12654

Szczegóły
Tytuł 12654
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12654 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12654 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12654 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Juliusz Verne Wieczny Adam Tytu� orygina�u francuskiego: L��ternel Adam T�umaczenie: BARBARA SUPERNAT (1996) Siedem ilustracji Leona Bennetta zaczerpni�to z XIX-wiecznego wydania francuskiego. Opracowanie komputerowe ilustracji: Andrzej Zydorczak Mapk� opracowa� i wykona� Tadeusz K�pski Korekta i przypisy: Krzysztof Czubaszek, Micha� Felis, Andrzej Zydorczak Opracowanie graficzne: Andrzej Zydorczak � Andrzej Zydorczak Wst�p (pochodzi z wydania broszurowego) zisiaj opowiadaniem Wieczny Adam rozpoczynam wydawanie drugiej dziesi�tki tomik�w �Biblioteki Andrzeja�. Nie spodziewa�em si� wcale, zaczynaj�c w roku 1998, �e starczy mi ch�ci i si� �og�osi� drukiem� tyle opowiada�. Mam nadziej�, i� uda mi si� doci�gn�� do tomu dwudziestego. Wieczny Adam jest jednym z moich ulubionych utwor�w Verne�a. Z jakiego powodu? By� mo�e dlatego, �e autor w do�� oryginalny spos�b podszed� do zagadnienia istnienia i pochodzenia cz�owieka, zmuszaj�cy do refleksji, zadumania i zastanowienia si� nad swoim losem. Czy czytelnicy te� tak go odbior�? Mo�e� Trzeba zaznaczy�, �e zaprezentowane w tym tomiku opowiadanie nie jest wersj� oryginaln� Juliusza, lecz zosta�o zmienione (w niezbyt wielkim stopniu) przez jego syna, Michela. Ukaza�o si� po raz pierwszy ju� po �mierci wielkiego pisarza, w 1910 roku, w zbiorze opowiada�, wydanych przez Hetzela pod wsp�lnym tytu�em Hier et demain [Wczoraj i jutro]. Poniewa� w Polsce nie by�o nigdy publikowane, s�dz�, i� z tym wi�kszym zainteresowaniem zostanie przeczytane i �yczliwie przyj�te. �ycz� przyjemnej lektury Andrzej Zydorczak artog Sofr Ai Sr, to znaczy �m�drzec, trzeci przedstawiciel m�ski sto pierwszego pokolenia rodu Sofr� powolnymi krokami przechadza� si� g��wn� ulic� Basidry, stolicy Hars Iten Schu, zwanego inaczej �Cesarstwem Czterech M�rz�. W istocie cztery morza: Tubelon � inaczej P�nocne, Ehon � inaczej Po�udniowe, Spon � czyli Wschodnie, Meron � czyli Zachodnie, oblewa�y t� olbrzymi� krain� o nieregularnej formie, kt�rej kra�ce, licz�c miarami znanymi czytelnikowi, si�ga�y na wschodzie czwartego stopnia d�ugo�ci a na zachodzie siedemdziesi�tego, oraz pi��dziesi�tego czwartego stopnia szeroko�ci p�nocnej i pi��dziesi�tego pi�tego po�udniowej. Je�eli chodzi o wzajemne po�o�enie tych m�rz, mo�na je by�o oszacowa� w spos�b przybli�ony, poniewa� wszystkie cztery zlewa�y si� w jedno. Tak oto nawigator, opuszczaj�c kt�rykolwiek z ich brzeg�w i p�yn�c wci�� przed siebie, si�� rzeczy dop�ywa� do przeciwleg�ego brzegu. Dlaczego? Dlatego, �e na ca�ej powierzchni globu istnia� tylko jeden l�d, Hars Iten Schu. Poniewa� by�o bardzo gor�co, Sofr szed� wolnym krokiem. Zaczyna�a si� upalna pora roku i na Basidr�, po�o�on� na brzegu Spon Schu, czyli Morza Wschodniego, poni�ej dwudziestego stopnia na p�noc od r�wnika, spada� straszliwy �ar promieni s�o�ca zbli�aj�cego si� do zenitu. Lecz bardziej ni� zm�czenie i upa�, op�nia� kroki Sofra, uczonego zartoga, ci�ar jego my�li. Z roztargnieniem przecieraj�c czo�o d�oni�, rozpami�tywa� zako�czone przed chwil� posiedzenie, na kt�rym wielu wybitnych m�wc�w, do kt�rych i on mia� zaszczyt by� zaliczanym, u�wietni�o sto dziewi��dziesi�t� pi�t� rocznic� powstania cesarstwa. Kilku z nich przypomnia�o jego histori�, b�d�c� zarazem histori� ca�ej ludzko�ci, przedstawiaj�c Mahart Iten Schu, Ziemi� Czterech M�rz, kt�ra na pocz�tku dziej�w podzielona by�a pomi�dzy dzikie, nie znaj�ce si� mi�dzy sob� plemiona. To od tych plemion pochodz� najstarsze tradycje. Co do wcze�niejszych dziej�w, nie by�y one znane i nauki przyrodnicze dopiero zaczyna�y dostrzega� nik�e �wiate�ko w nieprzeniknionych ciemno�ciach przesz�o�ci. W ka�dym razie te zamierzch�e czasy umyka�y ocenie historii, kt�rej najg��bszy zasi�g stanowi�y niewyra�ne i niepewne odniesienia do porozrzucanych staro�ytnych osad. W czasie ponad o�miu tysi�cy lat historia Mahart Iten Schu, coraz bardziej z�o�ona i dok�adniej poznawalna, relacjonowa�a walki i wojny toczone najpierw mi�dzy poszczeg�lnymi osobnikami, p�niej mi�dzy rodzinami, a w ko�cu mi�dzy plemionami. Ka�da istota �ywa, ka�da zbiorowo��, ma�a czy du�a, mia�a za jedyny cel na przestrzeni wiek�w zapewnienie sobie w�adzy nad rywalami, staraj�c si� r�nymi sposobami, cz�sto niegodnymi, podporz�dkowa� ich swoim prawom. Z drugiej strony granicy o�miu tysi�cy lat ludzkie wspomnienia nieco si� precyzowa�y. Na pocz�tku drugiego z czterech okres�w, na jakie powszechnie dzieli si� anna�y1 Mahart Iten Schu, legenda zaczyna�a zas�ugiwa� na nazw� historii. Zreszt�, historia czy legenda, ich tre�� nie zmienia�a si� wiele: by�y to zawsze masakry i zab�jstwa, nie tylko � i jest to prawda � mi�dzy plemionami, ale te� mi�dzy narodami, do tego stopnia, �e ten drugi okres niczym nie r�ni� si� od pierwszego. Podobnie by�o z trzecim, trwaj�cym blisko sze��set lat a zako�czonym zaledwie dwie�cie lat temu. By� mo�e jeszcze straszliwsz� by�a ta trzecia epoka, w czasie kt�rej podzieleni na nieprzeliczone armie ludzie z nienasyconej w�ciek�o�ci zalewali ziemi� swoj� krwi�. Oko�o o�miu wiek�w wcze�niej, przed dniem, w kt�rym zartog Sofr przemierza� g��wn� ulic� Basidry, ludzko�� dojrza�a do niezwyk�ych zmian. W tym momencie bro�, ogie�, gwa�ty dokona�y ju� swojego dzie�a. S�abi ust�pili mocnym. Ludzie zamieszkuj�cy Mahart Iten Schu tworzyli trzy niezale�ne narody; w ka�dym z nich czas zatar� r�nic� mi�dzy dawnymi zwyci�zcami a zwyci�onymi. Wtedy to jeden z tych narod�w postanowi� podbi� swoich s�siad�w. Mieszkaj�cy blisko centrum Mahart Iten Schu, Andarti Ha Sammgoryjczycy, inaczej zwani Lud�mi o Br�zowych Twarzach, walczyli bez pardonu o poszerzenie swoich granic, w kt�rych dusili si�, b�d�c ras� gor�c� i p�odn�. Kolejno, w wyniku d�ugich wojen, zwyci�yli Andarti Mahat Horis�w, Ludzi z Kraju �niegu, zamieszkuj�cych po�udniowe krainy i