Grzegorz Kasprzyk Legnica, 05.05.2003 Depresja – znamię przeszłości. „…” - Czy kiedykolwiek widziałeś depresję? - Nie! Kto to taki? - Piękna dama w stroju poniżej morza. - Jaka jest? - Jak skrajny upadek w najgłębszy rów duszy. - Poznałeś ją? - Tak! Wynajęła u mnie pokój… Może dopaść każdego, z znienacka, bezszelestnie… Także Ciebie… Pojawia się i czujesz się bezużyteczny, do niczego, nie spostrzegasz w sobie żadnej wartości. Braknie pewności siebie, niezbędnego motoru do jakichkolwiek działań. Zatracasz sens życia, życia, które do tej pory może nie było „różowe”, ale miało jakiś smak, już go nie ma. Opada na Ciebie bezradność i uczucie skrajnej niemocy, połączone często z irracjonalnym poczuciem (niezawinionej) winy. Wahania nastroju, pesymizm, przygnębienie, ponury nastrój zagościły na dobre w Twoim życiu i już Cię nie opuszczają. Depresja (jest pojęciem bardzo nieścisłym), ma wiele twarzy, wiele odmian przebiegu, także bogactwo mechanizmów ją wywołujących. Jedno jest pewne, jest stanem psychopatologicznym (chorobowym) i należy jej przeciwdziałać. Oczywiście w odróżnieniu od najcięższej obecnie znanej choroby o podłożu psychologicznym – schizofrenii - zazwyczaj nie jest groźna dla życia zarówno chorego jak i ludzi z jego otoczenia. Abstrahuję tutaj świadomie od przypadków, w których depresja rozwinęła się do stanu tak dalece upośledzającego czynności popędowe, doprowadzając pacjenta do prób samobójczych, czy działań agresywnych wobec otoczenia. Ze względu na różnorodność dwubiegunowych zaburzeń afektywnych, podobieństwa do całej gamy nerwic (neurastenii, psychastenii, histerii, nerwicy natręctw itp.), wcale niełatwo rozpoznać depresje, ewentualnie omyłkowo zdiagnozować ją tam gdzie jej nie ma. Także powstało wiele teorii starających się wytłumaczyć podłoże powstawania i genezę stanów depresyjnych. Od drugiej połowy XX wieku spojrzano na nią pod kątem neurologicznym tworząc wiele mniej lub bardziej obiecujących teorii. Ten trend był nierozerwalnie związany z tendencją do leczenia farmakologicznego. Zresztą obecnie także niejednokrotnie rozpoznaje się określone zaburzenie po reakcji chorego na całą gamę leków psychotropowych. Niepodważalnym jest fakt, iż stany psychiczne mogą wywoływać lub być wywołane (dylemat w stylu, co było pierwsze „jajko czy kura) różnymi zmianami w układzie nerwowym na poziomie somatycznym, jednakże nie mniej istotny jest wpływ środowiskowy na osobowość. Psychika i soma tworzą całość, skomplikowany organizm, jakim jest człowiek, nie dziwi wiec fakt, iż są ściśle ze sobą powiązane. Wiele jest prawdy w powiedzeniu, iż „Wszystkie choroby mają swoje źródło w umyśle”. Za pomocą umysłu można wpływać na stan ciała, np. autosugestia. Także nasze ciało wywiera nieustający wpływ na naszą psychikę. Musimy się zgodzić, iż głównym winowajcą depresji jest wpływ długotrwałego stresu na psychikę człowieka. Tutaj szczególne zainteresowanie naukowców zwróciła zależność poziomu stresu ściśle uwarunkowana czynnością gruczołów nadnerczy – produkujących dwa istotne hormony (stresu) – kortyzon oraz adrenalinę (epinefrynę). Zapewne można się zastanowić gdzie tutaj jest powiązanie pomiędzy regulacją hormonalną a układem nerwowym naszego organizmu. Wytłumaczenie jest banalne, otóż oszczędna natura bardzo często posługuje się tą samą substancją jako przekaźnikiem synaptycznym w mózgu i hormonem na obwodzie. Podsumowując można stwierdzić, iż tak naprawdę nasza sfera uczuciowa (afektywna) jest ściśle uzależniona od poziomu wielu substancji chemicznych w naszym organizmie (jestem jednak daleki np. od sprowadzania istoty Miłości do wpływu dopaminy). Kilkanaście lat temu szczególną popularnością cieszyła się teoria aminowa zgodnie, z którą (upraszczając) za nasz nastrój są odpowiedzialne aminy biogenne, złożone pochodne amoniaku. Komórki nerwowe komunikują się ze sobą (przekaźnictwo synaptyczne) uwalniając przekaźniki synaptyczne (w tym przypadku aminy) do przestrzeni między komórkami (synaps). Przekazywanie kończy się dwuetapowym procesem, podczas którego aminy są wychwytywane przez wydzielająca je komórkę, a następnie inaktywowane przez enzymy. W przypadku, gdy z jakichkolwiek przyczyn zawodzi „porozumiewanie się” neuronów między sobą, mówimy o zaburzeniach afektywnych. Szczególnym zainteresowaniem obdarzono serotoninę, aminę, która wywiera szczególnie zauważalny wpływ na nasz nastrój. Pomimo, iż teoria aminowa traci na wiarygodności, a może jest po prostu tylko niekompletna (gdyż zaledwie 5% przekaźnictwo synaptycznego w