5768
Szczegóły |
Tytuł |
5768 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
5768 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 5768 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
5768 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Krzysztof Winiecki
Cienie wyobra�ni
Rozdzia� 1
Przelewaj�ce si� przez szpary w ga��ziach �wiat�o tworzy�o autostrady czasu, biegn�ce
s�onecznymi smugami wprost do swego �r�d�a. Takie my�li przebiega�y mi przez g�ow�,
kiedy le�a�em na ziemi czerpi�c energi� do powstania. Jak trudno obudzi� si� z martwych?
Jak trudno to zrobi� pierwszy raz? Wie ka�dy nowicjusz! Ale sk�d te my�li, tak dojrza�e? Ale
sk�d wiem �e dojrza�e? Gdzie mie�ci si� ten baga�, kt�ry pozwala nam zyska� �wiadomo��
pewnych rzeczy aby m�c si� odrodzi� i prze�y�? Rozpocz�� tworzenie nowego, ale nie od
pocz�tku �ycia.
S�oneczne smugi znik�y. Czu�em si� pe�ny energii i tylko uporczywa my�l dr��y�a m�j
umys�. Jak daleko do bieguna Minus? Jacy ludzie stan� na mojej drodze i ilu z nich zostanie
moimi przyjaci�mi, a ilu z nich b�dzie moimi zaci�tymi wrogami?
Szelest nieco inny ni� te, kt�re powoduje wiatr sprowokowa� mnie do wyci�gni�cia r�ki, w
kt�rej nie wiedzie� czemu nagle znalaz� si� miecz. Skoczy�em z placka go�ej ziemi pod
krzaki. Czu�em jak "instynkt" ogarnia moje cia�o, zaw�ada umys�em.
My�li, odejd�cie na bok, oddajcie moc "instynktowi", bo tylko on przeprowadzi nas do
bramy BONDO - prawdziwego pocz�tku nowej kontynuacji.
Pancerny cz�owiek zbli�a� si� do nawisu skalnego mocno o�wietlonego przez wstaj�ce
s�o�ce. Dzi�ki temu widzia�em go doskonale, samemu b�d�c nie�le ukrytym. Dziwna
�uskowata zbroja zmieniaj�ca kolor jak kameleon ju� ma kolor ska�y, lecz moje nowe oczy
zauwa�y�y ruch i metamorfoz�. Widz� coraz wyra�niej. Ruch i posta�, kt�ra odwraca twarz
w moim kierunku i m�wi:
- Jakie by�o imi� twego �rodka zanim powsta�e� na nowo?
�ciskam miecz i czuj� uderzenie my�li. On chce ci pom�c! "Instynkt" m�wi zabij, bo zabij�
ciebie! Pomoc... Zabij...
Mimo dobrej kryj�wki wiedzia�em, �e s�owa by�y skierowane do mnie. Coraz dok�adniej
widzia�em twarz o �agodnych rysach.
- Nie l�kaj si�. Jakie by�o imi� twego �rodka zanim powsta�e� na nowo? - Cobe - wyrwa�o mi
si� z ust.
- Masz miecz? - Tak.
- Dlaczego go nie u�y�e�? - My�li mi nie pozwoli�y.
- Ziemia, kt�ra ci� kszta�towa�a da�a ci ksi���cy dar, dlatego dr�a�a kiedy wstawa�e� do
w�dr�wki w kierunku Minus.
wi�kszy i silniejszy, czuj�, �e zdarzenia w kt�rych uczestnicz�, ziemi, kt�rej - teraz to widz�
- kurczowo trzymam si� r�koma.
- Stajesz si� dojrza�y! - odezwa�a si� posta�.
Ale jakby mniejsza. R�wna mi wzrostem. Zorientowa�em si�, �e dopiero teraz widz� swoj�
posta�. R�ce - silne, ale delikatne jak r�ce szermierza albo ulicznego grajka nicponia. Nogi -
silne, acz leniwe, tak jako� sobie pomy�la�em. Reszta, jak reszta, mog�aby by� lepsza ale...
Obraz w lustrze jeziorka, kt�re z lewej strony podchodzi�o pod moje stopy uzmys�owi� mi, �e
mam twarz i tu widok... fizjonomia do�� rubaszna ale przy tym poczciwa. No trudno, mam
�wiadomo��, �e tego zmieni� ju� si� nie da. M�j towarzysz patrzy� na mnie i wydawa� si� by�
moim bratem.
- To prawda, jeste�my bra�mi - zadudni�o mi w g�owie. - Idziemy t� sam� drog�, tyle, �e ja
ci� wyprzedzi�em, dzi�ki czemu mog�em przyj�� ci dzisiaj pom�c ruszy� dalej - m�wi� jak
m�drzec.
- Czujesz w swym wn�trzu dwie si�y i potrafisz je nazwa�! Szybko osi�gasz pe�ni� si�, to
naturalne w naszej rodzinie. W zasadzie moja rola ogranicza si� do dania ci czasu na nabranie
pe�nej dojrza�o�ci, zanim przekroczysz bram�. Mog�em to zrobi� walcz�c z tob� lub
rozmawiaj�c. Nic wi�cej nie mog�em ci da�. Tylko czas. Lecz jak szybko si� przekonasz,
czas to dar, kt�ry rzadko kto� ci zechce ofiarowa�, rzecz kt�rej w twojej w�dr�wce zawsze
b�dzie brakowa�o.
Wype�nia�o mnie uczucie pewno�ci siebie. Moja g�owa wype�nia�a si� wspomnieniami.
Zabawne by�o ich posiadanie. Dwa moje bieguny rozlokowa�y si� wygodnie i zachowywa�y
pe�n� r�wnowag�. My�li i instynkt zrozumia�y, i� musz� stanowi� r�wnowag� aby nie straci�
swego �ywiciela.
- Amadeo, bracie, dzi�ki za przywitanie i za to, �e by�o tak �agodne. Zreszt� zawsze s�yn��e�
z delikatno�ci, zawsze by�e� artyst�- nie mam poj�cia sk�d zna�em jego imi�.
- Widz�, �e jeste� tym samym Cobe co kiedy�!
- Tak. Jestem tym samym co kiedy�, tylko sk�ra troch� m�odsza.
- Jeste� prze�miewc�, taki by�e� i trudno spodziewa� si�, �e co� si� zmieni. Jak ju�
wspomnia�em twoj� matk� jest Ziemia, a ojcem Czas. Cokolwiek uczynisz, nie zapominaj o
tym i staraj si� ich uszanowa�.
Amadeo popad� w zadum�. Min�a d�uga przerwa zanim us�ysza�em zn�w jego s�owa:
- Na mnie ju� pora. Id� dalej aby nie przegapi� narodzin twojej ukochanej siostry Clivii.
Podzieli�a tw�j los. Do zobaczenia Cobe!
- Do zobaczenia?!
Nie wiem jak d�ugo rozmawia�em z Amadeo, ale trwa�o to na tyle d�ugo, �e da�o mi to czas
na poznanie siebie. Wszystko co dzia�o si� od rana by�o jak sen. Zrodzi�em si� na nowo, stare
my�li, m�ode cia�o i ta ogromna ilo�� os�b w mojej sk�rze.
Powoli, powoli. To wszystko zaczyna stanowi� jedn� ca�o��. Gdzie Amadeo? Niewa�ne,
musz� szuka� bramy aby wyrwa� si� z tej niemocy i ograniczonej ilo�ci mo�liwo�ci. Krok do
przodu i jeszcze jeden. Jeszcze raz dotkn�� tu ziemi.
Znajome s�owa, trudne znaczenia. Dziwny pancerz zmieni� si� w �nie�nobia�� tunik�. Na
�niad� twarz sp�yn�� dobrotliwy u�miech. Posta� oddalona o trzydzie�ci krok�w wyci�gn�a
r�k� i mog�em j� chwyci�. Kiedy to zrobi�em opar�em si� na niej i podnios�em. Wstaj�c
mia�em j� przed sob�.
- Dzi� jest tw�j pierwszy dzie�. Po kr�tkiej chwili cz�owiek doda�:
- Jestem tu aby nada� sens twoim my�lom.
- A co z instynktem? - zapyta�em mimo woli.
- Zadbam o r�wnowag� mi�dzy twoimi biegunami. - Sk�d znam imi� swego �rodka?
- Niekt�rzy poza stra�� i ojcem, dzi�ki ci�g�emu ruchowi materii dostaj� od matki ziemi dar
bycia ksi���tami. Mog� si� z niej odradza� i czerpa� si��, i mno�y� si�, ale tylko z mi�o�ci,
kiedy my�li i instynkt s� u�pione cudown� muzyk� zmys��w.
Zn�w chwila milczenia. - Dzisiaj jest dzie� pyta�.
Co to jest dzie�? - pyta�em sam siebie. Co to jest pytanie? kr��y�o mi po g�owie.
- Zamknij oczy i dotknij ziemi, nabierz si�y, obud� �wiadomo�� - jeste� gotowy.
