1328

Szczegóły
Tytuł 1328
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1328 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1328 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1328 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Z ksi��ki Krzysztofa Micha�ka "Droga do pot�gi. historia Stan�w Zjedno� czonych 1861-1945" wskanowa� nast�puj�ce fragm�ty: strony od 207 do 211 strony od 407 do ko�ca ����krzysztof micha�ek __ __ ��NA DRODZE KU POt�DZE __ ��HISTORIA STAN�W ZJEDNOCZoNYCH Ameryki __ ��1861-1945 __ __ ������������Warszawa 1991 __ __ WST�P JAk wiele lat powinny liczy� sobie dzieje danego kraju, by u- zna� je za materig wart� samodzielnych bada� historycznych? Czy historia takich kraj�w,. jak np. Australia lub Stany Zjednoczone, musi, ze wzglgdu na sw�j kr�tki okres, by� automatycznie ubo�sza i mniej atrakcyjna ni� dzieje pa�stw i spo�ecze�stw europejskich lub azjatyckich? Te i szereg innych pyta� zadawa�em sobie w�w- czas, gdy s�ysza�em tu i �wdzie opini�, �e dwie�cie lat, jakie min�- �o od utworzenia pa�stwa ameryka�skiego, to w por�wnaniu z hi- stori� wielu innych kraj�w zbyt kr�tki okres, by m�c stosowa� wo- bec niego warsztat historyka. Zawsze te� w takich przypadkach stawa� mi przed oczami obraz ekspozycji z Narodowego Muzeum Historii i Techniki w Waszyngtoliie, gdzie przedmioty nale��ce w XVI w. do Indian p�nocnoameryka�skich opatrzone by�y nalepka- mi "znaleziska prel istoryczne". dak�e z�udne mo�e by� poczucie czasu odmierzanego miar� europejsk�, przeniesion� na grunt po- zaeuropej ski. Dzieje ameryka�skie s� zajmuj�ce nie ze wzgl�du na sw� d�u- go��, lecz przede wszystkim z uwagi na intensywno�� wystgpuj�- cych - niekiedy zreszt� w bardzo kr�tkich okresach - zjawisk, proces�w i przemian na tak odmiennych pod wzgl�dem geograficz- nym, przyrodniczym i klimatycznym obszarach, jak Wschodnie i Zachodnie Wybrze�e, czy P�noc i Po�udnie. Stawiaj�c za� przys�o- wiow� kropk� nad "i", powiedzie� nale�y, i� �ledz�c histori� Sta- n�w Zjednoczonych, zw�aszcza w okresie zakre�lonym przez cezury wymienione w podtytule, w istocie przygl�damy si� narodzinom i rozwojowi pewnej cywilizacji, kt�ra, im bli�ej naszych czas�w, tym 5 bardziej staje si� now� jako�ci� w geohistorycznej siatce cywiliza- eji wytworzonych przez gatunek ludzki. Zafascynowany przedmiotem bada�, ale i �wiadom problem�w, z jakimi przyjdzie mi si� upora�, przysta�em na propozycj� Wydaw- nictwa, kt�re w 1984 r. zaproponowa�o mi napisanie syntezy dzie- j�w ameryka�skich lat 1861-1945. Wymienione cezury maj� zwi�- zek z dwoma niezmiernie istotnymi z punktu widzenia historii te- go kraju wydarzeniami, jakimi by�y wojna secesyjna oraz druga wojna �wiatowa. Okre�lony wynik pierwszej przyni�s� trudne do przecenienia zmiany w wymiarze wewn�trznym, udzia� za� USA w drugiej sprawi�, �e kraj �w sta� si� supermocarstwem wsp�decydu- j�cym obecnie o losach �wiata. Zakre�lony datami granicznymi okres stanowi swego rodzaju kulminacj� trudno�ci i problem�w staj�cych przed historykiem amerykanist�. Na te bowiem lata przypada zar�wno tragiczny fi- na� zamierze� Po�udnia dotycz�cych samodzielnego bytu pa�stwo- wego jak i, nie mniej dramatyczny, koniec epopei Indian walcz�- cych z naporem osadnictwa bia�ego cz�owieka. W omawianych dziesi�cioleciach nast�pi�o zako�czenie procesu kolonizacji Pogra- nicza, kt�rego osobliw� subkultur� opisywa�o wielu ameryka�- skich pisarzy, nastgpnie za� pokazywa�y setki film�w hollywoodz- kich, a tak�e narodziny Ameryki przemys�owej i wielkomiejskiej. W wymiarze spo�ecznym historia Stan�w Zjednoczonych oma- wianego okresu to zar�wno zjawisko masowej, wielomilionowej imigracji, kt�rej inno�� od przybyszy wcze�niej osiad�ych w Sta- nach Zjednoczonych tworzy�a warunki powstawania niezliczo- nych, i to w r�nych wymiarach, konflikt�w, jak i wielu nowych zjawisk w relacjach �wiata pracy i �wiata kapita�u. Ulice miast ameryka�skich z tego okresu by�y �wiadkami mani- festacji wojuj�cych sufra�ystek, pragn�cych doprowadzi� do r�w- nouprawnienia kobiet, i pe�nych oburzenia na upadek obyczaj�w zwolennik�w wprowadzenia prohibicji. Maszerowali tam cz�onko- wie Ku-Klux-Klanu wyst�puj�cy przeciwko Murzynom, imigran- tom czy radyka�om politycznym, jak r�wnie� biedacy z "armii" Ja- coba Coxeya ��daj�cy prawa do pracy. W Nowym Jorku, Chicago czy Waszyngtonie paradowali w tych latach bohaterowie "wspania�ej ma�ej wojny", jak zwano konflikt zbrojny z Hiszpani� z 1898 r., a tak�e �o�nierze i oficerowie z armii 6 ekspedycyjnych wys�anych do Europy w I i II wojnie �wiatowej. Girlandy serpentyn spada�y r�wnie� na bohater�w w rodzaju Char- lesa Lindbergha, kt�ry wyprawiaj�c si� w 1927 r. w samotny lot przez Atlantyk skr�ci� dystans pomi�dzy Ameryk� i Europ�. Feto- wano tak�e idoli rozwijaj�cej si� kultury masowej, jak Rudolpha Valentino czy Clarka Gable'a. W centrum spo�ecznej uwagi pozo- stawali r�wnie� wielcy potentaci przemys�owi: John D. Rockefel- ler, Andrew Carnegie i Collis Huntington, kt�rych jedni nazywali "kapitanami przemys�u", inni - "z�odziejskimi baronami". Tak�e �wiat polityki przez dziesi�ciolecia przykuwa� uwag� Amerykan�w. Przez d�ugi czas owo zainteresowanie wi�za�o si� z dzia�alno�ci� tzw. maszyn partyjnych. To za ich spraw� wybory- zw�aszcza w skali miast i stan�w - by�y w tym stopniu manipulo- wane, �e np. kandydaci ze s�ynnej Tammany Hall w Nowym Jorku po prostu byli skazani na sukces. Przez wiele lat drugiej po�owy XIX w. kwestia na poz�r odleg�a od polityki - sp�r o oparcie waluty na parytecie z�ota lub srebra - pozostawa�a przedmiotem ostrych konflikt�w, prowadz�cych niejednokrotnie do podzia��w frakcyjnych w obr�bie dw�ch wiel- kich partii oraz do narodzin tzw. partii trzecich. Gdy z kolei pod koniec XIX w. wygasa� pocz�y konflikty na tym tle, �wiat polityki zacz�� �y� problemami zwi�zanymi ze sfer� stosunk�w z zagranic�. Konflikt pomi�dzy tzw. imperialistami i antyimperialistami zapocz�tkowa� dyskusj�, kt�ra, ze zmiennymi kolejami, toczy si� po dzi� dzie�, maj�c za przedmiot kwestie bez- piecze�stwa narodowego, aktywnego udzia�u w polityce migdzyna- rodowej, czy w ko�cu miejsce Stan�w Zjednoczonych