16512
Szczegóły |
Tytuł |
16512 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
16512 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 16512 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
16512 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DIABE�
Powie��
z czas�w Stanis�awa Augusta
przez
J. I. Kraszewskiego.
(Wydanie poprawione i przerobione przez Autora)
"Kiedy tak dobrze trzymasz o twoim narodzie,
dla czego narzekasz na obyczaje jego? � dla tego
w�a�nie, �e o nich nie rozpaczam."
Mowa Winc. Turskiego, 7 Grud. 1789 r.
Wilno.
Nak�adem i drukiem J�zefa Zawadzkiego.
1855 Pozwolono drukowa�, z obowi�zkiem z�o�enia w Komitecie
Cenzury prawem oznaczonej liczby exemplarzy. Wilno, 12 Marca
1854 roku.
Cenzor Pawe� Kukolnik.
J�zefowi Kremerowi
Autorowi list�w z Krakowa,
w dow�d g��bokiego szacunku
przesy�a
Autor.
Tom Pierwszy.
I.
By�o to jako� w marcu 1787 roku, w porze ze wszystkich u nas najmniej sta�ej, o czem z
dawna �wiadczy przys�owie, (wida� klimat si� nie zmieni�). Wyrywa�y si� czasem dzionki z
jasnem s�o�cem i cieplejszem powietrzem, to znowu jak zad�� wiatr z p�nocy lub wschodu,
nap�dza� snie�nicy ogromnej, mrozu i pluty na przemiany, tak �e pies na dw�r nosa by nie
wytkn��. Wszyscy panowie �lachta gospodarze, siedz�cy po otkanych dobrze i zamczystych
dworkach swoich, z kalendarzami na sto�ach a okularami na nosie, unosili si� nad
szczeg�lniejsz� trafno�ci�, z jak� prognostyki na ten raz zmiany aury przepowiada�y.
Du�czewski tryumfowa�, nie trudno bowiem by�o zgadn�� w stylu kalendarzowym, pisz�c o
marcowej pogodzie � jasne i chmurne dni chodz�ce jak zwykle stronami; znalaz�a si�'
zawsze jaka� strona, w kt�rej przepowiednia trafi�a. Wygl�dano wiosny jak to si� jej co roku
wygl�da, cho�by kto by� najstarszy i sze��dziesi�t ich widzia�, z niecierpliwo�ci�, z
upragnieniem, czasem a� do rozpaczy dochodz�c, gdy po dniu jasnym i zwiastuj�cym trawk�
zielon�, chwyci� znowu przymrozek i sypn�� �nieg na przekor.
Czuje bo cz�owiek �e policzone dni jego, �e tych wiosennych cud�w nie wiele mu
ogl�da�: w dzieci�stwie niedozwala niemi si� nacieszy� sza� latek nieopatrznych, w m�odo�ci
zas�ania oczy krew gor�ca, a na staro��, na staro�� nic ju� nie bawi, dla niej zima rok ca�y.
Tylko w po�rodku �ycia jest jedna chwila t�sknoty, chwilka nied�uga, w kt�rej si� cz�owiek
czepia do ziemi, ukocha j� i uczuje gor�cej, jakby przed rozstaniem.
W tym roku, jako� im gor�tsze by�y �yczenia wiosny, tem leniwiej dla nich zdawa�a si�
przychodzi�; zanios�o si� by�o zawczasu na ciep�o, stopnia�y grudniowe �niegi, my�lano ju� z
p�ugami i rad�ami wychodzi� w pole, a� znowu uderzy�y mrozy, zaszumia�y zawieje, i zima
jak w grudniu.
Tymczasem, pomimo nieprzyjaznej aury i gro��cych roztop�w wiosennych, kr�l
Jegomo��, Stanis�aw August, na nic nie zwa�aj�c, posuwa� si� ku Kaniowu; a na ca�ej drodze
kt�r� mia� przebywa�, czyniono wielkie na przyj�cie jego przygotowania. Nie tylko miasta,
miasteczka, grodki, ale wioski i dworki, ba, austerye po go�ci�cach oczyszcza�y si�, stroi�y i
gotowa�y solennie wita� monarch�.
Kraj przez kt�ry mia� przeje�d�a� ca�y by� w wielkim ruchu, niepokoju, zamieszaniu; do
zak�t�w nawet odleglejszych dolecia�y wie�ci i zwyk�y tryb �ycia zm�ci�y. Grody budowa�y
�uki tryumfalne, z�oci�y klucze, a co by�o uczonych lub uchodz�cych w swej prowincyi za
literat�w, ku�o wiersze �aci�skie lub polskie, kleci�o mowy, pi�owa�o dystychy, rysowa�o
cyfry, wie�ce, palmy i emblemata. Cio�ka Poniatowskich obracano na wszystkie strony,
czyni�c go to wo�em ofiarnym staro�ytnych, to symbolicznym si�y wyrazem. A �e kr�l
Jegomo�� sam, nie bez pewnego prawa za uczonego uchodzi�, i zna� si� na tych rzeczach
niepospolicie, wiersze i oracye niema�o kosztowa�y potu i mozo�u, a co w nich zasiano
nadziei!! Pi�kne panie pocz�wszy od wojewodzin do prostych ale �adnych �lachcianek,
sposobi�y si� le�, zbrojne we wszystkie swe wdzi�ki, wyst�pi� na przyj�cie koronowanego,
kt�ry, �e na pi�kno�ci zna� si� tak�e i umia� j� ceni�, powszechna chodzi�a fama.
Sprowadzono stroje z Warszawy i Pary�a, dobywano kosztowno�ci pradziadowskie,
m�om bola�y g�owy od wydawania i wys�uchiwania rozkaz�w, a co i tu nasnu�o si�
paj�czych nitek nadziei!!
Panowie �lachta moderowali stare swe rz�dy i wysadzane kulbaki, kt�rych Karol Gustaw
nie pozabiera� na pami�tk� do Szwecyi, i co od Wiede�skiej �wiata nie widzia�y wyprawy,
tylko przez okna lamusu, lub masztarni; uje�d�ali koniki, kr�cili w�sy i zmawiali si� gdzie
kr�la Jegomo�ci spotyka� wypada�o. Nie by�o pokoju nikomu, nawet kaha�om �ydowskim,
niedozwalaj�cym si� ubiedz; bo rabini tak�e sma�yli g�owy nad mowami szpikowanemi
starym Testamentem, a jeden z nich nawet wypali� rezolutnie oracy� po �acinie, co xi�dz
Naruszewicz nie ma�o podziwia�.
Jednych ciekawo��, drugich pr�no��, innych nadzieja tajemna, wiod�a naprzeciw
pa�skiej kolasy; wywiadywano si� pilnie o kierunek drogi, o stanowiska, noclegi,
odpoczynki, przeprz�gi, na wy�cigi dobijaj�c o cze�� przyjmowania kr�la, cho�by tylko przez
�wier� godziny, bodaj w karczmie traktowej.
By�a to chwila sza�u nie do opisania, a tysi�ce scen drobnych czyni�y j� naprzemian
�mieszn�, rozrzewniaj�c�, powa�n�. Jedni wynosili naprzeciw monarchy dzieci przebierane
wytwornie, wyprowadzali ch�ry dziewic strojnych, stawiono o�tarze, wznoszono piramidy i
�wi�tynie, palono ognie ofiarne, odegrywano dramata, deklamowano panegiryki, a co by�o
nieraz lataniny, krz�tania i k�opotu nim si� uda�o na swojem postawi�na wo�owej by sk�rze
tego nie spisa�.
A wiele� to �niada� gor�cych w oczekiwaniu pr�nem zamarz�o, wiele to wykwintnych
wieczerz zjedli s�udzy�zawod�w tu, jak wsz�dzie nie brak�o. Pora by�a marcowa, drogi
niepewne, b�ota i grudy na przemiany, kr�l cz�sto chybia� przyrzek�szy, i do rozpaczy
doprowadza� gorej�ce serca poddanych.
Biada temu kogo losy nios�y w drog� kr�lewskim go�ci�cem�nie znalaz� nigdzie
austeryi wolnej na trakcie, nie m�g� si� rozmin�� ze �lacht� licznemi kr���c� pocztami, z
p�kami magnat�w butnemi jak Tatary, z ciurami, wozami i landarami zalegaj�cemi drog�
ca��.
W G�uszy, wiosce wo�y�skiej nale��cej pod�wczas do podczaszynej Ordy�skiej z domu
ksi�niczki W.... kt�ra znajdowa�a si� w�a�nie na drodze Jego Kr�lewskiej Mo�ci, czyniono
ju� przygotowania od miesi�ca na odwiedziny kr�lewskie; mia�a bowiem podczaszyna pewn�
obietnic� i s�uszne powody spodziewania si� �e kr�l jej dotrzyma.
