15380

Szczegóły
Tytuł 15380
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15380 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15380 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15380 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

O CD a DO es WSPOMNIENIA WIĘŹNIÓW KL AUSCHWITZ Wydawnictwo „Slqsk" Wyboru wspomnień dokonali: Jan Przewlocki Tadeusz Sobolewicz Aleksander Widera Opracowała: Zofia Stochowa Obwolutą i okładkę projektował: Henryk Bzd-ok ISBN 83-216-0164-2 MIMIKA B1BU0TKM PU8ŁICZM w Zabrzu ZN. KLAS. 3H\ NR 1NW. © Copyright by Wydawnictwo „Śląsk" Katowice 1980 SPIS TREŚCI Przedmowa — Tadeusz Sobolewicz.......... 7 Wstęp — Kazimierz Smoleń............ 11 Oni byli pierwsi — Eugeniusz Cyba......... 19 Rok 1940 w oświęcimskim obozie zagłady — Jerzy Pozimski ... 24 Garść wspomnień więźnia K.L Auschwitz — Władysław Plaskura . 75 „Noc Wiejowskiego" — Artur Krzetuski........ 83 Więźniarskiej doli trzy rozdziały — Tadeusz Sobolewicz .... 86 Z Montelupich do Oświęcimia — Kazimierz Tymiński..... 103 Stehbunker — Ryszard Kordek........... 112 Moje skrzypce — Franciszek Stryj........ . 124 Obozowe wspomnienia matki — Jadwiga Zasępa...... 142 Za drutami Brzezinki — Helena Wlodarska....... 166 Nigdy tego nie zapomnę — Aleksander Widera...... 176 To nie może się powtórzyć — Róża Jeleń-Chroń...... 206 Nasza ucieczka — Aleksander Martyniec........ 224 Oświęcim—Natzweiler—Ravensbriick—Oranienburg — Janina Smutek 230 Tylko nielicznym to się udało — Stanisława Gąskowa . . . . 235 Ewakuacja — Włodzimierz Borkowski......... 242 PRZEDMOWA Według ustaleń Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce można stwierdzić, że w okresie rządów Hitlera — a więc od r. 1933 do 1945 — działało w Europie co najmniej 11 500 obozów, podobozów, więzień, gett i obozów jenieckich, w tym na samych ziemiach polskich istniało około 3890. W obozach tych osadzano obywateli z 30 różnych krajów europejskich i pozaeuropejskich. W systemie hitlerowskiego ludobójstwa zorganizowano na ziemiach polskich dwa największe koncentracyjne obozy zagłady: Oświęcim-Brzezinka i Lublin-Majdanek. Oświęcim utworzono początkowo jako centralny obóz koncentracyjny dla ludności polskiej z Polski południowej i ze Śląska. Jako pierwszych osadzono tam w czerwcu 1940 r. Polaków — więźniów politycznych z Tarnowa, Wiśnicza, Katowic i Sosnowca. Przemoc, gwałt i terror, jakie zapanowały od pierwszych dni okupacji hitlerowskiej w Polsce, spotkały się z gwałtownym sprzeciwem i oporem znacznej części społeczeństwa polskiego. Pierwsze podziemne organizacje ruchu oporu, powstające na terenie tzw. Generalnego Gubernatorstwa i na terenie ziem przyłączonych do Rzeszy, a więc Śląska, Wielkopolski i Pomorza, oparły swą działalność przede wszystkim na kadrze byłych wojskowych — uczestników obronnej wojny w r. 1939 — włączając w konspiracyjny nurt walki 0 przywrócenie Polsce niepodległości wszystkie żywotne siły narodu. Na Śląsku i w Zagłębiu, ziemiach zahartowanych w walce 0 polskość w poprzednich okresach historycznych, działało kilka I konspiracyjnych organizacji, m.in. ,,Ku Wolności" (później Polski Związek Wolności), TON (Tajna Organizacja Niepodległościowa), OZNP (Obóz Zjednoczenia Narodu Polskiego), POP (Polska Organizacja Partyzancka), ZWZ (Związek Walki Zbrojnej, później AK) i GL PPS, a potem, od 1942 r. PPR (łącząca Związek Patriotów Śląskich i Przyjaciół Związku Radzieckiego), ponadto w samym Zagłębiu „Orzeł Biały". Członkowie tych organizacji, działając z wielkim zapałem i ofiarnością (gromadzenie broni, tajna prasa sabotaże etc.) w szczególnie trudnych warunkach, nie mieli jednak często dostatecznego doświadczenia w pracy konspiracyjnej i w wielu przypadkach — na skutek działań represyjnych szeroko rozwiniętego systemu policyjnego okupanta, a zwłaszcza sieci konfidentów Gestapo — dostawali się do więzień i obozów. Przekonującym dowodem patriotyzmu Ślązaków był ich liczny udział w tych organizacjach', a fakt, że tylko w grudniu 1940 r. okupant aresztował przeszło 400 członków katowickiej grupy PZW i POP, sam mówi za siebie. Wielu, bardzo wielu Ślązaków i mieszkańców Zagłębia znalazło się w obozach koncentracyjnych, w tym znaczna ich część w największym obozie zagłady — w Oświęcimiu-Brzezince. Nie wszyscy wrócili, większość zamordowano. Wymowa ogólnej "statystyki jest jednoznaczna: przez hitlerowskie obozy przeszło około 18 milionów więźniów i jeńców wojennych, a zginęło co najmniej 11 milionów, tzn. 61% ogółu. W obozach i ośrodkach zagłady położonych tylko na ziemiach polskich, a zwłaszcza w Oświęcimiu-Brzezince, Majdanku, Stuttho-fie, Gross-Rosen, Treblince, Bełżcu i Sobiborze, na ogólną liczbę 7 330 000 więźniów wymordowano 6 425 000, tzn. 88%. ' Nasuwa się więc pytanie — kto wobec tego przeżył? Odpowiedź historyków brzmi: na każdych 100 więźniów deportowa-, nych do hitlerowskich obozów tylko 10 doczekało końca II wojny światowej, z czego zaledwie 5 osób żyło w dwadzieścia lat po wyzwoleniu. A ilu żyje dzisiaj, 35 lat po wyzwoleniu? Trudno na to do-Uładnie odpowiedzieć. Trudno ująć w cyfry statystyczne tych wszystkich Ślązaków i mieszkańców Zagłębia, którzy doczekają kolejnej rocznicy oswobodzenia z obozu. Zbyt szybko umierają. Znacznie wcześniej niż ich rówieśnicy nie dotknięci potworną chorobą obozową. Wystarczy sięgnąć pamięcią 30 lat wstecz, kiedy żyli i działali, już po wojnie, w środowisku byłych więźniów na Śląsku S. Nogaj, S. Pawliczek, J. Kwietniewski, A. Cieślik, W. Szczypa, W. Kolonko i wielu innych, długoletnich więźniów Oświęcimia czy Mauthausen. Mając na uwadze te fakty, środowisko byłych więźniów politycznych obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, które od r. 1949 skupia się wokół Zarządu Wojewódzkiego Związku Bojowników o Wolność