10557
Szczegóły |
Tytuł |
10557 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
10557 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 10557 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
10557 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Grzegorz Kasprzyk Legnica, 05.05.2003
Depresja – znamię przeszłości.
„…”
- Czy kiedykolwiek widziałeś depresję?
- Nie! Kto to taki?
- Piękna dama w stroju poniżej morza.
- Jaka jest?
- Jak skrajny upadek w najgłębszy rów duszy.
- Poznałeś ją?
- Tak! Wynajęła u mnie pokój…
Może dopaść każdego, z znienacka, bezszelestnie… Także Ciebie… Pojawia się i
czujesz się bezużyteczny, do niczego, nie spostrzegasz w sobie żadnej wartości. Braknie
pewności siebie, niezbędnego motoru do jakichkolwiek działań. Zatracasz sens życia, życia,
które do tej pory może nie było „różowe”, ale miało jakiś smak, już go nie ma. Opada na
Ciebie bezradność i uczucie skrajnej niemocy, połączone często z irracjonalnym poczuciem
(niezawinionej) winy. Wahania nastroju, pesymizm, przygnębienie, ponury nastrój zagościły
na dobre w Twoim życiu i już Cię nie opuszczają.
Depresja (jest pojęciem bardzo nieścisłym), ma wiele twarzy, wiele odmian przebiegu,
także bogactwo mechanizmów ją wywołujących. Jedno jest pewne, jest stanem
psychopatologicznym (chorobowym) i należy jej przeciwdziałać. Oczywiście w odróżnieniu
od najcięższej obecnie znanej choroby o podłożu psychologicznym – schizofrenii - zazwyczaj
nie jest groźna dla życia zarówno chorego jak i ludzi z jego otoczenia. Abstrahuję tutaj
świadomie od przypadków, w których depresja rozwinęła się do stanu tak dalece
upośledzającego czynności popędowe, doprowadzając pacjenta do prób samobójczych, czy
działań agresywnych wobec otoczenia.
Ze względu na różnorodność dwubiegunowych zaburzeń afektywnych, podobieństwa do całej
gamy nerwic (neurastenii, psychastenii, histerii, nerwicy natręctw itp.), wcale niełatwo
rozpoznać depresje, ewentualnie omyłkowo zdiagnozować ją tam gdzie jej nie ma. Także
powstało wiele teorii starających się wytłumaczyć podłoże powstawania i genezę stanów
depresyjnych. Od drugiej połowy XX wieku spojrzano na nią pod kątem neurologicznym
tworząc wiele mniej lub bardziej obiecujących teorii. Ten trend był nierozerwalnie związany z
tendencją do leczenia farmakologicznego. Zresztą obecnie także niejednokrotnie rozpoznaje
się określone zaburzenie po reakcji chorego na całą gamę leków psychotropowych.
Niepodważalnym jest fakt, iż stany psychiczne mogą wywoływać lub być wywołane (dylemat
w stylu, co było pierwsze „jajko czy kura) różnymi zmianami w układzie nerwowym na
poziomie somatycznym, jednakże nie mniej istotny jest wpływ środowiskowy na osobowość.
Psychika i soma tworzą całość, skomplikowany organizm, jakim jest człowiek, nie dziwi wiec
fakt, iż są ściśle ze sobą powiązane. Wiele jest prawdy w powiedzeniu, iż „Wszystkie choroby
mają swoje źródło w umyśle”. Za pomocą umysłu można wpływać na stan ciała, np.
autosugestia. Także nasze ciało wywiera nieustający wpływ na naszą psychikę.
Musimy się zgodzić, iż głównym winowajcą depresji jest wpływ długotrwałego stresu
na psychikę człowieka. Tutaj szczególne zainteresowanie naukowców zwróciła zależność
poziomu stresu ściśle uwarunkowana czynnością gruczołów nadnerczy – produkujących dwa
istotne hormony (stresu) – kortyzon oraz adrenalinę (epinefrynę). Zapewne można się
zastanowić gdzie tutaj jest powiązanie pomiędzy regulacją hormonalną a układem nerwowym
naszego organizmu. Wytłumaczenie jest banalne, otóż oszczędna natura bardzo często
posługuje się tą samą substancją jako przekaźnikiem synaptycznym w mózgu i hormonem na
obwodzie. Podsumowując można stwierdzić, iż tak naprawdę nasza sfera uczuciowa
(afektywna) jest ściśle uzależniona od poziomu wielu substancji chemicznych w naszym
organizmie (jestem jednak daleki np. od sprowadzania istoty Miłości do wpływu dopaminy).
Kilkanaście lat temu szczególną popularnością cieszyła się teoria aminowa zgodnie, z którą
(upraszczając) za nasz nastrój są odpowiedzialne aminy biogenne, złożone pochodne
amoniaku. Komórki nerwowe komunikują się ze sobą (przekaźnictwo synaptyczne)
uwalniając przekaźniki synaptyczne (w tym przypadku aminy) do przestrzeni między
komórkami (synaps). Przekazywanie kończy się dwuetapowym procesem, podczas którego
aminy są wychwytywane przez wydzielająca je komórkę, a następnie inaktywowane przez
enzymy. W przypadku, gdy z jakichkolwiek przyczyn zawodzi „porozumiewanie się”
neuronów między sobą, mówimy o zaburzeniach afektywnych. Szczególnym
zainteresowaniem obdarzono serotoninę, aminę, która wywiera szczególnie zauważalny
wpływ na nasz nastrój. Pomimo, iż teoria aminowa traci na wiarygodności, a może jest po
prostu tylko niekompletna (gdyż zaledwie 5% przekaźnictwo synaptycznego w mózgu
odbywa się za pośrednictwem amin), podstawowym działaniem w leczeniu
farmakologicznym jest wprowadzanie do organizmu pacjenta substancji hamujących
wychwyt zwrotny amin z synapsy do komórki, dzięki czemu są one dłużej czynne w synapsie.
