Pajewski J. - Pierwsza wojna światowa 1914-1918

Szczegóły
Tytuł Pajewski J. - Pierwsza wojna światowa 1914-1918
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Pajewski J. - Pierwsza wojna światowa 1914-1918 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Pajewski J. - Pierwsza wojna światowa 1914-1918 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Pajewski J. - Pierwsza wojna światowa 1914-1918 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Przedsłowie Historia pierwszej wojny światowej od dawna bu- dziła moje najżywsze zainteresowanie. Pasjonował mnie ten moment przełomowy w dziejach Europy i świata całego, stanowiący przejście od jednej do dru- giej epoki dziejowej. Wyobraźnię i uczucie pobudzały zmagania potęg w tej „wojnie powszechnej za wolność ludów”, o którą modlił się Adam Mickiewicz. Szcze- gólne moje zainteresowanie budziły dwa łączące się ze sobą ściśle zagadnienia: cele wojenne, jakie sobie sta- wiały mocarstwa wszczynające wojnę, i osiągnięte wy- niki. Przystąpiłem do opracowania dziejów pierwszej wojny światowej z niezmierną radością, ale i z obawa- mi niemałymi. Radość dawała mi praca badawcza, dążenie do wykrywania prawdy o doniosłych wydarzeniach dzie- jowych, których byłem świadkiem dalekim, o ich wy- nikach, o ich następstwach. Obawy budziła we mnie okoliczność, że wojna - która chronologicznie rzecz ujmując nie stanowi okresu długiego, trwała dokładnie 4 lata, 4 miesiące i 11 dni - niesie taką mnogość zagadnień, iż dla badacza nie bę- dącego specjalistą w wielu dziedzinach syntetyczne jej opracowanie przedstawia trudności poważne. Sprawę komplikuje również olbrzymia i ciągle ro- snąca literatura przedmiotu w wielu językach; jej opa- nowanie przez jednego autora nie jest możliwe. Ko- nieczne było przeprowadzenie selekcji. Strona 3 Zdecydowałem się jednak pomimo wszystko pod- jąć próbę opracowania ogólnego obrazu dziejów pierw- szej wojny światowej w przekonaniu, że synteza waż- nego problemu dziejowego dokonana przez jednego au- tora ma, czy raczej powinna mieć, pewne walory, któ- rych brak opracowaniom wieloosobowym. Czytelnika uderzą zapewne dysproporcje pomiędzy niektórymi częściami książki. Może się wydawać, że niektóre zagadnienia zostały opracowane zbyt obszer- nie, inne zbyt wąsko. Dwie są tego przyczyny: niektóre rozdziały rozbudowałem dlatego, że przywiązuję szczególną wagę do omawianych w nich problemów, np. sprawy niemieckie, inne dlatego, że dysponowałem nowym, nieznanym a interesującym materiałem. Feci quod potui i oddaję książkę tę w ręce Czytel- nika nie bez obaw, ale i nie bez nadziei, że wzbudzi ona być może bliższe zainteresowanie tym tak doniosłym, a tak mi bliskim okresem dziejowym. Z maszynopisem zechcieli się zaznajomić prof. Antoni Czubiński i prof. Andrzej Garlicki. Miły to dla mnie obowiązek złożyć Im serdeczne podziękowanie za Ich trud i za cenne uwagi. Niektóre części pracy czytali również moi Ucz- niowie. Za ich spostrzeżenia serdecznie Im dziękuję. Głęboką wdzięczność winien jestem dr Aleksan- drze Kosickiej, która wnikliwie przestudiowała cały maszynopis. Jej pracy, Jej uwagom zawdzięczam bar- dzo wiele, zwłaszcza gdy idzie o jasność i precyzję wielu sformułowań. JANUSZ PAJEWSKI, Poznań w styczniu 1988 r. Strona 4 1. Obraz przyszłej wojny Rok 1914 pokazał, że władze zarówno cywilne, jak i wojskowe państw, które stanęły do walki, nie rozu- miały, nie zdawały sobie sprawy z tego, czym jest, wojna nowoczesna, jakie siły wyzwolić musi, jak głę- bokie przemiany w życiu ludzkości przyniesie, ile ofiar pochłonie, jak długo trwać będzie. Przyszłą