mózgu odbywa się za pośrednictwem amin), podstawowym działaniem w leczeniu farmakologicznym jest wprowadzanie do organizmu pacjenta substancji hamujących wychwyt zwrotny amin z synapsy do komórki, dzięki czemu są one dłużej czynne w synapsie. W przypadku depresji zauważono stosunkowo niższy poziom serotoniny w porównaniu ze stężeniem jej w organizmach osób niecierpiących na omawiane zaburzenie. W obliczu tej zależności współczesna farmakologia kliniczna skoncentrowała się na wpływaniu na układ serotoninergiczny. Należy przyznać, iż odnosi ona tutaj wcale nie małe sukcesy, leki „nowej generacji” w szczególności słynny Prozac w znacznej większości przypadków łagodzą lub nawet eliminują niepożądane dolegliwości charakterystyczne dla depresji, nerwic, czy dwubiegunowych zaburzeń afektywnych. Coraz rzadziej są stosowane leki, których domeną były liczne objawy niepożądane poczynając od litu, poprzez iproniazyd, środki przeciwhistaminowe (np. chlorpromazyna), inhibitory monoaminooksydazy (np. imipraminę), środki trójpierścieniowe itp. Pomimo wszystko niekiedy bywają skuteczne i nadal są przypisywane w przypadkach, gdzie zawodzi Prozac. Tymoleptyki do tego stopnia wprowadzają znaczne modyfikacje osobowości człowieka, iż coraz częściej się mówi o ich zastosowaniu „kosmetycznym”. Np. jeden chce sobie zmienić kształt nosa (chirurgia plastyczna), a ktoś zupełnie inny wyeliminować niepożądaną jego zdaniem cechę swojej psychiki. W równym stopniu jak nie popieram pierwszej praktyki, jeszcze większą niechęć budzi we mnie ingerowanie w ludzką psychikę bez wyraźnej potrzeby. Jak by powiedział pan Freud nie ma ludzi całkowicie zdrowych psychicznie i nie sposób się tutaj nie zgodzić, ale jednocześnie nie istnieje coś takiego jak model idealnego zdrowia. Czy jest wiarygodna definicja normalności? Drugą istotną sprawą jest to, iż nie można u wszystkich dopatrywać się na siłę jakichś poważniejszych zaburzeń psychologicznych. Powód – to, co w dzisiejszych czasach w kulturze zachodu może się jawić jako nieprawidłowość, cecha społecznie niepożądana, kiedyś wcale nią nie było i nie ma żadnych powodów, aby przypuszczać, iż w przyszłości nie będzie podobnie. Nie tylko z perspektywy wieków, ale również porównując społeczności żyjące współcześnie, coś takiego jak idealny temperament czy osobowość po prostu nie istnieje, do pewnych granic jest pojęciem czysto abstrakcyjnym i względnym – to społeczność, w której żyjemy narzuca nam, wywiera na każdą jej jednostkę presję, poddaje ją obróbce by dopasować do modelu propagowanego aktualnie przez społeczeństwo. Zaraz po indywidualnych urazach psychicznych właśnie tutaj należy upatrywać głównej przyczyny zaburzeń afektywnych. Depresja jest coraz częściej rozpoznawana, właściwie nie ma popularniejszego zaburzenia, już teraz określa się ją mianem „kataru” wśród chorób psychicznych. Jakiś czas temu media informowały (lub dezinformowały), iż połowa polskiej młodzieży cierpi na depresję. W USA depresja występuje na 4 miejscu pod względem częstości. Prognozuje się, że w roku 2020 depresja będzie 2 chorobą pod względem śmiertelności. Wielką odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponoszą media usilnie propagując kulturę, nazywaną ze względu na swój charakter „kulturą depresyjną”. Obecnie nic lepiej się nie „sprzedaje” aniżeli obrazy wojen, bólu, śmierci, cierpienia, na których nieliczna elita koncernów medialnych zbija fortuny. Do tego dochodzi znaczny upadek wartości moralnych, nadwerężonych do granic wytrzymałości poprzez niespokojny XX wiek, wiek ludobójstwa na masową skalę. Jeszcze nigdy życie ludzkie nie spadło na skali wartości tak nisko. Coraz częściej gości w naszym potocznym słowniku pojęcie „kaca moralnego”. Zmiana wartości to globalna przyczyna depresji. Główne przyczyny depresji dotykają całe współczesne społeczeństwo: szybkie tempo życia, ogrom codziennych spraw, zalew informacji, anonimowość, brak więzi rodzinnych i społecznych, niepewność na rynku zatrudnienia, znaczące dysproporcje zamożności wśród ludzi, niezdrowa rywalizacja, „układy” – znajomości, ucieczka w alienacje. Depresja dotyka ludzi zmęczonych. Depresja jest „zaraźliwa” to znaczy, np. jeżeli żona cierpi na depresję to mąż, jeśli jest z nią blisko, może także na nią zapaść. Depresyjni rodzice często mają depresyjne dzieci. W wielu rodzajach depresji istotne są również uwarunkowania genetyczne naszego układu nerwowego. Zgodnie z typologią Iwana Pawłowa temperament melancholijny warunkuje słaby (wrażliwy) układ nerwowy, którego