527
Szczegóły |
Tytuł |
527 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
527 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 527 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
527 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "Bomba megabitowa"
autor: STANIS�AW LEM
POS�OWIE JERZY JARZ�BSKI
WYDAWNICTWO LITERACKIE
(c) Stanis�aw Lem, Krak�w 1999
(c) Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, Krak�w 1999
(c) Copyright for the Afterword by Jerzy Jarz�bski
Projekt ok�adki i stron tytu�owych Tomasz Lec
Redaktor prowadz�cy Krystyna Zaleska
Redaktor techniczny Bo�ena Korbut
Wszystkie ksi��ki Wydawnictwa Literackiego
oraz bezp�atny katalog mo�na zam�wi�:
ul. D�uga l 31-147 Krak�w tel./fax: (+48-12) 422-46-44
e-mail: handel
wl.interkom.pl
ISBN 83-08-02956-6
Wst�p
Nieszcz�snym i dziwacznym zrz�dzeniem losu sta�o si� tak, �e znaczna wi�kszo�� tego, co wyfantazjowa�em, zastyga w rzeczywisto��. W opowiadaniu Profesor A. Do�da. Ze wspomnie� Ijona Tichego zawartym w tomie Maska, a wydanym przez Wydawnictwo Literackie w 1975 roku, pozwoli�em sobie, w mojej nieokie�znanej dziwaczno�ci pomys��w, napisa�, �e "niesko�czenie wiele informacji mo�e dzia�a� bezpo�rednio, bez pomocy jakichkolwiek urz�dze�". To na stronie siedemdziesi�tej. Na nast�pnej stronie napisa�em: "Kiedy informacja znika, zamienia si� w materi�". Efektem za�, na stronie siedemdziesi�tej, jest zdanie: "Bing Bang theory? Jak powsta� wszech�wiat? Wybuchowo! Co wybuch�o? Co si� zmaterializowa�o nagle? Informacja zmaterializowa�a si� wybuchowo - zgodnie z formu�� r�wnowa�no�ci. A wi�c s�owo cia�em si� sta�o, eksploduj�c mg�awicami, gwiazdami... Kosmos powsta� z informacji".
Osobi�cie w to nie wierzy�em, ale napisa�em, poniewa� mo�na to by�o sobie wyobrazi�. W opowiadaniu moim z informacji powstaje Mikrokosmosek, stanowi�cy ze stanowiska naszej fizyki (to ju� jest na stronie siedemdziesi�tej si�dmej) specjaln� posta� nico�ci, a mianowicie nico�� wsz�dzie g�st�, ca�kowicie Nieprzepuszczaln�. �w, jak go nazywa bohater opowiadania, "kosmosesek" jest wszech�wiatem ca�kowicie dor�wnuj�cym naszemu, czyli zawiera mg�awice, galaktyki, chmury gwiazdowe, a mo�e ju� i planety, z l�gn�cym si� na nich �yciem. W zako�czeniu powiada profesor: "napisz� zbywaj�cy w ksi�dze filozoficznych rodzaj�w ostatni rozdzia�, mianowicie teori� bytu". Chodzi o recept� kosmoprodukcji.
W numerze "New Scientist" z 30 stycznia 1999 roku rzecz otwiera artyku� znanego fizyka, Paula Daviesa, kt�ry, co prawda ze znakiem zapytania, g�osi, i� wszech�wiat jest wybrykiem pierwotnej informacji, natomiast materia tylko czym� na kszta�t mira�u, i uczony �w ko�czy rzecz pisan� serio, lecz wymy�lon� przeze mnie przed dwudziestu kilku laty niezbyt powa�nie, s�owami: Je�eli informacja rzeczywi�cie ma zast�pi� materi�, jako najpierwot-
5
niejsza substancja Kosmosu, w�wczas mo�e oczekiwa� nas jeszcze wi�ksza nagroda. Jednym z najstarszych problem�w bytu jest podw�jno�� zachodz�ca pomi�dzy duchem i materi�. We wsp�czesnym sposobie m�wienia m�zgi (materia) stwarzaj� my�li (informacj� mentaln�). Nikt nie wie jak, ale je�li materia okazuje si� form� zorganizowanej informacji, w�wczas �wiadomo�� by� mo�e nie jest tak tajemnicza, jak si� nam wydawa�o".
Nie wierz� w to, a�eby p��d mego fantazjotw�rstwa by� rezultatem dotarcia do prawdy ostatecznej bytu i tak samo nie wierz� w definitywn� pierwotno�� koncepcji znanego fizyka. Rzecz widz�, niestety, du�o trywialniej i pro�ciej. M�yn naszych, to znaczy ludzkich, koncept�w jest wprawdzie bardzo wielki, lecz ma granice, albowiem nie jest przestworem niesko�czonym. Jego kombinatoryczna sprawno��, jakkolwiek pot�na, zdaje mi si� podlega� jakiej� jeszcze nie znanej nam finitystycznej, lecz niepozawyliczalnej ergodyce. Dlatego my�li, czy te� pomys�y, podskakuj�ce w kipieli ludzkiego umys�u, niby ziarnka grochu we wrz�cej groch�wce, niekiedy si� ze sob� zderzaj�, tak jak gdyby ich incydentalne spotkania by�y zdeterminowane przedustawnie. Ani angielski fizyk nic zapewne nie wie o mnie, ani ja, do pojawienia si� w tym roku jego pracy, nic nie wiedzia�em o tym, �e koniektura moja mo�e wej�� po �wier�wieczu do fascyku�u, traktowanych jako najpowa�niejsze w �wiecie, hipotez rodem z nauk �cis�ych! W ostatecznym rachunku wygl�da na to, �e jeste�my jednak ograniczeni w rozbiegu my�lowym, niczym ko� biegaj�cy wko�o na lon�y. Na my�l przychodzi por�wnanie do ko�owrotu, kt�rego nie mo�emy nigdy raczej opu�ci�. Jest to, mo�e nie wyrok, lecz domniemanie, k�ad�ce kres nadziei wyj�cia z obr�bu cz�owieczej mentalno�ci, a�eby w ten spos�b naprawd� rozpozna� istot� ostateczn� wszechrzeczy. Zdaje mi si�, �e w�a�nie takie s�owo wst�pne przystoi zbiorowi prac nazwanych tutaj, na u�ytek czytelnik�w, Bomb� megabitow�. W ka�dym razie, wida� wyra�nie w przed�u�aj�cym si� ruchu naszych hipotez bezustann�, wysilon� ch�� wyrwania si� poza granice, tak�e umys�owe, danego nam cz�owiecze�stwa.
Krak�w, 9 lutego 1999
Ryzyko Internetu
Udzielaj�c tygodnikowi "Der Spiegel" wywiadu w sprawie antymaterii (tu� po jej syntezie), powiedzia�em, �e antymaterii obawiam si� mniej ani�eli Internetu. Wydawa�o mi si� to trywialnie oczywiste, poniewa� prawdopodobie�stwo natrafienia na biologicznie szkodliw� ilo�� antymaterii jest praktycznie r�wne zeru. Nie mo�na jednak uzna� takiej wszechsieci ��czno�ci elektronicznej, jak� stanowi Internet w obecnej fazie niemowl�cej, za r�wnie neutraln� technologi�. Jest po prostu tak, zauwa�y�em w nast�pnym wywiadzie dla "Spiegla", tym razem po�wi�conym ju� odpowiedzi na pytanie, jakie� to ryzyka wi���ce si� z masowym u�ytkowaniem Internetu potrafi� wymieni�, �e ka�da bez wyj�tku nowa technologia ma awers korzy�ci i zarazem rewers nowych, nieznanych dotychczas bied.
