4024
Szczegóły |
Tytuł |
4024 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
4024 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 4024 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
4024 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ROBERT HARRIS
Vaterland
Prze�o�y�
ANDRZEJ SZULC
Sto milion�w butnych niemieckich pan�w mia�o zosta� osiedlonych w Europie i obdarzonych w�adz� opart� na monopolu cywilizacji technicznej oraz niewolniczej pracy zmniejszaj�cej si� liczby tubylczej ludno�ci � zaniedbanych, schorowanych, nie umiej�cych czyta� kretyn�w � po to, �eby mkn�c swymi bezkresnymi Autobahnami mogli podziwia� domy partii, muzea czynu zbrojnego, schroniska Kraft durch Freude i Planetarium, zbudowane przez Hitlera w Linzu (jego nowym Hitleropolis). I by przebieg�szy truchtem przez miejscow� galeri� obraz�w, mogli zasi��� nad ciastkiem z kremem i po raz setny z rz�du wys�ucha� nagrania �Weso�ej wd�wki". Tak mia�o wygl�da� Niemieckie Tysi�clecie, przed kt�rym nawet wyobra�nia nie oferowa�a dr�g ucieczki.
HUGH TREVOR-ROPER
Umys� Adolfa Hitlera
Ludzie m�wi� mi czasem: �Uwa�aj! Nie pozb�dziesz si� partyzantki przez najbli�sze dwadzie�cia lat!" Ta perspektywa sprawia mi wielk� rado��... Niemcy pozostan� dzi�ki temu w stanie ci�g�ej gotowo�ci.
ADOLF HITLER
29 sierpnia 1942
CZʌ� PIERWSZA
WTOREK, 14 KWIETNIA 1964
Przysi�gam Ci, Adolfie Hitlerze,
F�hrerze i Kanclerzu Rzeszy,
�e b�d� lojalny i odwa�ny.
�lubuj�, �e b�d� pos�uszny a� do �mierci
Tobie i wyznaczonym przez Ciebie zwierzchnikom,
Tak mi dopom� B�g.
PRZYSI�GA SS
l
Wisz�ce przez ca�� noc nisko nad Berlinem chmury bynajmniej nie ust�pi�y z nadej�ciem poranka. Nad powierzchni� Haweli unosi�y si� przypominaj�ce dym krople deszczu.
Niebo i woda zla�y si� w jedn� szar� p�acht�; jej jedynym urozmaiceniem by�a ciemna linia przeciwleg�ego brzegu. Nic si� tam nie porusza�o. Nie wida� by�o ani jednego �wiat�a.
Xavier March, inspektor wydzia�u zab�jstw berli�skiej Kriminalpolizei � w skr�cie Kripo � wysiad� ze swego volkswagena i obr�ci� twarz w stron� padaj�cych kropli. By� koneserem tego szczeg�lnego rodzaju deszczu. Zna� jego smak i zapach. To by� ba�tycki deszcz, deszcz z p�nocy, zimny, pachn�cy morzem i cierpki od soli. Na kr�tki moment cofn�� si� my�lami o dwadzie�cia lat � wydawa�o mu si�, �e znowu stoi na wie�y wymykaj�cego si� w mrok ze zgaszonymi �wiat�ami z Wilhelmshaven U-Boota.
Spojrza� na zegarek. Min�a dopiero si�dma.
Na poboczu drogi sta�y przed nim trzy inne samochody. Kierowcy dw�ch pierwszych drzemali w swoich fotelach. Trzeci nale�a� do Ordnungspolizei � Orpo, jak nazywa� j� ka�dy Niemiec. W �rodku nie by�o nikogo. Przez otwarte okno dobiega� g�o�ny szum radia, przerywany co jaki� czas potokiem s��w. Obracaj�ce si� �wiat�o na dachu rzuca�o refleksy na rosn�cy przy drodze las: niebieski, czarny, niebieski, czarny, niebieski, czarny.
March rozejrza� si� za gliniarzami z Orpo i zobaczy�, �e kryj� si� przed deszczem pod stoj�c� przy brzegu jeziora brzoz�. U ich st�p majaczy�o co� bladego. Na le��cej nie opodal k�odzie siedzia� m�ody cz�owiek w czarnym dresie, z wyszytymi na piersi insygniami SS. Pochylony do przodu, opiera� �okcie o kolana i kry� twarz w d�oniach � uosobienie n�dzy i rozpaczy.
Inspektor zaci�gn�� si� po raz ostatni papierosem i odrzuci� go na bok. Niedopa�ek zasycza� i zgas� na mokrej drodze.
Kiedy March si� zbli�y�, jeden z policjant�w uni�s� w g�r� rami�.
� Heil Hitler!
M�czyzna zignorowa� pozdrowienie i �lizgaj�c si� po b�ocie, podszed� do brzegu, �eby przyjrze� si� cia�u.
By�y to zw�oki starego t�giego cz�owieka � zimne, pozbawione w�os�w i szokuj�co bia�e. Z daleka przypomina�y na p� zatopiony alabastrowy pos�g. Usmarowane b�otem i zanurzone cz�ciowo w wodzie le�a�y na plecach z rozrzuconymi szeroko ramionami i odchylon� do ty�u g�ow�. Jedno oko by�o zamkni�te, drugie zezowa�o ze smutkiem w stron� zaci�gni�tego chmurami nieba.
� Wasze nazwisko, Unterwachtmeister? � zapyta� cichym g�osem March, nie odrywaj�c oczu od cia�a.
� Ratka, Herr Sturmbannf�hrer.
Obowi�zuj�ca w SS ranga Sturmbannf�hrera odpowiada�a z grubsza stopniowi majora Wehrmachtu. Ratka, mimo �e by� zm�czony jak pies i zmoczony do suchej nitki, odnosi� si� do niego z wielkim szacunkiem. March nie musia� na niego patrze�, �eby wiedzie�, z jakiego rodzaju cz�owiekiem ma do czynienia: trzy podania o przeniesienie do Kripo, wszystkie odrzucone; obowi�zkowa �ona, kt�ra urodzi�a F�hrerowi futbolow� dru�yn� bachor�w; doch�d w wysoko�ci dwustu marek miesi�cznie. �ycie, kt�rego jedynym motorem by�a nadzieja.
� Bardzo dobrze, Ratka � odezwa� si� ponownie cichym g�osem. � O kt�rej godzinie go odkryto?
� Mniej wi�cej godzin� temu, Herr Sturmbannf�hrer. Ko�czy�a si� w�a�nie nasza zmiana, patrolowali�my Nikolassee. Odebrali�my telefon, absolutne pierwsze�stwo. Byli�my tutaj w ci�gu pi�ciu minut.
� Kto go znalaz�?
Unterwachtmeister wskaza� kciukiem za siebie.
M�ody cz�owiek w dresie podni�s� si� z k�ody. Nie m�g� mie� wi�cej ni� osiemna�cie lat. By� ostrzy�ony tak kr�tko, �e przez jasnobr�zowe w�osy prze�witywa�a r�owa sk�ra czaszki. March zauwa�y�, �e ch�opak stara si� nie patrze� na cia�o.
� Wasze nazwisko?
� SS-Sch�tze Hermann Jost, Herr Sturmbannf�hrer. � M�wi� z akcentem sakso�skim; z jego g�osu przebija�o zdenerwowanie, niepewno��, ch�� sprawienia dobrego wra�enia. � Z Akademii imienia Seppa Dietricha przy Schlachtensee. � Inspektor zna� dobrze ten o�rodek: bezduszne betonowe gmachy wzniesione w latach pi��dziesi�tych na po�udnie od Haweli. � Rano prawie zawsze tutaj biegam. By�o jeszcze ciemno. Z pocz�tku my�la�em, �e to �ab�d� � doda� bezradnie.
Ratka prychn�� z pogard�. Kadet SS wystraszy� si� jednego starego trupa. Nic dziwnego, �e tak d�ugo ci�gnie si� wojna na Uralu.
� Czy widzia�e� jeszcze kogo�, Jost? � March przemawia� �agodnym tonem niczym dobry wujek.
� Nikogo, Herr Sturmbannf�hrer. Przy obozowisku, p� kilometra st�d, jest budka telefoniczna. Zadzwoni�em stamt�d, a potem wr�ci�em i czeka�em a� do przyjazdu policji. Na drodze nie by�o �ywej duszy.
March ponownie rzuci� okiem na topielca. By� bardzo gruby. Sto dziesi�� kilo, mo�e wi�cej.
