13800

Szczegóły
Tytuł 13800
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13800 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13800 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13800 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Książka oparta na faktach, a zarazem akt oskarżenia przeciwko „zabójstwom w obronie honoru" dokonywanych na siostrach i córkach przez własne rodziny. Powszechnych w krajach muzułmańskich, gdzie sądy traktują je niezwykle pobłażliwie. W rzeczywistości niemających nic wspólnego z Koranem - będących tylko okrutnym obyczajem, plemienną tradycją przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Norma Khouri opowiada tragiczną historię swojej przyjaciółki Dalii, mu-zułmanki, z która wspólnie prowadziła salon fryzjerski w Ammanie. Mając 25 lat Dalia zakochała się w katoliku, oficerze Gwardii Królewskiej, kliencie salonu. Jordańskie prawo zakazuje związków między osobami różnych wyznań. W rezultacie Dalia padła ofiarą straszliwej zemsty wymierzonej przez własnego ojca i braci za rzekomą hańbę, jaką ściągnęła na ich rodzinę. Niedawno pojawiły się wątpliwości co do autentyczności historii opisanej przez Khouri. Wyjaśnienia autorki, podkreślającej w wywiadach, iż w obawie o swoje życie musiała uciekać z Jordanii, okazały się mało wiarygodne. miłość i śmierć we współczesnej Jordanii / N W tym wydaniu Patrick Chauvel REPORTER WOJENNY Norma Khouri UTRACONY HONOR Saira Shah CÓRKA BAJARZA Jason Webster DUENDE: W POSZUKIWANIU FLAMENCO Norma Khouri Z angielskiego przełożył PIOTR AMSTERDAMSKI ¦?? WARSZAWA 2005 Tytuł oryginału: HONOR LOST LOVE AND DEATH IN MODERN-DAY JORDAN Copyright © Norma Khouri 2003 Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz 2005 Copyright © for the Polish translation by Piotr Amsterdamski 2003 Redakcja: Lucyna Lewandowska Konsultacja merytoryczna: dr Katarzyna Pachniak Zdjęcia na okładce: BE & W Projekt graficzny okładki : Andrzej Kuryłowicz ISBN 83-7359-215-6 Dystrybucja Firma Księgarska Jacek Olesiejuk Kolejowa 15/17, 01-217 Warszawa tel./fax (22)-631-4832, (22)-632-9155, (22)-535-0557 www.olesiejuk.pl/www.oramus.pl Wydawnictwo L & L/Dział Handlowy Kościuszki 38/3, 80-445 Gdańsk tel. (58)-520-3557, fax (58)-344-1338 Sprzedaż wysyłkowa Internetowe księgarnie wysyłkowe: www.merlin.pl www.ksiazki.wp.pl WYDAWNICTWO ALBATROS ANDRZEJ KURYŁOWICZ adres dla korespondencji: skr. poczt. 55, 02-792 Warszawa 78 Wydanie I Skład: Laguna Druk: Łódzkie Zakłady Graficzne, Łódź ?? Podziękowania Przede wszystkim najgoręcej pragnę podziękować Bogu, że pozwolił mi wyrazić to słowami i sprawił, iż moja książka trafiła we właściwe ręce. Następnie chciałabym wyrazić wdzięczność Chri-sty Fletcher, Whitney Lee i Greer Hendricks — bez ich przyjaźni, oddania, rzetelności, wskazówek i profesjonalizmu książka ta nie zostałaby napisana. Dziękuję również ogromnie wszystkim ludziom ze świata literatury, którzy w taki czy inny sposób pomogli mi w pracy, zachęcali mnie i służyli radą: Lizie, Moirze, Sarah, Brendzie, Annabel, Arabelli, Suzanne, Patrickowi, Fionie, Elanie i wielu, wielu innym. Kevinowi, który upominał mnie, bym „kontynuowała z nową odwagą", oraz J.T. dziękuję za ich moralne wsparcie. Prolog Jordania to kraj, w którym biznesmeni w piaskowych garniturach do jednego ucha przyciskają telefony komórkowe, a drugim nadsłuchują dochodzących z pustyni szeptów, przypominających o dawnych surowych prawach. To kraj, gdzie światowa młoda królowa, udzielając wywiadu CNN, elokwentnie broni praw człowieka, natomiast na przedmieściu zamieszkanym przez klasę średnią ojciec podrzyna córce gardło za drobne naruszenie starego kodeksu honorowego Beduinów. Jordania to kraj paradoksów i podwójnych standardów dla mężczyzn i kobiet, wyzwolonych i konserwatywnych. Choć z pozoru wydaje się nowoczesna, w istocie jest to wciąż bezwzględna pustynia, której oazy zamieniły się w miasta. Pustynia wdziera się do miast. Ulice są spieczone słońcem, pozbawione kwiatów, drzew i trawników — tylko gdzieniegdzie na prywatnych dziedzińcach widać winorośle. W fasadach nowoczesnych biurowców ze stali i szkła odbijają się żółtobrązowe wydmy. W cieniu wieżowców kryją się kawiarnie, w których słychać gwar rozmów o najnowszych osiągnięciach techniki. Młodzi ludzie w obowiąz- 7 kowych piaskowych marynarkach i lewisach przechadzają się ze starszymi mężczyznami w diszdaszach, długich do kostek koszulach, stanowiących pozostałość po pustynnej tradycji. Młode kobiety w chustach patrzą z zazdrością na „nowoczesne" dziewczyny, które popijają espresso, palą papierosy i siedzą ze skrzyżowanymi nogami, odsłaniając smukłe łydki aż do kolan. W przeciwieństwie do Jordanu, który dziś nie niesie dość wody, by dotrzeć do Ammanu, pustynia napiera na granice miasta. Jak piach, który wdziera się wszędzie podczas burz piaskowych, tak kodeks honorowy Beduinów przenika życie mieszkańców miasta. Przenika on dzielnicę mojej rodziny, gęsto zamieszkanej przez potomków dawnych plemion i przypominającej obóz nomadów, w którym wszyscy się znają i tworzą zamkniętą społeczność. Jej surowy i prymitywny kodeks honorowy nieustannie wywiera presję na mężczyzn, przypominając im, że mimo zachodnich pozorów wszyscy nadal są Arabami. Dla większości kobiet Jordania jest w dalszym ciągu więzieniem, w którym stale grozi im śmierć z ręki członków własnej rodziny. To moja ojczyzna. Kocham jej surowe piękno, jej długą historię. Ale zapewne nigdy nie będę mogła tam powrócić, gdyż byłoby to zbyt niebezpieczne. ?i ?I ? Proszę jednak pozwolić, że przygotuję scenę dla mojej opowieści, przedstawiając mój kraj, dziwny i pełen konfliktów. Haszymidzkie Królestwo Jordanii graniczy z Arabią Saudyjską, Egiptem, Izraelem, Syrią i Irakiem. Teren Jordanii to bijące geograficzne serce arabskiego świata. Jordania to monarchia