w organiza- cjach mi�dzynarodowych, s�u��cych zapewnieniu pokoju regional- nego i �wiatowego. Fascynacje Amerykan�w �yj�cych na prze�omie stuleci nie ogra- nicza�y si� wszak tylko do kwestii spo�ecznych, ekonomicznych czy politycznych. Praktycyzm Amerykan�w, wyrobiony przez dzie- si�ciolecia walki z natur� i z Indianami, sprawi�, �e ich uwag� przyci�ga�y tak�e wynalazki, takie jak Thomasa Edisona, Geo- rge'a Eastmana czy George'a Westinghouse'a. Duma z ju� osi�g- ni�tych rezultat�w, mieszaj�c si� z kompleksem braku d�ugiej hi- storii, pcha�a ich do szybkiego praktycznego wykorzystania dyna- micznie rozwijaj�cej si� wynalazczo�ci, by w sferze kultury mate- 7 rialnej m�c z powodzeniem konkurowa� z krajami europejskimi lub azjatyckimi, kt�re z kolei mog�y poszczyci� si� wybitnymi osi�gni�ciami ze sfery ducha. Tak pojmowana rywalizacja Nowe- go i Starego �wiata prowadzi�a w efekcie do tego, �e ju� w ko�cu minionego stulecia wznoszono w Chicago i Nowym Jorku wyso- ko�ciowce, w pierwszej po�owie za� naszego stulecia tworzono przys�owiowe arcydzie�a sztuki in�ynierskiej, jak np. mosty Gol- den Bridge i Oakland Bridge w San Francisco. Niniejsza pozycja kierowana jest do szerokiego kr�gu odbior- c�w, kt�rzy b�d� to poznaj�c histori� Stan�w Zjednoczonych na studiach uniwersyteckich, b�d� te� ze wzgl�du na prywatne zain- teresowania pragn�liby znacznie rozszerzy� sw� wiedz� na temat dziej�w tego kraju. Bior�c pod uwag� cele pracy, autor stara� si� w miar� r�wno- miernie wyczerpa� wszystkie podstawowe w�tki i om�wi� w�z�owe zagadnienia tego okresu. Wobec ogromu materia�u musia� prze- prowadzi� pewn� jego selekcj�, opieraj�c si� na w�asnej skali oce- ny wa�no�ci poszczeg�lnych problem�w, ugruntowanej na wielo- letnich studiach nad prezentowanym okresem. W pracy przyj�ty zosta� uk�ad chronologiczno-problemowy, jako najbardziej odpowiadaj�cy jej charakterowi. Autor stara� si� przy tym nie tylko zaprezentowa� sam� faktografi�, ale tak�e przedsta- wi� j� w ten spos�b, aby ilustrowa�a zjawiska i procesy zachodz�- ce w d�u�szych okresach. Z tego te� powodu poczyni� pewien wy- �om w czystym uk�adzie chronologicznym, wyodr�bniaj�c w posta- ci osobnych rozdzia��w problematyk� zwi�zan� z polityk� zagra- niczn� USA. Autor opar� si� na �r�d�ach i literaturze tematu zbieranych w trakcie kilku podr�y badawczych odbytych w latach 80. do Sta- n�w Zjednoczonych oraz o�rodk�w amerykanistycznych w Euro- pie. Dzi�ki mo�liwo�ci czerpania z bogatych zbior�w Library of Congress w Waszyngtonie, Huntington Library w Pasadenie (Kali- fornia), Truman Library w Independence (Missouri), University of California (Kalifornia) i Indiana University (Indiana), a ponadto John F. Kennedy Institute for North American Studies w Berlinie Zachodnim i Bellagio Studies and Conference Center, nale��cym do Fundacji Rockefellera, a zlokalizowanym w Bellagio (W�ochy) - autor m�g� sprosta� postawionemu przez Wydawnictwo wymo- gowi przekazania Czytelnikowi opracowania syntetycznego, u- wzgl�dniaj�cego najnowsze rezultaty bada� historycznych prowa- dzonych w kraju i za granic�. Uzupe�nieniem materia��w zebra- nych w wymienionych o�rodkach by�y zbiory bibliotek krajowych, z kt�rych na czo�o wysuwa si� Biblioteka O�rodka Studi�w Ame- ryka�skich Uniwersytetu Warszawskiego - unikalnej, nie tylko na gruncie polskim, plac�wki zajmuj�cej si� badaniami ameryka- nistycznymi. Spos�b wykorzystania pozostaj�cych w dyspozycji autora mate- ria��w wynika� z przyj�tego wraz z Wydawnictwem za�o�enia wpro- wadzenia na rynek krajowy syntezy dziej�w ameryka�skich w po- staci popularnonaukowej. Autor ma nadziej�, �e jego ksi��ka, cho� w skromnym zakresie, przyczyni si� do wype�nienia luki, ja- k� na polskim rynku wydawniczym jest brak odpowiadaj�cych ak- tualnemu stanowi wiedzy historycznej opracowa� syntetycz- nych, dotycz�cych dziej�w Ameryki. Istniej�ce, jak np. dwutomo- wa praca Charlesa i Mary Beard Rozw�j cywilizacji ameryka�- skiej (Warszawa 1961- 62) czy jednotomowa praca Henryka Katza Historia Stan�w Zjednoczonych Ameryki (Wroc�aw - Warszawa- Gda�sk - Krak�w 1971), s� ju� zdecydowanie przestarza�e. W tej sytuacji na podkre�lenie zas�uguje fakt przewidywanej na rok 1991 publikacji pracy Micha�a Rozbickiego Narodziny narodu. Hi- storia Stan�w Zjednoczonych Ameryki do 1861. Do niej te� pragnie odnie�� autor wszystkich Czytelnik�w pragn�cych zapozna� si� z dziejami ameryka�skimi tego okresu, kt�rego nie obejmuje niniej- sza praca. Tam r�wnie� znajdzie Czytelnik odpowied� na sze- reg pyta� dotycz�cych w�tk�w, jakie pojawi�y si� w okresie do 1861 r., a mia�y sw�j ci�g dalszy w kolejnych dekadach XIX i XX w. Pewnego wyja�nienia wymaga kwestia t�umacze� przyj�tych w pracy. Zgodnie z sugesti� recenzent�w autor zdecydowa� si� wpro- wadzi� polskie t�umaczenia nazw organizacji, partii politycznych, stowarzysze� spo�ecznych itp., podaj�c jednocze�nie w nawiasach nazwy oryginalne. W niekt�rych przypadkach - g��wnie ze wzgl�- du na brak stosownych polskich odpowiednik�w lub z uwagi na nieprzek�adalno�� termin�w dotycz�cych specy icznych reali�w- t�umaczenia dokonano w formie opisowej, staraj�c si� odda� przede wszystkim sens okre�lenia. 8 9 Ko�cz�c, autor pragnie podzi�kowa� recenzentom pracy - prof. Andrzejowi Bartnickiemu z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego i prof. Longinowi Pastusiakowi z Polskiego Insty- tutu Spraw Mi�dzynarodowych - za cenne spostrze�enia i uwagi krytyczne. Warszawa, sierpie� 1989 r. Rozdzia� pierwszy W OBRONIE JEDNO�CI UNII, W OBRONIE NIEPODLEG O�CI KONFEDERACJI (1861-1865) I ata 1860 - 61 by�y prze�omem w dziejach pa�stwa ameryka�- Lskiego. Nie spos�b jednak zrozumie�, dlaczego do niego dosz�o i na czym on polega�, bez cofni�cia si� o kilka, kilkana�cie, a w przekonaniu niekt�rych historyk�w nawet o kilkadziesi�t lat. Wed�ug obiegowej opinii przyczyn� roz�amu w pa�stwie amery- ka�skim by�o niewolnictwo istniej�ce na Po�udniu, a nie akcepto- wane przez P�noc. Inni z kolei twierdz�, �e podstaw� konfliktu by�o naturalne przeciwie�stwo system�w spo�eczno-ekonomicz- nych pomi�dzy rolniczym Po�udniem a przemys�ow� P�noc�. I cho� w ka�dej z nich