Andarti Mitra Psul�w, Ludzi Nieruchomej Gwiazdy, kt�rych imperium rozci�ga�o si� ku p�nocy i zachodowi. Niemal dwie�cie lat up�yn�o od czasu, kiedy kolejna rewolta tych ostatnich dw�ch narod�w utopiona zosta�a w morzu krwi, a na ziemi zapanowa�a wreszcie era pokoju. By� to czwarty okres w historii. Jedno cesarstwo zast�pi�o trzy dawne pa�stwa. Jednolita polityka d��y�a do integracji ras, zgodnie z prawami Basidry. Nikt nie m�wi� ju� o Ludziach o Br�zowych Twarzach, o Ludziach z Kraju �niegu, czy te� Ludziach Nieruchomej Gwiazdy. Ziemi� zamieszkiwa� jeden nar�d, Andarti Item Schumowie, Ludzie Czterech M�rz, b�d�cy mieszank� pozosta�ych. Ale oto po dwustu latach pokoju wydawa�o si�, �e nadchodzi pi�ty okres. Od pewnego czasu w�r�d spo�ecze�stwa kr��y�y oznaki gniewu, kt�rych �r�d�a nie by�y znane. Pojawili si� my�liciele budz�cy w duszach ludzi wspomnienia o przodkach, kt�re wydawa�y si� by� wykorzenione ju� dawno. Dawne poczucie przynale�no�ci rasowej odradza�o si� teraz w innej formie, charakteryzuj�cej si� nowymi wyrazami. Powszechnie u�ywano takich s��w jak �atawizm�2 �pokrewie�stwa�, �narodowo�ci�. Ca�e to nowe s�ownictwo, wychodz�c naprzeciw zapotrzebowaniu, zaw�adn�o wkr�tce miastem. W zale�no�ci od pochodzenia, wygl�du fizycznego, pogl�d�w moralnych, interes�w czy po prostu klimatu lub regionu, wida� by�o, jak powstaj�ce ugrupowania rozrastaj� si� i zaczynaj� manifestowa� swoj� si��. Do czego mog�a doprowadzi� ta ewolucja? Czy�by dopiero co uformowane imperium mia�o si� rozpa��? Czy Mahart Iten Schu zostanie podzielone, jak niegdy�, pomi�dzy liczne narody, albo te� dla utrzymania jedno�ci trzeba b�dzie odwo�a� si� do straszliwych hekatomb,3 kt�re kiedy�, tysi�ce lat temu, uczyni�y na ziemi jatk�?� Gwa�townym potrz��ni�ciem g�owy Sofr przep�dzi� te my�li. Przysz�o�� � ani on, ani nikt inny jej nie zna�. Dlaczego wi�c zasmuca� si� z g�ry wydarzeniami, kt�re nie s� pewne? Poza tym nie by� to odpowiedni dzie� do rozmy�lania nad tak straszliwymi przypuszczeniami. By� to dzie� rado�ci i nale�a�o my�le� jedynie o wielko�ci prze�wietnego Mogar Si, dwunastego cesarza Hars Iten Schu, pod kt�rego ber�em prowadzono �wiat ku przeznaczeniu pe�nym chwa�y. Zreszt�, jako zartog, nie m�g� si� uskar�a� na brak powod�w do rado�ci. Poza historykiem, kt�ry przedstawi� dzieje Mahart Iten Schu, ca�a plejada uczonych z okazji tak donios�ej rocznicy ustali�a, ka�dy w swojej specjalno�ci, bilans ludzkiej wiedzy i okre�li�a punkt, do kt�rego wielowiekowym wysi�kiem doprowadzi�a ona cywilizacj�. Ot�, o ile pierwszy w pewnym stopniu sugerowa� smutne refleksje, wspominaj�c d�ug� i m�cze�sk� drog�, jak� ludzko�� pokona�a od swoich krwawych pocz�tk�w, to nast�pni dali s�uchaczom powody do zas�u�onej dumy. Tak, to prawda, por�wnanie mi�dzy tym, jakim by� cz�owiek w chwili pojawienia si� na ziemi, bezbronnym i go�ym, a tym, jaki jest teraz, sk�ania�o do podziwu. Przez ca�e wieki, mimo konflikt�w i bratob�jczych spor�w, ani na chwil� cz�owiek nie zaniecha� walki z natur�, powi�kszaj�c obszar swojego panowania. Pocz�tkowo powolny, dwie�cie lat temu jego triumfalny poch�d nabra� niezwyk�ego przyspieszenia. Stabilno�� instytucji politycznych i wynikaj�cy z tego og�lny pok�j spowodowa�y wspania�y rozkwit nauki. Ludzko�� prze�y�a dzi�ki m�zgowi, a nie wy��cznie ko�czynom. My�la�a, zamiast wyniszcza� si� w nie ko�cz�cych si� wojnach i dlatego w czasie tych dw�ch ostatnich wiek�w coraz szybszym krokiem posuwa�a si� naprz�d ku wiedzy i ujarzmieniu materii� Przemierzaj�c w pal�cym s�o�cu d�ug� ulic� Basidry, Sofr szkicowa� w swoich my�lach tablic� osi�gni�� cz�owieka. Najpierw, co zanika�o nieco w pomroce dziej�w, kto� wymy�li� pismo, aby mo�na by�o utrwala� my�li. Nast�pny wynalazek narodzi� si� pi��set lat p�niej � kto� inny, dzi�ki raz z�o�onej matrycy, znalaz� spos�b na rozpowszechnianie s�owa pisanego w niezliczonej ilo�ci egzemplarzy. Ten w�a�nie wynalazek przyspieszy� wszystkie inne. To dzi�ki niemu m�zgi wprawione zosta�y w ruch a inteligencja ka�dego z nich wzrasta�a poprzez inteligencj� s�siada; dzi�ki niemu odkrycia w sensie teoretycznym i praktycznym tak wspaniale si� pomno�y�y. Od pewnego momentu przestano je nawet liczy�. Cz�owiek wnikn�� do wn�trza Ziemi i dobywa� z niego w�giel, hojnego dawc� ciep�a. Wyzwoli� ukryt� si�� wody i para ci�gn�a �elazne wst�gi ci�kich konwoj�w lub porusza�a niezliczone maszyny: mocarne, delikatne i precyzyjne. Dzi�ki tym maszynom cz�owiek tka� w��kna ro�linne i m�g� pracowa� zgodnie z w�asnymi �yczeniami w metalu, marmurze i skale. W mniej konkretnej dziedzinie lub dziedzinie o mniej bezpo�rednim zastosowaniu, stopniowo penetrowa� tajemnic� liczb i coraz lepiej zg��bia� prawdy matematyczne, zbli�aj�c si� ku niesko�czono�ci. Poprzez te prawdy jego my�l przeby�a niebo. Wiedzia�, �e S�o�ce jest tylko gwiazd�, kt�ra wed�ug rygorystycznych praw p�ynie w przestrzeni, ci�gn�c w swym p�omiennym biegu orszak siedmiu planet.4 Zna� sztuk� takiego ��czenia niekt�rych cia�, aby powstawa�y nowe, nie maj�ce nic wsp�lnego z pierwszymi, czy te� dzielenia innych, z�o�onych, na ich elementy sk�adowe i pierwotne. Poddawa� analizie d�wi�k, ciep�o, �wiat�o i zaczyna� okre�la� ich natur� i prawa. Pi��dziesi�t lat wcze�niej nauczy� si� wytwarza� si��, kt�rej straszliwymi przejawami s� piorun i b�yskawice i natychmiast uczyni� z niej sw� niewolnic�; ju� teraz ten tajemniczy no�nik przekazywa� zapis na nieograniczon� odleg�o��; jutro przeka�e d�wi�k; pojutrze, bez w�tpienia, �wiat�o�5 Tak, cz�owiek by� wielki, wi�kszy ni� olbrzymi wszech�wiat, kt�remu pewnego dnia b�dzie przewodzi�. Aby wi�c mie� pe�ny obraz i do ko�ca pozna� prawd�, pozosta� oto ostatni problem do rozwi�zania: �Kim by� cz�owiek, pan �wiata? Sk�d pochodzi�? Do jakich nieznanych kres�w pod��a� jego wysi�ek?