zdolność pobudzania impulsów znacznie przewyższa zdolność ich hamowania (wygłuszania). Jest to układ o wysokiej reaktywności, charakterystyczny dla temperamentu melancholijnego. To właśnie człowiek o wcześniej wspomnianym temperamencie znajduje się w pierwszej grupie ryzyka wystąpienia depresji. Zasadniczą rolę odgrywa tutaj neurotyczność ( wysoka uczuciowość, emocjonalność, współ odczuwanie-empatii) charakterystyczna melancholikowi. Depresja zdarza się człowiekowi wrażliwemu, psychopata na pewno nie zapadnie na depresję. Pod ogólną nazwą „indywidualnych urazów psychicznych”, klasyfikuję wszystkie urazy, jakich poszczególna jednostka doznała w ciągu swego dotychczasowego życia, kładąc szczególny nacisk na wiek dziecięcy i adolescencje, czas, w którym kształtuje się osobowość człowieka. Wszyscy doznajemy strat w swoim życiu, niezależnie od tego czy jest to śmierć bliskiej nam osoby, porzucenie przez partnera, utrata pracy czy kradzież, której staliśmy się ofiarą. Każdy z nas posiada jakąś wykształconą odporność na stressory (np. odrzucenie, zmiana miejsca zamieszkania, brak oparcia w bliskiej osobie, zaspokojenia potrzeby bezpieczeństwa itp.), jedni odznaczają się silniejszą odpornością inni natomiast słabszą. Abstrahuje tutaj od przypadków, w których człowiek zazwyczaj nie miał czasu wykształcić w sobie odpowiedniej odporności, np. dzieci z rodzin patologicznych. Jeżeli przyjmiemy za uproszczoną definicję depresji kumulację strat, których doświadczyliśmy w ciągu swojego życia, zgodzimy się, że każdy z nas jest w stanie żyć w miarę normalnie do pewnego punktu. Punktem tym jest kolejna strata „przelewająca czarę”, wówczas następuje załamanie psychiczne, nie jesteśmy już dłużej w stanie unieść tego ciężaru, który na nas spoczął. Depresja często jest sprzężona z inna chorobą, np. może towarzyszyć ciężkim schorzeniom, kalectwu. Kolejna przyczyna to konflikty wewnętrzne wynikające z problemów, które w obliczu niemożności ich rozwiązania wyparliśmy kiedyś do swojej podświadomości. Oczywiście tym samym nie uległy one wcale rozwiązaniu, i nie ulegną bez wcześniejszego uświadomienia sobie ich natury. Najpewniejszą ich oznaką są liczne mechanizmy obronne (np. wyparcie, kompensacja, racjonalizacja, potrzeba idei nadwartościowych itp.), które matka natura wykształciła w nas w celu ochrony naszej psychiki przed poważniejszą degradacją, jaką może powodować nieuświadomiony konflikt wewnętrzny. Oczywiście mechanizmy obronne nie są rozwiązaniem problemu, poza tym w obliczu wielu konfliktów mogą zawodzić (np. samobójstwa). Podsumowując: im lepiej siebie znamy tym bardziej jesteśmy na nią (depresje) odporni. Na uwagę zasługuje również wspomnienie o powiązaniach pomiędzy zaburzeniami nerwicowymi a depresją. Człowiek cierpiący na nerwicę może być uciążliwy dla otoczenia, to zazwyczaj powoduje odrzucenie go z różnego rodzaju struktur socjologicznych (społeczności, grup itp.), dochodzi do alienacji jednostki a stąd już krok do depresji. Abstrahując, więc od części podobnych cech objawowych, warto zaznaczyć, iż obie te psychopatologie mogą niekiedy występować wspólnie. Klasyfikacja zaburzeń depresyjnych: Depresje psychogenne Są to stany depresyjne powstające w odpowiedzi na różnorodne niekorzystne sytuacje psychologiczne natury wewnętrznej (konflikty psychiczne), jak też zewnętrznej (pochodzenia środowiskowego). Możemy je podzielić na: - depresje reaktywne (wśród nich depresje w reakcji żałoby) - depresje w przebiegu zaburzeń nerwicowych - depresje w przebiegu reakcji adaptacyjnych W odróżnieniu od depresji endogennych nastrój rzadko ulega znacznemu obniżeniu. Często występuje rozpacz, płacz. Nie rzadko towarzyszy temu zniecierpliwienie, rozdrażnienie, konflikty z otoczeniem. Chorzy roztkliwiają się nad sobą, swoim losem, wyrażają żal lub pretensje do innych, obwiniają za nieszczęścia, które ich spotkały. Nie stwierdza się depresyjnego zahamowania psychicznego. Nie obserwuje się charakterystycznych dla depresji endogennej dobowych wahań samopoczucia. Samopoczucie (nastrój) może być zmienne, zależne od bieżących wydarzeń. • Depresja reaktywna Jest najbardziej reprezentatywną postacią depresji psychogennych. Powstaje w wyniku urazu psychicznego bezpośrednio poprzedzającego pojawienie się objawów depresji. Wspomniany uraz psychiczny to najczęściej "utrata" lub "strata" istotnych dla danej osoby wartości duchowych lub materialnych. Strata może dotyczyć zarówno wartości posiadanych, jak tez potencjalnych, możliwych do osiągnięcia, np.: - pozbawienie wolności lub jej zagrożenie - utrata najbliższych, zwłaszcza ich śmierć. Dotyczy to przede wszystkim współmałżonka, rodziców, dzieci, rodzeństwa. Również odejście osoby bliskiej (rozwód, emigracja) może spowodować reakcje depresyjną - straty materialne, zwłaszcza pojawiające się nagle (klęska żywiołowa, kradzież, bankructwo) - zawód emocjonalny związany z utratą pozycji zawodowej, społecznej (degradacja, przejście na rentę, emeryturę), a także zawód miłosny, (choć nie tak często jak się powszechnie wydaje) • Depresja w reakcji żałoby Depresje w reakcji żałoby są szczególną formą depresji reaktywnych. Śmierć osoby bliskiej to szczególna utrata, której nie można nigdy odzyskać. W przebiegu tej reakcji można wyróżnić kilka faz: - stan odrętwienia, zobojętnienia uczuciowego, niedopuszczania do świadomości, że najbliższa osoba odeszła na zawsze - występowanie u części osób żalu, rozpaczy, płaczu, u części jednocześnie złości i gniewu - typowa reakcja depresyjna z przeżywaniem smutku, lęku, skupieniem wszelkich przeżyć wokół osoby zmarłej, zaburzeniami snu. Często stwierdza się zaburzenia aktywności złożonej. Często stwierdza się również wyraźne pogorszenie stanu somatycznego. • Depresja w przebiegu reakcji adaptacyjnej Pojawia się na skutek istnienia przewlekłego urazu psychicznego, którym najczęściej bywa przewlekły stres związany z praca zawodową (konflikty, nadmierne obciążenie pracą, duża odpowiedzialność) - przewlekłe konflikty w życiu rodzinnym - utrzymująca się trudna sytuacja materialna - izolacja, wyobcowanie w grupie społecznej • Depresja nerwicowa Mianem tym określa się przewlekające się i niezbyt nasilone stany depresyjne występujące w przebiegu zaburzeń nerwicowych. Pojawiają się one po dłuższym czasie utrzymywania się objawów nerwicowych, takich jak lęk, fobie, natręctwa. Współczesne klasyfikacje zaburzeń psychicznych określają taki stan dystymią. • Depresja sezonowa Mamy jesień – czasem wichury za oknem, często więcej deszczu niż słońca. Zbliża się zima, a za nią długa (niemal niekończąca się) wieczorno-nocna ciemność. Występuje szczególnie na półkuli północnej naszego globu w porze zimowej, spowodowana niedostateczną ilością światła słonecznego. Depresje endogenne Depresja endogenna wchodzi w skład endogennych chorób afektywnych (psychoz afektywnych) takich jak cyklofrenia, psychoza maniakalno-depresyjna, psychozy fazowe. Obraz kliniczny samej depresji endogennej obejmuje kilka grup objawów, przy czym część z nich ma podstawowe znaczenie diagnostyczne. Należą do nich: - obniżenie nastroju, smutek, przygnębienie, niezdolność do przeżywania radości i satysfakcji lub całkowite zobojętnienie uczuciowe. - poczucie winy i małej wartości, które w skrajnym nasileniu osiągać mogą rozmiary urojeń winy, samooskarżaniem się, żądaniem kary itp. Ludzie tacy mogą zgłaszać się na policję przypisując sobie nagłośnione w prasie zabójstwa, porwania, akty terroryzmu itp. - pesymistyczne oceny teraźniejszości, przeszłości i przyszłości oraz pochodne tego stanu: urojenia winy, klęski, katastroficzne. - całkowite zniechęcenie do życia z nasilonymi myślami i tendencjami samobójczymi. - zahamowanie psychiczne ze znacznym spowolnieniem toku myślenia, subiektywnym poczuciem niewydolności intelektualnej oraz upośledzeniem czynności pamięciowych. - zahamowanie ruchowe, które najczęściej wyraża się spowolnieniem ruchów lokomocyjnych aż do fazy tzw. stuporu depresyjnego, czyli "osłupienia". - obniżenie całej złożonej aktywności życiowej (praca, nauka, higiena) aż do całkowitej niezdolności do wykonywania jakichkolwiek czynności. Oczywiście idzie z tym w parze stopniowy zanik zainteresowań oraz wycofywanie się ze związków społecznych, aż do całkowitej izolacji od ludzi. - stale obecny lęk. Do rzadkości natomiast należy występowanie lęku napadowego, typowego dla nerwic. ma on raczej charakter napięcia wewnętrznego, obaw, poczucia zagrożenia, niepokoju. W depresji endogennej bogato reprezentowane mogą być również objawy somatowegetatywne i wtedy mówimy o somatyzacji depresji (depresje somatogenne). Obraz kliniczny takiej odmiany depresji endogennej nosi postać "depresji wegetatywnej" lub "depresji maskowanej" Możemy, więc mieć do czynienia z lękiem prekordialnym lokalizowanym w okolicach serca, napięciowymi bólami głowy lokalizowanymi w okolicach karku i potylicy, suchością jamy ustnej, obstrukcjami jako zaburzeniami układu wegetatywnego o pochodzeniu depresyjnym, stałym zmęczeniem fizycznym, zaburzeniami snu, miesiączki, popędu