2
Wyda� mi si� �w fakt ca�kowicie bezspornym: mo�na go wszak poilustrowa� na dowolnie wybranych ga��ziach naszego "drzewa technologicznego". Komunikacja piesza nie grozi niczym (pr�cz ewentualnej utraty r�wnowagi). Jazda autem mo�e sko�czy� si� gorzej. Awaria samolotu, kt�ry maksymalizuje pr�dko�� poruszania si� w przestrzeni, z regu�y ko�czy si� �mierci� pasa�er�w. Nowoczesna chirurgia stosuje "mikrolaparotomi�": przez bardzo niewielki otw�r, powstaj�cy z naci�cia pow�ok cia�a, chirurg mo�e usun�� np. �lep� kiszk�, kamienie z woreczka ��ciowego itp. Jednakowo� operacja prowadzona poprzez "bardzo ma�y otw�r" w pow�okach jamy brzusznej wymaga nowej i o wiele doskonalszej
Ryzyko Internetu
ani�eli dawniejsza orientacji i bieg�o�ci lekarskiej, tote� z�e przypadki przy niedostatku owej bieg�o�ci ju� si� zdarza�y. Telefony kom�rkowe s� znakomitym urz�dzeniem ��czno�ci oswobodzonej od aparat�w, kablami pod��czonych do sieci telefonicznej, lecz ju� s�ycha� i mo�na czyta�, �e cz�ste oraz masowe u�ywanie tych "kom�rkowc�w" nie musi by� dla zdrowia u�ytkownik�w nieszkodliwe. Telewizja to bardzo cenne �r�d�o odbioru wiadomo�ci i wszelkiego typu film�w, lecz o jej szkodliwym cz�sto oddzia�ywaniu na dzieci i na m�odzie� dyskutuje si� ju� masowo, i to tym energiczniej, im wi�cej jest w lokalnej poda�y telewizor�w oraz stacji nadawczych, za� transpondery satelitarne spraw� komplikuj� i uwielokrotniaj�. I tak dalej. Tote� chocia� ju�em wspomnia� o zagro�eniach niesionych przez Internet, uwa�am, �e powtarza� o nich i przestrzega� przed nimi warto, z kilku naraz powod�w.
3
Po pierwsze, jak powiedzia�em w kolejnym wywiadzie udzielonym Niemcom, Internet obecnie ogranicza si� do j�zyka angielskiego i tym samym (ponadto) do �aci�skiego alfabetu. A co z Turkami, z Rosjanami, z Arabami, z Tajlandczykami i tak dalej - to� na kuli ziemskiej wsp�istnieje oko�o 4000 j�zyk�w i je�eli uzna� nawet zasadnie, �e 90 procent jest w u�yciu w grupach egzotycznych, ma�o liczebnych, pozostaje istotna kwestia "anglizycyjnej tendencji", jak� niesie Internet, g��wnie z USA, gdzie go najwi�cej: u�ytkownik�w liczy si� obecnie na oko�o czterdzie�ci milion�w. Taki "technogenny imperializm angielski" ��czno�ci w Internecie mo�e mie� w niedalekiej przysz�o�ci reperkusje jako negatywn� reakcj� na "wciskanie" angielskiego "na si��".
4
Po wt�re, rozmaite rodzaje us�ug, oferowanych poprzez sie�, maj� wielce r�norodne konsekwencje. Aczkolwiek i my w Polsce ju� przywykamy do tego, �e w samoobs�ugowych sklepach sami si� z p�ek obs�ugujemy, dotyczy to jedynie pewnej, �ywno�ciowej zw�aszcza, cz�ci niezb�dnych produkt�w. �aden Internet nie za-
Ryzyko Internetu
st�pi przymierzania bucik�w, odzie�y, bielizny i lak dalej, a je�eli nam m�wi�, �e jako� zast�pi, to tym gorzej dla nabywcy (ju� w Rzymie m�wiono caveat emptor).
5
Po trzecie, otwieraj� si� dzi�ki Internetowi, Euronetowi itd. (ju� jest wiele sieci) takie upusty "potop�w informacyjnych", �e powsta�a i aktywizuje si� tendencja do tworzenia "wyspowych" obieg�w zamkni�tych, ��cz�cych instytucje, a nie osoby prywatne (fizyczne). Powstaj� obiegi informacyjnej wymiany pomi�dzy bankami, gie�dami, instytucjami ochrony praw (policj� np.), s�dami, klinikami (lekarzami w takich instytucjach), a w tym ostatnim �przypadku jako kusz�c� innowacj� przepowiada si� nam operacje, dokonywane w afryka�skim buszu, za� kontrolowane i prowadzone przez �wietnych chirurg�w czy innych specjalist�w zamorskich, np. z Ameryki. Powiem kr�tko, i� takim leczniczym zabiegom nie chcia�bym si� podda�, poniewa� ��czno�� nie mo�e w 100 procentach zast�pi� osobistej aktywno�ci lekarza przy pacjencie i tym samym prawdopodobie�stwo b��d�w sztuki terapeutycznej nieuchronnie wzrasta. Ponadto informacja kr���ca pomi�dzy okre�lonymi instytucjami i osobami, kt�re s�u�� w zasadzie poznaniu (naukowemu), mo�e dlatego ja�owie�, poniewa� A) bardzo znacznie przyspieszony rozrost nauki w jej poszczeg�lnych ga��ziach wynika z INTERDYSCYPLINARNEJ tendencji porozumiewania si�, np. matematyk�w z biologami, biolog�w z chemikami, chemik�w z farmakologami, ekspert�w transportu z wieloma dot�d obcymi transportowi specjalistami itp. Nale�a�oby tedy uczyni� to, co jest niemo�liwe po prostu: ��czy� "wszystkich ekspert�w" wszelkich dziedzin z innymi, np. fizyk�w z kosmologami, kosmolog�w z astronomami, astronom�w z meteorytologami, tych za� razem z ksenobiologami itd. Lecz tu poza mnogo�ci� dyscyplin wkracza czynnik osobny jako B): Internet to sie�, kt�ra nic nie rozumie, jeno informacje przesy�a i strony z sob� ��czy, za� wzrastaj�ca na ca�ym �wiecie ilo�� "ekspert�w", kt�rzy chc�c si� "wykaza�", produkuj� ma�o albo nic niewarte wyniki swoich przemy�le� jako "nowe hipotezy naukowe", jest tym samym, czym piasek i mu�, kt�ry z wielkich zbiornik�w wodnych kieruje si� ku turbinom i gdyby nie specjalne
9
Ryzyko Internetu
urz�dzenia filtruj�ce, wnet by wszystkie turbiny "zatka�o". Lecz Internet nie mo�e odr�ni� informacyjnego ziarna, kt�rego w nim jest ma�o, od informacyjnych plew: to jest, powiedzia�bym, taki dworzec z olbrzymim rojowiskiem przetokowych tor�w, obrotnic, �lepych tor�w, bocznic, zwrotnic itp., w kt�rym by si� r�wnocze�nie porusza�y poci�gi wioz�ce ludzi, krowy, wiechcie, kapust�, s�om� i groch. Ka�dy fachowiec zdaje sobie dzi� spraw� z ilo�ci "informacyjnego �miecia", jakim atakuje go poczta, telefony, dziwacy, pomyle�cy, osoby, kt�rym si� zdaje, �e wykoncypowa�y B�g wie co, i ka�dy taki fachowiec usi�uje osobi�cie albo dzi�ki personelowi pomocniczemu oddzieli� to, co cenne, od "�miecia". Internet za�, chocia� znajduje si� dopiero w fazie m�odocianego rozkwitu, ju� cierpi na informacyjne zawa�y i korki, o czym specjali�ci dobrze wiedz�. Wymaga ta sytuacja powi�kszania przepustowo�ci bitowej Internetu na jednostk� czasu, poniewa� Internet nadal "nic nie rozumie", �adnego odkrycia, cho�by od niego zale�a� los �wiata, ale nadanego w egzotycznym j�zyku, nie odr�ni od nieco mniej wa�nej wie�ci, �e u ciotki w placku z jab�kami zrobi� si� w piekarniku zakalec. A jest to tak�e efektem zwyczajnej kapitalistycznej pazerno�ci nap�dzaj�cej rozw�j Internetu, dzi�ki kt�remu szczeg�lnie zr�czne osoby zdobywaj� miliony, a nawet miliardy dolar�w, ale co ma bogacenie si� na Internecie wsp�lnego z jego wydolno�ci� b�yskawicowego przesy�u cennych informacji?
6
Tutaj zjawia si� nast�pna niewygoda, poniewa� Internet reklamowany jest i powszechnie opiewany jako dostarczyciel olbrzymiej ilo�ci nowych typ�w rozrywki i nowych form bogacenia si�. Co si� rozrywki tyczy, to jej dystrybucja - jak o�miel� si� rzec - na �wiecie wo�a ju� o pomst� do nieba, poniewa� miliony ludzi �yj� nie to, �e bez nale�ytej porcji rozrywki, ile s� rozrywani minami, bombami, n�kani g�odem, chorobami, n�dz�, podczas gdy zamo�ne mniejszo�ci Ameryki i Europy tak si� zabawiaj�, �e profesor Neil Postman ju� dobrych kilka lat temu og�osi� b�d�c� w�wczas bestsellerem ksi��k� Amusing ourselves to death, w kt�rej dowodzi� wedle danych psychosocjologii, �e 90, a i wi�cej procent emisji telewizyjnych to rozrywkowy mu�, zapychaj�cy m�zgi, to pot�ny nawr�t
10
Ryzyko Internatu
do epoki sprzed 80 000 lat, kiedy nie by�o pisma, wi�c i nauki, i filozofii: nazwa�em ten nawr�t par� lat temu "wkroczeniem w elektroniczn� epok� jaskiniow�". Jasne jest, �e ilo�� odbiorc�w, kt�rzy by �akn�li skarb�w poznania, filozofii, historii ludzko�ci (nie tej z wielk� ilo�ci� bitew i trup�w, kt�rej nadmiary oferuje �wiatowa telewizja), musi by� tak znikoma, i� tylko dla amator�w informacji cennej w og�le inwestowa� wielkich milion�w w sieci, z Internetem na czele, by si� nie op�aci�o, a to, co si� w rynkowym kapitalizmie nie op�aca, musi rych�o zgin��.
