Pajewski J. - Pierwsza wojna światowa 1914-1918
Szczegóły |
Tytuł |
Pajewski J. - Pierwsza wojna światowa 1914-1918 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Pajewski J. - Pierwsza wojna światowa 1914-1918 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Pajewski J. - Pierwsza wojna światowa 1914-1918 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Pajewski J. - Pierwsza wojna światowa 1914-1918 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Strona 2
Przedsłowie
Historia pierwszej wojny światowej od dawna bu-
dziła moje najżywsze zainteresowanie. Pasjonował
mnie ten moment przełomowy w dziejach Europy
i świata całego, stanowiący przejście od jednej do dru-
giej epoki dziejowej. Wyobraźnię i uczucie pobudzały
zmagania potęg w tej „wojnie powszechnej za wolność
ludów”, o którą modlił się Adam Mickiewicz. Szcze-
gólne moje zainteresowanie budziły dwa łączące się ze
sobą ściśle zagadnienia: cele wojenne, jakie sobie sta-
wiały mocarstwa wszczynające wojnę, i osiągnięte wy-
niki.
Przystąpiłem do opracowania dziejów pierwszej
wojny światowej z niezmierną radością, ale i z obawa-
mi niemałymi.
Radość dawała mi praca badawcza, dążenie do
wykrywania prawdy o doniosłych wydarzeniach dzie-
jowych, których byłem świadkiem dalekim, o ich wy-
nikach, o ich następstwach.
Obawy budziła we mnie okoliczność, że wojna -
która chronologicznie rzecz ujmując nie stanowi okresu
długiego, trwała dokładnie 4 lata, 4 miesiące i 11 dni -
niesie taką mnogość zagadnień, iż dla badacza nie bę-
dącego specjalistą w wielu dziedzinach syntetyczne jej
opracowanie przedstawia trudności poważne.
Sprawę komplikuje również olbrzymia i ciągle ro-
snąca literatura przedmiotu w wielu językach; jej opa-
nowanie przez jednego autora nie jest możliwe. Ko-
nieczne było przeprowadzenie selekcji.
Strona 3
Zdecydowałem się jednak pomimo wszystko pod-
jąć próbę opracowania ogólnego obrazu dziejów pierw-
szej wojny światowej w przekonaniu, że synteza waż-
nego problemu dziejowego dokonana przez jednego au-
tora ma, czy raczej powinna mieć, pewne walory, któ-
rych brak opracowaniom wieloosobowym.
Czytelnika uderzą zapewne dysproporcje pomiędzy
niektórymi częściami książki. Może się wydawać, że
niektóre zagadnienia zostały opracowane zbyt obszer-
nie, inne zbyt wąsko. Dwie są tego przyczyny: niektóre
rozdziały rozbudowałem dlatego, że przywiązuję
szczególną wagę do omawianych w nich problemów,
np. sprawy niemieckie, inne dlatego, że dysponowałem
nowym, nieznanym a interesującym materiałem.
Feci quod potui i oddaję książkę tę w ręce Czytel-
nika nie bez obaw, ale i nie bez nadziei, że wzbudzi ona
być może bliższe zainteresowanie tym tak doniosłym,
a tak mi bliskim okresem dziejowym.
Z maszynopisem zechcieli się zaznajomić prof.
Antoni Czubiński i prof. Andrzej Garlicki. Miły to dla
mnie obowiązek złożyć Im serdeczne podziękowanie za
Ich trud i za cenne uwagi.
Niektóre części pracy czytali również moi Ucz-
niowie. Za ich spostrzeżenia serdecznie Im dziękuję.
Głęboką wdzięczność winien jestem dr Aleksan-
drze Kosickiej, która wnikliwie przestudiowała cały
maszynopis. Jej pracy, Jej uwagom zawdzięczam bar-
dzo wiele, zwłaszcza gdy idzie o jasność i precyzję
wielu sformułowań.
JANUSZ PAJEWSKI, Poznań w styczniu 1988 r.
Strona 4
1. Obraz przyszłej wojny
Rok 1914 pokazał, że władze zarówno cywilne, jak
i wojskowe państw, które stanęły do walki, nie rozu-
miały, nie zdawały sobie sprawy z tego, czym jest,
wojna nowoczesna, jakie siły wyzwolić musi, jak głę-
bokie przemiany w życiu ludzkości przyniesie, ile ofiar
pochłonie, jak długo trwać będzie.
Przyszłą wojnę widziano w konflikcie między koa-
licjami wrogich sobie państw, upatrywano w bojach
armii zawodowych, ale opartych na powszechnym ob-
owiązku służby wojskowej; w narodach państw wal-
czących widziano tylko widzów, obserwatorów - nie
czynnik działania.