W tej chwili zda�em sobie spraw�, �e rozmawiamy nie u�ywaj�c s��w, �e posta� stoj�ca
przede mn� bije ciep�em. Daje poczucie bezpiecze�stwa.
- Po co mi miecz skoro jeste� tutaj? - Dla obrony.
- Przed kim?
- Czasami zanim znajdzie si� odrodzonego zd��y on przej�� przez bram� BONDO i wtedy
tylko dzi�ki mieczowi mo�e i�� dalej.
- Dlaczego? Nie potrafisz znale�� go od razu?
- Ka�dy z nas stra�nik�w ma sw�j rewir, kt�ry codziennie obchodzi i pomaga odrodze�com
napotkanym na drodze.
- Co to jest dzie� pyta�? - powr�ci�o pytanie.
- Dzie�, w kt�rym wraca imi� twojego �rodka i dzieli, w kt�rym nadajesz r�wnowag�
twojemu wn�trzu.
- Sk�d imi� w mym �rodku? Sk�d takie wymieszane i niekompletne my�li?
- Nadali ci je twoi pierwsi rodzice. Ci, kt�rych ow�adn�a szlachetna muzyka mi�o�ci i dali
pocz�tek nowemu �yciu.
- Jak ich pozna�?
- Dusza, kt�r� masz od nich i kt�ra pozwala si� tobie odradza� da ci zna�.
- Masz ma�o pyta�.
- Pustka wok� mnie zaczyna si� wype�nia� my�lami.
- To znak, �e jeste� gotowy do drogi - powiedzia�a posta� u�ywaj�c s��w. S�owa - dziwne
brz�czenie. �wiergot w uszach. Bardzo przyjemne. Nagle czuj� wybuch, siln� eksplozj� z
ty�u g�owy. Film. Widz� obrazy: ludzie, miejsca, wiele dziwnych zdarze�, kt�re mo�na
zobaczy� tylko dzi�ki my�lom! Staj� si� wi�kszy i silniejszy, czuj�, �e zdarzenia w kt�rych
uczestnicz�, ziemi, kt�rej - teraz to widz� - kurczowo trzymam si� r�koma.
- Stajesz si� dojrza�y! - odezwa�a si� posta�.
Ale jakby mniejsza. R�wna mi wzrostem. Zorientowa�em si�, �e dopiero teraz widz� swoj�
posta�. R�ce - silne, ale delikatne jak r�ce szermierza albo ulicznego grajka nicponia. Nogi -
silne, acz leniwe, tak jako� sobie pomy�la�em. Reszta, jak reszta, mog�aby by� lepsza ale...
Obraz w lustrze jeziorka, kt�re z lewej strony podchodzi�o pod moje stopy uzmys�owi� mi, �e
mam twarz i tu widok... fizjonomia do�� rubaszna ale przy tym poczciwa. No trudno, mam
�wiadomo��, �e tego zmieni� ju� si� nie da. M�j towarzysz patrzy� na mnie i wydawa� si� by�
moim bratem.
- To prawda, jeste�my bra�mi - zadudni�o mi w g�owie. - Idziemy t� sam� drog�, tyle, �e ja
ci� wyprzedzi�em, dzi�ki czemu mog�em przyj�� ci dzisiaj pom�c ruszy� dalej - m�wi� jak
m�drzec.
- Czujesz w swym wn�trzu dwie si�y i potrafisz je nazwa�! Szybko osi�gasz pe�ni� si�, to
naturalne w naszej rodzinie. W zasadzie moja rola ogranicza si� do dania ci czasu na nabranie
pe�nej dojrza�o�ci, zanim przekroczysz bram�. Mog�em to zrobi� walcz�c z tob� lub
rozmawiaj�c. Nic wi�cej nie mog�em ci da�. Tylko czas. Lecz jak szybko si� przekonasz,
czas to dar, kt�ry rzadko kto� ci zechce ofiarowa�, rzecz kt�rej w twojej w�dr�wce zawsze
b�dzie brakowa�o.
Wype�nia�o mnie uczucie pewno�ci siebie. Moja g�owa wype�nia�a si� wspomnieniami.
Zabawne by�o ich posiadanie. Dwa moje bieguny rozlokowa�y si� wygodnie i zachowywa�y
pe�n� r�wnowag�. My�li i instynkt zrozumia�y, i� musz� stanowi� r�wnowag� aby nie straci�
swego �ywiciela.
- Amadeo, bracie, dzi�ki za przywitanie i za to, �e by�o tak �agodne. Zreszt� zawsze s�yn��e�
z delikatno�ci, zawsze by�e� artyst�- nie mam poj�cia sk�d zna�em jego imi�.
- Widz�, �e jeste� tym samym Cobe co kiedy�!
- Tak. Jestem tym samym co kiedy�, tylko sk�ra troch� m�odsza.
- Jeste� prze�miewc�, taki by�e� i trudno spodziewa� si�, �e co� si� zmieni. Jak ju�
wspomnia�em twoj� matk� jest Ziemia, a ojcem Czas. Cokolwiek uczynisz, nie zapominaj o
tym i staraj si� ich uszanowa�.
Amadeo popad� w zadum�. Min�a d�uga przerwa zanim us�ysza�em zn�w jego s�owa:
- Na mnie ju� pora. Id� dalej aby nie przegapi� narodzin twojej ukochanej siostry Clivii.
Podzieli�a tw�j los. Do zobaczenia Cobe!
- Do zobaczenia?!
Nie wiem jak d�ugo rozmawia�em z Amadeo, ale trwa�o to na tyle d�ugo, �e da�o mi to czas
na poznanie siebie. Wszystko co dzia�o si� od rana by�o jak sen. Zrodzi�em si� na nowo, stare
my�li, m�ode cia�o i ta ogromna ilo�� os�b w mojej sk�rze.
Powoli, powoli. To wszystko zaczyna stanowi� jedn� ca�o��. Gdzie Amadeo? Niewa�ne,
musz� szuka� bramy aby wyrwa� si� z tej niemocy i ograniczonej ilo�ci mo�liwo�ci. Krok do
przodu i jeszcze jeden. Jeszcze raz dotkn�� tu ziemi.
Mam wra�enie, �e tak blisko niej jak tu, to nigdzie ju� nie b�d�. Dotykaj�c jej czuj� rozkosz
jakbym dotyka� ukochanej kobiety.
Podnios�em miecz i ruszy�em przed siebie. Prowadzi� mnie wewn�trzny kompas. Las
g�stnia�, nik�y pojedyncze ska�y. Drzewa zmienia�y si� tak, jak gdyby ka�dy m�j krok
powodowa� ich starzenie. Sta�y jedno obok drugiego tworz�c g�stwin� pni i konar�w nie do
przebycia. Musia�em szuka� szpar, �eby si� nimi przecisn��. Uwi�z�em ramionami mi�dzy
ga��ziami m�odych �wierk�w. Tworzy�y one p�ot o grubo�ci kilku st�p. Pr�bowa�em pom�c
sobie mieczem, ale nic z tego. By�o zbyt ma�o miejsca na jakikolwiek sensowny nim ruch.
Postanowi�em przedrze� si� za wszelk� cen� i przedosta� si� za to ogrodzenie. Ig�y zdziera�y
mi sk�r� z twarzy. Zablokowane ramiona uwolni�y si�, ale nie na d�ugo. Przez ga��zie
spostrzeg�em �wiat�o. Doda�o mi to si�. B�l obtar� pot�gowa� pot sp�ywaj�cy i p�ucz�cy
�wie�e rany. Jeszcze jedno posuni�cie i g�owa wydostaje si� na zewn�trz. Powoli, w obawie
przed mog�cym czyha� niebezpiecze�stwem, wreszcie si� wygramoli�em.
Soczystozielona polana w kszta�cie �odzi rozpo�ciera�a si� przede mn�. Jej �agiel, to ogromna
kamienna Brama. Mia�a �ciany tak g�adkie, �e s�o�ce odbija�o si� w nich jak w lustrach
pouk�adanych w r�nych p�aszczyznach. Jestem na starcie mojej w�dr�wki. Na pocz�tku
drogi, ale po ma�ej rozgrzewce i dobrym treningu. Rozejrza�em si� po okolonej murem z
drzew polanie w poszukiwaniu zagro�enia, ale nic takiego nie dojrza�em. Zrobi�em ostro�nie
kilka krok�w. Droga wydawa�a si� bezpieczna. Zacz��em biec. By�em ju� oko�o trzydzie�ci
st�p od Bramy, kiedy nagle uderzy�em o niewidzialn� �cian�. Uderzenie by�o tak mocne, �e
a� pociemnia�o mi przed oczyma. Ukl�kn��em i nabra�em g��boko powietrza. Wyci�gn��em
przed siebie r�ce aby dotkn�� dziwnej, niewidzialnej przeszkody. Kiedy je powoli
przesuwa�em napotka�em lekki op�r. Przy silniejszym naporze przeszkoda stawa�a si�
twardsza. Jeszcze raz powoli wyci�gn��em r�ce. Op�r by� bardzo s�aby, po chwili d�onie
przesz�y na drug� stron� dziwnej bariery. Przeszkoda teraz przypomina�a mydlan� ba�k�, a
jej �ciany obejmowa�y moje nadgarstki. Na kolanach zacz��em powoli przesuwa� si� do
przodu i po chwili przebrn��em na drug� stron�. Chyba by� to pierwszy sprawdzian mojej
przynale�no�ci do harmonii mi�dzy bytem a niebytem. Pierwszy i najwa�niejszy sprawdzian
gotowo�ci do dalszej drogi, kt�r� uk�ada� przede mn� figlarny los.