płciowego, obniżeniem łaknienia itd. W zespołach depresji endogennej występować też mogą fobie, natręctwa, urojenia hipochondryczne, prześladowcze, niewiary małżeńskiej, zespół paranoidalny (w depresjach w przebiegu schizofrenii). • Depresja maskowana Postać depresji, w której nie występuje spowolnienie psychoruchowe, ani wyraźniejsze obniżenie nastroju, ale na pierwszy plan wysuwają się objawy somatyczne takie jak: przewlekłe bóle głowy, dolegliwości przewodu pokarmowego, bezsenność. W tej grupie mogą znaleźć się również: okresowy jadłowstręt (anoreksja), zaburzenia cyklu miesiączkowego, zaburzenia seksualne. Dominować mogą również objawy bólowe, parestezje, alergie, astma oskrzelowa, zapalenia jelita grubego itp. Podejrzenie depresji maskowanej może nasunąć w tych przypadkach oporność na leczenie, brak wyraźniejszych zmian somatycznych i pewna fazowość przebiegu. Decydujące dla rozpoznania jest ustępowanie objawów pod wpływem leków antydepresyjnych. Jest to szczególna forma poronnego zespołu depresyjnego, w której obrazie nie musi być widoczne obniżenie nastroju, są natomiast obecne inne objawy: - natręctwa (zespół anankastyczny) - lęk przewlekły - lęk napadowy - zaburzenia snu - obniżenie sprawności psychicznej - jadłowstręt - okresowe nadużywanie alkoholu I leków - zespoły bólowe - zaburzenia wegetatywne - zespół "niespokojnych nóg" - świąd skóry - cykliczność występowania - pojawianie się typowych zespołów depresyjnych - występowanie chorób afektywnych w rodzinie pacjenta - skuteczność leków przeciwdepresyjnych Najczęstsze dolegliwości towarzyszące depresji: - poczucie ciągłego zmęczenia, ociężałości - utrata zainteresowań, motywacji "nic nie cieszy" - niechęć do pracy, wykonywania codziennych czynności - brak zadowolenia z życia, niechęć do życia - niska samoocena - pogorszenie pamięci, trudności ze skupieniem uwagi przy czytaniu, oglądaniu telewizji - zamartwianie się (o dzień dzisiejszy, o przyszłość) - unikanie spotkań ze znajomymi, alienacja, odosobnienie, odizolowanie - uczucie wewnętrznego napięcia, niepokoju - wczesne budzenie się, płytki sen, kłopoty ze spaniem (lub odwrotnie, nadmierna senność) - złe samopoczucie rano - brak apetytu, chudniecie - zaparcia, zasychanie w ustach - bóle głowy, różnych grup mięśniowych - myślenie samobójcze - brak dbałości o wygląd zewnętrzny, odpychający i zniechęcający wygląd - napady płaczu bez wyraźnej przyczyny, bodźca - ponure zgorzknienie - zamkniecie się na świat zewnętrzny - poczucie pustki - odczuwanie życia w nierealnym świecie - brak poczucia bycia kochanym - poczucie (niezawinionej) winy, wyrzutów sumienia Bardzo istotne, aby ustrzec się przed zbyt pochopnym zdiagnozowaniem depresji należy pamiętać, iż pojedyncze objawy wcale nie muszą być jej oznaką. Równie istotny jest czas ich utrzymywania się (psychiatrzy i psychologowie wnioskują, że co najmniej 2 tygodniowy stan może być objawem depresji) - bo któż z nas niekiedy nie odczuwa krótkotrwałego obniżonego nastroju np. jakimś nieprzyjemnym wydarzeniem. Wypowiedzi ludzi, którzy ją poznali… ... jestem młody, mam dobrą pracę, w której się realizuję (mimo iż wykańcza mnie zdrowotnie i psychicznie), żonę, dziecko, i jestem tak nieszczęśliwy, jak definicja nieszczęścia... ... gdy byłam w 1 klasie gimnazjum...chyba wtedy depresja dała o sobie znać ostrzej niż to było do tej pory....wtedy jeszcze nie wiedziałam że "to co mam" to depresja...chciałam się zabić...popełnić samobójstwo...czułam się nikim... i niczego już nie pragnęłam tylko śmierci... każdy kolejny dzień, spotkanie z rodziną przyjaciółmi był dla mnie karą...czymś od czego najchętniej bym uciekła... nienawidziłam siebie i nie miałam za grosz zaufania do ludzi...zamknęłam się wtedy w sobie tak bardzo... że cierpiałam sama...na co dzień "sztuczny" uśmiech malował się na mojej twarzy...udawałam przed wszystkimi że jest OK...i sama niekiedy chciałam w to wierzyć...niestety myśli... samobójcze, te...które mówiły mi notorycznie: "jesteś nikim..." niszczyły wszystko w co wierzyłam wszystko, co kiedyś było dla mnie wszystkim...dawało radość życia... ... nawet najbliżsi nie wiedzą o wielu nocach gdy...chciałam już po prostu odejść...zamknąć to wszystko zostawić...niedawno ...tak niewiele brakowało, abym wzięła tabletki.. całe opakowanie ...zalana łzami siedziałam na ziemi przy moim łóżku....błagałam Boga, aby...mnie zatrzymał...było mi źle...i byłam sama... może z wyboru... nie mam zaufania do nikogo... trudno jest mi zdobywać przyjaciół... bo kto chce się przyjaźnić