8411

Szczegóły
Tytuł 8411
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

8411 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 8411 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

8411 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

H. von Ditfurth - Duch nie spad� z nieba WST�P Jednym z najdonio�lejszych odkry� nauki wsp�czesnej jest rozpoznanie, �e wra�enie trwa�o�ci, jakie daje prze�ywany przez nas �wiat, to tylko poz�r. Jest ono wy��cznie z�udzeniem, wywo�anym stosunkowo kr�tkim okresem �ycia cz�owieczego obserwatora. Wszystko, co istnieje we wszech�wiecie, stanowi tymczasowy wynik pewnego rozwoju, przebiegaj�cego od niewyobra�alnie odleg�ych czas�w, chocia� my dopiero niedawno nauczyli�my si� �ledzi� te dzieje, cofaj�c si� od doby obecnej a� do dalekiego momentu, kt�ry uzna� mo�emy za pocz�tek �wiata. To, co dzia�o si� jeszcze przed owym momentem � pozostaje w ukryciu. Na pytanie, dlaczego istnia� jaki� pocz�tek � odpowiedzi nie ma. Mg�a tajemnicy otaczaj�ca ten pocz�tek i jego przyczyny przes�ania r�wnie� genez� struktury pramaterii, a wi�c budowy atomu wodoru. Ale wszystko, co z tego pocz�tku wynik�o, mo�e w zasadzie sta� si� przedmiotem bada� nauk przyrodniczych. Wa�nym krokiem na drodze do poznania jest odkrycie, �e rozw�j jest procesem ci�g�ym i ogarniaj�cym wszystko, co istnieje. Nie jest wi�c tak � jak zrazu s�dzono � �e osobno przebiega kosmiczny rozw�j rzeczy martwych, gaz�w, uk�ad�w s�onecznych, mg�awic spiralnych, osobno za� i niezale�nie od wydarze� kosmicznych na powierzchni naszej � i obcych � planet toczy si� ewolucja biologiczna. Z szybko rosn�cej, chcia�oby si� powiedzie� nieprzebranej liczby rezultat�w poszczeg�lnych bada� w najr�niejszych dziedzinach dyscyplin przyrodniczych wy�oni� si� w ostatnich latach obraz zupe�nie odmienny. Zaczynamy obecnie rozumie�, �e nast�powanie po sobie ca�ych generacji gwiazd sta�ych da�o pocz�tek tocz�cym si� przez miliardy lat dziejom powstawania 90 r�nych pierwiastk�w, z kt�rych sk�ada si� wszystko, co nas otacza. Astrofizycy i chemicy wykryli, �e w�a�ciwo�ci owych pierwiastk�w w drodze procesu kosmicznego zrodzonych z wodoru � owej materii prapocz�tku � musia�y nieodzownie poci�gn�� za sob� zjawisko ich ��czenia si� w cz�steczki o coraz bardziej z�o�onej strukturze. Zreszt� wsp�czesne obserwacje astronomiczne dowiod�y, �e dzieje si� to nadal w wolnym wszech�wiecie. Na powierzchni planet � kt�rych si�y grawitacyjne powodowa�y przecie� skupienie cz�steczek na bardzo ciasnej przestrzeni � proces ten przebiega� zapewne znacznie szybciej. W ostatnim czasie biochemicy i ewolucjoni�ci wielokrotnie odpierali zarzuty (znane zreszt� od dziesi�cioleci), �e nie jest prawdopodobne, i�by na zasadzie tej samej wewn�trznej prawid�owo�ci ��czenie cz�steczek musia�o si� dokonywa� a� do momentu osi�gni�cia takiego poziomu z�o�ono�ci, kt�ry zainicjowa� pocz�tek biologicznej fazy rozwoju. W zwi�zku z tym niedostatecznie b�d� jednostronnie wykszta�ceni oponenci rozpowszechniaj� po dzi� dzie� r�ne statystyczne "kontrargumenty". Ale kto got�w jest zapozna� si� z konkretnymi wynikami do�wiadcze� i obserwacji, �atwo si� przekona, �e pod wp�ywem praw natury materia musia�a wytworzy� nie tylko uk�ady s�oneczne i drogi mleczne, lecz r�wnie� �ywe struktury. Przyjmuj�c istniej�ce prawa natury i materi� tak�, jaka jest, oraz zak�adaj�c dostatecznie d�ugi czas, doj�� mo�na tylko do wniosku, �e powstanie �ycia by�o nie tylko prawdopodobne, lecz wr�cz nieuniknione. W ksi��ce tej przedstawiamy pogl�d, �e dotyczy to r�wnie� naszego ducha. Jestem g��boko przekonany, �e materia� naukowy, jakim obecnie dysponujemy, pomimo wszelkich luk w naszej wiedzy wystarcza do udowodnienia, i� materia w toku tej samej ewolucji musia�a nieuchronnie wytworzy� tak�e zjawiska psychiczne � odczucia i uczucia, procesy postrzegania, a wreszcie �wiadomo��. Z chwil� gdy si� zaakceptuje faktyczno�� ewolucji chemicznej i nast�puj�cej po niej ewolucji biologicznej, a tak�e faktyczno�� post�pu tej ewolucji w kierunku coraz bardziej z�o�onych struktur i zdolno�ci, pojawienie si� zjawisk psychicznych w toku biologicznego rozwoju mo�na tylko uzna� za konieczno��. Dobrze rozumiem, �e taka teza musi zrazu wzbudzi� wi�cej uprzedze� i nieporozumie�, ani�eli da si� wyja�ni� w tym kr�tkim wst�pie. Pragn��bym wi�c zwi�le poruszy� dwie tylko sprawy. Pierwsza dotyczy zarzutu "materializmu". Kto taki zarzut wysuwa przeciwko reprezentowanemu tutaj stanowisku � to znaczy przeciwko w��czeniu wymiaru psychicznego do przyrodniczego procesu ewolucji � ten staje si� wyznawc� owej ideologii, kt�r� Ernest Bloch wykpiwa� jako "materializm toporny". Trudno zaprzeczy�, �e ten prymitywny wariant przyrodniczego my�lenia odegra� kiedy�, przej�ciowo, pewn� rol�. By� to jednak impas, kt�ry przezwyci�ono ju� od trzech generacji. Nie powinno si� wi�c wypomina� wiedzy przyrodniczej tego grzechu dzieci�stwa, kt�remu zreszt� nawet w najgorszym okresie uleg�a tylko cz�� jej przedstawicieli. Ale na my�li mam nie t� prymitywn� ideologi�. Nie bez powodu stwierdzi�em przed chwil�, �e zaakceptowanie faktu chemicznej i biologicznej ewolucji stanowi podstaw� do zrozumienia prezentowanego tutaj stanowiska. Nie wolno bowiem zapomnie�, �e przez ca�e wieki w spos�b wr�cz groteskowy nie doceniali�my materii, a przyczyn� tego stanu mo�na bardzo �atwo znale�� w dziejach my�li ludzkiej. Przez d�ugi czas to lekcewa��ce nastawienie niepotrzebnie hamowa�o wgl�d w natur� tego �wiata. Kto upiera si� przy b��dnym rozumieniu materii, dla kogo poj�cie to obci��one jest tylko ideologicznym skojarzeniem, ten naturalnie bardzo pr�dko natrafi na