konstytucyjna, a król Abdullah Ibn Husajn 8 i królowa Ranią prezentują światu jej nowoczesną, zachodnią twarz. To niewielki kraj zdominowany przez muzułmanów, stanowiących zdecydowaną większość społeczeństwa liczącego niecałe pięć milionów obywateli, ale wśród nich żyje w spokoju niewielka mniejszość chrześcijan. Stolicą kraju jest Amman, gdzie mieszka jedna trzecia ludności Jordanii; tu również znajdują się liczne pamiątki historyczne, obiekty kulturalne i instytucje społeczne. Poza Ammanem licznych turystów i pielgrzymów przyciągają ruiny rzymskich budowli w Dżarasz, nabatejskie świątynie w Petrze wykute w ścianach wąwozów z różowych skał, które w promieniach wschodzącego i zachodzącego słońca świecą magicznym światłem, bizantyjskie mozaiki w Madabie i Mount Nebo oraz miejsce chrztu Chrystusa, Wadi Charrar. Jordania chełpi się swą nowoczesnością, technicznym zaawansowaniem i szybką demokratyzacją (o czym chciałaby przekonać cały świat). Proces ten przebiega jednak z oporami i często wydaje się równie staromodny jak amerykańskie garnitury z lat siedemdziesiątych, które Jordańczycy nadal noszą w pracy. Ostatnia dekada XX wieku rzeczywiście była okresem błyskawicznego rozwoju Ammanu. Nowe hotele i banki wyrastały na niemal każdej ulicy. W biurach i domach prywatnych pojawiły się najnowocześniejsze komputery, zapewniając Jordańczykom kontakt z całym światem. Telefony komórkowe, pagery, przenośne faksy są dziś równie rozpowszechnione jak okulary przeciwsłoneczne. Każdego roku rząd wydaje miliony, by przyciągnąć zagranicznych inwestorów, rozszerzyć wymianę handlową i rozwinąć turystykę. Ale zaledwie kilka godzin jazdy samochodem od nowoczesnej metropolii świat nadal wygląda tak, jak przed narodzeniem Chrystusa. Wystarczy spędzić dzień w Wadi ar- 9 -Rum, oglądając w towarzystwie Beduinów rysunki w jaskiniach, kupić po długich targach wyrabianą przez nich srebrną biżuterię i napić się razem z nimi herbaty w namiocie z koziej wełny, by wrócić do przeszłości — a przynajmniej odnieść takie wrażenie. Jordania to jeden z niewielu krajów, w których teraźniejszość i przeszłość istnieją obok siebie, w pełnej napięcia, dynamicznej równowadze. To kraj, który rozwinął transparenty witające przyszłość, lecz jednocześnie uparcie trzyma się swych dawnych korzeni i tradycji. Dla jordańskich kobiet tempo postępu było i jest znacznie wolniejsze niż dla mężczyzn. Dziś wolno nam studiować dowolną dziedzinę wiedzy, pod warunkiem jednak, że mężczyźni z naszych rodzin — ojcowie, bracia, a w przypadku mężatek ich mężowie — wyrażą na to zgodę. W porównaniu z losem kobiet w większości krajów islamu, zwłaszcza w Arabii Saudyjskiej, kobiety w Jordanii cieszą się pewną wolnością i prawami — mają dostęp do pełnego wykształcenia, wolno im prowadzić samochód, a od 1989 roku mogą również głosować — oczywiście o ile zgodzi się na to mężczyzna będący głową rodziny. Tak, Jordania może się pochwalić wieloma kobietami lekarzami, ale ich liczba podkreśla również ciemną stronę losu kobiet: segregacja płci jest tak ostra, że żaden lekarz mężczyzna nie odważyłby się przyjąć kobiety. Lekarki wywodzą się głównie z bardzo bogatych i nowoczesnych rodzin, które mogą sobie pozwolić na to, by nie przejmować się plotkami i oszczerstwami. W kraju, który chełpi się swą nowoczesnością, mężczyźni nadal podejmują decyzje w imieniu kobiet. Mężczyzna musi zaaprobować wszystkie decyzje kobiety, od wyboru męża do zawartości garderoby. To świat zdominowany przez mężczyzn, w którym kobiety mają tylko bardzo ograniczone i kontrolowane „wolności". 10 Gdy zatem mężczyźni wychwalają postęp, jaki dokonał się w Jordanii, kobiety nadal modlą się, by ich cichy płacz został dosłyszany. Nawet dla kobiet, które na pozór — gdy widzimy je na ulicy — wydają się wyzwolone, tak jak ja w mojej luźnej spódnicy lub spodniach, z rozwianymi włosami uwolnionymi od chusty, bunt jest tak wielkim ryzykiem, że muszą być posłuszne, choć wewnątrz się gotują. Uparcie trzymamy się coraz słabszej nadziei, że pewnego dnia doczekamy się wyzwolenia z więzienia, nie całkiem wierząc, iż same możemy wywalczyć sobie wolność. Opanowane przez strach, jaki wpajano nam przez liczne pokolenia dominacji mężczyzn, strach umacniany przez nasze matki, pozwalamy sobie wmówić, że możemy żyć tylko zgodnie z regułami, przepisami i przekonaniami mężczyzn, którzy nami rządzą. Od małego dziecka uczymy się, że złamanie kodeksu jest dla nas bardzo, bardzo niebezpieczne. A jednak zdarzają się kobiety, gotowe zaryzykować życie, by spróbować. Nie słuchają one szeptów dochodzących z pustyni, lecz szmeru wiatru przynoszącego zmiany. Rozdział 1 Pokój wypoczynkowy na zapleczu zakładu fryzjerskiego N&D Unisex Salon nie wyglądał szczególnie pociągająco. Wewnątrz panował bałagan, niegdyś białe ściany pokrywał dwudziestoletni brud, a beżowa posadzka, dawniej lśniąca, teraz była szarożółta i matowa. Brązowa sofa na prawo od drzwi wyglądała jak twarz starego człowieka, na której czas pozostawił niezliczone znaki. Moja najlepsza przyjaciółka Dalia i ja znałyśmy jednak prawdziwą wartość tego pomieszczenia: była to nasza przystań, nasze sanktuarium, jedyne miejsce, gdzie mogłyśmy być same i swobodnie dzielić się swymi tajemnicami, nadziejami, marzeniami, lękami i rozczarowaniami. Kiedy miałyśmy po trzynaście lat, siedząc na tej sofie, złożyłyśmy ślubowanie, że nic i nikt nie zniszczy naszej przyjaźni. Byłyśmy jak siostry. Urodziłyśmy się w odstępie kilku miesięcy w 1970 roku. Mieszkałyśmy blisko siebie w dzielnicy Ammanu Dżabal Husajn. Spotkałyśmy się w parku, gdy miałyśmy trzy lata i od tej chwili byłyśmy nierozłączne. Obie miałyśmy po czterech braci i surowych rodziców. Choć dzieliła nas religia — jej rodzice byli pobożnymi 13 muzułmanami, a moi katolikami — dorastając, obie napotykałyśmy takie same przeszkody, co tylko