Rozdzia� 2
Pot�na, czarna ska�a. Tak wysoka, �e ca�a reszta wygl�da�a jak ma�e pag�rki. Jej
wierzcho�ek tworzy� urwisko, na kt�rego ko�cu widnia�a wie�a. Wie�a lub upiorne straszyd�o
przypominaj�ce bezskrzyd�ego w�a skacz�cego do szale�czego lotu w nico��. Uderzenie
b�yskawicy - i owo widziad�o przyj�o kszta�t budowli. Im bli�ej podchodz�, tym mury
dziwnej twierdzy zaczynaj� ja�niej po�yskiwa�. Nie mo�na okre�li� �r�d�a �wiat�a, dzi�ki
kt�remu pojawiaj� si� na �cianach owe b�yski. Dopada mnie dziwne uczucie. Nie wiem jak je
nazwa�, jedyne co przychodzi mi do g�owy to trwoga. Ta budowla budzi we mnie trwog�!
Dziwaczne kszta�ty, jak gdyby malarz na swej palecie r�k� rozgni�t� sto�ki farb.
Co to jest? - zapyta�em sam siebie. Czy�by moje przeznaczenie? Kolory tego co widz�
zaczynaj� mnie zalewa�. Kiedy si�gaj� moich st�p, widz� �e nie mam gdzie ucieka�. Po co
ucieka� - nale�y z tym walczy�. Skoczy�em do przodu, nogi uwi�z�y mi w mieszaninie barw.
Zaczynam ton�� w kolorowej mazi. Jak si� broni�? - nic nie przychodzi mi do g�owy.
Kolorowa masa si�ga mi piersi. Poruszaj�c r�kami nie natrafiam na op�r jaki powinna dawa�.
Chwytam za miecz. Pr�buj� p�yn��, ale kiedy wyci�gam ramiona uderzam o grunt. W tym
czym� nie mo�na p�ywa�. To co� teraz otacza mnie ze wszystkich stron. Jest jak g�ste,
wilgotne powietrze. Podnosz� si� z kl�czek i ruszam do przodu. Ka�de machni�cie miecza
powoduje mieszanie si� barw. Powstaj� przede mn� kolorowe pawie oczka. W miar�
posuwania si� do przodu barwy blakn�, powietrze przybiera sw� naturaln� barw�. Czuj� silne
uderzenie w plecy. Tak silne, �e upadam na ziemi�. Odwracam g�ow�. Z kolorowej chmury
odrywaj� si� ogromne b�ble i jak pi�ki odbijaj�c si� od ziemi biegn� w kierunku upiornej
budowli. Uderzenie takiego balonu-bomby nie dosy�, �e jest bolesne to jeszcze powoduje
odr�twienie. Uczucie to jest tak silne, �e trac� mo�liwo�� poruszania si�, czuj� si� jak
rzucone przez wiatr prze�cierad�o.
Z g�owy wysypuj� mi si� my�li, a w dziwnym powietrzu przybieraj� realn� posta�. Tak -
przestaj� czu� my�li, a zaczynam je widzie�. Widz� co chcia�bym zrobi�, i widz� strasznego
potwora z wy�upiastymi oczami. To strach? Chyba tak. Nie wiem co robi�. Na pewno wsta�!
Pr�buj� si� ruszy�. Przychodzi mi to z wielkim trudem. Wykrzesa�em z siebie resztki si� i
przetoczy�em si� o kilka st�p. U�amek sekundy p�niej ogromny kolorowy b�bel uderzy� w
miejsce gdzie le�a�em odr�twia�y. Odbi� si� i polecia� dalej, co jaki� czas z hukiem wal�c o
ziemi�. Jak wyjd� z tego ca�o, musz� znale�� miejsce gdzie mo�na ogl�da� swoje my�li. Jest
to niezapomniane uczucie! Obrazy przesuwaj�ce si� wok� nas, powoli wysypuj�ce si� z
g�owy. Kiedy nie�wiadom zagro�enia przetacza�em si�, ostrze uderzy�o o ziemi� rozpruwaj�c
tkanin� kt�r� by�a przykryta. Spod klingi posypa�y si� iskry. Tak, teraz widz� to wyra�nie,
ca�a ziemia jest pokryta materi� podobn� do p��tna, z kt�rego robi si� �agle. Iskry unosi�y si�
na wysoko�� mojego wzrostu. Wykona�em jeszcze kilka ci�� i ich fontanny zacz�y gra�
wok� mnie symfonie. Wyszarpa�em kawa� materia�u - migotanie powoli zacz�o ustawa�.
Dotkn��em go�ej ziemi r�kami. W tym momencie znik�o odr�twienie, w kt�rym trwa�em.
Poczu�em przyp�yw energii. Zrobi�em dwa kroki, kiedy z prawej strony przylecia� kolorowy
balon. Uderzy�em w niego mieczem z ca�ej si�y! Poczu�em jakbym uderzy� w pot�ne
kowad�o, o ma�o co nie wypu�ci�em broni z r�ki. Wibracja tego uderzenia przesz�a przez ca�e
moje cia�o. Jednak�e i na balonie zrobi�o to wra�enie, poniewa� rozlecia� si� na dwie
mniejsze kule. Szybki zamach - ci�cie i zn�w pi�eczki s� mniejsze, jeszcze raz uderzy�em i
balika rozprys�a si� w nico��. Skoro wszystkie kule lec� w kierunku dziwacznej budowli to
jak ona, b�d�c na ko�cu urwiska, jeszcze si� tam trzyma? Logika - nie wiem dlaczego o niej
pomy�la�em, mo�e dlatego �e jest nieprzyzwoicie przewidywalna, niestety tu ona nie ma
zastosowania. W �wiecie gdzie fantazja jest jednym z najwi�kszych w�adc�w po co
doszukiwa� si� logiki?
�wiadom swego po�o�enia, powoli i pe�en obaw, ruszy�em do przodu. Gdzie� w g��bi duszy
czu�em sw� niekompletno��. Czu�em, �e brakuje kawa�ek mnie. Kawa�ek, bardzo wa�ny
kawa�ek. Zamek dalej wisia� nad urwiskiem. Mimo i� zrobi�em wiele krok�w, nie zbli�y� si�
do mnie. Teren po kt�rym szed�em sfa�dowa� si�, a kolorowa ma� przyj�a kszta�t krajobrazu.
Drzewa sta�y si� zielone, a ziemia mia�a sw�j przyjazny kolor. Pag�rek, kt�ry w�a�nie
obchodzi�em, mia� kszta�t worka zwi�zanego u szczytu. Obchodz�c go zauwa�y�em czarn�
plam� za krzewami rosn�cymi z p�nocnej jego strony. Delikatnie rozsun��em krzaki
zobaczy�em wej�cie do groty. C� to jest? - pomy�la�em. �ciany jak gdyby oblane rt�ci�,
powoli, acz zauwa�alnie zmieniaj�ce sw�j kszta�t. Mimo tych przemian wielko�� otworu
prowadz�ca do �rodka pozostawa�a niezmienna. To zach�ci�o mnie do zbadania jego wn�trza.
Kiedy znalaz�em si� w �rodku, us�ysza�em chlupot strumienia. Trudno by�o okre�li� kierunek,
z kt�rego dochodzi�. Szed�em do przodu. Jaskinia stawa�a si� coraz wi�ksza. �ciany zmieni�y
barwy i teraz po�yskiwa�y na przemian b��kitem i czerwieni�, ca�y czas zmieniaj�c powoli
kszta�t. W g�rze wisia�y kaganki daj�ce do�� silne �wiat�o, jednak ja znajdowa�em si� w
p�mroku. Sufit za� ja�nia� i skrzy� si� barwami. Pomy�la�em: musi tu mieszka� jaki� wielki
stw�r, bo kto inny m�g�by nalewa� oliwy do lamp.
Us�ysza�em ciche charczenie. Sk�d mog� pochodzi� te odg�osy`? - my�la�em, przywieraj�c
plecami do �ciany. Jeszcze dwa, mo�e trzy kroki i zobaczy�em, �e w �cianach jaskini po
przeciwnych stronach s� dwie komory. W jednej szele�ci� strumie�, kt�ry sp�ywa� do otworu
przypominaj�cego studni�, w drugim le�a�o pot�ne cielsko stwora wydaj�cego �w charkot.