Kolejnym problemem, kto wie czy nie najfatalniejszym, jest fakt, �e Internet otwiera wrota - jako ziemia opleciona sieci� elektroniczn� wyzbyt� kontroli i centr�w zawiadowczych - wszelkiej dzia�alno�ci - a zatem i takiej, kt�ra jest wyst�pna, a nawet zbrodnicza. Mafie, camorry, gangi, gangsterzy, oszu�ci i "impostorzy" wszelkiej ma�ci uzyskuj� wst�p na aren� informacji na r�wni z potencjalnymi Einsteinami. W tym samym numerze tygodnika "Der Spiegel", w kt�rym zamieszczono moje mroczne horoskopy internetowe, jest artyku� o computer crime, o wyst�pkach komputerowych, z kt�rego przytocz� same tylko nag��wki.
"Co osiem i p� miesi�ca, jak mniemaj� eksperci, podwaja si� ilo�� komputerowych wirus�w. Nowe programy sabota�owe pokonuj� obron� elektroniczn�. Odk�d powsta�y �makrowirusy�, wykorzystuj�ce luki zabezpiecze� w nowoczesnych programach przetwarzaj�cych teksty, sta�a si� niebezpieczna nawet wymiana digitalnych (numerycznych) dokument�w". Nie idzie "tylko" o fa�szowanie kart kredytowych, o straty id�ce w miliardy dolar�w, a przemilczane przez niejedn� bankowo�� dlatego, poniewa� takie wie�ci mog� przestraszy� i odstrasza� zwyk�ych klient�w. Idzie o to, �e wirusy "makro" potrafi� ju� udawa� "wszystko": a zatem - na przyk�ad - program maj�cy oczy�ci� nam komputery i (albo) sie� z wirus�w "zwyk�ych". Oczyszcza j� wprawdzie, ale na miejsce usuni�tych jednocze�nie wprowadza nowe wirusy, kt�re dzi�ki ��czno�ciowej wszechobecno�ci sieciowych po��cze� rozp�ywaj� si� "wsz�dzie" i mog� zara�a� komputery, kt�re z merytoryczn� stron� rzeczy nic wsp�lnego nie maj�. Za� David J. Stang, kierow-
11
Ryzyko Internetu
nik firmy "Norman Data Defense System", specjalizuj�cej si� w wykrywaniu i w obronie przeciw -wirusom komputerowym, powiedzia� w wywiadzie "t� -wojn� my�my JU� przegrali". Powiedzia�, �e pomi�dzy ekspertami w programowaniu coraz to nowych i coraz lepiej "maskowanych" wirus�w i ekspertami obrony antywirusowej toczy si� bitwa, w kt�rej ci pierwsi JU� s� g�r�. Jakkolwiek bynajmniej ekspertem ani od wirus�w komputerowych, ani od antywirusowych "filtr�w" programowych nie jestem, ju� uprzednio, ledwie pojawi�y si� pierwsze nadzieje i zachwyty w obliczu wschodz�cego nam Internetu, w�a�nie taki typ zmaga� przewidywa�em, i to nie dlatego, jakobym by� jasnowidz�cym futurologiem, ale po prostu dzi�ki jako takiej znajomo�ci ludzkiej natury. Je�eli mo�na co� spaskudzi�, popsu�, zafa�szowa�, ukra��, sprzeniewierzy�, z�udzi�, wystrychn�� na dudka, to niezale�nie ca�kiem od tego, czy si� taka dzia�alno�� typu destrukcyjnego i wyst�pnego "aktywi�cie z�a" op�aci, czy te� dostarczy mu wy��cznie bezinteresownej satysfakcji, �e przechytrzy� zabezpieczenia, �e zniszczy� bez osobistego zysku to, co by�o dla innego cenne, mo�na ze stuprocentow� pewno�ci� uzna�, i� w nowych formach, nowej technologii, walka Arymana z Ormuzdem, z�a z dobrem b�dzie si� toczy�a. A to, poniewa� tak by�o zawsze, poniewa� samoloty opr�cz ludzi zrzuca�y bomby, poniewa� energia atomowa "ja�niejsza od tysi�ca s�o�c" zosta�a wiadomo jak u�yta, poniewa� tak potrzebny medycynie rentgen Niemcom w O�wi�cimiu s�u�y� do zab�jczego ubezp�odniania kobiet, i tak dalej, i tak dalej - od pocz�tku ludzkiego �wiata.
8
I wreszcie doda� nale�y do powiedzianego to, co r�wnie� w wywiadzie dla Niemc�w zauwa�y�em. Cz�owiek posiada "informacyjn� przepustowo��" obecnie tak� sam� jak 100 000 lat temu. Kiedy panowa� nam bardzo silnie obwarowany zakazami informacyjnymi i cenzur� ustr�j, jeszcze dawa�em sobie jako tako rad� z przyp�ywem cz�sto "przeszmuglowanych" jako� wiadomo�ci, kt�rych w sumie nie by�o w owej epoce "diety informacyjnej" wiele. Obecnie, mog�c swobodnie korzysta� z tradycyjnych �r�de� informacji naukowej, a zatem maj�c u siebie na bie��co "Prirod�", "New Scientist", "Scientific American", "American Scientist", "Science
12
Ryzyko Internetu
et Vie", dodatki naukowe pism, jak "International Herald" czy
"Frankfurter Allgemeine", ju� (chocia� nie tak zn�w tego wiele) widz� gromadz�ce mi si� na biurku stosy pism, kt�re dosz�y do mnie, ale kt�rych przeczyta� i przetrawi� nie jestem w stanie. Tote� o ewentualno�ci pod��czenia si� do Internetu musz� my�le� nie bez zgrozy. Nie dlatego, i�bym obawia� si� go�ych ty�k�w �e�skich i innej do z�ego kusz�cej informacji (a nie brak i takiej w Internecie), ale dlatego, poniewa� wiem, �e nadmiar tradycyjnej informacji dochodz�cej mnie z papieru, a nie z ekranu (monitora) doprowadzi� do tego, �e ja ju� prawie w og�le �adnych innych pozycji poza �ci�le naukowymi nie czytam, bo mi czasu na te inne ju� nie staje. I to bez jakichkolwiek fa�szywek, wirus�w itp.
9
Zjawisko Internetu przypomina poniek�d znany nam z Biblii potop, czyli nadmiar w�d, w kt�rym mo�na ze wszystkim uton��, je�eli nie zdo�amy dla ratunku, jak Noe, zbudowa� sobie Arki. Ale jak by mia�a wygl�da� "Arka Noego Internetu", �atwo rzec, ale nie spos�b my�l tak� zrealizowa�. Oto potrzebne s� nam nie sieci bezmy�lne, nie utysi�ckrotnione telefony, faksy, interakcyjne media, lecz ulokowane w sieci odpowiedniki warto�ciuj�cej informacj� inteligencji, kt�re wszystko, co jest informacyjnym �mieciem, poch�ania�yby i jako filtry zezwala�y jedynie na przep�yw wiadomo�ci oraz wizualnych tre�ci ani nie propaguj�cych z�a i g�upoty, ani nie szkodz�cych wszystkiemu, co by mog�o sta� si� dla cz�owieka po�yteczne. Lecz o takich "wstawkach" w Internet mo�emy obecnie tylko marzy�.