wzmocniło łączącą nas siostrzaną więź. Jordania jest krajem bogatych i biednych — bogacze mieszkają w willach wartych miliony dolarów, a biedacy w obozach dla uchodźców — ale nasze rodziny należały do dość zamożnej klasy średniej. Mieszkałyśmy w domach będących własnością naszych rodzin już od wielu pokoleń, a nasi ojcowie pracowali na wysokich stanowiskach. Mój prowadził własną firmę budowlaną, a Dalii był księgowym w dużej firmie ubezpieczeniowej. Nie należałyśmy jednak do elity, która zapewniała swym córkom najlepsze możliwości rozwoju i wysyłała je za granicę, by tam mieszkały i studiowały. Nasi rodzice nie przejawiali żadnych ambicji na naszym punkcie, chcieli tylko, byśmy wyszły za mąż. Gdy byłyśmy nastolatkami, uznałyśmy, że najlepiej zadbamy o swoją przyszłość, jeśli znajdziemy sposób, by trzymać się razem. W wieku piętnastu lat odkryłyśmy, że kobietom w Jordanii wolno posiadać i prowadzić salony piękności — jest to jeden z nielicznych zawodów, jakie mogą uprawiać. Realizacja bardziej ambitnych marzeń nie wydawała się nam możliwa. Dalia i ja wierzyłyśmy, że własny salon fryzjerski pozwoli nam być razem. Po przyjęciu tego planu stopniowo zaczęłyśmy dążyć do jego realizacji. Naszym pierwszym krokiem było przekonanie rodziców, że nie nadajemy się na studia. Bez trudu utrzymywałyśmy średnią ocen w pobliżu trójki i utwierdzałyśmy ich w przekonaniu, że na więcej nas nie stać. W Jordanii znacznie większą wagę przykłada się do wykształcenia mężczyzny niż kobiety, dlatego rodzice nie martwili się zbytnio naszymi kiepskimi stopniami. Później zaproponowałyśmy, że pójdziemy do szkoły kosmetycznej. Z uwagi na nasze mizerne 14 szanse na studia nasi rodzice nie protestowali — a nawet zachęcali nas do tego. W wieku osiemnastu lat Dalia i ja nauczyłyśmy się wybranego fachu. Po skończeniu szkoły pracowałyśmy przez pewien czas w kilku salonach, po czym zrealizowałyśmy ostatni etap naszego planu. Choć wtedy tego nie dostrzegałyśmy, już wówczas wykorzystywałyśmy jeden z niewielu atutów jordańskich kobiet: skoncentrowałyśmy swoją inteligencję i wyobraźnię na snuciu planów, jak przechytrzyć mężczyzn i postawić na swoim. Nie przyszło nam do głowy, że zamiast skupiać uwagę na konspiracji i manipulowaniu nimi, mogłyśmy studiować medycynę lub informatykę. Dla nas miarą osiągnięć było wyprowadzenie w pole mężczyzn sprawujących nad nami kontrolę; chodziło o przetrwanie w świecie, w którym nie było równości. — Wiesz, jeśli jeszcze trochę ponarzekamy na pracę w tym salonie, to ojcowie zgodzą się, byśmy otworzyły własny, choćby tylko po to, żebyśmy się zamknęły — powiedziała kiedyś Dalia. W jej oczach pojawił się błysk zadowolenia. — Mój ojciec jest chyba gotowy się zgodzić. Co z twoim? — Mój też ma już dość moich narzekań. Ale musimy być ostrożne, bo jeszcze uznają, że powinnyśmy przestać pracować i siedzieć w domu. Stale powtarzam, że obie bardzo lubimy nasze zajęcie, tylko nie odpowiadają nam warunki pracy — odpowiedziałam ze śmiechem. — Ja też. Myślę, że nasi ojcowie dadzą się nabrać. Spójrz na to z ich punktu widzenia. Łatwiej im będzie mieć nas na oku — odrzekła Dalia. Ojcowie i bracia uważali za swój obowiązek pilnowanie nas w dzień i w nocy, dopóki nie wyjdziemy za mąż i nie znajdziemy się we władzy mężów. * * * 15 Ostatecznie przekonałyśmy rodziców, by zainwestowali trochę pieniędzy w nasz salon. Wymyśliłyśmy, że wyremontujemy część piętrowej kamienicy należącej do mojego ojca. Od ponad dziesięciu lat nikt nie używał tego starego budynku, położonego blisko naszych domów; przedtem mieścił się w nim magazyn firmy budowlanej mojego ojca. Zaniedbany, pokryty grafiti, z oknami zabitymi deskami, miał zostać zburzony, ale dzięki nam ocalał. W zamian za prawo korzystania z parteru i tytułem zapłaty za prace remontowe wykonane przez ojca i moich braci miałyśmy płacić miesięczny czynsz. By zaoszczędzić trochę masara (pieniądze), zrezygnowałyśmy z remontu pokoju wypoczynkowego — pozostał taką klitką, jaką był. Ale za jego zamkniętymi drzwiami byłyśmy u siebie. Podjęłyśmy śmiałą decyzję, że w przeciwieństwie do chyba wszystkich salonów fryzjerskich w Ammanie, nasz będzie służył zarówno mężczyznom, jak i kobietom. To było zgodne z regułami, pod warunkiem, że ktoś będzie stale nas pilnował. W maju 1990 roku N&D Unisex Salon uroczyście rozpoczął działalność. Kamienna fasada została zastąpiona wielkimi oknami. Miałyśmy wrażenie, że to prawdziwy pałac z wysokim łukowym sklepieniem. Pod sufitem powiesiłyśmy duży kryształowy żyrandol, a na ścianach liczne lustra, dzięki czemu wnętrze wydawało się dwa razy większe, niż było naprawdę. Lustra odbijały światło żyrandola, więc we wszystkich kątach salonu było widno. Wysoka lada z marmuru oddzielała poczekalnię od części roboczej, gdzie znajdowały się dwa stanowiska, wyposażone w najnowocześniejsze narzędzia fryzjerskie i kosmetyczne. W ladzie pomysłowo ukryłyśmy biurko. Salon był dla nas czymś więcej niż tylko spełnieniem marzeń; dzięki niemu czułyśmy się potężne i niepokonane. To skromne przedsięwzięcie zmieniło nas 16 we właścicielki przedsiębiorstwa. Stworzyłyśmy swoją niszę. Choć w pewnym sensie same zaprojektowałyśmy swoją klatkę, z pewnością lepszą niż ta, w jakiej zostałybyśmy zamknięte przez nasze rodziny, w dalszym ciągu byłyśmy pod ich ścisłą kontrolą. Naszym oficjalnym stróżem został brat Dalii, Muhammad. Od dnia otwarcia każdego ranka odprowadzał ją do pracy i pilnował nas aż do zamknięcia salonu. Mimo to byłyśmy przekonane, że razem jesteśmy w stanie osiągnąć wszystko. Szybko dorobiłyśmy się pokaźnej klienteli. Gdy ktoś trafiał do nas z czyjegoś polecenia, potrafiłyśmy sprawić, że stawał się regularnym bywalcem. O naszym sukcesie zadecydowały — tak przynajmniej uważałyśmy — doskonałe fryzury, przyjazna atmosfera i troska o potrzeby gości. Konkurenci