� W�a�nie ten szeroki problem zartog Sofr omawia� w trakcie ceremonii, z kt�rej teraz wyszed�. Oczywi�cie on go jedynie zasygnalizowa�, poniewa� rzecz by�a aktualnie nie do rozwi�zania i tak�, bez w�tpienia, pozostanie jeszcze d�ugo. Kilka niejasnych �wiate�ek zaczyna�o jednak roz�wietla� tajemnic�. Z tych�e to przeb�ysk�w zartog Sofr montowa� mocniejsze �wiat�a, kiedy, systematyzuj�c i cierpliwe zbieraj�c obserwacje swych poprzednik�w i swoje osobiste spostrze�enia, doszed� do w�asnego prawa ewolucji �ywej materii, prawa przyj�tego obecnie za powszechne i nie maj�cego �adnego przeciwnika. Teoria ta opiera�a si� na potr�jnym za�o�eniu. Przede wszystkim na nauce geologii, kt�ra narodzona z dniem przeszukiwania wn�trza Ziemi, udoskonali�a si� wraz z rozwojem eksploatacji g�rniczej. Skorupa globu by�a tak doskonale znana, �e o�mielono si� ustali� jej wiek na czterysta tysi�cy lat i na dwadzie�cia tysi�cy lat wiek Mahart Iten Schu w formie, jak� posiada aktualnie. Niegdy� kontynent ten u�piony by� pod wodami morza, o czym �wiadczy�a gruba warstwa mu��w morskich, kt�re pokrywa�y bez �adnych przerw po�o�one ni�ej warstwy skalne. Jaki mechanizm pewnego dnia spowodowa�, �e wynurzy� si� z fal? Bez w�tpienia poprzez kurczenie si� stygn�cego globu. Cokolwiek by to nie by�o, wynurzenie si� Mahart Iten Schu musia�o by� uznane za pewne. Nauki przyrodnicze da�y Sofrowi dwie inne podstawy jego systemu, wykazuj�c �cis�e pokrewie�stwo planet i zwierz�t. Sofr poszed� dalej: dowi�d�, �e prawie wszystkie istniej�ce ro�liny wywodzi�y si� od ro�lin morskich i �e prawie wszystkie zwierz�ta l�dowe i lataj�ce pochodzi�y od zwierz�t morskich. Powolna, lecz nieprzerwana ewolucja przystosowywa�a je powoli do warunk�w �ycia, najpierw pobocznych, potem znacznie oddalonych od tych, jakie mia�y w swym prymitywnym �yciu i ze stadium do stadium da�y pocz�tek wi�kszo�ci �yj�cych form zamieszkuj�cych ziemi� i powietrze. Niestety, ta genialna teoria nie by�a doskona�a. To, �e istoty �ywe, zwierz�ce i ro�linne, pochodzi�y od przodk�w morskich, wydawa�o si� prawie niezaprzeczalne dla niemal wszystkich, ale w�a�nie: �niemal wszystkich�. Rzeczywi�cie, istnia�o kilka ro�lin i zwierz�t, kt�rym trudno by�oby przyzna� pochodzenie wodne. To by� jeden z dw�ch s�abych punkt�w tego systemu. Cz�owiek, czego Sofr przed sob� nie ukrywa�, by� drugim s�abym punktem. Mi�dzy cz�owiekiem i zwierz�tami �adne por�wnanie nie by�o mo�liwe. Owszem, pierwotne funkcje i w�a�ciwo�ci, takie jak: oddychanie, od�ywianie, poruszanie si�, by�y takie same i dokonywa�y si� lub objawia�y sensorycznie6 w ten sam spos�b, ale nieprzekraczalna przepa�� pozostawa�a mi�dzy formami zewn�trznymi, liczb� i rozmieszczeniem organ�w. Je�li wi�kszo�� zwierz�t mo�na by�oby po��czy� �a�cuchem, w kt�rym brakuje niewielu ogniw, z ich przodkami pochodz�cymi z morza, podobne po��czenie by�oby nie do przyj�cia w stosunku do cz�owieka. Aby zachowa� nienaruszon� teori� ewolucji, konieczne wi�c sta�o si� stworzenie dodatkowej hipotezy wsp�lnego protoplasty dla mieszka�c�w w�d i cz�owieka; protoplasty, kt�rego istnienia w przesz�o�ci nic, ale to absolutnie nic, nie dowodzi�o. Kiedy� Sofr mia� nadziej� znale�� w ziemi argumenty potwierdzaj�ce jego pogl�d. Na jego �yczenie i pod jego kierunkiem przez wiele lat przeprowadzano wykopaliska, ale tylko po to, aby doj�� do rezultat�w diametralnie r�nych od tych, jakich oczekiwa�. Po przej�ciu cienkiej pow�oki humusu7 powsta�ego na skutek rozk�adu ro�lin i zwierz�t, podobnych lub analogicznych do tych, jakie widzia�o si� na co dzie�, dotarto do grubej warstwy namu�u, gdzie �wiadectwa przesz�o�ci zmieni�y sw� natur�. W tym namule nie by�o ju� flory ani fauny istniej�cej, ale wielkie nagromadzenie skamienia�o�ci wy��cznie morskich, kt�rych potomkowie �yli jeszcze, najcz�ciej w oceanach otaczaj�cych Mahart Iten Schu. Co nale�a�o wywnioskowa�, je�eli nie to, �e geolodzy mieli racj�, twierdz�c, �e kontynent by� niegdy� dnem ocean�w i �e Sofr nie myli� si�, twierdz�c, �e fauna i flora dzisiejsza pochodz� z morza. Poniewa�, poza wyj�tkami tak rzadkimi, �e miano prawo uzna� je za wybryki natury, formy wodne i ziemne by�y jedynymi, kt�rych �lady odkrywano, jedne i drugie niew�tpliwie by�y spokrewnione ze sob�� Niestety, nie uda�o si� uog�lni� systemu, poniewa� odkryto jeszcze inne znaleziska. Rozrzucone w ca�ej warstwie humusu, a� do partii wierzchniej z�� namu�owych, zosta�y wyci�gni�te na �wiat�o dzienne niezliczone ko�ci ludzkie. Nie by�o nic szczeg�lnego w ich budowie, tote� Sofr musia� odrzuci� teori� organizm�w wcze�niejszych, a kt�rych istnienie potwierdzi�oby jego teori�. Ko�ci te by�y szkieletami ludzkimi, ni mniej ni wi�cej. Jednakowo� pewna osobliwo��, do�� znacz�ca, zosta�a stwierdzona ju� wkr�tce. A� do pewnego okresu, kt�ry wst�pnie oceniany by� na dwa lub trzy tysi�ce lat, im starszy by� szkielet, tym mniejsza by�a wielko�� czaszki. Natomiast przeciwnie, poni�ej tego stadium progresja si� odwr�ci�a � im bardziej zag��biano si� wstecz, tym wi�ksza stawa�a si� wielko�� czaszek, a wi�c i pojemno�� m�zg�w, jakie zawiera�y. Najwi�ksze stwierdzono po�r�d szcz�tk�w, sk�din�d bardzo rzadkich, znalezionych na powierzchni warstwy namu�owej. Szczeg�owa analiza tych szacownych resztek nie pozwoli�a w�tpi�, �e ludzie, �yj�cy w owej odleg�ej epoce, osi�gn�li rozw�j m�zgu o wiele wy�szy ni� ich potomkowie, bior�c te� pod uwag� wsp�czesnych Sofrowi. W czasie stu sze��dziesi�ciu lub stu siedemdziesi�ciu wiek�w mia�a wi�c miejsce znaczna regresja, po kt�rej nast�pi� nowy rozw�j. Sofr, wstrz��ni�ty tymi dziwnymi faktami, kontynuowa� dalej swe poszukiwania. Warstwa namu�u zosta�a przebita w wielu miejscach na takiej grubo�ci, �e wed�ug najostro�niejszych opinii z�o�a mia�y wi�cej ni� pi�tna�cie lub dwadzie�cia tysi�cy lat. Poni�ej, niespodziank� by�o odkrycie nik�ych resztek starego humusu. Potem, jeszcze g��biej, w zale�no�ci od miejsca poszukiwa�, wyst�powa�a ska�a o zr�nicowanym sk�adzie. Ale Sofra najbardziej zadziwi�y znalezione w tych tajemniczych g��binach szcz�tki ludzkie. By�y to nale��ce do ludzi cz�stki ko�ci, oraz fragmenty broni lub maszyn, kawa�ki garnk�w, tabliczki z napisami w nieznanym j�zyku, precyzyjnie obrobione krzemienie, czasem wyrze�bione w formie niemal nienaruszonych figurek, delikatnie zdobione ko�paki itd� itd� Z