jest odrobina racji, to traktowanie ich jako ca�kowitego wyt�umaczenia, dlaczego dosz�o do secesji Po�udnia, by�oby grub� przesad�. Prawda by�a bowiem bardziej skompliko- wana, czego najlepszym dowodem jest to, �e literatura po�wi�cona wojnie secesyjnej oraz jej przyczynom liczy sobie kilkadziesi�t ty- si�cy pozycji (niekiedy nawet podnosi si� t� liczb� do ponad 100 tysi�cy). Za umown� lini� podzia�u na Po�udnie i P�noc przyjmuje si� tzw. lini� Masona-Dixona wyznaczon� w latach 1763 - 67 wzd�u� r�wnole�nika 39 43'. Oddziela�a ona koloni� Wirginia i Maryland od Pensylwanii. W miar� up�ywu czasu, zw�aszcza od chwili uzy- skania przez kolonie ameryka�skie niepodleg�o�ci i utworzenia przez nie jednego pa�stwa, linia ta zacz�a wyznacza� faktyczn� granic� pomi�dzy coraz bardziej r�nicuj�cymi si� spo�ecze�stwa- mi mieszkaj�cymi w obr�bie obu region�w. 11 W sferze ekonomicznej by�a to granica pomi�dzy systemem kapi- talistycznym rozwijaj�cym si� na P�nocy a niewolnictwem panu- j�cym na Po�udniu. Nie by�a to wszak jedyna r�nica w odniesie- niu do stosunk�w gospodarczych panuj�cych w obu regionach. Podstaw� dochodu ludno�ci Po�udnia i P�nocy stanowi�a do 1860 r. produkcja rolna. R�nice polega�y wszak na tym, �e je�li na P�no- cy w miar� up�ywu czasu tak�e inne dzia�y zacz�y odgrywa� istot- n� rol� w �yciu gospodarczym - przemys�, handel, bankowo�� itp., to Po�udnie programowo zar�wno w teorii, jak i w praktyce opiera�o si� na agraryzmie. W sferze stosunk�w spo�ecznych najpowa�niejsz� r�nic� pomi�- dzy obu czg�ciami kraju wyznacza�o niewolnictwo istniej�ce na kontynencie p�nocnoameryka�skim ju� od XVII w. Brak zapisu konstytucyjnego odnosz�cego si� do istnienia i przysz�o�ci tego systemu powodowa�, �e jego funkcjonowanie by�o zale�ne od de- cyzji stan�w. Do 1804 r. wigkszo�� stan�w le��cych na p�noc od linii Masona-Dixona znios�a niewolnictwo na swoim obszarze. Tym samym niewolnictwo pozosta�o spraw� przede wszystkim Po- �udnia. Nieobecno�� niewolnictwa w jednej i jego rozw�j w drugiej czg�- ci kraju mia�y bardzo istotne konsekwencje dla stosunk�w spo- �ecznych. Wbrew pozorom nie chodzi tylko o narodziny rasizmu, ten by� obecny tak�e na P�nocy, tyle �e si�� rzeczy przejawia� si� w nieco innych formach ni� na Po�udniu. Jednym z najwa�niej- szych skutk�w spo�ecznych funkcjonowania niewolnictwa na Po- �udniu by�o powstanie tam swego rodzaju herrenvolk democracy- demokracji bia�ych, opartej na prostej zasadzie, �e najni�ej stoj�- cy w hierarchii spo�ecznej bia�y zajmuje wy�sz� pozycj� od najlep- szego czarnego niewolnika. Zniesienie niewolnictwa na P�nocy, wsp�graj�c z istnieniem gospodarki kapitalistycznej rozwijaj�cej si� w�wczas wed�ug za�o�e� wolnej gry si� ekonomicznych, sprzy- ja�o z kolei rozwojowi egalitaryzmu w dzisiejszym tego s�owa zna- czeniu. Tak og�lnie zarysowuj�ce si� podzia�y spo�eczne pog�gbia- �y sig, w miar� up�ywu czasu, zw�aszcza od chwili powstania ru- chu abolicjonistycznego w USA, w latach 20. XIX w., oraz zmian w stosunku do niewolnictwa w innych krajach (likwidacja niewol- nictwa w koloniach brytyjskich, francuskich itp.). Istotny wp�yw na pog�gbianie si� r�nic w sferze stosunk�w eko- nomicznych i spo�ecznych pomigdzy regionami mia�y kwestie na- tury politycznej. Konstytucyjny zapis o tym, �e 3/5 liczby niewol- nik�w mieszkaj�cych w danym stanie jest doliczane do liczby bia- �ych mieszka�c�w i brane za podstaw� rachunk�w okre�laj�cych liczbg reprezentant�w danego stanu w ni�szej izbie Kongresu, po- wodowa�, i� istotnym z punktu widzenia stosunk�w wewn�trzpoli- tycznych by� status stanu jako "niewolniczego" lub "wolnego". Kilka kompromis�w zawartych pomigdzy zwolennikami i przeciw- nikami niewolnictwa w l. po�owie XIX w. sprawi�o, �e r�nice po- mi�dzy regionami nie tylko si� utrwali�y, ale zosta�y jeszcze prze- sunigte na obszary uzyskane przez Stany Zjednoczone w drodze za- kup�w, zabieg�w dyplomatycznych czy wojen, a po�o�one na za- ch�d od pierwotnej granicy pa�stwa z 1783 r. Podzia�y te mia�y tak�e swoje konsekwencje dla polityki zagra- nicznej kraju. Zacz�a ona z czasem, zw�aszcza od lat 30. XIX w ., ulega� rozdwojeniu. Uwaga Po�udnia koncentrowa�a si� na tym, by doprowadzi� do stworzenia wielkiego imperium niewolniczego siggaj�cego granicami do Brazylii. Ze wzglgdu na preferowany kierunek ekspansji umownie nazwa� mo�na tg koncepcj� mianem "po�udniowej". W ramach niej mie�ci�y si� plany i dzia�ania zmie- rzaj�ce do przej�cia od Hiszpanii Kuby, zajgcia Meksyku i kraj�w Ameryki �rodkowej. P�noc z kolei d��y�a do rozszerzenia swych wp�yw�w na p�nocy (kosztem posiad�o�ci brytyjskich w Ameryce), oraz - po uzyskaniu przez USA w latach 40. dostgpu do Pacyfiku - na Dalekim Wschodzie. Obraz zasadniczych r�nic wyst�puj�cych pomi�dzy regionami by�by niepe�ny, gdyby nie uwzglgdnia� czynnik�w z zakresu �wia- domo�ci spo�ecznej. W tym przypadku nale�y zwr�ci� uwagg g��w- nie na Po�udnie, kt�re budowa�o koncepcj� odrgbno�ci regionu od pozosta�ych cz�ci kraju. Podstaw� tego pogl�du by�a tradycja "kawaler�w" (cavaliers), wed�ug kt�rej Po�udniowcy byli potomka- mi emigruj�cej z Anglii czas�w cromwellowskiej rewolucji ary- stokracji, wiernej kr�lowi Karolowi I Stuartowi. Pogl�d ten, kreo- wany przez elity polityczne i intelektualne regionu, upowszech- nia� si� tym szybciej w innych grupach, im bardziej nasila� si� atak abolicjonist�w z P�nocy na oparty na niewolnictwie system stosunk�w spo�ecznych Po�udnia. Jego upowszechnieniu sprzyja�a tak�e wzglgdna homogeniczno�� spo�ecze�stwa Po�udnia, do kt�re- 12 13 go znacznie mniej nap�ywa�o imigrant�w z Europy, ni� osiedla�o si� ich na P�nocy. W ostatniej dekadzie przed roz�amem w pa�stwie z lat 1860 - 61 wszystkie wymienione zjawiska spot�gowa�y si� ze wzgl�du na na- rastanie postaw i pogl�d�w ekstremistycznych po obu stronach. Na pocz�tku lat 50. jeszcze nie stanowi�y one zjawiska mog�cego zagrozi� bezpiecze�stwu pa�stwa. Nasili�y si� jednak od po�owy dekady, gdy okaza�o si�, �e g��wne ogniwa w�adz federalnych zna- laz�y si� we w�adaniu przedstawicieli Po�udnia. I cho� nie by�o to zjawisko nowe w trakcie pierwszej po�owy XIX w., to przy wykry- stalizowanych