10981

Szczegóły
Tytuł 10981
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

10981 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 10981 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

10981 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

John Ware Gerald L. Posner Polowanie na anioła śmierci Wydaje się, że Mengelem powodował czysty sadyzm, chociaż zeznania ofiar - podkreślają tylko jego całkowitą obojętność na cudze cierpienie, nie mówią natomiast czy sprawiało mu to przyjemność. Dr Puzyna pamięta Mengelego zasłuchanego w muzykę orkiestry obozowej, kiedy tuż obok przechodziło komando niosące ciała zmarłych tego dnia więźniów: Ludzie umierali codziennie, głównie z przemęczenia. Mengele stał tam bez słowa, z głową ukrytą w dłoniach, ze spuszczonym wzrokiem, zasłuchany w muzykę. Nie zwracał najmniejszej uwagi na ciągnący tuż obok pochód umarłych. Z jednej strony - zwłoki ludzi, z drugiej - rozmarzony Mengele. Pamiętam, że podobna sytuacja wydarzyła się kiedyś w szpitalu. Przyszła do nas orkiestra, bardzo dobra orkiestra węgierskich Żydów i rozpoczęła koncert - a wszędzie dookoła leżeli bardzo chorzy, półżywi ludzie; prawie szkielety. Mengele nawet na nich nie spojrzał. Dr Tobias Brocher, psychoanalityk z Fundacji Menningera, który prowadził praktykę niedaleko rodzinnego miasteczka Mengelego, Günzburga i badał zachowanie Josefa, twierdzi, że w Mengelem przejawiał się "narcystyczny aspekt sadyzmu", lecz nie czysty sadyzm: Nie czerpał przyjemności z zadawania bólu, lecz z władzy nad życiem i śmiercią, jaką dawała mu pozycja lekarza w obozie koncentracyjnym. Mengele przejawiał narcystyczne zachowania, typowe dla profesjonalistów. Cała kultura lekarska rozdarta jest między powinnością a uczuciami; między lekarzami-naukowcami, przyjmującymi podejście stricte badawcze, a lekarzami-opiekunami, dbającymi o pacjentów. W Niemczech rozdarcie to znalazło wyraz w programie eutanazji osób chorych psychicznie, poprzedzającym powstanie obozów koncentracyjnych. Uczestniczący w nim lekarze tłumaczyli, że eutanazja "służy ulżeniu pacjentom", którzy "i tak by umarli". Osobiste okrucieństwa, których wiele opisuje zachodnioniemiecki akt oskarżenia, były zazwyczaj powodowane przez nagłe i niekontrolowane napady wściekłości. Pewnego dnia Mengele "złapał nowo narodzone dziecko rosyjskiej kobiety za głowę i [wyrzucił je] na stertę zwłok"; innym razem "tak zdenerwował się na kapo obozowego, który pozwolił więźniom przeznaczonym do zagazowania na dołączenie do kolumny więźniów kierowanych do pracy, że zastrzelił go z własnego pistoletu". Kolejny przypadek dotyczy starego człowieka "przeznaczonego do komory gazowej, który chciał zobaczyć się ze swoim synem, znajdującym się w kolumnie osób przeznaczonych do pracy. Mengele złapał za żelazny pręt i uderzył go w głowę tak mocno, że jego czaszka pękła, a mężczyzna zginął na miejscu". Dalej czytamy, że "wrzucił noworodka na rozpalony piec, gdyż zdenerwowała go ciąża matki, której nie dostrzegli lekarze prowadzący selekcję, a która kwalifikowałaby ją do komory gazowej", "zastrzelił z broni służbowej przynajmniej jednego więźnia nieznanej narodowości, gdy ten zatrzymał się na ulicy bez pozwolenia", wreszcie "zastrzelił szesnastoletnią dziewczynę, która uciekła na dach baraku z panicznego strachu przed komorą gazową". [...] Znanych jest szereg sytuacji, gdy Mengele zachowywał się bardzo uprzejmie w stosunku do dzieci, które zamierzał uśmiercić. To współistnienie