ca�o�ci tych znalezisk logicznie wywnioskowano, �e oko�o czterdzie�ci tysi�cy lat wcze�niej, to znaczy dwadzie�cia tysi�cy przed momentem, gdy pojawili si� nie wiadomo sk�d, ani jak, pierwsi reprezentanci wsp�czesnej rasy, w tych samych miejscach �yli ju� ludzie i doszli do mocno zaawansowanej cywilizacji. Taki w efekcie by� og�lnie przyj�ty wniosek. Mia� on jednak co najmniej jednego przeciwnika. Tym przeciwnikiem by� nie kto inny, jak sam Sofr. Za�o�enie, �e inni ludzie, oddzieleni od swych sukcesor�w przepa�ci� dwudziestu tysi�cy lat, mogli jako pierwsi zaludnia� Ziemi�, by�oby, wed�ug niego, czystym szale�stwem. Sk�d przybyliby, w tym przypadku ci potomkowie przodk�w od dawna nieistniej�cych i z kt�rymi nie maj� �adnego powi�zania? Raczej lepiej poczeka� ni� przyj�� hipotez� tak absurdaln�. Z tego, �e te niekt�re fakty nie zosta�y wyja�nione, nie nale�a�o wnioskowa�, �e s� niewyja�nialne. Kiedy� zostan� zinterpretowane. Do tego czasu lepiej nie zastanawia� si� nad nimi i pozostawa� przy zasadach, kt�re zadowalaj� zdrowy rozs�dek. �ycie planety dzieli si� na dwie fazy: przed cz�owiekiem i cz�owiecz�. W pierwszej ziemia w stanie sta�ych zmian nie by�a zamieszkiwana i nie nadawa�a si� do zamieszkania. W drugiej fazie skorupa ziemska osi�gn�a stopie� spoisto�ci daj�cy stabilno��. Wkr�tce te� na solidnym pod�o�u pojawi�o si� �ycie; zacz�o si� najprostszymi formami i, przechodz�c w coraz bardziej skomplikowane, osi�gn�o ostatni� i najdoskonalsz� posta� � cz�owieka. Od chwili swojego zaistnienia na ziemi cz�owiek rozpocz�� i bezustannie kontynuuje sw�j rozw�j. Powolnym, lecz zdecydowanym krokiem zd��a ku szczytowi, jakim jest doskona�a wiedza i absolutna dominacja nad wszech�wiatem� Zaw�adni�ty gor�czk� swoich my�li, Sofr min�� sw�j dom. Gderaj�c, obr�ci� si� o sto osiemdziesi�t stopni. �Jak�e to! � m�wi� do siebie. � Gdyby za�o�y�, �e cz�owiek czterdzie�ci tysi�cy lat temu osi�gn�� cywilizacj� por�wnywaln�, je�li nie wy�sz� od tej, kt�r� cieszymy si� dzisiaj, a jego umiej�tno�ci i osi�gni�cia znikn�y, nie pozostawiaj�c najmniejszego �ladu, mo�e to zniech�ci� jego potomk�w do rozpoczynania dzie�a od podstaw, wzorem pionier�w niezamieszka�ego wcze�niej �wiata�Ale to oznacza�oby negowanie przysz�o�ci. Zak�ada�, �e nasz wysi�ek jest daremny a ca�y post�p r�wnie nietrwa�y jak ba�ka piany na powierzchni w�d?!� Sofr zatrzyma� si� przed swoim domem. �Upsa ni!� hartchok!�� [Nie, nie!� tak naprawd�!�] �Andart mir�hoe spha!�� [Cz�owiek jest panem sytuacji!�] � wymrucza�, popychaj�c drzwi. Po kr�tkim odpoczynku zartog zjad� z apetytem obiad i u�o�y� si� do codziennej sjesty. Ale pytania, kt�re rozwa�a� w drodze do domu, nie dawa�y mu spokoju i odbiera�y sen. Bez wzgl�du na przemo�n� ch�� ustalenia sp�jno�ci zasad w przyrodzie posiada� on zbyt du�o zmys�u krytycznego, aby nie zauwa�y� s�abo�ci swojego systemu, gdy chodzi�o o problem pochodzenia i kszta�towania si� cz�owieka. Dostosowa� fakty do wst�pnej hipotezy to doskona�y spos�b na zdobycie racji przeciwko innym, ale nie przeciwko sobie. Gdyby Sofr nie by� uczonym, �wietnym zartogiem, lecz nale�a� do klasy analfabet�w, nie mia�by takich problem�w. Istotnie, lud, nie trac�c czasu na zbyt g��bokie spekulacje, zadowala� si�, przymykaj�c oczy, star� legend�, kt�ra od niepami�tnych czas�w przekazywana by�a z ojca na syna. Wyja�niaj�c jedn� tajemnic� � inn�, t�umaczy�a ona pochodzenie cz�owieka dzia�aniem si�y wy�szej. Pewnego dnia ta pozaziemska si�a stworzy�a z niczego Hedoma i Hiw�, pierwszego m�czyzn� i pierwsz� kobiet�, kt�rych potomkowie zaludnili Ziemi�. W ten spos�b wszystko uk�ada�o si� bardzo prosto. �Zbyt prosto! � pomy�la� Sofr. � Kiedy traci si� nadziej� na zrozumienie czego�, naj�atwiej odwo�a� si� do boskiej dzia�alno�ci; w ten spos�b nie trzeba szuka� rozwi�za� zagadek wszech�wiata; problemy przestaj� by� problemami w chwili ich zaistnienia. Gdyby chocia� ta ludowa legenda powsta�a na solidnej, powa�nej podbudowie!� Ale ona nie jest niczym poparta. Jest to tylko tradycja, zrodzona w wiekach ciemnoty i przekazywana z pokolenia na pokolenie. Ale to imi�: �Hedom!� Sk�d pochodzi to dziwaczne s�owo o obcym brzmieniu i kt�re wydaje si� nie mie� nic wsp�lnego z j�zykiem Andarti Iten Schu? Jeden male�ki problem filozoficzny, w obliczu kt�rego bledn� ca�e zast�py uczonych, nie znajduj�c zadowalaj�cej odpowiedzi� zostawmy to! Wszystko to bzdura niegodna uwagi zartoga.� Rozdra�niony Sofr zszed� do ogrodu, poniewa� by�a to pora w kt�rej zazwyczaj to czyni�. Zachodz�ce s�o�ce la�o na ziemi� mniejszy �ar i �agodny wiatr zaczyna� wia� znad Spon Schu. Zartog b��dzi� alejkami w cieniu drzew, kt�rych dr��ce li�cie szepta�y na wietrze. Powoli jego nerwy wraca�y do zwyk�ej r�wnowagi. M�g� pozby� si� swoich absorbuj�cych my�li, cieszy� si� spokojnie �wie�ym powietrzem, interesowa� owocami, bogactwem ogrodu i jego ozdob�, kwiatami. Przypadkowy spacer przywi�d� go z powrotem w pobli�e domu i Sofr zatrzyma� si� nad brzegiem wykopu, w kt�rym tkwi�y liczne narz�dzia. Wynurza�y si� z niego dopiero co powsta�e fundamenty nowej konstrukcji, kt�ra mia�a podwoi� powierzchni� jego laboratorium. Ale w ten �wi�teczny dzie� robotnicy porzucili prac� i oddali si� zabawie. Sofr na oko ocenia� wykonan� prac� oraz t�, kt�ra pozosta�a do wykonania, kiedy w p�mroku wykopu jego uwag� przyci�gn�� b�yszcz�cy punkt. Zaintrygowany zszed� na dno jamy i usun�� z dziwnego przedmiotu ziemi�, kt�ra pokrywa�a go w trzech czwartych. Zartog, powr�ciwszy do dziennego �wiat�a, zacz�� ogl�da� znalezisko. By� to rodzaj etui,8 wykonanego z nieznanego szarego metalu, o ziarnistej teksturze,9 kt�rego d�ugi pobyt w ziemi pozbawi� po�ysku. W jednej trzeciej d�ugo�ci widnia�a rysa, kt�ra wskazywa�a, �e etui sk�ada�o si� z dw�ch zamykaj�cych si� ze sob� cz�ci. Sofr spr�bowa� je otworzy�. Przy pierwszym ruchu metal, zwietrza�y na skutek dzia�alno�ci czasu, zamieni� si� w proch odkrywaj�c drugi, ukryty w nim przedmiot. Materia�, z kt�rego by� wykonany, by� zartogowi r�wnie nieznajomy jak ten, kt�ry go do tej pory chroni�. By� to