ju� jasno r�nicach pomi�dzy regionami stwarza�o wra�enie, i� elity polityczne stan�w niewolniczych na trwa�e zdo- minowa�y �ycie kraju. W efekcie powstania takiego pogl�du nara- sta� pocz�a propaganda abolicjonistyczna na P�nocy, to za� wy- wo�ywa�o reakcje obronne na Po�udniu. Przejawia�y si� one w for- mie propagandowej, konkretnych dzia�a� politycznych, a w ko�cu tak�e upowszechniaj�cego si� w drugiej po�owie lat 50. pogl�du o konieczno�ci wyst�pienia z Unii - secesji - oraz powo�ania w�asnego pa�stwa. Kiedy w wyborach prezydenckich 1860 r. nie- dawno powsta�a partia republika�ska, uznawana za parti� regio- naln� reprezentuj�c� interesy P�nocy, wystawi�a jako swojego kandydata Abrahama Lincolna, nies�usznie przez Po�udniowc�w nazywanego abolicjonist�, przys�owiowa kropla przepe�ni�a czar�. Reprezentanci Karoliny Po�udniowej - stanu, kt�ry ju� raz pr�bo- wa� secesji na pocz�tku lat 30. - jeszcze w trakcie trwania kam- panii wyborczej og�osili, �e w odpowiedzi na ewentualn� elekcj� Lincolna stan ten og�osi secesj�. Gdy dzi�ki rozbiciu w�r�d kontr- kandydat�w z partii demokratycznej, reprezentuj�cej przede wszystkim interesy Po�udnia, Abraham Lincoln zosta� wybrany szesnastym prezydentem Stan�w Zjednoczonych, nietrudno by�o sobie wyobrazi� dalszy scenariusz wydarze�. II "Unia zostaje rozwi�zana!" - donosi�, umieszczaj�c t� informa- cj� w zajmuj�cym prawie po�ow� strony nag��wku "Charleston Mercury" z 20 grudnia 1860 r.1 Pod tym dramatycznie brzmi�cym tytu�em redakcja umie�ci�a kr�tki tekst uchwa�y, podj�tej tego sa- mego dnia przez legislatur� stanow� Karoliny Po�udniowej, og�a- szaj�cej zerwanie z Uni�. W ci�gu niespe�na dw�ch miesi�cy kolej- ne stany Po�udnia: Missisipi, F�oryda, Alabama, Georgia, Luizja- na i Teksas posz�y �ladem Karoliny Po�udniowej i wyst�pi�y z Unii. Decyzja o zerwaniu okaza�a si� nieodwo�alna. Postanowiono za- tem zwo�a� konwencj�, w czasie kt�rej zamierzano podj�� wsp�lne ustalenia dotycz�ce przysz�o�ci wspomnianych stan�w. Po pi�ciu dniach dyskusji obraduj�cy od 4 lutego 1861 r. w Montgomery (stan Alabama) przedstawiciele siedmiu stan�w, kt�re opu�ci�y Uni�, og�osili decyzj� o utworzeniu w�asnego pa�stwa - Skonfe- derowanych Stan�w Ameryki (potocznie zwanych Konfederacj�). Jeszcze w czasie obrad konwencji okre�lono struktur� w�adz pa�- stwowych oraz wybrano prezydenta i wiceprezydenta. Zostali ni- mi: Jefferson Davis i Alexander H. Stephens. Terytorium nowego pa�stwa ostatecznie uformowane zosta�o w kwietniu i maju 1861 r., kiedy do Konfederacji przyst�pi�y cztery dalsze stany, okre�lane mianem pogranicznych, tzn. po�o�onych pomi�dzy Uni� a ogarni�tym secesj� Po�udniem: Wirginia, Arkan- sas, Tennessee i Karo�ina P�nocna. Maj�c w istocie rzeczy bardzo ograniczony wyb�r, postanowi�y przy��czy� si� do tej ze stron, z kt�r� wi�cej je ��czy�o ni� dzieli�o. Z chwil� ich przyst�pienia te- rytorium Konfederacji obejmowa�o 1,9 mln km2, a zatem 1/4 ob- szaru Unii sprzed 1860 r. W granicach nowego pa�stwa mieszka�o 9153 tys. os�b, w tym 5499 tys. bia�ych, 3521 tys. czarnych niewol- nik�w oraz 133 tys. czarnych wyzwole�c�w. Relacje pomi�dzy po- tencja�em ludno�ciowym Konfederacji i Unii wyra�a�y si� zatem stosunkiem 1:3. Historycy niejednokrotnie zadaj� sobie pytanie, czy secesja i utworzenie Konfederacji musia�y automatycznie doprowadzi� do wybuchu wojny. Odpowiedzi s� tak liczne i r�ne, jak odmienne by�y i pozostaj� opinie na temat przyczyn wybuchu i charakteru wojny oraz oblicza zmian, jakie poci�gn�a ona za sob�. Kwestia tu sygnalizowana jest tym ciekawsza, �e okres dziel�cy 1 Faksymile pisma w zbiorach w�asnych autora. 14 15 powstanie Konfederacji od wybuchu wojny w po�owie kwietnia 1861 r. wype�ni�y pr�by osi�gni�cia kompromisu. Stanowiska obu stron z pozoru nie wyklucza�y mo�liwo�ci jego wypracowania. Abraham Lincoln, wyg�aszaj�c 4 marca 1861 r. przem�wienie inau- guracyjne, stwierdzi� bowiem: "Uwa�am, �e z punktu widzenia praw i konstytucji Unia jest nienaruszalna i w miar� mych mo�li- wo�ci b�d� stara� si� o to - czego sama konstytucja wyra�nie ode mnie ��da - �eby prawa Unii by�y wiernie stosowane we wszyst- kich stanach [...]. Wykonanie tego nie wymaga rozlewu krwi ani gwa�tu i nie b�dzie go te�, chyba �e go si� narzuci w�adzom pa�- stwowym'' 2. Podkre�lenia wymaga jednak fakt, �e niezale�nie od tego, jak dalece pojednawcze wydawa�oby si� stanowisko Lincolna, to limi- towane by�o przecie� prze�wiadczeniem nowego prezydenta, i� wszystko, co wydarzy�o si� od grudnia 1860 r., jest otwartym bun- tem cz�ci mieszka�c�w kraju wobec rz�du federalnego w Wa- szyngtonie. Wyci�gaj�c zatem ga��zk� oliwn�, Lincoln by� przeko- nany, �e to Po�udnie powinno ust�pi�. defferson Davis, podobnie jak jego przeciwnik z Waszyngtonu, deklarowa� ch�� pokojowego rozstrzygni�cia konfliktu. Wyst�po- wa� jednak przy tym ze zgo�a odmiennych pozycji. Uznawa� bo- wiem, �e secesja stan�w Po�udnia by�a aktem zgodnym z duchem konstytucji ameryka�skiej, utworzenie za� w�asnego pa�stwa sta- nowi�o wyraz d��e� mieszka�c�w regionu do rz�dzenia si� wed�ug przyj�tych przez siebie zasad. Wyst�puj�c w dniu swojej inaugura- cji, 18 lutego 1861 r., Davis formu�owa� nast�puj�co w�asne credo polityczne: "Istnieje wprawdzie rywalizacja mi�dzy nami a grupa- mi prowadz�cymi dzia�alno�� handlow� i przemys�ow� w stanach p�nocno-wschodnich, ale fakt ten powinien sprawi�, �e dobra wo- la zago�ci w naszych wzajemnych kontaktach [...]. Je�li jednak nami�tno�ci lub ��dza dominacji zachmurz� trze�w� ocen� sytua- cji, to w�wczas b�dziemy musieli przygotowa� si� na spotkanie niebezpiecze�stwa, a rozstrzygni�cia szuka� na drodze or�nej"3. Rzec mo�na, �e by�a to ze strony Davisa deklaracja zbrojnego -- L. Korusiewicz Wojna secesyjna 1860-1865. Warszawa 1985, s.113. ' K. Micha�ek, Dyplomaci i okr�ty. Z dziej�w polityki zagranicznej Skonfedero- wanych Stan�w Ameryki,1861-1865. Warszawa 1987, s. 73. 