� Wyci�gnijcie go z wody � poleci�, ruszaj�c w stron� drogi. � Czas obudzi� nasze �pi�ce kr�lewny.
Przest�puj�cy z nogi na nog� Ratka wykrzywi� twarz w u�miechu.
Deszcz wzm�g� si� i prawie nie by�o wida� le��cego po drugiej stronie jeziora osiedla K�ad�w. Krople b�bni�y o li�cie drzew i dachy samochod�w. W powietrzu unosi� si� ci�ki, przesycony deszczem zapach rozk�adu � wo� urodzajnej ziemi i gnij�cej ro�linno�ci. W�osy przylepi�y si� Xavierowi do g�owy, za ko�nierz sp�ywa�a mu zimna woda. Wcale tego nie zauwa�a�. Dla niego ka�da sprawa, cho�by najbardziej zwyczajna, mog�a sta� si� pocz�tkiem czego� wielkiego.
Mia� czterdzie�ci dwa lata � by� szczup�ym m�czyzn�, z szar� czupryn� i ch�odnymi szarymi oczyma, nie r�ni�cymi si� kolorem od zachmurzonego nieba. Podczas wojny Ministerstwo Propagandy wymy�li�o dla marynarzy z U-Boot�w stosowne przezwisko � �szare wilki" � i w pewnym sensie pasowa�o ono do Marcha, poniewa� by� nieust�pliwym detektywem. Ale poza tym wcale nie przypomina� wilka � nie lubi� chodzi� razem ze stadem i polega� bardziej na inteligencji ni� na sile mi�ni. Dlatego koledzy nazywali go �lisem".
Wymarzona pogoda dla U-Boot�w.
Otworzy� na o�cie� drzwi bia�ej skody i w twarz uderzy� go podmuch ciep�ego, st�ch�ego powietrza.
� Dzie� dobry, Spiedel! � przywita� si�, potrz�saj�c ko�cistym ramieniem policyjnego fotografa. � Czas na prysznic. � Spiedel obudzi� si� i zmierzy� Marcha ponurym spojrzeniem.
Kiedy ten zbli�y� si� do drugiej skody, okno od strony kierowcy by�o ju� otwarte.
� W porz�dku, March. W porz�dku. � W piskliwym g�osie s�dowego lekarza Kripo, SS-Arzta Augusta Eislera, pobrzmiewa�a ura�ona godno��. � Zachowaj sw�j koszarowy humor dla tych, kt�rzy potrafi� go doceni�.
Podeszli na skraj wody, wszyscy opr�cz doktora Eislera stoj�cego z boku pod staro�wieckim czarnym parasolem, kt�rego nie chcia� nikomu u�yczy�. Spiedel zamontowa� flesz na aparacie i opar� ostro�nie praw� nog� o grud� gliny.
� Cholera! � zakl��, kiedy woda zala�a mu but.
B�ysn�a lampa, utrwalaj�c na chwil� ca�� scen�: bia�e twarze, srebrne nitki deszczu, ciemny las. Z pobliskich trzcin przylecia�a zaciekawiona �ab�dzica i zacz�a zatacza� kr�gi kilka metr�w od nich.
� Broni swojego gniazda � stwierdzi� m�ody esesman.
� Chc� mie� jeszcze jedno zdj�cie st�d � pokaza� March. � I jedno stamt�d.
Fotograf zakl�� ponownie i wyci�gn�� ociekaj�c� nog� z b�ota. Flesz b�ysn�� jeszcze dwukrotnie.
Inspektor pochyli� si� i z�apa� cia�o pod pachy. By�o �liskie i twarde niczym ch�odna guma.
� Pom�cie mi.
Policjanci z Orpo z�apali topielca ka�dy za jedno rami�. St�kaj�c z wysi�ku d�wign�li go wszyscy razem i wyci�gn�li z wody, a potem powlekli z b�otnistego brzegu na wilgotn� traw�. Wyprostowuj�c si� March dostrzeg�, �e Jost bacznie mu si� przypatruje.
Stary m�czyzna mia� na sobie b��kitne k�piel�wki, kt�re zsun�y si� a� do kolan. W lodowatej wodzie genitalia skurczy�y si� i przypomina�y z�o�one w czarnym gnie�dzie bia�e ptasie jaja.
Trup nie mia� lewej nogi.
Spodziewa�em si� tego, pomy�la� Xavier. W taki dzie� nic nie mog�o by� zwyczajne. Mo�e rzeczywi�cie czeka�a go jaka� wielka sprawa.
� Pa�ska opinia, doktorze?
Eisler sapn�� poirytowany, da� ostro�nie krok do przodu i zdj�� z jednej r�ki r�kawiczk�. Noga uci�ta by�a przy podstawie �ydki. Wci�� trzymaj�c nad sob� parasol lekarz pochyli� si� sztywno i przesun�� palcami po kikucie.
� �ruba okr�towa? � zapyta� March. Widzia� cia�a wyci�gane z miejsc, kt�r�dy wiod�y ruchliwe szlaki wodne: z Tegler See i Szprewy w Berlinie, a tak�e z Alsteru w Hamburgu. Wygl�da�y, jakby zn�ca� si� nad nimi rze�nik.
� Nie � odpar� Eisler, cofaj�c r�k�. � Stara amputacja. Nawiasem m�wi�c, do�� fachowo przeprowadzona. � Opar� pi�� o pier� topielca i mocno nacisn��. Z ust i nozdrzy pociek�a b�otnista woda. � Zaawansowane st�enie po�miertne. Nie �yje od jakich� dwunastu godzin. Mo�e troch� kr�cej � doda�, zak�adaj�c z powrotem r�kawiczk�.
Zza drzew dobieg� ich warkot diesla.
� Ambulans � stwierdzi� Ratka. � Zbytnio si� nie �piesz�. March da� znak Spiedelowi.
� Zr�b jeszcze jedno zdj�cie.
Przygl�daj�c si� zw�okom, zapali� papierosa. A potem przysiad� na pi�tach i spojrza� w otwarte oko. Trwa�o to d�u�sz� chwil�. Ponownie b�ysn�� flesz. �ab�dzica poderwa�a si� w g�r� i trzepocz�c skrzyd�ami pofrun�a w poszukiwaniu po�ywienia na �rodek jeziora.
2
Komenda Kripo znajdowa�a si� na drugim ko�cu Berlina, dwadzie�cia pi�� minut drogi od Haweli. Chc�c przes�ucha� Josta March zaoferowa�, �e podrzuci go najpierw do koszar, �eby m�g� si� przebra�, ale ch�opak nie skorzysta� z uprzejmo�ci; chcia� mie� to wszystko jak najszybciej za sob�. Poczekali wi�c tylko, a� cia�o zostanie za�adowane do ambulansu i zabrane do kostnicy, po czym wsiedli do ma�ego czterodrzwiowego volkswagena inspektora i ruszyli na wsch�d przez zat�oczone miasto.
Wstawa� jeden z owych ponurych berli�skich porank�w, kiedy s�ynne tutejsze powietrze nie tyle orze�wia, co zi�bi, k�uj�c twarz i d�onie tysi�cem lodowatych igie�. Na Potsdamer Chaussee woda tryskaj�ca spod k� przeje�d�aj�cych samochod�w przegoni�a przechodni�w pod �ciany budynk�w. Obserwuj�c ich przez zalan� deszczem szyb� March mia� wra�enie, �e znalaz� si� w mie�cie pod��aj�cych po omacku do pracy �lepc�w.
Wszystko wydawa�o si� takie normalne. P�niej to w�a�nie uderza�o go najbardziej. Podobnie jak podczas wypadku na szosie: najpierw wszystko jest w porz�dku, a potem nast�puje ta chwila i �wiat nigdy ju� nie wraca do swej poprzedniej postaci. Bo przecie� nie by�o nic nadzwyczajnego w fakcie, �e wy�owiono czyje� cia�o z Haweli. Zdarza�o si� to dwa razy w miesi�cu � odnajdywano w wodzie pijak�w i zbankrutowanych przedsi�biorc�w, nieostro�ne dzieci i zawiedzionych w mi�o�ci nastolatk�w; ofiary nieszcz�liwych wypadk�w, samob�jstw i morderstw; ludzi zdesperowanych, g�upich i nieszcz�liwych.
Telefon w jego mieszkaniu przy Ansbacher Strasse zadzwoni� pi�tna�cie po sz�stej. Nie obudzi� go. Od d�u�szego czasu le�a� w p�mroku z szeroko otwartymi oczyma, s�uchaj�c deszczu. Od kilku miesi�cy �le spa�.