W przypadku depresji zauważono stosunkowo niższy poziom serotoniny w porównaniu ze
stężeniem jej w organizmach osób niecierpiących na omawiane zaburzenie. W obliczu tej
zależności współczesna farmakologia kliniczna skoncentrowała się na wpływaniu na układ
serotoninergiczny. Należy przyznać, iż odnosi ona tutaj wcale nie małe sukcesy, leki „nowej
generacji” w szczególności słynny Prozac w znacznej większości przypadków łagodzą lub
nawet eliminują niepożądane dolegliwości charakterystyczne dla depresji, nerwic, czy
dwubiegunowych zaburzeń afektywnych. Coraz rzadziej są stosowane leki, których domeną
były liczne objawy niepożądane poczynając od litu, poprzez iproniazyd, środki
przeciwhistaminowe (np. chlorpromazyna), inhibitory monoaminooksydazy (np. imipraminę),
środki trójpierścieniowe itp. Pomimo wszystko niekiedy bywają skuteczne i nadal są
przypisywane w przypadkach, gdzie zawodzi Prozac.
Tymoleptyki do tego stopnia wprowadzają znaczne modyfikacje osobowości człowieka, iż
coraz częściej się mówi o ich zastosowaniu „kosmetycznym”. Np. jeden chce sobie zmienić
kształt nosa (chirurgia plastyczna), a ktoś zupełnie inny wyeliminować niepożądaną jego
zdaniem cechę swojej psychiki. W równym stopniu jak nie popieram pierwszej praktyki,
jeszcze większą niechęć budzi we mnie ingerowanie w ludzką psychikę bez wyraźnej
potrzeby. Jak by powiedział pan Freud nie ma ludzi całkowicie zdrowych psychicznie i nie
sposób się tutaj nie zgodzić, ale jednocześnie nie istnieje coś takiego jak model idealnego
zdrowia. Czy jest wiarygodna definicja normalności? Drugą istotną sprawą jest to, iż nie
można u wszystkich dopatrywać się na siłę jakichś poważniejszych zaburzeń
psychologicznych. Powód – to, co w dzisiejszych czasach w kulturze zachodu może się jawić
jako nieprawidłowość, cecha społecznie niepożądana, kiedyś wcale nią nie było i nie ma
żadnych powodów, aby przypuszczać, iż w przyszłości nie będzie podobnie. Nie tylko z
perspektywy wieków, ale również porównując społeczności żyjące współcześnie, coś takiego
jak idealny temperament czy osobowość po prostu nie istnieje, do pewnych granic jest
pojęciem czysto abstrakcyjnym i względnym – to społeczność, w której żyjemy narzuca nam,
wywiera na każdą jej jednostkę presję, poddaje ją obróbce by dopasować do modelu
propagowanego aktualnie przez społeczeństwo. Zaraz po indywidualnych urazach
psychicznych właśnie tutaj należy upatrywać głównej przyczyny zaburzeń afektywnych.
Depresja jest coraz częściej rozpoznawana, właściwie nie ma popularniejszego zaburzenia,
już teraz określa się ją mianem „kataru” wśród chorób psychicznych. Jakiś czas temu media
informowały (lub dezinformowały), iż połowa polskiej młodzieży cierpi na depresję. W USA
depresja występuje na 4 miejscu pod względem częstości. Prognozuje się, że w roku 2020
depresja będzie 2 chorobą pod względem śmiertelności.
Wielką odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponoszą media usilnie propagując kulturę,
nazywaną ze względu na swój charakter „kulturą depresyjną”. Obecnie nic lepiej się nie
„sprzedaje” aniżeli obrazy wojen, bólu, śmierci, cierpienia, na których nieliczna elita
koncernów medialnych zbija fortuny. Do tego dochodzi znaczny upadek wartości moralnych,
nadwerężonych do granic wytrzymałości poprzez niespokojny XX wiek, wiek ludobójstwa na
masową skalę. Jeszcze nigdy życie ludzkie nie spadło na skali wartości tak nisko. Coraz
częściej gości w naszym potocznym słowniku pojęcie „kaca moralnego”. Zmiana wartości to
globalna przyczyna depresji.
Główne przyczyny depresji dotykają całe współczesne społeczeństwo: szybkie tempo życia,
ogrom codziennych spraw, zalew informacji, anonimowość, brak więzi rodzinnych i
społecznych, niepewność na rynku zatrudnienia, znaczące dysproporcje zamożności wśród
ludzi, niezdrowa rywalizacja, „układy” – znajomości, ucieczka w alienacje. Depresja dotyka
ludzi zmęczonych.
Depresja jest „zaraźliwa” to znaczy, np. jeżeli żona cierpi na depresję to mąż, jeśli jest z nią
blisko, może także na nią zapaść. Depresyjni rodzice często mają depresyjne dzieci.
W wielu rodzajach depresji istotne są również uwarunkowania genetyczne naszego układu
nerwowego. Zgodnie z typologią Iwana Pawłowa temperament melancholijny warunkuje
słaby (wrażliwy) układ nerwowy, którego zdolność pobudzania impulsów znacznie
przewyższa zdolność ich hamowania (wygłuszania). Jest to układ o wysokiej reaktywności,
charakterystyczny dla temperamentu melancholijnego. To właśnie człowiek o wcześniej
wspomnianym temperamencie znajduje się w pierwszej grupie ryzyka wystąpienia depresji.