zw�j kartek pokryty dziwnymi znakami, kt�rych regularno�� wskazywa�a na rodzaj pisma, jakiego to, ani nawet jemu podobnego, zartog nigdy nie widzia�. Dr��c ca�y z emocji, Sofr zamkn�� si� w swoim laboratorium i, po ostro�nym roz�o�eniu cennego dokumentu, zacz�� mu si� dok�adnie przygl�da�. Tak, nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e by�o to pismo. Lecz r�wnie pewnym by� fakt, �e nie przypomina�o ono �adnego z tych, jakie w czasach historycznych u�ywano na ca�ej Ziemi. Sk�d pochodzi� ten dokument? Co oznacza�? Te dwa pytania natychmiast narodzi�y si� w umy�le Sofra. Chc�c odpowiedzie� na pierwsze, nale�a�o znale�� odpowied� na drugie. Nale�a�o wi�c tekst najpierw odcyfrowa�, a nast�pnie przet�umaczy�, jako �e j�zyk dokumentu m�g� si� okaza� w r�wnym stopniu nieznany, co jego pismo. Czy�by to by�o niemo�liwe? Zartog Sofr nie zastanawia� si� nad tym d�u�ej, ale gor�czkowo przyst�pi� do pracy. Robota ci�gn�a si� d�ugo, bardzo d�ugo, ca�e d�ugie lata. Sofr pracowa� bez wytchnienia. Nie zniech�caj�c si�, kontynuowa� metodyczne badania tajemniczego dokumentu, zd��aj�c powoli do rozwi�zania zagadki. Nadszed� w ko�cu dzie�, w kt�rym znalaz� klucz do tego skomplikowanego �rebusu�. Nast�pnie nadszed� moment, kiedy z wielkim niedowierzaniem i wysi�kiem m�g� przet�umaczy� ten�e �rebus� na j�zyk Ludzi Czterech M�rz. Tego dnia zartog Sofr Ai Sr m�g� przeczyta�: Rosario, 24 maja 2� W ten oto spos�b zaczynam moje zapiski, chocia� w rzeczywisto�ci s� one spisywane du�o p�niej i w innym miejscu. Jednak�e porz�dek jest wed�ug mnie niezb�dny i dlatego przyj��em form� dziennika pisanego z dnia na dzie�. Dwudziestego czwartego maja zaczynam opis niezwyk�ych wydarze�, kt�re dziej� si� teraz, celem przekazania ich tym, kt�rzy przyjd� po mnie, o ile jeszcze ludzko�� ma nadziej� liczy� na jak�kolwiek przysz�o��. W jakim�e j�zyku mam pisa�? W angielskim czy hiszpa�skim, kt�rymi m�wi� biegle? Nie! B�d� pisa� w j�zyku mojego kraju � po francusku. Tego w�a�nie dnia zebra�em kilku przyjaci� w mojej willi w Rosario Tego w�a�nie dnia zebra�em kilku przyjaci� w mojej willi w Rosario. Rosario jest, a raczej by�o, miastem w Meksyku, na wybrze�u Pacyfiku, nieco na po�udnie od Zatoki Kalifornijskiej. Mieszka�em tam oko�o dziesi�ciu lat, kieruj�c eksploatacj� w kopalni srebra, kt�ra by�a moj� w�asno�ci�. Sprawy moje sz�y zadziwiaj�co dobrze. By�em cz�owiekiem bogatym, nawet bardzo bogatym � s�owa te bardzo mnie dzisiaj bawi� � i zamierza�em wkr�tce powr�ci� do mojej prawdziwej ojczyzny, Francji. Willa moja, jedna z najbardziej luksusowych, znajdowa�a si� w centralnym miejscu rozleg�ego parku, schodz�cego do morza i ko�cz�cego si� gwa�townie na pionowej skarpie o ponad stumetrowej wysoko�ci. Na ty�ach willi teren wznosi� si�, i dzi�ki kr�tym drogom mo�na by�o osi�gn�� grzbiet g�r, kt�rych wysoko�� przekracza�a tysi�c pi��set metr�w. Czasami by�a to cudowna wyprawa, kt�r� odbywa�em samochodem, wspania�ym i pot�nym Faetonem10 o trzydziestu pi�ciu koniach mechanicznych, jednym z najlepszych samochod�w francuskich. Mieszkaj�c w Rosario z moim synem, Jeanem, mi�ym dwudziestolatkiem, przygarn��em blisk� memu sercu Helen�, sierot�, kt�ra po �mierci rodzic�w zosta�a bez �rodk�w do �ycia. Min�o pi�� lat. Jean mia� dwadzie�cia pi�� lat, a moja wychowanica dwadzie�cia. W g��bi serca przeznaczy�em ich sobie. S�u�ba nasza sk�ada�a si� z lokaja Germaina, rozs�dnego szofera Modesta Simonata i dw�ch kobiet, Edith i Mary, c�rek mego ogrodnika George�a Raleigha i jego �ony Anny. Tego w�a�nie dnia, dwudziestego czwartego maja, siedzieli�my w osiem os�b przy stole, w ogrodzie o�wietlonym lampami, kt�re by�y zasilane elektrycznie. Znajdowa�o si� tam wi�c, opr�cz pana domu, jego syna i wychowanicy, pi�ciu innych go�ci, z kt�rych trzech by�o rasy anglosaskiej, a dw�ch pochodzenia meksyka�skiego. Do pierwszych nale�a� doktor Bathurst, a doktor Moreno do drugich. Byli to dwaj uczeni w pe�nym tego s�owa znaczeniu, co wcale nie �wiadczy�o o zgodno�ci ich przekona�. Poza tym ci niezwykli ludzie byli najlepszymi przyjaci�mi na �wiecie. Dwaj pozostali Anglosasi to Williamson, w�a�ciciel powa�nego przedsi�biorstwa rybnego z Rosario, i Rowling, �mia�ek, kt�ry na obrze�ach miasta za�o�y� plantacj� wczesnych warzyw, z czego czerpa� niesamowite zyski. Co do ostatniego go�cia, by� nim se?or11 Mendoza, przewodnicz�cy s�du Rosario, cz�owiek godny szacunku, �wiat�y umys� i nieprzekupny s�dzia. Dotarli�my szcz�liwie do ko�ca posi�ku bez �adnych incydent�w. S�owa wypowiedziane do tego momentu ulecia�y z mojej pami�ci, w przeciwie�stwie do tych, kt�re pad�y podczas palenia cygar. Nie dlatego, �e by�y one same w sobie szczeg�lnie wa�ne, ale brutalny komentarz, kt�ry mia� wkr�tce nast�pi�, nada� im pewne znaczenie. Dlatego te� na zawsze zosta�y w moim umy�le. Doszli�my � jakie� to ju� niewa�ne! � do tematu najwspanialszych osi�gni�� cz�owieka. Doktor Bathurst powiedzia� w pewnym momencie: � Pewne jest, �e gdyby Adam � oczywi�cie jako Anglosas wymawia� Edem � i Ewa � wymawia� Iva � wr�cili na ziemi�, byliby niezwykle zdziwieni! To sta�o si� pocz�tkiem dyskusji. Zapalony darwinista12 Moreno, zawzi�ty zwolennik teorii doboru naturalnego, ironicznym tonem zapyta� go, czy rzeczywi�cie wierzy w legend� o ziemskim raju. Bathurst odpowiedzia�, �e przynajmniej wierzy w Boga, oraz �e istnienie Adama i Ewy by�o potwierdzone przez Bibli�, i powstrzyma� si� od dalszej dyskusji. Moreno odpar�, �e wierzy w Boga nie mniej od swojego rozm�wcy, ale �e pierwszy m�czyzna i pierwsza kobieta mogli stanowi� jedynie mit, symbol, i �e nie ma w tym nic blu�nierczego. W konsekwencji, zak�adaj�c, Biblia chcia�a w ten spos�b wyobrazi� tchnienie �ycia wprowadzone przez tw�rcz� si�� do pierwszej kom�rki, z kt�rej powsta�y nast�pnie wszystkie inne. Bathurst odrzek�, �e wyja�nienie to jest pozornie s�uszne, ale je�li o to chodzi, bardziej mu pochlebia stanowi� bezpo�rednie dzie�o bo�e, ni� po�rednio by� mniej lub bardziej prymitywnym stopniem rozwoju naczelnych. Obserwowa�em moment, w kt�rym dyskusja nabiera�a