� March? Z Haweli wy�owiono topielca. � To by� Krause, nocny oficer dy�urny. � B�d� tak dobry i zajmij si� tym. March odpar�, �e nie jest zainteresowany topielcem.
� Twoje zainteresowanie albo jego brak nie ma tutaj najmniejszego znaczenia.
� Nie interesuje mnie topielec � powt�rzy� March � bo nie jestem na s�u�bie. Mia�em dy�ur w zesz�ym tygodniu i jeszcze tydzie� temu. � A tak�e dwa tygodnie temu, m�g� doda�. � Dzisiaj mam wolny dzie�. Zerknij ponownie do swojej listy.
Po drugiej stronie zapad�a cisza.
� Masz szcz�cie, March � odezwa� si� w ko�cu pojednawczo Krause. � Patrzy�em na dy�ury z zesz�ego tygodnia. Mo�esz spa� dalej. Albo � zachichota� � robi� to, co ci przerwa�em.
Podmuch wiatru zab�bni� deszczem o okienn� ram�.
Procedura w wypadku odnalezienia cia�a by�a z g�ry ustalona: na miejsce natychmiast udawali si� lekarz, policyjny fotograf i inspektor. Inspektorzy wysy�ani byli na podstawie listy dy�ur�w uk�adanej na komendzie Kripo przy Werderscher Markt.
� Kto ma dzisiaj dy�ur, je�li wolno spyta�?
� Max Jaeger.
Jaeger. March dzieli� z nim gabinet. Spojrza� na sw�j budzik i pomy�la� o ma�ym domku w Pankow, gdzie Max mieszka� ze swoj� �on� i czterema c�rkami; w tygodniu widywa� si� z rodzin� tylko przy �niadaniu. March tymczasem by� rozwiedziony i �y� samotnie. Popo�udnie mia� sp�dzi� ze swoim synem. Ale najpierw musia� wype�ni� czym� d�ugie puste godziny poranka. Czu� si� tak paskudnie, �e perspektywa rutynowej sprawy wyda�a mu si� zach�caj�ca. Przynajmniej czym� si� zajmie.
� Och, daj mu spok�j � powiedzia�. � I tak ju� nie �pi�. Pojad� tam.
To by�o prawie dwie godziny temu. Zerkn�� w tylne lusterko na swego pasa�era. Jost nie odezwa� si� ani razu, odk�d wsiad� do samochodu. Siedzia� sztywno na tylnym siedzeniu, wpatruj�c si� w szare, mijane przez nich budynki.
Przy Bramie Brandenburskiej policjant na motocyklu da� im sygna�, �eby si� zatrzymali.
�rodkiem Pariser Platz maszerowa�a, rozchlapuj�c ka�u�e, orkiestra SA w zmoczonych br�zowych mundurach. Przez zamkni�te szyby volkswagena dobiega� st�umiony odg�os b�bn�w i tr�bek, wygrywaj�cych stary partyjny marsz. Kilkadziesi�t os�b stoj�cych przed Akademi� Sztuk Pi�knych przypatrywa�o si� paradzie, kul�c ramiona przed deszczem.
O tej porze roku nie spos�b by�o przejecha� przez Berlin, nie natkn�wszy si� na jak�� orkiestr�. Za sze�� dni ca�e Niemcy obchodzi�y urodziny Adolfa Hitlera: obwo�any pa�stwowym �wi�tem F�hrertag. Ulicami mia�y wtedy przedefilowa� wszystkie orkiestry Rzeszy. Wycieraczki samochodu odmierza�y rytm niczym metronom.
� Oto ostateczny dow�d � mrukn�� March, obserwuj�c t�umek � �e marszowa muzyka odbiera Niemcom rozum.
Obr�ci� si� do kadeta, kt�ry niewyra�nie si� u�miechn��.
Wyst�p zako�czy� brz�k cymba��w. Rozleg�y si� s�abe oklaski. Dyrygent odwr�ci� si� i uk�oni�. Za jego plecami esamani wycofywali si� ju�, p� id�c, p� biegn�c, do czekaj�cego autokaru. Gliniarz na motocyklu odczeka�, a� plac opustoszeje, a potem gwizdn�� kr�tko i machn�� odzian� w bia�� r�kawiczk� d�oni�, przepuszczaj�c ich przez Bram�.
Przed nimi ci�gn�a si� Unter den Linden. Aleja straci�a swoje lipy w roku 1936 � wyci�to je w akcie oficjalnego wandalizmu przed Igrzyskami Olimpijskimi w Berlinie. Na ich miejscu Gauleiter miasta, Josef Goebbels, wzni�s� po obu stronach bulwaru dwa d�ugie rz�dy dziesi�ciometrowych kolumn, na szczycie kt�rych stercza�y partyjne or�y z rozpostartymi skrzyd�ami. Z dziob�w i pi�r kapa�a im woda. Jazda przez Unter den Linden przypomina�a w�dr�wk� przez india�ski cmentarz.
March zwolni� przed �wiat�ami i skr�ci� w prawo, we Friedrich Strasse. Dwie minuty p�niej wje�d�ali na parking po�o�ony naprzeciwko komendy Kripo przy Werderscher Markt.
Zamykaj�ce plac od po�udnia sze�ciopi�trowe wilhelmi�skie gmaszysko by�o brzydkie, ci�kie i pokryte smugami sadzy. Od dziesi�ciu lat prawie przez siedem dni w tygodniu March przychodzi� tutaj codziennie do pracy. Jak skar�y�a si� cz�sto jego by�a �ona, czu� si� tu bardziej u siebie ni� we w�asnym domu. W �rodku, za posterunkiem SS i skrzypi�cymi obrotowymi drzwiami wisia�a na �cianie tablica, na kt�rej zaznaczano obowi�zuj�cy aktualnie stopie� alertu antyterrorystycznego. Stopni by�o cztery, ka�dy gro�niejszy od poprzedniego: zielony, niebieski, czarny i czerwony. Tego dnia, jak zwykle, zaznaczony by� alarm czerwony.
Zaraz przy wej�ciu do holu przyjrza�o im si� dok�adnie dw�ch stra�nik�w w szklanej budce. Inspektor pokaza� swoj� legitymacj� i podpisa� przepustk� dla Josta.
Na komendzie panowa� ruch wi�kszy ni� zazwyczaj. Przed F�hrertagiem zawsze by�o trzy razy wi�cej roboty. Wy�o�ony marmurowymi p�ytami hol przemierza�y, g�o�no stukaj�c wysokimi obcasami, objuczone aktami sekretarki. W powietrzu unosi� si� intensywny zapach wilgotnej odzie�y i pasty do pod��g. Pod �cianami sta�y, wymieniaj�c szeptem uwagi na temat r�nych przest�pstw, grupki funkcjonariuszy: ci w zielonych mundurach nale�eli do Orpo, ci w czarnych do Kripo. Nad ich g�owami wpatrywa�y si� w siebie kamiennym wzrokiem umieszczone po przeciwnych stronach holu, obwieszone girlandami dwa popiersia: F�hrera oraz Szefa G��wnego Urz�du Bezpiecze�stwa Rzeszy, Reinharda Heydricha.
March odci�gn�� metalow� krat� i wsiad� razem z kadetem do windy.
Si�y policyjne, kt�re kontrolowa� Heydrich, podzielone by�y na trzy cz�ci. Na samym dole znajdowa�o si� Orpo, normalni gliniarze. Zgarniali z park�w pijaczk�w, patrolowali autostrady, linie kolejowe i lotniska, nak�adali mandaty za przekroczenie szybko�ci, dokonywali aresztowa�, gasili po�ary, odpowiadali na telefony zaniepokojonej ludno�ci i wy�awiali z wody topielc�w.
Na samej g�rze by�o Sipo, s�u�ba bezpiecze�stwa. W sk�ad Sipo wchodzi�o zar�wno Gestapo, jak i wewn�trzna policja partyjna, SD. Siedziba obu instytucji znajdowa�a si� w ponurym kompleksie gmach�w przy Prinz-Albrecht Strasse, kilometr na po�udniowy zach�d od Werderscher Markt. Sipo zajmowa�o si� terroryzmem, dzia�alno�ci� wywrotow�, kontrwywiadem i �zbrodniami przeciwko pa�stwu". Mia�o w�asne wtyczki w ka�dej fabryce, szkole, szpitalu i kantynie; w ka�dym miasteczku, w ka�dej wsi i na ka�dej ulicy. Cia�o odnalezione w jeziorze mog�o zainteresowa� Sipo, wy��cznie je�li nale�a�o do terrorysty lub zdrajcy.