2 Na drodze ku put�dze. 17 pokoju. Bior�c jednak pod uwag� nawarstwiaj�ce si� latami, je�li nie dziesi�cioleciami, konflikty trudno by�o oczekiwa�, by pok�j m�g� zosta� utrzymany. Do takiego wniosku prowadzi�y rezultaty konferencji pokojowej, zwo�anej z inicjatywy legislatury stanowej Wirginii do Waszyngtonu. Od 4 lutego przez trzy tygodnie obrado- wa�a ona nad mo�liwo�ciami wypracowania jakiej� formy porozu- mienia pomi�dzy regionami. Kompromisowe projekty senatora Johna J. Crittendena, sformu�owane ju� w grudniu 1860 r. i pono- wione w czasie konferencji, a przewiduj�ce przed�u�enie linii po- dzia�u na stany wolne od niewolnictwa i niewolnicze a� do Za- chodniego Wybrze�a (zatem dalej, ni� przewidywa� to tzw. Komp- romis Missouri z 1820 r.), nie satysfakcjonowa�y ju� �adnej ze stron. Fiasko konferencji pokojowej spowodowa�o, �e ukonstytuowany w�wczas gabinet Jeffersona Davisa przyj�� sformu�owane w rezo- lucji Kongresu Konfederacji z 12 lutego zalecenie, aby wys�a� do Waszyngtonu, podobnie jak i niekt�rych stolic europejskich, swoich przedstawicieli dyplomatycznych. Jefferson Davis miano- wa� 25 lutego 1861 r. Martina G. Crawforda, Johna Forsytha i A1- lana B. Romana specjalnymi komisarzami Konfederacji w Stanach Zjednoczonych. Zostali oni wyposa�eni w szerokie pe�nomocnic- twa, w��cznie z prawem do podpisywania porozumie� we wszyst- kich kwestiach interesuj�cych obie strony. Tych za� zebra�o sig ju� niema�o. Najbardziej pal�c� kwesti� by�o uregulowanie praw- ne stanu zwi�zanego z przejmowan� od chwili secesji Karoliny Po�udniowej w�asno�ci� w�adz federalnych w postaci arsena��w, fort�w i innych obiekt�w o militarnym przeznaczeniu. 5 marca przybyli do Waszyngtonu komisarze Konfederacji i w tydzie� p�niej, korzystaj�c z po�rednictwa sgdzi�w S�du Najwy�- szego: Johna Campbella oraz Samuela Nelsona, powiadomili o tym fakcie i celu misji sekretarza stanu Unii, Williama H. Sewar- da. Ten z�o�y� mgliste obietnice spotkania, lecz a� do 8 kwietnia wstrzymywa� si� z daniem wi���cej odpowiedzi. Powodem owej zw�oki by�o oczekiwanie na wynik rozgrywki, jak� w tym czasie prowadzi� z Lincolnem o zakres uprawnie� w ramach gabinetu. Gdy Lincoln nie przyj�� propozycji, by Seward sta� si� faktycznym szefem rz�du, pozostawiaj�c prezydentowi jedynie nominalny udzia� w sprawowaniu w�adzy, sekretarz stanu - dot�d �udz�cy 18 si�, �e bgdzie ca�kowicie samodzielny w kszta�towaniu oblicza po- lityki zagranicznej - odpowiedzia� negatywnie na ponawiane przez komisarzy Konfederacji propozycje spotkania i om�wienia dra�liwej kwestii w�asno�ci w�adz federalnych znajduj�cej si� na obszarach obj�tych secesj�. W tej sytuacji najmniejszy nawet in- cydent m�g� grozi� wybuchem wojny. Nietrudno by�o okre�li� miej- sce ewentualnej erupcji. Pr�dzej czy p�niej sta� si� to musia�o w Charleston, w Karolinie Po�udniowej. Na terenie tego jednego z najwa�niejszych port�w na ca�ym Po- �udniu ulokowanych zosta�o kilka fort�w. W par� dni po og�osze- niu secesji przez Karolin� Po�udniow� mjr Robert Anderson, do- w�dca niewielkiego garnizonu stacjonuj�cego w Fort Moultrie, postanowi� przenie�� punkt dowodzenia do wigkszego, lepiej u- zbrojonego i usytuowanego w kluczowym punkcie systemu obrony portu, Fort Sumter. Podejmuj�c t� decyzj�, Anderson zdawa� sobie jednak sprawg, �e bez pomocy z zewn�trz nie bgdzie w stanie zbyt d�ugo utrzyma� fortu; jego oddzia� posiada� bowiem zapasy tylko na cztery miesi�ce. Z pomoc� pr�bowano mu przyj�� ju� na pocz�t- ku stycznia, kiedy wci�� urz�duj�cy prezydent, James Buchanan, zarz�dzi� podjgcie wyprawy ratunkowej. Rankiem 9 stycznia 1861 r. " p , parowiec "Star of the West z 200 �o�nierzami na ok�adzie a tak- �e znacznym �adunkiem broni, amunicji i �ywno�ci pojawi� si� na redzie portu Charleston. Artyleria z opanowanych ju� przez mili- cj� stanow� fort�w powita�a go ogniem, uniemo�liwiaj�c pr�b� przebicia si� do Fort Sumter. Statek szybko si� oddali�, ust�puj�ca za� administracja nie ryzykowa�a ju� kolejnej pr�by przyj�cia z pomoc� garnizonowi Andersona. W miar� up�ywu czasu sytuacja pogarsza�a si�. Od chwili naro- dzin Konfederacji liczne oddzia�y jej armii zaczg�y nap�ywa� w re- jon Charlestonu. W ten spos�b w marcu, a zatem w pierwszym miesi�cu urz�dowania Lincolna, wyprawa ratunkowa podj�ta dro- g� l�dow� by�a nierealna, wymaga�aby bowiem si� licz�cych ok. 20 tys. �o�nierzy, a zatem o 4 tys. wi�cej, ni� s�u�y�o w�wczas w ar- mii Unii. Ostatecznie 4 kwietnia Lincoln zdecydowa� si� na prze- s�anie pomocy drog� morsk�, nie kryj�c przy tym tego zamiaru przed Po�udniowcami. Ci za� w odpowiedzi podjgli natychmiast dzia�ania maj�ce na celu opanowanie fortu przed nadej�ciem od- , sieczy. Po po�udniu 11 kwietnia gen. Pierre G. T. Beauregard- 19 dow�dca konfederackiego garnizonu w Charleston - sam uda� si� do fortu, ��daj�c od mjra Andersona poddania si�. Ten odm�wi�; uczyni� to raz jeszcze na ponowion� kilka godzin p�niej t� sam� propozycj�. W zwi�zku z tym oraz spodziewan� wkr�tce odsiecz� z Waszyngtonu gen. Beauregard zarz�dzi� ostrza� fortu. Rozpocz�ty rankiem 12 kwietnia, zako�czyl si� 14 kwietnia, gdy mjr Anderson zdecydowa� podda� Fort Sumter. Wojna pomi�dzy Konfederacj� i Uni� sta�a si� faktem. III Obiegowa opinia, powielana zreszt� przez wielu historyk�w zaj- muj�cych si� wojn� secesyjn�, stwierdza, �e w chwili ataku na Fort Sumter Konfederacja nie by�a przygotowana do wojny. Jest to stwierdzenie prawdziwe, ale niepe�ne. Wojna bowiem faktycznie zaskoczy�a obie strony. Si�y l�dowe Stan�w Zjednoczonych teoretycznie liczy�y w owym czasie 16 tys. �o�nierzy, faktycznie jednak o oko�o 2 tys. mniej. Od og�oszenia przez Karolin� Poludniow� secesji pocz�li wyst�powa� z armii �o�nierze i o lcerowie rodem z Po�udnia. Pocz�tkowo zasi- lali oni szeregi milicji stanowej, a nast�pnie wst�powali do formu- j�cej si� regularnej armii konfederackiej. Szczup�o�� armii, a zara- zem konieczno�� szybkiego jej rozbudowania spowodowa�y, �e ju� w dzie� po kapitulacji mjra Andersona w Fort Sumter prezydent Lincoln og�osi� apel o zg�oszenie si� 75 tys. ochotnik�w, kt�rzy mieliby podj�� s�u�b� na okres trzech miesi�cy. W ci�gu dw�ch miesi�cy od chwili wydania tego apelu zg�osi�o si� 42 tys. ochotni- k�w. Pomimo wyra�nie �ywego odd�wi�ku na �w apel rz�d Lincol- na nie m�g� rozbudowywa� armii bez zgody Kongresu. Fala na- stroj�w wojowniczych okaza�a si� tam tak wysoka, �e