kolor�w, gdy nagle urwa�a si�, poniewa� przeciwnicy przez przypadek znale�li mniej kontrowersyjny temat. W ten oto spos�b ca�a sprawa zako�czy�a si� pomy�lnie. Tym razem, wracaj�c do pierwszego tematu, dw�ch dyskutant�w pogodzi�o si� co do pochodzenia ludzko�ci i wysokiej kultury, jak� osi�gn�a. Wymieniali z dum� jej owoce. Bathurst s�awi� chemi�, rozwini�t� do tego stopnia, �e narodzi�a si� tendencja prowadz�ca do jej usuni�cia poprzez po��czenie z fizyk�; te dwie dziedziny stanowi�y ju� jedno, obieraj�c za cel bada� immanentn�13 energi�. Moreno czyni� pochwa�y medycynie i chirurgii, dzi�ki kt�rym zg��biono tajemnic� fenomenu �ycia i kt�rych zdumiewaj�ce odkrycia pozwalaj� spodziewa� si� w przysz�o�ci nie�miertelno�ci �ywych organizm�w. Nast�pnie obaj pogratulowali sobie wysokich osi�gni�� w astronomii. Nie rozwijano jednak tego tematu, czekaj�c na gwiazdy i siedem planet uk�adu s�onecznego. Zm�czeni w�asnym entuzjazmem dwaj apologeci14 postanowili troch� odpocz��. Pozostali go�cie skorzystali z tego aby wtr�ci� s�owo, po czym wkroczono w rozleg�y temat praktycznych wynalazk�w, kt�re tak bardzo zmodyfikowa�y warunki �ycia ludzi. Wychwalano kolej �elazn� i parowce, s�u��ce do transportu artyku��w ci�kich; statki powietrzne u�ywane przez podr�nych, kt�rzy oszcz�dzali czas; tuby pneumatyczne i elektroniczne15 przemierzaj�ce l�dy i morza, wykorzystywane przez spiesz�cych si� ludzi. Opiewano niezliczone maszyny, jedne bardziej pomys�owe od drugich, z kt�rych jedna, w niekt�rych fabrykach, wykonuje prac� stu ludzi. Chwalono drukarstwo, fotografi� kolor�w i �wiat�a, d�wi�ku, ciep�a i wszystkich wibracji eteru. Przede wszystkim chwalono jednak elektryczno��, czynnik tak podatny, tak pos�uszny i tak doskonale znany w swych w�a�ciwo�ciach i w swej istocie, �e pozwala bez przeszk�d na odleg�o�� uruchomi� ka�dy mechanizm b�d� kierowa� �odzi� podwodn�, nawodn� czy powietrzn�. Umo�liwia on te� porozumiewanie si� na odleg�o��: rozmow�, pisanie, wizj�. By� to prawdziwy dytyramb,16 kt�rego autorem cz�ciowo, przyznaj�, by�em ja sam. Zgodzili�my si� wszyscy w tym punkcie, �e ludzko�� osi�gn�a poziom intelektualny nieznany dotychczas przed naszymi czasami, co upowa�nia do wiary w ca�kowite jej zwyci�stwo nad natur�. � Tymczasem � zabra� g�os s�dzia Mendoza, korzystaj�c z momentu ciszy, kt�ry nast�pi� po ko�cowej konkluzji � pozwol� sobie zauwa�y�, �e ludy, kt�re znikn�y, nie pozostawiaj�c najmniejszego �ladu, dotar�y ju� do cywilizacji r�wnej lub analogicznej do naszej. � Jakie? � zapytali jednocze�nie wszyscy zgromadzeni. � Hm� na przyk�ad Babilo�czycy� Spowodowa�o to wybuch �miechu. O�mieli� si� por�wnywa� Babilo�czyk�w do ludzi wsp�czesnych! � Egipcjanie� � kontynuowa� don17 Mendoza spokojnie, a wok� niego rozbrzmiewa� coraz g�o�niejszy �miech. � � Jak r�wnie� Atlantydzi, z kt�rych nasza w�asna ignorancja stworzy�a legend� � ci�gn�� przewodnicz�cy s�du. � Zauwa�cie, �e przed Atlantydami mog�a istnie� ca�a niesko�czono�� innych cywilizacji, kt�re narodzi�y si�, rozkwit�y, a nast�pnie znikn�y, o czym my mo�emy nie mie� najmniejszego poj�cia. Poniewa� don Mendoza upiera� si� przy swojej niedorzecznej tezie, postanowiono w ko�cu, aby go nie dra�ni�, sprawia� wra�enie, �e bierze si� j� na powa�nie. � Ale�, m�j drogi s�dzio � zacz�� Moreno, przyjmuj�c ton jakim m�wi si� do dziecka � nie chce pan chyba utrzymywa�, �e jakikolwiek z tych dawnych lud�w mo�e by� por�wnywany do nas? W sferze duchowej � przyznaj�, �e mogli oni rozwija� si� na r�wnym naszemu poziomie kulturalnym, ale w sferze materialnej?! � Dlaczego nie? � zdziwi� si� don Mendoza. � Poniewa� � pospieszy� z wyt�umaczeniem Bathurst � istot� naszych wynalazk�w jest ich nieustanne odtwarzanie na ca�ej Ziemi: znikni�cie jednego ludu lub nawet wi�kszej ilo�ci lud�w, spowodowa�oby utrat� ca�ej masy dokonanych odkry�. Trzeba by jednoczesnego znikni�cia ca�ej ludzko�ci, �eby ca�kowity dorobek ludzki zosta� utracony. Czy to jest, wed�ug pana, hipoteza mo�liwa do przyj�cia? Podczas gdy tak dyskutowali�my, przyczyny i skutki same si� nawzajem kszta�towa�y w niesko�czono�ci wszech�wiata i, po niespe�na minucie, jedynym rezultatem pytania, jakie postawi� doktor Bathurst, by�o usprawiedliwienie sceptycyzmu Mendozy. Lecz my nie mieli�my co do tego �adnych podejrze� i rozprawiali�my spokojnie, jedni oparci na krzes�ach, inni wsparci na stole, patrz�c na Mendoz�, kt�ry jak przypuszczali�my, przyt�oczony zosta� replik� Bathursta. � Przede wszystkim � odpowiedzia� spokojnie przewodnicz�cy s�du � wiadomym jest, �e na ziemi by�o niegdy� mniej mieszka�c�w ni� obecnie; w ten spos�b jeden lud m�g� posiada� wy��cznie dla siebie ca�� wiedz� �wiata. Nast�pnie � nie widz� nic absurdalnego w tym, co m�wi� � ca�a powierzchnia globu mog�a by� zniszczona w tym samym czasie. � C� za niedorzeczno��! � zakrzykn�li�my wszyscy razem. I w tym w�a�nie momencie rozpocz�a si� katastrofa. Jeszcze nie sko�czyli�my: �C� za niedorzeczno��!�, gdy nagle podni�s� si� nies�ychany ha�as. Ziemia dr�a�a i ucieka�a nam spod n�g, willa trz�s�a si� w posadach. Wstrz�sani i wywracani, padaj�c ofiar� niewypowiedzianej grozy, rzucili�my si� na zewn�trz. Zaledwie przekroczyli�my pr�g, gdy ca�y dom zawali� si�, grzebi�c pod swymi gruzami s�dziego Mendoz� i mojego lokaja Germaina, kt�rzy biegli jako ostatni. Po kilku sekundach ruszyli�my im z pomoc�, gdy nagle zauwa�yli�my mego ogrodnika Raleigha, biegn�cego razem z �on� w d� ogrodu, gdzie mieszka�. � Morze!� Morze! � krzycza� z ca�ych si�. Odwr�ci�em si� w stron� oceanu i zamar�em w bezruchu, wprawiony w os�upienie. Nie dlatego, �e zdawa�em sobie spraw� z tego, co zobaczy�em, ale mia�em wyra�ne wra�enie, �e zwyk�a perspektywa uleg�a zmianie. Czy� nie wystarczy jednak, �eby zmrozi� serce przera�eniem to, �e wygl�d natury, tej, kt�r� uwa�amy w istocie za niezmienn�,, uleg� tak gwa�townej zmianie w ci�gu kilku sekund? W�wczas nie zwleka�em jednak z odzyskaniem zimnej krwi. Prawdziwa przewaga cz�owieka nie polega na dominowaniu i pokonywaniu natury ale na my�leniu o niej, rozumieniu jej, na pr�bie odtworzenia niezmierzonego wszech�wiata w mikrokosmosie swojego m�zgu. To do cz�owieka czynu nale�y zachowanie niezm�conego umys� w obliczu przewrotu materii i stwierdzenie: �Zniszczy� mnie, dobrze! Poruszy� � nigdy!