Gdzie� mi�dzy tymi dwoma instytucjami, zahaczaj�c o nie obydwie, lokowa�o si� Kripo � Departament V G��wnego Urz�du Bezpiecze�stwa Rzeszy. Policja kryminalna zajmowa�a si� pospolit� przest�pczo�ci� � poczynaj�c od w�ama� i napad�w na bank, a� po gwa�ty, mieszane ma��e�stwa i morderstwa. Topielec wy�owiony z jeziora � ustalenie jego to�samo�ci i sposobu, w jaki si� tam znalaz� � to by�a w�a�nie sprawa dla Kripo.
Winda zatrzyma�a si� na drugim pi�trze. Wyszli na korytarz, kt�rego o�wietlenie przypomina�o akwarium. Zielone linoleum i pomalowane na ten sam kolor �ciany l�ni�y w s�abym �wietle jarzeni�wek. W powietrzu unosi� si� ten sam co w holu zapach pasty do pod��g, tyle �e tutaj wzbogacony by� dobiegaj�c� z ubikacji woni� �rodk�w dezynfekcyjnych i starym papierosowym dymem. Za drzwiami z matowego szk�a mie�ci�o si� dwadzie�cia klitek, w kt�rych pracowali inspektorzy. Niekt�re by�y uchylone. Kto� stuka� jednym palcem w maszyn�, gdzie indziej dzwoni� nie odbierany telefon.
� Oto centralny o�rodek nerwowy prowadzonej dzie� i noc batalii z przeciwnikami Narodowego Socjalizmu � stwierdzi� March, cytuj�c tytu� partyjnej gazety, �V�lkischer Beobachter". � �artowa�em � doda�, widz�c, �e Jost nadal gapi si� przed siebie pustym wzrokiem.
� S�ucham?
� Niewa�ne.
Pchn�� drzwi i zapali� �wiat�o. Jego gabinet by� niewiele wi�kszy od s�u�b�wki; ma�a cela z pojedynczym oknem wychodz�cym na podw�rko z poczernia�ej ceg�y. Jedna �ciana zabudowana by�a p�kami; sta�y na nich rozsypuj�ce si�, oprawne w sk�r� zbiory ustaw i dekret�w, a tak�e podr�cznik kryminologii, s�ownik, atlas, spis berli�skich ulic, ksi��ki telefoniczne oraz skoroszyty, na grzbietach kt�rych widnia�y nalepki z nazwiskami � �Braune", �Hundt", �Stark", �Zadek" � biurokratyczne kamienie milowe, kt�re uwiecznia�y przy okazji to�samo�� dawno zapomnianych ofiar. Przy drugiej �cianie ustawiono cztery szafki. Na jednej z nich sta� storczyk, umieszczony tam przed dwoma laty przez niem�od� ju� sekretark� u szczytu jej nie wyznanego nigdy i nie odwzajemnionego uczucia do Xaviera Marcha. Storczyk by� od dawna martwy. Na tym ko�czy�o si� ca�e umeblowanie, je�li nie liczy� dw�ch zsuni�tych przy samym oknie biurek. Jedno z nich nale�a�o do Marcha, drugie do Maxa Jaegera.
Inspektor powiesi� p�aszcz na wieszaku obok drzwi. Unika�, jak m�g�, noszenia munduru. Tego ranka wykorzysta� ulew� jako pretekst, �eby za�o�y� szare spodnie i gruby niebieski sweter. Pchn�� w stron� ch�opaka krzes�o Jaegera.
� Siadaj. Kawy?
� Poprosz�.
Automat sta� na korytarzu. Z wydzia�u VB3, zajmuj�cego si� przest�pstwami seksualnymi, dobiega� g�os przechwalaj�cego si� swoim najnowszym sukcesem Sturmbannf�hrera Fiebesa.
� Mamy tutaj fotografie. Potrafisz w to uwierzy�? Popatrz tylko na to. Zrobi�a to jej pokoj�wka. Sp�jrz, wida� tutaj ka�dy w�osek. Ta dziewczyna powinna zosta� zawodowym fotografem.
Co to za sprawa? March r�bn�� w bok automat, kt�ry wyrzuci� z siebie plastikow� fili�ank�. Pewnie jaka� �ona oficera i Polak, przys�any z Generalnej Guberni do pracy w ogrodzie. Najcz�ciej by� to w�a�nie Polak, marzycielski, sentymentalny Polak, uwodz�cy pani� domu, kt�rej m�� walczy� na froncie. Z tego, co s�ysza�, sfotografowani zostali in flagranti przez zazdrosn� pokoj�wk�. Dziewczyna nale��ca do Bund deutscher M�del chcia�a si� koniecznie przypodoba� w�adzom. Zgodnie z uchwalon� w roku 1935 Ustaw� o Czysto�ci Rasy oboje pope�nili przest�pstwo seksualne.
Xavier waln�� ponownie automat.
Odb�dzie si� prawdopodobnie posiedzenie S�du Ludowego, kt�re nast�pnie zrelacjonuje ze wszystkimi spro�nymi szczeg�ami �Der St�rmer". Wyrok niech stanie si� ostrze�eniem dla innych. Dwa lata w Ravensbr�ck dla �ony. Degradacja m�a. Dwadzie�cia pi�� lat dla Polaka, je�li b�dzie mia� szcz�cie; je�li nie, kara �mierci.
� Kurwa!
Drugi m�ski g�os mrukn�� co� i oble�ny, zbli�aj�cy si� do sze��dziesi�tki Fiebes wybuchn�� gromkim �miechem. Jego w�asna �ona uciek�a przed dziesi�ciu laty z instruktorem narciarskim SS. March, trzymaj�c w obu r�kach fili�anki z czarn� kaw�, wycofa� si� do swojej klitki i jak m�g� najg�o�niej, zatrzasn�� nog� drzwi.
Reichskriminalpolizei Werderscher Markt 5/6
Berlin
ZEZNANIE �WIADKA
Nazywam si� Hermann Friedrich Jost. Urodzi�em si� 23.02.45 w Dre�nie. Jestem kadetem Akademii imienia Seppa Dietricha w Berlinie. Dzisiaj rano o godzinie 05.30 opu�ci�em koszary, �eby jak co dzie� trenowa� bieganie. Wol� biega� sam. Moja trasa wiedzie na og� na zach�d przez las Grunewald a� do Haweli, a stamt�d brzegiem jeziora na p�noc do restauracji Lindwerder i z powrotem na po�udnie do koszar przy Schlachtensee. W odleg�o�ci trzystu metr�w od grobli Schwanenwerder zobaczy�em przy samym brzegu zanurzony w jeziorze obiekt. Stwierdziwszy, �e jest to cia�o m�czyzny, pobieg�em prowadz�c� wzd�u� brzegu jeziora �cie�k� do znajduj�cego si� w odleg�o�ci p� kilometra telefonu i zawiadomi�em policj�. Nast�pnie wr�ci�em do zw�ok i czeka�em na przyjazd funkcjonariuszy. Przez ca�y czas pada� ulewny deszcz i nikogo nie widzia�em.
Sk�adam to o�wiadczenie z w�asnej nieprzymuszonej woli w obecno�ci inspektora Kripo Xaviera Marcha.
SS-Sch�tze H. F. Jost
08.24/14.04.64
March odchyli� si� na krze�le i obserwowa� podpisuj�cego zeznanie ch�opaka. Mia� mi�kkie rysy, r�ow� jak niemowl� twarz, kilka krost wok� ust i ledwo widoczny jasny meszek na g�rnej wardze. Zdaniem Marcha nie zacz�� si� jeszcze goli�.
� Dlaczego biegasz samotnie?
Jost odda� mu swoje zeznanie.
� Mam wtedy szans� porozmy�la�. Dobrze jest poby� cho� raz w ci�gu dnia samemu. W koszarach na og� nie jest to mo�liwe.
� Jak d�ugo jeste� kadetem?
� Trzy miesi�ce.
� Jak ci si� podoba w Akademii?
� Podoba?! � Ch�opak spojrza� w stron� okna. � Wezwanie nadesz�o, kiedy rozpocz��em studia na uniwersytecie w Getyndze. Powiedzmy, �e nie by� to najszcz�liwszy dzie� w moim �yciu.
� Co studiowa�e�?
� Literatur�.
� Niemieck�?