twierdzili, że zdobyłyśmy popularność jako jeden z niewielu prowadzonych przez kobiety salonów w Ammanie, które przyjmowały mieszaną klientelę. Często się zastanawiałam, czy zdecydowałybyśmy się na otwarcie drzwi dla mężczyzn, gdybyśmy wiedziały, że zakończy się to katastrofą. Myślę, że tak. Zrobiłybyśmy to mimo wszystko. W wieku dwudziestu pięciu lat wciąż byłyśmy najbliższymi przyjaciółkami. Dotrzymałyśmy ślubowania złożonego wiele lat wcześniej. Razem zawsze byłyśmy silniejsze niż w pojedynkę. Rozdział 2 Życie w domu Dalii wyglądało tak, jak we wszystkich muzułmańskich domach w Ammanie, niezależnie od klasy, zamożności i dzielnicy. Nie wolno jej było jeść przy jednym stole z mężczyznami. Do niej należało gotowanie posiłków i usługiwanie jedzącym. Dopiero gdy skończyli i wyszli z pokoju, Dalia i jej matka zjadały resztki. Moja przyjaciółka mogła wychodzić tylko w towarzystwie mężczyzny należącego do rodziny, tak jakby nasze otoczenie nie narzucało dostatecznie silnych ograniczeń — domy w tej dzielnicy należały do tych samych rodzin od tak dawna, że pełniły rolę znaków topograficznych. Aby dojechać taksówką z dowolnego punktu w Ammanie do Dżabal Husajn, wystarczyło podać szoferowi nazwisko rodziny. Niektórzy ludzie lubią takie bliskie tradycyjne więzy, ale Dalia i ja miałyśmy wrażenie, że stale ktoś się wtrąca w nasze sprawy; niekiedy czułyśmy się, jakbyśmy nie mogły swobodnie oddychać. Po kilku tygodniach od otwarcia salonu okazało się, że nasz stróż Muhammad nie lubi rano wstawać. Ciągle się spóźniał, przez co traciłyśmy klientów. Po kilku miesiącach błagań i próśb ojcowie wreszcie wyrazili zgodę, byśmy rano 18 chodziły same do salonu. Teraz Dalia wychodziła z domu przed ósmą i wstępowała po mnie. Pewnego dnia, w marcu 1995 roku, Dalia spóźniła się dziesięć minut. Zastała mnie na tarasie. — Hej, ja hilwa (żartobliwe slangowe wyrażenie, oznaczające kogoś ładnego lub pięknego), jesteś gotowa, czy mam wejść na górę? — krzyknęła, zatrzymując się pod balkonem i wskazując ręką na schody. — Już schodzę, ja ghazałal — odkrzyknęłam. Ja ghazala oznacza w slangu szczególnie ładną kobietę z wielkimi oczami małego jelonka, takiego jak Bambi. To określenie pasowało do Dalii. Miała długie do pasa, gęste falujące włosy, gładką jasnooliwkową skórę i pełne usta. Największą uwagę zwracały jej ciemnobrązowe oczy o magnetycznej sile wyrazu. Natura sprawiła, że była zaokrąglona wyłącznie tam, gdzie powinna. Ja byłam od niej trochę niższa i miałam długie czarne włosy. Moja skóra była nieco ciemniejsza i zawsze wydawało mi się, że za sprawą jakiegoś przekleństwa mam figurę podobną do gruszki. Gdy miałam osiemnaście lat, na moich biodrach pojawiło się jakieś dziesięć dodatkowych kilogramów, których w żaden sposób nie mogłam się pozbyć. Od wczesnej młodości wiedziałam, że nigdy nie będę tak pociągająca jak ona, ale urok Dalii nie polegał wyłącznie na fizycznej urodzie. W jakiś sposób potrafiła sprawić, że w jej towarzystwie wszyscy czuli się rozluźnieni i piękni. Wydawało się, że tylko ona nie dostrzega, że jest najpiękniejsza. Odznaczała się również inteligencją i siłą, co stanowiło wyjątkową kombinację. Zeskoczyłam z ostatniego stopnia i otoczyłam ją ramieniem. — Chodźmy! — oświadczyłam. Szłyśmy, trzymając się 19 pod ręce, przez kręte uliczki naszej dzielnicy, aż dotarłyśmy do salonu. Znałyśmy wszystkie ulice i domy w naszej okolicy, wiedziałyśmy, że mieszkające tu rodziny w większości wywodzą się z nomadów, którzy kiedyś się w tym miejscu osiedlili, i są z tego bardzo dumne. Z braku zieleni i kwiatów dominował tu żółty kolor dawnych namiotów z koziej wełny, jakich używano na pustyni. Zachował się również duch pustynnych ludów. W salonie zazwyczaj pracowałyśmy obok siebie, obsługując kolejnych klientów od 8.30 do 14.30, z przerwą na lunch i kawę. Dobrze zarabiałyśmy, ale praca nie dawała nam takiego zadowolenia, na jakie liczyłyśmy, gdy otwierałyśmy salon. Tego popołudnia, gdy odprowadziłam już ostatniego klienta do wyjścia, oparłam się o futrynę, powoli opadłam na podłogę i głośno odetchnęłam. — Wreszcie koniec! Jestem taka zmęczona. Ostatniej nocy niewiele spałam — powiedziałam, siedząc na podłodze z wyprostowanymi nogami. — Czemu? — spytała Dalia z żartobliwie złośliwym grymasem. — Co robiłaś? — Nic. Po prostu nie mogłam usnąć. Miałam za dużo na głowie. — Czego mianowicie? — Sama nie wiem. Może po prostu potrzebuję wakacji lub czegoś nowego. Chyba jestem znudzona. Spróbuję trochę odpocząć na zapleczu. Dalia nie protestowała. Musiałam zebrać wszystkie siły, by wstać i powlec się przez salon. Zatrzymałam się na chwilę, gdy mijałam Dalię, westchnęłam ciężko, po czym poszłam na zaplecze. Usiadłam na poręczy sofy i zwaliłam się na poduszki. W mojej 20 głowie wirowały wspomnienia z wielu bezsennych nocy. Od tygodnia nie mogłam sobie znaleźć miejsca i stale wynajdywałam jakieś zajęcia. Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam analizować wszystkie aspekty dotychczasowego życia i gwałtownie zapragnęłam zmiany. Każdego ranka, gdy zimne wiatry rabij skłaniały mnie do wstania z łóżka, w duszy miałam nadzieję, że tym razem przyniosą coś innego i nowego. Dalia przyszła na zaplecze kilka minut później. Leżałam na sofie i gapiłam się w sufit. Wyciągnęła z pudełka papierosa i rzuciła go w moją stronę. — Masz, może to ci pomoże — powiedziała. To tylko podkreśliło, jak żałośnie ubogie stało się nasze życie. Zakazany papieros wydawał się wielką przygodą. Mimo to zapaliłam. — Jesteś pewna, że nas nie złapią? — spytałam. — Nie martw się. Zamknęłam drzwi na klucz. Poza tym Muhammad poszedł ze swoim przyjacielem Raedem na rynek. Nie będzie ich co najmniej przez godzinę. Poprosiłam, żeby przynieśli trochę świeżo wyciśniętego soku z marchwi. Pomyślałam, że zajmie im to trochę czasu. Dalia podeszła do sofy i usiadła obok mnie. Jej twarz była wyraźnie ożywiona. — Pamiętasz, kiedy pierwszy raz zapaliłyśmy? — spytała, patrząc na papierosa. Z trudem powstrzymywała się od śmiechu na wspomnienie mojej czerwonej twarzy i załzawionych oczu. — Powinnam była wiedzieć, że będziesz miała na mnie zły wpływ — odrzekłam. — Strasznie się bałaś. — Wcale nie! Dusiłam się! — Za pierwszym razem wszyscy się duszą — stwierdziła Dalia i wybuchnęła śmiechem. Nie mogła się uspokoić. 