Wiedzia�em, �e �pi. Przyjrza�em si� mu, wydawa� si� mi�y mimo swego strasznego wygl�du.
Nogi or�a, po�yskiwa�y metaliczn� barw� jakby zanurzono je w roztopionym srebrze. Ca�e
cia�o pokryte czarn� aksamitn� sk�r�, gdzieniegdzie trafia�y si� zielone �uski rozrzucone w
nie�adzie. Ogon jak u wieloryba, lecz ten na ko�cu mia� kilka rz�d�w pi�r bia�ego koloru.
G�owa lwa z nosem zako�czonym rogiem i orle skrzyd�a, szare jak popi� z wygas�ego
ogniska. Spod skrzyde� wystawa�y ludzkie r�ce wielko�ci� dopasowane do reszty cia�a.
Kiedy tak sta�em przygl�daj�c si� stworowi ten otwar� oczy, wyszczerzy� k�y jak gdyby w
u�miechu i odezwa� si� ludzkim g�osem.
- Witaj ksi��� Cobe! Bardzo ma�o czasu zaj�a ci w�dr�wka z ogrod�w AD. Posta� zacz�a
si� zmniejsza� nie zmieniaj�c kszta�tu.
- Witaj Gregor, mimo to mia�e� chyba do�� czasu aby wypocz��.
- To prawda, ale bezczynno�� mnie m�czy. Wyk�p si� panie w strumieniu, bo �mierdzisz
mazi� ludzkich, niespe�nionych nadziei.
- Teraz wiem co by�o t� mieszanin� barw! A te kule to wydarzenia, kt�re na przek�r rozbijaj�
nasze marzenia.
- P��tno za�, to granica mi�dzy rzeczywisto�ci� a fantazj�.
Podszed�em do strumienia, zdj��em ubranie, kt�re naprawd� mia�o zapach ma�o przyjemny i
zacz��em si� pluska�. Lecz woda nie sp�ywa�a ze mnie, a tworzy�a cienk� warstw� na sk�rze,
z czasem nadaj�c jej lekko br�zowy kolor. Cia�o zaczyna�o mnie piec, wr�cz parzy�.
Skoczy�em do ubra�, aby nimi si� wytrze�. Dar�em sk�r� koszul�, ale nic to nie pomaga�o.
Wszystko wok� mnie wirowa�o, oczy odmawia�y pos�usze�stwa. Zamglony obraz rozp�ywa�
si�, a cia�em szarpa�y dreszcze. Kiedy my�la�em �e zwariuj�, kiedy sk�ra pali�a tak, jakby
by�a oblana roztopionym �elazem i my�la�em, �e ta kr�tka droga jak� przeby�em ma si� ku
ko�cowi, nagle wszystko ucich�o, b�l umilk�. Jedynym �ladem by�o to, �e l�ni�em jak
wysmarowany oliw�. By�em zupe�nie nagi, a mimo to czu�em, �e od otoczenia oddziela mnie
jaka� niewidzialna bariera.
- W co mam si� ubra�? - powiedzia�em g�o�no sam do siebie.
- U�yj wyobra�ni - us�ysza�em g�os Gregora. - Widz� przyjacielu, �e potrzebujesz jeszcze
troch� czasu aby w pe�ni korzysta� ze swoich mo�liwo�ci.
- Tak, to prawda - odrzek�em. - Chyba zbyt szybko przeby�em drog� z ogrod�w AD i s�abo
pozna�em sam siebie.
Poczu�em si� g�upio, �e stoj� nagi i nie wiem co ze sob� pocz��. W tej samej chwili okry�a
mnie czarna zbroja wy�cie�ana od �rodka mi�kk� tkanin�, poczu�em ciep�o. Kiedy
pomy�la�em, �e �w ubi�r b�dzie niewygodny i obejrza�em si� na le��ce stare ubranie, zbroja
przybra�a ich wygl�d. Zrozumia�em, �e moje my�li kieruj� moim wygl�dem. Gregor sta�
przede mn�, by� mojego wzrostu, jego dusza okryta by�a smocz� sk�r�.
- Opowiedz, jakie niespodzianki czekaj� jeszcze na mnie?
- To wszystko co wiem, nie potrafi� czyta� w przysz�o�ci. To ty jeste� mistrzem w jej
poznawaniu i poruszaniu si� w niej. Ja jestem tylko twoim wiernym s�ug� i kompanem,
ksi���.
- Chyba czas rusza� dalej.
- Chyba tak, za chwil� przyb�dzie tu stra�nik strumienia t b�dzie zadawa� wiele m�cz�cych
pyta�. Z tego co wiem, nie pa�acie do siebie wielk� sympati�.
- Powiedz co� wi�cej.
- Co tu m�wi� o cz�owieku, kt�remu wydaje si�, �e ma zawsze racj�, tylko dlatego, �e stoi z
boku wszystkich wydarze�. Do tego nie mo�e opowiedzie� si� �adn� ze stron.
Nie mo�e lub nie chce? - zapyta�em niby sam siebie.
- Raczej nie mo�e. Opowiedzenie si� po kt�rejkolwiek stronie, zachwieje jego r�wnowag� i
albo sp�onie, albo zamieni si� w bry�� lodu. Ma tego �wiadomo�� i trzyma si� �rodka. St�d
jego rady dla nikogo nie s� przydatne.
- A ty?
- Ja, wybra�em ciebie Cobe. Jeste� wierny swoim prawom, mimo �e czasami wygl�da to
ca�kiem inaczej, dopiero czas pokazuje istnienie klucza, kt�ry zawsze pasuje do tego jak
post�pujesz.
- Czy przypadkiem nie jeste� tylko strachliwym pochlebc�?
- Mog�em uciec i nie czeka� na ciebie. Tym bardziej, �e widzia�em jak giniesz rozcierany w
mo�dzierzu przez pi�knolic� Orchide�, lecz pomny twych ostatnich tamtej nocy s��w, �e twej
duszy nie da si� zabi�, poszuka�em pieczary �r�d�a Przemiany i zapad�em w sen czekaj�c, a�
obudz� mnie twoje kroki.
- To szlachetne. Faktycznie takich rzeczy nie robi si� dla zysku czy poklasku, tym bardziej �e
nie mog�e� by� pewny czy wr�c�.
- By�em pewny, widzia�em jak tw�j cie� wymkn�� si� z mo�dzierza i poszybowa� nad
zgliszczami zamczyska.
- Szybko si� uporali z odbudow� tego upiora nad urwiskiem.
- Orchidea z twego prochu zrobi�a specyfik, kt�ry da� jej nieprawdopodobn� moc. Mi�dzy
innymi dlatego uda�o si� jej tak szybko odbudowa� zamczysko.
Widzia�em jednak we �nie, �e �w specyfik, mimo i� znajdowa� si� w szczelnie zalakowanej
ampu�ce, pewnego poranka znikn��.
- Zawsze znikaj� nasze resztki cia�, kiedy wstajemy na nowo.
- Dlatego Orchidea by�a tak przera�ona swoim odkryciem.
- Aby unicestwi� moj� dusz� trzeba by... niewa�ne, ta informacja nikomu si� nie przyda.
Zaduma�em si� i w my�lach rozwa�a�em czy przyjdzie taki czas, �e kto� ze zwyk�ych
�miertelnik�w wtargnie kiedy� do ogrod�w AD i zanim si� odrodz�, owinie mnie w kokon
wiecznej ciemno�ci.
- Ruszamy Gregor. Z ty�u wida� �wiate�ko, idzie stra�nik, a naprawd� nie mam ochoty
s�ucha� jego rad.
Rozdzia� 3
Jeszcze jeden zakr�t i zobaczyli�my wyj�cie z pieczary. Przed nami rozci�ga�a si� ogromna
polana wype�niona s�o�cem. Otacza�y j� drzewa, niekt�re z nich obwieszone by�y ��tymi
owocami. Co jaki� czas owoce P�ka�y i wysypywa� si� z nich z�oty py�. Droga, kt�r�
maszerowali�my, wi�a si� do g�ry. S�o�ce grza�o mocno, jednak leciutki wietrzyk sprawia�,
�e nie czu�o si� upa�u. Przez drog� przep�ywa� strumie�. Kiedy� by�a tu k�adka, ale obecnie
pozosta�y tylko jej resztki. Wida�, �e �w szlak straci� sw� warto�� i od dawna nikt ju� o niego
nie dba�.
Pochyli�em si� nad wod�, bi� od niej przyjemny ch��d, zacz��em pi�. Obok mnie nad
strumieniem pochyli� si� Gregor i zacz�� ch�epta� wod� razem ze mn�. Kiedy ugasili�my
pragnienie usiedli�my nad strumieniem. Zanurzy�em nogi, z kt�rych dzi�ki mojej woli znik�y
buty.
- Pi�kna okolica - odezwa� si� po chwili Gregor.
- Masz racj�. Ugasili�my pragnienie, teraz przyda�oby si� znale�� co� na z�b!
