7425

Szczegóły
Tytuł 7425
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

7425 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 7425 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

7425 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Portrety JEDEN DZIE� Z SYZYFEM AFGA�SKIM Wojciech Jagielski Godzina 10.00 Przybywa komendant Na �niadanie by� ry� z kawa�kami baraniny. �o�nierze wnie�li go na cynowych tacach, kt�re nabo�nie z�o�yli na wyblak�ym dywanie pokrywaj�cym glinian� pod�og�. Wsparci na poduszkach, siedzieli�my rz�dem pod �cianami izby, wszyscy, kt�rzy oczekiwali�my na jego przybycie. Spodziewano si� go w ka�dej chwili. Ile to razy wybiegali�my na ��k� nad poblisk� rzeczk�, gdzie obok mostu urz�dzono l�dowisko dla �mig�owc�w. Lataj�ce maszyny przysiada�y nad ziemi�, wzbijaj�c w niebo chmury kurzu, by po chwili wyrzuci� z trzewi przybysz�w i �adunki, po czym wzbija�y si� po�piesznie w dalsz� w�dr�wk�, a my, zn�w rozczarowani, wracali�my do m�yna, gdzie kwaterowali jego �o�nierze i gdzie kt�rego� dnia musia� w ko�cu zawita�. Czekali na niego wszyscy. My, ciekawi jego opinii przybysze x dalekiego �wiata, a tak�e tubylczy dygnitarze, zabiegaj�cy o rad� czy po prostu o pieni�dze. Czekali na niego sekretarze i cz�onkowie jego �wity, kt�rzy nie mogli ju� znie�� upokarzaj�cej niewiedzy co do miejsca pobytu i terminarza zwierzchnika. Czekali nerwowo �o�nierze bacz�cy, by komendant nie przy�apa� ich na bezczynno�ci. Czeka�a s�u�ba, kt�ra co wiecz�r grza�a wod� na k�piel dla komendanta, od�wie�a�a jego szaty, znosi�a z targu �wie�e owoce i warzywa. Najwi�cej k�opot�w sprawia� ry�. Nie ten podawany codziennie jako strawa, po��k�y, wysuszony i mamy. Na komendanta czeka� ry� najwy�szej pr�by, t�usty, dorodny i bia�y jak �nieg na szczytach Hindukuszu. Kucharze mieli z nim prawdziwy k�opot. Mo�na grza� co wiecz�r wod�, mo�na w k�ko sprz�ta�. Nie spos�b jednak trzyma� wci�� pod par� gotowy ry�, by poda� go strudzonemu po podr�y komendantowi. Kucharze potrzebowali wi�c dok�adnych informacji dotycz�cych podr�y komendanta. A� wreszcie przyby�, nie wiadomo sk�d, wraz ze swoimi sekretarzami i zaufanymi �o�nierzami, kt�rzy nie odst�powali go ani na chwil�. Na poz�r niczym si� nie wyr�nia�. Ani ubiorem czy zachowaniem, ani uprzywilejowanym miejscem przy biesiadnym dywanie. A jednak nikt, nawet ci, kt�rzy nigdy wcze�niej go nie widzieli, nie m�g� w�tpi� ani przez chwil�, �e to w�a�nie on, emir, komendant Ahmad Szah Massud, cz�owiek, dla kt�rego partyzancka wojna sta�a si� �yciem. Walczy� od tak dawna. W jego armii s�u�yli teraz synowie �mia�k�w, kt�rymi dowodzi� przed laty. Ci za� z jego dzisiejszych �o�nierzy, kt�rzy dochowali si� potomk�w, ju� dzi� wychowywali ich na wojownik�w przysz�ej armii komendanta. Na nim samym za� czas nie odcisn�� pi�tna nieodwracalnego przemijania. Jakby postanowi� uczyni� go wiecznym. Albo zes�a� mu �mier�, zanim si� zestarzeje. - Ju� 25 lat walczy pan jako partyzancki komendant. Po�owa pa�skiego �ycia. Nie wiem tylko, czy sk�ada� panu z tej okazji gratulacje, czy te� kondolencje? - To smutne, �e wojna w moim kraju trwa tak d�ugo. Jeste�my jedynym na �wiecie krajem, na kt�rym w tym samym XX stuleciu po�ama�y sobie z�by dwa imperia - brytyjskie i rosyjskie. Przynie�li�my wolno�� wielu narodom. Sami jednak zap�acili�my za to straszliw� cen�. W ci�gu ostatnich 20 lat wygin�a jedna dziesi�ta Afga�czyk�w, a jedna pi�ta sta�a si� uciekinierami w o�ciennych pa�stwach. Nasz kraj zosta� doszcz�tnie zniszczony, doszcz�tnie. Ponosz� pewnie cz�� winy, gdy� uczestnicz� w tej wojnie. Z drugiej strony, trzeba pami�ta�, �e jest to wojna o wolno��. I jestem zaszczycony, �e mog�em po�wi�ci� swoje �ycie tej sprawie. 10.15 �mieszno�� - grzech ci�ki Cicho, jakby od niechcenia rzucony rozkaz sprawi�, �e wszyscy zerwali si� na nogi. Z korytarza dobieg� tupot wojskowych but�w. �wawo, ale bez po�piechu, Massud wyprostowa� si� i zapinaj�c guziki kamizelki, wyszed� przed ganek, gdzie czeka� ju� na niego samoch�d. Zlustrowa� wyprostowanych jak struna �o�nierzy i wyra�nie zdenerwowanego kierowc�, kt�ry zamar� jak pos�g przy otwartych drzwiach pojazdu. Wszyscy wiedzieli, �e komendant nie cierpi ba�aganu, a nawet zwyk�ej bezczynno�ci. U niego wszystko musia�o by� akuratne, na swoim miejscu, w najlepszym gatunku. Wymaga doskona�o�ci od swoich �o�nierzy, ale nade wszystko od samego siebie. St�d bior� si� jego masochistyczna niemal sk�onno�� do �wicze� cielesnych i dba�o�� o ka�dy gest, ka�de s�owo, - o ka�dy szczeg� garderoby. Powoduje nim