21 — Powinnaś mnie przynajmniej ostrzec — mruknęłam. — Tylko nie mów, że wciąż masz o to pretensję. Zresztą ostrzegałam cię na swój sposób — wykrztusiła Dalia między kolejnymi wybuchami śmiechu. — Tak, na pewno — odparłam drwiącym tonem. Dalia wyszła, żeby zrobić porządek w salonie. Gdy wróciła parę minut później, nasza pogawędka przybrała zaskakujący obrót. — Zwróciłaś uwagę na tego faceta, który był wcześniej? — spytała, siadając tuż obok mnie, tak abym słyszała jej szept. Co takiego? Przez wszystkie lata naszej znajomości Dalia nigdy nie wspominała o żadnym konkretnym mężczyźnie, chyba że chciała go skrytykować. Zawsze uważała mężczyzn za wrogów, a małżeństwo za najgorszą klęskę, gdyż wiedziała, że po ślubie musiałaby zrezygnować nawet z tych nielicznych wolności, jakie teraz miała, między innymi z prowadzenia salonu. — Którego? — spytałam, podrywając głowę z poduszki, by na nią spojrzeć. — Tego przystojnego, w wojskowym mundurze! Przystojnego! — Nie mogę w to uwierzyć! — szepnęłam. — Jeszcze o żadnym mężczyźnie nie powiedziałaś, że jest przystojny! — Wiem, wiem, ale czy go widziałaś? — spytała niecierpliwie. W jej oczach pojawiły się błyski podniecenia. Oczywiście, widziałam go. Był jedynym klientem w wojskowym mundurze, więc łatwo go było zapamiętać. — Nie jestem ślepa — mruknęłam. — W ciągu ostatnich dwóch tygodni przyszedł już trzy razy. — Czego chce? Kim on jest? — Gdy przychodzi, za każdym razem prosi, żeby mu trochę skrócić włosy. Potem przez cały czas ze mną rozmawia. To mi nie przeszkadza. Wystarczy, że na niego popatrzę, a już czuję się lepiej. Wysoki, sporo od niej wyższy — przypominałam sobie, usiłując przywołać obraz mężczyzny, który nagle pojawił się w naszym intymnym świecie i mógł przysporzyć kłopotów mojej najlepszej przyjaciółce. A jeśli Muhammad zwrócił na niego uwagę? Muhammad był nie tylko naszym stróżem, ale również lojalnym, opłacanym informatorem naszych ojców. A jeśli doniósł ojcu, że Dalia flirtuje z obcym mężczyzną? — Dalio, nikt nie może usłyszeć tego, co teraz mówisz — oświadczyłam. Szerokie ramiona, gęste, krótkie, brązowe włosy, czarne oczy — stopniowo przypominałam sobie wygląd nieznajomego. — Wiem, ale tobie mogę powiedzieć. Zresztą nie zrobiłam nic złego, tylko z nim rozmawiałam i patrzyłam na niego. Wydaje mi się, że on mnie lubi. No wiesz, w ciągu dwóch tygodni strzygł się trzy razy. Zauważyłam też, że się we mnie wpatruje — dodała radośnie. Miał ciemne oczy, przenikliwe spojrzenie, gęste brwi i długie, gęste rzęsy. — Podoba ci się? Myślisz, że mogłabyś się w nim zakochać? — spytałam. — Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś? Podobno jestem twoją najlepszą przyjaciółką. Niewielki prosty nos, pełne wargi, kwadratowa szczęka, wąsik. Wyglądałby lepiej bez wąsów, ale stanowiły one niezbędny element powierzchowności modnych Arabów. Miałam już przed oczami jego obraz. — Uspokój się, przecież właśnie ci mówię — odparła Dalia. 22 23 — Dalej, chcę znać wszystkie szczegóły — przynagliłam ją. Wprawdzie miałyśmy już po dwadzieścia pięć lat, ale byłyśmy do tego stopnia pozbawione doświadczenia, że rozmawiałyśmy jak dwie nastolatki na temat pierwszej miłości. Dla mnie miało to jednak większe znaczenie niż dziewczęce ploty. Czułam się jak detektyw prowadzący dochodzenie. Dalię opanował wewnętrzny ogień, którego płomienie widać było w jej oczach. — Normo, uspokój się. Niewiele jest do opowiadania. Na imię ma Michael, liczy sobie trzydzieści dwa lata i jest majorem w Gwardii Królewskiej. Ma trzy siostry i dwóch braci. Jest najstarszy. Inteligentny, przystojny, uroczy, uprzejmy, nie taki jak mężczyźni z naszych rodzin. — Dalia na chwilę umilkła, po czym dodała ciszej: — Jest katolikiem. Trzeba być jordańską kobietą, by zrozumieć, jakim wstrząsem, przerażającym wstrząsem były te słowa. — Bismillah! (w imię Boga!), Dalio! — zawołałam, nie zastanawiając się ani chwili. — Musisz o nim zapomnieć, i to natychmiast! To nie doprowadzi do niczego poza kłopotami! Jordańskie prawo ściśle zakazuje związków między osobami różnych wyznań, ale gdy usłyszałam słowa Dalii, przestraszyłam się nie tyle konsekwencji prawnych, ile prawdopodobieństwa tragicznego zakończenia takiego związku. Tego rodzaju historie rzadko trafiały do gazet. Rozchodziły się jako plotki powtarzane przez sąsiadów i klientów salonu — wielu naszych znajomych i klientów mogłoby ubiegać się o nagrodę jako dziennikarze specjalizujący się w plotkach. Kobietom groziła śmierć nawet wtedy, gdy ich rodziny podejrzewały, że utrzymywały romantyczne związki, choć formalnie pozostawały samotne. Związek z mężczyzną innej wiary był bez porównania poważniejszą sprawą. 