wojnę widziano w konflikcie między koa- licjami wrogich sobie państw, upatrywano w bojach armii zawodowych, ale opartych na powszechnym ob- owiązku służby wojskowej; w narodach państw wal- czących widziano tylko widzów, obserwatorów - nie czynnik działania. Pierwsi Niemcy mieli wizję przyszłych wojen, gdy tworzyli jeszcze w XIX w. teorię „narodu pod bronią”. Nie była to jeszcze wizja „narodu w wojnie”, wizja ca- łego narodu toczącego wojnę. W narodzie upatrywano jedynie rezerwuar niezbędnych sił, jedynie zbiornik za- pasowy, skąd armia czerpać będzie potrzebne jej zaso- by ludzkie i materiałowe. Nie dostrzegano jeszcze w narodzie niepożytej siły, której armia jest częścią je- dynie. Zwracano się do przeszłości, spoglądano na wojny toczone w XIX w. i wyciągano z nich naukę. Gdy zakończyło się ćwierćwiecze wojen rewolu- cyjnych i napoleońskich, prowadzono w Europie woj- ny, ale obejmowały one jedynie część kontynentu i nie trwały długo. Tak więc walki w ciągu jednego tylko Strona 5 miesiąca lipca 1866 r. rozstrzygnęły wojnę Prus prze- ciwko Austrii i mniejszym państwom niemieckim, a wojna ta miała przecież doniosłe znaczenie dla całej Europy. Siedem miesięcy trwała wojna francusko– niemiecka 1870/71 r., a w jej wyniku Francja utraciła stanowisko pierwszego mocarstwa w Europie. Stanowi- sko to zajęły Niemcy. Czy fakty te nie musiały wpłynąć na tok rozumo- wania polityków, wojskowych, ekonomistów, publicy- stów, którzy w ostatnich latach XIX w. głosili pogląd, że wojna w ówczesnych, nowych warunkach może być wojną tylko krótkotrwałą? I czy mogło być inaczej? Rozważania sztabowców zwracały się ku wielkim bitwom, które rozstrzygały o losach całej kampanii, ku wielkim bitwom, które wy- grywał Napoleon, które wygrywał Moltke. Strategia zniszczenia wzięła górę nad strategią wyczerpania. Takie poglądy dyktowały w Niemczech plany Helmuthowi Moltkemu starszemu, Alfredowi Schlief- fenowi, Helmuthowi Moltkemu młodszemu. Takie po- glądy od końca XIX w. dominowały w myśli strate- gicznej francuskiej. Ich wynikiem były francuskie pla- ny wojenne XIV, XV, XVI, XVII, zapowiadające szybkie działania zaczepne. Wojna zaczepna, szybkie, błyskawiczne, druzgo- cące zwycięstwo, szybki koniec wojny. Odosobniony był głos francuskiego pisarza woj- skowego Emila Mayera, który w 1889 r. pisał, że wprowadzenie w życie „nowego prochu sprawiło, iż ruch stał się niebezpieczeństwem. Siłą jest nierucho- Strona 6 mość (immobilite). To znaczy, że odtąd przewagę daje defensywa”. Defensywa to wojna długo trwała. Spo- strzeżenie Mayera było dość zaskakujące, nie znalazło też szerszego oddźwięku. Oddźwięku nie wywołały, co już musi zdumiewać, głosy dwóch poważnych znawców zagadnień wojny, głosy dwóch mężów, których różniło stanowisko, jakie zajmowali w społeczeństwie, których różniły poglądy polityczne i społeczne; zgadzali się natomiast z sobą w jednej tylko, ale ważnej sprawie - jaka będzie przy- szła wojna? Ci dwaj mężowie to Fryderyk Engels i Helmuth von Moltke starszy. Engels pisał w 1887 r. „... Dla Prus–Niemiec nie- możliwa już teraz żadna inna wojna prócz światowej. A byłaby to wojna światowa niebywałych dotąd roz- miarów, niebywałej siły. 8 do 10 milionów żołnierzy będzie się wzajemnie mordowało objadając przy tym do cna całą Europę tak gruntownie, jak nigdy jeszcze nie objadła jej szarańcza. Spustoszenie, spowodowane wojną trzydziestoletnią, zgęszczone w krótkim okresie trzech czy czterech lat i rozszerzone na cały kontynent, głód, epidemie, powszechne zdziczenie zarówno woj- ska, jak i mas ludowych, zdziczenie wywołane skrajną