- Za wzg�rzem jest wioska. Obecnie chyba nikt tam nie mieszka, ale powinna by� tam
gospoda, w kt�rej widzia�em stra�nika strumienia. P�jd� tam panie i ka�� przygotowa�
posi�ek, zanim dojdziesz powinien by� gotowy.
- Id�, ja wyrusz� za chwil�.
Oddalaj�ca si� posta� Gregora zacz�a przybiera� ludzkie kszta�ty. Zza drzew wyskoczy�
jele� ca�y spieniony. Stan�� przede mn� zdezorientowany.
Szybko wybra� dalsz� drog� i pomkn�� ogromnymi skokami. Zaraz za nim wyskoczy�
pot�ny wilk. Widz�c mnie stan�� jak wryty ods�aniaj�c kryszta�owo prze�roczyste z�by. W
jednej chwili skoczy�em z mieczem wyci�gni�tym przed siebie. Uderzy�em w jego kark.
Krew bryzn�a wok�. Wilcza g�owa potoczy�a si� niczym kamie�. Reszta cielska przez
chwil� sta�a nieruchomo, po czym run�a na ziemi�. Popatrzy�em na le��cy �eb i us�ysza�em
jego my�li.
- To jaka� pomy�ka, ty w tym miejscu?
- Tak, to ja Tatro! Twoja s�u�ba u Orchidei dobieg�a ko�ca! - powiedzia�em g�o�no
zaskoczony tym co si� sta�o.
Parszywe bydl�, zawsze lubi�o krew i surowe mi�so. Dlatego najch�tniej wciela�o si� w
krwio�ercze bestie, �eby z�apa� co� do jedzenia. Tym razem dzikie instynkty doprowadzi�y
go do ko�ca jego drogi. Nag�a reakcja i �atwe zwyci�stwo zdziwi�y mnie, ale jednocze�nie
odkry�em, �e nie jestem sam. Co� w moim �rodku ca�y czas czuwa. Jak to jest, �e mimo
swobodnego b��dzenia naszych my�li nie gubimy drogi kt�r� zmierzamy? Nasze my�li
szybuj�, i to jak! Zamkn��em oczy, a w mej wyobra�ni powsta� obraz wysokiego
piaszczystego brzegu morza. Pi�kne, b��kitne niebo strojne w pierzaste chmurki. U mych
ramion wyrastaj� skrzyd�a. Od morza wieje silny, �wiszcz�cy wiatr, niczym pot�ne organy.
Melodia wiatru upaja, szumi w g�owie i wiruje kolorami przed oczyma, przybiera coraz
wy�sze tony. Nag�a seria grzmot�w ��czy si� z muzyk� wiatru, niczym b�ben Podrywam si�
do lotu. Wiatr dotyka mojej twarzy, silne uderzenia skrzyde� wspinam si� coraz wy�ej.
Spogl�dam w d� gdzie las i ��ty piach gin� w lazurze morza. Jeszcze wy�ej i wy�ej, tak bez
granic. Znowu seria grzmot�w i zmienna tonacja �wistu. Cudowna muzyka, cudowne
miejsce...
Latam, to w g�r�, to w d�, to w stron� l�du, to w stron� morza, bawi� si� tym lotem niczym
dziecko wymarzon� zabawk�. I ta muzyka, kt�ra teraz ogarnia wszystkie moje zmys�y. Co to
jest za miejsce? Tak tu b�ogo i beztrosko! Obni�y�em lot, zza drzew wy�oni� si� dom z
bia�ego jak marmur kamienia otoczony podobnymi do palm drzewami. To m�j dom! To
najbezpieczniejsze miejsce we wszech�wiecie! Ta zielona polana z niedu�ymi
wielobarwnymi plamami pe�na kwiecia i kolorowych motyli. Cudowny zapach natury.
B�ogo�� i beztroska. Szale�stwa i upojenia... Otwieram oczy i s�ysz� w g�owie:
- Wielu b�dzie tam przed tob� Cobe!
Ostatnie, co wyrzuci� z siebie �eb bestii. Podszed�em do niego bli�ej i zauwa�y�em, �e jedno z
jego oczu to szlachetny kamie�. Ko�cem miecza wyd�uba�em je. Wypadaj�c brz�kn�o, by�
to pier�cie�. Podnios�em go z ziemi. Kryszta� po�yskiwa� w s�o�cu. Za�o�y�em go na palec.
Zapad�a ciemno�� .jak gdyby kto� wy��czy� niebo wraz ze wszystkimi gwiazdami. I nagle
jasno�� taka, �e bol� oczy.
Jak gwa�townie si� wszystko pojawi�o, tak i znik�o. -wiat wr�ci� do rzeczywisto�ci. Poczu�em
jak pier�cie� zacisn�� si� mocniej na palcu. W tym samym czasie pojawi�a si� przede mn�,
umocowana w kole klepsydra. Przesypuj�ce si� ziarna, niczym woda dla m�y�skiego ko�a,
stanowi�y nap�d ko�owrotu czasu. Us�ysza�em g�os:
- Od teraz nale�ysz do tych co mog� jej u�ywa�.
Zn�w wszystko rozp�yn�o si� jak mg�a. Poczu�em, �e mam moc nad czasem. �e mog� si�
nim pos�ugiwa�. Odwr�ci�em si� w kierunku gdzie poszed� Gregor i ruszy�em przed siebie.
Rzeczywi�cie, za wzg�rzem by�a karczma, z komina snu� si� dym. Otwar�em szeroko drzwi i
w p�mroku roz�wietlanym przez ogie� z paleniska, zauwa�y�em na �awie siedz�cego
Gregora.
- W sam� por� panie.
W tym momencie m�oda karczmareczka o kruczoczarnych w�osach przynios�a pot�ny kawa�
pieczystego. Usiad�em za sto�em, odkroi�em kawa� pieczeni i zatopi�em w niej z�by.
Soczysta, pachn�ca ogniem dziczyzna, doskona�a. Dziewczyna nala�a mi wina.
- Mo�e usi�dziesz z nami panno? - zagadn��em.
- Ch�tnie panie, bo ruch niewielki i rzadko mam okazj� z kim� porozmawia�.
Ojciec nie pozwala mi wychodzi� poza ogrodzenie. M�wi, �e nie jestem jeszcze gotowa na
samotne wycieczki. Zbyt wiele niebezpiecze�stw czyha na zewn�trz i tylko tu mo�e mnie
chroni�.
- Co taka �liczna dziewczyna robi w takiej g�uszy?
- Zast�puj� ojca, kt�ry poszed� na polowanie.
- .Jak masz na imi� panno?
- Magnolia, panie.
- Magnolia? Przecie� to imi� ksi���ce.
- Jestem c�rk� Tatry.
Poblad�em, bystre oko dziewczyny w lot to zauwa�y�o.
- Znasz go panie?
- Znam twojego ojca i przyznam, �e nie pa�amy do siebie sympati� - powiedzia�em to aby
zobaczy� reakcj� dziewczyny.
- Wida� d�ugo si� z nim nie widzia�e�.
- To prawda. Cho� nie do ko�ca - pomy�la�em.
- Od czasu jak wysz�a na jaw zdrada Orchidei uciek� tutaj by pe�ni� funkcj� karczmarza.
Zmieni� si� nie do poznania. �yje spokojnie i z dala od ludzi. Tylko jeszcze czasami idzie na
polowanie. To jedyne czego nie mo�e sobie odm�wi�.
M�wi�, �e to pier�cie�, kt�rym zast�piono mu oko nie pozwala wyzby� si� tego na�ogu.
- Sk�d wiesz o pier�cieniu'? - zapyta�em.
- Opowiedzia� mi o nim. Ty go masz na palcu. Zabi�e� go - powiedzia�a dziwnie spokojnie.
- To by� przypadek!
- On wiedzia� �e przyjdziesz. Rozkaza�, �e gdyby wszystko sko�czy�o si� tak jak si�
sko�czy�o, to mam zosta� przy tobie. Masz na imi� Cobe panie?
- Chytry lis a nie wilk, wiedzia�, �e gdy wr�c� b�d� najsilniejszy. Zostaniesz tutaj i dalej
b�dziesz tu pracowa�. Jak przyjdzie czas wezw� ci� do siebie.
Zastanawia� mnie spok�j z jakim przyj�a �mier� swojego ojca. Czy�by nie zna�a uczucia
z�o�ci, nienawi�ci? Zosta�a dziwnie przygotowana do samodzielnego �ycia. Tatra by�
czarownikiem o wielkiej sile, ale nie potrafi� manipulowa� ludzk� dusz�. Zatem kto� mu w
tym pomaga�.
- Gregor, wyjd�my przed karczm�, s�ysz� t�tent koni, chyba kto� nadje�d�a.
- Bardzo rzadko kto� tu zagl�da panie - powiedzia�a Magnolia.