Pierwsi Niemcy mieli wizję przyszłych wojen, gdy
tworzyli jeszcze w XIX w. teorię „narodu pod bronią”.
Nie była to jeszcze wizja „narodu w wojnie”, wizja ca-
łego narodu toczącego wojnę. W narodzie upatrywano
jedynie rezerwuar niezbędnych sił, jedynie zbiornik za-
pasowy, skąd armia czerpać będzie potrzebne jej zaso-
by ludzkie i materiałowe. Nie dostrzegano jeszcze
w narodzie niepożytej siły, której armia jest częścią je-
dynie.
Zwracano się do przeszłości, spoglądano na wojny
toczone w XIX w. i wyciągano z nich naukę.
Gdy zakończyło się ćwierćwiecze wojen rewolu-
cyjnych i napoleońskich, prowadzono w Europie woj-
ny, ale obejmowały one jedynie część kontynentu i nie
trwały długo. Tak więc walki w ciągu jednego tylko
Strona 5
miesiąca lipca 1866 r. rozstrzygnęły wojnę Prus prze-
ciwko Austrii i mniejszym państwom niemieckim,
a wojna ta miała przecież doniosłe znaczenie dla całej
Europy. Siedem miesięcy trwała wojna francusko–
niemiecka 1870/71 r., a w jej wyniku Francja utraciła
stanowisko pierwszego mocarstwa w Europie. Stanowi-
sko to zajęły Niemcy.
Czy fakty te nie musiały wpłynąć na tok rozumo-
wania polityków, wojskowych, ekonomistów, publicy-
stów, którzy w ostatnich latach XIX w. głosili pogląd,
że wojna w ówczesnych, nowych warunkach może być
wojną tylko krótkotrwałą?
I czy mogło być inaczej? Rozważania sztabowców
zwracały się ku wielkim bitwom, które rozstrzygały
o losach całej kampanii, ku wielkim bitwom, które wy-
grywał Napoleon, które wygrywał Moltke. Strategia
zniszczenia wzięła górę nad strategią wyczerpania.
Takie poglądy dyktowały w Niemczech plany
Helmuthowi Moltkemu starszemu, Alfredowi Schlief-
fenowi, Helmuthowi Moltkemu młodszemu. Takie po-
glądy od końca XIX w. dominowały w myśli strate-
gicznej francuskiej. Ich wynikiem były francuskie pla-
ny wojenne XIV, XV, XVI, XVII, zapowiadające
szybkie działania zaczepne.
Wojna zaczepna, szybkie, błyskawiczne, druzgo-
cące zwycięstwo, szybki koniec wojny.
Odosobniony był głos francuskiego pisarza woj-
skowego Emila Mayera, który w 1889 r. pisał, że
wprowadzenie w życie „nowego prochu sprawiło, iż
ruch stał się niebezpieczeństwem. Siłą jest nierucho-
Strona 6
mość (immobilite). To znaczy, że odtąd przewagę daje
defensywa”. Defensywa to wojna długo trwała. Spo-
strzeżenie Mayera było dość zaskakujące, nie znalazło
też szerszego oddźwięku.
Oddźwięku nie wywołały, co już musi zdumiewać,
głosy dwóch poważnych znawców zagadnień wojny,
głosy dwóch mężów, których różniło stanowisko, jakie
zajmowali w społeczeństwie, których różniły poglądy
polityczne i społeczne; zgadzali się natomiast z sobą
w jednej tylko, ale ważnej sprawie - jaka będzie przy-
szła wojna? Ci dwaj mężowie to Fryderyk Engels
i Helmuth von Moltke starszy.
Engels pisał w 1887 r. „... Dla Prus–Niemiec nie-
możliwa już teraz żadna inna wojna prócz światowej.
A byłaby to wojna światowa niebywałych dotąd roz-
miarów, niebywałej siły. 8 do 10 milionów żołnierzy
będzie się wzajemnie mordowało objadając przy tym
do cna całą Europę tak gruntownie, jak nigdy jeszcze
nie objadła jej szarańcza. Spustoszenie, spowodowane
wojną trzydziestoletnią, zgęszczone w krótkim okresie
trzech czy czterech lat i rozszerzone na cały kontynent,
głód, epidemie, powszechne zdziczenie zarówno woj-
ska, jak i mas ludowych, zdziczenie wywołane skrajną
nędzą, beznadziejny chaos w naszym sztucznym me-
chanizmie handlowym, przemysłowym i kredytowym -
wszystko to skończy się powszechnym bankructwem.