jednak nie mi�o�� w�asna, lecz duma, kt�ra nie pozwala na najmniejsze odst�pstwo od idea�u, na cokolwiek, co mog�oby sta� si� rys� na jego wizerunku. To dlatego nigdy nie rozmawia z cudzoziemcami bez t�umacza, cho� rozumie po francusku, angielsku, a nawet rosyjsku. �Rozumie" nie oznacza jednak, �e potrafi si� tymi j�zykami doskonale pos�ugiwa�. A duma zakazuje pope�nia� jakiekolwiek b��dy. Tak�e gramatyczne. �mieszno�� nale�y do grzech�w ci�kich, kt�rych pope�nienie bruka nie tylko wizerunek komendanta, ale �wi�t� spraw�, dla kt�rej po�wi�ci� swoje �ycie. Massud dba wi�c o ka�dy, nawet najmniejszy drobiazg, sam wszystkiego dogl�da. To po��czenie zwierz�cej niemal nieufno�ci z granicz�cym z ob��dem d��eniem do doskona�o�ci sprawia, �e wci�� jest zaj�ty, wci�� w drodze. Sam sprawdza, co robi� �o�nierze w okopach, czy ich dow�dcy radz� sobie z czytaniem map i w�a�ciwie orientuj� si� w sytuacji, jak maj� si� sprawy z zaopatrzeniem. Sam rozmawia z wioskow� starszyzn�, sam negocjuje z pomniejszymi, niepodlegaj�cymi mu komendantami. Nie �eby ba� si� zdrady albo a� tak bardzo pow�tpiewa� w kompetencje swoich podw�adnych. Wygl�da po prostu na to, �e czuje si� niezast�piony, jest przekonany, i� nikt nie dopilnuje wszystkiego tak jak on. Jest jednocze�nie strategiem i kwatermistrzem, przebieg�ym politykiem i nauczycielem w sztuce pos�ugiwania si� broni� i kopania fortyfikacji. Jednak to brzemi� obowi�zk�w, to zajmowanie si� wszystkim naraz najwyra�niej go nie nu�y. Przeciwnie, wydaje si� by� w swoim �ywiole. Tak jak przed laty, gdy w dolinie Panczsziru walczy; z rosyjskimi �o�nierzami, kt�rzy najechali Afganistan, by przebi� si� a� na brzegi ciep�ych m�rz Po�udnia. Tamta wojna, podczas kt�rej odpar� siedem wielkich szturm�w, a w ko�cu zmusi� Rosjan do odwrotu, przynios�a mu s�aw�. Sta� si� �yw� legend�. - Bi� si� pan z Rosjanami, by naprowadzi� w Afganistanie muzu�ma�skie porz�dki. A dzi� walczy pan z tymi, kt�rzy w swoim mniemaniu takie w�a�nie porz�dki zaprowadzaj�. W dodatku w wojnie tej pomaga panu Rosja. Z wroga numer jeden sta� si� pan najwa�niejszym sojusznikiem Rosji w Azji �rodkowej. Co si� sta�o'? Rosja si� a� tak zmieni�a? A mo�e to pan si� zmieni�? - Zawsze walczy�em tylko o wolno�� mojego kraju. Czasy si� zmieni�y. To ju� nie jest Rosja komunistyczna, Rosja imperialna, cho� stare przyzwyczajenia niepr�dko id� w zapomnienie. Dwadzie�cia lat temu Moskwa chcia�a nas zniewoli�. Dlatego walczyli�my z ni� na �mier� i �ycie. Dzi� Rosja nie my�li ju� o podbojach. Chce tylko mie� na swoich po�udniowych rubie�ach stabilny, zjednoczony i przyjazny Afganistan. Ze strony Rosji nic nam dzi� nie zagra�a. Niebezpiecze�stwo grozi nam za� ze strony Pakistanu, kt�ry okaza� si� najnowszym naje�d�c�. Kiedy najecha�a nas Rosja, Pakista�czycy nam pomagali i byli�my im wdzi�czni. Oni jednak nie chcieli, by�my byli ich przyjaci�mi, lecz wasalami. A my, Afga�czycy, nigdy nie b�dziemy niczyimi poddanymi. Dlatego dzi� z nimi walczymy. - A je�li za par� lat polityczny rachunek za dzisiejsz� pomoc wystawi panu Rosja? - Tej pomocy, jak� otrzymujemy dzi� z Rosji, nie da si� por�wna� ze wsparciem, jakie otrzymuj� od Pakista�czyk�w talibowie. Ale powtarzam - idzie mi tylko o nasz� wolno�� i b�d� walczy� z ka�dym, kto spr�buje mi j� odebra�. Na przyja�� zawsze odpowiadam przyja�ni�, na pomoc - wdzi�czno�ci�, a na wrogo�� - wrogo�ci�. Tak by�o, tak jest i tak b�dzie zawsze, niech Allah ma mnie w swojej opiece. 11.00 Po co wykrwawia� armi�? Piaszczysta droga urywa�a si� za rogatkami miasteczka. Dalej samochody szerok� �aw� pop�dzi�y pustynn� r�wnin� w kierunku coraz wyra�niejszych g�r. Kierowcy baczyli jednak, by nawet w tej szalonej gonitwie w tumanach kurzu nie wyprzedzi� o cal bia�ego pojazdu komendanta. Jechali�my do Hod�a Gar, wymar�ej osady nad rzeczk� Kokcza, gdzie zatrzyma� si� front afga�skiej wojny. Po zwyci�skiej wojnie z Rosjanami i czterech latach niepodzielnych rz�d�w w Kabulu Massud zosta� wyp�dzony ze stolicy przez nowych wrog�w, talib�w. Jak dawniej zaszy� si� w niezdobytej dolinie Panczsziru. Nie mog�c jednak dopa�� go w jego twierdzy, nieprzyjaciele postanowili go w niej uwi�zi�. Przedarli si� niepostrze�enie przez hindukuskic prze��cze i zaatakowali znienacka, od ty�u, by przeci�� szlaki, kt�rymi sprowadza� do Panczsziru karabiny, amunicj�, �ywno��, paliwo. Zagro�ony, jak zwykle wycofa� si�, poddaj�c nacieraj�cym talibom miasteczka kisz�aki. W Afganistanie tylko g�upcy walcz� do ostatniej kropli krwi. Po co wykrwawia� armi� w bitwie, kt�ra z g�ry jest