24 Dla nas nie były to tylko plotki. Miałyśmy siedemnastoletnią klientkę, która została zabita, gdyż splamiła honor rodziny. Jak Dalia mogła o tym zapomnieć? Tę dziewczynę molestował bliski krewny — powiedziała nam o tym. Została zabita — byłyśmy przekonane, że przez własną rodzinę — aby sprawa się nie wydała. — My tylko rozmawialiśmy. Co w tym złego? Przyznaję, że czuję do niego sympatię, a on chyba do mnie też, ale tylko rozmawialiśmy. — Dalia najwyraźniej zupełnie oślepła. — Zresztą wiesz, co myślę o religii. Wszyscy przychodzimy na świat w rodzinach wyznających jakąś religię i nie mamy na to żadnego wpływu. Gdybym urodziła się jako katoliczka, byłabym katoliczką. Urodziłam się w muzułmańskiej rodzinie, więc jestem muzułmanką. Pomyśl o nas, przecież ty jesteś katoliczką. To nie ma żadnego wpływu na to, czy kocham ciebie — lub kogoś innego — mniej lub bardziej. Dalia nigdy nie kryła swoich poglądów na temat religii, ale tym razem było to coś nowego. Nigdy nie słyszałam, by broniła w ten sposób jakiegoś mężczyzny. Namiętność w jej głosie i wyraz jej oczu mówiły więcej niż słowa. Dalia się zakochała, choć jeszcze sama o tym nie wiedziała. Mimo swojej niewiarygodnej wewnętrznej siły nagle wydała mi się równie bezbronna jak mały jelonek Bambi. Poczułam przypływ czułości. — Och, ghazala, dobrze wiesz, że mam taki sam stosunek do religii jak ty — powiedziałam. — Nasze rodziny są jednak innego zdania. Choć to przesąd, cały ten kraj jest przeciwny takim związkom. Kocham cię i nie chcę, by stała ci się krzywda, zwłaszcza z powodu kogoś, kogo prawie nie znasz. — Wiem, Normo. Rozumiem, dlaczego się martwisz, ale 25 nic mi nie będzie. Kiedy z nim rozmawiałam, wyczułam, że on jest inny... Nie wiem, co to takiego. Nie potrafię tego wyjaśnić. Gdy z nim rozmawiam, czuję się tak, jakby nic innego nie istniało i nie miało znaczenia. Wiem, że to brzmi głupio, ale mam wrażenie, że znałam go przez całe życie — wyznała Dalia ekstatycznym tonem. — Mówisz o nim tak, jakby to było coś więcej niż tylko sympatia. — Nie wiem. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie przeżywałam. To coś innego. To równocześnie podniecające, przerażające i wspaniałe. Nie potrafię tego wyjaśnić. — Przypuszczam zatem, że chcesz nadal rozmawiać z tym mężczyzną — powiedziałam, choć zdawałam sobie sprawę, że w ten sposób nie wykazuję takiej mądrości, do jakiej aspirowałam. — Tak! Oczywiście! Wiem, że nie powinnam, ale to coś, czego nie potrafię opanować. Kto wie, może takie jest moje przeznaczenie. — Przeznaczenie? Powiedziałaś: przeznaczenie? Od kiedy to wierzysz w przeznaczenie? Zresztą jak zamierzasz kontynuować te rozmowy? Nie sądzisz, że Muhammad zacznie coś podejrzewać, gdy ten mężczyzna wciąż będzie przychodził się strzyc? Jeszcze dwa razy i będzie zupełnie łysy. Jakiego pretekstu użyje później? — Nie zamierzam martwić się teraz moim bratem. Teraz musisz mi pomóc znaleźć jakiś sposób, żebym mogła znowu zobaczyć Michaela. Jestem pewna, że razem coś wymyślimy. — Dalio, czy to dla ciebie takie ważne? Czy zdajesz sobie sprawę, jakie podejmujesz ryzyko? Czy sądzisz, że on jest tego wart? — spytałam. Miała teraz szansę usłyszeć moje ostrzeżenie, otworzyć oczy. Proszę cię, Dalio. Proszę. 26 __ Tak myślę. Tak! — Powiedziała to z zapałem, który wzbudził we mnie lęk. __No dobrze. Jestem pewna, że będę tego żałować, ale pomogę ci, doskonale o tym wiesz. Musimy być jednak ostrożne. Jeśli się wyda, obie będziemy miały poważne kłopoty. — Podjęłam jeszcze jedną próbę: — Dlaczego chcesz się w to angażować, jeśli wiesz, że nie pozwolą ci wyjść za niego za mąż? — Wiem, że nie wyjdę za niego, ale nie myślę o tym w tej chwili. Po prostu czuję, że muszę go znowu zobaczyć i porozmawiać z nim, nawet jeśli będzie tylko moim potajemnym przyjacielem i nikim więcej. — Okay. — Uścisnęłam ją i wstałam z sofy. — Porozmawiamy o tym jutro. Teraz otwórz drzwi, a ja tu posprzątam i opróżnię popielniczki. Lepiej, żeby Muhammad i Raed nie zobaczyli tego pokoju w takim stanie. Zaraz wrócą. — Dziękuję ci, dziękuję bardzo. — Gdy szła otworzyć drzwi, niemal podskakiwała. Sprzątając pokój, zastanawiałam się, czy dobrze robię, pomagając przyjaciółce w nawiązaniu takiej znajomości. Starałam się przekonać samą siebie, że Dalia ma rację — dopóki się wspieramy, możemy osiągnąć wszystko. Razem uczyłyśmy się reguł obowiązujących dziewczyny w naszym kraju. Teraz, w wieku dwudziestu pięciu lat, po raz pierwszy w życiu myślałyśmy o ich złamaniu. Kiedy byłyśmy małe, społeczeństwo i nasze rodziny traktowały nas tak samo jak małych chłopców. Nie miało znaczenia, gdzie, jak i z kim się bawimy. W miarę jak czas upływał, narzucano nam coraz więcej reguł, a w wieku dziesięciu lat nie wolno już nam było utrzymywać znajomości z chłopcami, z którymi nie byłyśmy spokrewnione. Nigdy nie kwestionowałyśmy nowych reguł, ponieważ wtedy i tak wolałyśmy bawić się 27 z dziewczynkami. Gdy o tym myślałam, było dla mnie oczywiste, że już wówczas budowano fundamenty naszej przyszłości, w sposób stopniowy, niepodważalny i nieuchronny. Nasze mamy, podobnie jak mamy wszystkich dziewczynek, wykonały swoje zadanie i przygotowały nas do życia w pozbawionym współczucia, zamkniętym świecie zdominowanym przez mężczyzn. Jestem pewna, że każda jordań-ska kobieta słyszała w dzieciństwie i młodości takie sentencje, jak: „Honor kobiety, raz naruszony, nigdy nie zostanie naprawiony" lub „Lepiej stracić życie niż dobrą reputację". Matki opowiadały nam o kobiecie, która wolała się zabić i umrzeć z honorem niż ulec gwałcicielowi, oraz o innej, która nie zachowała czci, dała się zgwałcić, a później została zamordowana przez własnych krewnych, gdyż tego wymagał honor rodziny. Nasi rodzice postarali się, by wszystkie codzienne zajęcia były rozdzielone zgodnie z regułą, iż mężczyźni są lepsi od kobiet. Nie zmieniali nas w niewolnice batami i łańcuchami, ale przekonywali, iż taki jest nasz status, ucząc odwiecznych tradycji i reguł zachowania. Trwałyśmy w tym stanie nie dlatego, że nadal wierzyłyśmy w te reguły, lecz ze strachu przed konsekwencjami, jakimi groziło ich złamanie. Teraz po raz pierwszy jedna z nas pomyślała o naruszeniu tych zasad. Gdy skończyłyśmy sprzątać i schowałyśmy papierosy, otworzyłyśmy drzwi i usiadłyśmy w salonie. Czekałyśmy na Muhammada i jego przyjaciela. Po kwadransie usłyszałyśmy warkot silnika i pisk hamulców furgonetki, która zatrzymała się przed salonem. Z szoferki wyskoczył Muhammad. Śmiał się i głośno coś mówił. Wbiegł do środka i rzucił nam butelki z sokiem z