Czu�em silnie st�umion� wibracj� ziemi. Kiedy wyszli�my przed budynek wibracja by�a
r�wnie ma�a jak w �rodku. Podw�rko wy�o�one by�o br�zowymi kamieniami. Dopiero po
zrobieniu kilkunastu krok�w stan��em na trawie i poczu�em silniejsze dr�enie. Jecha�o
czterech je�d�c�w, lekko uzbrojonych, byli jeszcze daleko. Karczma i teren wok� niej by�y
oddzielone ekranem, kt�ry izolowa� je od �wiata.
- Magnolio, pozw�l tutaj - zawo�a�em na dziewczyn�.
Po kr�tkiej chwili wysz�a i stan�a przy ogrodzeniu.
- Podejd� bli�ej.
- Nie wolno mi panie.
- Teraz ja okre�lam co ci wolno. Podejd� tutaj.
Dziewczyna ca�a dr�a�a, ale powoli ma�ymi krokami zbli�a�a si� do mnie.
Blada, z przera�onymi oczami zatrzyma�a si� na skraju kamiennej posadzki. Poda�em jej
r�k�. Z�apa�a j� tak, jak ton�cy chwyta si� r�ki swego wybawcy. Poczu�em mrowienie r�ki i
st�p. U�cisk nie pasowa� do jej filigranowej postaci.
- Nie wolno mi panie.
Szarpn��em j� mocniej. Zachwia� si� i postawi� nog� na trawie. Mrowienie sta�o si� bardzo
silne. Spod st�p dziewczyny zacz�y wydobywa� si� trzaski niczym ma�e grzmoty P�acz�c
rzuci� mi si� na szyj�
- Chcesz mnie zabi�
- Nie, chc� aby� by�a wolna - zaprzeczy�em.
- Kiedy� zrobi�am to sama i z trudem odratowa� mnie ojciec.
- Ty jeste� dzieckiem ziemi, to ch�� Tatry, odizolowania ci� od natury, powoduje tw�j strach.
Opu�ci�em dziewczyn� na ziemi�, dr�a�a i szlocha�. Sta� na czubkach palc�w niczym
baletnica. Po kilku chwilach osun�a si� na ziemi� Dr�enie nie ust�powa�o, lecz widzia�em
jak coraz bardziej przywiera do ziemi. Przesta� szlocha� Le��c, podni�s� na mnie wzrok.
B�yszcz�ce oczy przypomina� oczy dziecka, kt�re odkry�o wielk� tajemnic�.
- Ziemia da ci si� i zrozumienie rzeczy, kt�re dot�d by� dla ciebie obce.
- Gwa�tem zmieniasz moje �ycie, w zamian za poznanie sprawiasz, �e zaczynam si� od tej
chwili starze�
- To prawda, ale od teraz wszystko nabiera barwy. Od tej chwili poznasz co to s� emocje.
- By�am szcz�liwa...
- Daj zadzia�a� czasowi. Nie oceniaj wszystkiego pochopnie.
- Czuj� si� silniejsza, ziemia udziela mi swojej energii. W mej g�owie kr��� my�li... poznaj�
wydarzenia, kt�rych nie by�am �wiadkiem.
- By�a� ale bardzo dawno temu. Teraz je sobie tylko przypominasz. Izolacja jakiej by�a�
poddana gwarantowa� beztroskie �ycie, ale te� �ycie beznami�tne, w zasadzie wegetacj� poza
czasem i mo�liwo�ci� poznania.
- Dlaczego to wszystko robisz?
- To m�j obowi�zek, jestem stra�nikiem. Tyle tylko, � nie na s�u�bie. Zastanawiam si� w jaki
spos�b Tatra zabra� ci� z ogrod�w AD i w jakim celu to uczyni�. Dlaczego chcia� aby� �y�a
obok zasad jakie wyznacza natura? Dziewczyna mia� palce wbite w ziemi�. Oczy pe�ne
blasku i promieniuj�c� twarz. Wsta�a, zdj�a buty i bosymi stopami stan�a na trawie.
- Przez chwil� czu�am do ciebie nienawi��, strach przed tob� teraz jestem ci wdzi�czna.
Dlaczego zabi�e� mojego ojca?
- Nie dzisiaj, porozmawiamy o tym p�niej. Chc� aby� wiedzia�, �e nie planowa�em jego
�mierci, by� ona przypadkowa, pokierowa�o tym wypadkiem przeznaczenie.
Dziewczyna spu�ci�a wzrok.
- Czuj� �e nadje�d�aj� naje�d�cy - cicho szepn�a. - Przygotuj� dla nich posi�ek.
Lekkim krokiem, niby nie dotykaj�c ziemi, posz�a w kierunku karczmy. Gregor sta�
oniemia�y.
- Takie rzeczy nie mog� mie� miejsca. To po prostu jest niemo�liwe.
- Ale si� zdarzy�o, jak sam widzia�e�.
- Nie by�o w tym fa�szu ani udawania, jak to mog�o si� zdarzy�?
- Nie wiem. Zdarzy�o si� i ju�. Zabior� Magnoli� do �r�d�a przemiany, niestety bramy
BONDO nie mo�na przej�� w przeciwnym kierunku. My�l� � ojciec Czas poradzi sobie z
tym sam.
- Przypuszczam, � ja mam zosta� tutaj i pe�ni� rol� gospodarza.
- Ta czw�rka na koniach mnie intryguje. Postaram si� u�y� czasu aby zd��y� przed nimi, ale
na wszelki wypadek, warto by kto� m�g� ich przywita� Zamkn��em oczy i wyci�gn��em
przed siebie r�k�. W wyobra�ni zobaczy�em miasto, g��wn� ulic� pe�n� ludzi. Kilka
przecznic dalej koszary. W ich kierunku pod��y�y moje my�li. Z wyci�gni�tych r�k wylecia�y
niebieskie promienie, kt�re owin�y grupk� kilkunastu �o�nierzy stoj�cych na dziedzi�cu.
Byli uzbrojeni, na plecach mieli du�e plecaki. �cisn��em mocno koniec sieci i szarpn��em.
Ca�y oddzia� sta� przed nami. Mi�dzy �o�nierzami, a nami postawi�em niewidzialn� zas�on�
Grupa pad� na ziemi� kieruj� w nas lufy karabin�w. Jeden z nich poci�gn�� za spust. Grad
pocisk�w posypa� si� w naszym kierunku. Kule odbijaj� si� od niewidzialnej przeszkody
rykoszetem zrani� jednego z nich w �ydk�
- Do�� tego strzelania! - krzykn��em. - Od tej chwili jeste�cie pod rozkazami moimi i
Gregora.
�o�nierze byli tak zdezorientowani, �e trudno by�o przewidzie� co mog� jeszcze zrobi�
- Baczno��! - krzykn��em.
Poderwali si� na r�wne nogi.
- Pytania b�d� p�niej. Opatrzcie nog� temu nieszcz�nikowi. Od tej chwili podlegacie
naszym rozkazom - powt�rzy�em.
- Tak jest! - odezwa� si� jeden z nich.
- Jak si� nazywasz?
- Jakub.
- B�dziesz dowodzi� t� dru�yn�.
- Tak jest! Jak mam si� do pana zwraca�?
- Jestem ksi��� Cobe, a to jest genera� Gregor.
- Chyba �ni� - odezwa� si� rudow�osy osi�ek z karabinem wielko�ci ma�ej armaty.
- To nie sen, ale nowa rzeczywisto��, w kt�rej od teraz przyjdzie wam �y�. Za wiern� s�u�b�
przenios� was do �wiata, z kt�rego was zabra�em. I jeszcze jedno - nie warto pr�bowa� tego
na w�asn� r�k� bo aby to uczyni� trzeba mie� moc nad czasem.
- To na pewno sen - powt�rzy� osi�ek.
Zacisn��em pi�� i skierowa�em j� symuluj�c rzut w kierunku dru�yny. Posypa�y si� z niej
kule lodu przypominaj�ce grad. Przera�eni �o�nierze przykucn�li zas�aniaj�c twarze r�kami.
- Wierzymy ci panie - odezwa� si� Jakub.
- My�l� �e wystarczy tej nauki.
- Gregor, przejmujesz dow�dztwo.
- Tak jest ksi���! - zasalutowa� Gregor, po czym rozkaza� dru�ynie przej�� do gospody.
Rozdzia� 4
Magnolia wypytywa�a mnie o r�ne szczeg�y. Rozmowa z ni� przypomina�a t� kt�r�
prowadzi�em z Amadeo w ogrodach AD. Fakt, � jej narodziny odby�y si� w tak dziwnym
miejscu powodowa� �e moje zaufanie do tej dziewczyny by�o bardzo ograniczone. Nie
mog�em si� oprze� wra�eniu, i� jest czym� w rodzaju bomby o op�nionym zap�onie.
Niemniej ci��y� na mnie obowi�zek dania jej szansy bycia r�wnoprawnym cz�onkiem naszej
rodziny.
- Czy masz do mnie zaufanie?