10
I jest wreszcie dziedzina, w kt�rej Internet mo�e si� przyczyni� do z�a o wiele szybciej, �atwiej i pewniej ani�eli do dobra, a chocia�by do tak reklamowanej i zalecanej nam rozrywki: jak gdyby �ycie ludzkie mia�o uzyska� warto�� dopiero porz�dnie rozbawione! Mam na my�li domen� polityki. Internet jest to, powiem z ostro�no�ci lapidarnie, taki rodzaj ��czno�ci, kt�ry �atwiej pozwala ustali�
13
Ryzyko Internetu
adresat�w informacji ani�eli nadawc�w informacj� �l�cych. Inaczej m�wi�c, obecnie Internet umo�liwia zachowanie anonimowo�ci nadawc�w, a w sferze polityki r�nica owa mo�e stanowi� r�nic� pomi�dzy pokojem i wojn� nawet. Jeszcze takie pr�by nie sta�y si� na szcz�cie realno�ci�. Jeszcze nic a� tak z�ego nie zosta�o uruchomione w globalnych sieciach ��czno�ci. Wszelako sama mo�liwo�� staje si� ju� zupe�nie dopuszczalna jako prawdopodobna, poniewa� przede wszystkim w polityce mi�dzynarodowej, w kt�rej brak de facto skutecznej legislatywy (ONZ to straszak na wr�ble, gdy spojrze� na efekty dzia�alno�ci czy w by�ej Jugos�awii, czy na Kaukazie, czy gdzie indziej) i egzekutywy. Pa�stwa b�d� sobie anonimowo szkodzi�y raczej, ani�eli mia�y bezanonimowo pomaga� sobie i wzajem si� wspiera�. Nie s� to �adne znaki typu mene, mene, tekel upharsin, malowane na murach naszego �wiata, murach, kt�re ju� nieraz i w historii, i we wsp�czesno�ci okazywa�y swoje okrutne podobie�stwo do mur�w Sodomy.
Umys� jako sternik
Ju�em tyle pisa� o zagro�eniach, niesionych przez globalne sieci komputerowe, niejako pod w�os powszechnych zachwyt�w traktuj�c Internet, �e chyba tych przestr�g i ostrze�e� na razie do��:
doda� mog� tylko, i� z prasy �wiatowej donosi si� ch�r zaniepokojonych, a to i spanikowanych nawet instytucji i os�b posiadaj�cych prawa do publikacji, zawarowane ustawowo (copyright), poniewa� jak na razie ka�dy mo�e wzi�� dowoln� ksi��k�, utw�r muzyczny lub inny produkt kreacji i wprowadzi� do �wiatowej sieci tak, i� ka�dy u�ytkownik jej m�g�by nieodp�atnie z dzie�a korzysta�. (Op�aca jedynie samo po��czenie z Internetem, ale nie p�aci si� za to, co Internet mo�e zakomunikowa�). Na razie wi�kszych strach�w nie wida�, ale mog� si� pojawi� Internetowe efekty niespodziewane, jak to bywa tam, gdzie s� i ludzie aktywni, i gdzie panuje nie ograniczona niczym wolno��. Z drugiej strony ju� si� wyja�ni�o, �e tam, gdzie pr�buje si� wprowadzi� powiedzmy antypornograficzne zakazy, od razu pojawiaj� si� niepo��dane szkopu�y, gdy� np. mn�stwo s�ynnych dzie� malarskich ukazuje ludzk� (a nie tylko kobiec�) nago�� i trzymaj�c si� mocno litery zakazu, nawet ilustrowan� Bibli� mo�na by uzna� za dzie�o zawieraj�ce inpotentia wizerunki o pornograficznym posmaku. Jednym s�owem, problem rozgraniczenia pomi�dzy tym, co jest pornografi�, i tym, co ni� nie jest, pojawia si� jak widmo znowu wywo�ane. Uwa�am zreszt�, �e albo si� zaka�e zbyt wiele, albo za ma�o, poniewa� musi istnie� strefa "szara", jako dla jednych zasadna artystycznie, a dla innych spro�na. Jest to zagadnienie szersze i powa�niejsze od wszystkich Internet�w, komputer�w, modem�w, jako kwestia TABUIZACJI, kt�rej rozmiary w r�nych kulturowych kr�gach s� wybitnie r�ne. Tote� nam wydaje si� wprost dziwaczno�ci� typowy dla "bardzo muzu�-
15
Umys� jako sternik
ma�skich" kraj�w kategoryczny zakaz obna�ania twarzy kobiecej. Zderzenia post�p�w technologicznych z tradycjami kulturowymi i religijnymi uwa�am za nieuchronne. Ju� staro�ytni byli tu bardziej liberalni od wielu wsp�czesnych. Karty kredytowe i moc innych mo�liwych zaw�aszcze� typu malwersacyjnego to osobny rozdzia�, ale, jakem na wst�pie powiedzia�, do�� na tym.
2
W wielu pismach tylko na po�y naukowych, bo popularnych, jak angielski tygodnik "New Scientist" czy francuski "Science et Vie", mo�na znajdowa� ostatnimi czasy pojawiaj�ce si� - zreszt� nie po raz pierwszy na takich �amach - zapowiedzi rych�ego ju�, takiego u�ytkowania my�l�cego m�zgu cz�owieka, kt�re zezwoli na "kr�tkie zwarcie" pomi�dzy tym m�zgiem w jego aktach woli a efektorami w rodzaju kierownicy auta, ster�w samolotu, nap�du i kierownicy w�zka dla paralityk�w, a nawet urz�dzeniami niepor�wnanie bardziej skomplikowanymi. Ostatnio Japo�czycy zaj�li si� r�wnie� t� dziedzin� "kr�tkich spi��" umys�u z aparatami pozacielesnymi.
Pisze si� wi�c w pismach takich, jak przyk�adowo wymienione nawet o umo�liwieniu ludziom ca�kowicie niewidomym, byle posiadaj�cym nie uszkodzony o�rodek wzroku w m�zgu (fissura calcarina), czytania, a nawet widzenia "rastrowego" typu. Jak�e by to mia�o zosta� zrealizowane? Okazuje si�, �e dra�ni�c elektrycznie potylic�, mo�na tworzy� tak zwane "fosfeny", czyli punkty �wietlne dostrzegane �wiadomie przez cz�owieka jako skutek bezpo�redniego oddzia�ywania na kor� m�zgow�, a chocia� tych b�ysk�w na razie w �aden sensowny wz�r typu liter nikt jeszcze u�o�y� nie potrafi, pisze si�, �e za par� lat litery tak si� zesk�ada, �e pierwej b�dzie m�g� niewidomy czyta� m�zgiem litery alfabetu Braille'a, a potem i zwyczajn� gazet�. Nie powiem, �e takie prognozy trzeba w�o�y� mi�dzy bajki czy mity, jak �w o Herkulesie, kt�ry na barana bra� cielaka, a po roku ju� m�g� byka nosi� na plecach, ale by� pow�ci�gliwym w przepowiadaniu tego typu nie zawadzi, tym bardziej i� pisz� te� o kierowaniu my�l� pojazdami, a nawet samolotami. To jest ju� a� do b��du mylne i niebezpieczne.
16
Umys� jako sternik
3
Na razie, powiadaj� prymitywnie, gdy m�zg przy zamkni�tych oczach nie pracuje nad jakimkolwiek postrze�eniem lub zagadnieniem, pojawiaj� si� wolne wy�adowania neuron�w (rytm alfa), a gdy oczy si� otworzy i my�li o czym� aktywnie, alfa zmienia si� w szybkozmienne beta (s� inne cz�stotliwo�ci, jak theta, ale zamilcz� o nich, gdy� jest to ju� kwestia osobna). Pomys� (na razie) jest taki, �eby otwieraj�c i zamykaj�c oczy, cz�owiek t� zmian� rytm�w elektroencefalogramu swojego m�zgu dzia�a� wprost poprzez odpowiednie wzmacniacze na przyk�ad na kierownic�. Nie radzi�bym nara�a� zdrowia i �ycia nikomu zamierzaj�cemu sta� si� pasa�erem tak sterowanego wehiku�u. Zmiany rytmu nie s� to�same ani pewne w tempie u wszystkich ludzi, a jeszcze wyobra�anie sobie tego, o czym powiadamiaj� nas entuzjastycznie nastrojeni "science writers", kt�rzy s� jednak laikami w biologii i medycynie, o "sterowaniu zwrotnym", tj. o zawiadywaniu procesami umys�owymi dzi�ki wp�ywaniu steruj�cemu na m�zg przez odpowiednie urz�dzenia (ju� to pachnie SF, ale niezgodn� z prawd� fakt�w); wszystko to razem stanowi obszar bajek. Rzecz w tym ca�a, �e wprawdzie porz�dnie do dzisiaj nam nie wiadomo, w jaki spos�b, jak i gdzie m�zg przechowuje dane pami�ci, i nie wiadomo r�wnie�, jaka cz�� elektroencefalogramu jest objawem pracy m�zgu rodz�cej �wiadomo��, a jaka rodz�cej procesy, kt�re �wiadomo�� wytwarzaj�, podtrzymuj� i zawiaduj� - ja sam w laboratorium widzia�em, �e obrazy tworzone przez pracuj�cy m�zg (bada si� np. stany jego lokalnego ukrwienia, zmienne zale�nie od tego, jaki obszar m�zgu wsp�pracuje z jakimi� innymi) s� u r�nych ludzi r�ne. To prawda, �e to�samy problem zajmuj�cy osob� inaczej przedstawia si� na tak zwanym obrazie typu PET w zale�no�ci od tego, czy obserwujemy prac� m�zgu m�czyzny czy kobiety.