i Demokrację w Katowicach (do r. 1949 w Polskim Związku Byłych Więźniów Politycznych), postanowiło uratować garść wspomnień z tych czasów pogardy, aby przyszłe pokolenia Polaków, żyjące na Śląsku i w Zagłębiu, nie zapomniały o gorzkiej lekcji historii swego kraju, o ofiarnej, bohaterskiej walce o Polskę, jaką musieli stoczyć z wrogiem ich ojcowie. Różne to są wspomnienia, tak jak różne były koleje losu poszczególnych więźniów obozu koncentracyjnego. Ale wszystkie mówią <) jednym — o nieludzkim poniżeniu godności człowieka, o niewypowiedzianych cierpieniach. Większość ocalałych więźniów, nie tylko Oświęcimia — czas-, to uczestników obozowego ruchu oporu — pomimo chorób, a nieraz i kalectwa stanęła po wojnie wraz z innymi do trudnej pracy nad odbudową zniszczonego kraju. Wielu z nich to ludzie, którzy obok ogromnego zaangażowania w pracy zawodowej należeli lub jeszcze należą do czynnych działaczy naszego Związku. Wśród nich warto przypomnieć takich działaczy, jak: R. Stachoń, J. Mi-kusz, S. Nowak, J. Gałaś, S. Łuniewska, M. Kurcjuszowa, K. Po-piołek, L. Monsiorowski, A. Sułowski, E. Poliński, J. Kachel, 1. Rokoszny, W. Targalski, A. Widera. Zbiór niniejszych wspomnień jest przypomnieniem, losów więźniów oświęcimskiego obozu koncentracyjnego, którzy na terenie Śląska i Zagłębia działali, walczyli i pracowali — lub jesz-sze pracują. , Jest to równocześnie jeszcze jednO^świadectwo prawdy o zbrodniach, które nie mogą się przedawnić, kolejna próba ostrzeżenia tych, którym się wydaje, że świadkowie — nie pamiętają. Ręka sprawiedliwości powinna dosięgnąć wszystkich obozowych katów. W 35 rocznicą oswobodzenia oświęcimskiego obozu zagłady przedstawiciele środowiska byłych więźniów politycznych tego obozu poświęcają niniejszą pracę tym, co tam męczeńsko zginęli. Tadeusz Sobolewicz przewodniczący Wojewódzkiej Komisji Byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych przy ZW ZBoWiD-u w Katowicach WSTĘP Hitlerowcy, wkraczając do polskich miast, opuszczonych już przez naszych żołnierzy, nie spodziewali się żadnego niebezpieczeństwa ze strony ludności, która — jak twierdzili —- czekała na oswobodzenie. Zaskoczył ich zatem opór patriotów polskich na Śląsku, powstańców oraz młodzieży. Ta młodzież śląska, która przed dwudziestu laty, jeszcze w kolebce będąc, słyszała strzały; trzech powstań, pragnęła zadokumentować swoją polskość, patriotyczną postawę. Wierna wpojonym przez ojców i matki za-1 sadom — „nie rzucim ziemi, skąd nasz ród", broniła bohatersko polskiej ziemi śląskiej z budynków hali targowej w Chorzowie; /, gmachu teatru w Katowicach, ginęła w parku Kościuszki, pada-1 la rozstrzeliwana na boisku sportowym w Załężu. Walczyła obok swych ojców powstańców, jakby chcąc w ten sposób udowodnić historyczną ciągłość polskości Śląska. Tragiczne to były chwile, po których mogły nastąpić dni zwątpienia. Tak się jednak nie stało. Nie zamilkły strzały broniących się żołnierzy polskich na Westerplatte, opierała się jeszcze przeważającym siłom wroga twierdza w Modlinie, broniła się bohatersko Warszawa, a już na Śląsku kiełkowały zapewne pierwsze myśli o zorganizowaniu ruchu oporu przeciwko znienawidzonemu najeźdźcy. Nie był to ruch ujednolicony i na pewno nie posiadał jeszcze dostatecznych form organizacyjnych. Nowe nadeszły czasy, odmiennie działał wróg, trzeba było inaczej z nim walczyć. Nie można się było oprzeć na formach tworzonych przez powstańców po pierwszej wojnie światowej. Warunki wymagały o wiele głębszej działalności konspiracyjnej, 111 której nie wykryłyby wyspecjalizowane oddziały hitlerowskiej tajnej policji państwowej, osławionej Geheime Staatspolizei. Ludność polską, a w szczególności młodzież śledziła pajęcza sieć hitlerowskich agentów. Gdy po skonfiskowaniu radioodbiorników Polacy pozbawieni zostali wiadomości podawanych przez radiostacje alianckie, podziemne organizacje prowadziły nasłuch, drukując i kolportując nielegalnie otrzymane tą drogą wiadomości w postaci pierwszych gazetek — „Zryw" i „Świt". Jedną z nich, mającą format pocztówki, wydawano w formie fotokopii, co ułatwiało jej rozpowszechnianie, a także — jeśli to się okazało konieczne----ukrycie lub zniszczenie. Polska ludność Śląska, mimo złych warunków materialnych, w jakich się znalazła (większość Polaków zwolniono z pracy i skazano na pobieranie zasiłku dla bezrobotnych), przekazywała przez konspiracyjnych kolporterów datki na działalność przeciwko okupantowi. Chociaż tajne organizacje polskie (Polska Organizacja Partyzancka, Siły Zbrojne Polskie) skupiały przede wszystkim młodzież, wielu działaczy okresu międzywojennego służyło młodym swą radą i doświadczeniem, podtrzymując w nich patriotyczny zapał do walki z hitlerowcami. Fakt ten jest tym bardziej godny odnotowania, że w opracowanej jeszcze przed wybuchem wojny specjalnej książce gończej, tzw. Sonderfahndungsbuch, umieszczono około 1300 nazwisk działaczy plebiscytowych, byłych uczestników powstań śląskich, członków organizacji polskich (harcerstwa, Sokoła itp.), jak również księży. Uwięziono ich w ogromnej większości natychmiast po wkroczeniu do Polski, innych aresztowano sukcesywnie aż do połowy 1940 r. Szczególnie terrorystyczną działalność prowadziły grupy operacyjne hitlerowskiej policji bezpieczeństwa. Znane są okrucieństwa hitlerowskie popełnione na Polakach ze Śląska, aresztowanych i osadzonych w obozach zbiorczych (Nieborczyce, Sośnica, Skrochowice pod Opawą). Ślązaków osadzano we wszystkich więzieniach rejencji katowickiej, w Katowicach, Lublińcu, Tarnowskich Górach, Chorzowie, Rybniku, Bielsku, Cieszynie, Pszczynie, Mikołowie, Bytomiu, Będzinie, Żywcu. Wielu działaczy polskich ze Śląska wysyłali 12 hitlerowcy już wówczas do obozów koncentracyjnych w III Rzeszy. Wszystkie więzienia na terenie rejencji