nędzą, beznadziejny chaos w naszym sztucznym me- chanizmie handlowym, przemysłowym i kredytowym - wszystko to skończy się powszechnym bankructwem. Załamanie się dawnych państw i ich tradycyjnej mą- drości państwowej w takich rozmiarach, że korony tu- zinami toczyć się będą po ulicach i nie znajdzie się nikt, kto by je podniósł. Będzie sprawą absolutnie nie- Strona 7 możliwą przewidzieć, jak się to wszystko skończy i kto z walki wyjdzie zwycięzcą. Jedno jest wszakże zupeł- nie pewne: ogólne wyczerpanie i ustalenie warunków ostatecznego zwycięstwa klasy robotniczej”. Okoliczność, że Engels pogląd ten wypowiedział we wstępie do nie nazbyt szeroko rozpowszechnionej broszury, w części tylko może wytłumaczyć, iż głos je- go przeszedł niemal bez echa. Bez echa przeszedł również i głos Moltkego. 14 maja 1890 r. na trybunie parlamentu Rzeszy stanął dziewięćdziesięcioletni wówczas zwycięzca spod Sa- dowy i spod Sedanu, starzec nad grobem stojący, i rzu- cił światu groźne ostrzeżenie: „Gdy wybuchnie wojna, nie da się przewidzieć ani czasu jej trwania, ani jej końca. Walkę podejmą największe mocarstwa Europy uzbrojone jak nigdy dawniej. Żadne z nich nie może być w jednej czy w dwóch kampaniach tak osłabione, aby się uznało za pokonane, aby musiało zawrzeć pokój na twardych warunkach, aby się nie mogło podźwi- gnąć, choćby po dłuższej przerwie do nowej walki. Moi Panowie, może to być wojna siedmioletnia, może to być wojna trzydziestoletnia - i biada temu, kto w Euro- pie wznieci pożar, kto pierwszy przytknie lont do pusz- ki z prochem”. Nemo est propheta in patria sua. Głos Moltkego nie wywarł chyba wpływu. W każdym razie wpływu tego nie widać w ustalanych później planach wojen- nych ani Schlieffena, ani Moltkego młodszego. Schlief- fen uważał, że strategii wyczerpania nie da się zasto- sować w czasach, gdy „utrzymanie milionów (żołnie- Strona 8 rzy) wymaga miliardowych wydatków”. Wychodząc z takiego założenia doszedł do wniosku, że bitwa, która w początku wojny zniszczy armię jednego z przeciwni- ków, złamie również jego wolę oporu i sparaliżuje za- razem wolę oporu jego sprzymierzeńca. Krótką wojnę przewidywał również plan jego następcy Moltkego młodszego. Gdy w 1914 r. wybuchła wojna, zarówno wojskowe, jak i cywilne władze niemieckie brały pod uwagę jedynie możliwość wojny krótkotrwałej. Z takim samym nastawieniem spotykamy się rów- nież i po drugiej stronie Renu, we Francji. I tam ofen- sywne plany wojenne przewidywały wojnę krótkotrwa- łą. I tam w opinii władz i cywilnych, i wojskowych wojna, której się spodziewano, miała być wojną krótko- trwałą. Major Ferdinand Foch, późniejszy wódz na- czelny i marszałek Francji, wykładowca historii woj- skowej i taktyki ogólnej w Szkole Wojennej, ogłosił książkę o zasadach wojny; znajdujemy tam wiele inte- resujących myśli i wiele interesujących spostrzeżeń o wojnie i jej prowadzeniu. Znamienny jest pogląd au- tora, że armia, która w zbliżającym się konflikcie zbrojnym ruszy do boju, nie będzie armią zawodową, tworzyć ją bowiem będą ludzie wyrwani ze swych śro- dowisk, ze wszystkich szczebli drabiny społecznej. Bę- dą to ludzie oderwani całkowicie od swych rodzin, od pracy zawodowej, od środowiska społecznego, a bez tego nie mogą oni przecież żyć. „Wojna - pisał Foch - przynosi ciężkie przejścia i cierpienia, wraz z nią wszę- dzie się kończy życie. Stąd wniosek, że wojna nie może trwać długo, a więc trzeba ją toczyć z energią, aby Strona 9 szybko osiągnąć cel; w przeciwnym razie nie daje re- zultatu”. Inaczej niż narody kontynentu Europy patrzyli na zagadnienia wojny wyspiarze brytyjscy. Od