- Tak panie. To co m�wisz jest prawd� kt�rej do�wiadczam w my�lach. Mam w sobie dwa
bieguny. Czuj� to, co do tej pory by� mi obce. Czuje, �e up�ywaj�cy czas wymieszany z
emocjami jest wart tego co dzieje si� teraz. Wiem, �e tylko smutek daje pe�ny smak
szcz�cia, a prze�yty b�l pozwala prze�y� pe�ni� rozkoszy.
- Szybko dojrzewasz, to normalne w naszej rodzinie - powt�rzy�em s�owa us�yszane kiedy� w
ogrodach AD.
- Idziemy naprawi� szkody, kt�re wynik� z tego � twoja droga �ycia ma ogromn� wyrw�
Spr�bujemy j� za�ata� lecz aby to zrobi� niezb�dne jest twoje do mnie zaufanie bez wzgl�du
na to co spotka nas po drodze.
Tak rozmawiaj�c dotarli�my do pag�rka, przypominaj�cego zwi�zany worek. Odszuka�em
wej�cie. Wzi��em dziewczyn� za r�k� i poprowadzi�em do �rodka. Rozgl�da�a si� ciekawie
po �cianach, zmieniaj�cych kszta�t. Dotarli�my na miejsce. Obok strumienia siedzia� stra�nik.
- Witaj ksi��� Cobe!
- Dzie� dobry - odpowiedzia�em.
- Z kim przybywasz?
- To jest Magnolia, c�rka Tatry. Jak przypuszczam wykradziona z ogrod�w AD przez swego
ojca.
- Przyprowadzi�e� j� aby obmy�a si� w strumieniu?
- Tak, powinna mie� na pocz�tku drogi szans� tak� sam� jak ka�dy z naszej rodziny.
- Znam t� dziewk�. Widywa�em j� w karczmie, do kt�rej zagl�dam od czasu do czasu.
My�la�em, � to s�u��ca Tatry.
- Teraz wiesz, �e jest inaczej.
Stra�nik wsta�, popatrzy� na nas beznami�tnie i rzek�
- Wracam do swoich obowi�zk�w.
Podni�s� z ziemi kaganek i ruszy� w g�r� pieczary. Po chwili znikn� nam z oczu.
- Ta woda pozwoli ci zyska� sp�jno�� my�li i cia�a. Da ci moc stapiania si� z otaczaj�c� ci�
rzeczywisto�ci�, cho� paradoksalnie od niej b�dzie ci� izolowa�. Zdejmij ubranie i wyk�p
si�!
Dziewczyna pos�usznie zacz�a zdejmowa� z siebie ubranie. Rozpi�a sukni�, zdj�a r�kawy,
po czym sukienka osun�a si� do jej bosych st�p. Zrzuci�a z siebie koszul� Sta� naga...
Rozwi�za�a kruczoczarne w�osy, kt�re sp�yn�y na jej ramiona. Cudownej urody dziewcz�
sta�o kilka krok�w ode mnie. Nie mog�em oderwa� od niej wzroku. Du�e, czarne jak w�giel
oczy patrzy�y na mnie. Pe�ne ufno�ci. �niada cera, drobne ramiona. Piersi, mimo swojej
wielko�ci zdawa�y unosi� si� do g�ry. P�aski brzuch i niczym kszta�ty wiolonczeli wykrojone
kr�g�e biodra. Przepi�kne, szczup�e r�ce, opuszczone wzd�u� cia�, podkre�la�y zgrabno�� jej
cielesnej pow�oki i powab jej duszy. D�ugie i smuk�e nogi zdawa� si� teraz by� zanurzone w
sukni, kt�ra le�a�a wok� drobnych st�p.
Zrobi�a krok do przodu, i jeszcze jeden. Zanurzy�a stopy w wodzie. Nabiera�a wody do r�k i
polewa�a swoje cia�o, kt�re nabiera�o blasku. Owa cudowna woda sp�ywa�a po jej czole
omijaj� brwi jak namazane smo��. �cieka� po ma�ym, lekko zadartym nosku i wpada� na
w�skie lecz pe�ne u�miechu usta. Wpada�a na brod� dopasowan� zgrabnie do ca�o�ci twarzy i
dalej osuwa�a si� po d�ugiej, zgrabnej szyi. Krople tej cudownej wody ta�czy�y na jej
piersiach, otaczaj�c je doko�a strumieniami, czyni�c z nich dwie siostrzane wyspy. Dalej
falowa�y na brzuchu, z rozp�dem przeskakuj�c nad p�kiem. Traci�y si� w k�pce, kt�ra
rozdziela�a dwa silne, acz delikatnej budowy, uda. Szuka�y mo�liwo�ci obej�cia kolan, po
czym igraj�c ze �wiat�ami oliwnych lamp sp�ywa�y po �ydkach na ma�e stopy. Odszed�em
kilka krok�w. Odwr�ci�em si� ca�a dr�a�a. Wyskoczy�a ze strumienia.
- Panie ratuj !
Jeszcze chwila przypominaj�ca wieczno�� i dziewczyna sta�a spokojnie, patrz�c zdziwiona i
lekko oszo�omiona tym co si� sta�o.
- Wyobra� sobie ubranie, w kt�rym chcia�aby� si� pokaza�.
Pi�kne cia�o przykry�a niebieska suknia z du�ym dekoltem, mocno przylegaj�ca,
podkre�laj�ca kszta�ty pod ni� skryte. Magnolia fakt ten przyj�a ze zdziwieniem, po chwili
sukienka by� ��ta z koronkami wok� r�kaw�w i dekoltu. I zn�w by�a niebieska. Z tej ��tej
zosta�y jednak koronki.
- Do�� tej zabawy mi�a panno. Czas wraca� do Gregora.
Dziewczyna z�apa�a mnie za r�k� i poci�gn�a do wyj�cia z groty. Szli�my w milczeniu. Od
czasu do czasu zadawa�a pytania i nie czeka�a na odpowied�. Nie czeka�a, bo odpowiedzi
rodzi� si� w jej my�lach same. Uczy�em j� rozmowy bez s��w. Z mojego ma�ego
do�wiadczenia wiedzia�em, �e ma jeszcze wiele brak�w w tym czego do�wiadczy�a, ale nie
mog� jej wi�cej da�, bo zbocz� z drogi mego przeznaczenia. Reszt� musi zdoby� sama.
Kiedy dochodzili�my do karczmy odwr�ci�a si� i poca�owa�a mnie w usta. Poca�unek, a
raczej cmokni�cie pe�ne �aru i szcz�cia. Czu�em tajemnym zmys�em, �e jest to szczere, nie
wyuczone, ani nie wyczarowane z nieziemskiego zakl�cia, kt�re potrafi zaw�adn�� naszymi
duszami. Mimo to by�em nieufny wobec niej. Mia�em �al do �wiata i przekl�tych demon�w,
�e spotkali�my si� za p�no lub za wcze�nie. Nie dano mi dojrze� lub dojrza�em zbyt szybko.
Wiedzia�em dobrze co si� dzieje, zacz�a si� choroba popularnie zwana mi�o�ci�. To
nastroszy�o mnie troch�, wzmocni�o czujno�� wobec samego siebie i ca�ej reszty, kt�ra mnie
otacza. Pr�ny �al, gdy w sercu obok siebie rodzi si� gniew i ch�� zemsty. Kiedy dusz� i
cia�em szarpi� dzikie zmys�y. Kiedy bieguny trac� r�wnowag�, a droga przeznaczenia wpada
w dzikie wiry, znikaj�c za przepa�ci� z naszych oczu.
Rozdzia� 5
Stoj�c przed karczm� czu�em, �e galopuj�cy na koniach czterej je�d�cy s� o kilkana�cie
minut drogi od nas. Wszed�em do �rodka, �o�nierze zasalutowali.
Gregor na m�j widok powiedzia�:
- My�l�, �e wiedz� na tyle du�o �e mo�na na nich polega�. Nie wystawi�em stra�y aby
niepotrzebnie nie wzbudza� podejrze�. Ka�dy kto tu przyb�dzie na pierwszy rzut oka pozna,
�e oni s� obcy. Do tego ten ekran, kt�ry moje zmys�y ca�kowicie obezw�adnia, dlatego
wszyscy jeste�my w �rodku.
- Masz racj�. Jeste� dobrym strategiem. Nie wiadomo czy przybysze s� do nas wrogo
nastawieni.
Wyszed�em na podw�rze. T�tent koni nasila� si� coraz bardziej. Zak��ca� go dziwny d�wi�k
przypominaj�cy �wist b�ka, jakiego dzieci u�ywaj� do zabawy.
- Co to mo�e by�?
Niebo nad wzg�rzami pociemnia�o o p� tonu. Teraz wygl�da�o jak dawno nie odkurzona
szyba. Co kilkana�cie sekund ziemi� wstrz�sa�y drgania, niczym uderzenia pot�nego m�ota.
- Co to jest?