łagodności i okrucieństwa jest przez Roberta Jaya Liftona, profesora psychiatrii i psychologii na Uniwersytecie Nowojorskim, określane mianem "rozdwojenia". Lifton twierdzi, że w Auschwitz ujawniały się dwie osobowości Mengelego: osobowość obozowa i osobowość przedwojenna: Osobowość obozowa umożliwiała Mengelemu wyrządzanie zła, chociaż chwilami ustępowała miejsca osobowości przedwojennej, która zakładała łagodne traktowanie dzieci. W tym procesie każde oblicze Mengelego funkcjonowało jako niezależna całość: osobowość obozowa, dzięki której był on w stanie pracować w Auschwitz i eksploatować znajdujący się tam "materiał ludzki", oraz osobowość przedwojenna, pozwalająca mu na zachowanie poczucia godności. Jego oddanie ideologii nazistowskiej spełniało rolę koniecznego pomostu między tymi dwiema osobowościami. Dobrym przykładem "rozdwojenia" Mengelego był sposób, w jaki potraktował grupkę żydowskich dzieci cierpiących na zgorzelinowe zapalenie jamy ustnej, które powoduje bolesne wrzody. Mengele zaczął prowadzić badania nad różnymi eksperymentalnymi specyfikami, mającymi ulżyć ich cierpieniu. Doszła tu do głosu jego osobowość przedwojenna. Jednak kiedy Mengele wreszcie znalazł właściwe lekarstwo, znów powrócił do osobowości obozowej i wysłał część wyleczonych dzieci prosto do komory gazowej. Dla Mengelego istotą doświadczenia było zdobycie wiedzy naukowej, a nie chęć udzielenia pomocy chorym dzieciom. Po wyleczeniu, dzieci te jako Cyganie stwarzały zagrożenie dla czystości rasy aryjskiej, musiały więc zostać zlikwidowane. Inną sytuację, w której przejawiło się "rozdwojenie" Mengelego, opisuje dr Olga Lengyel. Mengele nadzorował poród żydowskiego dziecka, stosując wszelkie zalecenia i procedury sztuki lekarskiej, lecz w godzinę po porodzie kazał zagazować i matkę, i jej nowo narodzone dziecko. W podobny sposób traktował dzieci kierowane do komory gazowej: ich ostatni spacer zamieniał w zabawę, którą nazywał "droga do komina". Później z wielkim zniecierpliwieniem czekał na raport patologa. Żyjące dziś ofiary eksperymentów pamiętają, że Mengele dawał im słodycze, a czasami nawet bawił się z nimi w zbudowanej na jego rozkaz świetlicy. Jednak wszystkie te czynności miały zawsze jeden nadrzędny cel: jak najlepsze spożytkowanie dostępnego "materiału badawczego". [...] W nocy 17 stycznia Mengele opuścił Auschwitz, zabierając ze sobą archiwa wyników badań nad bliźniętami, karłami i ułomnymi. SS nakazało zniszczyć całą dokumentację chorób, wykresy temperatur oraz wszystkie inne dowody eksperymentów i ludobójstwa. Krematoria miały zostać wysadzone, a wszyscy pacjenci, którzy nie byli w stanie maszerować - zastrzeleni. Mengele złożył ostatnią wizytę swojej antropolog, dr Puzynie, odpowiedzialnej za pomiary cech zewnętrznych u badanych bliźniąt. "Wszedł bez słowa do mojego biura - powiedziała. - Włożył wszystkie moje papiery do dwóch pudeł i kazał wynieść je do oczekującego samochodu." Mając w uszach odgłos zbliżającego się radzieckiego ostrzału artyleryjskiego, Josef Mengele uciekł z piekła Auschwitz. Od tej chwili miał już zawsze uciekać. [...] Decyzja o wykorzystaniu Mossadu do tropienia zbrodniarzy nazistowskich wywarła duży wpływ na funkcjonowanie tej organizacji. Aż do późnych lat pięćdziesiątych Mossad, pod roztropnym przywództwem Issera Harela, interesował się głównie wydarzeniami prowadzącymi do kryzysu sueskiego i - w coraz większym stopniu - sytuacją w Związku Radzieckim. Jednym z największych sukcesów