trudno�ci przy rozpatrywaniu nowoczesnych rezultat�w wiedzy przyrodniczej, a ju� na pewno nast�pi to, kiedy b�dzie rozwa�a� nad przej�ciem od ewolucji chemicznej do biologicznej. Jednak�e ten, kto prze�ledzi ca�y rozw�j wstecz a� do jego pocz�tk�w, musi uzna�, �e bardzo niesprawiedliwie traktowali�my materi�. Odkryje on w budowie atomu wodoru � owej materii prapocz�tku, z kt�rej powsta�o wszystko, co dzisiaj istnieje � wyra�ne wskazanie na przyczyn� �wiata znajduj�c� si� poza nasz� rzeczywisto�ci�.1 Czy�by mianem "biologizmu" nale�a�o okre�li� pogl�d, �e w procesie ewolucji musia� nast�pi� taki moment, w kt�rym rezultatem dalszego rozwoju biologicznego by�o powstanie zjawisk psychicznych? Owszem, ale tylko w�wczas, gdyby jego wyznawca jednocze�nie zaprzecza�, jakoby by�o to jednoznaczne z otwarciem si� ca�kowicie nowego wymiaru rzeczywisto�ci. Kto rozumuje biologistycznie, to znaczy, kto s�dzi, �e sprawy duszy wyja�ni� mo�na w kategoriach biologicznych � na przyk�ad wy��cznie jako szczeg�lnie skomplikowan� form� proces�w fizjologicznych � ten nie zrozumia�, czym jest ewolucja. Istot� tej uniwersalnej ewolucji, kt�ra jest przecie� identyczna z histori� �wiata, jest to, �e w spos�b filogenetycznie nieuchronny to, co nowe, nak�ada si� warstwami na to, co stare. W�a�nie warstwami, jedna na drugiej. Nic z nieba nie spada. Nic, czego by przedtem nie by�o, nie pojawia si� nagle i niespodziewanie. W toku nieustaj�cego procesu tworzenia nowe powstaje ze starego: pierwiastki ��cz� si� w cz�steczki o nowych, nie znanych dot�d w�a�ciwo�ciach, rodz�cych szans�, jakich nie mo�na by�o przewidzie�. Jedn� z tych mo�liwo�ci by�o po��czenie si� okre�lonych cz�steczek w struktury zawieraj�ce w sobie regu�y, na podstawie kt�rych one same powsta�y. Doprowadzi�o to do zdolno�ci ca�kiem nowego rodzaju: do zdolno�ci samopodwajania, a tym samym � w naszym wsp�czesnym rozumieniu � do p�ynnego i rozci�gni�tego w czasie przej�cia od materii martwej do o�ywionej. Powstaje wi�c stale co� nowego. Gdyby nie to, �wiat do tej pory by�by jeszcze pusty. Ale nowe w ka�dym przypadku, bez �adnego wyj�tku, rodzi si� na pod�o�u tego, co jest. Wyp�ywa ze starego, na ka�dym szczeblu tworzy si� z przemiany dawnego. Ka�dy poszczeg�lny krok sam w sobie stanowi jak gdyby pewne zako�czenie. Ka�dy poszczeg�lny szczebel rozwoju zdaje si� zamkni�ty w sobie, pozornie doskona�y. Przy ca�ej wspania�o�ci zjawiska ewolucji mo�e najbardziej fascynuj�cym jej przejawem jest to, �e nigdy nie mog�o doj�� do stanu bezruchu, poniewa� ka�dy osi�gni�ty szczebel oznacza� dla niej nowe mo�liwo�ci wyj�ciowe. A wi�c nasz duch � a jest to teza tej ksi��ki � musia� tak�e zrodzi� si� z tego rozwoju. Jakie� mog�oby by� inne �r�d�o jego pochodzenia? Tre�ci� niniejszej ksi��ki b�dzie oparta na dost�pnym wsp�cze�nie materiale naukowym pr�ba odtworzenia przebiegu rozwoju w momencie decyduj�cym dla tej przemiany. Nie b�dzie to oczywi�cie opis kompletny, lecz tylko szkic najwa�niejszych ci�g�w rozwojowych. Ale mo�liwy do odtworzenia obraz jest dostatecznie wyra�ny, aby ten, kto patrzy bez uprzedze�, m�g� nabra� zadowalaj�cego przekonania, �e powstanie naszej �wiadomo�ci odby�o si� w spos�b naturalny. I jeszcze jeden wa�ny punkt: w pierwszej chwili wydaje si�, �e dla osi�gni�cia wyznaczonego tu celu trzeba po prostu przyjrze� si� budowie ludzkiego m�zgu, a przede wszystkim jego filogenetycznemu rozwojowi, s�owem, �e to wystarczy, aby dowiedzie� si�, w jaki spos�b ewolucja mog�a wznie�� si� z poziomu biologicznego na poziom psychiczny. Ot� my b�dziemy stale si�ga� do tego wa�nego �r�d�a informacji, ale zachowamy przy tym du�� ostro�no��, opieraj�c si� tylko lu�no na danych anatomicznych i fizjologicznych. Gdy bowiem kto� usi�uje wyprowadza� ewolucj� wymiaru psychicznego z anatomii naszego centralnego uk�adu nerwowego, nara�a si� nieustannie na niebezpiecze�stwo mylenia przyczyny ze skutkiem. Nie wolno nam zapomina�, �e korzenie �wiadomo�ci s� zapewne starsze od wszystkich m�zg�w. Ten etap rozwoju, o kt�rym mowa w tej ksi��ce, mo�na zrozumie� tylko w�wczas, gdy si� pami�ta, �e m�zg jest narz�dziem my�lenia, a nie jego przyczyn�. Nie jest tak, �e m�zg nasz "wynalaz�" my�lenie, raczej jest przeciwnie. Podobnie to nie nogi wynalaz�y chodzenie i nie oczy wytworzy�y �wiat�o. Powstanie n�g w toku ewolucji by�o skutkiem potrzeby szybkiego poruszania si� na suchym l�dzie. Wykszta�cenie si� oczu by�o reakcj� na mo�liwo�� pos�u�enia si� �wiat�em s�onecznym do orientacji. Zupe�nie tak samo poszczeg�lne cz�ci naszego m�zgu, krok za krokiem i ze stopnia na stopie�, stanowi�y odpowied� ewolucji na mo�liwo�ci pojawiaj�ce si� w ka�dym z osi�gni�tych stadi�w rozwoju. R�ni�ce si� mi�dzy sob� pod wzgl�dem funkcjonalnym � a tak�e wieku � podstawowe cz�ci naszego m�zgu wprawdzie do dnia dzisiejszego jeszcze odzwierciedlaj� trzy najwa�niejsze kroki, dzi�ki kt�rym ewolucja wznios�a si� z poziomu biologicznego na psychiczny, ale s� one rezultatem tego rozwoju, a w �adnym razie nie jego przyczyn�. Na wszelki wypadek jeszcze ostatnia uwaga: tak�e na tej filogenetycznej i genetycznej drodze, po kt�rej zamierzamy zbli�a� si� do zjawisk psychicznych, niemo�liwe jest oczywi�cie znalezienie odpowiedzi na pytanie, czym jest duch, �wiadomo�� czy te� uczucie. Wymiar psychiczny jest najwy�szym szczeblem osi�gni�tym do tej pory przez ewolucj�, w ka�dym razie tutaj, na Ziemi. Ale w odr�nieniu od wszystkich dawniejszych poziom�w rozwojowych jest to jedyny szczebel, kt�rego nie mo�emy rozpatrywa� jak gdyby "od zewn�trz". Brak nam, jak by to nazwa� teoretyk ewolucjonizmu, s�siaduj�cego z nim, wy�szego "poziomu meta", z kt�rego