marchwi oraz kanapki z falafelami. Ku naszemu zaskoczeniu wstąpił tylko na chwilę, by się dowiedzieć, 28 o której ma przyjechać, żeby zawieźć nas do domów i zamknąć salon. Później zadzwonił do znajomego, by spytać, czy nadal chce jechać z nim do AutoWorld. To był dla niego wielki dzień: jakiś przyjaciel wytropił alufelgi, których Muhammad poszukiwał, odkąd kupił furgonetkę. Po krótkiej rozmowie odłożył słuchawkę. — Zadzwońcie na moją komórkę, jeśli będziecie czegoś potrzebowały! — krzyknął jeszcze i pobiegł do drzwi. Muhammad kochał swą furgonetkę. Kupił ją w październiku i uważał za coś więcej niż tylko środek transportu. To było jego hobby, jego dziecko, jego główne zajęcie. Choć od razu kupił ją ze wszystkimi możliwymi dodatkami, wciąż ją ulepszał. Dla Dalii i dla mnie hobby Muhammada było prawdziwym darem niebios. Dzięki temu mogłyśmy przez wiele godzin być same. Do tej pory nie musiałyśmy znosić jego towarzystwa tylko podczas lunchu. W ciągu czterech lat i sześciu miesięcy od otwarcia salonu nie zdarzyło się tu niemal nic, o czym Muhammad nie doniósłby naszym ojcom. Dalia i ja nie byłyśmy zadowolone z niemal stałej obecności szpiega, ale nie mogłyśmy nic na to poradzić. Gdybyśmy narzekały, rodziny zaczęłyby podejrzewać, że coś ukrywamy. To byłoby sprzeczne ze wszystkimi wpajanymi nam zasadami. Podobnie jak większość jordańskich kobiet, Dalia i ja nie miałyśmy prawa dyskutować z mężczyznami z naszych rodzin. Zgodnie z obowiązującymi regułami, nawet jeśli miałyśmy rację, z prostego faktu, że jesteśmy kobietami, nieuchronnie wynikało, iż racji na pewno nie mamy. Nie miałyśmy prawa podważać tej zasady, uznawanej przez wszystkich Arabów niezależnie od wiary i klasy społecznej. Rozdział 3 Przez całe przedpołudnie Dalia była wyraźnie podniecona. Od jej wyznań na temat Michaela minęło kilka dni. Teraz, gdy ja kończyłam robić trwałą ondulację klientce umówionej na piątą, ona siedziała przy ladzie i przerzucała kolorowy magazyn. Do przyjścia następnego umówionego klienta miała czterdzieści minut wolnego. Choć udawała, że czyta o najnowszych trendach mody w dziedzinie fryzur, niewątpliwie rozmyślała o Michaelu. Po chwili zaczęła szperać w stercie pism i notesów, które w ciągu lat nagromadziły się pod ladą. Najwyraźniej starała się czymś zająć. — Wiesz, powinniśmy wyrzucić część tych szpargałów — stwierdziła, wyciągając notes z napisem „Tabela wyników" na okładce. — Myślę, że możemy już przestać zapisywać wyniki. To chyba oczywiste, że ja wygrałam, nie sądzisz? — Uniosła notes, żebym mogła zobaczyć okładkę. To był nasz prywatny żart. Lucy, młoda dziewczyna nerwowo czekająca na rezultat trwałej ondulacji, nie mogła zrozumieć, o czym mówimy. Dalia otworzyła notes na pierwszej stronie, na której była zapisana czerwonym mazakiem data 26 lipca 1990 roku. 30 Odchyliła się do tyłu na fotelu i zamknęła oczy. Ta historia zaczęła się zupełnie niewinnie, od rozmowy o jednej ze stałych klientek Dalii, która była u niej owego ranka. Umm Suhal była w ciąży, miała urodzić drugie dziecko. Podczas czesania Dalia spytała ją, czy wolałaby chłopca, czy dziewczynkę. Odpowiedź — że chłopca — zachęciła Dalię do wygłoszenia później długiego przemówienia. — Normo, wiesz, co jest naprawdę dziwne? — spytała. — Co takiego? — Wyraz jej oczu zdradzał, że czeka mnie długi wykład na temat społeczeństwa Jordanii, ze szczególnym uwzględnieniem ciężkiego losu jordańskich kobiet. — Dlaczego, gdy pytasz kobietę w ciąży, co chce urodzić, chłopca czy dziewczynkę, zawsze odpowiada, że chłopca? — Daj spokój. Kobiety, które tak mówią, prawdopodobnie chcą tylko uszczęśliwić swoich mężów. Wiadomo, że wszyscy mężczyźni chcą mieć synów. — Moim zdaniem chodzi o coś więcej — oświadczyła Dalia. W ten sposób zaczęłyśmy prowadzić „Tabelę wyników". W ciągu kilku lat zadałyśmy to pytanie stu dziewięćdziesięciu trzem kobietom. Tylko piętnaście kobiet powiedziało, że chciałyby mieć dziewczynkę, a pozostałe sto siedemdziesiąt osiem pragnęło urodzić chłopca. Dalia nie potrzebowała dodatkowych dowodów. W miarę jak z biegiem lat wynik potwierdzał jej teorię, z coraz większym zapałem mówiła o reformie. Wyobrażała sobie nowy świat kobiet, gdzie miałybyśmy takie same prawa jak mężczyźni. Świat, w którym mogłybyśmy dokonywać wyborów i podejmować decyzje we wszystkich sprawach dotyczących naszego życia — pracy zawodowej, małżeństwa, dzieci. Świat, w którym ciężarna kobieta chciałaby urodzić córkę. 31 Pomachała notesem w moją stronę, wyraźnie usiłując sprowokować mnie do poparcia jej własnej teorii, co robiła już wiele razy. Wiedziałam, że łatwo nie zrezygnuje. — Nie chciałabym wychowywać swojej córki na niewolnicę mężczyzny. Nie chciałabym również, by dorastała w kraju, w którym byłaby uważana za obywatela drugiej kategorii — powiedziałam, mając nadzieję, że zakończę tym dyskusję. — O to mi właśnie chodzi, Normo. Moim zdaniem tylko z tego powodu wszystkie kobiety mówią, że chcą urodzić chłopca. Sądzą, że nie pokonają systemu, wolą więc żywić nadzieję, że będą miały syna. Na jej twarzy pojawił się wyraz triumfu. To jednak był dopiero początek. Dalia zamieniała nasz skromny salon w rewolucyjną mównicę. — Wierzę, że jest bardzo dużo kobiet takich jak my. A jeśli to prawda, wcześniej lub później sytuacja musi się zmienić — oświadczyła, zachęcając mnie do odegrania roli adwokata diabła. — Dlaczego przyjmujesz takie założenie? Kobiety nie mogą nic zrobić, my też. — Mylisz się. Nasze matki żyły w taki sposób, ponieważ wierzyły w słuszność arabskiego stylu życia, a nie dlatego, że bały się sprzeciwić. My natomiast tak żyjemy, ponieważ boimy się protestować, a nie dlatego, że wierzymy w te reguły. Wobec tego wcześniej lub później sytuacja kobiet zacznie się zmieniać. — Dalio, wydaje mi się, że musisz zacząć dostrzegać, co się wokół dzieje. Mimo tych wszystkich