Załamanie się dawnych państw i ich tradycyjnej mą-
drości państwowej w takich rozmiarach, że korony tu-
zinami toczyć się będą po ulicach i nie znajdzie się
nikt, kto by je podniósł. Będzie sprawą absolutnie nie-
Strona 7
możliwą przewidzieć, jak się to wszystko skończy i kto
z walki wyjdzie zwycięzcą. Jedno jest wszakże zupeł-
nie pewne: ogólne wyczerpanie i ustalenie warunków
ostatecznego zwycięstwa klasy robotniczej”.
Okoliczność, że Engels pogląd ten wypowiedział
we wstępie do nie nazbyt szeroko rozpowszechnionej
broszury, w części tylko może wytłumaczyć, iż głos je-
go przeszedł niemal bez echa.
Bez echa przeszedł również i głos Moltkego. 14
maja 1890 r. na trybunie parlamentu Rzeszy stanął
dziewięćdziesięcioletni wówczas zwycięzca spod Sa-
dowy i spod Sedanu, starzec nad grobem stojący, i rzu-
cił światu groźne ostrzeżenie: „Gdy wybuchnie wojna,
nie da się przewidzieć ani czasu jej trwania, ani jej
końca. Walkę podejmą największe mocarstwa Europy
uzbrojone jak nigdy dawniej. Żadne z nich nie może
być w jednej czy w dwóch kampaniach tak osłabione,
aby się uznało za pokonane, aby musiało zawrzeć pokój
na twardych warunkach, aby się nie mogło podźwi-
gnąć, choćby po dłuższej przerwie do nowej walki. Moi
Panowie, może to być wojna siedmioletnia, może to
być wojna trzydziestoletnia - i biada temu, kto w Euro-
pie wznieci pożar, kto pierwszy przytknie lont do pusz-
ki z prochem”.
Nemo est propheta in patria sua. Głos Moltkego
nie wywarł chyba wpływu. W każdym razie wpływu
tego nie widać w ustalanych później planach wojen-
nych ani Schlieffena, ani Moltkego młodszego. Schlief-
fen uważał, że strategii wyczerpania nie da się zasto-
sować w czasach, gdy „utrzymanie milionów (żołnie-
Strona 8
rzy) wymaga miliardowych wydatków”. Wychodząc
z takiego założenia doszedł do wniosku, że bitwa, która
w początku wojny zniszczy armię jednego z przeciwni-
ków, złamie również jego wolę oporu i sparaliżuje za-
razem wolę oporu jego sprzymierzeńca. Krótką wojnę
przewidywał również plan jego następcy Moltkego
młodszego. Gdy w 1914 r. wybuchła wojna, zarówno
wojskowe, jak i cywilne władze niemieckie brały pod
uwagę jedynie możliwość wojny krótkotrwałej.
Z takim samym nastawieniem spotykamy się rów-
nież i po drugiej stronie Renu, we Francji. I tam ofen-
sywne plany wojenne przewidywały wojnę krótkotrwa-
łą. I tam w opinii władz i cywilnych, i wojskowych
wojna, której się spodziewano, miała być wojną krótko-
trwałą. Major Ferdinand Foch, późniejszy wódz na-
czelny i marszałek Francji, wykładowca historii woj-
skowej i taktyki ogólnej w Szkole Wojennej, ogłosił
książkę o zasadach wojny; znajdujemy tam wiele inte-
resujących myśli i wiele interesujących spostrzeżeń
o wojnie i jej prowadzeniu. Znamienny jest pogląd au-
tora, że armia, która w zbliżającym się konflikcie
zbrojnym ruszy do boju, nie będzie armią zawodową,
tworzyć ją bowiem będą ludzie wyrwani ze swych śro-
dowisk, ze wszystkich szczebli drabiny społecznej. Bę-
dą to ludzie oderwani całkowicie od swych rodzin, od
pracy zawodowej, od środowiska społecznego, a bez
tego nie mogą oni przecież żyć. „Wojna - pisał Foch -
przynosi ciężkie przejścia i cierpienia, wraz z nią wszę-
dzie się kończy życie. Stąd wniosek, że wojna nie może
trwać długo, a więc trzeba ją toczyć z energią, aby
Strona 9
szybko osiągnąć cel; w przeciwnym razie nie daje re-
zultatu”.