jedynie obserwator m�g�by ogarn��, czym jest to, co psychiczne. Jedna rzecz ods�oni nam si� niezwykle wyra�nie: gdy do dziedziny psychicznej podejdziemy w �cis�ym znaczeniu tego s�owa "od spodu", gdy wi�c przemierzymy w my�li t� sam� drog�, wzd�u� kt�rej w ci�gu ostatnich miliard�w lat z biologicznych mo�liwo�ci i potrzeb rozwin�y si� na Ziemi krok za krokiem funkcje psychiczne, to natychmiast rozpoznamy historyczn� natur� naszej w�asnej �wiadomo�ci. Podobnie jak wszystko, co na tym �wiecie istnieje, �wiadomo�� ta ze wszystkimi swymi osobliwo�ciami jest wytworem realnej historii, sum� nast�puj�cych po sobie �ci�le okre�lonych i konkretnych wydarze�, kt�re j� zrodzi�y. Nasze my�lenie i prze�ywanie, nasze l�ki i nadzieje po dzi� dzie� nosz� pi�tno owej historii. Wstecz / Spis Tre�ci / Dalej 1. Jednokom�rkowce jako sondy m�zgowe Zmys� tropicielski drobnoustroj�w W pocz�tkach naszego stulecia pewien psychiatra z Wurzburga, kt�ry zreszt� pozosta� ca�kowicie nieznany poza kr�giem fachowc�w, odkry� przy u�yciu wagi szczeg�ln� funkcj� najstarszej cz�ci m�zgu. Martin Reichardt, bo to o nim mowa, pod�wczas dyrektor Kliniki Chor�b Nerwowych w Wurzburgu, do swoich bada� wykorzysta� ponadto specjalne zdolno�ci drobnego mikroorganizmu, nazwanego przez naukowc�w kr�tkiem bladym (Treponema pallidum). Kr�tek blady jest zarazkiem wywo�uj�cym ki��. W tym miejscu musz� uczyni� kr�tk� dygresj� z dziedziny biologii og�lnej, aby wyja�ni�, w jaki spos�b te drobnoustroje mog�y sta� si� przydatne w pracy wurzburskiego uczonego. Jak dzisiaj ka�demu wiadomo, choroby zaka�ne s� skutkiem zasiedlenia wielokom�rkowej �ywej istoty przez organizmy jednokom�rkowe. W tym przypadku nale�y s�owo "zasiedlenie" rozumie� ca�kowicie dos�ownie. Przenikanie drobnych zarazk�w w �adnym razie nie ma na celu uszkodzenia organizmu gospodarza, nawet gdy w gr� wchodz� przecinkowce cholery czy te� inni sprawcy jakiej� gro�nej choroby.1 Bakterie, podobnie jak wszystkie �ywe istoty, dzia�aj� tylko zgodnie z nieub�aganymi prawami ewolucji. Pod jej wp�ywem rozszczepia�y si� one z biegiem czasu na coraz to nowe gatunki i rasy, kt�re na Ziemi potrafi�y zasiedla� wci�� nowe przestrzenie �yciowe, zupe�nie tak samo, jak si� to dzia�o w wielkim podkr�estwie wielokom�rkowc�w. W ci�gu tego rozwoju pr�dzej czy p�niej musia�o nast�pi� odkrycie organizmu ciep�okrwistego jako dost�pnej przestrzeni �yciowej. Reprezentowane przeze� skupisko materii organicznej oraz zespolona w nim wielorako�� najrozmaitszych rodzaj�w tkanek nadaj�cych si� na po�ywk� i teren do �ycia � wszystko to spowodowa�o, �e organizm ciep�okrwisty stanowi� nieomal: idealne �rodowisko biologiczne dla mikroskopijnego jednokom�rkowca. W zwi�zku z tym od chwili przyj�cia na �wiat wszyscy jeste�my "zamieszkani" przez nieprzebran� liczb� najr�niejszych gatunk�w mikroorganizm�w. Niewidoczne i nieodczuwalne, siedz� ha naszej sk�rze, w�osach, b�onach �luzowych i w jelitach. Prawie wszystkie s� nieszkodliwe, a niekt�re z nich sta�y si� od dawna ju� wr�cz dla nas niezb�dne. Tak wi�c do normalnej flory � bakterie w biologii zaliczaj� si� wszak do ro�lin! � naszych jelit nale�� r�wnie� drobnoustroje wytwarzaj�ce potrzebn� do �ycia witamin� 812, kt�rej nasz organizm sam nie potrafi zsyntetyzowa�. W tym przypadku dosz�o wi�c do prawdziwej symbiozy, do wsp�ycia korzystnego dla obu partner�w, niezale�nie od zachodz�cych mi�dzy nimi skrajnych r�nic. Nie mogliby�my istnie� bez witaminy 812, a mikroskopijne jednokom�rkowce, kt�re w naszym jelicie wytwarzaj� t� niezb�dn� substancj�, zale�� z kolei od naszego stanu zdrowia � dobry jest warunkiem trwa�o�ci ich �rodowiska. Jednak�e nie w ka�dym przypadku rozw�j doprowadzi� do r�wnie idealnej sytuacji takiego dwustronnego wsp�dzia�ania b�d� co najmniej do wzajemnej tolerancji. W pojawiaj�cych si� raz po raz przypadkach wyj�tkowych � a dotyczy to rzeczywi�cie tylko znikomego procentu wszystkich bakterii � wtargni�cie drobnoustroj�w poci�ga za sob� mniej lub bardziej gwa�towne reakcje ze strony ustroju gospodarza. Oznacza to, �e wzajemne przystosowanie uczestnicz�cych partner�w ci�gle jest tak niedoskona�e, i� produkty przemiany materii drobnoustroj�w dzia�aj� jak trucizna na kom�rki zaj�tych przez nie tkanek albo �e bakterie przenikaj� a� do krwiobiegu organizmu �ywicielskiego i tam niepohamowanie si� rozmna�aj�. Doprowadza to do odpowiednich reakcji obronnych ze strony gospodarza, kt�re intruzom maj� mo�liwie jak najbardziej utrudni� �ycie. Widoczne na zewn�trz i daj�ce si� stwierdzi� oznaki tej walki sk�adaj� si� na znane lekarzom objawy choroby zaka�nej. Szczeg�lnie przydatna w diagnozie jest przy tym wyros�a z do�wiadczenia wiedza, �e istniej� objawy nie tylko og�lne, lecz tak�e swoiste, charakterystyczne dla zaka�enia jakim� gatunkiem zarazk�w. Okre�lone gatunki bakterii powoduj� uszkodzenia okre�lonych narz�d�w: ich objawy to np. b�l gard�a lub kaszel, wysypka, ��taczka (jako skutek zaatakowania w�troby), biegunka b�d� b�le nerek. Dopiero po��czenie objaw�w og�lnych, takich jak gor�czka, b�le g�owy, wzrost liczby leukocyt�w we krwi itp., z tego rodzaju lokalnymi objawami chorobowymi tworzy kliniczny obraz klasycznej choroby zaka�nej. W wi�kszo�ci przypadk�w do�wiadczonemu lekarzowi wystarcza to do wyprowadzenia s�usznego wniosku co do rodzaju zarazk�w, kt�re spowodowa�y chorob�, bez u�ycia mikroskopu, a cz�sto tak�e bez badania krwi. Pozostawmy na boku kliniczn� przydatno�� tej okoliczno�ci, nas bowiem tutaj w zwi�zku z odkryciem dokonanym przez Martina Reichardta interesuje tylko biologiczny aspekt zjawiska. Fakt, �e okre�lone zarazki z tak� niezawodno�ci� atakuj� zawsze i