Zasadniczą rolę odgrywa tutaj neurotyczność ( wysoka uczuciowość, emocjonalność, współ
odczuwanie-empatii) charakterystyczna melancholikowi. Depresja zdarza się człowiekowi
wrażliwemu, psychopata na pewno nie zapadnie na depresję.
Pod ogólną nazwą „indywidualnych urazów psychicznych”, klasyfikuję wszystkie urazy,
jakich poszczególna jednostka doznała w ciągu swego dotychczasowego życia, kładąc
szczególny nacisk na wiek dziecięcy i adolescencje, czas, w którym kształtuje się osobowość
człowieka. Wszyscy doznajemy strat w swoim życiu, niezależnie od tego czy jest to śmierć
bliskiej nam osoby, porzucenie przez partnera, utrata pracy czy kradzież, której staliśmy się
ofiarą. Każdy z nas posiada jakąś wykształconą odporność na stressory (np. odrzucenie,
zmiana miejsca zamieszkania, brak oparcia w bliskiej osobie, zaspokojenia potrzeby
bezpieczeństwa itp.), jedni odznaczają się silniejszą odpornością inni natomiast słabszą.
Abstrahuje tutaj od przypadków, w których człowiek zazwyczaj nie miał czasu wykształcić w
sobie odpowiedniej odporności, np. dzieci z rodzin patologicznych. Jeżeli przyjmiemy za
uproszczoną definicję depresji kumulację strat, których doświadczyliśmy w ciągu swojego
życia, zgodzimy się, że każdy z nas jest w stanie żyć w miarę normalnie do pewnego punktu.
Punktem tym jest kolejna strata „przelewająca czarę”, wówczas następuje załamanie
psychiczne, nie jesteśmy już dłużej w stanie unieść tego ciężaru, który na nas spoczął.
Depresja często jest sprzężona z inna chorobą, np. może towarzyszyć ciężkim schorzeniom,
kalectwu.
Kolejna przyczyna to konflikty wewnętrzne wynikające z problemów, które w obliczu
niemożności ich rozwiązania wyparliśmy kiedyś do swojej podświadomości. Oczywiście tym
samym nie uległy one wcale rozwiązaniu, i nie ulegną bez wcześniejszego uświadomienia
sobie ich natury. Najpewniejszą ich oznaką są liczne mechanizmy obronne (np. wyparcie,
kompensacja, racjonalizacja, potrzeba idei nadwartościowych itp.), które matka natura
wykształciła w nas w celu ochrony naszej psychiki przed poważniejszą degradacją, jaką może
powodować nieuświadomiony konflikt wewnętrzny. Oczywiście mechanizmy obronne nie są
rozwiązaniem problemu, poza tym w obliczu wielu konfliktów mogą zawodzić (np.
samobójstwa). Podsumowując: im lepiej siebie znamy tym bardziej jesteśmy na nią (depresje)
odporni.
Na uwagę zasługuje również wspomnienie o powiązaniach pomiędzy zaburzeniami
nerwicowymi a depresją. Człowiek cierpiący na nerwicę może być uciążliwy dla otoczenia, to
zazwyczaj powoduje odrzucenie go z różnego rodzaju struktur socjologicznych (społeczności,
grup itp.), dochodzi do alienacji jednostki a stąd już krok do depresji. Abstrahując, więc od
części podobnych cech objawowych, warto zaznaczyć, iż obie te psychopatologie mogą
niekiedy występować wspólnie.
Klasyfikacja zaburzeń depresyjnych:
Depresje psychogenne
Są to stany depresyjne powstające w odpowiedzi na różnorodne niekorzystne sytuacje
psychologiczne natury wewnętrznej (konflikty psychiczne), jak też zewnętrznej (pochodzenia
środowiskowego).
Możemy je podzielić na:
- depresje reaktywne (wśród nich depresje w reakcji żałoby)
- depresje w przebiegu zaburzeń nerwicowych
- depresje w przebiegu reakcji adaptacyjnych
W odróżnieniu od depresji endogennych nastrój rzadko ulega znacznemu obniżeniu. Często
występuje rozpacz, płacz. Nie rzadko towarzyszy temu zniecierpliwienie, rozdrażnienie,
konflikty z otoczeniem. Chorzy roztkliwiają się nad sobą, swoim losem, wyrażają żal lub
pretensje do innych, obwiniają za nieszczęścia, które ich spotkały. Nie stwierdza się
depresyjnego zahamowania psychicznego. Nie obserwuje się charakterystycznych dla depresji
endogennej dobowych wahań samopoczucia. Samopoczucie (nastrój) może być zmienne,
zależne od bieżących wydarzeń.
• Depresja reaktywna
Jest najbardziej reprezentatywną postacią depresji psychogennych. Powstaje w wyniku urazu
psychicznego bezpośrednio poprzedzającego pojawienie się objawów depresji. Wspomniany
uraz psychiczny to najczęściej "utrata" lub "strata" istotnych dla danej osoby wartości
duchowych lub materialnych. Strata może dotyczyć zarówno wartości posiadanych, jak tez
potencjalnych, możliwych do osiągnięcia, np.:
- pozbawienie wolności lub jej zagrożenie
- utrata najbliższych, zwłaszcza ich śmierć.