Inaczej niż narody kontynentu Europy patrzyli na
zagadnienia wojny wyspiarze brytyjscy. Od roku 1066,
od czasu najazdu Normanów i zwycięstwa Wilhelma
Zdobywcy pod Hastings, stopa najeźdźcy nie dotknęła
ziemi angielskiej. W przeciwieństwie do krajów stałego
kontynentu Europy, często wstrząsanych i niszczonych
pożogą wojenną, Anglicy nie zaznali jeszcze wówczas
grozy wojny. Wojnę toczyli zawsze poza granicami
kraju, często od granic kraju daleko, i zwykle były to
wojny długotrwałe. Dlatego może w Wielkiej Brytanii
brano pod uwagę możliwość dłuższej wojny, ale i An-
glicy nie przewidywali, że wielki konflikt zbrojny, któ-
ry wybuchnie latem 1914 r., trwać będzie ponad cztery
lata. Na początku wojny Lord Kitchener oceniał jej
trwanie na nieco ponad dwa lata.
Na tym tle wyróżniają się poglądy formułowane
w sześciotomowym dziele o „przyszłej wojnie”. Dzieło
to ukazało się najpierw w języku rosyjskim w Peters-
burgu w 1898 r. Wkrótce pojawiły się tłumaczenia na
język polski, francuski, niemiecki i częściowo (tom VI)
angielski. Autorem, a właściwie redaktorem kierującym
pracą zespołu specjalistów, był Jan Bloch, bankier war-
szawski i przedsiębiorca kolejowy.
Dzieło Blocha to prawdziwa encyklopedia proble-
matyki wojny; pięć tomów to opis mechanizmu wojny
i wszelkich związanych z nią zagadnień gospodar-
czych, społecznych i politycznych. Trudno iść tu za
Blochem i referować jego rozważania, w wielu przy-
Strona 10
padkach dawno już nieaktualne. Zwróćmy więc uwagę
na „wnioski ogólne” zawarte w tomie VI, ostatnim,
uzupełnione znakomicie rozmową, którą bankier prze-
prowadził jesienią 1898 r. w Petersburgu z publicystą
angielskim W. T. Steadem.
Bloch wystąpił z tezą, że w warunkach udoskona-
lonej, nowoczesnej broni i milionowych armii wojna
między mocarstwami jest niemożliwa, a gdyby doszło
do jej wybuchu, przyniesie zgubę wszystkim stronom
walczącym. W przyszłej wojnie bowiem ujawnią się
zasoby moralne i intelektualne wszystkich narodów, ca-
ła potęga cywilizacji współczesnej, udoskonalona tech-
nika, a obok tego zagrają uczucia, uzewnętrznią się
charaktery, umysł i wola. W wyobraźni ogółu - dowo-
dził Bloch - wciąż pokutują obrazy czasów już minio-
nych, gdy męstwo brało górę nie tylko nad liczniej-
szym, lecz nawet i nad lepiej uzbrojonym przeciwni-
kiem i - co ważniejsze - gdy życie wewnętrzne społe-
czeństwa płynęło nieprzerwanym potokiem, choć na
granicy toczyły się krwawe walki, a pożyczka pokry-
wała koszty prowadzenia wojny, koszty bez porówna-
nia niższe niż w naszych czasach.
Bloch sądził, że udoskonalona broń nowoczesna
dokona takich rzezi pośród walczących, pozwoli na do-
konanie takiej masakry, iż doprowadzenie walki do
rozstrzygającego zakończenia stanie się niemożliwe.
W takich warunkach nie będzie bitew o ostateczne
zwycięstwo, nastąpi natomiast długi okres wysiłków
zmierzających do opanowania zasobów przeciwnika.
Armie będą stały naprzeciwko siebie, będą sobie zagra-
Strona 11
żały, ale nie będą zdolne do zadania rozstrzygającego
ciosu. Będzie pokój zbrojny na niespotykaną dotąd ska-
lę. Wojna pomiędzy mocarstwami będzie samobój-
stwem - powtarzał Bloch - ale nie wykluczał tej możli-
wości. Mniemał wszakże, iż będzie to ogólna, światowa
katastrofa, która doprowadzi do upadku wszystkich
cywilizowanych rządów.
Rozumowanie Blocha szło dalej w tym kierunku,
że nie ma dziś państw samowystarczalnych, wszystkie
bowiem państwa, nawet najpotężniejsze, najbogatsze
i najrozleglejsze, skazane są na dowóz z innych krajów
bądź środków żywności czy innych surowców, bądź ar-
tykułów przemysłowych. Wojna wywoła więc od razu
olbrzymie niedobory, tym bardziej że zabraknie rąk do
pracy, gdyż powszechna mobilizacja oderwie od niej
miliony ludzi. A cóż to są wielkie zmobilizowane ar-
mie? Bloch rzucił tu pod adresem rządów groźne
ostrzeżenie - armia może być nie tylko narzędziem
podbojów, armia może nie tylko stać na straży porząd-
ku wewnętrznego, armia może również wywołać i sze-
rzyć dążności wywrotowe, dążności rewolucyjne.