Rozrzut r�nic pomi�dzy obu p�ciami na og� jest wi�kszy ani�eli w obr�bie osobnik�w jednej p�ci, ale to mniej wi�cej tyle samo, co uwa�a�, �e�my ju� wszystkiego si� dowiedzieli dzi�ki ustaleniu, �e kobiety maj� wydatniejsze piersi od m�czyzn. �adne sterowanie "ani w te, ani we w te" nie jest mo�liwe bez bardzo ci�kich i powa�nych chirurgicznych zabieg�w, za� ca�e opowiadanie o kompatybilnych z m�zgowiem "interface'ach" to zawraca-
17
Umys� jako sternik
nie g�owy, poniewa� kody, kt�rymi indywiduum neuralnie pos�uguje si�, kiedy u�ywa czy to rodzimego j�zyka w s�owie czy w pi�mie, czy w tym j�zyku czyta, czy w obcym, ale wyuczonym, te wszystkie kody s� jeszcze znacznie bardziej indywidualne ani�eli np. odciski palc�w lub te� szczeg�owy przebieg naczy� w siatk�wce ka�dego oka, kt�ry notabene by� ju� dzi�ki indywiduowej odmienno�ci zalecany jako wyr�nik to�samo�ci zamiast odcisk�w palc�w, mi�dzy innymi dlatego, poniewa� powa�niejszej klasy przest�pcy mog� da� sobie zmieni� (najcz�ciej zlikwidowa� chirurgicznie) odciski palc�w, rozga��zie� letniczek na dnie oka natomiast zamieni� si� nie da, chyba usuwaj�c oczy i p�ac�c �lepot� za ten zabieg. Wi�c nie mo�e by� mowy o tym, �eby mo�na by�o "czyta� my�li" wprost dzi�ki nies�ychanej aparaturze, albo cho� ustali� i rozpozna�, w jakim j�zyku dany cz�owiek my�li, a w jakim niewiele lub niczego nie pojmuje. M�zg dysponuje u nowo narodzonego potencj� j�zykow�, przejmuje j�zyk, z jakim si� styka, do 3-4 roku �ycia mo�e wyuczy� si� i trzech j�zyk�w z tak� sam� samoczynn� �atwo�ci�. Obcych j�zyk�w w p�niejszym wieku uczymy si� ju� z niejakim trudem i mo�na b�dzie okre�la� regiony o�rodkowe i lokalizacyjne dla j�zyka pierwotnie przej�tego od ludzkiego �rodowiska, a zarazem wykry�, gdzie s� zlokalizowane zasoby obcoj�zyczne przy ich obecno�ci. Tak, to b�dzie mo�na og�lnikowo ustali�, chocia� nie dzisiaj i nie jutro jeszcze, natomiast o �adnym czytaniu my�li mowy nie mo�e by�, poniewa� w tym celu nale�a�oby zaj�� si� niemo�liw� i za 50, i za 100 lat technologi� architektury cerebralnej, czyli zbudowa� taki model czynny m�zgu danego cz�owieka, w kt�rym elektroniczne odpowiedniki uzyskaj� jego neurony (ok. 14 miliard�w), jako te� aktualnie czynne dendrytowo-aksonowe po��czenia z innymi neuronami (do 200 000 na jeden neuron), a i wtedy nie mieliby�my �adnej pewno�ci, �e ten sztucznie skonstruowany m�zg to jest "schemat", z kt�rego wyczytamy, co w�a�ciciel "orygina�u m�zgowego" my�li. Wszystkie w zasadzie interycyjnie pracuj�ce komputery mog� zosta� zast�pione w to�samej pracy przez inne, wszystkie s� automatami sko�czonymi w sensie "potomstwa" maszyny Turinga, natomiast z raczkuj�cymi dopiero paralelnymi komputerami by�oby gorzej, tj. trudniej, lecz test na to�samo�� i tu, i tam da si� przeprowadzi�.
18
Umys� jako sternik
4
M�zgi wyosobnione z cia�a i (powiedzmy) p�ywaj�ce w jakiej� cieczy od�ywczej, zdolne do my�lenia, aczkolwiek wyzbyte wszelkiej zmys�owej ��czno�ci ze swym cia�em, a przez zmys�y cia�a i ze �wiatem, to s� bajki, poniewa� uleg�y tak totalnej "deprywacji sensorycznej" i ��czno�ci zar�wno z rdzeniem kr�gowym, jak przeze� i przez sploty [)lexus solaris ("m�zg brzuszny") - z cia�em, �e m�zg zapadnie w stan typowy dla �pi�czki (coma) i najwy�ej mo�na by, by� mo�e, dra�nieniem chemiczno-elektrycznym wzbudza� w nim "od�amki �wiadomo�ci", niby w dziwacznym �nie. Lecz ta makabryczna, ba�niowa wizja, kt�r� w (kiepskiej) science fiction mo�na czasem napotka�, nie ma nic wsp�lnego z tanim, poniewa� fikcyjnym demonizmem m�zg�w, przymusowo poddanych my�lowej kontroli i elektronicznemu "sterowaniu", tak samo jak droga odwrotna, to znaczy sterowanie umys�em "w kr�tkim zwarciu" z systemami pozacielesnego otoczenia. To mo�na by zrealizowa� jedynie w tak bardzo prymitywny, gruby spos�b, �e nie mo�e on by� wart fatygi. Nie powiadam wcale, �e ludzie nie b�d� pr�bowali przebija� si� z m�zg�w i do m�zg�w t� drog�, a to, poniewa� ludzie sk�onni s� robi� rzeczy mniej lub bardziej szalone: natomiast ani sensownie op�acalne, ani socjalnie gro�ne wyniki takich usi�owa� by� nie mog�. Kto� zauwa�y� kostycznie i mizantropijnie, i� wprawdzie "syntetyczn� kochank�" prawie nieodr�nialn� od "naturalnej kobiety" mo�na by w ko�cu zbudowa�, lecz gra taka nie mo�e by� warta �wieczki dlatego chocia�by (nader trywialnego) powodu, �e �yw�, p�atn� w zamian za odno�ne us�ugi kobiet� mo�na znale�� za jedn� stumilionow� cz�� koszt�w "syntetycznej na�o�nicy". Zreszt� "homunkulizacja" androidowa stwarza od razu moc powa�niejszych ni� ��kowe dylemat�w, poniewa� "sztuczna osoba" mo�e ro�ci� sobie takie same prawa jak osoba "naturalna" i niechaj w�wczas �ami� sobie g�owy ustawodawcy, filozofowie, kap�ani i prawnicy. Ale to fikcja - poza nadymanymi lalami s�u��cymi seksualnym praktykom. To nie jest temat, jakiemu niniejszymi uwagami chcia�bym pos�u�y�.
5
W ca�o�ci zmierzam do tego, i� ostra demarkacja sfery osi�gni�� technicznie i technobiotycznie mo�liwych od nierealnych po
19
Umys� jako sternik
wieki jest trudna, poniewa� "szara strefa" mi�dzy oboma bardzo k�opotliwie tylko daje si� ustali�, zw�aszcza w epoce post�p�w tak gwa�townych, w jakiej �yjemy. Nikt �yj�cy na razie nie nosi w piersi serca �wi�skiego, lecz to osi�gni�cie wydaje si� ju� zupe�nie mo�liwe i jako skutek zabiegu, w kt�rym �ycie �wini zostaje po�wi�cone dla ratowania �ycia ludzkiego, mo�e by� zalegalizowane (milczmy cynicznie o szynce i kie�basie �wi�skiego zezw�oku). Nawet s� zreszt� uczeni, a nie tylko niedouczeni dziennikarze - �owcy sensacji, kt�rzy obiecuj� nam rych�e zg�adzenie wirus�w chorobotw�rczych, podczas kiedy my si� z konstruowanymi przez ludzi wirusami komputerowymi nie potrafimy wci�� upora�, albo czerpanie energii z "czarnych dziur" lub podr�e w czasie poprzez te dziury, podczas kiedy co przytomniejszy fizyk zapewnia, �e technologie czarnodziurowe to dzi� bajki o �elaznym wilku: a kiedy si� ju� da skonstruowa� takiego wilka, wci�� jeszcze b�dzie do�� daleko do hodowli "czarnych dziur" i u�ywania ich jako tuneli wywierconych w czasie i w przestrzeni.