ju� w lipcu 1861 r. zobowi�zano prezydenta do og�oszenia kolejnego zaci�gu ochotniczego, tym razem dla 500 tys. os�b na okres trzech lat. Podobne problemy, zwi�zane z organizacj� armii, by�y udzia�em administracji Jeffersona Davisa. R�wnie� w Konfederacji postano- wiono oprze� s�u�b� w armii na zaci�gu ochotniczym. Zwi�zane z tym zamieszanie by�o nieco mniejsze ni� w Unii, gdy� ju� 6 marca Kongres wyposa�y� prezydenta Davisa w prawo organizacji armii z�o�onej ze 100 tys. ochotnik�w, kt�rzy mieli nosi� bro� przez 12 miesi�cy. Wkr�tce te� Kongres zezwoli� na przed�u�enie s�u�by do trzech lat. W sierpniu 1861 r. armia liczy�a 200 tys. ludzi, Kongres za� zezwoli� na kolejny zaci�g 400 tys. m�czyzn. Myli�by si� ten, kto s�dzi�by, �e problemy zwi�zane z organiza- cj� armii ogranicza�y si� wy��cznie do konieczno�ci zwi�kszenia jej szereg�w. Je�li entuzjazm i nastroje wojownicze sprawia�y, �e po obu stronach nap�ywali do�� licznie ochotnicy, to pozostaje jednocze�nie faktem, �e w�adze by�y organizacyjnie nie przygoto- wane do ich przyj�cia. Dotyczy�o to obu stron. Oblicza si� np., �e po stronie Konfederacji tylko w 1861 r. nie wzi�o udzia�u w wal- kach co najmniej 200 tys. zg�aszaj�cych si� do armii os�b. Sekre- tarz wojny - Leroy P. Walker - po prostu nie by� w stanie za- pewni� im uzbrojenia, wyposa�enia, umundurowania, �ywno�ci itp. Nie ma dok�adnych danych ilustruj�cych to samo zjawisko po stronie przeciwnej, mimo to wiadomo, �e pe�ni�cy obowi�zki sek- retarza wojny w gabinecie Lincolna Simon Cameron tak�e nie by� w stanie zapewni� sprawnej organizacji zaplecza armii. Brak odpowiedniego zaplecza, niedow�ad organizacyjny oraz niezwyk�a skala zada� stoj�cych przed departamentami odpowie- dzialnymi za tworzenie armii sprawi�y, �e po obu stronach oddzia- �y liniowe cz�ciej przypomina�y pocz�tkowo swego rodzaju pospo- lite ruszenie ni� regularne wojsko. Regimenty ochotnik�w wysta- wiane przez poszczeg�lne stany by�y r�nie, niekiedy wr�cz fanta- zyjnie umundurowane. Dla przyk�adu formacje unijnych �uan�w nosi�y szkar�atnego koloru spodnie, czerwone czapki i niebieskie szarfy. Pstre kolory nie by�y wszak jedynym �wiadectwem r�nic pomi�dzy poszczeg�lnymi oddzia�ami. Znacznie powa�niejsze uwi- dacznia�y si� w uzbrojeniu, dyscyplinie i wyszkoleniu �o�nierzy. Oblicza si�, �e w chwili wybuchu wojny znajdowa�o si� w ca�ym kraju oko�o 600 tys. sztuk broni, z czego 1/5 na Po�udniu. Cz�� tej broni pochodzi�a z lat 40., a nawet 20. Nic te� dziwnego, �e za- ci�gaj�cy si� do armii ochotnicy niejednokrotnie - zw�aszcza w P ypadku Konfederat�w - walczyli w�asn� broni�, b�d� te� zdo- bywali uzbrojenie na przeciwniku. W nast�pnych latach sytuacja ulega� pocz�a poprawie z uwagi na rosn�c� produkcj� w�asn� oraz zakupy czynione za granic�. Fakt, �e w ci�gu pierwszych pi�ciu miesi�cy wojny z licz�cego 20 21 1066 os�b korpusu oficerskiego wyst�pi�o a� 286 Po�udniowc�w, przysporzy� niema�o k�opot�w organizatorom armii unijnej. W szybkim tempie starano si� uzupe�ni� te braki przez awansowanie zdolnych podoficer�w, kt�rzy pospiesznie zdobyt� wiedz� podr�cz- nikow� sprawdzi� mieli od razu w dzia�aniu. Jeszcze gorzej rzecz si� mia�a z dow�dcami oddzia��w ochotniczych. Niejednokrotnie bowiem �o�nierze sami wybierali swoich oficer�w, kieruj�c si� sympatiami, nie za� ocen� zdolno�ci dow�dczych. Trudno te� si� dziwi�, �e zw�aszcza w pierwszej fazie wojny wysokie straty pono- szone przez obie strony wynika�y w r�wnym stopniu z zaci�to�ci star�, co i z podstawowych b��d�w w dowodzeniu. Stanowi�y one tak�e efekt braku karno�ci i dyscypliny, b�d�cy przejawem wybu- ja�ego indywidualizmu cechuj�cego zw�aszcza Po�udniowc�w. Przyst�pienie w kwietniu i maju 1861 r. do Konfederacji stan�w pogranicznych, a w�r�d nich Wirginii, wydatnie zmniejszy�o odleg- �o�� dziel�c� obu przeciwnik�w. Konfederaci, chc�c zdoby� stolic� Unii - Waszyngton - musieli przekroczy� tylko rzek� Potomac. Zmieniona sytuacja strategiczna leg�a u podstaw decyzji o prze- niesieniu stolicy Konfederacji z odleg�ego Montgomery w Alaba- mie do Richmond w Wirginii. Od czerwca 1861 r. obie te stolice dzieli� od siebie dystans zaledwie 160 km. Fakt ten sprzyja� wdra- �aniu do planowanych dzia�a� wojennych pogl�d�w francuskiego teoretyka wojskowo�ci Henriego Jominiego. dego teorie, cho� narodzi�y si� jeszcze w okresie napoleo�skim, zosta�y przeniesione na grunt ameryka�ski, stanowi�c od po�owy lat 40. podstaw� wiedzy nabywanej przez s�uchaczy Akademii Woj- skowej w West Point. W my�l pogl�d�w Jominiego podstawowym czynnikiem przes�dzaj�cym o zwyci�stwie w wojnie mia�o by� za- j�cie mo�liwie najwi�kszego obszaru na terytorium przeciwnika oraz opanowanie jego stolicy. Poniewa� oficerowie zawodowi obu armii zdobywali wiedz� w West Point, przeto w wojnie rozpocz�tej w kwietniu 1861 r. starali si� w praktyce realizowa� poznane wcze�niej teorie. Ch�� zdobycia stolicy przeciwnika sprawi�a, �e naturalnym obszarem walk sta�a si� Wirginia i pogranicze przyle- gaj�cych do niej stan�w. Tam te� ukszta�towa� si� tzw. Front wschodni, zwany te� niekiedy Frontem Wirginii. Obok niego uformowa� si� w 1861 r. r�wnie� Front zachodni. de- go powstanie mia�o zwi�zek z dzia�aniami zmierzaj�cymi do uzy- 22 skania panowania na Missisipi i jej dorzeczu. Wysi�ki id�ce w tym kierunku by�y cz�ci� planu Anaconda, za autora kt�rego uwa�a si� gen. Winf ielda Scotta. Plan �w przewidywa�, �e dzia�aj�c dwu- torowo: w dorzeczu Missisipi oraz wzd�u� wybrze�y morskich Kon- federacji - uda si� w ci�gu p� roku osi�gn�� zwyci�stwo. Pomi- mo du�ej atrakcyjno�ci tego planu konserwatywnie nastawiona zawodowa kadra dow�dcza traktowa�a w 1861 r. Front zachodni jedynie jako zaplecze dla dzia�a� prowadzonych na Froncie wschodnim. W miar� up�ywu czasu operacje realizowane w dolinie Missisipi nabiera�y coraz wi�kszego rozmachu, staj�c si� r�wno- rz�dnymi z tymi prowadzonymi na Froncie wschodnim. IV Dzia�ania na Froncie wschodnim zosta�y zapocz�tkowane bitw� nad rzek� Bull Run (przez historyk�w z Po�udnia zwan� tak�e bi- tw� pod Manassas). Dosz�o do niej w wyniku dzia�a� zaczepnych, podj�tych przez armi� unijn� pod dow�dztwem gen. Irvinga