katowickiej były przepełnione, przekraczając często 2-, a nawet 3-krotnie normalną pojemność. Wskutek alarmujących raportów funkcjonariuszy zarządzających tymi więzieniami hitlerowcy liczyli się z koniecznością zbudowania nowych więzień policyjnych w Katowicach i Chorzowie lub w Świętochłowicach i Sosnowcu. W jednym z pism (z dnia 20 marca 1940 r.) prezydent rejen-< ji katowickiej Springorum pisał: „Przypuszczam, że wśród więźniów policyjnych jest wiele osób skierowanych na polecenie Taj-r-j Policji Państwowej, których trzeba traktować jako więźniów eweneyjnych. Wiadomo mi, że tutejsza placówka Policji iństwowej zabiega od dłuższego czasu o to, aby więźniów skiero-anych przez nią do tutejszych więzień przenieść możliwie jak ijszybciej do obozu koncentracyjnego. Warunkiem do tego jest jednak zawsze odpowiednie skierowanie ze strony Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy w Berlinie. Niezależnie od tamtejszego pisma porozumiewałem się wielokrotnie z tutejszą placówką Policji Państwowej w celu jak najszybszego odtransportowania tutejszych więźniów prewencyjnych do przeznaczonych dla nich obozów koncentracyjnych, musiałem się jednak przekonać, że w chwili obecnej realizacji tego życzenia przeszkadzają poważne trudności techniczne. Przypuszczam jednak, że niebawem będzie można wydawać pospieszne decyzje o kierowaniu więźniów prewencyjnych do obozów koncentracyjnych także w rejencji katowickiej, co spowoduje poważne odciążenie tutejszych więzień." * Pod koniec marca 1940 r. zorganizowano w Sosnowcu przy ul. 1 Maja (w halach fabryki Schóna) obóz przejściowy (Durch-t/iingslager), do którego zwożono transportami samochodowymi Sl.jzaków z wymienionych już więzień sądowych i policyjnych. Hala, w której mieścił się obóz, była rozgrodzona drutem kolczastym na trzy odcinki. Więźniowie leżeli na wspólnej pry-i /,y-podium, zasłanej słomą. Dowódcą załogi tego obozu (SS Son-ilrrkommando Sosnowitz) był SS Sturmbannfiihrer Rudolph, . i kierownikiem SS, Untersturmfuhrer Gruner. * Alfred Konieczny: Uwagi o początkach obozu koncentracyjnego Oświęcimiu, „Zeszyty Oświęcimskie" 1970, nr 12, s. 18. 13 Przyjęcie do obozu poprzedzało tzw. Begriissung (powitanie J< ¦ Polegało ono na tym, że około 15 strażników biło równocześnie każdego więźnia. Po tym „powitaniu" każdy więzień był posiniaczony na całym ciele, nie wyłączając twarzy. Pierwszą dobę spędzali pobici więźniowie leżąc na brzuchu na betonowej podłodze, bez prawa poruszania się. Następnego I dnia przepędzano ich na pryczę-podium, gdzie również musieli I leżeć cały czas na brzuchu. Zakazane były wszelkie rozmowy; a więźnia, którego szept dosłyszany został przez strażnika, karano wykonywaniem wyczerpujących ćwiczeń (podskoki w przysiadzie), bijąc go kolbą karabinu lub kopiąc. - W dniach przywożenia nowych transportów Polaków z różnych więzień Śląska konwojujący gestapowcy wpadali do hali i maltretowali więźniów, zmuszając ich do czołgania się i wykonywania przysiadów, kopiąc ich i bijąc pejczami. W dniu 22 czerwca 1940 r. z obozu przejściowego w Sosnowcu wysłano część więźniów do istniejącego już obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Następnie, w kilkudniowych odstępach aż do 6 lipca, wywieziono pozostałych więźniów, osadzając ich również w obozie oświęcimskim. Otrzymali oni numery od 1072 do 1342. W sosnowieckim obozie pozostało jedynie kilku Żydów i sądzić należy, że uległ on likwidacji. Stosunkowo obszerna wzmianka o sytuacji Polaków na Śląsku w pierwszych miesiącach po zakończeniu w Polsce działań wojennych we wrześniu 1939 r., a więc do czerwca 1940 r., podyktowana jest następującymi względami: — przedstawione fakty świadczą niezbicie o patriotycznej postawie całego społeczeństwa śląskiego, a w szczególności młodzieży; — masowe aresztowania i mordowanie Polaków na Śląsku miało charakter zarówno terrorystyczny, jak i eksterminacyjny. Nawiązując do bogatej korespondencji hitlerowskiej w sprawie rozładowania przepełnionych więzień na Śląsku, trzeba zwrócić igę przede wszystkim na te pisma władz hitlerowskich, w któ- uwa rych zapowiada się zlikwidowanie ówczesnego stanu przez utworzenie nowego obozu koncentracyjnego. Pierwszą taką wzmiankę znajdujemy w uwadze zamieszczonej w piśmie majora Overbecka, dowódcy żandarmerii rejencji katowickiej z dnia 20 listopada 1939 r., a wynika z niej, że „bę-/ dzie na początku stycznia 1940 r. uruchomiony obóz". * Sama uwaga pochodzi z 18 grudnia 1939 r. Pozwoliło to przypuszczalnie majorowi Overbeckowi zredagować pismo okólne z dnia 28 grudnia 1939 r., w którym następująco informuje podległe mu placówki żandarmerii: „W ostatnim okresie skarżono się na to, że z powodu przepełnienia więzień przekazywanie aresztowanych osób było związane z kłopotami. W związku z tym informuję, iż stosownie do złożonego mi zapewnienia ma powstać po Nowym Roku specjalny obóz dla odciążenia więzień." Również szef Głównego Urzędu SS (SS-Hauptamt) w piśmie dnia 25 stycznia 1940 r. zawiadamia Reichsfuhrera SS, Heinri-iha Himmlera, że według meldunku SS-Gruppenfuhrera Ericha 'on dem Bach-Zelewskiego \wyższy dowódca SS i policji we Wrocławiu): t„... wkrótce obok Oświęcimia zostanie urządzony obóz, który jest pomyślany jako rodzaj państwowego obozu koncentracyjnego". ** Powyższa decyzja miała najprawdopodobniej ścisły związek przyczynowy z zawiadomieniem, wysłanym 21 lutego 1940 r. do Himmlera przez SS-Oberfilhrera Gliicksa, o inspekcji na terenie dawnych polskich koszar w Oświęcimiu, które — po wykonaniu w nich pewnych robót budowlanych — będą się nadawały na obóz kwarantanny, jeśli zalecone przez szefa policji bezpieczeń-«twa pertraktacje w sprawie odstąpienia tego obiektu przez Wehr-mncht dobiegną końca. Szef sztabu Nadodcinka SS Południowy Wschód, SS-Brigade-litlirer