6
Poniewa� jednak (jak dobrze wiadomo) ludzie robi� z lud�mi rzeczy okropne, tak�e mordercze, nale�y mimo tych wszystkich zastrze�e� uzna�, �e dojdzie do eksperyment�w z m�zgiem ludzkim, jako te� na takim m�zgu, za� do tych, kt�rzy zgrzeszyli lekkomy�lno�ci�, skoro przed dziesi�tkami lat o tym ju� pisali, ja sam nale�� (por. moje Dialogi, sprzed lat z g�r� trzydziestu). Mnie jednak nie tyle zajmowa�a pod�wczas strona moralna oraz neurotechniczna owych zabieg�w, jakie w Dialogach opisywa�em, ile konsekwencje natury filozoficznej jako rezultaty przera�liwego wtargni�cia w to, co ostatecznie stanowi o jedno�ci i o niepowtarzalno�ci osobowej ka�dego �yj�cego cz�owieka. Poniewa� za� cz�� wy��cznie ludzkich prac umys�owych ju�e�my zd��yli przekaza� technologii wyobcowanej poza cz�owieka, poniewa� �wiatowy mistrz gry w szachy mo�e przegra� parti� z komputerem, powierzchownie j�o si� zdawa�, �e i morze ju� nam po kolana i �e do my�li ludzkiej prosta droga prowadzi, a przeszkody usuniemy z niej do�� �atwo. Tak nie jest: m�zg to system tak zwarty i zamkni�ty, �e okalecza� go i nawet rezultat�w tego nie postrzega� mo�na, dzi�ki nadmiarowo�ci para-
20
Umys� jako sternik
lelizm�w neuronowych, jak� ewolucji antropogenicznej zawdzi�czamy, lecz inwazja w m�zg techniczna (moim przynajmniej zdaniem) jest to rzecz najtrudniejsza z trudnych, o ile wolno optymistycznie, a mo�e raczej pesymistycznie za�o�y�, i� niebagatelna cerebromatyka stoi przed nami w przysz�o�ci, jako skutek dzia�ania na m�zgach ju� rozwini�tych dojrzale, a nie jako odmiana przysz�ej roboty genetyczno-eugenicznej.
M�j pogl�d na �wiat
Co ma wsp�lnego m�j pogl�d na �wiat z informatyk�? S�dz�, �e prawie wszystko, i postaram si� to wy�o�y�. "�wiat", czyli "wszystko istniej�ce", sk�ada si� z "rzeczy", o kt�rych mo�na si� dowiedzie� dzi�ki "informacji". T� "informacj�" rzeczy wprost mog� "wysy�a�" (jak cz�owiek m�wi�cy, jak ksi��ka czytana, jak pejza� ogl�dany), albo te� poprzez �a�cuchy "zmys�owo-umys�owych rozumowa�". "Rozumowania" daj� w cudzys�owie, poniewa� w okre�li� daj�cym si� sensie szczur, biegn�cy tropem labiryntu ku drzwiczkom (za kt�rymi znajdzie co� do zjedzenia), pos�uguje si� w owym poszukiwawczym ruchu te� (szczurzym) rozumkiem. Poniewa� chc� zajmowa� si� wy��cznie tym, co �ywe, i to dzi�ki "informacji", tak zakre�l� granice "mego pogl�du na �wiat":
2
Ka�de stworzenie �ywe posiada swoje (gatunkowo typowe, a ukszta�towane w milionoleciach Darwinowskiej ewolucji naturalnej) SENSORIUM. S�owa tego nie znajdzie si� ani w s�owniku obcych wyraz�w, ani w encyklopedii, nawet w Wielkim Warszawskin S�owniku opatrzone jest wykrzyknikiem, oznaczaj�cym, �e lepi? go nie u�ywa�. Mnie jest jednak potrzebne. Sensorium to ca�o�� wszystkich zmys��w oraz wszystkich dr�g (zazwyczaj nerwowych) jakimi informacje, powiadamiaj�ce nas o "istnieniu czegokolwiek' mkn� do o�rodkowego uk�adu nerwowego. U cz�owieka lut u szczura b�dzie to m�zg. Owady musz� si� zadowoli� centrami du�o skromniejszymi. Ot� "�wiat" postrzegany przez owada albi przez szczura, albo przez cz�owieka, to w�a�ciwie wcale rozmaite
22
M�j pogl�d na �wiat
�wiaty. Ewolucja ukszta�towa�a �ywe stworzenia zasadniczo tak oszcz�dnie, �eby postrzega� mog�y informacj�, niezb�dn� im dla przetrwania osobniczego i/albo te� gatunkowego. Poniewa� ewolucja jest miliardoletnim procesem bardzo zawi�ym i poniewa� �ywe stworzenia albo zjadaj� �ywe stworzenia, albo s� przez nie zjadane (ro�lino�erno�� oznacza tak�e zjadanie czego� "�ywego", np. trawy), powstaje st�d olbrzymia hierarchia mniej lub bardziej swoistych konflikt�w, kt�re cz�ciowo w uproszczeniach mo�e nam odzwierciedla� teoria gier (matematyczna). S�k w tym, �e informacje wskutek owego stanu rzeczy jednym s�u�� do po�cigu, innym do ucieczki, a jeszcze innym "do niczego pr�cz trwania" (trawa). Sensorium, w jakie jest wyposa�one stworzenie, odznacza si� na og�, jak rzek�em, oszcz�dno�ci�. Niedawno jeszcze psychologia g�osi�a, �e psy kolor�w nie rozr�niaj�, tj. wszystko wizualne postrzegaj� w odcieniach czerni i bieli (niczym my na dawniejszych filmach). Obecnie mniemanie to zmieniono: psy postrzegaj� kolory. Zar�wno paj�k, szczur, kot, jak cz�owiek s� wyposa�one w - ka�dy gatunek swoje - sensorium. My dysponujemy w tym zakresie maksymaln� nadmiarowo�ci� po�r�d zwierz�t, ponadto za� jeszcze i prawie �e osobno dysponujemy takim "rozumem", kt�ry umo�liwia nam rozpoznawanie r�wnie� i takich w�asno�ci "�wiata", kt�rych zmys�ami wprost postrzega� nie mo�emy.