� A czy jest jaka� inna? � odpar�, u�miechaj�c si� niewyra�nie. � Mam nadziej�, �e po ods�u�eniu trzech lat puszcz� mnie z powrotem na uniwersytet. Chc� by� nauczycielem albo pisarzem, nie �o�nierzem.
March przebieg� oczyma zeznanie.
� Je�li jeste� takim pacyfist�, dlaczego w og�le wst�pi�e� do SS? � zapyta�, domy�laj�c si� odpowiedzi.
� Przez ojca. By� cz�onkiem za�o�ycielem Leibstandarte Adolf Hitler. Wie pan, jak to jest; jestem jego jedynym synem. To by�o jego najgor�tsze pragnienie.
� Musi ci by� ci�ko. Jost wzruszy� ramionami.
� Jako� prze�yj�. Dowiedzia�em si� poza tym, oczywi�cie nieoficjalnie, �e nie b�d� musia� i�� na front. W szkole oficerskiej w Bad Tolz potrzebuj� asystenta, kt�ry poprowadzi�by kurs na temat zdegenerowanej literatury ameryka�skiej. To dziedzina, na kt�rej znam si� ca�kiem nie�le: degeneracja. � Ch�opak zaryzykowa� kolejny u�miech. � By� mo�e zostan� na tym polu prawdziwym ekspertem.
March roze�mia� si� i ponownie rzuci� okiem na zeznanie. Co� si� tutaj nie zgadza�o i teraz odkry� co.
� Na pewno zostaniesz � powiedzia�, odk�adaj�c na bok kartk� i wstaj�c z krzes�a. � Mam nadziej�, �e poprowadzisz ten kurs.
� Mog� ju� i��?
� Oczywi�cie.
Jost podni�s� si� z wyrazem ulgi na twarzy. March po�o�y� d�o� na klamce.
� Jeszcze tylko jeden drobiazg � powiedzia�. Odwr�ci� si� i spojrza� prosto w oczy kadetowi. � Dlaczego mnie ok�amujesz? Jost odchyli� g�ow� do ty�u.
� Co...?
� Powiedzia�e�, �e wyszed�e� z koszar o pi�tej trzydzie�ci. Zadzwoni�e� na policj� pi�� po sz�stej. Schwanenwerder jest trzy kilometry od koszar. Jeste� wysportowany; biegasz codziennie. Nigdzie si� nie w��czy�e�: pada� ulewny deszcz. Je�li nagle nie okula�e�, musia�e� zjawi� si� przy jeziorze grubo przed sz�st�. Mamy wi�c jakie� dwadzie�cia minut, z kt�rych nie zda�e� relacji. Dwadzie�cia na trzydzie�ci pi��. Co wtedy robi�e�, Jost?
Ch�opak sprawia� wra�enie wstrz��ni�tego.
� Mo�e wyszed�em z koszar p�niej. Albo zrobi�em najpierw kilka okr��e� na boisku...
� Mo�e, mo�e... � March pokiwa� ze smutkiem g�ow�. � Wszystko to mo�na sprawdzi� i ostrzegam ci�: znajdziesz si� w powa�nych tarapatach, je�li to ja b�d� musia� odkry� prawd� i opowiedzie� ci j�, a nie odwrotnie. Jeste� homoseksualist�, tak?
� Herr Sturmbannf�hrer! Na lito�� bosk�... March po�o�y� mu r�ce na ramionach.
� Nie obchodzi mnie to. By� mo�e biegasz codziennie sam, �eby sp�dzi� w Grunewaldzie dwadzie�cia minut z jakim� facetem. To twoja sprawa. W moim kodeksie to nie jest zbrodnia. Mnie interesuje tylko topielec. Widzia�e� co�? Co naprawd� robi�e�?
Jost potrz�sn�� g�ow�.
� Nic, przysi�gam. � W jego jasnych, szeroko otwartych oczach gromadzi�y si� �zy.
� Doskonale � powiedzia� puszczaj�c go March. � Zaczekaj na dole. Za�atwi� jaki� transport. Odwioz� ci� z powrotem do Schlachtensee. � Otworzy� drzwi. � Pami�taj, co ci powiedzia�em: lepiej, �eby� wyjawi� mi prawd� ju� teraz, ni� �ebym musia� szuka� jej na w�asn� r�k� p�niej.
Jost zawaha� si� i przez moment Xavier my�la�, �e p�knie, ale sekund� p�niej za ch�opakiem zamkn�y si� drzwi.
March zadzwoni� do podziemnego gara�u i zam�wi� samoch�d, a potem od�o�y� s�uchawk� i przez chwil� gapi� si� przez brudne okno na s�siedni budynek. Po czarnych b�yszcz�cych ceg�ach la�a si� woda z wy�szych pi�ter. Czy nie by� zbyt ostry wobec tego ch�opca? Mo�liwe. Ale czasami prawdy mo�na si� dowiedzie� tylko atakuj�c z zasadzki, podczas niespodziewanego natarcia. Czy Jost k�ama�? Z ca�� pewno�ci�. Ale je�li by� rzeczywi�cie pederast�, trudno by�o oczekiwa�, �eby si� do tego przyzna�: delikwenci przy�apani na post�powaniu �sprzecznym ze zbiorow� moralno�ci�" w�drowali prosto do oboz�w pracy. Aresztowanych za homoseksualizm esesman�w wysy�ano do karnych batalion�w na froncie wschodnim; wracali stamt�d nieliczni.
W minionym roku March widywa� wielu ludzi podobnych do Josta. Z ka�dym dniem by�o ich coraz wi�cej. Buntuj�cych si� przeciwko rodzicom. Kwestionuj�cych obowi�zki wobec pa�stwa. S�uchaj�cych ameryka�skich radiostacji. Wymieniaj�cych mi�dzy sob� niewyra�nie odbite kopie zakazanych ksi��ek: G�ntera Grassa i Grahama Greene'a, George'a Orwella i J. D. Salingera. Najcz�ciej protestowali przeciwko wojnie � nie maj�cej ko�ca wojnie z popieran� przez Amerykan�w sowieck� partyzantk�, kt�ra od dwudziestu lat dzia�a�a na wsch�d od Uralu.
Nagle zrobi�o mu si� wstyd, �e potraktowa� Josta tak ostro. Zastanawia� si� nawet, czy nie zej�� na d� i go nie przeprosi�. Ale potem jak zawsze doszed� do wniosku, �e przede wszystkim powinien spe�ni� obowi�zek wobec zmar�ego. Pokut� za porann� agresywno�� b�dzie odnalezienie nazwiska topielca.
Centrum operacyjne berli�skiej komendy Kriminalpolizei zajmowa�o wi�ksz� cz�� trzeciego pi�tra gmachu przy Werderscher Markt. March wbieg� na g�r�, pokonuj�c po dwa stopnie naraz. Stoj�cy przed wej�ciem, uzbrojony w pistolet maszynowy wartownik za��da� od niego przepustki. Drzwi otworzy�y si� ze zgrzytem elektronicznych rygli.
G�rn� po�ow� przeciwleg�ej �ciany zajmowa�a �wietlna mapa Berlina. Galaktyka po�yskuj�cych pomara�czowo w p�mroku gwiazd oznacza�a miejsca, w kt�rych mie�ci�y si� sto dwadzie�cia dwa sto�eczne komisariaty. Po lewej stronie wisia�a druga, jeszcze wi�ksza mapa przedstawiaj�ca ca�� Rzesz�. Czerwone �wiate�ka symbolizowa�y miasta, w kt�rych mie�ci�y si� samodzielne oddzia�y Kripo. �rodek Europy ja�nia� purpur�. Dalej na wsch�d �wiate�ek by�o coraz mniej, a za Moskw� jarzy�o si� tylko kilka izolowanych iskier. Mruga�y w ciemno�ci niczym obozowe ognie. Ca�o�� przypomina�a planetarium zbrodni.
Krause, oficer dy�urny Berlin Gau, siedzia� na podwy�szeniu pod mapami. Rozmawia� w�a�nie przez telefon i na widok zbli�aj�cego si� Marcha podni�s� na powitanie r�k�. W stoj�cych przed nim szklanych kabinach siedzia�o dwana�cie kobiet w bia�ych bluzkach, ka�da z za�o�onymi na g�owie s�uchawkami, do kt�rych do��czony by� mikrofon. Czego one si� nie nas�ucha�y!