przegrana, skoro mo�na zrobi� unik, uciec prze�ladowcy, by za chwil� zada� mu mia�d��cy cios? Wycofa� si� wi�c, pozwalaj�c talibom zepchn�� si� a� na brzegi Amu-darii. A gdy rozochoceni powodzeniem rzucili si� w pogo�, wierz�c w rych�e, �atwe i ostateczne zwyci�stwo, zaatakowa� ich, zmuszaj�c do rejterady a� za wzg�rza na�! Kokcza. Na wzniesieniach po p�nocnej stronie roz�o�y�a ob�z jego armia. Jego partyzanci zaw�adn�li te� prze��czami na wschodzie i zachodzie, zamykaj�c w�a�ciwie wojska talib�w w dolinie Talokanu. Teraz pozostawa�o ju� tylko wybi� przeciwnika do nogi na wrogim i nieznanym mu terenie. Jak dawniej. - Tamta zima mia�a by� dla mnie ostatni�. Szef pakista�skiej junty genera� Muszarraf i przyw�dcy talib�w uznali, �e czas goni i musz� ze mn� sko�czy�. Ustalili te�, �e t� ostateczn� ofensyw� na Panczszir b�dzie dowodzi� armia, a nie jak dot�d - pakista�skie s�u�by specjalne. Najpierw zaatakowali dolin� Panczsziru od po�udnia, od Kabulu. Liczyli, �e przebij� si� do doliny, �e wybij� moje najlepsze wojska, a przera�eni ludzie wypowiedz� mi pos�usze�stwo i przejd� na ich stron�. Dwa razy pr�bowali latem podbi� Panczszir, za ka�dym razem bez powodzenia. Ponie�li wielkie straty, wi�ksze ni� si� spodziewali. Wtedy Pakista�czycy postanowili zmieni� taktyk�. Zrezygnowali z frontalnego ataku na dolin� i uderzyli w nasze - ich zdaniem - najs�absze punkty, na p�nocy, chc�c wyj�� na granic� z Tad�ykistanem i odci�� Panczszir od reszty �wiata. Aby nas zaskoczy�, Pakista�czycy przepu�cili nawet talib�w przez swoje terytorium, przez prze��cz Szah Salim w Czitralu. Na zdobycie naszej stolicy - Talokanu, wyznaczyli sobie siedem dni. Bitwa o miasto trwa�a trzydzie�ci trzy dni i zdobyli je dopiero, gdy chc�c unikn�� strat, zarz�dzi�em odwr�t. Z wojskowego punktu widzenia Talokan nie ma �adnego znaczenia. Wa�ne by�y za� szlaki, kt�rymi mo�na sprowadza� pomoc z Tad�ykistanu. Dlatego trzy dni po wycofaniu si� z Talokanu zaatakowali�my talib�w i odzyskali�my kontrol� nad ca�� stref� przygraniczn�. Ich operacja zako�czy�a si� fiaskiem. Nie zdobyli Badachszanu, nie stan�li na granicy z Tad�ykistanem, nie zamkn�li mnie w Panczszirze. Jak mo�na wi�c m�wi� o mojej pora�ce? W czasach, gdy walczy�em z Rosjanami, bywa�o, �e nie kontrolowa�em nawet ca�ego Panczsziru, a przecie� nikt nie tr�bit wtedy, �e to koniec Massuda. - A jednak niezwyci�ony Lew Panczsziru da� si� pobi� talibom i uciek� przed nimi z Kabulu. Dlaczego przegra� pan t� bitw�, a nawet do niej nie stan��, pozwalaj�c talibom na przej�cie w�adzy w kraju? - Talibowie dwukrotnie podchodzili pod Kabul. Za pierwszym razem, w roku 1995, odpar�em ich atak. Wr�cili rok p�niej. Jako minister obrony mia�em pod swoj� komend� 20 tysi�cy �o�nierzy. Faktycznie podlegali oni jednak swoim politycznym przyw�dcom, kt�rzy - cho� pozostawali ze mn� w sojuszu - prowadzili swoje w�asne polityczne gry. Nie zna�em ich, nie mog�em kara� niepos�usznych, bo zagra�a�oby to koalicji. Nie wiedzia�em, kt�rzy z nich wytrwaj� do ko�ca, a kt�rzy przejd� na stron� talib�w. M�wi�, �e otacza�em si� w Kabulu wy��cznie swoimi lud�mi, �e nie ufa�em innym. Ale czy� �ycie nie dowiod�o, i� mia�em powody do podejrze�? Kiedy talibowie ponownie podeszli pod bramy Kabulu, okaza�o si�, �e mog�em liczy� najwy�ej na dwa, trzy tysi�ce swoich ludzi z Panczsziru. C� da�aby mi bitwa o Kabul? Miasto zosta�oby zniszczone, zgin�yby tysi�ce ludzi. A gdyby talibom uda�o si� odci�� drog� do Panczsziru, wybiliby nas w Kabulu do nogi. Mo�e by�oby to nawet i bohaterskie, ale z ca�� pewno�ci� g�upie. 12.00 Rodzinnego zdj�cia nie b�dzie Trudno jest rozmawia� z Massudem. Potrafi godzinami rozprawia� o szczeg�ach dawnych i przysz�ych operacji, uwielbia czyta� na g�os mapy, opowiada� o przewagach i u�omno�ciach poszczeg�lnych armii. Jest o�ywiony, nie trzeba ci�gn�� go za j�zyk. Nierzadko zapala si� tak, �e nie czeka, a� sekretarz, doktor Abdullah, przet�umaczy jego s�owa. Ale wystarczy niewinne pytanie o ojca, o dzieci�stwo, o cokolwiek, co nie wi��e si� z partyzantk�, walk�, spraw�, a Massud chowa si� pod niewidzialn�, ale �wietnie wyczuwaln� skorup�, zamyka si� w sobie, stroszy, niecierpliwi. Tak by�o za ka�dym razem, gdy z nim rozmawia�em. W kwaterze we m�ynie w Hod�a Bahaudin, w Kabulu, w dolinie Panczsziru, a nawet przed laty w jego domu w D�abal us-Serad�, gdy przyjmowa� mnie jako pierwszego dziennikarza z Polski i stara� si� wywi�zywa� z roli gospodarza, spe�niaj�cego wszystkie zachcianki go�cia. Jego pierworodny i jedyny jak dot�d syn (Massud dochowa� si� jeszcze