stale okre�lone narz�dy czy rodzaje tkanek, wskazuje na to, �e z punktu widzenia bakterii atakowany narz�d posiada charakter "�rodowiska", a tak�e na og�lny charakter procesu zaka�enia jako rezultatu pewnego ewolucyjnego przystosowania. Podobnie jak �ywe istoty �wiata zewn�trznego, bakterie dostosowane do wn�trza naszego cia�a jako do swego �rodowiska pod sta�ym naciskiem konkurencji ze strony swych wsp�plemie�c�w wyspecjalizowa�y si� w �ci�le okre�lonych "niszach ekologicznych" naszego cia�a. W praktyce "walki o byt" konkurencja mi�dzy gatunkami jest prawie zawsze wsp�zawodniczeniem o pokarm. Zatem gatunek znajduj�cy si� pod naciskiem konkurencji b�dzie mia� tendencj� do wzrastaj�cej specjalizacji w doborze po�ywienia i do przestawienia si� na nie wykorzystane do tej pory �r�d�o pokarmu, z kt�rego mo�e czerpa� bez wielkich przeszk�d ze strony podobnie predysponowanych konkurent�w. Klasycznym przyk�adem gatunku, kt�ry tak post�pi�, s� �uszczaki z wyspy Galapagos. Dla m�odego Darwina prowadzone nad nimi obserwacje sta�y si� kluczowym wr�cz do�wiadczeniem. Ptaki te w ci�gu pokole� w mo�liwie najwi�kszym stopniu zr�nicowa�y kszta�ty swoich dziob�w. Na owych wyspach, na kt�rych nie wyst�puj� �adne inne ptaki jako konkurenci, istniej� wi�c dzisiaj �uszczaki o nazwie zi�by Darwina, z cienkimi, spiczastymi dziobami, �wiadcz�cymi o tym, �e s� owado�erne, obok za� �yj� inne, o dziobach grubych, podobnych do wr�blich � te zi�by s� przewa�nie ziarno�erne. Do jakiego stopnia nie wykorzystane mo�liwo�ci sprzyjaj� takiej dziedzicznej specjalizacji, wykazuje szczytowy nieomal przyk�ad pewnej odmiany zi�b na Galapagos; zi�by te � by u�y� okre�lenia Konrada Lorenza � obra�y sobie "zaw�d dzi�cio�a", po�ywiaj� si� bowiem nie interesuj�cymi nikogo innego owadami, kt�re �yj� g��boko pod kor� drzew b�d� w szczelinach ga��zi. Pomimo silnego nacisku konkurencji ze strony innych, blisko spokrewnionych zi�b mutacje najwidoczniej nie pojawi�y si� u nich w por�, by wykszta�ci� form� dzioba przydatn� do poszukiwania takiego rodzaju pokarmu. W zamian za to mutacja i selekcja wyhodowa�y u tej jedynej w swoim rodzaju odmiany zi�by pewne instynktowne dzia�anie, kt�re umo�liwia jej przedstawicielom osi�gni�cie tego samego celu innymi �rodkami: "dzi�cio�owe zi�by" na wyspach Galapagos swymi niedoskona�ymi dziobami u�amuj� kolce kaktus�w i ze znakomitym skutkiem d�ubi� nimi w szczelinach i otworach w poszukiwaniu zdobyczy. To, co obowi�zuje w odniesieniu do zi�b Darwina, dotyczy w zasadzie wszystkich innych istot �ywych,, a zatem r�wnie�-jednokom�rkowc�w. Temu w�a�nie Reichardt zawdzi�cza� swoje wa�ne odkrycie. Mikroorganizmy chorobotw�rcze tak�e od dawna ju� zacz�y dostosowywa� si� w swoim �rodowisku, a wi�c w ludzkim ciele, do coraz bardziej wyspecjalizowanych nisz, do zupe�nie okre�lonych tkanek czy te� rodzaj�w kom�rek, w kt�rych mog�y rozmna�a� si� mo�liwie bez przeszk�d ze strony wsp�plemie�c�w. Taki proces ewolucyjny, w kt�rego toku rozwin�a si� coraz wi�ksza liczba gatunk�w drobnoustroj�w wyspecjalizowanych w dok�adnie okre�lonym rodzaju tkanek, stanowi wi�c w�a�ciw� przyczyn� istnienia klinicznie rozpoznawalnych chor�b zaka�nych. Ot� na ow� specjalizacj� zarazk�w � oto pow�d mojej ewolucjonistycznej dygresji � mo�na r�wnie� spojrze� pod zupe�nie odmiennym k�tem. Mo�na j� interpretowa� jako szczeg�ln� zdolno�� do wykrywania z absolutn� celno�ci� �ci�le okre�lonego typu tkanki spo�r�d wielotysi�cznej r�norodno�ci kom�rek organizmu �ywicielskiego. Jak nadzwyczajnie rozwini�ta jest ta zdolno�� drobnoustroj�w chorobotw�rczych, mo�na oceni�, gdy si� uwzgl�dni, �e przecie� wszystkie kom�rki, z kt�rych sk�ada si� organizm gospodarza, s� w zasadzie do siebie podobne w typie, niezale�nie od ich wielostronnego zr�nicowania na elementy budulcowe okre�lonych narz�d�w. Wszystkie sk�adaj� si� z j�dra i protoplazmy, wszystkie zawieraj� te same organelle (rybosomy, mitochondria i inne), za pomoc� kt�rych wytwarzaj� bia�ka, oddychaj� i spe�niaj� wiele innych, tak�e wsp�lnych im funkcji. Jedyne wyst�puj�ce mi�dzy nimi r�nice dotycz� funkcji, kt�re kom�rki te przej�y w obr�bie ca�o�ci. To, czy wydzielaj� one pewne enzymy, czy te� hormony, czy wykszta�ci�y w��kna, kt�re potrafi� si� kurczy�, czy te� wypustki przewodz�ce impulsy elektryczne � wszystko zale�y od tego, czy stanowi� cz�� w�troby, czy te� gruczo�u, czy s� budulcem mi�ni, czy cz�ci� uk�adu nerwowego. A z tymi r�nicami w ich funkcji zwi�zane s� drobne r�nice ich przemiany materii. Rozdzia� cz�steczek przetwarzanych przez nie czy te� wydzielanych jako produkt ko�cowy ich przemiany materii jest w ka�dym przypadku nieco odmienny. Te minimalne r�nice chemiczne, kt�re niejednokrotnie odnosz� si� zapewne do nielicznych tylko cz�steczek, najwidoczniej s�u�� mikroorganizmom do orientacji i umo�liwiaj� im dok�adne odnalezienie tego szczeg�lnego rodzaju kom�rki, do kt�rej dostosowa�y si� jako do swego �rodowiska. Poniewa� m�wimy o r�nicach chemicznych, mo�emy pozwoli� sobie na stwierdzenie, �e widocznie rozmaite tkanki naszego cia�a rozmaicie "pachn�" i �e mikroorganizmy potrafi� spo�r�d tysi�cy zapach�w naszych tkanek odnale�� i rozpozna� ten, kt�ry wydzielany jest przez taki rodzaj tkanki, jaki jest im potrzebny do prze�ycia. Zdolno�� orientacji zwi�zana z tak niezawodnym zmys�em tropicielskim jeszcze dzisiaj przewy�sza wszystko, czego potrafi dokona� wsp�czesna chemia z ca�ym swoim technicznym wyrafinowaniem. Prosz� sobie wyobrazi�, jaka rewolucja zasz�aby w mo�liwo�ciach leczenia, gdyby�my potrafili wyprodukowa� substancje, kt�re wykazywa�yby powinowactwo chemiczne tylko z jednym okre�lonym rodzajem