Harela i jego ludzi było uzyskanie przed Amerykanami i Brytyjczykami pełnego stenogramu wystąpienia Nikity Chruszczowa, który w lutym 1956 r. na tajnym posiedzeniu plenum KPZR w trzygodzinnym przemówieniu rozprawił się ze zbrodniami totalitarnego reżimu Stalina. W ciągu jednej nocy niepozorny Harel stał się ważną postacią na światowej scenie politycznej. Zdobyty przez siebie tekst zabrał do Waszyngtonu, aby wynegocjować układ z Amerykanami. Oficjalnie całą zasługę za wykradzenie dokumentu, który trafił następnie na pierwsze strony wszystkich gazet, przypisano CIA. Liczba członków zachodnich partii komunistycznych natychmiast stopniała. Prywatnie jednak, Harelowi udało się doprowadzić do zawarcia porozumienia o współpracy wywiadów USA i Izraela. Wtedy właśnie narodziła się otaczająca Mossad aura intrygi. Pod koniec 1957 r. Harel odebrał telefon, który miał nadać reputacji Mossadu wymiar publiczny. Dzwonił Walter Eytan, dyrektor generalny w ministerstwie spraw zagranicznych w Jerozolimie, prosząc o natychmiastowe spotkanie w bardzo poufnej sprawie nie do omówienia przez telefon. Wieczorem tego samego dnia obaj panowie spotkali się w kawiarni w Ramat Gan, gdzie podekscytowany Eytan powiadomił Harela o otrzymanej z Niemiec Zachodnich informacji, zgodnie z którą Adolf Eichmann wciąż żył i mieszkał w Argentynie pod znanym Niemcom adresem. Wiele lat później opisując "Operację Eichmann" Harel stwierdził, że to "instynkt" podpowiedział mu, że tym razem wskazówka była prawdziwa - przez całe lata pięćdziesiąte Izraelczycy podążali fałszywymi tropami i nie byli nawet pewni, czy Eichmann nadal żyje. Po powrocie do Tel Awiwu Harel spędził resztę nocy na przeglądaniu teczki Eichmanna. Jej zawartość ukazywała, jak gorliwie człowiek ten realizował plan "ostatecznego rozwiązania". O poranku Harel zdecydował, że Eichmann musi zostać ujęty "choćby niebo miało spaść nam na głowy": Żadna agencja, żaden rząd, żadna policja go nie ścigała. Ludziom znudziły się opowieści o zbrodniach; chcieli wymazać te straszne wydarzenia ze swojej pamięci; twierdzili, że tak czy inaczej żadna ziemska kara nie będzie w stanie wyrównać rachunków krzywd i że pogodzili się już z łamaniem prawa i niesprawiedliwością. Harel nie miał kłopotów z przekonaniem premiera Izraela, Davida Ben-Guriona, że schwytanie Eichmanna będzie odpowiednim zadaniem dla Mossadu. Między Ben-Gurionem a Harelem istniała silna więź, sięgająca jeszcze pierwszych miesięcy istnienia państwa Izrael, kiedy z zewnątrz zagrażali mu Arabowie, a od wewnątrz - prawicowa organizacja Irgun Zevai Leumi pod przewodnictwem Menachema Begina. Harel, pełniący wówczas funkcję szefa Departamentu Spraw Wewnętrznych, izraelskiego odpowiednika FBI, zajmował się neutralizacją ugrupowań nawołujących do wojny domowej - zarówno grupy Begina, jak i pozostałości podziemnej organizacji terrorystycznej Stern, przeciwnej warunkom wynegocjowanego przez ONZ zawieszenia broni w pierwszej wojnie arabsko-izraelskiej. Swój cel osiągnął dzięki aresztowaniu liderów Irgunu i Sternu i zlikwidowaniu należących do ich frakcji składowisk broni, przy czym operacje te zostały przeprowadzone z typową dla Harela stanowczością, choć bez zbędnej brutalności. Rebeliantów informowano, że państwo Izrael nie będzie tolerowało prywatnych armii. Doświadczenia narodu żydowskiego przed powstaniem Izraela odcisnęły głębokie piętno na psychice Harela. Nie doświadczył na własnej skórze zbrodni Holocaustu; był jednym z pionierów