Rauter, depeszą z 8 kwietnia 1940 r. zawiadomił prezy-dtuta rejencji w Katowicach, że SS-Gruppenfuhrer von dem Mach-Zelewski kazał poinformować, iż generał lotnictwa Halm wyraził ostatecznie zgodę na wydzierżawienie obozowi terenu byłych koszar polskich w Oświęcimiu. Warszawa 1977, .. H. 14 1S W dziesięć dni później (18—19 kwietnia 1940 r.) przebywała w Oświęcimiu kolejna komisja, której przewodniczył kierownik obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, Rudolf Hoss. Członkowie komisji spotkali się we Wrocławiu z inspektorem policji • bezpieczeństwa ii służby bezpieczeństwa, SS-Oberfilhrerem Arpa-dem Wigandem, zapoznając się z jego projektem zorganizowania w Oświęcimiu przejściowego obozu kwarantanny dla więźniów polskich przed skierowaniem ich do obozów koncentracyjnych, i zlokalizowanych na terenie III Rzeszy. Treść meldunku z przeprowadzonej inspekcji, jak i konieczność rozładowania przepełnionych więzień na Śląsku spowodowały wydanie przez Himmlera rozkazu (27 kwietnia 1940 r.) założenia w Oświęcimiu obozu koncentracyjnego, którego komendantem (w dniu 4 maja 1940 r.J mianowano SS-Hauptsturmfuh-rera Rudolfa Hossa. Pierwszymi jednak więźniami KL Auschwitz w Oświęcimiu byli więźniowie polityczni, przywiezieni z więzienia w Tarnowie 14 czerwca 1940 r. w liczbie 728 osób, którzy otrzymali numery; obozowe od 31 do 758. * Ponieważ obiekty dawnych koszar nie były jeszcze uporządkowane, umieszczono ich w pobliskich budyń- i kach dawnego Monopolu Tytoniowego. Dopiero drugi transport ; Polaków, z więzienia w Wiśniczu, a w kilka dni po nim więźniowie polityczni ze Śląska (z obozu w Sosnowcu) osadzeni zostali w budynkach byłych polskich koszar, które weszły w późniejszy ' ścisły zespół budynków, tworzących obóz macierzysty KL Auschwitz. Przypuszczać więc należy, że sprawa utworzenia obozu w Oświęcimiu stała się dla hitlerowskiego okupanta koniecznością wynikającą z terroru stosowanego nie tylko na Śląsku, lecz także wobec Polaków z Generalnej Guberni. Znajduje to potwierdzenie we wspomnieniach, napisanych przez pierwszego komen-i danta KL Auschwitz, Rudolfa Hossa, który uznał Arpada Wigan-j da wraz z von dem Bach-Zelewskim za inicjatorów koncepcji , utworzenia obozu w Oświęcimiu. Twierdzi on, że motywacją tej koncepcji już w 1939 r. był wzmagający się polski ruch oporii * Numery od 1 do 30 otrzymali przestępcy kryminalni, więźniowie niemieccy, których z obozu w Sachsenhausen przywiózł do Oświęcimia 20 maja 1940 r. Rappottfiihrer Gerhard Palitzsch. 16 na Śląsku i w Generalnej Guberni, którego zwalczanie musiało pociągnąć za sobą falę masowych aresztowań. KL Auschwitz założyli hitlerowcy na terenach zamieszkałych przez patriotyczną ludność polską, która mimo stosowanych wobec niej represji, osadzania w więzieniach i obozach, przez cały czas okupacji brała czynny udział w ruchu oporu. Mimo skoncentrowania na tym obszarze stosunkowo poważnych sił (SS, policji i wojska) ruch oporu nasilał się z biegiem lat. Działając w pobliżu KL Auschwitz (Beskid Śląski) grupy partyzanckie były tym czynnikiem, który umożliwiał rozwój akcji zarówno wewnątrz obozu, jak i na terenie przyoboizowym. Pisał o tym komendant Rudolf Hoss w liście skierowanym do inspektora obozów koncentracyjnych, w którym stwierdził, że „okoliczna ludność jest fanatycznie polska",, a więzień-uedekinier z obozu uzyska schronienie w każdej polskiej zagrodzie. Jak już wykazano, wśród pierwszych więźniów KL Auschwitz znaleźli się Polacy ze Śląska, przeważnie gimnazjaliści lub studenci. Średnia ich wieku oscylowała przypuszczalnie między 22 a 25 rokiem życia. Prawie nazajutrz (we wrześniu 1940 r.) po osadzeniu w obozie większość tych więźniów skierowano na polecenie placówki Gestapo w Katowicach do karnej kompanii, gdyż powrót ich do miejsc zamieszkania był — według stwierdzenia tej placówki — niepożądany (unerwiinscht). Oznaczało to, że tnieli być unicestwieni. Ich liczba szybko rosła. Wielki transport więźniów ze Śląska w grudniu 1940 r. powiększył trzykrotnie liczbę osadzonych w obozie Ślązaków. Przywożono także Ślązaków aresztowanych za działalność w ruchu oporu na terenach Generalnej Guberni (/. Krakowa, Radomia, Kielc). W obozie nie tworzyli oni grupy odosobnionej, współpracując z towarzyszami niedoli, pomagając im w miarę możliwości i zyskując ich zaufanie. W czerwcu i sierpniu 1942 r. władze obozowe przeprowadziły 1 ic/ne egzekucje, w których rozstrzelano wielu Polaków z róiżnych okolic Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego. Tak zginęli bracia Mierze-jewscy, Czajorowie, Mularczyk, Murłowski, Świerszcz, Mlostek i wielu, wielu innych. Numery 17 Pod ścianą straceń, na podwórzu bloku 11, prawie każdego miesiąca rozstrzeliwano r.lązaków, skazanych przez policyjny sąd doraźny przy Gestapo w Katowicach, któremu przewodniczyli kierownicy tej placówki: dr Mildner i Thiimmler. Tak więc w oświęcimskiej hekatombie wielki jest udział krwi patriotów ze Śląska. Ginęli oni również w innych hitlerowskich obozach koncentracyjnych, w więzieniach i w publicznych egzekucjach, przeprowadzanych przez okupanta hitlerowskiego w różnych miejscowościach śląskich. Za słuszną więc należy uznać decyzję Wydawnictwa „Śląsk" opublikowania zbioru relacji, napisanych przez szesnastu autorów, byłych więźniów politycznych KL Auschwitz i innych obozów koncentracyjnych. Relacje te, wolne na ogół od momentów emocjonalnych, czynią ukazywaną przez nich ponurą rzeczywistość tym bardziej wstrząsającą. A tę prawdę trzeba utrwalać dla przyszłych pokoleń, by nie poszły w zapomnienie zbrodnie, jakich nie zna historia. Kazimierz Smoleń dyrektor Państwowego Muzeum w Oświęcimiu-Brzezince I Eugeniusz Cyba * ONI BYLI PIERWSI Tarnów 14 czerwca 1940 r., godzina 5 rano. Dzień zapowiada Nie. pogodny, słoneczny. Przed