Sier�ant dywizji pancernej wraca do domu z frontu wschodniego. Po rodzinnej kolacji wyci�ga pistolet i zabija swoj� �on�, a potem po kolei tr�jk� dzieci. Na koniec strzela w �eb sobie samemu, ochlapuj�c m�zgiem ca�y sufit. Rozhisteryzowany s�siad wzywa gliniarzy. Wiadomo�� dociera najpierw tutaj � zostaje skontrolowana, oceniona i zredukowana � a potem dopiero przesy�a si� j� na d�, do klitek wy�o�onych zielonym pop�kanym linoleum i przesi�kni�tych starym papierosowym dymem.
Za plecami oficera dy�urnego, ubrana po cywilnemu, skwaszona sekretarka nanosi�a dane na tablic�, na kt�rej odnotowywano wydarzenia ubieg�ej nocy. Tablica podzielona by�a na cztery kolumny: przest�pstwa powa�ne, przest�pstwa z u�yciem przemocy, wykroczenia i nieszcz�liwe wypadki. Ka�da kategoria r�wnie� zawiera�a cztery rubryki: czas zg�oszenia, �r�d�o informacji, szczeg�y raportu i powzi�te dzia�ania. Przeci�tn� noc w najwi�kszym, licz�cym dziesi�� milion�w mieszka�c�w mie�cie �wiata zredukowano tu do niewyra�nych hieroglif�w na kilku metrach kwadratowych bia�ego plastiku.
Od godziny dwudziestej drugiej poprzedniego dnia odnotowano osiemna�cie wypadk�w �miertelnych. Najwi�cej ofiar poch�on�a kraksa samochodowa w Pankow � oznaczona jako 1H2D4K � w kt�rej zgin�a tr�jka doros�ych i czworo dzieci. Nie podj�to �adnych dzia�a� � ta sprawa pozostawa�a w gestii Orpo. By� jeszcze po�ar domu w Kreuzbergu, w kt�rym ponios�a �mier� ca�a rodzina; b�jka na no�e przed barem w Wedding, kobieta pobita na �mier� w Spandau. Ostatni na li�cie widnia� zapis sprawy, kt�r� zajmowa� si� wczesnym rankiem March: 06.07 [O] (co oznacza�o, �e zg�oszenie nadesz�o za po�rednictwem Orpo) lH Hawela/March. Sekretarka da�a krok do ty�u i na�o�y�a g�o�no nasadk� na pisak.
Krause sko�czy� rozmawia� przez telefon i zrobi� min�, jakby mia� si� zamiar broni�.
� Ju� ci� przeprosi�em, March.
� Zapomnij o tym. Potrzebna mi jest lista zaginionych. Obszar Wielkiego Berlina. Powiedzmy ostatnie czterdzie�ci godzin.
� �aden problem. � Krause odetchn�� z ulg� i obr�ci� si� na krze�le do skwaszonej kobiety. � S�ysza�a�, co powiedzia� pan inspektor, Helgo. Sprawd� wszystko, co przysz�o a� do teraz. � Odkr�ci� si� z powrotem do Xaviera, z czerwonymi od niewyspania oczyma. � Powinienem sko�czy� dy�ur godzin� temu. Ale wiesz, jak to jest, kiedy co� si� dzieje.
March spojrza� na map� Berlina. Wi�ksz� cz�� zajmowa�a szara paj�czyna ulic. Ale po lewej stronie ja�nia�y dwie kolorowe plamy: zielony Grunewald i biegn�ca tu� obok b��kitna wst�ga Haweli. Blisko brzegu wida� by�o skurczon� niczym p��d niewielk� wysp�, po��czon� z l�dem cienk� p�powin� grobli.
Schwanenwerder.
� Czy Goebbels wci�� ma tam sw�j dom?
Krause kiwn�� g�ow�.
� I ca�a reszta.
By� to jeden z najbardziej ekskluzywnych adres�w w Berlinie, praktycznie rzecz bior�c osiedle rz�dowe. Kilkadziesi�t du�ych willi niewidocznych od strony drogi. Wartownik przy wje�dzie na grobl�. Wymarzone miejsce dla tych, kt�rym zale�y na intymno�ci i bezpiecze�stwie, a przy okazji chc� mie� pod bokiem las i w�asn� prywatn� przysta�. Miejsce, w kt�rym zdecydowanie nie powinno si� wy�awia� topielca. Cia�o zosta�o wyrzucone na brzeg nie dalej jak trzysta metr�w od grobli.
� Miejscowi gliniarze z Orpo nazywaj� Schwanenwerder �ba�antarni�" � doda� Krause.
Xavier u�miechn�� si�: �z�otymi ba�antami" nazywa�a ulica wysokich dygnitarzy partyjnych.
� Nie wolno pozwoli�, �eby brud le�a� zbyt d�ugo przed takim progiem. Wr�ci�a Helga.
� Oto osoby zaginione od niedzieli rano � oznajmi�a. � I dotychczas nie odnalezione.
Wr�czy�a d�ugi rulon wystukanych na maszynie nazwisk Krausemu, kt�ry rzuci� na� okiem i przekaza� Marchowi.
� B�dziesz mia� z tym kup� roboty. � Z jakiego� powodu uzna� to za zabawne. � Powiniene� da� to temu twojemu grubemu kumplowi, Jaegerowi. To on przecie� mia� si� zaj�� ca�� spraw�, pami�tasz?
� Dzi�kuj�. Zrobi� przynajmniej co� na pocz�tek. Krause potrz�sn�� g�ow�.
� Bierzesz dwa razy tyle godzin co inni. Nie daj� ci �adnych awans�w. Zarabiasz grosze. Jeste� nienormalny, czy co?
March zwin�� rulon ze spisem zaginionych. Pochyli� si� do przodu i poklepa� nim lekko Krausego po piersi.
� Zapominacie si�, towarzyszu � powiedzia�. � Wiecie, jakie has�o wisi nad bram� oboz�w pracy? Arbeit macht frei.
Odwr�ci� si� i przecisn�� z powrotem mi�dzy rz�dami telefonistek.
� I to mia� by� �art? Widzisz chyba, o co mi chodzi? � us�ysza� za sob� g�os zwracaj�cego si� do sekretarki Krausego.
Kiedy March wr�ci� do gabinetu, Max Jaeger wiesza� w�a�nie w k�cie sw�j p�aszcz.
� Zavi! � zawo�a�, otwieraj�c szeroko ramiona. � Dosta�em w�a�nie wiadomo�� z Centrum Operacyjnego. Naprawd� brak mi s��w!
Mia� na sobie mundur Sturmbannf�hrera. Na czarnej kurtce wci�� widnia�y �lady �niadania.
� Zawsze mia�em mi�kkie serce � odpar� March. � A poza tym zbytnio si� nie podniecaj. Przy zw�okach nie ma nic, co pozwoli�oby je zidentyfikowa�, a od niedzieli rano zagin�o w Berlinie sto os�b. Par� godzin zajmie samo przejrzenie listy. A ja obieca�em, �e to popo�udnie sp�dz� razem z moim ch�opakiem. Zostawiam ci wszystko na g�owie.
Zapali� papierosa i przeszed� do szczeg��w: opisa� miejsce zdarzenia, wspomnia� o amputowanej nodze topielca, napomkn�� o podejrzeniach w stosunku do Josta. Jaeger s�ucha�, pochrz�kuj�c od czasu do czasu.
By� zwalistym, maj�cym prawie dwa metry niechlujnym m�czyzn�, o niezgrabnych stopach i d�oniach. Mia� pi��dziesi�t lat, o dziesi�� wi�cej od Xaviera, ale dzielili ten gabinet od 1959 roku i czasami pracowali jako partnerzy. Lis i Nied�wied�, �artowali za ich plecami koledzy z Werderscher Markt. Przypominali stare ma��e�stwo � mimo cz�stych k��tni jeden zawsze chroni� drugiego.
� To jest lista zaginionych. � March usiad� przy swoim biurku i rozwin�� rulon: nazwiska, daty urodzenia, czas zagini�cia, adresy informator�w. Max zajrza� mu przez rami�. Pali� grube kr�tkie cygara i ich zapachem przesi�k� ca�y jego mundur. � Wed�ug naszego poczciwego doktora Eislera �mier� nast�pi�a prawdopodobnie po godzinie sz�stej wczoraj wieczorem, istnieje zatem mo�liwo��, �e nikt nie zauwa�y� znikni�cia naszego delikwenta a� do godziny si�dmej albo �smej dzi� rano. Mo�e jeszcze na niego czekaj�. Ca�kiem prawdopodobne wi�c, �e w og�le nie znajdziemy go na tej li�cie. Ale musimy wzi�� pod uwag� tak�e dwie inne ewentualno�ci, prawda? Po pierwsze, �e zagin�� jaki� czas przed �mierci�. Po drugie, �e Eisler b��dnie poda� czas zgonu. Nie mo�na tego wykluczy�, bior�c pod uwag� nasze dotychczasowe smutne do�wiadczenia.