państwa Izrael i strażnikiem sumienia narodu. Schwytanie Eichmanna uważał za "przysługę wyświadczoną narodowi i humanitaryzmowi w ogóle". Izrael - twierdził - jako jedyne państwo na świecie "zdecydował chwycić się wszelkich sposobów by dokonać osądu, do którego miał historyczne prawo." Jednak zlokalizowanie Eichmanna, potwierdzenie jego tożsamości, porwanie go i wywiezienie z kraju odległego o wiele tysięcy kilometrów miało okazać się nadzwyczaj trudne dla Mossadu. I choć Harelowi udało się uzyskać od Ben-Guriona duży budżet operacyjny, "Operacja Eichmann" była bardzo kosztownym przedsięwzięciem, co podkreśla Harel w swojej autobiografii: Kiedy Nahum Amir, pełniący funkcję naszego europejskiego "biura podróży", poinformował mnie, że przewiezienie Eichmanna do Izraela specjalnym samolotem będzie kosztować fortunę, odparłem, że w takim razie postaramy się zabrać ze sobą również Mengelego. Wbrew słowom Harela, chęć ujęcia Mengelego nie wynikała wcale z pobudek finansowych. Harel pisał później: "Uważałem, że w Izraelu powinien odbyć się proces osób odpowiedzialnych za Holocaust i chciałem, by Mengele był jednym z oskarżonych. Taki proces pozwoliłby nam na zajrzenie w głąb umysłów ludzi stanowiących wcielenie zła." Choć zgromadzone przez Mossad dane dotyczące Mengelego nie były tak szczegółowe jak informacje na temat Eichmanna, oczywiste wydawało się, że lekarz Auschwitz prowadzi zupełnie inny tryb życia niż jego odpowiednik w zbrodni: Mengele używał własnego nazwiska, podczas gdy Eichmann korzystał z pseudonimu; żona Mengelego, Martha, figurowała w książce telefonicznej (choć pod starym adresem); Izraelczycy znali nawet pewne szczegóły związane z działalnością handlową prowadzoną przez Mengelego. Przygotowaniom do operacji zagroziło jednak opublikowanie przez wysokonakładowe dzienniki izraelskie artykułów poświęconych Mengelemu i Eichmannowi, po których parlament izraelski wystosował do Ben-Guriona zapytanie o działania podjęte w celu ujęcia obu zbrodniarzy. Obawiając się ich spłoszenia, Harel rozpuścił fałszywe wiadomości, jakoby Eichmann został spostrzeżony w Kuwejcie. Jednym z niewielu znających prawdę ludzi spoza Izraela był dr Fritz Bauer, prokurator landu Hesja w Niemczech Zachodnich. We wrześniu 1957 r. powiadomił on Izraelczyków o odnalezieniu Eichmanna. Całą sprawę utrzymywano w najwyższej tajemnicy - wiedział o niej jedynie dr Bauer i premier Hesji, August Zinn. Harel zgodził się z Bauerem, że nie należy liczyć na pomoc Bonn. "Bauer stwierdził, że nikt poza nim o niczym nie wie", mówił Harel. "Powiedział, że nie ufał [niemieckiemu] ministerstwu spraw zagranicznych ani ambasadzie w Buenos Aires. Według niego, byliśmy jedyną organizacją, której można było z czystym sumieniem powierzyć taką informację." Pomijając już fakt, że ówczesnym ambasadorem Niemiec w Buenos Aires był Werner Junkers, były wojenny dyplomata nazistowski, Bauer miał inne powody, by nie pokładać zaufania w Niemcach: jako Żyd został podczas wojny dwukrotnie aresztowany przez władze Rzeszy i dwukrotnie udało mu się zbiec: za drugim razem do Szwecji. Po powrocie przysiągł, że zrobi wszystko, aby ludzie tacy jak Eichmann i Mengele stanęli przed sądem. Z opatrzonego datą 31 lipca wpisu w dzienniku wynika, że na skutek porwania Eichmanna, wydania przez władze Argentyny listu gończego oraz śmierci Haasego, Mengele zaczął rozważać możliwość popełnienia samobójstwa: Jak deszcz obmywa ziemię, tak moją duszę ogarnął smutek. Odszedł mój