3
Co z powy�szych bana��w wynika? Wynika z nich, �e �wiat (w niejakim sensie "�wiatopogl�d") ka�dego stworzenia jest silnie uwarunkowany przez jego sensorium. Dla cz�owieka zdaje si� zachodzi� wyj�tek, dzi�ki "rozumowi", ale to nie ca�kiem tak jest naprawd�. "�wiat" postrzegany przez ludzi sk�ada si� z rzeczy "�redniej wielko�ci", proporcjonalnych do wielko�ci pojedynczego cia�a ludzkiego. Ani bardzo ma�ych, ani moleku�, ani atom�w, ani foton�w poszczeg�lnych nie jeste�my w stanie dostrzec, za� ze strony niejako przeciwnej, makroskopowej, nie mo�emy dostrzec ani kawa�ka planety, na jakiej �yjemy, JAKO KULI, ani jej ca�ej, ani "faktycznych rozmiar�w" Drogi Mlecznej, ani innych galaktyk, ani gwiazd, ani, oczywi�cie Kosmosu. Wykszta�cili�my sobie rozmaite sposoby do�wiadczalne i sprz�one z nimi hipotezy albo teorie,
23
M�j pogl�d na �wiat
albo modele, a�eby "postrzega� rozumem" to, czego zmys�owo nie mo�emy postrzec: znaczy to, �e nasz �wiatopogl�d "wielozakresowo wystaje" poza �w obraz �wiata, kt�ry mo�emy zawdzi�cza� bezpo�redniej robocie naszego sensorium. Czy to jednak znaczy, �e widzimy to, czego nie widzimy, �e mo�emy odczu� to, czego nie odczuwamy, �e s�yszymy to, co dla naszego zmys�u s�uchu nies�yszalne? Ani troch�. Pos�ugujemy si� "abstrakcjami" albo specjalnie "technik�" (czyli narz�dziem) wytworzonymi sytuacjami i warunkami, co umo�liwiaj� nam np. niemo�liwe dla naszych przodk�w "obejrzenie" Ziemi z orbity satelitarnej, albo Ksi�yca, gdy na� wst�pi�, albo dzi�ki pr�bnikom rakietowym - powierzchni Marsa lub g�rnej warstwy atmosfery Jupitera. Albo u�ywamy mikroskopu, albo teleskopu Hubble'a na orbicie, albo akcelerator�w, albo komory Wilsona, albo komory kropelkowej, albo sal chirurgicznych (w nich mo�na niekiedy zajrze� okiem cz�owiekowi do wn�trza cia�a lub m�zgu) itp. Wi�c znacznie wi�cej informacji uzyskujemy dzi�ki rozmaitym rodzajom i sposobom sztucznie przez nas wytworzonego po�rednictwa. Jednakowo� jeste�my, praktycznie bior�c, ca�kowicie bezradni w obszarach percepcji zmys�ami mikro- oraz makro- i mega�wiata. Nikt bowiem nie mo�e ani zobaczy�, ani wyobrazi� sobie atomu albo galaktyki, albo procesu ewolucyjnego �ycia lub g�rotw�rczego w geologii, albo powstania planet z protoplanetarnych zg�stk�w jakoby mg�awicowych. J�zyk etniczny jako szerokopasmowy, polisemantyczny no�nik informacji, oraz matematyka, jako z tego j�zyka (z tych j�zyk�w) wywiedlny j�zyk w�skopasmowy o silnie wzmo�onej "precyzacyjnej" ostro�ci, stanowi� tu nasze "macki", nasze kule (inwalidzkie), nasze "protezy". Jednak podobnie jak �lepiec, postukuj�c o kamienn� posadzk� swoj� bia�� lask�, s�uchem stara si� rozpozna�, czy znajduje si� w pokoju, czy na ulicy, czy w nawie �wi�tyni, tak i my owymi (matematycznymi) protezami "wystukujemy" sobie to, co znajduje si� poza obszarem naszego sensorium.
4
Ale... czy tak jest "naprawd�"? Czy li�cie "naprawd�" s� zielone, czy te� ziele� zawdzi�czaj� fotosyntetycznym zwi�zkom chlorofilu? Czy nie jest tak, jak pisa� Eddington, �e siedzi przy zwyczajnym
24
M�j pogl�d na �wiat
drewnianym stole, w miar� twardym, politurowanym, a zarazem przy ob�oku elektron�w, kt�rymi ten st� jest "tak�e"? Mo�e nawet jest "naprawd�"? Je�eli w ten spos�b my�le�, to nale�y doda�, �e sto��w naraz jest znacznie wi�cej. Jest sobie st� naszego codziennego sensorium (zmys��w), jest st� molekularny (bo z czeg� si� sk�ada drewno?), jest atomowy, jest barionowy, ale te� jest cz�stk� "materii", mikroskopijn� cz�stk�, sk�adaj�c� si� na ca�o�� Ziemi i maj�c� (minimalny) wk�ad w jej grawitacj�. A dalej jest nanou�amkiem planety, kr���cej wok� S�o�ca itd. a� po "wp�yw sto�u na Wszech�wiat", je�eli pomin�� zupe�n� znikomo�� zachodz�cych dysproporcji. Tych "wszystkich sto��w" naraz nie tylko nasze sensorium, ale i nasz "rozum" bez podzia��w na kategorie i klasy scali� nie b�dzie w stanie.
Je�eli zginie jeden cz�owiek, mo�e to mie� nie tylko emocjonalne znaczenie dla innego cz�owieka. Je�eli zginie dziesi�� os�b, z tym b�dzie inaczej. Ale nie jeste�my w stanie de facto "wyczu�" �adnej r�nicy pomi�dzy t� informacj�, �e zgin�� milion ludzi, a t�, �e trzydzie�ci milion�w, a kto m�wi, �e on (poza podaniem liczby) r�nic� wyczuwa, ten �wiadomie b�d� nie�wiadomie k�amie.
5
Zmierzam do twierdzenia, �e tak jak wsp�istniej� "r�ne sto�y", wsp�istniej� r�wnie� "r�ne �wiaty" kot�w, szczur�w, owad�w, krokodyli i ludzi, a r�ni� si� od siebie bardzo mocno i wielo-zakresowo, ale wszystkie, czy to wzi�te z osobna, czy ��cznie, nie daj� podstawy do uznania, �e "to jest ci�gle jedno i to samo", a tylko postrzegane "w r�ny spos�b" i "z rozmaitej perspektywy".
Naturalnie my, ludzie, bezdyskusyjnie podlegamy tendencji, aby mniema�, �e "naprawd�" istnieje �wiat, kt�ry MY po�rednio i bezpo�rednio potrafimy percypowa�, natomiast "inne �wiaty" s� wycinkami, ma�ymi, wr�cz bardzo niedoskona�ymi, kalekimi wycinkami "naszego �wiata". Z tym pogl�dem, kt�ry nazw� humanistycznym szowinizmem �wiatopogl�dowym, ch�tnie bym podyskutowa�. Majowie mieli inny system kodowania arytmetyki od naszego, ale by� to system ludzi, bo� ich kultura powsta�a inaczej ni� �r�dziemnomorska, ale te� ponad w�tpliwo�� by�a to kultura ludzi i ich j�zyk by� j�zykiem ludzkim. Sk�d�e mo�emy wiedzie�, czy innopla-
25
M�j pogl�d na �wiat
netarne "rozumy" nie s�-o ile istniej� - zaopatrzone przez inne przebiegi ewolucyjne czy odmienne fizykochemiczne warunki ("kontyngencje") innych planet i s�o�c - w inne od naszego sensoria, a z kolei od tych sensori�w wywodz� si� jako ich derywaty - "inne systema quasi-formalne", inne logiki, inne matematyki, inne mikro- i makro�wiaty, r�ne od naszych, ludzkich standard�w? Jednym s�owem, z tego, com dotychczas napisa�, wywodzi� si� mo�e "og�lna teoria wzgl�dno�ci epistemicznej i ontycznej dla ca�ej mocy zbioru wszystkich Psychozoik�w Uniwersum". Mo�liwe, �e jeste�my umieszczeni na krzywej dystrybucji kosmicznej psychozoik�w (to wcale nie musi by� ani dzwonowa krzywa "normalnego" rozk�adu Gaussa, ani klasterowa Poissona - B�g jeden j� wie) gdzie� powy�ej szczura, szympansa i Buszmena, ale poni�ej Eryda�czyk�w dajmy na to (najprawdopodobniej �adnych Eryda�czyk�w nie ma, ale i to nie ze wszystkim pewne w epoce schy�ku XX wieku, kiedy mno�� si� odkrycia pozaziemskich system�w planetarnych innych gwiazd - pozas�onecznych).
6
Tak, taka rozmaita wielko�� �wiat�w wynikaj�ca w rozmaitych (spo�ecznie funkcjonuj�cych) Rozumach wydaje si� najzupe�niej mo�liwa, a nawet wcale prawdopodobna. Cz�owiek by�by po prostu jednym z tysi�ca albo miliarda ko�cowych ewolucyjnych p�d�w neuralizacyjno-rozwojowych, tych co wyposa�a� mog� w nie najgorzej rozwini�te sensorium.