Za tym, że wojna będzie w przyszłości niemożliwa
czy też nieprawdopodobna, przemawiały jeszcze - zda-
niem Blocha - argumenty finansowe. Państwo współ-
czesne opiera się na kredycie, a wojny nowożytnej nie
sposób prowadzić bez „rujnujących wydatków”. Koszt
utrzymania jednego żołnierza obliczał Bloch w ostat-
nim dziesięcioleciu XIX w. na 8 szylingów dziennie.
Jeśli państwa Trójprzymierza i Dwuprzymierza posta-
wią swe armie na stopie wojennej, około 10 mln ludzi
Strona 12
stanie pod bronią. A więc pięć mocarstw europejskich
wydawałoby każdego dnia ponad 4 miliony funtów
szterlingów wyłącznie na utrzymanie wojska. A gdzie
inne wydatki związane z prowadzeniem wojny?
Dużo dają do myślenia wywody bankiera war-
szawskiego, iż udoskonalenie oręża, jego nieporównana
skuteczność uniemożliwiają prowadzenie wojny. „Naj-
pierw nastąpi coraz straszniejsza rzeź - tłumaczył Bloch
Steadowi - rzeź w takich rozmiarach, że żadna armia
nie będzie w stanie doprowadzić bitwy do zwycięskie-
go końca. (...) Nie będzie już wtedy wojny złożonej
z poszczególnych bitew, toczonej do upadłego, nastąpi
wtedy długi okres, gdy walczący podejmą systema-
tyczne wysiłki dla gromadzenia zasobów. Nie będą to
już bezpośrednie zapasy, gdzie walczący mierzą swe si-
ły moralne i fizyczne; wojna przerodzi się w sytuację
bez wyjścia, gdy żadna armia nie będzie mogła poko-
nać przeciwnika, gdy obie armie będą stały naprzeciw-
ko siebie, gdy obie armie będą sobie zagrażały, ale nie
będą zdolne do zadania przeciwnikowi ostatecznego
i rozstrzygającego ciosu. Będzie to po prostu naturalna
ewolucja zbrojnego pokoju w coraz groźniejszej mie-
rze.
Charakterystyczny błąd w rozumowaniu bankiera
warszawskiego, błąd łatwo wszakże zrozumiały
u człowieka drugiej połowy XIX w. Oto Bloch był
przeświadczony, że człowiek mu współczesny, czło-
wiek końca wieku XIX, człowiek wieku XX nigdy nie
będzie w stanie wytrzymać i wycierpieć tyle, ile zdolni
byli wycierpieć jego przodkowie. Wiemy dziś, jak
Strona 13
gruntownie się mylił. Zapatrywania Blocha zaważyły
w jakiejś mierze na poglądach, które w przededniu
pierwszej wojny światowej dominowały pośród woj-
skowych, pośród polityków, pośród ekonomistów, że
nadchodząca wojna będzie wojną krótkotrwałą. Brzmi
to zapewne jak paradoks - Bloch postawił tezę, że woj-
na pomiędzy mocarstwami nie jest już możliwa, gdyż
musiałaby trwać bardzo długo, a ludzkość nie podoła
takiemu wysiłkowi; współcześni Blocha przyjęli
wprawdzie pogląd o niemożliwości wojny długiej, wie-
loletniej, ale uznali za możliwą wojnę krótkotrwałą,
kilkumiesięczną w przekonaniu, że oręż nowoczesny,
znakomicie udoskonalony pozwoli na zadanie przeciw-
nikowi szybkich ciosów i w niedługim czasie doprowa-
dzi do zakończenia działań wojennych. Zapewne wielu
ekonomistów, polityków, wojskowych zgadzało się
z twierdzeniem, że nie ma dziś mocarstwa, które zdoła-
łoby znieść finansowe ciężary wojny nowoczesnej; lecz
w takim razie rozstrzygnięcie musi nastąpić tak szybko,
zanim wyczerpią się zasoby finansowe wielkiego mo-
carstwa.