� Ten facet nie nadaje si� nawet na weterynarza � stwierdzi� Jaeger.
Xavier dokona� szybkich oblicze�.
� Sto dwa nazwiska. Wiek naszego topielca okre�li�bym na jakie� sze��dziesi�t lat.
� Dla bezpiecze�stwa powiedzmy pi��dziesi�t. Nikt nie wygl�da najlepiej po dwunastu godzinach sp�dzonych w wodzie.
� To prawda. Wykluczamy zatem wszystkich, kt�rzy urodzili si� po roku 1914. Trudno sobie wyobrazi� �atwiejsz� identyfikacj�: czy dziadek nie mia� przypadkiem uci�tej nogi? � March z�o�y� rulon na p�l, rozdar� go na dwie cz�ci i wr�czy� jedn� z nich Jaegerowi. � Jakie s� najbli�sze posterunki Orpo?
� W Nikolassee � odpar� Max. � W Wannsee. W K�adow. W Gatow. I w Pichelsdorfie, cho� mo�e to zbyt daleko na p�noc.
Przez nast�pne p� godziny Xavier obdzwania� po kolei wszystkie posterunki, w��cznie z Pichelsdorfem, pytaj�c, czy nie odnaleziono jakiego� ubrania i czy jaki� lokalny w��cz�ga nie odpowiada rysopisowi topielca. Bez rezultatu. Potem zaj�� si� swoj� po�ow� listy. Do jedenastej trzydzie�ci sprawdzi� wszystkie nazwiska. Wsta� i przeci�gn�� si�.
� Prawdziwy anonim.
Jaeger sko�czy� telefonowa� dziesi�� minut wcze�niej i wygl�da� przez okno, pal�c cygaro.
� Popularny facet, nie? W por�wnaniu z nim nawet ty wydajesz si� szeroko znany. � Wyj�� z ust cygaro i zebra� z j�zyka kilka lu�nych paproch�w tytoniu. � Sprawdz�, czy w Centrum Operacyjnym nie maj� jakich� nowych nazwisk. Zostaw to mnie. Przyjemnego popo�udnia z Pilim.
W brzydkim ko�ciele naprzeciwko siedziby Kripo w�a�nie sko�czy�o si� ostatnie poranne nabo�e�stwo. Stoj�cy po drugiej stronie ulicy March obserwowa� zamykaj�cego drzwi ksi�dza. Religia nie by�a w Niemczech zbyt dobrze widziana. Ilu wiernych, zastanawia� si�, mia�o odwag� uczestniczy� w nabo�e�stwie, nie zwa�aj�c na kr�c�cych si� wok� agent�w Gestapo. P� tuzina? Ksi�dz ubrany by� w zniszczony, zarzucony na sutann� p�aszcz. Wsun�� ci�ki �elazny klucz do kieszeni i odwr�ci� si�. Kiedy zobaczy� przygl�daj�cego mu si� Sturmbannf�hrera, spu�ci� oczy i zacz�� si� natychmiast szybko oddala�, jak kto� z�apany na nielegalnej transakcji. March zapi�� guziki trencza i pod��y� w �lad za nim szar� berli�sk� ulic�.
3
� Budow� �uku Triumfalnego rozpocz�to w roku 1946 i zgodnie z planem uko�czono w 1950, w Dniu Odrodzenia Narodowego. Projekt oparty jest na oryginalnym pomy�le F�hrera i jego rysunkach wykonanych w Latach Walki.
Pasa�erowie wycieczkowego autobusu � przynajmniej ci, kt�rzy rozumieli po niemiecku � trawili w milczeniu s�owa przewodniczki. Niekt�rzy podnosili si� z miejsc albo wychylali na �rodek, �eby lepiej widzie�. Siedz�cy w po�owie autobusu Xavier March posadzi� sobie syna na kolanach. Przewodniczka, niezbyt m�oda kobieta w ciemnozielonym uniformie Ministerstwa Turystyki, sta�a z przodu na rozstawionych szeroko nogach, obr�cona ty�em do przedniej szyby. Jej przekazywany przez mikrofon g�os by� ochryp�y z przezi�bienia.
� �uk wzniesiony jest z granitu i ma kubatur� dw�ch milion�w trzystu sze��dziesi�ciu pi�ciu tysi�cy sze�ciuset osiemdziesi�ciu pi�ciu metr�w sze�ciennych. � Kobieta kichn�a. � Paryski Arc de Triomph zmie�ci�by si� w nim czterdzie�ci dziewi�� razy.
Przez kr�tk� chwil� �uk zamajaczy� przed nimi. A potem nagle znale�li si� w �rodku � w olbrzymim, wykutym z kamienia tunelu, d�u�szym ni� boisko do pi�ki no�nej i wy�szym od pi�tnastopi�trowego budynku. Wysoko nad nimi wisia�o mroczne niczym w katedrze sklepienie. W p�mroku ta�czy�y tylne i przednie �wiat�a jad�cych o�mioma pasmami ruchu samochod�w.
� �uk ma wysoko�� stu osiemnastu, szeroko�� stu sze��dziesi�ciu o�miu i d�ugo�� stu dziewi�tnastu metr�w. Na jego wewn�trznych �cianach wyryte s� nazwiska trzech milion�w �o�nierzy, kt�rzy polegli w obronie ojczyzny w wojnach 1914�1918 i 1939�1946.
Ponownie kichn�a. Pasa�erowie pos�usznie wyci�gn�li szyje, �eby przyjrze� si� li�cie poleg�ych. Towarzystwo by�o mieszane. Grupa obwieszonych aparatami Japo�czyk�w; ameryka�skie ma��e�stwo z ma�� dziewczynk� w wieku Pilego; kilku niemieckich osadnik�w z Ostlandu i Ukrainy, kt�rzy przyjechali do Berlina na F�hrertag.
March nie patrzy� na list� poleg�ych. Gdzie� tam widnia�y nazwiska jego ojca i obu dziadk�w. Nie spuszcza� przewodniczki z oczu. Kiedy by�a przekonana, �e nikt na ni� nie patrzy, wytar�a ukradkiem nos w r�kaw. Autobus wjecha� z powrotem w m�awk�.
� Spod �uku wje�d�amy w centraln� cz�� alei Zwyci�stwa. Aleja zosta�a zaprojektowana przez ministra Rzeszy, Alberta Speera, i uko�czono j� w roku 1957. Ma sto dwadzie�cia trzy metry szeroko�ci i pi�� kilometr�w sze��set metr�w d�ugo�ci. Jest szersza i dwa i p� ra�� d�u�sza od Champs �lys�es w Pary�u.
Wy�sze, d�u�sze, wi�ksze, szersze, bardziej kosztowne. Chocia� wygrali�my wojn�, pomy�la� Xavier, nie mo�emy si� nadal wyzby� kompleksu ni�szo�ci. Nic nie jest dobre samo w sobie. Wszystko musi by� por�wnane z tym, co maj� cudzoziemcy.
� Rozci�gaj�cy si� z tego miejsca widok na p�noc uwa�any jest za jeden z cud�w �wiata.
� Jeden z cud�w �wiata � powt�rzy� szeptem Pili.
I rzeczywi�cie widok by� wspania�y, nawet w dzie� taki jak ten. Zat�oczon� alej� oskrzydla�y szk�o i granit wzniesionych przez Speera nowych gmach�w: ministerstw, biur, dom�w towarowych, kin i blok�w mieszkalnych. Na samym ko�cu rzeki �wiate� sta�, wynurzaj�c si� z mg�y niczym szary pancernik, Wielki Pa�ac Rzeszy, z kopu�� do po�owy skryt� w sun�cych nisko chmurach.
Od strony osadnik�w dosz�y go pomruki podziwu.