żydowską łaźnią ustawiają esesmani w piątkowej kolumnie 728 więźniów z tarnowskiego więzienia. Twarze ziemistoszare, wymęczone. Brudne, wymięte mundury wojskowe, wytarte bluzy, zniszczone jesionki, góralskie spodnie, sutanny, brązowe habity zakonne, granatowe mundurki ł.;itnnazjalne. Więzienie w Tarnowie byłą punktem zbornym, gdzie Niemcy zebrali z więzień Sanoka, Jasła, Krosna, Rzeszowa, Sącza, Zakopanego i Krakowa Polaków uwięzionych w okresie od września 1939 do czerwca 1940 r. Większość więźniów zebranych przed łaźnią to młodzież i. całej Polski: studenci, podchorążowie, robotnicy i ci najmłodsi ~- harcerze, gimnazjaliści. Pokazują z chłopięcą dumą ukryte przed Gestapo harcerskie krzyże. Nieśli je jako symbol walki /. okupantem, chcieli je przenieść przez granice do Francji, do nrmii gen. Sikorskiego: W deszczowe jesienne dni i noce, w zimowe zadymki i mrozy I!t.'J9 i 1940 r., bez broni, przewodników, kontaktów organizacyjnych, jedynie z mapami, często wyrwanymi z atlasów szkolnych, głodni, zmarznięci, brnęli w metrowych zaspach śnieżnych karpackich gór. Szli na Węgry przez Słowację, przekraczali granicę w Zakopanem, Piwnicznej, Komańczy. Pragnęli dotrzeć do Fran-< ii. Krwawili z ran, wydawani w łapy Gestapo przez nacjonalis- • Notki biograficzne autorów wspomnień zamieszczono na końcu Kli|/ki (przyp. red.). 19 tów ukraińskich i słowacką „Hlinkową Gardę". Zapełniali ponure cele więzień. Codziennie zbitych, skrwawionych chłopców przynoszono z Gestapo do cel. Tam towarzysze ostrożnie układali zmasakrowane ciała na podłodze. Zapuchłe, zmiażdżone wargi szeptały: „Nikogo nie wydałem... nic nie powiedziałem... sukinsynom!" Reszta więźniów zgromadzonych przed łaźnią to starsza wiekiem grupa działaczy robotniczych, adwokaci, inżynierowie, nauczyciele, księża, zakonnicy. Pierwsi organizatorzy i członkowie pierwszych organizacji konspiracyjnych, powstałych natychmiast, gdy umilkły ostatnie strzały kampanii wrześniowej. Rano 14 czerwca, ustawieni w kolumnie piątkowej, otoczeni gęstym kordonem uzbrojonych esesmanów i policji, ruszyli ulicami Tarnowa w kierunku dworca. Ulice puste, wymarłe. Niemcy ogłosili — pod karą śmierci — zakaz otwierania okien i przebywania na ulicach. Cisza, tylko głucho dudnią buty kolumny. Wydaje się, że miasto śpi, ale Tarnów czuwa. Za szybami, za firankami smutne twarze, ledwo widoczne ruchy rąk. Znaki pożegnania, pocieszenia, współczucia. W pewnym miejscu, zza rogu ulicy, wybiegła na chodnik staruszka cała w czerni. Rozwiane siwe włosy, czarna chusta. W wyschniętej twarzy ogromne, gorejące oczy. Przystanęła przed zbliżającym się esesmanem, oddychała ciężko. Wyciągnęła spod chusty paczkę, wskazując na maszerujące szeregi. Młody, dobrze wypasiony esesmański byczek nawet nie zwolnił kroku. W marszu, z rozmachem, rąbnął kolbą karabinu białą głowę staruszki. Upadła, na chodnik rozsypały się: cebula, chleb, smalec. Jęk rozległ się wśród szeregów. Kolumna maszerowała dalej, szła ulicą Krakowską, pod wiaduktem, na dworzec. Na bocznicy czekał pociąg. Wśród ryków i bicia załadowano więźniów do wagonów. Młodsi szeptali między sobą, myśleli o ucieczce. Niestety, było to niemożliwe. W drzwiach każdego przedziału stał esesman z bronią gotową do strzału. Na korytarzach rozstawiono dodatkowe posterunki. Na krakowski dworzec wjechał transport w samo południe. Kraków witał więźniów hejnałem z wieży Mariackiej. Nie prze- 20 •••/.uwali, że wielu z mich nigdy go już nie usłyszy. Z przerażeniom ujrzeli więźniowie ogromny biały napis na rozwieszonym czerwonym płótnie: Paris genommenl Rozpacz ogarnęła wszystkich, bo przecież ciągle jeszcze łudzili się, że wojna we Francji nie zakończy się klęską. Ale przygnębienie nie trwało długo. Już Mi Krzeszowicami optymiści udowadniali, że Paryż to jeszcze nie cuła Francja, że to z pewnością zręczny manewr genialnego ge-il»rała Weyganda. Istnieje przecież potężne Imperium Brytyjskie, lóre przegrywa bitwy, ale nigdy wojnę. Mimo chwilowych suk-sów Hitler i tak w końcu w dupę dostanie... A z Paryżem to pewno blaga tego kuternogi Goebbelsa. Transport wjeżdża na stację kolejową Oświęcim. Powoli prze-wają się wagony. Słońce mocno przygrzewa. Jest godzina 15 minutami. Na peronie tłumy podróżnych w milczeniu patrzą okna wagonów. Pociąg mija stare, pojedyncze domy, grupę mych drewnianych baraków, wolno, bardzo wolno przejeżdża szarych budynków koszarowych. Zgrzytnęły zderzaki. Pociąg stanął. Chłopcy w oknach. Po pra-j stronie wagonu grupa ustawionych w dwuszereg mężczyzn, anatowe berety, bluzy i spodnie w biało-niebieskie pasy. Na uzach, po lewej stronie, małe zielone trójkąty i białe prostoką-z numerami. W rękach pałki — to pierwsi więźniowie, nie-•ccy kryminaliści z obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Numery od 1 do 30. Pierwsi Lagerdlteste („starsi" obozu) — Bruno Brodniewitz i Loo Wietschorek, blokowi, kapo wie. Dobrze wyszkoleni po kilkuletnim obozowym stażu, patrzą z uśmiechem na wagony. Dyszą S niecierpliwości, mocniej ujmują kije, nie zawiodą swych hitlerowskich nauczycieli. Pokażą, że są godni czarnej opaski ,„star-" obozu, czerwonej blokowego i. żółtej kapowskiej. Popły-ftU- polska krew, ręce splamią się krwią, ale to nic. Ręce można Umyć. Za taką robotę, za taki trud będzie zapłata: dużo żarcia, toódku, osobny pokój, czyste łóżko, a w nim młody „pipel", no t nieograniczona władza. Obok grupa esesmańskich mundurów, julul) Lagerfuhrera, Hauptsturmfiihrera Karla Fritzscha. Ober-Uurmfiihrer Schwarz, elegancki przystojniak Untersturmfuhrer MHcr oraz ten, którego krwawa oświęcimska gwiazda dzisiaj wschodzi — Rapportjuhrer Gerhard Palitzsch, przyszły krwawy 21 kat obozu, mistrz strzelecki w rozwalaniu głów pod czarną ścianą śmierci bloku 11. Fachowcy w dziele ludobójstwa, świetnie