roku 1066, od czasu najazdu Normanów i zwycięstwa Wilhelma Zdobywcy pod Hastings, stopa najeźdźcy nie dotknęła ziemi angielskiej. W przeciwieństwie do krajów stałego kontynentu Europy, często wstrząsanych i niszczonych pożogą wojenną, Anglicy nie zaznali jeszcze wówczas grozy wojny. Wojnę toczyli zawsze poza granicami kraju, często od granic kraju daleko, i zwykle były to wojny długotrwałe. Dlatego może w Wielkiej Brytanii brano pod uwagę możliwość dłuższej wojny, ale i An- glicy nie przewidywali, że wielki konflikt zbrojny, któ- ry wybuchnie latem 1914 r., trwać będzie ponad cztery lata. Na początku wojny Lord Kitchener oceniał jej trwanie na nieco ponad dwa lata. Na tym tle wyróżniają się poglądy formułowane w sześciotomowym dziele o „przyszłej wojnie”. Dzieło to ukazało się najpierw w języku rosyjskim w Peters- burgu w 1898 r. Wkrótce pojawiły się tłumaczenia na język polski, francuski, niemiecki i częściowo (tom VI) angielski. Autorem, a właściwie redaktorem kierującym pracą zespołu specjalistów, był Jan Bloch, bankier war- szawski i przedsiębiorca kolejowy. Dzieło Blocha to prawdziwa encyklopedia proble- matyki wojny; pięć tomów to opis mechanizmu wojny i wszelkich związanych z nią zagadnień gospodar- czych, społecznych i politycznych. Trudno iść tu za Blochem i referować jego rozważania, w wielu przy- Strona 10 padkach dawno już nieaktualne. Zwróćmy więc uwagę na „wnioski ogólne” zawarte w tomie VI, ostatnim, uzupełnione znakomicie rozmową, którą bankier prze- prowadził jesienią 1898 r. w Petersburgu z publicystą angielskim W. T. Steadem. Bloch wystąpił z tezą, że w warunkach udoskona- lonej, nowoczesnej broni i milionowych armii wojna między mocarstwami jest niemożliwa, a gdyby doszło do jej wybuchu, przyniesie zgubę wszystkim stronom walczącym. W przyszłej wojnie bowiem ujawnią się zasoby moralne i intelektualne wszystkich narodów, ca- ła potęga cywilizacji współczesnej, udoskonalona tech- nika, a obok tego zagrają uczucia, uzewnętrznią się charaktery, umysł i wola. W wyobraźni ogółu - dowo- dził Bloch - wciąż pokutują obrazy czasów już minio- nych, gdy męstwo brało górę nie tylko nad liczniej- szym, lecz nawet i nad lepiej uzbrojonym przeciwni- kiem i - co ważniejsze - gdy życie wewnętrzne społe- czeństwa płynęło nieprzerwanym potokiem, choć na granicy toczyły się krwawe walki, a pożyczka pokry- wała koszty prowadzenia wojny, koszty bez porówna- nia niższe niż w naszych czasach. Bloch sądził, że udoskonalona broń nowoczesna dokona takich rzezi pośród walczących, pozwoli na do- konanie takiej masakry, iż doprowadzenie walki do rozstrzygającego zakończenia stanie się niemożliwe. W takich warunkach nie będzie bitew o ostateczne zwycięstwo, nastąpi natomiast długi okres wysiłków zmierzających do opanowania zasobów przeciwnika. Armie będą stały naprzeciwko siebie, będą sobie zagra- Strona 11 żały, ale nie będą zdolne do zadania rozstrzygającego ciosu. Będzie pokój zbrojny na niespotykaną dotąd ska- lę. Wojna pomiędzy mocarstwami będzie samobój- stwem - powtarzał Bloch - ale nie wykluczał tej możli- wości. Mniemał wszakże, iż będzie to ogólna, światowa katastrofa, która doprowadzi do upadku wszystkich cywilizowanych rządów. Rozumowanie Blocha szło dalej w tym kierunku, że nie ma dziś państw samowystarczalnych, wszystkie bowiem państwa, nawet najpotężniejsze, najbogatsze i najrozleglejsze, skazane są na dowóz z innych krajów bądź środków żywności czy innych surowców, bądź ar- tykułów przemysłowych. Wojna wywoła więc od razu olbrzymie niedobory, tym bardziej że zabraknie rąk do pracy, gdyż powszechna