tkanki, kt�re wi�c, po�ykane czy wstrzykiwane, by�yby przyjmowane tylko przez ten jeden rodzaj tkanki i tam gromadzone. Substancje takie mog�yby by� u�yte jako "no�nik" dla okre�lonych �rodk�w leczniczych. Substancje o dzia�aniu leczniczym nie rozprzestrzenia�yby si� w�wczas po ca�ym ustroju na chybi� trafi�, nie ukierunkowane, niczym poczta butelkowa. Problem tolerancji lek�w nie odgrywa�by ju� prawie �adnej roli. Skuteczne terapeutycznie dawki zredukowa�yby si� przecie� do warto�ci u�amkowych. Dzisiaj musimy z regu�y zalewa� ca�y organizm stosunkowo du�ymi dawkami danego leku, aby mie� pewno��, �e do jedynego miejsca, w kt�rym dzia�anie jego jest potrzebne, dotrze on w wystarczaj�cej ilo�ci. Od dawna przeprowadza si� pr�by znalezienia tego rodzaju "substancji-no�nik�w". Niekt�re leki zreszt�, ingeruj�c w szczeg�lne szlaki przemiany materii, maj� tendencj� do gromadzenia si� w trakcie rozk�adu w okre�lonych narz�dach. Ale wszystkim tym pr�bom daleko jeszcze do wysokiego i celowego stopnia specjalizacji wykazywanego przez pewne drobnoustroje chorobotw�rcze. Na co umiera chory na pora�enie post�puj�ce? Ot� wurzburski psychiatra Reichardt w pocz�tkach naszego stulecia pos�u�y� si� w�a�nie t� trafno�ci� w docieraniu do celu, kt�r� wykazuj� mikroorganizmy przy odnajdywaniu poszczeg�lnych tkanek, a kt�ra dla nauki jest wci�� jeszcze nieosi�galna. Na pewno nie dzia�a� on ani �wiadomie, ani planowo, gdy� w jego czasach prawie nic z dziedziny omawianych tu przez nas teoretycznych rozwi�za� nie by�o znane. Reichardt by� po prostu doskona�ym obserwatorem klinicznym, a ponadto szczeg�lnie cierpliwym badaczem. Cechy te, po��czone z intuicj�, pozwoli�y mu we w�a�ciwy spos�b postawi� problem i dokona� niezwykle wa�nego odkrycia przy zastosowaniu a� �miesznie prostych �rodk�w. Reichardt zada� sobie zwyczajne pytanie: na eo w�a�ciwie umiera chory na pora�enie post�puj�ce? W tym czasie by�o ju� wiadomo, �e pora�enie post�puj�ce jest odleg�ym nast�pstwem zaka�enia ki��. U mniej wi�cej 3 do 5% wszystkich pacjent�w, kt�rzy ulegli infekcji ki�owej, w jakie� 10, 20 b�d� 30 lat p�niej rozwija si� owa choroba m�zgu, w czasach Reichardta jeszcze nieuleczalna. Zarazek, spiralnie skr�cony kr�tek blady, by� znany od 1905 r., a w 1911 r. uda�o si� wreszcie wykry� ow� drobn� bakteri� w m�zgu pacjent�w zmar�ych wskutek tej choroby. Ale dlaczego ta straszna choroba tak nieuchronnie prowadzi�a do �mierci? Na zaatakowanie m�zgu zrazu wskazywa� wzrastaj�cy zanik pami�ci. Nast�pnie pojawia� si� u pacjent�w dziwnie weso�y i beztroski nastr�j. W dalszych miesi�cach obserwowano post�puj�cy spadek inteligencji, po prostu "g�upienie", a przy tym nastr�j stawa� si� coraz bardziej bezkrytyczny i euforyczny. Wszystko to razem doprowadza�o pr�dzej czy p�niej do groteskowego przeceniania swoich mo�liwo�ci i w wielu przypadkach do typowych dla klasycznego pora�enia post�puj�cego uroje� wielko�ci. Pacjenci podejmowali bezsensowne decyzje i awanturnicze plany. O�wiadczali, �e pragn� obj�� rz�dy i wyt�pi� wszystkie choroby. Niekt�rzy byli przekonani, �e dzi�ki swym nadzwyczajnym talentom zdob�d� w kr�tkim czasie ogromne bogactwa. Inni og�aszali, �e zostan� mistrzami �wiata w sporcie albo �e zajm� miejsce papie�a, aby po��czy� wszystkie religie �wiata. W tym momencie stan ich by� ju� tak powa�ny, �e owe niesamowite pomys�y z pewno�ci� nie mog�y wzbudza� �miechu u �adnego z lecz�cych ich psychiatr�w. Owi ludzie fantazjuj�cy na temat przysz�ych bogactw czy sportowych rekord�w byli fizycznie i psychicznie tylko ruin�, nie potrafili napisa� ani jednego skoordynowanego zdania i za�atwiali swoje potrzeby naturalne do ��ka. Wreszcie w ci�gu roku dochodzi�o do tego, �e pacjenci ju� tylko be�kotali i nie poznawali swego otoczenia. Le�eli apatycznie w ��kach, a jedynymi ich czynno�ciami by�o jedzenie, spanie i trawienie. Potem umierali. Niekiedy na kilka tygodni przed ko�cem wyst�powa�y pewne charakterystyczne objawy, np. pomimo dobrego apetytu pacjenci zaczynali nagle gwa�townie chudn��, tak �e wygl�dali jak szkielet. Inni nagle w ostatnich tygodniach silnie tyli. W niekt�rych przypadkach bez �adnego widocznego powodu pojawia�a si� wysoka gor�czka. Ale wszyscy bez wyj�tku umierali. W�a�ciwie dlaczego? Proces przebiega� w m�zgu, zgodnie z czym objawy mia�y charakter psychiczny. Zaczyna�o si� od os�abienia pami�ci, potem nast�powa�y chorobliwe zmiany nastroju, ot�pienie, urojenia wielko�ci, wreszcie zaburzenia mowy. Zjawiska te by�y ca�kowicie zrozumia�e jako skutek zniszczenia tkanek m�zgowych. Ale w jaki w�a�ciwie spos�b post�puj�ce g�upienie mog�o stawa� si� �miertelne? Prawie we wszystkich przypadkach serce i kr��enie a� do ostatniej chwili by�y ca�kowicie nie naruszone. To samo dotyczy�o w�troby i wszystkich innych narz�d�w wewn�trznych pacjent�w, kt�re Reichardt przebada� b�d� da� do przebadania odpowiednim specjalistom. Pomimo to koniec by� nieunikniony. Jasne by�o wi�c, �e przyczyna �mierci musi tak�e tkwi� w m�zgu. Pod�wczas, przed pierwsz� wojn� �wiatow�, by�a to nadzwyczaj �mia�a hipoteza. M�zg by� siedliskiem �wiadomo�ci i wszystkich innych zjawisk psychicznych. Niekt�re z nich nawet ju� zlokalizowano w okre�lonych miejscach kory m�zgowej, jak na przyk�ad pewne podstawowe elementy mowy. Ale jak�e� zak��cenie funkcji psychicznych mog�o doprowadzi� do �mierci? Z chwil� gdy Reichardt ju� zwr�ci� uwag� na ten problem, podszed� do niego metod� mo�liwie najprostsz� i z �elazn� konsekwencj�. Zacz�� przeprowadza� u pacjent�w z pora�eniem post�puj�cym systematyczne pomiary wagi cia�a i sporz�dza� odpowiednie wykresy. Codziennie, a� do �mierci chorych