z kimś, kto nigdy się nie śmieje... kto jest poważny jak decha....i zamknięty w sobie... unika ludzi, itd. itd., jestem typem samotnika... a do tego nie mówię dużo... i chyba nic ciekawego... ... boję się tego że tracę wszystko....i że z dnia na dzień nie widzę już celu... leczenia, życia... nie widzę już siebie gdzieś tam w mojej przyszłości... czy mi się uda?... nie wiem... teraz jest mi to już obojętne... wiem i jestem przygotowana na to, że gdy jeszcze raz zostanę "sama"... gdy znów będzie mi przeraźliwie bardzo źle tak jak tamtej nocy... umrę... nie mam już sił... jestem nikim... ... pozostaje jeszcze ten obezwładniający smutek i poczucie że ma się w sercu dziurę wielkości ciężarówki, której nie zapełni jednonocne pieprzenie... ... w wakacje uciekam, jak najdalej od domu, pod pozorem pracy, samodzielności i innych.... choć na własnej skórze sprawdziłem jak to jest dowiedzieć się, że ucieczka nie ma sensu, bo na końcu każdej autostradowej nitki jest ta sama rozpacz, może bardziej pikantna, bo geograficznie urozmaicona... ... czuję smutek, który przeszywa mnie do trzewi... czuję, że tracę wszystko... że staję się obojętna na to, co obok mnie... nie umiem już mówić... z moimi bliskimi, nie umiem nawiązać z nimi nawet najmniejszego dialogu... żaden nie chce słuchać... więc po co mam mówić?... a może chcą?... Boże... uchroń mnie od tych myśli...od chęci skończenia ze sobą... ja już niczego nie chcę tak bardzo jak śmierci... jak odejścia stąd... na każdym kroku doświadczam... żalu... niedoskonałości mnie samej... zawodzę się na samej sobie... słucham innych w nadziei, że odnajdę siebie... ... Masakra... Siedzę i wklepuję słowa w klawiaturę, na zewnątrz jest piękna pogoda, teoretycznie powinienem coś pozytywnego zrobić ze sobą, iść gdzieś, rozerwać się, cokolwiek... Ale nie potrafię. Głupio mieć naście lat i na karku czuć ciężar tych wszystkich lat, strasznie głupio. Wszystko leci na łeb, na szyję. Rany boskie, jestem młody, a czuję się jak starzec... Czuję się jak roślinka, którą ktoś zasiał przez swoją pomyłkę i na jej nieszczęście obdarzył świadomością. I najgorsze , że we wszystkim czuję się po prostu żałosny... Nawet to, co piszę teraz ma dla mnie coś z poniżania się, ze śmiesznego w swojej desperacji miotania się. To tak, jakby spojrzeć nagle na siebie z dystansu i zobaczyć błazna... ... Czasem siadam na podłodze i patrzę na siebie z boku, na całe swoje życie. I zwykle łzy samoistnie zaczynają spływać mi po twarzy. Mam 18 lat i jak twierdzi moje otoczenie jestem strasznie inteligentna, i nad wyraz dojrzała... Hmmm... Ja tymczasem zamulam się wszelkimi lekami i narkotykami. Czemu? Chyba żeby nie widzieć tej całej beznadziei. Samotność zagłuszam w ramionach 30-letniego faceta, który oprócz ciepła, którego tak potrzebuję, daje mi rano plik banknotów. O co mi właściwie chodzi? Od kiedy pamiętam, zawsze coś było ze mną "nie tak". I nie potrafię nikomu wytłumaczyć, że mi się po prostu tzw. "normalne" życie strasznie nie podoba. Nie potrafię egzystować w świecie tak obłudnym i fałszywym, wśród tego zbiorowego egoizmu. Czasem staję na ulicy i przyglądam się ludziom. Wszyscy gdzieś pędzą, mają jakieś cele. I chyba tylko ja nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi... Odpalam papierosa i dziecinnie wierzę, że wtopię się w otaczający mnie motłoch. Powoli kończy mi się tolerancja na ból, a wtedy co? To chyba moja własna nadwrażliwość i zadziwiająca życiowa naiwność mnie zabija powolutku, a może po prostu ten brak sensu i nadziei... ? ... Jestem w totalnym dołku, zresztą nie pierwszy raz, to tak powraca falami, potem przycicha, a potem wraca ze zdwojoną siłą... ... nie chcę już... tych chwil dobrych, które trwają zbyt krótko... ani tych złych, które nie dają nadziei... niczego już nie chcę... a po co to piszę? - bo chcę poczuć, że komuś na mnie zależy... że ktoś mnie słucha... i kocha aby trochę...gdzie i w jakim momencie się zatraciłam?... jestem nikim... i wiem, że długo już tego nie zniosę... po prostu... już nie mam sił... Na tejże internetowej grupie wsparcia spotkacie też mądrych, doświadczonych i życzliwych ludzi, gotowych udzielić rad, pocieszyć, opowiedzieć o tym, jak sami pokonali "potwora": ... Chciałabym przekonać Cię, że samobójstwo jest tym, co zawsze zdążysz zrobić. A TOBIE MOŻNA POMÓC. Jakieś 1,5 roku temu mój obecnie już mąż mówił podobnie, a ja wciąż powtarzałam: to jest depresja, to można wyleczyć, to choroba, być może nie taka sama jak każda inna, ale można ją leczyć. Namawiałam na wizytę u