G�usza, ogromna osada o kt�rej geograficznem po�o�eniu zamilcze� nam wypadnie, by�a
jedn� z przepysznych w�o�ci bogatego kraju naszego, co to im nie brak nic od Boga; ludzie
sobie winni sami je�li im tam niedobrze. Klucz, kt�rego stanowi�a g��- wne fundum, sk�ada�
si� z kilku wielkich wsi i przysio�k�w, licz�cych do tysi�ca dym�w; jedn� stron� przypiera�
do odwiecznych puszcz i las�w, drug� do naj�y�niejszych p�l w �wiecie. �rodkiem p�yn�a
rzeka sp�awna, u�y�niaj�ca nieprzekoszone ��ki, obracaj�ca niezliczone m�yny, i jakby
umy�lnie podsuwaj�ca si� pod sam ogr�d pa�acowy dla dodania mu rozmaito�ci, �wie�o�ci i
wdzi�ku. Samo fundum, stara niegdy� siedziba ksi���t W..... kt�rych ostatni�
dziedziczk� by�a podczaszyna, odznacza�o si� po�o�eniem, jak wszystkie odwieczne
grodziska na tej ziemi.
W wiekach kiedy wi�cej by�o pustych obszar�w ni� ludzi, umiano dobrze wybiera�
posady zamczysk i dworc�w, stawiono je zawsze u szumi�cej wody, na weso�ych wzg�rzach,
wpo�r�d cienistych drzew, pilnuj�c, �eby i oko z wa��w mia�o si� sobie gdzie poroskoszowa�,
pomija�, a nieprzyjaciela z daleka dopatrze�. Ale teraz ani �ladu ju� nie pozosta�o starego
gr�dka w G�uszy, kt�ry si� niegdy broni� Tatarom, a w ostatnich wojnach Kozackich zosta�
zburzony; na jego miejscu zbudowano pa�acyk w pocz�tku drewniany, p�niej murowany
gmach, kt�ry si� otoczy� za Augusta II ogrodem we w�oskim smaku, a dzi� przerabia� na
dzikie promenady. Jedynym �ladem staro�ytnego grodziska, by�y zielone wa�y, poprzera-
biane na tarasy ogrodowe i fossy, na kt�rych stawiono zgrabne mostki w stylu rustyk
zwanym. Obok starych lipowych szpaler�w, altan i strzy�onych w kszta�cie pyramid,
wazon�w i kolumn �wierk�w i grab�w, puszcza�y si� swobodniej pozasadzane drzewa,
biela�y altany w sposobie �wi�ty� i chi�skich domk�w, groty muszlami i kamykami misternie
sadzone, pustelnicze chatki i niby wiejskie cha�upki. Sam pa�ac ze wspania�ym frontem,
�wie�o przerobionym wedle planu budowniczych kr�lewskich Merliniego i Fontany,
wspaniale zdobi�y dwa rz�dy kolumn od dziedzi�ca i ogrodu; od wjazdu przed�u�a�y go dwie
oficyny o pi�trach, a podw�rzec kwadratowy z fontann�, kt�ra nie zawsze bi�a, zamyka�y
�elazne sztachety i brama ustrojona w trofea militarne. S�owem, by�a to cale pa�ska
rezydencya, kt�rej by si� najwykwintniejszy z magnat�w nie powstydzi�, a w urz�dzeniu jej
zna� by�o smak wielki i najczulsz� staranno��. W tej chwili wygl�da�o to wszystko, dzi�ki
spodziewanym odwiedzinom kr�lewskim jeszcze �wietniej, pi�kniej i ozdobniej. Pa�ac by� na
nowo pomalowany, dziedziniec brukowany i wy�wirowany, a gdyby nie �nie�ek co
gdzieniegdzie plami� ziemi�, nie dojrza�by� na niej �adnej zimowej pstrocizny, tak pilnie j�
zczyszczono i ubito. W pa�acu, oficynach, na przyleg�ym folwarku, w stajniach, wsz�dzie
zakr�t i ruch by� ogromy; ludzie latali jak oparzeni, r�a�y poubierane w aksamitne chom�ta i
farbowane pi�ra konie, otrzepywano powozy, nak�adano kulbaki, zwo�ywano si� zdaleka, kl��
niejeden, bili nawet niecierpliwsi, i w powszechnym zam�cie wida� tylko by�o �e si� wszyscy
ogromnie spieszyli.
Na progu pa�acowym stali kupkami pacho�ki, liberya, dworzanie, pokojowcy, popychaj�c
si�, sp�dzaj�c, wbiegaj�c i wybiegaj�c z pokoj�w; gro�ny g�os marsza�ka w�satego dawa� si�
s�ysze� czasami, to zn�w gin�� w g��binach antykamery. Wewn�trz nie wi�cej by�o �adu i nie
mniej niecierpliwo�ci. W wielkiej sali niebiesko marmoryzowanej, zaokr�glonej od ganku
ogrodowego, mi�dzy kt�rej kolumnami ukazywa�y si� malowane zr�cznie w niszach boginie,
bogowie greccy i tancerki herkula�skie, szum dawa� si� s�ysze� pomieszanych g�os�w
niewie�cich i m�skich. Sala ta najwspanialsza w pa�acu, ubrana by�a z wcale nie wiejsk�
wykwintno�ci�; rzek�by�, �e j� ca�� w pace z Pary�a sprowadzono, tak od stropu do posadzki,
l�ni�a si� najmodniejszym przepychem.
Niemal wszystko tu by�o nowiute�kie i tak doskonale dobrane, jakby z pod jednego
sztukmistrza i rzemie�lnika wysz�o d�oni. Kszta�t sprz�t�w, ozd�b, draperyj, fraszek co j�
zdobi�y, dziwnie si� pi�knie godzi� z formami budowy, z jej stylem i architekto- nicznemi
ornamentacyami. Postacie b�stw, w �r�d tego, jak �wi�tynia staro�ytna, przybranego salonu,
unosi�y si� wdzi�czne, rozkosznej a tak wybornie umieszczone, �e bez nich by�oby by mu
czego� nie-dostawa�o. Wprawdzie, te figury troch� by�y za nagie, troch� na star� Polsk� za
�mia�o rysowane, wielce poga�skim tr�ci�y �wiatem; ale te� i salon kt�rego stroju dope�nia�y,
nie mia� w sobie nic polskiego nic coby przypomnie� mog�o kraj na kt�rego sta� ziemi. Z
ko�ca w koniec zaludnia�a go my�l pod obc� urodzona stref�, sprz�ty zagraniczn� wyrobione
mod� i r�k�, tkaniny nie naszych warsztat�w, obrazy nie naszego �ycia. By�o to w swoim
rodzaju doskonale pi�kne, ale ca�kowicie zimne, jak wszystko co modne tylko i nowe, z czem
si� cz�owiek nie po�lubi� godzinami wspomnie� i cierpienia. Wielka ta sala, kt�ra �rodek
pa�acu zajmowa�a ca�y, ze �cianami w niebieski marmur z �y�kami z�otemi, z kolumnami
bia�emi, z wytwornemi gipsaturami, z b�stwy poga�skiemi, w tej chwili poczyna�a
po�yskiwa� od zawczasu zapalonych �wiate� w �yrandolach ze szk�a i br�zu, w kandelabrach i
alabastrowych urnach, kt�rych cztery sta�y po rogach na marmurowych p�kolumnach.
Bogate draperye z bia�ego i niebieskiego at�asu, ze z�ot� i bia�� fr�zl�, zwiesza�y si� we
wdzi�cznych fa�dach po nad � okna, i w oko�o trojga drzwi wiod�cych do przed- sienia i
bocznych pokoj�w. Z dw�ch stron, dwie kanapy tak�e ozdobione br�zami, sto�y w stylu
greckim oparte na chimerach i podobne fotele obite niebieskiemi gobelinami, czeka�y tylko
go�ci, maj�cych zasi��� do ko�a. Przed trojgiem drzwi szklannych wychodz�cych na ogr�d,
sta�y na p�kolumnach bia�ych, podobnych do tych na jakich w rogach ustawiono urny
alabastrowe, sze�� pi�knych pos�g�w marmurowych, wybornie na�laduj�cych staro�ytne.