czterech c�rek) Ahmad Szah bawi� si� wtedy wielkim globusem, ustawionym na �rodku pokoju i gramoli� na ojcowe kolana, by z bezpiecznej kryj�wki przypatrywa� si� nam, cudzoziemskim straszyd�om. Massud nie zgodzi� si� na rodzinne zdj�cie, pytania o sprawy prywatne zbywa� lakonicznymi, urywanymi odpowiedziami. Pocz�tkowo my�la�em, �e chce po prostu uchroni� rodzin� od publicznego jazgotu, zapewni� jej bezpiecze�stwo anonimowo�ci. Dopiero podczas kt�rego� z p�niejszych spotka� zrozumia�em, �e Massud wcale nie oddziela swojego partyzanckiego i rodzinnego �ywota! �ycie rodzinne jest dla niego integraln�, ale zdecydowanie mniej wa�n�, bardziej prozaiczn� stron� jego ziemskiej egzystencji. Czym� tak oczywistym i intymnym jednocze�nie, jak fizjologia. Dziwi� si� niezmiennie, �e przybysze z odleg�ego �wiata, kt�rzy w�o�yli tyle trudu, by z�o�y� mu wizyt�, wypytuj�c rzeczy tak b�ahe, tak nieistotne. Jego prawdziwym �yciem by�a walka. Odda� jej wszystkie si�y i my�li, wszystkie uczucia i marzenia. Nie mie�ci�o mu si� w g�owie, �e mo�na traci� czas na rozmow� o czym� innym. - Pa�ski brat opowiada� mi kiedy�, �e zawsze marzy� pan, by zosta� �o�nierzem, �e zam�cza� pan ojca, dow�dc� kr�lewskiej �andarmerii, ci�g�ymi pytaniami o rozmaite kampanie i dow�dc�w. Wojskowi pragn� zwykle, by ich synowie te� zostali �o�nierzami. W dodatku w Afganistanie s�u�ba w kr�lewskiej armii by�a posad� nie tylko presti�ow�, ale i dochodow�. A jednak ojciec nie chcia�, �eby zosta� pan �o�nierzem... - Ojciec chcia�, �ebym sko�czy� uniwersytet i zosta� architektem. - A pan, pos�uszny woli ojca, zapisa� si� na wydzia� architektury? - W Kabulu podj��em jeszcze rozpaczliw� pr�b� wst�pienia do Akademii Wojskowej. B�aga�em pewnego genera�a, przyjaciela naszej rodziny, by pom�g� mi przekona� ojca albo nawet wbrew jego woli zarekomendowa� mnie do akademii. Zapyta� mnie, dlaczego tak bardzo chc� by� wojskowym. Powiedzia�em, �e chc� s�u�y� mojemu krajowi. Skoro tak - odpar� - zosta� lekarzem, architektem, nauczycielem. Jako wojskowy b�dziesz s�u�y� nie narodowi, tylko jednej Familii. Zapami�ta�em te s�owa na reszt� �ycia. - Nie pos�ucha� pan jednak ojca i zamiast nauk� zaj�� si� pan polityk�. Co na to ojciec? - Ojciec chcia�, �ebym sko�czy� studia. - A pan zosta� z nich wyrzucony ju� po drugim roku. Za udzia� w zbrojnej rebelii. Zamiast architektem zosta� pan buntownikiem. W Afganistanie niepos�usze�stwo wobec ojca nale�y do ci�kich przest�pstw. - Takie by�y czasy. 12.45 Dzieci-kwiaty orientu Komendant milknie. Zapewne przypomina sobie tamte dni. W afga�skiej stolicy wzbiera�a rewolucja. Kabul, jedno z najwspanialszych miast Jedwabnego Szlaku, przechodzi� w r�ce rozpolitykowanej m�odzie�y, kt�ra korzystaj�c z dobrodziejstw nauki i wzgl�dnej swobody, jakimi obdarowa� j� re�im, nie tylko nie okazywa�a mu nale�nej wdzi�czno�ci, ale domaga�a si� wi�cej i wi�cej. Studenci i m�odzi oficerowie, pochodz�cy albo z ch�opskich rodzin, albo z dobrych dom�w posiadaczy ziemskich (nigdy z mieszcza�stwa czy kupiectwa), byli w tamtych czasach pos�a�cami rewolucji w Azji, Afryce, Ameryce Po�udniowej, biedniejszej cz�ci �wiata. Byli dzie�mi-kwiatami orientu, rebeliantami przeciwko starym porz�dkom i warto�ciom, nawet tym naj�wi�tszym. Starzy w�adcy wysy�ali m�okos�w na nauk�, otwierali im oczy na �wiat po to, by wykorzysta� potem ich talenty do rozwijania kraju i pomna�ania w�asnej chwa�y. Ci za� wracali z zamorskich uniwersytet�w i ju� nazajutrz zaczynali krytykowa�, wytyka�, wyszydza�, niecierpliwi� si�, kategorycznie ��da�, podnosi� bunty. Oto by�a zap�ata za trosk� w�adc�w i ich pragnienie post�pu! Ilu� monarch�w i prezydent�w pad�o ofiar� tego zgubnego p�du do post�pu?! - Wi�kszo�� z nas, student�w, pochodzi�a z tak zwanych dobrych dom�w. Biedak�w nie sta� by�o na uniwersytety, posy�ali syn�w do wojska. Byli�my oczytani, zorientowani, a im wi�cej wiedzieli�my, tym bardziej nie podoba�o si� nam to, co widzieli�my w kraju. R�nili�my si� tylko co do tego, w imi� czego rewolucja mia�a zosta� przeprowadzona. Po�owa uwa�a�a, �e komunizm pozwoli najszybciej przeprowadzi� fundamentalne reformy i dogoni� �wiat. Druga cz��, do kt�rej zalicza�em si� tak�e ja, opowiada�a si� za rewolucj� w imi� Allaha. Byli�my wrogami komunizmu. A w dodatku wiedzieli�my, �e komuni�ci s� jedynie zago�czykami Rosji, �e maj� tylko przygotowa� rosyjski najazd. �ycie przyzna�o nam racj�. - Co oznacza�a dla pana rewolucja w imi� Allaha? - Przede wszystkim wi�ksz� sprawiedliwo��, tak�, jak� nakazuje Koran. Chcieli�my, �eby kraj