Dotyczy to przede wszystkim współmałżonka, rodziców, dzieci, rodzeństwa. Również
odejście osoby bliskiej (rozwód, emigracja) może spowodować reakcje depresyjną
- straty materialne, zwłaszcza pojawiające się nagle (klęska żywiołowa, kradzież,
bankructwo)
- zawód emocjonalny związany z utratą pozycji zawodowej, społecznej (degradacja, przejście
na rentę, emeryturę), a także zawód miłosny, (choć nie tak często jak się powszechnie
wydaje)
• Depresja w reakcji żałoby
Depresje w reakcji żałoby są szczególną formą depresji reaktywnych. Śmierć osoby bliskiej to
szczególna utrata, której nie można nigdy odzyskać. W przebiegu tej reakcji można wyróżnić
kilka faz:
- stan odrętwienia, zobojętnienia uczuciowego, niedopuszczania do świadomości, że
najbliższa osoba odeszła na zawsze
- występowanie u części osób żalu, rozpaczy, płaczu, u części jednocześnie złości i gniewu
- typowa reakcja depresyjna z przeżywaniem smutku, lęku, skupieniem wszelkich przeżyć
wokół osoby zmarłej, zaburzeniami snu.
Często stwierdza się zaburzenia aktywności złożonej. Często stwierdza się również wyraźne
pogorszenie stanu somatycznego.
• Depresja w przebiegu reakcji adaptacyjnej
Pojawia się na skutek istnienia przewlekłego urazu psychicznego, którym najczęściej bywa
przewlekły stres związany z praca zawodową (konflikty, nadmierne obciążenie pracą, duża
odpowiedzialność)
- przewlekłe konflikty w życiu rodzinnym
- utrzymująca się trudna sytuacja materialna
- izolacja, wyobcowanie w grupie społecznej
• Depresja nerwicowa
Mianem tym określa się przewlekające się i niezbyt nasilone stany depresyjne występujące w
przebiegu zaburzeń nerwicowych. Pojawiają się one po dłuższym czasie utrzymywania się
objawów nerwicowych, takich jak lęk, fobie, natręctwa. Współczesne klasyfikacje zaburzeń
psychicznych określają taki stan dystymią.
• Depresja sezonowa
Mamy jesień – czasem wichury za oknem, często więcej deszczu niż słońca. Zbliża się zima,
a za nią długa (niemal niekończąca się) wieczorno-nocna ciemność. Występuje szczególnie na
półkuli północnej naszego globu w porze zimowej, spowodowana niedostateczną ilością
światła słonecznego.
Depresje endogenne
Depresja endogenna wchodzi w skład endogennych chorób afektywnych (psychoz
afektywnych) takich jak cyklofrenia, psychoza maniakalno-depresyjna, psychozy fazowe.
Obraz kliniczny samej depresji endogennej obejmuje kilka grup objawów, przy czym część z
nich ma podstawowe znaczenie diagnostyczne. Należą do nich:
- obniżenie nastroju, smutek, przygnębienie, niezdolność do przeżywania radości i satysfakcji
lub całkowite zobojętnienie uczuciowe.
- poczucie winy i małej wartości, które w skrajnym nasileniu osiągać mogą rozmiary urojeń
winy, samooskarżaniem się, żądaniem kary itp. Ludzie tacy mogą zgłaszać się na policję
przypisując sobie nagłośnione w prasie zabójstwa, porwania, akty terroryzmu itp.
- pesymistyczne oceny teraźniejszości, przeszłości i przyszłości oraz pochodne tego stanu:
urojenia winy, klęski, katastroficzne.
- całkowite zniechęcenie do życia z nasilonymi myślami i tendencjami samobójczymi.
- zahamowanie psychiczne ze znacznym spowolnieniem toku myślenia, subiektywnym
poczuciem niewydolności intelektualnej oraz upośledzeniem czynności pamięciowych.
- zahamowanie ruchowe, które najczęściej wyraża się spowolnieniem ruchów lokomocyjnych
aż do fazy tzw. stuporu depresyjnego, czyli "osłupienia".
- obniżenie całej złożonej aktywności życiowej (praca, nauka, higiena) aż do całkowitej
niezdolności do wykonywania jakichkolwiek czynności. Oczywiście idzie z tym w parze
stopniowy zanik zainteresowań oraz wycofywanie się ze związków społecznych, aż do
całkowitej izolacji od ludzi.
- stale obecny lęk. Do rzadkości natomiast należy występowanie lęku napadowego, typowego
dla nerwic. ma on raczej charakter napięcia wewnętrznego, obaw, poczucia zagrożenia,
niepokoju.
W depresji endogennej bogato reprezentowane mogą być również objawy
somatowegetatywne i wtedy mówimy o somatyzacji depresji (depresje somatogenne). Obraz
kliniczny takiej odmiany depresji endogennej nosi postać "depresji wegetatywnej" lub
"depresji maskowanej" Możemy, więc mieć do czynienia z lękiem prekordialnym
lokalizowanym w okolicach serca, napięciowymi bólami głowy lokalizowanymi w okolicach
karku i potylicy, suchością jamy ustnej, obstrukcjami jako zaburzeniami układu
wegetatywnego o pochodzeniu depresyjnym, stałym zmęczeniem fizycznym, zaburzeniami
snu, miesiączki, popędu płciowego, obniżeniem łaknienia itd.
W zespołach depresji endogennej występować też mogą fobie, natręctwa, urojenia
hipochondryczne, prześladowcze, niewiary małżeńskiej, zespół paranoidalny (w depresjach w
przebiegu schizofrenii).