By�y one d�uta Le Brun'a, i wystawia�y Apollina Belwederskiego, Antinousa, Herkulesa,
Venus Medycejsk�, Flor� i Bachantk�. Na konsolach mi�dzy oknami, wida� by�o pr�cz tego,
przepyszny zbi�r waz etruskich. Kilka z��k�ych popiersi wybornego staro�ytnego d�uta, par�
drobnych br�z�w z wykopalisk Pompei, i nowsze statuetki w smaku wieku. Wyj�wszy
alfresca w niszach, nie by�o w sali malowa� innych, ale dwana�cie tych postaci dosy� j�
o�ywia�y. Posadzka by�a z kunsztownie wysadzanego drzewa, na spos�b dawnych mozaik, z
niepospolitym wykonana smakiem; w po�rodku jej kwadratow� wielk� tafl� zajmowa�a kopja
z obrazu staro�ytnego, zwanego weselem Aldobrandy�skiem.
Spojrzenie na t� jedn� sal�, dawa�o si� ju� domy�la� mieszka�c�w tego domu,
t�skni�cych pod chmurnem niebem p�nocy, za cieplejsz� ukochan� Italj�, za gwarn�
Francy�, za wszystkiem co nie nasze. Nim poznamy bli�ej nieco i pa�ac i jego w�a�cicieli,
sp�jrzmy na grupp�, kt�ra niespokojnie zwija si� w po�rodku wielkiej niebieskiej sali.
G��wne w niej stanowisko, zajmuje kobieta lat �rednich, nie bardzo ju� m�oda, lecz jeszcze
�wie�a i �adna, kt�rej widocznie chodzi o to by si� jak najpi�kniejsz�, jak najm�odsz� pokaza�
jeszcze. Str�j jej wedle naj�wie�szego kroju z Pary�a podobno kurjerem sprowadzony od
s�awnej Henryetty, wyfilozofowany by�, a�eby odm�odzi�, i po cz�ci celu swego dopina�.
Ca�a prawie by�a w bieli, z�oto tylko gdzie niegdzie po�yskiwa�o na tem tle �nie�nem, i
dodawa�o mu powagi. By�a to wynios�ej postawy i powa�nego oblicza kobieta, z oczyma
niebieskiemi, z brwi� i w�osem ciemnym, z koralowemi usty, kt�rych r�owo�� z puszki
wyczerpni�t� by� musia�a, a tak bia�a tak �wie�uchna i rumiana, �e nie jeden niedowiarek i te
kolory uzna�by za po�yczane. Na czole jej �wieci� dyadem przepyszny, niby ga��� polnej
konwalii, kt�rej kwiaty z pere� i dyamencik�w, a li�cie by�y z smaragd�w... gdzieniegdzie na
listku czepia�a si� brylantowa rosy kropelka. Na szyj� sp�ywa� sznur pere�, spi�ty ogromnemi
brylantami; a drugi podobny spleciony tylko inaczej, utrzymywa� sukni� w stanie, opasywa�
pi�kne r�ce. Ca�a suknia zaszyta w z�ote drobniuchne gwiazdeczki migota�a, ale na
nieszcz�cie, barw� swoja nazbyt widocznemi czyni�a kszta�ty,. kt�rym lata nada�y nieco za
wyraziste obrysy. Owal twarzy pi�kny jeszcze i regularny, md�awe spojrzenie pe�ne dot�d
melancholicznego wdzi�ku, usta �licznego rysunku, jeszczeby poci�gn��, jeszczeby podoba�
si� mog�y, gdyby mo�e nazbyt nie ubiega�y si� o to. Z pod zas�ony w p� przezroczystej, kt�r�
jak chmurk� os�oni�a szyj�, nieco r�k i gorsu, przegl�da�y paluszki drobniuchne, r�owe,
prze�liczne jeszcze, gdyby ich nadto pier�cieni nie okrywa�o. �atwo w niej by�o pozna� pani�
domu, po g�osie, postawie i rozkazach kt�re wydawa�a.�Obok niej sta� m�odziuchny
m�czyzna, rzadkiej pi�kno�ci i s�odyczy wyrazu w twarzy, kt�r� jeszcze nawet puszek
m�odzie�czy nie okry�. Do�� s�usznego wzrostu, ale gibki i cieniuchny, rysy mia� doskonale,
niemal niewie�cio pi�kne, oczy czarne, ogniste, osobliwsz� na wiek pa�aj�ce energi�, usta
troch� �ci�nione ale drobno wyci�te, czo�o wynios�e i nos prosty z rozd�temi nozdrzami,
arystokratycznego galbu. By�a to wprawdzie pi�kno�� raczej kobieca ni� m�zka, ale i wiek
tak m�ody, �e zm�nie� nie da� mu czasu. Ubranie wszak�e m�odzie�ca starsze by�o od niego
i niczem si� nie r�ni�o od wykwintnego stroju pan�w owej epoki. Mia� na sobie frak z
fioletowego weneckiego aksamitu haftowany pere�kami, z guzami per�owej macicy i
brylant�w, podobn�� reszt� ubrania, kamizelk� z bia�ego at�asu ze srebrem, bia�e po�czochy i
z bogatemi sprz�czkami trzewiki. Z r�kaw�w fraka, z pod kamizelki p�yn�y prze�licznych
koronek zwoje, w �r�d kt�rych wielka tylko na piersi ciemnia�a kamea. Puder okrywa� mu
w�osy, i co� powietrznego, idealnego nadawa� tej twarzy, kt�r� jakby bia�ym �nie�nym
ob�okiem, puklami otacza�. Kobieta niekiedy spogl�da�a na u�miechni�te lica m�odzie�ca z
dum�, z wewn�trzn� jak�� rado�ci�, kt�ra zdradza�a matk�, �ale nie mia�a czasu pocieszy�
si� widokiem mi�ej twarzy, bo j� od niej tysi�czne odrywa�y starania. S�u��ca jeszcze opina�a
na niej bia�� ow� chmur�, a druga zamyka�a bransolety, trzecia ustawia�a c� w misternej
fryzurze g�owy, inna oci�ga�a sukni� i dysponowa�a fa�dom, by si� jak najzr�czniej uk�ada�y,
a dziesi�ciu przynajmniej z m�zkiej s�u�by sta�o czekaj�c rozkaz�w, kt�re si� krzy�owa�y,
lata�y, odwo�ywa�y, powtarza�y i gmatwa�y do niewyrozumienia. Obok m�odego cz�owieka
sta� drugi nie stary wcale m�czyzna, dziwna zaprawd� figurka, ale wida� �e wa�na, bo na
jednej stopie z pani� domu dysponowa� i rozrz�dza� si� absolutnie. By� to cz�owiek lat oko�o
czterdziestu mie� mog�cy, �redniego wzrostu i u�miechnionej twarzy, kt�rego wszystkie
ruchy dworactwem przesi�k�y jak g�bka wody i u�miechu pe�ne si� by� zdawa�y. Nad
zwyczaj zgrabny, gi�tki, wy�amany, gdyby na- uczyciel ta�cu lub fechtunku, jegomo�� ten
ca�y przecie w czerni by� ubrany, a rabacik male�ki przekonywa�, �e do stanu duchownego
liczy� si� mia� ochot�. Frak jego, kamizelka, po�czochy, trzewiki, wszystko by�o czarne;
male�ki p�aszczyk zarzucony na rami� str�j ca�y przykrywa�. Kapelusik mia� pod pach�, u
boku cieniuchn� szpadk�, na trzewikach �wiec�ce klamerki stalowe, na pi�tym palcu prawej
r�ki sygnecik brylantowy, mankiety i �abocik suto przystrojone koronkami. Nie wiem jak
wam da� wyobra�enie tej t�u�ciuchnej maskowatej twarzyczki, u kt�rej pod nastrz�pion�
fryzur� biega dwoje oczek piwnych, �ywych, z�ych, dowcipnych i bystro chwytaj�cych
najmniejszy ruch, najl�ejsze skinienie; jak odmalowa� uni�ono�� t� i dum�, pochlebstwo
pomieszane z sarkazmem, kt�re si� doskonale zamalgamowa�y we wszystkich jego gestach i
poruszeniach. Odmalujcie go sobie sami, domy�lcie je�li chcecie, cho� nic dzi� za wz�r do
tego obrazka s�u�y� nie mo�e � Ja si� wyrzekam.
Naprzeciw pani podczaszynej, jej syna i labusia w paradnej herbowej liberyi, na kt�rej
��czy�y si�
smoki ksi���t W... i bramy obozowe Ordy�skich, sta�o kilku s�u��cych, mocno
wypudrowanych i strojnych, a na czele ich czarno ubrany, widocznie pierwszy kamerdyner,
cudzoziemiec z min� powa�n� i przej�t� bardzo godno�ci� swoj� a ogromem w�o�onych na
si� obowi�zk�w � z marszczk� na czole, z zagryzionemi usty � ostatnie odbiera�
rozporz�dzenia i rozkazy.