mobilizacja oderwie od niej miliony ludzi. A cóż to są wielkie zmobilizowane ar- mie? Bloch rzucił tu pod adresem rządów groźne ostrzeżenie - armia może być nie tylko narzędziem podbojów, armia może nie tylko stać na straży porząd- ku wewnętrznego, armia może również wywołać i sze- rzyć dążności wywrotowe, dążności rewolucyjne. Za tym, że wojna będzie w przyszłości niemożliwa czy też nieprawdopodobna, przemawiały jeszcze - zda- niem Blocha - argumenty finansowe. Państwo współ- czesne opiera się na kredycie, a wojny nowożytnej nie sposób prowadzić bez „rujnujących wydatków”. Koszt utrzymania jednego żołnierza obliczał Bloch w ostat- nim dziesięcioleciu XIX w. na 8 szylingów dziennie. Jeśli państwa Trójprzymierza i Dwuprzymierza posta- wią swe armie na stopie wojennej, około 10 mln ludzi Strona 12 stanie pod bronią. A więc pięć mocarstw europejskich wydawałoby każdego dnia ponad 4 miliony funtów szterlingów wyłącznie na utrzymanie wojska. A gdzie inne wydatki związane z prowadzeniem wojny? Dużo dają do myślenia wywody bankiera war- szawskiego, iż udoskonalenie oręża, jego nieporównana skuteczność uniemożliwiają prowadzenie wojny. „Naj- pierw nastąpi coraz straszniejsza rzeź - tłumaczył Bloch Steadowi - rzeź w takich rozmiarach, że żadna armia nie będzie w stanie doprowadzić bitwy do zwycięskie- go końca. (...) Nie będzie już wtedy wojny złożonej z poszczególnych bitew, toczonej do upadłego, nastąpi wtedy długi okres, gdy walczący podejmą systema- tyczne wysiłki dla gromadzenia zasobów. Nie będą to już bezpośrednie zapasy, gdzie walczący mierzą swe si- ły moralne i fizyczne; wojna przerodzi się w sytuację bez wyjścia, gdy żadna armia nie będzie mogła poko- nać przeciwnika, gdy obie armie będą stały naprzeciw- ko siebie, gdy obie armie będą sobie zagrażały, ale nie będą zdolne do zadania przeciwnikowi ostatecznego i rozstrzygającego ciosu. Będzie to po prostu naturalna ewolucja zbrojnego pokoju w coraz groźniejszej mie- rze. Charakterystyczny błąd w rozumowaniu bankiera warszawskiego, błąd łatwo wszakże zrozumiały u człowieka drugiej połowy XIX w. Oto Bloch był przeświadczony, że człowiek mu współczesny, czło- wiek końca wieku XIX, człowiek wieku XX nigdy nie będzie w stanie wytrzymać i wycierpieć tyle, ile zdolni byli wycierpieć jego przodkowie. Wiemy dziś, jak Strona 13 gruntownie się mylił. Zapatrywania Blocha zaważyły w jakiejś mierze na poglądach, które w przededniu pierwszej wojny światowej dominowały pośród woj- skowych, pośród polityków, pośród ekonomistów, że nadchodząca wojna będzie wojną krótkotrwałą. Brzmi to zapewne jak paradoks - Bloch postawił tezę, że woj- na pomiędzy mocarstwami nie jest już możliwa, gdyż musiałaby trwać bardzo długo, a ludzkość nie podoła takiemu wysiłkowi; współcześni Blocha przyjęli wprawdzie pogląd o niemożliwości wojny długiej, wie- loletniej, ale uznali za możliwą wojnę krótkotrwałą, kilkumiesięczną w przekonaniu, że oręż nowoczesny, znakomicie udoskonalony pozwoli na zadanie przeciw- nikowi szybkich ciosów i w niedługim czasie doprowa- dzi do zakończenia działań wojennych. Zapewne wielu ekonomistów, polityków, wojskowych zgadzało się z twierdzeniem, że nie ma dziś mocarstwa, które zdoła- łoby znieść finansowe ciężary wojny nowoczesnej; lecz w takim razie rozstrzygnięcie musi nastąpić tak szybko, zanim wyczerpią się zasoby finansowe wielkiego mo- carstwa. 