• Depresja maskowana
Postać depresji, w której nie występuje spowolnienie psychoruchowe, ani wyraźniejsze
obniżenie nastroju, ale na pierwszy plan wysuwają się objawy somatyczne takie jak:
przewlekłe bóle głowy, dolegliwości przewodu pokarmowego, bezsenność.
W tej grupie mogą znaleźć się również: okresowy jadłowstręt (anoreksja), zaburzenia cyklu
miesiączkowego, zaburzenia seksualne. Dominować mogą również objawy bólowe,
parestezje, alergie, astma oskrzelowa, zapalenia jelita grubego itp.
Podejrzenie depresji maskowanej może nasunąć w tych przypadkach oporność na leczenie,
brak wyraźniejszych zmian somatycznych i pewna fazowość przebiegu. Decydujące dla
rozpoznania jest ustępowanie objawów pod wpływem leków antydepresyjnych.
Jest to szczególna forma poronnego zespołu depresyjnego, w której obrazie nie musi być
widoczne obniżenie nastroju, są natomiast obecne inne objawy:
- natręctwa (zespół anankastyczny)
- lęk przewlekły
- lęk napadowy
- zaburzenia snu
- obniżenie sprawności psychicznej
- jadłowstręt
- okresowe nadużywanie alkoholu I leków
- zespoły bólowe
- zaburzenia wegetatywne
- zespół "niespokojnych nóg"
- świąd skóry
- cykliczność występowania
- pojawianie się typowych zespołów depresyjnych
- występowanie chorób afektywnych w rodzinie pacjenta
- skuteczność leków przeciwdepresyjnych
Najczęstsze dolegliwości towarzyszące depresji:
- poczucie ciągłego zmęczenia, ociężałości
- utrata zainteresowań, motywacji "nic nie cieszy"
- niechęć do pracy, wykonywania codziennych czynności
- brak zadowolenia z życia, niechęć do życia
- niska samoocena
- pogorszenie pamięci, trudności ze skupieniem uwagi przy czytaniu, oglądaniu telewizji
- zamartwianie się (o dzień dzisiejszy, o przyszłość)
- unikanie spotkań ze znajomymi, alienacja, odosobnienie, odizolowanie
- uczucie wewnętrznego napięcia, niepokoju
- wczesne budzenie się, płytki sen, kłopoty ze spaniem (lub odwrotnie, nadmierna senność)
- złe samopoczucie rano
- brak apetytu, chudniecie
- zaparcia, zasychanie w ustach
- bóle głowy, różnych grup mięśniowych
- myślenie samobójcze
- brak dbałości o wygląd zewnętrzny, odpychający i zniechęcający wygląd
- napady płaczu bez wyraźnej przyczyny, bodźca
- ponure zgorzknienie
- zamkniecie się na świat zewnętrzny
- poczucie pustki
- odczuwanie życia w nierealnym świecie
- brak poczucia bycia kochanym
- poczucie (niezawinionej) winy, wyrzutów sumienia
Bardzo istotne, aby ustrzec się przed zbyt pochopnym zdiagnozowaniem depresji należy
pamiętać, iż pojedyncze objawy wcale nie muszą być jej oznaką. Równie istotny jest czas ich
utrzymywania się (psychiatrzy i psychologowie wnioskują, że co najmniej 2 tygodniowy stan
może być objawem depresji) - bo któż z nas niekiedy nie odczuwa krótkotrwałego
obniżonego nastroju np. jakimś nieprzyjemnym wydarzeniem.
Wypowiedzi ludzi, którzy ją poznali…
... jestem młody, mam dobrą pracę, w której się realizuję (mimo iż wykańcza mnie zdrowotnie
i psychicznie), żonę, dziecko, i jestem tak nieszczęśliwy, jak definicja nieszczęścia...
... gdy byłam w 1 klasie gimnazjum...chyba wtedy depresja dała o sobie znać ostrzej niż to
było do tej pory....wtedy jeszcze nie wiedziałam że "to co mam" to depresja...chciałam się
zabić...popełnić samobójstwo...czułam się nikim... i niczego już nie pragnęłam tylko śmierci...
każdy kolejny dzień, spotkanie z rodziną przyjaciółmi był dla mnie karą...czymś od czego
najchętniej bym uciekła... nienawidziłam siebie i nie miałam za grosz zaufania do
ludzi...zamknęłam się wtedy w sobie tak bardzo... że cierpiałam sama...na co dzień "sztuczny"
uśmiech malował się na mojej twarzy...udawałam przed wszystkimi że jest OK...i sama
niekiedy chciałam w to wierzyć...niestety myśli... samobójcze, te...które mówiły mi
notorycznie: "jesteś nikim..." niszczyły wszystko w co wierzyłam wszystko, co kiedyś było dla
mnie wszystkim...dawało radość życia...
... nawet najbliżsi nie wiedzą o wielu nocach gdy...chciałam już po prostu odejść...zamknąć to
wszystko zostawić...niedawno ...tak niewiele brakowało, abym wzięła tabletki.. całe
opakowanie ...zalana łzami siedziałam na ziemi przy moim łóżku....błagałam Boga, aby...mnie
zatrzymał...było mi źle...i byłam sama... może z wyboru... nie mam zaufania do nikogo...
trudno jest mi zdobywać przyjaciół... bo kto chce się przyjaźnić z kimś, kto nigdy się nie
śmieje... kto jest poważny jak decha....i zamknięty w sobie... unika ludzi, itd. itd., jestem typem
samotnika... a do tego nie mówię dużo... i chyba nic ciekawego...