Troch� z boku, w polskim stroju, dworak jaki� posiwia�y, kiwaj�c g�ow� i ruszaj�c
ramionami, przypatrywa� si� wszystkiemu niespokojny.
Rozmowa piorunuj�ca toczy�a si� po francuzku w k�ku wybranych.
� Prawdziwie to trzeba oszale�, cieniuchnym ale wyuczono-spieszczonym g�oskiem
wo�a�a �ywo podczaszyna � tysi�ce jeszcze rzeczy zosta�o si� na sam ostatek! A godzina
blizko. A! M�j Labe, gdyby bro� Bo�e chybi� co mia�o, jabym umar�a, jabym zemdla�a ze
wstydu! Wystawcie sobie �e o nasz honor chodzi; przyjmujemy kr�la! Potrzeba przekona�
Najja�niejszego Pana, �e i w naszym kraju, mo�e si� znajdowa� dom na zagranicznej ca�kiem,
na wykwintnej stopie. Labe Poinsot! Kochany Labe! Zlituj si� nademn�! Uspok�j mi�, dr��
ca�a � doda�a mdlej�ce coraz bardziej spojrzenie rzucaj�c na fertycznego francuzika, kt�ry
si� wci�� u�miecha� dla uspokojenia podczaszynej.
� Niech wasza Excellencya (tak zawsze tytu�owa� Poinsot pani� podczaszyn�) niech
wasza Excelleucya, zupe�nie by� raczy spokojn� � wszystko gotowe, lub gotowo�ci blizkie i
wszystko uda� si� musi!
� Kiedy� bo to z temi gburami, z temi lud�mi naszemi, z temi niezgrabiaszami, m�j
Labe, nie podobna nic w porze i porz�dnie zrobi�. To s� m�ki Tantala! Ju� ju� zdaje ci si� �e
poj�li, a� oto najokropniejsz� gotuj� ci pomy�k�! � Panie Sieninski, doda�a g�osem
odmiennym po polsku do starego kontuszowego, id� mi wa�pan zaraz z ocz�w i nie �miej si�
pokazywa� w tym barbarzy�skim, tatarskim jakim� stroju � pilnuj tylko zdaleka porz�dku i
bezpiecze�stwa.
� Tak, mrukn�� odchodz�c stary z powolnym uk�onem � id� precz a pilnuj, bo co ci
francuzi, te pudle i szpice co tak zr�cznie na dw�ch �apkach s�u��, pewnie nic nie dopilnuj�,
rychlej by zw�dzili. P�jd�, p�jd�, i po jakiego bym tu djab�a mia� le�� nieproszony.
� Monsieur Robert! - Zawo�a�a podczaszyna � zmi�uj si�, pilnuj �eby �wiat�a by�y
wsz�dzie pozapalane, �eby s�u�ba wdzia�a r�kawiczki w por� � pami�taj te� o pokojach
kr�lewskich... W gabinecie �wiat�a powinny by� przy�mione � zawiesili�cie m�j portret tam
gdzie kaza�am?
� Allierze, odezwa�a si� do syna, posy�aj po karety, nie b�d� czeka� na te panie, kt�re si�
ubieraj� bez ko�ca, niech mnie doganiaj� pod austery� � boj� si�, truchlej�, gin� �eby�my
si� nie op�nili! Czy s� ludzie z wachlami rozstawieni od go�ci�ca w alei do dworu? Niech
zapal� ognie co pr�dzej! Na Boga! Gotowi mi illuminacy� przez g�upi� oszcz�dno�� popl�ta�.
Pani podczaszyna wo�a�a tak mieszaj�c rozkazy najrozmaitsze blizko �wier� godziny, a
coraz to kt� wylecia�, rozleg� si� czyj� g�os w ganku, bieganie po wschodach, szmer w sieni.
Sam nawet Labe i pan Alfier niejednokrotnie do r�nych poselstw u�yci byli. Tymczasem
zmierzcha�o, zmierzcha�o powoli, pani podczaszyna coraz si� bardziej niecierpliwi�a, a�
wreszcie zatoczy�y si� powozy, zajecha�a s�u�ba konna, janczary, kozaki, pachol�ta
postrojone i podczaszyna zaklinaj�c zn�w labusia by wszystkiego pilnowa�, by o wszystkiem
pami�ta�, ruszy�a ku pojazdowi, kt�ry na ni� i na syna jej czeka�; kobiety rzuci�y na ni� lekk�
jak pi�rko szub�, bia�� atlasow� z �ab�dziego puchu, na Alfiera przepyszne futro sobolowe z
p�sowym wierzchem, widocznie z pradziadowskiego przyakomodowane, i syn z matk�
wyszli na ganek.
Tu widok by� prze�liczny.
D�uga aleja lipowa, r�k� zimy jakby naumy�lnie przystrojona w bia�e szrony, ca�a
�wieci�a dwoma rz�dami pochodni, przez sp�dzone umy�lnie trzymanych gromady; w �r�d
tych migoc�cych �wiate�, gdzie niegdzie na podwy�szeniu, p�on�y beczki smolne, ca�e okryte
ga��mi so�niny i jode� w kszta�cie piramid posplatanemi. Pa�ac i oficyny rz�sisto gorza- �y
lampami po gzemsach, u kolumn drzwi i okien rozwieszonemi. Ta czarodziejska illuminacya,
jakby blaskiem dnia zachodz�cego, lub �un� po�aru o�wietla�a dziedziniec, zaj�ty w tej chwili
dworem pani podczaszynej. Sta�y w nim kilka karet paradnych, zaprz�onych bia�emi,
tarantowatemi i dzikiej ma�ci cugami. Obok nich we wschodnich niemal strojach, dworskie
janczary, kozactwo, barwa, pachol�ta, na dzielnych koniach czekali na pani�. Krewny daleki
Ordy�skich i dawny przyjaciel ich domu, a s�uga z pradziad�w ksi���t W... pan stolnikowicz
Pucha�a, w od�wi�tnych szatach, przy kameryzowanej szabli, kt�ra niemal ca�y jego sk�ada�a
maj�tek, w starym ko�paku sobolim pod czaplim pi�rem, sta� na przodzie dowodz�c
orszakowi, kt�ry mia� podczaszynie towarzyszy�. Pani ledwie rzuci�a okiem na otaczaj�ce j�
s�ugi, i szepn�a do syna wsiadaj�c do karety.
� M�j Bo�e, jak to wszystko dziko wygl�da! Jak to jeszcze polskie! U nas prawdziwie
nic zrobi� nie mo�na, jeste�my niewolnikami przes�d�w nawet w ubraniu! Siadaj Alfierze, a
niezapomnij komplementu sobie przygotowa�, kt�rymby� powita� kr�la naszego, gdy mu ci�
zaprezentuj�.
� A! Nie po�egna�em si� z babuni�! Szepn�� cicho m�odzieniec.
� Ale siadaj�e! Kwa�no odpowiedzia�a matka, nie odje�dzasz przecie do Ameryki; zbyt
jeste� jeszcze dzieckiem na tw�j wiek, wierzaj mi.
Rusza�! Zawo�a� grzmi�cym g�osem pan Pucha�a i powozy pocz�y si� powoli posuwa� z
przed ganku w o�wiecon� alej�.
Labu� kt�ry by� przyprowadzi� podczaszyn� do karety, natychmiast si� cofn�� i wbieg�
szybko do pa�acu, s�u�ba posz�a za nim, i wkr�tce podw�rzec by� niemal pusty, a lampy same
sobie pali�y si� powolnie, bo nikt si� ich blaskom nie przypatrywa�.
II.
a kolumn� w g��bi, sta� przygl�daj�c si� zdaleka odjazdowi podczaszynej, stary niegdy�
marsza�ek dworu, Sieni�ski, g�adzi� w�sa, za�ywa� tabaki, pogl�da�, mrucza� i rusza�
ramionami jak to zwykle starzy, a� nareszcie odezwa� si� nieco g�o�niej.
� No! Kiedym ja niepotrzebny, a te frygi maj� tu kr�lowa�, to czego� sobie b�d� darmo
g�ow� �ama�, �eby im pieczone i gotowane podstawia�; niechaj�e sobi� rady daj�, a ja wol� do
mojej starej jejmo�ci!