� Jest wielki jak g�ra � stwierdzi�a kobieta siedz�ca za Marchem. Towarzyszy� jej m�� i czw�rka ch�opc�w. Planowali prawdopodobnie t� wycieczk� przez ca�� zim�. Broszura Ministerstwa Turystyki i marzenie o kwietniu sp�dzonym w Berlinie: pociecha, kt�ra podtrzymywa�a ich na duchu przez d�ugie bezksi�ycowe noce gdzie� w zasypanej �niegiem g�uszy pod Mi�skiem albo pod Kijowem, tysi�c kilometr�w od domu. Jak tu dotarli? By� mo�e ze zbiorow� wycieczk� organizowan� przez Kraft durch Freude*: dwie godziny odrzutowym junkersem z mi�dzyl�dowaniem w Warszawie. Albo rodzinnym volkswagenem, telepi�c si� przez trzy dni autostrad� Berlin�Moskwa.
Pili wy�lizgn�� si� z obj�� ojca i ruszy� niepewnym krokiem do przodu. March �cisn�� kciukiem i palcem wskazuj�cym grzbiet nosa; nerwowy tik, kt�rego nabawi� si� � kiedy? � chyba na �odzi podwodnej, kiedy �ruby brytyjskich niszczycieli kr�ci�y si� tak blisko, �e dygota� ca�y kad�ub i nigdy nie wiedzia�o si�, czy nast�pna bomba g��binowa nie b�dzie t� ostatni�. W roku 1948 odszed� z marynarki z podejrzeniem gru�licy i ca�y rok sp�dzi� w klinice. Potem, z braku lepszego zaj�cia, wst�pi� w stopniu porucznika do Marine-K�stenpolizei, Stra�y Przybrze�nej w Wilhelmshaven. W tym samym roku o�eni� si� z Klar� Eckart, piel�gniark�, kt�r� pozna� w klinice. W roku 1952 wst�pi� do hamburskiego Kripo. W roku 1954, kiedy Klara by�a w ci��y, a ma��e�stwo ju� si� rozpada�o, przeniesiono go do Berlina. Paul � Pili � urodzi� si� dok�adnie przed dziesi�cioma laty i jednym miesi�cem.
Gdzie pope�nili b��d? Nie wini� Klary. Ona si� nie zmieni�a. Zawsze by�a siln� kobiet�, pragn�c� w �yciu paru prostych rzeczy: domu, rodziny, przyjaci�, akceptacji. Zmieni� si� on, Xavier. Po dziesi�ciu latach s�u�by w marynarce i dwunastu miesi�cach niemal totalnej izolacji zszed� na l�d, kt�rego prawie nie poznawa�. Chodz�c do pracy, ogl�daj�c telewizj�, popijaj�c z przyjaci�mi piwo, nawet � niech B�g mu wybaczy � �pi�c obok w�asnej �ony, wyobra�a� sobie cz�sto, �e wci�� jest na pok�adzie U-Boota: p�ynie pod powierzchni� codziennego �ycia, samotny i czujny.
O dwunastej odebra� Pilego z domu Klary � bungalowu stoj�cego w ponurym powojennym osiedlu mieszkaniowym Lichtenrade, na po�udniowych obrze�ach miasta. Zaparkowa� na ulicy, zatr�bi� dwa razy i zobaczy�, jak uchylaj� si� na chwil� zas�ony w salonie. To by� rytua�, kt�ry ukszta�towa� si� za ich milcz�c� zgod� w ci�gu pi�ciu lat, jakie up�yn�y od rozwodu � spos�b na unikni�cie k�opotliwych spotka�. Odprawiali go, je�li pozwala�y na to inne obowi�zki, co trzy tygodnie, w niedziel�, na mocy �ci�le ustalonych przepis�w kodeksu rodzinnego. Rzadko kiedy ogl�da� syna we wtorek, ale trwa�y w�a�nie szkolne ferie; od roku 1959 zamiast na Wielkanoc dawano uczniom wolny tydzie� przed urodzinami F�hrera.
Drzwi otworzy�y si� i pojawi� si� w nich Pili. Przypomina� wypchni�tego na scen� wbrew w�asnej woli, stremowanego dziecinnego aktora. Ubrany w nowy mundurek Deutsches Jungvolk � czarn� jak smo�a koszul� i ciemnoniebieskie szorty � wdrapa� si�, nie m�wi�c ani s�owa, na siedzenie. March u�cisn�� go niezgrabnie.
� Wygl�dasz wspaniale. Co w szkole?
� Wszystko w porz�dku.
� A u mamy? Ch�opak wzruszy� ramionami.
� Jak chcia�by� sp�dzi� dzie�?
Ponowne wzruszenie ramion.
Zjedli lunch przy Budapester Strasse, naprzeciwko zoo, w nowoczesnym lokalu z winylowymi krzes�ami i stolikami z plastikowym blatem: ojciec zam�wi� piwo i kie�baski, syn sok jab�kowy i hamburgera. Przez chwil� rozmawiali o Deutsches Jungvolk i Pili ca�y si� rozpromieni�. Kto�, kto nie nale�a� do organizacji, kompletnie si� nie liczy�, by� �nie umundurowan� oferm�, kt�ra nigdy nie uczestniczy�a w ognisku ani marszu prze�ajowym". Pimpfem* wolno by�o zosta� w wieku dziesi�ciu lat. W czternastym roku �ycia przechodzi�o si� automatycznie do Hitlerjugend.
� Zda�em najlepiej wst�pny sprawdzian.
� Dzielny ch�opak.
� Trzeba przebiec sze��dziesi�t metr�w w dwana�cie sekund � powiedzia� Pili. � Skoczy� w dal i rzuci� kul�. Jest te� marsz prze�ajowy: trwa p�tora dnia. Potem sprawdzian pisemny. Filozofia partii. Trzeba nauczy� si� na pami�� �Horst Wessel Lied".
Przez moment Xavier my�la�, �e syn ma zamiar za�piewa�. � Dosta�e� n�? � wtr�ci� szybko.
Ch�opiec pogrzeba� w kieszeni, marszcz�c z powag� czo�o. Jaki on podobny do matki, pomy�la� March. Te same szerokie ko�ci policzkowe i pe�ne usta; te same patrz�ce powa�nie, rozstawione szeroko piwne oczy. Pili po�o�y� ostro�nie sztylet na stole. Xavier podni�s� go. Przypomnia� mu si� dzie�, kiedy dosta� sw�j w�asny. Kiedy to by�o? � w trzydziestym czwartym? Podniecenie ch�opca, kt�ry wierzy, �e dopuszczono go do �wiata m�czyzn. Obr�ci� n� i w �wietle b�ysn�a wyryta na r�koje�ci swastyka. Przez chwil� wa�y� sztylet w d�oni, a potem odda� go synowi.
� Jestem z ciebie dumny � sk�ama�. � Co chcesz teraz robi�? Mo�emy p�j�� do kina. Albo do zoo.
� Chc� pojecha� autobusem.
� Ale robili�my to ju� ostatnim razem. I poprzednio.
� To nic. Chc� jecha� autobusem.
� Wielki Pa�ac Rzeszy jest najwi�ksz� budowl� �wiata. Wznosi si� ponad �wier� kilometra w g�r� i zdarzaj� si� dni, tak jak dzisiejszy, kiedy jego szczyt tonie w chmurach. Sama kopu�a ma �rednic� stu czterdziestu metr�w i kopu�a bazyliki �wi�tego Piotra w Rzymie zmie�ci�aby si� w niej szesna�cie razy.
Dotarli do ko�ca Wielkiej Alei i wjechali na Adolf Hitler Platz. Po lewej stronie plac zamyka�a bry�a Naczelnego Dow�dztwa Wehrmachtu, po prawej nowa Kancelaria Rzeszy i Rezydencja F�hrera. Na wprost przed nimi sta� Wielki Pa�ac. W miar� jak si� zbli�ali, jego szaro�� przechodzi�a w bardziej �ywe kolory. Widzieli teraz na w�asne oczy to, co powiedzia�a im przewodniczka: kolumny, na kt�rych wspiera�a si� fasada, wykute by�y z czerwonego, sprowadzonego ze Szwecji granitu i ograniczone z obu stron z�otymi pos�gami Atlasa i Tellusa, d�wigaj�cymi na ramionach pot�ne kule wyobra�aj�ce niebo i ziemi�.
Budynek by� krystalicznie bia�y niczym weselny tort, a kopu�a z kutej miedzi matowozielona. Pili wci�� sta� z przodu autobusu.
� W Wielkim Pa�acu odbywaj� si� wy��cznie najwi�ksze uroczysto�ci pa�stwowe Rzeszy. Mo�e pomie�ci� sto osiemdziesi�t tysi�cy ludzi. W �rodku mo�na zaobserwowa� interesuj�cy i nie przewidziany przez projektant�w fenomen: oddech tysi�cy ludzi unosi si� wysoko pod kopu�� i zamieni