2. U źródeł wojny Badania genezy pierwszej wojny światowej mają długą historię. Trwają niemal od chwili wybuchu, kiedy to w krajach walczących, przede wszystkim we Francji i w Niemczech, usiłowano wykazać szerokim kołom społeczeństwa, że odpowiedzialność spada całkowicie na przeciwnika, który dokonał aktu agresji. Łatwo było tak twierdzić Francuzom, znacznie trudniej Niemcom, Strona 14 gdyż to Niemcy przecież wypowiedziały wojnę Rosji, a następnie Francji, gdyż to przecież wojska niemieckie wdarły się na ziemię francuską. Ale od czego propa- ganda? Ona to sprawiła, że każdy naród wierzył, iż stał się ofiarą napadu. Roznamiętnienie polityczne nie służy spokojnym badaniom naukowym, nic więc dziwnego, że w początkowym okresie powojennym szukano nie tyle wyjaśnienia procesu dziejowego i wykrycia licz- nych zjawisk dziejowych, które złożyły się na wielki zbrojny konflikt międzynarodowy, ile dążono do usta- lenia odpowiedzialności - więcej: winy za rozpętanie burzy wojennej. W pewnej mierze przyczynił się do ta- kiego stawiania kwestii traktat wersalski, który w arty- kule 231 stwierdzał, że Niemcy są winne wywołania wojny i dlatego muszą płacić odszkodowania wojenne. Tezę tę rozwijała w początkowym okresie międzywoj- nia publicystyka i historiografia francuska. Niemcy byli początkowo w defensywie; obrona niemiecka szła w tym kierunku, aby pokazać, że wina wywołania woj- ny obarczała nie naród niemiecki, lecz odsunięty już od władzy dawny rząd cesarski. Z biegiem czasu coraz śmielej wykazywano, że obok obalonego reżimu Wil- helma II byli i inni winowajcy: był rząd carski, była Wielka Brytania, była Francja. Wreszcie osławiony premier brytyjski David Lloyd George wystąpił z po- glądem, że właściwą przyczyną wojny był zbieg nie- szczęśliwych okoliczności. W późniejszych latach międzywojnia i po zakoń- czeniu drugiej wojny światowej podjęto już poważne badania naukowe; są one jeszcze dalekie od pełnego Strona 15 wyjaśnienia wszystkich kwestii związanych z genezą wojny, ale wzbogaciły znacznie stan naszej wiedzy. Nauka nie szuka odpowiedzialności, a tym mniej winy, wypatruje natomiast przyczyn i tych bliskich bezpo- średnich, które doprowadziły do konfliktu latem roku 1914, i tych głębszych i dalszych, często pośrednich, które sprawiły, że wojna w ogóle wybuchła. Były to przeciwieństwa pomiędzy państwami im- perialistycznymi. Wystąpiły najpierw - rzecz prosta - w Europie, później dały znać o sobie w całym świecie. Zwycięstwo Prus i połączonych państw niemiec- kich nad Francją w wojnie 1870/71 r., a następnie zjed- noczenie Niemiec wywołało zasadniczą zmianę sytua- cji w Europie. Już 9 września 1870 r., w tydzień po Sedanie, Ka- rol Marks przewidywał, że jeśli Niemcy zagrabią części terytorium francuskiego, będą się musiały zbroić do nowej wojny, tym razem wojny na dwa fronty, do woj- ny „ze sprzymierzonymi rasami słowiańską i romań- ską”. Jak słuszny był ten sąd, okazać się miało 44 lata później, gdy Niemcy stanęły do walki przeciwko sprzymierzonym z sobą Francji i Rosji. Ale od września 1870 r. cofnijmy się jeszcze cztery lata do lipca 1866 r. Bismarck ponoć spędził kiedyś noc bezsenną na rozmyślaniu, jak potoczyłyby się dzieje, gdyby to nie Prusy, lecz Austria wygrała bitwę pod Sa- dową. Nie możemy wiedzieć, jaki byłby wówczas roz- wój wydarzeń dziejowych, ale z całą pewnością może- my stwierdzić, że koło historii Niemiec, koło historii Strona 16 Europy potoczyłoby się inaczej. Nie Prusy dominowa- łyby nad Niemcami, przewodziłaby im Austria. I nie- wątpliwie Wiedeń powiódłby Niemcy inaczej i w in- nym kierunku niż Berlin. U źródeł lipca roku 1914 leży Sedan, u źródeł Se- danu leży Sadowa. W układzie sił po Sadowie i po Sedanie najpotęż- niejszym mocarstwem naszego kontynentu były Prusy rozszerzone w Niemcy. Były już największą potęgą