Tak: to jest mo�liwe. Czy�by Inni sobie wykoncypowali inne postaci materii? Nuklid�w! Czy�by "nie wierzyli w wewn�trzgwiezdne cykle Bethego? W ewolucj� z jej doborem naturalnym? Tu trzeba wykona� tak zwane "distinguo" bardzo delikatnie i nader ostro�nie. S� niechybnie dziedziny, w jakich poznawczo i empirycznie zbli�amy si�, mo�e a� asymptotycznie (niemalstycznie)? do PRAWDY, a mo�e nie. Prawdopodobie�stwo funkcji prawdziwo�ciowych (a�eby chocia� raz przem�wi� tutaj nieco bardziej koherentnym i logikosemantycznie mocniej naostrzonym j�zykiem) przynajmniej... dzielone od siekiery (to konieczne, poniewa� zbyt ma�o wiemy), jest uzale�nione od quasi-finalnych efekt�w miliardoletniej roboty ewolucyjnej. Ignorancja nasza (ludzka) jest oceanem
26
M�j pogl�d na �wiat
og�lno�wiatowym, za� wiedza PEWNA - pojedynczymi wysepkami na tym oceanie. Jeszcze ostro�niej m�wi�c: moim zdaniem, rezultaty poznania (WIEDZA �CIS�A) s� osadzone na jakiej� krzywej (raczej na ich p�ku), i wcale nie jest powiedziane (tj. to nie jest pewnik), �e krzywa pnie si� w g�r� niczym hiperbola albo parabola, albo chocia� krzywa logistyczna (Verhulsta-Pearla). Mo�e s� gdzie� miejsca ju� niemal styczne z Prawdziwym Stanem Rzeczy, a mo�e (na pewno nawet) s� i takie, gdzie�my z drogi asymptotyczno�ciowej zboczyli. A�eby na konkretnym przyk�adzie pokaza�, o co mi w ostatnich s�owach sz�o: czyta�em np. bardzo ciekawie napisan� ksi��k� Johna D. Barrowa Teorie Wszystkiego, Stevena Wein-berga Sen o teorii ostatecznej, i wiele innych TE� napisanych ostatnimi czasy i TE� na og� przez fizyk�w-noblist�w. Mimo tego uczonego i przewy�szaj�cego mnie niechybnie pod wzgl�dem intelektualnej mocy ch�ru na rzecz Istnienia Og�lnej Teorii Wszystkiego, GUT, czyli Grand Unified Theory, opowiadam si� za opini� H. Bondiego (kosmologa), �e Jedynej, Og�lnej Teorii Wszystkiego by� wcale nie musi, �e to jest pointless and of NO scientific significance. Czyli ju� w�asnymi s�owami powiem, �e tak wcale by� nie musi, bo niby dlaczego bezwarunkowy redukcjonizm ma zrodzi� teori� JEDYN�? Mo�e i zrodzi, a�eby si� za nast�pnych 100-200 lat pokaza�o, �e jacy� Inni wytworzyli zbi�r modeli inkongruentnych, albo nawet udowodnili, i� GUT nie mo�e zosta� stworzona dla naszego uniwersum. Mo�e si� oka�e np., �e te galaktyki, kt�re dzisiaj wydaj� si� starsze od obliczonego (wiele razy) wieku naszego Kosmosu, wdar�y si� do jego wn�trza z jakiego� Kosmosu "s�siedzkiego"? Chc� rzec, i� to, co poznajemy (jak w fizyce i astrofizyce teoretycznej), jest zawsze efektem kroczenia drog� rozmaicie po��czonych i powi�zanych z sob� fizyczno-matematycznych, a zarazem eksperymentalno-teoretycznych domniema�, kt�re albo zosta�y udowodnione (czyli nie zosta�y obalone do�wiadczalnie), albo ponadto jeszcze s� obecnie modne w najwy�szych regionach wiedzy �cis�ej (gdy� i w niej te� panuj� mody i te�, jak w kostiumologii, przemijaj�). Cz�owiek - streszczam powiedziane - jest wysepk� wiedzy, cz�ciowo wynurzon� z oceanu pozazmys�owej ignorancji, a cz�ciowo w tym bezmiarze niewiedzy zanurzon�. O tym, czy ocean ma jakowe� dno i czy mo�na by je zgruntowa�, nic nie wiemy. Obecnie powsta�a i lawinowo poszerza si� jak po�ar buszu moda ��czno�ci globalnej: pojmuj� nie�le jej po�ytki i jednocze�nie
27
M�j pogl�d na �wiat
obawiam si� jej rykoszet�w i jej awarii b�d� nadu�y� nawet zgubnych dla ludzi i dla planety. Nic nie zapowiada na razie tego, i�by owe Internety mog�y i mia�y po��czy� si� (po sprz�gni�ciu milion�w komputer�w z milionami innych) w "elektroencephalon" -by�oby to co� w rodzaju "planetarnego m�zgu z komputerami jako neuronami", podleg�ego - dla braku w�asnych zmys��w - pe�nej deprywacji sensorycznej. Je�eli to nie jest science fiction, mo�e okaza� si� krokiem ku "zamkni�ciu Planety na Kosmos", albowiem Planeta-M�zg my�la�aby sobie wewn�trzsieciowo, a ludzko�� zosta�aby przez sie� co si� zowie wystrychni�ta na dudka...
Prawd� m�wi�c jednak, nie chce mi si� w t� ostatni� wizj� uwierzy�. Chcia�em po prostu wyjawi�, jak skromnie rysuje mi si� poznawcza moc Cz�owieka w Kosmosie, jak� uzurpacj� postrzegam w Anthropic Principle, jak wiele ryzykujemy, zawierzaj�c informacjoprzetw�rczym {data processing) maszynom wszelk� nasz� wiedz�. Zreszt�, gdy czyta� odpowiednie periodyki na po�y fachowe, wida�, �e gie�dy, �e producenci rozmaitych rodzaj�w aut czy �ywno�ci, �e, jednym s�owem, tw�rcy, wielbiciele i na�ogowcy Kapita�u pos�uguj� si� sieciami... za� ca�a reszta, razem z ca�ym Kosmosem, diablo ma�o ich obchodzi. Przedwcze�nie koronowali�my si�, nie nale�y si� nam Korona Stworzenia: godzi si� poczeka� cho� sto lat, a�eby si� przekona�, czy rzeczywi�cie wiemy ju� cokolwiek ponadto, �e mo�na wykonywa� surfing w cybernetycznej przestrzeni (Cyberspace) z bieguna na biegun, i czy sie� nie nadgryzie nam Rynk�w...
To, co napisa�em, mo�na te� nieco inaczej wys�owi�. Cz�owiek jest przystosowany - swoim sensorium postrzegawczym - do ekologicznej niszy prze�ywania, z grubsza bior�c, w skali por�wnywalnej z jego cielesno�ci� (z jej wymiarami np.). Potrafi jednak wykracza� domys�ami, konceptami, hipotezami, kt�re z czasem "krzepn�" w "pewno�� naukow�" - poza granice tej niszy, kt�ra go .wraz ze strumieniami dziedziczno�ci (genom�w) wsp�kszta�towa�a. Zachodzi przy tym taka mocno upowszechniona prawid�owo��:
im skala wi�ksza albo im mniejsza (Kosmos - atomy) - tym teorie okazuj� si� mniej pewne, mniej jednoznaczne, niejako bardziej
28
M�j pogl�d na �wiat
"gi�tkie" i "elastyczne". Nikt (poza solipsystami, ale kt� ich widzia�?) nie w�tpi w kszta�t, twardo��, zachowanie kamienia. Takich pewno�ci mie� nie mo�emy ju� ani wobec gromady galaktyk, ani gromady cz�stek (jak neutrina). Przy tym najosobliwsze zdaje si� cz�owiekowi to, �e niez�omne regu�y jego logiki, wsp�podtrzymuj�cej pewno�� rozumie�, jak np. je�eli A to B (kauzalizm) albo A = A (to�samo�� rzeczy z sob� sam�), albo prawid�owo�ci ko-niunkcji czy dysjunkcji, zdaj� si� traci� uniwersaln� moc rozstrzygaj�c� w mikro�wiecie, a w makro�wiecie te� pojawiaj� si� poznawcze niepewno�ci. Matematyka (Gode� np.) okazuje swoj� zawodno��. Gell-Mann upiera si� przy tym, �e antynomia "elektron - fala - cz�stka" - kollaps fali - zasada komplementarno�ci (rodem ze szko�y kopenhaskiej) to nie s� niedo�cig�e dla naszego rozumu zagadki. Inni fizycy "wierz� w zagadki", za� ostatnie do�wiadczenia zdawa�y si� wykazywa�, �e elektron mo�e by� naraz "i tu, i gdzie� indziej". Jednym s�owem, wraz z wykroczeniami poza granice naszego sensorium ulega naruszeniu te� "zdrowy rozs�dek";
to, co si� "w g�owie nie mie�ci", okazuje si� w eksperymentach faktem: np. wiadomo, co to jest czas p�trwania samorzutnie rozpadaj�cych si� (jak izotopy radioaktywne) atom�w i wiadomo, �e nic niewiadome w tej dziedzinie poza informacj� wy��cznie statystyczn�: o mn�stwie atom�w b�dziemy wiedzieli, �e po okre�lonym czasie ich okre�lona liczba ulegnie rozpadowi, i �e dla danego "rodzaju atom�w" jest ta liczba (i czas) wielko�ci� sta��, ale wiemy, �e nie da si� wykry� �adnych przyczyn, powoduj�cych rozpad tego oto atomu, a tamtego nie. Jednym s�owem, z "oczywisto�ciami" musimy si� poza sk