nale�a� do jego obywateli, a nie tylko do Familii. Uwa�ali�my, �e islam jako religia powinien s�u�y� doskonaleniu pa�stwa, a nie konserwowaniu starych porz�dk�w w imi� odwiecznej tradycji. Chcieli�my republiki islamskiej, tolerancyjnej, takiej, kt�ra szanuje prawa i wolno�ci cz�owieka, przestrzega demokratycznych regu�, bo to bzdura, �e islam jest sprzeczny z demokracj�. W Koranie znajdzie pan wiele fragment�w wyja�niaj�cych, na czym maj� polega� rz�dy ludu. By�em natomiast i do dzi� pozostaj� wrogiem wszelkiego fanatyzmu. Dlatego nienawidzi�em komunizmu. - Czy wierzy� pan w rewolucj�? - W przemoc jako metod� osi�gania politycznych cel�w? Oczywi�cie! Tak w�a�nie mieli�my przej�� w�adz� -dokona� zbrojnego zamachu stanu i postawi� na czele pa�stwa oficer�w, kt�rzy by podzielali nasze pogl�dy. Wtedy ca�y uniwersytet by� za rewolucj�. Niewielu by�o takich, kt�rych to nie wci�gn�o. Kto tam wtedy my�la� o nauce?! - W wyk�adowych salach i w bursie pozna� pan prawie wszystkich swoich p�niejszych przyjaci� i wrog�w. Przysz�ego komunistycznego prezydenta Nad�ibu��aha, najwi�kszego z muzu�ma�skich radyka��w Gulbuddina Hekmatiara, Rasula Sajjafa, Bur-hanuddina Rabbaniego. - Hekmatiar i Nad�ibullah byli kapitanami rywalizuj�cych ze sob� dru�yn siatk�wki. Mnie nie brali do gry, bo by�em za m�ody i za s�aby. S�dziowa�em im mecze i liczy�em punkty. Gulbuddin zawsze my�la� tylko o sobie. Nigdy nie m�g� znie�� nikogo nad sob�, zawsze chcia� by� pierwszy. Nie ma zasad, nigdy nie dotrzymuje s�owa. Kiedy walczyli�my z Rosjanami, Gulbuddin przekona� Pakista�czyk�w, by w�a�nie jemu s�ali najwi�cej broni i pieni�dzy. Nie m�g� znie��, �e nie poszed�em pod jego komend�, �e walczy�em sam i zwyci�a�em. Jego ludzie zamordowali wielu moich komendant�w. Zabili te� mojego brata, kt�ry przepad� bez wie�ci w Peszawarze. Jestem przekonany, �e Gulbuddin kaza� go zabi�. A ja mu uratowa�em �ycie. W roku 1992 pokona�em Nad�ibu��aha i Hekmatiara, uprzedzaj�c go i wkraczaj�c jako pierwszy do Kabulu. Potem przez ponad dwa lata Gulbuddin szturmowa� i bombardowa� miasto. Na pr�no. Pobili�my go, a �miertelny cios zadali mu talibowie. Wpu�cili�my go i niedobitki jego armii do Kabulu, a p�niej, gdy talibowie zdobyli stolic�, pozwoli�em Gulbuddinowi schroni� si� w Panczszirze, sk�d wyjecha� potem do Iranu. - A dlaczego nie uratowa� pan Nad�ibu��aha i pozwoli�, by talibowie powiesili go na ulicznej latarni? - Aresztowali�my Nad�ibu��aha na lotnisku, gdy ucieka� do Indii. Chcieli�my postawi� go przed trybunatem i os�dzi� za zbrodnie, jakie pope�ni�. Musieli�my jednak wci�� walczy�. Przekazali�my go wi�c Organizacji Narod�w Zjednoczonych, by gwarantowa�a jego bezpiecze�stwo a� do procesu. Za�o�yli�my mu satelitarny telefon i telewizj�, dali�my ksi��ki, lekarstwa i sprz�t do �wicze� gimnastycznych. Kiedy talibowie stan�li pod bramami miasta, zaproponowali�my Nad�ibu��ahowi, by wyjecha� razem z nami do Panczsziru. On jednak nie chcia� wychodzi� poza teren budynku ONZ. Ba� si� chyba, �e zabijemy go, jak tylko znajdzie si� na ulicy. Postanowi� zosta� w mie�cie - by� Pasztunem, wierzy�, �e talibowie, jego rodacy, nie zrobi� mu krzywdy. A oni powiesili go jak koniokrada. Czy mi go �al? C�, zas�u�y� na najsurowsz� kar�. Tyle �e powinien zosta� os�dzony przez trybuna�, a nie zg�adzony przez gromad� partyzant�w. W dolinie Panczsziru trzymamy w areszcie poprzednika Nad�ibu��aha na stanowisku szefa tajnej policji, prawdziwego �ajdaka. Siedzi ju� �smy rok, czekaj�c na proces. l si� doczeka. 13.15 Rewolucja zako�czona w pieczarach Tylko raz, gdy pytam o jego pierwsze powstanie w Panczszirze, na twarzy Ahmada Szaha Massuda pojawia si� ciep�y, niemal ch�opi�cy u�miech. Rozczula si� prawie, wspominaj�c to lato siedemdziesi�tego pi�tego roku, gdy z m�odzie�ca sta� si� m�czyzn�. - Mieli�my wywo�a� powstanie, kt�re mia�o si� sta� pretekstem do wojskowego zamachu stanu w Kabulu. Chcieli�my obali� rz�d, kt�ry coraz bardziej ulega� komunistom i coraz bardziej stawa� si� ich zak�adnikiem. Po zamachu w�adz� powinni przej�� oficerowie, o kt�rych wiedzieli�my, �e sprzyjaj� naszej sprawie. Nie uda�o si�. Najpierw w r�ce policji wpad� nasz przyw�dca w Kabulu. Zast�pi� go Hekmatiar, kt�ry jednak w swojej pysze rozg�osi� niemal w ca�ym mie�cie nasze plany. Ale o tym dowiedzieli�my si� dopiero p�niej. Ja odpowiada�em za powstanie w Panczszirze. W wyznaczonym terminie wywo�ali�li�my rebeli�. Napadli�my na bank, by zdoby� pieni�dze, zebrali�my wie�niak�w na rynku i og�osili�my, �e w Kabulu dosz�o do rewolucji i my reprezentujemy