, tak ze względu na wartość posiadanego ma-Jątku' Jak i siłę roboczą przyszłych dzieci. 39 Do tradycyjnych kobiecych zajęć należy troska o dom, praCa w polu dla zapewnienia rodzinie utrzymania i wychowywanie dzieci. Kobieta jest ponadto obowiązana okazywać szacunek ro. dzicom swego męża, co przejawia się na przykład w tym, że nigdy nie wymawia ich imion. To mąż ponosi główną odpowie, dzialność za rodzinę, decyduje o wszystkim, ale w takich spra. wach, jak małżeństwo dzieci czy podział majątku powinien li-czyć się z opinią żony, która, jako matka jego dzieci, ma prawo do szacunku. Dzieci nie mogą odnosić się do niej w sposób lekceważący. Od chwili urodzenia pierwszego dziecka rwandyjska kobieta koncentruje się głównie na swojej roli wychowawczej, która obejmuje znacznie więcej niż tylko zapewnienie dzieciom wyżywienia i ubrania. Godność tej roli podkreśla noszona na głowie oznaka macierzyństwa w postaci prostego diademu uplecionego z łodyg sorgo. Jedno z rwandyjskich przysłów mówi: „Być kobietą nie znaczy móc karmić, koza też to potrafi". Rolą kobiety jest nie tylko troska o domowe ognisko, ale też dbanie o utrzymanie dobrych stosunków sąsiedzkich i klanowych, życzliwość i życiowa mądrość przejawiająca się w umiejętności pomnażania majątku. W ciągu ostatniego stulecia rwandyjska rodzina w wielu dziedzinach bardzo zmieniła swoje oblicze. O zmianach tych, jeszcze przed wybuchem wojny tak pisał na łamach biuletynu „Z Kraju Tysiąca Wzgórz" ksiądz Henryk Hoser SAC: „Od stu lat Rwanda podlega coraz szybszym i głębszym przemianom cywilizacyjnym. Wyszła już z wielowiekowej izolacji kraju zagubionego w łańcuchu górskim Środkowej Afryki. Wszystkimi kanałami wciska się kultura białego człowieka już nie chrześcijańska, a jeszcze nie w pełni neopogańska - kultura techniczna, zmaterializowana, mentalności zysku, płytkiej opłacalność i łatwego sukcesu. (...) 40 Na pewno zmieniła się społeczna rola kobiety obecnej w wie-dziedzinach życia zawodowego a nawet politycznego. Para-, legalnie pierwszym modelem emancypacji społecznej kobiety u ia rwandyjska sios