2. U źródeł wojny
Badania genezy pierwszej wojny światowej mają
długą historię. Trwają niemal od chwili wybuchu, kiedy
to w krajach walczących, przede wszystkim we Francji
i w Niemczech, usiłowano wykazać szerokim kołom
społeczeństwa, że odpowiedzialność spada całkowicie
na przeciwnika, który dokonał aktu agresji. Łatwo było
tak twierdzić Francuzom, znacznie trudniej Niemcom,
Strona 14
gdyż to Niemcy przecież wypowiedziały wojnę Rosji,
a następnie Francji, gdyż to przecież wojska niemieckie
wdarły się na ziemię francuską. Ale od czego propa-
ganda? Ona to sprawiła, że każdy naród wierzył, iż stał
się ofiarą napadu. Roznamiętnienie polityczne nie służy
spokojnym badaniom naukowym, nic więc dziwnego,
że w początkowym okresie powojennym szukano nie
tyle wyjaśnienia procesu dziejowego i wykrycia licz-
nych zjawisk dziejowych, które złożyły się na wielki
zbrojny konflikt międzynarodowy, ile dążono do usta-
lenia odpowiedzialności - więcej: winy za rozpętanie
burzy wojennej. W pewnej mierze przyczynił się do ta-
kiego stawiania kwestii traktat wersalski, który w arty-
kule 231 stwierdzał, że Niemcy są winne wywołania
wojny i dlatego muszą płacić odszkodowania wojenne.
Tezę tę rozwijała w początkowym okresie międzywoj-
nia publicystyka i historiografia francuska. Niemcy byli
początkowo w defensywie; obrona niemiecka szła
w tym kierunku, aby pokazać, że wina wywołania woj-
ny obarczała nie naród niemiecki, lecz odsunięty już od
władzy dawny rząd cesarski. Z biegiem czasu coraz
śmielej wykazywano, że obok obalonego reżimu Wil-
helma II byli i inni winowajcy: był rząd carski, była
Wielka Brytania, była Francja. Wreszcie osławiony
premier brytyjski David Lloyd George wystąpił z po-
glądem, że właściwą przyczyną wojny był zbieg nie-
szczęśliwych okoliczności.
W późniejszych latach międzywojnia i po zakoń-
czeniu drugiej wojny światowej podjęto już poważne
badania naukowe; są one jeszcze dalekie od pełnego
Strona 15
wyjaśnienia wszystkich kwestii związanych z genezą
wojny, ale wzbogaciły znacznie stan naszej wiedzy.
Nauka nie szuka odpowiedzialności, a tym mniej winy,
wypatruje natomiast przyczyn i tych bliskich bezpo-
średnich, które doprowadziły do konfliktu latem roku
1914, i tych głębszych i dalszych, często pośrednich,
które sprawiły, że wojna w ogóle wybuchła.
Były to przeciwieństwa pomiędzy państwami im-
perialistycznymi. Wystąpiły najpierw - rzecz prosta -
w Europie, później dały znać o sobie w całym świecie.
Zwycięstwo Prus i połączonych państw niemiec-
kich nad Francją w wojnie 1870/71 r., a następnie zjed-
noczenie Niemiec wywołało zasadniczą zmianę sytua-
cji w Europie.
Już 9 września 1870 r., w tydzień po Sedanie, Ka-
rol Marks przewidywał, że jeśli Niemcy zagrabią części
terytorium francuskiego, będą się musiały zbroić do
nowej wojny, tym razem wojny na dwa fronty, do woj-
ny „ze sprzymierzonymi rasami słowiańską i romań-
ską”.
Jak słuszny był ten sąd, okazać się miało 44 lata
później, gdy Niemcy stanęły do walki przeciwko
sprzymierzonym z sobą Francji i Rosji.
Ale od września 1870 r. cofnijmy się jeszcze cztery
lata do lipca 1866 r. Bismarck ponoć spędził kiedyś noc
bezsenną na rozmyślaniu, jak potoczyłyby się dzieje,
gdyby to nie Prusy, lecz Austria wygrała bitwę pod Sa-
dową. Nie możemy wiedzieć, jaki byłby wówczas roz-
wój wydarzeń dziejowych, ale z całą pewnością może-
my stwierdzić, że koło historii Niemiec, koło historii
Strona 16
Europy potoczyłoby się inaczej. Nie Prusy dominowa-
łyby nad Niemcami, przewodziłaby im Austria. I nie-
wątpliwie Wiedeń powiódłby Niemcy inaczej i w in-
nym kierunku niż Berlin.
U źródeł lipca roku 1914 leży Sedan, u źródeł Se-
danu leży Sadowa.