dobry przyjaciel i nic nie zastąpi mi jego utraty. Staram się uwierzyć, że już nigdy nie zobaczę jego promiennej twarzy i nigdy nie usłyszę jego przepełnionych optymizmem słów. Pamięć o nim żyje we mnie. Dowody jego bezinteresowności, woli niesienia pomocy i wierności są tak namacalne, że nie potrafię uwierzyć w nasze ostateczne rozstanie. Tak się jednak stało. Komunikat radiowy nie pozostawia co do tego wątpliwości. Dla mnie jednak będzie żył wiecznie, dzięki swojemu oddaniu i swojej miłości. To on nauczył mnie znosić przeciwności losu; on dawał mi siłę w chwilach zwątpienia. "Nie możesz stracić ducha walki i poddać się - tego właśnie od ciebie chcą." Słowa te, drogi przyjacielu, będą dla mnie twoim ostatnim życzeniem, które muszę wypełnić. Mengele pozostawał w takim stanie przez kilka dni po śmierci Haasa i ze strachu nie przyszedł na pogrzeb. 5 sierpnia napisał: I znów moje myśli wracają do tragicznego losu mojego przyjaciela. Teraz spoczywa już w grobie. Gdybym tylko mógł zaopiekować się jego żoną. Czy syn wrócił już z D [Niemiec]? Tracąc ojca utracił część siebie. Śmierć rodzica musiała go załamać i zniszczyć jego karierę zawodową. Mengele otrzymał wkrótce kolejny powód do pesymistycznych rozważań. W sierpniu zachodnioniemieckie gazety zaczęły prześcigać się w publikowaniu szczegółowych opowieści o jego zbrodniach. Całą teczkę wycinków prasowych dostarczył mu prywatnym samolotem pewien znajomy, którego określa mianem "Don C". "Nagle usłyszałem odgłos silnika ... przybył 'Don C'", czytamy w dzienniku pod datą 15 sierpnia. "Było mu do nas po drodze. Razem spędziliśmy niedzielne popołudnie, rozmawiając o różnych bolesnych sprawach." Tego dnia Mengele "do późna w nocy z zafascynowaniem" przekopywał się przez stos doręczonych mu artykułów. Ich zawartość zaskoczyła go i zdenerwowała. Uważał, że za wszystkie "kłamstwa" kładące się cieniem na jego dobre imię odpowiedzialni są Żydzi: To nie do wiary, co w dzisiejszych czasach wypisują niemieckie gazety. Rząd, który toleruje takie bzdury, zdradza tym samym swoją słabość i brak właściwego nastawienia. Triumfuje kłamstwo, a prawdziwa historia jest zniekształcana i fałszowana. Ludzie wycierają sobie gęby "humanitaryzmem" i "chrześcijaństwem", odmieniając na wszelkie możliwe sposoby słowo "Bóg". Rzecz jasna, kryje się za tym starotestamentowa nienawiść do wszystkiego, co w niemieckiej świadomości wielkie i piękne. [...] W święta 1978 r. Mengele stracił chęć do życia. Przechadzał się, zatopiony we własnych myślach, nie dbając o to, co się z nim stanie. Raz o mało nie wpadł do studni w swoim ogrodzie; innym razem omal nie zginął podczas spaceru. Sąsiedzi, zaalarmowani przez nagły pisk hamulców, ujrzeli stojący w poprzek drogi autobus, a pośród kłębów kurzu - Mengelego, idącego przed siebie tak, jak gdyby nic się nie stało. W takim właśnie stanie umysłu Mengele opuścił swój dom przy 5555 Alvarenga Road po raz ostatni. Wydawał się wiedzieć, że już nigdy do niego nie powróci. Po kilku dniach wahania przyjął wreszcie zaproszenie od Bossertów, którzy proponowali, by zatrzymał się w wynajętym przez nich plażowym domku w Bertioga, czterdzieści kilometrów od Săo Paulo. Był koniec stycznia 1979 r., środek upalnego brazylijskiego lata. "Zastanawiał się, czy w jakikolwiek sposób wpłynie to na poprawę jego nastroju - mówi Inez. - Twierdził, że jest bardzo zmęczony, lecz w końcu zdecydował się na wyjazd. Powiedział mi: "Jadę na plażę, gdyż moje życie ma się ku końcowi."