To rzek�szy i poprawiwszy pasa na dosy� zaokr�glonym �o��dku, krokiem powa�nym
zmierzy� ku oficynie. Wsz�dzie to teraz nawet po k�tkach krz�tano si�, umiatano, ustawiano,
przygotowywano, i k��cono si� z francuzami, kt�rych dom by� pe�en, na co pan Sieni�ski
tylko si� u�miecha�. Min�� tak oboj�tnie drzwi jedne i drugie, otworzy� furteczk�, i w rogu
oficyny najdalszym wszed� na ciemne wschodki, z drzwi ju� na ogr�d nie na podw�rzec
otwartych, wiod�ce ku g�rze. Wschody te sta�y ciemne, ale �wiat�a z dziedzi�ca, przez okna
wpadaj�ce na korytarz, dostatecznie do pokierowania si�, b�yskiem odbitym je rozwidnia�y.
Tu cicho by�o, samotnie, ani �ladu ruchu i gwaru, kt�ry w reszcie zabudowa� pa�acowych
panowa�.
Zcicha otworzy� drzwi pan Sieni�ski, wsun�� si� boczkiem do pierwszego pokoiku,
dobrze ogrzanego, ale do�� ubogiego w sprz�t i ozdob�.
By� to przedpokoik z kominkiem na kt�rym pali�o si� ognia troch� � w nim st� d�bowy,
zydel, sto�k�w para, trocha garnuszk�w i imbryczk�w, szafka w �cianie i skromne ��eczko.
Przed kominem na sto�ku siedzia�o dziewcz� z k�dziel� i wida� �e drzema�o, bo bardzo �ywo
j�o si� do wrzeciona zobaczywszy wchodz�cego.
� A jejmo�� co robi? Spyta� po cichu i ostro�nie Sieni�ski.
� A c�? Modli si�, odpowiedzia�a dziewczynka. Wtem ze drzwi przymkni�tych
wiod�cych do
dalszych pokoj�w, da� si� s�ysze� g�os cichy i �agodny. � A kto tam?
� To ja Ja�nie Wielmo�na pani, odpar� stary g�o�niej, to ja, Sieni�ski; ale mo�e
przeszkadzam.
� A chod�-�e wasze�, chod�! Odezwano si� znowu z g��bi.
Obci�gn�wszy kontusza i poprawiszy pasa, potar�szy czupryny, Sieni�ski przybli�y� si�
na palcach, powolnie drzwi uchyli� i wsun�� si� z niskim uk�onem do drugiego pokoiku.
Ten drugi niewiele by� ozdobniejszy od pierwszego; wida� �e w przerabianiu pa�acu,
zapomniano o tym k�tku. By�o to jeszcze przesz�owieczne jakby mieszkanie, okna z
szybkami niewielkiemi, obicia wyp�owia�e na �cianach, lamperye lakierowane na bia�o �
sprz�t tak�e nieby� wytworny, zna� go tu zniesiono po reformie umeblowania, bo krzes�a,
kanapka, stoliki, mia�y posta� zu�ytych starych s�ug przesz�ego pokolenia.�Na boku pod
�cian�, sta� nieco wykwintniejszy kantorek wysadzany, na nim zegar odwieczny gda�ski, dwa
stare puchary i r�ne drobnostki nie nowego kszta�tu i smaku.
Na �cianach ciemnych kilka obraz�w, przedstawia�y postacie i sceny pobo�ne, a w�r�d
nich portret pi�knego m�szczyzny z podgolon� g�ow�, w rysiej kierei i zbroi, szczeg�lniej
odbija� wyrazem oblicza m�zkim a �agodnym. Tu� zawieszona by�a Naj�wi�tsza Panna
Cz�stochowska, a przy niej gro- mnica, lampa i wianki, dalej �wi�ty Micha� Archanio� obraz
staroniemieckiej szko�y, w ramach o�tarzykowych i �. J�zef z lilij� w r�ku, i �. Franciszek i
Antoni Padewski. Ca�a niemal litanija wisia�a na �cianach w r�nych formatach i kszta�tach,
ale nie by�o miedzy temi wizerunkami brzydkich bazgranin nieumiej�tnej r�ki; wszystkie
niemal albo kopijami byty z w�oskich mistrz�w, lub staremi naiwnemi utworami niemieckiej
szko�y XV i XVI wieku.
Jeden te� to przepych by� w tym pokoiku, zreszt� nadzwyczaj skromnym i ubogim. Na
krze�le ostawiona poduszkami, siedzia�a u sto�u zgrzybia�a staruszka w bia�ym czepcu
przewi�zanym ��t� w szafranie ufarbowan� chusteczk�, w bia�ym szlafroku, z r�a�cem w
r�ku i wielk� ksi�g� pobo�n� na kolanach.
Twarz jej zwr�cona ku drzwiom, wzbudza�a na pierwszy rzut oka, jakie� uszanowanie i
niemal czci� przejmowa�a, tak na niej widocznie wypi�tnowa�y si� lata �wi�tobliwie
sp�dzonego �ywota. Blada, pomara�czowa, zwi�d�a, a jednak zachowuj�ca jeszcze �lady
pi�kno�ci w kszta�tnym, ko�cistym nosie, drobnych ustach i oprawie ocz�w, pe�na by�a
wyrazu �agodno�ci, rezygnacyi, dobroci anielskiej.
Nigdy mo�e staro�� z pi�knej twarzy kobiecej, pi�kniejszej nie utworzy�a ruiny: Obok lic
ja�niej�- cych m�odo�ci� i wdzi�kiem, to oblicze zblad�e i smutne, jeszcze by by�o zwr�ci�o
oko i zmusi�o przed sob� uchyli� g�ow�. U�mieszek jaki� niemal dzieci�cy, tak by� szczery i
weso�y � igra� na ustach staruszki, kt�ra si� w bok wzi�a spogl�daj�c na wchodz�cego
Sieni�skiego.
� A co Sieni�siu, wa�� taki do mnie! Ha! Nie zapomnia�e� o starej. Oj! Pochlebca z
ciebie, pochlebca, dworak! Czy to niema ju� tam co robi�, �e� si� do mnie przywl�k�? Dw�r
si� tam s�ysz� do g�ry nogami przewraca! �eby go jeszcze uchowaj Bo�e temi illuminacyami
nie podpalili!
� Ju�ci�, taki pa�acu by spali� nie powinni, troche oboj�tnie rzek� Sieni�ski � alem ja
ich porzuci�, niech sobie sami daj� rady kochane francuzy. JW. Podczaszyna kaza�a mi si�
niepokazywa� i z k�ta tylko pilnowa� porz�dku, poszed�em te� precz... Dzi� tu u nas
wszystko do kuchcika francuzkie, niema co nam robi�.
� Czy ju� podczaszyna pojecha�a? Spyta�a staruszka.
� Ju�, tylko co si� to potoczy�o; ca�a aleja w ogniu, ludzi kilkuset z wachlami � dw�r
pojecha� za pani�; reszta pa� jeszcze nie gotowa... Ale JW. pani ani chce spojrze�, a to
dalib�g �liczny widok cho� �licznie i kosztuje.
� Daj mi tam wasze� �wi�ty pok�j z temi wido- karni, moje oczy dosy� ich ju� widzia�y
na �wiecie, wkr�tce da mi�osierny B�g ja�niejsz� nad te wszystkie �wiat�o�ci ogl�da�. Co mi
tam m�j Sieni�siu wasze fajerwerki i illuminacye, g�upstwo to kochanku-A m�j�e Micha�
pojecha�? Zapyta�a troskliwie.
� JW. podczaszyc siad� z pani�.
� A �eby mi go tylko gdzie nie zazi�bi�a fertycz�c si� tam, bo to takie nieuwa�ne i matka
i on� a c� na siebie wzi��, nie widzia�e� tam wasze�?
� Sobolow� szub� karmazynow� JW. pani, nie zmarznie w niej, bo� i karet� pojechali.
� Oj, nie uwierzysz bo, m�j Sieni�ski, jakie to delikatne, tak mi go nieboraka po babsku
wychowali, niech im B�g niepami�ta!
Oboje westchn�li.
� Sza�awi�a ch�opczysko, g�owa mu si� pali, nawet dzi� do mnie na minut� nie przybieg�
� doda�a staruszka patrz�c w ziemi�, dobrze mu za to uszy natr�, bo� nale�a�o, nale�a�o....
� Ju� co temu, to jak Boga kocham, gor�co przerwa� stary, nie winien on JW. pani, nie
winien. JW. Podczaszyna nie pu�ci�a go ani na minut� od siebie. S�dny dzie� w pa�acu. �
Wszyscy wiele tego jest, i nas i tej cha�astry, nie mogli wystarczy�.... nawet ten Labu� � tu
si� w j�zyk uk�si� Sieni�ski �eby mu nie da� jakiego� przydomku � lata�, z pozwoleniem, jak
kot z p�cherzem. No! Jest bo co ro- bi�! Zachcia�o si� kr�la Jmci przyjmowa�, niechaj�e
skosztuj� raritatis.