przy-^ gotowani w obozach Dachau i Sachsenhausen. Elita gwardii Himm-lera, wybrani z SS „Totenkopf". Hitler im Bogiem! Himmler jedynym prorokiem! „Mein Kampf" ewangelią. A kula, stryczek i krematoryjny gaz staną się narzędziami codziennego użycia. Rozpiera ich duma. Im Himmler w dowód zaufania powierzył zaszczyt otwarcia największego w dziejach ludzkości kombinatu śmierci — KL Auschwitz! Czekają niecierpliwie, pierwsi oświęcimscy mordercy na pierwsze polskie ofiary. Rozkaz padł: — Aufmachen! Otwierać! Do pierwszego wagonu doskoczyła banda esesmanów i kapów. Otwarto drzwi wagonów. — Raus! Los! Wystraszeni, otępiali więźniowie biegli pod gradem pięści i pałek, popychani, deptani. Padali, pełzali na kolanach, na brzu-« chach, gubili teczki, walizki... Dopadli wreszcie otwartej bramy Tu drugi zastęp „rycerzy pałki" przejął zmaltretowane ofiary w swe łapy. I tak wśród nieustannego bicia i ryku rozładowano wszystkie wagony. Przerażeni więźniowie stali w milczeniu, rozcierając obolałe ciała, zmazując krew. Słońce mocno grzałc w plecy. Przed szeregami błyszcząca srebrem trupich czaszek, nara mienników i kołnierzy świta Lagerfuhrera. Szukano tłumacza Pierwszym tłumaczem został Baltaziński. Na odwróconą beczkę wszedł niski, chudy, żółty Karl Fritzsch pierwszy Lagerfuhrer obozu. W ręku trzymał pejcz, którym ner? wowo uderzał po błyszczących cholewach butów. Spod ogromne czapy ze srebrną czaszką i piszczelami widać było tylko koniec nosa, zaciśnięte wąskie usta i spiczasty podbródek. — Ruhel—zaskrzeczał. Baltaziński zamarł w pozycji na baczność, wciągnął brzuch utonął oczyma w Lagerfuhrer ze. Służbiście słuchał, pochłania każdy wyraz. — Tu jest Konzentrationslager Auschwitz — tłumaczył Z tego obozu nikt z was nie wyjdzie żywy... Polacy! Już nie ma cie ojczyzny... Nie macie Polski, wasza ojczyzna jest wewnątr: tych drutów... Dla nas wszyscy razem nie jesteście ludźmi, tyłki 22 kupą gnoju. .. Dla takich wrogów III Rzeszy, jak wy, nie będą Niemcy mieli żadnych względów, żadnej litości... Zapomnijcie «> waszych żonach, dzieciach, rodzinach... Tutaj pozdychacie jak psy! Fritzsch odpoczął chwilę, wycierał starannie chusteczką zaplute usta i twarz. Patrzył zadowolony na uśmiechniętych, po-t lilebnie potakujących esesmanów i kapów i na struchlałą kolum-«i<; więźniów. Czekał, aż Baltaziński skończy tłumaczenie. — Żydzi, księża — ryczał dalej — zginą natychmiast! Porządny, uczciwy więzień, który zgodnie z regulaminem obozowym będzie żył i pracował, może liczyć na to, że przeżyje... — Przerwał, małe ślepia zaświeciły złośliwie i dokończył: — ... prze-j-vje trzy miesiące. W przeraźliwej ciszy echo drei Monate tłukło się między mu-'. imi budynków. — Czyście zrozumieli? — krzyknął Fritzsch podskakując na Baltaziński przetłumaczył. Więźniowie milczeli. Kapowskie r iłki spadły na struchlałą kolumnę... Wtedy zrozumieli, że trzeba krzyczeć: . ' .' ¦—¦ Tak jest! Jawohll Rozstawiono stoły, wezwano więźniów znających język niemiecki do spisywania personaliów. Kolejno podchodzili więźniowie do stołów, podawali imiona i nazwiska, w zamian otrzymywali — numer. Z tą chwilą człowiek tracił nazwisko, z którym wiązany był od dnia urodzenia, stawał się zwykłym ewidencyjnym numerem. Pierwszy polski więzień, Ryniak, otrzymał numer 31, ostatni, i 'łachta — 758. Przekroczyli bramy oświęcimskiego kombinatu śmierci, prze-- troczyli próg hitlerowskiej kaźni, gdzie uzbrojony zbir znęcał się u id bezbronnym, wypasiony nad głodnym, pyszny nad poniżonym, gdzie zabijanie było chlebem powszednim. Oni pierwsi zna-'¦' /.li się w tym wyjętym spod prawa świecie. Był dzień 14 czerwca 1940 roku, pierwszy dzień ich cierpie-"i.'i, a takich dni w historii obozu koncentracyjnego w Ośwśpi-miu było 1645. Jerzy Pozimski ROK 1940 W OŚWIĘCIMSKIM OBOZIE ZAGŁADY 24 czerwca 1940 r., poniedziałek Od kilku godzin jestem podobno w Oświęciniiu. Piszę „podobno'! bo choć teraz wiem o tym dokładnie, nie tak wyobrażałem sobij obóz koncentracyjny. Cały obóz to pojedynczy budynek, ogrodzc ny ze wszystkich stron siatką i drutem kolczastym. Nie zauws żyłem nawet w pierwszej chwili żadnego wartownika. A może wcale nie obóz koncentracyjny, pomyślałem, choć eskortując] nas w czarnych mundurach strażnicy zapewniali złośliwie, że dc piero „tam" poznamy, co to znaczy Konzentrationslager. Na pc dwórzu więzienia policyjnego w Bytomiu załadowano nas rano do samochodu ciężarowego. Obeszło się nawet bez biciL co niektórych zdziwiło. Ale nie było czasu na rozmyślanie. KołJ południa byliśmy już na miejscu w bliżej nie znanej miejscowo:? ci. Dopiero teraz, wieczorem, mój szkolny kolega, którego t\ spotkałem, Fryderyk Klyta, poinformował mnie, że to Oświęcir Dodał także, że właściwy obóz znajduje się w odległości jedneg] kilometra, na terenie byłych koszar wojskowych. Tam zostanit my przekwaterowani po odbyciu kwarantanny. Sam moment przyjęcia nie zdziwił nas wcale. Do różnego roj dzaju wrzasków, popychania i bicia byliśmy już przyzwyczajeni Nowością natomiast był fakt, że osobnikiem okładającym nas kaj wałem drąga, gdy schodziliśmy z samochodu, był nie żołnieri w mundurze, lecz jakiś wysoki, barczysty drab, jak się później okazało — więzień niemiecki. Z boku przyglądał się całemu wij dowisku strażnik, który się tam nie wiadomo skąd znalazł. Po chwili ten sam więzień ustawiał nas piątkami na obszerny: placu. Popychał przy tym kolejno wszystkich i pokrzykiwał nij żargonem niemieckim, czego nikt z nas nie .rozumiał, się ciekawie dookoła, oczywiście ukradkiem. W od-|«-i',łości kilkudziesięciu metrów spora grupa mężczyzn uprawiała gimnastykę. Rozkazy w języku niemieckim wydawał młody r/.lowiek w czarnych rogowych okularach. Wszyscy ćwiczący |>vli w cywilnych ubraniach. Z drugiej strony, jakby zza budynku, hodziły odgłosy