... boję się tego że tracę wszystko....i że z dnia na dzień nie widzę już celu... leczenia, życia...
nie widzę już siebie gdzieś tam w mojej przyszłości... czy mi się uda?... nie wiem... teraz jest
mi to już obojętne... wiem i jestem przygotowana na to, że gdy jeszcze raz zostanę "sama"...
gdy znów będzie mi przeraźliwie bardzo źle tak jak tamtej nocy... umrę... nie mam już sił...
jestem nikim...
... pozostaje jeszcze ten obezwładniający smutek i poczucie że ma się w sercu dziurę wielkości
ciężarówki, której nie zapełni jednonocne pieprzenie...
... w wakacje uciekam, jak najdalej od domu, pod pozorem pracy, samodzielności i innych....
choć na własnej skórze sprawdziłem jak to jest dowiedzieć się, że ucieczka nie ma sensu, bo
na końcu każdej autostradowej nitki jest ta sama rozpacz, może bardziej pikantna, bo
geograficznie urozmaicona...
... czuję smutek, który przeszywa mnie do trzewi... czuję, że tracę wszystko... że staję się
obojętna na to, co obok mnie... nie umiem już mówić... z moimi bliskimi, nie umiem nawiązać
z nimi nawet najmniejszego dialogu... żaden nie chce słuchać... więc po co mam mówić?... a
może chcą?... Boże... uchroń mnie od tych myśli...od chęci skończenia ze sobą... ja już niczego
nie chcę tak bardzo jak śmierci... jak odejścia stąd... na każdym kroku doświadczam... żalu...
niedoskonałości mnie samej... zawodzę się na samej sobie... słucham innych w nadziei, że
odnajdę siebie...
... Masakra... Siedzę i wklepuję słowa w klawiaturę, na zewnątrz jest piękna pogoda,
teoretycznie powinienem coś pozytywnego zrobić ze sobą, iść gdzieś, rozerwać się,
cokolwiek... Ale nie potrafię.
Głupio mieć naście lat i na karku czuć ciężar tych wszystkich lat, strasznie głupio.
Wszystko leci na łeb, na szyję. Rany boskie, jestem młody, a czuję się jak starzec... Czuję się
jak roślinka, którą ktoś zasiał przez swoją pomyłkę i na jej nieszczęście obdarzył
świadomością. I najgorsze , że we wszystkim czuję się po prostu żałosny... Nawet to, co piszę
teraz ma dla mnie coś z poniżania się, ze śmiesznego w swojej desperacji miotania się. To tak,
jakby spojrzeć nagle na siebie z dystansu i zobaczyć błazna...
... Czasem siadam na podłodze i patrzę na siebie z boku, na całe swoje życie. I zwykle łzy
samoistnie zaczynają spływać mi po twarzy. Mam 18 lat i jak twierdzi moje otoczenie jestem
strasznie inteligentna, i nad wyraz dojrzała... Hmmm... Ja tymczasem zamulam się wszelkimi
lekami i narkotykami. Czemu? Chyba żeby nie widzieć tej całej beznadziei. Samotność
zagłuszam w ramionach 30-letniego faceta, który oprócz ciepła, którego tak potrzebuję, daje
mi rano plik banknotów.
O co mi właściwie chodzi? Od kiedy pamiętam, zawsze coś było ze mną "nie tak". I nie
potrafię nikomu wytłumaczyć, że mi się po prostu tzw. "normalne" życie strasznie nie podoba.
Nie potrafię egzystować w świecie tak obłudnym i fałszywym, wśród tego zbiorowego
egoizmu.
Czasem staję na ulicy i przyglądam się ludziom. Wszyscy gdzieś pędzą, mają jakieś cele. I
chyba tylko ja nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi... Odpalam papierosa i
dziecinnie wierzę, że wtopię się w otaczający mnie motłoch. Powoli kończy mi się tolerancja
na ból, a wtedy co? To chyba moja własna nadwrażliwość i zadziwiająca życiowa naiwność
mnie zabija powolutku, a może po prostu ten brak sensu i nadziei... ?
... Jestem w totalnym dołku, zresztą nie pierwszy raz, to tak powraca falami, potem przycicha,
a potem wraca ze zdwojoną siłą...
... nie chcę już... tych chwil dobrych, które trwają zbyt krótko... ani tych złych, które nie dają
nadziei... niczego już nie chcę... a po co to piszę? - bo chcę poczuć, że komuś na mnie zależy...
że ktoś mnie słucha... i kocha aby trochę...gdzie i w jakim momencie się zatraciłam?... jestem
nikim... i wiem, że długo już tego nie zniosę... po prostu... już nie mam sił...
Na tejże internetowej grupie wsparcia spotkacie też mądrych, doświadczonych i życzliwych
ludzi, gotowych udzielić rad, pocieszyć, opowiedzieć o tym, jak sami pokonali "potwora":
... Chciałabym przekonać Cię, że samobójstwo jest tym, co zawsze zdążysz zrobić. A TOBIE
MOŻNA POMÓC. Jakieś 1,5 roku temu mój obecnie już mąż mówił podobnie, a ja wciąż
powtarzałam: to jest depresja, to można wyleczyć, to choroba, być może nie taka sama jak
każda inna, ale można ją leczyć. Namawiałam na wizytę u lekarza ... poszedł ... jakaś
nieudolna pani psycholog, która chyba nie bardzo sama wiedziała jak żyć a próbowała radzić
jemu. Potem "wysłałam" go do innego sprawdzonego lekarza, lekarz mówił, że terapia może
trwać długo (miesiące, lata). Niedobór serotoniny - brzmi tak banalnie a tyle zmieniło. Dostał
tabletki, chodził na terapię, wszystko powoli zaczęło się zmieniać, świat był trochę
piękniejszy, jedzenie bardziej smakowało, a i chęci do życia miał coraz więcej (przestał mówić
o samobójstwie). Wszyscy powoli zaczęli to zauważać, mówili, że wcześniej był jakiś dziwny i
mrukliwy. W najśmielszych marzeniach nie myślałam, że to tak bardzo pomoże. Ciągle jest na
tabletkach i ciągle mam w pamięci tamte trudne chwile, kiedy nie wiedziałam jak mu pomóc.