ewidencjonowa� ilo�� przyjmowanego przez nich po�ywienia. Z t� sam� pedanteri� zapisywa� pobieran� ilo�� p�yn�w i dzienn� obj�to�� wydalanego moczu. Maj�c ju� takie dane w r�ku, po zgonie pacjent�w przyst�powa� do nowych zabieg�w wyznaczania ci�aru. Sekcjonowa� m�zgi zmar�ych, a mianowicie mo�liwie jak najprecyzyjniej oddziela� p�kule m�zgowe od ni�ej po�o�onych odcink�w pnia m�zgu (zob. il. l po s. 96). Podobnie ca�ymi latami, od chwili zapocz�tkowania bada�, post�powa� z m�zgami wszystkich innych pacjent�w, kt�rych sekcje przeprowadzano w jego klinice. Z czasem sta� si� specjalist� w dziedzinie typowych odmian przeci�tnego ci�aru m�zgu. Przede wszystkim za� wyrobi� sobie niezawodny pogl�d na normalnie wyst�puj�ce proporcje mi�dzy ci�arem p�kul m�zgowych a ci�arem r�nych cz�ci pnia m�zgu.2 Prowadzona przez wiele lat mozolna praca doprowadzi�a do wa�nego stwierdzenia: �mier� pacjent�w najwidoczniej by�a skutkiem zaj�cia przez proces chorobowy okre�lonych odcink�w dolnej cz�ci pnia m�zgu. I teraz niezwykle przydatne dla Reichardta okaza�y si� charakterystyczne dla r�nych szczep�w kr�tka bladego upodobania do poszczeg�lnych tkanek. R�nice zachodz�ce pomi�dzy tymi ich upodobaniami s� tak subtelne, �e niekt�re rasy zarazka rozr�niaj� nawet poszczeg�lne cz�ci dolnego odcinka pnia m�zgu; a tym samym wyznaczaj� granice, jakich po dzi� dzie� pod mikroskopem przeprowadzi� nie mo�na, nawet przy u�yciu specjalnych technik barwienia czy innych nowoczesnych �rodk�w pomocniczych. W ko�cu kr�tek blady, podobnie jak wszystkie inne zarazki, tak�e dokonuje wyboru wed�ug kategorii chemicznych. Zatem granice w tkance m�zgowej przestrzegane przez okre�lon� ras� zarazk�w s� granicami pomi�dzy obszarami m�zgu o zr�nicowanej aktywno�ci biochemicznej. Wyra�aj�c to samo inaczej, s� to dla normalnego oka niewidoczne granice mi�dzy obszarami m�zgu o odmiennej funkcji. Podobnie jak wywo�ywacz uwidocznia na na�wietlonym papierze fotograficznym niezauwa�alne przedtem granice pomi�dzy* partiami jasnymi i ciemnymi, tak samo obszary uszkodze� tkanki m�zgowej przez rozmaite rasy kr�tk�w wyznaczaj� obszary m�zgu o wsp�lnej funkcji. Kr�tki, kt�re przenikn�y do m�zgu pacjenta, wykonywa�y swoj� niszczycielsk� robot� na podobie�stwo mikroskopijnych sond m�zgowych, kt�re z precyzj� niemo�liw� do osi�gni�cia w �aden inny spos�b, ujawnia�y rejony swoiste dla okre�lonych funkcji. To, jak� funkcj� za �ycia pacjenta pe�ni�y owe zniszczone obszary odkryte przy mikroskopowym badaniu zaatakowanego m�zgu, mo�na by�o okre�li� retrospektywnie na podstawie historii choroby. Jednym s�owem, Reichardt wpad� na znakomity, a przy tym w gruncie rzeczy nies�ychanie prosty pomys� "skartografowania" tkanki nerwowej pnia m�zgu przez wykorzystanie mikroorganizm�w. Wynikiem tej pracy by�o stwierdzenie jak na owe czasy wr�cz rewolucyjne. Na podstawie historii chor�b i krzywych wagi cia�a z jednej strony, a mikroskopowych preparat�w m�zgu z drugiej, wurzburski uczony m�g� udowodni� niezbicie, �e m�zg wcale nie jest wy��cznie siedliskiem duszy. Je�li pacjenci przed �mierci� nienormalnie tyli, to zawsze w trakcie sekcji uszkodzone okazywa�y si� zupe�nie okre�lone miejsca w pniu m�zgu. Inne, ale r�wnie� zawsze te same miejsca by�y zaatakowane, gdy pacjenci gwa�townie tracili na wadze. A jeszcze inne obszary ucierpia�y, gdy w ostatnich tygodniach �ycia wyst�powa�a niczym nie uzasadniona gor�czka. Gdy z biegiem lat nagromadza�y si� takie i inne przypadki, wnioski stawa�y si� oczywiste. Nale�a�o s�dzi�, �e w dolnym odcinku pnia m�zgu w og�le nie mieszcz� si� �adne funkcje duchowe. Jakkolwiek w uszach wsp�czesnych Reichardtowi brzmia�o to zupe�nie niewiarygodnie, m�zg wcale nie s�u�y� wy��cznie podtrzymaniu �wiadomo�ci i innym procesom psychicznym. Odnosi�o si� to w ka�dym razie do pnia m�zgowego. Wyst�powa�y w nim najwyra�niej o�rodki steruj�ce nie psychicznymi, lecz wegetatywnymi procesami. Wiedziano ju� w�wczas, �e w najwy�szej cz�ci rdzenia kr�gowego istniej� o�rodki reguluj�ce czynno�� serca i oddychanie. Wiadomo by�o tak�e, �e m�d�ek (zob. il. l po s. 96) nie ma nic wsp�lnego z procesami psychicznymi czy te� ze �wiadomo�ci�, lecz zdaje si� w jaki� spos�b odpowiedzialny za zestrojenie, za "koordynacj�" unerwienia mi�niowego przy wszystkich ruchach. Ale jedno i drugie by�y to cz�ci uk�adu nerwowego, wyra�nie odgraniczone od samego m�zgu, nie tylko z nazwy, ale przede wszystkim anatomicznie. Po badaniach Reichardta ca�y przebieg pora�enia post�puj�cego ko�cz�cy si� nieuchronn� �mierci� przesta� by� zagadk�. Pacjenci wcale nie umierali na skutek za�amania si� swych zdolno�ci psychicznych (w�a�nie ten zwi�zek od pocz�tku wydawa� si� Reichardtowi nieprawdopodobny). Wynikiem przenikania kr�tk�w do m�zgu by�y nie tylko objawy psychiczne, lecz � z chwil� gdy zapalenie przenosi�o si� na pie� m�zgu � zak��cenia funkcji cielesnych. Uznano, �e ta cz�� m�zgu jest najwidoczniej narz�dem reguluj�cym niezb�dne do �ycia procesy przemiany materii, a zatem �e m�zg jest odpowiedzialny nie tylko za czynno�ci psychiczne, ale r�wnie� za biologiczne funkcjonowanie organizmu ludzkiego. Zagadnienie przyczyny �mierci pora�onych pacjent�w by�o wi�c tym samym rozwi�zane w spos�b absolutnie przekonywaj�cy. Ale jak to zwykle w nauce bywa, ��czna liczba problem�w wcale nie zmala�a. Powsta�o natychmiast wiele nowych pyta�, spo�r�d kt�rych najwa�niejsze brzmia�o: jak si� to w�a�ciwie dzieje, �e m�zg wprawdzie jest w przewa�aj�cej cz�ci "narz�dem duszy", a jednocze�nie zawiera tak�e o�rodki wegetatywne? W czasie, jaki up�yn�� od bada� Reichardta, w pniu m�zgu odkryto mi�dzy innymi o�rodki reguluj�ce ci�nienie