Staruszka ruszy�a ramionami.
� Co mi to za kr�l! Co mi to za kr�l! Szepn�a jakby sama do siebie; oj mnie mo�ci
Sieni�ski, co jeszcze pami�tam jak przez sen prawdziwego kr�la Jana III, ju� to na tego
niemczyka i patrze� si� nie chce. I tamci� byli Niemcy co po Janie panowali; tak�e to byli
jakie� przyb��dy, co po koron� za ja�mu�n� do nas przyszli, i spasali si� na naszym chlebie
B�g" wie za co, ale i ten, cho� to niby sw�j � po�al si� Bo�e! Dawno� to ekonomowa�o na
Litwie.�??
Sieni�ski cho� bardzo z natury cierpliwy i ch�tnie milcz�cy, zdawa� si� nieco jednak
zgorszony tem wyst�pieniem staruszki, ale zamilk�.
� Ju� to nie �miej�c kontrowa� � odezwa� si� namy�liwszy � jaki on tam jest to jest, a
taki� to koronowana g�owa i pomazaniec Pa�ski.
� A! Temu si� nie przeczy, przerwa�a jejmo��; korony� mu z g�owy nie zdejmuj�, niech
go B�g b�ogos�awi� ale to nie Sobieski, mosanie, oj nie Jan III mospane�ku!
� Wiadomo, JW. pani, wiadomo!!
� Mo�e on tam i dobry sobie i im, doda�a stara, im takiego w�a�nie niemczyka czy
francuzika by�o potrzeba�niech�e si� nim ciesz�. � To taki JW. pani nie b�dzie mia�a nawet
ciekawo�ci go widzie�?
� A daj�e mi tam wasze� z nim pok�j, wszakiem ci m�wi�a, �e mi czas do zobaczenia
innego Majestatu si� sposobi�, nie z t� m�odzie�� si� trzpiota�. Rada bym tylko �eby mi
Michasia nie zazi�bili.... oj, i nie zba�amucili! Doda�a z westchnieniem modlitwy.
Stary Sieni�ski kt�ry rad s�owa zast�powa� czemkolwiek, westchn�� tak�e. � Dobre to
ch�opi�, poczciwy dzieciuch � m�wi�a dalej � w p� do siebie staruszka � ale tak go psuj�,
�e ani sposobu uchroni�.
� Ju� co to, to prawda! Bo�e mi�y, wiele i mnie to �ez kosztuje � rzek� stary � ale
niema sposobu, francuzi tu kr�luj� i na francuza go wystrychn�.
� �eby mu cho� g�owy nie oba�amucili, a serca nie zepsuli � bo serce ma z�ote!
� Kubek w kubek, kropla w kropl�, nieboszczyk pan podczaszy!
� Biedaczysko! Westchn�a babka � i �za srebrzysta, rych�o r�kawem otarta, po zesch�ej
stoczy-
�a si� twarzy.
W�r�d tej rozmowy, pan Sieni�ski us�yszawszy skrzypienie pierwszych drzwi, jakby
przeczuciem niespokojnie si� obejrza�. � O ho! Rzek�, to ju� kto� pewnie przyszed� po moj�
dusz�!
W tem, g�owa dziewczynki ukaza�a si� w przedpokoju.
� No, a co tam? - spyta�a staruszka.
� Marsza�ka prosz�.
� A co? Nie m�wi�em, dobrej nocy �ycz� JW. pani! Do n�g upadam!
� Dobranoc ci m�j kochany, dobranoc � cho� ty podobno tej nocy nie bardzo b�dziesz
spa�.
� Panie marsza�ku! Pocz�� nagli� g�os z przedpokoju � Lab� prosi � Lab�... bardzo
pilno...
� Ale� id� id�! Wysuwaj�c si� z westchnieniem rzek� stary. Lab� siud � Lab� tud � a
niema jemu ko�ca! Nie mogliby si� obej�� i kwadransa bezemnie. Ju� tam jaka� bieda z t�
fryg� mnie czeka! Skaranie Bo�e! Skaranie Bo�e!
� Pr�dzej panie marsza�ku! Zawo�a� nadbiegaj�c kto� drugi � Lab� si� niecierpliwi!!
� To niech�e do kro�set... chcia� ju� kln�� Sieni�ski, ale si� wstrzyma� i doda�:
� A nie mo�e poczeka�? Ju�ci� konno ze wschod�w nie zjad�, �eby do niego po�pieszy�,
ani karku sobie dla niego nie nadkr�c�?
III.
Gdy tak w pa�acu reszta przygotowa� na przyj�cie kr�lewskie si� dope�nia, z po�piechem,
kt�ry najcz�ciej op�nia wszystko zamiast u�atwi� cokolwiek, gdy Labe Poinsot g�ow� traci
w�r�d polskich s�ug, z kt�remi tylko na migi rozm�wi� si� mo�e, powozy podczaszynej sun�
si� alej� lipow�, ku o�wieconej na przeciw pa�acu, na wielkim go�ci�cu stoj�cej austeryi,
widocznie na dzie� uroczysty wy�wie�onej. Gmach ten, kt�ry zwykle sta� dosy� odrapan�
pustk� i frontem tylko nieco poka�niejszym mia� obowi�zek zamyka� d�ug� ulic�, teraz
odnowiony, wymalowany, wyilluminowany, zajmowa�y t�umy �lachty s�siedniej, oczekuj�cej
na Najja�niejszego Pana, kilku orderowych, na kt�rych czele wojewoda, gromady wiosek z
chor�gwiami, chlebem i sol�, �ydzi z miasteczka blizkiego kana�em ca�ym z rabbinem,
baldachimem, p�miskiem pokrytym p�sowym adamaszkiem, na kt�rym tort z cyfr� S. A. R.
pysznie si� bieli� � i mn�stwo ciekawych r�nego stanu ludzi. Ju� od po�udnia niemal
wszyscy w pogotowiu stoj�, g�odni, zzi�bli a niespokojni wysy�aj� na zwiady, czy kogo nie
wida� od strony Warszawy � a nie wida� nikogo.
Ale zyskali na tem �e si� tak przyjazd op�ni�, bo ten r�nobarwny t�um, nigdy si� lepiej
wydawa� nie m�g�, jak teraz przy pochodniach nocnych. Panowie �lachta w najbogatszych
swych strojach, konno, na dzielnych turczynach, �rebcach w�asnego stada, na kulbakach
poz�ocistych i rz�dach wysadzanych, w kontuszach i �upanach z �amy i wschodnich materyj,
u boku szable kameryzowane, na g�owach ko�paki sobole, pi�ra czaple, kity strusie, spinki
po�yskuj�ce. Niekt�rzy kobiercami perskiemi pookrywali dzianety, poupinali na g�owach
ko�skich czuby ze staro�wiecka i p�ki pi�r nawet przy ogonach ko�skich pos�dzali; drudzy
pofarbowali star� mod� grzywy i ogony bia�ym rumakom na pasowo. Za panami kt�rych
kupka l�ni si� od z�ota i drogich kamieni, �wieci si� barwy naj�wie�szemi, niemniej wspania�a
ci�ba pacho�k�w w strojach z w�gierska, z kozacka, z janczarska i od fantazii; a wszyscy
szumnie i bo za k�ty. Tu� i kareta pana wojewody i jego hajducy a s�u�ba; opodal szare i bure
stan�y w od�wi�tnych �witach gromady wiosek milcz�ce i zamy�lone; znowu w innej stronie
�cisn�li si� �ydzi w at�asowych i alepinowych �upanach, lisich szubach i sobolich czapkach,
nie�miej�c ich na g�ow� w�o�y�, w obec karety pana wojewody, cho� by�a pr�n�. Wszyscy
czekaj�c patrz�, wzdychaj�, a niekt�rzy ju� i kln� sobie po cichu? Jak komu do humoru.
Wys�ano z dziesi�ciu pos�a�c�w z rozkazem, �eby jak tylko uka�e si� kalwakata kr�lewska,
dawali zna� czwa�em, bo �lachta chcia�a na dalszym troch� wzg�rzu, u granicy wojew�dztwa,
powita� monarch�. Ale pos�anych ani
wida� ani s�ycha�. Nadje�d�aj�ce karety i dw�r podczaszynej, przerwa�y jednostajno��
oczekiwania; rozst�pi�a si� �lachta, wojewoda kt�ry si� grza� w izbie u komina, g�ow� przez
okno wysadzi�, jaka� otucha wst�pi�a w serca wszystkich.
� No, rzek� kto�, kiedy pani podczaszyna przyby�a, to nie bez racyi, ju� i Najja�niejszy
musi by� niedaleko.