teraz nowe w�adze. Ludzie s�uchali nieufnie. Byli�my m�odzi, cho� pochodzili�my st�d, to wi�kszo�� �ycia sp�dzili�my w Kabulu. Na dobr� spraw� nie znali�my Panczsziru ani nikt w dolinie nas nie zna�. - Nawet pana, syna s�awnego dow�dcy? - W konspiracji przybra�em nazwisko Massud. Nikt w Panczszirze nie s�ysza� nigdy o �adnym Massudzie. Ale pocz�tkowo wygl�da�o na to, �e gotowi s� p�j�� za nami. Kl�ska nast�pi�a. gdy mija� dzie� za dniem, a radio nie m�wi�o nic o �adnej rewolucji. W ko�cu ch�opi uznali nas za oszust�w i kazali wynosi� si� z doliny. Donosili nawet na nas wojskom rz�dowym, kt�re wkr�tce wkroczy�y do Panczsziru. Okaza�o si�, �e powstanie wybuch�o tylko w Panczszirze i Kunarze. W�adze zawczasu dowiedzia�y si� o spisku. Tysi�ce student�w i mu���w trafi�o do wi�zie�. My, kt�rym uda�o si� wymkn�� policji, musieli�my ucieka� do Pakistanu lub kry� si� w pieczarach Pamiru i Hindukuszu. To, co nam si� nie uda�o, przeprowadzili trzy lata p�niej komuni�ci, kt�rzy dokonali zamachu i przej�li w�adz�. A �eby j� utrzyma�, �ci�gn�li wkr�tce Rosjan z ich armi�. 15.10 Czyim jeste� synem? Ch�opak marzy� tylko, by zapa�� si� pod ziemi�. Wypr�ony na baczno��, czerwony ze wstydu, nieprzytomnym wzrokiem wpatrywa� si� w Massuda, kt�ry repetowa� jego karabin. Przed chwil�, na oczach towarzyszy i dow�dc�w, komendant zlustrowa� jego stanowisko strzeleckie w okopie i rozkaza�, by mu zaprezentowa�, jak b�dzie odpiera� wroga. Ch�opak wskoczy� do w�asnor�cznie wykopanego okopu i pr�bowa� z�o�y� si� do strza�u. Trz�s�cymi si� ze zdenerwowania palcami mocowa� si� z zamkiem. Massud wyj�� mu karabin z r�k, po czym sam wszed� do okopu, by obna�y� jego wszystkie u�omno�ci. Okop by� niedorzecznie g��boki. Znakomicie chroni� przed kulami nieprzyjaciela, ale strzeli� z niego mo�na by�o ju� tylko na o�lep. - Czyim�e ty jeste� synem, ch�opcze? - zapyta� z politowaniem komendant, a ch�opak wiedzia� ju�. �e swoj� bezmy�lno�ci� �ci�gn�� ha�b� nie tylko na samego siebie, ale tak�e na swojego ojca, kt�ry przed laty walczy� w oddziale Massuda. Na szcz�cie komendant nie czeka� na odpowied� i coraz bardziej rozz�oszczony brakiem wojskowego kunsztu beszta� kolejnego �o�nierza, kt�ry strzelaj�c, zamyka� oczy. - Boisz si� w�asnego karabinu, a mo�e jeste� takim strzelcem, �e trafiasz do celu z zamkni�tymi oczami? - komendant by� bezlitosny. - Ci m�odzi tak niewiele jeszcze umiej�, wszystkiego trzeba ich uczy�, wszystko t�umaczy�. Kiedy my�my zaczynali w Panczszirze, nie mieli�my czasu na nauk�. To by� przy�pieszony i surowy kurs partyzantki. Do nas strzelano naprawd�. Ci, kt�rzy pope�niali b��dy, �le kopali okopy c/y �le strzelali, nie dostawali nagan, tylko po prostu gin�li. Kiedy nieustannie grozi ci �mier�, b�yskawicznie uczysz si�, jak przetrwa�. 15.30 Partyzant To by�a wojna �wi�ta. Wojna o wolno��, wojna z obcymi naje�d�cami, z niewiernymi. Wojna oczywista. Wojna, kt�ra ujawni�a partyzancki geniusz Massuda. Jako pierwszy zrozumia�, �e aby stawi� czo�o pot�nej armii rosyjskiej, nie wystarczy prowadzi� wojny tradycyjn� afga�sk� metod�, czyli broni� w�asnego terytorium si�ami pospolitego ruszenia. Swoj� panczszirsk� armi� zorganizowa� w spos�b prawdziwie wojskowy. Odebra� bro� wie�niakom, zacz�� �ci�ga� rekruta. M�odzi �o�nierze uczyli si� dyscypliny, strzelania, ustawiania min. Zap�dza� ich do �wicze� fizycznych. Podzieli� armi� na ma�e, ruchliwe oddzia�y, kt�re organizowa�y zasadzki z dala od swoich baz, a po akcji jak duchy rozp�ywa�y si� w g�rach. Partyzanci Massuda jako pierwsi przeprowadzali operacje zbrojne poza swoimi plemiennymi terytoriami. W dolinie Panczsziru stworzy� prawdziwe pa�stwo, z administracj�, policj�, s�dami, szko�ami, meczetami. Odpar� siedem wielkich szturm�w na dolin�. Kiedy Rosjanie wycofywali si� z Afganistanu, Massud dowodzi� najsilniejsz� w kraju partyzanck� armi�. -Jeden z najs�ynniejszych afga�skich komendant�w z czas�w d�ihadu, had�i Abdul Kadir, powiedzia� mi kiedy�, �e wojna to �adne bohaterstwo. Kiedy wybucha, cz�owiek nie ma po prostu wyboru i musi walczy� po jednej albo po drugiej stronie. �e nie walczy� w czas wojny oznacza pogodzenie si� z rol� bezwolnej ofiary, skazanej na zag�ad� wcze�niej czy p�niej. - Walczy� to nic trudnego. �atwo ryzykowa� w�asne �ycie, je�li w dodatku ryzykuje si� w imi� sprawy, kt�ra jest najwa�niejsza. Najtrudniej jest widzie� konsekwencje. Niedol� ludzi, kt�rzy uwierzyli, �e ich uratujesz, a �ci�gasz na ich g�owy nieszcz�cie. Widzie�, jak cierpi� w imi� zbiorowej odpowiedzialno�ci, jak w okamgnieniu trac� ca�y dorobek swojego �ycia. Szcz�liwe chwile? Nie by�o takich. Najtragiczniejsze? By�o ich zbyt wiele, �eby spami�ta� wszystkie. Na przyk�ad rok 1984, gdy wiedz�c o szykuj�cej si� rosyjskiej ofensywie, zarz�dzi�em ewakuacj� ca�ej doliny. Dwadzie�cia tysi�cy ludzi ruszy�o w w�dr�wk� przez g�ry, porzucaj�c za sob� wszystko, co mieli. Wiedzieli, �e by� mo�e nigdy tego nie odzyskaj�. Niekt�rzy wr�cili do domu dopiero pi�� lat p�niej. -Nie mia� pan nigdy w�tpliwo�ci, ze czyni s�usznie? - Nie mia�em wyboru. 