lekarza ... poszedł ... jakaś nieudolna pani psycholog, która chyba nie bardzo sama wiedziała jak żyć a próbowała radzić jemu. Potem "wysłałam" go do innego sprawdzonego lekarza, lekarz mówił, że terapia może trwać długo (miesiące, lata). Niedobór serotoniny - brzmi tak banalnie a tyle zmieniło. Dostał tabletki, chodził na terapię, wszystko powoli zaczęło się zmieniać, świat był trochę piękniejszy, jedzenie bardziej smakowało, a i chęci do życia miał coraz więcej (przestał mówić o samobójstwie). Wszyscy powoli zaczęli to zauważać, mówili, że wcześniej był jakiś dziwny i mrukliwy. W najśmielszych marzeniach nie myślałam, że to tak bardzo pomoże. Ciągle jest na tabletkach i ciągle mam w pamięci tamte trudne chwile, kiedy nie wiedziałam jak mu pomóc. Happy end??? Myślę, że bardzo pomogła mu moja obecność i to, że powtarzałam mu, że da się to wyleczyć. Ale ja znałam depresję, kilka lat wcześniej chorowała na nią moja szefowa, z którą byłam bardzo zżyta. To ona powiedziała mi co to jest depresja, to na niej zaobserwowałam jak zmienia człowieka i jak trudno poradzić sobie z nią samemu, kiedy reszta świata nie wie co się z ta osobą dzieje. To ona powiedziała mi, że ataki depresji wracają i że zamyka się wtedy w domu, kontaktuje z lekarzem, bierze tabletki i przeczekuje. Ale pewnego dnia nie przeczekała ... popełniła samobójstwo ... ja od wtedy żyję w poczuciu winy, że nie zauważyłam, nie pomogłam i w strachu o męża - uważnie mu się przyglądam. Chciałabym jeszcze raz powtórzyć, choć pewnie trudno Ci w to uwierzyć. Depresję można wyleczyć. Spróbuj, proszę... ... Były takie chwile, kiedy mając wszystkiego dość sięgaliśmy po środki nasenne, aby zakończyć to co było i zaprzestać temu, co ma się stać... teraz to jedynie mroczne wspomnienie, którego się chcemy pozbyć, tak jak kiedyś chcieliśmy się pozbyć... naszego życia... ... Wyszedłem z mroku. Byłem chyba... w samym piekle, przysięgam. Piszę do Was, bo chcę się podzielić ze wszystkimi swoją nadzieją, wiarą w przyszłość każdego z nas. Piszę, bo nie chcę żeby ktokolwiek, kto przechodzi swoje "piekło" był teraz sam. Obiecałem sobie kiedyś, że jeśli wytrzymam i nie popełnię samobójstwa, to zrobię coś, aby inni nie męczyli się tak jak ja. Piszę do Was tak jak umiem, ale przynajmniej szczerze. Po drugie niektórzy z moich przyjaciół jednak popełnili samobójstwo, i im też poświęcony jest ten wpis. Oni nie wytrzymali - my wciąż tak. Ja jestem "przywrócony życiu". Chciałbym powiedzieć wszystkim, choć zabrzmi to banalnie, żeby nie tracili nadziei, choćby czuli, że już nie wytrzymują. Naprawdę m o ż e być lepiej w życiu. Nie mam żadnej złotej recepty na szczęście, każdy z nas musi samodzielnie nadać sens swojemu życiu. Ale mam 27 lat i teraz już spokojniej patrzę na wiele spraw. Chciałbym powiedzieć Wam jedno: nie róbcie tych samych, naiwnych, bezsensownych błędów co ja. Przysłowie mówi: "Człowiek inteligentny uczy się z cudzych doświadczeń, średnio inteligentny - tylko z własnych. Debil nawet z własnych się nie uczy". Byłem tak "ambitny", że chciałem wszystkie problemy rozwiązać samodzielnie, i tak nieśmiały, że i tak nie poprosiłbym nikogo o pomoc. Na przykład w szkole średniej, mając różne poważne, myślę, problemy nie poszedłem nigdy do jakiegoś mądrego psychologa. U nas w kraju ludzie wstydzą się tego - co za bzdura. Nie bójcie się tego wcale. Ja sam przeszedłem w końcu dwie psychoterapie grupowe, rozmawiałem z tymi łapiduchami psychiatrami nie raz i w końcu mogę powiedzieć jedno: Ci mądrzy, dobrzy ludzie mi pomogli. Oni mnie uratowali, taka jest prawda. Kontakt z psychologami klinicznymi, z lekarzami był początkiem "światła" w moim życiu, choć bardzo się tego bałem. Co ja wariat jakiś jestem? Tak sobie myślałem. Chciałbym podzielić się z Wami wszystkimi swoim poczuciem szczęścia, czasem mam go tyle, że spokojnie starczyłoby dla innych i jeszcze by zostało. Ale jak to zrobić? Nie wiem. ... piszcie też jak Wy sobie radzicie z problemami, w swoim życiu, teraz lub wcześniej, na pewno coś takiego się znajdzie. Wasze doświadczenia są cenne! Mogą być pomocne dla innych, bardziej zagubionych czy słabszych. To jest strona o wychodzeniu z depresji... ... Mnie też nachodziły takie myśli, więc rozumiem co czujesz. Pomógł mi psycholog. Okazało się, że jednak istnieje wyjście, i to nie jedno. Człowiek w depresji po prostu nie widzi żadnych możliwości, a psycholog tylko otwiera mu oczy... Pamiętaj ten krok zamyka wszelkie drogi... ... Od kilku miesięcy się leczę. To nie było łatwe. Wiele strachu, przed