� Skoro tylko odzyska�em sw�j zwyk�y spok�j, zrozumia�em, czym r�ni� si� obraz, kt�ry mia�em przed oczami od tego, kt�ry zwyk�em kontemplowa�.18 Skarpa po prostu znikn�a i ogr�d m�j obni�y� si� do poziomu morza, kt�rego fale, po unicestwieniu domu ogrodnika, uderza�y w�ciekle o najni�ej po�o�one ogrodzenie. Poniewa� by�o ma�o prawdopodobne, �e poziom wody wzr�s�, logiczne by�o, �e osun�a si� ziemia. Osuni�cie to przekracza�o sto metr�w, poniewa� takiej w�a�nie wysoko�ci by�a skarpa. Musia�o to nast�pi� bardzo �agodnie, gdy� w og�le tego nie zauwa�yli�my, co wyja�nia�oby wzgl�dny spok�j oceanu. Kr�tki rzut oka przekona� mnie o s�uszno�ci mego przypuszczenia i pozwoli� mi�dzy innymi stwierdzi�, �e opadanie trwa�o nadal. W efekcie morze nadal zwyci�a�o i posuwa�o si� z szybko�ci� oko�o dw�ch metr�w na sekund�, czyli oko�o siedmiu kilometr�w na godzin�. Uwzgl�dniaj�c odleg�o�� jaka nas dzieli�a od pierwszych fal, mogli�my stwierdzi�, �e zostaniemy poch�oni�ci w ci�gu trzech minut, je�li pr�dko�� osuwania nie zmniejszy si�. Moja decyzja by�a b�yskawiczna. � Do auta! � krzykn��em. Zrozumiano mnie. Skierowali�my si� wszyscy w stron� gara�u i auto znalaz�o si� na zewn�trz. W mgnieniu oka st�oczyli�my si� w samochodzie. M�j szofer Simonat uruchomi� silnik, zasiad� za kierownic�, nacisn�� sprz�g�o i ruszy� w drog� z wielk� pr�dko�ci�, podczas gdy Raleigh, po otwarciu ogrodzenia, chwyci� si� przeje�d�aj�cego auta i uczepi� si� tylnych resor�w. Najwy�szy czas! W momencie, w kt�rym auto si�gn�o drogi, powiew mokrego wiatru, rozpryskuj�c si�, umoczy� ko�a wozu. Ha! Od tej chwili mogli�my �mia� si� z po�cigu morza. Dokonuj�c niezwyk�ego wysi�ku, moja dobra maszyna mog�a nas przenie�� poza jego zasi�g, chyba �eby osuwanie w przepa�� mia�o trwa� w niesko�czono��. W sumie mieli�my przed sob� co najmniej dwie godziny jazdy w g�r� na wysoko�� oko�o tysi�ca pi�ciuset metr�w. Jednak�e stwierdzi�em, �e nie nale�y spieszy� si� z og�aszaniem zwyci�stwa. Po pierwszym skoku pojazdu, kt�ry nas przeni�s� o dwadzie�cia metr�w od piany morskiej, dystans nie ulega� zmianie i Simonat na pr�no dociska� peda� gazu do ko�ca. Bez w�tpienia ci�ar dwunastu os�b zmniejszy� pr�dko�� samochodu. Niemniej jednak pr�dko�� ta by�a dok�adnie r�wna pr�dko�ci wody, kt�ra niezmiennie pozostawa�a w tej samej odleg�o�ci. Wkr�tce wszyscy opr�cz Simonata, zaj�tego prowadzeniem samochodu, zdali sobie spraw� z tej niepokoj�cej sytuacji. Popatrzyli�my w ty� na drog�, kt�r� zostawiali�my za sob�. Nie by�o wida� nic pr�cz wody. W miar� jak oddalali�my si�, droga znika�a w morzu, kt�re j� poch�ania�o. Morze uspokoi�o si�. Nieliczne fa�dki gin�y na coraz to nowym brzegu. By�o to spokojne jezioro, kt�re wci�� ros�o i ros�o jednostajnie, i nie by�o nic r�wnie przera�aj�cego, jak ten przyb�r spokojnej wody. Na pr�no uciekali�my przed ni�, woda nieugi�cie pod��a�a za nami. Na pr�no uciekali�my przed ni�, woda nadal pod��a�a za nami Simonat, kt�ry uparcie wpatrywa� si� w drog�, odwr�ci� si� i rzek� do nas: � Jeste�my w po�owie zbocza. Jeszcze tylko godzina drogi. Zadr�eli�my. Za godzin� osi�gniemy szczyt i b�dziemy musieli zje�d�a� w d�. Masa wody sp�ynie lawin� tu� za nami i poch�onie nas niezale�nie od szybko�ci z jak� b�dziemy jecha�. Godzina min�a bez jakiejkolwiek zmiany w naszej sytuacji. Ju�, ju� dosi�gali�my szczytu zbocza, kiedy nagle samoch�d uleg� gwa�townemu wstrz�sowi, przez kt�ry o ma�o co nie roztrzaska� si� na poboczu drogi. Tymczasem ogromna fala wezbra�a tu� za nami, bieg�a drog�, wznosi�a si� i opada�a; rozpryska�a si� w ko�cu na samochodzie, otaczaj�c go pian�� Czy�by�my mieli by� zatopieni?� Nie! Woda opad�a sycz�c, a silnik, przyspieszaj�c nagle prac�, zwi�kszy� pr�dko��. Sk�d pochodzi� ten nag�y wzrost pr�dko�ci? U�wiadomi� nam to krzyk Anny Raleigh: ta biedna kobieta zda�a sobie spraw�, �e m�a jej nie ma ju� na resorach samochodu. Z pewno�ci� wstrz�s oderwa� nieszcz�nika i dlatego odci��ony samoch�d �wawiej pokonywa� wzniesienie. Nagle zatrzyma� si�. � Co si� sta�o? � zapyta�em Simonata. � Awaria? Nawet w tragicznych okoliczno�ciach duma zawodowa nie traci swoich praw. Simonat podni�s� ze wzgard� ramiona, daj�c mi w ten spos�b do zrozumienia, �e awaria jest nieznana szoferowi jego klasy, i spokojnie wskaza� r�k� na drog�. Wszystko sta�o si� jasne. Droga urywa�a si� mniej wi�cej dziesi�� metr�w przed nami. �By�a urwana� jest wyra�eniem w�a�ciwym, je�li ma si� na my�li �uci�ta no�em�. Dalej by�a pustka, otch�a� ciemno�ci, na dnie kt�rej niemo�liwo�ci� by�o cokolwiek odr�ni�. Popatrzyli�my za siebie, zagubieni, pewni, �e wybi�a nasza ostatnia godzina. Ocean, kt�ry �ciga� nas do tej wysoko�ci, poch�onie nas za kilka sekund� Wszyscy, z wyj�tkiem nieszcz�liwej Anny i jej c�rek, kt�re szlocha�y z ca�ej duszy, krzykn�li�my mile zaskoczeni. Nie! Woda nie pod��a�a za nami � raczej ziemia przesta�a si� zapada�. Bez w�tpienia wstrz�s, jaki prze�yli�my, by� ostatnim przejawem zjawiska. Ocean zatrzyma� si� i pozostawa� jakie� sto metr�w od miejsca, w kt�rym stali�my wok� auta z pracuj�cym jeszcze silnikiem, przypominaj�cego zadyszane po szybkim biegu zwierz�. Czy uda nam si� wydoby� z potrzasku? Mogli�my si� dowiedzie� o tym dopiero w dzie�. A na razie nale�a�o czeka�. Jedno po drugim, wyci�gn�li�my si� wi�c na ziemi i, wydaje mi si�, przebacz mi Panie, �e zasn��em! W nocy Skoczy�em na nogi obudzony niezwyk�ym ha�asem. Kt�ra godzina? Nie wiem. W ka�dym razie otacza�y nas jeszcze ciemno�ci nocy. Ha�as dobiega� z nieprzeniknionej mg�y, w kt�rej pogr��ona by�a droga. Co si� dzieje?� Wydawa�oby si�, �e olbrzymie masy wody spadaj� wodospadem albo olbrzymie ostrza ocieraj� si� o siebie gwa�townie. Tak, to musia�o by� to, bo k��by piany dociera�y a� do nas i okryci byli�my mg��. Po czym spok�j powoli zaczyna� wraca� Nast�powa�a cisza� Niebo ja�nia�o� Wstawa� dzie�. 