McDo- wella. Jej zadaniem by�o nie dopu�ci� do po��czenia si� pod Ma- nassas, gdzie znajdowa� si� wa�ny w�ze� kolejowy, dw�ch armii konfederackich, dowodzonych przez genera��w: Pierre'a G.T. Beauregarda i dosepha E. Johnstona, a zmierzaj�cych do wsp�lne- go uderzenia na stolic� Unii. Kontrolowanie rejonu Manassas by- �o o tyle wa�ne, �e w�ze� �w odleg�y by� od Waszyngtonu zaledwie o 50 km, a zatem zdobycie go przez Konfederat�w mog�o znacznie u�atwi� im przeprowadzenie ataku na stolic� przeciwnika. Do bitwy dosz�o 21 lipca 1861 r. Trwa�a ona niemal ca�y dzie� i pocz�tkowo wydawa�o si�, �e wygraj� oddzia�y unijne. Po��czenie si� obu armii konfederackich zmieni�o jednak obraz sytuacji. Od- wr�t armii McDowella przerodzi� si� w paniczn� ucieczk�. Gdyby nie brak dyscypliny w regimentach piechoty konfederackiej oraz ulewny deszcz utrudniaj�cy szybki marsz w kierunku Waszyngto- nu, to w ci�gu nast�pnych dni stolica Unii zosta�aby opanowana, a wojna, by� mo�e, zako�czona w efekcie tylko jednej bitwy. Rezultaty walk nad Bull Run przekona�y polityk�w i wojsko- wych Unii o tym, �e wbrew oczekiwaniom wojna nie b�dzie �atw� i szybk� wypraw�, przeciwnik za� jest na tyle silny, �e aby go po- 23 kona�, nale�y odpowiednio przygotowa� armi�. Kilka nast�pnych Genera�owi Lee nie uda�o si� ca�kowicie rozbi� si� przeciwnika. miesi�cy przeznaczono zatem na ponown� organizacj� i szkolenie S�dzi� je lnak, �e znaczne przybli�enie si� do Waszyngtonu pozwo- armii. Po ich zako�czeniu zdecydowano si� w marcu 1862 r. pod- li w kolejnej kampanii zdoby� stolic� Unii. j�� ofensyw�, kt�rej celem mia�o by� zdobycie Richmond. Plan Po wygraniu drugiej bitwy nad Bull Run gen. Lee podj�� pierw- operacji opracowa� i realizowa� w praktyce nowy dow�dca dzia�a- sz� w tej wojnie pr�b� bezpo�redniej inwazji terytorium Unii. j�cej na Froncie wschodnim armii, zwanej Armi� Potomacu, gen. Wkroczy� do stanu Maryland, kt�ry jakkolwiek sympatyzowa� z George McClellan. Dla przyspieszenia operacji zdecydowa�, �e li- Konfederacj�, to, formalnie rzecz bior�c, pozostawa� w Unii. Ce- cz�ca ponad 100 tys. armia drog� wodn� zostanie przerzucona w lem kampanii by�o zar�wno wzmocnienie nastroj�w prokonfede- rejon Richmond. Silny op�r, na jaki natrafi�y jego oddzia�y pod rackich w tym stanie, jak i oskrzydlenie Waszyngtonu oraz bezpo- Yorktown i Williamsburgiem, niespodziewanie przeci�gn�� przewi- �redni jego szturm. Do g��wnej w ca�ej kampanii bitwy dosz�o 17 dywany okres koncentracji pod Richmond. Dopiero 24 maja 1862 r. wrze�nia 1862 r. nad Antietam. Data ta przesz�a do historii jako uda�o si� Armii Potomacu oskrzydli� stolic� Konfederacji od p�- "najbardziej krwawy dzie� wojny domowej". Liczby w pe�ni po- nocy i wschodu, zbli�aj�c si� do samego miasta na odleg�o�� led- twierdzaj� t� opini�. US Army straci�a w�wczas 12 410 �o�nierzy z wie 10 km. Pozbawiony jednak wsparcia ze strony armii gen. og�lnej liczby 26 023 zabitych w czasie tej kampanii. Ze stan�w McDowella, kt�r� wbrew planowi Lincoln zatrzyma� dla obrony osobowych CS Army uhy�o a� 10 700 �o�nierzy z 13 385 utraconych Waszyngtonu (zadzia�a� tu swego rodzaju "syndrom Bull Run"), w czasie dzia�a� gen. Lee na obszarze Maryland. Do�wiadczenia gen. McClellan musia� ust�pi� pola Armii P�nocnej Wirginii gen. tej bitwy sta�y si� dla Amerykan�w tym, czym dla Europejczyk�w Roberta Lee. Zast�pi�a ona drog� przeciwnikowi pod Seven Pines pozostawa�y do�wiadczenia z p�l bitewnych Magenty i Solferino w dniu 31 maja 1862 r., skutecznie udaremniaj�c pr�b� zdobycia - inspirowa�y do my�lenia nad potrzeb� niesienia pomocy o ia- Richmond. rom dzia�a� wojennych. Praca podj�ta w�wczas m.in. przez Claris- Nowy impuls do dzia�a� Armii Potomacu wyszed� z Waszyngto- s� Barton zaowocowa�a w 1881 r. narodzinami Ameryka�skiego nu dnia 8 czerwca 1862 r., kiedy Lincoln zgodzi� si�, by armia Czerwonego Krzy�a. McDowella do��czy�a do Armii Potomacu. Pragn�c przeszkodzi� w Jakkolwiek bitw� nad Antietam ocenia si� zazwyczaj jako nie po��czeniu obu armii, gen. Lee postanowi� podj�� dzia�ania wy- rozstrzygni�t�, to jednak, bior�c pod uwag� cele zak�adane przez przedzaj�ce. W ten spos�b dosz�o do serii star�, okre�lanych mia- gen. Lee, mo�na uzna� j� za przegran� Konfederacji. Ju� w dzie� nem bitwy siedmiodniowej (Seven Days Battles), zapocz�tkowanej po bitwie armia konfederacka wycofa�a si� do Wirginii, a inicjaty- 25 czerwca potyczk� nad Beaver Dam Creek. Ostatecznie Konfede- wa strategiczna kolejny raz przesz�a w r�ce przeciwnika. ratom nie uda�o si� rozbi� Armii Potomacu, kt�ra pod os�on� ka- Jesieni� 1862 r. nowy dow�dca Armii Potomacu, gen. Ambrose nonierek, operuj�cych na James River, wycofa�a si� w rejon Har- E. Burnside, podj�� pierwsz� po d�u�szej przerwie ofensyw�. Jej rison Landing. Genera� Lee m�g� jednak tak�e m�wi� o powa�nym, celem nie by� tym razem Richmond, lecz miasto Fredericksburg, cho� okupionym w�asnymi stratami (ponad 20 tys. zabitych) suk- po�o�one nad rzek� Rappahannock, w po�owie drogi pomi�dzy obu cesie, jakim by�o wstrzymanie dzia�a� ofensywnych przez przeciw- stolicami. Jego zdobycie pozwoli�oby stworzy� znacznie korzyst- nika. niejsz� sytuacj� do ataku na Richmond, ni� wtedy, kiedy wypra- Teraz z kolei dow�dca Armii P�nocnej Wirginii zdecydowa� si� wiaj�c si� na stolic� przeciwnika, wojska Unii pozostawia�y Wa- przej�� do dzia�a� zaczepnych na kierunku waszyngto�skim. szyngton bez os�ony. Ju� 17 listopada pierwsze oddzia�y, a w dwa Wkr�tce te� dosz�o do drugiej bitwy nad Bull Run (29 i 30 lipca dni p�niej ca�o�� Armii Potomacu stan�a naprzeciw Fredericks- 1862 r.). Zako�czy�a si� ona faktyczn� pora�k� Unii, kt�rej straty burga. Dopiero jednak po kilku tygodniach gen. Burnside (zmylo- by�y znacznie wy�sze (16 tys. zabitych) ni� Konfederacji (9 tys.). ny manewrami gen. Lee) zdecydowa� si� sforsowa� rzek� Rappa- 24 25 hannock i zaatakowa� miasto. Podj�ta 11 grudnia, nieudana i okupiona du�ymi stratami (12,7 tys. zabitych i rannych), pr�ba przebycia rzeki zniech�ci�a dow�dc� Armii Potomacu do dalszych operacji w tym rejonie. Po dw�ch dniach jego oddzia�y zacz�y wy- cofywa� si� na pozycje wyj�ciowe. Po