śpiewu. Przyjemna dla ucha melodia odbijała t\>: echem o kamienne mury bloku. Przed nami ustawiono stół i taborety. Leopold Warecki, znaj-łujący się tuż przy mnie, zwrócił mi szeptem uwagę na stojącego i zewnętrznej stronie bramy żołnierza, chyba podoficera, bo >!nierz munduru obszyty miał srebrną obwódką. Czekał prawdo-ulobnie na otwarcie bramy. Rzeczywiście — w tym momencie wybiegł z budynku młody chłopak, szybko otworzył bramę... po chwili leżał już na ziemi zbroczony krwią. Uderzenie, jakim go •zęstował wchodzący, było bardzo silne i niespodziewane. Żołnierz — teraz już wiem, że był to Oberscharjuhrer Palitzsch — lawet nie spojrzał na leżącego. Podszedł ku nam. Pilnujący nas rczysty Niemiec krzyknął w naszym kierunku Achtung, stanął lut baczność i zameldował coś, czego także nie zrozumieliśmy. Kazano nam rozebrać się do naga. Ktoś za mną prawdopodobnie nie za bardzo się spieszył, bo uderzono go w twarz. Po i w iii przyszło kilku więźniów, pisarzy. Podchodziliśmy kolejno i stołu. Wypełniano jakieś formularze. Każdy podawał swe per-inalia: datę urodzenia, zawód itp. Wysoki, łysy lekarz, też wiecu ń, zaglądał nam w uszy, oczy, usta. Coś zapisywał. Odebrano iin resztki żywności, które przywieźliśmy ze sobą, oraz wszyst-i, co stanowiło naszą prywatną własność: portfele, zegarki, ob-rzki, notesy. Zatrzymać wolno było tylko chusteczkę do nosa nuty. Otrzymałem mały skrawek papieru. - To jest twój numer obozowy — powiedział wręczający mi rtkę. — Nie wolno go zgubić ani zapomnieć. Spojrzałem na karteczkę: jestem numerem 1099. Westchną-n. No cóż, czas płynie i przez najcięższe dni... Po chwili otrzymaliśmy komplet naczyń do jedzenia, metalo-miskę i garnuszek półlitrowy. Na kolację dostał każdy z nas v nie obrane ziemniaki i pół litra płynu nieokreślonej barwy; miała być zupa. v 24 25 25 czerwca, wtorek Jak na pierwszy dzień pobytu w obozie to wrażeń trochę za du Miemiecki więzień, pełniący funkcję „starszego obozu" — to nie żo. I choć jeszcze nie oberwałem od Leona — tak nazywa si< nie żałuje, to pięści. I nie trzeba wcale być winnym, wystarczy wiele brakuje, by mieć przez niego oczy podbite. Bo czego Leoii mu się po prostu nawinąć pod rękę. Nauka z tego: być zawszd na odległość jego łap. Ale mam i inne wiadomości. Strażnik, który wczoraj odbieraj apel wieczorny, to niejaki Plagge. Więźniowie nazywają go „I ^eczką", cały dzień bowiem trzyma w ustach krótką fajeczkę! Naszymi przełożonymi są wyłącznie więźniowie. Blokowy nazyw się Baltaziński. Numeru jego jeszcze nie znam. Mój kolega, Fry deryk Klyta, ma numer 637, jest „sztubowym". A oto lista osób z naszego transportu: 1. Warecki Leopold 2. Kowal Wincenty 3. Morawiec Ludwik 4. Pozimski Jerzy 5. Palus Stanisław 6. Siwy Leon 7. Mazur Henryk 8. Sutor Ryszard 9. Skorupa Ryszard 10. Taul Roman 11. Hadaś Paweł 12. Paus Juliusz 13. Ludyga Bernard z Szarleja — nr 1095 z Szarleja — nr 1096 z Radzionkowa — nr 1097 z Szarleja — nr 1099 z Radzionkowa — nr 1102 z Brzozowie — nr 1104 z Szarleja — nr 1105 z Szarleja — nr 1106 z Szarleja — nr 1107 z Radzionkowa — nr 1108 z Brzozowie — nr 1110 z Radzionkowa — nr 1111 z Szarleja — nr 1112 Rozmieszczono nas w dwóch salach — tych z Szarleja w jed1 nej, pozostałych w drugiej. Porządek dnia był bardzo urozmaicony. Wczesnym rankien obudzono mnie kopniakiem. Przy mnie stał blokowy, już ubrany Wieczorem poprzedniego dnia ułożono nas jak śledzie na pod łodze. Cywilne ubranie każdy miał pod głową jak poduszkę Z myciem rano nie było kłopotu. Z powodu braku wody nie myj liśmy się wcale. 26 Za to zbiórka do apelu porannego trwała bardzo długo. Usta- •• ieni dziesiątkami w szeregach, ćwiczyliśmy pod bystrym okiem ¦ ¦ona komendę „baczność" i „czapkę zdejm". Oczywiście po nie- niocku. Nie posiadając w ogóle nakrycia głowy, na niemiecką >mendę Mutzen wyrzucaliśmy prawą rękę w górę, dotykając tlcami głowy. Na dalsze słowo, ab, ręka szła błyskawicznie dół, uderzając o szwy spodni. Nie wszyscy oczywiście rozumieli i (tmieckie słowa komendy, my z kolei, wiedząc, co znaczy Mutzen ¦ ¦ f '• Mutzen ab — nie mieliśmy pojęcia, po co ta komedia. Prze- nie mieliśmy żadnych czapek w ręku. Uderzenia o spodnie bardzo nierówne. Wykorzystywał to Leon, waląc pięścią :żej stojących. ) krótkiej przerwie, podczas której wydano nam pół gar- ;a jakiegoś czarnego, gorzkiego płynu, co miało być według mień kolegów kawą, zebrano nas znowu na placu apelowym. ć podzielono na dwie części. Nas, nowych, zapędzono do ¦ra. Zgodnie z regulaminem obozowym — tak nam wyjaśniał i;. y.jer — więźniom nowo przybyłym strzyże się głowy na pałę. Cóż, do końca wojny chyba mi włosy odrosną — pomyślałem humorem. Od dwóch miesięcy miałem włosy nie tknięte ma- •ł.vnką do strzyżenia i... grzebieniem. Wszakże w więzieniu grze- uknie nam odebrano. W godzinach popołudniowych widziałem z daleka, jak Leon ludał grubym drągiem nowo przybyły transport z Tarnowskich ku Przyjechali nasi dalsi koledzy: Kos Władysław Miozga Leon Blachnicki Franciszek Kubecki Ludwik Szwedek Emil Strąk Franciszek Christ Adolf Lubos Paweł Grabski Julian Reichel Jan Gołka Alojzy ! 