16.20 �ycie w dolinie Ci�gn�ca si� prze/ ponad sto kilometr�w i zamieszkana przez ponad sto tysi�cy ludzi dolina Panczsziru jest jedn� z najwi�kszych w Afganistanie. Na po�udniu podpe�za prawie pod Kabul, na p�nocy roztapia si� w�r�d o�nie�onych hindukuskich pi�ciotysi�cznik�w. Z wojskowego punktu widzenia jest niedost�pn� twierdz�. Mo�na z niej parali�owa� nie tylko stolic�, ale przede wszystkim drog� przez prze��cz Salang, jedyny szlak ��cz�cy po�udnie z p�noc� kraju. Z takich dolin, �yj�cych praktycznie niezale�nie od siebie i z rzadka tylko si� ze sob� komunikuj�cych, sk�ada si� ca�y Afganistan. �ycie w dolinie bywa dla Afga�czyk�w zbawieniem, ale i przekle�stwem. Wsp�lnota z ziomkami jest tak silna, niemal rodzinna, �e gwarantuje bezpiecze�stwo i pomoc w biedzie. Z drugiej jednak strony ka�e traktowa� s�siad�w z innych dolin jak obcych. Rodzi nieufno�� i za�ciankowo��. Ca�y �wiat z jego wszystkimi sprawami zamyka si� w jednym, przepastnym w�wozie. �ycie poza dolin� nie istnieje. W dolinie jej mieszka�cy �yj� wed�ug jasnych, konkretnych i odwiecznych kryteri�w warto�ci. S� bezpieczni i pewni siebie, znaj� tu ka�dy kamie�. Poza dolin� trac� rozeznanie. 20.50 Kto zdradzi? W �wietle naftowych lamp zwyczajne, powszednie za dnia twarze wioskowych komendant�w przemienia�y si� w tajemnicze, niemal mistyczne oblicza brodatych wojownik�w z ba�ni tysi�ca i jednej nocy. W ton�cej w mroku ziemiance skupieni, wpatrzeni w gestykuluj�cego Massuda sprawiali wra�enie, jakby chcieli nauczy� si� na pami�� wszystkiego, co m�wi�, zapami�ta� ka�de jego s�owo. Komendant przemawia� kr�tkimi zdaniami, zwracaj�c .si� do kolejnych dow�dc�w. M�wi�c za�, przebija� ich pal�cym spojrzeniem, jakby chcia� przenikn�� ich najskrytsze my�li. Czy mo�e na nich liczy�? Na kim mo�e polega�? Kto zawiedzie? Kto zdradzi? - Pokona� pan armi� rosyjsk� i komunist�w, jako pierwszy zdoby� stolic�, Kabul. Dlaczego nie og�osi� si� pan nowym w�adc�? - Nie walczy�em o w�adz� dla siebie. Ju� w 1989 roku, kiedy rosyjskie wojska opu�ci�y Afganistan, pisa�em do naszych politycznych przyw�dc�w w pakista�skim Peszawarze: dni Nad�ibu��aha s� policzone. Uzgodnijcie w ko�cu, kto ma go zast�pi�. Nie wolno dopu�ci� do chaosu i bezkr�lewia. Oni jednak k��cili si� bez ko�ca. Pakistan ju� wtedy my�la� o tym, by po wojnie uczyni� z Afganistanu swojego wasala. Rozdzielaj�c pomoc wojskow�, nie pozwoli�, by afga�scy mud�ahedini zjednoczyli si� w jedn� parti� pod jednym przyw�dztwem. Przeciwnie, stara� si�. by partyzanckich partii by�o jak najwi�cej, a �adna z nich nie wzi�a pierwsze�stwa nad innymi. W ten spos�b w Peszawarze dzia�a�o a� siedem partii, a w Teheranie jeszcze pi��. Dosz�o do tego, �e trzy lata po wycofaniu armii rosyjskiej, w Afganistanie wci�� rz�dzili komuni�ci, bo nasi przyw�dcy nie potrafili si� porozumie�. W kwietniu 1992 roku, kiedy moje czo�gi sta�y ju� u bram Kabulu, na poczekaniu utworzono jednak w Peszawarze rz�d, kt�remu odda�em w�adz�, cho� mog�em j� ca�� wzi�� dla siebie. Nie chcia�em jednak dopu�ci� do tego, by po jednej wojnie natychmiast zacz�a si� nast�pna. - Had�i Abdul Kadir powiedzia� mi, �e dla waszych �wczesnych sprzymierze�c�w byli�cie jedynie karabinem potrzebnym do wojny przeciwko Rosji. Po zwyci�stwie wyrzucono was na �mietnik jak popsuty karabin. - Ameryka, kt�ra pomaga�a nam, kiedy walczyli�my z komunizmem i Zwi�zkiem Radzieckim, zapomnia�a o nas, jak tylko jedno i drugie przesta�o istnie�. Gdyby cho� Amerykanie nie pozwolili miesza� si� innym w nasze sprawy, gdyby pozwolono @nam rz�dzi�, mo�e wszystko potoczy�oby si� inaczej. A tak, po jednej wojnie natychmiast zacz�a si� nast�pna. Zacz�� Hekmatiar, poduszczony przez Pakistan. Potem do wojny w��czyli si� wspierani przez Iran szyici i Uzbecy komunistycznego genera�a Dostuma, faworyta Uzbekistanu i Rosji. Zamiast rz�dzi� i odbudowywa� kraj, musieli�my toczy� wojn� na wszystkich frontach. Niezbadane s� wyroki Najwy�szego. 