W układzie sił po Sadowie i po Sedanie najpotęż-
niejszym mocarstwem naszego kontynentu były Prusy
rozszerzone w Niemcy. Były już największą potęgą po-
lityczną i militarną, a zmierzały do zdobycia przewagi
gospodarczej; od końca XIX w. zaczęły zagrażać naj-
większej w owym czasie potędze gospodarczej świata -
Wielkiej Brytanii. Przed Niemcami stanęło zadanie
utrzymania tej pozycji; czy sprostają temu zadaniu, czy
nie, od tego zawisły losy i Niemiec, i całej Europy.
Kanclerz Bismarck upatrywał drogę do utrzymania
przewagi Niemiec w politycznym izolowaniu Francji i
w bliskich związkach z dwiema sąsiednimi potencjami
cesarskimi - monarchią habsburską i Rosją. Gdy anta-
gonizm austriacko–rosyjski uniemożliwił jednoczesne
kultywowanie przyjaźni z Habsburgami i z carem, Bi-
smarck dokonał - jak to wówczas określano - opcji na
rzecz Wiednia. 7 października 1879 r. stanął traktat
przymierza pomiędzy Niemcami i Austro–Węgrami; 20
maja 1882 r. przyłączyły się do niego Włochy, powsta-
ło Trójprzymierze.
Przewaga Niemiec zachwiała się pod koniec XIX
w., gdy w latach 1891 –1894 zostało zawiązane przy-
mierze francusko–rosyjskie, Francja wyszła po 20 la-
tach z izolacji politycznej. W Europie stanęły naprze-
Strona 17
ciwko siebie dwa bloki - Trójprzymierze i Dwuprzy-
mierze.
Koniec wieku XIX przyniósł panowanie monopoli
i kapitału finansowego, przyniósł wzmożony wywóz
kapitału, przyniósł wreszcie podział całego terytorium
kuli ziemskiej przez najsilniejsze państwa kapitali-
styczne. Innymi słowy świat wszedł w erę imperiali-
zmu. Nie mówimy już o potęgach europejskich, mó-
wimy o potęgach światowych. A potęgi światowe to
Wielka Brytania, Francja, Rosja. Na przełomie wieków
XIX i XX do stanowiska mocarstwa światowego wysu-
nęły się najpierw Niemcy, dalej Stany Zjednoczone,
wreszcie Japonia. W końcu wieku XIX największe zna-
czenie miało dążenie Niemiec do zdobycia pozycji mo-
carstwa już nie europejskiego tylko, lecz światowego.
Wszczęły Niemcy bój o „miejsce pod słońcem”, wedle
słynnego obrazowego wyrażenia kanclerza Bernharda
Bülowa. Zewnętrznym wyrazem nowych dążeń nie-
mieckich była dymisja Bismarcka w dniu 20 marca
1890 r. Żelazny kanclerz był całkowicie człowiekiem
minionego okresu i nie mógł odpowiadać dążeniom
i interesom burżuazji niemieckiej sterującej wyraźnie
ku polityce światowej, ku „Weltpolitik”. Następcą Bi-
smarcka został generał Leo von Caprivi de Caprara de
Montecuculi. Drugi kanclerz Rzeszy wykazał od razu
zrozumienie dla nowej polityki imperialistycznej. Jej
wyrazem były traktaty handlowe zawarte z Austro–
Węgrami, z Włochami i z Belgią 6 grudnia 1891 r.,
z Serbią 21 sierpnia i z Rumunią 21 października 1893
r., wreszcie z Rosją 10 lutego 1894 r. Traktaty te, zwa-
Strona 18
ne ogólnikowo i niedokładnie traktatami Capriviego,
zapowiadały zbliżenie pomiędzy Niemcami, Austro–
Węgrami, Rumunią i Serbią. Zbliżenie, które w sprzy-
jających okolicznościach mogło doprowadzić do utwo-
rzenia w takiej czy innej formie wielkiego związku
środkowoeuropejskiego pod egidą Berlina. Związek ta-
ki byłby ogromnym wzmocnieniem politycznym i go-
spodarczym Niemiec. Byłaby to formacja na razie tylko
europejska, ale szeroko otwierałaby się przed nią droga
do ekspansji na Bliski Wschód.
10 grudnia 1891 r. na mównicy parlamentu Rzeszy
stanął kanclerz Caprivi i wielką mową zainaugurował
dyskusję nad zawartymi właśnie traktatami handlowy-
mi. Część mowy poświęcona ogólnej sytuacji świato-
wej wyjaśniała w sposób jasny, czym - według nowych
pojęć - jest mocarstwo, czym jest mocarstwo światowe.