krwi, temperatur� cia�a i bilans p�yn�w. S� to wszystko funkcje najwyra�niej pozbawione jakichkolwiek cech "psychicznych". Czym wi�c nale�y t�umaczy�, �e te i inne funkcje pomimo to umieszczone s� ��cznie z nasz� "psyche" w jednym i tym samym narz�dzie? Jaka historia, jaki dziwny bieg rozwoju spowodowa� po��czenie w naszym m�zgu tak r�nych zjawisk? Poszukuj�c odpowiedzi na to pytanie nale�y cofn�� si� do takiego momentu w przesz�o�ci, w kt�rym powsta�y zacz�tki jakiegokolwiek rozwoju. Musimy powr�ci� do chwili powstawania �ycia i skierowa� uwag� na ow� wczesn� faz� rozwoju, w kt�rej przyroda musia�a rozwi�za� problem przej�cia do wielokom�rkowych istot �yj�cych. W tej dalekiej przesz�o�ci zapad�y decyzje, kt�re potem, o wiele p�niej, w spos�b zupe�nie nieprzewidziany mia�y w dziejach �ycia doprowadzi� do pojawienia si� wymiaru psychicznego. Wstecz / Spis Tre�ci / Dalej 2. Biologiczne pradecyzje Dzie�o odgraniczenia Ewolucja jest jedynym w swoim rodzaju �a�cuchem wydarze� cudownych i godnych podziwu. �adnego z niezliczonych szczebli, z jakich si� sk�ada, nie mo�na zrozumie� ani nawet sobie wyobrazi� bez wszystkich szczebli poprzedzaj�cych. Pomimo to pragn� teraz wybra� dwa tylko skoki rozwojowe z bardzo wczesnego okresu ewolucji, poniewa� przyjrzenie si� im pomo�e nam zrozumie�, w jaki spos�b rozw�j biologiczny m�g� wy�oni� zjawiska psychiczne. W przypadku tych dw�ch skok�w w rozwoju nie chodzi bynajmniej o bezpo�rednie korzenie naszej �wiadomo�ci. Wobec ci�g�ego charakteru ewolucji mo�na by wszak to samo powiedzie� o ka�dym innym dowolnie wybranym momencie poprzedzaj�cym jej pojawienie si�. Jednak�e te dwa zjawiska, kt�rymi b�dziemy si� bli�ej zajmowa� w kolejnych dw�ch rozdzia�ach, reprezentuj� mimo wszystko � gdy spogl�damy wstecz � co� w rodzaju punkt�w zwrotnych. Mo�e nie jest wcale kwesti� przypadku, �e w obu tych punktach � bardzo od siebie odleg�ych w czasie � ewolucja sta�a wobec zadania, kt�re, ka�de na sw�j spos�b, trzeba by nazwa� paradoksalnym. Pewne jest jednak, �e to w�a�nie kompromisy wymuszone przez paradoksalno�� owych sytuacji zadecydowa�y o szczeg�lnym kierunku interesuj�cego nas tutaj odcinka jej przebiegu. Pierwsza decyzja zapad�a w chwili powstawania samego �ycia. Zgodnie z tym, co obecnie wiadomo o przej�ciu od ewolucji chemicznej do biologicznej, pierwsza forma �ycia, pierwszy organizm �yj�cy na Ziemi musia� by� jakim� rodzajem "prakom�rki". Przez d�ugi czas w roli tej ch�tnie widziano wirusy, ale jest to pogl�d, kt�ry musimy odrzuci�, poniewa� spo�r�d dw�ch podstawowych wydolno�ci tw�rczych dla "�ycia" wirusy posiadaj� tylko jedn�: potrafi� wprawdzie magazynowa� w�asny plan budowy, ale nie maj� aparatury potrzebnej do praktycznego zastosowania tego planu, a wi�c do rozmna�ania si�; zdane s� zatem na istnienie �ywych kom�rek. Mo�na przyj�� z du�ym prawdopodobie�stwem, �e pierwszym typem organizmu na tej Ziemi by�a prymitywna prakom�rka. A zatem kom�rka na pewno jeszcze nieobficie wyposa�ona w wyspecjalizowane organelle, typowe dla kom�rki wy�szej. Prawdopodobnie nie by�o tak�e jeszcze j�dra kom�rkowego. Jednak�e taka prakom�rka musia�a ju� we wn�trzu swej protoplazmy zawiera� cz�steczk� kwasu rybonukleinowego; w niej zmagazynowany by� plan jej budowy, a tak�e pewne enzymy, kt�re potrafi�y w praktyce Wykonywa� zalecenia tego planu. Przede wszystkim za� "wn�trze" tej prakom�rki musia�o by� odci�te od "�wiata zewn�trznego" jak�� wyra�n� granic�. Warunkiem przetrwania tej pierwszej kom�rki by�o odgraniczenie przebiegaj�cych w jej wn�trzu uporz�dkowanych proces�w chemicznych (dzi�ki kt�rym mog�a regenerowa� swoj� struktur� i z kt�rych pobiera�a energi�) od chaotycznych, ca�kowicie nie uporz�dkowanych fizycznych i chemicznych proces�w nieo�ywionego otoczenia. Tylko taki czysty podzia� pomi�dzy tym, co by�o "wewn�trz", a tym, co dzia�o si� na "zewn�trz", stwarza� dla niej szans� zachowania dopiero co mozolnie zdobytego wewn�trznego porz�dku. Cz�steczki wyposa�one w cechy umo�liwiaj�ce magazynowanie planu budowy i jego odtwarzanie, enzymy s�u��ce wykonaniu zalece� tego planu, aminokwasy i bia�ka jako kamyki budulcowe � wszystko to mog�o by�o powsta� abiotycznie, bez obecno�ci �ywych kom�rek. Pierwszy krok �ycia polega� zapewne na po��czeniu tych wszystkich element�w we wn�trzu jakiej� otoczki, kt�ra os�ania�a zachodz�ce mi�dzy nimi procesy kr��enia przez oddzielenie ich od przypadkowej samowoli proces�w chemicznych i fizycznych przebiegaj�cych w nieo�ywionym �wiecie zewn�trznym. Pierwszym krokiem �ycia by� akt usamodzielnienia, oderwania si� od otoczenia, kt�re tym samym obiektywnie stawa�o si� �wiatem zewn�trznym. Pierwszym krokiem by�o wi�c dzie�o odgraniczenia. �ywe uk�ady staj� si� ma�ymi oazami porz�dku, rozproszonymi w �rodowisku w znacznym stopniu � chocia� nieca�kowicie � nie uporz�dkowanym. Musz� one wyodr�bnia� si� od tego �rodowiska, je�eli maj� zachowa� �w porz�dek funkcjonalny, dzi�ki kt�remu staj� si� uk�adem �ywym. Tymczasem ten nieomal oczywisty warunek w spos�b pozornie paradoksalny pozostaje w sprzeczno�ci z ca�kowicie przeciwstawn� konieczno�ci� utrzymywania nieprzerwanego po��czenia ze �wiatem zewn�trznym. Ten przeciwstawny postulat, absolutny i nieub�agany, wynika z pewnego prawa fizycznego, a mianowicie zasady wzrostu entropii. W uproszczonej formie zasada ta g�osi, �e w uk�adzie zamkni�tym wszystkie r�nice energetyczne maj� tendencj� do wyr�wnywania si�, a� do momentu zaniku wszelkich gradient�w. Prawo to dotyczy wszystkich uk�ad�w; dotyczy zar�wno ca�ego �wiata, Ziemi, jak i poszczeg�lnej kom�rki. Historia Ziemi i wszystkiego, co si� na niej mie�ci, tylko dlatego jeszcze po 5 