Happy end??? Myślę, że bardzo pomogła mu moja obecność i to, że powtarzałam mu, że da
się to wyleczyć.
Ale ja znałam depresję, kilka lat wcześniej chorowała na nią moja szefowa, z którą byłam
bardzo zżyta. To ona powiedziała mi co to jest depresja, to na niej zaobserwowałam jak
zmienia człowieka i jak trudno poradzić sobie z nią samemu, kiedy reszta świata nie wie co
się z ta osobą dzieje. To ona powiedziała mi, że ataki depresji wracają i że zamyka się wtedy
w domu, kontaktuje z lekarzem, bierze tabletki i przeczekuje. Ale pewnego dnia nie
przeczekała ... popełniła samobójstwo ... ja od wtedy żyję w poczuciu winy, że nie
zauważyłam, nie pomogłam i w strachu o męża - uważnie mu się przyglądam. Chciałabym
jeszcze raz powtórzyć, choć pewnie trudno Ci w to uwierzyć. Depresję można wyleczyć.
Spróbuj, proszę...
... Były takie chwile, kiedy mając wszystkiego dość sięgaliśmy po środki nasenne, aby
zakończyć to co było i zaprzestać temu, co ma się stać... teraz to jedynie mroczne
wspomnienie, którego się chcemy pozbyć, tak jak kiedyś chcieliśmy się pozbyć... naszego
życia...
... Wyszedłem z mroku. Byłem chyba... w samym piekle, przysięgam. Piszę do Was, bo chcę się
podzielić ze wszystkimi swoją nadzieją, wiarą w przyszłość każdego z nas. Piszę, bo nie chcę
żeby ktokolwiek, kto przechodzi swoje "piekło" był teraz sam. Obiecałem sobie kiedyś, że jeśli
wytrzymam i nie popełnię samobójstwa, to zrobię coś, aby inni nie męczyli się tak jak ja. Piszę
do Was tak jak umiem, ale przynajmniej szczerze. Po drugie niektórzy z moich przyjaciół
jednak popełnili samobójstwo, i im też poświęcony jest ten wpis. Oni nie wytrzymali - my
wciąż tak. Ja jestem "przywrócony życiu".
Chciałbym powiedzieć wszystkim, choć zabrzmi to banalnie, żeby nie tracili nadziei, choćby
czuli, że już nie wytrzymują. Naprawdę m o ż e być lepiej w życiu. Nie mam żadnej złotej
recepty na szczęście, każdy z nas musi samodzielnie nadać sens swojemu życiu. Ale mam 27
lat i teraz już spokojniej patrzę na wiele spraw.
Chciałbym powiedzieć Wam jedno: nie róbcie tych samych, naiwnych, bezsensownych błędów
co ja. Przysłowie mówi: "Człowiek inteligentny uczy się z cudzych doświadczeń, średnio
inteligentny - tylko z własnych. Debil nawet z własnych się nie uczy".
Byłem tak "ambitny", że chciałem wszystkie problemy rozwiązać samodzielnie, i tak
nieśmiały, że i tak nie poprosiłbym nikogo o pomoc. Na przykład w szkole średniej, mając
różne poważne, myślę, problemy nie poszedłem nigdy do jakiegoś mądrego psychologa. U nas
w kraju ludzie wstydzą się tego - co za bzdura. Nie bójcie się tego wcale. Ja sam przeszedłem
w końcu dwie psychoterapie grupowe, rozmawiałem z tymi łapiduchami psychiatrami nie raz
i w końcu mogę powiedzieć jedno: Ci mądrzy, dobrzy ludzie mi pomogli. Oni mnie uratowali,
taka jest prawda. Kontakt z psychologami klinicznymi, z lekarzami był początkiem "światła" w
moim życiu, choć bardzo się tego bałem. Co ja wariat jakiś jestem? Tak sobie myślałem.
Chciałbym podzielić się z Wami wszystkimi swoim poczuciem szczęścia, czasem mam go tyle,
że spokojnie starczyłoby dla innych i jeszcze by zostało. Ale jak to zrobić? Nie wiem.
... piszcie też jak Wy sobie radzicie z problemami, w swoim życiu, teraz lub wcześniej, na
pewno coś takiego się znajdzie. Wasze doświadczenia są cenne! Mogą być pomocne dla
innych, bardziej zagubionych czy słabszych. To jest strona o wychodzeniu z depresji...
... Mnie też nachodziły takie myśli, więc rozumiem co czujesz. Pomógł mi psycholog. Okazało
się, że jednak istnieje wyjście, i to nie jedno. Człowiek w depresji po prostu nie widzi żadnych
możliwości, a psycholog tylko otwiera mu oczy... Pamiętaj ten krok zamyka wszelkie drogi...
... Od kilku miesięcy się leczę. To nie było łatwe. Wiele strachu, przed psychologiem,
psychiatrą, lekami, psychoterapeutą. Gdy szłam na pierwsze spotkanie do psychiatry, czułam,
że idę na 100 skumulowanych wizyt u dentysty. Byłam pełna obaw, czy to zadziała, to była dla
mnie ostateczna deska ratunku. Albo zadziała, albo koniec, wycofuję się. Nie miałam już sił
na dalszą walkę. I...