Ale� bo zimno by�o czeka� doprawdy, a mr�z pod wiecz�r troch� sobie za nadto
pozwala�, jak na mr�z marcowy.
� C� tam s�ycha� panie cze�niku? Odezwa�a si�, ostro�nie tafl� u karety podnosz�c
podczaszyna, do naj-
bli�ej stoj�cego na koniu, w�satego i rumianego pana Styrpejki.
� JW. pani, wiater po uszach d�ga, wi�cej nic.
� A kr�l Jegomo��?
� Kr�l daleko JW. pani � B�g wysoko! A mr�z szeroko i g��boko.
� Cze�nik zawsze �artuje.
� Zw�aszcza kiedy zimno, odpar� ra�nie pan Styrpejko, bo czem�eby si� cz�owiek
rozgrzewa� je�li nie dobr� my�l�? I cze�nik pokr�ci� ogromnego obmarz�ego w�sa.
� Ale bez �artu, cze�niku, N. pan mia� by� o nas w G�uszy na godzin� czwart�! Czy
uchowaj Bo�e w drodze nie trafi�o si� jakie nieszcz�cie? Spyta�a cieniuchnym g�osem
podczaszyna przymru�aj�c oczki.
� Najja�niejszego pana poddani wsz�dzie wida� tak mi�uj� jak my, i nie �atwo mu si�
wyrwa�. Bogiem a prawd�, zm�wi�em ju� trzy Zdrowa� na t� intencye, �eby nas przybycie
Najja�niejszego koronata spu�ci�o z tej niewygodnej warty na mrozie, ale co� nie skutkuj�!
� Gdzie� pan wojewoda?
� Dobrze sobie poradzi�, rzek� cze�nik, grzeje si� u komina w izbie karczemnej, czekaj�c
j�zyka. Mo�eby i JW. pani nie zawadzi�o wej�� i troch� si� rozgrza�.
� Ale c� to jest? Spogl�daj�c na male�ki karne- ryzowany zegareczek, powt�rzy�a
podczaszyna, ju� sz�sta a tak si� ciemni!
Cze�nik tylko westchn��.
� I mr�z coraz to gorzej � doda� � a tu z konia zsi��� niepodobna�nu� dadz� zna�,
m�g�bym gramol�c si� po staremu chybi� N. Pana. Zm�wi� jeszcze trzy pacierze do �.
Antoniego; patrona rzeczy zgubionych.
Ledwie to wyrzek�, gdy siwy wysokiej i pi�knej postawy m�czyzna, w wielkiej delii
nied�wiedziej wysun�wszy si� z austeryi, przybli�y� si� do powozu. By� to pan wojewoda, ale
nie z owych to wojewod�w, kt�rych pradziadami byli cnych owych rycerzy dw�nastu, tak
dzielnie narysowanych w kronice Miechowity i Bielskiego;�tamtych potomkowie
spoczywali gdzie� pod marmurowemi trumien wiekami, po fundowanych przez si�
klasztorach i opactwach. Ten nowego autoramentu wojewoda, z nazwiska nie krajowiec, z
miny nie wojak, wypudrowany i wystrojony po wersalsku, cho� poddeptany a udaj�cy
m�odzika, pachn�cy, grzeczniuchny, delikatny, nie wiem coby by� pocz��, gdyby mu
doprawdy przysz�o ze �lacht� swoj� ci�gn�� na wojn� przeciw poganinowi.
Ju� zdaleka u�miecha� on si� do podczaszynej, jako sta�y wielbiciel jej wdzi�k�w, i zaraz
rozpocz�� francuzk� z ni� rozmow�, przez w p� otwarte okno karety. Cze�nik Styrpejko w�sa
kr�ci� w prawo i lewo, przys�uchuj�c si� tej paplaninie, kt�rej niewiele rozumia�, a tem wi�cej
nie lubi�.
� Mosanie J�drzeju, rzek� wreszcie zniecierpliwiony z cicha do s�siada o strzemi�, kt�ry
zawini�ty w wilczur� z�bami k�apa�, co raz to wypuszczaj�c nogi ze strzemion i w futrze je
podj�wszy zagrzewaj�c� niema co robi�, uczmy si� taki po francuzku!
� Co wa�� pleciesz mo�ci cze�niku! Wmo�ci bo zawsze �arty si� trzymaj�!!
� Ba! To nie �art! Ze wszystkiego wida�, �e taki na przysz�ym sejmie wypadnie
uchwa�a, aby wszystka �lachta inaczej jak po francuzku m�wi� si� nie wa�y�a � I jest racya!
� Ale� mr�z! Co za racya?
� Dalej widzisz wasze�, senatorowie �lachty nie b�d� rozumie�, a �e rycerstwo taki
zawsze m�odsi bracia, b�d� si� musieli starszym akomodowa�. S�ysz� jak pan wojewoda o
tem w�a�nie naradza si� z nasz� podczaszyn�. Oto�my wpadli w �apk� panie J�drzeju,
p�jdziemy na staro�� do szk� pod feru�� francuz�w.
� Czy wa�� w nogi nie marzniesz? Zapyta� pan J�drzej.
� Albo� co? Ja nie.
� Jakim�e sposobem ja, cho� buty mam wyporkami podszyte, kostniej� po kolana!
Zapyta� �lachcic. � Wszystkiemu temu winno �e wa�� po francuzku nie umiesz,
odpowiedzia� cze�nik seryo; gdyby� parle franse umia�, poszed�by� z wojewod�, podczaszyn�
i t� laleczk� podczaszycem, grza� si� w austeryi przy kominie.
Kareta podczaszynej ju� by�a podjecha�a pod wrota austeryi i pani wysi��� mia�a na
zaproszenie wojewody, gdy go�ci�cem da� si� s�ysze� tentent konia puszczonego czwa�em.
Oczy wszystkich zwr�ci�y si� w t� stron�, a g�os jaki� zawo�a�:
� Kr�l jedzie! Kr�l jedzie!
Nie jecha� jednak nikt jeno pos�aniec, kozak wojewodzi�ski, kt�ry dopad�szy do karety
pa�skiej zakrzykn��:
� Kr�l ju� o �wier� mili.
Rozruch si� sta� wielki � �lachta pocz�a si� szykowa� i naradza� g�o�no, reszta
zgromadzonych przybli�a� ku karczmie, wojewoda wskoczy� do swojej karety, a podczaszyna
postanowi�a pozosta� przy austeryi, oczekuj�c zbli�enia si� N. Pana.
� Panowie bracia! Przez okno powozu wychylaj�c upudrowan� g�ow�, zawo�a� z�� dosy�
polszczyzn� wojewoda � jedziemy wszyscy na spotkanie.
� Jedziemy! Jedziemy! Viritim, odpowiedziano g�sto, i t�gim wyci�gnionym k�usem,
cze�nik na przedzie na bu�anku, pop�dzili wszyscy w �cie�nionej kolumnie, niezwa�aj�c na
noc i grud�; przed niemi kil- ku kozak�w z kaga�cami bli�szym przy�wiecali, dalsi omackiem
i sprytem koni Mli si� za pierwszemi jak mogli. W drodze ju� napotkano p�kownika
S�omi�skiego, kt�ry wsz�dzie kr�la poprzedza� i konie dla niego zagotowywa�. Spytano go
jak daleko jeszcze kr�l, niedos�yszano odpowiedzi, i konni z karet� wojewody posun�li si�
dalej.
P�kownik przyby� tym czasem do austeryi, a podczaszyna cho� go nie zna�a, natychmiast
synowi poleci�a przywita�, a jednemu z dworskich do pa�acu przeprowadzi�.
� Kr�l daleko? Panie p�kowniku, zapyta� m�ody Alfier.
� O �wier� mili.
� C� go tak op�ni� mog�o?
� Z�amali�my ko�o u karety w kt�rej jedzie kr�l JMo�� z xi�dzem biskupem
Smole�skim, potrzeba by�o naprawia�.
� Mo�eby mo�na podes�a� powozy?
� Nie! Nie! Wszystko si� szybko u�atwi�o, N. Pan ju� si� zbli�a!