Zamkn��em oczy i w my�lach zacisn��em kryszta�ow� kul� w r�kach. Zobaczy�em p�ask� jak
st� r�wnin�, kt�rej koniec gin�� w niebieskawej po�wiacie, gdzieniegdzie poro�ni�t�
kilkusetmetrowymi drzewami, kt�rych pnie by�y tak grube, �e mog�a w ich �rodku
zamieszka� kilkuosobowa rodzina. Je�d�cy p�dzili na z�amanie karku, a za nimi pl�sa�a
niebotyczna tr�ba powietrzna, kt�ra wyrywa�a wszystko co ros�o, mieszaj�c w sobie swe
trofea. Gigantyczne drzewa, trawy i ziemia wymieszane w jej wirze. Czw�rka na koniach
doje�d�a�a do wzg�rz.
Powietrzna tr�ba w�drowa�a za nimi, ale teraz dotar�o do mnie to, �e porusza si� ona wed�ug
pewnego klucza. �lad, kt�ry zostawia za sob� przypomina �lad w�a pe�zaj�cego po piasku.
Sinusoida wykre�lona na ziemi. Rycerze mieli czarne peleryny, powiewaj�ce na wietrze
niczym pot�ne skrzyd�a. Zdawa�o si�, �e dzi�ki tym skrzyd�om p�dzili niczym wiatr, a ich
wierzchowce zdawa�y si� nie dotyka� ziemi. �ywio� p�dzi za �ywio�em. Rycerze Ptaki, Or�y
walki. Mo�e to nie ucieczka, a wy�cig? Na czerni magicznych skrzyde� po�yskiwa� wizerunek
t�czy.
T�czy? T�cza - obietnica spokoju i r�wnowagi. Harmonia �ycia i nagroda za strach i niemoc
wobec �ywio�u. Mieszanina barw bliska mojemu sercu. To moi rycerze, kt� odwa�y�by si�
przywdzia� moje barwy?
- Jak im pom�c aby byli pierwsi?
Podnios�em do g�ry r�ce. Poczu�em silny op�r powietrza, uchwyci�em jego kawa� i cisn��em
nim w �miertelny �ywio�. Skupiony tak, �e bola�y mnie my�li.
Nie mierzy�em. Wykona�em rzut na o�lep. Niekszta�tna bry�a przyj�a posta� ognistej kuli,
kt�ra oddalaj�c si� ode mnie ros�a i nabiera�a barwy s�o�ca pal�cego pustyni�. P�dzi coraz
szybciej i podczas swej drogi porywa za sob� wszystko co napotka. Poch�ania to jak pokarm,
rosn�c i nabieraj�c si�. Kiedy dobieg�a do powietrznej tr�by na u�amek sekundy zatrzyma�a
si� aby przyj�� kszta�t prostok�ta o d�ugiej podstawie. Po czym �w prostok�t owin�� wir i
zacz�� go zgniata�.
Rozpocz�� si� �miertelny taniec. Dwa wytwory czar�w, nie wiem dlaczego tak pomy�la�em.
Teraz z�oty walec zaciska� si� coraz bardziej, powoli, z ogromnym trudem, zamieniaj�c si� w
kul�. Na jego powierzchni w coraz to innym miejscu pojawia�y si� ogromne guzy,
�wiadectwa nieustannej walki jaka trwa�a w tym zdawa� by si� mog�o, �ywym organizmie.
�ywym, bo to cz�stka mnie. Kawa�ek mojego ja. Ten kawa�ek, kt�ry czuwa nad naszym
bezpiecze�stwem. Kieruje nami kiedy czyha na nas z�o.
Rycerze zatrzymali swe rumaki. Patrzyli na to co si� dzieje. Kula zmniejszy�a si� do
wielko�ci ma�ej plamki na horyzoncie, zatoczy�a �uk tak, jak gdyby trzyma� j� w r�ce miotacz
i polecia�a rzucona niewidzialn� si�� w kierunku, sk�d przyby�a tr�ba. Ze �rodka kuli
wydostawa� si� py�, kt�ry zasnuwa� �lad upiornej drogi. Kiedy py� opad�, znikn�� �lad
spustoszenia, jaki szerzy� powietrzny wir. Spojrza�em na. rycerzy. Odleg�o�� mi�dzy nami
zmniejsza�a si�, jeszcze chwila i stall kilkana�cie krok�w przede mn�. Zeskoczyli z koni i
schylili g�owy.
- Witaj panie - powiedzieli ch�rem.
- Mieli�my ci� zasta� przy bramie BONDO - odezwa� si� drobnej budowy blondyn.
- Panie, Orchidea uszkodzi�a Pierwsz� Miar� Czasu.
- Nie mo�na odnale�� wielu miejsc. Wiele miejsc jest nowych i wiele nowych ludzi i
stwor�w. Widma i cienie r�nych czas�w snuj� si� w�r�d �ywych.
- Widz�, ze wiele si� zmieni�o od mojego ostatniego pobytu.
- Nasze sp�nienie spowodowa�y w�a�nie czasowe widma - powiedzia� drugi z prawej. -
Widma te wolno si� przesuwaj�c, poch�aniaj� i przenosz� w czasie nawet ca�e miasta. Nie
dotykaj� tylko miejsc pokrytych kamieniami ze s�onych rzek, tymi samymi, kt�rymi jest
pokryty plac przed karczm�.
Nienawi��, ch�� zemsty. Jak daleko si�ga nasza bliskowzroczno��? Mimo i� mamy
�wiadomo�� skutk�w do jakich prowadzi z�o kiedy nami powoduje. Bijemy na o�lep, byle
zniszczy� nasz cel. Bez wzgl�du na efekt jaki to przynosi. A mo�e to strach przed z�em
Innych, mo�e �wiadomi naszych mo�liwo�ci obawiamy si� mo�liwo�ci innych i cz�sto
kieruje nami ��k? Mo�e bezsilno�� wobec innych budzi nasze dzikie instynkty? Jakim trzeba
by� aby si� temu oprze�? Aby zdusi� to w sobie. Czy krzywda innych mo�e nas upaja�? A
postronne ofiary nic nie obchodzi�? Czy kiedy obiera si� cel nic wi�cej si� nie liczy? Mo�e
w�a�nie to za�lepienie jest drog� do sukcesu? I tylko uparte d��enie w realizacji wyr�nia
wielkich. Straszne my�li bez klucza i jasnych zasad. Czy nasza droga to etapy, na ko�cu
kt�rych zdobywamy bezu�yteczn� instrukcj� tego, co ju� za nami? Omin�� wszystko, co robi
z nas bestie. Czy tak si� da? Jedyny wz�r, kt�ry przychodzi mi do g�owy to stra�nik
strumienia. Ale nie opowiedzie� si� po �adnej ze stron? By� pozbawionym swojego zdania?
To tak samo jak si� nie narodzi�, �y� we mgle, nic nie widzie�, nie czu�, nie mie� my�li.
P�yn�� tam gdzie nic nie ma. Chyba jednak nale�y si� ws�ucha� w siebie. Us�ysze� w swoim
wn�trzu muzyk�. Kiedy jest ona �agodna, jeste�my blisko m�dro�ci naszych przodk�w i tych,
od kt�rych wszystko pochodzi. Kiedy jej nie s�yszymy - ruszamy na w�asny rachunek drog�,
kt�ra cz�sto si� ko�czy u�udnym celem. Powr�ci�a do mnie rzeczywisto��.
- Chod�cie si� posili�, o �wicie ruszamy do domu.
Rycerze przywi�zali konie pod zadaszeniem karczmy, gdzie sta�y ��oby z pasz� i wod�.
Weszli�my do �rodka. Za�oga, je�eli mo�na t� grupk� tak nazwa�, sta�a przy oknach. Jedynie
Magnolia krz�ta�a si� w kuchni. Kiedy zasiedli�my za sto�em, Magnolia podesz�a do nas. Jej
twarz jak gdyby lekko poblad�a.
- Co poda�? - zapyta�a.
- Jad�o i wino! - odezwali si� niemal ch�rem.
Po chwili na stole ustawia�a pe�ne p�miski i puchary wina.
- Co panie zamierzasz? - zapyta� Grap.
- Jutro ruszamy do Hidi. Musz� si� widzie� z moim bratem Gustawem.
- Hidi stoi na wulkanie, kt�ry wybuch� w �rodku s�onej rzeki Chiary. Dlatego te� stoi
bezpiecznie. Ale poza rzek�, od p�nocy miasta, ziemia rozmi�k�a i tworzy bagna. S�o�ce nie
potrafi osuszy� tej rany.
- Czy jest to uci��liwe? - zapyta�em.
- Nie panie - odpowiedzia� rycerz o imieniu Bred. - Jedynie kiedy wiej� wiatry od p�nocy,
co zdarza si� tylko w pi�� dni �wi�t Deri, niesie si� zapach �mierci. Dziwn� rzecz� by�o kiedy
te �wi�ta przesuni�to o faz� ksi�yca i wiatry przesun�y czas wiania. Kiedy w jednym roku
nie obchodzono �wi�t, niemi�y zapach czuli�my co kilka dni. Dlatego czas �wi�t wr�ci� na
s