Miałam ogromne szczęście. Jest dobrze. Opłacało się. Nie jestem jeszcze w pełni zdrowa i
leczenie trochę potrwa, ale już czuję, że moje życie całkowicie się zmieniło. Tak jakbym
dostała drugą szansę. Chce mi się, mam marzenia, plany, energię, zapał. Stęskniłam się za
tym. Znów mogę się cieszyć z małych rzeczy. Dla mnie, to dopiero początek drogi, bo wiele
jest jeszcze do zrobienia, ale przynajmniej wiem, że droga wiedzie do celu. I z każdym
tygodniem jest mi coraz łatwiej.
Dostanie się do psychologa, bądź psychiatry, może być dla Was trudne z wielu powodów,
wiem o tym. Ale próbujcie, WARTO. Większość "pracy", to Wy będziecie musieli wykonać, nie
przeczę, ale możecie dostać silne wsparcie. Gorąco Was ściskam, będzie dobrze. Życzę wiele
siły, spokoju, pogody i chęci.
Kilka słów w ramach konkluzji o ewentualnej terapii.
Po pierwsze należy uświadomić sobie, że depresja jest chorobą, nie należy, więc jej traktować
jako lenistwa, słabego charakteru, złej woli. Depresja jest chorobą taką jak nadciśnienie
tętnicze, zawał serca, cukrzyca. Depresja jest w pełni uleczalna!!!
Nie wysyłaj człowieka z depresją na urlop, żeby odpoczął. Depresję trzeba leczyć! Im we
wcześniejszej fazie zastosuje się środki zaradcze tym większa szansa na wyleczenie. Także
obserwuje się pewną zależność: im wcześniej się ujawni tym łatwiej ją leczyć (u ludzi w
podeszłym wieku zazwyczaj rozwija się do groźniejszej postaci klinicznej i najczęściej
kończy się samobójstwem). Nic nie zastąpi fachowej opieki psychoterapeuty. Terapia
farmakologiczna może być ewentualnie uzupełnieniem psychoterapii i zapobieżeniem
przejścia depresji w postać kliniczną.
Także Ty możesz pomóc!!!
Najważniejszy problem człowieka depresyjnego polega na tym, iż nie ma przed kim się
ujawnić, otworzyć, odkryć. Kogoś, kto go cierpliwie wysłucha i zrozumie (przynajmniej
uczciwie postara się zrozumieć). Poświęcaj człowiekowi depresyjnemu możliwie najwięcej
swojego czasu – to jest najcenniejszy dar, jaki możesz mu ofiarować.
„Najlepsze co możemy uczynić dla innych, to nie tylko dzielenie się z nimi swoim bogactwem,
ale uświadomienie im ich własnych zasobów i możliwości” Beniamin Disraeli
Staraj się nie udzielać charakterystycznych laikom rad typu: "weź się w garść"; "otrząśnij
się"; "nie histeryzuj - inni mają gorzej". W ten sposób nie tylko nie pomagasz, ale wręcz
możesz zaszkodzić. Nie staraj się także na siłę człowieka depresyjnego rozweselać,
organizować mu czasu. Nie narzucaj się, ale bądź w pobliżu, oferuj swą pomoc, gdy jest taka
potrzeba. Pomóż mu nawiązywać bliskie stosunki z ludźmi.
Przy człowieku depresyjnym trzeba po prostu być blisko i zrozumieć jego uczucia. On
ponad wszystko potrzebuje czuć się rozumianym. Musi uwierzyć, że jest ktoś, komu na
nim uczciwie zależy.
Człowiek depresyjny chce mówić i kieruje w stronę swojego otoczenia odpowiednie
komunikaty (nie oczekujmy jednak niepoważnie, iż będzie nosił transparenty czy wygłaszał
przez megafon: „Chcę mówić – słuchaj mnie”) - należy zechcieć i potrafić go słuchać.
Wszystkie wypowiedzi o samobójstwie trzeba traktować z najwyższą powagą.. Nie jest
prawdą, że jeśli ktoś mówi o samobójstwie to go nie popełni. Nawet w obliczu myśli
samobójczych, człowiek szuka pomocy w swoim otoczeniu (wahaniom nastroju towarzyszą
jednocześnie wahania takich myśli). Pewien spokojny, wrażliwy student przez pół roku
komunikował swojemu otoczeniu, iż chce popełnić samobójstwo, pokazując przy tym stalową
linkę wszyscy jednak brali jego zachowanie za żart. Pół roku później powiesił się. A
wystarczyła jedna odpowiedzialna osoby i najprawdopodobniej nie doszłoby do tragedii…
Być czujnym, patrzeć, słuchać – to zawsze możemy. Pamiętajmy jednak, że człowiek przed
decyzją samobójstwa nie przyjmie żadnej bylejakości, udawanego zainteresowania.
I na koniec nieco optymistyczna myśl: Po przejściu przez depresję człowiek jest silniejszy
(odporniejszy).
Bibliografia:
Pisałem kierowany własną wiedzą na ten temat i doświadczeniem, za które szczerze jestem
wdzięczny kilku osobom. Konfrontowałem i uzupełniałem swoją wiedzę z:
1. Peter D. Kramer „Wsłuchując się w Prozac”, Wydawnictwo Jacek Santorski & CO,
Warszawa 1995.
2. Materiały zaczerpnięte z Internetu.
1