psychologiem, psychiatrą, lekami, psychoterapeutą. Gdy szłam na pierwsze spotkanie do psychiatry, czułam, że idę na 100 skumulowanych wizyt u dentysty. Byłam pełna obaw, czy to zadziała, to była dla mnie ostateczna deska ratunku. Albo zadziała, albo koniec, wycofuję się. Nie miałam już sił na dalszą walkę. I... Miałam ogromne szczęście. Jest dobrze. Opłacało się. Nie jestem jeszcze w pełni zdrowa i leczenie trochę potrwa, ale już czuję, że moje życie całkowicie się zmieniło. Tak jakbym dostała drugą szansę. Chce mi się, mam marzenia, plany, energię, zapał. Stęskniłam się za tym. Znów mogę się cieszyć z małych rzeczy. Dla mnie, to dopiero początek drogi, bo wiele jest jeszcze do zrobienia, ale przynajmniej wiem, że droga wiedzie do celu. I z każdym tygodniem jest mi coraz łatwiej. Dostanie się do psychologa, bądź psychiatry, może być dla Was trudne z wielu powodów, wiem o tym. Ale próbujcie, WARTO. Większość "pracy", to Wy będziecie musieli wykonać, nie przeczę, ale możecie dostać silne wsparcie. Gorąco Was ściskam, będzie dobrze. Życzę wiele siły, spokoju, pogody i chęci. Kilka słów w ramach konkluzji o ewentualnej terapii. Po pierwsze należy uświadomić sobie, że depresja jest chorobą, nie należy, więc jej traktować jako lenistwa, słabego charakteru, złej woli. Depresja jest chorobą taką jak nadciśnienie tętnicze, zawał serca, cukrzyca. Depresja jest w pełni uleczalna!!! Nie wysyłaj człowieka z depresją na urlop, żeby odpoczął. Depresję trzeba leczyć! Im we wcześniejszej fazie zastosuje się środki zaradcze tym większa szansa na wyleczenie. Także obserwuje się pewną zależność: im wcześniej się ujawni tym łatwiej ją leczyć (u ludzi w podeszłym wieku zazwyczaj rozwija się do groźniejszej postaci klinicznej i najczęściej kończy się samobójstwem). Nic nie zastąpi fachowej opieki psychoterapeuty. Terapia farmakologiczna może być ewentualnie uzupełnieniem psychoterapii i zapobieżeniem przejścia depresji w postać kliniczną. Także Ty możesz pomóc!!! Najważniejszy problem człowieka depresyjnego polega na tym, iż nie ma przed kim się ujawnić, otworzyć, odkryć. Kogoś, kto go cierpliwie wysłucha i zrozumie (przynajmniej uczciwie postara się zrozumieć). Poświęcaj człowiekowi depresyjnemu możliwie najwięcej swojego czasu – to jest najcenniejszy dar, jaki możesz mu ofiarować. „Najlepsze co możemy uczynić dla innych, to nie tylko dzielenie się z nimi swoim bogactwem, ale uświadomienie im ich własnych zasobów i możliwości” Beniamin Disraeli Staraj się nie udzielać charakterystycznych laikom rad typu: "weź się w garść"; "otrząśnij się"; "nie histeryzuj - inni mają gorzej". W ten sposób nie tylko nie pomagasz, ale wręcz możesz zaszkodzić. Nie staraj się także na siłę człowieka depresyjnego rozweselać, organizować mu czasu. Nie narzucaj się, ale bądź w pobliżu, oferuj swą pomoc, gdy jest taka potrzeba. Pomóż mu nawiązywać bliskie stosunki z ludźmi. Przy człowieku depresyjnym trzeba po prostu być blisko i zrozumieć jego uczucia. On ponad wszystko potrzebuje czuć się rozumianym. Musi uwierzyć, że jest ktoś, komu na nim uczciwie zależy. Człowiek depresyjny chce mówić i kieruje w stronę swojego otoczenia odpowiednie komunikaty (nie oczekujmy jednak niepoważnie, iż będzie nosił transparenty czy wygłaszał przez megafon: „Chcę mówić – słuchaj mnie”) - należy zechcieć i potrafić go słuchać. Wszystkie wypowiedzi o samobójstwie trzeba traktować z najwyższą powagą.. Nie jest prawdą, że jeśli ktoś mówi o samobójstwie to go nie popełni. Nawet w obliczu myśli samobójczych, człowiek szuka pomocy w swoim otoczeniu (wahaniom nastroju towarzyszą jednocześnie wahania takich myśli). Pewien spokojny, wrażliwy student przez pół roku komunikował swojemu otoczeniu, iż chce popełnić samobójstwo, pokazując przy tym stalową linkę wszyscy jednak brali jego zachowanie za żart. Pół roku później powiesił się. A wystarczyła jedna odpowiedzialna osoby i najprawdopodobniej nie doszłoby do tragedii… Być czujnym, patrzeć, słuchać – to zawsze możemy. Pamiętajmy jednak, że człowiek przed decyzją samobójstwa nie przyjmie żadnej bylejakości, udawanego zainteresowania. I na koniec nieco optymistyczna myśl: Po przejściu przez depresję człowiek jest silniejszy (odporniejszy). Bibliografia: Pisałem kierowany własną wiedzą na ten temat i doświadczeniem, za które szczerze jestem wdzięczny kilku osobom. Konfrontowałem i uzupełniałem swoją wiedzę z: 1. Peter D. Kramer „Wsłuchując się w Prozac”, Wydawnictwo Jacek Santorski & CO, Warszawa 1995. 2. Materiały zaczerpnięte z Internetu. 1