pora�ce pod Fredericksburgiem dow�dc� Armii Potomacu zo- sta� gen. Joseph Hooker. Kiedy uda�o mu si� podnie�� stan liczeb- ny armii do 135 tys. �o�nierzy, postanowi� podj�� kolejn� ofensyw� przeciwko Armii P�nocnej Wirginii. Za�o�enia operacji by�y do�� proste. Cz�� armii w sile dw�ch korpus�w mia�a wi�za� walk� przeciwnika, podczas gdy trzy pozosta�e - przekroczy� rzeki Rap- pahannock i Rapidan, by wyj�� od ty�u na lewe skrzyd�o armii gen. Lee. Manewr ten mia� doprowadzi� do tego, �e Armia Poto- macu znalaz�aby si� pomi�dzy si�ami przeciwnika a Richmond. Hooker chcia� w ten spos�b powt�rzy� manewr gen. Lee, zastoso- wany w bitwie nad Antietam, gdzie w podobny spos�b zosta� za- gro�ony Waszyngton. Operacja rozpocz�a si� 27 kwietnia 1863 r., a 1 maja dosz�o do g��wnej, trwaj�cej trzy dni, bitwy pod Chancellorsville. Ofensy- wnemu stylowi przygotowa� do tej bitwy nie towarzyszy� nieste- ty odpowiedni jej przebieg. W zwi�zku z tym i ta kolejna pr�ba likwidacji Armii P�nocnej Wirginii zako�czy�a si� niepowodze- niem. Od 4 maja Armia Potomacu wycofywa�a si� za rzek� Rappa- hannock. Po wygraniu bitwy pod Chancellorsville gen. Lee przyst�pi� do realizacji kolejnej operacji zaczepnej. Jej celem by�o przeniesienie dzia�a� na terytorium przeciwnika i w rezultacie opanowanie jed- nego lub kilku wa�niejszych miast w rodzaju Baltimore lub Fila- delf'ii, co w konsekwencji zmusi�oby rz�d Lincolna do podj�cia ro- kowa� pokojowych. 3 czerwca Armia P�nocnej Wirginii podj�a d�ugi marsz w kierunku Pensylwanii, zako�czony pod Gettysbu- rgiem, gdzie drog� zast�pi�y jej oddzia�y Armii Potomacu, dowo- dzonej w tym czasie przez gen. George'a Meade'a. 1 lipca rozpo- cz�a si� trwaj�ca trzy dni bitwa, kt�ra zadecydowa�a o losach ca- �ej kampanii, a zarazem stanowi�a punkt zwrotny w dzia�aniach na Froncie wschodnim. Wprawdzie konfederaci ponie�li mniejsze straty ni� przeciwnik (CS Army - 20 451; US Army - 23 049), ale nie mieli ju� si�, aby kontynuowa� ofensyw�. Armia gen. Lee wy- 26 cofa�a si� do Wirginii, nie podejmuj�c wigcej pr�b przeniesienia dzia�a� na terytorium przeciwnika. Dramatyczny przebieg najwi�kszej w tej wojnie bitwy l�dowej (z atakuj�cych pozycje Unionist�w na Wzg�rzu Cmentarnym 15 tys. �o�nierzy gen. George'a Picketta dotar�o na miejsce, podejmuj�c walk� wr�cz, jedynie 150 ludzi) sprawi�, �e w kilka miesi�cy p�- niej zbudowano wielki cmentarz. Otwieraj�c go 19 listopada 1863 r., Abraham Lincoln postanowi� wykorzysta� �wie�e w pami�ci ludz- kiej wspomnienia owych walk i zaprezentowa� og�lne sformu�owa- nie cel�w wojennych. W kr�tkiej mowie stwierdzi�, �e polegli w tym miejscu �o�nierze Unii bronili tych samych idei, w imi� kt�- rych wiele lat wcze�niej koloni�ci ameryka�scy wyst�powali przeciwko Brytyjczykom. Mowa ta, znana pod nazw� Adresu Get- tysburskiego, sta�a si� w ameryka�skiej tradycji politycznej syno- nimem lakonicznego w formie, ale wa�kiego w tre�ci wyst�pienia publicznego. Rok 1864 przyni�s� szereg operacji, prowadzonych przez Armi� Potomacu w celu wykorzystania przewagi strategicznej, uzyskanej w rezultacie wygranej w bitwie pod Gettysburgiem. Cho� realizo- wane z r�nym skutkiem (przegrane pod Wilderness w maju i pod Cold Harbor w czerwcu 1864 r.), doprowadzi�y jednak w ko�cu do przeniesienia i ustabilizowania si� frontu pod Petersburgiem - nie- wielkim miastem b�d�cym wa�nym w�z�em kolejowym, odleg�ym je- dynie o 40 km od Richmond. Walki o Petersburg ci�gn�y si� a� do 3 kwietnia 1865 r. Zgodnie z przewidywaniami obu stron zdobycie tego miasta oznacza�o de facto upadek Richmond, kt�ry zosta� zaj�- ty jeszcze tego samego dnia, a zatem ju� 3 kwietnia. W par� dni p�niej, 9 kwietnia 1865 r., gen. Lee zdecydowa� si� podda� resztki swojej armii, podpisuj�c w miejscowo�ci Appomattox kapitulacj�. Ko�czy�a ona dzia�ania na Froncie wschodnim. Dat� t� przyj�o si� traktowa� jako faktyczny koniec wojny. Warto wszak przypomnie�, �e walki toczy�y si� jeszcze na Froncie zachodnim. V Seri� licznych star� na tym froncie zapocz�tkowa�a 10 sierpnia 1861 r. bitwa nad Wilson's Creek. Dosz�o do niej w rezultacie po- 27 st�puj�cej koncentracji r�nych formacji ochotniczych i regular- nych oddzia��w armii konfederackiej w Missouri, sk�d mia�y one podj�� dzia�ania skierowane w g��b terytorium Unii. Pragn�c udaremni� ten zamiar, gen. Nathaniel Lyon - dow�dca wojsk Unii w tym stanie - po zgromadzeniu si� w liczbie ponad ll tys. �o�nierzy postanowi� zast�pi� drog� oddzia�om gen. Henry ego E. McCullucha w rejonie Wilson's Creek. Pomimo przesz�o dwukrot- nej przewagi nad si�ami przeciwnika Lyon przegra� bitw�, w kt�rej zreszt� sam poleg�. Zwyci�stwo to umo�liwi�o wej�cie oddzia��w konfederackich do Kentucky, gdzie zaj�y one miasto Columbus, a nast�pnie na pocz�tku listopada odpar�y podj�t� przez oddzia�y gen. Ulyssesa Granta pr�b� jego odbicia. Wi�kszo�� operacji prowadzonych na Froncie zachodnim w 1862 r. realizowano przy wydatnym udziale iotylli rzecznej. Z tych podj�- tych wy��cznie przez si�y l�dowe wspomnie� warto o kampanii za- pocz�tkowanej w ko�cu marca w dolinie Shiloh przez gen. Gran- ta. Jej rozstrzygni�cie przypad�o na dwudniow� bitw� (6 - 8 kwiet- nia), w rezultacie kt�rej armia konfederacka gen. Sidneya A. Johnstona zosta�a zmuszona do wycofania si� do Corinth. Ten wa�ny w�ze� komunikacyjny zosta� te� wkr�tce zaj�ty (29 - 30 ma- ja) przez armi� unijn� gen. Henry'ego W. Hallecka. Upadek Corinth doprowadzi� do powstania powa�nego wy�omu w rozleg�ym konfederackim systemie obrony strzeg�cym dost�pu do "Gibraltaru Zachodu", jak zwano twierdz� w Vicksburg. Po�o- �ona w �rodkowym biegu Missisipi, dzi�ki swemu szczeg�lnemu usytuowaniu na wynios�ej skale, u�atwia�a kontrol� nad tym od- cinkiem rzeki. Prowadzone od ko�ca grudnia 1862 r. przez wojska gen. Williama T. Shermana, a nast�pnie tak�e armi� gen. Granta, wspomagan� przez iotyll� rzeczn�, dzia�ania maj�ce na celu zla- manie oporu garnizonu gen. Johna C. Pembertona przeci�gn�y si� a� do pocz�tku lipca 1868 r. W�wczas to, 4 lipca 1863 r., bar- dziej zreszt� z braku �ywno�ci oraz w efekcie szerz�cych si� cho- r�b ni� wielomiesi�cznego obl�enia, dow�dca podda� twierdz�. Wr