po- lityczną i militarną, a zmierzały do zdobycia przewagi gospodarczej; od końca XIX w. zaczęły zagrażać naj- większej w owym czasie potędze gospodarczej świata - Wielkiej Brytanii. Przed Niemcami stanęło zadanie utrzymania tej pozycji; czy sprostają temu zadaniu, czy nie, od tego zawisły losy i Niemiec, i całej Europy. Kanclerz Bismarck upatrywał drogę do utrzymania przewagi Niemiec w politycznym izolowaniu Francji i w bliskich związkach z dwiema sąsiednimi potencjami cesarskimi - monarchią habsburską i Rosją. Gdy anta- gonizm austriacko–rosyjski uniemożliwił jednoczesne kultywowanie przyjaźni z Habsburgami i z carem, Bi- smarck dokonał - jak to wówczas określano - opcji na rzecz Wiednia. 7 października 1879 r. stanął traktat przymierza pomiędzy Niemcami i Austro–Węgrami; 20 maja 1882 r. przyłączyły się do niego Włochy, powsta- ło Trójprzymierze. Przewaga Niemiec zachwiała się pod koniec XIX w., gdy w latach 1891 –1894 zostało zawiązane przy- mierze francusko–rosyjskie, Francja wyszła po 20 la- tach z izolacji politycznej. W Europie stanęły naprze- Strona 17 ciwko siebie dwa bloki - Trójprzymierze i Dwuprzy- mierze. Koniec wieku XIX przyniósł panowanie monopoli i kapitału finansowego, przyniósł wzmożony wywóz kapitału, przyniósł wreszcie podział całego terytorium kuli ziemskiej przez najsilniejsze państwa kapitali- styczne. Innymi słowy świat wszedł w erę imperiali- zmu. Nie mówimy już o potęgach europejskich, mó- wimy o potęgach światowych. A potęgi światowe to Wielka Brytania, Francja, Rosja. Na przełomie wieków XIX i XX do stanowiska mocarstwa światowego wysu- nęły się najpierw Niemcy, dalej Stany Zjednoczone, wreszcie Japonia. W końcu wieku XIX największe zna- czenie miało dążenie Niemiec do zdobycia pozycji mo- carstwa już nie europejskiego tylko, lecz światowego. Wszczęły Niemcy bój o „miejsce pod słońcem”, wedle słynnego obrazowego wyrażenia kanclerza Bernharda Bülowa. Zewnętrznym wyrazem nowych dążeń nie- mieckich była dymisja Bismarcka w dniu 20 marca 1890 r. Żelazny kanclerz był całkowicie człowiekiem minionego okresu i nie mógł odpowiadać dążeniom i interesom burżuazji niemieckiej sterującej wyraźnie ku polityce światowej, ku „Weltpolitik”. Następcą Bi- smarcka został generał Leo von Caprivi de Caprara de Montecuculi. Drugi kanclerz Rzeszy wykazał od razu zrozumienie dla nowej polityki imperialistycznej. Jej wyrazem były traktaty handlowe zawarte z Austro– Węgrami, z Włochami i z Belgią 6 grudnia 1891 r., z Serbią 21 sierpnia i z Rumunią 21 października 1893 r., wreszcie z Rosją 10 lutego 1894 r. Traktaty te, zwa- Strona 18 ne ogólnikowo i niedokładnie traktatami Capriviego, zapowiadały zbliżenie pomiędzy Niemcami, Austro– Węgrami, Rumunią i Serbią. Zbliżenie, które w sprzy- jających okolicznościach mogło doprowadzić do utwo- rzenia w takiej czy innej formie wielkiego związku środkowoeuropejskiego pod egidą Berlina. Związek ta- ki byłby ogromnym wzmocnieniem politycznym i go- spodarczym Niemiec. Byłaby to formacja na razie tylko europejska, ale szeroko otwierałaby się przed nią droga do ekspansji na Bliski Wschód. 