1 12. Gorzelniak Jan — nr 1199 —nr 1200 — nr 1201 — nr 1202 — nr 1203 — nr 1204 — nr 1205 — nr 1206 — nr 1207 — nr 1208 — nr 1209 — nr 1210 27 13. Górski Jan — nr 1211 14. Hausmann Stanisław — nr 1212 15. Mańka Jan — nr 1213 16. Pohl Alojzy — nr 1214 17. Jaksik Jan — nr 1215 18. ? — nr 1216 19. Wilk Andrzej — nr 1217 20. Wilk Stefan — nr 1218 21. Paszka Karol — nr 1219 22. Woszek Franciszek — nr 1220 23. Gandecki Jan — nr 1221 26 czerwca, środa ' Już trzeci dzień jestem w obozie. Gimnastyka i śpiew, śpię i gimnastyka — oto całe nasze zajęcie. I nie byłoby normalni w tym nic złego, gdyby nie to, że „sport" uprawiać trzeba prz kilka godzin bez przerwy, przy akompaniamencie bicia bez jaki gokolwiek powodu. Po prostu też dla „sportu". Przy gimnastyc staram się zawsze być z daleka od Leona. Rozumie się, że otj „Fajeczki" również. „Fajeczka" też dał się już poznać z najgorszej strony. Po ape lu wieczornym polecił Leonowi zebrać wszystkich Żydów, przy byłych do obozu w ostatnich dniach. Ustawiwszy ich dookołi siebie, kazał im przez tłumacza powiedzieć, że on jest ich Bogien i do niego mają śpiewać swe żydowskie pieśni. Wystraszeni, stan si już wiekiem ludzie spoglądali jeden na drugiego. Ktoś zainto nował pieśń hebrajską. Inni podchwycili ton. Za chwilę wszysc; już śpiewali. Pierwszy raz słyszałem płaczliwe tony psalmu ży dowskiego. Ale „Fajeczce" było tego jeszcze za mało. Kazał Ży dom uklęknąć przed sobą. Nie wszyscy to uczynili. Usłużny Leo podskoczył ku najstarszemu Żydowi i uderzywszy go w twars powalił na ziemię. Wówczas „Fajeczka" podszedł ku niemu, pod niósł prawą1 nogę w górę i ciężkim, nabitym gwoździami buten zmiażdżył leżącemu całą twarz... Patrzyłem przerażony... 11 czerwca, czwartek Im Lager Auschwitz war ich zwar, Holaria — holario — So manche Tage, Nacht und Jahr, Holaria — holario — Doch derik ich jroh, gemiit und gem An meine Lieben in der Fern... Oto słowa piosenki, której melodię słyszałem pierwszego dnia ;>bytu w obozie. Dziś znam już jej treść na pamięć. Poza gim-istyką uczymy się właśnie śpiewać jedynie tej piosenki. Ciekawym, kto ją spłodził. Chyba nie Leon? Jeśli nam, znającym język niemiecki, nietrudno przyswoić »bie słowa piosenki, to innym kolegom opanowanie ich przycho-:i z trudnością. Dlatego też podczas śpiewu, gdy jedni wykrzy-iją głośno tekst piosenki, drudzy na widok Leona otwierają roko usta, z których nie wydobywa się żaden dźwięk. Cieszę •lic, bo to już początek solidarności, choć jeszcze za mało się na-wznjem znamy. Podobnie jest ze sportem — ileż ten biedny więzień, który /adzi gimnastykę, musi się namęczyć, by co parę minut wylać inne ćwiczenia. A czego tu nie ma; najpierw marsz ze vvem, potem bieg wokół całego placu. I na odmianę; padnij, stań, pełzanie i obracanie się na ziemi, żabki, skoki, kręcenie v kółko i diabli wiedzą, ileż tam tego jeszcze. A po chwili to i od początku... i znowu... i znowu... do upadłego. Na domiar ) słońce przypiekało dziś, wyjątkowo mocno, toteż byliśmy •scy spoceni już po kilku pierwszych minutach gimnastyki. 1 'omimo zmęczenia i tu zdążyłem zaobserwować objawy soli-iości. Wykonując ćwiczenia wokół placu, tworzyliśmy formę czczonego koła. Od środka, w kole, pilnował wykonywania /.eń Leon. I ciekawa rzecz -^— wszyscy młodzi, którym gim-yka nie sprawiała trudności, byli po wewnętrznej stronie, i;c w pobliżu Leona. Tych Leon nie tłukł, bo błędów nie po-iali. Starsi natomiast, jakby to było specjalnie umówione, niowali się po zewnętrznej stronie koła — tam ich już ręka Leona nie dosięgała. Brawo! 28 29 Jeśli chodzi o samego Leona, miałem dziś podczas okazję przyjrzeć się mu z bliska. Ciekawe, że jego ogorzała twarz nie wydaje się zła. A przecież jaki z niego bydlak... Choć kto gc tam wie. Może obóz zrobił z niego bandytę? Zauważyłem równiei na jego kurtce, z lewej strony, na wysokości piersi, wymalowany na kawałku białego płótna numer 30, a nad nim coś w rodzaji trójkąta o równych bokach, koloru zielonego. Ciekawym, co znaczy. Numer to już wiem, bo mam go również, choć na razie w kieszeni, ale ten trójkąt zielony? 28 czerwca, piątek Jeśli w bytomskim więzieniu, w którym przebywałem dwa prze szło miesiące, dzięki paczkom z domu nie narzekałem na brak wy żywienia, to w obozie już teraz, po kilku zaledwie dniach, zaczy nam odczuwać głód, choć kolega Klyta, nasz sztubowy, o mni pamięta i jak tylko zostanie mu trochę zupy, jestem jedny z pierwszych, którzy otrzymują dodatkową porcję. Tak się fatalnie złożyło, że z powodu złego wykonywani ćwiczeń cała moja grupa nie otrzymała za karę obiadu. Kied; więc inni jedli, myśmy musieli dalej się gimnastykować. O porannej kawy (palone i mielone żołędzie) do samego wieczór nie miałem nic w ustach. Zresztą nie tylko ja jeden. Być może dlatego temat kulinarny przyszedł mi do gło warto więc i to zanotować. Nasz całodzienny przydział żywnoś: ciowy przedstawia się następująco: rano pół kubka kawy i ni więcej, w południe miska zupy od pół do trzech czwartych litr oraz dwa—trzy ziemdaki „w mundurkach". Rozmiary ziemniakó"* i ilość zupy uzależnione są od wydającego, a jest nim tzw. sztu bowy. Zdarzają się przy tym najbardziej ordynarne kanty. Opc wiadają o tym koledzy z innych sal, bo u nas, trzeba przyzna Fryderyk Klyta obdziela wszystkich sprawiedliwie. Na kolacj otrzymujemy również zupę, która nazywa się „Awo"; nie wiem skąd ta nazwa. Do tego dochodzi jeszcze niewielki kawałek chle ba. Początkowo bardziej przewidujący spośród naszych chowa] połowę otrzymanego chleba na śniadanie. Nie wszyscy go jednał 30 ' ' io znajdowali na swoim miejscu. Obecnie więc nikt już tego robi, tak że po rannej kawie trzeba czekać do południa, by ¦ >w coś przełknąć. Obserwuję u moich kolegów — a dopiero jesteśmy tu kilka dni — pewnego rodzaju otępienie. Już przestajemy rozmawiać u rodzinach, o rychłym zakończeniu wojny. Jedyny nasz temat to... jedzenie i jedzenie... Co gorsza — zaczynają wychodzić na jaw ujemne cechy ludz-iego charakteru: zgryźliwość, egoizm, nieuczciwość (zdarzają kradzieże), a nawet donosicielstwo. Ponieważ palenie tytoniu posiadanie go jest na kwarantannie surowo wzbronione, docho-w nocy do awantur. Dziś przed południem młody chłopak Tarnowa doniósł blokowemu, że w nocy palono na sali papie-sy. Wówczas Leon przeprowadził śledztwo, w wyniku czego fajeczka" brutalnie pobił kilku ludzi. Jeden z pobitych i skopach zmarł w ciągu dnia. czerwca, sobota naszym życiu obozowym nic się nie zmienia, ciągle gimnasty-i śpiew — krzyki i bicie.