Te s�owa kt�re dosz�y uszu podczaszynej, wida� by�o �e na niej uczyni�y wielkie
wra�enie: serce zabi�o �ywo, oczy zab�ys�y, niespokojna spojrza�a w tafle karety szukaj�c w
niej zwierciad�a, chc�c go spyta� czy przesz�o�� powr�ci� mo�e, poprawi�a suknie i
westchn�a. Tym czasem cisza znowu do ko�a, ch�opi tylko spogl�dali to na cugi swej pani, to
na �yd�w z kt�rych si� po trosze �mieli, niewyjmuj�c nawet rabina, a Izraelici ztch�rzywszy
kompletnie, zbaldachymem i tortem zdawali si� mie� ochot� ukry� si� w krzaki. Na go�ci�cu
w dali miga�y blaski kozaczych kaga�c�w, a �e droga sz�a ci�gle pod wysok� dosy� g�r�,
�wiat�a zdawa�y si� unosi� w powietrze, a jad�cy za niemi �lachta, jak orszak duch�w w
ob�okach migali. Ciemna noc otacza�a wszystko, szparki ostry wiatr zadyma� ze wschodu;
oczy podczaszynej nieruchomie wlepione w stron� z kt�rej si� przybycia kr�la spodziewa�y,
machinalnie pogl�da�y gdzie� w dal,�my�l by�a gdzie indziej, w czarnej czy jasnej, ale �ywo
pami�tnej przesz�o�ci.
Kaga�ce wci�� unosi�y si� wy�ej, mala�y, drobnia�y, i ju� tylko miga�y jak gwiazdki
male�kie, a� z przeciwnej strony zab�ys�y �wiate�ka inne, razem zastanowi�y si� wszystkie...
Wiatr przyni�s� d�ugi
okrzyk, i kilka wystrza��w smugami czerwonawemi przer�n�y ciemno�ci. Widocznie
musia�y si� tam na g�rze zatrzyma� powozy, bo �wiat�a im towarzysz�ce nieruchomie p�on�y
w miejscu, podczaszyna ocz�w z tego nie zwr�ci�a widoku.
� M�j Bo�e! M�j Bo�e! M�wi�a t�skno w duchu do siebie � dwana�cie lat! Dwana�cie
lat! A tam tak si� zapomina pr�dko! Staro�cina Opecka, kasztelanka Mazowiecka,
wojewodzicowa M�cis�awska, i tyle innych, tyle, musia� zapomnie� � kto wie czy mnie
przypomni?
� Co oni tam robi� na g�rze? Doda�a g�o�no, zaczynaj�c si� niecierpliwi� � niezno�ny
ten gbur cze�nik prawi pewnie oracy� bez sensu i ko�ca. Czemu� biskup nie przerwie?
Czemu ju� nie jad�?
Nie postrzeg�a si�, jak sze�� karet nowych w tej chwili zastanowi�y si� przy jej powozie
przed austery� � by�y to panie z s�siedztwa, ju� oddawna zgromadzone i ubieraj�ce si� w
pa�acu, kt�re po d�ugiej tualecie dopiero w ostatniej chwili nadjecha�y, razem z podczaszyn�
kr�la powita�. Szczebiotanie tych po wi�kszej cz�ci m�odych i �wie�ych kobiet, kt�re si�
nagle ukaza�y do ko�a z okien karecianych, przerwa�o dumanie podczaszynej.
� A kr�l? A kr�l? Ozwa�y si� zewsz�d przyby�e � Madame! Comtesse! Et le Roi?
Te uparte dopytywania o kr�la z ust �wie�utkich, przykro zabrzmia�y w uszach
gospodyni, zdawa�o jej si�, �e wszystkie te twarzyczki, wcze�nie uzbroi�y si� w s�odziuchne
s�owa i u�miechy, aby jej wydrze� sp�jrzenie kr�la, aby go od niej odci�gn��.
� Que sais-je? Odpowiedzia�a niedbale, chowaj�c si� w g��b powozu swego.
I smutek osiad� na jej skroni � spu�ci�a g�ow�.
� O jak one wszystkie brzydko, bezwstydnie zalotne, zawo�a�a w duszy; dla tego �e to
kr�l, ka�da-by rada go sobie poci�gn��. My�l� tylko jakby go usidli�, jakby kupi� sobie tytu�
kochanki, a kto wie jakie tytu�y m�om! O to szkaradne! Szkaradne, cela souleve le coeur.
W�a�nie w chwili tego cnotliwego oburzenia, �wiat�a na dalekiej g�rze porusza� si�
zacz�y, nowy okrzyk wiatr przyni�s� i podczaszyna przej�ta mimowolnie wykrzykn�a;
� A! Kr�l jedzie! Kr�l jedzie!
Co si� tam dzia�o w karetach, opisywa� nie b�dziemy, ale to pewna, �e wszystkie panie
j�y stroje poprawia� i oczyma, brakn�cych na nieszcz�cie, szuka� zwierciade� � m��dsze
dr�a�y, starsze by�y zadumane, powa�ne ma trony wzdycha�y.
Gromady wiejskie ustanowi�y si� zaraz pod przewodnictwem so�tys�w z obu stron wjazdu
do alei wiod�cej ku domowi, na prz�d wyst�pili starzy powa�ni gospodarze z chlebami,
�ydowski kaha� zawsze z baldachymem, korzystaj�c z zaj�cia tego stanowiska przez
wie�niak�w, wysun�� si� przed nich, z wyra�nym zamiarem, wzi�cia kroku przed kmieciami.
Szmer dal si� s�ysze� w ci�bie, kilka podnios�o si� g�os�w, pocz�to traktowa�, gdy wtem
o staj� ju� zagorza�y �wiat�a, zat�tnia� go�ciniec i powozy kr�lewskie szeregiem id�ce,
ukaza�y si� na go�ci�cu. �ydzi utrzymali si� przy zdobytym fortelem placu, podcza- szyna i
syn jej wyskoczyli z karety na podes�ane im nied�wiedzie, przez hajduk�w rzucone. � Kr�l!
Kr�l! Wo�ali ju� wszyscy. Jako� na ten raz nie omyli�y si� wykrzyki, i Najja�niejszy Pan w
istocie zbli�y� si� jad�c w karecie z xi�dzem biskupem Smole�skim.
IV,
Poprzedzali go w mniejszym powozie jenera� Komarzewski z adjutantem J. K. Mo�ci
panem Arnoldem Byszewskim, owym to s�awnym handlarzem koni, co si� potrafi� dobi� z
ma�ego s�ugi najwi�kszych �ask i zaszczyt�w; potem jecha� ksi��e J�zef karet� kr�la, dalej
podkomorzy Bra�ski z drugim adjutantem i d�ugi szereg powoz�w � dw�r, przybocznych,
kancellary�, garderob� i s�ugi w sobie mieszcz�cych. Orszakowi towarzyszy�a �lachta konno,
oddzia� wojewodzi�skiej dwornej milicyi, kilku wy�szych urz�dnik�w ziemskich i liczne
poczty pan�w, kt�rzy od wojew�dztwa do wojew�dztwa kr�la przeprowadzali i otaczali.
Stanis�aw-August, przywyk�y ju� do podobnych po drodze swej atencyj, bo go te
spotyka�y kilka razy co dzie�, zobaczywszy �wiat�a, illuminacy�, karety pa� i stoj�ca, na
drodze ca�� linj� wystrojonych kobiet, rozkaza� zatrzyma� si� powozom. A cho� mu si� nie
bardzo wysiada� chcia�o, pe�en zawsze galanterji dla p�ci pi�knej, wysiad� z X. biskupem
Smole�skim naprzeciw podczaszynej, i uprzedzaj�c kilku s�owy francuzkiemi nadzwyczaj
uprzejmie j� pozdrowi�.
Na twarzy podczaszynej zna� by�o wielkie wzruszenie, podobne do silnego i
prawdziwego uczucia� niespokojnie zwr�ci�a oczy na kr�la w�r�d komplementu
francuzkiego, kt�rym go tak�e wita�a, i dr��c� r�k� wskaza�a na syna, przykl�kaj�cego do
uca�owania podanej �askawie r�ki kr�lewskiej.
� Najja�niejszy Panie, odezwa�a si� � jest to potomek rodziny, kt�ra zawsze s�u�y�a
wiernie tronowi W. K. Mo�ci� pragn�cy tak�e krew sw� przela�, by dowie�� �e si� od niej
nie odrodzi�.
� Dzi�ki Bogu, z u�miechem odpar� Stanis�aw-August, przypatruj�c si� z zaj�ciem
pi�knemu m�odzie�cowi, kt�ry ca�y zarumieniony z ziemi powstawa��nie �yjemy w czasach
w kt�rychby ofiary krwawe by�y potrzebne. Syn pani niech mi tylko obyczajem przodk�w da
serce swe, a innej ofiary, da B�g, nie b�d� wyci�ga� od niego.
� To serce mia�e� ju� i masz. Najja�niejszy Panie! Bo wszystkie twych poddanych do
ciebie nale��! Rzesko i przytomnie odezwa� si� Alfler.
Kr�l �agodnie si� na to o�wiadczenie u�miechn�� pogl�d�j�c na matk� i syna, a �e
wypada�o mu