10 grudnia 1891 r. na mównicy parlamentu Rzeszy stanął kanclerz Caprivi i wielką mową zainaugurował dyskusję nad zawartymi właśnie traktatami handlowy- mi. Część mowy poświęcona ogólnej sytuacji świato- wej wyjaśniała w sposób jasny, czym - według nowych pojęć - jest mocarstwo, czym jest mocarstwo światowe. „W ostatnich czasach - dowodził kanclerz Leo von Ca- privi - narody zrozumiały światowe zjawisko dziejowe, którego znaczenie wysoko oceniam. Jest nim powstanie wielkich mocarstw, ich poczucie własnej siły, ich dąże- nie do odgrodzenia się od państw innych. Nasz wschodni sąsiad włada obszarem, ciągnącym się od północnych stoków Himalajów aż do Oceanu Lodowa- tego. Ma on możność wyprodukować we własnym za- kresie prawie wszystko to, czego państwu potrzeba. (...) Po drugiej stronie Oceanu Atlantyckiego powiększa się nieustannie liczba ludności Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Wzmaga się poczucie siły republi- ki północnoamerykańskiej i energia, z jaką czuwa ona nad swymi interesami. (...) Jeśli znawcy spraw chiń- Strona 19 skich mają słuszność, Chiny stoją u progu olbrzymiej przemiany, której nie sposób nie docenić; nie wiadomo, czy i Chiny nie zaczną się odgraniczać od innych pań- stw, nie wiadomo również, w jakiej mierze będą one mogły wystąpić jako współzawodnik na rynkach świa- ta. (...) Rozszerzyła się widownia historii świata, mamy wobec tego do czynienia z innymi stosunkami; pań- stwo, które dotychczas grało w dziejach rolę mocarstwa europejskiego, może, jeśli chodzi o siły materialne, spaść w niedługim czasie do rzędu państw małych”. Słowa kanclerza o rozszerzeniu się świata i wyni- kającej stąd możliwości spadku znaczenia mocarstw europejskich zwiastowały wejście Rzeszy na tory poli- tyki imperialistycznej, na tory „Weltpolitik”, zapowia- dały, że Niemcy podejmą rywalizację z mocarstwami światowymi, takimi jak Wielka Brytania, Stany Zjed- noczone, Rosja. Punkt ciężkości polityki międzynarodowej nie znajdował się już wyłącznie w Europie, sprawy innych kontynentów odgrywały rolę coraz znaczniejszą. W grę wchodziła nie tylko rywalizacja kolonialna, która sta- wiała przeciwko sobie Francję i Wielką Brytanię, i Ro- sję, później Niemcy przeciw Francji; była to również rosnąca pozycja dwóch potencji pozaeuropejskich - Stanów Zjednoczonych i Japonii. Alianse, które zawie- rały pomiędzy sobą mocarstwa Europy, nabierały obecnie charakteru aliansów światowych, w każdym razie pozaeuropejskich. Trójprzymierze i Dwuprzymie- rze były to alianse wyraźnie europejskie, zawierane dla obrony interesów europejskich. Ale już traktat brytyj- Strona 20 sko–japoński z 30 stycznia 1902 r. obejmował sprawy Dalekiego Wschodu. Entente cordiale (Porozumienie serdeczne) francusko–brytyjskie z 8 kwietnia 1904 r. dotyczyło głównie Afryki, układ brytyjsko–rosyjski z 31 sierpnia 1907 r. regulował współzawodnictwo Londynu i Petersburga w Azji Środkowej (Persja, Afganistan, Tybet). Niemcy były wielką potęgą lądową i niewątpliwie najpotężniejszym mocarstwem w Europie, Wielka Bry- tania natomiast wielką potęgą morską i najpotężniej- szym mocarstwem w świecie. Na przełomie XIX i XX w. trafiła się chwila, gdy Wielka Brytania postanowiła wyjść z tradycyjnego splendid isolation (wspaniałego odosobnienia) i zdecydowała się ostrożnie szukać zbli- żenia z Niemcami. Berlin wszakże nie przyjął wycią- gniętej dłoni angielskiej. W niemieckich kołach rządo- wych sądzono, że Wielka Brytania nigdy nie dojdzie do porozumienia ani z Francją, ani z Rosją. Niemcy będą więc miały zawsze swobodę manewru. Błędne były to rachuby. W Londynie, zwłaszcza po przykrych do- świadczeniach podczas wojny z Burami 1899–1902, zrozumiano, że zupełne osamotnienie wytwarza sytua- cje niepomyślne. Wynikiem zmienionej oceny założeń politycznych były wspomniane już kompromisy z Francją w 1904 r. i z Rosją w 1907 r. Niemcy więc same realizowały swą „politykę światową”; nie miały wsparcia sprzymierzeńców z Trójprzymierza, ani Au- stro–Węgier, których interesy nie wykraczały poza Eu- ropę i Bliski Wschód, ani Włoch słabych i niepewnych.