„W ostatnich czasach - dowodził kanclerz Leo von Ca-
privi - narody zrozumiały światowe zjawisko dziejowe,
którego znaczenie wysoko oceniam. Jest nim powstanie
wielkich mocarstw, ich poczucie własnej siły, ich dąże-
nie do odgrodzenia się od państw innych. Nasz
wschodni sąsiad włada obszarem, ciągnącym się od
północnych stoków Himalajów aż do Oceanu Lodowa-
tego. Ma on możność wyprodukować we własnym za-
kresie prawie wszystko to, czego państwu potrzeba. (...)
Po drugiej stronie Oceanu Atlantyckiego powiększa się
nieustannie liczba ludności Stanów Zjednoczonych
Ameryki Północnej. Wzmaga się poczucie siły republi-
ki północnoamerykańskiej i energia, z jaką czuwa ona
nad swymi interesami. (...) Jeśli znawcy spraw chiń-
Strona 19
skich mają słuszność, Chiny stoją u progu olbrzymiej
przemiany, której nie sposób nie docenić; nie wiadomo,
czy i Chiny nie zaczną się odgraniczać od innych pań-
stw, nie wiadomo również, w jakiej mierze będą one
mogły wystąpić jako współzawodnik na rynkach świa-
ta. (...) Rozszerzyła się widownia historii świata, mamy
wobec tego do czynienia z innymi stosunkami; pań-
stwo, które dotychczas grało w dziejach rolę mocarstwa
europejskiego, może, jeśli chodzi o siły materialne,
spaść w niedługim czasie do rzędu państw małych”.
Słowa kanclerza o rozszerzeniu się świata i wyni-
kającej stąd możliwości spadku znaczenia mocarstw
europejskich zwiastowały wejście Rzeszy na tory poli-
tyki imperialistycznej, na tory „Weltpolitik”, zapowia-
dały, że Niemcy podejmą rywalizację z mocarstwami
światowymi, takimi jak Wielka Brytania, Stany Zjed-
noczone, Rosja.
Punkt ciężkości polityki międzynarodowej nie
znajdował się już wyłącznie w Europie, sprawy innych
kontynentów odgrywały rolę coraz znaczniejszą. W grę
wchodziła nie tylko rywalizacja kolonialna, która sta-
wiała przeciwko sobie Francję i Wielką Brytanię, i Ro-
sję, później Niemcy przeciw Francji; była to również
rosnąca pozycja dwóch potencji pozaeuropejskich -
Stanów Zjednoczonych i Japonii. Alianse, które zawie-
rały pomiędzy sobą mocarstwa Europy, nabierały
obecnie charakteru aliansów światowych, w każdym
razie pozaeuropejskich. Trójprzymierze i Dwuprzymie-
rze były to alianse wyraźnie europejskie, zawierane dla
obrony interesów europejskich. Ale już traktat brytyj-
Strona 20
sko–japoński z 30 stycznia 1902 r. obejmował sprawy
Dalekiego Wschodu. Entente cordiale (Porozumienie
serdeczne) francusko–brytyjskie z 8 kwietnia 1904 r.
dotyczyło głównie Afryki, układ brytyjsko–rosyjski
z 31 sierpnia 1907 r. regulował współzawodnictwo
Londynu i Petersburga w Azji Środkowej (Persja,
Afganistan, Tybet).
Niemcy były wielką potęgą lądową i niewątpliwie
najpotężniejszym mocarstwem w Europie, Wielka Bry-
tania natomiast wielką potęgą morską i najpotężniej-
szym mocarstwem w świecie. Na przełomie XIX i XX
w. trafiła się chwila, gdy Wielka Brytania postanowiła
wyjść z tradycyjnego splendid isolation (wspaniałego
odosobnienia) i zdecydowała się ostrożnie szukać zbli-
żenia z Niemcami. Berlin wszakże nie przyjął wycią-
gniętej dłoni angielskiej. W niemieckich kołach rządo-
wych sądzono, że Wielka Brytania nigdy nie dojdzie do
porozumienia ani z Francją, ani z Rosją. Niemcy będą
więc miały zawsze swobodę manewru. Błędne były to
rachuby. W Londynie, zwłaszcza po przykrych do-
świadczeniach podczas wojny z Burami 1899–1902,
zrozumiano, że zupełne osamotnienie wytwarza sytua-
cje niepomyślne. Wynikiem zmienionej oceny założeń
politycznych były wspomniane już kompromisy
z Francją w 1904 r. i z Rosją w 1907 r. Niemcy więc
same realizowały swą „politykę światową”; nie miały
wsparcia sprzymierzeńców z Trójprzymierza, ani Au-
stro–Węgier, których interesy nie wykraczały poza Eu-
ropę i Bliski Wschód, ani Włoch słabych i niepewnych.