22.20 Wci�� walcz� Na kolacj� by� ry�. Paruj�cy, t�usty, bia�y, z kawa�kami baraniny. Migda�y, po�udniowe owoce i zielona herbata. Kiedy s�u�ba uprz�tn�a izb�, Massud roz�o�y� na dywanach wielkie p�achty sztabowych map. Pochylony, niemal le��c, odczytywa� nazwy miejscowo�ci, wzg�rz, rzek. By�o ju� dobrze po p�nocy. Zm�czon� twarz komendanta ��obi�y g��bsze bruzdy. - Gdyby tak uda�o si� wzi�� pod kontrol� drog� wiod�c� z Kunduzu do Talokanu, talibowie znale�liby si� w potrzasku. W Kunduz znajduje si� wielkie lotnisko, b�d�ce najwa�niejsz� baz� zaopatrzeniow� dla ich wojsk na p�nocy kraju. Gdyby�my im to zabrali, nie mogliby sprowadza� z po�udnia ani posi�k�w, ani broni, ani amunicji. Szyici Karima Chalilego odbili cz�� prowincji Bamian, had�i Abdul Kadir siedzi w Nuristanie i odbudowuje swoj� armi� w Laghmanie i Nangarharze, nasi ludzie panuj� nad wi�kszo�ci� Samanganu. Gdyby jeszcze wr�ci� z Meszhedu Ismael Chan i zacz�� powstanie w Heracie, talibowie by musieli walczy� na wielu frontach. Nie maj� na to si�y. A ja od jesieni 1996 roku, gdy podda�em Kabul, nie korzysta�em jeszcze w walkach ze swoich najlepszych ludzi z Panczsziru. Walcz�, korzystaj�c z pospolitego ruszenia. Nie bratem te� rekruta z Badachszanu, a w ka�dej chwili mog� mie� stamt�d pod broni� nawet dziesi�� tysi�cy ludzi. Ju� w przysz�ym roku mog� mie� wielk� armi�. - Uwa�a pan, �e pokonuj�c talib�w i wracaj�c do w�adzy w Kabulu, zako�czy pan wojn� i przyniesie Afga�czykom pok�j i dostatek? -Nie, wojna, nawet zwyci�ska, niczego nie rozwi��e. Walcz�c, chc� zmusi� talib�w, �eby zgodzili si� na wolne i uczciwe wybory pod mi�dzynarodowym nadzorem. Twierdz�, �e ca�y kraj ich popiera. Tak by�o, gdy maszerowali od miasta do miasta, zapowiadaj�c, �e chc� po�o�y� kres wojnie i chaosowi i zaprowadzi� porz�dek. Ale wystarczy�o kilka miesi�cy ich rz�d�w, by ludzie poj�li, kim s� naprawd�. Komunist�w, a nawet rosyjskich �o�nierzy, te� witano w Afganistanie jak zbawicieli. Nie chcemy zawiera� z talibami pokoju tylko po to, by podzieli� si� w�adz�. Je�li s� tak pewni swojej popularno�ci, to prosz� bardzo, daj� im szans�, by wzi�li ca�� w�adz� i w dodatku w spos�b jak najbardziej prawowity. Wybory! Je�li wygraj�, wyjad� z kraju, bo nie u�miecha mi si� �ycic w ich pa�stwie. Ale nikt na �wiecie nie o�mieli si� podwa�y� ich wiarygodno�ci. Dlaczego wi�c nie chc� tego spr�bowa�? Bo wiedz�, �e w wyborach nie maj� szans utrzyma� w�adzy. Ludzie nie chc� �y� wed�ug ich praw. Co wsp�lnego z islamem ma d�ugo�� brody? To fanatycy, niewiele r�ni�cy si� od komunist�w. Nie umiej� rz�dzi�, mog� tylko dalej podbija� i podbija�. Dlatego s� gro�ni dla wszystkich - dla Uzbekistanu, Iranu, Rosji, Indii. Na wybory nie zgodzi si� te� Pakistan, kt�ry nie po to tyle zainwestowa� w talib�w, by pozwoli�, �eby stracili w tak prosty spos�b w�adz�. Dlatego nigdy si� im nie poddam. Dlatego b�d� z nimi walczy�. - Rzuca pan najci�sze oskar�enia pod adresem Pakistanu. - Mam dowody. W zasadzie walczymy nie z talibami, tylko odpieramy napa�� ze strony Pakistanu. Bez pomocy Pakistanu talibowie rozpadn� si� w ci�gu miesi�ca, a po trzech nie b�dzie po nich ani �ladu. Mamy pakista�skich je�c�w, znamy nazwy jednostek, kt�re walcz� w Afganistanie, nazwiska i stopnie dow�dc�w, ich adresy domowe, a nawet nazwy szpitali, w kt�rych kuruj� si� z ran. Przekazujemy te informacje ONZ. Podobnie jak informacje o wszystkich planowanych konwojach z pakista�sk� broni� dla talib�w. Niestety, ONZ w �aden spos�b nie reaguje na t� agresj�. Co jeszcze mamy zrobi�? Pokazywa� inspektorom ONZ czo�gi i skrzynki z amunicj� dla talib�w?! Teraz Pakista�czycy kupuj� w Iraku, Chinach i na Ukrainie karabiny i �mig�owce dla talib�w. - Czy po 25 latach wojny mo�e pan sobie wyobrazi� siebie w jakiej� innej roli? Czy potrafi pan robi� jeszcze co� innego? - Nie ja t� wojn� zacz��em. Ale co mia�em zrobi�? Podda� si� Rosjanom, podda� Hekmatiarowi, Dostumowi, talibom? Czy tak by�oby lepiej? Poza Rosjanami, ze wszystkimi innymi przeciwnikami pr�bowa�em si� uk�ada�. Za ka�dym razem zostawa�em oszukany. Czy mia�em wi�c inny wyb�r ni� walczy�? I je�li b�dzie trzeba, got�w jestem walczy� do ko�ca swych dni. W czas pokoju ch�tnie chcia�bym przyda� si� przy odbudowie kraju. Jestem w ko�cu niedosz�ym architektem. A zamiast budowa� domy, wci�� wysadzam mosty. Nie uwa�am jednak, �ebym zmarnowa� �ycie. - A czy nie uwa�a pan, �e idea�, kt�remu po�wi�ci� pan swoje �ycie - sprawiedliwy i wolny Afganistan - z ka�dym rokiem staje si� coraz odleglejszy? Czy jednak mimo wszystko nie czuje si� pan przegrany? - Przegrany? Przecie� wci�� walcz�. Czwartek 11 stycznia 2001 MAGAZYN GAZETY