telefonów komórkowych i komputerów, a nawet kilku kobiet, które zostały lekarzami i działaczkami społecznymi, czy nasza sytuacja się zmieniła? Ludzie w tym kraju od wieków za- 32 chowują te same przekonania polityczne, religię i zwyczaje. Trzeba wielu wieków, by zmienić ich sposób myślenia — zaprotestowałam. — Nie sądzę. To prawda, że ludzie przestrzegają tych zasad od stuleci. Ale, jak sama powiedziałaś, kobiety z naszego pokolenia wcale w nie nie wierzą, tylko boją się sprzeciwić. Strach można pokonać. Pomyśl o tym. Gdy kobieta się czegoś boi, jest nadzieja, że pewnego dnia zdobędzie się na odwagę, by wymusić reformy. Jeśli natomiast uznaje istniejący stan rzeczy za słuszny, nie widzi powodów, by coś zmieniać. Jeśli nasze pokolenie nie doprowadzi do jakiegoś zwrotu w sytuacji kobiet, zrobi to następne lub jeszcze następne, ale w końcu kobiety przełamią strach. Wszystko się zmienia. * * * Ja i wiele znajomych Dalii sądziłyśmy podobnie i pielęgnowałyśmy takie same marzenia, ale milczałyśmy. Dalia była gotowa pierwsza wyjść na ulicę i zaprotestować, nawet gdyby wszystkie inne kobiety tylko się temu przyglądały. Brakowało nam odwagi i pasji, by zdecydować się na taki krok. Choć Dalia zawsze przewodziła, potrafiła sprawić, że inne kobiety czuły się jej równe. Zachęcała nas, byśmy zdobyły się na odwagę. Zawsze podkreślała siłę innych kobiet i mówiła, że żadna z nich nie musi czuć się gorsza. Napędzała ją wewnętrzna energia, która była darem natury. Doskonale rozumiem, dlaczego jordańscy mężczyźni mogą uważać takie kobiety za równie groźnego przeciwnika jak nieprzyjacielska armia. Przekonania Dalii sprawiały, że dla mężczyzn Bliskiego Wschodu była wrogiem, szarmuta nierządnicą. Znali tylko 33 Pomachała notesem w moją stronę, wyraźnie usiłując sprowokować mnie do poparcia jej własnej teorii, co robiła już wiele razy. Wiedziałam, że łatwo nie zrezygnuje. — Nie chciałabym wychowywać swojej córki na niewolnicę mężczyzny. Nie chciałabym również, by dorastała w kraju, w którym byłaby uważana za obywatela drugiej kategorii — powiedziałam, mając nadzieję, że zakończę tym dyskusję. — O to mi właśnie chodzi, Normo. Moim zdaniem tylko z tego powodu wszystkie kobiety mówią, że chcą urodzić chłopca. Sądzą, że nie pokonają systemu, wolą więc żywić nadzieję, że będą miały syna. Na jej twarzy pojawił się wyraz triumfu. To jednak był dopiero początek. Dalia zamieniała nasz skromny salon w rewolucyjną mównicę. — Wierzę, że jest bardzo dużo kobiet takich jak my. A jeśli to prawda, wcześniej lub później sytuacja musi się zmienić — oświadczyła, zachęcając mnie do odegrania roli adwokata diabła. — Dlaczego przyjmujesz takie założenie? Kobiety nie mogą nic zrobić, my też. — Mylisz się. Nasze matki żyły w taki sposób, ponieważ wierzyły w słuszność arabskiego stylu życia, a nie dlatego, że bały się sprzeciwić. My natomiast tak żyjemy, ponieważ boimy się protestować, a nie dlatego, że wierzymy w te reguły. Wobec tego wcześniej lub później sytuacja kobiet zacznie się zmieniać. — Dalio, wydaje mi się, że musisz zacząć dostrzegać, co się wokół dzieje. Mimo tych wszystkich telefonów komórkowych i komputerów, a nawet kilku kobiet, które zostały lekarzami i działaczkami społecznymi, czy nasza sytuacja się zmieniła? Ludzie w tym kraju od wieków za- 32 chowują te same przekonania polityczne, religię i zwyczaje. Trzeba wielu wieków, by zmienić ich sposób myślenia — zaprotestowałam. __ Nie sądzę. To prawda, że ludzie przestrzegają tych zasad od stuleci. Ale, jak sama powiedziałaś, kobiety z naszego pokolenia wcale w nie nie wierzą, tylko boją się sprzeciwić. Strach można pokonać. Pomyśl o tym. Gdy kobieta się czegoś boi, jest nadzieja, że pewnego dnia zdobędzie się na odwagę, by wymusić reformy. Jeśli natomiast uznaje istniejący stan rzeczy za słuszny, nie widzi powodów, by coś zmieniać. Jeśli nasze pokolenie nie doprowadzi do jakiegoś zwrotu w sytuacji kobiet, zrobi to następne lub jeszcze następne, ale w końcu kobiety przełamią strach. Wszystko się zmienia. * * * Ja i wiele znajomych Dalii sądziłyśmy podobnie i pielęgnowałyśmy takie same marzenia, ale milczałyśmy. Dalia była gotowa pierwsza wyjść na ulicę i zaprotestować, nawet gdyby wszystkie inne kobiety tylko się temu przyglądały. Brakowało nam odwagi i pasji, by zdecydować się na taki krok. Choć Dalia zawsze przewodziła, potrafiła sprawić, że inne kobiety czuły się jej równe. Zachęcała nas, byśmy zdobyły się na odwagę. Zawsze podkreślała siłę innych kobiet i mówiła, że żadna z nich nie musi czuć się gorsza. Napędzała ją wewnętrzna energia, która była darem natury. Doskonale rozumiem, dlaczego jordańscy mężczyźni mogą uważać takie kobiety za równie groźnego przeciwnika jak nieprzyjacielska armia. Przekonania Dalii sprawiały, że dla mężczyzn Bliskiego Wschodu była wrogiem, szarmuta nierządnicą. Znali tylko 33 jeden sposób poradzenia sobie z takim przeciwnikiem. Uciszyliby ją na zawsze, nim zdążyłaby zarazić inne kobie- j ty swymi skandalicznymi teoriami. Tradycyjnym sposobem kończenia z tego rodzaju wrogami była egzekucja. W takich przypadkach nie było żadnego dochodzenia, sądu, przysięgłych, szansy obrony. Jej śmierć nie zostałaby uzna-1 na za wystarczający powód do wszczęcia śledztwa i oskarżenia kogokolwiek o zbrodnię. Zabicie jej zostałoby uznane za usprawiedliwione, ponieważ stanowiła zagrożenie dla jordańskiego społeczeństwa, dla zwyczajów, zasad moralnych i wartości, uznawanych przez Jordańczyków od tysięcy lat. Przez całe lata lękałam się o życie mojej przyjaciółki, jednocześnie zazdroszcząc jej odwagi i zapału. „Twoim błogosławieństwem jest twarz anioła, a przekleństwem język szatana" — ostrzegałam ją wiele razy. Nie dlatego, że to, co mówiła, było niesłuszne, ale dlatego, że zawsze krytykowała tradycyjne prawa. Prawa pustyni. W jordańskim społeczeństwie za