miliardach lat nie stan�a w miejscu, �e Ziemia w�a�nie nie jest uk�adem zamkni�tym. Jak wiadomo, nasze ziemskie �rodowisko jest "otwarte" dla S�o�ca, kt�re w takim powi�zaniu nale�y traktowa� jako pot�ny kosmiczny reaktor atomowy stale napromieniowuj�cy Ziemi� pot�nymi ilo�ciami energii. Tak d�ugo, jak �yje S�o�ce � i tylko od tego czasu � na Ziemi wytwarzane s� wci�� nowe zasoby energii, niezb�dne dla wszystkich proces�w rozgrywaj�cych si� na powierzchni ziemskiej. Dopiero kosmos jako ca�o�� � zgodnie z obecnym stanem wiedzy � stanowi uk�ad zamkni�ty. Tote� � tak dzisiaj s�dzimy � kiedy� w dalekiej przysz�o�ci nadejdzie jego kres. Co prawda w przysz�o�ci, jak na nasze mierniki, niewyobra�alnie odleg�ej. Im wi�kszy bowiem jest uk�ad, tym oczywi�cie d�u�szego czasu wymaga wyr�wnanie si� wyst�puj�cych w nim r�nic poziom�w energii. Tymczasem powracamy do kom�rki. Ot� kom�rka, kt�ra by si� ca�kowicie odgrodzi�a od swego �rodowiska, w bardzo kr�tkim czasie ju� by nie �y�a. W�asny zapas "potencja�u energetycznego" nie utrzyma�by jej przez d�u�szy czas. Chocia�by z przyczyn energetycznych nieodzowne jest wi�c, aby kom�rka pozostawa�a "otwarta" dla �wiata zewn�trznego, tj. jedynego miejsca, sk�d mo�e dop�ywa� potrzebna jej energia. Przymusowi odgraniczenia si� przeciwstawia si� wi�c z drugiej strony r�wnie nieunikniona konieczno�� otwarcia si� wobec �wiata zewn�trznego. Jaki mo�e istnie� kompromis wobec tych sprzecznych z sob� wymaga�? Odpowied� jest prosta: rozwi�zaniem mo�e by� wy��cznie wyra�nie "kwalifikowane" po��czenie ze �wiatem zewn�trznym, po��czenie o charakterze selektywnym, wybi�rczym. Niezb�dne substancje czy te� konieczna ilo�� energii musz� znale�� dost�p do wn�trza kom�rki. A jednocze�nie nie uporz�dkowane fluktuacje nieo�ywionego otoczenia nie mog� wp�ywa�, a tym bardziej przenosi� si� na procesy biochemiczne w jej wn�trzu. Wyra�aj�c to inaczej: kom�rka musi znale�� jaki� spos�b na "rozr�nianie" pomi�dzy rozmaitymi w�a�ciwo�ciami �rodowiska. Czynniki zewn�trzne � zar�wno materialne, jak i energetyczne � musz� zosta� wyrugowane, z wyj�tkiem tych nielicznych substancji czy form energii, kt�re kom�rce s� potrzebne do prze�ycia. Takie s� w ka�dym razie wymagania. Im lepiej b�d� spe�nione, tym wi�ksza szansa �ycia danej kom�rki. Dla laika wszystko to brzmi paradoksalnie, dla fachowca biologa sytuacja taka jest rzecz� powszedni�. Tymczasem wydaliby�my b��dn� ocen�, gdyby�my zlekcewa�yli opini� laika. Zadanie jest istotnie paradoksalne. Ale bez rozwi�zania go �ycie nie jest mo�liwe � a to z wymienionych ju� przyczyn natury chemicznej i fizycznej. Ewolucja znalaz�a odpowiedni kompromis i zadanie rozwi�za�a; gdyby nie to, nie by�oby kom�rek, a wi�c nie by�oby �ycia na Ziemi. To tylko przyzwyczajenie nabyte przez codzienne" stykanie si�' z �yj�cymi organizmami ka�e zwykle biologom zapomina� o tej g��bokiej sprzeczno�ci tkwi�cej w sytuacji wyj�ciowej z okresu pocz�tk�w �ycia. Kompromis polega na utworzeniu p�przepuszczalnej b�ony jako otoczki kom�rkowej. Termin "p�przepuszczalny" bardzo niedoskonale oddaje zdumiewaj�c� zdolno�� tej cieniutkiej b�onki. Owe b�ony odgraniczaj�ce � a wyst�puj� one do tej pory w ka�dej �ywej tkance, bo przecie� zadanie po dzi� dzie� pozostaje aktualne � bynajmniej nie dokonuj� wyboru tylko z punktu widzenia ilo�ciowego. Jest to jak gdyby utworzony z cz�steczek mur graniczny, kt�rego rola jest znacznie donio�lejsza, ni� gdyby to by� filtr czy siatka. Mechaniczne sita s�u�� wy��cznie wychwytywaniu materialnych okruch�w o okre�lonych rozmiarach i przepuszczaniu wszystkich okruch�w drobniejszych. Ale tak prymitywna segregacja na dwie r�ne klasy wielko�ci w �adnym razie nie mo�e uczyni� zado�� wymaganiom �ywej kom�rki. Do swego rozwoju potrzebuje ona wielu r�norakich cz�steczek o bardzo rozmaitej wielko�ci, a jednocze�nie zdana jest na to, aby wiele innych cz�steczek pozosta�o "na zewn�trz", cz�steczek zar�wno wi�kszych, jak i mniejszych, a tak�e wiele takich, kt�rych rozmiar jest identyczny z innymi substancjami potrzebnymi jej we wn�trzu. Biologiczna b�ona graniczna bez trudu osi�ga ten cel. Wyboru dokonuje nie wed�ug wielko�ci cz�stek, lecz wed�ug ich rodzaju, przesiewa wi�c wed�ug kryteri�w jako�ciowych. Jest to niew�tpliwie zdumiewaj�ca, cudowna wprost zdolno��, kt�r� zreszt� dzisiaj potrafimy nawet w znacznej mierze wyja�ni�. Molekularna siatka b�ony segreguje rozmaite przybywaj�ce cz�steczki wed�ug ich w�a�ciwo�ci elektrycznych, a nawet w zale�no�ci od ich struktury. Od d�u�szego czasu potrafimy nawet sztucznie wytwarza� tego rodzaju p�przepuszczalne b�ony o jako�ciowo zr�nicowanych w�a�ciwo�ciach filtracyjnych. To z kolei nie jest a� tak bardzo zaskakuj�ce, jak by si� mog�o w pierwszej chwili zdawa�, skoro przecie� biologicznie czynne b�ony graniczne, dzi�ki kt�rym pierwsze prakom�rki odgraniczy�y si� p�-przepuszczalnie od swego otoczenia, musia�y r�wnie� powsta� w spos�b abiotyczny. A znaczy to, �e powstawanie tego rodzaju odgradzaj�cych b�on czy warstw w odpowiednich okoliczno�ciach nast�puje nawet spontanicznie z przyczyn chemicznych b�d� fizycznych, po prostu na zasadzie okre�lonych w�a�ciwo�ci materii. W chwili swych narodzin �ycie dysponowa�o wy��cznie takim budulcem, kt�ry warunek ten spe�nia�. W tym miejscu mo�emy ju� zako�czy� te og�lne rozwa�ania biologiczne. Wyliczyli�my wszystkie punkty istotne dla rozwini�cia naszej my�li przewodniej. Warto zauwa�y�, �e najwidoczniej nie jeste�my w stanie opisywa� pierwszych krok�w �ycia na tej planecie bez sformu�owa�, jakie zazwyczaj bywaj� zastrze�one dla �wiadomych, umy�lnych decyzji, a wi�c dla funkcji psychicznych. Od pierwsz