25 maja C� za ulga, kiedy stopniowo mogli�my okre�la� nasz� rzeczywist� sytuacj�! Na pocz�tku rozr�niali�my zaledwie najbli�sze otoczenie, ale pole naszego widzenia powi�ksza�o si�, powi�ksza�o bez ko�ca, jakby nasza krucha nadzieja podnosi�a jedn� po drugiej niesko�czon� ilo�� delikatnych zas�on. Wreszcie oto �wiat�o pe�nego dnia rozwia�o nasze ostatnie z�udzenia. Nasza sytuacja by�a jasna i mo�na j� przedstawi� w kilku s�owach: byli�my na wyspie. Morze otacza�o nas z ka�dej strony. Jeszcze poprzedniego dnia dostrzegliby�my wiele szczyt�w, z kt�rych niejeden przewy�sza� ten, na kt�rym si� znajdowali�my. Znikn�y; tymczasem nasz, bardziej od nich niepozorny, z przyczyn, kt�re nigdy nie b�d� nam znane, zatrzyma� si� w swoim powolnym upadku. W miejscu pozosta�ych rozpo�ciera�a si� niczym nieograniczona tafla wody. Ze wszystkich stron nic, tylko morze. Zajmowali�my jedyny sta�y punkt w olbrzymim okr�gu wytyczonym przez horyzont. Wystarczy� nam jeden rzut oka aby oceni� w ca�ej jej rozci�g�o�ci wysepk�, na kt�rej niezwyk�e szcz�cie pozwoli�o nam znale�� schronienie. Istotnie, nie by�a du�a � najwy�ej tysi�c metr�w d�ugo�ci i pi��set metr�w szeroko�ci. Na po�udniu, zachodzie i p�nocy wznosi�a si� na oko�o sto metr�w nad poziomem wody i ��czy�a z morzem �agodnym zboczem. Natomiast od wschodu ko�czy�a si� stromym uskokiem. Ta w�a�nie strona przyci�gn�a nasz wzrok. W tym kierunku powinni�my byli zobaczy� spi�trzone g�ry, a dalej ca�y Meksyk. Ile� zmian w ci�gu jednej kr�tkiej, wiosennej nocy! G�ry znikn�y, Meksyk zatopiony! Na ich miejscu � nieko�cz�ca si� pustynia, pustynia wype�niona morzem! Patrzyli�my na siebie przera�eni. Uwi�zieni, bez �rodk�w do �ycia, bez wody, na tej skale stromej i pozbawionej wszelkiej ro�linno�ci, nie mogli�my mie� nawet cienia nadziei. Zrozpaczeni, po�o�yli�my si� na ziemi i zacz�o si� wyczekiwanie na �mier�. Na pok�adzie Virginii, 4 czerwca Co zdarzy�o si� w ci�gu nast�pnych dni? Nie pami�tam nic. Prawdopodobnie straci�em przytomno��. �wiadomo�� odzyska�em dopiero na pok�adzie statku, kt�ry nas zabra�. A dopiero tutaj dowiaduj� si�, �e na wysepce sp�dzili�my ca�e dziesi�� dni i �e dw�ch spo�r�d nas, Williamson i Rowling, zmar�o tam z g�odu i pragnienia. Z pi�tnastu os�b, kt�re schroni�y si� w mojej willi w momencie katastrofy, ocala�o zaledwie dziewi��: m�j syn Jean i moja wychowanica Helena, m�j niepocieszony po stracie pojazdu szofer Simonat, Anna Raleigh i jej dwie c�rki, doktorzy Bathurst i Moreno, i wreszcie ja, kt�ry spiesz� napisa� te strony celem pouczenia potomno�ci, o ile oczywi�cie takowa si� narodzi. Virginia, na kt�rej pok�adzie przebywamy, jest po��czeniem parowca i �aglowca, statkiem o wyporno�ci oko�o dw�ch tysi�cy ton, przeznaczonym do transportu towar�w. Jest to dosy� stara, wys�u�ona �ajba. Kapitan Morris ma na swoje rozkazy dwudziestu ludzi. Kapitan i za�oga s� Anglikami. Virginia opu�ci�a Melbourne troch� wi�cej ni� miesi�c temu, w kierunku wschodnim, kieruj�c si� do Rosario. W czasie jej podr�y nie zdarzy� si� �aden wypadek, nie licz�c, w nocy z 24 na 25 maja, serii fal powsta�ych przy dnie, o niezwyk�ej wysoko�ci, ale proporcjonalnej d�ugo�ci, co sprawi�o, �e nie by�y one gro�ne. Chocia� te fale nie by�y zwyczajne, kapitan nie m�g� na ich podstawie przewidzie� kataklizmu, kt�ry rozgrywa� si� w tym samym momencie. Dlatego by� bardzo zdziwiony, kiedy w miejscu, gdzie spodziewa� si� spotka� Rosario i meksyka�ski brzeg, widzia� tylko bezkresne morze. Z wybrze�a pozosta�a tylko wysepka. Do tej wysepki, na kt�rej odkryto jedena�cie cia� le��cych bez �ycia, przyp�yn�a szalupa Virginii. Dwa z nich by�y ju� trupami; pozosta�ych dziewi�� zabrano. W ten oto spos�b zostali�my uratowani. Na l�dzie. Stycze� lub luty Osiem miesi�cy dzieli ostatnie z poprzednich linijek od tych, kt�re teraz zapisz�. Zamieszczam je pod dat� stycze� lub luty z braku wi�kszej precyzji, poniewa� nie mam ju� dok�adnego poczucia czasu. Te osiem miesi�cy, kiedy stopniowo poznawali�my ogrom naszego nieszcz�cia, stanowi� najstraszliwszy okres naszych prze�y�. Po uratowaniu nas, Virginia ca�� moc� pary kontynuowa�a sw�j kurs na wsch�d. Kiedy doszed�em do siebie, wysepka, na kt�rej o ma�y w�os nie umarli�my, znikn�a ju� za horyzontem. Jak wskazywa� kurs, kt�ry kapitan obliczy� przy bezchmurnym niebie, p�yn�li�my do miejsca, w kt�rym powinno by� miasto Meksyk. Lecz po stolicy kraju nie pozosta� �aden �lad, nic wi�cej poza tym, co znaleziono, podczas gdy by�em nieprzytomny. Gdzie �rodkowe g�ry? Nie wida� by�o �adnego l�du w zasi�gu wzroku; zewsz�d tylko nieko�cz�ce si� morze. By�o w tym stwierdzeniu co� naprawd� osza�amiaj�cego. Byli�my bliscy postradania zmys��w. Jak to? Ca�y Meksyk zatopiony?!� Wymieniali�my zrozpaczone spojrzenia, zadaj�c sobie pytanie, dok�d si�gaj� spustoszenia tego zatrwa�aj�cego kataklizmu� Kapitan, chc�c mie� czyste sumienie, skierowa� statek na p�noc. Je�li nawet Meksyk przesta� istnie�, niemo�liwe aby to samo sta�o si� z ca�ym kontynentem ameryka�skim. A jednak tak by�o! Przesuwali�my si� niepotrzebnie dwana�cie dni na p�noc, nie napotykaj�c l�du. Nie znale�li�my go r�wnie�, zmieniaj�c ci�gle kurs i kieruj�c si� na po�udnie, przez prawie miesi�c. Przy ca�ej paradoksalno�ci sytuacji, w jakiej si� znajdowali�my, ewidentnym sta�o si� dla nas, �e ca�y kontynent ameryka�ski znikn�� pod wod�! Czy�by�my mieli by� uratowani tylko po to, aby pozna� m�czarnie agonii? Tak naprawd� mieli�my powody obawia� si� tego. Nie m�wi�c o �rodkach do �ycia, kt�re zmniejsza�y si� z dnia na dzie�, grozi�o nam inne niebezpiecze�stwo: co zrobimy, kiedy brak w�gla unieruchomi statek? To tak jakby przesta�o bi� serce zwierz�cia. Dlatego te�, 14 lipca, kiedy znajdowali�my si� mniej wi�cej w miejscu dawnego Buenos Aires, kapitan Morris rozkaza� wygasi� kot�y i podnie�� �agle. Nast�pnie zwo�a� ca�y personel Virginii, za�og� i pasa�er�w i, wyja�niaj�c w kilku s�owach nasz� sytuacj�, poprosi� o rozwa�ne zastanowienie si� i przedstawienie propozycji radzie, kt�ra zwo�ana mia�a by� nazajutrz. Nie mia�em poj�c